• Nie Znaleziono Wyników

Tytanizm Mickiewicza

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Tytanizm Mickiewicza"

Copied!
14
0
0

Pełen tekst

(1)

Konrad Górski

Tytanizm Mickiewicza

Rocznik Towarzystwa Literackiego imienia Adama Mickiewicza 22, 11-21

(2)

Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza X XII (1987)

Konrad Górski

TYTANIZM M ICKIEW ICZA

Rozw ażania niniejsze będą dotyczyły tw órczości M ickiewicza, ale na razie zacznijm y cd pew nych szczegółów biograficznych. Po w ypadkach p ary sk ich 19 VI 1849 r. p osypały się liczne areszto w an ia rów nież w śród d ziennikarzy. M ickiewicz liczył się z ty m fak tem , w olał zatem jako r e ­ d a k to r „T ribu n e des P e u p les” zejść na p ew ien czas z oczu w ładz policyj­ nych i zam ieszkać w jakim ś u stro n n y m zak ątk u P aryża. Z aprzyjaźnio ny z poetą adw okat, A ntoine Dessus, zaproponow ał m u w łasne m ieszkanie na pery feriach P aryża, a sam przeniósł się do hotelu. W liście do W łady­ sław a M ickiewicza Dessus ta k opisuje chw ilę przy b y cia poety do jego m ieszkania: „Z araz n a z a ju trz około jed en astej w prow adził się p a ń sk i ojciec z całą uprzejm ością i z tą w ielkością w prostocie, k tó rą zw ykł był

u jaw n iać w najd rob n iejszy ch n aw et okolicznościach” \

Ta wielkość w prostocie prom ieniow ała z M ickiewicza niezależnie od jego woli i św iadom ości joiż od w czesnych la t m łodości. Ślad tego pozo­ stał w jego korespondencji z najbliższym przy jacielem i kolegą Ja n e m Czeczotem, k tó ry napisał do A dam a list (15 X II 1819), p o d k reślając swą p rzy ja źń dla niego i jego niezw ykłe w arto ści w sposób ta k e n tu z ja s ty ­ czny, że M ickiewiczowi w ydało isię to przesadą. O dpow iedział niem al z iry ta cją :

„Twoje bojaźni pochodzą z jakiegoś fałszyw ego, a od dawna w tobie dostrzega­ nego przekonania o mojej jakiejś w yższości. [...] Skąd tobie ta upstrzyła się wyższość, której ja w sobie nie widzę? N ie dlatego, żebym był skromny, ale że przecie nie jestem na tyle głupi, abym sobie, czego nie mam przyznaw ał.” 2

A jed n ak in sty n k to w n e odczucie Czeczota było słuszne. W ew n ętrzn a potęga przyszłego a u to ra Im prow izacji m u siała ju ż wów czas p rom ienio­ wać z niego. Było to n a razie tru d n e do udow odnienia i do w y rażen ia słow am i, ale dla n a tu ry ta k su b te ln e j jak Czeczot staw ało się d o strzeg al­ ne i oczywiste.

(3)

czotem k iełk o w ały reflek sje na tem a t w ielkości i jej znaczenia dla m oral­ nych zobow iązań człow ieka, w k tó ry m ona potencjalnie tkw i. Z pism zachow anych w A rchiw um F ilom atów w ynika niezbicie, że ty m człon­ kiem organizacji, k tó ry się n ajw ięcej zastanaw iał nad jej przeznaczeniem i społecznym k ształtem , był w łaśnie M ickiewicz. Jego rozum i w yobraźnia w yznaczały cele działalności i ich realizację. W yraziło się to w pism ach teo rety czny ch i w poezji, k tó rej najw y b itn iejszy m u tw o rem w początkach istn ien ia T ow arzystw a Filom atów stał się program ow y wiersz, zaczynają­ cy się od słów: J u ż się z pogodnych niebios oćma zdarła sm utna. P ro ­ gram m oralny , jak i poeta u siłu je narzucić sw ym tow arzyszom , jest b a r­ dzo a m b itn y i w ym agający najw yższych wysiłków . W jed nym punkcie w kracza o n w zakres naszego tem a tu , gdy p ad ają słowa:

N iech każdy jak ów Greczyn głosi dzielność swoję: „Mocniejszy jestem — cięższą podajcie mi zbroję”.

D w uw iersz ten, napisany na progu tw órczości poetyckiej M ickiewicza, m a fu n d a m e n ta ln e znaczenie dla jego życia i działalności literack iej.

N iezależnie od jego ro li stanow i on zagadkę filologiczną. Z aim ek „ów” sugeruje, że je st m ow a o jakim ś znanym Greczynie, k tó ry m iał w ypo­ wiedzieć słow a o najw yższej w adze m oralnej. Ale w ysiłek najw ięk szych znaw ców h isto rii czy lite ra tu ry greckiej nie rozw iązał zagadki, kim jest ów G reczyn poza m ało p rzekonyw ającym i dom ysłam i. Może obrano fał­ szyw y k ie ru n e k poszukiw ań. Od greckiej tem aty k i roi się lite ra tu ra fran cu sk a X V II i X V III w., więc m oże istn ia ł jakiś znany g ro n u filom a­ tów, a dziś zapom niany, m ało w ażny utw ór, w k tó ry m b o h a te r m ówi przytoczone tu słowa. Ale zostaw m y tę spraw ę histo ryczno literack im eru d yto m , bo w te j chw ili w ażne dla nas jest tylko to, że M ickiewicz u znał je za swoje. U znał jako sw ój pro g ram m oralny, gdy uśw iadom ił sobie, że jest m ocniejszy od in ny ch i że ta świadom ość m iała podyktow ać pew ne obow iązki w obec własnego narodu. P osługując się o brazem b ib lij­ nym , k tó ry trz y k ro tn ie wróci n a k a rta c h jego twórczości, k iedy się po­ czuje now oczesnym Sam sonem .

Ale to się m iało stać w ted y dopiero, gdy G ustaw przem ienił się w K onrada. P rz ed procesem m łodzieży w ileńskiej poeta przeżyw a swoje sn y o potęd ze i głosi k u lt geniuszów.

Z acytow ane t u słow a G reczyna m ają jeszcze c h a ra k te r rozum ow ego nakazu, są k on sekw encją społecznej e ty k i X V III w. W d w a la ta później M ickiewicz jeszcze nie m ający jasn ej świadomości, że ju ż sta ł się ro ­ m an ty k ie m (stało się to w k ilk a tygodni po napisaniu Ody), w ybuchnie radosną w izją tego, co może dokonać młodość. B ohaterska śm ierć pod­ czas zdobyw ania g ro d u sław y okaże się Szczęściem, czyny n a m iarę H eraklesa p rze stan ą być m item , a ruszenie z posad b ry ły św ia ta i pchnię­ cie jej n a now e to ry okaże się czynem w ykonalnym . G rad acja co raz to

(4)

— 13 —

potężniejszych obrazów , o d tw arzający ch wielkość czynów m łodości, k o ń ­ czy się w iz ją stw o rz e n ia chaosu w alczących żyw iołów nowego św iata, g d y m iłość ogniem zionie, ta k im ogniem , do jakiego zdolna jest ty lk o młodość.

W ok resie setn ej rocznicy śm ierci M ickiewicza pojaw iło się w iele stu d ió w o znaczeniu jego poezji d la budzenia się św iadom ości narodow ej ludów , k tó ry c h życie zbiorow e u m o rzy ła w ielow iekow a niew ola. Nie je st rzeczą przy p ad k u , że ty m i u tw o ram i, k tó re oddziałały n ajsiln iej, były:

Oda do młodości, Konrad W allenrod i Księgi narodu i pielgrzym stw a.

Z tego rom antycznego duch a w y ro sły jeszcze w o k resie w ileńsko-ko- w ieńskim k u lt geniuszów i m arzenie o czynach, k tó re przynoszą sław ę.

W w ierszu Do Joachima Lelewela czytam y:

Tak dzielne genijusze panują nad św iatem , Teraźniejszość upada przed ich m ajestatem.

A w IV cz. Dziadów G u staw (jeszcze w godzinie szaleństw a) ta k k r e ­ śli m ożliw ości, jakie osiąga wielkość:

...jedna tylko iskra jest w człowieku, Raz tylk o w m łodocianym zapala się wieku, Czasem ją oddech M inerwy roznieci, W tenczas nad ciem ne plem iona Pow staje m ędrzec, i gwiazda Platona W długie w ieki w iek ów świeci*

Iskrę tę jeśli duma rozżarzy w pochodzie, W tenczas zagrzmi bohater, pnie się do szkarłatu Przez w ielk ie cnoty i przez w ielkie 2forodnie, I z pastuszego kija robi berło światu, Albo skinieniem oka stare trony w ali.

W szystko to m ów i człow iek, k tó ry jest św iadom , że nieszczęśliw a m i­ łość zam knęła p rzed n im te m ożliwości. P rzy po m ina sobie z goryczą rezygnacji:

K iedyś duch mój przy w ieszczym zapalał się rymie, K iedyś budził m ię zie snu tryum f Milcyjada.

A po ty c h słow ach w ygłasza jed n ą z początkow ych stro f O d y do

młodości, u tw o ru , k tó ry w te d y b y ł z n a n y ty lk o g ro n u filom atów : Młodości, ty nad poziom y

W ylatuj, a okiem słońca Ludzkości całe ogromy Przeniknij z końca do końca.

P ro ces filom atów i filaretó w , skazanie ich n a d e p o rta c ję z ojczyzny uśw iadom iły poecie, że sn y o w ielkości i potędze, m arzen ia o try u m fa c h M ilcjada ro zsyp ały się ja k dom ek z k a r t po zetkn ięciu się z rzeczyw isto­ ścią c a rsk iej Rosji. W nap isan y m później Dziadów części III Ustępie (w iersz Petersb u rg) m am y ta k i obraz p ew n ej g ru p k i ludzi, idących u lica­ m i północnej stolicy:

(5)

Szło kilku ludzi między tym natłokiem, Różni od innych twarzą i odzieniem, Na przechodzących ledw o rzucą okiem, A le na miasto patrzą z izadumieniem. Po fundamentach, po ścianach, po szczytach, Po tych żelazach i po tych granitach Czepiają oczy, jakby probowali Czy mocno każda cegła osadzona; I opuścili z rozpaczą ramiona,

Jak gdyby m yśląc, człowiek ich nie zwali! Dumali — poszli — został z jedynastu Pielgrzym sam jeden, zaśm iał się złośliw ie, Wzniósł rękę, scisnął i uderzył m ściw ie W głaz; jakby groził temu głazów m iastu. Potem na piersiach założył ramiona I stał dumając i w cesarskim dworze U tkw ił źrenice dwie, jako dwa noże; I był podobny wtenczas do Samsona, Gdy zdradą w zięty i skuty więzam i Pod Filistynów dumał kolumnami.

W kórnickim au to g rafie tego u ryw ka zam iast słowa „pielg rzym ” w i­ dnieje: „K o n rad ” , a więc autobiograficzne pochodzenie przytoczonego tu u ry w k a nie ulega w ątpliw ości. Jak że łatw o ibyło ruszać ziem ię z posad i stw arzać now y św iat z chaosu sprzecznych żywiołów, gdy byliśm y uniesieni na skrzydłach zapału w krain ie ra jsk ie j ułudy. Ale świadomość, że obow iązuje nadal w ybranie cięższej zibroi, skoro się jest m ocniejszym od innych, ani na chw ilę się nie załam ała w obliczu rzeczyw istości, w k tó rej się Sam son znalazł. Pozostaje tylko znalezienie w odm iennej sy tu acji innych m etod postępow ania.

Tu przyszedł z pomocą M achiavelli. P o eta d a ł w przedm ow ie krótki ale bardzo treściw y zarys historii L itw y, aby słowami: „L itw a jest już całkiem w przeszłości” odw rócić uw agę cenzury i rosyjskich czytelników od zw iązku fab u ły u tw o ru ze współczesnością, ale zam ieszczając na karcie ty tu ło w e j c y ta t włoski, że są dw a sposoby w alki: „trzeba być zarazem lisem i lw em ”, zdradzał rzeczyw isty i aż nadto a k tu a ln y sens swego poem atu. B ohater głów ny, w y stęp u jący pod trz e m a im ionam i: Alf, W al­ te r i K onrad, u k a z an y został w okresie swej m iłości do A ldony zrazu jako szczęśliw y kochanek. N iestety, szczęście to m iało trw ać krótko:

Walter kochał swą żonę, lecz m iał duszę szlachetną; Szczęścia w domu nie znalazł, bo go nie było w ojczyźnie.

Gdy w alka rycersk a, sposobem lwa, s ta w a ła się coraz b ard ziej bez­ nadziejna, W alter wie, że jest jeszcze d ru g i sposób, ale m yśli o nim ze w strętem . Nie w y jaw ia go Aldonie, ale ją uprzedza:

...stokroć przeklęta godzina

(6)

Ta godzina przyszła. W dzianie cięższej zbroi stało się rów noznaczne z w yrzeczeniem się w łasnego szczęścia, zatruciem szczęścia A ldony i o b ra ­ niem sposobów w alk i lisa. Jeszcze przed rozdzierającym serce ro zstan iem m ów i A ldonie o nieszczęśliw ym losie niew iast, jeśli kochają szaleńców , k tó ry c h oko w ybiegać lu b i za wioski granice, k tó ry ch sercu nie m oże szczęście dom owe w ystarczyć. Po ra z pierw szy pojaw ia się m yśl o p rze­ k leń stw ie wielkości:

W ielkie serca Aldono, są jak ule zbyt w ielkie

Miód ich w ypełnić nie może, stają się gniazdem jaszczurek.

W chw ili ro zstan ia znów n a w ią zu je do tragicznego fa tu m w ielkości:

Jesteś wolna, jesteś w dową po wielkim człowieku, Który dla dobra ojczyany w yrzekł się — naw et i ciebie!

Po latach, gdy już jako W ielki M istrz rozm aw ia z A ldoną i u słyszy z jej u st coś w ro d zaju pociechy, że jakich jeszcze rozkoszy m ożna p ra g ­ nąć, skoro się poznało Boga w ielkiego na niebie i kochało m ęża w ielkiego na ziemi, odpow iada jej bolesnym w yznaniem :

Wielkość! I znowu wielkość, mój aniele! W ielkość, dla której jęczymy w niedoli.

C zytelnik dzisiejszy, k ieru jąc się w spółczesnym poczuciem językow ym , nie rozum ie istotnego sen su d ru g iego w iersza. Zgodnie ze staropolską składn ią p rzy im ek ,,dla” został t u u ży ty nie do oznaczenia celu, lecz przyczyny, a form a ,,k tó re j” nie jest celow nikiem , lecz dopełniaczem . C hodzi o to, że oni jęczą w niedoli z powodu wielkości. Z adośćuczynienie m o raln y m obowiązkom , jakie n ak ład a świadom ość w łasnej wielkości, je s t przyczyną nieszczęścia ich obojga.

A w ięc wielkość jako źródło tragicznego przeznaczenia.

Powieść W ajdeloty, k tó re j celem było w yrw anie K onrada z d uchow e­

go odrętw ienia, p ow oduje w ybuch w strząsający ch przeżyć, jakie się n a ­ grom adziły w jego duszy. J e st to te n u ry w ek poem atu, gdzie p rze k leń ­ stw o wielkości znalazło n ajb o leśn iejszy wyraz:

Znam ja was, każda piosnka wajdeloty N ieszczęście wróży, jak nocnych psów wycie; Mordy, pożogi w y śpiew ać lubicie,

Nam zostaw iacie chw ałę i zgryzoty.

Jeszcze w kolebce wasza pieśń zdradziecka Na kształt gadziny obwija pierś dziecka I w lew a w duszę najsroższe trucizny, Głupią chęć sław y i m iłość ojczyzny.

G dy po w y p ełn ien iu swoich zam iarów K onrad, w róciw szy do zam k u m alborskiego, w y jaw ia A ldonie, że odw iedził m iejsca, gdzie przeżyw ali szczęśliwe chw ile sw ojej m iłości, i te ra z p rag n ie ich w skrzeszenia, spo­ ty k a się z najw iększym ciosem, ja k i m ógł go spotkać: A ldona tego n ie pragnie. W ypowiada n aw et o k ru tn e słowa: ,,Ja cię, m ój drogi, nie chcę widzieć z bliska” , w sto su nk u do k tó ry ch O dyniec m iał jakieś bliżej

(7)

nieznane zastrzeżenia. Ale M ickiewicz wiedział, co robi, i w liście do niego (28 IV 1828) odpow iedział krótko i stanowczo, że w iersz te n utrzy­ m u je i b ro n i p rzeciw zarzutom . Głębokie powody, dlaczego ta k czyri, sta ra łe m się w ykazać w rozpraw ie: Miłość i erotyka w twórczości Mickit-

wicza o kresu rosyjskiego (przedruk w: Mickiewicz — a r ty z m i języc,

1977), a t u podkreślę, że M ickiewicza cechow ała całkow ita, rozumowa świadom ość jego a rty sty czn y ch rozstrzygnięć. W przem ow ie do Aldor.y K o n rad w y raża nie ty lk o chęć pow rotu do osobistych uczuć, ale i jakieś m o ralne w ycofanie się z czynów, których dokonał. Po odejściu od wieży spotyka się w nocnym m ro k u z jakim ś cieniem , k tó ry słowem: „biada” zapow iada m u bliskie w ykonanie w yroku śm ierci, na k tó rą go skazał sąd fem iczny. To m u p rzy w raca siłę m oralną i zachw iane poczucie wielkości. K rzyżakom , co przyszli, b y go zabić, powie teraz całą praw dę i to będzie końcem życia now ożytnego Sam sona. Depcąc płaszcz W ielkiego M istrza ze słow am i: „Oto ,są grzechy mojego żyw ota” , objaw ia im cel i sens swego postępow ania:

Słyszycie wicher? pędzi chmury śniegów; Tam marzną waszych ostatki szeregów. Ja to sprawiłem; jakem w ielki, dumny, Tyle głów hydry jednym ściąć zamachem! Jak Samson jednem w strząśnieniem kolumny, Zburzyć gmach cały, i runąć pod gmachem.

W tw órczości o k resu rosyjskiego Konrad Wallenrod jest okazaniem , do jak trag iczn y ch następstw może zaprowadzić świadom ość własmej wielkości. Ale je st in n y u tw ó r z tych sam ych czasów, k tó ry jest w y ra z e m u po jenia w łasną w ielkością. To Farys. Tylko że w pierw szym d z ie le w chodziła w grę w a lk a z ludźm i, a w d ru g im zwycięstwo człow ieka niad siłam i p rzyrody.

Z ain tereso w ania p o ety wówczas m odnym w rom antyzm ie o rie n tta - lizm em (S o n e ty k r y m s k ie , Szanfary, Almotenabbi) sk o jarzy ły się ze w spom nieniam i W acław a Rzewuskiego o jego przygodach na Bliskiim W schodzie, ogłoszonym i niegdyś w „D zienniku W ileńskim ” 3. Zdobył on w ielką popularność wśród Beduinów swoim try b em życia, znajomośccią g atu n k ó w koni i opanow aniem sztuki jeździeckiej, a nade w szystko m ie- zw ykłą odw agą. O kazał ją m .in. w narażeniu swego życia, gdy jed n jy m z celów jego w ędrów ek po p u styni była chęć poznania jednego z n a j ­ groźniejszych zjaw isk tam tejszej przyrody, w ia tru Sam ieli. J e st to „ w k a tr m orow y, w iejący na pusty n iach A rabii, k tó ry sprząta ty lu p ie lg rz y m ó w idących do M ekki”, i k tó ry „w padłszy w wyższy p as A fryki, pory^w a i pędzi p rzed sobą pow ietrze, ogrzane upałem słonecznym i zarażoone w szystkim i w yziew am i szkodliw ym i i zanosi je do A rabii”.

(8)
(9)
(10)

— 17 —

i uczynił go m odelem b o h a te ra swego poem atu. Po k ilk u latach od n a ­ pisania Farysa R zew uski zginie w w ojnie 1830/1831 r. i n ow y pom nik poetycki w ystaw i m u Słow acki w swej D u m ie o Wacławie R ze w u sk im . Sw oją wielkość m o raln ą pokazał naprzód w pokonyw aniu w szystkich ostrzeżeń, jakie b o h a te r o trz y m u je przed grożącym i m u niebezpieczeń- staw am i, a w końcow ym obrazie karaw an y , w ygrzebanej w ia tre m z piasku, z k tó rej pozostały ty lk o kości jeźdźców na szkieletach w ielbłądów , n ie ­ u straszo n y B eduin m ógł się naocznie przekonać, jaka czeka go przyszłość. P o zw ycięstw ie nad antropom orficznie zobrazow anym żyw iołem boh ater przeżyw a stan ekstazy, w y ra ż ają cy się w um iłow aniu całego św iata i roztopieniu się d u szy jego w niebie.

Na m arginesie stylizacji końcowego u ry w k a m am y znów staropolskie użycie słowa „u p rzejm y ”, k tó re — jak zawsze u M ickiewicza — znaczy: „m iłujący, rozkochany w czy m ś”.

Radość zw ycięstw a, odniesionego przez wielkość, czyni z Farysa a n ty ­ tezę Konrada Wallenroda, gdzie zw ycięstwo m usiało być okupione tr a ­ gizm em i śm iercią Sam sona. N apisany na k rótko p rzed pow staniem li­ stopadow ym w iersz Do M a tki Polki przepow iada jej synowi przyszłość jeszcze boleśniejszą. Nie jest rzeczą p rzypadku, że istotnie tak ie m u b ę­ dzie sądzone przeznaczenie, albow iem w jego źrenicach błyszczy gen iu­ szu św ietność, a z czoła w idna je st daw n y ch Polaków dum a i szlachet­ ność. W ielkość w ty m pokoleniu pociąga za sobą nieuchronnie tragiczne fatum .

L ata rom antycznego przełom u, przy p ad ające na ok res n auczycielstw a po ukończeniu studiów , b y ły ro d zajem naw rócenia poety. Czucie i w iara u kazy w ały drogę praw d żyw ych, niedostępnych d la rozum u. O kres ro sy j­ ski przyniósł załam anie te j postaw y. N ie w yrażało się to w jakim ś zwrocie do ateizm u czy m ate ria liz m u , lecz w rozbracie z siłam i n ad­ przyrodzonym i, co rządzą św iatem . S am o tny podróżnik zazdrości podczas b u rzy m orskiej tym , co się u m ie ją modlić. W bo haterze tragicznego poe­ m a tu tli się na d n ie duszy „chrześcijaństw o żywe, a potem zaniedbane” , jak to m iała powiedzieć O dyńcow i N atalia Bisping 4. B u n t przeciw Bogu, k tó ry nie je st m iłością, ale ty lk o m ądrością, przeżył poeta w okresie pisania Konrada Wallenroda. P o tem — nie bez w pływ u O leszkiewicza przyszło dru gie naw rócenie, rzym skie, w lata ch 1829 - 1830, którego poe­ tyckim w yrazem będzie A r c y -M is tr z o raz A r y m a n i Oromaz. W św ietle tego drugiego naw rócenia poczucie w łasn ej w ielkości odsłoniło tkw iące w nim niebezpieczeństw o: zejście na m anow ce b u n tu pod w pływ em p y ­ chy. H istorią błęd u i u p ad k u, spowodow anego przez pychę, stanie się „Im prow izacja”, w ydobyciem z przepaści in te rw e n cja K siędza P io tra, a ukazaniem w łaściw ej drogi, n a k tó rej wielkość odnajdzie sw oje p rze­ znaczenie, W idzenie Księdza Piotra.

(11)

Improwizacja, błędnie uznana przez jednego z h isto ry k ó w lite r a tu r y

za liryczny w ybuch, k tó ry poeta w yzyskał n astęp n ie jako fu n d am e n t III cz. Dziadów, nie m a nic wspólnego z liryk ą. J e s t to scena d ram a ty c z ­ na, rozegrana m iędzy Bogiem i ty tan em . Początkow o m ilczenie Boga K o n rad uw aża za odm ow ną odpowiedź i dopiero niem ożność w ym ów ienia przez zbuntow anego człow ieka słowa: ,,carem ” jest czynną in te rw e n cją Boga. J a k w ynika z kłótni diabłów , w ym ów ienie tego słow a byłoby rów noznaczne ze strącen iem do piekła. Ale św iadom ość K onrada po jego up adku w ypełniona jest in n ym przeżyciem . P ierw sze jego słow a brzm ią:

Przepaść — tysiąc lat — pusto — dobrze — jeszcze więcej! Ja wytrzym am i dziesięć tysiąców tysięcy —

Modlić się? — tu m odlitwa n ie przyda się na nic — I byłaż taka przepaść bez dna i bez granic? — N ie wiedziałem — a była

Słowa te są echem Apokalipsy (rozdz. X X , w. 1— 3):

„I ujrzałem anioła zstępującego z nieba i mającego w ręku klucz przepaści z łańcuchem wielkim . I uchwycił smoka, węża znanego od dawna, którym jest dia­ beł i szatan, i związał go na tysiąc lat. I w rzucił go do przepaści zamknął i poło­ żył nad nim pieczęć, aby więcej nie zwodził narodów, dopóki nie upłynie tysiąc lat. A potem ma być uwolniony na czas n iew ielk i” (przykł. ks. E. Dąbrowskiego).

A więc K o nrad m a świadom ość, że jest szatanem , strąconym w p rz e ­ paść, g d y b u n t jego doszedł do najw yższego p u n k tu i spow odow ał od­ powiedź potężniejszych od niego sił nadprzyrodzonych. J e s t to u p ad ek analogiczny do strącen ia w przepaść L ucyfera {Izajasz, 14, 12— 16), P ro ­ m eteusza (zakończenie trag ed ii A jschylosa P ro m e te u sz skowany), czy w reszcie A rym ana z w iersza: A r y m a n i Oromaz.

Ale m iędzy w ym ienionym i tu postaciam i, b ib lijn y m i czy m itologicz­ nym i, z jednej stro n y i b o h aterem III cz. Dziadów istn ieje zasadnicza różnica: tam te należą do św iata nadprzyrodzonego, podczas gdy K onrad jest człowiekiem . D rogę do w yró w n ania szans pokazał S h a fte sb u ry sw oją koncepcją P rom eteusza jako tw ó rcy now ych form życia (w edług od m ien ­ nej w ersji m itu P ro m eteu sz m iał stw orzyć człow ieka). W ty m u jęciu ty ta n grecki s ta ł się sym bolem a rty s ty jako nie naśladow cy n a tu ry , lecz tw ó r c y 5. K onrad, w ygraw szy sw oją pieśń na gw iazdach, wie, że jako tw órca kocha sw oje tw o ry, i czuje się u p raw n io n y do „ z ajrzen ia w uczucia Boga” , czy S tw órca św iata rów nież kocha stw orzonych przez siebie ludzi. W ątpliw ość w ty m względzie obudził w K onradzie fak t, że jego naród cierpi bez winy. Tu tkw i podłoże m yślow e Improwizacji, e ty k a racjonalizm u X V III w., uzn ająca cierpienie jedynie jako następstw o b łę d ­ nego postępow ania. K onrad, czując się „najw iększym z czujących na ziem nym pad ole” , m a pewność, że jako a rty sta , stw arzający doskon ałe dzieła sztu k i słowa, gdyby m iał tę w ładzę, jak ą m a Bóg, stw o rzy łb y większe dzieło, niż Stw órca św iata — „zanuciłby pieśń szczęśliw ą”. S tąd

(12)

— 19 —

żądanie rządu dusz, k tórego spełnienie 'będzie dowodem , że Bóg je st miłością.

K siądz P io tr, uw olniw szy K onrad a z opętania przez szatana, p rzy ­ znaje, że jego m yśl o cierp ien iu n arodu polskiego bez w iny była słuszna, ale skierow ana n a b łęd n ą drogę przez rozum , k tó ry nie był zdolny p rzy ­ puścić, że tak ie cierpienie może być odkupieniem za w iny innych n a ro ­ dów, rządzonych p rzez zbrodniczych władców. O bjaw ieniem te j m isji będzie W idzenie Księdza Piotra, zapow iadające przyszłą rolę tego, co błądził, a stanie się n am iestn ik iem wolności na ziem i i w skrzeszeniem narodu.

W ielkość, sprow adzona na m anow ce przez pychę rozum u, odnajdzie poprzez analogię cierpienia P olski do cierpienia Zbaw cy św iata swe

w łaściwe przeznaczenie.

Ale dzieje w ielkości w poezji M ickiewicza na ty m się nie kończą. Nową k a rtę tych dziejów w ypełni żyw ot Jack a Soplicy. Tym razem bo h ater u tw o ru nie będzie potom kiem G reczyna, co dom agał się cięższej zbroi. Nie chodzi bow iem w dziejach Jack a o m oralne zobowiązania, jakie w y n ik ają z poczucia wielkości, lecz o niebezpieczeństw o w ykolejenia się człow ieka, w którego św iadom ości to poczucie góruje nad w szystkim . W spowiedzi Jack a w ielo k ro tn ie w raca przyznaw anie się do pychy.

P ostępow anie S tolnika, k tó ry nie m ógł nie zauważyć m iłości Ja ck a do Ewy, ale udaw ał, że się tego nie dom yśla, było w yjątkow o obrażliw e dla ubogiego szlachcica, k tó ry jed n ak wiedział, że w Polsce „szlachcic urodzony jest zarów no z p anam i k a n d y d a t k o ro n y ” . W obec tego i on nie chciał się zniżyć do próżnej prośby:

W szystko to prawda z pychy, żeby nie ubliżyć Im ieniowi Sopliców...

Bo jakież by to były między szlachtą mowy, Gdyby w iedziano, iż ja, Jacek...

Soplicy Horeszkowie odm ówili dziewkę! Że mnie, Jackowi, czarną podano polewkę!

W te j udręce Ja ce k coraz b ard ziej staje się ofiarą szatańskich pokus, k tó re m u podsuw a pycha:

Kluczniku, tw oje serce poczciwe nie um ie Uczuć, ile jest piekła w obrażonej dumie.

N astępstw em podszeptów szatana d u m y stan ie się m ałżeństw o z jak ą ś ubogą dziew czyną, p ijań stw o z rozpaczy i stopniow y u p adek daw nego

znaczenia w środow isku, w k tó ry m odgryw ał w ielką rolę:

A potem ze m nie dzieci śm iały się włościańskie! Tak zrobiłem się nagle w oczach ludzkich lichy! Jacek Soplica! — Kto zna, oo jest czucie pychy...

I ta k doszło do niezam ierzonej, odruchow o popełnionej zbrodni. A gdy 2*

(13)

przyszła chw ila zrozum ienia, że jed y n y m ratu n k iem ' m oże być ty lk o ekspiacja, Ja ce k uśw iadam ia sobie w łaściw e źródło swego u p adk u:

Bardziej niźli z miłości, może z głupiej pychy Zabiłem; w ięc pokora, wszedłem m iędzy mnichy, Ja niegdyć dumny z rodu; ja, com był junakiem, Spuściłem głowę, kwestarz, zwałem się Robakiem Że jako Robak w prochu...

E kspiacją stała się w alka za k ra j i długie pasm o różny ch cierpień. Głowę zm arłego pro m ienie wschodzącego słońca u b ra ły złotem , „że błyszczał jako św ię ty w ognistej k oronie”. W ielkość tego człow ieka zn a­ lazła nareszcie swój n ajw yższy w yraz. T u się n asu w a ,poczęta z d u ch a ro m an ty zm u reflek sja K rasińskiego: p ierw iastek zbrod ni i cn o ty jeden: moc ducha, ty lko k ieru n k i ró żne” .

Przeżycie w ielkości w poezji M ickiewicza zostało u k azan e w losach trzech boh ateró w w całkow icie odm iennej postaci. P ie rw sz y z nich, po­ słuszny m łodzieńczem u nakazow i, że wielkość zobow iązuje do o b ieran ia drogi najw iększego oporu, poświęca osobiste szczęście d la ra to w a n ia w ła­ snego n aro d u i w p ełn i św iadom swego tragicznego przeznaczenia ginie śm iercią Sam sona. D rugi, chcąc osiągnąć to sam o, co p ierw szy, w ypo­ w iada w alkę nie ludziom , lecz Bogu. P y c h a ro zu m u doprow adza go do upadku, zrozum ienie w łasnego błędu o tw iera drogę do rea liz a c ji w ielkie­ go przeznaczenia. Trzeci b o h ater nie w y ra sta z m o ra ln y ch nakazów G re - czyną, a z d ru g im łączy go upadek, spow odow any przez pychę. Tam b y ła pycha rozum u, t u w y nik ająca z poczucia w ielkości w łasnego ja. S tą d ek spiacja n a drodze w yrzeczenia się w łasnej osobowości, w yrzeczenia t a k wielkiego, że n ie o bjaw ia Tadeuszow i p rzed ry ch ło m ają cą n astąpić śm iercią, co ich łączy.

K o n flik ty m o raln e, do k tó ry ch prow adził ty ta n iz m , d a ły w w y n ik u o sta tn ią wypow iedź p o ety n a te m a t w ielkości. W Zdaniach i uwagach zam ieszczony jest dw uw iersz, zatytułow any: P raw d ziw a wielkość. B rzm i on tak:

Dobrze by w życiu świeckim , jak niegdyś w kościele, Tego tylko zw ać w ielkim , kto w ycierpiał w iele.

J a k w ynika z listu do O dyńca (grudzień 1836), jest to p a ra fra z a reflek sji S ain t-M artin a, kogo należałoby nazyw ać człow iekiem zasłużo­ nym . M ickiewicz odniósł to do wielkości.

(14)

— 21 —

P r z y p i s y

1 W. M ickiewicz, Zyuxtt Adam a Mickiewicza. Poznań 1985, t. 4, s. 252.

2 A rch iw u m Filomatów — Korespondencja. Kraków 1918, t. 1, s. 345 - 352; odpo­ wiedź M ickiewicza — 20X111819 r.

3 „Dziennik W ileński” 1828, tom 2, s. 418, 419 i 422. 4 List M ickiewicza do Odyńca z 28 IV 1828 r.

5 Rolę S haftesbury’ego w osiem nastowiecznej interpretacji mitu o Prom eteuszu w ykazał Oskar W alzel w rozprawie: Das Prometheussymbol von Shaftesbury zu Goethe, „Neue Jahrbiicher f. d. klas. A ltertum etc.” 1910 Band XXV. U zasadnienie podanej tu szkicow o interpretacjii III cz. Dziadów dałem w rozprawie: P rze zw y c ię ­ żenie prom eteizm u w „Dziadach” w: Mickiewicz — A r ty z m i język, Warszawa 1977.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Była informatorką siatki zwiadow czej tjf*órej kierowniczką od

Lokalizacje 3D oraz wielkość ładunku elektrycznego Q źródeł udarów pio- runowych wielokrotnych wyładowań doziemnych, które zostały wyznaczone na podstawie danych z sieci

Współcześni menedżerowie nie tylko będą legitymować się wiedzą in- terdyscyplinarną, ale stale będą musieli się dokształcać. Nie poprzestaną edukacji na ukończeniu

I tego samego zdania jest, by tak rzec, wszechświat, gdyż w swej ewolucji zachowuje się tak, jakby chciał w coraz większym zakresie poznać sam siebie.. Wydaje się

personifikacja (Pieśń [...] jak upiór powstaje krwi głodna; / I krwi żąda; Pieśń mówi; Krew poczuła – spod ziemi wygląda); porównanie (Pieśń [...] jak upiór powstaje

dony i Alfa zdają się przebiegać przez pewne m iejsca wspólne, lecz ze znacznym względem siebie momentem opóźnienia.. duje poetycką wykładnię w serii

Based on previous designs, we have some simple design formulas, Bertram and MacGregor (1992a,b,1993), which can be used to determine a first base design.. Simply using

The areas of potential added value are therefore more within prototyping, tooling, repair, (localized) production processes and overall supply chain optimization as shown by