• Nie Znaleziono Wyników

Jesienny sad

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Jesienny sad"

Copied!
14
0
0

Pełen tekst

(1)

Adam Strzałkowski

(2)

Profesor Adam Strzałkowski: - Fizyka była moim hobby. Od dzieciństwa interesowało mnie, jak świat jest urządzony. Traktując fizykę jako hobby, musialem mieć jeszcze jakieś poważne zajęcie.

Kupiłem trzydzieści arów ziemi...

Elżbieta Dziwisz

Jesienny sad

-Czy zdarzyło się panu doświadczyć czegoś nieprawdopodobnego, czego fizyk wy­ tłumaczyć niepotrafi?

ProfesorAdamStrzałkowski musi pomyśleć.

- W obserwatorium astronomicznym, późną jesienią, wieczorem, razem z Ireną Kocyan siedzieliśmy wpokoju sąsiadującym z pokojem zegarowym. Wszedł profesor Tadeusz Banachiewicz, usiadł, nic nie mówił. My coś tam do niego zagadywaliśmy i nagle usłyszeliśmy obrót kopuły wschodniej. To jest taki bardzo charakterystyczny szurgot zębatego mechanizmuporuszającegokopułę.Banachiewiczdo nas:

- Ktoś obserwuje? Przecieżniema pogody.

Pobiegłem po krętych schodach do kopuły. Była zamknięta. Nikogo. Wróciłem z tym do profesora. Po dłuższejchwili powiedział do nas:

-No tak, dzisiaj jest rocznica śmierci profesoraLucjanaGrabowskiego.

Pogrzeb ojca

Dlatrzyipółletniego dziecka było to przeżycieznaczniewykraczające poza możliwo­ ści zrozumienia, co się stało. Dzień był czerwcowy, ciepły, rok 1927. Trumnę nieśli strażacy, obok nich szli górnicy w mundurach. Bardzo dużo ludzi przyszło. Karol Strzałkowski, inżynier z dyplomem Wyższej Szkoły Górniczej w Leoben, kierował wTenczynkuKopalnią Węgla„Kmita”. Ostatnio miałwłasne przedsiębiorstwo dostar­ czające materiaływybuchowe i sprzętgórniczy oraz pośredniczące w sprzedaży węgla z jaworznickich kopalń. Matkabyła nauczycielką.

Ojciec często wyjeżdżał. Kiedywracał,biegłosiędo niego przywitać.

-Co mi, tatusiu, przywiozłeś?

-Ty, Adasiu,zapytaj najpierw,jak się tatuś czuje, a nie od razu: „Co przywiozłeś?”! - strofowała mama.

(3)

146 Uczeni przed lustrem

A tata sięgał do walizyi wyjmował czekoladową kulę skrywającą zabawkę.Teraz od strażackich hełmów odbijały się słoneczne promienie. I wędrowały gdzieś, ale gdzie?

Profesor Strzałkowski do dzisiaj pamięta ten blask.

Joanna Bobrowa, muza dwóch wieszczów

Rodzina ze strony ojca tood pokoleń górnicy w KopalniSoliw Wieliczce. Dziadek Antoni nosił tytułradcy salinarnego, codowodzi nawet pewnego awansu. Ojciec matki, Ludwik Grychowski,był natomiast plenipotentem u Potockich w Zatorze i to onwła­

śnie zakładał słynne Zatorskie stawyrybne. Matkę, nauczycielkę w miejscowej szkole, przywołuje w swoich wspomnieniach profesor Stefan Grzybowski, jeden z rektorów Uniwersytetu Jagiellońskiego. Był jej uczniem. Mama z własnego dzieciństwa zapa­

miętała, jak chodziła do ojca pracującego w pałacu Potockich, gdzie rezydentką była Joanna Bobrowa, przyjaciółka Juliusza Słowackiego i Zygmunta Krasińskiego. Starsza pani, siwowłosa,prawie niewidoma. Siedziała na fotelu ze szkatułką na kolanach. We­ wnątrz trzymała listy od Krasińskiego,swój najcenniejszyskarb.

-Ten kontakt z Joanną Bobrowąpoprzez opowieści matki sprawiał, że ja sam czu­ łem się trochę jakktośz innej epoki - mówi do mnie profesor Strzałkowski.

Pani baronowa oraz inżynier Szwede

Od dnia pogrzebu męża NataliaStrzałkowskajuż nigdy nie zdjęła żałoby. Znali się z Karolem wiele lat przed ślubem. Patrzą na mnie oboje ze starej fotografii. Ona uśmiechnięta, delikatnerysy. On wmundurzegórniczym, z wąsami, bardzo przystojny.

Kiedy w końcu zdecydowali się pobrać i urodził się im jedyny syn, ona miała 44 lata, a on lat55.Żylidostatnio. Mieliw Tenczynku bardzo ładny domek wdużym ogrodzie.

Po śmiercimęża Natalia Strzałkowskaprzejęła interesy. Gdyby nie wielki kryzys 1929 roku, który okazał siędla firmy zabójczy, to kto wie,doczego by doszła.Synowi powta­ rzała:

- Najwyższą godnością jesttytuł profesora uniwersytetu!

Dlatego od najmłodszych lat wiedział,coma w życiu robić.

Ale narazie poszedł do szkoły powszechnej. Była prowadzona przez siostry zakon­

ne, przez szarytki. Bardzo dbały o poziom nauki. Jedyną świecką nauczycielką była akurat katechetka.

Kiedy Adam skończyłszóstąklasę, matka postanowiła, żedalsza edukacja synamusi odbywaćsięwKrakowie. I sprzedaładom.

- Kupiła go dla swojego sekretarza, inżyniera Szwede, pani baronowa Hammerlin- gowa, właścicielka hotelu „Pod Różą” w Krakowie. Przyjechali samochodem,on trzy­

mał na rękach małego pieska, pudelka. I zachwycali się ogrodem, o który tak dbała mama -słyszę.

(4)

Ksiądz pułkownik Meus na koniu

WIII Gimnazjum imienia króla JanaIIISobieskiego katechetą był kapelanwojsko­ wyksiądz pułkownik doktorStanisławMeus. Wysoki,szczupły.Ordynans przyprowa­ dzał mukonia i ksiądz pułkownikkłusował po deptaku na Błonich, cobyło jegostałym rytuałem. W czasie przerw spacerował szkolnymi korytarzami z rabinem, który uczył religiimłodzież wyznaniamojżeszowego.

W klasie, do której chodził Adam, było dziesięciu Żydów. Przed nim w ławce sie­ działJaśSinger z Poldkiem Schmausem. ZJasiem bardzo się w gimnazjum przyjaźnili.

Jaśw czasie okupacji ukrywał się zojcem najpierww klasztorze sióstr Wizytekw Kra­

kowie, przy ulicy Krowoderskiej, a później w Tenczynku naplebanii, u księdza Wojcie­

cha Kamusińskiego. Potem Jaśjeździł nawet jako konwojent z niemieckimi transpor­

tami, widzieli się ostatni raz w 1941 roku i od tej poryjuż nie. Pewnie zginął. A Poldek Schmaus przeżył, powojniewyjechał do Izraela izostał tam znanym aktorem.

- Kiedy byłem w Hajfie,już w latach osiemdziesiątych,trafiłem do doktora Aller- handa, dentysty z Krakowa.Zgadało się,żechodziłem z Poldkiemdo jednej klasy i on obiecał, że nas skontaktuje.Ale Poldek sięnie odezwał. Widocznie niechciałwracaćdo wspomnień. Za to z innym szkolnymkolegą, z Olkiem Schenkerem, obecnie profeso­ rem w Yale, spotykamy siępodczaskażdejjegobytnościw Krakowie - słyszę.

Stroi

AdamStrzałkowski zdążył skończyć trzecią klasęgimnazjum,kiedy wybuchła woj­

na. Najpierw przezrok uczęszczał na tajne komplety,któreprowadził fizyk i matema­

tyk Roman Leitner. A potemposzedł do SzkołyPrzemysłowej. Wybrał Wydział Elek­

tryczny. Co też to była za wspaniała szkoła! Dziekanem był AntoniDziedzic. Wykła­

dałow niej wieluprofesorów AkademiiGórniczo-Hutniczej i Politechniki Lwowskiej.

Inni to Mieczysław Jeżewski, Jan Studniarski, Jan Ekier. Fizyki uczył Tadeusz Nayder zUniwersytetu Jagiellońskiego. W Szkole Przemysłowej Adam Strzałkowski zaprzyjaź­ nił sięze Stanisławem RomanemOlszewskim,zwanym Strolem. Stroi był geniuszem.

- Pisałbardzo dobre wiersze, i to na poczekaniu, nazamówienie. Kiedyś mieliśmy lekcje po południu, aranow tej samej klasie uczyły siędziewczętaz żeńskiejhandlówki.

Wmojej ławce znalazłem książkę pozostawioną przez jedną z nich.

- Strolu,napisz wiersz! - poprosiłem. I on zmiejsca napisał:

„Znalazłem dzisiaj książkęporzuconą w ławie, Niedużąio bardzo nieciekawejtreści,

O towarach. Leczco jest miłego w tej sprawie, Żezostawił ją tutajosobnikniewieści.

Słodka Ewa lub Irka,czymoże Halina, Pełnawdzięku, uroku, dziewczęcego czaru, Na myślotym meserceburzyćsięzaczyna, Pragnąc szczęścia, miłości, upojnego żaru.

(5)

148 Uczeni przed lustrem

Kładę liścik do książki. Przyjmijgo,Kochana, Niechajon nieudolniemiłośćmąwypowie Płomiennąiświetlaną. Spraw bym jutrozrana Znalazł podobny liścik w podobnej osnowie Książkowej. ONajdroższa!Pragnąłbym uparcie Niew książce, lecznaserca Twegopisać karcie”.

Niestetyżaden odzew nie nastąpił! Był Stroi niezwykle uzdolnionym matematykiem ifizykiem, miał absolutny słuch muzyczny, komponował. Na niedzielnych szkolnych mszach świętych w kolegiacie ŚwiętejAnny Stroi zasiadałprzy organach i wspaniale im­

prowizował. Nasz katechetaksiądz JózefRychlickibardzolubił Strola ichyba dlatego mu natopozwalał.Alew seminarium duchownym, gdzieteżuczył,przestrzegałkleryków:

- Ty się tutaj, księże, pobożniemodlisz, a tenłajdak organista kołomyjki ci wygrywa!

Po wojnie Stroiskończył elektrotechnikę ifizykę, byładiunktem u profesora Szklar­ skiego na Akademii Górniczo-Hutniczej, ale jak to bywa z geniuszami, skończył tra­ gicznie. Przeżył załamanie psychiczne. Zginął wskutek nieszczęśliwego wypadku - mó­ wiprofesor.

Odznaka partyjna z dębowym wieńcem

-Miałemw klasie serdecznego przyjaciela, MarianaZborowskiego. Jego matkabyła Niemką. Załatwiła mi pracę w Generalnej Dyrekcji Kolei. To mnie niechybnie uchro­

niłoprzed wywózką na roboty przymusowe do Rzeszy. Szefem mojego biura był hitle­

rowiec, Bawarczyk, nazywał się Kuhn. Nosił odznakę partyjną w dębowym wieńcu, co oznaczało, że ma bardzoniski numer legitymacjipartyjnej. Widząc tę odznakę, Niem­ cy, nawet gestapowcy, stawali przed nim na baczność. Ale był wyjątkowo przyzwoitym człowiekiem.

Na potwierdzenietej oceny profesor opowiada, jak hitlerowiec Kuhn uchronił jego kolegę, Kazia Dobrzańskiego, przed gestapo. Przyszli aresztować Kazia za ucieczkę zNiemiec. Z Arado Flugzeuwerke w Poczdamie. A kiedy Adam Strzałkowski szedł pracować do Instytutu Technicznego, który powstał w budynku Akademii Górniczo- -Hutniczej naKrzemionkach,powiedziałmu:

- Zwalniam pana, ale jakby zaszłapotrzeba reklamowania pana przed Baudienstem, to na kolei miejscepracyzawszesiędla pana znajdzie!

Bo jak wiadomo, ludzie wcale nie dzielą się wedle przynależności partyjnej i żadnej innej. A zupełnie inaczej.

Wojtek nosił worki w rękawiczkach

Do utworzonego w Krakowie z inicjatywy profesora Walerego Goetla Staatliche Technische Prüfanstalt, którybył w Generalnym Gubernatorstwie filią słynnego ber­ lińskiego Physikalisch-Technische Reichsanstalt, ściągnął Adama Strzałkowskiego jego profesor ze Szkoły Przemysłowej, Jan Studniarski. Można mówić o szczęściu.

Pracował jako technik w bardzo dobrym laboratorium elektrotechniki stworzonym

(6)

jeszcze przed wojną na Akademii Górniczo-Hutniczej, a nawet mógłkorzystać z Bi­

bliotekiJagiellońskiej!

Tutaj poznałWojtka Zakrzewskiego i Lecha Bednarka. Obaj znaczącowpłynęli na jego życie.

- Jeszcze trwałaokupacja - mówi profesor. - Otrzymaliśmy w instytucie przydział kartofli i należało je rozwieźć po domach. Jakiś wóz konny się znalazł (samochodów przecież nie było). Zajechaliśmy na ulicę Lenartowicza, gdziemieszkali rodzice Lecha.

Wtedy poznałem Marię, jego siostrę. Ona wcale na mnie nie zwróciła uwagi, tylko na Wojtka Zakrzewskiego, który w rękawiczkach nosił worki z kartoflami.

-Terękawiczki... -mówięnato, aby temat kontynuować.

- Ale od tego czasu zaczęliśmysię spotykać, grywać wbrydża, wkrótce dowiedzia­

łem się, że dziewczyna ma trzech poważnych adoratorów. Na moje szczęście wszyscy byli humanistami. Cała nasza czwórka po latach doszła do tytułów profesorskich.

- Jak to się stało, że z tej czwórki Maria Bednarkówna wybrałaAdama Strzałkow­ skiego?-pytam.

- Miała jeszcze sprzed wojny wiecznepióro, Pelikana. Każdemu z nas wręczyła to pióro razem zbutelką atramentu,abyśmy je napełnili. Tylkojajeden wiedziałem,jak to należyzrobić!

Tadeusz Banachiewicz. Pierwszy mistrz

- Po zakończeniu wojny miałem ukończoną niemiecką maturą Szkołę Przemysło­

wą. Nostryfikowałem ją, ale ponieważ wybierałem się na uniwersytet, chciałem mieć maturęogólnokształcącą. Musiałemją zdawaćeksternistycznie. Póki matury nie mia­

łem, na Uniwersytet Jagielloński, na fizykę, mogłem się zapisać jedynie jako wolny słuchacz.Ponieważ emerytura mojej matki nie wystarczała nam nażycie, jednocześnie szukałem pracy. Wtedy od Wojtka Zakrzewskiego usłyszałem, że profesor Tadeusz Banachiewicz (był jego powinowatym) poszukuje asystenta. Zgłosiłem się. Był luty 1945 roku,zima, Wisła tego roku zamarzła. Egzamin, który nawstępie zdawałem u profesora Banachiewicza w obecności profesora Józefa Witkowskiego, będę pamiętał do końca życia! - mówi profesor i czućw jegogłosie emocje, chociaż od tego egzaminu minęło równo sześćdziesiąt lat!

-Copanczytałz matematyki i fizyki? - zapytał profesor.

- Z matematykipodręczniki analizyBanachai Łomnickiego,z fizyki książki Pohla iMiegoLehrbuch derElectrizitat und des Magnetismus.

Profesor po chwili odszukał teksiążki, otwierał je losowo i zadawał pytania.

- To twierdzenieTaylora poproszę!

Tego twierdzenia akurat dobrze nauczył go jeszcze dziekan Dziedzic w Szkole Przemysłowej.

-A teraz na odmianę coś z fizyki - efekty termoelektryczne, a potemteoria względ­ ności!

Patrzęna portret profesoraBanachiewicza, wielkiego uczonego,astronoma,geodety i matematyka. Dyrektora obserwatorium astronomicznego. W czapeczce, jak Gauss, którą często nosił, z wąsem,schylony nad książką. Egzamin wypadł na tyle pomyślnie,

(7)

150 Uczeni przed lustrem

że Strzałkowski dostał u niego asystenturę, mimo żejeszczenie był studentem,anawet nie miałzdanej ogólnokształcącej matury!

W absolutnej ciemności czas płynie inaczej

Mimo że Adam Strzałkowski pracował w obserwatoriumastronomicznym, jakokie­ runek studiów wybrałfizykę. To profesorowi Banachiewiczowi nie przeszkadzało. Te­

maty współpracownikom sugerował, ale niczego nie narzucał. Na przykład wszyscy zgodnie obserwowali gwiazdy zmienne zaćmieniowe. Co to takiego? Są dwie gwiazdy krążące wokół siebie, które przesłaniają się wzajemnie. Obserwowało się je metodą wizualną, wybierając dla porównania jakieś gwiazdysąsiednie. I na oko oceniało różni­

ce jasności. Strzałkowski odmówił. A Banachiewicz nie naciskał. Dopierokiedy Stefan Piotrowski przywiózłz Ameryki fotopowielacz i razem zbudowali pierwszy w Polsce fotometrfotoelektrycznypozwalającyna obiektywne pomiary-towtedy -tak.

Adam Strzałkowski pisał pracę magisterską zbadania promieniowania kosmiczne­

go, pod kierunkiem doktora Jana Wesołowskiego,promotorem byłprofesor Konstanty Zakrzewski,fizyk.Jeszcze przedwojną urządziłw Kopalni Soli wWieliczcepodziemne laboratorium badawcze.

- Właśnie w takich warunkach szukaliśmy wpromieniowaniuskładowej neutrono­ wej, która byłaby po drodze słabo absorbowana - tłumaczy profesor.

Pracowali razem z kolegą, JerzymJanikiem,który potem specjalizował się w zagad­ nieniach fizyki ciała stałego, podczas gdy Adam Strzałkowski wybrał fizykę jądrową.

Zjeżdżali windą ponad sto trzydzieścimetrówpod ziemię,potem wędrowali na skróty starymi chodnikami doswojej komory, drewno obudowychodników trzeszczało idzi­ siaj aż grozą wieje, przecież to było bardzo ryzykowne! Dosyć często wyłączano wtedy prąd.Jeślina powierzchni ziemi gaśnieświatło, to jednak zawsze jakiś promyk się prze- bije. A tam tylko ciemność absolutna, ażlepka i wdodatku taka, którazakłóca w czło­

wieku poczucie upływu czasu. Razsię wydawało, że światło zgasłodopieroco, a to się okazywało,żeprzedkilkomagodzinami. Kiedy indziej znowunaodwrót.

DyplommagisterskiAdamStrzałkowski odbierał14 maja 1948 roku.Atrzy godziny wcześniej brałślub. W zielonymgarniturze, bo akurat taki materiał dostał zprzydziału UNRRA.

Papa Niewodniczański

Drugi wielki mistrz. Po wojnie najpierw przygarnął go Lublin, aniebawem Uniwer­ sytet Jagielloński. Henryk Niewodniczański to w fizyce cała epoka. Odkrywca atomo­

wych przejść wzbronionych, uczeń Rutherforda. Kiedy zaproponował Adamowi Strzał­ kowskiemuprzenosiny do Instytutu Fizyki - tenz propozycji skorzystał.

W Instytucie Fizyki miał się zająć reakcjami jądrowymi. To go szczególnie intere­ sowało. Uczestniczył wbudowie małegocyklotronuC48 o średnicybiegunów magnesu czterdzieści osiem centymetrów. Wszyscy w Instytucie nazywali profesora Niewodni­ czańskiego „papą”. Wilnianin. Mówił „kulego”. Zaciągał. Był człowiekiem głęboko religijnym, którymodliłsię tylkopo łacinie, bo uważał, żejedynie w tymjęzyku można

(8)

z Panem Bogiem rozmawiać. Instytut Fizyki Jądrowejw Krakowie nosi jego imię. On ten instytut stworzył.

- Jak?

- Pierwsze ogniwo wtej opowieści stanowi matka naszego kolegi,Stefana Swiersz- czewskiego, przedwojenna komunistka.

Kiedy w 1955 roku Związek Radziecki zaoferował krajom satelickim możliwość kupna dwóch urządzeń, reaktora jądrowego i cyklotronu,w Instytucie Fizyki Uniwer­ sytetu Jagiellońskiego zawrzało. Jesteśmy do badań przygotowani, sami przecież już zbudowaliśmymałycyklotron!

Tymczasem wieści były niepomyślne. PrezydentBierutobiecałi reaktor, icyklotron Warszawie.

Pani Swierszczewska do pani Zemankowej, a ta - do Hilarego Minca!

Tak było. Najpierwmatka Stefana zatelefonowała doswojej serdecznej przyjaciółki, towarzyszki Zemankowej, sekretarza Komitetu Centralnego do sprawpropagandy.

- Niech tuktoś z tym do mnie przyjedzie! -usłyszała.

Pojechał Adam Strzałkowski.

- Zaraz to załatwimy! -usłyszałrzucone ot, tak, jakby chodziło, powiedzmy, o wo­ rekkartofli,a nie cyklotron.

Towarzyszka Zemankowa wykręciłanumer Hilarego Minca. Najpierwprzez piętna­

ścieminut rozmawiali o plotkach, o służących, aż wkońcu Zemankowa rzuciła do słu­

chawki: Wiesz, Hilary, w Krakowie Niewodniczański chce mieć ten jakiś cyklotron, załatw mu to!

-To niech Niewodniczański do mnie przyjedzie!

IprofesorHenryk Niewodniczański stawił się u Minca, wPaństwowej KomisjiPla­

nowania Gospodarczego. A ten wezwał do siebie natychmiast pułkownika Taubego, którybył szefem WydziałuWojskowego PKPGi powiedział krótko:

- Ten cyklotron mabyćdla Krakowa! Proszę tam przygotować lokalizację.

I ruszyła lawina od razu.

Najdogodniejsze miejsce (była możliwość dostarczenia dużej energii elektrycznej i odprowadzeniewody) znalazło się w Bronowicach,wtedy jeszcze na obrzeżach Kra­ kowa. Od razu tam weszli budowlani. W zastępstwie profesora Niewodniczańskiego teren przekazał imAdam Strzałkowski. A polska delegacja pojechała doMoskwy nego­ cjowaćcenę. Na cyklotronie niewiele udałosię utargować.

Kasprowy Wierch, potem Liverpool

Jeszcze pracującw obserwatorium astronomicznym, Adam Strzałkowski badał roz­

proszenie światła w atmosferze Ziemi. Skonstruowałfotometr fotoelektryczny i prze­ prowadzałpomiaryw warunkachmiejskich, a potem, przezdwamiesiące, w górach, na Kasprowym Wierchu. Powstała jedna z jego ciekawszych prac z astronomii, często

(9)

152 Uczeni przed lustrem

cytowana wmonografiach na ten temat. Terazprofesor żałuje, że nie doprowadził jej do finałui nie zamknął rozprawą doktorską.

Rozpraszanie - ale tym razem nie światła w atmosferze ziemi, a cząstekalfa na ją­

drach - Adam Strzałkowski badał później w fizyce jądrowej. Ale najpierww Liver- poolu, w laboratorium uniwersyteckim kierowanym wtedy przez innego ucznia Ru­

therforda - profesora H.W.B. Skinnera, zająłsiępolaryzacją cząstekjądrowych w reak­ cjach. Wychowanków Niewodniczańskiego przyjmowano tam serdecznie, jak kogoś z rodziny. W ich grupiebadawczej znaleźli się dwaj Anglicy, pojednym fizyku z Paki­

stanu, Iraku i Syjamu, no i on zPolski. O analizęwyników tych eksperymentów ubie­ gali się potem fachowcy światowej sławy. Adam Strzałkowski u szefa zespołu, Briana Hirda, zastrzegł sobie, że wyniki dotyczące spolaryzowanych deutronów będą treścią jego rozprawy doktorskiej. Itak się stało. Popowrociedo Krakowa obronił pracę dok­ torską,której promotorem był oczywiściepapa Niewodniczański.

Potem na różnych konferencjach naukowychnawiązał bliską współpracę z fizykami niemieckimi z instytutów wBochum, Jiilich, Monachium. I trwa ona nadal. W 2001 roku wraz z Lucjanem Jarczykiemzostali uhonorowani Krzyżem I KlasyOrderu Zasłu­

gi RepublikiFederalnej Niemiec.

Trójca Święta Fizyczna

Po powrocie Adama Strzałkowskiego z Liverpoolu ruszyły od nowa eksperymenty na cyklotronie. Z Kazimierzem Grotowskim i Andrzejem Budzanowskim stanowili zgrany zespół, nazywany wśrodowisku fizykówjądrowych „Trójcą”. Jedenz ich rosyj­

skich stażystów, Słabospickij z Charkowa, nazwał ich nawet od razu „Trójcą Świętą”.

Jego zdaniem, Adam Strzałkowski, najstarszy i poważny, pełni rolę Boga Ojca. Ener­

giczny i rzutki Grotowski - Chrystusa. A nad nimi dwoma unosi się Duch Święty w postaci Budzanowskiego.

Badali i mierzyli całkowite przekroje czynne na reakcje dla deutronów za pomocą zbudowanego przez Adama Strzałkowskiego spektrometru magnetycznego oraz roz­

praszanie elastycznei nieelastyczne deutronówicząstekalfana jądrach.

Dalszy opis dokonań Trójcy Fizyków możnabyjeszczeciągnąć.

Za to anegdotkazwiązana z pobytem Strzałkowskiegoi Grotowskiego w Watykanie jestkrótka. Otóżpojechali na konferencję Włoskiego Towarzystwa Fizycznegodo Co­

mo, a potem zwiedzali kraj i tak znaleźli się na placu Świętego Piotra, gdzie akurat miała się dokonać kanonizacja jakiegoś świętego z Asturii. Zobaczyli tłum górników, grupy ze sztandarami, a tymczasemjak tu wejść, skoro nie mają biletów? Przyszły im zpomocą włoskie zakonnice,które, rzecz jasna,zaproszenia miały.

- Wy się schylcie, my wasosłonimyiwejdziecie!

Tak zrobili. Miejsca były wyśmienite! Zarazdwunastu krzepkich sediari wniosłopa­

pieża Jana XXIII w jego sedia gestatoria. Uśmiechał się i błogosławił ludzi. Otoczeni wianuszkiem zakonnic wyciągali do niego ręce dwaj młodzi mężczyźni. To mogło się zdarzyć w 1961 roku,chyba.

W 1963 roku Adam Strzałkowski przedstawiłrozprawę habilitacyjną na taki temat:

„Zagadnienia elastycznego rozpraszania deutronóww jądrach atomowych”.Jeszcze do 1968 rokuprowadziłeksperymentyw tym zakresie.

(10)

Wpływ fizyków na kariery naukowe medyków

Zaczęło się od imieninszwagierki Lucjana Jarczyka, gdzie on poznał Marka Sycha, profesora z KatedryAnestezjologiii Intensywnej TerapiiAkademii Medycznej. Między fizykami i medykami nawiązała się przyjaźń i współpraca. Pytaniepostawili takie: Jak wyglądaredystrybucja leków w organizmie? Co przenika do wątroby, co do krwi? Fizyk może różnymi metodami stwierdzić, gdzie pierwiastki się odkładają. Są to na tyle sub­

telne metody, żepozwalają wykryć nawet bardzomałe zawartości.

-Jak to się robi? - pytam.

- Próbkę materiału, w którymchcieliśmy stwierdzić skład pierwiastkowy, naświe­ tlaliśmy protonami czy cząsteczkami alfa i wzbudzaliśmy promieniowanie rentgenow­

skie charakterystyczne - czyli takie, które jest wywoływane przeskokami między bli­

skimijądra orbitamielektronów w atomach. Jest to promieniowanie właściwetylko dla danego pierwiastka. Obserwując linie tego promieniowania, mogliśmy określić, jakie pierwiastkisąodkładanei ile ich jest-słyszę.

Pokrótkimczasie do grupy badaczy dołączył jeszczeprofesorTadeusz Cichocki. Je­ go z kolei interesował przebieg mineralizacji tkanki kostnej i proces tworzenia kości.

Ale także to, jak przebiegają inne procesy mineralizacji w organizmie człowieka. Po­ wstało wiele wspólnych prac.

- W tym okresie publikowałem więcej w czasopismach medycznych niż fizycznych - mówi do mnie profesor Strzałkowski. I dopowiada jeszcze: - Zarówno Sych, jak iCichocki zostali wkrótce rektorami Akademii Medycznej, coby wskazywało na bar­ dzo korzystny wpływ fizyków nakarierynaukowe medyków! A naszmłodywspółpra­

cownik EugeniuszRokita z tej tematyki zrobił doktorat, habilitację, został profesorem, a obecnie jest wtyczką naszej Trójcy Fizycznej w medycznymświecie. A to wszystko za sprawąjednych udanych imienin!

Willa na Kacykowie

Jużw latach sześćdziesiątych powstała idea utworzenia Uniwersytetu Śląskiego, ku czemumocno parł Gierek,a sprzeciwiał sięGomułka. Alewkońcusię zgodził na utwo­ rzenie filii Uniwersytetu Jagiellońskiego w Katowicach. Papa Niewodniczański zlecił AdamowiStrzałkowskiemu organizację Wydziału Fizyki.

-Tobyło wspaniałe! - uważadzisiaj.

Cośzupełnie nowegoi od podstaw.

- Jadąc do Katowic, postawiłem warunek, że o doborze współpracownikówdecy­

duję ja. I Gierek, iZiętek przestrzegali umowy.Pamiętam,że oparlisięnawet naciskom samego profesora Henryka Jabłońskiego! Z Krakowa dołączyło sporo osób, moich uczniów,na przykład JózefKuźmiński (teraz pracujew Stanach), Wiktor Zipper, który obecnie kieruje fizyką jądrową w Instytucie Fizyki Uniwersytetu Śląskiego. Z Wrocła­ wia przyjechał Andrzej Pawlikowskii objął Zakład Fizyki Teoretycznej. ZPoznania na kierownikaZakładu Fizyki Ciała Stałego ściągnąłemAugusta Chełkowskiego, później­

szego wicemarszałka Senatu Rzeczypospolitej. Przyjechał ze mną z Krakowa bardzo dobry stolarz, boprzecież trzeba było wyposażyć sale... A jużpierwsi studenci byli nad­

(11)

154 Uczeni przed lustrem

zwyczajni! - mówi profesorStrzałkowski, którynawetnosił się zmyśląprzeprowadzki do Katowic na stałe. Z rodziną. Budowałosię akurat w Katowicach nowe osiedle dom- kówjednorodzinnych nazwane przezmiejscowych: Kacykowem. Wille mieli tu Gierek, Ziętek,inni miejscowi notable, a jedną już szykowano dla niego. Żoniebardzo się po­ dobała. I może by nawet w niej zamieszkali. Ale...

Pojawiło sięjedno„ale”. Po marcu 1968 pozycja Gomułki na tyle osłabła, żeGierek mógł przystąpićdo tworzenia już nie filii Uniwersytetu Jagiellońskiego, a Uniwersytetu Śląskiego na bazie filii oraz katowickiej Wyższej Szkoły Pedagogicznej. Fizycyz Wyż­ szej Szkoły Pedagogicznej pojawili się w Instytucie Fizyki, na co profesor Strzałkowski już wpływu nie miał. Wobec przekroczenia kardynalnego warunku, jakim było dla niego prawo doboru współpracowników - odszedł.

- Tak się złożyło, że rektor uczelni, profesor Kazimierz Popiołek, leżał wtedy wszpitalu ze złamaną nogą i ja tam poszedłem złożyć rezygnację. Przyjąłją ze zrozu­ mieniem-słyszę.

Aleani Instytut Fizyki Uniwersytetu Śląskiego, ani cały uniwersytet niezapomniały o profesorze Strzałkowskim. W 1996 rokuzostał uhonorowany tytułem doktora hono­

ris causa tej uczelni.

Choroba związana z zebraniami

W 1972 roku rektor, profesor Mieczysław Karaś, zaproponowałobjęcie funkcji pro­

rektora do spraw nauki dwóm fizykom: profesorowi Kazimierzowi Grotowskiemu i profesorowi Adamowi Strzałkowskiemu. Jak to między przyjaciółmi, rzucili losy iStrzałkowski wygrał, to znaczy przegrał. Został prorektorem.

- Dlaczegopanmówi, że przegrał,skorowygrał? - chcęsię dowiedzieć.

- Proszę pani! - profesormacharęką.

Na cały rozwój nauki miał rocznie funduszu dewizowegotyle, co kot napłakał, ja­

kieś dwa tysiące dolarów, to co mógł za to kupić? Na części zamienne nie starczało.

Jako prorektor musiał uczestniczyćw ogromnej liczbie zebrań i narad, na którychczę­

sto nie działo się prawie nic, wszyscy tracili czas. Jakie to było męczące! Czasami wczasie tych nasiadówek pisał programy komputerowe, aleniezawsze się dało.

- Profesor Marek Sobolewski, prawnik, kiedyś uzasadnił, czemu on nie może spra­ wować żadnych funkcji. Ponieważ ma w sobie taką chorobę, że gdysię nudzi, to mdleje.

Ja niemdlałem wprawdzie, ale to było okropne! -zapewnia mnie.

Portret Topolskiego

Rektor Karaś miał ideę, aby uniwersytet przyznawał polonusom doktoraty honoris causa. To chyba od niego wyszedł pomysł,aby uhonorować FeliksaTopolskiego. Bo od profesora Karola Estreichera na pewno nie. Między nim a Topolskim, chyba jeszcze z okresu wojny, trwała wzajemna niechęć.

Uroczystość odbyła się 6grudnia 1974 roku. Topolski przyjechał z córką i synem, był obecny ambasador Wielkiej Brytanii wPolsce. Po śmierci Karola Estreichera nowy dyrektor Muzeum Uniwersytetu Jagiellońskiego, profesor Stanisław Waltoś, pojechał

(12)

odwiedzić Feliksa Topolskiego w Londynie, w jego pracowni pod mostem kolejowym Hungerford, na południowym brzegu Tamizy, Otrzymał od niego dla uniwersytetu sporo rysunków i obrazów. I wtedy zapytał artystę, czy mógłby namalować portret profesora Strzałkowskiego, który także trafiłby do uniwersyteckich zbiorów.

-Kiedy jednak znalazłem się w Londynie, a był lipiec 1984roku,Topolski odmówił.

Okazało się, że jest urażony wstępem do katalogu uniwersyteckiej wystawy jego prac, wktórym przedstawiono go jako słynnego rysownika, podczas gdy on czuje się także malarzem. Podwpływem namowy znajomych portret jednak powstał-słyszę.

Można go oglądać. Został namalowany akrylowymi farbami na bristolu. Format siedemdziesiąt pięć na pięćdziesiąt sześć centymetrów. Wzrok przykuwa charaktery­

styczny uśmiech profesora. I wyeksponowane na czole zwoje kory mózgowej, jakby malarz prześwietlił wnętrze głowy.

Goldański wołał: „To mnie papież powiedział, mnie!”

- Nie widzę sprzeczności między wiarą a nauką,a tymczasem ludzie często się dzi­ wią, żefizycy są pobożni, czego ja z kolei nie rozumiem -mówido mnie profesor.

Od kiedy Karol Wojtyła został wikarym w parafii Świętego Floriana, Jacek Hennel i Jerzy Janik byli z nim blisko związani. Adam Strzałkowski, parę lat starszy, żonaty, zdwójką dzieci, z braku czasu w tych różnych wycieczkach nie uczestniczył, ale kilka wspólnych spotkań było. W pięć miesięcy po wyborze Karola Wojtyły na papieża w Rzymie miało miejsce posiedzenie zarządu Europejskiego Towarzystwa Fizycznego.

Jednego dnia przyjął fizyków prezydent Włoch Alessandro Pertini (oficjalnie, było widać, że nie ma czasu),a drugiego dniaposzli na audiencję do papieża. Jan Paweł II, siedząc na tronie, wygłosił przemówienie powitalne (świetne!,bardzo poprawne, jeśli idzie o fizykę), a potem podchodziłdo każdego i zamieniałz nim parę słów. Podszedł też doGoldańskiego, fizyka ze Związku Radzieckiego. Ten siępapieżowi pochwalił, że zna krakowskich fizyków.

-A kogo panzna? - zapytał papież.

-Andrzeja Hrynkiewicza.

- Jakgopanzobaczy, toniech gopanpozdrowi ode mnie!

- Goldański nagle odmieniony! Podbiegł do mnie i bardzo podniecony mówi:

„Wiesz, że papież mi powiedział, że mam pozdrowić od niego Hrynkiewicza? Powiedz Andrzejowi, ale że mnie to papież kazał zrobić, nie tobie!”. Widać było, jakim niesa­ mowitym przeżyciembyładla niego rozmowaz papieżem- wspomina profesor.

Ichduże zdjęciew towarzystwie papieża ukazało się kilka lat później w organie Eu­

ropejskiego Towarzystwa Fizycznego „Europhysics News”. Profesor był wtedy wSzwaj­ cariiiktóryśzkolegówdał mu kserograficzną odbitkę. Włożyłją na wierzch do walizki i pojechał, ale nie wprost do kraju,tylkojeszcze do Paryża. Przekraczając granicę Fran­ cji, wybrał nieduże przejście przystosowane do odpraw ruchu towarowego i postąpił fatalnie! Bo akurat byłopusto i celnicy się nudzili. Zabrało się za niego ażpięciu. Kazali przenieść cały bagaż do celnicy i zaczęło się otwieranie walizek (wiózł sporo czekolady dla dzieci i znajomych, jakzwyklezeSzwajcarii).

- No to zarazkażą mi płacić za te czekolady - pomyślał profesor, ale stało się coś nieoczekiwanego. Otóżjedenz celników zobaczyłzdjęcie zpapieżem, pobiegł z nim do

(13)

156 Uczeni przed lustrem

naczelnika, a potem wszyscy zgodnie zamknęli walizy profesora i sami odnieśli je do samochodu. I jeszcze musalutowali napożegnanie!

Lekcja wymowy

- U polonisty, Ludwika Skoczylasa, mieliśmyw gimnazjum lekcje, które nazywały się ćwiczeniami w mówieniu i pisaniu. Tam się nauczyłem mówić. Ja nigdy w życiu referatu nie czytałem, bo przecież referatsięwygłasza.A teraz nie rozumiem - a pani to rozumie? - referaty są czytane. W 1997 roku zostałem członkiem czynnym Polskiej Akademii Umiejętności. Z inicjatywyAndrzeja Białasa,który był wówczas dyrektorem Wydziału III Polskiej Akademii Umiejętności, zorganizowałem Komisję Historii Na­

uki. Międzywydziałową, zrzeszającą przedstawicieli różnych dyscyplin. Mamy comie­ sięczne zebrania, organizujemy sesje, raz w roku wydajemy „Prace Komisji Historii Nauki”.Ja wyduszam z ludzi świadectwa historii, którą często sami tworzyli. Tylko że prawie zawsze oni terelacje dukają z kartki. Straszne! -mówi profesor.

Dojrzałe jabłka

Wjednym zwłoskichośrodkówjądrowych,we Frascati, profesor zetknął się z eks­

perymentami polegającymi na naświetlaniu roślin. Z Jerzym Huczkowskim postanowili spróbować. Różne rzeczy wychodziły. Po napromieniowaniu cebulek wprost z ziemi wyrastały na przykładkwiaty hiacyntów, pozbawione łodygi liści, cobywskazywało,że im akurat promieniowanie nie pomogło. To Huczkowski pierwszy wpadł na pomysł, abykupić kawałek ziemi i założyć ogród. Znalazł działkę w Modlnicy: - Może by pan kupiłdrugączęść, bo dla mnie to za dużo? -zapytał.

- Tak naprawdę fizykabyła moim hobby. Od najdawniejszych lat, jeszcze od dzie­ ciństwa interesowałomnie,jakświatjest urządzony - mówi do mnie profesor. - Trak­

tującfizykęjako hobby, musiałem mieć jeszcze jakieś poważnezajęcie. Noi kupiłem te trzydzieści arów ziemi. Częstowstawałem o 5 godzinierano, brałem psa ijechałem do Modlnicy. Własnoręcznie posadziłem ponad stodrzew owocowych. Do dzisiaj pijemy zimą sok z tych jabłek. A więc przycinałem gałęzie jabłoni, rozsiewałem nawóz,kopa­

łem ziemięigrabiłem trawę, chociaż tegoakurat nieznosiłem robić. Wiadomo, czemu chłopi powtarzali, że grabieniejest babskim zajęciem! Pracowałem do godziny 7, ajuż o8 rano zaczynałem wykład.

Dojrzałe jabłka... Taśma magnetofonowa rejestruje charakterystyczny głos Adama Strzałkowskiego. W długim, wąskim gabinecieprofesora,wInstytucie Fizyki Uniwer­ sytetu Jagiellońskiego, nadrugim piętrze, zapachniało teraz jesiennym sadem i dojrza­

łymi jabłkami. Wygrzanymi nasłońcu.

(14)

Cytaty

Powiązane dokumenty

„Po 7-miu latach przerwy, spowodowanej wojną i okupacją, przystępujemy do wznowienia wydawnictwa Uranii, jako czasopisma Polskiego Towarzystwa Przyjaciół

Jeśli wynik jest liczbą z przecinkiem, ostatnia jego cyfra po przecinku jest jeszcze miejscem zna- czącym, niezależnie od tego, czy jest zerem. Zer będących miejscami znaczącymi

Wyk. Przekazanie studentom wiedzy w zakresie fizyki, obejmującej mechanikę, termodynamikę, optykę, elektryczność i magnetyzm, fizykę jądrową oraz fizykę ciała

weryfikacja wykazuje, że w znacznym stopniu poprawnie lecz niekonsystentnie Wie na czym polega ścisły opis zjawisk fizycznych, ale nie spełnia kryteriów na wyższą ocenę.

weryfikacja wykazuje, że w znacznym stopniu poprawnie lecz niekonsystentnie Zna podstawowe prawa fizyki ciała stałego i eksperymenty w których można sprawdzić ich działanie., ale

weryfikacja wykazuje, że w znacznym stopniu poprawnie lecz niekonsystentnie Zna podstawowe prawa fizyki ciała stałego i eksperymenty w których można sprawdzić ich działanie., ale

Do wyprowadzenia tych praw założył, że ciało doskonale czarne zachowuje się jak zbiór oscylatorów harmonicznych, z których każdy może się znajdować jedynie w pewnych

narodowego Programu Badawczego, dotyczącego zdrowia psychicz- nego, alkoholizmu i leków, oraz Międzynarodowego Studium Do-.. świadczeń w zakresie kontroli nad