• Nie Znaleziono Wyników

Wstęp do analizy stukturalnej opowiadań

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Wstęp do analizy stukturalnej opowiadań"

Copied!
34
0
0

Pełen tekst

(1)

Roland Barthes

Wstęp do analizy stukturalnej

opowiadań

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 59/4, 327-359

(2)

R O LAN D B A R T H E S

Istn ieje niezliczona ilość opow iadań [récits] na świecie. J e st to prze­ de w szystkim cudow na różnorodność gatunków , obecnych w n a jro z ­ m aitszych tw orzyw ach, jak gdyby każde tw orzyw o skłaniało się ku człowiekowi, b y m u pow ierzać opowieści: opow iadanie pojaw ia się za­ rów no w języku artyk u ło w any m , m ów ionym lub pisanym , jak w o bra­ zie staty czny m lub ruchom ym , geście, a także w uporządkow anym złą­ czeniu w szystkich ty ch substancji, obecne je st w m icie, legendzie, b a j­ ce, opowieści, now eli, epopei, historii, tragedii, dram acie, kom edii, p a n ­ tom im ie, nam alow anym obrazie (w ystarczy przypom nieć św. U rszulę Carpaccia), w itrażu , film ie, kom iksach, w iadom ościach gazetowych, roz­ mowie. Co w ięcej, w nieskończonej niem al ilości form opow iadanie obecne je s t w e w szystkich czasach, w szystkich m iejscach, w szystkich społeczeństw ach. N arodziło się w raz z sam ą historią ludzkości; nie m a ani nigdy nigdzie nie było społeczeństw a nie znającego opow iadania; w szystkie klasy, w szystkie g ru p y ludzkie m ają sw oje opow iadania, a często w ty ch sam ych opow iadaniach zn ajd u ją upodobanie ludzie

[Roland B a r t h e s (ur. 12 listopada 1915) — krytyk literacki i eseista, jeden z przywódców francuskiej „Nowej Krytyki”. W ykładowca literatury w Biarritz i Paryżu (1939—1940) następnie w Bukareszcie (1948—1949) i A leksandrii; obecnie pracownik naukowy w Centre National de la Recherche Scientifique i w spółre­ daktor czasopisma „Communications” (wydawanego przez Centre d’Études des Communications de m asse w Paryżu). Ogłosił: Le Degré Z éro de V écriture (1953),

M ic h e le t p a r lui-m êm e (1954), M y th o lo g ie s (1957), S ur R a cin e (1963), Essais c r it i­ ques (1964), Elém en ts de sém iologie (1964), C ritiq u e et vérité (1966), Système de la mode (1968).

Przekład w edług wyd.: R. B a r t h e s , In tro d u ctio n à l ’analyse structurale des récits. „Communications” 1966, nr 8.

W tym że numerze „Communications” znajdują się m. in. cytowane i omawiane przez Barthes’a rozprawy: A.-J. G r e i m as , Élém ents p o u r une théorie de l ’in ­ terp rétation du récit m y th iq u e; С. B r e m о n d, L a L o g iq u e des possibles n a rra ­ tifs; U. E c o , Jam es Bond: une com binatoire narrative; G. G e n e 11 e, F r o n ­ tières d u récit; T. T o d o r o v : Les Catégories du récit litté ra ire (przekład w niniejszym zeszycie „Pamiętnika Literackiego”).]

(3)

o najrozm aitszych, często p rzeciw staw ny ch k u ltu ra c h L Q pow iadanie d rw i sobie z dob rej czy niedobrej lite ra tu ry ; m iędzynarodow e, pon ad­ czasowe, o g ólnokulturalne, jest zawsze obecne, jak życie.

Czy uniw ersalność opow iadania prow adzi do w niosku, że nie posiada ono w ielkiego znaczenia? Czy jest aż tak ogólne, że n ie m ożem y nic 0 nim pow iedzieć poza skrom nym opisaniem k ilku jego c h a ra k te ry ­ stycznych odm ian, jak to czasem czyni h isto ria lite ra tu ry ? Ja k jed n ak opanow ać choćby te odm iany, n a czym oprzeć p raw o ich rozróżniania 1 rozpoznaw ania? J a k przeciw staw ić powieść now eli, b a jk ę m itow i, d r a ­ m at trag ed ii (robiono to tysiące razy) bez odniesienia do wspólnego wzorca? K ażde słow o o najb ard ziej szczególnej, najoczyw iściej h isto ­ rycznej form ie n a rra c ji im p lik u je istn ien ie takiego wzorca. Słuszne więc było, że n ie rezyg n u jąc b y n ajm n iej z am bicji m ów ienia o opow ia­ d an iu pod pozorem , że to zjaw isko uniw ersaln e, zajm ow ano się w róż­ nych ok resach (poczynając od A rystotelesa) form ą n a rra c ji; i nic dziw ­ nego, że p o w stający s tru k tu ra liz m u czy n ił tę w łaśnie form ę jed ny m z głów nych tem ató w zaintereso w an ia — czy nie szło m u zawsze o opa­ now anie nieskończoności słów, o dojście do opisu ,,jęz y k a ” , z k tórego w yrosły i z któreg o m ożna je w yprow adzić? W obec nieskończoności opow iadań, m nogości p u n k tó w w idzenia, z jak ich m ożna o nim mówić (historycznego, psychologicznego, socjologicznego, etnologicznego, este­

tycznego itp.), badacz zn a jd u je się m niej w ięcej w te j samej sy tu a c ji co de Saussure, gdy sto jąc przed zagadką różnorakości języka, próbow ał odnaleźć w pozornej an arch ii przekazów zasadę klasy fik acji i fu n d am en t opisu. Aby pozostać p rz y obecnym okresie, form aliści rosyjscy, P ro p p , L év i-S trauss pouczyli nas, ja k poradzić sobie z n astęp ujący m dy lem a­ tem : albo opow iadanie je s t zw ykłym b ajan iem o zdarzeniach, i w tedy m ożna jed yn ie odw oływ ać się do sztuki, ta le n tu lub geniuszu opow ia­ dającego (autora) — a więc do m ity czn y ch postaci p rzy p ad k u 2 — albo posiada ono w spó ln ą z innym i s tru k tu rę , d a ją c ą się zanalizow ać, choć­ by za cenę ogrom u cierpliw ości; istn ieje bow iem p rzepaść m iędzy p rz y ­ padkow ością, n a w e t niezw ykle złożoną, a ko m b in ato ry k ą n aw et n a j­ prostszą; n ik t więc nie może zestaw ić (w ytw orzyć) opow iadania nie odw ołując się do istniejącego im plicite system u jednostek i reguł.

Gdzie w ięc szukać s tr u k tu r y opow iadania? Oczywiście w sam ych

1 Przypom inamy, że nie dzieje się tak ani w wypadku poezji, ani eseju, za­ leżnych od poziomu kulturalnego odbiorców.

2 Istnieje oczyw iście „sztuka” opowiadacza: jest to zdolność rozwijania opo­ wiadań (komunikatów), wychodząc od struktury (kodu). Sztuka ta odpowiada po­ jęciu performance u Choińskiego; pojęcie to jest bardzo dalekie od „geniuszu” autora, pojmowanego rom antycznie jako niew ytłum aczalny jednostkow y sekret.

(4)

W S T Ę P D O A N A L IZ Y S T R U K T U R A L N E J O P O W IA D A Ń 3 2 9

opow iadaniach. Czy we w s z y s t k i c h ? W ielu k om entatorów p rz y j­ m u jący ch pojęcie s tru k tu ry n a rra c y jn e j nie może się jed nak pogodzić z oderw aniem analizy literack iej od m odelu n auk eksperym entaln ych : n a d e r odw ażnie żądają, by stosow ano wobec n a rra c ji m etodę czysto in d u k cy jn ą — b y przebadano w szystkie opow iadania danego gatunku, epoki, społeczeństw a, przechodząc n astępnie do zarysow ania ogólnego m odelu. Ten zdrow orozsądkow y pogląd jest utopijny. N aw et języko­

znaw stw o, k tó re m a do ogarnięcia zaledw ie trzy tysiące języków , nie m ogło czegoś takiego osiągnąć; stało się rozw ażnie dedukcyjne i dopiero w te d y n a p ra w d ę się narodziło i postąpiło naprzód m ilow ym i krokam i; nauczyło się n aw et przew idyw ać fakty, k tó re nie zostały jeszcze od­ k ry te 3. Cóż więc powiedzieć o analizie n a rra c ji, stojącej wobec m ilio­ nów opow iadań? Z n a tu ry rzeczy Skazana jest n a postępow anie d e d u k ­ cyjne. M usi zbudow ać n a jp ie rw h ipotetyczny m odel opisu (który lin ­ gwiści am erykań scy n azy w ają „te o rią ”), a potem przechodzić stopnio­ wo od m odelu k u odm ianom, k tó re jednocześnie uczestniczą w nim i od­ ch y lają się odeń: dopiero n a poziom ie ty ch zgodności i różnic odnajdzie, uzbrojona w jedn olite narzędzie opisu, m nogość opow iadań, ich różno­ rodność h istoryczną, geograficzną, k u ltu ra ln ą 4.

Aby opisać i sklasyfikow ać nieskończenie wiele opowiadań, trzeb a więc „te o rii” (w znaczeniu pragm atycznym , o k tó ry m m ówiliśm y) i n a ­ leży pracow ać n a jp ie rw nad jej odkryciem i naszkicow aniem 5. W y p ra­ cowanie takiej teo rii może być w ielce ułatw ione, jeśli obierzem y na w stępie m odel, k tó ry dostarczy jej przesłanek i w stęp ny ch zasad. W obecnym stan ie poszukiw ań rozsądnym 6 w ydaje się p rzy jąć za m o­ del podstaw ow y analizy stru k tu ra ln e j opow iadania po p ro stu języ­ koznaw stw o.

3 Zob. historię hetyckiego a, hipotetycznie przyjętego przez de Saussure’a, a odkrytego pięćdziesiąt lat później, w: E. В e n v e n i s t e , Problèm es de li n ­ guistique générale. Paris 1966, s. 35.

4 Przypomnijmy obecne warunki opisu lingwistycznego: „Struktura językowa jest zawsze względna nie tylko w stosunku do danych całości materiału, ale także w stosunku do teorii gramatycznej, opisującej te dane” (E. B a c h, A n I n tro ­ d u ctio n to T ra n s fo rm a tio n a l G ram m ars. N ew York 1964, s. 29). A oto inne sfor­ m ułowanie B e n v e n i s t e ’ a (op. cit., s. 119): „Uznano, że język opisywać należy jako strukturę formalną, ale że opis ten wym aga wstępnego ustalenia adekwatnej procedury i kryteriów i że w ostatecznym rachunku rzeczywistości przedmiotu nie można oddzielić od metody mającej go zdefiniow ać”.

5 Pozornie „abstrakcyjny” charakter teoretycznych rozpraw, zawartych w tym numerze [„Communications” 1966, nr 8], w yw odzi się z metodologicznej troski, by szybko sform alizować konkretne analizy: formalizacja nie jest zwykłą generali- zacją.

6 Lecz nie im peratywnym (zob. rozprawę C. B r e m o n d a , bardziej logiczną niż lingwistyczną).

(5)

1. JĘZYK OPOWIADANIA

A . Ponad zdaniem

W iadomo, że językoznaw stw o z a trzy m u je się na zdaniu. Uważa, że jest to o sta tn ia jednostka, k tó rą m a p raw o się zajm ow ać; jeśli rz e ­ czywiście zdania (będącego określon y m porządkiem , a nie szeregiem) nie m ożna sprow adzić do sum y słów, k tó re się na nie składają; jeśli zatem tw o rzy ono jed n o stk ę pierw otną, to — przeciw nie — w ypow ie­ dzenie [un énoncé] jest tylk o n a stęp stw em zdań, któ re ją tw orzą. Z p u n ­ k tu w idzenia językoznaw stw a w ypow iedź [le discours] nie posiada ni­ czego, czego nie byłoby w zdaniu: ,,Zdanie — m ówi M a rtin e t — jest n ajm n iejszy m segm entem , k tó ry je st doskonale i w pełni re p re z e n ta ­ ty w n y dla w ypow iedzi” 7. Językoznaw stw o nie może więc staw iać sobie celu wyższego niż zdanie, poniew aż poza zdaniem istn ieją zawsze tylko in n e zdania: opisaw szy kw iat botan ik nie m oże zajm ow ać się opisyw a­ niem bu k ietu.

A przecież oczyw iste jest, że sam a w ypow iedź {le discours] (jako ze­ spół zdań) jest zorganizow ana i dzięki tem u zorganizow aniu objaw ia się jako k o m u n ik at innego języka, wyższego niż język językoznaw ­ ców 8 — w ypow iedź posiada sw oje jednostki, swoje zasady, swoją „gra­ m a ty k ę ” : w ypow iedź, zn ajd u jąc się ponad zdaniem , choć złożona w y ­ łącznie ze zdań, m usi oczyw iście być przedm iotem innej lingw istyki. Ta lingw istyka w ypow iedzi przez długi czas nosiła sław ną nazw ę — R etory ka; jednakże w sw ym historycznym rozw oju reto ry k a p rze su ­ n ę ła się w stronę lite ra tu ry [belles lettres], poniew aż zaś lite ra tu ra odseparow ała się od b ad ań językow ych, trzeb a było problem podjąć n a nowo — now a ling w isty k a w ypow iedzi nie rozw inęła się jeszcze, lecz p o stu lu ją ją p rzy n ajm n iej sam i jęz y k o z n a w c y 9. F a k t ten nie jest bez znaczenia — choć w ypow iedź stano w i przedm iot autonom iczny, n ie ­ m n iej lin gw isty ka pow inna być p u n k tem w yjścia do jej badań. Jeśli trzeb a stw orzyć hipotezę roboczą dla analizy, k tó re j zadanie jest ogrom ­ ne, a ilość m a te ria łu nieskończona, n ajsensow niej założyć istnienie ho­ m ologicznych zw iązków m iędzy zdaniem a w ypow iedzią, w tej m ierze, w jakiej ta sam a praw dopodobnie organizacja form aln a rządzi w szy st­ kim i system am i sem iotycznym i, niezależnie od ich treści i zakresu —

7 A. M a r t i n e t , R é fle x io n s sur la phrase. W zbiorze: Language and So­ cie ty (M élanges Jansen). Copenhague 1961, s. 113.

8 Oczywiste jest, że — jak zauważył Jakobson — między zdaniem a tym, co ponad zdaniem, istnieją przejścia: np. koordynacja m oże działać dalej niż zdanie.

9 Zob. zwłaszcza: B e n v e n i s t e , op. cit., rozdział X . — Z. S. H a r r i s ,

D iscourse A n a lysis. „Language” 28, 1052, s. 1—30. — N. R u w e t , A n a ly se s tru c ­ tu ra le d’un poème français. „Linguistics” 3, 1964, s. 62—83.

(6)

W S T Ę P D O A N A L IZ Y S T R U K T U R A L N E J O P O W IA D A Ń 3 3 1

w ypow iedź b y łab y więc w ielkim „zdaniem ” (jej jednostki niekoniecznie m usiałyb y być zdaniami), podobnie jak zdanie — z ipewnymi odręb­ nościam i — jest m ałą „w ypow iedzią”. Ta hipoteza doskonale się zgadza z pew nym i propozycjam i współczesnej antropologii: Jakobson i Lévi­ -S tra u ss zauważyli, że ludzkość m ogła się ukształtow ać dzięki um ie­ jętności tw orzenia system ów w tórnych, „dem ultip likato rów ” (narzędzi służących do produkow ania innych narzędzi, podw ójnej a rty k u la c ji ję ­ zyka, tab u kazirodztw a, które pozwoliło n a rozproszenie się rodzin), a radziecki lingw ista Iw anow przypuszcza, że języki sztuczne m ożna było stw orzyć dopiero po języku n atu raln y m : poniew aż dla ludzi w ażna je s t um iejętność posługiw ania się kilkom a system am i znaczeniowymi, język n a tu ra ln y pom aga tw orzyć języki sztuczne. Można zatem zakła­ dać związek „ w tó rn y ” [„secondaire,’] m iędzy zdaniem a w ypow iedzią; nazw iem y go hom ologicznym ze w zględu na czysto form alny c h arak ter istniejący ch m iędzy nim i odpowiedniości.

O gólny język opow iadania jest oczywiście tylko jednym z idiomów, k tó re należą do lingw istyki w y p o w ie d z i10, i w konsekw encji podlega hipotezie hom ologicznej; stru k tu ra ln ie opowiadanie podobne jest do zdania, choć nie może nigdy być zredukow ane do sum y zdań — opo­ w iadanie jest w ielkim zdaniem, jak każde zdanie orzekające jest w pe­ w ien sposób zarysem m ałego opowiadania. Choć dysponuje swoistym i sygnansam i [signijiants] (często bardzo złożonymi), w istocie znaleźć m ożna w opow iadaniu powiększone i przetw orzone n a swój sposób głów­ n e kateg o rie czasow nika: czasy, aspekty, try b y, osoby; co w ięcej, naw et „podm ioty” , przeciw staw ione orzeczeniom czasownikowym, d a ją się pod­ porządkow ać m odelow i zdaniow em u: typologia czynności proponow ana przez A .-J. G reim asa 11 o d najduje w mnogości osób opow iadania funkcje elem en tarn e analizy g ram atycznej. Homologia, ku k tórej tu zmierzam, m a nie tylko w arto ść h eu ry sty czn ą — im plikuje tożsamość m iędzy m ową [langage] a lite ra tu rą (ta o statnia jest bowiem jakb y u p rzyw ile­ jow anym nośnikiem opow iadania); obecnie nie m ożna już trakto w ać lite ra tu ry jako sztu k i pozbaw ionej związków z mową, skoro posługuje się nią jako narzędziem dla w yrażenia pew nej idei, nam iętności czy piękna; m ow a zawsze tow arzyszy w ypow iedzi ukazując jej zwierciadło swej w łasnej s tru k tu ry — czyż litera tu ra , zwłaszcza dzisiaj, nie tw orzy m ow y z sam ych w aru n k ó w mowy? 12

10 Stworzenie typologii byłoby w łaśnie jednym z celów lingw istyki w ypo­ wiedzi. Na razie można wyróżnić trzy głów ne typy wypowiedzi: metonimiczny (opowiadanie), m etaforyczny (poezja liryczna, przypowieść), entymematyczny (wy­ powiedź intelektualna).

11 Zob. dalej rozdział 3 A.

(7)

pow-B. Poziom y znaczenia

Językoznaw stw o od razu d o starcza analizie s tru k tu ra ln e j opow iada­ nia ipojęcia zasadniczego, poniew aż om aw iając to, co zasadnicze w każ­ d ym system ie znaczeniow ym , a m ianow icie jego organizację, pozw ala zarazem określić, dlaczego opow iadanie n ie jest zw ykłą sum ą zdań, i uporządkow ać ogrom ną m asę elem entów tw orzących opow iadanie. Jest to pojęcie p o z i o m u o p i s u 13.

Ja k wiadomo, zdanie może zostać opisane z p u n k tu w idzenia 'lingwi­ stycznego n a k ilk u poziom ach (fonetycznym , fonologicznym , gram atycz­ nym , kontekstow ym ). Poziom y te p o zostają w zw iązku hierarchicznym , bow iem mimo że k ażd y posiada w łasne jed n o stk i i korelacje, w ym aga­ jące osobnego opisania, żaden nie może sam w ytw orzyć znaczenia: k aż­ da jed n o stk a p rzy n a leż n a do pew nego poziom u n ab iera znaczenia do­ piero przez w łączenie do poziom u wyższego — fonem , choć doskonale m ożna go opisać, sam w sobie nic nie znaczy; dopiero zintegrow any w w yrazie uczestniczy w znaczeniu, a samo słowo też m usi być w łą ­

czone w zdanie 14. Teoria poziom ów (w sform ułow aniu B enveniste’a) za­ kłada istnienie dw óch typów związków: d y stry b u ty w n y c h [distribu-

tio n n els] (jeśli zw iązki um ieszczone są n a ty m sam ym poziomie) oraz

in teg racy jn y ch [intégratifs] (jeśli w y stęp u ją p rzy przejściu z jednego poziom u na inny). W ynika stąd, że zw iązki d y stry b u ty w n e nie w y s ta r­ czają d la u jaw n ien ia znaczeń. A by przeprow adzić analizę s tru k tu ra ln ą , trzeba n a jp ie rw rozróżnić kilk a sto p n i opisu i um ieścić je w p erspek ­ tyw ie hierarchiczn ej (in teg racy jn ej [intégratoire]).

Poziom y są op eracjam i [opérations] 15. Zrozum iałe więc, że

języko-stałe w chw ili, gdy projektow ał pracę lingw inistyczną: „Mowa objawiła mu się jako narzędzie fikcji: posłuży się metodą językową (należy ją określić). Mowa — sama siebie odbija. W reszcie fikcja w ydaje mu się postępowaniem w łaściwym sam em u um ysłow i ludzkiem u — ona to urzeczywistnia całą metodę, a człow ie­ kowi pozostaje tylko w ola” (Oeuvres complètes. W serii „Bibliothèque de la P leïade”, s. 851). Przypom nijm y tu także Mallarmégo: „Fikcja, czyli Poezja” (jw., s. 335).

13 „Opisy lingw inistyczne nie są nigdy jednowartościowe. Opis nie jest do­ kładny lub fałszyw y, lecz lepszy lub gorszy, bardziej czy mniej pożyteczny” (J. K. H a 11 i d a y, Linguistique générale et linguistique appliquée. „Études de linguistique appliquée” 1962, nr 1, s. 12).

14 Poziomy integracji postulow ała Szkoła Praska (zob. J. V a c h e k , A Prague School Reader in Linguistics. Indiana Univ. Press 1964, s. 468), a potem podjęło je w ielu lingw istów . Naszym zdaniem najjaśniejszą jej analizę dał B e n v e - n i s t e (op. cit., rozdział X).

15 „Mówiąc niezbyt ściśle, poziom można uważać za system symboli, re­ guł itp., których trzeba użyć dla przedstawienia wyrażeń” ( B a c h , op. cit., s. 57—58).

(8)

W S T Ę P D O A N A L IZ Y S T R U K T U R A L N E J O P O W IA D A Ń 3 3 3

znaw stw o w m iarę swego postępu stara się je mnożyć. A nalizę w ypo­ wiedzi m ożna na razie prow adzić tylko n a poziomach najprostszych. Na swój sposób reto ry k a w yznaczyła dla w ypow iedzi p rzy n a jm n ie j dw a p lan y opisu: dispositio i e lo c u tio 16. W spółcześnie już L év i-S trauss stw ierdził w swojej analizie s tru k tu ry m itu, że jednostki k o n s ty tu ty w ­ ne wypow iedzi m itycznej (mitemy) n a b ie rają znaczenia tylko w w iąz­ kach, któ re z kolei łączą się z sobą 17. T. Todorov zaś po dejm ując roz­ różnienia form alistów rosyjskich, proponuje pracę n a dwóch w ielkich, dalej dzielących się poziomach; są nim i h i s t o r i a (anegdota), o b ej­ m ująca logikę działań i „składnię” postaci, oraz w y p o w i e d ź , o b e j­ m ująca czas, aspekty i try b y opow iadania 18. Jakakolw iek b y łab y liczba poziomów i ich definicja, opowiadanie jest niew ątpliw ie h ierarch ią piętrow ą. Zrozum ieć opow iadanie to nie tylko śledzić rozwój historii, ale także rozpoznaw ać „p ię tra ” , rzutow ać poziome pow iązania „nici” n a rra c y jn e j na oś im plicite pionową; czytać (słuchać) opow iadanie to nie tylk o przechodzić od słowa do słowa, lecz także z poziom u na po­ ziom. Proszę pozwolić na m ały przykład: w Skra dzio nym liście Poe ukazał w yraźnie porażkę p refek ta policji, niezdolnego odnaleźć list; jego (poszukiwania — m ów i Poe — były doskonałe „w kręgu jego spe­ cjalności” : p refek t n ie pom inął żadnego m iejsca, „nasycał” w pełni poziom „re w iz ji” ; aby jed n ak odnaleźć list, chroniony oczyw istością m iejsca, gdzie się znajdow ał, trzeba było przejść n a inny poziom, za­ stąpić przenikliw ość po licjan ta sprytem oszusta. Podobnie „rew izja” , dokonyw ana w poziom ym układzie relacji n arracy jny ch, choćby n a j­ pełniejsza, b y zyskać skuteczność, m usi kierow ać się także „pionow o” . Sens nie m ieści się „na k o ń cu ” , ale przechodzi w poprzek opow iadania; jak Skradzion y list w ym yka się wszelkim badaniom jednokierunkow ym .

Trzeba w ielu prób, aby ustalić poziomy opow iadania. Te, k tó re p ro ­ ponuję, d a ją całość li tylko tymczasową, o w artości praw ie w yłącznie dydaktyczn ej: pozw alają rozm ieścić i zgrupować problem y, nie popa­ dając, jak sądzę, w niezgodę z dokonanym i już a n a liz a m i19. P ro p o n u ję więc rozróżnić w dziele trzy poziomy opisu: poziom „ f u n k c j i ”

(w znaczeniu, jakie słowo to m a u Proppa i Bremonda), poziom ,,d z i a- ł a ń ” (w znaczeniu G reim asa, gdy mówi o postaciach jako „ a k ta n ta c h ”) i poziom „ n a r r a c j i ” (który, z grubsza biorąc, jest poziomem „w y­ pow iedzi” u Todorova). P am iętać należy, że te trz y poziom y

zintegro-16 Trzecia część retoryki, in v e n t io , nie dotyczy języka: odnosi się do res, nie do v erba.

17 C. L é v i - S t r a u s s , A n t h ro p o l o g i e st r u c t u r a le . Paris 1958, s. 233. 18 Zob. T o d o r o v , L e s C a té g o r ie s du ré ci t littéraire.

19 W moim W stępie starałem się jak najmniej wchodzić w kolizję z prowa­ dzonymi obecnie przez innych badaniami.

(9)

w an e są pro g resyw n ie: dana fu n k cja n a b ie ra znaczenia ty lk o w ów czas, gd y uczestniczy w ogólnym d ziałaniu a k ta n ta ; sam o zaś działanie czer­ pie o stateczn y sens stąd, że zostaje opowiedziane, pow ierzone w ypo­ w iedzi m ającej w łasny kod.

2. FUNKCJE

A. Wyodrębnianie jednostek

Poniew aż każd y system je st k o m b in acją jedn ostek należących do znanych klas, n ależy n a jp ie rw podzielić opow iadanie i w yodrębnić segm enty w ypow iedzi n a rra c y jn e j, b y móc je um ieścić w niew ielkiej liczbie klas; słowem trzeb a określić najm n iejsze jed no stk i n a rra c y jn e .

Zgodnie z p e rsp e k ty w ą n arracyjną^ k tó ra została tu określona, ana­ liza nie m oże zadow alać się czysto d y s try b u ty w n ą d efin icją jednostek; znaczenie m usi od początk u stać się k ry te riu m jednostki; jednostkę tw o rzy fu n k cjo n a ln y c h a ra k te r pew nego segm entu h isto rii; stąd nazw a „fu n k c ji” , k tó rą od raz u n ad an o ty m jednostkom podstaw ow ym . Od form alistó w r o s y js k ic h 20 począw szy p rzy jm u je się za jednostkę każdy segm ent h isto rii stanow iący człon jak ie jś korelacji. Duszą każdej fu n k cji jest — jeśli tak rzec m ożna — jej zalążek, to co pozw ala jej zapłodnić opow iadanie składnikiem d o jrzew ającym później n a ty m sam ym lub ■—■ gdzie indziej — na in n y m poziom ie. Jeśli w Prostocie serca F la u b e rt m ów i n a w stępie, n ib y m im ochodem , że córki p o d p refek ta z P o n t- -ГEvêque m ia ły papugę, to dlatego że pap u g a n a b ie ra potem w ielkiego znaczenia w życiu F elicji: podanie tego szczegółu (niezależnie od jego fo rm y językow ej) stanow i w ięc fu n kcję, czyli jed no stkę n a rra c y jn ą .

Czy w opow iadaniu w szystko jest funkcjonalne? Czy w szystko aż po n ajm n iejszy szczegół m a znaczenie? Czy m ożna całe opow iadanie podzielić n a jed n o stk i fu n kcjo n aln e? J a k się dalej przekonam y, istnieje k ilk a ty p ó w funkcji, podobnie ja k k ilk a ty p ó w korelacji. Zawsze jed ­ n ak opow iadanie skład a się w yłącznie z fu n k cji — w szystko tam , w ró ż­ n y m stopniu, posiada znaczenie. To nie k w estia zręczności n a rra to ra , lecz kw estia s tru k tu ry : w p o rząd k u w ypow iedzi to, co zostało

zanoto-20 Zob. zwłaszcza: B. T o m a s z e w s k i , T h é m a t i q u e (1925). W zbiorze:

T h é o r i e d e la li t t é r a t u r e . Paris 1965. Nieco później P r o i p p zdefiniow ał funkcję jako „działanie postaci określone z punktu widzenia jego doniosłości dla toku całości opowiadania” (M o r p h o l o g y of the F o l k t a l e [1958], s. 20). Por. także dalej d efinicję T o d o r o v a („Sens, lub funkcja, danego elem entu dzieła to jego zdol­ ność do w chodzenia w związki z innym i elem entam i dzieła i z całym dziełem ”), a także sform ułowanie A .-J. G r e i m a s a , który określa jednostkę przez jej kore­ lację paradygmatyczną, ale także przez jej m iejsce w ew nątrz jednostki syn tagm a- tycznej, której część stanowi.

(10)

W S T Ę P D O A N A L IZ Y S T R U K T U R A L N E J O P O W IA D A # 3 3 5

w ane, było siłą fa k tu do zanotow ania m ożliwe: n a w e t gdy szczegół w ydaje się zupełnie pozbaw iony znaczenia, o pierający się w szelkiej funkcji, posiadać będzie choćby znaczenie absu rd u lub zbyteczności — w szystko m a jakieś znaczenie lub nic go nie ma. M ożna więc pow ie­ dzieć, że sztuka nie zna szumów (w znaczeniu teo rii in fo rm a c ji)21: jest to system czysty, nie m a tu nigdy jednostek zm arnow anych 22 niezależ­ nie od tego, jak długa, w ątła, swobodna lub napięta będzie nić w iążąca

tę jednostkę z d an y m poziom em h is to r ii23.

Z p u n k tu w idzenia językoznawczego fu n k cja je st oczywiście je d ­ n o stk ą treści: to w łaśnie, „co chce pow iedzieć” w ypow iedzenie, tw orzy zeń jed no stk ę fu n k c jo n a ln ą 24, n ie zaś sposób w ypow iedzenia. Ten k o n ­ sty tu ty w n y sygnat [signifié] m oże mieć różne sygnansy często bardzo zawiłe: jeśli (w G oldfingerze) oznajm iono, że J a m e s B o n d w i ­ d z i a ł o k o ł o p i ę ć d z i e s i ę c i o l e t n i e g o m ę ż c z y z n ę itd., in form acja ta skryw a jednocześnie d w ie różnej w agi funkcje. Z jednej stro n y w iek postaci in te g ru je się w pew ien p o rtre t (jego „p ożytek” dla reszty h istorii jest w p ew nym stopniu w ażny, choć n iew yraźny, opóź­ niony), z drugiej zaś stro n y bezpośrednim sygnatem w ypow iedzenia jest, że Bond nie zna przyszłego rozm ówcy. Jed no stka ta im plikuje więc bardzo siln ą k o relację (początek zagrożenia i konieczność identyfikacji). D la określenia podstaw ow ych jednostek n a rra c y jn y c h trzeba więc zaw ­ sze m ieć n a oku fu n k cjo n aln y c h a ra k te r badanych segm entów i przy jąć z góry, że nie m uszą się one pokryw ać z form am i tra d y c y jn ie rozpo­ znaw anym i w rozm aitych p a rtiac h w ypow iedzi n a rra c y jn e j (akcjach, scenach, p arag rafach , dialogach, m onologach w ew nętrznych itp.), a jesz­ cze m niej z kateg o riam i „psychologicznym i” (zachowaniem , uczuciam i, zam iaram i, m otyw acjam i, rozum ow aniem postaci).

21 Dlatego nie jest ona „życiem ”, które zna tylko komunikaty z zakłóceniami. „Zakłócone” (to, co nieprzejrzyste) może istnieć w sztuce jedynie jako elem ent zakodowany (jak np. u Watteau); „zakłóconego” nie zna jednak kod pisany — pismo jest nieuchronnie wyraźne.

22 Przynajm niej w literaturze, gdzie swoboda notacji (dzięki abstrakcyjnem u charakterowi języka artykułowanego) pociąga za sobą dużo wyraźniejszą odpo­ w iedzialność niż w sztukach „analogicznych”, takich jak film .

23 Funkcjonalność jednostki narracyjnej jest mniej lub bardziej natychm ia­ stowa (a zatem widoczna), zależnie od poziomu, na którym działa: kiedy jednostki znajdują się ma tym samym poziom ie (na przykład w w ypadku „zawieszenia” [suspense]), funkcjonalność jest bardzo łatw o uchwytna; dużo mniej natomiast, gdy funkcja zostaje nasycona na poziomie narracji: nowoczesny tekst, słabo znaczący w planie anegdoty, odnajduje w ielką siłę znaczenia dopiero w płaszczyź­ nie stylu [l’é c r i t u r e].

24 „Jednostki syntaktyczne (ponadzdaniowe) są w istocie jednostkam i treści” (A.-J. G r e i m a s, C o u r s d e s é m a n t iq u e s t r u c t u r a l e, tekst powielony, VI, 5). Badanie poziomu funkcyj jest zatem częścią sem antyki ogólnej.

(11)

Podobnie, skoro „ję z y k ” opow iadania nie jest językiem m ow y a r ty ­ kułow anej — choć bardzo często n a nim je s t o p a rty — jed no stki n a rra ­ cyjne są w swej istocie niezależne od jednostek lingw istycznych. Z a­ pewne, m ogą się one p o kry w ać z sobą, lecz przypadkow o, nie zaś sy ste­ m atycznie. F u n k cje b ęd ą raz jed n o stk am i w yższym i od zdania (grupam i zdań rozm aitej w ielkości aż po całość dzieła), raz m niejszym i (synta- gm am i, słow am i, a n a w e t pew nym i elem entam i litero w y m i w s ło w ie 25). K ied y d o w iad u jem y się, że „ B o n d p o d n i ó s ł s ł u c h a w k ę j e d n e g o z c z t e r e c h a p a r a t ó w ” siedząc w swoim gabinecie podczas służby w w yw iadzie — m onem c z t e r y stanow i sam jed ­ nostk ę fu nk cjo n aln ą, gdyż odsyła do pojęcia koniecznego w całości h i­ sto rii (do w ysokiej tech n iki b iu ro k raty czn ej). Jed n o stk ą n a rra c y jn ą nie je s t tu w istocie jed n o stk a lingw istyczna (wyraz), lecz jedynie jej w a r­ tość k o n o tacy jn a z p u n k tu w idzenia lingw istycznego (w yraz /с z t e г у / n ie znaczy w cale „ c z t e r y ”). To w yjaśnia, że n iek tó re jed no stki fu n k ­ cjonalne m ogą być niższego rzęd u n iż zdania, należąc dalej do w ypo­ wiedzi: w y k ra c za ją wów czas nie poza zdanie, od którego pozostają m a­ terialn ie niższe, lecz poza poziom d enotacji, k tó ry podobnie jak zdanie należy do językoznaw stw a w ścisłym sensie.

B. Klasy jednostek

Owe jed n o stki fu n k cjo n aln e podzielić trzeba n a niew ielką liczbę k la s form alnych. Chcąc określić te k lasy nie u ciek ając się do zaw artych w nich treści (na p rzy k ład psychologicznych), trzeb a znowu p rzy ją ć różne poziom y znaczeń. N iektóre jed no stk i m a ją jako k o re la ty jednostki tego samego poziom u; przeciw nie, aby nasycić inne, trzeba przejść na in n y poziom . S tąd też od razu p o w sta ją dw ie w ielkie k lasy funkcyj, jedne d y stry b u ty w n e , inne in teg racy jn e. P ierw sze odpow iadają fu n k ­ cjom P roppa, po d jęty m m iędzy innym i przez B rem onda; rozp atrzy m y je tu ta j jed n a k znacznie szczegółowiej niż ci autorzy. Dla ty ch w łaśnie fu n k cji rez e rw u jem y nazw ę „ f u n k c j i ” (choć w iele in ny ch jednostek m a rów nież w artość funkcjonalną). Od czasu analizy Tom aszewskiego istnieje ich klasy czn y m odel: k o rela te m ku p n a rew olw eru jest chw ila, k ied y zostanie u ż y ty (jeśli n ato m iast nie zostanie użyty, zapis ten stanie się znakiem zach cian k i itp.). K o relatem podniesienia słuchaw ki telefon u je s t chw ila jej odłożenia; k o relatem po jaw ien ia się papugi w dom u F e­ licji jest epizod w y p ch an ia p tak a, jego ad o racji itp. D ruga w ielka klasa

25 „Nie należy w ychodzić od słów jako niepodzielnych składników sztuki literackiej, traktować ich jak cegieł, z których buduje się gmach. Można rozbić je na dużo drobniejsze »elem enty w erbalne«” (J. T y n i a n o w — cytowane przez T. T o d o r o v a w „Langages” 1 6, s. 18).

(12)

W S T Ę P D O A N A L IZ Y S T R U K T U R A L N E J O P O W IA D A Ń 3 3 7

jednostek — o ch arak terze in teg racy jn y m — zaw iera w szystkie „ o z n a k i ” [„indices”] (w ogólnym znaczeniu sło w a )26. Jed n o stk a od­ syła wów czas nie do ak tu uzupełniającego, w ynikow ego ale do jakiegoś składnika m niej lub bardziej zatartego, niezbędnego jed nak dla znacze­ n ia h istorii; są to oznaki charakterologiczne odnoszące się do postaci, info rm acje dotyczące tożsam ości bohaterów , n o tacje „atm osfery” itp. Zw iązek jedn o stki z jej k o relatem nie je st wów czas d y stry b u ty w n y (często k ilk a oznak odsyła do tego sam ego sygnatu, a kolejność ich pojaw iania się w w ypow iedzi nie zawsze jest istotna), lecz in tegracy jny . Aby zrozum ieć, „czem u służy” n o tacja „oznaki” , trz e b a przejść n a w yż­ szy poziom (działania postaci lub n arracja), bowiem tam tylk o oznaka się rozw iązuje. P otęga adm inistracji, jak a k ry je się za Bondem, ozna­ kow ana liczbą ap arató w telefonicznych, nie m a żadnego w pływ u na sekw encję działań, w k tó re w łącza się Bond o dbierając połączenie; n a ­ biera znaczenia dopiero na poziom ie ogólnej typologii a k tan tó w (Bond jest po stro nie porządku). O znaki — dzięki jak b y pionow ej n atu rze sw ych związków — są jednostkam i czysto sem antycznym i, gdyż, p rze­ ciw nie niż ,„ fu n k cje” w łaściw e, odsy łają do sygnatu, nie zaś do „ope­ r a c ji”. S ankcja oznak jest „w yższa” , czasem n a w e t w irtu aln a, sięga poza w yraźn ą syntagm ę („ch arak ter” danej postaci może być nigdy w yraźnie n ie nazw any, a jed nak n ieu stan nie oznakowany), jest to raczej sankcja p aradygm atyczna; na odwrót, sankcja „ F u n k c ji” zawsze „idzie d a le j”, je s t san k cją sy n tag m aty czn ą 24. F u n к с j e i O z n a k i k ry ją więc w sobie inne klasyczne rozróżnienie: F un kcje im p lik u ją związki m etonim iczne, O znaki — zw iązki m etaforyczne: jedne odpow iadają funkcjonalności działania, inne funkcjonalności is tn ie n ia 28.

Już pow stanie dw óch w ielkich k las jednostek, F u n k cji i Oznak, pozwala n a p ew ną k lasy fik ację opowiadań. Są opow iadania silnie fu n k ­ cjonalne (bajki ludowe), w przeciw ieństw ie do opow iadań nasyconych oznakam i (powieści „psychologiczne”); m iędzy tym i biegunam i mieści się cała gam a form pośrednich, zależnych od historii, społeczeństw a, g atu n k u literackiego. Ale to nie wszystko: w ew nątrz każdej z dwóch w ielkich k la s m ożna od razu określić dw ie podklasy jednostek n a rr a ­ cyjnych. W racając do klasy F unkcji, nie w szystkie jednostki m ają tę sam ą „w agę” ; jedne stanow ią praw dziw e p u n k ty zw rotne opow ia­

26 Term iny te, podobnie jak i następne, mogą być tylko prowizoryczne. 27 Nie przeszkadza to, że o s t a t e c z n i e rozłożenie syntagm atyczne funkcji może skrywać zw iązki paradygmatyczne między różnymi funkcjami, jak to przy­ jęto na podstawie badań L é v i - S t r a u s s a i G r e i m a s a .

28 Nie można sprowadzić funkcji do działań (czasowników), a Oznak do ja­ kości (przymiotników), istnieją bowiem działania, będące „oznakami” danego cha­ rakteru, atmosfery itp.

(13)

dania (lub jego fragm en tu ); d ru g ie „w y p e łn ia ją ” jedynie przestrzeń n arra c y jn ą , oddzielającą fu n k cje istotne. P ierw sze nazw iem y f u n k ­ c j a m i k a r d y n a l n y m i (lub r d z e n i a m i ) , d ru g ie — ze w zglę­ du n a ich c h a ra k te r u zup ełn iający — k a t a l i z a m i . Dla p ow stania fun kcji k ard y n a ln ej w y starczy , b y działanie, do jak iej się odnosi, otw ie­ rało (podtrzym yw ało lub zam ykało) a lte rn a ty w ę w p ływ ającą n a dalszy ciąg historii, słowem, by rodziło lub rozstrzygało jak ąś niepew ność; jeśli w e fragm encie opow iadania dzw oni telefon, m ożna rów nie dobrze podnieść, ja k nie podnieść słuchaw ki, co oczywiście pociągnie historię w dw ie różne strony. M iędzy dw iem a fu n k cjam i k a rd y n a ln y m i m ożna zawsze rozm ieścić n o tacje pom ocnicze, grom adzące się w okół danego rdzenia, nie zm ieniając zarazem c h a ra k te ru a lte rn a ty w y ; przestrzeń, jak a dzieli zdania „ z a d z w o n i ł t e l e f o n ” i „ B o n d p o d n i ó s ł s ł u c h a w k ę ”, w ypełnić m oże m asa w y d arzeń lub opisów: „ B o n d s k i e r o w a ł s i ę d o b i u r k a , p o d n i ó s ł s ł u c h a w k ę , o d ­ ł o ż y ł p a p i e r o s a ” itd. K atalizy p o zostają fu n kcjon aln e w tej m ierze, w jak ie j w chodzą w zw iązki z rdzeniem , ale ich fu n k cjo n al­ ność je s t osłabiona, jednopłaszczyznow a, pasożytnicza: idzie tu bo­ wiem o fun k cjonaln o ść czysto chronologiczną (opisuje się to, co od­ dziela dw a m o m en ty historii), podczas gdy więź łącząca dw ie funkcje k a rd y n aln e nabyw a funk cjo n aln o ści podw ójnej, zarazem chronologicz­ nej i logicznej. K a ta lizy to jed y n ie jed n o stki kolejne, fu n k cje k a rd y ­ n alne to jedn o stk i zarazem k o lejn e i w ynikow e. W ydaje się bowiem, że źródłem aktyw ności n a rra c y jn e j jest w łaśnie pom ieszanie n a stę p ­ stw a i w ynikania: to, co p r z y c h o d z i p o , zostaje w opow iadaniu odczytane jako s p o w o d o w a n e p r z e z ; jeśli ta k — opow iadanie byłoby sy stem aty czn y m zastosow aniem b łęd u logicznego ujaw nionego przez scholastykę w fo rm u le p o st hoc, ergo p ro p ter hoc. F o rm u ła ta m o­ głaby być rów nież dew izą Losu, którego opow iadanie je s t tylko „ języ ­ kiem ”. Ta w łaśnie „ z b itk a ” logiki i czasowości zostaje w opow iadaniu stw orzona przez fu n k cje k a rd y n a ln e. F u n k c je te m ogą być na pierw szy rzu t oka bardzo niepozorne; stanow i o nich nie w ygląd (ważność, ob­ jętość, częstotliw ość lu b siła w yrażonego działania), lecz — jeśli wolno rzec — ryzyko; fu n k cje k a rd y n a ln e to m om enty ryzyk a w opow iadaniu; m iędzy tym i p u n k tam i a lte rn a ty w n y m i, „dispeczera- m i”, k a ta liz y ro ztaczają stre fy bezpieczeństw a, odpoczynku, luksusu; „lu ksus” ten nie jest jed n ak zbyteczny. P am iętajm y , że z p u n k tu w i­ dzenia opow iadanej h isto rii k ataliza może m ieć funkcjonalność słabą, ale nie żadną — n a w e t g dyby b y ła red u n d a n c ją (w stosunku do rd ze­ nia), uczestniczy przecież w ekonom ice k o m u n ik atu . Tak jed n ak nie jest: notacja n a pozór u zu p ełn iająca m a zawsze fu n k cję w w ypow iedzi: przyspiesza ją, opóźnia, na nowo pobudza opow iadanie, streszcza, a n ty ­

(14)

W S T Ę P D O A N A L IZ Y S T R U K T U R A L N E J O P O W IA D A Ń 3 3 9

cypuje, a czasem n a w e t w prow adza n a fałszyw y t r o p 29 — to, co za­ notow ane, objaw ia się zawsze jako godne zanotow ania, kataliza budzi n ieu stan n ie sem antyczne napięcie w ypow iedzi, n ieu sta n n ie mówi: to m iało lub będzie m ieć jakieś znaczenie. S tała fun kcja k a ta liz y jest więc zawsze faty czn a (by użyć sform ułow ania Jakobsona); u trz y m u je kon­ ta k t m iędzy n a rra to re m a odbiorcą. D odajm y jeszcze, że n ie m ożna usunąć rdzenia nie zniekształcając ty m sam ym h istorii, ale nie m ożna

także usunąć k a ta liz y nie zniekształcając wypowiedzi.

Jeśli idzie o d ru g ą w ielką k lasę jednostek n a rra c y jn y c h (Oznaki) — klasę in te g rac y jn ą — w spólną cechą zaliczających się do niej jednostek je s t to, że nasycić je m ożna jedy n ie n a poziomie postaci lub n a rra c ji; są więc częścią zw iązków p aram etry czn y ch 30, k tó ry c h d ru g i im plicite założony człon jest ciągły, obejm ując epizod, postać czy n a w e t dzieło; niem niej m ożna rozróżnić o z n a k i w łaściw e, odnoszące się do c h a ra k ­ teru , uczucia, atm o sfery (np. podejrzenia) czy filozofii, oraz i n f o r ­ m a c j e , służące do zidentyfikow ania, um ieszczenia w czasie i p rz e ­ strzeni. Pow iedzieć, że Bond u rzęd u je w gabinecie, skąd p rzez o tw a rte okno w idać księżyc w śród toczących się ciężkich chm ur — to oznako­ wać b u rzliw ą letn ią noc; ale ta sam a d ed u k cja d a je nam oznakę atm o ­ sferyczną, k tó ra odsyła do ciężkiego, niepokojącego k lim a tu nieznanej akcji. O znaki m ają w ięc zawsze sy g n aty d an e im p lic ite ; in fo rm acje — nie, p rzy n a jm n ie j n a poziomie opow iadanej historii; są to więc dane czyste, bezpośrednio znaczące. Oznaki w y m agają rozszyfrow ania: czy­ teln ik m usi nauczyć się rozpoznaw ać c h a ra k te r, atm osferę; inform acje n ato m iast przynoszą gotow ą wiedzę; ich funkcjonalność, podobnie jak funkcjonalność kataliz, jest słaba, lecz rów nież zawsze istnieje. N ieza­ leżnie od swej „m atow ości” w poró w n an iu z resztą historii, inform acjr (np. do k ład n y w iek 'postaci) słu ży uauten ty czn ieniu rzeczyw istości przed m iotu opow iadania, w ra sta n iu fikcji w rzeczyw istość: jest to narzędzi . realistyczne, k tó re ty m sam ym posiada niezaprzeczalną funkcjonalność, nie n a poziomie historii, lecz n a poziomie w ypow iedzi 31.

Rdzeń i k atalizy, oznaki i inform acje (nazwy są nieistotne) — oto, jak się zdaje, pierw sze klasy, n a jakie podzielić m ożna jed no stk i pozio­

29 V a l é r y m ów ił o „znakach odraczających”. Pow ieść krym inalna często używa tych wprowadzających na fałszyw y trop jednostek.

30 Elem entem parametrycznym nazywa N. R u w e t składnik stały podczas działania utworu muzycznego (np. t e m p o a ll e g ro u Bacha, monodia głosu solo­ wego).

31 G. G e n e t t e (F r o n t i è r e s d u ré cit) rozróżnia dwa rodzaje opisów: orna- m entacyjny i znaczący. Opis znaczący musi oczyw iście zostać związany z pozio­ mem historii, ornam entacyjny zaś z poziomem w ypow iedzi, co tłum aczy, czemu stanow ił długo doskonale skodyfikowany „chw yt” retoryczny — d e s c r i p t i o albo

(15)

m u fu n kcy j. K lasy fik ację uzupełnić n ależy dw iem a uwagam i. Przede w szystkim d a n a jedn o stk a m oże rów nocześnie należeć do dw óch róż­ nych k las: ipić w h isk y (w h a llu dw orca lotniczego) to działanie, k tóre służyć m oże za k atalizę d la n o tac ji k a rd y n a ln ej o c z e k i w a n i a , ale je st rów nocześnie oznaką pew nej atm o sfery (nowoczesność, odpręże­ nie, w spom nienie itp.) — inaczej m ówiąc, n iek tó re jed no stk i m ogą być m ieszane. W ekonom ice opow iadania p o w staje tak p ew na gra; w po ­ w ieści G oldfinger Bond, k tó ry m iał przeprow adzić rew izję w pokoju swego przeciw nika, o trz y m u je od cichego w spólnika klucz o tw ierający w szystkie drzw i — n o tac ja ta je st czystą fu n k cją (kardynalną); w fil­ m ie ów szczegół zm ieniono: Bond w żartach zabiera p ęk k lu czy poko­ jówce, k tó ra nie p ro te stu je , tu n o tacja stała się nie tylko funkcjonalna, je st także oznaką — odsyła do c h a ra k te ru Bonda (jego sw obody i po­ w odzenia u kobiet). Po d ru g ie zauw ażyć trzeb a (w rócim y do tego zresztą później), że c z te ry k lasy , o k tó ry c h m ów iliśm y, m ożna podzielić in a ­ czej, b ardziej zgodnie z m odelem lingw istycznym . K atalizy, oznaki i in ­ form acje m a ją w istocie w spólną cechę: są — w sto su n k u do rdzenia — r o z s z e r z e n i e m [expansion]. Rdzenie — jak za chw ilę zobaczy­ m y — tw orzą skończone całości złożone z nielicznych członów: k ieru je nim i pew na logika, są zarazem konieczne i w ystarczające; skoro ten „szkielet” zostanie zbudow any, w y p e łn ia ją go inne jednostki, m nożące się w sposób w zasadzie nieskończony; w iadom o, że to sam o d zieje się w zdaniu złożonym ze zdań p rostych, k om plikow anych w nieskończo­ ność po w tórzeniam i, rozw inięciam i, ozdobnikam i itp .: podobnie jak zdanie, opow iadanie m ożna „k atalizow ać” nieskończenie. M allarm é przyw iązyw ał ta k w ielką w agę do' tej stru k tu ry , że zbudow ał n a niej poem at Jam ais u n coup de dés, k tó ry uw ażać m ożna — w raz z jego „w ęzłam i” , „w yb rzuszeniam i” , „słow am i-w ęzłam i” i „słow am i-koronka- m i” za sym bol każdego opow iadania — każdej m owy.

C. Składnia funkcyj

Jak, w edle jakiej „ g ra m a ty k i” różne jed no stk i n a n iz u ją się w zdłuż n a rra c y jn e j syntagm y? Ja k ie są zasady k o m b in ato ry k i funkcyj? In fo r­ m acje i oznaki m ogą sw obodnie w iązać się ze sobą: tak i jest na p rz y ­ k ład p o rtre t, k tó ry zestaw ia sw obodnie d ane urzędu stan u cywilnego i cechy c h a ra k te ru . K atalizy i rdzenie łączy p ro sty stosun ek im p lika­ cji: kataliza im p lik u je niezbędne istn ien ie fu n k cji k a rd y n a ln ej, do k tó ­ rej się p rzy łącza (lecz nie odw rotnie). F un k cje k a rd y n a ln e łączy zaś stosunek w zajem nej zależności: jed n a pociąga za sobą d ru g ą i w zajem ­ nie. Tej w łaśnie rela cji n ależy się chw ila uw agi: n a jp ie rw dlatego że ok reśla sam szkielet opow iadania (rozszerzenia m ożna usunąć, rdzenie

(16)

W S T Ę P D O A N A L IZ Y S T R U K T U R A L N E J O P O W IA D A Ń 3 4 1

nie), po w tóre dlatego że ona to głów nie zajm uje b adających s tru k tu rę opowiadania.

M ówiliśm y już, że opow iadanie dzięki samej sw ojej s tru k tu rz e m ie­ sza n astępstw o i w ynikanie, czas i logikę. W łaśnie ta dw uznaczność stanow i c e n tra ln y p roblem skład n i n a rra c y jn e j. Czy za czasem opo­ w iadania k ry je się ponadczasow a logika? P ro b lem ten jeszcze do nie­ daw na dzielił badaczy. Propp, którego analiza — jak w iadom o — o tw a r­ ła drogę obecnym dociekaniom , obstaw ał p rzy nieredukow alności po­ rządku chronologicznego: czas był d lań rzeczyw isty i dlatego w ydało m u się konieczne zw iązanie bajk i z czasem. Ju ż jed nak A rystoteles, przeciw staw iając tragedię (zdefiniow aną przez jedność akcji) h isto rii (zdefiniow anej przez mnogość akcji i jedność czasu), p rzy zn aw ał logice pierw szeństw o p rzed chronologią 32. Podobnie postęp u ją w spółcześni b a ­ dacze (L évi-Strauss, G reim as, Brem ond, Todorov), k tó rzy w szyscy (róż­ niąc się w inn y ch punktach) mogli się podpisać pod propozycją Lévi- -S traussa: „porządek n astęp stw a chronologicznego m ożna sprow adzić do bezczasowej m a try c y s tru k tu ra ln e j” 33. A ktualne dociekania isto tn ie dążą do „deehronologizacji” ciągłości n a rra c y jn e j, do „ulogicznienia” , podporządkow ania jej tem u, co M allarm é — m ówiąc o języku fra n ­ cuskim — nazyw ał „pierw otnym i piorunam i logiki” 34. Ściślej — takie jest p rzy n ajm n iej nasze zam ierzenie — celem byłb y s tru k tu ra ln y opis złudzenia chronologii; logika n a rra c ji w inna zdawać sp raw ę z czasu narracyjnego. Inaczej m ożna powiedzieć, że czasowość to tylko pew na klasa s tru k tu ra ln a opow iadania (czy wypow iedzi), podobnie jak w języ ­ ku czas istn ieje tylko w form ie system u; z p u n k tu w idzenia opow iada­ nia to, co nazyw am y czasem, nie istn ieje lub istnieje tylko fu n k cjo n al­ nie, jako elem en t system u sem iotycznego: czas nie n ależy do w ypo­ wiedzi w ścisłym słowa znaczeniu, lecz raczej do tego, co jest jej p rze d ­ m iotem [referent]; opow iadanie i język znają tylko czas sem iologiczny;

„praw dziw y” czas jest referen cy jn y m złudzeniem , „realistyczn ym ” — jak w skazuje k o m en tarz P ro p p a — i ta k też w inien trak to w ać go opis stru k tu ra ln y 35.

J a k a więc logika reg u lu je zasadnicze fu n k cje opow iadania? To w łaśnie sta ra ją się ustalić ożywione badania; to także było dotąd n a j­

32 P o e t y k a , 1459 a.

33 Cyt. za: C. B r e m o n d , L e M e s s a g e n a rra ti f. „Communications” 1964, nr 4. 34 Q u a n t au L i v r e . W: O e u v r e s c o m p lè te s , s. 386.

35 V a l é r y , jak zaw sze przenikliwy, lecz niewykorzystany, słusznie wyraził po swojem u status czasu narracyjnego: „Wiara w czas jako czynnik i nić prze­ wodnią oparta jest n a m e c h a n i z m i e p a m i ę c i i w y p o w i e d z i z ł o ­ ż o n e j ” (Tel Q u e l. T. 2, s. 348); my zaś podkreślamy: złudzenie jest wytw orzone przez samą w ypowiedź.

(17)

szerzej dysku tow an e. O desłać więc trzeb a do p rac tu publikow anych A .-J. G reim asa, C. B rem o n d a i T. Todorova, k tó re dotyczą w łaśnie logiki fu n k cy j. Istn ie ją trz y zasadnicze k ieru n k i poszukiw ań, om ówione tu przez T. Todorova. P ierw szy , Brem onda, jest ściśle logiczny: idzie o odtw orzenie sk ład n i ludzkich zachow ań u k azan ych w opow iadaniu, o n ak reślen ie d rogi „w ybo ró w ”, jak im w każdym punkcie histo rii n ie­ uch ro n nie p o d dana jest postać 36, o u jaw n ien ie tego, co m ożna nazw ać logiką e n e rg e ty c z n ą 37, poniew aż w łada ona postaciam i w chw ili, gdy dokonują one działania. D ru g i m odel je s t lingw istyczny (L évi-Strauss, G reim as); głów nym zadaniem ty ch bad ań je s t odnalezienie w fu nk cjach opozycji p arad ygm atyczny ch , k tó re zgodnie z Jakobsonow ską zasadą „poetyckości” są „rozm ieszczone” w zdłuż ciągu opow iadania (G reim as p o p raw ia i w sw ych o statn ich p rac a c h u zupełnia p arad y g m aty zm fu n k ­ cji). T rzecia droga, n a k re ślo n a p rzez Todorova, jest nieco różna, um iesz­ cza bow iem analizę n a poziom ie „d ziałań ” (to znaczy postaci), p róbując ustalić zasady, k tó re w opow iadaniu zm ieniają, różnicują, przek ształ­ c a ją p ew ną liczbę podstaw ow ych orzeczeń.

N ie będziem y w y b ierać m iędzy ty m i hipotezam i roboczym i: nie kłó­ cą się one, lecz w sp ó łp racu ją; nie są one zresztą opracow ane do końca. Jed y n e uzupełnienie, jak ie pozw olim y sobie wnieść, dotyczy w y m ia­ rów analizy. N aw et jeśli pom inąć oznaki, info rm acje i katalizy, pozo­ s ta je jeszcze w o pow iadaniu (zw łaszcza gdy idzie o powieść, nie o b a j­ kę) duża liczba fu n k cji k a rd y n a ln y ch ; w ielu nie m ogą objąć w spo­ m n iane analizy, jak dotychczas pośw ięcone raczej w ielkim członom opow iadania. T rzeba jed n a k przew idzieć opis n a tyle dokładn y, by uw i­ daczniał w s z y s t k i e jed n o stki opow iadania, n a w e t n ajm niejsze segm enty. P rzy p o m nijm y, że fu n k cji k a rd y n a ln y ch nie określa „w aż­ ność”, lecz c h a ra k te r (w zajem nie im p likacy jn y ) ich stosunków . „Dźwięk telefo n u ” , choćby w y d aw ał się b łah y, sam w sobie zaw iera kilka fu n k ­ cji k a rd y n a ln y c h (dzwonić, podnieść słuchaw kę, rozm aw iać, odwiesić); z drugiej strony, u jm o w an y jako całość, d a je się powiązać, p rzy n ajm n iej stopniowo, z w ielkim i członam i h istorii. O bjęcie całości fun k cjo n aln ej opow iadania w ym aga w p row adzenia elem entó w pośredniczących, k tó ­ ry ch podstaw ow ą jed n o stk ą m oże być jed y n ie m ałe zgrupow anie fu n ­ kcji, k tó re (za Claude B rem ondem ) nazw iem y s e k w e n c j ą .

36 Koncepcja ta przypom ina punkt w idzenia Arystotelesa: p r o a ï r e s i s , racjonal­ ny wybór działań, stanow i fundam ent p r a x i s , praktycznej wiedzy, która nie tw o ­ rzy żadnego dzieła, różnego od działającego, przeciw nie niż po ié si s. Posługując się tym i terminami m ożna powiedzieć, że analiza próbuje odtworzyć w ew nętrzną

p r a x i s opowiadania.

37 Zasługą tej logiki, opartej na alternatyw ie ( z r o b i ć t o l u b t a m t o ) , jest ukazanie procesu dram atyzacji, której siedliskiem jest zazwyczaj opowiadanie.

(18)

W S T Ę P D O A N A L IZ Y S T R U K T U R A L N E J O P O W IA D A Ń 3 4 3

S ekw encja jest logicznym n astępstw em rdzeni, pow iązanych ze sobą w zajem ną zależn o ścią38: sekw encja rozpoczyna się, gdy jeden z członów nie m a odpow iedniego poprzednika, kończy się, gdy inny nie m a n astęp n ik a. S ięgnijm y po b łah y przykład: zamówić danie, o trzy ­ m ać je, spożyć, zapłacić — te różne fu n k cje stanow ią zam kniętą se­ kw encję; nie m ożna bowiem w yprzedzić czymś zam ów ienia lub zna­ leźć n astęp n ik a zapłaty, nie w ychodząc ze spójnej całości ,,spożywania posiłku” . Sekw encja jest więc zawsze m ożliw a do nazw ania. O kreśla­ jąc podstaw ow e fu n k cje b a jk i P ropp, a później Brem ond, m usieli je nazw ać ( O s z u s t w o , Z d r a d a , W a l k a , U m o w a , U w i e d z e ­ n i e itp.). Zabieg nazw ania n ieu n ik n ion y jest także w odniesieniu do sekw encji błahych, k tó re m ożna b y nazw ać „m ikrosekw encjam i”, tw orzą one bow iem najcieńsze w łókna m ate ria łu narracyjnego. Czy nazw ania te zależą jedynie od badacza? Inaczej m ówiąc, czy są czystym m e ta ­ językiem ? N iew ątpliw ie, skoro tra k tu ją o kodzie opow iadania. Można sobie jed n ak w yobrazić, że stanow ią część w ew nętrznego m etajęzyka samego czytelnika (czy słuchacza), k tó ry u jm u je cały ciąg logiczny akcji jako całość nom inalną; czytać — znaczy nazyw ać; słuchać — to nie odbierać mowę, to także ją budować. T y tu ły sekw encyj b y ły b y więc analogiczne do owych „ s ł ó w z b i o r c z y c h ” (cover-w ords) m aszyn tłum aczących, k tó re „ p o k ry w ają” w m ożliw y do p rzyjęcia sposób dużą liczbę znaczeń i odcieni. Język opow iadania, k tó ry jest w nas, zaw iera już te podstaw ow e ru b ry k i: zam knięta logika, k tó ra n a d a je sekw encji s tru k tu rę , je st n ierozerw alnie zw iązana ze swą nazw ą: każda fu n k cja rozpoczynająca u w o d z e n i e n arzuca ju ż w chw ili pojaw ienia się — przez sam ą nazwę, k tó rą w yw ołuje — cały proces uw odzenia, ja k i po­ znaliśm y ze w szystkich opow iadań, k tó re u kształtow ały w nas język opow iadania.

N aw et n ajbard ziej niew ażna sekw encja, złożona z niew ielkiej liczby rdzeni (to znaczy „dispeczerów ”), zaw iera zawsze m om enty ryzyka, co w łaśnie m o ty w u je ich analizę. Śm ieszne m oże w ydać się łączenie w se­ kw encję ciągu logicznego d robnych d ziałań składających się n a często­ w anie papierosem ( c z ę s t o w a ć , p r z y j ą ć , z a p a l i ć , p a l i ć ) ; lecz w łaśnie w każdym z tych pu nk tó w m ożliw a jest alte rn a ty w a , a więc swoboda znaczenia: du Pont, w spólnik Bonda, podaje m u pło­ nącą zapalniczkę, Bond jed nak odm aw ia: działanie rozw idla się jakby, dlatego że Bond in sty n k to w nie lęka się g a d g e tu -p u ła p k i39. S ekw encja

38 W sensie w zajem nej implikacji, jak to rozumiał Hjelmslev: dwa człony w arunkują się w zajem nie.

39 Naw et na tym niskim poziomie odnaleźć można opozycję m odelu paradygma- tycznego, jeśli nie między dwoma członami, to przynajmniej między dwoma

(19)

bie-jest więc, jeśli k to woli, j e d n o s t k ą l o g i c z n ą z a g r o ż o n ą ; to m o ty w u je ją a m in im o ; jest tak że um otyw o w ana a m axim o: za­ m kn ięta w swoich fu n k cjach , za w a rta w nazw ie, sekw encja stanow i now ą jednostkę, k tó ra funkcjonow ać m oże jako p ro sty człon innej, szer­ szej sekw encji. A oto m ikro -sek w en cja: w y c i ą g n ą ć r ę k ę , u ś c i ­ s n ą ć , p u ś c i ć . To P o z d r o w i e n i e sta je się fu n k cją prostą: z jednej stro n y odgryw a rolę oznaki (rozlazłość d u P o n ta i obrzydze­ nie Bonda), z d ru g ie j zaś całościowo tw o rzy człon szerszej sekw encji, zw anej S p o t k a n i e m , k tó rej inne człony ( z b l i ż e n i e , z a t r z y ­ m a n i e s i ę , z a g a d n i ę c i e , p o z d r o w i e n i e , r o z g o s z c z e ­ n i e s i ę ) m ogą b y ć sam e m ikrosekw encjam i. Cała sieć p odstaw ień buduje ta k s tru k tu rę opow iadania od n a jm n iejszy ch m atry c po n a j­ w iększe funkcje. Idzie tu oczyw iście o hierarch ię, k tó ra tk w i w ew n ątrz poziom u fu n k cy j: d o piero k ied y opow iadanie stopniowo się rozrosło — od papierosa d u P o n ta do w a lk i Bonda z G oldfingerem — zakończyć m ożna analizę fu n k cjon aln ą; p iram ida fu n k cy j osiąga wów czas poziom n astęp n y — poziom D ziałań. Istn ieje w ięc rów nocześnie w ew n ętrzn a składnia (podstaw ieniow a) m iędzy sekw encjam i. P ierw szy epizod Gold­ fingern p rz y b ie ra w te n sposób fo rm ę „ śte m aty c zn ą ”.

P r o ś b a P o m o c

Spotkanie Starania Um owa Siedzenie U jęcie Ukaranie

Dostęp Zagadnięcie Pozdrowienie Rozgoszczenie się

1

wyciągnąć rękę uścisnąć cofnąć itd.

P rzedstaw ien ie to je st oczywiście analityczne. C zytelnik — ten do­ strzega lin e a rn y ciąg członów. T rzeba jed n a k podkreślić, że człony k il­ ku sekw encji m ogą w chodzić jed n e w drugie. Jed n a sekw en cja n ie jest zakończona, a ju ż p o jaw ia się początek no w ej; sekw encje p rzem iesz­ czają się k o n tra p u n k tu ją c o 40; s tr u k tu ra fu n k cy j opow iadania jest po­ dobna do s tr u k tu ry fugi: dzięki tem u opow iadanie je s t zarazem „zw

ar-gunami sekw encji: sekw encja C z ę s t o w a n i a p a p i e r o s e m ukazuje — pozostawiając go w zaw ieszeniu — paradygm at N i e b e z p i e c z e ń s t w o / B e z ­ p i e c z e ń s t w o (ukazany przez S z c z e g ł o w a w analizie cyklu o Sherlocku Holmesie), P o d e j r z e n i e / O p i e k a , A g r e s y w n o ś ć / P r z y j a ź ń .

4C Kontrapunkt ten przeczuli form aliści rosyjscy, którzy naszkicowali jego ty ­ pologię: przypomina ona głów ne „zawiłe struktury” zdania (patrz poniżej rozdział 5 A).

(20)

W S T Ę P D O A N A L IZ Y S T R U K T U R A L N E J O P O W IA D A Ń 3 4 5

te ” i „m a oddech”. Zazębienie sekw encji w ew n ątrz jednego dzieła w ol­ no zerw ać tylko w tedy, gdy kilka izolow anych bloków („stem ów ”), k tó re je w ted y tw orzą, o d zyskują swe pow iązanie n a w yższym pozio­ m ie D ziałań (postaci): G oldfinger składa się z trzech epizodów, fu n k cjo ­ nalnie niezależnych, poniew aż ich bloki funkcyj n ie łączą się w dwóch w ypadkach — nie m a żadnego stosunku w ynikania m iędzy epizodem w p ły w a ln i a epizodem w F o rt-K n o x. Z achow any jed n ak został zw ią­

zek n a poziomie działań, gdyż postacie (a w konsekw encji s tru k tu ra ich w zajem nych stosunków ) pozostały te same. R ozpoznajem y tu epopeję („całość złożona z licznych fab u ł”): epopeja jest opow iadaniem rozbi­ ty m n a poziomie fun k cy j, lecz jed n o lity m n a poziom ie d ziałań (spraw ­ dzić to m ożna zarów no w O dysei jak w teatrze B rechta). Trzeba więc zwieńczyć poziom fu n k cji (który dostarcza w iększej części syntagm y n a rra c y jn e j) poziom em wyższym, z k tórego jednostki pierw szego po­ ziomu czerpią stopniow o swe znaczenie. Je st to poziom Działań.

3. DZIAŁANIA

A. K u stru k tu ra ln em u statutow i postaci

W poetyce arystotelesow skiej postać jest pojęciem drugorzędnym , całkow icie podporządkow anym pojęciu akcji: istn ieją fab u ły bez „cha­

ra k te ró w ” — m ów i A ry sto teles — nie może być c h a ra k te ró w bez fa ­ buły. Pogląd ten p o d trzy m y w ali te o re ty c y klasycyzm u (Vossius). Póź­ niej postać, k tó ra d o tąd była jedynie im ieniem , spraw cą d z ia ła n ia 41, n ab iera k o nsystencji psychologicznej, stając się jednostką, „osobą” , słowem — isto tą w p e łn i uk ształtow aną, n a w e t nic nie czyniąc, n aw et zanim zaczyna d z ia ła ć 42. Postać p rze staje być podporządkow ana akcji, w ciela od razu psychologiczną esencję. M ożna zestaw ić ich re je str: n a j­ czystszym przy k ład em b y łab y tu lista em ploi te a tr u m ieszczańskiego (kokietka, szlachetny ojciec itp.). Od chw ili pow stania analiza s tru k ­ tu ra ln a bardzo niech ętn ie tra k to w a ła postacie jako esencję, n a w e t jeśli je klasyfikow ała. Tom aszew ski — ja k przypom ina Todorov — posunął się ta k daleko, że odm ów ił postaci wszelkiego znaczenia n arracy jneg o, choć z czasem osłabił ten pogląd. P ro p p usunął p ostacie z analizy m niej rad yk alnie: sprow adził je do pro stej typologii, o p artej nie na

psycholo-41 Pam iętajm y, że jeszcze tragedia klasyczna zna tylko „aktorów”, nie zaś „postacie”.

42 W powieści m ieszczańskiej króluje „bohater-ipostać”; w W o j n i e i p o k o j u

Mikołaj Rostow jest od razu m łodzieńcem dobrym, lojalnym, odważnym, pełnym zapału; książę Andrzej istotą wyrafinowaną, pozbawioną złudzeń itd. To, co się im zdarza, ilustruje ich, lecz nie tworzy.

(21)

gii, lecz n a jedności działań, k tó re p rzy d ziela im opow iadanie (D onator przedm iotów m agicznych, Pom ocnik, Z ły itp.).

Od czasów P ro p p a postać w ciąż sta w ia przed analizą stru k tu ra ln ą te n sam p ro b lem : z jed n ej s tro n y p ostacie (obojętnie, czy nazyw ane

dram atis personae, c zy a к t a n с i) tw o rzą konieczną płaszczyznę opisu,

poza k tó rą relacjo n o w an e d ro b n e ,,d z ia łan ia ” p rze stają być czytelne, ta k iż rzec m ożna, że n ie istn ieje żadne opow iadanie pozbaw ione „po­ staci” 43 lub p rzy n a jm n ie j „czynników działający ch” [„agents,,]. Z d r u ­ giej jed n ak s tro n y czynników tych, bardzo licznych, nie m ożna ani opisać, ani sklasyfikow ać w term in ach „osób” , bez w zględu na to, czy u znajem y „postać” za fo rm ę czysto historyczną, ograniczoną do p ew ­ n y ch (co p raw d a n a jle p ie j n am znanych) g atu nk ów literack ich, i w k o n ­ sekw encji p rz y jm ie m y istn ien ie w ielu opow iadań — b a je k ludow ych, w spółczesnych tek stó w literack ich — gdzie nie m a postaci, lecz ty lk o czynniki działające, czy też głosim y, że „p ostać” jest zawsze tylko rac jo ­ n alizacją k ry ty czn ą, n arzuco n ą czystym czynnikom n a rra c y jn y m przez naszą epokę. A naliza s tru k tu ra ln a , sta ra ją c się usilnie nie określać po­ staci w term in a c h psychologicznych, próbow ała drogą różnych hipotez, k tó ry c h echo znaleźć m ożna w d ru k o w a n y c h dalej rozpraw ach, określić postać nie jak o „eg zy sten cję” [„ê tre ”], lecz jak o „uczestn ik a” [„partici­

p a n t”]. D la C laude B rem onda k ażda postać m oże być czynnikiem w sek ­

w en cjach w łaściw ych jej działań ( P o d s t ę p , U w o d z e n i e ) ; jeśli — co n o rm aln e — ta sam a sek w en cja zaw iera dw ie postacie, posiada dw ie p e rsp e k ty w y lub, inaczej, dw ie nazw y ( P o d s t ę p dla jednej będzie O s z u k a n i e m dla drugiej). W sum ie w ięc każda, n a w e t d ru g o rzę­ d n a postać, je st b o h a te rem w łasnej sekw encji. Todorov analizując po­ w ieść „psychologiczną” (N iebezpieczne zw ią zk i) w ychodzi nie od po- staci-osób, lecz od trz e ch w ielkich związków , jakie m ogą m iędzy sobą naw iązać, a k tó re n azy w a orzeczeniam i podstaw ow ym i (miłość, poro­ zum ienie, pomoc). S to su n k i te analiza pod d aje dw om rodzajom reguł: d e r y w a c j i — gdy trz e b a zdać spraw ę z innych stosunków — oraz a k c j i [action] — gdy idzie o opisanie p rzek ształceń tych stosunków” w to ku histo rii. W N ieb ezp ieczn ych zw ią zka ch jest w iele postaci, lecz to, „co o nich się mówri” (orzeczenia), m ożna łatw o Sklasyfikować. A .-J. G reim as pro p o n o w ał in n y jeszcze opis i k lasy fik ację postaci opo­

43 Pewna część w spółczesnej literatury zajęła się postacią nie po to, by ją zniszczyć (co niem ożliwe), lecz by pozbawić osobowości (co zupełnie różne). Pozba­ wiona na pozór postaci powieść, jaką jest D r a m e Philippe’a S o l l e r s a, odrzu­ ca całkow icie postać na rzecz języka, zachow uje jednak podstawową grę aktantów w obec działania sam ego języka. Literatura ta zna zawsze „podmiot”, ale „pod­ m iotem ” staje się tutaj język.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Podobnie jak papież - autor Filozofii i wiary wzywa do refleksji opartej na postawie autentyzmu, w której dopiero może się ukazać prawda jako jedność

Finlandia jest jednym z tych krajów Europy w których dość surowy klimat przez większą część roku sprawia, iż mieszkańcy tego państwa w bardzo dużym stopniu są

Niestety powzięcie zobowiązania przez producenta X do dostarczania każdego produktu, nawet w małej ilości, w ciągu maksymalnie 4 dni od zamówienia (wygenerowane- go

Stierlin, Familiendynamik und Familientherapie der Anorexia nervosa- -Familie, Hrsg.. Meermann, Anorexia Nervosa, Stuttgart

Postawa afirmacji pluralizmu jest godna polecenia i powszechnie głoszona, lecz wiąże się także z pewnym ryzykiem i niebezpieczeństwem.. Otwarcie na różne poglądy i

W yjaśniany wyżej i postulow any pluralizm refleksji teologiczno- m oralnej stał się w niektórych kręgach teologów zawołaniem nie­ ograniczonej, nie liczącej

stianorum litteris primum orationis problemu omni scientifico explicavit, id est orationis genera, structuram et methodum, proprietates, conditiones Hac

Sposób przekazyw ania prasy był również bardzo prosty:'spotkanie zaczynało się (jeśli to było na ulicy) serdecznym powitaniem , rozmową i podaniem w