Agnieszka Kowalczyk
Rodzina jako źródło cierpień : o
motywie rodziny w twórczości
Witolda Gombrowicza
Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 95/4, 75-92
2004
A G N IE SZ K A KOW ALCZYK
R O D ZIN A JAKO ŹR Ó D ŁO CIERPIEŃ*
O M OTYW IE RODZINY W TWÓRCZOŚCI W ITOLDA GOM BROW ICZA
Nagość w kostium ie
Twórczość Gom browicza ma charakter autoterapeutyczny i posiada znamiona walki z nie rozwiązanym i problemami pisarza pochodzącym i z okresu jego dzieciń
stwa i m łodości. Obszarem , po którym poruszam się w analizie, jest płaszczyzna zaszyfrow anego autobiografizmu. Autobiografizm ten, pełniąc funkcję autoterapeu- tyczną, pozostaje jednocześnie w ścisłej łączności z wym iarem uniwersalnym.
G om brow icz w ystępow ał w roli zarówno pacjenta, ja k i terapeuty. M iał św ia
dom ość w łasnego neurotyzm u, anorm alności i, co się z tym bezpośrednio w iąza
ło: niem ożności społecznego w spółżycia bez konieczności prow adzenia z obcym i nieustannej walki. A lienacja, nieprzystosow anie, pozorne poczucie odrębności, będąc przekleństw em , stały się rów nocześnie jego ogrom nym atutem . Fenom en G om brow icza jak o człow ieka i pisarza polega na tym, iż potrafił on bardzo w cze
śnie dostrzec problem i na jego fundam encie stw orzyć w ybitną literaturę. Prekur
sor na każdym polu, najwięcej zaw dzięczał sam oświadom ości. C zytając twórczość G om brow icza i kom entując ją, dotykam y zawsze tego, co w jak im ś sensie patolo
giczne, a tym sam ym w ym ykające się pow szechnem u d ośw iadczeniu1. Jednocześ
nie spostrzeżenia autora K osm osu odnoszące się do funkcjonow ania człow ieka w św iecie m ają swoje uzasadnienie tak w socjologii2, jak i w psychologii. Pojawia się jednak pytanie, które przytaczam za Jerzym Jarzębskim: czy Gom browicz zaw sze był św iadom y „natury dręczących go dem onów ”?3
* Tytuł artykułu zaproponował prof. W łodzim ierz B o l e c k i . Artykuł ten pow stał w ramach prow adzonego przez niego na polonistyce Uniwersytetu Łódzkiego seminarium doktoranckiego, na temat „M odernizm w literaturze polskiej X X w ieku”.
1 Zob. Cz. M i ł o s z , Kim j e s t G om brow icz. W zb.: G om brow icz i krytycy. Red. J. Błoński.
Wybór i oprać. Z. Ł a p i ń s к i. Kraków 1984, s. 186, 193: „Kto w ie, czy nie w ypadnie [...] op ow ie
dzieć się chw ilam i raczej po stronie tych, co zaw sze przyznawali się, że G om brow icza nie rozum ie
ją, niż po stronie pojętnych, zapewniających, że w szystko u niego jasne. Bo G om brow icz dotknął spraw dla nas, w tym stuleciu, a m oże w ogóle, niezrozum iałych” ; „B yć m oże, nie zasługujem y na innych pisarzy niż kalekich. K alectw o zaw sze jednak pow inno być nazwane kalectw em ”.
3 Zob. Z. Ł a p i ń s k i , „Ślub w kościele ludzkim ”. O kategoriach interakcyjnych u G om bro
w icza. „T w órczość” 1966, nr 9.
3 J. J a r z ę b s k i , G om brow icz: ucieczka z rodzinnego domu. W: P o d g lą d a n ie G om brow icza.
Kraków 2002, s. 30.
A m biw alentny stosunek do rodziny (dowodem tej am biw alencji są wnioski z analizy porów naw czej tekstów biograficznych4, autokom entarzy5, koresponden
cji6 oraz utw orów literackich) św iadczy o tym, iż rodzina, podobnie ja k Polska w Trans-Atlantyku, je st formą, z którą zm aga się zarów no pisarz, dystansujący się wobec polskiej tradycji literackiej7, ja k też protagoniści jeg o pow ieści i dramatów.
Ci, dem askując i rozbijając tę formę, określają w łasną podm iotow ość, o d cin ająsię od czynników składających się na ograniczającą ich tożsam ość, dekonstruując zaś tę „św iętość” (T 9)8, reorganizują przestrzeń m iędzyludzkiego, w której człow iek nie tylko się rodzi, ale też jest w brew swojej woli stwarzany. R odzina, tak jak naród, to rodzaj „zbiorow ej przem ocy”9 nad jed n o stk ą w łączoną w system inter
akcji, w ów tw ór kulturowy, nienaturalny i patologiczny, z którym jedn ostka albo się całkow icie identyfikuje i w ów czas zatraca poczucie odrębności, albo też od którego św iadom ie się odcina, zyskując w ten sposób podm iotow ość i nam iastkę wolności.
Ta niejednoznaczna postawa świadczy także o szczególnie silnej łączności em o
cjonalnej z rodziną, stanow iącej rodzaj więzów, których nigdy w swym pryw at
nym życiu G om brow icz nie zrzucił, w ręcz przeciwnie: podtrzym yw ał, ja k gdyby w brew sobie, kontakty z najbliższym i, prow adząc z nim i regularną koresponden
cję i w spierając ich finansowo. Bunt przeciwko rodzinie w yrażony na kartach utw o
rów jest, pom im o wyraźnej ironii i zabiegów prow okacyjnych, niekonsekw entny i nieśmiały. Pełno w nim uników, m istyfikacji10 i k am u flaży 11. Potw ierdza to je d nak, w ja k w ielkim stopniu teksty G om brow icza dokum entują jeg o osobiste d o
świadczenia.
Testament12 i listy do krew nych są niew ątpliw ie punktem w yjścia do om ów ie-
4 R. G o m b r o w i c z : G o m brow icz w A rgentynie: ś w ia d e ctw a i dokum enty, 1 9 3 9 -1 9 6 3 . Wrocław 1991; G o m b ro w icz w Europie: św ia d ectw a i dokumenty, 1 9 6 3 -1 9 6 9 . Kraków 1993. - T. K ę p i ń s k i , W itold G om brow icz i św ia t je g o m łodości. Kraków 1974. - K . M i k l a s z e w s k i , D istancia, Wito Ido! Warszawa 2004. - J. S i e d l e c k a , Jaśn ie Panicz. Wyd. 3, poszerz. Warszawa 2003. - A. S t a w i a r s k a , G om brow icz w przed w o jen n ej P olsce. Kraków 2002.
5 W. G o m b r o w i c z : Testament. R ozm ow y z D om inikiem de Roux. Warszawa 1990; W spo
mnienia polskie. W ędrów ki p o Argentynie. Warszawa 1990.
(’ W. G o m b r o w i c z , L isty do rodziny. Red. i oprać. J. M a r g a ń s k i . Kraków 2004.
7 Zob. J a r z ę b s k i, op. cit., s. 13-16.
* Cytaty z dzieł G ombrowicza lokalizowane są za pom ocą skrótów: В = Bakakaj. Kraków 1988;
F = Ferdydurke. Kraków 2003; D = Iwona, księżniczka Burgunda; Ślub; H istoria. Kraków 1994;
TA = Trans-Atlantyk. Kraków 1986; P = Pornografia. Kraków 1987; К = K osm os. Kraków 1988;
T = Testament. R o zm o w y z D om inikiem d e Roux. Warszawa 1990; W = W spom nienia p o lskie.
W ędrówki p o Argentynie. Warszawa 1990; L = Listy do rodziny. Kraków 2004. Liczby po skrótach wskazują stronice.
4 W. G o m b r o w i c z , P rzedm ow a do Trans-Atlantyku. W: Trans-Atlantyk, s. 6.
10 Zob. A. S a n d a u e r , W itold G om brow icz - czło w iek i p isa rz. W zb.: G om brow icz i krytycy, s. 104.
11 Zob. ibidem , s. 105.
12 Testament wyraża to, co G om browicz musiał pow iedzieć wprost, a czeg o do tej pory nie potrafił zrobić bez stosow ania uników, zakładania masek i w ykorzystyw ania licznych, niezw ykle w ym ow nych, choć o czy w iście nie dających się w pełni rozszyfrow ać przem ilczeń. Znam ienne, iż bez komentarza autobiograficznego opowiadania G om browicza nie były w pełni czyteln e, a przy
najmniej nie m ożna było spojrzeć na nie jako na dokumenty sam ośw iadom ości autora. Nadając zbiorowi opowiadań tytuł P am iętn ik z okresu dojrzew ania, nie tylko wskazał na kon ieczn ość trakto
wania opow iadań jako autobiograficznych, ale zasugerował także stopień własnej szczerości, z jaką
nia funkcji m otyw u rodziny w całej twórczości G om brow icza, która dla pisarza była grą z czytelnikiem , ale i ciągłym dem askow aniem siebie. G om brow icz stw o
rzył pew ien stały m odel interpretacyjny swojej tw órczości, przekształcony dopie
ro w autobiografii, m odel, który można przedstawić następująco: obnażam się przed wami, ale w y i tak nie w idzicie m nie nagim , gdyż m o ją nagość będziecie uważali zaw sze za kostium aktora. Podczas gdy ja odsłaniam w łasne lęki, w y traktujecie mój gest jak o zakładanie kolejnej maski; w ten sposób gram z w am i stereotypem czytelniczego odbioru mojej twórczości i jednocześnie zabezpieczam się przed rozszyfrow aniem . A m oże G om brow icz jest w swych utw orach tak nagi ja k Al
bertynka i, niczym kapitan Clarke, chce być „bez listka figow ego” (B 119) przez innych „odczuty”?
Psychografia
Aby oddać istotę autobiografii G om brow icza13 nazyw am ją, korzystając z tytułu pracy psychologa R om ana Zaw adzkiego, psychobiografią14. Testament je st tak napraw dę rodzajem refleksji nad psychiką i osobow ością pisarza, a sam a rodzina ukazana je st w nim jak o czynnik konstytuujący jeg o podm iotow ość. Z astanaw ia
jąc się nad tym , jak ie w łaściw ie było m iejsce rodziny w życiu i tw órczości G om browicza, odsyłam do przyw oływ anej przez niego w ielokrotnie kw estii postrzega
nia samego siebie jako m am insynka. Z problem em tym wiąże się prow adzona przez Gom browicza strategia konspiracji i ukrywania innej strony swej osobowości. Autor K osm osu zdaw ał sobie spraw ę z w łasnego zam askow ania; poza dom em , z dala od nadopiekuńczej, „upupiającej” go m atki, przeistaczał się, niczym doktor Jekyll, w człow ieka niezależnego. Jego bunt, na który nie było m iejsca w dom u, przeja
wiał się zarów no w sferze erotycznej, jak i intelektualnej.
Dorastałem. Trzema osobnym i torami, które żadnego połączenia ze sobą nie miały.
W ięc naprzód ja, jako chłopiec z „dobrego dom u”, [...] trochę m am insynek [...].
Po wtóre ja, jako ateista i jako intelektualista i ja, flirtujący już z lekka ze sztuką [...].
Po trzecie ja, anormalny, w ykrzyw iony, chory degenerat [...]. [T 14-1 5 ]
W jednym z listów do brata Janusza G om brow icz pisał:
Co mnie dzisiaj dziw i, to moja bezradność i nieudolność na gruncie rodzinnym, zw łasz
cza w latach późniejszych - żyłem wtedy podwójną egzystencją, m a s k u j ą c s i ę n i e u s t a n n i e n a t e r e n i e f a m i 1 ij n y m, i nie umiałem się narzucić w m oim gatunku, mojej
będzie opisyw ał zm aganie się z rzekomo osobistym i problemami. W szystko, co najbardziej intym
ne, było dla niew tajem niczonego odbiorcy nieczytelne. G om brow icz w yjaw ił całą bolesną prawdę o sw oim życiu w sposób zaw oalow any i zaszyfrowany, stw orzył teksty, w których to, co wydaje się autentyczne, jest w istocie fikcją, a to, co prawdziwe, jest tak głęboko ukryte, że tylko posiłkow anie się tekstami biograficznym i i Testamentem um ożliw ia interpretację opowiadań jako utworów, któ
rych głów nym bohaterem jest sam G om browicz.
13 W kontekście m otywu rodziny na szczególn ą uw agę zasługuje rozdz. 1 R ozm ów z D om ini
kiem de Roux, mający dw uznaczny tytuł R odow ód, który odw ołuje się zarówno do genealogii rodu G om browicza, jak i do źródeł je g o osob ow ości pisarskiej, ukształtowanej na gruncie „formy rodzin
nej” i pod wyraźnym w pływ em matki - Antoniny z K otkowskich G om brow iczow ej.
14 R. Z a w a d z k i , P sych obiografie literackie. Warszawa 2000. W ykorzystuję jedynie wpro
wadzone przez Z aw adzkiego określenie, nie uwzględniam konotowanych przez nie znaczeń, które wykraczają poza dziedzinę literaturoznawstwa.
rzeczyw istości. Zabawne pom yśleć, że kiedy biedny Bruno Schulz odw iedzał mnie na Służew - skiej, byliśm y w e dw óch, już wtedy, autorami książek mających osiągnąć rozgłos w Europie i, co w ięcej, w yjątkow o śm iałych, jak na ow e czasy - a jednak na tym fam ilijnym terenie byli
śm y zahukani (on także) zupełnie jak te znakomite figury naukowe czy polityczne, krótko trzymane przez ż o n y 15. [L 310-311 ; podkreśl. A. Κ.]
M atka, jak w yznał, w jego życiu „była najsilniejszym czynnikiem kształtują
cym psychikę” (L 195). Jednocześnie m iał zupełną św iadom ość tego, że to dzięki niej udało mu się w yrobić w sobie „w rażliw ość na form ę” (L 311 ) 16. M ożna posta
wić tezę, iż cała tw órczość G om brow icza pow stała „z w iny” matki i dzięki matce.
W partiach Testamentu poświęconych charakterystyce matki w idoczny jest kry
tycyzm, opanowanie i brak emocji. Niczym buchalter, pisarz wylicza jej cechy: „żywa, wrażliwa, obdarzona dużą wyobraźnią, leniwa, niezaradna, nerw ow a (i bardzo), peł
na urazów, fobii, iluzji” (T 8). Składające się na jej portret rysy pozytyw ne równo
ważone są negatywnymi. Tę niezwykle lakoniczną charakterystykę Gom brow icz kwituje krótkim, lecz znaczącym stw ierdzeniem :, j a jestem artystą po m atce” (T 8), poprzez które w yraża sw ą identyfikację z matką. Na kolejnej stronicy pokazuje, jak bardzo jest jednak od niej inny. Przywołując jedno z rodzinnych w spom nień, opisuje prowadzone z nią dyskusje. Ich metodą było przeczenie wszystkiemu, co mówi matka, zasadniczym celem zaś ujawnianie absurdów tkwiących w jej sposobie myślenia.
Sport w ciągania mojej matki w absurdalne dyskusje był jednym z pierw szych moich arty
stycznych (i dialektycznych) wtajemniczeń. [T 9]
Dalej oznajm ia:
Bez odrobiny litości, bez miłości, z zimną ironią prowadziłem moją grę z nią, przez wiele lat.
Ona bardzo mnie kochała.
Z niej też bierze się mój kult rzeczyw istości. Mam siebie za krańcow ego realistę. [T 10]
Znam ienne, że drugie zdanie zostało przez Gom browicza wyróżnione. Sprawia to wrażenie, jakoby G om browicz miał poczucie winy z powodu w yrządzanych m at
ce przykrości i bycia dla niej ciągłym źródłem utrapień. Krytyka matki przeplatana jest usprawiedliwieniam i. Po słowach: „ona była bodaj pierw szą chim erą, w którą uderzyłem ” (T 10), pada stwierdzenie: „niewątpliwie, m oja m atka była wytworem warunków, które [...] jej byt określały” (T 10). Niezdolność do praktycznego życia oraz skłonność do nieautentyczności zostają zatem uzasadnione jej ziem iańskim pochodzeniem. W sposobie, w jaki pisze Gombrowicz o matce, dostrzec m ożna brak konsekwencji, tłum iony bunt i poczucie powinności. W idoczne je s t to także we W spomnieniach polskich. Gom brow icz krytykuje m atkę, w ylicza jej wady, w na
stępnych zdaniach natom iast uspraw iedliw ia je i rów now aży zaletam i.
15 Znamienne, że G o m b r o w i c z w zaledwie kilku listach do Janusza podejm ował kwestie rodzinne. Pierwsza tego typu korespondencja pochodzi dopiero z 3 XII 1962. Pisze w niej o zamasko
waniu, nieumiejętności bycia autentycznym, podporządkowaniu formie familijnej, a także o zmianach, jakie w jeg o psychice spow odow ał wyjazd do Argentyny, w której odzyskał zdolność bycia sobą, na
uczył się w pełni wyrażać siebie. Potrzebował dużo czasu, bo aż cztery lata, aby ze szczerością i sw o
bodą wspom inać ten tygiel rodzinny, którego natężenie, jak twierdził, każdy odczuł na swój sposób.
16 Zob. J. M a r g a ń s k i , W spomnienia z udarem nionych inicjacji. W: G om brow icz w ieczny debiutant. Kraków 2001, s. 72. - W. H ä d e c k e , Bunt p rzeciw k o fo rm ie. W zb.: „ P atagoń czyk w Berlinie". W itold G om brow icz w oczach krytyki niem ieckiej. Wybór i oprać. M. Z y b u r a . Kra
ków 2004, s. 8 5 -8 6 .
...to matka w niosła w nasz dom tę głęboką rozterkę formalną, na której wyrosłem . N i e w i n i ę j e j o to , gdyż miała naturę szlachetną i najlepsze intencje, a też niezm iernie była do nas przywiązana. [W 22; podkreśl. A. Κ.]
fantastyczna, niezaradna, niezdolna do system atycznego w ysiłku i przyzw yczajona do rozmai
tych ułatwień, których dostarcza pieniądz. B y n a j m n i e j n i e r o b i ę m o j e j m a t c e z a r z u t u, że była taka, jaka była. [W 23; podkreśl. A. Κ.]
M atka, która, jak pisze autor, „bardzo go kochała” (T 10), oskarżona zostaje jednocześn ie o to, iż niezw ykle silnie w płynęła na jego rozwój em ocjonalny, czy
niąc go w efekcie kaleką psychicznym :
zupełnie niezdolny byłem do m iło ści17. M iłość została mi odebrana na zaw sze i od sam ego zarania, ale nie w iem , czy to dlatego, że nie umiałem znaleźć na nią formy, w łaściw ego wyra
zu, czy też nie m iałem jej w sobie. N ie było jej c z y ją w sobie zdusiłem ? A m oże matka mi ją zabiła? [ T l i ]
N iem ożność okazyw ania uczuć odbiła się zapew ne na stylu literackim G om brow icza, w którym em ocje, trzym ane na uwięzi, podporządkow ane są intelekto
wi. Także i ten aspekt swojej psychiki pisarz potrafił odpow iednio zużytkow ać.
M awiał: „to nie uczucia są ważne, tylko to, jak się o nich m yśli” 18.
W szystkie teksty G om brow icza tworzą, ja k zauw ażył K onstanty Jeleński, je d no d zieło 19, którego głów ny bohater przeżyw ający dram at form y zm aga się z róż
nymi, w zależności od okresu, w jakim dany utw ór pow stał, problem am i własnej osobow ości, uw arunkow anym i zm ianam i zachodzącym i w jeg o stosunku do źró
deł w ew nętrznych konfliktów. C harakterystyczne dla prow adzonych przez G om brow icza badań nad sferą „m iędzyludzkiego” je s t niem al całkow ite skoncen
trow anie się na reakcjach jednostki obdarzonej św iadom ością, dośw iadczającej deform ow ania, odbierania podm iotow ości20 i narzucania tożsam ości kom plem en
tarnej21. Protagonista dostrzega jednocześnie, iż oprócz niego ofiaram i tygla ro
dzinnej form y są także pozostali członkow ie rodziny, godzący się na przypisane im role społeczne i zniekształcone tożsam ości, podobnie jak on w yzbyci sponta
niczności, skazani na nieautentyczność22. O biektam i obserw acji w laboratorium formy są w yłącznie rodziny dwupokoleniowe, które składają się co najwyżej z czte
rech osób (H urleccy, Zosia, Zygm unt; Ignacy Κ., jeg o żona, A ntoni, Cecylia;
W ojtysowie, Lena, jej m ąż Ludwik), najczęściej jed nak stanow ią układ trzech po
17 Zob. H ä d e с k e, op. cit., s. 88.
18 R. G o m b r o w i c z , G om brow icz w A rgentynie, s. 152.
19 W ypow iedź K. A. J e l e ń s k i e g o w ankiecie O W itoldzie G om brow iczu („W iadom o
ści” (Londyn) 1969, nr 39. Cyt. za: E. F i a ł a, O ficjalność i p odoficjaln ość. O koncepcji człow ieka w p o w ieścia ch W itolda G om brow icza. „Roczniki Hum anistyczne” 1974, z. 1, s. 7).
20 Zob. J. J a r z ę b s k i , G ra w G om brow icza. Warszawa 1982, s. 377: „U Gom browicza [...]
rodzina jaw i się jako m oloch, w obec którego bohater początkowo się traci, nie potrafi umknąć przed stereotypow ą rolą, jaką »byt fam ilijny« mu narzuca” .
21 Zob. R. L a i n g , „ J a ” i Inni. Poznań 1999, s. 9 2 -9 3 : „Kobieta nie m oże być matką bez dziecka. Potrzebuje go dla uzyskania tożsam ości matki. M ężczyzna potrzebuje żony, by stać się m ężem [...]. W szystkie »tożsam ości« wym agają »innego«: jakiegoś innego, poprzez relację z któ
rym następuje aktualizacja tożsam ości »ja«. Inny poprzez sw oje działania m oże jednak narzucić
»ja« niechcianą tożsam ość”.
22 Zob. J a r z ę b s k i , Gra w G om brow icza, s. 379.
staci (M łodziakow ie i Żuta; Czarnieccy; królow a M ałgorzata, król Ignacy, Filip;
K atarzyna, Ignacy, Henryk; Hipolit, M aria, Henia), a naw et dw óch (A m elia i Wa
cław; Tom asz K obrzycki i Ignac). G om brow icz zrezygnow ał z rodzin w ielodziet
nych i kilkupokoleniow ych, w ychodząc z założenia, że ju ż dw ie osoby i to, co się m iędzy nimi tworzy, m oże być ilustracją dram atu m iędzyludzkiego. A utor F erdy
durke w prow adza podw ójną perspektyw ę - z niej dokonuje się w jeg o utw orach oglądu rodziny: traktowanej jako czynnik, który wyw iera w pływ na jednostkę i bie
rze udział w konstytuow aniu jej osobow ości, a także jak o przestrzeń interakcyjna i instytucja życia społecznego. W odniesieniu do rodzin obcych bohater-narrator w ystępuje tylko w roli obserw atora. Zw ykle także to nie on sam, lecz jeg o sobo
w tór23, „ja” działające24, pełni funkcję reżysera ingerującego w system rodzinnych interakcji25. Pow odem dystansow ania się wobec rodzin nie je s t jed y n ie św iadom y w ybór postaw y badacza sytuującego się poza obszarem oddziaływ ania formy, ale przede w szystkim poczucie całkow itego w yobcow ania: b ohater nie potrafi żyć z ludźmi, lecz tylko na zew nątrz tw orzonych przez nich struktur. Ilustracją tego problem u m oże być cytat z Pam iętnika Stefana C zarnieckiego:
zdawało mi się nawet, że jestem zgoła niepotrzebny, że raczej pow inienem stanąć na boku i przypatrywać się tylko. [B 20]
R ów nocześnie ten sam bohater odczuwa bardzo silną w ięź z rodzicam i, n isz
czącym i jeg o podm iotow ość. N ie m ogąc się uw olnić od rodziny w łasnej, sytuuje się poza system am i rodzin cudzych. Taka perspektyw a um ożliw ia ponadto zam ia
nę ról: z istoty biernej i podlegającej wpływom otoczenia staje się dem askatorem formy rodzinnej. Gdy uwzględni się jeszcze w ym iar autobiograficzny, każda ro
dzina, z którą kontaktuje się protagonista, stanowi projekcję rzeczyw istej rodziny autora. M am y zatem do czynienia z „m echanizm em pod staw iania”26. Zarów no obsesyjne27 przyw oływ anie familii G om brow iczów 28 w utw orach, ciągłe odw oły
wanie się do kwestii nie zam kniętych cyklów rodzinnych, ukazyw anie dzieci jak o ofiar i buntow ników , ja k i akcentow anie psychologicznych konsekw encji tkw ie
nia bohatera w relacjach toksycznych świadczy o eksponow aniu problem u u za
leżnienia29 od rodziny.
Rodzina jako system
Przyglądając się przedstaw ionym przez G om brow icza m echanizm om funk
cjonow ania jednostki w rodzinie, dostrzec m ożna analogie do niektórych elem en
23 Na istnienie w tw órczości G om browicza sobow tórów po raz pierw szy zw rócił uw agę S a n- d a u e r (op . cit., s. 104): „Ilekroć w którymkolwiek z jego utworów, pisanych prawie zaw sze w pierw
szej osobie, pojawia się tematyka drażliwa, na scenę w chodzi zamiast narratora - jeg o sobow tór”.
24 Zob. A. K i j o w s k i , S trategia G om brow icza. W zb.: G om brow icz i krytycy, s. 429.
25 Pojęcie interakcji w prow adził do badań nad tw órczością G om brow icza Z. Ł a p i ń s k i {Ja, Ferdydurke. Kraków 1997).
26 J a r z ę b s k i , Gra w G om brow icza, s. 292.
27 Zob. J a r z ę b s k i , G om brow icz: ucieczka z rodzinnego dom u , s. 15.
28 Zob. J a r z ę b s k i , G ra w G om brow icza, s. 264.
29 Określenie zaczerpnęłam z tytułu pracy T. K o b i e r z y c k i e g o Ja i nie-ja. Syndrom uza
leżnienia p sych o lo g iczn eg o (Warszawa 2001).
tów teorii system ow ego rozum ienia rodziny30. G om brow icz z d użą dokładnością ukazał psychologiczne konsekw encje sym biotycznego zw iązku jednostki z rodzi
ną. O soba niezdolna do sam odzielnego funkcjonow ania poza jej obrębem 31, targa
na sprzecznym i uczuciam i uległości i buntu ma problem y ze sw oją idywiduacją, przyjm uje m aski, dążąc do dyferencjacji w łasnego „ja” . W bohaterach dochodzi do ścierania się dwóch antagonistycznych sił, które M urray Bowen, w spółtw órca teorii system ow ego rozum ienia rodziny, określił: siła „w kierunku odrębności”
(„individuality fo r c e ”) i siła „w kierunku bycia razem ” („togetherness fo r c e ”)n .
„W yrazem siły »bycia razem « jest [...] zarówno szukanie akceptacji, [...] ja k i bun
tow anie się”33. K onsekw encją zbyt dużego w pływ u rodziny na jednostkę może być krystalizacja ,,pseudo-»ja«” przy równoczesnej utracie „trw ałego ja ”34.
B ohaterow ie utw orów G om brow icza prow adzą heroiczną w alkę o wolność i podm iotow ość. Sam proces konstytuow ania „ja” je st trójstopniow y. N ajpierw człow iek dokonuje rozpoznania sytuacji, uśw iadam ia sobie, ja k ą funkcję spraw u
je w jeg o życiu tożsam ość35 narzucona mu przez rodzinę, a tym sam ym przez spo
łeczeństw o i kulturę. Imię, nazwisko, płeć, pełniona w rodzinie rola, stanow iące 0 zakorzenieniu i pozornej spójności jaźni jednostki, m ogą okazać się rodzajem w ięzienia, z którego ucieczka m ożliw a je st jedynie w zaprzeczenie w izerunku w łasnego „ja” w ykreow anego przez innych36. Aby przezw yciężyć t o ż s a m o ś ć
30 O dw ołuję się głów n ie do zb.: W prow adzenie do syste m o w eg o rozum ienia rodzin y (Red.
B. d e B a r b a r o . Kraków 1999).
31 Zob. B. S c h u l z , ,,F erdydurke ”. W zb.: G om brow icz i k iyty cy , s. 53: „Takie odkrycia nie dokonyw ają się na gładkiej i bezpiecznej drodze czystej spekulacji, beznam iętnego poznania. G om browicz doszedł do nich od strony patologii, patologii własnej”. Zob. też W 22: „Bruno Schulz w odczycie o mojej pow ieści F erdydurke pow iedział, że taka książka nie została w ym yślona, że musiała ona być ow ocem w ielu i ciężkich osobistych przeżyć. Schulz się nie m ylił. Na swój sposób sporo się wycierpiałem , już w samym zaraniu mojej egzystencji”.
32 Cyt. za: I. К o ł b i k, P ro cesy em ocjonalne w rodzinie. W zb.: W prow adzenie do system o w ego rozum ienia rodziny, s. 32.
33 Cyt.: jw., s. 33.
34 Cyt.: jw ., s, 40.
35 W prowadzając do analizy pojęcie tożsam ości, odw ołuję się do kategorii psychologicznej.
Z ob. Słow n ik tera p ii rodzin. Red. F. B. S i m o n . Przeł. М. P r z у 1 i p i a k. Gdańsk 1998, s. 412:
„Tożsam ością nazyw am y poczucie bycia kimś, kto mimo zm ieniających się okoliczności, stanów fizycznych oraz zw iązk ów z innymi pozostaje taki sam - innymi słowy, charakteryzuje się ciągłością 1 spójnością”. Zob. też T. G r z e g o r e k, Tożsamość a p oczu cie tożsam ości. W zb.: Tożsamość czło
wieka. Red. A. Gałdowa. Kraków 2000, s. 70: „Tożsamość jest czym ś różnym od poczucia tożsamości.
Powiedzenie, iż ktoś ma tożsam ość, nie niesie żadnej istotnej informacji, podobnie jak nie zawierają jej stw ierdzenia, że ów ktoś ma pew ną biografię [...]. Inaczej w przypadku poczucia. Jeśli pow iem y o kimś, iż ma poczucie tożsam ości, to przekażemy ważną informację o je g o życiu psychicznym , m ianow icie, że dośw iadcza sw ojego Ja albo że ma św iadom ość swojej odrębności od św iata”. Aby uniknąć chaosu term inologicznego, celow o wprowadzam rozróżnienie na poczucie tożsam ości i toż
sam ość. W kontekście prowadzonej analizy poczucie tożsam ości to św iadom ość spójności jaźni.
Tożsam ość natom iast to: 1) forma, za pom ocą której rodzina n iszczy pod m iotow ość bohatera, np. cech y odzied ziczon e po rodzicach, pełnienie roli syna; 2) forma, do której się dąży, aby się samemu dookreślić w m yśl zasady: „niech kształt mój rodzi się ze mnie, niech nie będzie zrobiony m i” (F 17). Podziałow i temu odpowiadają pojęcia tożsam ości opresyjnej i tożsam ości prywatnej.
36 Z problematyką pseudo-, j a ” wiąże się oczyw iście pojęcie maski. W psychologii definiuje się ją jako „takie zachowanie człowieka, które równocześnie pozostaje w pewnym stosunku do jego indy
widualnej rzeczyw istości psychicznej oraz do środowiskowych wymagań społecznych reprezentowa
nych w kulturowo-społecznych wzorcach działania i modelach życia” (A. T y 1 i к o w s к a, P sych olo
giczna problem atyka maski. W zb.: Tożsamość człowieka, s. 75). D o koncepcji Gombrowicza zbliżo
o p r e s y j n ą , należy w yodrębnić się ze środow iska w rogiego i następnie poza nim, nigdy natom iast w jego obrębie, dokonać aktu autokreacji, czyli stworzyć sw ą t o ż s a m o ś ć p r y w a t n ą . Podjąć w alkę z tożsam ością są w stanie tylko te osoby, które w iedzą, czym je st forma i jakie jest jej oddziaływ anie. K ijow ski na
zw ał człow ieka zbuntow anego człow iekiem , „który stracił sw ą tożsam ość”37. Pa
rafrazując ow ą w ypow iedź, wolno stwierdzić, iż w św iecie postaci G om brow icza człow iek zbuntow any to ten, który jest świadom y swej podm iotow ości i aby rato
wać siebie, celow o i konsekw entnie sw ą tożsam ość odrzuca. Jednostka dążąc do pełnej indyw iduacji napotyka jedn ak na swej drodze przeszkody: pam ięć dzieciń
stwa i przeszłości rodzinnej.
„Pupa” m ocniejsza od „gęby”
Jerzy Jarzębski kładzie akcent na konflikt G om brow iczow skiego bohatera z ro
dziną, podkreśla, iż rzeczyw istym celem protagonisty je st bunt przeciw ko rodzi
nie i zbudow anie now ego porządku w opozycji do autorytetów 38. Sam konflikt to elem ent znacznie bardziej skom plikow anego zjaw iska, jak im je s t psychologiczne uzależnienie39. B ohaterow ie G om brow icza są nie tylko skłóceni z rodziną, ale też nie m ają poczucia w łasnej tożsam ości (Czarniecki, Józio), m askują się, aby ukryć sw ą praw dziw ą naturę (Zantm an), nazyw ają siebie m am insynkam i (C zarniecki), a jednocześnie w yrażają swój bunt przeciw ko rodzinie i w alczą z jej autorytetem (H enryk w Ślubie, W itold w Trans-Atlantyku, Fryderyk w P ornografii).
Z astanaw iające, iż G om brow icz uczynił infantylizu jącą„p u p ę” form ą o w iele silniejszą w działaniu od „gęby” . Od „pupy” nigdy nie m ożna się uw olnić, przed
„gębą” natom iast ucieczka zaw sze je st m ożliw a - czy to w form ę, k tórą narzucają nam inni, czy też w formę, którą sobie stwarzamy. Protagoniści starają się znisz
czyć maskę m am insynka i tym samym wyzwolić się spod wpływu przeszłości i dzie
ciństwa. Potrzeba m anifestow ania siebie jest jednak rów now ażona przez św iado
mość „utopienia” , całkow itego zatracenia się w rodzinie. B ohaterow ie naznaczeni są im ionam i, które nadali im rodzice, rodowym i nazw iskam i, a głów nie cecham i w yglądu i charakteru odziedziczonym i po przodkach.
P am iętnik Stefana C zarnieckiego przedstaw ia proces odcinania się bohatera od rodziny i w łasnej przeszłości. Słowa „byłem przyw iązanym synem ” (B 23) sugerują, iż definityw nie zerw ał on z upokarzającą rolą „papinkow atego lalusia”.
M am insynkow atość nie jest jednak maską, którą m ożna tak po prostu zdjąć i znisz
czyć, jest się z nią na stałe zrośniętym , także w ów czas, gdy form ułuje się rew olu
ne jest pojęcie persony z teorii Junga, gdzie m askąjest „prezentowany otoczeniu obraz »ja«, nie w peł
ni odpowiadający osobowej rzeczyw istości” (ibidem , s. 82), a także poglądy L a i n g a, który dostrze
ga niebezpieczeństw o deformowania człow ieka już w środowisku rodziny: „Na podstawie obserwacji wzajemnych stosunków i oddziaływań w ramach instytucji i grup, przede w szystkim w obrębie rodzi
ny, Laing formułuje tezę, że dla osoby w ejście w jakąkolwiek relację z drugim człow iekiem oznacza zdefiniowanie siebie poprzez drugiego i drugiego poprzez siebie. [...] Osoba nie m oże być kimś innym, niż chce jej otoczenie. Inni od najwcześniejszych momentów życia wywierają presję na w szelkie for
my jej aktyw ności” (ib id em , s. 92).
37 А. К i j o w s к i, Tropy. Poznań 1986, s. 154.
38 J a r z ę b s k i , G om brow icz: ucieczka z rodzinnego domu.
39 Ibidem , s. 16.
cyjne tezy o konieczności przezw yciężenia rodziny jak o form y zagrażającej pod
m iotow ości40. N aw et jeżeli Czarniecki dem onstruje przez swój ironiczny ton dy
stans w stosunku do rodziców, to i tak odczuw a na szyi arkan, który trzym a jego sobow tór z lat dziecięcych. Przeszłość jest nieodw racalna, w szystko, czego do
św iadcza się w dzieciństw ie, w pływ a na osobowość człow ieka dorosłego.
Z dania rozpoczynające i kończące opow iadanie stanow ią stylistyczną klam rę kom pozycyjną. B ohater-narrator formułuje ckliwe w yznania, sugerując, iż jego dzieciństw o m iało pozory sielskości i anielskości. Pośród wyznań pojaw ia się je d nak relacja, z której czytelnik dowiaduje się, jak napraw dę w yglądało życie ro
dzinne C zarnieckiego, przypom inające bardziej koszm ar niż idyllę. M ichał G ło
w iński zw rócił uw agę, iż zasadniczym celem G om brow icza była parodia, zdy
stansow anie się wobec starej, wyeksploatow anej formy pam iętnika intym nego41.
Z drugiej jed n ak strony, w yznania bohatera pokazują, iż nie potrafi on defini
tyw nie zerw ać z przeszłością rodzinną. C hociaż ironizuje, je st św iadom y narzu
conej mu przez rodzinę formy i więzów em ocjonalnych, którym i został przez nią spętany42.
Tymi, którzy niew ątpliw ie dookreślają C zarnieckiego, są je g o rodzice. Po ojcu odziedziczył kształt nosa, po m atce natom iast w ygląd oczu i uszu.
Czasem ojciec brał mnie na kolana i z niepokojem, długo badał moje oblicze. - Nos, jak dotąd - mój - słyszałem , jak szeptał. - Chwała Bogu! Ale tu w oczach... i w uszach... biedne dziecię! [B 19]
Czarniecki to nie jedyna postać odznaczająca się takim i cecham i fizjonom ii.
C iotka H urlecka, przyglądając się bacznie siostrzeńcow i, stwierdza:
O czy niebieskie po matce, nos ojca, chociaż podbródek typow y po Pifczyckich. [F 202]
W Trans-Atlantyku rysy twarzy W itolda pozw alają identyfikow ać go z w ar
stw ą szlachecką, służą podkreśleniu jego wartości.
G...rz pew nie musi być, ale Oko, nos dobry! [TA 20]
W przypadku C zarnieckiego to jedn ak nie cechy ojca, ale matki okazują się przeszkodą, utrudniają kontakt z innym i, nie pozw alają w topić się w otoczenie, lecz zm uszają do ciągłego egzystow ania na zew nątrz ludzkich struktur. Jak za
u w ażył G łow iński, C zarniecki został naznaczony przez m atkę43, je s t ponadto w w iększym stopniu Żydem niż Polakiem , poniew aż w środow isku Polaków -na- cjonalistów cechy sem ickie stają się bardziej widoczne. Z jeg o tw arzy m ożna od
40 Zob. В 29.
41 Zob. M. G ł o w i ń s k i , M iędzy obcością a sw ojskością. W: G om brow icz i nadliteratura.
Kraków 2002, s. 49: „Początek utworu nie tyle naśladuje w łaściw ości pamiętnikarskiej narracji, co stanowi składnik pew n ego rodzaju literackiego konceptu, a jedyne, co ujawnia - poza niezbędnymi szczegółam i fabularnymi - to od razu w idoczny zamiar parodystyczny”.
42 Zob. J a r z ę b s k i , G om brow icz: U cieczka z rodzinnego dom u , s. 22: „Czarniecki/Gom bro
w icz musi jednak kochać to, co odrzuca, inaczej jeg o bunt pozbaw iony byłby rzeczywistej namięt
ności. W stosunku G om browicza do rodziny jest ta sama dw oistość co w jeg o potyczkach z Formą:
im ostrzej się z nią rozprawia, tym jej silniej pożąda”.
43 Zob. G ł o w i ń s k i , M iędzy o bcością a sw ojskością, s. 47: „Jest naznaczony przez to, że matka z domu była Goldwasser. N aznaczony na zaw sze i niezm iennie, naznaczony dla wszystkich, z którymi się styka, także dla w łasnego ojca”.
czytać przynależność do matki. Bycie m am insynkiem je st tak sam o trw ałe jak naznaczenie piętnem żydow skiego pochodzenia.
W śród bohaterów utw orów G om brow icza nie tylko C zarniecki m a żydow skie korzenie. W Zdarzeniach na brygu B anbury o rodow odzie bohatera św iadczy już jego nazw isko. Z antm an je st kw intesencją czystości i skrom ności, jak ie wyraża jego w ygląd, pozostający w całkow itej sprzeczności z w nętrzem , w którego ot
chłaniach drzem ią perw ersyjne pragnienia i nam iętności44. To, co autentyczne, lecz zarazem niedozw olone i nie akceptow ane przez środow isko rodziny, je s t skryw a
ne pod m aską m am insynka45. Kapitan Clarke przyglądając się Zantm anow i widzi w nim uosobienie czystości:
- Panie - rzekł - czy pan w ie, co znaczy być panem życia i śm ierci? Hallo, Smith, chodź no pan tutaj, spójrz no pan - ha, ha...
- Ha, ha... - zaśm iał się Smith spoglądając na mnie przekrwionymi oczkam i - papa i ma
ma [...].
- Papa i mama - pow tórzył kapitan trzęsąc ramionami z tłum ionego śm iechu - a tu w ła
śnie nie ma papy i mamy! Tu jest bryg, panie - bryg na morzu! Z dala od konsulatów!
- Na babkę babki - zaklął Smith z uciechą. - Tu nie ma pierniczków ani ciasteczek, ani do chol... chciałem pow iedzieć, że te... dyscyplina i koniec. Karność i kwita [...]. [B 117]
Tw arz Zantm ana je st jak księga, z której w yczytać m ożna tylko jedno: całko
w itą niew inność -
- W łaśnie uważam, że pan wygląda św ieżo i rumiano - rzekł z ciek aw ością kapitan. - Daję słow o - jakby pan nigdy nie puszczał maminej spódnicy. Jak pan to robi? [B 125]
Postać Z antm ana okazuje się kom pozycją dwóch zupełnie opozycyjnych pier
w iastków, rozpada się on na psychikę i fizyczność, na w ew nętrzną i zew nętrzną stronę sw ego „ja” , a tym sam ym nie stanowi jedności, jeg o osobow ość nie jest spójna, lecz rozproszona. W ygląd ponadto zafałszow uje praw dę o rzeczyw istej naturze Zantm ana, m aska, będąc rodzajem kam uflażu, sprzyja psychicznej kon
spiracji46. Zdarzenia na brygu B anbury to zaczyn kreacji postaci Józia w Ferdy
durke41.
Ukradkiem spod kołdry patrzyłem jakby nie na sieb ie i w id ziałem tę twarz, która była m oją i nie moją. W yłaniała się ona z głębokiej i ciem nej zielen i, sama zielon a jaśniej - to o b licze, które nosiłem na sobie. Oto nos m ój... oto moje usta... oto u szy m oje, dom mój.
W itajcie, znajom e kąty! Jak znajome! Jak znałem to sk rzyw ienie warg, m askujące napięcie lę k u .[F 16]
44 Zob. J. M a r g a ń s k i , Wspomnienia z udaremnionych inicjacji. W: G om brow icz w ieczny debiutant. Kraków 2001. - K. A. G r i m s t a d, Co zda rzyło się na brygu B anbu ry? G om brow icz, erotyka i p ro w o k a cja kultury. „Teksty D rugie” 2002, nr 3. - G. L a n g e r , O p o w ia d a n ie Witolda G om brow icza „ Z darzen ia na bry>gu B anbury ’’ja k o zam askow an y tekst hom oerotyczn y. W zb. : „ Pa- tagoń czyk w B erlin ie ”.
45 Zob. J a r z ę b s k i , Gra w G om brow icza, s. 150.
46 Zob. ibidem , s. 159.
47 Zob. J. B ł o ń s k i , F ascynująca „ Ferdydurke ”. W: Forma, śm iech i rzeczy ostateczn e. Kra
ków 20 0 3 , s. 100: „Pam iętnik z okresu dojrzew an ia obecny jest w F erdydurke bardziej, niż się zw y kle m ów i, i sam G om brow icz w iedział o tym najlepiej. Najlepszym przykładem jest pojaw ienie się sobowtóra: podśw iadom e lęki, fobie, zachcianki „rodzą” tam niejako części ciała. To zaś, że w tej scenie dorosły bije po twarzy niedojrzałego, dow odzi aż nadto, że się w stydzi, że w łasne wnętrze jako haniebne sprawia mu cierpienie”.
Ferdydurke
Józio rozpoznaje w sobowtórze, z którym się konfrontuje, część siebie; nie m oże i nade w szystko nie chce się z nim identyfikow ać48. Spraw ia w rażenie, ja k by nabrał dystansu w stosunku do w łasnego w cielenia z okresu znienaw idzonego dzieciństw a i poniżającej młodości. Manifestuje swój sprzeciw wobec maski chłyst
ka, policzkując go i mówiąc:
Precz! Precz! N ie, to w cale nie ja! To coś przypadkowego, coś obcego, narzuconego, jakiś kom prom is pom iędzy światem zewnętrznym a wewnętrznym [...]. [F 17]
Z nam ienne, że opisując sw oją - nie sw oją twarz, mówi o niej „dom m ój” . Z jednej strony określenie to wolno traktow ać jak o synonim bezpieczeństw a. Bo
hater czuł się pew nie, zakładając m askę grzecznego i potulnego m alca, reagujące
go na lęk „skrzyw ieniem w arg”, które m ożna interpretow ać jak o niewyraźny, tłu
m iący autentyczne em ocje uśm iech bądź grym as. Z drugiej jed nak strony, twarz jest dokum entem przeszłości, patrząc na swoje odbicie w lustrze widzi się rysy, które nie są tylko naszym i, pryw atnym i, odróżniającym i nas od innych cecham i.
Twarz pozw ala identyfikow ać człow ieka z jeg o rodzicam i, nos albo oko przestaje być w łasn ością konkretnej osoby, a okazuje się łącznikiem między pokoleniami, funkcjonuje równocześnie jako tożsamość unifikująca i opresyjna, nie można znisz
czyć twarzy, tak jak i nie można wyrzec się przeszłości i rodziny. Ponadto dom ko- notuje dwa opozycyjne znaczenia: dotyczy tego, co wewnętrzne (ognisko dom owe, pielesze dom owe), oraz odwołuje się do tego, co zewnętrzne (dom jako budynek).
Z tego względu użyte przez Józia sformułowanie sygnalizuje, iż jego twarz stanowi tylko rodzaj opakowania, które nigdy nie zdradza prawdy o zawartości bądź j ą za
fałszowuje. Celem bohatera jest „przerzucić się na zewnątrz! Wyrazić się!” (B 17).
Chce, aby jego zewnętrze było tożsame z wnętrzem, aby m aska m am insynka ode
szła w przeszłość, a na jej miejscu ukazała się jego własna, autentyczna twarz. Józio m anifestuje siebie tylko przez moment, zaraz bowiem wchodzi do jego pokoju pro
fesor Pimko, który zabiera go do szkoły, następnie zaś do dom u M łodziaków. W obu w ypadkach „zapędza się” go w m łodość i niew inność49, zatem w to, od czego pra
gnął się uniezależnić.
Ucieczka z domu Młodziaków nie jest jednak dla Józia wyzwoleniem , lecz wręcz przeciwnie - prowadzi bohatera nieuchronnie w sidła innej rodziny, z którą na doda
tek jest spokrewniony. Ostatnie rozdziały powieści utrzym ane są w konwencji baśni dla niegrzecznych dzieci. Pojawiająca się nagle, w sposób całkowicie niespodzie
wany, ciocia Hurlecka z domu Lin porywa siostrzeńca i, niczym Królowa Śniegu, uprow adza go do domu w Bolimowie. Okolica, w której usytuow any jest „duży i ponury dom ” (F 213) wujostwa, otoczony „ciemnym parkiem kapiącym w ilgocią”
(F 213), je st „zła i złowieszcza” (F 204). Bohater zostaje uw ięziony w pamięci sw o
4S Zob. ibidem , s. 15-16.
44 Pow ieść opisuje proces regresu. Bohater, który boryka się z kon ieczn ością dookreślenia się, a zatem ukonstytuowania swojej osob ow ości, „odracza decyzję o tożsam ości i przedłuża morato
rium” (J. P a w l a k , O draczan ie decyzji o tożsam ości: pro b lem y z d o jrza ło śc ią em ocjonalną ja k o p rzyc zy n a przed łu ża n ia m oratorium . W zb.: Tożsamość człow ieka, s. 217). Będąc 30-letnim c zło w iekiem nie zachowuje się, jak przystało na jeg o wiek, staje się uczniem , nastolatkiem, a następnie dzieckiem . Tym, co go n iew oli, jest „pamięć dzieciństw a”.
ich „m ajteczek dziecięcych” i „smokcząc” magiczne „cukierki dzieciństw a”, prze
nosi się w przerażającą przeszłość50. M otyw cukierków przyw ołuje na myśl baśń o Jasiu i Małgosi. Łakocie pełnią rolę pułapki, pozorują bezpieczeństwo, gdyż je d noznacznie kojarzą się z przyjemnością. Ponadto osoba, która karmi, sprawuje nad karm ioną kontrolę. Józio świadomy m ocy ciotki pragnie od niej uciec.
Ciocia! Ciocia! G dzie się schow ać? Wolałem już być pożarty, niż żeby na w ielkiej drodze ciocia mnie ucapiła. Ta ciocia znała mnie dzieckiem , w niej przechow yw ała się pam ięć moich majteczek dziecinnych! [F 201]
C iotka całkow icie sobie „m alca” podporządkow uje, daje mu do ssania cukier
ki i posługując się nimi oraz wspom nieniam i z dzieciństw a rzuca na niego czar.
Pamiętam, jakeś w piasku się bawił - pamiętasz piasek? [...] A pam iętasz, jak się rozpła
kałeś, kiedy ci odebrali ogryzek, a ty paluszek w sadziłeś w buzię i krzyczałeś: „Tia, tia, tia, tuli, bluśko, bluśko, tu! [F 202]
N iczym w iedźm a, stanowi zagrożenie, poniew aż dysponuje w iedzą tajem ną, wie to, czego, z przyczyn naturalnych, nie może w iedzieć Józio.
Pamięta, czego ja nie pamiętam, zna mnie, jakim się nigdy nie znałem . [F 203]
Jedynym sposobem na w yzw olenie się z w łasnego dzieciństw a i pam ięci jest zabicie ciotki. Daje ono gw arancję definityw nego zerw ania z o graniczającą prze
szłością. Pojaw ia się, niestety, problem. Ciotka bowiem je st „za dobra, abym m iał ją zabijać - nie darm o w dobroci utopił Bóg w iedzę ciotek o srom otnych, śm iesz
nych szczegółach zam azanej przeszłości dziecinnej” (F 203). O próbach jej unice
stw ienia św iadczy jednak następujące w spom nienie:
Potknąłem się o dziurę [...]. Wydała mi się znajoma. Witaj, witaj - to moja dziura, jam przecież zrobił tę dziurę przed laty! [...] Ciocia przybiegła. Tu stała, krzyczała na m nie, przypo
mniały się, jak żyw e, luźne fragmenty połajań, akcenty krzyku - a ja ją z dołu siekierką ciach w nogę! [...] Na Boga, w szak m ogłem był odciąć jej nogę, gdybym się m ocniej zamachnął, jakie szczęście, że nie miałem dość siły, błogosław iona słabości. Lecz teraz miałem już siłę.
A czyby, zamiast do parobka, nie pójść do sypialnego cioci i ciachnąć m ocno siekierą? [F 245]
Pow rócił nie rozw iązany konflikt em ocjonalny z dzieciństw a. Jako dziecko bohater nie potrafił zabić ciotki, gdyż, ja k sam zaznaczył: „za dobra jest, abym m iał ją zabijać” . Teraz, jako dorosły m ężczyzna, odczuw a w sobie siłę, która po
m oże mu j ą unicestw ić, a tym samym zam knąć etap dzieciństw a.
...och, gdybym teraz ciachnął ciocię, już by się nie podniosła - i przeraziłem się własnej siły, pazurów, szponów , kułaków, m ężczyzny zląkłem się w dziecku. [F 246]
Józio, niczym Hamlet, nie umie zdobyć się na ostateczny gest. O puszcza, co prawda, dom H urleckich, lecz ze św iadom ością, iż „przed pupą [...] w ogóle nie ma ucieczki” (F 264).
Znam ienne, że dopiero w utw orach, które napisane zostały za granicą, G om brow icz pozw olił sobie na szczerość, a jednocześnie na przyjem ność gry z czytel
nikiem , nazyw ając głów nego bohatera swoim imieniem . Co kierow ało jeg o p osu
nięciami artystycznym i? Praw dopodobnie obaw a przed zdem askow aniem przez rodzinę. Jak w iem y z relacji K ępińskiego, G om brow icz czuł lęk przed opubliko
50 Zob. B ł o ń s k i , Forma, śm iech i rzeczy ostateczn e, s. 44.
w aniem Tancerza m ecenasa Kraykow skiego, gdyż dom yślał się, iż niektóre m oty
wy m ogą stać się dla osób z grona jego bliskich zbyt czytelne51. Dziś z perspekty
wy czasu wiemy, iż postaci tancerza oraz Zantm ana to w rzeczyw istości porte- -parole autora. Czy istnieje jednak jakaś różnica m iędzy kreacjam i bohaterów utw o
rów pow stałych przed w yjazdem pisarza do A rgentyny i pow stałych po opuszcze
niu ojczyzny przez niego? Zdecydow anie tak. Przyjrzyjm y się fragm entow i F er
dydurke, który, co uw ażam za istotne, rozpoczyna powieść:
Zbudzony nagle, chciałem pędzić taksówką na dw orzec, zdawało mi się bow iem , że w y jeżdżam - dopiero w następnej m inucie z biedą rozeznałem , że pociąg dla mnie na dworcu nie stoi, nie w ybiła żadna godzina. [F 5]
To, co w Ferdydurke było m arzeniem , w Trans-Adantyku i w K osm osie w resz
cie się ziściło. Ale czy W itold napraw dę ucieka? Czy oddalając się od rodziny, paradoksalnie nie je st coraz silniej z nią zw iązany? Im bardziej zw iększa się odle
głość w sensie fizycznym , tym bardziej zm niejsza się psychiczny dystans między bohaterem a jeg o bliskim i. W szelkie w yjazdy W itolda, czy to do Argentyny, czy do Zakopanego, są w rzeczyw istości stw arzaniem pozorów w olności.
Kosmos
W itold w Kosm osie, w przeciw ieństw ie do bohaterów Trans-Adantyku i P or
nografii, nie je st dojrzałym m ężczyzną i rów ieśnikiem pisarza, lecz nastolatkiem , który postanow ił odpocząć od rodziny i dlatego w yjechał z W arszawy do Z akopa
nego.
prawdę m ów iąc, byłem zm ęczony ojcem i matką, w ogóle rodziną, zresztą chciałem odwalić przynajmniej jeden egzam in, a też zaczerpnąć zmiany, wyrwać się, pobyć gdzieś daleko. [K 5]
Zaraz po przybyciu spotyka Fuksa, daw nego znajom ego, który proponuje mu sw oje tow arzystw o. Fuks nie dość, że je st inicjatorem wielu pow ieściow ych w y
darzeń i jed n o stk ą najbardziej chyba z w szystkich niezrów now ażoną psychicznie, stanowi ponadto drugie w cielenie bohatera. M ożna zatem m ów ić o triadzie Fuks - W itold - Leon. To Fuks proponuje m iejsce na nocleg, on także odnajduje w krza
kach pow ieszonego w róbla i pow ieszony patyczek, on dzw oni do drzwi domu Wojtysów. Fuks je st szczególnym typem sobowtóra, gdyż nie uosabia, ja k M iętus, Leon czy Fryderyk, perw ersji W itolda, lecz jego skryw ane fobie. Łączy ich wiele:
obaj skazani są na tow arzystw o osób, które, jak w ynika z relacji ich obu, nie tyle nie darzą ich sym patią, co w ręcz odczuw ają wobec nich w stręt. Problem idiosyn- krazji podejm ow ał G om brow icz w dram acie Iwona, księżniczka Burgunda, a tak
że w opow iadaniach P am iętnik Stefana C zarnieckiego i D ra m a t baronostwa, ']Qd- nakże to w K osm osie kw estia ta dotyka bezpośrednio postaci nazwanej im ieniem pisarza. Znam ienne, że dopiero w ostatnich rozdziałach pow ieści W itold zdobyw a się na w yznanie:
51 R. G o m b r o w i c z ( Traktuj mnie ja k p rzedtem . Z R. G om brow icz rozm awia M. M i e c z - n i с к a. „N ow e K siążki” 2004, nr 6, s. 7) wspomina: „Kiedy przeczytałam B akakaj, w ypytyw ałam go na przykład, czy m ecenas Kraykowski to je g o ojciec. Śmiał się i odpow iadał tylko: »Św ietnie, dokonuj sw oich małych odkryć«. Naw et mnie nie chciał zdradzić sw oich źródeł”. Zob. też K ę p i ń s k i , Witold G om brow icz i św ia t je g o m łodości, s. 264. - K i j o w s k i , Strategia G om brow icza, s. 430.
- J a r z ę b s k i , G ra w G om brow icza, s. 145.
No, cóż, przerwie się, urwie, przeniosę się do innego pensjonatu albo w rócę do Warsza
wy, żeby denerw ow ać ojca i doprowadzić do rozpaczy matkę osob ą m oją nie do wytrzym a
nia...52 [K 106]
A nalogia m iędzy Fuksem a W itoldem jest oczywista. R odzice są dla Witolda tym, czym dla Fuksa jest Drozdowski, obaj na sytuację zniew olenia reagują uciecz
ką, razem też, aby zapom nieć o koszm arze, który czeka na nich w m ieście, rozpo
czynają grę w szukanie i kojarzenie znaczeń. Warto podkreślić, iż Fuks traktuje siebie jak o ofiarę, ale w jeszcze w iększym stopniu jak o spraw cę cierpienia drugiej osoby. O bw inia siebie za to, że Drozdowski odczuw a dyskom fort z pow odu ko
nieczności przebyw ania z nim siedem godzin w zam kniętym pom ieszczeniu. To
ksyczna relacja m iędzy Fuksem a jego szefem nie jest dla czytelnika tajem nicą.
Bohater ten nie pragnie zatajać niczego, mówi o osobistych problem ach wprost, tak jakby dokonyw ał autoterapeutycznego wyznania. Zupełnie inaczej natom iast wygląda sprawa ujaw niania własnych problem ów przez Witolda. N otorycznie ucie
ka on od w yrażenia całej prawdy, robi ciągłe uniki. W partiach narracyjnych, w któ
rych W itold przedstaw ia m.in. swój stosunek do rodziców, p ojaw iają się niedo
m ówienia. W m om entach gdy bohater nie chce pow iedzieć zbyt dużo, odczuw a jednak ogrom ną potrzebę zasugerow ania czegoś istotnego, a jed no cześn ie tajem
niczego i kuszącego, pisarz posługuje się w ielokropkiem lub niew iele m ów iącym i zaim kam i typu: „to”, „tam to”, „tam ” -
Z aw isłem nad tym, ja, po opuszczeniu tamtego tam, w W arszawie, w sadzony w to tutaj, rozpoczynający. [K 10]
... i to bardziej jeszcz e w pychało mnie w moją niechęć do rodziców, w moje odepchnięcie tego tam w szystk iego, w arszaw skiego [K 21]
Postać Fuksa ma za zadanie inform ow ać czytelnika o problem ach sam ego Witolda:
1 te biadolenia Fuksa odepchniętego łączyły mi się z moim wyjazdem z Warszawy, niechęt
nym, gardzącym, obaj, on i ja, wyzuci z... niechęć... i w tym pokoju podnajętym, nieznanym, w domu przygodnym, przypadkowym, rozbieraliśmy się jak odepchnięci, odtrąceni. [ K i l ]
Na pierw szej stronicy pow ieści W itold wyznaje, iż postanow ił w yjechać, gdyż był zm ęczony ojcem i matką. Jak wynika jednak z jego dalszych oświadczeń, a także dokonyw anych przez niego porów nań z Fuksem, opuścił rodzinę, aby to ona m o
gła odpocząć od jeg o tow arzystw a. Pojawia się zatem pytanie: w yjechał z m yślą o dobru sw oim czy rodziny? K osm os w yraża to, czego G om brow icz starał się nie zdradzać: emocje. Jakkolw iek są one stłum ione i zaw oalow ane, istnieją. Fuks i W i
told dośw iadczają odepchnięcia i odtrącenia, a zatem porzucenia i osam otnienia.
R ozbieranie się nasuw a skojarzenie z odsłanianiem fobii, pragnień, własnych kom pleksów. Poprzez, co najm niej dwuznaczny, akt zdejm ow ania ubrania człow iek pozbyw a się kostium u i m aski, które służą nie tylko identyfikacji z określoną rolą, ale i zasłanianiu niedoskonałości, tak fizycznych, ja k i psychicznych. Strój, będą
cy w ytw orem kultury, je st jednocześnie fałszem. W itold nie rozbiera się w swoim
52 Zob. К o b i e r z у с к i, Ja i nie-ja, s. 14: „W rodzinie z syndromem uzależnienia psych olo
gicznego dziecko pełni rolę kogoś, kto musi się nieustannie starać, aby być uznanym za sw ojego”.
Zob. też S t a w i a r s к a, G om brow icz w przed w o jen n ej P olsce, s. 18: „G om brow icz za niem ożność porozumienia z ojcem obarczał sam ego siebie, acz bezradnie”.
dom u, lecz w dom u ludzi całkow icie obcych, gdzie panuje „fam ilijny nastrój” (za którym tęskni?), w dom u „przygodnym i przypadkow ym ”, w pokoju „nieznanym ”.
A tm osfera fizycznego oddalenia od rodziny um ożliw ia autodem askację.
Fuks, podobnie jak sobowtór Józia w Ferdydurke, napaw a protagonistę wstrę
tem 53. Witolda drażni nie tylko wygląd, ale i sama obecność towarzysza. Odczuwa zatem niechęć do tej części swojej osobowości, która związana jest z problemami z rodziną. Pełen obsesji, paranoiczny, anormalny Fuks o „m ordzie wyblakłej blond, w yłupiastej”, „spojrzeniu wysm arowanym apatią” zraża do siebie Witolda, który podkreśla:
N ie chciałem go ani na powiernika, ani na kolegę! N ie chciałem - i w ogóle „nie” było kluczow ym słow em naszego stosunku. N ie i nie. [K 32]
N iezadow olen ie, że zam ieszkałem z tym Fuksem rybim, mało mi znanym... [K 15]
W itold nie zgadza się na Fuksa, gardzi nim - niestety, je st na niego skazany.
W pozostałych pow ieściach, które pow stały za granicą, W itold jest rów ieśni
kiem pisarza. Ten niespodziew any skok w przeszłość54 nie w ynika chyba tylko z tęsknoty za w iekiem utraconym 55, za m łodością, którą G om brow icz otaczał sw o
istym kultem . K osm os zam knął koło. Jest kluczem interpretacyjnym do utw orów pochodzących z okresu m łodzieńczego, ukazujących rodzinę w krzyw ym zw ier
ciadle, lecz zaw sze z dużą daw ką humoru, dystansem i ironią, bez oznak lęku.
Buntow nicy, prowokatorzy, ofiary
C zarniecki, niedookreślony, niezdefiniowany, w ym ykający się w szelkim kla
syfikacjom , nie m ający poczucia własnej tożsam ości i jed yn ie pozornie, ja k św iad
czy o tym zakończenie opow iadania, wolny, w ystępuje zarów no w roli ofiary, jak i buntow nika. O dcina się od dem onów przeszłości, portretując rodziców i obnaża
jąc ich wady i nieautentyczność. Swój sprzeciw wobec rodziny w yraża nie wprost - w konfrontacji z rodzicam i, lecz za pośrednictw em pam iętnika. Pisząc o matce,
53 Zob. J. M a r g a ń s k i , Józio w p iek le literatury. „Teksty D rugie” 2002, nr 3, s. 11 : „Sobo
wtór jest o czyw iście hipostazą »ja«, przeszłego, minionego. Jego w styd liw ość, niezdarność i nija- kość są piętnami pozostaw ionym i przez Innych reprezentowanych przez rodzinę, szkołę, krytykę, w nich też ucieleśnionych. O w o sobowtórne »ja« jest tyleż niechciane (bo w stydliw e - zawstydzają
ce), co upragnione - uw ięzione w św iecie m iędzyludzkim ewokuje przeszłość i domaga się uw ol
nienia. Wydobyte z przeszłości przez Innych (taki brzydki kiedyś byłem ) i ostentacyjnie w skazyw a
ne (w yszydzan e, w yśm iew an e, obmawiane, kom entowane) prowokuje do ucieczki i w yzw ala prag
nienie zapom nienia”.
54 Zwróćmy uw agę na w iek bohatera H istorii.
55 W liście do brata Janusza G o m b r o w i c z pisze: „Z dala od rodziny odnajdywałem siebie, zdobyw ałem się na sw obodę, łatw ość, radość, żart tudzież w iele innych rzeczy, które jak gdyby przechow yw ały się w e m nie tytułem antynomii czy rekompensaty” (L 311). Z dala od rodziny, czyli w A rgentynie, w m iejscu, w którym siła oddziaływania rodziny słabła. Trans-Atlantykiem , P orn o
gra fią i Ślubem G om browicz zrekom pensował sobie wszystkie wyrządzone mu przez rodzinę, w spo
sób mniej lub bardziej świadom y, krzywdy. Synczyzną w ypow iadał w ojnę O jczyźn ie, atakował ide
ały katolickiej fam ilii ziem iańskiej, burzył w szelkie fundamenty rodziny: kulturowe, społeczne, hi
storyczne i religijne. Jedynym wyjątkiem wśród utworów powstałych za granicąjest K osm os, w którym nie tyle bunt, walka z autorytetami zostały najmocniej zaakcentowane, ile sam o „przywiązanie” bo
hatera do rodziny.
iż „lubiła gładzić go [tj. ojca] przy gościach, bo tylko w tedy ojciec się nie wzdry- gał” (B 17), ujaw nia tym sam ym, że konflikt m ałżeński był problem em przez ro
dziców skrywanym . W oczach obcych pozostaw ali zatem m ałżeństw em bez ska
zy. Sztuczność i skłonność do udaw ania najlepiej oddaje początek utw oru, gdzie m am y do czynienia z opisem rodziny przyw ołującym na myśl stare rodzinne zdję
cia56, na których postaci pozujące nigdy nie okazują rzeczyw istych uczuć, są nie
naturalne, sztywne, pow ściągają em ocje i swoim w yglądem przypom inają bardziej m anekiny niż żyw ych ludzi. Te dokum enty przeszłości utrw alają pew ien w yim a
ginow any i idealistyczny obraz życia rodzinnego57, konsekw entnie przez C zar
nieckiego dem askow any.
Do grona zbliżonych do niego postaci zaliczyć należy Iw onę z Iwony, księż
niczki Burgunda i Ignaca z Trans-Adantyku. Zastanaw iające je s t podobieństw o imion tych bohaterów. Oba zaczynają się na literę „i” , ponadto za spraw ą nieco zm ienionej form y im ienia bohatera Trans-Adantyku (Ignac zam iast Ignacy), skła
dają się z pięciu liter. G om brow icz, jak św iadczy o tym np. im ię bohatera Zdarzeń na biyg u B anbury, m iał skłonność do budow ania - na zasadzie anagram ów 58 - imion znaczących. Dwie pierw sze litery wyrazu Iwona stanow ią anagram począt
ku w yrazu W itold. Przyjrzyjm y się bliżej podobieństw om tych postaci.
Iwona, chociaż w ystępuje przede wszystkim w roli przyszłej synowej króla Ignacego i królowej M ałgorzaty, traktow ana je st przez nich ja k dziecko, m ożna pow iedzieć, iż staje się nim w wyniku specyficznej adopcji. M ałgorzata kilkakrot
nie powtarza:
Jakie to słodkie stworzenie. (Całuje ją ) D ziecino, będziem y ci ojcem i matką [...]. [D 29]
Filipie, synu, czyż nie jesteśm y dla niej z całym matczynym sercem ? [D 53]
Akt przysposobienia Iwony do rodziny Filipa następuje w wyniku słownych oświadczeń i konkretnych czynów. M ałgorzata odnosi się do niej ja k do córki, roz
pieszcza, dokarmia, jest nadopiekuńcza, zachęca także Ignacego, aby i ten był dla niej jak ojciec, kochający i serdeczny. Ignacy, w rzeczywistości władczy i groźny, stara się, z wątpliwym skutkiem, ośmielić zahukaną, nieśm iałą i m ilczącą Iwonę:
Ja przecież jestem ojciec... ojciec Filipcia, tata? Tfy! N ie tata, ale ojciec! W każdym ra
zie... N ie jestem przecież obcy. (Podchodzi, Iwona się cofa) N ie trzeba znów tak... Jestem zw ykły sobie człow iek . Zwykły, no - nie jestem król Herod! N ik ogo nie pożarłem. N ie ma się czego bać! [...] N ie jestem zw ierzę przecież! (Podchodzi, Iwona cofa się gw ałtow n ie, upuszcza włóczkę, K ró l krzyczy) N o, m ów ię, nie ma się czego bać! N ie jestem zw ierzę!!! [D 56]
Iwona, ju ż jak o dziecko króla i królowej, nie zaś przyszła narzeczona Filipa, zaczyna być głów nym problem em nowych rodziców. Choć czynią to w brew so
56 Zob. В 16: „W idzę ojca m ego, pięknego m ężczyznę, w yniosłej postawy, o twarzy, w której w szystko, spojrzenie, rysy i szpakowaty w łos, składało się na wyraz doskonałej, szlachetnej rasy.
Widzę i ciebie, matko, w nieposzlakowanej czerni, jedynie z parą starożytnych butonów w uszach.
W idzę i siebie, m ałe, pow ażne, m yślące chłopię...”.
57 G om brow icz wykorzystał m otyw zdjęcia rodzinnego w pierw szych wersjach O peretki w di
daskaliach (zob. D 376).
58 N azw isko „Zantman” stanowi anagram niem ieckiego słow a ja n z m a n ” (tancerz), a zatem postać ze Zdarzeń na brygu B anbury jest aluzją do bohatera Tancerza m ecen asa K raykow skiego, na co zw rócił uw agę W. B o l e c k i ( Tajemnica kosmosu. W zb.: Jan B łoński i... literatu ra X X wieku.
Red. M. Sugiera, R. N ycz. Kraków 2002, s. 2 8 1 -2 8 3 ).