• Nie Znaleziono Wyników

Wieś, 1949.02.20 nr 08

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Wieś, 1949.02.20 nr 08"

Copied!
12
0
0

Pełen tekst

(1)

Stron 12

( IH S W T O ¡SWYCKItSO J

Cena 25 zł

Opłata pocztowa «Iszczono ryczałtem.

r

d V **1

T Y G O D N I K S P O Ł E C Z N O - L I T E R A C K I

Rok VI Łódź, 20 lutego 1949 r. N r 8 (187)

--- W N U M E R Z E --- między innymi:

Olbrzymek

— Wspomnienia starego robotnika

T. Różewicz

— Wiersze

S. Golachowski

— Fortepian Chopina

W. Słobodnik

— K u czci Chopina

J. Pogan

— K ronika nekrologów

P. Chmura i W . Strzemiński

— Dyskusja o Ma­

tejce

K. Garaudy

— Jak żyją artyści - plastycy we F ra n cji

P. Czyżowa

— Błędne rozumowanie

iVI. Koliba

— Przodownikom wsi

K. Sławiński

— Dyplomacja atomowa.

V .

J

W ło d zim ie rz Lenin

SAMOSTANOWIENIE NARODOW

(Z „Referatu o programie partyjnym“

P

ow iada on (B u c h a rin ). że nie m ożna uznaw ać p ra w a n a ro d ó w do sam oo- kre ś le n ia . N a ró d — to znaczy b u rż u - azja w ra z z p ro le ta ria te m . M y , p ro le ­ tariusze, m a m y uznaw ać p ra w o do sam ookreślenia ja k ie jś ta m n ik c z e m ­ n e j b u ru ż a z ji! T o do niczego n ie podobne!

N ie, d a ru jc ie , je s t to w ła ś n ie to, co je s t zgo­

dne z rzeczyw istością. J e ś li to od rzucicie, po­

zostanie w a m fa n ta z jo w a n ie . P o w o łu je c ie się na proces zró ż n ic z k o w a n ia , o d b y w a ją c y się w ło n ie na ro d u , na proces w y o d rę b n ie n ia się p ro le ta ria tu od b u rż u a z ji. A le zobaczym y do­

piero , w ja k i sposób to z ró żn iczko w a n ie się odbędzie.

W eźcie n a p rz y k ła d N ie m cy, w z ó r p rz o d u ­ jącego k r a ju ka p ita lis ty c z n e g o , k tó re pod w zględem o rg a n iz a c ji k a p ita liz m u , k a p ita liz ­ m u fina nso w eg o, s ta ły , w y ż e j n iż A m e ry k a . S ta ły one n iż e j pod w ie lu w z g lę d a m i, pod, w zględem te c h n ik i „i p ro d u k c ji, pod w z g lę ­ dem p o lity c z n y m , ale pod w zg lęd em o rg a n i­

z a c ji k a p ita liz m u finansow ego, pod w z g lę ­ dem przeistoczenia k a p ita liz m u m o n o p o lis ty ­ cznego w p a ń s tw o w o -m o n o p o lis ty c z n y - N ie m c y s ta ły w y ż e j n iż A m e ry k a . Z d a w a ło b y się, że to w zór. A co się ta m dzieje? C zy n ie ­ m ie c k i p ro le ta ria t w y o d rę b n ił się od b u rż u a ­ z ji? . N ie ! W szak ty lk o o k ilk u w ie lk ic h m ia ­ stach donoszono, że w iększość ro b o tn ik ó w ty c h m ia s t je s t p rz e c iw szajdem anow com . A le ja k to się stało? Za pom ocą sojuszu s p a r- tak u s o w c ó w z n ie m ie c k im i po ’ ' s; iro ć p r z e - . k ię ty m i m ie ń s a c w ik a irtl — . fci.tó&loznym 'i , k tó fz y w szystko plączą i chcą połączyć w ę ­ złem m a łż e ń s k im system R ad z K o n s ty tu a n ­ tą ! O to co się dzieje w tych w ładn ie N ie m ­ czech! A przecież jest to k r a j p rzo d u ją cy.

T ow . B u c h a rin p o w ia d a : „P o co nam p ra ­ w o n a ro d ó w do sam ookreślenia ?“

..Ja chcę uznawTać je d y n ie p ra w o samo­

o k re ś le n ia k la s p ra c u ją c y c h “ —p o w ia d a tow . B u c h a rin To znaczy chcecie uznać to, cze­

go w1 rzeczyw istości nie osiągnięto w żad nym k r a ju prócz R o sji. T o je s t śmieszne.

S p ó jrzcie na F in la n d ię , k r a j d e m o k ra ty c z ­ ny, b a rd z ie j ro z w in ię ty , k u łtu ra ln ie js z y , a n i­

żeli m y. O d b y w a się w n ie j proces w y o d rę b ­ n ien ia, z ró ż n ic z k o w a n ia p ro le ta ria tu , o d b yw a się swoiście, w sposób o w ie le b a rd z ie j bo­

lesny, a n iż e li u nas. F in la n d c z y e y d o św ia d ­ c z y li d y k ta tu r y N iem iec, obecnie d o św ia d ­ czają d y k ta tu r y E n te n ty , i d z ię k i tem u, że ą z n a liś m y p ra w o n a ro d ó w do sam ookreśle­

n ia, proces z ró ż n ic z k o w a n ia został ta m u ła ­ tw io n y . P a m ię ta m bardzo dobrze scenę, k ie ­ d y w S m o ln y m w y p a d ło m i w rę czyć orędzie S w in h u w u d o w i — co w p rz e k ła d z ię n a ję z y k ro s y js k i znaczy „ś w in io g ło w e m u “ — prze d­

s ta w ic ie lo w i fin la n d z k ie j b u rż u a z ji. k tó r y o d eg rał ro lę kata . U p rz e jm ie ściska ł on m i rękę , p r a w iliś m y sobie k o m p le m e n ty . N ie b y ło to p ię k n e ! A le trze b a to b y ło uczynić, poniew aż b u rż u a z ja ta o s z u k iw a ła w te d y lu d , o s z u k iw a ła m asy p ra cujące, opow iad ając, że m oskale, szow iniści, W ie lk o ru s i chcą zgnębić F in la n d c z y k ó w , N ależało to uczynić!

A czyż w c z o ra j nie trze b a b y ło tego sam e­

go? w stosu nku do R e p u b lik i B a s z k irs k ie j?

K ie d y to w . B u c h a rin m ó w ił: „M o ż n a tem u czy o w em u to p ra w o p rz y z n a ć “ , zan otow ałe m so-bie na w e t, że u niego w ty m spisie zna le­

ź li się H o te n to c i, B uszm eni, H in d u s i. S łu cha­

ją c tego w y lic z e n ia m y ś la łe m : w ja k i sposób to w a rzysz B u c h a rin za p o m n ia ł o je d n y m m a ­ le ń k im drobiazgu, za p o m n ia ł o B aszkirach B uszm enów w R o s ji nie ma. o H o te n to ta c h też nie słyszałem , b y p re te n d o w a li do R epu­

b lik i a u to n o m ic z n e j, ale są przecież u nas B a s z k irz y . K ir g iz i oraz c a ły szereg _ in n y c h n a ro d ó w i im nie m ożem y o d m ó w ić p rz y ­ znania tego praw a. N ie m ożem y tego od­

m ó w ić żadnem u z na ro d ó w , m ieszkają cych w g ra n ic a c h daw nego Im p e riu m Rosyjskiego.

P rz y p u ś ć m y naw et, że B a s z k irz y o b a lilib y w y z y s k iw a c z y i p o m o g lib y ś m y im to uczynic.

A le przecież to je s t m o ż liw e je d y n ie tam , gdzie p rz e w ró t c a łk o w ic ie d o jrz a ł. I trzeba to ucz y n ić ostrożnie, żeby sw o im w trą c e n ie m się nie zaham ow ać w ła ś n ie tego samego p ro ­ cesu w y o d rę b n ie n ia się p ro le ta ria tu , k tó r y p o w in n iś m y przyśpieszyć. Co więc- m ożem y uczyn ić w sto su n ku do ta k ic h na rod ow , ja a.

K ir g iz i, S a rto w ie , k tó rz y dotychczas z n a jd u ­ ją się pod w p ły w e m sw o ich m u i ow. J nas.

w R osji, ludność po d łu g im dośw iadczeniu z po pam i pom ogła nam ic h ob alić A le 'w e ­ cie. ja k słabo jeszcze wszedł w życie d e k re t o ślubach c y w iln y c h Czy m ożem y zw rocie

*) R e fe ra t w yg łoszo ny 19 m arca 1919 r. na V I I ] zjeździe R K P (b ) — s k io t

się do S a rtó w i pow iedzieć: „O b a la m y w a - 1 szych w y z y s k iw a c z y “ ? Tego uczyn ić n ie m o ­ żemy, poniew aż są on i c a łk o w ic ie p o dp orząd­

k o w a n i sw o im m u łło m . T u trzeba doczekać się ro z w o ju danego n a rod u, w y o d rę b n ie n ia p ro le ta ria tu od e le m e n tó w b u rż jja z y jn y c h , co je s t n ie u n ik n io n e .

’ T ow . B u c h a rin nie chce czekać. O ga rn ia go, z n ie c ie rp liw ie n ie :, , , Z 'ja k ie j ra c ji? S koro sam i o b a liliś m y b u rżua zję, p ro k la m o w a liś m y W ładzę R adziecką i d y k ta tu rę p ro le ta ria tu , z ja k ie j r a c ji m a m y ta k postępow ać?“ . D zia­

ła to ja k zachęcające w e zw an ie , je s t w y ty c z ­ ną naszej d ro g i, ale je ś li ty lk o tó będziem y p ro k la m o w a li w p ro g ra m ie , to o trz y m a m y nie p ro g ra m lecz p ro k la m a c ję . M ażem y p r o k la ­ m ow ać W ładzę R ad i d y k ta tu rę p ro le ta ria tu oraz ogłosić c a łk o w itą pogardę dla b u rż u a z ji, na k tó rą po ty s ią c k ro ć zasługuje, ale do p ro ­ g ra m u na le ży w n ieść z ab solutną ścisłością to, co je s t rea ln e. W te d y p ro g ra m u nasze­

go nie będzie m ożna k w e stion ow a ć.

S to im y na ściśle k la s o w y m pu nkcie w id z e ­ nia. To, co n o tu je m y w p ro g ra m ie , je st uzna­

n ie m tego, co stało się w rzeczyw istości po ty m okresie, w k tó r y m p is a liś m y o samoo- k re ś le n iu n a ro d ó w w ogóle Wówczas nie b y ­ ło jeszcze ‘ p ro le ta ria c k ic n re p u b lik . K ie d y z ja w iły się one i ty lk o o ty le , o ile się z ja ­ w iły , m o g liś m y napisać 'o , cośm y tu n a p i­

sali: „F e d e ra c y jn e zjednoczenie p a ń s tw o rg a ­ n iz o w a n y c h w g ty p u rad zie ckieg o“ . T y p ra ­ dzie c k i, to jeszcze nie R a d y na w z ó r is tn ie ­ ją c y c h w R o s ji,, je d n a k ty p ra d z ie c k i staje się m ię d z y n a ro d o w y m . T y lk o to m ożem y po­

w iedzieć. Iść d a le j, o k r o k d a le j, o w łos da­

le j— b y ło b y ju ż niesłusznie i dlatego do p r o ­ g ra m u się nie nadaje.

P o w ia d a m y : trze b a się iiczyć z ty m , na ja k im s to p n iu ro z w o ju z n a jd u je się da ny na­

ró d w drodze od śred niow iecza do d e m o k ra ­ c ji b u rż u a z y jn e j i od d e m o k ra c ji b u rż u ­ a z y jn e j _ d o . d e m o k ra c ji p ro le ta ria c k ie j.

T o je s t bezw zględnie słuszne. W szyst-

W ojciech Kozera t

KTO PRZECIW N IEP O D LE G ŁO Ś C I

W

, ciągu 32 la t b u d o w a ł Z w ią z e k R a - . ' dziee ki socjalizm , u tr w a la ł p o te n ­

c ja ł gospodarczy, n ie z a w is ło ś ć i w o l­

ność narodów , sku p io n ych w ■ jejpo, granicach. B y ł je d y n y m pa ństw e m , k tó re w n ie s ła w n e j p a m ię ci L id z e N a ro d ó w i dziś w O rg a n iz a c ji N a ro d ó w Z jed no czonych całą pow agą swego a u to ry te tu b r o n ił i b r o n i w o l­

ności i nieza w isłości na rod ów , skrę p o w a n ych i d ła w io n y c h p ę tlą im p e ria liz m u . W prze cią­

gu ty c h 32 la t zachodnio - e u rop ejska i am e­

ry k a ń s k a h u rż u a z ja otaczała go m u re m k ła m s tw a i oszczerstwa. Że chce zniszczyć eu rop ejską c y w iliz a c ję (ja k b y n ie n iszczył je j w ła ś n ie im p e ria liz m ), że zagraża d o b ro b y to ­ w i ś w ia ta (ja k b y tego „d o b ro b y tu “ n ie nisz­

c z y ły k ry z y s y gospodarcze i im p e ria lis ty c z n e w o jn y ), że je s t m ieczem d a m o kle so w ym n ie T po dległości i sam odzielności na rod ów . K o ś la ­

w e k ła m s tw o s iłą rzeczy z w ró c iło się p rz e c iw in s y n u a to ro m . Go d zia ło się w ciągu ty c h 32

la t w k ra ja c h k a p ita lis ty c z n y c h ?

K a p ita lis ty c z n a c y w iliz a c ja i k u ltu r a prze­

o b ra z iły się w d ła w ią c ą • obręcz ' n a ro d ó w : m ia s t d o b ro b y tu p rz y n o s iły k ry z y s y , w o jn y i bezrobocie, m ia s t w o ln o ś c i — niew o lę , m ia s t h u m a n is ty c z n e j id e i b ra te rs tw a n a ro d ó w — bezustanne w a ś n i i u ja rz m ie n ie n a ro d ó w słab­

szych i m n ie jszych . W y ra s ta n iu potęg im p e ­ ria lis ty c z n y c h — A n g lii, A m e ry k i, N iem iec, W łoch, J a p o n ii — to w a rz y s z y ł stale p o to k u -

■ ciem iężenia i k r w i n a ro d ó w E u ro p y , A z ji i A f r y k i, W olność p a ń s tw im p e ria lis ty c z n y c h je s t zawsze u w a ru n k o w a n a n ie w o lą słabszych na rod ów . Jest to p ra w o ta k nieu chron ne , ja k n ie u c h ro n n y m i są w e w n ę trz n e sprzeczności gn ijącego k a p ita liz m u .

S p ó jrzcie na m apę ś w ia ta — przeszłą i te ­ raźniejszą. N ie m c y zaczęły od A u s tr ii, zagar­

n ę ły całą bez m a ła E uropę, m a rz y ły o zd o b y­

c iu całego św iata. (H eute g e h ö rt uns D e utsch­

la n d , m org en die ganze W e lt). J a p o n ia dąży­

ła do u ja rz m ie n ia A z ji. A n g lia dziś jeszcze du si n a ro d y A z ji i A f r y k i. A S ta n y Z je d n o ­ czone? M y ś lą dziś o te j samej p o lity c e , k tó ra w Niem czech skończyła się k lę s k ą H itle ra . Ic h p la n y a g re s ji są nie m n ie j „da le kosię żne“

i nie m n ie j drapieżne. T y m b a rd z ie j, że nie m a ją ju ż k o n k u re n tó w .

K onieczność u ja rz m ie n ia na ro d ó w je s t w e ­ w n ę trz n ą koniecznością im p e ria liz m u . W y n i­

k a z k ry z y s ó w , k tó re c y k li .znie ła m ią gospo­

d a rk ę k a p ita liz m u ; z konieczności e k s p o rtu k a p ita łó w , k tó re siłą rzeczy pro w a dzą do u- ja rz m ie n ia k ra jó w , służących z a . ry n e k eks­

p o rto w y ; z p o trz e b y obcych ry n k ó w , k tó ry c h im p e ria liz m m a zawsze za m ało i k tó ry c h n ie ­ dostatek d ła w i go (stąd w o jn y , ja k o re z u lta t w a lk i o r y n k i m ię d z y m o c a rs tw a m i im p e ria ­ lis ty c z n y m i); ze s tra c h u prze d re w o lu c ją spo­

łeczną, k tó ra w y ra s ta ze schorzałego w n ę trz a im p e ria liz m u i je st z tego w z g lę d u koszm a r­

n y m snem w ie lk ic h fin a n s is tó w I m o n o p o li­

stów

O czyw iste, że w ie lc y im p e ria liś c i i ic h id e ­ ologow ie nieczęsto p rz y z n a ją się do s w y c h zam ierzeń, rz a d k o u ja w n ia ją przed s w y m i na- ro d a n ji m echanizm , k tó r y zmusza ic h do p ro ­ w adzenia te j d ra pieżne j p o lity k i. Są raczej s k ło n n i przyozdabiać swą b ru tą jn o ś ć i'c y n iz m

w z n io s ły m i i tu m a n ią c y m i frazesam i. S ta ra ­ ją się ukazać z łu dn e róże, u k ry w a ją c realne cie rnie . P ra w ią o, w o lności, d e m o k ra c ji, n ie - podległości. Z a p o m in a ją , że w o ln o ść zb ro d ­ nia rza sta n o w i groźbę, d la życia pracującego o b yw a te la , że de m o kra cja , w k tó r e j potężny b a n k ie r i ub o g i r o b o tn ik są sobie fo rm a ln ie r ó w n i je s t fik c ją , ja k ic h w ie le is tn ie je w k a ­ p ita liz m ie , (w A m e ry c e k u rs u je anegdota, ja k to p e w ie n bogacz o św ia d czył u b og ie m u żebra­

k o w i, '¿e o b y d w a j są sobie przecież ró w n i:

b a n k ie ro w i n ik t n ie b ro n i spać p o d m ostem , ż e b ra k o w i — w e le g a n c k im łó żku . Z a p o m n ia ł, n a iw n y , że on, b a n k ie r, może spać pod m o­

stem , a żeb rak m usi ta m spać). A nie p o ­ dległość? B lu m i B e y in . s tw ie rd z ili p o p ro s tu , że idea nie za w isło ści n a ro d o w e j je s t anach ronizm em społecznym . Z re z y g n o w a ­ l i z zasady, k tó ra b y ła k ie d y ś ha słe m sztan­

d a ro w y m ' re w o lu c y jn e g o m ieszczaństw a. Czyż n ie je s t oczyw iste, że m o ż n o w ła d c y Stanów*

Z je d n o czo n ych głosząc k ła m liw ie ( i nie p o ­ trz e b n ie ) ja k o b y b y li . o b ro ń c a m i w o lno ści narodów*, przeczą tem u, co m ó w ią ic h odda­

n i słu żalcy w E u ro p ie , k tó rz y z ro z u m ie li ju ż daw no, że idea niep odleg łości n a ro d o w e j przeczy p o d s ta w o w y m założeniom im p e ria ­ lizm u .

Z a d a j sobie, c z y te ln ik u , p y ta n ie : czy idea nie p o d le g ło ści może przyn ie ść k o rz y ś c i w ła ­ ścicielo m w ie lk ic h b a n k ó w , tru s tó w i m o n o ­ p o li, k tó r z y śą w rzeczyw istości i w iedzą o ty m -— w y iz o lo w a n i ze sw ych na ro d ó w ; czy id ea niep odleg łości n a ro d ó w nie je s t be zpo średn im zagrożeniem ich p a n o w a ­ n ia i własności? B o n a ró d — to są ro b o tn ic y i wszyscy p ra c u ją c y , k tó rz y coraz . o s trz e j a ta k u ją k a p ita liz m i coraz le ­ p ie j ro z u m ie ją b e z m ia r k rz y w d y , ja k ą on w y ­ rządza narodom . N iepo dleg łość n a ro d u — oznacza w y o d rę b n ie n ie się mas p ra c u ją c y c h pod w o dzą k la s y ro b o tn ic z e j spod w ła d z y k a ­ p ita łu . Oznacza w y z w o le n ie k r a jó w k o lo n ia l­

nych, z k tó r y c h im p e ria liz m czerpie n ie z m ie r­

ne zyski, Oznacza suw erenność p ra cujących, Oznacza w y z w o le n ie mas spod w p ły w u k a ­ p ita liz m u

N ie tru d n o zrozum ieć, dlaczego muszą k ła ­ m ać im p e ria liś c i, k tó rz y m ó w ią jeszcze o o b ­ ro n ie w o ln o ści na ro d ó w . Dlaczego pojęcie niep odleg łości p rze kszta łca się w ic h ustach w frazes bez znaczenia? B o czyż m ogą b ro n ić id e i, k tó ra podw aża im p e ria ln e m onopole i m o b iliz u je p rz e c iw n im coraz szersze k r ę ­ g i mas p ra c u ją c y c h i . n a ro d ó w k o lo n ia l­

nych?

O czyw iste je st dziś, że idea nie p o d le ­ głości je s t n ie ro złą czn ie zw iązana z s o c ja liz ­ mem, gdyż „ro b o tn ic y — ja k m ó w i' S ta lin — w a lczą i w a lczyć będą p rz e c iw k o p o lity c e u c is k u na rodów w e w s z y s tk ic h je j postaciach, od n a jb a rd z ie j w y ra fin o w a n y c h do n a jb a r­

dziej b ru ta ln y c h , ja k ró w n ie ż p rz e c iw k o p o ­ lity c e p o d ju d z a n ia w e w szy s tk ic h je j posta­

ciach.

D latego so c ja ld e m o k ra c ja w s z y s tk ic h k r a ­ jó w p ro k la m u je p ra w o na ro d ó w do sam ookre- ś le n ia “ . (Z a r ty k u łu S ta lin a : „M a rk s iz m , a k w e s tia n a ro d o w a “ pisanego w r. 1913, str. 15).

k ie n a ro d y m a ją p ra w o do sam ookreślenia, o H o te n to ta c h i B uszm enach spe cja inie m ó ­ w ić nie w a rto . Pod tę c h a ra k te ry s ty k ę pod­

pada ogrom na większość,, na pew no dzie­

w ięć dziesiątych, być może 35 proc. ogółu m ieszkańców k u li z ie m skie j, a lb o w ie m w szy­

s tk ie k r a je z n a jd u ją się na drodze od śred­

niow iecza do b u rż u a z y jn e j d e m o k ra c ji lu b od b u rż u a z y jn e j d e m o k ra c ji do p ro le ta ria c ­ k ie j d e m o k ra c ji. Jest to . droga bezw zględnie n ie u n ik n io n a . W ięcej n ie m ożna pow iedzieć,, poniew aż będzie to niesłuszne, po niew a ż nie będzie to o d p o w ia d a ło rzeczyw istości. O d rz u ­ cenie sam ookreślenia n a ro d u i zastąpienie go sam ookreśleniem lu d u pracującego b y ło ­ b y c a łk o w ic ie niesłuszne, poniew aż ta k ie p o ­ s taw ien ie s p ra w y n ie uw zglę dn ia , z ja k im i tru d n o ś c ia m i, ja k k rę tą dro gą od byw a się zró ż n ic z k o w a n ie w e w n ą trz narodów . W Niem czech o d b yw a sę ono in aczej a n iż e li u nas: pod p e w n y m i w z g lę d a m i prędzej, a pod in n y m i p o w o ln ie j i b a rd z ie j • k rw a w o . U nas a n i je d n a p a rtią n ie w p a d ła na t a k i p o tw o r­

n y p o m y s ł ja k s k o ja rz e n ie R ad z K o n s ty ­ tu a n tą . M u s im y przecież żyć obok ty c h na­

rod ów . J u ż teraz szajdem anow cy m ó w ią o nas, że chcem y po db ić . N iem cy. Jest to n ą t u - , r a ln ie śmieszne i bezsensowne. A le b u rż u a z ja , m a w ła ś c iw e in te re s y i w ła s n ą prasę, k tó ra w setkach m ilio n ó w egzem plarzy k rz y c z y o ty m na c a ły św iat, a W ils o n w e w łasnym , in te re s ie p o p ie ra tę kam panię. B olszew icy

¿osiadają ponoć w ie lk ą a rm ię i za pom ocą w o jn y chcą zaszczepić sw ó j boisr-ewizm w Niem czech. N a jle p s i lu d z ie N ie m ie c — s p a r- ta k u s o w c y — o p o w ia d a li nam , że ro b o tn ik ó w n ie m ie c k ic h szczują p rz e c iw k o m u n is to m : patrzcie, p o w ia d a ją , ja k u b o ls z e w ik ó w je s t źle! Ż eby znów u nas b y ło ta k bardzo do­

brze,, tego po w iedzieć n ie m ożem y. I oto ta m . w p ły w a ją na m asy za pom ocą a rg u m e n to w a - i n ia, że re w o lu c ja p ro le ta ria c k a w Niem czech oznacza ta k ie same n ie p o rz ą d k i, ja k w R osji.

Nasze n ie p o rz ą d k i — to nasza p rz e w le k ła choroba. W ałc z y m y z o g ro m n y m i tru d n o ś ­ cia m i, b u d u ją c u nas d y k ta tu rę p ro le ta ria tu . D o p ó k i b u rż u a z ja albo drobnom ieszczaństw o, lu b chociażby część n ie m ie c k ic h ro b o tn ik ó w ulega w p ły w o m tego straszaka: „B o ls z e w ic y chcą przem ocą w p ro w a d z ić sw ó j u s tr ó j“ — d o p ó ty fo rm u ła „sam o okre ślen ie lu d u p ra c u ­ jącego“ n ie polepszy s y tu a c ji. M u s im y ta k spra w ę po staw ić, żeby n ie m ie ccy s o c ja l- z d ra jc y n ie m o g li m ó w ić , że b o lsze w icy n a ­ rz u c a ją sw ó j u n iw e rs a ln y system, k t ó r y ja ­ k o b y m ożna przenieść do B e rlin a na bagne­

tach cz e rw o n o a rm is tó w . A z p u n k tu w id z e ­ n ia ne gow ania zasady sam ookreślenia n a ro ­ dów ta k w ła ś n ie może spra w a w yg ląd ać.

P ro g ra m nasz nie p o w in ie n m ó w ić o sa- m o o k re ś le n iu lu d u pracującego, a lb o w ie m je s t to niesłuszne. P o w in ie n on m ó w ić o rze ­ czyw istości. S koro n a ro d y z n a jd u ją się na ró ż n y c h sto p n ia c h ro z w o ju od średniow iecza do b u rż u a z y jn e j d e m o k ra c ji i od b u rż u a z y j­

n e j do p ro le ta ria c k ie j d e m o k ra c ji, to ow o tw ie rd z e n ie naszego p ro g ra m u je s t a b so lu t­

nie słuszne. Na te j drodze m ie liś m y bardzo dużo zygzaków . K a ż d y n a ró d p o w in ie n uzys­

kać p ra w o do sam ookreślenia, to zaś s p rz y ja sam o okre ślen iu lu d u pracującego. W F in la n ­ d ii proces w y o d rę b n ie n ia p ro le ta ria tu od b u rż u a z ji o d b yw a się w sposób na dzw yczaj ja s k ra w y , s iln y , .głęboki. T am w k a ż d y m r a ­ zie w szystko odbędzie się Ipie w te n sposób ja k u nas. J e ś li p o w ie m y , że n ie u z n a je m y żadnego fin la n d z k ie g o n a ro d u a ty lk o m asy pracujące, będzie to n a jz u p e łn ie j czczym a k ­ tem . N ie uznaw ać' rzeczyw istości n ie m ożna:

sama ona zm usi, b y ją uznano. R o zgra nicza­

nie p r o le ta ria tu i b u rż u a z ji d o k o n y w a się w ró ż n y c h k ra ja c h s w o is ty m i dro ga m i. W te j s p ra w ię m u s im y działa ć ja k n a jo s tro ż n ie j.

Szczególnie o strożn ym trz e b a być w stosu nku do ró ż n y c h na rodów , bo nie m a gorszej rze­

czy a n iż e li nieu fn ość do na rod u. U P o la k ó w d o k o n y w a się sam ookreślenie p ro le ta ria tu . O to o sta tn ie c y fry , dotyczące s k ła d u W a r - , szaw skięj R a d y D e leg atów * R o bo tn iczych:

333 delegatów z ra m ie n ia s o c ja l-z d ra jc ó w , 297 z ra m ie n ia k o m u n is tó w . W skazuje to, że ta m w g naszego re w o lu c y jn e g o kalendarza, do P a ź d z ie rn ik a ju ż n ied ale ko. Jest to ja k g d y b y sie rpie ń, ja k g d y b y w rze sie ń 1917 r o ­ ku . A le po pierw sze, n ie w y d a n o jeszcze ta ­ kie go d e kre tu , żeby w s z y s tk ie k r a je m ia ły żyć w g bolszew ickiego re w o lu c y jn e g o * k a le n ­ darza, je ś lib y zaś został on w y d a n y , to b y się go n ip trz y m a n o . A po d ru g ie , spra w a p rz e d s ta w ia się obecnie ta k , że większość p o ls k ic h ro b o tn ik ó w b a rd z ie j czołow ych, a n i-

\ A i \ t \ \

(2)

Str. 2 „W I E S" N r 8 (187)

żeli nasi, b a rd z ie j k u ltu ra ln y c h , podziela s tan ow isko socjal - „ob oro nczestw a“ , s o c ja l- p a trio ty z m u . N a leży przeczekać. T u nie m o ­ żna m ó w ić o sam ookreśleniu mas p ra c u ją ­ cych, P o w in n iś m y propagow ać to zróżnicz­

ko w a n ie . R o b im y to, ale nie ulega n a jm n ie j­

szej w ą tp liw o ś c i, że nie m ożna obecnie nie uznaw ać sam ookreślenia n a rod u polskiego.

To rzecz jasna. P o ls k i ru c h p ro le ta ria c k i k r o ­

czy tą samą drogą, co i nasz, k ro c z y k u d y k ­ ta tu rz e p ro le ta ria tu , ale n ie ta k , ja k w Ro­

sji. I ta m straszą ro b o tn ik ó w ty m , że m os­

kale, W ie lk o ru s i, k tó r z y zawsze g n ę b ili Po­

la k ó w , chcą w n ieść do P o ls k i sw ó j w ie lk o - ro s y js k i szow inizm , o s ło n ię ty na zw ą k o m u ­ n izm u. N ie w drodze przem ocy zaszczepia się k o m u n iz m . Jeden z n a jle p s z y c h , to w a rz y ­ szy k o m u n is tó w p o ls k ic h , k ie d y m u p o w ie ­

działe m : „ W y zrób cie to in a c z e j“ , o d p o w ie ­ d z ia ł m i: „N ie , z ro b im y to samo ale z ro b im y to le p ie j, n iż w y “ . T a k ie m u a rg u m e n ta w j nie m og łe m a b s o lu tn ie n ic p rz e c iw s ta w ić . N a le ­ ż y pozostaw ić m ożność spe łn ien ia skrom nego p ra g n ie n ia — s tw o rz e n ia W ła d z y * R adziec­

k ie j le p ie j, n iż u nas. Trzeba się lic z y ć z ty m , że ta m ro z w ó j o d b y w a się nieco sw oiście i nie m ożna pow iedzieć: „P re c z z p ra w e m sa­

m oo kreśle nia n a ro d ó w ! Na p ra w o sam ookre­

śle nia zgadzam y się ty lk o d la lu d u p ra c u ją ­ cego“ . S am ookreślenie to o d b yw a się w spo­

sób bardzo s k o m p lik o w a n y i tru d n y . O prócz R o s ji nie is tn ie je nigdzie, i na le ży p rz e w id u ­ ją c w s z y s tk ie stadia ro z w o ju w in n y c h k r a ­ ja c h n ic nie de kre to w a ć z M o s k w y . O to d la ­ czego p ro p o zycja ta je s t zasadniczo nie do p rz y ję c ia . W ło d z im ie rz L e n in

O ib rE y r o e k

WSPOMNIENIA STAREGO ROBOTNIKA*»

„P a m ię tn ik starego ro b o tn ik a " — to h is to . r ia k s z ta łto w a n ia się św iadom ości p ro le ta ­ r ia c k ie j na p rz e ło m ie X I X i X X w . Jest to h is to ria ro b o tn ik a — k tó r y przechodząc od p ie rw o tn y c h , p r y m ity w n y c h fo rm k a p ita liz ­ m u do w yższych i b a rd z ie j ro z w in ię ty c h — dochodzi do z ro z u m ie n ia jego w e w n ę trz n y c h k o n flik tó w i sprzeczności, aż osiąga pełną świadom ość so cjalistyczn ą. K to je s t jego p rz e w o d n ik ie m ? Przede w s z y s tk im sam k a ­ p ita liz m . A u to r p a m ię tn ik a przechodzi przez różne jego sta d ia — od cechow ych do w ie l.

k o fa b ry c z n y c h , od d ro b n y c h rz e m ie ś ln ik ó w i cz e la d n ik ó w do fab ryczn e g o p ro le ta ria tu . N a p rzó d zobaczy s tr a jk p ie k a rz y , jeszcze p r y ­ m ity w n y , n ie s k o o rd y n o w a n y p rz e ja w w a lk i rz e m ie ś ln ik ó w n ie p o z b a w io n y c h dro b n o - m ieszczańskich złudzeń, p ó ź n ie j w a lk ę r o ­ b o tn ik ó w fa b ry c z n y c h — ty c h „d o d a tk ó w do m a s z y n y " — ja k ic h n a z y w a .— k tó rz y z n a j­

d u ją się ju ż w św ia d o m y m k o n flik c ie z k a ­ p ita liz m e m — w koń cu p a rtię .

W cią gu te j w ę d ró w k i k s z ta łtu je się jego św iadom ość klasow a. T a k ja k k s z ta łto w a ła się w ty c h la ta c h świadom ość k la s o w a w p rz e w a ż a ją c e j w iększości po lskiego p ro le ­ ta ria tu .

Red.

U

ro d z iłe m się 16 s ie rp n ia 1878 r.

O jc ie c m ó j, o fic ja lis ta r o ln y , o - ba rczon y lic z n ą ro d z in ą , postano­

w i ł m n ie i m łodszego b ra ta mego oddać do te rm in u . W ty m celu p rz y w ió z ł nas w lip c u 1893 ro k u do W arszaw y, A le po niew a ż m a js tro w ie p ra w ie w s z y s tk ic h fa c h ó w n ie p rz y jm o w a li ch ło p có w do n a u k i bez d o p ła ty pie n ię żn e j, w ynoszącej od 100 do 150 r u b li je dn orazo w o , w ię c m ó j o jc ie c n ie chcąc, czy n ie m ogąc w y ­ dać ta k ie j sum y, m u s ia ł znaleźć m a js tró w , k tó r z y b y c h c ie li p rz y ją ć nas bez za p ła ty .

Po p rz y je ź d z ie do W arszaw y ro zp oczę liś­

m y z ojcem k ilk u d n io w ą w ę d ró w k ę po m a j­

s tra c h ró ż n y c h fach ów . W s trę tn a i p o n iż a ją ­ ca b y ła ta w ę d ró w k a i ta r g i z m a js tra m i, k tó r z y c h c ie li choć c o ś k o lw ie k d o p ła ty w y ­ dusić i w ty m celu g a n ili z a o fia ro w a n y przez o jc a to w a r. M ó w ili np .: „p a n ie d o b ro ­ dzieju , c h ło p c ó w czuć w sią, m a ją na sobie n ie m o ż liw e u b ra n ia , (m a tk a szyła n a m je w łasno ręczn ie „n a w y r o s t“ ), będą m i s w o im w y g lą d e m k lie n tó w W ystraszać, są źle w y ­ c h o w a n i, stoją do nas ty łe m , (rzeczyw iście, w y k rę c a liś m y się ob aj ty łe m , bośm y p ła ­ k a li ja k c ie la k i w p rz e d e d n iu szlachtuza), m u s i p. d o b ro d z ie j dać p rz y n a jm n ie j na u - b ra n ie ". Dziś, k ie d y to sobie p rz y p o m in a m , po la ta c h p ra w ie 40-Stu, czuję w s ty d i ból.

W te d y ty lk o p łaka łem .

T a k i b y ł m ó j w stęp do życia. Ja m ia łe m la t 14, b r a t 12. O statecznie b ra ta u m ie ś c ił o jc ie c u biednego c h a łu p n ik a -k ra w c a z w a ­ ru n k ie m , że będzie jednocześnie s p e łn ia ł r o ­ b o ty dom ow e, a m n ie u pieka rza, bez żad­

n y c h w a ru n k ó w . O byd w óch na la t 4.

P ie k a rn ia , do k tó r e j się dostałem , b y ła dość duża, p ra c o w a ło w n ie j 12 c z e la d n ik ó w , 4 c h ło p c ó w -te rm in a to ró w i 6 r o b o tn ik ó w n ie ­ w y k w a lifik o w a n y c h — tzn. p a ro b k ó w . W szyscy d o s ta w a li całodzienne życie i m ie ­ szkanie. C ze lad nicy i c h ło p c y m ie li m ie szka­

n ie w spólne, skła da jące się z jednego po­

k o ju , o je d n y m o kn ie . W p o k o ju ty m m ie ś c i­

ło się 7 łóżek, duża szafa na u b ra n ie , stół i je d n o krzesło. Ł ó ż k a b y ły p ię tro w e , t j. po 3 i 4 je d n o nad d r u g im i w c h o d z iło Się na n ie po spe cja lne j drabince. U rz ę d o w y le k a rz s a n ita rn y , k t ó r y m ia ł n a dzó r n a d p ie k a rn ią , do m ie szkan ia naszego a n i do p ie k a rn i n ie zag lą dał n ig d y , ale za to ba rdzo szczegółowo ba d a ł s ta jn ię i skła d m ą k i i w y c h o d z ił zaw ­ sze w d o b ry m hum orze, B ie liz n ę pościelow ą zm ie nia no b a rdzo rzadko, zdaje się nie czę­

ściej, ja k ra z czy dw a ra z y do ro k u .

N ie w ie m , czy p y ł m ączny i zaduch m a ją to do siebie, że nie s p rz y ja ją rozm n a ża n iu się ro b a c tw a ; dość, że n ie p a m ię ta m , aby b y ły ta m p c h ły lu b wszy. Z resztą ukąszeń ro b a c tw a , g d y b y n a w e t b yło , n ik t b y n ie za­

u w a ż y ł, bo k a ż d y z nas spał ju ż, w łażąc po d ra b in c e na ba rłó g. C ze lad nicy s p a li po 2— 3-ch. C h łop cy do 3— 4-ch, bo łó ż k a b y ły dość szerokie. T a k się spało t y lk o przez z i­

mę. L a te m p rz e n o s iliś m y się „n a le tn ia k i“ , t j. na górę nad s ta jn ia m i i m agazynem na siano. T o b y lb n a p ra w d ę rozkosz. Spał, gdzie i ja k k to chciał.

P raca nocna zaczynała się z w y k le o godz.

5 -te j po p o łu d n iu i tr w a ła do godz. 1-szej w no cy; dzienna od 5-e j ra n o do 12— 1 w po­

łu d n ie . D zień rob oczy w y n o s ił w ię c 15— 16 godzin. Z y c ie b y ło dobre i o b fite . C ze lad nik o trz y m y w a ł na dzień: ja k ą ś ja rz y n ę , zupę i 1 f u n t mięsa, chłop iec to samo i p ó ł fu n ta

*) P rz e d ru k z „ Z pola w a lk i“ , n r 4 (skrót).

mięsa. N a śniadanie 2 S zkla n ki k a w y b ia łe j i na k o la c ję d o w o ln ą ilość h e rb a ty .

P raca b y łą ba rdzo ciężka i żm udna, ro ­ b iło się w s z y s tk o rę k a m i. A le najcięższą pracą b y ło w y ra b ia n ie ciasta. N p. do ciasta żytnie go , chlebowego, la ło się z w y k le 25— 28 p ię c io g a rn c o w y c h w ia d e r w o d y i sypało 8 do 10-ciu p ię c io p u d o w y c h w o rk ó w m ą k i i ta k ą masę w y ra b ia ło .na ciasto 3-ch a n a ­ w e t 2-ch lu d z i. Ciasta białe go b u łk o w e g o b y ło 15— 17 w ia d e r i w y ra b ia ło go, ja k o t r z y ra z y cięższe do w y ro b ie n ia , 7— 8 lu d z i, w m a ­

ły c h dozach. N a stę pn ie cię żką p ra cą b y ło no­

szenie w o d y i m ą k i do b a jt (k o ry t), w k tó ­ ry c h się m ię s iło ciasto, oraz s ta w ia n ie desek z b u łk a m ii czy chlebem „n a gó rę“ , (2 ró w n o ­ le g łe b e lk i um ocow ane w ścianach na w y s o ­ kości czło w ie ka), aby ta m ro s ły , noszenie ic h do pieca itp . T a k a deska z chlebem w a ż y ła od 25 do 32 fu n tó w , z b u łk a m i — 8 do 15 fu n tó w .

C z e la d n ic y d z ie lili się na o d p o w ie d z ia l­

n y c h i p o m o c n ik ó w . O d p o w ie d z ia ln y m i b y li:

w e rk m a js te r, t j. p ie c o w y i w a js k n e te r, , t j.

o d p o w ie d z ia ln y za ja kość b iałe go pieczyw a, ora z b ro ts z y b e r i s zw a rckn e te r, t j. w y p ie k a ­ ją c y i o d p p w ie d z ia ln y za chleb. N a jw yższą płacę p o b ie ra li w e rk m a js trz y , 20 do 25 rb . m iesięcznie, na stępn ie w a js k n e trz y 18— 20 rb .;

to samo p o b ie ra li: b ro ts z y b e r i s z w a rckn e ­ te r, a p o m o cn icy 12 — 14 rb . R o b o tn ic y n ie fa c h o w i o tr z y m y w a lii 6— 7 rb . m iesięcz­

nie. C h ło p c y -te rm in a to rz y żadnej z a p ła ty n ie p o b ie ra li o trz y m u ją c w n a tu rz e : u b ra n ie , o - b u w ie , b ie liz n ę i fa rtu c h y . F a rtu c h t a k i no­

siło się na g o ły m c ie le (b ie lizn ę n a k ła d a ło się t y lk o w czasie du żych chłod ów ). B y ł on ta k szeroki, że się n im o w ija ło , ja k spódnicą, a zd e jm o w a ło się ty lk o w te d y , ja k się ro z­

d a rł i trze b a go b y ło s k le ja ć ciastem , a na re p e ro w a n ie ig łą i n ić m i n ie b y ło czasu, — albo, ja k się ju ż p o d a rł zupełnie, t j. ra z na k ilk a ty g o d n i.

W iększość p ie k a rz y , ja k ic h zastałem i po­

znałem p ó ź n ie j, u m ia ła czytać i pisać i za s k ła d k o w e pien iąd ze p re n u m e ro w a ła „ K u ­ r ie r W a rs z a w s k i“ . S ta rz y p ie k a rz e odznaczali się n a w e t p e w n ą in te lig e n c ją , lu b ili m ó w ić o p o lity c e i ba rdzo ic h in te re s o w a ła głośna w ów czas spra w a pa-namska i w o jn a w S y ja ­ m ie . N ie z u p e łn ie o rie n to w a li się, w ja k ie j części ś w ia ta leżą S y ja m i p rz e s m y k P a - na m ski.

B a rd z o m i się t u p rz y d a ła p e w n a z n a jo ­ mość g e o g ra fii, ja k ą w y n io s łe m z dom u.

Z a p y ta n y o b ja ś n iłe m gdzie leżą te k ra je , przez co u zyska łe m szacunek, co je d n a k nie prze szkod ziło m i o trz y m y w a ć p e w n e j p o r c ji b ic ia i w y m y ś la ń . Z a to od s ta ry c h p ie k a rz y usłyszałe m po ra z p ie rw s z y o rzezi g a lic y j­

s k ie j 46 ro k u , k ie d y „p a n ó w " p iłą rż n ię to , o K o m u n ie P a ry s k ie j, k ie d y to zapędzano

„p a n ó w “ do ro b o ty i k a rm io n o szczuram i, o ty m , że w Polsce is tn ia ła p a r tia „P ro le ­ t a r ia t “ , coś niecoś o je j dzia ła ln o ści, a w ię c o R u d y m A d a m ie (K u n ic k im ), k tó ry , choć sam p a ń s k i syn i a k a d e m ik , c h c ia ł, żeby b y ­ ła re w o lu c ja , t j. żeby rż n ię to p a nó w ,, (pod m ia n e m „p a n ó w “ ro z u m ia n o n ie ty lk o dzie­

dziców ale i m a js tró w , p rz e d s ię b io rc ó w itp .) 0 sędzi z Z a k ro c z y m s k ie j u lic y , k t ó r y sąd ził s p ra w ie d liw ie i zawsze u n ie w in n ia ł bie d a ­ k ó w , o rzezi w K ro ż a c h i Ż y ra rd o w ie . Z d a je się, że żaden z o p o w ia d a ją c y c h o p r o łe ta r ia t- czykach, c z ło n k ie m o rg a n iz a c ji nie b y ł, am n ic .z je j w y d a w n ic tw n ie c zytał, a k a ż d y do­

w ie d z ia ł się gdzieś ró w n ie ż z o p ow iad ań czyichś w k n a jp ie na ucho, bo oprócz fa k tó w rz e c z y w is ty c h op ow iad an o u tw o r y fa n ta z ji, np., że w czasie are szto w a nia jednego z p ro le - ta ria tc z y k ó w z a s trz e lił on d w u ż a n d a rm ó w 1 szpiega, że sędzia z Z a k ro c z y m s k ie j (B a r- d o w s k i) z a s z ty le to w a ł ad w o k a ta Ż y d a (d la ­ czego k o n ie czn ie Ż yda, k tó r y go w s y p a ł itp . N ie z d a w a liś m y sobie zup ełnie s p ra w y , o co ci lu d z ie w a lc z y li, w im ię czego u m ie ra li, aleśm y c zu li, że ch o d ziło o to, a b y le p ie j b y ­ ło żyć na św iecie ta k im b ity m i k o p a n y m bied akom , ja k m y i c z c iliś m y ich ja k ś w ię ­ tych. C h lu b iliś m y się p ie k a rz e m -a n a rc h is tą , k tó r y z a b ił p re zyde nta C a rn o ta — przede w s z y s tk im dlatego, że z a b ił kogoś w ro d z a ju k r ó la czy cesarza, a po w tó re , że z ro b ił to p ie ­ k a rz i czyn sw ó j p rz y p ła c ił życiem . W ogóle zaczynaliśm y, choć ba rdzo p o w o li, p rz y c h o ­ dzić do p rze kon ania, że położenie nasze może się zm ie n ić t y lk o przez w a lkę. Często p rz y h a n ie b n y c h o b sta lu n ka ch na pieczyw o, w y ­ m ag ających dłuższej i cięższej pra cy, sta rzy pieka rze, w y m y ś la ją c n a tu ra ln ie poza p le ­ cam i m a js tra , m a w ia li: „48 r o k u trzęba na ty c h ła jd a k ó w ,' albo K o m u n y P a ry s k ie j“ . B y ły to n ie w ą tp liw ie pierw sze p rz e ja w y a n ­ ta g onizm u klasowego, w y w o ła n e nie ty lk o przez d z ik i w y zysk, ale i przez u św ia d o m ie ­ n ie sobie fa k tu , że nie m a możności p r z e j­

ścia z szeregów w y z y s k iw a n y c h do szeregów w y z y s k u ją c y c h .

N ie b y ło ju ż w ów czas p ra w ie żadnej m o­

żności zostania, m a js tre m sam odzielnym . Na założenie choćby n a jm n ie js z e j p ie k a rn i trz e ­ ba b y ło m ie ć 400— 500 r u b li, t j. ta k ą sumę, ja k ie j p ie k a rz nie m ó g ł odłożyć z p ra c y rą k sw oich, n a w e t stale p ra c u ją c w przeciągu k ilk u la t i o d m a w ia ją c sobie do słow nie w szystkiego. T a k ie b y ło podłoże uśw iad o­

m ie n ia klasow ego, zdaje się n ie ty lk o u p ie ­ k a rz y , ale u rz e m ie ś ln ik ó w w ogóle. W k a ż ­ d y m ra z ie „do bre , stare“ p a tria rc h a ln e sto­

s u n k i pom iędzy ro b o tn ik ie m -c z e la d n ik ie m a m a js tre m -p rz e d s ię b io rc ą na le żały ju ż do przeszłości.

Ż y liś m y w okre sie ogrom nego ro z k w itu prze m ysłow eg o w Polsce, przede w s z y s tk im w W arszaw ie. R a p to w n y n a p ły w lu dn ości w y w o ła n y przez te n r o z k w it — d o ko n a ł prze­

w r o tu w p ie k a rs tw ie . S tare p a tria rc h a lp e w a rs z ta ty , k tó ry c h w ła ś c ic ie le - m a js tro w ie cechow i, n ie c h c ie li i n ie u m ie li przystoso­

w a ć się do n o w y c h w a ru n k ó w — , nie b y ły w stan ie z a d o w o lić stale w zra sta ją cego zapo­

trz e b o w a n ia na pieczyw o.

Z aczęły p o w staw ać now e p ie k a rn ie , z a k ła ­ dane nie przez m a js tró w cechow ych, lecz przez, z w y k ły c h prze dsiębiorcó w , k tó rz y d la k ie ro w n ic tw a fachow ego b r a li m a js tró w spośród p ie k a rz y . P ie k a rs tw o prze sta ło być rzem iosłem , stało się p rze m ysłem . P rzedsię­

b io rc y c i zależnie od posiadanego k a p ita łu z a k ła d a li p ie k a rn ie o 3— 4 piecach n a 15— 30 ro b o tn ik ó w , a na w e t o 10— 15 piecach na 60—

80 i w ię c e j r o b o tn ik ó w z zastosow aniem m a ­ szyn do w y ro b u ciasta, n a ra z ie ty lk o c h le ­ bowego. M a szyn y do w y ro b u ciasta białego b y ły jeszcze z b y t dro g ie i w zastosow aniu do m ą k i ro s y js k ie j — za słabe. D la po w ię kszen ia z y s k ó w m a js tro w ie poszli w dw ó ch k ie r u n ­ ka ch : po pierw sze, lepszej o rg a n iz a c ji i in ­ te n s y fik a c ji p ra c y tzn. b a rd z ie j in te n s y w n e ­ go w y z y s k u , ro b o tn ik a , bo żad nych p ra w ie u - lepszeń te c h n ic z n y c h nie w p ro w a d z a li i po d ru g ie , zaczęli p ro w a d z ić p ie k a rn ie b a rd z ie j ra c jo n a ln ie pod w zg lęd em h a n d lo w y m , t j. za­

k u p y w a ć m ąkę, w ę g ie l, drze w o itd . w o k re ­ sach, k ie d y b y ły one najtań sze i. w dużych ilo ś c ia c h , a co n a jw a żniejsze , zaczęli używ ać p ra w ie w y łą c z n ie m ą k i ro s y js k ie j, ta k do w y ­ p ie k u b u łe k ja k i do chleb a; m ą k a ta d a w a ­ ła 55 do 65 proc. p rz y p ie k u i w y trz y m y w a ła dużą fe rm e n ta c ję , t j. dawała, p ie c z y w u du ży w z ro s t i ła d n y k o lo r, a m ą k a k ra jo w a nie po­

siadała ty c h w ła s n o ś c i j d a w a ła za le d w ie p rz y p ie k u 25— 30 proc.

Jesien ią 1895 r. prze dsiębiorca nasz, id ąc za p rz y k ła d e m sw o ich ko le g ó w , p o s ta n o w ił z reo rga nizo w a ć s w o je p rz e d s ię b io rs tw o ta k po d w zg lęd em h a n d lo w y m ja k i pod w zg lę ­ dem w ię k s z e j w y d a jn o ś c i pra cy. W ty m celu w y d a lił k il k u c z e la d n ik ó w , ale za to znacznie p o w ię k s z y ł o b s ta lu n k i na pieczyw o, w y n a ją - w s z y n a m ieście pa rę s k le p ó w dla je go sprze­

daży. P rz e rw y w czasie p ra c y zo s ta ły z m n ie j­

szone przez now ego m a js tra ( k tó r y oprócz p e n s ji. o trz y m y w a ł ja k ie ś p ro c e n ty od o b ro ­ tu ), do k ilk u n a s tu m in u t p o trz e b n y c h na p rz y ję c ie p o s iłk u , a p rz e rw y 5— 6 godzinne m ię d z y pra cą dzien ną a nocną do 3— 4 godzin w dzień i z 3 godz. na d w ie — w nocy.. J e ­ dnocześnie żona naszego „c h le b o d a w c y “ , z k tó rą się w ty m czasie ożenił, w s trę tn y ty p s ta ro m ie js k ie j p rz e k u p k i, w z ię ła się bardzo en erg icznie do re o rg a n iz a c ji k u c h n i. Zaczę­

liś m y dostaw ać życie coraz gorsze i w coraz m n ie js z y c h ilościach. M ięso zam iast 7 razy ty g o d n io w o , daw ano ty lk o 5 ra z y (dw a d n i t j. w środę i p ią te k m u s ie liś m y pościć) i w ilo ś c i zm niejszo ne j o p o ło w ę i często ś m ie r­

dzące.

C ze lad nicy p ro te s to w a li, o d s y ła li o b ia d y do k a n to ru prze d się b io rstw a , w y m y ś la li dużo i głośno, ta k że nie m og ła ty c h w y m y ś la ń nie słyszeć p. p ry n c y p a ło w a . I często p r z y w o ły ­ w a li samego przedsiębiorcę, ab y się prze ko­

na ł, że ob ia d je s t n ie m o ż liw y do jedzenia.

W te d y m ie w a ła m iejsce ta k a scena: p ry n c y - p a ł pow ąchaw szy, k a z a ł p rz y w o ła ć żonę, z w ra c a ł się do n ie j. „M a rc y s iu , to m ięso rz e ­ czyw iście ś m ie rd z i“ , „ależ F lo rc iu , to b ie się t y lk o zdaje, n ic podobnego, ty lk o ty m p a ­ nom (tj. czelad niko m ) s p rz y k rz y ło się pra co ­ w ać u nas i d lateg o grym aszą“ . F lo rc io r o b ił g łu p ią m in ę i w sekrecie przed M a rc y s ią po­

s y ła ł po parę fu n tó w w ę d lin y i b u te lk ę w ó d ­ k i. aby p ie k a rz y nie doprow adzać do ostate­

czności. Coraz częściej w ó d k a b y ła stosowana przez p ry n c y p a ła , ja k o środek łagodzący za­

ta rg i o złe o d ż y w ia n ie i n a d m ia r pra cy.

T a k b y ło w stosunku do czelad nikó w , A m y, te rm in a to rz y , częstośmy się k ła d li spać bez obiadu, bo jeść go nie b y ło można. K łó ­ c iliś m y się z k u c h a rk ą , w y m y ś la ł'¿ m y ju ż c a łk ie m po p ie k a rs k u i na ty m się m u s ia ło kończyć.

B y liś m y zu p e łn ie -b e z b ro n n i. P oniew aż trz e ­ ba b y ło m ieć s iły do pra cy, w ię c ż y w iliś m y się ty m , cośm y m ie li w p ie k a rn i: z m ą k i i ja ­ je k ro b iło się k lu s k i, k u p u ją c na w s p ó ln y koszt słoninę. C u k ie r przeznaczony do c ia ­ sta b ra ło się do . h e rb a ty , bo w y d a w a n y c h 8 koste k na dobę n ie starczało. A le i to tr w a ­ ło n ied ług o, bo k ie d y p ry n c y p a ło w a za u w a ­ żyła , że c u k ru i ja j w y c h o d z i za dużo, zaczęła do c u k ru dosypyw ać soli, a ,ja ja w y d a w a ła m a js tro w i na sztuki.

Po p a ru m iesiącach ta k ie j szarp an in}', m y te rm in a to rz y , b y ło nas 5, z d e c y d o w a liś m y się pójść do p ry n c y p a ła i p ro sić o polepszenie życia. P ry n c y p a ł z d z iw ił się tro c h ę ale p rz y ­ ją ł nas dość grzecznie i obiecał p o m ó w ić z pa nią*). Po te j n ie b y w a łe j m a n ife s ta c ji życie p o p ra w iło się tro c h ę na p e w ie n czas, ale k ie ­ d y nadszedł ja k iś post, zaczęto nas znow u głod zić k a rm ią c śle dzia m i i zupą ze ś m ie r­

dzących ry b . N a c z e la d n ik ó w przestała ju ż działa ć m a js tro w s k a w ó d k a i często o d s y ła li ją do k a n to ru razem z nie d o je d z o n y m o b ia ­ dem. Ż y li w ła ś c iw ie za w ła sn e pieniądze i za n ie u p ija li się coraz częściej, ab y zrob ić a- w a n tu rę i p o rzu cić pracę.

* * *

W y b u c h na stą p ić m u s ia ł i n a s tą p ił w fo r ­ m ie m n ie j w ię c e j zorganizow anego s tra jk u , d z ię k i tem u, że pie ka rze b y li ju ż .przeszło od ro k u w k o n ta k c ie z o rg a n iz a c ją so c ja lis ty c z ­ ną (PPS).

P a m ię ta m te n dzień, ja k b y to b y ło w czo­

r a j, choć m in ę ło ju ż p ra w ie la t 30.

W iadom ość o rozpoczęciu S tra jk u i odezwę p rz y n ie s io n o do p ie k a rn i a k u ra t po skończe­

n iu pra cy. O dezwa o d h e k to g ra fo w a n a na o- g ro m n y c h arkuszach p a p ie ru zaczynała się od słó w : „T o w a rzysze p ie k a rz e “ .

W id z ia łe m s ta ry c h p ie k a rz y , k tó r y m p rz y c z y ta n iu te j odezw y łz y c ie k ły po zap ija czo­

n y c h tw a rz a c h . W ięc nie b y d ło robocze, nie z w ie rz ę ta dw unożne,; a „to w a rz y s z e “ , m y ,—

towarzysze...

N a s tró j te n zrozum ieć i odczuć m ogą t y lk o c i tow a rzysze — ro b o tn ic y , k tó rz y sam i b y li m ocno b ic i i k o p a n i i d la k tó ry c h słow o

„to w a rz y s z “ i „ s t r a jk “ b y ły nie te rm in a m i z w y c z a jo w y m i albo te c h n ic z n y m i, lecz s tw ie r­

dzeniem u ro c z y s ty m ic h p rzyn ależno ści do w ie lk ie j R o d z in y R o bo tn iczej. Jeden z p ie ­ k a rz y c z y ta ł odezwę na głos: „T ow a rzysze pieka rze, w z y w a m y Was do s tra jk u , do w a l­

k i o b a rd z ie j lu d z k ie w a r u n k i p ra c y i b y tu “ . N ie je ste m w stanie i n ie silę się na to, aby opisać n a s tró j, ja k i z ap an ow a ł po od­

c z y ta n iu te j bardzo k r ó t k ie j i bardzo p ro ­ stej odezw y, ogłaszającej s tra jk , ale p rz e ­ k o n a n y je ste m 1 tw ie rd z ę , że m o m e n t te n m ia ł bardzo w ie lk ie , może n a w e t decydujące znaczenie, ab yśm y m y, pieka rze, po czuli się lu d ź m i. Że n a s tró j ta k i p a n o w a ł wszędzie, do w o dzi fa k t, że w przeciągu trze ch go dzin p rz y łą c z y ły się do s tr a jk u w s z y s tk ie p ie k a r­

nie chrze ścija ń skie w W arszaw ie.

O p o ro z u m ie n iu się z p ie k a rn ia m i ż y d o w ­ s k im i n ie b y ło jeszcze m o w y , choć m ie li ju ż o n i sw o ją org a n iza cję i s tr a jk o w a li na 3 d n i prze d n a m i, t j. 24 lip c a . P ie karze c h rz e ­ ś c ija n ie p ra c u ją c y w p ie k a rn ia c h ż y d o w s k ic h s tr a jk o w a li w cześniej**). R ów nież, choć t y l ­ k o fo rm a ln ie , n ie b r a li u d z ia łu w s tr a jk u te rm in a to rz y , u w a ż a n i jeszcze przez w ię ­ kszość c z e la d n ik ó w za pew nego ro d z a ju in ­ w e n ta rz m a js tra czy p rze dsiębiorcy, pozo­

s ta ją c y pod jego w y łą c z n ą opieką aż do w y ­ zw o len ia się na czeladnika, W odezw ie s t r a j­

k o w e j ró w n ie ż nie b y ło m o w y o chłopcach, m ó w iło się o p ie ka rza ch w ogóle, a p ie k a ­ rz e m m ó g ł się nazyw ać ty lk o c zelad nik. N ie b y li p ie k a rz a m i, a w ię c w s tr a jk u u d z ia łu b ra ć nie m o g li ró w n ie ż tzw . pa rob cy, t j. r o ­ b o tn ic y n ie fa c h o w i, p ra c u ją c y ja k o pom oc w p ie k a r n i albo rozw ożący oieczyw o.

Do n ic h czelad nicy o d n o s ili się ze spe­

c ja ln ą po gardą n a z y w a ją c ich „ k a fr a m i“ ***).

*) Od trg o czasu n a b ra liś m y prze kon ania, że ko b ie ta , aby stać się „p a n ią “ , m u s i kogoś eksploatow ać. Bo k u c h a rc e m ó w iło się: Szad­

kow ska, a służącej — M a ry s iu .

**) P ie k a rz y Ż y d ó w do c h rze ścija ń skich pie ­ k a r ń nie p rz y jm o w a n o nigd zie w Polsce.

W R o s ji p ra c o w a li.

***) J a k h a n ie b n ie p o d ły b y ł stosunek cze­

la d n ik ó w do p a ro b k ó w może św iadczyć fa k t, że nie ty lk o w w y p a d k a c h za ta rg ó w po m ię­

d zy p rze d się b io rca m i ; m a js tra m i a p a ro b ­ k a m i czelad nicy s ta w a li zawsze po s tro n ie pierw szych , ále i w w y p a d k a c h , k ie d y m a j­

ster czy przedsiębiorca c h c ia ł za coś u k a ra ć parobka, a nie u fa ł w ła s n y m siłom , w te d y fu n d o w a ł z au fanym yzelad niko m parę b u ­ te le k w ó d k i i spraw a była za ła tw io n a , p a ­ ro b e k został „ u k a ra n y s u m ie n n ie ".

(3)

N r 8 (187) „W I E S‘* Str. 3

O fiara kapitalizm u

(To zdjęcie „T y g o d n ik Ilu s tr o w a n y “ N r „ z 1907 r. o p a trz y ł podpisem „ O fia r a s tr a jk ó w “

Z o s ta li on i w c ią g n ię c i do s tr a jk u j do z w ią ­ zku d o p ie ip w r o k u 1905.

W ro k u 1897 s tr a jk o w a li ty lk o czelad nicy i w y s ta w io n e żądania d o ty c z y ły ty lk o ich . T ra d y c je cechowe b y ły jeszcze ta k silne, że n a w e t org a n iza cja s tra jk o w a , pozostają­

ca pod w p ły w e m p a r tii s o c ja lis ty c z n e j n ie w a ż y ła się im p rz e c iw s ta w ić . N a trz e c i dzień S tra jk u , tj. 29 lip c a zostało naznaczone w a l­

ne zebranie s tra jk u ją c y c h na P la cu W itk o w ­ skiego pod g o ły m niebem . A le k ie d y p o lic ja z a b ro n iła tego, o rg a n iz a c ja s tra jk o w a d a ła hasło, ab y się zebrać na p o lu M o k o to w s k im (gdzie dziś m ie ści się lo tn is k o ).

O ko ło p o łu d n ia z e b ra li się p ra w ie w s z y ­ scy s tra jk u ją c y w ilo ś c i oko ło 600 osób. B y ­ ło to je d n o z n a jo ry g in a ln ie js z y c h zebrań, ja k ie W arszaw a k ie d y k o lw ie k w id z ia ła . K a ż d y p o s tro n n y w id z p rz y s ią g łb y , że je s t to zebranie dziadów . k a le k , ob erw ańcó w , - czy in w a lid ó w . N ik o m u do g ło w y nie p r z y ­ szło, że to z e b ra li się ro b o tn ic y „c z e la d n ic y “

— w y tw a rz a ją c y sw o ją pra cą pieczyw o d la m ieszkańców ju ż w te d y 800.000 m iasta. W ię ­ kszość z eb ran ych m ia ła na sobie u b r a n ia , po rw a n e i zamączone, a duża ilość m ia ła na sobie ja k p rz y p ra cy n ie b ie s k ie fa rtu c h y , p rz y p o m in a ją c e kobiece spódnice.

P on ie w aż p rz y n a jm n ie j po ło w ę zebranych znałem osobiście*), w ię c przytoczę dla cha­

r a k te r y s ty k i pse ud on im y n ie k tó ry c h . A w ię c b y li ta m : Ik s , K o ś la w y L u d w ik , K o ­ ś la w y M ie c ie k , W iw a t**), Serek, F u ra D z ia ­ dów , K a p ita n o b d a rte j g w a rd ii, J u rd y k - k rz y w a m o rd a (podobno w te rm in ie ud erzo­

no go ta k s iln ie w tw a rz , że w y k r z y w iła m u się na zawsze). K u r w a - zło dzie j; K u fo re , S ta ry A lb in (ten m ia ł ru p tu r ę w ie lk o ś c i g ło w y cielęcej), K o n , M a m k a , A n d rz e j bez no gi (s tra c ił ją w p o w s ta n iu w 63 ro k u ), H ra b ia P e n ta łk a , K ro w a , K o b y ła , Ż ó łw , Ś le­

p y Stasiek, P a syjką , JasnokościS ty itp . P rz y ­ to c z y łe m t y lk o n ie k tó re pse ud on im y, c h a ra k ­ te ry z u ją c e ja k ą ś specjalną cechę ic h po­

siadaczy.

K ie d y cała ta fa la n g a zna la zła się na p o ­ lu M o k o to w s k im , to u s ta w iła się w te n spo­

sób, że n a f r o n t w stronę m ia sta w y s u n ię to k o ś la w y c h , n a jb a rd z ie j o b e rw a n y c h i u b ra ­ n y c h ty lk o w fa rtu c h y . Z d a je się — m ó w ił coś R u d y A d a m , czy Janeczek K o p e rs k i.

N a d je c h a ł pow ozem ówczesny o b e rp o lic m a j- Ster w a rs z a w s k i, gen. K le jg ie ls , w asyście k ilk u n a s tu kozaków .

W k ró tc e nadeszła gru p a p o lic ja n tó w , z ło ­ żona z k ilk u d z ie s ię c iu osób i stanęła k o ło ze­

b ra n y c h p ie k a rz y nie zaczepiając nikog o.

*) P rzez 4 la ta co n a jm n ie j 300 p ie k a rz y p ra c o w a ło w p ie k a rn i, w k tó r e j te rm in o w a ­ łem .

**) K o ś la w y L u d w ik , Ik s , W iw a t i S erek m ie li ta k s iln ie w y k o ś la w io n e nogi od k o ­ la n na zew ną trz, że k o la n a m i p ra w ie dcrty- k a li zie m i, w y g lą d a li k a r y k a tu r a ln ie i stąd pse ud on im y. Np. W iw a t, n ie n a p h y la ją c się d o s ta w a ł rę k a m i do ziem i, no gi w y k r z y w io ­ nę, choć nie w ta k im stop niu , m ia ła w ię ­ kszość i to ju ż nie zw ra cało uw ag i.

K le jg ie ls n ie w y s ia d a ją c z powozu z w ró c ił się do zebranych z zapytaniem , po co się ze­

b ra li. N ie o trz y m a w s z y o k re ś lo n e j o d p o w ie ­ dzi, bo w ie lu c hciało m ów ić, kazał w y b ra ć p a ru ''). a b y m u o b ja ś n ili, ja k ie są zadania s tra jk u ją c y c h . W te dy w y s u n ię to ja k o ' dele­

g a tów : Serka, Ż ó łw ia , Iksa i K a p ita n a o b d a r­

te j g w a rd ii, tj. k a le k i i ob da rlusó w . K ie d y c i delegaci z b liż y li się do niego, jego „ja s n o oświeconość“ ra c z y ł się w y ra z ić : „ tfu , czto za czortow a k ik iń io r a “ i zaczął słuchać delegacji, k tó r a m u op ow iad ała, ja k ciężka je s t dola p ie k a rz y , że od n a d m ie rn e j p ra c y m a ją po­

w y k rz y w ia n e nogi, a ta k m ało zara biają , że n ie m a ją za co s p ra w ić sobie ub ra n ia . N ie dosłu chaw szy płaczliw e go o p ow iad an ia Ż ó ł­

w ia czy Serka. K le jg ie ls półgłosem w y d a ł ja ­ kieś rozporządzenie i od je chał

Po jego odjeździe p o lic ja o k rą ż y ła zebra­

n y c h i p o d z ie liw s z y na k ilk a g ru p p o p ro w a ­ d z iła do m iasta, do c y rk u łu dla spra w d zenia tożsamości osób i m ie jsca zam ieszkania.

P odobno is tn ia ł z a m ia r w y s ła n ia etapem w s z y s tk ic h nieza m ieszka łych w W arszaw ie, ąłe k ie d y spraw dzono w c y rk u ła c h , że z przeszło 500 a re szto w a nych zaled w ie trz e c ia część je s t zam eldow anych, a w ię c zam ieszka­

ły c h w W a rsza w ie — z a m ia ru tego zaniecha­

no. M ó w io n o , że K le jg ie ls w y d a ł k a te g o ry c z ­ nie rozporządzenie cech ow i p ie k a rs k ie m u , że­

b y s tr a jk został zakończony w prze cią gu 24 godzin, wobec spodziewanego za k ilk a d n i p rz y ja z d u M ik o ła ja do. W arszaw y. Dość, że 30 lip c a , t j. na d ru g i dzień po m a n ife s ta c ji na p o lu M o k o to w s k im z ra n a w szyscy m a js tro ­ w ie i p rz e d s ię b io rc y z a k o m u n ik o w a li s w o im p ie k a rz o m , że zgadzają się na w s z y s tk ie w y ­ sta w io n e żądania. S tr a jk został zakończony i nocna zm ia na z 30 na 31 lip c a p rz y s tą p iła do pra cy. W szyscy a re s z to w a n i z p o ła M o k o ­ to w s k ie g o zosta li po k il k u czy też po k il k u ­ n a stu godzinach z w o ln ie n i. Z 11 zdaje się a re szto w a nych na s k u te k d e n u n c ja c ji m a j­

s tró w i prze dsiębiorcó w , z w o ln io n o 10. Z a­

trz y m a n o w w ię z ie n iu ty lk o Jana K o p e r­

skiego, k tó r y siedział, za te n s tr a jk 10 m ie się­

cy w 10 p a w ilo n ie ja k o , zdaniem p o lic ji, g łó w n y jego k ie ro w n ik .

S tr a jk te n m ia ł dla p ie k a rz y og rom ne zn a ­ czenie. Przede w s z y s tk im został u s ta lo n y dzień roboczy. B y ła to zdobycz p ie rw s z o rz ę d ­ n e j w a g i. je ż e li w z ią ć p o d uw agę, że p rz e d ­ te m samo p o ję c ie „d z ie ń ro b o c z y “ b y ło w pie- k a rs tw ie zup ełnie nieznane wobec tech niczn ie k o n ie czn e j ciągłości p ra c y (s ta w ia n ie ro z - czynó w i k w a s ó w na 6— 8 godz. przed ro b ie ­ n ie m z n ic h ciast). N a w e t sam ym ro b o tn ik o m w y d a w a ło się czymś n ie m o ż liw y m , aby p ro ­ cesy w y tw a rz a n ia p ie czyw a m ożna b y ło r o ­ zerw ać na, d w ie p o ło w y , t j. aby je d n a zm iana s ta w ia ła rozczyn, a następna r o b iła z niego ciasta i z ciast r o b iła pie c z y w o ; po trze ba b y ło p a ru m iesięcy, ab y się do tego p rz y z w y ­ cza ili. że praca je s t dla nich. a nie oni dla p ra c y . N ie m n ie j w a żną zdobyczą b y ło znie­

sie n ie życia i m ie szka n ia w p ie k a rn ia c h , k tó ­ re ź ro b o tn ik a r o b iły fa k ty c z n e g o n ie w o ln ik a p rz e d s ię b io rc y na czas nieo kreślo ny. N a j­

m niejsze znaczenie m ia ła p o d w yżka płac,

■wahająca się, o ile sobie przypom inana, od 5 do 10 rb . m iesięcznie. W artość o trz y m y w a n e ­ go p o prze dnio życia na razie do zaro bkó w n ie doliczano, a płacono o d d zie ln ie w g n ie ­ u s ta lo n e j . n o rm y od 35 do 60 k o p ie je k d zie n ­ nie, ta k że p rz e c ię tn y zarobek p ie k a rz a w y ­ n o s ił, ty g . od 7 do 11 rb.

Czy po s tr a jk u p ie ka rze zaczęli się le p ie j odżyw iać, b a rd z ie j po lu d z k u m ieszkać, u b ie ­ ra ć się i uż y w a ć lu d z k ic h ro z ry w e k ? S ta n o w ­ czo ta k . Choć dzień rob oczy n a w e t d la m oc­

nego o rg a n izm u b y ł bardzo w y c z e rp u ją c y , to je d n a k ze w z g lą d ó w czysto tech niczn ych m ó g ł b yć ściśle * stosow any ty lk o w p ie k a r­

n ia c h dużych, ja k ic h b y ło zaled w ie pa rę

• tzw . parow cach, w y p ie k a ją c y c h sam Chleb.

W w iększości p ie k a rń praca tr w a ła n ie w ie le ponad 10 godz. a czasam i m n ie j naw e t, w ię c czasu b y ło dostatecznie, żeby się wyspać, a n a w e t pozostaw ało pa rę godzin, z k tó r y m i trze b a b y ło coś zrobić.

Po od ejściu ż te rm in u zam ieszkałem na P radze u ro d z ic ó w p rz y ja c ie la mego to w a rz y ­ sza, K a z im ie rz a C a jle ra . O jcie c jego b y ł in w a ­ lid ą tu re c k ie j w o jn y z r o k u 1878 i ¡pracował ja k o m a g a z y n ie r b ie liz n y k ą p ie lo w e j w ła ź n i, a m a tk a w. tejże ła ź n i p ra c o w a ła ja k o pra cz­

ka. O prócz m ego p rz y ja c ie la m ie li jeszcze

się między sobą o to, kto ma rządzić i ko­

rzystać z rządzenia Polską, ale czyim b yl n a ­ praw dę ten m ajątek i na czyj koszt odbywała się ta 800-letnia zabawa, nie dowiedziałem się nic. C h łop - ro b o tn ik , k tó r y pra cą sw o ją u trz y m y w a ł to w szystko, b y ł ty lk o „ tłe m tego piękn ego o b ra z u “ , ja k m ó w i p o ls k i p is a rz G o m o lić k i. A le ja k to się stało, że te n c h ło p ­ orobotnik, ten „s m e rd “ d o b ro w o ln ie g o d z ił się być ty lk o by d lę c ie m roboczym , na to p y ta n ie zna la złem od po w ie dź znacznie pó źniej.

O bu n ta c h ch ło p s k ic h w Polsce d o w ie d z ia ­ łe m się z po w ie ści K raszew skiego. Z h is o r ii

c y w iliz a c ji d o w ie d z ia łe m się, że to, co je s t obecnie, to je s t ten u s tró j społeczny, nie is tn ia ł zawsze, bo się w szystko na św iecie z m ie n ia i udoskonala, „u le g a p o w o ln e j lecz system atyczn ej e w o lu c ji“ , k tó rą Seignobos spe cja lnie podkreśla. O d B u c k la d o w ie działe m się, że w całej h is to r ii lu d z k ie j is tn ie je p ra ­ w o p rz y c z y n i s k u tk ó w , że W ie lk a R e w o lu c ja F ra n c u s k a b y ła s k u tk ie m strasznego u c is k u , i w y z y s k u k r ó la i p a n ó w fra n c u s k ic h w sto ­ sunku. do c h ło p ó w i ro b o tn ik ó w -rz e m ie ś ln i-

*) W te n sposób c h c ia ł się dow iedzieć, k to to są k ie ro w n ic y s tra jk u , ab y ic h schw ytać.

W iec robotniczy

czw oro n ie le tn ic h dzieci. M ie szkan ie skła da ło się z jednego, o je d n y m oknie, p o k o ju .

Gospodarze m o i codziennie w czesnym r a n ­ k ie m sz li oboje do p ra c y , a w r a c a li d o piero 0 godz. 7— 8 w ieczorem , w do m u jeść go to­

w a li ty lk o w n ie d z ie lę i św ięta. N a dzień d w o je m łodszych dzieci od pro w ad zan o do o c h ro n k i, a starsze spędzały czas w p o b lis k im p a rk u . Je d n i i d ru d z y k a r m ili się Chlebem 1 w ę d lin ą , ja k ą im z o s ta w ia li na c a ły dzień rodzice. P oniew aż m ieszkanie b y ło ciasne, w ię c m ia łe m łó żko - w spólne z n a js ta rs z y m chłopcem . P ła c iłe m za m ie szkan ie 2 rb . m ie ­ sięcznie.

Zabezpieczyw szy się z m ie szkan iem z a p i­

sałem się do c z y te ln i W arszaw skiego T o w a ­ rz y s tw a D o broczynności, a b y m ie ć k s ią ż k i, k tó ry c h b y łe m ta k bardzo spra gn ion y.

N ie w ie d z ia łe m , co czytać p ie rw e j i ja k czytać. K ie d y z a p y ta łe m o to studenta, w y - ' dającego k s ią ż k i, d a ł m i on h is to rię P olski, a pó źniej sam ju ż sobie w z ią łe m h is to rię c y - . w iliz a c ji Seignobosa i B u c k la . H is to rię powszechną p rze czyta łe m d o p ie ro w X P a w i­

lo nie . Z h is to r ii P o ls k i d o w ie d z ia łe m się i z ro ­

z u m ia łe m ty lk o ty le , że b yli tacy to i tacy _ ... ...

królow ie i panowie, którzy przez 800 lat d a rli sów , p rz e ja w ia ją c y się codziennie na k a ż d y m k ro k u . N a jb a rd z ie j „n a u k o w a “ ksią żka nie b y ła w sta n ie przekonać m n ie , że jest to „ w y ­ m y s ł“ s o c ja lis tó w i że w rzeczyw istości is t­

n ie je zupełna zgodność in te resó w . M ia łe m p e w n e w ą tp liw o ś c i, ja k się p o w in n i zacho­

w a ć ro b o tn ic y np. w obec o tw ie ra n ia n o w y c h fa b r y k i p o w s ta w a n ia n o w y c h gałęzi p rz e ­ m y s łu . Dążą do tego w e w ła s n y m in te re s ie <

k a p ita liś c i; a le je s t to d o b re i d la ro b o tn i­

k ó w , bo d a je im pracę, tj. m ożność z a ro b k ó w i n ie zm niejsza ją c w y z y s k u stw a rz a je d n a k pe w ną w spólność in te re só w . D ru g ą w ą tp li­

wością b y ła k w e s tia , czy m y ro b o tn ic y sta­

w ia ją c s w o je żądania w w a lce z k a p ita lis ta ­ m i p o w in n iś m y się liczyć, ab y ic h w y s o k o ­ ścią nie zabić danego p rz e d s ię b io rs tw a czy gałęzi prze m ysłu? T a k ic h w ą tp liw o ś c i w ię k ­ szych i m n ie js z y c h , m ia łe m dużo, ja k i n a j­

b liż s i tow arzysze, z k tó r y m i się s ty k a łe m . Czy m ie liś m y ju ż ja k i o k re ś lo n y ś w ia to p o ­ gląd? T a k i nie. T ak, o ile ch o d ziło o nasz stosunek do społeczeństwa burżua zyjne go i państw a. U w a ż a liś m y , źe is tn ie ją ty lk o d w ie sytu a cje . P ierw sza, że się kogoś w o z i na s w o im k a r k u i dru ga , że się je s t w ożonym .

Do pracy N a leże liśm y do pie rw s z e j, stosunek b y ł ja ­

k ó w . B u c k ie d a ł m i n a jw ię c e j, na uczył m nie m yśleć.

Pom ocy w nauce nie m ia łe m od n ikog o, a k ie d y z w ró c iłe m się do znajom ego in te lig e n ta 0 pom oc, w y ś m ia ł m nie. „P o co p ie k a rz o w i nauka, p o w in ie n dążyć do tego. aby m ieć w łasną p ie k a rn ię , a do tego na uka , np. z n a jo ­ mość h is to rii, je s t niep otrzebn ą. P olska m a aż za dużo in te lig e n tó w i uczonych, ale b ra k je j d o b ry c h rz e m ie ś ln ik ó w “ .

W ięcej się o ta k ą pom oc n ie z w ra ca łe m n i­

gdy do n ik o g o z in te lig e n tó w , za w y ją tk ie m to w . T ru s ic w ic z a . M u s ia łe m da w a ć sobie, ra ­ dę sam, o ile m i n ie m ó g ł czegoś : o b ja śn ić n ik t z to w . ro b o tn ik ó w . C zytałem re g u la rn ie

„R o b o tn ik a “ ^ ż któ re g o d o w ia d y w a łe m się o w a ru n k a c h p ra c y w fa b ry k a c h i w a rs z ta ta c h 1 coś niecoś o s p ra w a c h p o lity c z n y c h , czego po w ię k s z e j części n ie ro z u m ia łe m . N a jw ię c e j d a ły m i bro szury. W. L ie b k n e c h ta : „ W o b ro ­ n ie p ra w d y “ i „W ie d za to potęga“ . D a ły m i one dużo m a te ria łu do m y ś le n ia , ale i uzasad­

n iły n a u k o w o to, czego na uczyło m n ie życie, tj., że m y ro b o tn ic y p ra c u je m y na m a js tró w i prze dsiębiorcó w , a n ie o n i na nas, i że n a ­ s tęp stw em tego je s t i być m usi an ta g o n izm k la s o w y , w y w o ła n y p rz e c iw ie ń s tw e m in te re -

..Fajerant“ Po wypłacie

Cytaty

Powiązane dokumenty

нев�рные жидове бахуръчики, на име �зраилъ а �исанъ...на взгарду закону и виры хрис� ев�рные жидове бахуръчики, на име �зраилъ а �исанъ...на взгарду закону

montowa, sytuacja jest już jednak — cal. Rosja dała się zastraszyć kaźnią dekabrystów, opozycyjne ruchy postępowo społeczne z ’ edwie się za­. czyn?^. były

VŁ!iąc teraz w y, coście wśród magnolii skryli armaty, dajcie nam dzień jeden bez broni na traw ie, przy szmerze wody płynącej i świeżej trzciny wplątanej

śred niow iecza!... Tylko regularne

listycznym zwycięstwo sojusznika jest własnym zwycięstwem.. Sięgasz do h is to rii. nie przekraczała ustroju kapitalistycznego. Część s zla ch ty zostaje zagrożona

Więcej informacji, ankieta zgłoszeniowa i oświadczenie, że kandydat nie jest członkiem organizacji pozarządowych, które złożyły oferty na realizację zadań

Przedmiotem niniejszej umowy jest wykonanie usługi polegającej na zorganizowaniu udziału w międzynarodowych targach ENERGETAB 2020 oraz MAINTENANCE 2020 w charakterze

zasu  planow ybudowana z w Zając –  z N na  przestrze się  tu  prze ęła  się  dewa ka,  osady  it naturalne d nięte  tu  świ go