• Nie Znaleziono Wyników

Reguły gry powieści kryminalnej

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Reguły gry powieści kryminalnej"

Copied!
20
0
0

Pełen tekst

(1)

Helmut Heissenbüttel

Reguły gry powieści kryminalnej

Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 6 (12), 44-62

(2)

H elm ut H eissenbu ttel

„Przeczytałem siedem set krym inałów ”!

Reguły gry powieści

kryminalnej

l

P rzeczytałem sześćset do Sied­ m iuset powieści k ry m in a ln y c h i nad al jeste m dość re g u la rn y m czytelnikiem zarów no nowości ry n k o ­ w ych, jak też tego, co do tej p o ry uszło m ojej uwadze. O rien tację n ietru d n o stracić, zwłaszcza że niuanse i w a ria n ty są bardzo liczne. N iektóre po­ zycje elim in u ją się sam e. Tak więc, po k ilk u p ró ­ bach, niech ętn ie czytam E dgara W allace’a czy E llery Q ueena. Tak samo p rz e sta ły m i stopniow o spraw iać p rzyjem ność opow iadania, k tó re nie gło­ szą nic ponad sław ę i s p ry t sw ych boh ateró w , ja k choćby opow iadania P e te ra C heyneya z d e te k ty ­ w em L em m y C autionem ,,w roli głó w n ej” czy też C a rte ra B row na z k a p ita n em policji A lem W heele- rem . Także M ike H am m er M ickey S p illan e’a n a ­ leży do tej grup y . T en ty p utw oró w rozp rzestrzen ił się w praw dzie znacznie, lecz m im o to je s t z ja w i­ skiem m arginesow o-granicznym .

W śród d etek ty w ów uw idacznia się klasy czna p a ra p rzeciw staw n y ch sobie ty p ó w — z jed n ej s tro n y taki, k tó ry tak długo, ostro, n aw et b ru ta ln ie sto ­ su je m łóckę sw ych przeciw ników (i oczywiście ra z

(3)

45

po raz sam b y w a „m łócony” ), dopóki się nie dowie, kto je st przestęp cą, i z d ru g iej stro n y taki, k tó ry poprzez m ieszaninę u stalo n y ch faktów i kom bina- to ry czny ch zgadyw anek przem ienia w szystko po­ czątkow o zag m atw an e i nie do przeniknięcia w zro­ zum iałe i p rz e jrz y s te związki.

O ba te ty p y są w y raźn ie w idoczne w h istory cznym rozw oju g a tu n k u . W osobie A u g u sta D upina E dga­ r a A llan a Poe po jaw ia się d etek ty w , k tó ry jest w stanie rozw ikłać p rzy p ad ek w yłącznie w drodze logicznego w nioskow ania. U fa on w szechm ogącej cesze ludzkiego rozum u — zdolności w y jaśniania. Z resztą to, co w y jaśn ia, jest pełne zgrozy i nie­ ludzkiej w ręcz potw orności. S praw cą jest m ałpa. W tej e k stre m a ln e j p o lary zacji rozum u i isto ty po­ zbaw ionej cech lud zk ich Zabójstw o p r z y rue M or­

gue jaw i się jako p ro g ram , k tó ry w ta k czystej fo r­

m ie nie m iał być już n ig d y zrealizow any. Także n a jsły n n ie jsz y i n a jb a rd zie j przysłow iow y sukcesor D upina — S herlock H olm es — głęboko w ierzy w rozw iązyw alność w szelkich problem ów . Inaczej u k sz ta łto w ała się osobowość ojca B row na C h ester- tona. L ib e ra ln a chrześcijańskość n e u tra liz u je po­ ciąg duchow nego d e te k ty w a k u o dsłanianiu ta je m ­ nic. P óźniejsi n astęp cy D upina i S herlocka H olm e­ sa są coraz badziej u ty pizo w an i socjologicznie. In ­ sp e k to r F rench , H ercu le P oirot, lord P e te r W im sey, d o kto r G ideon Feli, A lb e rt Cam pion, nadin sp ek to r A lleyn, Jo h n A ppleby, Nigel S tran g ew ay s, p ro fe­ sor G ervase F en, R oger C ram m ond, N ero W olfe, d o k to r M artin B uell, H ildegard W ithers, inspektor N apoleon B o n ap arte i c a ły szereg innych są w sto ­ su n k u do sw ych a n ten ató w niejako u k ry ci pod m ieszczańsk o -ko n w en cjo n aln ą m aską. Ich now ym p ro to ty p e m je s t stw orzony przez G eorga Sim enona n a jsły n n ie jsz y k om isarz fran cuskiej policji — M ai­ g ret. Jeg o osoba (do czego jeszcze w rócę) stanow i, ja k się w ydaje, początek nowego pokolenia d e te k ­ ty w ów .

D etektyw uczony

(4)

H E L M U T H E I S S E N B U T T E L 46

„Twardy” detektyw

M yślenie i przemoc

D ruga o d m ia n a -ty p d ete k ty w a , g a tu n e k hard boi­

led — tw a rd y , nie w kracza ta k w y raźn ie w św ia t

lite ra tu ry jak D upin i S herlock Holm es. Jeg o ro ­ dowód m ożna by w yw ieść po części z opow ieści B erta H a rte ’a, M arka T w aina czy też A m brose B ierce’a. W czesne fo rm y tego ty p u odnaleźć m ożna w postaci d e te k ty w a S vena E lvestadsa A sbjó rna K raga, k tó ry b y ł pow szechnie znany w N iem czech la t dw udziestych. Za w łaściw e p ierw o w zo ry ucho­ dzą d e te k ty w i D ashiella H am m etta, jak choćby Sam uel Spade i Nick C harles (są oni — tak ja k ich w ynalazca — drobnym i, niepozornym i u rzę d n i­ k am i jak ie jś agencji d etek ty w isty czn ej) oraz d e te k ­ ty w R aym onda C h an dlera — P h ilip M arlow e. Zw łaszcza M arlow e, zguba „ lite ra tu ry tra k ta to w e j” (T r a k ta tlitera tu r), k tó ry jednakże, choć bardzo zde­ m oralizow any, uosabia praw o, jaw iące m u się w sk orum pow anej postaci re p re z e n ta n tó w w ielko ­ m iejskiej i św iatow ej w a rstw y w yższej, znalazł w ielu naśladow ców . N ajbardziej osobliwe w a ria n ty opisał chyba Ja m e s H adley Chase, gdyż u niego stre fa gran iczn a m iędzy p raw em a b ezpraw iem tra k to w a n a jest z całą pow agą. F ro n ty zm ieniają się od w y p ad k u do w y pad ku , a czynności „ w y ja ś­ nia cza” są dwuznacznie. P ełen w y razu, groteskow y w a ria n t odnaleźć m ożna u m u rzy ńskich d e te k ty ­ wów C h estera H im esa — g rab a rz y Jonesa i J o h n ­ sona.

2

P rz y p a tru ją c się dokładniej ty m dw om drzewTom genealogicznym litera c k ic h d e te k ­ tyw ów , nie m ożna się oprzeć p odejrzen iu, że p rzy całym ogrom ie m ożliw ych w a ria c ji typów — ich zróżnicow anie jest w końcu czym ś zew nętrzn ym , może n a w e t regionalnym . Różnica polega, z g ru b ­ sza biorąc, na p o lary zacji m etod — z jedn ej stro n y

(5)

47

logiczne m yślenie, z d ru g iej dzika przem oc. Je d n o ­ cześnie m ożna dostrzec, że podobnie jak ,,logik” nie obędzie się bez przem ocy, tak i „ tw a rd y ” jest często zdany na logiczne ro zp ląty w an ie ro zm aity ch łam igłów ek.

Oba w ia ria n ty m ożna bez obaw podciągnąć pod w spólny m ianow nik. Ich zróżnicow anie m a c h a ra k ­ ter psychologiczny, polega ono raczej na różnicach stopni uzdolnień. U zdolnień w jak im k ieru n k u ? A by na to odpowiedzieć, trz e b a sobie zdać jasno spraw ę, ja k dalece m ożna uw ażać powieść k ry m i­ n alną za opow iadanie realistyczn e, w rea ln ie d a ją ­ cym się u stalić środow isku, w d ającej się rea ln ie u stalić chronologii, z fikcy jn y m i, lecz ludzkim i po ­ staciam i. P ozory p rze m aw ia ją za u znaniem pow ie­ ści k ry m in a ln e j za opowieść realisty czn ą. O d d a w ­ na jedn ak że zauw ażano i zarzucano pow ieści k r y ­ m in alnej, że p rzed staw ian e w niej p rzestęp stw a są zaprzeczeniem w szystkich sta ty sty c z n y ch i in nych p raw d k rym inologii.

M ary H o ttin g er, zasłużona w ydaw czyni opowieści k ry m in a ln y c h i bojow a orędow niczka g atu n k u , za­ uw ażyła w zw iązku z ty m :

Sprawozda­ nie sądowe wobec powieści

Ś w iatło, k tó re owa rozbieżność rzu c a n a gatu n ek , ro zja śn ia przede w szy stk im jedno, to m ianow icie, że p rzy p a d k i, o k tó re chodzi w pow ieści k ry m in a l­ ,,Szczególna pozycja powieści krym inalnych uwidacznia się taikże poprzez porów nanie ich ze znakomitą serią «No­ table Brdtish Trials» albo z «Famous Trials». Obie mają znaczną liczbę bardzo dystyngow anych czytelników, nie składającą się bynajm niej z sam ych adwokatów. Obie s e ­ rie zawierają dosłow nie oddane relacje z w ielkich proce­ sów oraz w prow adzenie i posłow ie pióra odpowiedniego znaw cy prawa. Tutaj jednakże zainteresow anie jest sk ie­ rowane zaw sze na oskarżanego, podczas gdy w opowieści krym inalnej przestępca rzadko bywa interesujący, praw ie nigdy sym patyczny. Zainteresow anie koncentruje się na d e­ tektyw ie. Ta rozbieżność m iędzy sprawozdaniem z procesu a opowieścią detektyw istyczną rzuca pewne św iatło na gatunek”.

(6)

H E L M U T H E I S S E N B U T T E L

48

Redukcja i n ie ­ zw ykłość

nej, są w ym yślone, a n a w e t z p rem e d y ta c ją skon­ stru o w an e. Ot choćby p rzy k ła d y p rzy taczan e przez E. S. G a rd n e ra z realn ej p ra k ty k i swego Court of

the Last Resort. O kazuje się, że są one zupełnie

n iep rz y d atn e dla k tó re jś z jego pow ieści o P e rry M asonie. M uszą one zostać n a jp ie rw u fryzow ane. Różnica m iędzy przyp adkiem ro zw iązyw any m przez literack ieg o d e te k ty w a a praw niczą p ra k ty k ą ja ­ kiegokolw iek k r a ju polega przede w szystk im na ty m , że p rzy pad ek re a ln y w y n ik a z g m atw an in y dopuszczającej tylko rozw iązania gw ałtow ne, p rz y ­ pad ek pow ieściow y n ato m iast m usi być z góry u m odelow any z m yślą o jego praw dopodobnej roz- w iązyw alności. Znaczy to, że w szystkie e lem en ty realistyczn e, czy to n a tu ry psychologicznej, gospo­ darczej czy społecznej, m uszą być z góry ta k u s ta ­ lone, b y d a ły się spoić w u k ład p od legający zaszy­ frow aniu, a tak że m ożliw y do rozw iązania. W y ła­ n ia ją się dw ie m ożliwości — w k ie ru n k u niezw y ­ kłości i w k ieru n k u red u k cji. W pierw szym p rz y ­ p ad ku m ieszczą się n astępcy o ran g u ta n a E. A. Poe. Tu pow ieść k ry m in a ln a przechodzi w thriller, d re ­ szczowiec. D ruga m ożliwość •— red u k c ja — u w i­ dacznia fa k ty pozw alające w ysnuć dalsze w nioski. O kazuje się, że w pow ieści k ry m in a ln e j nie chodzi o to, co stano w i głów ną troskę tzw . lite r a tu r y po­ w ażnej — o obraz człow ieka i zgłębienie lud zkich m otyw ów m yślenia i działania. A naliza m otyw ów postępow ania jed n o stk i okazuje się ty lk o o d k ry ­ ciem p osiadanych już uprzednio, lecz do tej po ry z a k ry ty c h żetonów do gry. Pow ieść k ry m in a ln a jest w zorcow ą opowieścią, k tó ra rea liz u je się w e­ dług jakiegoś określonego schem atu.

3

W ty m m iejscu należy w spo­ m nieć o czymś, co także na ogół nie jest w y raźn ie rozróżniane. Pow ieść k ry m in a ln a nie jest po p ro stu

(7)

49

opowieścią relacjo n u jącą czy n y przestępcze. N ie­ liczne p rzy k ład y tra k tu ją c e o k radzieżach, p rze m y ­ tach, szalbierstw ach są zjaw isk iem m arginesow ym . Nie da się tak że p o d trzym ać przeprow adzanego ciągle na nowo podziału n a opow ieści przestępcze i powieści detektyw istyczne. P rzep ro w ad za się go przede w szystkim w A nglii i w A m eryce, gdzie dzieli się u tw o ry tego ty p u n a crime stories i detective

stories. Pow ieść k ry m in a ln a w sw ym h isto ry czn y m

rozw oju i w dzisiejszej form ie, g ra ją c a określoną i nie podlegającą d y sk u sji rolę, b y ła i je s t pow ie­ ścią d etek tyw isty czną. U jej po d staw leży n ie ­ zm ien ny schem at, k tó ry zaw iera trz y naczelne ele­ m e n ty składow e: ofiarę, d e te k ty w a i podejrzanego. Z am ordow any, którego k re s życia p rzy p ad a na czas przed rozpoczęciem opow ieści lu b n a p ierw szych jej k a rta c h , w p raw ia w szystko w ru ch . O fiara jest niejak o dźw ignią in ic ju ją c ą całą opowieść. N aprze­ ciw niej sta je odk ry w ca-d em ask ato r, k tó ry s ta ra się rozw iązać gm atw aninę p o p rzedzającą przy p ad ek m o rd erstw a. W szystkie in n e zaprezentow ane p o sta­ cie są albo pom ocnikam i d e te k ty w a (mogą też być złośliw ym i inh ib ito ram i jego d ziałania), albo po­ d ejrz an y m i. Żadna z osób nie je st p rezen to w an a dla siebie sam ej. Cała „o bsada” p e rso n a ln a je st tu s ta ­ le zw iązana ze sch em atem i sp ełn ia w nim określone fun kcje.

E rn st Bloch pokazał, w jak i sposób pow ieść k ry m i­ n a ln a czerpie sw ą ak ty w n o ść n a rra c y jn ą z „re k o n ­ s tru k c ji nieopow iedzianego” (R e k o n s tr u k tio n des

ZJnerzahlteri), w k tó ry m żad n a z po staci opow ieści

nie chce być zaw arta:

„Jeśli zaś w trakcie opowieści detektyw istycznej dochodzi do dalszych morderstw, to one także stanow ią ciem ny punkt w topiony od początku w mroki nieopowiedzianego, pow iększający je, często bardzo utrudniający rozwiązanie. Rzeczą najistotniejszą pozostaje przy tym zaw sze fakt, że początkowe (ukryte) ogniwa wydarzeń, w których jakoby żadna z prezentowanych postaci nie brała udziału, i które także czytelnikow i nie zostały odkryte, że ogniwa ow e roz­

Niezm ienny trójelem en-towy schem at „Rekon­ strukcja nieopowde-dzianego” 4

(8)

H E L M U T H E I S S E N B U T T E L 50 Opowieści o rekonstruk­ cji czynu Na początku była ta jem n ica ...

grywają się, na podobieństwo grzechu pierworodnego (nie cofając się przed zastosowaniem przesadnie m itycznego zabarwienia tekstu), poza ram ami opow ieści”.

Nie trz e b a, jak Bloch, rozciągać p e rsp e k ty w y aż do Edypa, b y rozpoznać egzem plaryczność tego spo­ sobu n a rra c ji. Zarów no „nieopaw iedziane” , ja k też jego re k o n s tru k c ja stan o w ią całość i są sferam i tej sam ej opowieści. J e s t to jed n o lita opowieść o zna­ lezionej ofierze i o re k o n stru k c ji czynu, p rzy czym re k o n stru k c ja uszeregow uje stopniow o pozornie do­ w olnie porozm ieszczane postaci w o k reślo n y w zo- rzec-m odel. J a k i wzorzec? N a raz ie m ożna ty lk o pow iedzieć, że te n w łaśnie wzorzec, jaw ią c y się t u jako w łaściw y i je d y n y cel, k u k tó re m u d ąży cała opowieść, w y stę p u je tak że m arginesow o n a o s ta t­ nich k a rta c h „po w ażnej” pow ieści w form ie po­ bieżnego z ary su dalszych losów postaci, z k tó ry m i się w czasie le k tu ry w spólnie przeżyw a ło niepokoje i tro sk i.

W k o n k retn e j opowieści, k tó ra relacjo n o w an a je st w coraz to nowej postaci, m ającej p raw ie nieskończo­ ne m ożliw ości w ariacji, nie chodzi o re h a b ilita c ję za­ m ordow anego. Ja k o z re k o n stru o w an a postać m a zam ordow any p rzy końcu w zorcow ej opow ieści n a jm n iejszą w artość personalną. Jeg o śm ierć zo­ s ta je pom szczona, nie po to jednak, b y um ożliw ić odpokutow anie p ersonalnej w iny, lecz b y m óc ta k uporządkow ać w zorcow ą g ru p ę postaci, żeby w y ­ tropić n a końcu tego, k to m oże w ziąć n a siebie w i­ nę, nie za czyn jednakże, lecz za p o ten cjaln ą w in ę in n y ch po d ejrzan y ch , lu b tego, k tó re m u m usi być ona p rzypisana, gdyż re p re z e n tu je w końcu (po e lim inacji z k rę g u p o d ejrzeń innych postaci) k o ­ nieczny elem en t zakodow anego w zorca.

D ecydującą rolę o d g ry w a w pow ieści k ry m in a ln e j droga p rz y ję ta p rzy p rzep ro w ad zan iu dow odu w iny. K lasyczny schem at opow iadania A g a th y C hristie rozpoczyna się sy tu a c ją, k tó ra w sposób oczyw isty w y k lu cza rozw iązanie (Czerwone kim ono, Śm ierć

(9)

51

w Mezopotamii). M o rd erstw u to w arzyszą ta k ie oko­

liczności, że żadna z obecnych p rzy nim postaci nie m ogła w praw d o po d o b ny sposób go dokonać. N astępnie w y ła n ia ją się fa k ty , k tó re u w idaczniają m ożliwość rozw iązania. F a k ty te sto ją jed n ak w sto ­ su nk u do siebie w ja sk ra w e j, nierozw iązyw alnej sprzeczności. I tu ta j w kracza H ercule P oirot. A by uzupełnić n iew y starczający m ateriał, spraw dza kilka do tej pory nie sp raw d zon y ch szczegółów, ro zb u dow uje je p rzy pom ocy m ałej prow okacji, staw ia hipotety czn e p y tan ia , a odpow iedzi n a nie u w id aczniają nowe w zajem ne zw iązki i zależności m iędzy poznanym i fak tam i. O kreśloną rolę w ty m stopniow o sum u jący m się k om p leksie poszlak od­ gry w a zawsze m otyw czynu. N ie jest on jed n a k u jm o w an y jako coś d ającego się zgłębić m etodą su ­ biektyw no-psychologiczną, lecz jaw i się jak o jed en z faktów . D ziałanie d e te k ty w a w tak im klasycznym p rzy p a d k u (obok A g ath y C h ristie m ożna b y tu w y ­ m ienić jeszcze cały szereg nazw isk, jak choćby Jo h n D ickson C arr, A n th o n y B erceley, ojciec R o­ n ald A. K nox, D orothy S ayers, M arg ery A llingham , M ichael Innes, Nicholas Blake, Ngaio M arsh, E d ­ m und C rispin, Thom as M uir, czy też D ashiell H am ­ m ett, R aym ond C handler, E rie S ta n le y G ard n er, Rex S to u t i p a ra m ałżeńska F. R. Lockridge) m a na celu coś całkiem m aterialnego. D etek ty w p ró ­ buje zrek o n stru o w ać tro p na po dstaw ie p o jed y n ­ czych, p rzy pad k ow y ch odcisków . P rzypom in a k o ­ goś, k to z pojedynczych k rese k o d tw arza n ap ierw pism o, a p otem tekst. W ty m w y p a d k u chodzi p rz e ­ de w szystkim , pozostając w obręb ie przenośni, o pism o. C hodzi o to, b y u zu p ełn iając tro p , czyli to, co zniajduje się pom iędzy poszczególnym i śladam i, ćwiczyć zdolność kom binato ryczn ą. C h a ra k te ry ­ styczne, że w w ielu pow ieściach k ry m in a ln y c h k la ­ sycznego ty p u zn a jd u jąc a się n a o statn ich k a rta c h opow ieści p o w tó rn a re la c ja o okolicznościach m o r­ d e rstw a je st pobieżna i zdaw kow a, czasam i n aw et

...a Poirot unosi się nad sprzeczno­ ściami

(10)

H E L M U T H E I S S E N B Ü T T E L 52

N ieskoń­ czone m ożliwości wariacji

niepełna. Tu m ożna jeszcze bardziej w ycieniow ać stw ierd zenie Blocha — n ie chodzi tu o „ re k o n s tru k ­ cję nieopow iedzianego”, lecz o re k o n stru k c ję tro p u (cząstki) nieopow iedzianego (R e k o n s tr u k tio n der

S p u r des Unerzählten).

O kazuje się więc, że n a rra c ja pow ieści k ry m in a l­ nej podporządkow ana jest a b stra k cy jn ie fu n k c jo n u ­ jącem u schem atyzm ow i, k tó ry zaw iera sw e w łasn e ry g o ry sty czn e praw idłow ości. R elacjonow ana opo­ w ieść zgadza się, lub nie, zależnie od tego, jak praw idłow ości te są przestrzeg an e lu b om ijane. S chem aty zm te n m a c h a ra k te r q u asi-fo rm aln y . Nie pow oduje, lecz g w a ra n tu je nieskończone m ożliw o­ ści w a ria c ji jed n ej opowieści. R e k o n stru k c ja tro p u nieopow iedzianego dopuszcza w szkielecie sw ego ry g o rysty czn ie skalkulow anego sch em atu ciągle no­ w ą k o m b in ato ry k ę m ożliw ych w ypełnień.

4

Nie m ożna oczyw iście naw et w ta k ie j poniekąd a b stra k cy jn e j opowieści pom i­ nąć tego, co n azyw ane jest jej treścią. T reść ta, m ożna to stw ierdzić od razu , eg zystuje dzięki co­ raz to now ej asy m ilacji rea ln y ch m iejsc ak cji i śro­ dow isk. Opow ieść p rz y s tra ja się niejako w ciągle n a nowo k ro jo n e szatki z m iejsc akcji i środow isk. Dzieje się to tak że w ty m przy p ad k u , nie tylko w form ie psychologicznego, socjologicznego, czy też etnologicznego uczłow ieczenia, lecz d ziw nym spo­ sobem topograficznie. N iezm ienność w a ria n tu w y ­ nika z topograficznego osadzenia (topographische

Verankerung) opowieści. W y jaśn ił to już, w odnie­

sieniu do pow ieści k ry m in a ln e j starszego ty p u , W al­ te r B enjam in. W Ulicy jed n o k ie r u n k o w e j (.Ein-

bahnstrasse) tw ierd zi on:

„Rozmieszczenie mebli jest tu jednocześnie planem sytu a­ cyjnym śm iertelnych pułapek, a amfilada w yznacza o fie ­

(11)

53

rze drogę ucieczki. Taki charakter m ieszczańskiego m iesz­ kania, które drży z niecierpliw ości w oczekiw aniu na b ez­ imiennego mordercę jak lubieżna staruszka na adoratora, znajduje upodobanie u niektórych autorów, którzy jako «pisarze krym inałów» — może też dlatego, że w ich pismach odciska się cząstka niem ieckiego pandem onizm u — pozba­ w ieni zostali należnego im szacunku”.

To, co B en jam in n azyw a „m ieszczańskim p and e- m onizm em ” , p ojaw ia się w m odelu daw niejszej po­ wieści k ry m in a ln e j jako czyste p rzed staw ien ie polaryzacji dobra i zła, ro zu m u i w yniaturzenia. Zm ienia się to po u tw o rac h D oyle’a i C h esterton a. Pozostaje jednakże osadzenie topograficzne. P o d ­ czas gdy jeszcze w sto su n k u do L o nd yńskiego K l u ­

bu Ainthony B erkeleya analiza B en jam ina w y d aje

się m ożliw a do zasto-sowania, to Bellona Club Do­ ro th y S a y e rs i L orda P e te rs a je st bliżej n ieo k re­ ślonym m iejscem w m iejsk im k rajo b raz ie n iek tó ­ ry c h dzielnic L ondynu. P odobnie rzecz się m a u Jo h n a D icksona C arra.

Szczególne pozostaje um iejseow ienię pośrednie (Z w i -

schenstellung) w w ielu pow ieściach A gathy C h ri­

stie — w n ę trz a , k tó re, ściśle biorąc, iriimi nie są (w nętrze sam olotu, w agonu sypialnego, m iędzypo- k ład parow ca na Nilu), w n ętrza, k tó re ja k b y w y ­ ciąg ały m acki, nie po w odując jed n ak że całkow itego p rzeobrażenia otoczenia w k rajo b raz , w y cink i k r a j­ obrazu, k tó re m ają c h a ra k te r w n ętrz, gdyż tr a k ­ tow ane są jak pokoje.

Szczegóły B enjam inow skiej an alizy stra c iły sw ą aktualn o ść, ale jej ogólny zarys, topograficzne u w i­ k łan ie opowieści, o k azują Się dó dziś jed n ą z n a j­ bardziej c h a ra k te ry sty c z n y c h cech g a tu n k u . N ależy tu oczywiście zw rócić uw ag ę n a fak t, że nie chodzi o opis m iejsc i okolic w sensie sto so w an ym w lite ­ ra tu rz e pow ażnej. W n ętrze i k ra jo b ra z riie są jęz y ­ kow o p rze tw a rza n e ze w zględu na n ie sam e, nie p o jaw ia ją się w fo rm ie jęz y k a ja k o cel sam w so­ bie. Je śli d o w iad u ję się u H a m m e tta czegoś o

topo-Mieszkania i niem iecki pandemonizm Topograficzne uwikłanie pow ieści

(12)

H E L M U T H E X S S E N B U T T E L 54

Miejsce urzeczawia cechy ludzkie

grafii San Francisco, u C h a n d le ra o to p o g ra fii dzielnic przeznaczonych do rozbiórk i i lu k su so ­ w ych ulic Los A ngeles, u G a rd n e ra czegoś o d w o r­ kach m iejskich i m otelach K alifornii, u F. R. Lock- rid g e ’ow i M arg aret S ch erf o ok reślonych w y c in ­ k ach dzielnic Nowego Jo rk u , u M argot N eville o Sydney, u A rth u ra W. U pfielda o a u stra lijsk ic h m iasteczkach i farm ach, zawsze spełnia to rolę p r e ­ zen tacji m iejsc akcji, p rez e n ta c ji m iejsc zbrodni. D ow iaduję się, nie w językow ym p rzetw o rzen iu, lecz w sum ie faktów dotyczących fizjonom ii m ie j­ sca p rzestęp stw a, czegoś typow ego d la okolicy. R ek o n stru k cja tro p u (cząstki) nieopow iedzianego p rzep row ad zana jest za pom ocą topograficznej p e ­ n e tra cji. M iejsce akcji, id en ty fik u jąc e się jako m iejsce p rzestęp stw a, nie jest k rajo b raz e m w m a­ larsk im albo ro m an ty czn y m sensie. P o ja w ia się jako typologicznie u k ształto w an a p rze strz e ń życio­ w a. M odel bu d o w an y przez pow ieść k ry m in a ln ą uobecnia się początkow o jako m iejsce, k tó re zacho­ w ało ślad typow ej ludzkiej działalności; m iejsce owo zostaje p rzedstaw ione jako coś, na co sk ła d a ją się ślad y (pozostałości) tej działalności. I o d w ro t­ nie, m iejsce zachow ało w sobie cechy b ard ziej b ez­ p o śred nio ludzkie (ślady psychologii, em ocji, „szczę­ ścia i cierp ien ia” , w sp óln oty itd.) niż sam e postacie wzorcowego przyp ad ku . Cechy ludzkie u rzeczaw ia- ją się w m iejscu akcji. To, o co teo rety czn ie w a l­ czył choćby R obbe-G rillet, pow ieść k ry m in a ln a z re a ­ lizow ała — d ostępnym i scvbie środkam i — n a długo przed nim.

B en jam in tw ierdzi, że chodzi tu o „jed yn ie zado­ w alające p rzed staw ien ie i analizę jednocześnie” . S u g e ru je się przez to, że rek o n stru k c ja m iejsca p rze stęp stw a p rzep ro w adzana zostaje w im ieniu jednego z zainteresow an ych (tego m ianow icie, kto przep row ad za analizę), czyli d ete k ty w a . On w ła ­ śnie re k o n stru u je . Może to robić na m ocy sw ej szczególnej pozycji, k tó ra spraw ia, że jest on sam

(13)

55

n a sam z ofiarą. R e k o n stru u je on, jak o że, gdy p rzy jrzeć m u się bliżej, o b d arzo n y jest cecham i, k tó re znam io nują w nim isto tę pozaludzką. J e s t on nieśm iertelny , obd arzony w yższą w iedzą, w szech­ w iedzą. Obie te cechy nie m ogą być in te rp re to w a n e jak o coś przypadkow ego, jak o p rze sa d n y su b iek ­ tyw izm , czy też taje m n a sam o g lo ry fikacja a u to ra , m uszą one być b ran e dosłow nie. D e te k ty w w ie od sam ego początku, dokąd go zapro w adzi w y b ra n a przez niego droga. Trudności, k tó re nap o ty k a, do­ ty czą sam ej drogi, k tó rą m usi przebyć. Jeg o d o ty ­ czy tak że zdanie K afki: „ Je d e n je s t cel, lecz żadnej drogi, to co n azyw am y dro gą, je s t zw lekan iem ” . J e śli na końcu d e te k ty w chełpi się sw ą początkow ą niew iedzą, to jest to ty lk o żartob liw ie, ironicznie p rzew iązan a m aska.

W P a p ie ro w y m człow ieku H am m e tta p ojaw ia się pod koniec u tw o ru dialog:

„Twierdzisz, że przypuszczałeś to od sam ego początku? — zapytała Nora, rzucając na niego surow e spojrzenie. — Nie, kochanie. Wprawdzie... w łaściw ie pow inienem się wstydzić, że nie wpadłem na to od razu”.

5

U w ażałem daw n iej, że d e te k ­ ty w a n ależało by in te rp re to w a ć, j'ak to się często zd arza u G. K. C h esterto n a lu b też u D o ro th y S a y ­ ers, jako postać teologiczną, jako swego ro d zaju zam askow anego m ieszczańsko archanioła. Dziś u w a ­ żam , że ta k a in te rp re ta c ja zb y t upraszcza spraw ę. Z pew nością d e te k ty w m a w sobie coś z „posłańca bożego” ; pow ieść k ry m in a ln ą n ależałoby zlokalizo­ w ać raczej w k ręg u n a rra c y jn y m zsekularyzow anej lite r a tu r y leg en d arn ej i alegorycznej niż w sąsiedz­ tw ie pow ieści realisty czn ej, psychologicznej czy p o realisty czn ej. R ek o n stru k cja tro p u n a m iejscu p rze stęp stw a nie da się jed n ak w yłożyć jak o a k t in g e re n c ji teologicznej. A zatem , jak o co?

D etektyw — istota nadludzka

(14)

H E L M U T H E L S S E N B tJ T T E L . 56

Kto może być

podejrzanym?

J e śli re k o n s tru k c ja tro p u ok azuje się w końcu czymś, co może być określone jak o stopniow e od­ k ry w a n ie w zorca, to o d k ry w a n ie owo nie odnosi się do m iejsca czynu, lecz do b io rących ud ział w akcji postaci, dokładniej m ów iąc do g ru p y po d ej­ rzan y ch (nie do pom ocników lu b przeciw ników d e­ tek ty w a). P ierw sze k ry te riu m o kreślenia g ru p y po­ staci jak o ug ru p ow ania p o d ejrzan y ch polega n a ty m , że jest ona ograniczona do postaci, k tó re m ia ­ ły jak ieś pow iązania z zam ordow anym . P ow iąza­ nia te ogran iczają się do zw iązków em ocjonalnych, ekonom icznych lu b p o k rew ieństw a. G an g ster p o ja ­ w ia się ty lk o jako zjaw isko m arginesow e, w szcze­ gólnej fu n k cji, w najnow szej fazie rozw ojow ej g a­ tu n k u . P o w iązania postaci z zam ordow anym oka­ z u ją się d alej ty m i sam ym i, k tó re sp raw iły , że m ożna b yło owe p ostacie zidentyfikow ać jak o g ru ­ pę pow iązaną m iędzy sobą. Pow iązania te m ożna także określić jako m o lek u larn e pow inow actw o, k tó re tw o rzy s tr u k tu rę społeczeństw a późn o b u r- żuazyjnego i k tó re okazują się o sta tn im socjologicz­ n ym spoiw em m iędzy poszczególnym i osobam i w sy tu acji, k ied y podziały na Stany już nie są, a śro d ki au to k ra ty c z n e jeszcze nie są dostateczn ie scalające. W zorzec, w k tó ry zespala się koniec k o ń ­ ców g ru p a p o d ejrzanych, p o w staje z pew nością dzięki tem u o statn iem u spoiw u p óźn ob urżuazyjnego społeczeństw a. G ru p a ta okazuje się w zorcem późno- b u rżu a z y jn e j socjologicznej łączności. Takie sk on ­ stru o w an ie g ru p y zostało Okupione śm iercią za­ m ordow anego. C zynniki dzielące zan ikały w sposób

ąuasi-czysty. P o w iązania m ogą być jed n ak że w y ­

dobyte n a św iatło dzienne dopiero w ted y , gdy je ­ d e n z g ru p y — sp raw ca — zd em askuje się ja k o ten , k tó ry m usi zostać pośw ięcony. Z am ord ow any i m o rd erca są z sobą nierozłącznie zw iązani. W nie­ k tó ry c h w yp ad kach , tam m ianow icie, gdzie sp ra w ­ cą o k azu je cała g ru p a (jak np. w C z e r w o n y m k i ­

(15)

jednocześnie spraw cą m ordu, gdyż g ru p a n ig d y nie może być (w przeciw ieństw ie do orzecznictw a są­ dowego) obw iniona. W ina sp ad a w te d y z pow rotem n a zam ordow anego.

6

S ch em at te n nie odnosi się oczywiście całkow icie do ro zw o ju g a tu n k u w ciągu ostatn ich p ię tn a stu , d w u d ziestu lat. D ecydującą po­ zycję przejściow ą m ożna znaleźć w opow ieściach G eorgesa Sim enona o czynach k om isarza policji M aigreta. M aigret jest jed n y m spośród ty c h d e te k ­ tyw ów , k tó rz y p iastu ją jednocześnie w pływ ow e, oficjalne stanow isko. Ma on do dyspozycji, oprócz sw ych p o n a d n a tu raln y c h cech, także w ielki a p a ra t pom ocniczy. Z nam ienne, że nie czyni go to re p re ­ zen tan tem w ładzy p ań stw o w ej, przeciw nie, p ro w a­ dzi on ustaw iczną w o jn ę podjazdow ą z jej p rz e d ­ staw icielam i. Do nieśm ierteln ości i p o n a d n a tu ra l­ nych zdolności rozum ow ych dochodzi tu zdolność usadow ienia się i u trz y m an ia w aparacie p a ń stw o ­ w ym (groźba zw olnienia w y d a je Się zawsze b a r ­ dziej re a ln a niż groźba śm ierci; w pow ażnych ta r a ­ p a ta c h je st tylko w ted y , gdy n a tra fi na szczególnie sk ostniałe fo rm y w ład zy p aństw o w ej, jak np. w M ai­

gret i wariat). T endencja m askow ania d e te k ty w a

zawsze by ła w yraźna. O H erkulesie P o iro t p o w iada­ no, że je s t „śm iesznym , m ały m człow ieczkiem , k tó re ­ go z pew nością n ik t nie bierze po w ażnie” . A dw okat P e rry M ason G a rd n era stw ierd za: „N ajzdolniejsi d e te k ty w i w y g lą d a ją jak duchow ni, a n a jb ard ziej p rzebieg li hazardziści ja k p ro k u ren ci b ankow i” . W p o staci M aigreta m askow anie to osiągnęło sto ­ pień p erfe k c ji. M aig ret je st praw zorem pochodzą­ cego ze w si w ielkom iejskiego drobnom ieszczanina. Z w y ra fin o w a n ie m i z p isa rsk ą oszczędnością u rz ą ­ dził i ro zb udo w ał S im enon te drobnom ieszczańską

Przem iany ostatnich lat

M askowanie detektyw a

(16)

H E L M U T H E I S S E N B t f T T E L 58

Styl Maigreta

egzystencję. „ P o słan n ik ” jest całkow icie uosobiony w ty p ie d ający m się socjologicznie jednoznacznie określić.

Uosobienie to pow oduje, że M aigret w ślizguje się niejako bez okrężnych dróg w m ożliw ości pow ią­ zań m iędzy podejrzanym i. Jego ludzko-psycholo- giczny udział w w y d arzen iach w y d a je się bardziej bezpośredni. B ardziej niż jego poprzednicy i kole­ dzy żyje jako ró w n o u p raw n io n y w g ru p ie p od ej­ rzanych. Jednocześnie pokazany je s t bardziej o tw a r­ cie c h a ra k te r społecznego w zorca. K ażda powieść 0 M aigrecie w y d aje się w ycinkiem szerszego k o n ­ tek stu . Ma się w rażenie, że w szystkie niezależnie od siebie opisane g ru p y m ogłyby się połączyć w ja ­ kiś szerszy korpus społeczny. A naliza o trzy m u je poprzez silniejsze realisty czn e zabarw ienie (i zam a­ skow anie) c h a ra k te r szkicu. Nie m ożna jednakże tego w rażen ia tra k to w a ć ostatecznie, jest ono u łu d ą 1 o kazuje się raczej now ym , jeszcze b ardziej w y ­ rafin o w a n y m zam askow aniem . Coś innego w y d aje się m ieć w iększą w agę. D zięki b liskim k o n tak to m z g rup ą p o d ejrzan y ch M aig ret zbliża się tak ż e do spraw cy, do sw ej ofiary. Silniej niż we w cześniej­ szym ty p ie pow ieści k ry m in a ln e j u w y p u k la się tu łączność dem ask ato ra i jego ofiary. Łączność ową spotkać m ożna także gdzie indziej, j'ak choćby u M arg ery A llingham a, P h y llis H am bledon, H elen N ielsen albo T hom asa M uira. Nigdzie jed n a k tak dobitnie i w yraźnie. M aigret jest ciągle na drodze p row adzącej go do id e n ty fik a c ji ze spraw cą. Od­ d ala się od niej ty lk o tam , gdzie ug rup o w anie pod ejrzan ych o k azu je się ru d y m e n ta rn e lub w sto­ su n k u do niego egzotyczne. W tedy cofa się (np.

Maigret i gangsterzy, Maigret w Arizonie). N ajsil­

niej id e n ty fik u je się tam , gdzie sp raw ca działał poniekąd w zastępstw ie całej grupy. W tak ic h w y ­ p ad k ach może się zdarzyć, że M aigret osłania sp ra w ­ cę lu b pozw ala m u się sądzić sam em u. P rz y jm u je w ięc część w iny n a siebie. Nie, ja k b y się m ogło w y ­

(17)

59

daw ać, ze w spółczucia lu b litości dla w innego, lecz dlatego, że zaistniało coś, co dom aga się tej siln ie j­ szej id en ty fik acji d e m a sk a to ra ze spraw cą, że coś o b iek ty w nie oddziałującego zm ienia fu n k cję d e te k ­

tyw a. P rzem ian a ta może zaw ierać w sobie n u tk ę k ry ty k i i goryczy, jak w T a je m n ic y komisarza

Maigreta, sta ła się ona jed n ak że w trz y d z ie sto le t­

niej tw órczości Sim enona ta k w y raźn a, jak w żad­ n y m innym rejo n ie pow ieści k ry m in a ln e j. W isto­ cie, te n d e n c ja ta odpow iada rozw ojow i, k tó ry d a się odczytać tak że gdzie indziej. P a trz ą c po ­ bieżnie, m iejsce akcji i osoby pow ieści k ry m in a ln e j s ta ją się bard ziej codzienne, p ow iedziałbym n a w e t — b ardziej fam iliarne. C h a ra k te ry sty c zn e są w ty m względzie opow iadania m ałżeń stw a L o ckridge’ow, H elen N ielsen (k tó ra w sw ych k siążkach p rez e n tu je chyba n a jb a rd zie j pełn ą w y ra z u p a ra le lę Sim eno­ na), M a rg a ret Scherf. T hom asa M uira, G uy Col- lingforda, M argot N eville, a także m ałżeństw a G ordonów , Iv a n a T. Rossa i P. J. M erilla. Z nam ien­ ne, że w pow ieściach te j g ru p y p ow raca ciągle pew ien stereo ty p o w y chw yt. J e d n a z postaci n a le ­ żących do k rę g u p o d e jrz an y c h naw o łu je przeciw ko schem atyzm ow i procesu dem askacyjnego, burzącego u stalo n y try b jej życia; nie eg zy stu je ona przecież w św iecie pow ieści k ry m in a ln e j. R efleksja o fikcyj- ności wzorcowego sch em atu zo sta je tu w y k o rzy stan a jak o złu d n y trik , ja k g d yb y rzeczyw iście cho­ dziło ty lk o o sp raw ozdanie o p a rte na faktach. C h w y t te n należy do now ego a rse n a łu elem entów m ask ujących , w k tó ry c h u k ry w a się opowieść. P rz y ro s t praw do p od o b ień stw a realistycznego p ro ­ w adzi do d y sk u sji o sam ym p rzestęp stw ie i p rze ­ stęp cy . I ta k przyk ład o w o opow iadania m ałżeństw a G ordonów i B ena Bensona. P rzestęp ca je s t tu w i­ d z ia n y jak o n a d a ją c y się do u rato w a n ia, jako spro­ w adzo ny na złą drogę (np. u Ivan a T. Rossa). Ma on te n c h a ra k te r nie dzięki przyn ależno ści do ja­ k iejś dającej się odgraniczyć g rup y , lecz jako sw e­

Przeoiw schem atyz­ m owi dem askacji Przestępcę można uratować

(18)

H E L M U T H E I S S E N B t f T T E L , 60 U tożsam ie­ nie... ...i sam o- dem askacja

go ro d zaju „k ażd y ” . Łączność m iędzy poszczegól­ nym i członkam i u g ru po w ań srtaje się coraz lu źn ie j­ sza. Połączenia m o lekularne klasycznego u g ru p o ­ w ania s ta ją się m niej spoiste, n a ich m iejsce w k ra ­ czają rela cje ogólne. Sam c h a ra k te r m odelow y w k ra ­ cza w w id no k rąg opow iadania. M ożliwość p rz e n ie ­ sienia p rzy p a d k u w zakres w łasn y ch dośw iadczeń zw iększa się. D y stans s ta je się m niejszy. Z d arza się to tu i teraz, pośród nas.

W tej sy tu a c ji dochodzi do stopienia d e te k ty w a i sp ra w cy w jed ną osobę. Dochodzi do tego w z d u ­ m iew ający ch pow ieściach S ta n le y a E llina W ó s m y m

k ręgu piekła i R ozkaz zła. I tu , i t u w in n y m jest

d etek ty w . In n y w a ria n t stw orzyła w sw ych pow ie­ ściach M a rg a ret M illar. Także w pow ieściach H elen N ielsen m ożna znaleźć podobne p rzy k ład y . P r z y ­ p ad k i tego sam ego ro d zaju w y stę p u ją w pow ieści P. J. M erilla S k ą d przychodzisz i F le tsc h e ra F lo ­ ra sa Strza ł padł z b y t szybko. S praw ca zdaje sobie jak o b y spraw ę ze sw ej roli koniecznej o fiary i je st w ten sposób zm uszony do p rzy jęcia obu zadań. R ek o n stru k cja tro p u sta je się sam odem askacją. Owa sam odem askacja n ie służy jedn akże k o n s ty tu ­ cjo naln em u u tw o rzen iu grupy, g ru p a jaw i się jak o coś istniejącego od sam ego początku. U w idacznia się jedy n ie niem ożliw ość jej przem ian. W n ieprze- m ienności w ew n ętrzn e pow iązania o kazują się p u ­ stym i frazesam i. M ożliwość najszerszego uogólnie­ nia jest rów now ażona dzięki im m an e n tn e j, lecz nie skierow anej n a dające się u stalić o b iek ty k ry ty c e społecznej. Jednocześnie zm ienia się c h a ra k te r osa­ dzenia topograficznego. M iejsce p rze stęp stw a s ta je się typow ą, nie d ającą się topograficznie jed n o ­ znacznie odnieść p rzestrzen ią. Ja k ie ś dzielnice w iel­ kich m iast, anonim ow e m iasteczka i w ioski, te c h ­ niczny, tu ry s ty c z n y k rajo b raz .

W ydaw ać b y się mogło, że w zw iązku z ty m p ro ­ cesem tra c iła na m ocy przeko ny w ającej przede w szystkim o fiara zbrodni. Z nika ona, ja k choćby

(19)

61

u M arg aret M illar i S ta n le y a Ellina. J a k gdyby w p ow ietrzu było coś, co ro zk ład a, dem aterializu je. To jeszcze raz u a k tu a ln ia p y tan ie , dlaczego w po­ w ieści k ry m in aln ej zawsze i w e w szystkich okolicz­ nościach m usi chodzić o m ord, k tó ry służy j'ako dźw ignia, jak o swego ro d za ju otw ieracz do k o n ­ serw . Odpow iedź na takie p y ta n ie m ogłaby ew en­ tu a ln ie głosić, że p rzy m u s k o n sty tu o w a n ia g ru p y m oże być w społeczeństw ie pó źno bu rżu azyjn ym sk u teczn y ty lk o jako re a k c ja na groźbę, na groźbę unicestw ienia. Z am ordow any n ie jaw i się jako sp ra ­ w iedliw y lub krzy w d zący prześladow ca, jako p rz y ­ pad ko w a o fiara d ziałania w afekcie lub jako ofiara przestęp czej żądzy posiadania. J e s t on zastępczym obiek tem groźby (zagrożenia). Zagrożenie jest im - m an e n tn ą cechą c h a ra k te ru m o lek u larn y ch pow ią­ zań gru py . A by jednakże ow e pow iązania w yjaw ić jak o coś k on stru u jąceg o , m usi dojść do krótkiego spięcia, jak im jest m ord, do k tó reg o jest później p rzy w iązan y spraw ca jako g w a ra n t u g ru p o w a­ nia, dok ład nie ta k sam o ja k zw łoki zam ordow anego. S c h e m a t te n uległ rozkładow i, nie pow odując je d ­ n akże zniknięcia c h a ra k te ru g ry opow iadania w zor­ cowego. P rzeciw nie, w y d aje się, jak g dy by stał on się w y raźn iejszy i bardziej św iadom sw ego istn ie­ nia. M ożliwe, że p rz y b ie ra ją c a na intensyw ności p o lary z ac ja od realistycznego praw dopodobieństw a w obsadzie i k ręg u p o staci do w zrastającej irre aln o ści o fia ry uczyni c h a ra k te r jed y n ie hipo­ tety c zn e j g ry ab so lu tn y m . N ieskończone m ożliw o­ ści w a ria c ji jedn ej opow ieści ok azałyby się w ted y id en ty c zn e z m ożliw ościam i w a ria c y jn y m i g ry w szach y lu b w k a rty .

W b rew oczekiw aniu pow ieść k ry m in a ln a okazuje się je d n ą z n a jb a rd zie j o tw a rty c h form dzisiejszej lite r a tu r y . Spow odow ane to jest tym , że w y tw o rz y ­ ła o n a jednocześnie jed e n z niew ielu zam kniętych w sobie obszarów n ajn o w szej lite ra tu ry . To, co w n iej przeszkadza w ielu k ry ty k o m — językow a

Irrealność ofiary

(20)

H E L M U T H E I S S E N B t j T T E L i 62

Reguły alegorycz­ nego opowiadania

lakoniczność i anonim ow ość, sch em atyczna re d u k ­ cja psychologii, nie m ający 'nic w spólnego ze s z tu ­ k ą opis — w szystko to należy do jej w e w n ętrzn y c h znam ion. Po siad a ona sw ą w ła sn ą językow ą tr a d y ­ cję, k tó ra ty lk o w n iek tó ry ch p u n k ta c h w y k a z u je pow iązania z pozostałą lite ra tu rą , m a ona także, co bardzo często ulega przeoczeniu, sw e w łasn e jęz y ­ kow e i sty listy czn e k ry te ria , k tó re są całkow icie dostosow ane do w ym ogów , że ta k pow iem , alego­ rycznego opow iadania.

P onadto pow ieść k ry m in a ln a stainowi to, czego b ra k zauw aża tak w ielu k ry ty k ó w w spółczesnej lite r a ­ tu r y — przy zw o itą le k tu rę dla w szystkich. K ażd y może się w niej odnaleźć. I to w łaśnie, jak sądzę, nie zadow ala k ry ty k ó w .

Cytaty

Powiązane dokumenty

Dla tych, dzieci, które lubią uczyć się wierszy na pamięć proponuję krótki wiersz o

Jedyne miejsca, gdzie będziemy używać algorytmu subtypowania to te, gdzie nie będziemy mieli wy- boru, bo inaczej type-checking zakończy się fiaskiem.. Jeżeli f jest typu t1 ->

Starałam się również dowieść zdolności propriów do precyzowania pory dnia w  prozie, przedstawiłam także nazwy własne jako środek przyśpieszający lub zwalniający

§ A trait of Nuno’s father was the general impression emanating from him that he had arrived in Portugal for the first time in his lifetime less than an hour ago.» (F. Let us turn

U nowszych autorów, „(pod)przestrzeń izotropowa” to taka, której pewien wektor jest izotropowy – co nie odpowiada znaczeniu słowa „izotropowy” (jednorodny we

Zgadzając się na to, nie można więc powiedzieć, że istota, która realnie (aktualnie) istnieje dzięki posiadaniu własnego esse existentiae, jest obojętna wobec

Spośród pięciu liczb naturalnych, pierwsza i druga liczba są równe, trzecia liczba jest sumą pierwszej i drugiej, czwarta liczba jest sumą pierwszej, drugiej i trzeciej, zaś

Sposób utylizacji niskostężonych mieszanek: składnik palny – powietrze ze stabilnym odbiorem energii cieplnej, polegający na spalaniu, z regeneracją ciepła, tych mieszanek