• Nie Znaleziono Wyników

Flirt z Dianą : paryski epizod Gombrowicza

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Flirt z Dianą : paryski epizod Gombrowicza"

Copied!
7
0
0

Pełen tekst

(1)

Janusz Margański

Flirt z Dianą : paryski epizod

Gombrowicza

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 95/4, 21-26

2004

(2)

Pamiętnik Literacki XCV, 2004, z. 4 PL ISSN 0031-0514

JA N U SZ M A R G A Ń SK I

FLIRT Z DIANĄ

PARYSKI EPIZOD GOM BROW ICZA

W itold G om brow icz dość długo zw lekał z ujaw nieniem sw ego „flirtu z D ia­

ną” . N astąpiło to dopiero w 1963 roku w D zienniku, po przyjeździe pisarza do Francji, jeszcze przed w ypraw ą do Berlina. W pew nym m iejscu, kom entując sw o­

je paryskie doznania, najpierw m im ochodem w ym ienia im ię antycznej bogini.

Pow iada o Paryżu:

To m iasto rozpuszczające w ustach starawych ambrozje! Chodząc po Paryżu z głow ą opuszczoną, zgaszony i cichy, m yślałem , iż tego tylko brakuje by oni pewnej nocy, zakradłszy się do posągów nagich, poubierali je w edle ostatniej mody, uperfum owali... Diana w toalecie Diora, tak, to by było po linii ich m ondanité, po linii wytwarzania sm akow itych namiastek piękności. A jednak, powtarzałem sobie, a jednak piękność prawdziwa jest naga! I człow iek nie m oże być lojalny w obec tej nagości inaczej, jak poprzez w łasną nagość - jeśli nie tę, która jest twoim udziałem obecnie, to tę, którą miałeś - a jeśli jej nie m iałeś, to poprzez tę, którą

m ogłeś m ieć, gdyż była w każdym razie w łaściw a twojemu w iek o w i1.

Dalej szkicuje m entalny pejzaż miasta, opowiada o udzielonych wywiadach, o tym, jak go przyjęto w stolicy Francji i wreszcie o wizycie w Luwrze, do której nam ów ił go Hector Bianciotti, towarzyszący mu przy zw iedzaniu Grande Galerie.

W chw ilę potem autorytatywnym gestem dzieli Paryż na „stronę Prousta” i „stronę Sartre’a”, by opowiedzieć o dokonanej w pojedynkę nocnej w ypraw ie do Tuilleries:

W yszedłem na ulicę, długo po rozmaitych ulicach chodziłem , w reszcie jakoś pom iędzy posągi zaszedłem tam, gdzie Jardin des Tuilleries - w św ietle nocy osaczyła mnie nagość posą­

g ó w miękka i pow yginana, gnąca się i giętka, zręczna, smukła, szczupła... tylko że z kamienia, zupełnie na zim no skamieniała, paradoks, wyznaję, bo ruch nieruchomy, martwe życie, twarda m iękkość, zim ne ciepło i tak to w szystko martwo żyje po nocy w księżycu ... M yślę sobie, co to za czary, co to za paradoks... a tu mi paradoks rośnie i tężeje, i siebie przerasta... i ja pom yśla­

łem , że lepiej za długo tu nie stać w ow ym paradoksie, m iędzy posągam i, odejdę stąd lepiej...

Zacząłem tedy odchodzić, z początku w olno, potem coraz prędzej, ale p osągów dużo, las ka­

m ienny... kluczę, kręcę... wtem jak wryty stanąłem. Psy przede mną! Patrzę: był to Akteon z marmuru, który, przed chw ilą Dianę nagą zobaczyw szy, teraz uciekał... a własne psy jeg o za nim, w yszczerzone, z kłami już, już dopadają, już go zagryzają!...

A le, okropność! Ten grzech śmiertelny śmiałka, psami zaszczutego, uciekającego, nie ruszał się w cale... I trwał tak, bez przerwy, na w ieczność, jak strumień ścięty lodem. I w obli­

czu grzechu zam arłego Pawłów mi zaw ył, aż hen, po krańce Paryża... i w y ł mi głucho Pawłów w nocy nieruchomej! Poszedłem do domu2.

1 W. G o m b r o w i c z , D zieła. T. 9: D ziennik 1 9 6 1 -1 9 6 6 . Kraków 1986, s. 115-116.

2 Ibidem , s. 131.

(3)

22 J A N U S Z M A R G A Ń S K . 1

O czym tu pisarz m ów i? Gom brow icz to oczyw iście nie R estiff de la Bre­

tonne. W cale nie przechadza! się po Paryżu z policyjno-m oralizatorską intencją.

Co w ięcej, wcale nie zajm ow ał się w trakcie tej przechadzki obserw acjam i psy- chologiczno-obyczajow ym i. M ało tego, m ożna dom niem yw ać, że w ogóle nie w y­

ruszył na tę w ieczorną w ycieczkę, lecz w im aginacyjnym ekskursie odtw arzał to, co za dnia zobaczył z B ianciottim , co ongi znalazł w tekstach klasycznych i co znacznie wcześniej nurtow ało jego w yobraźnię. A utor D ziennika odbyw a bowiem perypatetyczny spacer po tekstach kultury: odw iedzając i kom entując jej m iejsca, porządkuje w łasne doznania i sw oją w iedzę o świecie. D laczego jednak mówi akurat o Dianie i dlaczego zm yśla czy też konfabuluje i opow iada o rzeźbach, których raczej nie m ógł zobaczyć w takim układzie w Les Jardins de Tuilleries?

Otóż przem ierzając Alée de Diane w idział zapew ne D iane chasseresse, nagi posąg bogini dłuta Louisa A uguste’a L évêque’a, potem m inął skrom niejszy po ­ sąg autorstw a G uillaum e’a Coustona. I dopiero w C our Puget ujrzał nagą Dianę w kąpieli, dłuta C hristo phe’a-G abriela Allegraina, posąg, który na życzenie M a­

dame du Barry m iał ozdabiać park zamku Louveciennes. Ani śladu w Les Jardin de Tuilleries po m arm urow ym A kteonie ściganym przez dopadające go psy. Są, owszem , m arm ury, psy, je st też śmierć i cała legenda przedstaw iona, tak jak ją w idział O w idiusz - w cyklu w izerunków na sarkofagu w M usée du Louvre, lecz ju ż w G alerie Daru. Jest też Akteon, psy i śmierć, ale na płótnach, nie w marmurze.

K.to wie, choć pewności mieć nie można, czy G om browicz chcąc rozwinąć nurtują­

cy go od dawna temat, pragnąc dopowiedzieć historię Diany, nie w ybrał się aby do Galerie de la M elpomene, gdzie ujrzał anonimowy Torse d ’Actéon, a w salach „La peinture à Rome et à B ologne au X V IIèm e siècle” obraz A ctéon m étam orphosé en c e r f Francesca A lbaniego. W ystarczyło, żeby zerknął na D ia ne D elau nay ’ego i La Chasse de D ianne Arnolda Böcklina czy na Diane au bain Jeana-A ntoine’a Watteau. Interesujące sceny mógł odnaleźć także na obrazie D iane et Actéon Giu­

seppe Cesariego, przedstawiającym nagie nimfy osłaniające Dianę oraz Akteona obszczekiwanego przez w łasne psy. Ale czy rzeczyw iście zaglądał do tych m uze­

ów, skoro intuicja podpow iada, że żaden z w ym ienionych obrazów nie współgrał z w rażliw ością pisarza?

Gom browicz przechadzając się z Bianciottim po Luwrze doznał zapewne jedn e­

go z tych olśnień, w których w łasna egzystencja i tw órczość układały mu się w spójną opowieść, dlatego też skom ponował w Dzienniku przechadzkę po tekstach i obrazach, w której dopowiadał to, co ongi ujrzał na reprodukcjach. W śród tych wspom inanych obrazów znalazła się, być może, scena z D ianą i A kteonem przedsta­

wiona w tzw. pokoju Diany w warszaw skim Pałacu na W yspie, autorstw a Jana Bo­

gumiła Plerscha, będącego - obok Bacciarellego - dekoratorem budowli wznoszo­

nych w Polsce przez Stanisława Augusta Poniatowskiego, być m oże reprodukcja obrazu Tycjana Diana i Akteon3, przywołanego z edynburskiego National Gallery, lub bliższa zamysłom i wrażliwości pisarza, bardziej pasująca do jego perypatetycz- nej opowieści Śm ierć Akteona, eksponowana w londyńskim National Gallery. Nie

3 Obecnie ów obraz znajduje się w National Gallery o f Scotland (Edinburgh). F. C a t a l u c c i o (cyt. za: O korespon den cji J erzy G iedroyc - W itold G om browicz. Przeł. J. U s z y ń s k i . „Z eszyty Literackie” 1995, nr 1, s. 115) tak komentuje pierwotny zam ysł G om brow icza dotyczący zatytuło­

wania pisanej w łaśnie pow ieści A kteon : „Gom browicz rozpoczął pracę nad książką mając przed sobą reprodukcję obrazu Tycjana Śm ierć A kteon a” .

(4)

bez znaczenia były też pewnie lektury, toteż należy wspom nieć o klasycznych Prze­

mianach Owidiusza czy - zwłaszcza - o Złotym ośle Apulejusza i całej bibliotece dzieł posiłkujących się tymi dwiem a kanonicznymi wersjami mitu: od Petrarki po Pannę de M aupin Théophile’a Gautiera.

Ale czy to nie dziwne, że ten obrazoburca, niechętnie nastaw iony do m uzeów i bibliotek, w ogóle sięga po kanoniczny m otyw? D laczego przyznaje się do „ro­

m ansu” z Dianą? Dlaczego opow iada historię bogini, kojarzy z w łasną osobą, z pisaniem i z Paryżem , Paryż z psami, a psy z Paw łow em ? D laczego konstruuje sw ą opow ieść tak, jak by ważny był nie tylko sam tem at i artystyczna reprezenta­

cja, ale także m arm ur, rzeźbiarski m ateriał, jakby em ocje w starzejącym się m ęż­

czyźnie m iała w yw oływ ać nie sama nagość czy kobiecość, lecz w łaśnie „nagi m arm ur”? D laczego nie poprzestaje na zachw ycie nad m arm urow ą nagością i nie kończy, ja k później w O peretce, apoteozą m łodości, ale kontynuuje opow iadanie znanej historii i przedstaw ia smutny los Akteona?

Gom browicz widząc w Luwrze Dianę odkrywał nie tylko znaki tradycji literac­

kiej i m alarskiej, ale także historię własnych zmagań z m aterią literatury. W m arm u­

rowym posągu dostrzegł zapewne kobiety, które powołał do życia w swej tw órczo­

ści, swoje najdaw niejsze i najgłębsze fascynacje, lęki i pragnienia, także emblemat swego losu jako artysty.

Nietrudno przecież prefigurację Diany dostrzec w postaciach dziew ic ze szcze­

gólnym upodobaniem obserw ow anych przez pisarza: w P am iętniku z okresu doj­

rzew ania i w Ferdydurke. Wokół dziew ic wszak układa się najw ażniejszy sens tych utworów, one też definiują poczynania bohaterów: tak je st w przypadku za­

rów no Alicji, jak i Żuty M łodziaków ny w Ferdydurke. D ziew ica-kobieta nigdy nie jest obiektem adoracji i uw ielbienia, jak w tradycji chrześcijańskiej. Przeciw ­ nie, tak jak w opow ieści o Dianie i Akteonie, jest przedm iotem pożądania i celem pościgów podejm ow anych przez kolejnych bohaterów bądź obiektem kunsztow ­ nie splecionych intryg.

N iezw ykłość zam ysłu pisarza polega na tym, że dążenie do usidlenia czy - ostatecznie - spenetrow ania dziew icy je st równie silne jak lęk przed fizycznym z nią zespoleniem . O ile bowiem cel pościgu lub obiekt intrygi stanowi dziewica, 0 tyle ścigającym lub intrygantem jest „dziew ic” - zalękniony osobnik płci m ę­

skiej, im potent, starzec, który nie jest w stanie zdobyć kobiety. Nie oznacza to je d ­ nak, że G om brow icz w samych początkach swej twórczości niszczy mit Diany 1 Akteona, skoro - wydawałoby się - nie może tu być m owy o „seksualnej transgre­

sji” i stosownej za nią karze. Jest zgoła przeciwnie, pisarz znacznie poszerza obszar transgresji, co więcej, respektuje tradycyjną, archaiczną tkankę znanej opowieści, przesłoniętą zw łaszcza przez XVII- i XVIII-wieczne jej reprezentacje, i w zupełnie innym trybie myśli o karze.

Przypom nijm y bow iem , że uroda Diany była w istocie zasłoną dla jej krw io­

żerczych i m ściw ych instynktów. Bogini ta, owszem , patronow ała Am azonkom i je chroniła, ale też zabiła 7 córek Niobe i zm usiła A gam em nona do pośw ięcenia Ifigenii. Ta jej dw oistość jest osobliw ie um otyw ow ana. D iana-A rtem ida nosiła bow iem na szyi przeraźliw ą m askę Gorgony. Stąd zaś ju ż tylko krok do G om bro­

w icza i w spółczesnych interpretacji - bo chyba nie trzeba przypom inać, że Gorgo- na to jeden z Freudow skich sym boli kom pleksu kastracyjnego.

Kim więc dla G om brow icza jest Diana, skoro na pew no nie pretekstem do

F L I R T Z D I A N Ą 23

(5)

24 J A N U S Z M A R G A Ń S K !

ukazania kobiecego piękna, tak jak np. u Bouchera, m alarza, który zrezygnow ał z m yśliw skich akcesoriów pięknej bogini4 i prom ow ał arystokratyczną estetykę zapraw ioną nutką dekadencji?

G om brow iczow ska bogini jest, zgodnie z m odernistycznym m item , reprezen­

tantką św iata natury, co ją czyni tym bardziej niedostępną. A utor D ziennika nie dostrzega jej urody: w łaściw ie nie wiadom o, jak ie są A licja, Zosia, Henia. W iado­

mo tylko, że w szystkie są dziew icam i i że budzą lęk, w stręt lub zachw yt zapraw io­

ne pożądaniem . N aw et Żuta, jed na z prefiguracji D iany odkrytej w D zienniku, jest w ielką niew iadom ą. M ożna tylko pow iedzieć, że przypom ina - „pogańską bogi­

nię m ającą skłonności do sportów na świeżym pow ietrzu” , jak W illiam Thacke- rey w K siędze snobów now ocześnie nazyw a D ianę5.

Bogini to u G om brow icza kreacja stw orzona przez pożądającego m ężczyznę, kreacja uosabiająca niedostępność, tajem nicę, a zarazem pow aby świata. Para­

doksalnie jed nak - nie zostaje uprzedm iotow iona. Pisarz w okół erotycznych nie­

spełnień, zranień i stłum ień konsekw entnie buduje cały kosm os. Na tej zasadzie np. skupia w okół figury dziew icy nawet najm niejsze drobiny rzeczyw istości, cze­

mu często tow arzyszą drastyczne przeobrażenia tradycji, gdy np. w obrazie ust dziew icy odsłania w yobrażenie waginy. O bsesyjnie dekonstruuje niedostępną bo­

ginię, ale zarazem podsuw a kreacje doskonale czytelne na tle tejże w łaśnie trady­

cji m itologicznej, w której niezdobyta kobieta staje się ostatecznym celem ziem ­ skich (i pozaziem skich) poszukiw ań bohatera6 i w której w łaśnie kobieta repre­

zentuje w szystko, co daje się poznać i ogarnąć. W której dążenie do spełnienia ściąga na poszukującego śm iertelne niebezpieczeństw o.

Na tej też zasadzie relacje wiążące Gom browicza z D ianą i jej prefiguracjam i uniw ersalizują się. K obiecość nie kojarzy się ju ż w yłącznie z kobietą, ale np.

z cielesnością, seksualnością, młodością, a dotyczące jej dążenia i zabiegi osobliwie przekładają się na w szelkie przejawy egzystencjalnej aktywności człowieka. Na tej zasadzie pogoń za pensjonarką w Ferdydurke, zapow iadająca „sceny m yśliw skie”

z Operetki, jest nie tylko synonimem pożądania, zresztą zgodnie z tradycją sięgającą greckich pisarzy, od Archillocha po Ksenofonta, stanowi bowiem także figurę ludz­

kich pragnień i dążeń poznawczych, w których człow iek ju ż to zaw łaszcza obiekt poznania, pożera go, penetruje, ju ż to oczami defloruje. Powiada wszak Jean-Paul Sartre:

D ziałanie poznaw cze to polowanie. Bacon nazywał je łow am i Pana. M ędrzec to m yśliwy, który osacza białą nagość i gw ałci ją sp Ojrzeniem. Te w yobrażenia przyw odzą nam ponadto na m yśl to, co nazywam y „kom pleksem Akteona”7.

Czyżby więc zwykła transformacja kanonicznego tem atu? Chyba nie, nie można też m ów ić o je g o w spółczesn ej transpozycji: je d n o i drug ie je s t w y k lu c z o ­ ne, skoro - jak pow iada Foucault - „czyste słowa m itu przestały być m ożliw e”8.

Więc co?

4 M yślę o takich obrazach tego malarza, jak D iane so rta n t du bain, R etou r d e C h asse de D iane czy - ceniona przez A. R enoire’a - D iane au bain.

5 W. T h a c k e r a y , K sięg a snobów . Przeł. A. G l i n c z a n k a . B.m. i r., s. 32.

6 Zob. J. С a m p b e 11, B o h a ter o tysiącu tw arzy. Przeł. A . J a n к o w s к i. Poznań 1997, s. 8 7 -8 8 .

7 J.-P. S a r t r e, L ’Être et le néant. E ssai d 'ontologieph én om én ologiqu e. Paris 1976, s. 667.

K M. F o u с a u 11, P roza Akteona. Przeł. T. K o m e n d a n t . P osłow ie M. P. M a r k o w -

(6)

F L I R T Z D I A N Ą 25

G om brow icz długo zw lekał z przyznaniem się do „flirtu z D ianą” . Wahał się.

W połow ie lat pięćdziesiątych był ju ż bliski podjęcia decyzji - gdy pisał Porno­

grafię. Przez dobrych kilka lat pow stająca powieść nosiła roboczy tytuł Akteon.

O statecznie pisarz zrejterow ał. Już po skończeniu utworu (4 II 1958) poinform o­

wał brata w liście, że rezygnuje z Akteona na rzecz Pornografii9. A przecież w szyst­

ko się zgadzało.

Grecki mit miał tu zespolić podglądanie, voyeuryzm i gw ałtow ną śmierć m łodzieńca przez rozszarpanie, w ynik szału płynącego z m rocznego żyw iołu d ion izyjsk iego10.

Co w ięcej, pisarz podw oił m itologiczną inskrypcję, dorzucił bow iem jeszcze kanoniczną scenę w yobrażającą Zuzannę i starców - w yostrzając w ten sposób m otyw podglądania, a zarazem pozostaw iając em blem atyczny znak refleksji arty­

sty nad m ocą spojrzenia. D laczego więc się w ycofał i dopiero po kilku latach zde­

cydow ał się na w yznanie, osobliw ie następnie skom entow ane O peretką, gdzie in­

skrypcja nagle ożyw a i staje się składnikiem dynam icznej akcji?

Zapew ne w iedział, że nie m oże ot tak sięgnąć do archiw um kultury i w yko­

rzystać zdeponow anego w nim m otywu. To prawda, że zgodnie z tradycyjnym przepisem opow iada o rozkoszach i niebezpieczeństw ach podglądania, rów no­

cześnie jed n ak odrzuca sensy w yzw olone w geście przyw ołania antycznego m o­

tywu przez renesansow ych mistrzów, za których spraw ą Diana z figury m itolo­

gicznej staw ała się uosobieniem Natury, następnie pierw szą ko bietą i w reszcie ucieleśnieniem piękna. G om brow icz rozpaczliw ie stara się w yrw ać sw oją Dianę z objęć N atury i w łączyć j ą w porządek ludzki. Co w ięcej, w ykorzystuje reguły tradycyjnej, alegorycznej i sym bolicznej reprezentacji, uspraw iedliw iające poczy­

nania daw nych m istrzów, i obraca owe reguły przeciw projektow anym przez nie sensom . Na tej zasadzie pow ołuje do życia w O peretce kolejne w cielenie Diany, jakim jest Albertynka.

N astępuje więc osobliw a transform acja znanego mitu. Nie opow iada on już jakiejś historii rozgryw ającej się m iędzy D ianą a A kteonem , lecz urzeczyw istnia doznania autora, który najpierw rozkoszuje się podglądaniem i destrukcją trady­

cyjnych zasad reprezentacji, a potem podniety szuka nie w św iecie w yobrażeń, do których przedstaw ienie odsyła, lecz w m aterialności sam ych przedstaw ień. A tym w łaśnie zaleca się nagi m arm ur, stąd związane z nim osobliw e, perw ersyjne pod­

niety, które tak bardzo inspirow ały M ichela L eirisa". M ógł więc G om brow icz uchylając działanie N atury dostrzec w porządku sztuki te impulsy, którym i chęt­

nie zajm ow ała się fizjologia, m ógł też w brytanach ścigających A kteona dostrzec psy Pawłowa.

Ten zabieg nie tyle spow odow ał rozerwanie tradycyjnej tkanki mitu, co grun­

tow nie zm ienił charakter w ystępujących w nim figur. O tóż G om brow icz po serii d rastycznych zabiegów dokonyw anych na postaciach kobiet - od P am iętnika

s к i. W: P ow iedzian e, napisane. Szaleństw o i literatura. Wybrał, oprać. T. K o m e n d a n t . War­

szawa 1999, s. 142.

9 List z 17 II 1958. Zob. też uwagi w Dzienniku oraz listy do J. Giedroycia z 30 X 1956 i 3 X 1957 w: J e rzy G ie d r o y c - W itold G om brow icz: listy 1 9 5 0 -1 9 6 9 . Wybrał, oprać., wstęp А. К o- w a l c z y k . Warszawa 1993, s. 190, 230.

1(1 M. L e g i e r s к i, M odernizm G om brow icza. Sztokholm 1996, s. 73.

" Z ob . M. L e i r i s, Wiek m ęski. Przeł. J. В ł o ń s к i. Warszawa 1973, s. 45.

(7)

26 J A N U S Z M A R G A Ń S K 1

z okresu dojrzew ania po Pornografię i K osm os - ostatecznie oddzielił kobiecość od figury Diany, zdecydow anie natom iast w yeksponow ał androgyniczność bogi­

ni, jej m łodość i w italność. I właśnie te aspekty czy też epinoiai bogini, jak pow ie­

działby teolog, określały charakter poczynań pisarza. Jak piękność staje się z cza­

sem atrybutem nie kobiecości, lecz młodości, tak podglądanie i śledzenie kobiety, zastępcze z nią kopulacje - stają się z czasem figurami pragnień, woli życia, fascy­

nacji niebezpieczną, bo niosącą zapowiedź śmierci zm ysłowością. Tak więc w D ia­

nie rozpoznał Gom browicz ostatecznie fascynację, która go pobudzała od początku twórczości, fascynację młodością, androgyniczną czy ponadseksualną młodością, która od samego początku mu się wymykała i którą „od zaw sze” ścigał jak zjawę.

Łatw o zauw ażyć, że treść dram atu, jaki w m icie, zw łaszcza w w ersji A puleju- sza, stał się udziałem A kteona, pisarz rozpoznał w działaniach artysty, który ściga­

jąc się z w łasnym i pragnieniam i, prowadzi ryzykow ną grę: gdy tw orzy tekst, nara­

ża się na to, że ten jeg o sam ego pochłonie, unicestw i lub rozczłonkuje, toteż tw o­

rząc go, zarazem przed nim umyka: zupełnie ja k A kteon, który zam ieniw szy się w jelenia, traci głos i nie jest ju ż w stanie odwołać ścigających go psów. Tak przed­

staw iałaby się now a w ersja „prozy A kteona” .

Gom browicz odbywając imaginacyjny spacer po Les Jardins des Tuilleries nie­

uchronnie musiał uzupełnić wizerunek Diany historią Akteona oraz - w łasną histo­

rią. Ale też dopiero tam mógł wymienić samo imię Diany. Przyjechał wszak do Europy po śmierć, jak sam wyznawał, a wiek upoważniał go do wyznania, iż Diana, fantazmat, dzieło pragnień, jest kreacją stworzoną przez starego człowieka. Po dru­

gie, chciał po raz kolejny rzucić wyzwanie publiczności i podbić Paryż, dlatego posłużył się konwencjonalnym znakiem, który najpierw przy okazji wizyty w Luw ­ rze pozwolił mu przeprowadzić krytykę malarstwa, a w istocie zakam uflow aną kry­

tykę Natury, a następnie - ulokować się w dobrym towarzystwie Sartre’a i Prousta;

ten ostatni, co prawda, bawił się rozbieraniem Diany z Poitiers, ale na pewno by docenił Gom browiczowskie skojarzenie mitycznej bogini z pracow nią Christiana Diora.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Potwierdzając moje wrażenia, zgadza się, że teraz właśnie jest narzędziem eksperymentu, wręcz dlatego tylko może jeszcze pisać, takie znajdując

Jeśli powiesimy obraz tak, by jego środek znajdował się nad środkiem symetrii kanapy, uzyskamy symetrię, a jeżeli przesuniemy środek ob­. razu w którąkolwiek stronę, to

Docenia przede wszystkim heroizm wykazywany w czasach, kiedy za- wieszono prawa boskie i ludzkie, odłożono na bok miłosierdzie i współczu- cie, zapomniano o humanizmie i o wspólnocie,

niezbednymi zasobami w stopniu umozliwiajacym nalezyte wykonanie zamówienia publicznego oraz oceny, czy stosunek laczacy Wykonawce z tymi podmiotami gwarantuje rzeczywisty dostep do

Spoiecznej. Corocznie stypendysta obowiązany jest przedłożyć zaświadczenie uczelni o przebiegu studiów. · wyplatę stypendillm uskutecznia Kasa Miejska na zlecenie

Wykonawca może zastrzec, że załączone do oferty dokumenty zawierające informacje stanowiące tajemnicę przedsiębiorstwa w rozumieniu przepisów o zwalczaniu nieuczciwej

Segregator A4 75-80 mm z mechanizmem dźwigowym, wykonany z kartonu pokrytego z zewnątrz folią PCV z wymienną etykietą grzbietową, różne

wało się 2, 3 lui, 4-ch postrzelonych również; stąd na ulicę przy­.. ległą do rannych ciężko i przeniesionych już do mieszkania. Po załatwieniu się i z tymi słyszałeś