Sławomir Magala
Kategoria pokolenia w badaniach
nad teatrem studenckim
Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 3 (39), 141-148
b ohaterom M oliera b ohaterów Dostojew skiego we w spom nianej p ra cy Bachtina). Obecnie podobna sy tuacja zw ykle jest określana ja
ko „poszukiw anie samego siebie” .
M ożna w skazać n a inne jeszcze cechy w e w zajem nym oddziaływ a n iu języków w ram ach k u ltu ry i jednostki, gdy ro z p a tru je się je jak o sam oregulujące się system y. Tak oto przy przeciw staw ieniu dom inującego języka i przyporządkow anych m u języków lokal nych (np. k a rn a w ał w sferze k u ltu ry średniow iecza) w ażnym as pektem jest przeanalizow anie sposobów tw orzenia nieokreślonoś ci — w sk u te k w zajem nego przenikania się i kreolizacji języków okazuje się niem ożliw e w yprow adzenie jednoznacznej oceny 17. Do datkow ym sp rzy jający m czynnikiem jest nieadekw atność opisu sy tuacji, tj. znany fak t rozbieżności św iadectw , św iadom y fałsz lub m aska w zachow aniu 18.
S'. T. Zolan, I A. Czernow przełożył Bogusław Żyłko
Kategoria pokolenia w badaniach
nad teatrem studenckim
Pokolenie jest określeniem pewnego stosunku równo- czesności jednostek: jako tę samą generację określamy tych wszystkich, którzy w p e w n y m sensie obok siebie dorośli, to znaczy, którzy wspólnie posiadali dzieciń stwo, wspólny w iek młodzieńczy, i u których na ten sam czas przypada doba m ęskiej dojrzałości. S prawia to, ż e osoby takie powiązane są głębszą wspólnością. Ci, co w latach młodzieńczych tych samych doznali w p ł y w ó w kierowniczych, składają się raze m na poko lenie. Tak pojęta generacja tw o rzy ciaśniejszy krąg jednostek, które na skutek zależności od tych samych wielkich zdarzeń i przemian, jakie miały miejsce w ok resie ich pobudliwości, mim o rozmaitości czynników, które się później dołączyły, związane są w pew ną jednolitą całość.
W . D ilt h e y : G e s a m m e l te S c h ri fte n , to m V . L ip s k 1924, s. 38, c y t z a K . W y k a : Pok o le nia lite ra c k ie . K r a k ó w 1977 W L.
ROZTRZĄSANIA I ROZBIORY 1 4 2 Ï
P rzy d atn o ść k atego rii pokolenia w b ad an iach historyczn oliterack ich nie jest n a ogół kw estionow ana, a n aw et w socjologii w iedzy co n ajm n ie j od czasów M annheim a i K elles- -K rau za nie jest ona podaw ana w w ątpliw ość. Ale i w ty ch dzie dzinach, gdzie sta tu s tej k ateg o rii je s t poniekąd zag w arantow any ośw iadczeniam i i m an ifestam i b ad an y ch tw órców literack ich (ot, choćby tak ich filom atów i fila re tó w sprzeciw iających się ugodow - com i klasykom ), nie jest to kateg o ria jednolita. S łusznie więc W yka c y tu je M annheim a, k tó ry sprzeciw ia się n ad m iernie biolo- gistycznem u tra k to w a n iu te j kategorii:
„Socjologiczne zjawisko związku pokoleniowego zostaje w yw ołane przez bio logiczny rytm narodzin i śmierci. Być w yw oływ anym przez coś nie oznacza jednak w cale, że m ożna być z tego zjawiska wyw iedzionym , być w nim za wartym (Durch etw as fundiert sein, bedeutet aber nicht aus ihm ableitbary
in ihm enthalten sein). Zjawisko, które zostaje w yw ołane przez zjawisko
inne, nie mogłoby w prawdzie bez niego istnieć, lecz mimo to w zestaw ie niu ze zjaw iskiem podstaw owym uzyskuje jakościowo samoistny, n iew yp ro- w adzalny przydatek” (Mannheim: Das P roble m der Generation. „Kölner Viertels jahrshefte für Soziologie” 1928, s. 173, cyt. za Wyka: op. cit., s. 45). In ny m i słow y, n ie w spólnota m e try k określa pokolenie, ale w spól nota celów —■ w spólnota celów zaznaczona identycznym i sym bo lam i id e n ty fik a c ji grupow ej i tożsam ością tzw. przeżycia pokole niowego. O d dajm y po raz o sta tn i głos W yce, ty m razem jako sa m odzielnem u tw ó rcy, nie ty lk o pośrednikow i tłum aczącem u pol skiej m yśli teo rety czn o literack iej idee a n ty n a tu ra listy cz n e j h u m a n isty k i niem ieckiej:
„Centralne m iejsce w świadom ości pokolenia zajm uje stale pew ien ośrodek krystalizacyjny najczęściej w postaci w ielkich wstrząsów społecznych i ideo wych, ośrodek, na którego kształtujące działanie pokolenie zawsze się po wołuje. W w yznaniach uczestników każdego z pokoleń czy grup niezm ien nie stwierdzam y pow oływ anie się na pew ne przeżycia, których skutki du chowe postulowane są jako wspólne, łączące całe pokolenie, i przyznawanie się do uczestnictwa w tych skutkach uchodzi za przyznawanie się do przy należności do pokolenia, tak jak na odwrót, nieodczuwanie tego uczestnictwa z pokolenia wyłącza. Te przeżycia Petersen nazywa przeżyciami pokolenio w ym i i termin ten należy za nim przyjąć” (Wyka: op. cit., s. 101).
N aw et jed n a k u sam ego W yki k a teg o ria pokolenia nie jest całko wicie jednolita, poniew aż z jed n ej s tro n y idzie w niej o uchw yce nie pew nego ru c h u — nie dającego się przew idzieć i każdorazo wo odm iennego — in d y w id u aln y ch biografii u k ład a jąc y c h się w luź ne gru p y, definiow ane e x post przez h isto ry k a lite ra tu ry jako po kolenia (i sam e d efiniujące się cząstkow o i p ersw azyjnie także jako pokolenia), a z drugiej o ru c h n a tu ry obiektyw nej, k tórego poszczególne zbiorow iska jed n o ste k są jed y n ie niedoskonałym p rzy
bliżeniem . Tak p rzy n ajm n iej należy rozum ieć, jak sądzę, pow ołanie się przez W ykę n a K elles-K rauza, k tó rem u z „socjologicznego p r a w a retro sp e k c ji” w yciąga W yka, całkiem słusznie, konsekw encje w postaci sw oistej reg u ły „dialektycznej koresp on den cji” kolejno po sobie następ u jący ch d o k try n literackich i ideologii a rty sty c z nych, D ialektyczność tej korespondencji pokoleń polegałaby w ów czas n a jak im ś ponadczasow ym w ym ogu nałożonym n a każdą g ru pę pokoleniow ą, w ym ogu o postaci „odróżniaj się jak potrafisz od pokolenia poprzedniego, i poprzez odróżnianie to w łaśnie naw iązuje paradoksalnie, więź ze zw alczanym przez siebie pokoleniem ”. J e st to oczywiście sw oisty determ in izm — jeżeli m usi istnieć falo w anie program ów literackich przypom inające w alki kolejnych sprzecz n ych paradygm ató w w n auce (m inus wym óg korespondencji ścisłej, jak i w nauce jed n ak jest p rzestrzeg any — nikom u nie w olno od rzucać dorobku poprzedników ot tak, bez poczciwego u zasadnie nia), to nie m a w gruncie rzeczy znaczenia subiektyw na m otyw acja ani in sp iracje teoretyczne, bo i tak pokolenie zaistnieje na m ocy p raw a ruch u pokoleń. Nie m usim y jed n ak problem ow i tej dw o istości poświęcać w iększej uw agi, jako że W yka sw oje koncepcje rozw ija przede w szystkim dla badan ia rom antyzm u i m odernizm u polskiego, a k om entarz do K elles-K rauza m a c h a ra k te r p rzy p ad kow y i sprzeczność z apro b ow an y m i przezeń a n ty n a tu ra lista m i n ie
m ieckim i ty p u D ilth ey a nie budzi zdziw ienia.
„(...) skoro każdy przewrót szuka dla siebie przodków i podobieństw w prze szłości i skoro, jak doświadczenie dowodnie uczy, nigdy nie następują po so bie prądy i przewroty o takich samych ideałach przewodnich, ale po reakcji następuje wybuch, po wybuchu nowa redukcja, by pozostać przy najprostszej form ule zmiany, w takim razie na planie przeszłości powiązanej z teraźniej szością dokonuje się kolejne przesuwanie ogniw duchowych, raz ogniwa pozwalającego uzasadnić reakcję, innym razem ogniwa uzasadniającego- reformę, krótko mówiąc, pow staje tu rytmiczne, przemienne w artościowa nie epok i ideałów. Raz jeden cykl wartości zostaje podniesiony ku górze, za zmianą zdań teraźniejszych podniesiony zostaje następny cykl i tak ko lejno w w ielkich, kolejno następujących po sobie falach. Krauz nie w ydo bywał ze swej płodnej teorii tych konsekwencji, tymczasem ta rytmiczność zjaw isk i prądów jest koniecznym uzupełnieniem i wynikiem jego koncepcji. Przyjm ując poparte obserwacją m echaniki przemian duchowych istnienie rytmu hum anistycznego, przekraczamy tak stanowisko sceptycznego relaty wizmu, jak naiwnej w iary w postęp bez załamań” (Wyka: op. cit., s. 119). P rzydatność k ategorii pokolenia do badań n ad te a tre m stu den ckim nie budzi — prim a jacie p rzy n a jm n ie j — żadnych w ątpliw ości. W szakże nie m a żadnych sporów co do tego, że przeżyciem poko leniow ym był polski październik 1956 r., w ydźw ignięty przez in te
ROZTRZĄSANIA I ROZBIORY 114
w sieci pow stałych nagle jak grzyby po deszczu teatrzy kó w , te a t rów, scen, scenek, w idow ni i k ab aretó w od egrała narodow ą d y skusję, prow adzoną rów nolegle n a łam ach tak ich czasopism, jak sły n n e „Po P ro s tu ” czy k ilk a pism lokalnych (np. poznańskie „W y bo je”, k tó ry c h przypom nienie zaw dzięczam y m. in. badaczom k u ltu r y stu d enckiej — że przypom nę cykl esejów L o th a ra H erb sta na te m a t p rasy studenckiej d ru k o w an y na łam ach krakow skiego „ S tu d e n ta ”, nie bez pow odu, w okresie k ształtow ania się „M łodej K u ltu ry ”).
W reszcie nie budzi w iększych w ątpliw ości okoliczność ro zk w itu polskiej sceny stu d en ck iej po k ró tk im okresie pozornego spokoju i m ilczenia: renesans te j sceny w okolicach g ru d nia 1970 r. jest oczyw isty n a w e t dla postronnego o b serw ato ra, nie znającego bio grafii jej tw órców .
Ale jest coś niepokojącego w tej łatw ości, z jak ą m ożna przypisać w zm ożoną aktyw ność stu d enck iej sceny pew nym politycznym w y znacznikom . Bo przecież lata sześćdziesiąte, zwłaszcza okolice roku
1966, 1967, to w tak im u jęciu lata chude — co kłóci się z fa k ta mi; wszakże są to la ta szlifow ania poziom u scen studenckich, ożyw ionej i płodnej ich działalności (że przy po m nę choćby rew e lacyjne i politycznie bardzo dojrzałe p rzedstaw ienie S zew có w zrobio ne przez H erm a n n a w „K alam b u rze” ). Tym , co pozw ala n am skoja rzyć rozkw it scen stu d en ck ich z ro zjaśn ian iem się ogólnonarodo wej sceny politycznej, n a k tó re j błysk a szersza d y skusja co do k sz ta łtu społeczeństw a, je st zw iązek te a tru z życiem społecznym , jest w spólnota celów ruchów arty sty czn y ch i dążeń politycznych, nie u jęty ch , rzecz jasn a, w k a rb y organizacji i in sty tu cji, na łam ach któ rych i w k tó ry c h form ach dążności owe m ogłyby się w ydobyć na św iatło dzienne społecznej świadom ości, nie k orzystając z w eh i k u łu pom ocniczego, jak im je s t w ty m w y p ad k u scena studencka. Inaczej mówiąc: nie ch w y ta m y w spólnoty pokolenia, ale w spólnotę celów w szystkich g ru p społecznych zainteresow an ych w n aru szeniu zam rożonego sta tu s quo. W 1956 r. w spólnota tak a zaistniała — i dopiero ex post m ożna było nazw ać i „Piw nicę pod B a ra n am i”, i „Po P ro s tu ”, i dziełko Ossowskiego K u n o w y m fo rm o m życia spo
łecznego (napisane nb. w czasie okupacji) dziełam i jednego pokolenia.
D opiero na tle la t sześćdziesiątych w spólnota ta zaczęła się jaw ić jako ścisła i w y ra ź n a — jako w spom nienie dynam izm u i szansy na rozw ój. Podobnie w in n y ch w y p ad k ach zbieżność pokoleniow a była w y nik iem sk lejen ia się dośw iadczeń politycznych i arty sty c z n y c h i tylk o o ty le może być u w ażan a za doniosłą, o ile in te re s u je nas społeczna fu n k c ja te a tru — dla sam ych k w estii arty sty c z n y c h nie jest to już tak doniosłe. In n a sp raw a, że m oim zdaniem w łaśnie ta społeczna fu n k cja te a tru studenckiego je st najw ażniejsza w na szej k u ltu rz e n arodow ej — ale sąd te n w yp ow iad am z p ełn ą św ia
domością, że jednocześnie opow iadam się za k u ltu rą , k tó ra jest n ie u sta n n y m w ezw aniem do kw estionow ania zastanych fo rm życia.
P ow tarzam : ty lk o p rzy tak im opow iedzeniu się m ożna dalej u trz y m yw ać w yżej w ym ienioną periodyzację pokoleniową. Ale i tak sy tu a c ja n a m się skom plikuje, gdy dojdziem y do chw ili obecnej, k tó ra rozpoczyna się m niej w ięcej od 1974 r. (cezura dość do w olna). Chodzi bow iem o to, że te a tr studencki n agle okazał się rozbity na dw ie nierów ne p a rtie: na te a tr półprofesjo naln y i na m nogość now ych scenek, z k tó ry c h pew ne już w eszły n a poziom ogólnokrajow y, ale jeszcze nie zdołały u trw alić się w świadom ości społecznej serią u d an y ch n aw iązań do tra d y c ji w ojującego te a tru — fo rum w ypow iedzi politycznej, nośnika niepokoju społecznego.
M ożna oczywiście uw ażać, że w szystkie istniejące obecnie te a try studenckie, bez w zględu n a to, czy będzie to koncern tea tra ln o -w y - daw niczo-społeczny „ K a lam b u r” (dzieło niestrudzonego — i m ówię to z całym przekonaniem , bez zw yczajow ej k u rtu a z ji, bo tej nie p o trzeb u je — Bogusław a Litw ińca), czy też te a tr „M aja”, już co k olw iek o trzask an y ze stu d en ck im i festiw alam i i studenck ą publicz nością, ale jeszcze bez tej ostatecznej poprzeczki, k tó re j p rzek ro czenie o feru je w stęp do P an teo n u pam ięci k u ltu ry narodow ej — bez uczestnictw a w w ielkim w ydarzeniu politycznym rozchodzą cy m się falam i te a tra ln y c h sp ek tak li po św iadom ości społecznej w całym k ra ju , że te w szystkie te a try tylko czekają na historyczną chw ilę.
Ciekaw sze jest jed n ak prześledzenie inn ej możliwości: że te a try ju ż u trw alo n e nie czekają n a nic, poniew aż ich poziom świadom ości i sam ośw iadom ości społecznej je st ta k w ysoki, że nie trzeb a im ju ż pod niety w pew n y m sensie zew nętrznej w postaci zaburzeń po litycznych, b y się do ogólnonarodow ej d y sk u sji w łączyć, a te, k tó re jeszcze u trw alo n e nie są, tak że takow ej zew n ętrzn ej p odniety nie p o trzeb u ją, poniew aż w sam ym ru ch u studenckiej i p ółpro fesjon aln ej (acz pochodzenia studenckiego) sceny m ają już dosta teczną ilość podniet estetycznych, a w zbiorowości m łodej in te li gencji m ają dostateczne oparcie dla swoich dążeń a n ty sta g n a c y j- nych. Sądzę, że ta k się w łaśnie rzeczy m ają i że te n fa k t o sta tecznie przek reśla możliwość stosow ania kategorii pokoleniow ej (o ile, rzecz jasna, nie w yd arzy się coś, co zyska sobie m iano n o wego przeżycia pokoleniowego. W latach ostatnich w sam ym sp o sobie rozw ażania te a tru studenckiego zaszły pew ne zm iany. Z m ia ny te chciałbym zilustrow ać n a przykładzie analogii z filozofii n au k i i ilu s t r a c ji 'z h isto rii najnow szej w USA i k ra ja c h E u ro
py Zachodniej. Otóż pow iada się we w spółczesnej filozofii n a u k i (pogląd ta k i w szkole poznańskiej głosili m. in. J e rz y K m ita i A nna Pałubicka), że n au k a w fazie rozw ojow ej w zględnie w czesnej ogra 10
nicza się do kryty czneg o nicow ania dośw iadczenia społecznego, w ie dzy potocznej, obiegow ej m ądrości. Dopiero na etapie stosunkow o późnym , o siąg n ięty m w czasach n a m w spółczesnych przez n iek tó re działy n au k i, tak ie jak fizyka now ożytna albo biologia, zwłaszcza biochem ia, n au k a nie m usi już zadow alać się o pracow yw aniem m a te ria łu zastanego ponikąd w św iadom ości społecznej, ale może sto sować n ierów nie b ardziej skom plikow aną stra te g ię badaw czą, a m ia now icie p ro jek to w ać k sz ta łt dośw iadczenia społecznego, o jakim jeszcze zastana św iadom ość nie może n a w e t m arzyć. I tak a w łaśnie faza, w k tó re j n a u k a w ym y k a się w rew iry poligonów przyszłości, zajm u jąc się w ytyczan iem ścieżek, po jak ich świadom ość społecz na chadzać będzie —■ lub nie — w przyszłości — jest dopiero fazą teo rety czną sensu stricto, fazą d o jrzałej nauki.
Analogia z rozw ojem te a tru studenckiego, jak ą zam ierzałem u k a zać, je st już ch y b a widoczna: otóż te a tr pokolenia 1956 i pokole nia 1970 jest w łaśnie tak im p ree stety c zn y m tea tre m , czy też praspołecznym i dopiero wówczas, gdy u d a m u się zap ro jek to wać dośw iadczenie społeczne (w krańco w ym w y p ad k u — p rzew i dzieć w y p ad k i społeczne i doprow adzić do skrystalizow an ia się siły społecznej, ja k a w tak ich w y pad k ach zaistnieć b y potrafiła), okaże się te a tre m w p e łn i dojrzałym , te a tre m w fazie d o jrzałej, te a tre m społecznie nośnej estetyk i.
Omówię teraz p okrótce o statn ie przedstaw ienia „ K a lam b u ra ” (Biała
sk rzy n ia ) i „8 D n ia” (Przecena dla w s z y s tk ic h ) jak o p rzedstaw ien ia
kw alifiku jące się m oim zdaniem do k lasy p rzedstaw ień te a tru s tu denckiego dojrzałego, w sto sun k u do którego kateg o ria pokolenio-
wośći pow oli — i pod w a ru n k ie m b ra k u nagłej podpórki zew n ętrz nej — p rzestaje odgryw ać kluczow ą rolę.
P rzed staw ienie B ia łej s k rz y n i je st o p arte na te k sta ch U rszuli K o zioł (powieści P ta k i dla m y ś li, dram acie T r z y św ia ty oraz pieś niach i tek sta ch w y k o rz y sta n y c h w zdarzeniach poprzedzających sp e k ta k l w łaściw y i po sp e k ta k lu następu jących), podobnie jak słyn ne W ry tm ie słońca. Ale n a ty m się podobieństw o kończy. S p ek tak l zaczyna się scenkam i w b ijan ia gwoździ i zabijania sk rz y ń — po p a ru w esołych i nieco m etaforycznych scenkach w i dzowie przechodzą przez „zabite desk am i” w ejście (w ąską skrzynię) do sali te a tra ln e j, n a k tó re j tak że d om inują a k c e n ty skrzynio w ate (jak g dyby cała rzecz działa się „na w alizkach” , „w p odróży”). Całości streścić niepodobna — ale jest to jak gd y b y rozpisany na głosy m onolog trzy d z ie sto la tk a o nieuchronności kom prom isów i in - fa n ty liz a cji życia społecznego, zrobiony z w yczuciem , w rażliw ością, a n a w e t od czasu do czasu błyskotliw ością sceniczną (erotyka jako czynnik zab ijający osobowość i g w a ra n tu ją c y ujednolicanie za chowań). P o d ty tu ł sztuki b rzm i In teligencka kom edia u w ikła n ia >
a w program ie czytam y: „w ty m p odtytule naszej p racy prag n ie m y zaw rzeć głównego ad resata (inteligencja), do którego się k ie ru jem y , spraw ę (uw ikłanie), k tó ra w ydaje n a m się bardziej kło potliw a niż susza, powódź i kolejki za m ięsem, gdyż dotyczy nie tego co m am y, lecz kim jesteśm y, oraz nasz bezradn y śm iech (ko m edia), w k tó ry m mimo w szystko pokładam y n ad zieję” .
I jeszcze jeden fra g m en t exposé Litw ińca, k tó ry sta je się n a d e r w ym ow ny w św ietle proponow anego tu odczytania w idowiska: „A jednak żałuję, że nie czas już dzisiaj na «Pielęgniarki». W tedy też pokpi w aliśm y z paraliżu w oli, z uwiądu charakteru, z zagadkowej łatwości p eł zania m ęskich budowniczych — m ieliśm y jednak receptę: «Pielęgniarki». Dziś, przyglądając się m iędzy innym i sobie, nie jesteśm y już tacy siebie pewni. Rozproszyło się grono pielęgniarek — naszych wspaniałych, pięknych dziewczyn, które już tylko swoich mężów poszły przekonywać, że nienor
m alność nie może być normą”.
Być może au te n ty cz n y żal L itw ińca jest także żalem za raje m u traco n ej au ten tycznej jedności z ru chem szerszym , bo o p a rty m n a pokoleniow ym przeżyciu, i w y razem w ysiłku, jak i tera z zespół m u si w kładać w k onstruow anie nowego widza, w stw arzanie nowego dośw iadczenia społecznego.
Przecena dla w szy stk ic h jest znacznie w yraźniejsza w swoim p rze
słaniu, bo też m niej poetycka, a bardziej burleskow o i cyrkow o została zam ierzona. Lech Raczak zrobił przegląd w szystkich chw y tów te a tru studenckiego — łącznie z te a tre m „B read and P u p p e t” i „M isteriu m ”. Ale zarazem jest to przegląd rekw izyto rni w spół czesnej polskiej inteligencji, k tó re j bezradność staje się paląca dla niej sam ej. A ktorzy baw ią się lub tru c h leją , dialek ty k a śm iechu i grozy w ie je ze sceny, w k tó rej niczym k u g larskie kró liki w y sk a k u ją raz po raz n a trę tn e daty... Sam o przedstaw ienie jed n ak je st szaleńczym cy rk iem i k p in ą z cy rk u — zbieranie pieniędzy do k a pelusza (w ykorzystyw anych n astępnie na zakup „jabola” spożyw anego
przez zrozpaczonych uczestników przedstaw ienia — to także część spektaklu), tem po n arzucane św ietną m uzyką, zręczne operow anie św iatłem — w szystko to czyni ten przegląd rek w izy to rn i w yo b raź ni upio rną w ędrów ką po m itach i w idm ach — rodem z sennego koszm aru. I co teraz? Teraz ty lk o now e doświadczenie — nie m a m e tody, by je stw arzać — trzeb a być bardzo in telig en tn y m i w rażliw ym .
Do inteligencji się odw ołują, w rażliwość estetyczną pośw iadcza po ziom w idow iska. T y tu ł —· Przecena dla w szy stk ic h (nie w spom inam o rzeczy ta k oczyw istej, jak fra g m en ty poezji n ajw y b itn iejszy ch pol skich poetów młodego pokolenia) — jest oczywiście n ad er sym bo liczny. Czas, jak i badam y, jest czasem przeceny. J e st rzeczą naszą, ja k z tej przeceny w yjdziem y. Badania n a d te a tre m stu d enckim m ogą się przyczynić do zrozum ienia, że przecena nie jest w yrazem
ROZTRZĄSANIA I ROZBIORY 1 4 8
k ry zy su a n i k ra c h u — je s t p rzejaw em now ej roli społecznej te a tru studenckiego. Roli, jak ą w yznacza in n y k o n tek st społeczno-politycz ny. R oku 1977. N asza to spraw a, b y świadom ość tw órców i od biorców te a tru studenckiego w tak iej p erspektyw ie u jm o w ała po szczególne przedstaw ienia.
S ła wom ir Magala Poznań, listopad 1977 r.
Estetyka Stefana Morawskiego
Z końcem ro k u 1974 (C am bridge, M assachusets, USA) w yszła ponad czterystostronicow a praca S te fa n a M oraw skie go pt. In q u ires into F u n d a m en ta ls o f A esthetics. W rozszerzonej w e rsji zo stała z końcem 1977 r. w y d an a przez Ediciones w B arce lonie pt. F ondam entos de Estetica. M onroe С. B eardsley, a u to r słow a w stępnego do w y d an ia am erykańskiego, u zn ał M oraw skiego za jednego z n ajp ło d n iejszy ch i n ajg łęb iej w n ik ający ch w zagad n ien ia sz tu k i estety k ó w o rie n tac ji m arksistow skiej. Szczególnie pochlebne je st zestaw ien ie M oraw skiego z L ukacsem , uw ażanym przez badaczy n a całym św iecie za klasycznego przedstaw iciela te j p o staw y in te le k tu a ln e j, o tw a rte j n a cudze osiągnięcia i z a ra zem sty m u lu ją c ej inaczej filozoficznie zoriento w any ch estetyków . D la czy telnik a polskiego pozycja ta n a b ie ra ty m w iększego zna czenia, im bard ziej u św iadom im y sobie fak t, że teo ria M oraw skie go w y rosła n a g ru n cie naszej tra d y c ji filozoficznej. Obok uznanej ju ż za granicą od la t w arto ści dokonań zw iązanych z polską szko łą an ality czn ą o raz fenom enologiczną, m ark sisto w ska koncepcja sztu k i w ty m in d y w id u aln y m u jęciu u zy skała trw a łe m iejsce w za k resie filozofii. J a k w ażne je st to m iejsce i n a ile zn am ien n y jest fak t, że rozgłos i w p ły w zyskała w łaśnie filozofia sztu k i u p ra w ian a ja k to czyni M oraw ski, trz e b a zostaw ić do w y jaśn ien ia i oce n y n a stę p n y m pokoleniom .
Dzięsięć la t tem u, kiedy p isałem recen zję k siążki M oraw skiego pt.
A b so lu t i fo rm a — zafascynow any e ru d y c ją au to ra , jego u m ie ję tn o ś
cią w y k ła d u i polem iki z poglądam i A. M alrau x oraz sam ow iedzą e stety czn ą — w y raziłem n ad zieję, że k o nsek w encją owego zd erze n ia z cudzą historiozofią a rty sty c z n ą będzie p rez e n ta c ja w łasnej koncepcji. Z nałem rozpraw y historyczne au to ra, jego eseje filo- zoficzno-estetyczne, w y k ład y i poglądy — b y ły to zaw sze rozw i ja ją c e się, now oczesne p ró b y k o lejn y ch zbliżeń do podejm ow anych