• Nie Znaleziono Wyników

Ludowość w poezji Kochanowskiego

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Ludowość w poezji Kochanowskiego"

Copied!
29
0
0

Pełen tekst

(1)

Julian Krzyżanowski

Ludowość w poezji Kochanowskiego

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 44/3-4, 1-28

(2)

i.

R

O

Z

P

R

A

W

Y

J U L IA N KR ZYŻANO W SKI

LUDOWOŚĆ W PO E Z JI KOCHANOW SKIEGO 1. Ludowość renesansow a

Czasy Renesansu, n a k tó re przypadł rozkw it niezw ykle bogatej, głębokiej i rozległej k u ltu ry literackiej, m iały sw oje w yraźne upo­ dobania estetyczne, o p arte w bardzo pow ażnym stopniu n a trady cjach klasycznych, starożytnych, grecko-rzym skich. Upodobania te dzięki podkładow i staro żytnem u oddziaływ ały bardzo osobliwie na ch arak ­ ter ówczesnej pro d u k cji literackiej, niejedn ok ro tnie m ianow icie zacierały w ystępujące w niej różnice klasow e, znam ienne dla poezji dw orskiej, szlacheckiej i m ieszczańskiej, duchow nej i świeckiej, a doniosłe, gdy chcem y zrozum ieć realizm renesansow y. Jakkolw iek bowiem każda z tych odm ian z n a tu ry rzeczy od tw arzała w sposób m niej lub bardziej w ierny życie tych klas czy grup społecznych, z k tórych pochodzili lu b w k tó ry ch żyli pisarze, zdarzało się często, iż powszechnie uznaw ane zasady poetyki — odw ołujące się do k la ­ syków starożytnych — spraw iały, iż owo odtw arzanie niezupełnie dokładnie odpowiadało rzeczywistości, iż często ją przekształcało lu b n a w e t zniekształcało. W skutek tego w praw dzie w kraczały nieraz do lite ra tu ry treści now e i śm iałe, rad y k aln e i rew olucyjne, któ re dzięki m asce klasycznej nie budziły zbyt gw ałtow nego sprzeciw u u odbiorców — toteż fu n k cja poetyki była tu czynnikiem pozytyw nym i postępow ym . Z drugiej stro n y jed n ak b adanie pew nych elem entów k u ltu ry renesansow ej n a tra fia n a ogrom ne trudności, w ym aga bo­ w iem rozw iązyw ania przeróżnych szyfrów, do k tórych nie zawsze m am y w łaściw y klucz. Rzeczą np. oczyw istą w ydaw ać się może, iż na stosunku pisarza renesansow ego do otaczającego go życia silnie w a­ żyć m usiało pochodzenie tego pisarza. Tym czasem tylko bardzo w nikliw e oko badacza dzisiejszego dostrzec zdoła różnice w poglą­ dach społecznych m iędzy pisarzem renesansow ym , k tó ry w yszedł z chaty chłopskiej lu b dom ku m ieszczańskiego i z biegiem la t zdobył w ysokie godności kościelne czy dworskie, a jego rów ieśnikiem , k tó ry

(3)

zrodził się i w yró sł w środow isku rycersko-szlacheckim lub m a­ gnackim , obydw aj bowiem posługiw ali się ty m i sam ym i ujęciam i, dykto w an y m i przez w spólną poety kę renesansow ą. Prężność jedn ak m łodej, zdobywczej k u ltu ry renesansow ej b rała górę n a d rygoram i poetyki, życie dom agało się głosu w lite ra tu rz e i zdobyw ało go p rę ­ dzej czy później. Z w ycięstw o odniesione przez języki narodow e n ad podziw ianym i staro żytn y m i, greczyzną i przede w szystkim łaciną, stanow i n ajw y m ow niejszą ilu stra c ję tego procesu.

O w szystkich ty ch zaw iłych spraw ach pam iętać trzeba, gdy p rzy ­ stęp u je się do b ad ań n ad pierw iastk iem ludow ym w lite ra tu rz e ren e ­ sansow ej, w k tó re j — g d yby opierać się n a sam ej tylko poetyce ówczesnej — n a ludow ość nie było m iejsca. Do tego dołącza się czynnik in n y jeszcze: niejasność sam ego pojęcia ludow ości czy p ie r­ w iastk a ludowego. Pojęcia tego i tu ta j całkiem dokładnie określić nie podobna. W ym agałoby to bow iem osobnego studium . P o p rzesta­ jąc więc z konieczności n a ogólnikow ym jego przedstaw ieniu, w y­ różnić by m ożna trz y jego odm iany, a m ianow icie: pochodzenie pisarza, rodzim ość jego utw orów , a w reszcie ich ludowość w e w ła­ ściw ym znaczeniu tego w yrazu.

Je śli uw agi p oprzednie o ch arakterze k u ltu ry renesansow ej były słuszne, odm iana pierw sza, a więc pochodzenie pisarza, n ie w y d aje się tu ta j sp raw ą istotną. Że tak jest, p otw ierd zają fakty , któ ry ch uogólnienie nie m oże w yw oływ ać w iększych zastrzeżeń. Z nam y m ia­ now icie w ypadki, gdy z d w u pisarzy bardzo sobie bliskich, pisu jących ty lko po łacinie, szlachcic (K rzysztof K obyleński) żywo rea g u je na pew n e elem enty k u ltu ry chłopskiej, chłop zaś (K lem ens Janicjusz) je st w obec nich zupełnie obojętny. Na zasadzie takiego rozum ow ania k ateg o rią ludow ości zw iązaną z pochodzeniem klasow ym poety („pi­ sarz chłopski“) m ożna się tu n ie zajm ow ać.

D aleko tru d n ie jsz a je s t sp raw a rodzim ości p rod uk cji pisarskiej. W yraz „rodzim ość“ oznacza tu dużą w rażliw ość n a te sk ład n ik i k u l­ tu ry narodow ej, k tó re ró żnią ją od k u ltu r in n y ch narodów , i to w rażliw ość w iązaną ze zdolnością plastycznego odtw arzan ia tych p ierw iastk ó w w sztuce w ogóle, w sztuce słow a w szczególności. T rudność tej sp raw y w y n ik a tu z tru d no ści dokładnego ustalenia owych składników i sposobu reagow ania n a n ie u różnych pisarzy; bez n am y słu przecież pow iem y, iż w dziełach M ickiewicza czy F re d ry rodzim ości je s t daleko w ięcej niż u Słow ackiego lu b K orzeniow skie­ go. W iem y nadto, ile było kło potu z ustalen iem rodzim ości u F re d ry w łaśnie czy też u gaw ędziarzy rom antycznych, cenionych dla swej

(4)

L U D N O Ś Ć W P O E Z J I K O C H A N O W S K I E G O 3

„sarm ackiej“ (czytaj: wsteczniczej) odrębności czy rodzimości. Dość przypom nieć ata k Goszczyńskiego n a au to ra Z e m s ty lu b obrachunek Spasowicza z tw órczością Pola, by uprzytom nić, że sp raw a ta jest istotnie wysoce skom plikow ana.

K ry ty k a rom antyczna, k tó ra pierw sza u nas zagadnieniam i tym i się zajm ow ała, usiłow ała znaleźć w yjście z piętrzących się tu ta j tr u ­ dności. W ychodząc tedy ze słusznego n a ogół spostrzeżenia, iż bardzo w iele cennych p ierw iastków rodzim ych zachowało się w postaci stosunkow o daw nej i czystej w k u ltu rz e chłopskiej, w y od ręb niano chłopskość z zakresu rodzimości, p rzy czym — zgodnie z ówczesnym poczuciem językow ym — chłopskość tę nazyw ano ludowością. W tym znaczeniu, k tó re i dzisiaj istotnych zastrzeżeń n ie budzi, tak że i tutaj, w yrazem ludowość posługiw ać się można, obejm uje ona pozytyw ny stosunek p isarza do życia chłopskiego, w yrażający się w o dtw arzaniu szczegółów tego życia, a w ięc w tzw. tem atyce chłopskiej, w sięganiu do poglądów i w ierzeń ludow ych jako czynników w yjaśniających postępow anie ludzkie, w posługiw aniu się w reszcie m otyw am i czerpa­ nym i z twórczości ludow ej, a więc z pieśni, bajek, anegdot, podań i przysłów . Stanow isko takie nie jest oczywiście w olne od p rzeróż­ nych trudności — i to n a tu ry m etodologicznej, tam zwłaszcza, gdzie chodzi o daw niejsze okresy literackie. O życiu te d y chłopskim daw ­ nych wieków w iem y stosunkow o mało, histo ria bow iem owych czasów praw iła przede w szystkim o klasach panujących, do-których chłopi, jak wiadomo, nie należeli. N astępnie, tw órczością chłopską, przekazyw aną ustnie, poczęto system atycznie zajibow ać się i u trw a ­ lać ją w piśm ie dopiero od końca w. XV III, w skutek czego całe jej duże dziedziny w stuleciach poprzednich zaginęły w znacznej m ie­ rze, a nieraz n a w e t całkowicie. Czasy jedn ak najnow sze, zwłaszcza n auk a w. XX, jakkolw iek dalekie od postaw ienia a tym m niej roz­ w iązania w szystkich zagadnień, k tó re dzieje chłopów n astręczają i długo jeszcze nastręczać będą, rzuciły n a nie tyle św iatła, iż w dzie­ dzinie tej, do niedaw na całkiem ciem nej i zagadkow ej, m ożem y orientow ać się dziś w cale dokładnie. To samo dotyczy i folkloru,

jak — niekoniecznie szczęśliwie — nazw ano lite ra tu rę ludow ą.

D latego też m ożem y podejm ow ać dzisiaj badania, k tó re przed półw iekiem daw ały w yniki tak nikłe, iż ponaw ianie ich m ożna było uw ażać za p racę z góry skazaną na niepow odzenie. I rozum iem y stanow isko ty ch badaczy, któ rzy — zajm ując się spraw ą ludowości w poezji Ja n a Kochanow skiego — dochodzili do wniosków takich jak te, k tóre przed półw iekiem w zw iązku z Sobótką w ypow iedział

(5)

uczony bardzo staran n y , zdający sobie spraw ę z tego, iż „poezja nasza ówczesna dużo m a w sobie elem entów ludow ych, w ięcej, niż się zw ykle przypuszcza, ale chłonęła je w siebie n iejak o nieśw iado­ m ie “, rów nocześnie zaś tw ierdzący, iż w poem acie Kochanowskiego „niek tó re z w ro ty ro b ią n a nas dzisiaj w rażenie jak b y ludowych... ale jest to ostatecznie złudzenie“ h

Takie jed n a k postaw ienie zagadnienia nie tylko że nie zniechęca, ale — w ręcz przeciw nie — zniew ala do p ró b y now ej, po pierw sze bow iem nie m a najm niejszego pow odu odrzekać się od badania jak ich ś składników dzieła literackiego, n a w e t chłoniętych przez tw órcę nieśw iadom ie, po drugie zaś badania, p rzeprow adzane ze s ta ­ now iska m etodologii m arksistow skiej, d a ją często najcenniejsze w y n ik i w u sta la n iu tych w łaśnie pierw iastków , k tó re pojaw iły się w utw orze literack im w b rew w iedzy i woli p isarza jako rez u lta t jego p o staw y klasow ej, z której on sam m oże n ie zdaw ał sobie jasno spraw y. Beznadziejność poszukiw ań, w spom niana poprzednio, może wdęc być raczej w y n ikiem m ałej spraw ności tych, k tó rzy je p od ej­ m ow ali, aniżeli w yrazem faktycznego sta n u k u ltu ry renesansow ej.

W iadomo przecież, iż n a teren ach, n a któ ry ch zaniechano

eksplo atacji ro py n afto w ej, nikłe jej bow iem pokłady w yczerpały się bardzo prędko, z n ajd u je się ją dzisiaj w obfitości, pod w arunkiem je d n a k zastosow ania nowoczesnej techn iki głębokiego w iercenia. W arto więc podjąć analogiczną p racę n ad K ochanow skim w dzie­ dzinach, k tó re n a pozór ty lko w y d a ją się jałow e.

Za podjęciem takiej p ró b y p rzem aw iają ponadto pew ne okolicz­ ności dodatkow e, z k tó ry c h badacze d aw niejsi nie zd aw ali sobie spraw y. W iążą się one z istnieniem w alki p rzeciw ieństw i sprzecz­ ności, k tó re oko nowoczesne dostrzega pod pow łoką jednolitych na pozór zjaw isk k ultu ro w y ch , tak ich ja k R enesans czy jego sk ład ­ n ik i pom niejsze, tak ie n a w e t ja k om ów iona poprzednio estety ka litera c k a tej epoki, op arta n a tra d y c ja c h klasycznych. W iadom o tedy, iż este ty k a ta, d la asp iracji a ry sto k raty czn y ch epoki zalecająca t r a ­ gedię i epikę, jej skłonnościom dem okratycznym daw ała w yraz w „eid illiach “, a więc dosłow nie obrazkach rodzajow ych z życia chłopskiego, rolniczego, p asterskiego lu b rybackiego, zw anych inaczej eklogam i lu b bukolikam i, co, jak w iem y od K ochanow skiego,

prze-1 S. D o b r z y c k i , P ie ś n i K o c h a n o w s k ie g o . K rak ów prze-1906, s. 30—31. W dalszym ciągu rozw ażań b ęd zie m ow a o tej tylk o rozpraw ie, szk ic b ow iem t e g o sam ego autora pt. L u d o w o ś ć w „S o b ó t c e “ K o c h a n o w s k i e g o ( L u d , X I, 1905, s. 292—305) jest ty lk o jej fragm entem .

(6)

L U D O W O Ś Ć W P O E Z J I K O C H A N O W S K I E G O

rabiano u n as na skotopaski, nim Szymonowicz ustalił dla nich nazw ę sielanek. Jeśli się n aw et przyjm ie bez zastrzeżeń pogląd, iż sielanki daw ały jakiś niepraw dziw y, zafałszow any konw encją obraz życia chłopskiego, to przecież pam iętać trzeba, iż w każdym razie w pro­ w adzały one to życie do lite ra tu ry i w ten sposób tw o rzy ły jakąś szczelinę w m urze uprzedzeń klasow ych odbijających się w ówcze­ snym piśm iennictw ie. D rugą tak ą szczelinę żłobiły poem aty opisowe, w ierszow ane tra k ta ty geograficzne czy krajoznaw cze. Ich doniosłość w tej sp raw ie najw ym ow niej ilu stru ją Roksolania i Flis Klonowicza, a b urm istrz lubelski nie był przecież odosobniony.

Okoliczność zaś druga, jeśli n aw et nie donioślejsza, to w każdym razie niem niej istotna, to realizm renesansow y, potężnym n u rte m płynący przez całą k u ltu rę i lite ra tu rę w. XVI. Z w racał on pisarza tych czasów ku spraw om człowieka i św iata jako zjaw isk obiektyw nie istniejących i godnych poznania naukow ego lu b opisu artystycznego. Siła zaś jego b yła nieraz tak potężna, iż niw eczyła lu b co najm niej u suw ała czy osłabiała uprzedzenia klasow e pisarzy dw orskich i szla­ checkich i zniew alała ich do zajm ow ania się św iatem plebejskim , m ieszczańskim i chłopskim, jako n arzucającym się obserw acji sk ład ­ nikom życia ówczesnego. Stw ierdzić to łatw o n a przykładzie choćby naszego Reja. Z pochodzenia szlachcic, pod koniec życia m agnat, nie tylko w K rótkiej rozprawie, ale rów nież ćw ierć w ieku później w Zwierciadle rozsiał on tyle obrazków z życia chłopskiego, iż ze­ b ran e razem utw orzyłyby bardzo rozległy jego obraz. M niejsza w tej chwili, czy autorem obrazu był postępowiec, czy wstecznik, czy sam obraz jest praw dziw y, czy fałszyw y — chodzi bowiem o stw ierdzenie tylko, iż realizm renesansow y był czynnikiem , dzięki k tó rem u chłop w jak iś sposób wchodził do lite ra tu ry ówczesnej, m ieszczańskiej, szlacheckiej czy dw orskiej.

Przeprow adzone tu rozw arstw ienie jednolitej n a pozór k u ltu ry literackiej czasów Renesansu, jej zwłaszcza estety k i czy poetyki, stw ierdzenie doniosłości realizm u oraz funkcji sielanki i poezji opi­ sowej uzasadnia prak ty czn ie sensowność próby poszukiw ań ludo­ wości w lite ra tu rz e w. XVI, w skazuje bowiem te jej dziedziny, w k tórych życie chłopa być mogło a naw et m usiało n atu ra ln y m przedm iotem uw agi pisarza, a zatem n a tu ra ln y m tem atem dzieła literackiego.

W św ietle tych uw ag problem ludowości u Kochanowskiego, poety, k tó ry tradycjom klasycznym hołdował jak n ik t inny u nas

(7)

w jego pokoleniu, ale k tó ry w yzyskiw ał je tw órczo i swobodnie, a nie m echanicznie i niew olniczo, k tó ry n ad to był re a listą w ysokiej klasy, w y d a je się zu pełnie rzeczow ym zagadnieniem naukow ym . Jeśli tak, to m etoda „w iercen ia“ odpow iednio głębokiego ro k u je odnalezienie poszukiw anych pokładów . Być może, że nie będ ą one bogate — idzie jed n a k o ich odnalezienie w ogóle, b y nieokreślone w yczuw anie ja k ie jś ich obecności, sp o ty k an e n iejed n o k ro tn ie w stud iach daw ­ niejszych, zastąpić spraw dzalny m i faktam i.

2. „Chłopska p rzy m ó w k a“

B adania ludow ości są wszędzie tam łatw e, gdzie p u n k tem w y j­ ścia jest jak iś te m a t chłopski; tak je s t w p rzy p ad k u Wiesława, Dzia­

dów cz. II, B a lla d yn y czy Jerm oły, czy n a w e t K ró tk ie j rozprawy.

W ypadek K ochanow skiego je s t n ato m iast tru d n y . A u to r Trenów bowiem, w p rzeciw ieństw ie do Reja, o życiu chłopskim nie mówi, i to tak dalece, że gdyby dzieła jego uznać za d ok u m en ty do po­ zn ania stosunków w Polsce w. XV I, dojść by m ożna n a ich podstaw ie do w niosku, iż chłopów tam wówczas w ogóle nie było. Z jednym oczyw istym w y jątk iem (jeśli nie liczyć sw aw olnych facecji O roz­

wodzie czy O flisie, ich b o h aterem bow iem m ógłby być rów nie dobrze

m ieszczanin ja k szlachcic): stanow i go pośm iertnie z p apieró w poety dobyta fraszk a Chłopska p r z ym ó w k a , przez w ydaw cę niepotrzebnie zw iązana z ro zp raw k ą O pijaństwie.

„Pijże, w ło d a rzu !“ — „P anie, jużem p od p ił so b ie“. „Pij ty p rzed się!“ — „ D zięk u ję jako p a n u tobie: M ało już n ie m a m za sw e, a czło w ie k sie boi, B y słó w k iem n ie w y le c ia ł, co w ięc ch m iel rad b roi“. „Pij ty, w łod arzu , i m ów , coć sie b ęd zie zdało, P rosto, jako za n a szy ch o jcó w w ięc b y w a ło “. „Takci b y w a ło , p an ie, p ija liśm y z sobą, A n i gardził p a n k m iotk a sw o jeg o osobą; D ziś w szy tk o ju ż inaczej, w sz y tk o sp ow ażn iało; Jak o m ów ią: p o sta w y dosyć, w ą tk u m a ło “.

D robiazg ten, poddany sta ra n n ej analizie, rzuca św iatło n ie ­ w ątp liw ie k o rzy stn e n a postaw ę społeczną p oety-ziem ianina, d ale­ kiego od p ospolitych przesądów stanow ych szlachty, solidaryzującego się n ajzu p ełn iej z treścią „chłopskiej p rzym ów ki“, d y sk re tn ie zazna­ czającego, iż chłop nie chce się w ygadać, co m yśli o sw ej sytuacji, najw idoczniej bow iem obaw ia się re p re s y j, ubolew ającego n a d upo­ śledzeniem „k m iotk a sw ojego“. Ale też na ty m koniec. P raw d o ­

(8)

L U D O W O Ś Ć W P O E Z J I K O C H A N O W S K I E G O

podobnie au to r Satyra, spoglądający n a św iat przez o k u lary h u m a­ nistyczne, chętnie sięgający m yślą w przeszłość, w złoty w iek ludzkości, gdy n a świecie panow ała A strea — spraw iedliw ość — na stosunki społeczne swoich czasów p a trz y ł jako n a zjaw isko norm aln e i nieuniknione. W szakże n a w e t Frycz M odrzewski, w za­ kresie p raw a k arnego zuchw ały n ow ator i nam iętn y rzecznik spraw y chłopskiej, w dziedzinie praw a cywilnego nie zdołał zdobyć się na śm ielsze pom ysły i zaw iłe zagadnienia społeczne sprow adzał do poziom u spraw i obowiązków m oralnych, źródło krzyw dy chłop­ skiej u p a tru jąc tylko w nieuzasadnionym w ynoszeniu się jednych „stan ó w “ n ad inne.

Być może, iż K ochanow ski w swoich niedom ów ieniach idzie tu nieco dalej, d ro b n y jed n ak utw ór nie pozw ala n a snucie zby t dalekich wniosków. Nie puszczając się więc w pogoń za nim i i poprzestając n a tym , co z fraszki w yczytać można, pow iedzieć trzeba, iż Kocha­ nowski, jak n a hum an istę przystało, w idzi w chłopie człow ieka i to człow ieka uciskanego, pokrzyw dzonego. I wie, że nie zawsze tak bywało, że przeszłość chłopska była lepsza — i to przeszłość niezbyt odległa, w łodarz bowiem m ówi praw dopodobnie o stosunkach z końca w. XV i początku XVI, p rzed upow szechnieniem pańszczyzny.

Ale to jeszcze nie wszystko. W łodarz Kochanowskiego, podobnie ja k w ójt w K ró tkiej rozprawie Reja, to nie prostak, nie człek „g ru b y “, lecz człowiek k u ltu rą nie ustęp ujący panu, zorientow any w przeszłości i teraźniejszości swej klasy, co fraszk a znakom icie u w y d a tn ia już sam ym w yznaczeniem m u siedm iu w ierszy, gdy p anu trz y się tylko dostają, p rzy czym w ypow iedzi chłopskie są treściow o bardzo bogate, pan natom iast staw ia konw encjonalne raczej pytania. Co więcej, obrazow e zdanie chłopa kończy pointa: „Jako m ówią: postaw y dosyć, w ą tk u m ało “. Zakończenie to uw ypukla doniosłość „chłopskiej przy - m ów ki“ cy tatem z żywej księgi „m ądrości n arodó w “ czy „m ądrości lu d o w ej“, tj. zgrabnie w yzyskanym przysłow iem . K oronuje ono poprzednie w ypow iedzi włodarza, jego bowiem „By słów kiem nie w yleciał“ je st przecież alu zją do przysłow ia: „Słowo w róblem w y­ leci, a w róci się w ołem “, zaś „chm iel rad broi“ to zw rot niew ątpliw ie przysłow iow y.

W ten sposób d robna fraszka o tak św ietnie zindyw idualizow a­ nym , k ró tk im dialogu, zbudow ana ze zdum iew ającą — choć u K o­ chanow skiego zw ykłą — precyzją, w iedzie nas w prost w cały duży dział zjaw isk z zakresu ludowości, w św iat przysłów, któ ry ch p rzy ­ należność do lite ra tu ry ludow ej nie ulega przecież w ątpliw ości.

(9)

3. P rzysłow ia

G dyby za podstaw ę przynależności literackiej przysłow ia b rać jego pochodzenie, zaliczenie go do prod uk tów k u ltu ry ludow ej budzi­ łoby m nóstw o słusznych zastrzeżeń, w iadom o bowiem, ile naszego m a te ria łu przysłow iow ego w yw odzi się z Biblii, z piśm ien nictw a starożytnego i najro zm aitszy ch innych źródeł 2. O przynależności tej jed n ak ro zstrzy g a coś innego: życie przysłow ia, k tó re niezależnie od swego pochodzenia sta je się w łasnością ogólnonarodow ą, poniew aż zaś z zasady szerzy się w przekazie ustnym , więc zawsze krzew iło się przed e w szystkim w tych klasach społecznych, k tó re ty m w łaśnie przekazem się posług iw ały (przekaz bowiem piśm ienny był im obcy), i dlatego też stało się typow ym składnikiem lite ra tu ry trad y cy jn ej, a w ięc ludow ej. Że zaś za ta k i uchodziło już w XVI w., dowodzić m ożna choćby n a przykładzie ty lk o co om ówionej fraszki Kocha­ nowskiego i p rzy pom ocy przysłów zindyw idualizow anego w niej chłopskiego sposobu m ów ienia.

W skazów ka to tym w ym ow niejsza, że pisarze renesansow i w pro­ w adzali do sw ych dzieł zasoby przysłow iow e bardzo często i to bez w zględu n a sw ą przynależność klasow ą. W szak już B ie rn a t L ub el- czyk dał w Ż yw o cie Ezopa Fryga (1522) ogrom ną ilość przysłów , um ieszczając je nad b ajk am i jako ty tu ły. W szak m nóstw o ich spotyka się u J a n a z Koszyczek, od Marchołta (1521)3 poczynając. Obok ty ch dw u m ieszczan w ym ienić trzeb a M ikołaja Reja, którego dzieła od przysłów się r o j ą 4. Ta powszechność przysłów zataczała kręgi tak szerokie, iż obejm ow ała zarów no niziny, jak szczyty p isar­ stw a renesansow ego. W skazuje n a to olbrzym i foliał Adagiów Erazm a z R otterd am u , ch ętn ie czytyw any w Polsce nie tylko przez ludzi biernie p rzy jm u jący ch księgę znakom itego hum an isty, ale i przez takich, k tó rzy n a m arginesach jej notow ali przysłow ia rodzim e, zbliżone do łacińskich 5.

Na tle ty ch stosunków zjaw iskiem no rm aln y m będzie pojaw ianie się przysłów u K ochanow skiego, jakkolw iek wiadom ości o tym d arem n ie by szukać w stu d iach nad tw órczością a u to ra Trenów. Nie z a ją ł się tą sp ra w ą n a w e t B rückner, k tó ry w ydobył z, zapom nienia

2 T. S i n к o, K l a s y c z n e p r z y s ł o w i a w p o ls zc zy ź n ie . L w ó w 1939. — J. S. B y s t r o ń, P r z y s ł o w i a pols kie . K rak ów 1933, s. 236— 244.

3 J. K r z y ż a n o w s k i , R o m a n s p o ls k i X V I w . L ublin 1934, s. 53, 95, 127, 155, 217.

4 A. B r ü c k n e r , M i k o ła j Rej. K ra k ó w 1905, s. 32, 41, 142— 143 i im ’ E gzem plarz w K orbutianum .

(10)

ty le m ateriału parem iologicznego w lite ra tu rz e staropolskiej i k tó ry ta k podk reślał jego znaczenie u R e j a 6. Co osobliwsza, A dalberg nie w ym ienił dzieł poety czarnoleskiego w śród źródeł, z których w yrosła jego m onum entalna Księga przysłów (1894), jakkolw iek staran n ie w ynotow ał znaczną większość cytatów z Fraszek, Satyra i Pieśni. B ystroń w reszcie w swej m onografii Przysłów polskich (1933) cy tu je w ielokrotnie nazw isko Kochanowskiego (pod którego zresztą nazw iskiem w id n ieją tu p arę razy rzeczy Kochowskiego!), z rozw ażań tych jed n ak w ynikałoby, iż tw órca Pieśni świętojańskiej bardzo znacznie zasilił przysłow ia polskie w łasnym i pom ysłam i, zw rotam i, k tó re poszły w przysłowia, brak tu zaś w skazania, jak dalece sam był człowiekiem w przysłow iach rozm iłow anym .

A był istotnie m iłośnikiem „przypow ieści“ i to n a w e t niezw ykłym , ze w zględu zarów no n a obfitość różnorodnego m ateriału, k tó ry u niego znajdujem y, jak n a użytek, k tó ry zeń w dziełach swych robił.

Obfitość ta ted y na ty m polega, iż K ochanow ski-hum anista nie stro n ił od przysłów starożytnych, greckich, rzym skich czy h e b ra j­ skich. W Pamiątce T ę czyń skiem u np. k ap itan sta tk u radzi poddanie się napastnikom duńskim , mówiąc:

daw na w oła P rzypow ieść: d w iem a i sam H erk u les n ie zdoła. (213— 214)

O dpow iednik łaciński brzm i: Nec Hercules contra plures. W Dziewo-

słębie znow uż m am y przysłow ie — ,,Ale do K o ryn tu przyść nie każ­

dem u snad nie“ (w. 39), pochodzące od Horacego, u n as cytow ane przez R eja i Rysińskiego. Je d n a z fraszek (1,42) dowcipnie p rzy ­ tacza: „Nie bądź m i stry jem — Rzym ianie m aw iali“, gdzie dowcip polega n a zw róceniu się w te n sposób do nieciekaw ego s try ja w łaśnie. W innej p o eta pisze, że nie będzie dbać n a „zm yślone skargi, bo to łzy krokodylow e“ (3,20). Sporo, ja k się zdaje, przysłów greckich w y­ zyskano w Odprawie posłów greckich, o czym dalej, jedno zaś, hebrajsko-greckie, sform ułow ane i zastosow ane ironicznie w Zgodzie, brzm i: „Duch, gdzie chce, dm ucha“ (w. 74), co stanow i niem alże paro dię słów ew angelisty — Spiritus flat, ubi v u lt (Jan, 3, 8).

Przysłow ia te n ie m ogą dziwić w ustach w ykształconego h u m a­ nisty, pochodzą bowiem ze w spólnej i cenionej skarbnicy powiedzeń

6 A. B r ü c k n e r , P r z y s ło w ia . K a r t k i z d z i e jó w li te r a tu r y i k u lt u r y .

A t e n e u m , III, 1895.

(11)

odziedziczonych po św iecie starożytnym . W poró w nan iu z nim i istną niespodzianką jest pow iedzonko F iedo ra w Szachach, zwrócone do try um fująceg o p a rtn e ra : „Łacno durow ać, kiedy p rzy stę p u je “ (w. 554). Znaczy ono tyle, co „łatw o przesadzić, gdy człeku się w ie ­ dzie“, i pozw ala przypuszczać, iż na dw orze Z ygm u nta A ugusta ludow e przysłow ia biało ru sk ie b y ły niem niej po p u larn e niż n a dw o­ rze nieśw ieskim R adziw iłła P anie-K ochanku w dw a wieki później. Na Zygm untow skim dw orze m u siał je chyba słyszeć Kochanowski

od panów litew skich. „ ,.

Pół tu zin a p row erbiów obcych je s t tylko w stępem do pół setki przysłów polskich, podanych tu ta j w kolejności p rzy ję te j w zbiorze A dalberga, uży ty ch zaś przez Kochanow skiego czy to w pełnym brzm ieniu, czy w postaci aluzji.

1. [Bóbr]. M u siałem się jak o b ó b r jajcy odkupow ać. Fr. 2, 93. A luzja do p rzysłow ia m y śliw sk ieg o : p ła cze jak o b ó b r p ostrad aw szy jajec. 2. [C hm iel]. C h m i e l rad broi. Fr. C h ło p s k a p r z y m ó w k a . A lu zja do

jak iegoś p rzy sło w ia , n iezn a n eg o A d alb ergow i, lub do p ieśn i w ese ln e j śp iew a n ej przy o czep in ach , której u ry w k i p oszły w p rzysłow ie. 3. [C zeladź]. D ziw n y to P an, d ziw n ie radzi O sw ej na ś w ie c ie c z e l a d z i .

Ps. 66, 19—20. A d. 37, 280.

4. [C ień]. B ęd ą sie bać c i e n i a sw ego. Ps. 53, 20. Ad. 10, 27.

5. [Dół]. W tym sie d o l e p otopili, k tóry sam i kopali, W tym sie sid le p o ło w ili, k tóre sam i sta w ia li. Ps. 9, 61— 64. Bo na m ię sidła bez w in y sta w ia ją , B ez w in y d o ł y zd ra d liw e kopają. Ps. 35, 19—24. N adto Ps. 54, 9— 10, Ps. 57, 19—20, Ps. 119, 85. W w ięk szo ści w y p a d k ó w obrazu teg o w P s a łt e r z u n ie m a albo też w y stę p u ją tam ty lk o sidła. Ad. 106, 8 (D ó ł), 493 (Sidło) 7.

6. [G ęba]. Że drugi w y sszej nosa g ę b ę nosi. P. II, 3, 15. Ad. 135, 52, 66. 7. [G łupi]. Z g ł u p i m źle żartow ać. Ap. Ad. 147, 195.

8. [Jabłka]. D opuść tym tu j a b ł k o m p ływ ać. F ragm . 21, 43. A lu zja do p rzy sło w ia ła ciń sk ieg o n os p o m a n a ta m u s, w y w o d zą ceg o się z a n e ­ g d o ty śred n io w ieczn ej o p ły n ą cy ch razem jab łk ach i n a w o zie k oń sk im s. 9. [Język]. P ra w ie w szy tk im n a k ońcu j ę z y k a sied zim y. Ps. 44, 30. A d alb erg (191) m a ty lk o „koniec języ k a “ w zn aczen iu p ytan ia o drogę, g d y tu chodzi o „w zięcie n a ję z y k i“.

10. [K arany], L epszy k a r a n y . Ps. 119, 67. Ad. 199, 2. S tare przysłow ie, zn an e już B iern atow i, zn aczące ty le, co „m ądry po szk od zie“. 11. [K ieł], N a k i e ł w zięli. Ps. 106, 89. Ad. 205, 1.

12. [K łusać]. N a p lac к ł u s z y. Sz. 250, w znaczeniu: „Pokaż, co u m iesz“. 13. [K oła]. P atrzeć na p o śled n ie k o ł a . Fr. 1, 89, 2.

14. [K osz]. Jan sie rzezał w k o s z u . Fr. 3, 8. 7 T. S i n к o, op. cit., s. 93—95.

8 A. B r ü c k n e r , D ro b ia z g i k r y t y c z n e . P r a c e F i l o l o g i c z n e , V I, 1907, s. 193.

(12)

L U D O W O Ś Ć W P O E Z J I K O C H A N O W S K I E G O 11 15. [Kot]. G łaszcz na nim , jako chcesz, skórę, On przedsię ogonem w zgórę.

Sob. III, 29—30. Ad. 231, 12.

16. [Kot]. Z dachu spadnie A p rzedsię na nogi padnie. Sob. III, 33—34. Ad. 233, 64.

17. [Kot]. I chłop forem n iejszy byw a, G dzie k o t w e łbie przem ieszkiw a.

Sob. III, 35—36.

18. [Kot]. Tak w ieszcza bestyja, Że się zaw żdy na deszcz m y ja. Sob. III, 37— 38. Ad. 231, 10.

19. [Kot]. D w u k o t u w jeden w ór źle sadzać. Ap. Ad. 231, 8.

20. [Kot]. Im k o t starszy, Tym — p osp olicie m ów ią — ogon jego tw ard­ szy. Fr. 3, 82. Ad. 231, 14.

21. [Kot]. M ikosz k o t a przeciągnął. Fr. 3, 8. C iągnąć k o t a . Fr. 2, 14; 1, 15. W ystąp ty, coś ciągn ął k o t a . Sob. III, 18.

22. [K rew], K r e w n ie w oda. O dpr. 203. Ad. 241, 2.

23. [Łacina]. Dać w am taką ł a c i n ę , ażby w am szło w pięty. Sat. 440. Ad. 269, 1.

24. [M iejsce]. M i e j s c a w m ym dom u n ie zagrzeje. Ps. 101, 21. Ad. 303, 7.

25. [Mól]. A le kogo g ryzie m o l zakryty. P. I, 2, 21. Ad. 319, 2.

26. [M ucha]. B yć na nos biedna m u c h a padła, m iecesz głow ą. P. II, 1, 5. Ad. 322, 22.

27. [O dw lec się]. Bo złe n ie uciecze, A to w zysku b ęd ziecie m ieć, co s i ę o d w l e c z e . Sat. 443— 444. Ad. 353, 2.

28. [Pan]. W ielkiem u p a n u n ie w szytk o trzeba baczyć. Ap. Ad. 377, 299. 29. [Pan], N ie p osp olitow ać sie barzo z p a n y. A p. Ad. 378, 332. 30. [Płot]. Szerzej jedni niż drudzy sw e p ł o t y grodzą. P. I, 16, 6.

Ad. 409, 2.

31. [Polak], P o l a k m ądr po szkodzie. P. II, 5, 45. Ad. 417, 35. 32. [Poroże]. N ie kąsa, chocia to p o r o ż e m w strząsa. P. II, 13, 32.

A ni p o r o ż e m nazb yt potrząsajcie. Ps. 75, 14. Ad. 422.

33. [P ostaw a]. P o s t a w y dosyć, w ątk u m ało. Fr. C hło p sk a p r z y m ó w k a . 34. [Pruć]. K ażdy sw ą p o r z e . Zg. 14. Ad. 439.

35. [P rzypow ieść]. P r z y p o w i e ś ć ze m nie w n et uczynili. Ps. 69, 26. 36. [P rzyjaciel]. W potrzebie doznać p r z y j a c i e l a . O dpr. 46. Äd.

448, 52.

37. [Rejestr]. Gdzie z r e j e s t r u patrzą, co przystoi. P. I, 20, 10. Ad. 463, 1.

38. [Ręka]. R ę k a u m yw a r ę k ę , noga nogi w spiera. Odpr. 42. Ad. 465, 47.

39. [Sądny dzień], D o s ą d n e g o d n i a . Ap.

40. [Słow o]. C złow iek sie boi, by s ł ó w k i e m n ie w yleciał. Fr. A luzja do p rzysłow ia: S ł ó w k o w róblem w y leci, a w ołem się w raca (Ad. 506, 78) — lub innego w tym rodzaju.

41. [Służba], W edle datku s ł u ż b a . Ap. Ad. 509, 12.

42. [Targ]. Z uszym a puść do domu jako z t a r g u złego. Fr. 3, 33, ,28. Ad. 559, 9.

43. [Targ], D zień t a r g o w y , Patrz każdy sw ego, a um ykaj głow y.

(13)

44. [T ytuł]. T y t u ł w ielk i, dochód m ały. A p . Ad. 568, 6.

45. [W ilk]. S trzeż w i l k a w y szczek a ć z lasu. Sob. III, 46. Ad. 594, 61. 46. [W rona]. K arm ion ten w r o n a m i . Fr. 2, 94. Ad. 613, 28.

47. [W róbel]. Na n a szą to p szen icę w r ó b l e . Ap. Ad. 454, 2.

48. [Ziółko]. Znam cię, z i ó ł k o , żeś pokrzyw a. Sob. V, 20. Ad. 635, 9.

Plon w ięc „głębokiego w iercen ia“ dowodzi słuszności zastosow ania tego zabiegu, tym bard ziej, że praw dopodobnie nie ograniczy się on do kopy przysłów tu ta j w ym ienionych, uw ażne bow iem oko do­ strzeże w dziełach Kochanow skiego to i owo, co tu ta j zostało pom inięte. Nie w szystkie bowiem zn ane poecie p rzy słow ia w ystąpiły u niego w yraziście, n iejed no z nich m a postać aluzji, jak owo w y ­ lecenie słów kiem lu b ja k osobliwe zakończenie e ro ty k u w ierszem : „Podobno jako niedźw iedź łapę lizać m uszę“ (Pieśni I, 12), co m oże być ró w n ie dobrze pogłosem przysłow ia: „Niedźw iedź tylko łapę ssie, a całą zim ę s y t b y w a “ (A d 334, 13), ja k oddźw iękiem której z w ielu anegdot m yśliw skich. P om inięto tu n ad to w ypadki w rodzaju: „Nie porzucaj n adzieje, Jako ć sie kolw iek d zieje“, przy któ ry ch nie po­ dobna rozstrzygnąć, czy K ochanow ski pow tarza gotowe przysłowie, czy może sam sta ł się jego tw órcą.

Z eb ran y zaś m a te ria ł dowodzi, iż a u to r Fraszek trak to w ał p rz y ­ słow ia zazw yczaj jak o surow iec w ym agający oszlifow ania arty sty cz­ nego, zgodnie z fu n k cją, jak ą w yznaczał m u w sw ych utw orach. W skutek tego w kład przysłow iow y n astręcza w nich pew ne trudności i w ym aga pew nych w yjaśnień.

W postaci więc surow ej, autenty cznej przysłow ie w y stęp uje u K ochanowskiego, podobnie ja k to było u B ie rn a ta z Lublina, w fu n k cji ty tu łu uw ypuklającego sens anegdoty. T ak je s t w zbiorku

A pofteg m ató w , gdzie np. opow iadanie o Tatarze, k tó ry słysząc, jak

chory p an wołał, by go dobito, chciał w yśw iadczyć m u tę przysługę, otrzym ało ty tu ł Z g łu p im źle żartować. K róciutka rela cja o kancle­ rzu, k tó ry gotów b y ł z każdym się zgodzić, tylko nie z człowiekiem rów nie ja k on sam łakom ym , w y stęp u je pod ty tu łe m Dwu ko tu

w jeden w o r źle sadzać.

Częściej n ato m iast K ochanow ski sto su je inny zabieg, polegający n a łączeniu przysłów w zespoły paroczłonow e, co p o tęg uje w y razi­ stość każdego składnika. W Psałterzu D a w id o w ym ted y w iąże z sobą niem al sta le przysłow ia o w padaniu złego człow ieka w dół dla kogoś innego przeznaczony i o ch w ytan iu się w sidła w łasne, przy czym w większości w ypadków orygin ał p rzysłów tych w danych m iej­ scach nie w ykazuje. F raszk a o M ikoszu rozpoczyna się zdaniem :

(14)

L U D O W O Ś Ć W P O E Z J I K O C H A N O W S K I E G O 13

„Mikosz kota przeciągnął, J a n sie rzezał w koszu“. N ajdow cipniej te n sposób w yzyskiw ania przysłów w y stąpił w Satyrze („dam wam ta k ą łacinę, ażby w am szła w p ię ty “), gdzie zestaw ienie obydwu zw rotów znacznie zyskuje n a wyrazistości, zabarwionej drobną do­ m ieszką kom izm u. Tę sam ą m etodę zastosował poeta dw ukrotnie jeszcze, przy czym w obydw u w ypadkach chodziło również, choć w stopniu odm iennym , o pew ne efekty komiczne.

I tak patetyczna pobudka do w alki z zagonam i tatarskim i otrzy­ m u je nieoczekiw ane zakończenie, zgodne zresztą z postaw ą reali­ styczną przez au to ra w pieśni tej zajętą, m ianowicie prozaiczne odw ołanie się do niepochlebnego dla czytelników przysłowia:

C ieszy m ię ten rym: „Polak mądr po szkodzie“ ; Lecz jeśli praw da i z tego nas zbodzie,

N ow ą p rzypow ieść Polak sobie kupi, Że i przed szkodą, i po szkodzie głupi.

K om entarz jest ironiczny: próbę odw ołania się do „mądrości narodów “ zapraw ia gorycz człowieka przekonanego czy przynajm niej obaw iającego się, że „p raw da“, a więc rzeczywistość, nie potw ierdzi przykrego przysłow ia, że rzeczywistość będzie gorsza od tej, która przysłow ie zrodziła.

K om entarzem znowuż żartobliw ym do m ateriału przysłowiowego je s t pieśń P an n y II w Sobótce. Pieśń bowiem jest tu czymś w rodzaju rozpraw ki o przysłow iach, pow iedzeniach i przesądach związanych z kotem. Mówi tedy o niezupełnie dla nas dzisiaj jasn ym zwrocie „ciągnąć k o ta“, tj. o prostackiej zabaw ie czy karze wojskowej, k tó rą odtw orzyć sobie m ożemy n a podstaw ie Rejowego dialogu

L e w z kotem; w spom ina dalej przysłow ia o spraw ności kociej i ko­

cim sprycie („kot we łbie przem ieszkiw a“, co niew łaściw ie łączono z pow iedzeniem o pijaku — „kotki drą m u we łb ie“), ukazuje naw et kota „p rak ty k ująceg o “ pogodę, w edle przysłow ia „kot się m yje, będzie deszcz“. Pieśń P a n n y II to pierw sza u nas i na dwa w ieki jed y n a igraszka obliczona na wydobycie efektu komicznego ze skła­ danki przysłow iow ej.

Z tej samej m etody w yrosła omówiona poprzednio fraszka o P rzym ó w ce chłopskiej, gdzie przysłow ia służą indyw idualizacji dialogu. To samo, w stopniu silniejszym i dla osiągnięcia innego celu, w y stęp u je w Odprawie posłów greckich, w dialogu A ntenora z A leksandrem . Spór obydw u rozmówców m a ch arak ter ostrej szer­ m ierki słow nej, której narzędziem są przysłow ia krzyżujące się już to z sobą, już to z gnomami.

(15)

A l. W ym ów k i n ie m asz, gdy p rzyjaciel prosi. A nt. P rzyzw alam , k ied y o słu szn ą rzecz prosi. A l. W p otrzebie, m ów ią, doznać p rzyjaciela. A nt. I toć potrzeba, gd zie su m n ien ie płaci. A l. P iek n e sum nienie: stać przy p rzyjacielu.

(w. 30—66)

Być może, że w szystkie w ypow iedzi obydw u przeciw ników dałyby się w yw ieść z Adagiów Erazm ow skich, zdaje się bowiem, iż w zdaniu A leksandra — „R ęka um y w a rękę, noga nogi w spiera, przyjaciel p o rt przyjacielow i“ — w szystkie trz y człony są przysłow iam i, ja k ­ kolw iek tylko dw a pierw sze znane są u nas. W całości dialog ten uderza pew n ą osobliwością, k tó rą nazw ać by m ożna krytycyzm em poety wobec przysłów . A leksan der stosuje je jako zasady powszech­ nie znane i uznane, niem al pew niki, A nten or zaś to ich zastosowanie podw aża odw ołaniem się do okoliczności, k tó re sens przysłow ia m o­ d y fik u ją czy ograniczają.

Gdy się p am ięta o popularności przysłów antycznych u pisarzy renesansow ych, ich obecność w Odprawie posłów w ydaje się rzeczą n a w skroś n atu raln ą. W poró w nan iu n ato m iast z d ram atem K ocha­ nowskiego stanow ią one niespodziankę w jego Psałterzu Dawido­

w y m . W praw dzie p ew ne zw roty czy zdania dzieła tego stały się

przysłow iam i, p rzek ład jed n a k poety polskiego tym m iędzy innym i znacznie odbiega od oryginału, że elem en t przysłow iow y uległ w nim znacznem u w zbogaceniu, rozrósł się, w ykazując sporo nowości, doskonale znan y ch czytelnikow i polskiem u. Typow ym przykładem m ogą tu być w ym ienione poprzednio p a ry przysłów o kopaniu doł­ ków i zastaw ian iu sideł, gdy zaby tek staro h eb rajsk i m iew a tu p rze­ w ażnie ogólnikow ą w zm iankę o zasadzkach. Przez rozbudow ę składni­ ków przysłow iow ych K ochanow ski w pew ien sposób wzm ocnił obrazowość psalm ów , n a co żachnie się zw olennik absolutnej w ier­ ności przekładu, ale dzięki tem u n iew ątp liw ie zm niejszył dystans m iędzy arcydziełem lite ra tu ry staro h eb rajsk iej a jej polskim i odbior­ cam i z w. XVI, spotęgow ał bow iem czy spolonizował jego elem enty realistyczne, co n a pew no przyczyniło się w jakim ś stopniu do popu­ larności tego w łaśnie przekładu.

U ogólniając znaczenie przysłów w utw orach Kochanowskiego, zarów no w Pieśni na spustoszenie Podola, ja k w Sobótce, Odprawie

posłów greckich czy Psałterzu D aw idow ym , pow iedzieć można,

iż było ono w yrazem w rodzonych ten den cji K ochanow skiego-realisty i osadzało jego w ypow iedzi poetyckie — bez w zględu n a ich tło:

(16)

L U D O W O Ś Ć W P O E Z J I K O C H A N O W S K I E G O 15

współczesne, starogreckie czy starohebraj skie — na gruncie naw yków czytelniczych w yrastający ch n a gruncie rzeczywistości polskiej, k o n ­ kretyzow ało takie czy inne pojęcia w form ułach zw iązanych bardzo ściśle z ch arak terem ówczesnej polszczyzny. Równocześnie czerpanie z zasobów przysłow iow ych było dowodem, choćby drobnym , nie­ zwykłości poety, k tó ry u m iał twórczo zużytkow ać różnorodne p ie r­ w iastki, w znacznym stopniu ludowe, w swej pracy pisarskiej, czym zdobył sobie niepoślednią pozycję nie tylko w litera tu rz e w ogóle, ale rów nież w dziejach przysłow ia polskiego.

4. „T ren y “

Trudności w ysunięte n a w stępie do rozw ażań obecnych sta ją się szczególnie dotkliwe, gdy m ow a o Trenach, poem at bowiem o śm ierci O rszulki rozpoczyna się przecież od uroczystego w ezw ania do cie­ niów starożytnych, Sim onidesa i H eraklita, a rów nocześnie p ro g ra­ mowo odrzeka się od „niew ażnych pieśni“, kołysanek m am czynych, które byłyby realistycznym odzw ierciedleniem rzeczywistości i za które czytelnik dzisiejszy chętnie oddałby najm ilsze n aw et autorow i ozdobniki klasyczne. Wszakże w Trenach — jak to su btelnie w ykazał doskonały znaw ca i w ielki m iłośnik Kochanowskiego 9 — najw yżej cenim y akcenty realistyczne, obrazki codziennego życia w dw orku szlacheckim , „pam iątkę polskiego życia rodzinnego“, rozbitego przez zgon trzechletniej dzieweczki, i w sk u tek tego silniej reagujem y na nie niż n a d ram at filozoficzny nieszczęsnego ojca-poety.

Jeśli jednak spostrzeżenie to jest słuszne i jeśli p raw dziw a jest postaw iona tu teza o realizm ie renesansow ym jako furtce, przez k tó rą do lite ra tu ry w. XVI w kraczał n ieuchronnie pierw iastek ludo­ wy, to rów nież w Trenach odszukać m ożna jakieś składniki pocho­ dzenia ludowego. Czy tak jest istotnie? S p raw a to bardzo zaw iła i w ym aga dużej ostrożności i precyzji dociekań, ale znowuż b y n a j­ m niej nie beznadziejna.

W grupie m ianow icie trenów realistycznych do najbardziej w strząsających scen należy pożegnanie O rszulki z m atką. Gasnąca „dziecinka“, w której ojciec u p atry w ał przyszłą „Safo słow ieńską“, śpiewa:

Już ja tobie, m oja m atko, służyć n ie będę, A ni za tw y m w d zięczn ym stołem m iejsca zasiędę; P rzyjd zie m i k lu cze położyć, sam ej precz jechać, D om u rodziców sw ych m iłych w ieczn ie zaniechać.

(VI, 15— 18) fl S. W i n d a k i e w i c z , Jan K och a n o w s k i. K raków 1930, s. 125.

(17)

Skąd się wzięło i czym je st w poem acie to „żegnanie tak żałośli- w e “? W objaśnieniach do jednego z najlepszych, a w każdym razie najpow szechniejszego w y d an ia Trenów, sporządzonego przez T adeu ­ sza Sinkę, czytam y, co następ uje:

C ały tok tej p iosen k i i jej rytm tak przypom ina p io sen k i lu d ow e, iż n ie podobna się w yrzec p rzypuszczenia, że K och an ow sk i w ło ży ł tu w u sta O rszulki p iosen k ę lu d ow ą. M ogła s ię jej d ziew czyn k a n auczyć w izb ie czeladn ej i w m a lig n ie p rzed śm iertn ej ją nucić 10.

A utorem tej uw agi jest uczony, k tó ry z niespo tyk aną dokładno­ ścią u stalił stosun ek Trenów do poezji staro ży tn ej, ty m bardziej więc uderza fak t, iż w ty m w ypadku porzucił to r sw ych dociekań e ru d y - cyjnych i, odczuw ając n iew ątpliw ie głęboko realistyczny c h a ra k te r obrazka, usiłow ał zw iązać go na dom ysł z rzeczywistością. P rzy jął tedy, że w X V I w. istn iała ludow a pieśń w eselna, której zw rotkę O rszulka pow tarza, że O rszulka zw rotk ę tę istotnie śpiew ała, że wreszcie m ogła ją słyszeć w określonych okolicznościach ówczesnego życia. Rozum iejąc czynniki, k tó re dom ysł ten w yw ołały, powiedzieć trzeba, iż je s t to ty lk o dom ysł, którego uzasadnić n ie podobna, ludo­ w ych bow iem pieśni w eselnych z czasów Kochanowskiego nie znam y. Rzecz całą m ożna b y nieco uściślić, skoro bow iem wiadomo, iż pieśni obrzędow e b y w a ją konserw aty w ne i bardzo trw ałe, p ierw o ­ w zór pieśni O rszulki dałoby się rozpoznać w jakim ś tekście ludo­ w ym , n a w e t zapisanym w czasach od Kochanow skiego daleko póź­ niejszych, i wolno by go uznać za starszy od Trenów. Niestety, w znanych n am pieśniach w eselnych zw rotki „Już ja tobie, m oja m atko, służyć nie b ęd ę“ n ie spotykam y, tam zaś, gdzie dostrzegam y pew ne odległe podobieństw a, nasu w a się podejrzenie, iż w yw odzą się one z K ochanow skiego w łaśnie, ty m bardziej, że T re n y były nie­ zw ykle p o p u larn e i to nie tylko w środow iskach szlacheckich i lite ­ rackich. W szak o statn i ich pogłos tego rodzaju, zanotow any w S n o ­

bizmie i postępie, pochodzi z su te re n y szew skiej w m ałym mieście

prow incjonalnym . Tak w ięc przeprow adzone tu rozum ow anie do­ m ysłu nie potw ierdza. W arto jed n a k zw rócić uw agę n a jeden jeszcze szczegół, n a ch ara k te ry sty c z n ą budow ę om aw ianego ury w ku . Dw a m ianow icie w iersze początkow e „żeg nan ia“ m ają budow ę sylaboto- niczną, ich trzynastozgłoskow ce sk ład ają się z pięciu trochei i am fi­ brach u :

Już ja I tob ie | m oja j m atk o | słu żyć | n ie będę

A ni I za tw y m | w d zięczn y m | stołem | m iejsca | zasiędę...

10 J. K o c h a n o w s k i , T reny. Oprać. T. Sinko. K rak ów 1919, s. 18. B i b l i o t e k a N a r o d o w a . S. I, nr 1.

(18)

L U D O W O Ś Ć W P O E Z J I K O C H A N O W S K I E G O 17

Poniew aż ten ty p trzynastozgłoskow ca znam y z poezji ludow ej, nasu w a się przypuszczenie, iż pochodzi on z niej w łaśnie. Donio­ słość jed nak takiego objaśnienia zm niejszają dw a fakty: przede w szystkim więc c h a ra k te r zgłosko w o-przyciskow y m ają tylko te d w a w iersze, dw a bowiem n astępne („Przyjdzie m i klucze poło­ żyć...“) są typow ym i sylabow cam i ty p u 8 + 5, n astęp n ie zaś takie łączenie w ierszy sylabotonicznych z sylabicznym i znam y z innych jeszcze utw orów Kochanowskiego, k tó re z poezją ludow ą nie w y k a­ z u ją żadnego zw iązku. Dość wskazać n a pieśń „Serce roście patrząc n a te czasy!“ (I, 2), w k tó rej początkowe trz y zw rotki są sylabo fo­ niczne, dalsze zaś cztery — sylabiczne. Z tym w szystkim obecność argum entów , n aw et nie w ystarczających, spraw ia, iż om aw iany do­ m y sł nie w y d aje się niepraw dopodobny i jeśli się nie jest fanatycz­ nym przeciw nikiem „biografizm ów “ , zgodzić się z nim można.

Możliwe je st tu jed n ak w yjaśnienie inne, niem niej praw dopo­ dobne, a prostsze i naukow o uzasadnione, oparte bowiem nie n a do­ m yśle, lecz na tekście sam ych Trenów, w ynikające n ie z podziw budzącej dom yślności badacza, lecz ze znajom ości poety, jego m e­ tod p racy i jego zam ierzeń pisarskich. U w ażny ted y czytelnik a rcy ­ dzieła naszej daw nej poezji dostrzega, jak uporczyw ie u w y d atn ia ono tragizm zgonu O rszulki, w ynikający z „p raw a krzyw dy peł­ nego“, ing eren cji „w roga“ nieznanego, fatum czy losu, k tó ry „m ie­ sza ludzkie rzeczy“. Oto dziecko, zgodnie z p raw am i n a tu ry , po­ winno było żyć, rosnąć, rozw ijać się i dojść do „łożnice“ m ałżeńskiej, tym czasem padło ono jako „owoc niedordzały“ ofiarą śm ierci. Całe zniw eczone dośw iadczenie życiowe dziew czynki sprow adza się do tego, że „jedno ród a śm ierć p o znała“ — i w ty m krzyw da jej n a j­ większa. To przeciw ieństw o słusznych praw życia i niesłusznych śm ierci dochodziło niejed n o kro tn ie do głosu w utw o rach K ochanow ­ skiem u doskonale znanych i to nie tylko sielankow o-nagrobkow ych, jak ie i sam pisyw ał, ale przede w szystkim w Antygonie, k tórej ślub ną łożnicą stała się przecież jask in ia śmierci. I w ątpliw ości nie ulega, iż p o eta-h u m an ista los ukochanego dziecka w ystylizow ał na m odłę tragicznej „białej dziew eczki“ tebańskiej i że tym w łaśnie tłum aczy się owo „żegnanie“ m aleńkiej, niedoszłej dziedziczki nie tylk o „cząstki ziem ieńskiej“ , ale i lutni. W ątpliw ości tu nie ma, gdy się zw aży n a oglądanie dziecka w w ym iarach Safony. W ten sposób zw rotka „Już ja tobie, m oja m atko, służyć nie b ędę“ ukazuje się jako odpow iednik w spaniałego m elosu przedśm iertnego A ntygony, odpow iednik bardzo oczywiście skrom ny, ale bo u w arun ko w an y

(19)

listycznym n astaw ien iem Trenów, tych przy n ajm n iej, które o zm ar­ łym dziecku bezpośrednio mówią.

P rzy całej jed n a k odległości takich dw u sposobów rozum ienia

Trenu V I nie w y d ają się one sprzeczne i nie w yłączają się w za­

jem nie, ta k że zajm u ją c stanow isko drugie m ożna godzić się z p ierw ­ szym, u n ik ając jed n ak in te rp re ta c ji naiw no-biograficznej. P rz y ją ć m ianow icie wolno, iż K ochanow ski, szukając sposobu w yrażenia koncepcji sof oklej skie j, poszedł za nakazam i przyrodzonego sobie realizm u i w u sta u m ierającego dziecka w łożył nie u ry w ek skargi A ntygony, lecz zw rotkę polskiej pieśni w eselnej czy to w postaci au tentyczn ej, czy też odpow iednio przekształconej. W takim razie obojętną je s t rzeczą, czy O rszulka istotnie „żegnanie“ swe w yśpie­ w ała i czy pow tórzyła w nim słowa przypadkow o zasłyszane, czy nie. Z am iast dom ysłu naiw n ie realistycznego czy naiw nie biograficz­ nego o trzy m u jem y przypuszczenie praw dopodobne i naukow o uza­ sadnione, iż pieśń w eselną, pochodzenia polskiego i ludowego, w usta m alu tk iej b o h aterk i poem atu w łożył nie jej ojciec i św iadek jej śm ierci, lecz poeta, k tó ry sw e bolesne przejścia ojcow skie czynił sta ra n n ie obm yślonym m ateriałem poem atu ogólnoludzkiego.

Tak ted y trz y dom ysły sprow adzono tu do jednego, n a jp ra w d o ­ podobniejszego, przypuszczając istnienie pieśni w eselnych znanych K ochanow skiem u i w pew ien sposób w yzyskanych w Trenach, dzięki czem u h u m an isty czn a i lite ra c k a koncepcja poem atu o trzy ­ m ała dodatkow o d elik atn y retu sz realistyczny, ludowo polski, a nie ty lko polski, ja k to było w Szachach, Satyrze, a n aw et w Psałterzu i Odprawie posłów.

5. „P ieśń św ięto jańsk a o Sobótce“

Jeśli w uw agach n a d Trenam i narzędziem um ożliw iającym roz­ poznanie ludow ości było pojęcie realizm u renesansow ego, w w y­ pad k u Sobó tki zadanie to m am y ułatw ione, gdy pam iętam y o sie­ lance ów czesnej, zwłaszcza że sielankow y c h a ra k te r cyklu św ięto­ jańskiego je st sp raw ą zn an ą od daw na, p rz y ję tą pow szechnie i nie budzącą w iększych w ątpliw ości. P rz y n ajm n ie j w zasadzie, szcze­ góły bowiem , ja k się okaże, nie zawsze są tu ta j jasne. Owo „w za­ sadzie“ dotyczy dużej ro zpraw y J a n a R ym arkiew icza z r. 1876, do­ danej jak o k o m entarz do sporządzonego przezeń pięknego w ydania

Sobótki w r. 1884. U zbrojony w cały a p a ra t rom an ty czn ej w iedzy

ludoznaw czej, R ym arkiew icz rzucił obraz K ochanow skiego na sze­

roko szkicow ane tło obrzędow e i pieśniow e lu d u nie tylk o polskiego,

(20)

L U D O W O Ś Ć W P O E Z J I K O C H A N O W S K I E G O

w ody bardzo bogatym m ateriałem , jak n ik t z jego poprzedników a niew ielu z następców. Gdyby um iejętność rozum ienia tego m a­ teriału dorów nała jego znajom ości, nie pozostawałoby nic innego, jak pow tórzyć poglądy Rym arkiew icza. Nie mógł tego zrobić już w trz y ­ dzieści la t później S tanisław Dobrzycki, gdy z a ją ł się Pieśniami, ze stanow iska bowiem etnografii naszej w początkach bieżącego stu ­ lecia widać było w yraźnie wszelkie niedom agania w tej dziedzinie m yśli rom antycznej, z naiw nym sym bolizow aniem sił przyrody, z ujm ow aniem dw unastu panien u Kochanowskiego jako odpow ied­ nik a dw unastu m iesięcy roku, z doszukiw aniem się „anielskości“ duszy niew ieściej w ich pieśniach i z całym m nóstw em podobnych, naiw nych nieporozum ień. Inna spraw a, że podstaw ow y pogląd R y­ m arkiew icza — głoszący, ,,że jak całość pom ysłu, tak też m ateriał czyli m aterią do śpiewów swoich w ziął Kochanowski z dziedziny p ieśn iarstw a ludow ego“ 11 ; utrzym ał się (z nieznacznym i tylko m ody­ fikacjam i), w edle Dobrzyckiego bowiem ,,Sobótka jest u tw orem na wskroś o ry g in aln y m “, bo jej „pieśni, jeżeli pod jakim w pływ em pow stały, to tylko pod w pływ em pieśni ludow ych, śpiew anych pod­ czas sobótki“ 12. Ale wypow iedzi te, choć ujęte jako stw ierdzenia, nie otrzym ały nieodzow nej podbudow y argum entów , były w y ni­ kiem raczej in tu icji niż rozum ow ania. O statecznie wychodziło — jak w iem y — na to, iż K ochanow ski nieśw iadom ie chłonął pew ne p ier­ w iastk i ludowe, dzisiaj jednak, dla b rak u odpowiedniego m ateriału ludowego z jego czasów, pierw iastków tych rozpoznać nie um iemy. W skutek tego spraw a nadal stoi otw orem i dom aga się m etody „głębszego w iercen ia“.

P rzy uw ażnym tedy w czytyw aniu się w Sobótkę dostrzega się bez w ysiłk u to, co w idzieli w niej badacze daw niejsi, to jest jej tło realistyczne, jej związki z rzeczyw istością polską, podryw ane jednak przez składniki inne, nie polskie, lecz klasyczne. U derza to już w zw rotce w stępnej:

Gdy słoń ce Raka zagrzew a, A sło w ik w ięcej n ie śpiew a, Sobótkę, jako czas n iesie, Z apalono w Czarnym Lesie.

Poeta rozpoczyna więc od dokładnego u stalen ia czasu i m iejsca obrazu. Ognisko obrzędow e pali się 23 czerwca, ale datę tę ustala

11 J. K o c h a n o w s k i , Pie śń św ię t o ja ń s k a o sobótce. W ydał J. R y - m a r k i e w i c z . P oznań 1884, s. 66.

(21)

nie bezpośrednie odw ołanie się do kalendarza, lecz ja k to stale b y ­ w ało u poetów staro ży tn y ch i renesansow ych, w skazuje ją zrozu­ m iała dla czy teln ika p ery fraza.

Jej człon pierw szy, „G dy słońce R aka zagrzew a“, znaczy w ejście słońca w zn ak rak a, a w ięc zró w nanie letnie, i jest alu z ją do w iado­ m ości astronom icznej u ję te j tak, ja k to za tra d y c ją an tyczn ą robiło się pow szechnie w XV I w ieku. Człon n ato m iast drugi, „A słow ik w ięcej nie śp iew a“, sprow adza rzecz całą na g ru n t polski, jest bo­ w iem alu zją do p rzysłow ia kalendarzow ego zw iązanego z dniem 15 czerw ca („N a św ięty W it słow ik c y t“), a raczej jego postaci innej, zapew ne daw niejszej („I słow ik tylko po św ięty W it śp iew a“), zano­ tow anej u K napiusza (1634) i znanej n a dużym obszarze ziem pol­ skich (Ad. 600, 5).

R ów nie dokładnie w skazane je st m iejsce ak cji poem atu, „w C zar­ nym L esie“, co oznacza nie las czarny czy ciem ny, sosnowy, bór, lecz Czarnolas, dziedziczną w ieś auto ra, jak dowodzi dw uw iersz dalszy:

Tam goście, tam i dom ow i S y p a li sie ku ogniow i.

Owi goście to nie osoby zaproszone do C zarnolasu na sobótkę, ja k to się zw ykle sądzi — wszak obrzęd obchodzono nie tylko we wsi Kochanow skiego — lecz sąsiedzi, k tó rzy zjech ali się na im ieniny poety, co było sp ra w ą ta k zw ykłą, iż w sposób n a tu ra ln y odbiło się w poem acie. Z jazd sobótkow y tru d n o by sobie w yobrazić w okresie zajęć gospodarskich p rzed żniw am i. Że rozum ienie tak ie zjazd u jest słuszne, dow odzi choćby pieśń P a n n y VI, kończąca opis żniw w iado­ m ością o w zajem ny m odw iedzaniu się sąsiadów w ted y dopiero, „kiedy w szystko najdziesz w g u m n ie“.

W reszcie opis sam ego obrzędu-zabaw y, w który m rej wodzą dziew częta, zgodny jest, ja k od daw na wiadom o, nie tylko ze zw y­ czajam i w. X IX , ale rów nież epoki Kochanowskiego. E razm O tw i- now ski przecież pisał: „N iew iasty na wsi sobótkę nieciły... Więc jed n e sta re piosneczki śpiew ały. A drug ie zasię przez ogień sk a k a ły “ , co lap id arn ie u ją ł botanik, M arcin z U rzędow a, gdy s a rk a ł m ówiąc o sobótce: „Tam że śpiew ają pieśni plugaw e, ta ń c u ją c “, a w tórow ał m u a u to r Postylli, Rej, gdy pisał: „W dzień św. Ja n a bylicą się opa­ sać, a całą noc około ognia skakać... a tam naw iętsze czary, błędy w te n czas się d zie ją “ 1:J.

13 C ytaty z „ A n o n im a -P ro testa n ta “, tj. O tw in o w sk ieg o , i M arcina z U rzę­ dow a (1590), por. u D o b r z y c k i e g o , op. cit., s. 15. — Z P o s t y l l i R e j a — u I. C h r z a n o w s k i e g o , H isto ria l i t e r a t u r y n i e p o d l e g łe j Polski. W ar­

(22)

L U D O W O Ś Ć W P O E Z J I K O C H A N O W S K I E G O 21

Tak w ygląda w prow adzenie w św iat Sobótki, a nie inaczej jej zakończenie, sław ne pochw ały „wsi spokojnej, wsi w esołej“, w yno­ szące życie szlacheckie, rolniczo-ziem iańskie, n a d w szelkie inne za­ wody, czy to m iejskie, czy w ędrow ne, dw orzanina, kupca-żeglarza czy w ojow nika. W iem y w praw dzie, iż w pochw ałach wsi p atro n o ­ w ali K ochanow skiem u W ergiliusz i Horacy, szczegół ten jednak, znany tylko specjaliście, nie zm ienia faktu, iż pieśń P a n n y X II w y ­ ra sta z rzeczyw istości polskiej i jej tylk o dotyczy.

W stęp i zakończenie Sobótki pozw alają ustalić jej zrąb realisty cz­ ny — obrazka rodzajow ego ukazującego życie w niedużym m a­ ją tk u szlacheckim w okresie od końca czerw ca po koniec sierpnia, od sianokosów, k tó ry ch dotyczy obaw a „ w ia tru i nagłej w o dy “, pizez żniw a po pierw sze siewy. W tych ram kach chronologicznych pióro poety pom ieściło m nóstw o szczegółów, włożonych w u sta p a ­ nien a odtw arzających le tn i try b życia w dom u czarnoleskim . Z na­ m iennym ich p rzy k ład em może być, w spom niana przed chw ilą, p ieśń P an n y VI o żniw ach, zakończona zw rotką:

W tenczas, gościu, b yw aj u m nie, K ied y w szy stk o najd ziesz w gum nie, A jeśli ty rad odkładasz,

M nie do sieb ie drogę zadasz.

To nie tyle przecież pieśń dziew czyny w iejskiej, ile w ypow iedź sam ego poety-gospodarza i człowieka tow arzyskiego. Podobnie m a się rzecz z p ięk n ą pochw ałą „nieprzepłaconej D oroty“ (P an n a XI), w k tó rej słusznie u p a tru je się po rtrecik pani domu, D oroty z Podlo- dow skich K ochanow skiej. P rz y ję te przez poetę ram y kom pozycyjne cyklu, przekroczone w tych dwu w ypadkach, gdzie indziej utrzy m ał on konsekw entnie, w sk u tek tego ujęcie obrazków życia m yśliw skiego czy w ojennego w postaci monologów panieńskich może spraw iać w rażenie pew nej sztuczności, czy to tam , gdzie P a n n a V II ośw iad­ cza się z gotowością udziału w łowach, czy gdy P a n n a X ubolew a nad rozłąką z w ojakiem . O brazki te, razem w zięte, w skazujące na żyw y i osobisty udział p oety w sp raw ach codziennych, spraw iają, iż Sobótka w y d aje się poem atem szlacheckim czy ziem iańskim , po­ godnie, w b arw ach sielankow ych o dtw arzającym plon pospolitych, codziennych dośw iadczeń poety-ziem ianina, typow ym okazem ro­ dzimości w naszej lite ra tu rz e renesansow ej.

Tak ro zu m ian em u jej ch arak terow i nie szkodzą i nie przeczą zharm onizow ane z całością, w topione w nią pom ysły obce, których

(23)

z tego w łaśnie w zględu nie podobna nazw ać w trę ta m i czy w staw ­ kam i, pom ysły klasyczne. N ależy do nich zw rotka pieśni P an n y X II:

Stada igrają przy w odzie,

A sam pasterz, sied ząc w chłodzie, Gra w p iszcza łk ę proste p ieśni, A F a u n o w ie skaczą leśn i.

(X II, 41—44)

To samo dotyczy całej pieśni P a n n y IX, a więc w plecionego w cykl pod ania greckiego o T ereuszu i P roknie, o m etam orfozie ludzi w p taki. W prow adzenie ty ch m otyw ów je st zjaw iskiem n o r­ m aln ym w całej poezji renesansow ej, u K ochanow skiego p o jaw ia­ jący m się stale, zarów no w pieśniach, jak w u tw o rach epickich. P rz y całej, zresztą pozornej, odległości tych sp ra w jest to zjaw isko tego samego rzędu, co nazyw anie p ań stw a polskiego, a więc m o­ n arch ii elek cyjn ej, rzecząpospolitą, a „panów ra d y “ senatem , zarów no bow iem w dziedzinę m yśli praw niczej, ja k w dziedzinę poezji tak siln ym n u rte m w d a rły się pojęcia i w yob rażen ia starożytn e, iż nie dostrzegano różnicy m iędzy nim i a żyw ą współczesnością.

W spółczesność ta je d n a k żyła, odd ziaływ ała n a sztuk ę i dom a­ g ała się w yrazu. W aru nk iem b y tow ania wsi spokojnej i w esołej, jej wczasów i pożytków , było przecież w spółistnienie dw oru szla­ checkiego i ch at chłopskich, „w czasy“ bow iem i „poży tk i“ były w da­ leko w iększym sto p n iu w y n ikiem pańszczyźnianej p racy chłopskiej niż a d m in istracy jn ej w łaściciela folw arku. W skutek tego w utw o­ rze o n a staw ien iu sielan ko w o-realistyczn ym ukazać się m usiała choćby w stop n iu nikłym , rów nież odrębność życia „w ieśnego“ , chłopskiego.

Istotn ie też uk azała się. Ju ż ted y w sam ym w stępie poem at w pro­ w adza „św ięto“ tra d y c y jn e , obchodzone „nie bez pieśni, nie bez g ra n ia “, św ięto ludow e, chłopskie, na k tó ry m „goście“ i „dom ow i“ w y d a ją się raczej w idzam i niż aktoram i, udział w nim bowiem głó w n y p rzy p ad a zarów no m uzykom chłopskim , jak śpiew ającym dziew czętom , ja k w reszcie grom adzie, k tó ra „m iejsca p o stąp iła“ ta ­ necznicom i śpiew aczkom . P on adto pieśni dw u panien pierw szych w y d a ją się raczej u tw o ram i chłopskim i niż szlacheckim i. P ierw sza o d w ołu je się do odw iecznej tra d y c ji, „Że n a dzień św iętego Ja n a zaw żdy so b ó tka p a la n a “ , i to tra d y c ji najw idoczniej ludow ej, u trz y ­ m y w anej przez kobiety z pokolenia na pokolenie, zgodnie z uw a­ gam i na ten te m a t O tw inow skiego. P a n n a II znowuż przed staw ia n a tu ra ln ą „w ad ę“ dziew cząt — ochotę do w y tańco w yw an ia się, k tórej

Cytaty

Powiązane dokumenty

Publikacja ta podzielona została na jedenaście części, wśród których znalazły się: rozwój prawa ochrony środowi- ska, nauka prawa ochrony środowiska,

realizacja obligatoryjnych zobowiązań (ZUS, podatki, kredyty). Szczegóły dotyczące kryteriów oceny precyzuje Ankieta Konkursowa. Kapituła w każdej edycji Konkursu określa

Ponadto oświadczam, iż wyrażam zgodę na opublikowanie przez Kosakowskie Centrum Kultury z siedzibą w Rewie oraz Urząd Gminy Kosakowo w formie drukowanej i/lub na

Umieść urządzenie Firefly 2+ w stacji dokującej do ładowania: dioda LED miga na niebiesko podczas ładowania i świeci na niebiesko, gdy urządzenie jest w pełni naładowane.. Aby

Zarazem uwzględnia się również w takim podejściu silne nastawienie unifikacyjne. Tym samym chodzi o wywołanie paradygmatu metodologicznego w naukach prawnych opartego

Jednostka planistyczna D.Z.08 powierzchnia 36,33 ha Uwarunkowania Stan zainwestowania: zabudowa mieszkaniowa jednorodzinna i wielorodzinna, usługi, w tym usługi

Zasadniczo powiela ona rozwiązania wcześniejszej ustawy z 1 r., ale uwzględnia także rozwiązania ustawodawstwa krajowego (w tym jeden z typów pozwoleń wodnoprawnych,

W konsekwencji człowiek nie może (i nie powinien próbować) uwolnić się od swojej fizyczno- ści. Jest przede wszystkim bytem somatycznym, który zaspokoić musi konkret- ne