• Nie Znaleziono Wyników

O stanowisku interpretatora

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "O stanowisku interpretatora"

Copied!
18
0
0

Pełen tekst

(1)

H. P. H. Teesing

O stanowisku interpretatora

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 68/4, 283-299

(2)

III.

P

R

Z

E

K

Ł

A

D

Y

HERM ENEUTYKA I IN TER PRETA C JA DZIEŁA LITERACKIEGO. II

Pamiętnik Literacki, LXVIIT, 1977, z. 4

H. P. H. TEESING

O STA NO W ISK U IN TER PRETA TO RA

In te rp re ta c ja je st od daw n a czcigodnym zabiegiem n aukow oliterac- kim. Po d łu g im p anow aniu h isto ry zm u w nauce o lite ra tu rz e przeżyła przed kilku d ziesięciu la ty swój renesans, ta k że m ożem y dziś mówić 0 now ej dy scy p lin ie badaw czej. A czkolw iek w języku angielskim i f ra n ­ cuskim u żyw a się pojęć ,,in te rp reta tio n ” oraz ,,in te rp réta tio n ” (obok

„explication de te x te ”) w podobnym sensie, to jed n a k analogiczną dyscy ­

plinę badaw czą określa się zw ykle jako ,,literary criticism ” czy też „cri­

tique litté ra ire ”. Ma to sw oje uzasadnienie, jeśli w yłączym y p rz y n a j­

m niej teorię lite ra tu ry , często w liczaną w zakres owego pojęcia. Chodzi tu jednak o ró żn e tra d y c je , jak i o rea k c je na inn e fo rm y h isto rii lite ­ ratu ry . P o n ad to in terp retacja, „critiq u e” oraz „criticism ” poniekąd już sam e w sobie zaw ierają najró żn o ro d n iejsze możliwości. W d od atku w szy­ stko to z n a jd u je się jeszcze w ciągłym ruch u .

P ozornie jednoznaczne pojęcie in te rp re ta c ji w skazuje zatem na n ad er kom pleksow e zjaw isko, n a w ielotorow y i w cale nie zakończony rozwój 1. Zasadnicze p ro b lem y wszędzie są jed n ak tak ie sam e. W ew nętrzna pro­ blem atyka in te rp re ta c ji je st przecież w końcu tym , co kieru je in te rp re ­ tację ku ciągle now ym pozycjom. P odejm iem y w tym arty k u le próbę uw idocznienia k ilku ogólnych problem ów , przed jak im i staje badacz 1 nauczyciel, gdy sam p racu je n ad in te rp re ta c ją i gdy obserw uje p ra ­ cę innych. W isto tn y m c e n tru m te j p ro b lem aty k i z n a jd u je się, jak m i się w ydaje, p y ta n ie o stanow isko in te rp re ta to ra . Czy badacz jest tego św iadom czy też nie — p y tan ie to stało się u k ry ty m ogniskiem , w k tó ­ ry m sk u p ia ją się w szelkie m etodologiczne polem iki i k o n trow ersje.

[H. P. H. T e e s i n g — h o len d ersk i teoretyk i h isto ry k literatury. A u tor w ażnej k siążk i D as P ro b le m d e r P e rio d e n in d e r L ite ra tu r g e sc h ic h te (G roningen 1949) oraz a rtykułu na ten sam tem at — P e rio d isie ru n g — w R e a lle x ik o n d e r d eu tsc h e n L i­

te r a tu rg e s c h ic h te (t. 3, B erlin 1966).

P rzekład w e d łu g : H. P. H. T e e s i n g , D er S ta n d o r t d es In te rp re te n . „Orbis L itteraru m ” 1964, nr 1, s. 31— 46.]

1 D obry przegląd tych zagad n ień daje E. L u n d i n g : S trö m u n g en u n d S tr e ­

b u n gen d e r m o d e r n e n L ite ra tu r w isse n s c h a ft. A arhus 1952; W eg e zu r K u n s tin te r ­ p re ta tio n . A arhus 1953.

(3)

1

W ciągu o sta tn ic h dziesięcioleci często m ów iło się o i m m a n e n t - n e j in te rp re ta c ji d z i e ł a . Dzieło rości sobie p re te n sję do bycia dziełem sztuki, nato m iast jako dzieło sztuki oddziaływ a samo przez się. J e s t tw o­ rem zam kniętym w sobie i trw ającym , całkow icie autonom icznym . I jako takie (a nie jako w y raz swego tw órcy) chce być przyjm ow ane. Ja k o dzieło sztuki wznosi się ponad biograficznym i fak tam i swego pow stania. Nie potrzebuje żadnych w y jaśn ień w form ie listó w czy in n y ch dokum entów zew nętrznych w stosunku do niego. Tak ja k niew ażna je st h isto ria jego pow stania, ta k sam o n ieisto tn a jest h isto ria jego oddziaływ ania. Nie ma ono w ogóle żadnej historii, n ależy bow iem do ponadczasow ego k ró le ­ stw a sztuki. P rz ed „w ielką sz tu k ą ” H eidegger sta w ia postu lat:

D ziełu p ow in n o się zap ew n ić czy ste is tn ie n ie sam o w s o b ie 2.

Temu, k to p o tra k tu je ów p o stu la t pow ażnie, w olno będzie w y in te r­ p retow ać dzieło sztuki ty lk o z sam ego dzieła. Mówiąc obrazowo, sta n o ­ wisko in te rp re ta to ra pow inno znajdow ać się w d z i e 1 e, w e w n ątrz a u to ­ nom icznego św iata dzieła sztuki. Dzięki te m u z pola w idzenia in te r p re ­ tato ra znikają takie p u n k ty odniesienia, ja k in ne dzieła, a u to r, jego listy, rozm ow y itp.

Czyż nie należałoby dać w ia ry stw ierdzeniu, że praw dziw e dzieło sztuki pow inno m ówić sam o za siebie? F ra g m e n ty listów , m an ifesty i tym podobne św iadectw a służące w y jaśnien io m nie m ogą zatem n a le ­ żeć do dzieła sztuki, k tó re m a w łaśnie oddziaływ ać jako zam k n ięta ca­ łość. Czy sztuk a H om era albo Szekspira oddziaływ a n a nas w m niejszym stopniu z tego w zględu, że nie w iem y o ty c h poetach nic lub że w iem y m ało? Również p orów nania z inn y m i dziełam i niew iele m ogą nas n a u ­ czyć, poniew aż praw d ziw e dzieło sztuki zgodnie ze sw ą isto tą jest jed y n e w sw oim rodzaju, nieporów nyw alne, niew spółm ierne.

W ydaje się, że tego stanow iska nie sposób zaatakow ać. Z rozum iała jest rów nież fascy n acja tą koncepcją, ja k a m iała m iejsce w cale jeszcze nie ta k dawno, aczkolw iek jakiś czas znów m inął. M am y jed n ak w szelkie pow ody do wdzięczności za jej pobudzające im pulsy. W sw ym e k stre ­ m alny m kształcie ta now a o rien tacja nie m iała jed n a k niczego do zao­ ferow ania h isto rii lite ra tu ry jako tra d y c y jn e j form ie n a u k i o lite ra tu rz e , poniew aż odrzuca ją a lim ine. W d o d a tk u pozycja ta w cale nie jest ta k niezachw iana, ja k b y się to mogło w ydaw ać.

P rzede w szystkim trzeb a sobie uśw iadom ić fakt, iż h isto ria lite ra tu ry szukała dojścia do dzieła w ten sposób, że „w y ja śn ia ła ” to dzieło p rzy ­ czynowo, biorąc pod uw agę h isto rię jego pow stania, przeżycia tw órcy, w pływ y, duch a epoki, środow isko społeczne poety. Je d n ak ż e n a d e r p ro­ blem atyczne są korzyści ze stosow anej w h isto rii lite r a tu r y zasady p rzy ­ czynow ej. P rzeko ny w ająco przedstaw ił to S taig er w e w stępie do sw ej

(4)

książki Die Z eit als E in b ild u n g skra ft des D ichters (1939), a także nie­ daw no w a rty k u le Das P ro b lem des S tilw a n d e ls 3. Czy m ożna jed nak znaleźć owo dojście, jeśli sięgnie się do now szych badań?

J e s t to rów nież b ardzo w ątp liw e. Jeśli w y b itn y u tw ó r literack i (a o ta k i przede w szystk im pow inno n am chodzić) jest nieporów nyw alny, to nie sposób u jąć go p osługując się ogólnym i m etodam i. Nie m ożna ta k ­ że zm ierzyć go ogólnym i norm am i. Ten, kto p ostępuje odw rotnie, tzn. w ychodzi od poetyki n o rm a ty w n e j, a więc ro z p a tru je dzieło zajm ując stanow isko pow yżej tego dzieła, n a ra ż a się na niebezpieczeństw o, jakim jest absolutyzow anie w łasnej n o rm y i ty m sam y m stosow anie k ry te rió w z p u n k tu w idzenia p rzed m io tu dow olnych (a w pew nych okolicznoś­ ciach — anachronicznych). T aki zarzu t m ożna b y postaw ić Crocem u jako autorow i książki o D antem 4. T ak w ięc obserw atorow i, k tó ry m a już z góry w yrobiony sąd, dzieło p rzed staw ia się w sw ym kształcie jako coś dowol­ nego. Czy nie pow inniśm y usłuchać rady, jak ą nam daje Leo Spitzer?

B y przełam ać w ra żen ie arbitralnego zw iązk u w d ziele sztuki, czyteln ik m usi postarać się stan ąć w tw órczym centrum sam ego a rtysty i na n ow o stw orzyć a rtystyczn y organizm . M etaforę, anaforę, rytm sta cca to m ożna zn aleźć w szęd zie w literaturze. M ogą on e m ieć zn a czen ie lub m ogą go n ie m ieć. T ylko poczucie całości d zieła sztuki, które m u sieliśm y już zdobyć, m ó w i nam , czy te zjaw isk a są isto tn e 5.

Podobnie w ypow iada się P a u l Böckm ann w a rty k u le Die In te rp reta ­

tion der litera risch en F orm ensprache 6. W sw ojej koncepcji Böckm ann

sięga, jak się w ydaje, poprzez D ilth ey a aż do S chleierm achera. W p rzy ­ padku S p itzera nie m ożna tego jednoznacznie ustalić.

In te p re ta to r pow inien zatem przenieść sw oje stanow isko do tw órcze­ go c e n tru m a rty s ty i stą d ponow nie przejść proces tw orzenia prow adzący do dzieła. Nie każdem u badaczow i lite ra tu ry to się uda, gdyż proces tw órczy w dużej m ierze przebiega w podświadom ości; stąd nie m ożna sobie po ty m tru d n y m przedsięw zięciu obiecyw ać zbyt w iele. Chyba że ktoś m a zdolność w czuw ania się i in teligen cję S pitzera. P o m ijam y tu jeszcze fa k t istn ien ia koła, po k tó ry m się poruszam y: z dzieła powinno się w nioskow ać o „tw órczym c e n tru m a rty s ty ”, a z cen tru m tego z kolei w nosić o dziele. P oruszanie się po tak ic h kołach stanow i bow iem w ogó­ le isto tę postępow ania herm eneutycznego, co jed n ak w cale jeszcze nie oznacza, że kół ty ch będziem y poszukiw ali z zam iłow aniem .

3 E. S t a i g e r , Das P ro b le m d e s S tilw a n d e ls. „E uphorion” 55 (1961), s. 229— 241. [Przekład Z. Ż a b i c k i e g o : 0 za g a d n ien iu z m ia n y sty lu . „P am iętn ik L ite­ rack i” 1969, z. 3.]

4 [B. C r o c e , L a po esia d i D ante. B ari 1921.]

5 L. S p i t z e r , L in g u istic s an d L ite r a r y H isto ry. P rinceton, N. J. 1948, s. 28— 29. [Cyt. w oparciu о: K. V o s s l e r i L. S p i t z e r , S tu d ia s ty lis ty c z n e . W arszaw a 1972, s. 210.]

6 P. B ö c k m a n n , D ie In te rp re ta tio n d e r lite ra risc h e n F orm en sprach e. „Stu­ dium G en era le” 7 (1954), s. 341.

(5)

W ydaje się, że bardziej dostępna je st droga, k tó rą w sk a z u je nam W olfgang K ay ser: Dzieło literack ie pow inno być m ierzone „ p o s t u l a ­ t a m i , j a k i e w y n i k a j ą z d z i e ł a ”, a m y „ p y ta m y się, czym dzieło c h c e być, i m ierzym y je jego w łasną m ia rą ” 7. K ayserow i nie chodzi tu oczywiście o ab so lutn ą odrębność dzieła sztuki. Z k o n te k stu w ynika, że m a on na m yśli przede w szystkim czasowo zd eterm ino w ane p o stu la ty arty sty czn e, jeżeli z n a jd u ją one w utw orze literack im sw e odbicie. W ier­ sza z okresu b aro k u nie pow inno się oceniać n a podstaw ie k ry te rió w w ypracow anych d la nowoczesnej liry k i przeżyć. Od in te rp re ta c ji i w a r­ tościow ania dochodzim y ty m sam ym do p ro b le m aty k i histo ry czn ej, któ­ re j będziem y m usieli p rzy jrzeć się nieco dokładniej.

Czy koncepcja K ay sera oznacza w konsekw encji, że m usim y um ieś­ cić sw oje stanow isko w epoce baroku, by móc a d ek w atn ie ocenić poezję tego o kresu ? Takie postępow anie jest c h a ra k te ry sty c z n e d la now oczesnej m uzykologii, gdy p o d ejm u je się ona oceny m uzycznej tw órczości Bacha. By przezw yciężyć tra d y c y jn ą późnorom antyczną, a w ięc anachroniczną in te rp re ta c ję jego dzieł, wychodzi ona od n au k i o kom pozycji obow ią­ zującej w baroku. W dziedzinie historii lite ra tu ry zn am ien ny m p rzy ­ k ład e m takiego postępow ania jest książka W. A. P. S m ita o V o n d lu 8. By uniknąć zarzu tu o jakikolw iek anachronizm , S m it p y ta przy każ­ dym om aw ianym dram acie o to, co Vondel chciał przezeń powiedzieć, od jak iej teorii d ra m a tu w yszedł. Sm it chce zatem zin te rp re to w ać d ra ­ m aty V ondla w yłącznie z p u n k tu w idzenia in ten cji pisarza i obow iązu­ jący ch podówczas teorii. O d rz u c a 9 więc np. m etodę, jak ą posłużył się J. G. Bom hoff w sw ej w y danej w L ejdzie d y s e r ta c ji10, zaczynającej się rozdziałem o tragizm ie jako katego rii literack iej. W edług S m ita, V ondel nie w ychodzi od a b stra k cy jn e j isto ty trag izm u — ja k chce Bom hoff — lecz od k o n k retn y ch , obow iązujących w ren esan sie kano nó w trag edii.

N aw et jeśli ktoś byłb y sk ło n n y (z naukow ego p u n k tu w idzenia) w yżej oceniać solidne dzieło ściśle m etodycznie postępującego S m ita aniżeli m niej ostrożną pracę Bom hoffa, to i ta k m usi sobie zadać py tanie: czy jest m ożliw e, by V ondel — w ielki poeta, jak im jest rzeczyw iście — nie uchw ycił w swej d ram atu rg iczn ej tw órczości isto ty trag izm u , m im o tego, że był w yznaw cą racjo n alisty czn o -p rag m aty czn y ch teo rii obow iązują­ cych w renesansie? Jak k o lw iek rozw ażania S m ita w y d a ją się zrozum iałe, to jed n ak jest rzeczą dość p roblem atyczną, czy h o ry zo n t in te rp re ta c ji pow inien zawężać się do tego, w jaki sposób poeta rozum ie sw oje w łas­ ne utw ory. W ieland np. ta k fo rm u łu je zasadę sw ej p oetyki:

7 W. K a y s e r , D ie V o rtra g reise. [S tu d ie n zu r L ite ra tu r . Bern] 1949, s. 50;

zob. też s. 58—61. [Cyt. w ed łu g : W sp ó łczesn a te o r ia badań lite r a c k ic h za granicą.

A n to lo g ia . O pracow ał H. M a r k i e w i c z . T. 1. K rak ów 1976, s. 253— 254.]

8 W. A. S m i t , V an P asch a to t N oah. T. 1— 3. 1956— 1962. 9 I b id e m , t. 1, s. 9.

10 J. G. B o m h o f f , B ijtr a g e to t de w a a rd e rin g v a n V o n d e ls dra m a . L eid en 1950.

(6)

E rg e tz e n is t d e r M u sen e r s te P f lic h t;

D och sp ie le n d g e b e n sie d e n b e ste n U n terrich t.

[P ierw szy m ob ow iązk iem M uz je s t b aw ić, W szak igrając n a jlep sze n au k i dają.]

Jeśli więc W ieland ch ętn ie określa sam siebie jako uczonego, co po­ tra fi jednakże przekazyw ać sw ą w iedzę w takiej form ie, k tó ra się podo­ ba, to łatw o m ożna rozpoznać tu c h a ra k te ry sty c z n y dla poetyki ren e sa n ­ su topos — h oracjań sk ie „Prodesse et delectare”. Za pom ocą tego toposu nie sposób w szakże w n iknąć w istotę poezji W ielanda. Topos ten nie d aje (ani czytelnikow i, ani poecie) m ożności uchw ycenia tego, co w tej sztuce jest szczególne i jednorazow e. K ie ru ją c się nim , z pew nością nie p rzenik niem y do „tw órczego c e n tru m a r ty s ty ” n . N ajw y raźn iejszy, a za­ razem najb ard ziej p rzek o n u jący p rzy k ła d jaw nej różnicy m iędzy poe­ ty ckim i in te n c ja m i a literack im i u tw o ram i daje S zw ajcar Jerem ias G otthelf. A u to r nie u k ry w a ł sw oich d y d ak ty czny ch i du szpasterskich zam iarów . Chciał w ten sposób w ychow ać swój naró d pod w zględem etycznym i podnieść go n a duchu. Jego dzieła w cale nie m ają am bicji być sztuką, a m im o to jed n a k (albo w łaśnie dlatego) sta ły się dziełam i sztuki. Nie m ożna zaprzeczyć, że a u to rsk a ten d en cja zaznacza się w nich często dość w y raźn ie — nie określa ona jed n a k isto ty w ielkiej sztuki G otthelfa. O dw rotnie: w n ajlep szy ch in te n c ja c h tw orzono częstokroć złe dzieła sztuki. Nie dość, że zam iary p o e ty nie m ów ią niczego o w artości jego dzieł, to w do d atk u nie są one w żadnym w yp adk u m iarod ajne dla ich zrozum ienia. W ty m m iejscu n ależałoby przypom nieć o w cale je­ szcze nie p rze starz ały m a rty k u le O sk ara W alzela K ü n stlerisch e A b ­

sicht 12. W alzel pow ołuje się m. in. n a Zolę, któ reg o powieści stanow ią

n a jja sk ra w sz e p rzeciw ieństw o jego w łasn ej koncepcji powieści e k sp ery ­ m en taln ej.

Thom as M ann — p isarz o w y jątk o w ej autośw iadom ości — ukazuje, ja k bardzo niesłuszna b y łab y tak a in te rp re ta c ja , k tó rej a u to r koncen­ tro w ałb y się w yłącznie n a w ypow iedziach tw ó rcy dotyczących w łasnego rozum ienia u tw oru . P od koniec swego W stę p u do „C zarodziejskiej Gó­

r y (dodaw anego jako przedm ow a do późniejszych w y dań tej powieści)

M ann z wdzięcznością o dnotow uje pracę, k tó re j a u to r — h isto ry k lite ra ­ tu r y — udzielił m u p ew n y ch „pouczeń” co do jego w łasnej powieści, w y jaśn ił m u ta jn ik i i tech n ik ę sam ego pro cesu tw orzenia 13.

11 Zob. R. W e 11 e k, A H isto ry of M o d e rn C riticism . T. 1. [N ew H aven] 1955, s. 6: „Przez 3 w ie k i lu d zie p ow ta rza li p ogląd y A ry sto telesa i H oracego, dysk u tow ali o tych poglądach, u m ieszczali je w p od ręcznikach, u czyli się ich na pam ięć — a w sp ó łczesn a tw órczość litera ck a szła sw o im i w ła sn y m i toram i zu p ełn ie n ieza leż­ n ie od tego”.

12 O. W a l z e l , K ü n stle risc h e A b sic h t. „G erm an isch -R om an isch e M on atssch rift” 1920, s. 321— 331.

13 [Zob. T. M a n n , W s tę p do „C z a r o d z ie js k ie j G ó ry ”. D la stu d e n tó w u n iw e r s y ­

te tu P rin ceto n . P rzełożyli I. i E. N a g a n o w s c y . W: W y b ó r n o w e l i ese jó w .

(7)

Szczególne znaczenie m a w ty m kontekście a rty k u ł O tto F rie d ric h a Bollnowa pt. Co to znaczy lepiej rozum ieć pisarza, n iż on sam siebie

rozum iał? i* Bollnow w y jaśn ia przekonująco, że

in terpretator m oże zająć w ob ec pisarza o d m i e n n e w ł a s n e s t a n o w i ­ s k o ; a zatem to, co u n iego je s t w id o czn e od w ew n ą trz, on m oże w id zieć niejako z zew n ątrz, u sta w ić się w ię c „poza” i — je ś li tak m ożna p o w ied zieć — „ponad” bezpośrednim tokiem m y śli pisarza.

Bollnow w yk azu je dalej, że „ r o z u m i e n i e t w ó r c y i i n t e r ­ p r e t a t o r a w c a l e n i e m u s z ą s i ę p o k r y w a ć ” i że w reszcie w szelka próba rozum ienia w y razu [A u sd ru c k ] (m. in. w dziele sztuki) z konieczności sta je się lepszym ro zum ieniem —

p on iew aż po p ierw sze: gd y czło w ie k daje czem uś w yraz, to sam sieb ie n ie rozum ie, a to dlatego, iż w yraz ten jak b y sam z sie b ie ju ż dom aga się p ew n ego dointerpretow ania, b y osiągnąć w ła sn ą skończoność; po d rugie: zgod n ie ze sw ą istotą in terp retacja jest zarazem p ew n y m d ok on an iem tw órczym i jako taka w y d o b y w a sens z tego, co w danym w y ra zie zostało o b ja w io n e, a le jest to ju ż jakby jej w ła sn e d o k o n a n ie 15.

Bollnow n aw iązu je tu do D ilth e y a 16, k tó ry p a trz y z resztą w ty m w y padku głębiej niż biorąca z niego swój początek h isto ria k u ltu ry d u ­ chowej:

In terp retow an ie poetów jest zadaniem szczególn ym . Z asada, by rozum ieć lep iej, niż rozum iał sieb ie autor, ew ok u je ró w n ież p roblem id ei w utw orze li t e ­ rackim . Idea ta is tn ie je (lecz n ie jako m y śl abstrakcyjna) w se n s ie n ie św ia d o ­ m ego w iązan ia, które fu n k cjon u je w o rgan izacji d zieła i k tóre m ożn a poznać na pod staw ie jego w ew n ętrzn ej form y. P oeta tej id ei n ie p otrzebuje, n igd y n ie b ędzie <je j) św iadom . U ja w n ia ją interpretator. Ten fak t je s t ch yb a n a jw ię k ­ szym tryu m fem herm eneutyki.

Dość daleko odeszliśm y tu od zasad Sm ita. D opiero jed n a k z tej persp ek ty w y m ożna zrozum ieć, ja k to się dzieje, że d ra m a ty V ondla nadal — po dziś dzień — fu n k cjo n u ją jako dzieła sztuki, m im o iż k a ­ nony, jak ic h on p rzestrzegał, od daw n a straciły swe znaczenie. Podobne p y tan ie m ożna sobie postaw ić choćby w p rzy p a d k u R acine’a czy też n ie ­ m ieckiej liry k i baroku. W ychodząc ze stan o w iska S m ita w gruncie rzeczy nie sposób n a nie odpowiedzieć. Sm it k o n sek w en tn ie u n ik a w szelkiego w artościow ania. Z tego jednak, że pośw ięcił Vondlowi — n iew ątp liw ie im ponujące — dzieło swego życia, m ożna w yw nioskow ać, iż podziw ia Vondla jak o w ielkiego poetę.

Nie m am y jednakże zam iaru posuw ać się aż ta k daleko, tzn. tw ierdzić, iż nie w arto poznaw ać in ten cji poety. Je ste śm y rów nież p rzek on an i

14 O. F. B o l l n o w , W as h eisst, ein en S c h r ifts te lle r b e sse r v e r s te h e n , a ls sich

se lb e r v e r s ta n d e n h a t? „D eutsche V iertelja h rssch rift fü r L itera tu rw issen sch a ft und

G eistesg esch ic h te” 18 (1940), s. 117— 138. 15 Ib id e m , s. 130, 134.

(8)

0 tym , że S m it słusznie odrzuca in te rp re ta c ję tragedii V ondla jako d ram atów psychologicznych czy też utw orów będących zapisem pew nych przeżyć [E rlebnisdichtung]. Jesteśm y o ty m prześw iadczeni nie z tego powodu, że je st to sprzeczne z in te n c ją poety. Chodzi bowiem o to, że d ram a t uczuć [Seelendram a ] i poezja przeżyć są zjaw iskam i u w a ru n k o ­ w anym i czasowo·, zjaw iskam i, k tó ry ch nie sposób ow ocnie pow iązać z d ram atam i Vondla. T rzeb a n astaw ić się n a rozu m ien ie u tw o ru lite ­ rackiego w jego odrębności; ale sam p o e ta może ująć jego specyfikę w najlepszym razie w sto p n iu niedoskonałym .

Badacz n ie po w in ien wchodzić w skórę poety, by zrozum ieć o k re ­ ślony u tw ó r literacki, ale nie p o w in ien też ograniczać się do duchowego h oryzontu osoby, k tó ra żyje w ty ch sam ych czasach co poeta. N aw et jeśliby się tak i e k sp ery m en t udał, to i tak e w e n tu aln e korzyści b y ły b y n a d e r problem atyczne. I n a w e t nie trz e b a w ierzyć w ciągły postęp n a u ­ ki, by w prost stw ierdzić fakt, iż p o tra fim y dziś odbierać u tw o ry w spo­ sób o w iele głębszy i b ard ziej su b telny , aniżeli było to m ożliw e w m i­ n io nych stuleciach. Nie je s t przypadkiem , że n asza epoka ponow nie od k ryła niem iecką poezję baroku, a H ölderlina, K leista czy S tifte ra w łaściw ie po raz pierw szy. Któż w takim razie zechciałby postaw ić się w sy tu acji — m niej lu b w ięcej zdezorientow anego — człow ieka epoki? Także zrozum ienie antyk u , a szczególnie jego lite ra tu ry , w ciągu o sta t­ nich kilkudziesięciu la t znacznie wzrosło i pogłębiło się: dostrzeżono now e aspekty, który ch w m inionych stuleciach nie znano, a które z pew ­ nością były także u k ry te przed okiem G rek a czy R zym ianina żyjącego

ówcześnie. T rzeba b y zrezygnow ać z w ażnych zdobyczy now oczesnej nauki, gdyby całkow icie upierać się przy sądach podejm ow anych z p e r­ sp ek ty w y owego św iadka, dla k tórego je s t w p ro st niem ożliw ością o gar­ nąć jednym spojrzeniem w spółczesną m u epokę czy też w niknąć w jej specyfikę. Dopiero z p e rsp ek ty w y historycznej m ożliw e jest u w y d a tn ie ­ nie znaczących rysó w epoki.

M ożna m im o to w yznaw ać pogląd, iż uw zględnienie sytu acji h isto ­ rycznoliterack iej je s t p rzy ocenie u tw o ru rzeczą ja k najstosow niejszą. Anglosascy teo rety cy lite ra tu ry , tacy ja k T. S. Eliot (The Sacred Wood, 1920), I. A. R ichards (Practical Criticism , 1929) oraz C leanth Brooks 1 R. P. W arren (U nderstanding P oetry, 1939) pogląd ów jed n ak odrzucają, a podziela ich stanow isko z pew nym i zastrzeżeniam i A u stin W a rre n (R. W ellek, A. W arren, T h eo ry of L iterature, 1949) 17. N iem ieckojęzyczni te o re ty c y lite ra tu ry (Staiger, K ay ser i w ielu innych) zasadniczo w łączają sy tu ację historycznoliteracką do swej p racy n ad in te r p re ta c ją 18. Trzeba w szakże wziąć pod uw agę fakt, iż ro zjaśn ien ie sy tu acji h isto ry czn o lite­

17 [R. W e l l e k i A. W a r r e n , T eoria lite r a tu ry . Przekład pod redakcją

i z p o sło w iem M. Ż u r o w s k i e g o . W arszaw a 1970, s. 340.] 18 Por. także rozpraw ę S t a i g e r a (op. cit.).

(9)

rackiej m ożliw e je st dopiero z naszego p u n k tu w idzenia, a n ie z p er­ sp ek ty w y ówczesnego św iadka.

S tanow isk a in te rp re ta to ra nie należy zatem um ieszczać w e w n ę trz u poety czy też w jego epoce. Z n ajd u je się ono t u i t e r a z . N ie może być ono um iejscow ione w u tw orze literackim , albow iem każdy a k t po­ znan ia w ym aga p rzed m io tu i podm iotu. P rz ed m io t i jego badacz m uszą być w artościam i w y raźn ie od siebie oddzielonym i, a dotyczy to n a w e t a k tu sam opoznania. Tylko od zew n ątrz m ożliw e je s t w bud ow an ie dzieła w system odniesień, w k tó ry m ujaw n i się a rty sty c z n a odrębność tego dzieła. W ówczas też dopiero będzie m ożna ro zstrzyg nąć kw estię, czy m a­ m y w danym p rzy p a d k u do czynienia z litera c k im dziełem sztu k i czy też nie.

Z resztą dziś ju ż w cale nie w y d aje n am się, b y ro z p a try w a n ie dzieła literackiego w zw iązku z innym i dziełam i au to ra, z listam i czy też róż­ nym i dokum entam i było czym ś niedozw olonym . B udując w łaściw y sobie św iat poetycki, p o eta często w m iarę swego ro zw o ju tw o rzy ję z y k pojęć i form , k tó ry m ożna zrozum ieć jed y n ie w ted y , gdy się prześledzi w łaś­ nie ów stopniow y rozw ój. Czy m ożna w n iknąć w bo gaty św iat II cz.

Fausta, jeśli pom inie się poszczególne sym bole za w a rte w e w czesnych

poezjach i pism ach G oethego? Jed n o zn aczn ą odpow iedź n a to p y tan ie dał E m rich w swej książce o Fauście 19. To sam o dotyczy Elegii d u in ej-

skich Rilkego, dojrzałych u tw o ró w holenderskiego p o ety A. R olanda

H olsta i w ielu innych. Dla zrozum ienia u tw o ru n iezb ędn e je st poznanie języka, odrębności językow ych epoki, a tak że specyficznego jęz y k a sy m ­ boli, ja k im posługuje się poeta. Są to konieczne składniki dzieła, n a w e t jeśli m ożem y je zrozum ieć tylko dzięki inform acjom zeb ran y m spoza k ręg u dzieła.

Um ieszczenie naszego stanow iska „T u i T eraz” n ie oznacza b y n a j­ m niej, iż histo ry czne w y kształcenie je st dla in te rp re ta to ra rzeczą zbędną. W prost przeciw nie: in te rp re ta to r p o w in ien zapoznać się z różnym i spo­ ty k a n y m i w h isto rii m ożliw ościam i literack ich w ypow iedzi o sztuce. Nie oznacza to wcale, że pow inien on b e zk ry ty czn ie akceptow ać w y n ik i badań historycznoliterackich. H isto ria lite ra tu ry ciągle jeszcze p osługuje się (być m oże naw et, że nieśw iadom ie) p odstaw ow ym i pojęciam i i oce­ nam i w ypraco w an y m i przez klasycyzm i rom antyzm , przy czym w chodzi tu w rach u b ę rów nież p rero m an ty zm czy okres „bu rzy i n a p o ru ”. D la­ tego też bardzo rzadko u d aje się jej ad ek w atn ie zrozum ieć i ocenić rokoko, podob,nie ja k to było w cześniej z barokiem . Jeśli jako liry k ę p o jm u je się tylko liry k ę czysto subiektyw ną, bezpośredni zapis uczuć (co je s t jeszcze ch arak te ry sty c z n e dla w ielu podręczników ), to wów czas nie sposób w łaściw ie zrozum ieć oraz ocenić liry k i rokokow ej. Zadaniem

19 W. E m r i c h , D ie S y m b o lik v o n „F aust IV’. S in n u n d V o rjo r m e n . W yd. 2. 1957.

(10)

t e o r i i l i t e r a t u r y je s t określić ograniczony zasięg oddziaływ ania tej (w yraźnie) czasowo zdeterm in o w an ej koncepcji. Celem i n t e r p r e ­ t a c j i n ato m iast je s t zbadanie rów nież in n y ch utw orów liryczn y ch i zrozum ienie ich w całej ich specyfice. Taki je s t oczyw isty sens w ypo­ w iedzi K aysera:

-pytam y, czym d zieło c h c e być, i m ierzym y je jeg o w ła sn ą m iarą. W łaśn ie przez u sta len ie stru k tu ry i charakteru gatu n k ow ego poznajem y, jak się zdaje, im m an en tn e p ostu laty d an ego dzieła.

Nie św iadom e in te n c je a u to ra są tu m iarodajne, lecz w spom niane już „postu laty , k tó re w y n ik a ją z sam ego u tw o ru ” 20. W podobnym sen­ sie (jakkolw iek w inny m kontekście) p iszą o tym W ellek i W arren :

R zeczy w isty p oem at m u si w ię c być rozum iany jako struktura norm <...). N a m y śli m am y istn ieją ce im p lic ite norm y, które p o w in n y być w y d o b y w a n e z każdego in d y w id u a ln eg o p rzeżycia d zieła litera ck ieg o i w sp ó ln ie zbudow ać w ła ś c iw e dzieło jako c a ło ś ć 21.

2

N asuw a się nam te ra z k ilk a p y tań , k tó re aż się proszą o odpowiedź. Czy nie m ożna byłoby pokusić się o stw ierdzenie, iż su b iekty w ną liry k ę przeżyć ju ż sam ą w sobie należałoby oceniać w yżej od obiek ty w n ej liry k i d y stan su ? M ożna b y było przecież przyjąć, że w spom niana d efi­ n icja liry k i u ż y ta je s t w sensie liry k i n o r m a t y w n e j , że nie chce o n a obejm ow ać sw ym zakresem w szelkiej liryki, albow iem chodzi tu o odróżnienie liry k i „p ra w d ziw e j” lub „czyste1]” od w szelkiej innej. W yraźnie u ja w n ia się p rz y ty m fakt, iż w arto ściu jący p u n k t w idzenia może w pływ ać n a w e t n a przynależność gatunkow ą. Inaczej i b ardziej ogólnie m ożna b y było sform ułow ać to p y ta n ie tak : Czy naszym je d y ­ n y m i ostatecznym aktem w arto ścio w an ia je st m ierzenie pojedynczego u tw o ru literackiego n o rm am i im m an en tn y m i, czy też istn ieje poza ty m jeszcze in n a jak aś n o rm a obow iązująca dla w szelkiej poezji jako poe­ zji — „jed y n e k ry te riu m dla poezji [a single standard fo r po etry]”. Taki p u n k t w id zen ia re p re z e n tu ją I. A. R ichards, C leanth Brooks i R. P. W ar­ ren 22. Poniew aż od problem u ro zu m ien ia przeszliśm y do problem atyk i w artościow ania je s t rzeczą konieczną, by śm y zadali sobie jeszcze jedno zasadnicze p y tan ie : Czy in te rp re ta to r m a oceniać, czy też m a się o g ra­ niczać do czystej desk ry p cji?

P o staram y się kolejno odpow iedzieć n a te p y tan ia, co w cale nie po­ winno oznaczać, iż spodziew am y się, że je rozstrzygniem y. Przepaść m iędzy tym , co ju ż osiągnięto, a tym , co n ad al pozostaje w sferze ży­ czeń — a n a w e t tym , co je s t konieczne — nigdzie nie jest w nauce o lite ­ ratu rze szersza i głębsza n iż w łaśn ie w tej kw estii.

20 К a y s e r, op. cit., s. 50.

21 [ W e l l e k i W a r r e n , op. cit., s. 193— 194 (przekład nieco zm ieniony).] 22 Ib id e m , s. 340.

(11)

P rzed e w szystkim należałob y powiedzieć, że je s t rzeczą dość n ie ­ ostrożną ocenianie jakichk o lw iek podrodzajów [U nterarten] czy też typów gatunków , a więc liry k i subiek tyw n ej czy obiektyw nej — jako takich. N igdy z góry nie w iadom o, ja k ie m ożliw ości u k ry w a ją się w poszczegól­ n ym ty p ie lite ra tu ry . J u ż w w. XIX, a jeszcze w yraźniej w w. X X z a ­ znaczyły się reakcje n a su b iek ty w n ą liry k ę przeżyć. W ystarczy w spom ­ nieć choćby liry k ę przedm iotow ą [D inggedicht] lub późne u tw ory Rilkego. W artość nie p rzy n ależy do g a tu n k u czy typu, lecz jed y n ie do p o jed y n ­ czego utw oru. I tak też np. poezji ch arak tery sty cznej dla określonej epoki — baro k u , k lasy cy zm u czy ro m an ty zm u — nie m ożna ściśle po­ w iązać z n o rm ą poezji w ogóle. Je śli zatem oceniam y u tw ó r litera c k i tylk o w edle k ry te rió w im m an en tn ych , określonych w danej epoce przez g a tu n e k i świadom ość a rty sty c z n ą [K u n stw o llen ], to popadam y, jak się w yd aje, w relaty w izm oceny lu b h istoryzm .

Z drugiej stro n y jed n ak do w szelkiej p rac y naukow oliterackiej, a do­ tyczy to h isto rii lite ra tu ry w nie m n iejszy m sto p n iu niż k ry ty k i lite ra c ­ kiej, p o trz e b u je m y k ry te riu m , na podstaw ie którego m oglibyśm y ro z ­ różnić, co je s t u tw o rem literack im , a co nim n ie jest. A zatem problem em dom agającym się p iln ie ro zw iązania je st to: Czy m ożna przerzucić po­ m ost m iędzy „postulatam i, k tó re w y n ik a ją z samego u tw o ru ”, a n a d ­ rzę d n ą w obec tego u tw o ru n orm ą literack ą; m iędzy „im plicite no rm s” a „a single standard fo r p o e try ” ?

P ozostaje jed y n ie zaznaczyć m ożliwość rozw iązania tego problem u. Rzecz polega, jak m i się w ydaje, n a tym , b y odstąpić od p o stu la tu je ­ dynego k ry te riu m oceny u tw o ru literackiego, k ry te riu m , k tó re w b re w pozorom zaw sze uw aru n k o w an e je st historycznie, i w yjść od stru k tu ry w artości lub system u w artości, od płaszczyzn lub w a rstw w a rto śc iu ją ­ cych.

N orm y im m an en tn e dla dzieła m uszą być pow iązane z nadrzęd nym system em w artości. J e s t n ie do pom yślenia, by ta k i system b y ł czym ś sk ostniałym i niezm iennym . W m iarę u p ły w u la t h iera rc h ia w artości m oże się zmienić, może być rów nież tak , że o d k ry je się w artości now e. T ak też było dotąd, a w y ra ź n ie u stalo n y system w artości nie istniał. Dziś in te rp re tu je m y i oceniam y Szekspira inaczej, tzn. w edług in n y ch zasad aniżeli daw niej. Ogólnie rzecz biorąc — ta ciągła zmienność, ja k się w ydaje, m a w ięcej stro n d obrych niż złych. Dzięki tem u uw idocz­ n ia ją się w utw orze literack im stale now e aspekty. Zauw ażm y tu w ażne zjaw isko, zjaw isko „ w ielo in terp retacy jn o ści” arcydzieła (J. M. Romein) czy „w ielow artościow ości” 23. Zgodnie z tą koncepcją ostające się dzieła sztuki p rzem aw iają do różnych pokoleń z różnych p o w o d ó w 24.

23 S ło w o to odnosi się o czy w iście do G eorge’a В o a s a (zob. W e 1 1-e к i W a r ­ r e n , op. cit., s. 339).

(12)

Z jednej stro n y W ellek i W arren p ró b u ją w praw dzie w yjść poza tę koncepcję pokoleniow ą [„g en era tio nism ”], z d ru g iej jed n a k cofają się p rzed konsekw encjam i, jak ie w ich p ojęciu m oże pociągnąć za sobą u stalen ie dla utw orów literack ich ponadczasow ej n o rm y :

N aszym zdaniem k rytyk n ie m o że ogran iczyć się do k oncepcji p ok olen iow ej (która odrzuca istn ien ie norm y estetyczn ej) an i też być w y zn a w cą ja ło w eg o i szkolarskiego absolutyzm u, k tóry głosi zasad ę „u stalon ej p ozycji” 25.

— „ustalonej p o zy cji” oczyw iście u tw o ru literackieg o czy też poety. Z uw agi n a tę w ieczną zm ienność norm , w edle k'tôrych ocenia się u tw o ry literackie, je st rzeczą co n a jm n ie j niepraw dopodobną, byśm y m ogli w ejść w posiadanie ponadczasow ej, rów nież i po wsze czasy p rzy ­ szłe obow iązującej, norm y. J e s t też rzeczą niepraw dopodobną, b y śm y m ogli znaleźć jed n ą norm ę dla liry k i przeżyć, dla klasycznego d ram atu , dla pow ieści przygodow ej i dla w ielu in n y ch ro d zajó w czy g atun kó w literackich. W każdym razie m u siałab y ona w yglądać dość ab stra k cy jn ie .

D latego w łaśnie idea sy stem u w artości jest, ja k n am się w yd aje, bardziej obiecująca. Z drugiej stro n y jed n a k ja k n a jb ard ziej zrozum iałe jest to, że za przykładem A rchim edesa głosi się „Dos m oi pou sto” czy w m yśl rozw ażnych w skazań S chillera szuka się spokojnego biegun a w śród przep ły w ający ch zjaw isk. F aktow i h isto ry cznej zm ienności w szel­ k ich norm przeciw staw io n a je st całkow icie u sp raw ied liw io na po trzeb a stałego p u n k tu orien tacy jn eg o .

I b y n ajm n iej nie je st tak, że obie te siprawy są nie do pogodzenia. To, co od zew nątrz, z p e rsp ek ty w y dziejow ej je s t w zględne i histo ry cznie uw arunkow ane, przed staw ia się m im o to — jeśli patrzeć się od w e­ w n ą trz —· jako absolutne. Podobnie ja k rzeczy w idziane z z e w n ą trz u kazu ją się jak o zdeterm inow ane, n a to m ia st jeśli spojrzeć n a n ie od w ew n ątrz — d ają się poznać jak o zależne od w olnej woli. T en p rzy ­ k ład z filozofii nie je s t t u w y b ra n y przypadkow o, albow iem ostatecznie jesteśm y tylko w sposób bardzo u w a ru n k o w a n y w olni w w yborze n a ­ szego stanow iska. Nie m ożem y go dow olnie zam ienić, n a w e t jeśli — jak to z pew nością je s t — ulega on zm ianie w tra k c ie nasziego życia. Dzieje się to w sk u te k w ew n ętrzn eg o rozw oju, n a k tó ry nasza w ola nie m a w pływ u. Nie m ożem y naszego stan o w isk a dow olnie zmienić, poniew aż je st ono określone p rzekonaniam i i ocenam i zakorzenionym i w naszej osobowości. T akich p rzek o n ań i o cen żad n ą m ia rą nie n aru sza to, że in n i ludzie m yślą inaczej. Nie m oże rów nież w strząsn ąć koncepcjam i i ocenam i obow iązującym i w naszych czasach to, że daw niejsze epoki m yślały oraz oceniały oczyw iście inaczej, a tak że to, że w edle w szelkiego p raw dopodobieństw a przyszłe stu lecia n ie będą się troszczyły o nasze koncepcję i norm y. W zależności od osobistego n a sta w ie n ia świadomość, że m łoda generacja znów o b iera n o w ą drogę — je s t radosnym albo gorz­

(13)

kim dośw iadczeniem sta rz en ia się. G dyby się chciało ham ow ać bieg koła historii, św iadczyłoby to tylko o trw ałości w łasnych p rzek o n ań , ale nie 0 m ądrości życiow ej.

Z aakceptow anie względności stanow isk wobec w szelkiego poznania 1 w artościow an ia nie oznacza w łaściw ie je d n a k rezygnacji. U w ażam , że narzucan ie przyszłym generacjom stałej estetycznej norm y, k tó rą m ogły­ by m ierzyć w szelką tw órczość literacką, je s t rzeczą nie ty le nieosiągalną, co w pro st niepożądaną. Czyż nie należałoby pozazdrościć tym pokoleniom radości z odkryć now ych, n a w e t rew o lu cy jn y ch poglądów ? Być może, in n y m i drogam i dojdą one do rozw iązań tych problem ów , k tó re dla nas są nie do rozw iązania. Być może, te p ro b lem y , n ad k tó ry m i się tu na ty ch łam ach biedzim y, będą d la nich pro b lem am i pozornym i. N ależałoby sobie tylko tego życzyć.

Jeśli ktoś zechce określić takie stanow isko jako „ re laty w iz m ” — nie m am nic przeciw ko tem u. N ależy w ziąć ty lk o pod uw agę fakt, że chodzi tu o relację przedm iot—podm iot, relację, k tó ra leży u p odstaw w szelkie­ go poznaw ania i w artościow ania. Nasz przedm iot, literack ie dzieło sztuki, je s t nieograniczony, p rzy n ajm n iej jeśli chodzi o w y m iar jego głębi. P od­ m iot natom iast, szczególnie podm iot po znający i w artościujący, je s t ograniczony. Jego spojrzenie nie sięga do ostatecznej głębi. M ówiąc in a­ czej: Ze stan o w isk a tego p odm iotu m ożna poznać zawsze ty lk o część całości i tylko tę część ocenić. W podobnym k ontekście Em il S taiger w skazu je n a „n iep rzem ijającą p raw dę hum an isty czną, że ty lk o wszyscy ludzie w spólnie m ogą poznać do głębi to, co lu d zk ie” 26. Nie m ożem y p rzy tym odw oływ ać się do sądu przyszłej ludzkości, „albow iem w iedza nasza jest frag m en ta ry c z n a i nasze p rzepow iednie są fra g m en ta ry c z n e ” . A ni m ądrość biblijna, ani m ądrość hum an istyczna nie je st w potocz­ nym rozum ieniu relatyw isty czn a. ,

Zam iast o relatyw izm ie należałoby mówić o obiektyw izm ie. O biek­ ty w izm nie oznacza bow iem u n icestw ien ia podm iotu (przedm iot nie by ł­ by w ted y poznaw alny), lecz sp raw iedliw ą ocenę p u n k tu w idzenia innego in te rp re ta to ra , postaw ienie się (w m iarę w łasnych możliwości) ty tu łem pró b y i n a pew ien czas n a jego stanow isku. M a to jed nak że se n s o ty le tylko, o ile badacz w niesie p ersp e k ty w ę w łasnego stanow iska. Tylko w te d y m ożliw e je s t p orów nanie obu p ersp ek ty w . O znacza to w zbogace­ nie zarów no jednej jak i drugiej. Tylko w te n sposób m ożna znaleźć 'klucz do rozum ien ia historycznego, a zatem i do zrozum ienia d aw n iej­ szych utw orów literackich. Jeśli p ró bu je się dokonać syn tezy o biek ty ­

20 E. S t a i g e r , D ie K u n st d e r In te rp re ta tio n . [S tu d ien zu r d e u tsc h e n L ite r a ­

tu rg esch ich te. Zürich] 1955, s. 33. [Cyt. w oparciu o: S ztu k a in te r p r e ta c ji. W zbiorze: W sp ó łc ze sn a te o r ia badań lite r a c k ic h za granicą. A n to lo g ia . O pracow ał H. M a r ­

k i e w i c z . Т. 1. K rak ów 1970, s. 219; przekład O. D o b i j a n k i W i t c z a k o -w e j został n ieco zm ieniony.]

(14)

w izm u i relatyw izm u (w podanym znaczeniu), to narzu ca się pojęcie p e r s p e k t y w i z m u . W p ersp ek ty w izm ie zaw arty je st zarów no re la ­ ty w izm w szelkiego pozn aw an ia i w artościow ania, ja k też św iadom ość absolutu jako stałego ogarniającego w szystko porządku. A bsolutu się nie poznaje; absolut się uznaje. S tąd też n ie m ożna poznać poszukiw anej no rm y absolutnej. M ożna ją jed n a k uznać jako coś, co k ry je się za w szelkim i naszym i usiłow aniam i.

W pow yższych w yw odach oba po jęcia — rozu m ienie i w artościow a­ nie — p o tra k to w a n e zostały jak o p e w n a całość. J e s t to uzasadnione tym , że oba te czyn n ik i zaw arte są w akcie in te rp re to w a n ia . Taki p u n k t w i­ dzenia nie je s t je d n a k zrozum iały sam p rzez się. Czy in te rp re ta to r nie pow inien stanąć n a stanow isku b ad ań nie w artościu jących? Czy nie po­ w in ien o p i s y w a ć ty lk o o biektyw nego sta n u rzeczy, ja k i zastaje? To p y tan ie je st dla W. A. P. S m ita (chodzi o jego książkę o Vondlu) do tego sto pn ia reto ry cz n e , że a n i je d n y m słow em n ie daje n ań odpowiedzi. Z najduje tu sw e odbicie pato s „ o b ie k ty w n e j” nauki. O ceny oczywiście istnieją, n ie w olno ich jed n a k w łączać w k rąg badań. W p rzy p a d k u S m ita p rzek o n aliśm y się o tym , że założeniem dzieła jego życia jest w ysoka ocena Vondla. G dy b y S m it n ie cenił go ta k wysoko, to tego ro dzaju trz y tom ow e przedsięw zięcie byłoby po p ro stu śm ieszne. Jeśli S m it bada przed e w szystkim stru k tu rę , je ś t to dowód, że elem en t te n ceni w całości dzieła stosunkow o wysoko. W y k ry te s tru k tu ry nie m ają w tym p rz y p a d k u zresztą żadnego znaczenia, dopóki nie oceni się ich w edle k ry te rió w w ażn y ch dla dzieła literackiego.

H istoryk lite r a tu r y od daw na w ie o tym , że — czy to im plicite, czy

explicite — m usi o c e n i a ć . Ze sw ą oceną zdrad za się zarów no prżez

rozkład m a te ria łu badaw czego ja k i k ieru n k iem swojego spojrzenia. W i­ dzi i p rzed staw ia ty lk o to, co u w aża za w artościow e: ideę u tw o ru lite ­ rackiego, jego s tru k tu rę czy też styl. P o znaw anie i w artościow anie idą tu w parze. Nie je st bow iem tak, że w p ie rw poznaje się coś zupełnie niezależnie od jakiegokolw iek w artościow ania, a n astęp n ie dopiero oce­ nia się. To raczej p o znaw anie z góry zakłada w artościow anie.

H istoria lite ra tu ry n ie m oże sam a badać ty ch w artości, k tó re z góry p rzy jm u je. Tego ro d zaju prace badaw cze są ju ż zadaniem teo rii lite ra ­ tu ry , a d o k ład n iej: e ste ty k i lite ra tu ry . O cena poszczególnych dzieł w cho­ dzi już je d n a k w zakres in te rp re ta c ji. M ożna ustalić i uzasadnić w artość dzieła tylko w przyp adk u , gdy u jm u je się je w jego całości. W ty m w yborze dokonanym z nieskończenie w ielu składników dzieła sztuki lite ­ rackiej [das sprachliche K un stw erk] i w swej m etodzie, k tó ra pow inn a dotyczyć tylk o zasadniczych k w estii — in te rp re ta to r zależny je st już jed n a k od w arto ściu jących p u n k tó w w idzenia. Będzie o n bad ał dzieło pod w zględem zw artości, kom pleksow ości i jednolitości jego s tru k tu ry i w ten sposób zdradzi się z ty m , że te cechy stru k tu ra ln e dzieła są dlań

(15)

w ażne z estetycznego p u n k tu w idzenia. In ny m i słow am i: Bez in te rp re ­ tac ji nie dokonuje się o cen y; bez w arto ścio w an ia nie m ożna in te rp re to ­ wać. Oba te pojęcia [in te rp re ta c ja i w artościow anie] m ożna w praw dzie rozróżnić, n ie sposób ich je d n a k w pełn i od siebie oddzielić.

Do podobnych stw ie rd z eń doszli już: D ilthey, W ellek i W a rre n oraz K a y s e r 27. Z uw agi n a to, iż ciągle jeszcze istn ieją badacze stojący na stanow isku tak ie j in te rp re ta c ji, k tó ra m a się obyć bez jakiegokolw iek w artościow ania (m. in. R om an In g ard e n w w y d a n iu 2 swego doniosłego dzieła Das literarische K u n s tw e r k , 1960), w ięc nie w y d a je się, b y m ożli­ w ie jak n ajw y raźn iejsze u w y d a tn ie n ie raz jeszcze pow iązań m iędzy in ­ terp reto w a n iem a w arto ściow an iem było czym ś bezzasadnym .

3

Jeśli nie oddaliliśm y się jeszcze całkiem od ideału nauki, k tó ra w y­ klucza jakiekolw iek w artościow anie, jeśli poza tym zw rócim y uw agę n a fakt, że B ollnow w e w sp o m n ian y m ju ż a rty k u le w akcie rozum ienia podkreśla szczególnie p ie rw ia ste k tw órczy, jeśli w reszcie czytam y takie publikacje, ja k Tw órcza analiza użycia ję zy k a (Hellinga i V an der M erwe Scholz, K reatiew e analise v a n taalgebruik, 1955) czy S z tu k a interpretacji (Staiger, Die K u n st der Interp reta tio n , 1955) — to n arz u c a się n am nie­ pokojące p y tan ie : Czy in te rp re ta c ja je st n a u k ą czy też sztuką?

Te sam e obaw y m oże w yw ołać w n a s uprzednio ju ż przytoczone pojęcie „w ielo in terp retacy jn o ści” w ybitnego dzieła sztuki. Czy w p rzy ­ p a d k u w ielorakich in te rp re ta c ji chodzi o su b iek ty w n ie uw aru nk o w an e, całkow icie rów nopraw ne, tw órcze reak cje n a dzieło sztuki, czy też — jeśli posłużym y się tu te rm in e m typow ym dla eg zy stencjalizm u — o oso­ b iste „sp o tk an ia” z dziełem sztu k i?

W ydaje się, że duchow y k lim a t A m eryki szczególnie sp rz y ja subiek­ ty w n y m in terp retacjo m . S tu denci n a tam tejszy ch sem in ariach prześci­ g ają się w najśm ielszych in te rp re ta c jac h , ta k że tru d n o im coś w ogóle w ypersw adow ać. M ają zag w aran to w an e praw o do indyw idualności, a więc do osobistego stan o w isk a w kw estii in te rp re ta c ji. T aka postaw a je st c h a rak tery sty czn a zresztą n ie ty lk o dla studentów .

W grę wchodzi tu — n i m niej, n i w ięcej, tylko praw o, jakie rości sobie in te rp re ta c ja do naukow ości. W tej n ajb ard ziej zasadniczej spraw ie dla in te rp re ta c ji będziem y m u sieli sform ułow ać nasze stanow isko w spo­ sób m ożliwie sprecyzow any i zdecydow any.

Nie da się zaprzeczyć, że istn ieje w iele p rzeciw staw nych sobie in te r­ p reta cji jednego u tw o ru literackiego. Do ro zstrzy gnięcia je s t n astępu jąca k w e stia : Czy w ychodzim y z założenia, że istn ieje tylko jed n a a d ek w atn a

27 D i l t h e y , op. cit., s. 336; — K a y s e r , op. cit., s. 39— 70; — W e l l e k i W a r r e n , op. cit., s. 342— 344.

(16)

in te rp re ta c ja, k tó rą m ożna zm ierzyć w szystkie in te rp re ta c je , czy też za­ kładam y, że w szystkie te in te rp re ta c je pow in n iśm y w gruncie rzeczy uw ażać za ró w n o p raw n e?

By nie rozw iązyw ać tej spraw y w sposób dow olny, by —■ w ręcz prze­ ciw nie — poznać n asz w e w n ętrzn y stosun ek do n iej, w yjdźm y od co­ dziennej p rak tyki. Je śli n a przełom ie w ieków in te rp re to w a n o D ostojew ­ skiego ja k o n a tu ra lis tę i jeśli potem , po pierw szej w ojnie św iatow ej, tw órczość jego n a św ietlan o z zu pełnie innego p u n k tu w idzenia, to m o­ żem y powiedzieć, że pow ieści D ostojew skiego doczekały się pogłębionej in te rp re ta c ji. Jeśli w daw niejszej h isto rii lite ra tu ry nie uznaw ano liry k i w. X V II za zjaw isko szczególne, n a to m ia st około r. 1920 odkryw a się sw oistość tej liry k i — oznacza to, że m am y tu do czynienia z w łaściw ­ szą intep retacją. P odobnie jesteśm y p rze k o n a n i rów nież i o tym , że R om antyzm in te rp re to w a ł S zekspira w ie rn ie j niż Ośw iecenie. Można sobie w yobrazić, że w tak ich p rzyp ad k ach w y o d ręb n io n e zo stają różne w a rstw y dzieł lub że późniejsza in te rp re ta c ja p rze n ik a do w a rstw głęb­ szych. In te rp re ta c ja zo staje więc wów czas uzupełniona. Może ona jedn ak w ydać się nam także b ard ziej stosow na. M am y bow iem uczucie, że w y ­ różn io n a została isto tn ie jsz a dla dzieła w arstw a. A le może być też in a­ czej. Jeśli p rzyp o m n im y sobie zn an ą polem ikę toczoną w okół F riedens­

feie r H ölderlina, k tórej uczestnicy przez określenie „Fürst des Fests”

rozum ieli Pokój, G eniusza G recji, C h ry stu sa i N apoleona, to nie będzie­ m y skłonni uznać w szystkich ty ch czterech in te rp re ta c ji za rów now ażne. Ju ż raczej zgodzim y się n a j e d n ą z nich lu b też poszukam y innej, p iątej, jako jed y n ie słusznej. Chyba że jesteśm y zdania, iż w spom niany w iersz spraw ę in te rp re ta c ji pozostaw ia o tw artą, co m ożna by potraktow ać jako zarzu t w obec H ölderlina. I z ty ch sześciu m ożliw ości w ybierzem y jed n ą jako n a jb a rd zie j ad ek w atn ą (albo n a jb a rd zie j praw dopodobną).

We w szystkich ty ch p rzy padk ach w ychodzim y z założenia, że istnieje adek w atn a (a zarazem nadrzędna) in te rp re ta c ja , k tó rą m ierzym y różne in te rp re ta c je — i tak, jak sądzę, dziać się pow inno. Chodziłoby tylko o to, by nie uw ażać za takow ą a k u ra t w łasnej in te rp re ta c ji. Możemy się bow iem spotkać z zarzutem , że w łasna in te rp re ta c ja służy nam jako m iern ik w szystkich in te rp re ta c ji. Zw ykle jed n a k w cale nie w łasną in te r­ p re ta c ję m am y tu n a m yśli. Jesteśm y bow iem gotow i ją zakw estionow ać, jeśli p rzy jm iem y do w iadom ości in n y sposób n a św ietlen ia bad anej przez nas spraw y . M ożemy n a w e t dojść do przekonania, że w łaśnie nie nasza in te rp re ta c ja zasługuje n a pierw szeństw o. N asza w ła sn a in te rp re ta c ja je st zasadniczo ciągle o tw a rta i niego tow a, ciągle jeszcze je s t w ruchu, a k ieru n k iem jego je s t in te rp re ta c ja ad ekw atna. W k ażdy m razie w tra k ­ cie p rac y d ą ż y m y w łaśnie do takiej idealn ej in te rp re ta c ji. I n aw et jeśli pew nego dnia p racę tę zakończym y i ogłosim y re z u lta t sw ych ba­ dań, to i ta k nie p o w in n iśm y się łudzić, iż znaleźliśm y się już u celu. Ten, k to sądzi, iż dał ostateczn ą in te rp re ta c ję dzieła sztuki, m usi b y ć'

(17)

chyba ograniczony. A dek w atn a in te rp re ta c ja istn ieje bow iem n ie w r e- a 1 n e j , lecz w i d e a l n e j sferze. J e s t ona norm ą, k tó rą m ierzym y w szelkie w ysiłki in te rp re ta c y jn e, a w ięc i sw oje w łasne, i

Rzecz m a się w ięc podobnie ja k z w arto ścio w an iem — k ie ru je nam i niew idoczna norm a, norm a, k tó ra m im o to je s t je d n a k stale obecna.

Stanow isko in te rp re ta to ra m ożna te ra z tro ch ę bardziej sprecyzow ać. W łaściwe stanow isko nie m ieści się an i w u tw orze literack im , an i w e w n ę trz u poety czy w jego epoce. J e s t ono bow iem ju ż naznaczone oso­ bowością in te rp re ta to ra , czasam i, w k tó ry ch on żyje, stan em n a u k i itp. I nie w olno tego stanow iska absolutyzow ać. Zaw sze pozostanie ono jed ­ nym z w ielu m ożliw ych. Różne stan o w isk a nie są je d n a k ró w n o w a rto ś­ ciowe. W artość ich określona je st układem w sp ółrzędnych, k tó ry o g ar­ niam y spojrzeniem w sposób dość n iepełny, jak o że sam i jesteśm y u w arunko w ani naszym w łasnym stanow iskiem . Z drugiej stro n y — w e ­ dług tego uk ładu o rie n tu je m y się (w m iarę sw ych m ożliwości), b y móc w pew n ym sto p n iu określić w łasn e stanow isko i dane n a m w te n sposób pole w idzen ia w całości badań. S tanow isko to nie z n a jd u je się w czystej, lecz cokolw iek rozrzedzonej atm osferze n ieb a n a u k i w olnej od w arto ścio ­ w an ia: P oznajem y jed y n ie w artościując, a w arto ściu jem y poznając. Poza tym będziem y m usieli pozbyć się złudzeń, że z p e rsp e k ty w y naszego stanow iska dzieło otw orzy się przed n a m i bez naszego udziału : N au k a — podobnie jak sztuka — w ym aga tw órczej aktyw ności. T rzeb a to n a koniec w yraźnie podkreślić, albow iem nasz m atem aty czn y języ k obrazo­ w y nie mógł należycie uw zględnić tego aspektu. W ty m sensie należy rozum ieć słow a poety, k tó ry ja k m ało k to ro zu m iał sztu kę czytan ia: „książka je s t po w iększej części dziełem cz y te ln ik a ” 28. Być może, iż poeta posunął się tu w swej skrom ności za daleko. In te rp re ta to ro w i nie w olno je d n a k zignorow ać w yzw ania, jak ie zam knięte je s t w tych słow ach.

N o t a t k a b i b l i o g r a f i c z n a

A rtyk u ł n ap isan y został w w yzn aczon ym , a dość krótkim term in ie w e w rześn iu 1962. N a leża ło b y tu dodać jeszcze parę uw ag.

S tudium S t a i g e r a D as P ro b le m des S tilw a n d e ls zdążyło się ju ż ukazać w k sią żce autora — S tilw a n d e l [S tu d ien z u r V o rg e sc h ic h te d e r G o e th e z e it] (Z ürich— F reiburg 1963, s. 7—24).

Po W a 1 z e 1 u (K ü n stle risc h e A b sic h t. „G erm an isch -R om an isch e M o n a tssch rift” 1920; także: G e h a lt u n d G e sta lt im K u n s tw e r k d e s D ich ters. W yd. 2. P otsd am 1929, s. 67— 76) często zw racano u w a g ę na p rob lem atyk ę artystyczn ych in ­ ten cji. Z ajęli się tym zagad n ien iem m . in. W i m s a t t i B e a r d s l e y (T h e I n te n ­

tio n a l F allacy. W: T he V e rb a l Icon, s. 3— 18). P o le w id z e n ia W alzela jest jed n ak

szersze, a przy tym jego w y w o d y są bardziej w y r a z iste i p rzek o n y w a ją ce n iż a r g u ­ m en tacja obu A m erykanów .

28 H. von H o f m a n n s t h a l , D eu tsch es L eseb u ch . 1922. V o rred e. W : G e ­ sa m m e lte W erk e. P rosa IV . 1955, s. 141.

(18)

Jako n o w e w a żn e p rzyczyn k i do zagad n ien ia literack iego w artościow an ia, w k tó ­ rych zn ajd u je sw ój w yraz ró w n ież id ea różnych stopni i jakości w artościow an ia, n a leża ło b y poza tym w y m ie n ić p u b lik a cje n a stęp u jących autorów : W. E m r i c h ,

Z u m P r o b le m d e r lite r a ris c h e n W e rtu n g . W iesb ad en 1961 ; H. M a r k i e w i c z , E v a lu a tio n in th e S tu d y o f L ite r a tu r e (w zbiorze: P o etics. P o e ty k a . Поэтика. W ar­

sza w a 1961. [Przedruk w : G łó w n e p r o b le m y w ie d z y o lite r a tu rz e . K raków 1965, rozdz. 10]). S ta n o w isk o W e l l e k a i W a r r e n a b ęd zie bardziej zróżnicow ane, jeśli oprócz rozdz. 18 (W arrena) w e ź m ie się pod u w a g ę tak że rozdz. 4 i 19 (W elleka).

P rob lem artystyczn ego dokonania, k tórego d on iosłość p otw ierd zają zacytow an e na końcu sło w a H ofm an n sth ala, zo sta ł z a le d w ie poruszony, m im o że m a on c e n ­ tra ln e zn a czen ie dla toku n aszych w y w o d ó w . W n ik liw a an aliza rozsadziłaby jednak ram y tego artykułu.

Cytaty

Powiązane dokumenty

In this paper silicon-rich silicon nitride (SRN) films were investigated as material for ultra-thin transmission dynodes in electron multiplication.. These dynodes are a

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 46/3, 276-283. 1955..

W drugim dniu odbyły się obrady w ramach Ko­ misji Prawa Karnego i Komisji Prawa Cywilnego.. Wreszcie w trze­ cim dniu obrad przewodniczący obu Komisji dożyli

Kazimierz Buchała wysunął projekt, aby ad­ wokatura polska wzorem adwokatu­ ry austriackiej i zachodnioniemiec- kiej podjęła się organizacji, np.. co 2 lata, sesji

Jan Szopa, I sekretarz POp przy Okręgowej Radzie Adwokac­ kiej, przedstawił szerzej osiągnięcia Rady, podkreślił też wielką dojrza­ łość polityczną i

We wrześniu tegoż roku przeniosła się do adwo­ katury i zastała aipKkantką adwo­ kacką pod patronatem najpierw ad­ wokata Gdowskiego, a następnie adw.. Rada

Warunkiem dopuszczenia towaru celnego na polski obszar celny, jak i warunkiem wywozu towaru za granicę jest dokonanie odprawy celnej oraz, jeśli przepisy celne

Sąd wy­ znacza wówczas oskarżonemu obrońcę z urzędu, jeżeli nie ustanowił się obrońca z wyboru; udział obrońcy konieczny jest również w postępowaniu