• Nie Znaleziono Wyników

Zamieranie : lektury

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Zamieranie : lektury"

Copied!
180
0
0

Pełen tekst

(1)

zamieranie

zamieranie

z a m ie r a n ie l e k tu r y

l e k t u r y

䉥慴愠䵹瑹捨ⵆ 潲慪瑥

䭡瑡牺祮愠䝵瑫潷獫愠†

䅬楮愠䩡杵獩慫 䭲穹獺瑯映䭡楳敲

䅮湡⁋慬畺愠 䩯慮湡⁋楳楥 䵯湩歡⁌慤潮†

䑡湵瑡⁏灡捫愭 䩡渠偩潴牯睩慫†

䵩汯獺⁐楯瑲潷楡 䅬楮愠卷楥獣楡

ISBN: 978-83-60743-14-0

Jednym z najważniejszych zagadnień tanatologii jest problem (nie)wyrażalności. Paradoksalnie - choć czy, aby na pewno to takie niezwykłe - świadomość tej trudności działa na twórców tyleż paraliżująco, co mobilizująco. Chęć, aby mimo wszystko spróbować wyzwala w artystach, jak to z ograniczeniami bywa, niezwykłą kreatywność. Taką kreatywnością wykazali się między innymi autorzy wierszy zamieszczonych w niniejszej książce.

Niewątpliwie więcej ich dzieli niż łączy. Dzieli ich pokoleniowa przynależność, różne koncepcje literatury, odmienne poetyki i strategie pisarskie. Łączy ich śmierć traktowana jako literackie i egzystencjalne zarazem wyzwanie. Ich wybór - niewątpliwie subiektywny i na pewno nie pretendujący do ogarnięcia wszystkich ważkich w przestrzeni poetyckiej tanatologii zjawisk - był podyktowany chęcią pokazania, w jaki sposób twórcy różnych generacji, na różne sposoby próbują zrobić to samo.

Co konkretnie? Odpowiednie dać śmierci słowo.

Grzegorz Olszański Dariusz Pawelec Sprzedaż wysyłkową publikacji

Oficyny Wydawniczej WW prowadzi:

Dział Marketingu

40-877 Katowice, ul. Mieszka I 15/199 e-mail: wacek@oficynaww.pl

tel. 601311157

Publikacje dostępne są w pełnej ofercie w patronackich księgarniach:

Główna Księgarnia Naukowa im. Bolesława Prusa

00-068 Warszawa,

Krakowskie Przedmieście 7 tel. 022 826-18-35

Księgarnia Studencka

87-100 Toruń, ul. Fosy Staromiejskiej 3 tel. 056-611 35 09

Księgarnia Libella

40-032 Katowice, pl. Sejmu 1

Wydawnictwo Uniwersytetu Śląskiego Katowice 2007

(2)
(3)
(4)
(5)

Recenzent:

Paweł Próchniak

Publikacja sfinansowana ze środków Uniwersytetu Śląskiego

© 2008 by Uniwersytet Śląski w Katowicach

ISBN 978-83-60743-14-0

Wydawca:

Oficyna Wydawnicza Wacław Walasek Katowice, ul. Mieszka I 15

wacek@oficynaww.pl

Druk:

SOWA Sp. z o.o.

Projekt okładki:

Magdalena Nazarkiewicz

Zdjęcie na okładce:

Krzysztof Chrobak

Tłumaczenie:

Patrycja Walasek

Wydanie I, nakład 150+50 egz.

Ark. druk. 11,25. Ark. wyd. 9,1.

(6)

Spis treści

G r z e g o r z O l s z a ń s k i: Wiersz-trup, który (nie) gada

(zamiast wstępu) ... 7 A l i n a J a g u s i a k: Sto lat, wszystkich świętych Radosława

Kobierskiego. Śmiertelny regres „solenizanta” ... 19 A n n a K a ł u ż a: Torfowiska. Grzegorz Wróblewski: Noc

w obozie Corteza ... 30 A l i n a Ś w i e ś c i a k: „to nieprawda że przyjaciele chorują”.

Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki i śmierć przyjaciela ... 39 P a t r y c j a B u ć k o: Blues „der Tod” Leszka Szarugi.

O pragnieniu zamieszkania w języku ... 48 J o a n n a K i s i e l: Na ziarnku grochu. O wierszu Stanisława

Barańczaka Powiedz, że wkrótce ... 58 J a n P i o t r o w i a k: Odmiany losu. (O Koniugacji Haliny

Poświatowskiej) ... 73 W a c ł a w F o r a j t e r: Tanatologia mody: o wierszu Na śmierć

Christiana Diora Jarosława Marka Rymkiewicza ... 85 B e a t a M y t y c h - F o r a j t e r: Stanisław Grochowiak: Elegia

oborska (Narodziny i śmierć wiersza) ... 97 K r z y s z t o f K a i s e r: „Tu czas wyrażalnego, tu jego ojczyzna”.

O wierszu Krystyny Miłobędzkiej*** („w jego śmiechu twoja twarz…”) ... 112 M i ł o s z P i o t r o w i a k: Larum czy monotonia? Ostatnie

słowa Zbigniewa Herberta ... 121 K a t a r z y n a G u t k o w s k a: Cmentarz wierszy Tadeusza

Różewicza. Poetyckie memento ... 132 D a n u t a O p a c k a - W a l a s e k: Pastisz przeciw zamieraniu.

Czesława Miłosza Na cześć księdza Baki ... 143

(7)

Spis treści

6

M o n i k a Ł a d o ń: Elegia miasteczek żydowskich Antoniego Słonimskiego w kontekście motywu żydowskiego.

Rozpoznania wstępne ... 161 Indeks nazwisk ... 175

(8)

G r z e g o r z O l s z a ń s k i

Wiersz-trup, który (nie) gada

(zamiast wstępu)

Piętnaście książek, piętnaście trupów – wystarczy.

Emil Cioran

Śmierć – proszę wybaczyć ten niezbyt oryginalny i niespecjalnie wyszukany oksymoron – ożywia poetów. „Nic tak nie pobudza / wy- obraźni niż żarłoczność / z jaką świeże groby / karczują ziemię, któ- ra / nadal rodzi płody” 1 – powiada jeden z nich. Drugi zaś dodaje:

„Pierwszy listopad jest dniem / kiedy każdy porządny poeta / pisze przynajmniej jeden wiersz” 2. Pomińmy mniej lub bardziej skrywa- ną ironię tych wyznań i spróbujmy, jak najbardziej poważnie, zapy- tać: cóż w niej takiego podniecającego? Skąd ta płodność? W czym, wreszcie, tkwi jej tekstotwórcza siła? Spośród wielu możliwych od- powiedzi (lista osób, z których usłużnych podszeptów można by sko- rzystać jest zaiste imponująca 3) najważniejsze, a przynajmniej zde- cydowanie wykraczające poza jednostkowe koncepcje, wydają się dwie. Pierwsza, niewątpliwie najbardziej historycznie ugruntowana, odsyła nas do różnorodnych wariantów recepcji dwudziestej (księga

1 K. Siwczyk: inc. Nic tak nie pobudza wyobraźni… „Gazeta Forteczna”, nr 9, 1999, s. 78.

2 A. Zagajewski: Święto Zmarłych. W: Tenże: Komunikat. Kraków 1972, s. 16.

3 Wymieńmy, dosyć arbitralnie przynajmniej kilku istotniejszych wraz z tekstami, które mogłyby nas tu zainteresować: M. Foucault: Język bez końca. W: Tenże: Szaleństwo i litera- tura. Powiedziane, napisane. Przeł. M.P. Markowski. Warszawa 1999, s. 67–79; J. Domań- ski: Tekst jako uobecnienie. Szkic z dziejów myśli o piśmie i książce. Kęty 2002; ST. Rosiek:

Zwłoki Mickiewicza. Próba nekrografii poety. Gdańsk 1997, s. 31–54; A. Toynbee: Trady- cyjne postawy wobec śmierci. W: Tenże: Człowiek wobec śmierci. Przeł. D. Petach. Warsza- wa 1973, s. 91–149.

(9)

Grzegorz Olszański

8

II) oraz trzydziestej (księga III) pieśni Horacego, w której tekst lite- racki staje się nie tylko rodzajem pomnika ze spiżu czy lamentującej po wieczność kartki, ale również gwarantem tego, że groby pisa- rzy w istocie święcą pustkami. Pisanie, a więc również to dotyczą- ce śmierci – niezależnie od widowiskowych ucieczek od osobowości tak charakterystycznych dla sztuki modernizmu oraz serii postruk- turalnych zamachów na kategorie podmiotu i autora 4 – byłoby więc formą walki z unicestwiającym działaniem czasu, w której język jest (nie)konwencjonalną bronią, zaś słowa rodzajem amunicji. Amuni- cji, a zarazem źródłem nadziei, iż jeśli tylko trafią one w/do odpo- wiednich czytelników, a litery nie ułożą się źle, to „zemsta ręki śmier- telnej” (W. Szymborska: Radość pisania) będzie na tyle skuteczna, że

„ciało zmartwychwstanie w słowie” (Z. Herbert: Epizod w bibliotece).

W efekcie – jak przekornie powiada jeden ze współczesnym poetów – skoro ciało zamienia się w tekst to czytanie utworów tych, którzy odeszli można by nazwać soma-hermeneutyką, bowiem akt lektury dotyczy tu tyleż słów i zdań, co „łokci / książki czaszki i śledziony”

(J.M. Rymkiewicz: Kartka) 5. Aby jednak w ogóle do takiej sytuacji doszło – o czym dyskretnie przypomina autor pierwszej w polskim

4 Chodzi mi tu o znany tekst Eliota Tradycja i talent indywidualny, w którym padają cytowane częstokroć słowa: „Poezja to […] nie wyrażanie osobowości, lecz ucieczka od osobowości”. T.S. Eliot: Tradycja i talent indywidualny. W: Tenże: Kto to jest klasyk i inne eseje. Przeł. H. Przęczkowska. Kraków 1998, s. 32. O konsekwencjach tej „ucieczki” i de- personalistycznych tendencjach w obrębie modernistycznej sztuki pouczająco pisze Ry- szard Nycz. Patrz. R. Nycz: Osoba w nowoczesnej literaturze: ślady obecności. W: Tenże:

Literatura jako trop rzeczywistości. Kraków 2001, s. 50–87. Jeśli chodzi o odwołania do po- strukturalizmu to symbolicznie ograniczam się do dwóch tekstów. Przywoływanego tu już eseju Michela Foucaulta: Język bez końca oraz – jak powiada Anna Burzyńska – „naj- bardziej wywrotowego i bulwersującego tekstu” Rolanda Barthesa czyli słynnej Śmierci autora. Patrz. M. Foucault: Język bez końca. W: Tenże: Szaleństwo i literatura. Powiedzia- ne, napisane. Przeł. M.P. Markowski. Warszawa 1999, s. 67–79; R. Barthes: Śmierć autora.

Przeł. M.P. Markowski. „Teksty Drugie” 1999, nr 1–2, s. 247–251. Słowa Anny Burzyń- skiej pochodzą z jej książki Dekonstrukcja i interpretacja. Kraków. 2001, s. 181.

5 Dalsze konsekwencje tego stanu rzeczy pokazuje w swej interpretacji tego utworu Dariusz Pawelec. Patrz. D. Pawelec: Pomnik czy wiersz? W: Tenże: Od kołysanki do trenów.

Z hermeneutyki form poetyckich. Katowice 2006, s. 134–151. Znakomity Epizod w biblio- tece Herberta i wiele innych tekstów świadczy, że ów topos, choć wciąż żywy taktowany jest – szczególnie po konstatacji Andy Warhola na temat natury sławy – raczej ironicz- nie. Pisze o tym zarówno A. Legeżyńska w swej książce Gest pożegnania. Szkice o współ- czesnej świadomości elegijno-ironicznej. Poznań 1999, jak i Anna Spólna w tekście: Topos powtarzany – topos podważany. W: Taż: Nowe „Treny”? Polska poezja żałobna po II wojnie światowej a tradycja literacka. Kraków 2007, s. 56–60.

(10)

Wiersz – trup, który (nie) gada 9 literaturoznawstwie nekrografii – trzeba pamiętać, że „równi wobec śmierci, po śmierci nie zawsze okazują się równi” 6, a co więcej, ta ni- czego przecież nie gwarantuje skoro:

kiepski poeta który umarł jest kiepskim zmarłym poetą nudziarz po śmierci nudzi głupiec za grobu

jeszcze głupstwa gada (T. Różewicz: Koresta 7)

Topos non omnis moriar czyniąc ze śmierci stały odnośnik arty- stycznych zatrudnień i mniej lub bardziej skrywany motywator ludz- kiej aktywności 8 nie wyjaśnia jednak do końca dlaczego śmierć, zy- skując miano „królewskiego tematu”, staje się tak często adresatem czy też przedmiotem tak wielu utworów. Odpowiedzi na to pytanie zdaje się dostarczać druga teoria. Teoria ta – historycznie równie uprawo- mocniona, choć posiadająca wiele rozmaitych wersji i wariantów, któ- re nieco komplikują sprawę – w zasadniczych zrębach zdaje się mó- wić, że oto dzieła poświęcone śmierci nie są niczym innym jak formą jej egzorcyzmowania, tekstami, w których funkcja poetycka jest czę- stokroć równoznaczna z funkcją magiczną i nieważne czy spojrzymy na to zagadnienie tak, jak spoglądał na nie Michel Foucault:

Bogowie zsyłają na ludzi nieszczęścia po to, by ci je opowiadali; śmier- telni jednak opowiadają je po to, by nigdy nie pojawiły się one w ich ży- ciu, a ich skutki zginęły za odległym horyzontem słów […]. Nieprzebra- ne nieszczęście, grzmiący dar bogów, wyznacza punkt, w którym rodzi się język 9.

czy tak, jak postrzegał je Michał Głowiński:

6 St. Rosiek: Zwłoki Mickiewicza. Próba nekrografii poety. Gdańsk 1997, s. 38.

7 T. Różewicz: Koresta. W: Tenże: Niepokój. Wybór wierszy. Warszawa 2000, s. 406.

8 Jak powiada Bauman: „Podstawowa aktywność kultury dotyczy przetrwania – od- sunięcia momentu śmierci, wydłużenia czasu życia, powiększenia życiowych oczekiwań, a przez to zwiększenia zdolności do przyjmowania treści życia. […] Drugi typ aktywno- ści kultury odnosi się do nieśmiertelności – przetrwania, by tak rzec, po śmierci, odebrania jej ostatniego słowa, a więc pewnego osłabienia jej złowrogiego i przerażającego znacze- nia”. Z. Bauman: Śmierć i nieśmiertelność. O wielości strategii życia. Przeł. N. Leśniewski.

Warszawa 1998, s. 11.

9 M. Foucault: Język bez końca. W: Tenże: Szaleństwo i literatura. Powiedziane, napisa- ne. Przeł. M.P. Markowski. Warszawa 1999, s. 68.

(11)

Grzegorz Olszański

10

Rozwój poezji jest – w pewnym przynajmniej stopniu – zdobywaniem umiejętności mówienia o śmierci. Mówieniem w różnych tonacjach: od krzyku – do szeptu, od wzniosłości – do groteski. […] Sztuka mówie- nie o śmierci, w tym również – mówienia poetyckiego, staje się formą jej oswojenia […] 10.

Jeśli przywołamy, dziś już raczej dosyć oczywiste i powszechnie zna- ne, diagnozy Phillipa Arièsa, Vladimira Jankélévitcha, Zygmunta Bau- mana czy Goffreya Gorera, którzy mimo różnych perspektyw badaw- czych niemal jednogłośnie dowodzili tezy, że śmierć stała się „innym”

(po)nowoczesnego świata, w którym „budzi taki strach, że nie śmie- my wymówić jej imienia 11”, to jasnym stanie się, że w tym kontek- ście literatura – rzecz jasna nie tylko ona jedna – z jednej strony naru- szając istniejące tabu (wymawia bowiem imię tej, której inni nie mają odwagi wymówić) staje się przestrzenią transgresji, a z drugiej odsyła do sfery rytuału. Rytuału, o którym autor Poezji śmierci pisał:

W życiu społecznym wszystko niemal, co śmierci dotyczy, zostało zry- tualizowane, wprowadzone w obrzędowy porządek, naznaczone różny- mi sensami. Rytualizacja znana była już na pierwotnych etapach rozwoju ludzkiej cywilizacji i od początku wyraża […] postawę dwoistą, noszącą w sobie wewnętrzny konflikt: jest ona przekazem zasadniczego ludzkie- go nieprzystosowania do śmierci i jednocześnie formą jej zaadoptowa- nia się do niej czy też – by rzecz sformułować paradoksalnie – współży- cia z nią. Gdy się spojrzy z tej perspektywy także poezja wydać się może dziedziną, w której zasadnicze nieprzystosowanie, zasadnicza niezgoda wiąże się z przystosowaniem, ogarnięciem, zapanowaniem. […] Analo- gia z obrzędami żałobnymi ujawnia się ze szczególną dobitnością w poe- zji dawniejszej, operującej dobrze uformowaną, społecznie zatwierdzoną topiką śmierci. Składały się na nią wyobrażenia ustabilizowane, mające za sobą motywacje religijne, a także – odpowiedniki w ikonografii. To- pika ta stała się swojego rodzaju poetyckim rytuałem 12.

Choć topika, o której wspomina Głowiński, podobnie jak gatunki poezji funeralnej i rytuały towarzyszące dawniej śmierci, dziś funkcjo- nują już jedynie w szczątkowej postaci, to jednak niezależnie od poety- ki, konwencji, genologicznych proweniencji danych tekstów (monodii,

10 M. Głowiński: Poezja śmierci. W: Tenże: Zaświat przedstawiony. Szkice o poezji Bole- sława Leśmiana. Warszawa 1981, s. 251.

11 Ph. Ariès: Człowiek i śmierć. Przeł. E. Bąkowska. Warszawa 1992, s. 41.

12 M. Głowiński: Poezja śmierci. W: Tenże: Zaświat przedstawiony. Szkice o poezji Bole- sława Leśmiana. Warszawa 1981, s. 251.

(12)

Wiersz – trup, który (nie) gada 11 epitafium, trenu, nenii, etc.), indywidualnych zamiarów (upamiętnie- nie, pochwała, zapis pracy żałoby, etc.) oraz wielu innych zmiennych, których nie sposób tu teraz wymienić, ich funkcja – podążam tu dalej tropem Głowińskiego – zdaje się być zawsze taka sama. Słowo obar- czone zostaje tu zadaniem oswojenia traumy, nazwania tego, co się wymyka, wyrażenia tego co dramatyczne, ale i nieuchronne.

Jeśli weźmiemy teraz pod uwagę znaczenie tego rodzaju doświad- czenia w życiu każdego człowieka, oraz powszechność śmierci, jej, by tak rzec, modelowo demokratyczny charakter, odpowiedzialny również – jeśli nie przede wszystkim – za częstotliwość podejmo- wania tego tematu, to oczywistym stanie się, że śmierć jest zarówno rodzajem traumy, jak i artystycznym wyzwaniem. I to przynajmniej z dwóch istotnych powodów. Po pierwsze, „uniwersalność” i „odwiecz- ność” tego doświadczenia przekłada się na ilość utworów, co z kolei rzutuje na kształt tradycji literackiej, z którą podejmujący ten temat (świadomie lub nie) się mierzy. Jednostkowość egzystencji zderza się tu z powtarzalnością ludzkich losów, co po przełożeniu na język tra- dycji literackiej, wypracowanych na tego typu okazje strategii lirycz- nych, pod znakiem zapytania stawia kwestie oryginalności artystycz- nych wyborów. Autentyczność rozpaczy i szczerość uczuć – zgodnie z ulubioną maksymą Harolda Blooma autorstwa Oskara Wilde 13 – niczego tu przecież nie gwarantuje. Co więcej, intensyfikuje problem bowiem napięcie między indywidualnym głosem a konwencją, rodza- jem doświadczenia a formą, w którym zostanie ono wyrażone, choć stanowiące istotę niemal całej sztuki, w tym akurat wypadku staje się szczególnie widoczne. W efekcie, posłużenie się efektownym kon- ceptem czy wirtuozeria formalna, która przy innej okazji mogłaby być przedmiotem zachwytu, tu uznawana jest częstokroć za wykro- czenie przeciwko decorum i traktowana z dużą podejrzliwością. Tu dochodzimy do kolejnej kwestii, której istotę można by zilustrować niezwykłym – choć zważywszy na autorską sygnaturę równie dobrze można by powiedzieć zwykłym – wierszem Wisławy Szymborskiej.

Interesujący mnie utwór pochodzi z ostatniego tomu poetki i nosi ty- tuł Nazajutrz – bez nas:

13 „Zła poezja jest zawsze szczera”. Cyt za: H. Bloom: Podzwonne dla kanonu. Przeł.

M. Szuster. „Literatura na Świecie”, nr 9–10/2003, s. 165. Na tą samą maksymę Bloom po- wołuje się w zamieszczonym tam wywiadzie.

(13)

Grzegorz Olszański

12

Poranek spodziewany jest chłodny i mglisty.

Od zachodu

zaczną przemieszczać się deszczowe chmury.

Widoczność będzie słaba.

Szosy śliskie.

Stopniowo w ciągu dnia,

pod wpływem klina wyżowego od północy możliwe już lokalne przejaśnienia.

Jednak przy wietrze silnym i zmiennych porywach mogą wystąpić burze.

W nocy

rozpogodzenie prawie w całym kraju, tylko na południowym wschodzie niewykluczone opady.

Temperatura znacznie się obniży, za to ciśnienie wzrośnie.

Kolejny dzień

zapowiada się słonecznie choć tym co ciągle żyją przyda się jeszcze parasol.

(W. Szymborska: Nazajutrz – bez nas 14)

Cóż w tym wierszu interesującego? Po pierwsze konflikt między ty- tułem sugerującym dramatyzm zdarzeń (śmierć, rozpacz, żałoba 15), a samym utworem, tym, o czym tekst opowiada, a tym o czym opo- wiadać (jak się spodziewamy) powinien, a co zostaje przemilcza- ne. Po drugie, kontrast oparty na zderzeniu wagi tego, co zaszło (ist- nienie świata bez mojego w nim istnienia) z rodzajem i pozbawioną emocji poetyką komunikatu użytkowego (prognoza pogody), który – choć niewątpliwie istotny – to jednak nieporównywalny z wagą takie- go zdarzenia, jakim dla każdego jest (jego) śmierć. Cóż w ten sposób chce nam powiedzieć Szymborska? Potencjalne interpretacje mogą pójść w kilku zupełnie odmiennych kierunkach, z których jeden bie-

14 W. Szymborska: Nazajutrz – bez nas. W: Taż: Dwukropek. Kraków 2005, s. 9.

15 Szczególnie, że pojawiające się w utworze „przemieszczające się deszczowe chmu- ry” mogłyby być tymi samymi, które stały się przedmiotem opisu w poprzedzającym Na- zajutrz – bez nas utworze dotyczącym wypadku, którego ostatnia zwrotka brzmi: „Gdyby ktoś stanął w oknie / i popatrzył w niebo, / mógłby ujrzeć już chmury / przywiane znad miejsca wypadku. / Wprawdzie porozrywane i porozrzucane, / ale to u nich na porządku dziennym”. (Wypadek drogowy, s. 8).

(14)

Wiersz – trup, który (nie) gada 13 gun byłby najprawdopodobniej wyznaczany przez próby odczytania figuratywnego (najprościej: zmienność pogody jako alegoria prze- mian zachodzących w ludzkim życiu), a drugi unieważniający odczy- tania alegoryczne w centrum uwagi stawiałby raczej język oraz sens zastosowanych zabiegów. Przykładowo, gdyby spojrzeć na tekst z per- spektywy użytych w nim środków, to nadrzędnym zdaje się być tutaj litota, której użycie wywołuje analogiczny efekt, co nietypowa perso- nifikacja śmierci w znanym utworze Szymborskiej O śmierci bez prze- sady, gdzie poetka podważa jej kompetencje czyniąc z niej istotę słabą i życiowo niezaradną 16. Tyle tylko, że o ile tam efekt pomniejszenia służył podważeniu wszechmocy śmierci („Nie zna się na żartach / na gwiazdach, na mostach / […] Nie umie nawet tego, / co bezpośred- nio łączy się z jej fachem: / ani grobu wykopać / ani trumny sklecić / ani sprzątnąć po sobie. / Zajęta zabijaniem robi to niezdarnie” 17), to tutaj służyłby on raczej ukazaniu znikomości indywidualnego dra- matu, który w szerszej perspektywie okazuje się mniej godny uwagi niż prognoza pogody. „Zwykli ludzie umierają pozostawiając po so- bie nikły ślad na powierzchni ziemi i jedynie niewielki rys w umy- śle i sercach tych, którzy przetrwali. Przestrzeń otwarta ich zniknię- ciem najpewniej szybko się zapełni; nie ma potrzeby alarmowania świata o wydarzeniu, którego przeznaczeniem jest usunąć się z pa- mięci, podobnie jak ślad stopy na piasku” 18 – można by w tym miej- scy zacytować gorzką konstatacje Baumana. Takiej wykładni można by przeciwstawić jednak inną, w której zwyczajność śmierci uwydat- niona zdaniem „choć tym, co ciągle żyją / przyda się jeszcze para- sol” nie tyle banalizuje i unieważnia jej dramatyzm, co dzięki poety- ce użytkowego komunikatu próbuje wpisać ją w rytm codzienności, a tym uzwyczajnić. To po pierwsze. Po drugie cytowane powyżej zda- nie można by odczytywać jako próbę zakwestionowania tylekroć opi- sywanej przez socjologów i tanatologów idei symbolicznego wyklu- czenia umarłych, kluczowego dla nowoczesnych społeczeństw aktu oddzielenia świata zmarłych od świata żywych, dla których „śmierć

16 Zob. interpretacje tego wiersza autorstwa Anny Węgrzyniakowej. A. Węgrzyniako- wa: Elegijne rachunki Wisławy Szymborskiej. W: Taż: Egzystencjalne i metafizyczne. Od Le- śmiana do Maja. Katowice 1999, s. 95–117.

17 W. Szymborska: O śmierci bez przesady. W: Taż: Widok z ziarnkiem piasku. Kraków 1996, s. 110.

18 Z. Bauman: Tamże, s. 67–68.

(15)

Grzegorz Olszański

14

jest anomalią, […] występkiem, nieuleczalną dewiacją” 19 i przypo- mnieniu o stanie, kiedy nad ideą separacji – jak chociażby w przy- padku obrzędu romantycznych Dziadów – dominowała jednak idea wspólnoty. Niewinny na pozór zwrot „ciągle żyją”, to kolejna możli- wość, można by jednak równie dobrze odczytać nie tylko jako próbę zwrócenia uwagi na temporalność/skończoność będącą kluczowym wymiarem ludzkiej egzystencji, ale także jako możliwość radykalne- go odwrócenia perspektywy, gdzie zważywszy nekrologiczny wymiar historii 20, to życie okazuje się krótkotrwałą anomalią, występkiem, uleczalną dewiacją…

Sygnalizowane tu pokrótce różne możliwości odczytań tego tekstu nie wyjaśniają jednak znaczenia konceptu Szymborskiej, która miast opowiadać na przykład o wielkości poniesionej straty nie tylko po- służyła się stylizacją na „słowo cudze” (jej jednorodność przełamu- je dopiero przedostatni wers), ale miast oddać głos komuś w rodzaju dekonstruującego śmierć filozofa czy niosącego pociechę duchowne- go oddała go komuś prezentującemu serwis prognozy pogody. Jak to wyjaśnić? Odpowiedź na to pytanie wiąże się tyleż z wybranym przez poetkę gatunkiem wypowiedzi, co przede wszystkim z rodzajem wie- dzy mu przypisanym oraz konsekwencjami zastosowanych tu zabie- gów polegających na rekontekstualizacji oraz zawieszeniu referencjal- ności. Po kolei jednak. Prezentowana w mediach prognoza pogody pełni przede wszystkim funkcję informacyjną. Przekazywana w niej wiedza – mimo rozwoju techniki oraz rosnących statystyk spraw- dzalności – wciąż nie ma statusu pewnej czy niepodważalnej, lecz jest formą przewidywania mających zajść zjawisk, co sytuuje ją w prze- strzeni spekulacji i domniemań. Być może są one zdecydowanie bar- dziej weryfikowalne niż domysły dotyczące tego, jak będzie wyglą- dał świat „nazajutrz – bez nas” (szczególnie, że istotniejsza wątpliwość

19 J. Baudrillard: Ekonomia polityczna i śmierć. W: Tenże: Wymiana symboliczna i śmierć.

Przeł. Sł. Królak. Warszawa 2007, s. 158.

20 „Świat ludzi – pisze autor wstępu do Antropologii śmierci – jest z gruntu nekrologicz- ny […] Niczemu w oczach człowieka nie udaje się ujść z życiem, ujść ostatecznemu za- grożeniu: świat widziany od tej strony okazuje się jednym wielkim nekropolis. Na każdym skrawku materii, przed którym człowiek staje niewidzialna ręka wypisuje Mane Thekel Fares, a Memento Mori czy Respice Finem mogą być wolnym łacińskim przekładem tego złowieszczego ostrzeżenia”. St. Cichowicz: Śmierć: gwałt na idei lub reakcja życia. Wstęp.

W: Antropologia śmierci. Myśl francuska. Warszawa 1993, s. 10.

(16)

Wiersz – trup, który (nie) gada 15 pozostaje tu niewypowiedziana – to pytanie, o to co zdarzy się „na- zajutrz – z nami”), niemniej zarówno w jednym, jak i drugim przy- padku o żadnej w pełni sprawdzalnej i „twardej” wiedzy nie może być mowy. W odniesieniu do utworu Szymborskiej mowy nie może być tym bardziej, gdyż drugą figurą rządzącą tym tekstem na równi z li- totą zdaje się być tutaj paradoks. Oto bowiem w efekcie zastosowa- nych zabiegów prognoza pogody z wiersza autorki Ludzi na moście nie podpada pod kryterium prawdy lub fałszu (jak autentyczna pro- gnoza), nie tylko dlatego, że poetka zawieszając funkcję referencyj- ną oraz pozbawiając ją macierzystego kontekstu z komunikatu użyt- kowego uczyniła estetyczny, lecz również dlatego, iż poetyckość tego utworu jest wynikiem – rzecz, jak twierdzą badacze tej twórczości, charakterystyczna dla poetyki Wisławy Szymborskiej 21 – zawieszenia głosu, znaczącego braku. Ta szczegółowa prognoza pogody pozbawio- na jest wszak jednego jakże znaczącego elementu: daty. Dotyczy ona co prawda konkretnego dnia, aczkolwiek nikt z nas nie wie, kiedy on nadejdzie. Odpowiada to, jak nietrudno zauważyć, stanowi wiedzy, którą dysponuje każdy z nas. Nie ten rodzaj (nie)wiedzy wydaje mi się tu jednak najważniejszy. Istotniejsza wydaje mi się ta, która pły- nie z tekstu i która – gdyby zabawić się w prognostyka – mogła leżeć u genezy konceptu Szymborskiej. Spośród wyliczonych i opisanych przez Ryszarda Nycza funkcji, jakie pełnią w literaturze tego typu

„cytaty rzeczywistości” dwie zdają się idealnie przystawać do zamy- słu Szymborskiej. Chodzi o wywodzącą się z awangardowych i neo- wangardowych projektów funkcje estetyzacji rzeczywistości, w której dzięki gestowi artysty wszystko może być sztuką (vide ready made Du- champa) oraz ukazanie języka jako zepsutego narzędzia 22. Szczegól-

21 Jak pisze Dorota Wojda: „Praktyka poetycka Szymborskiej jest zatem wielce spe- cyficzna, gdyż istnieje ona niejako wbrew sobie, pomimo, a może nawet ze względu na obecne w niej przekonanie o własnej ułomności. Oprócz tego, że opowiada się tu o tym, co z reguły pozostaje w ukryciu, lub o tym, co niewyrażalne, artykulacja obejmuje rów- nież ograniczenia komunikacyjne podmiotu”. I w innym miejscu: „[…] poetyka Szym- borskiej opiera się na wszechstronnym wyzyskaniu tych elementów języka, które w po- wszechnym przekonaniu uchodzą za wadliwe. Można odnieść wrażenie, że konstrukcje te przekazują treści wzajemnie sprzeczne, zawierają zbyt mało lub zbyt dużo wiadomoś- ci czy też udzielają ich nie w porę”. D. Bojda: Milczenie słowa. O poezji Wisławy Szymbor- skiej. Kraków 1996, s. 91 i 93.

22 Artykuł Nycza dotyczy konkretnie zastosowań wiadomości prasowych w literaturze.

Wydaje się jednak, że pojawiające się w nim wnioski w znacznym stopniu mogą znaleźć

(17)

Grzegorz Olszański

16

nie ta druga funkcja zdaje się tu odgrywać fundamentalną rolę, choć zdaję sobie sprawę, że jej wymienienie – zważywszy na jasność i języ- kową „przezroczystość” tego tekstu – w pierwszej chwili może budzić uzasadnione zdziwienie. Czy, aby jednak nie mówi się w tym tekście – analogiczny zabieg poetka zastosowała w świetnym Pogrzebie 23 przede wszystkim dlatego, aby nie mówić o czymś innym? Takie od- czytanie podsuwa przede wszystkim społeczny uzus i funkcje, jakie w codziennych spotkaniach pełnią rozmowy poświęcone pogodzie.

Ich istotą zdaje się być przecież nie przekazanie informacji czy podzie- lenie się wiedzą, lecz wypełnienie pustki w komunikacji, zagadanie milczenia, uniknięcie krępującej ciszy. Mowa jako rodzaj milczenia byłaby więc tutaj znakiem negacji. Negacja jako jeden z fundamen- talnych elementów poetyki Szymborskiej pełni bardzo wiele rozmai- tych funkcji – co sugestywnie pokazywał badacz tego zagadnienia 24 – aczkolwiek w tym kontekście najważniejsze zdają się być te, które wiążą się z sposobami docierania do prawdy, dzięki „przezwycięże- niu sądów uschematyzowanych, potocznych, narzucających strywia- lizowaną wizję świata […]” i „uproszczonego obrazu rzeczywistości”, którego rewizji można dokonać „poprzez szeroko rozumianą kryty- kę języka”. Koncept Szymborskiej ufundowany byłby więc niejako na podwójnej negacji. Z jednej strony na bezradności człowieka wobec sygnalizowanego w tytule zdarzenia, bezradności tym bardziej do- tkliwej, że śmierć nie może tu być traktowana jako dramatyczny, acz abstrakcyjny problem, lecz wymaga przełożenia na jednostkowe do- świadczenie, którego bohaterami staną się nie jacyś anonimowi „oni”, mniej lub bardziej dalecy „wy”, lecz „my”, czyli pierwsza osoba licz-

również zastosowanie w odniesieniu do innych środków przekazu. W przypadku utworu Szymborskiej nie sposób do końca określić, jakie medium posłużyło jako wzorzec. Nie ma to jednak wpływu – przynajmniej taką mam nadzieję – na zaproponowany tu sposób lektury wiersza autorki Wielkiej liczby. R. Nycz: „Cytaty z rzeczywistości”. Funkcje wiado- mości prasowych w literaturze. W: Tenże: Tekstowy świat. Postrukturalizm a wiedza o lite- raturze. Warszawa 1995, s. 225–246.

23 Zważywszy, że dwa utwory Szymborskiej noszą analogiczny tytuł, uściślijmy: chodzi o Pogrzeb pochodzący z tomu Ludzie na moście. Można by postawić tezę, iż zastosowany w Nazajutrz – bez nas zabieg „schowania się” za komunikat dotyczący prognozy pogo- dy odpowiada wcześniejszemu chwytowi „ukrycia się” za postacią zwierzęcia w głośnym wierszu Kot w pustym mieszkaniu.

24 P. Michałowski: Wisławy Szymborskiej poetyka zaprzeczeń. „Pamiętnik Literacki”

1996, z. 2, s. 123–143. Poniższe cytaty pochodzą ze strony 133 tego tekstu.

(18)

Wiersz – trup, który (nie) gada 17 ny mnogiej, której przyszło mi być reprezentantem 25. A z drugiej na niechęci wobec wypracowanych przez kulturę językowych zachowań, konwencji, automatyzmów, słów, które w podobnej sytuacji tak łatwo odsłaniają pustkę znaczeń i zamieniają się, w piękną częstokroć, acz bezsensowną i nie łagodzącą traumy, gadaninę 26. Tu też, porzucając tę dosyć pobieżną analizę utworu Szymborskiej, dochodzimy do dru- giej sygnalizowanej znacznie wcześniej kwestii, którą sprawia, że ar- tystyczna konfrontacja ze śmiercią okazuje się aż takim wyzwaniem.

Problem ma na imię (nie)wyrażalność i z jego wagi doskonale zdają sobie sprawę, jak pokazał chociażby interpretowany tu utwór, zarów- no twórcy literatury, jak i jej badacze:

[…] jednym z najtrudniejszych zagadnień tanatologii jest problem wy- rażalności. Śmierć – ostentacyjna, a zarazem niepojęta, przezroczysta, ale nieczytelna, całkowita, a jednocześnie reprezentująca nieobecność – należy do zdarzeń niesłowych. Reagujemy na nią tak, jakby złamała słowo, którego nigdy i nikomu nie dała, a okaleczony język, który nam zostawia, sprawia, że stajemy oniemiali. Gdy odzyskujemy mowę po- wtarzamy jej niesłowność, nie mogąc dosięgnąć rzeczywistości: cokol- wiek powiemy, będzie nadmierne lub niedostateczne, niefortunne lub konwencjonalne 27.

25 Znakomitą „lingwistyczną” analizę podejścia do śmierci uzależnionego od gramatycz- nej kategorii osoby przeprowadził Jankéléwitch. Patrz. V. Jankéléwitch: Tajemnica śmierci i zjawisko śmierci. Przeł. St. Cichowicz i J.M. Godzimirski. W: Antropologia śmierci. Myśl francuska. Warszawa 1993, s. 43–76.

26 Jak napisze Rosiek: „[…] teologiczne, moralistyczne czy filozoficzne próby przy- bliżenia się do śmierci i jej istoty, to na ogół pusta gadanina, które jest nie do zniesienia zwłaszcza wtedy, gdy stroi się w szaty wyszukanego stylu. Im piękniej tym gorzej. Irytują- ca kaligrafia – wszystkie te piękne zdania o śmierci, błyskotliwe paradoksy, nienagannie skrojone aforyzmy”. St. Rosiek: Słowo wstępne. W: Wymiary śmierci. Gdańsk 2002, s. 5.

27 P. Czapliński: Szczeliny śmierci. W: Tenże: Mikrologi ze śmiercią. Motywy tanatycz- ne we współczesnej literaturze polskiej. Poznań 2001, s. 9. Namysł nad problem nie doty- czy – rzecz jasna – tylko tych dwóch grup. Czytelne inspiracje idą tu w końcu zarówno ze strony tych antropologów, którzy myśl o śmierci uczynili swym głównym przedmiotem rozważań, jak i współczesnych filozofów. Przykładowo – by odwołać się do jednej z naj- świeższych pozycji – francuski pisarz Jean Améry, w taki oto sposób parafrazuje znany aforyzm Wittgenstaina: „Myślenie o śmierci staje się monotonną i maniacką litanią, któ- ra przejawia niezaprzeczalne podobieństwo do pewnych wyników współczesnej poezji:

Ich werde sterben sterben werdeich sterben ich werde werde ich sterben sterben ich werde ich werde sterben. Lub po francusku: Je vais mourir mourir je vais je vais mou-rir, rire, rire, je vais mou. Można to powtórzyć w dowolnym języku w taki sam mizerny sposób, bo z pew- nością granice mojego języka są granicami mojego świata, ale granice mojego świata są też granicami mojego języka i w obliczu śmierci, mojego antyświata, ujawnia się zarazem

(19)

Grzegorz Olszański

18

Konstatacja Czaplińskiego brzmi radykalnie, ale ten radykalizm wymusza waga problemu. W końcu nie o oryginalność, literackie gry, czy miejsce na poetyckim parnasie tu chodzi. W tym kontek- ście lęk przed wpływem naprawdę nie jest najważniejszym z lęków.

Świadomość tych kwestii działa jednak na twórców tyleż paraliżują- co, co mobilizująco. Chęć, aby mimo wszystko spróbować wyzwala w artystach, jak to z ograniczeniami bywa, niezwykłą kreatywność.

Taką kreatywnością wykazali się między innymi autorzy wierszy za- mieszczonych w niniejszej książce. Niewątpliwie więcej ich dzieli niż łączy. Dzieli ich pokoleniowa przynależność, różne koncepcje litera- tury, odmienne poetyki i strategie pisarskie. Łączy ich śmierć trakto- wana jako literackie i egzystencjalne zarazem wyzwanie. Ich wybór – niewątpliwie subiektywny i na pewno nie pretendujący do ogarnięcia wszystkich ważkich w przestrzeni poetyckiej tanatologii zjawisk – był podyktowany chęcią pokazania, w jaki sposób twórcy różnych gene- racji, na różne sposoby próbują zrobić to samo. Co konkretnie? Od- powiednie dać śmierci słowo.

Abstract

The article by Grzegorz Olszański Wiersz-trup, który (nie) gada is a syn- thetic attempt to describe the most important writing strategies that the poets accept towards the death treated both as a kind of trauma as well as an exis- tential and – first of all – artistic challenge. The interpretation of the perverse poem by Wisława Szymborska Nazajutrz – bez nas being the main point of this article allowed not only to reconstruct basic problems that meets the au- thor taking up the topic but also show reflections in the subject of a literary work described by the thantologists and anthropologists of death.

niemoc mojego języka”. J. Améry: Żyć z umieraniem. W: Tenże: O starzeniu się. Bunt i re- zygnacja. Przeł. B. Baran. Warszawa 2007, s. 113.

(20)

A l i n a J a g u s i a k

Sto lat, wszystkich świętych Radosława

Kobierskiego. Śmiertelny regres

„solenizanta”

z tamtego dnia została jedna fotografia w kolorze sepii, rok siedemdziesiąty pierwszy nad morzem (zdaje się w karwi), falę zatrzymał kadr, pożółkły suchar piasku, śmieci z epoki urlopów. w mieście szykowano się już do dnia wszystkich świętych (tego już nie widać na zdjęciu).

kobieta jest w ciąży i wdycha zapach jodu, mężczyzna klęczy na piasku, ma czterdzieści lat, ubrany jest w długi, szary płaszcz, w tamtym kraju, wtedy, wszystko było inne i bez koloru.

spieszy się, połowę życia ma za sobą,

strzęp brunatnego nieba oraz ciemny falochron.

czas stanął, niestety, tylko na fotografii.

była już zgoda sił, ten tryb rozkazujący. zaczynał się skurcz, nikt nie miał wyjścia (z wyjątkiem mnie).

(R. Kobierski: Sto lat, wszystkich świętych)1

Niebezpiecznym, nie pozbawionym wielu interpretacyjnych „pu- łapek”, często przetykanym truizmami zabiegiem jest próba dowo- dzenia, jakoby podmiot liryczny utworu poetyckiego utożsamiał po- stać samego autora dzieła. Podobnie ryzykownym dla interpretatora jest przywoływanie komunałów – takich jak choćby ten głoszący, iż śmierć jest nieodłącznym elementem życia. A jednak podczas lektu-

1 R. Kobierski: IV. Sto lat, wszystkich świętych. W: Tenże: Południe. Wyd. „Zielona Sowa”, Kraków 2004, s. 10. Wszystkie cytaty z omawianego wiersza pochodzą z tego wy- dania. Cytaty i przywołania z innych wierszy tomu pochodzą z tego samego wydania – podaję przy nich tytuł utworu (wraz z odautorską rzymską numeracją) oraz numer strony.

(21)

Alina Jagusiak

20

ry utworu Radosława Kobierskiego nie sposób wystrzec się obu tych zagrożeń.2

Mamy bowiem oto do czynienia z tekstem specyficznym, na wskroś przenikniętym biografizmem, wierszem zogniskowanym wokół ak- tualnego, jawnie prezentowanego, stanu ducha „autora wewnętrzne- go”3. Można oczywiście czytać utwór Kobierskiego nie odwołując się do faktów biograficznych, niemniej jednak, o czym przekonuje Be- ata Mytych-Forajter, odniesienia na osi autor – podmiot liryczny – teksty poetyckie nie pozwalają na pominięcie tak ważnych nie/przy- padkowych zbieżności. Wiersz Sto lat, wszystkich świętych pochodzi z tomu Południe wydanego w 2004 roku. Jak zauważa recenzentka, niewielki objętościowo tomik mieści w sobie trzydzieści trzy utwo- ry – dokładnie tyle samo ile lat kończy w 2004 roku autor publikacji – Radosław Kobierski. Jednocześnie podmiot mówiący w wierszach – „solenizant” – „ujawni” swój wiek w utworze otwierającym zbiór:4

[…] skończyłem trzydzieści dwa lata

przed świętem zmarłych którzy już nic nie liczą […]

(I.Wehikuł, 7)

W ten sposób objawia się „wejście” w trzydziesty trzeci rok ży- cia, który dopełni się znów tuż przed Świętem Zmarłych a więc około dnia 1 listopada. W tym punkcie można rozpocząć „gdyba- nia” odnośnie tajemniczej liczby trzydzieści trzy. Z psychologiczne- go punktu widzenia problem podmiotu wydaje się być racjonalnym i jak najbardziej istotnym – diagnozuje go Beata Mytych-Forajter, pisząc o „stanie traumy urodzinowej”, „wpatrzeniu ze zgrozą w licz- bę świeczek na torcie” i „irracjonalnym stanie trwogi , w jaką zwyk- le popadają osobnicy płci męskiej po przekroczeniu bariery wieku

2 Podobne obawy zapewne miała na myśli recenzentka tomu Południe – Beata My- tych-Forajter, która wskazała na zbieżność biografii podmiotu lirycznego tomu z biogra- fią autora, pisząc: „Doskonale wiem, na co się narażam, sięgając po życiorys poety, jed- nak pokusa jest tak duża, że nie potrafię się jej oprzeć.” Autorka wskazała też na obecność w zbiorze pogłosu „… banału o życiu jako drodze ku śmierci”. B. Mytych-Forajter: W samo południe. „FA-art.” 2005, nr 1 (59), s. 60.

3 Stosowane w całym artykule określenie to termin E. Balcerzana. Zob. Tenże: Styl i poe- tyka twórczości dwujęzycznej Brunona Jasieńskiego. Z zagadnień teorii przekładu. Wroc- ław 1968.

4 B. Mytych-Forajter: dz. cyt., s. 60–61.

(22)

Sto lat, wszystkich świętych Radosława Kobierskiego. Śmiertelny regres „solenizanta” 21 Chrystusowego”5. Można by rzec, iż podmiot liryczny utworu (a w za- sadzie wszystkich utworów tego tomu) jest „książkowym”, modelowym wprost przykładem zobrazowania takiegoż to lękowego stanu ducha.

I gdyby ów „trzydziestotrzyletni” bohater przejawiał jakieś oznaki chęci poszukiwania prawd nieodgadnionych być może warto byłoby przywołać liczbę trzydzieści trzy i w innym kontekście – mianowi- cie trzydziestu trzech stopni wtajemniczenia obowiązujących w ma- sonerii6, wtedy byłoby to rzec jasna – wtajemniczenie w śmierć – od- wieczną niewiadomą obecną na kartach tomu Południe.

Śmierci tu bowiem co niemiara7, przy czym nie objawia się ona w postaci opisu samego aktu umierania, dobitniej stanowi o sobie poprzez intrygującą „wyliczankę” zmarłych. Wydaje się, o czym pisze też recenzentka tomu, iż prywatne święto urodzin (jego znamienna data) staje się dla osoby mówiącej w wierszu swego rodzaju kataliza- torem wyzwalającym myśl o kolejach życia, zaznaczonych odchodze- niem ze świata poszczególnych postaci, rozpisanych na linii prostej od punktu narodzin ku niechybnie z każdym rokiem błyskawicznie zbliżającej się śmierci.8 Bowiem w tym przypadku ważne są nie tyle postaci zmarłych – dobre lub złe o nich wspomnienia – ile sam pod- miot mówiący, objawiający w tym niezwykłym procesie enumeracji chorobliwy, skądinąd bezpodstawny, lęk o własne życie.

5 Tamże, s. 60.

6 33 stopnie wtajemniczenia obowiązują w masońskim tzw. „Rycie Szkockim Daw- nym i Uznanym” – źródło: Inicjacja [online] Wikipedia: wolna encyklopedia, 2008-08-4 19:11z [dostęp: 2008-08-19 12:01z].Dostępny w Internecie: http://pl.wikipedia.org/w/in- dex.php?title=Inicjacja&oldid=13579669. Nie byłaby to hipoteza całkowicie fantastyczna, gdyby wziąć pod uwagę i inne elementy masońskich rytuałów. Przykładowo – południe (astronomiczne) to z kolei dla masonów symboliczny czas „rozpoczęcia prac lożowych”

– źródło: Wolnomularstwo [online].Wikipedia: wolna encyklopedia, 2008-08-18.00:18z [dostęp: 2008-08-19 11:57z]. Dostępny w Internecie: http://pl.wikipedia.org/w/index.ph p?title=Wolnomularstwo&oldid=13736674. Niemniej jednak „hipoteza wolnomularska”

wymagałaby mocniejszych materiałów dowodowych.

7 B. Mytych-Forajter pisze o swoistym „patronacie” jakim objęli tom Kobierskiego liczni przywołani przezeń zmarli. B. Mytych-Forajter: dz. cyt., s. 60. A. Kałuża zaś, w re- cenzji tomu, wprost nazywa autora „poetą odchodzenia, umierania, zanikania”. A. Kału- ża: Czarny, rodzaju nijakiego. „Nowe książki” 2005, nr 3, s. 15.

8 B. Mytych-Forajter pisze tu o powodowanej „magiczną datą urodzenia” „ostrości spoj- rzenia w stronę grobu” będącej spojrzeniem „niejako w głąb siebie” ze względu na cha- rakterystyczną porę urodzin, które „współbrzmią ze świętem zmarłych”. B. Mytych-Fo- rajter: dz. cyt., s. 60.

(23)

Alina Jagusiak

22

Jak sugeruje tytuł tomu równo w południe9, „autor wewnętrzny”

rozpoczyna prywatny „rytuał” oddania się pod panowanie wszech- obecnej śmierci. Czyni to niezwykle urokliwie, (w sposób, który przy- wołuje w swej książce o fotografii Roland Barthes) podobnie jak dawni Grecy wycofuje się w mrok niebytu odwrócony doń plecami, spoglą- dając w przeszłość.10 Powraca tym samym do początków swego ist- nienia – odwołuje się do momentu narodzin. Współistnienie przy- chodzenia na świat i odchodzenia ze świata objawia się już w tytule interesującego nas utworu – zgrabnej kontaminacji elementów po- chodzących z pól leksykalnych przypisanych narodzinom i śmier- ci. Konwencjonalne urodzinowe – sto lat w połączeniu z chrześci- jańskim określeniem stosowanym wobec zmarłych – wszyscy święci bezpośrednio odsyła do owego znaczącego (dla podmiotu liryczne- go) dnia urodzin, który przypada około Dnia Wszystkich Świętych.

Co ciekawe, ów dzień narodzin w postaci dokładnej daty pozostaje nieznany. Ponieważ powrót do początków własnego istnienia w ża- den możliwy sposób nie może opierać się na toku wspomnieniowym, osoba mówiąca w wierszu na świadka istnienia owego niedatowane- go „tamtego dnia” powołuje fotografię:

z tamtego dnia została jedna fotografia […]

W ten sposób próba „wyrażenia siebie” zyskuje na wiarygodności.

Bariera niewiedzy w świadomości podmiotu wypowiadającego zosta- je przełamana. I nie jest to bynajmniej w literaturze rzecz niespotyka- na. Jak stwierdza, przywołując teksty m.in. Wiesława Myśliwskiego i Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, Antonina Lubaszewska:

Jeśli przyjmiemy, że istotą perspektywy antropologicznej w oglądzie świa- ta bywa obecność pytania, to w utworze literackim owo pytanie podmio- tu o siebie samego, realizujące się często w formach autobiograficznych bierze swój początek z oglądania fotografii. Wówczas funkcję fotografii

9 Na tą symboliczną porę podjęcia działań „rytualnych” (przywołania umarłych oraz poświęcenia im tomu) wskazuje Beata Mytych-Forajter, zastanawiając się jednocześnie, czy to symboliczne południe – połowa życia, czy też astronomiczne południe – pora dnia.

B. Mytych-Forajter: dz. cyt., s. 60.

10 O tym charakterystycznym sposobie „wkraczania w Śmierć” w kontekście „cofania się w czasie”, niejako za pośrednictwem fotografii, poprzez oglądanie zdjęć zmarłej mat- ki pisze Roland Barthes. Zob. Tenże: Światło obrazu. Uwagi o fotografii. Przeł. J. Trznadel, Warszawa 1996, s. 121–122.

(24)

Sto lat, wszystkich świętych Radosława Kobierskiego. Śmiertelny regres „solenizanta” 23

można porównać do roli, jaką w powieści Prousta pełniła magdalenka.

Oto bowiem wiele utworów literackich ukazuje, jak fotografia wyzwala wspomnienia, pozwala przezwyciężyć trud opowiadania o sobie.11 W tym wypadku jednak, nieco przewrotnie, mamy do czynienia nie tyle z próbą przebicia bariery pamięci osoby wypowiadającej się, ile z dowodem rzeczowym, którego wymowa niejako zastępuje lukę obecną w samoświadomości podmiotu. Bowiem zauważyć należy, iż owa retrospekcja swój początek bierze nie w chwili bezpośredniego, pierwszego spojrzenia na fotografię – gdyby tak było tekst stanowiłby opis zdjęcia, przy czym informacje dotyczące dnia, w którym zosta- ło ono wykonane byłyby przez podmiot wypowiadający się stopnio- wo ewokowane. W utworze Kobierskiego rzecz ma się zgoła inaczej.

Podmiot liryczny tego tekstu nie potrzebuje fotografii po to, by przy- pomnieć sobie dzień, w którym powstała, ta data jest mu znana, mało tego, wprowadzona zostaje w pierwszych słowach wiersza. Jest to „tam- ten dzień” – takie sformułowanie pozwala domniemywać, iż „autor wewnętrzny” doskonale wie, o którym dniu ma zamiar opowiedzieć.

Wie również, iż to właśnie nie zdjęcie a ów (tajemniczy jeszcze dla odbiorcy) dzień stanowi esencję jego wypowiedzi. Naczelną funkcją fotografii w tym przypadku pozostaje u d o w o d n i e n i e istnienia dnia narodzin sprzed trzydziestu trzech lat. Na taki cel oddziaływa- nia fotografii wskazuje Roland Barthes: „Fotografia nie przypomina przeszłości […]” – pisze badacz – „[…] W jej działaniu na mnie nie chodzi o odbudowanie tego, co runęło […], a jedynie o poświadcze- nie, że to, co widzę – naprawdę istniało. […] Fotografia niekoniecznie mówi, że coś już nie istnieje, ale na pewno mówi: to było. Takie roz- różnienie jest podstawowe. Postawiona wobec zdjęcia, świadomość nie postępuje koniecznie po nostalgicznej drodze wspomnienia […].

Ale zawsze, wobec każdego zdjęcia na świecie, istnieje pewność: isto- tą Fotografii jest potwierdzanie tego, co przedstawia.”12

Upewniony zatem w swoim „bytowaniu” poprzez możliwość udo- kumentowania faktycznego istnienia „tamtego dnia” podmiot liryczny utworu Kobierskiego kreśli rys tego, co fotografia de facto przedstawia.

Warto przy tym zwrócić uwagę na charakterystycznie, konsekwent-

11 A. Lubaszewska: W daguerotyp raczej pióro zamieniam. „Teksty Drugie” 1999, nr 4, s. 166.

12 R. Barthes: dz. cyt., s. 138–139, 144.

(25)

Alina Jagusiak

24

nie w całym utworze budowany „model wyobcowania”13 zaznaczo- ny już w pierwszych słowach tekstu poprzez określenie – „tamten dzień”. I tak mamy fotografię, która została wykonana w „tamtym dniu” w miejscu nie do końca jasno określonym – „zdaje się w karwi”, przedstawiającą nienazwanych ani z imienia ani stopniem pokrewień- stwa ludzi, są to bowiem „kobieta” (w ciąży) i „mężczyzna”. Notabe- ne co ciekawe, w innych tekstach tomu Południe (zob. VII. Cimcum, 13) znajdujemy również bohaterów-rodziców określonych mianem

„matka” i „ojciec”. W przypadku interesującego nas utworu o tym, iż mowa o rodzicach domniemywać możemy dopiero po zakończeniu lektury tekstu, bowiem sam podmiot liryczny ujawnia swą tożsamość w ostatnim wersie utworu:

[…] zaczynał się

skurcz. nikt nie miał wyjścia (z wyjątkiem mnie).

Wydaje się zatem, iż cofając się do czasów swego przed-istnienia, do prenatalnej jeszcze postaci życia, osoba mówiąca w wierszu zdaje się mocno akcentować ówczesny brak istnienia jakichkolwiek więzi łączących ją ze światem zewnętrznym.

Pomimo tego, perspektywa jaką podczas oglądu fotografii przyj- muje podmiot liryczny nie jest bynajmniej jednoznacznie określona.

Bowiem, wydawałoby się zdystansowany, nieco nawet oschły, rela- cjonujący opis „Spectatora”14 zawiera pewne dopowiedzenia noszą- ce znamiona poetyckiego komentarza, niewątpliwie będące efektem nieustannie obecnej w tekście aury śmierci. Obsesyjne myśli o za- mieraniu przecinają relację opisową fotografii, znajdując swe ujście w natrętnie przypominającym o dacie powstania oglądanego zdję- cia objaśnieniu:

[…] w mieście szykowano się już do dnia

wszystkich świętych (tego już nie widać na zdjęciu).

Tego rodzaju komentarz ujawnia inną strategię „ja” mówiącego w tekście. Oto bowiem, ów „nienarodzony” jeszcze, zamiast odosob- nienia przejawia chęć dopowiedzenia informacji wykraczających poza

13 Określenie zbliżone do terminu wprowadzonego przez B.Brechta – tzw. „efektu ob- cości” czy też „efektu osobliwości” – o tym zjawisku zob. Z. Jarosiński: Postacie poezji.

Warszawa 1985, s. 223–225.

14 Stosowane w artykule określenie to termin R. Barthesa. Zob. Tenże: dz. cyt., s. 17.

(26)

Sto lat, wszystkich świętych Radosława Kobierskiego. Śmiertelny regres „solenizanta” 25 ramy tych, możliwych do odczytania z fotografii – mało tego, sam jaw- nie przyjmuje na siebie rolę komentatora. Takie oblicze „ja” lirycznego ukaże się kolejny raz podczas „nostalgicznego” stwierdzenia:

[…]

w tamtym kraju,

wtedy, wszystko było inne i bez koloru.

W tym wypadku mamy do czynienia z retrospektywą, która może potencjalnego odbiorcę mocno zadziwić. Owo wspomnienie, moment zadumy, byłoby charakterystyczne w sytuacji przyjęcia przez osobę wypowiadającą się perspektywy doświadczonego starca („wszystko było inne” – w domyśle: inne niż teraz). Takie zachowanie podmio- tu lirycznego utworu Sto lat, wszystkich świętych potwierdza opinia Anny Kałuży: „Jego [Kobierskiego – A.J.] podmiot zachowuje się tak, jakby od początku życie było dla niego skończone, jakby od początku wszystko już przeżył”.15 Tym samym okazuje się, iż funkcja poetyckie- go komentarza jest w utworze Kobierskiego skrajnie różna od celów jakie niosą ze sobą teksty innych, znanych z wprowadzania w tekst li- rycznych komentarzy twórców, na przykład Witolda Wirpszy, autora cyklu Komentarze do Fotografii. The family of Man. Nie znajdziemy tu też (obecnych u Wirpszy, opisanych przez Joannę Grądziel-Wójcik) karykaturalnej ironii czy brawurowego wystąpienia przeciw upozo- rowanej rzeczywistości.16 Wszelkie zabiegi artystyczne dostrzegalne w analizowanym tekście służą maksymalnemu skoncentrowaniu wo- kół prezentowanego przez podmiot liryczny „stanu ducha”.

Jak zatem spojrzenie na fotografię generuje i „współgra” z „traumą śmierci” osoby wypowiadającej się w wierszu? O zdjęciu wiemy tyle, iż wykonane zostało w 1971 roku – „[…] rok siedemdziesiąty pierw- szy/nad morzem (zdaje się, w karwi), […]”. Wiemy również, że by- najmniej nie jest to zdjęcie z rodzaju „okolicznościowych” – upozo- wanych, zatrzymujących w sobie klimat nadmorskiej miejscowości.

Otrzymujemy za to oschłą informację z gatunku „pejzażowych” za- znaczoną w tekście ostrą przerzutnią wzmocnioną inwersją: „falę za- trzymał//kadr”, drażniącą ucho peryfrazę plaży: „pożółkły suchar pia-

15 A. Kałuża: dz. cyt., s. 15.

16 O charakterystyce i funkcjach komentarzy w poezji Witolda Wirpszy zob. J. Grą- dziel-Wójcik: Poezja jako teoria poezji. Na przykładzie twórczości Witolda Wirpszy. Po- znań 2005, s. 51–59.

(27)

Alina Jagusiak

26

sku” i dookreślający wizję pleneru obraz „śmieci z epoki /urlopów”.

Na tle takiegoż to „urokliwego” nadmorskiego pejzażu „Spectator”

widzi dwie postaci – „wdychającą zapach jodu” (a więc zachowują- cą się zgodnie z lekarskimi zaleceniami dla brzemiennych) kobietę w ciąży oraz mężczyznę. Kobieta jeszcze -nie- matka nie jest tu po- stacią pierwszoplanową, dowiadujemy się o niej tylko tyle, że jest i w jakim jest stanie.

Intrygująco za to podmiot liryczny wiersza kreśli postać mężczyz- ny. Nienazwany z imienia mężczyzna – „klęczy na piasku”, nie jest to zapewne przypadkowa pozycja ciała. Gest uklęknięcia zazwyczaj po- zostaje gestem proszącym, błagalnym (mówimy – „paść przed kimś na kolana”), wertykalne obniżenie postawy ciała jest gestem uniżają- cym , który może mieć miejsce zarówno wobec drugiego człowieka jak i wobec Boga. Jaki czynnik wyzwala taką pozycję osoby przedstawio- nej na zdjęciu – nie wiemy, pozostaje domniemywać. Być może męż- czyzna klęczy po prostu przed kobietą. Jednakże prawdopodobnym jest także przyjęcie hipotezy, iż uklęknięcie pozostaje gestem błagal- nej bezsilności, bezsilności wobec świata i wobec samego siebie.

Ów mężczyzna, jak dowiadujemy się z relacji podmiotu mówiącego w tekście, jest czterdziestolatkiem, ubranym w „długi szary płaszcz” – to określenie wprowadza odautorski komentarz: „ubrany jest w długi, szary płaszcz, w tamtym kraju,/wtedy, wszystko było inne i bez kolo- ru.” Tym samym „autor wewnętrzny” odsłania kolejną funkcję foto- grafii – mianowicie jak nazywa to Roland Barthes swoiste „zdjęcie w Historii”17 a więc przedstawienie charakterystycznego dla minio- nej, udokumentowanej zdjęciem epoki stylu, mody czy ubioru. W tym wypadku szary płaszcz mężczyzny staje się czymś w rodzaju symbolu szarej polskiej rzeczywistości lat siedemdziesiątych. Kolejne elementy opisu przestrzeni: „strzęp brunatnego nieba oraz ciemny falochron” – nie może być inaczej, wszak fotografia wykonana została” kolorze se- pii” – dopełniają ów smutny przecież, ponury wręcz obraz.

Siłą rzeczy nie sposób przejść obojętnie wobec nasuwającego się tu mocno kontekstu historyczno-politycznego. Nie pozwala na to sama data – 1971 rok – okres PRL-u, miejsce wykonania fotografii – pol- skie wybrzeże, dygresje autora wewnętrznego odnośnie „tamtego cza- su”, ale także przywołanie leksyki (choć tu zapewne semantycznie ina-

17 R. Barthes: dz. cyt., s. 111.

(28)

Sto lat, wszystkich świętych Radosława Kobierskiego. Śmiertelny regres „solenizanta” 27 czej zorientowanej – o czym dalej) silnie kojarzącej się z terminologią wojskowo-polityczną: „była już zgoda sił, ten tryb rozkazujący. […]”.

W 1971 roku, po raz pierwszy, w gronie upamiętnianych „wszystkich świętych” znalazły się ofiary krwawych zajść na Wybrzeżu z grudnia 1970 roku. Widmo śmierci unoszące się nad odbiorcą podczas lek- tury tomu Kobierskiego zdaje się egzystować także w orbicie konota- cyjnych perspektyw czytelnika.

Powróćmy jednak jeszcze na moment do owego tajemniczego męż- czyzny. Oto bowiem kolejne informacje dotyczące tej postaci pozwolą nam upewnić się co do specyficznego stanu psychiki osoby wypowia- dającej się w tekście. Lakoniczne sformułowanie – „spieszy się” zosta- je uzupełnione uwarunkowaniami tegoż pośpiechu wprowadzonymi poprzez lingwistyczny zabieg homonimiczny:

[…]

spieszy się, połowę życia ma za sobą,

strzęp brunatnego nieba oraz ciemny falochron.

[…]

Skoro mężczyzna ze zdjęcia, dodajmy czterdziestolatek, połowę swojego życia ma już za sobą, nasz młodszy o siedem lat, trzydziesto- trzyletni bohater być może faktycznie swój wiek odczuwa jako „połu- dnie życia”18. Do czego może spieszyć się ktoś, kto przeżył już połowę swego czasu? Najpewniej do życia, do przeżycia jeszcze czegoś, roz- poczyna już wyścig ze śmiercią. Ale czy lektura tekstów Kobierskie- go nie zdaje się uświadamiać tego, iż owa rywalizacja swój początek bierze właściwie w dniu narodzin? W innych tekstach tomu Południe przywołany zostaje obraz kolegi – umierającego w wieku „lat siedem- nastu” (zob. XXII. Paliatyw, 28; XXVIII. Inni, 34) – nie dożywającego połowy życia. Wobec śmierci, rządzącej się przecież własnymi prawa- mi podmiot pozostaje bezradny i bezbronny, pozbawiony prawa decy- dowania. Podobnie – decyzja o jego przyjściu na świat zapadła także bez jego udziału, na skutek „zgody sił”. Ironią zatem trąci wieńczące utwór stwierdzenie: „ […] zaczynał się / skurcz, nikt nie miał wyjścia (z wyjątkiem mnie).” Owo wyjście – przyjście na świat rozpoczęło koleje życia znaczone korowodem śmierci.19 Za tym, iż ta narzucona

18 Taką hipotezę wysnuwa B. Mytych-Forajter. Zob. Taż: dz. cyt., s. 60.

19 Tamże, s. 61.

(29)

Alina Jagusiak

28

podmiotowi egzystencja nie przynosi wiele radości przemawia samo (niby mimochodem wypowiedziane) wyznanie: „czas stanął, nieste- ty, tylko na fotografii.” Cofając się w czasie do swego przed-istnienia, dzięki kontemplacji nad fotografią, osoba mówiąca w wierszu może przywoływać moment, w którym została zatrzymana rzeczywistość – tę chwilę „egzystencjalnie niepowtarzalną”20 – kiedy jeszcze nie cią- żyła nad nim trauma śmierci.

„Autor wewnętrzny” wiersza Sto lat, wszystkich świętych poprzez fotografię zostaje upewniony we własnym istnieniu, znajduje się bo- wiem w posiadaniu dokumentu potwierdzającego swe przyjście na świat. Podczas astronomicznego tytułowego „południa” nie byłby w stanie określić swego fizycznego, ziemskiego „bytowania” – bowiem w tym momencie nie istnieje materialne potwierdzenie fizyczności – cień.21 W utworach Kobierskiego ów zagubiony cień odnajduje się dwojako – po pierwsze: wewnątrz: „moment, gdy nie jest się nigdzie, nie ma też cienia,/ cień jest wtedy wewnątrz. […]” (II. Południe, 8 );

po drugie zaś – w momentach, w których czai się śmierć: „rentgen piersi mojej żony (cień)” (XXX. Święci bez talentu, 36). Istnieje bo- wiem tylko on – który niekoniecznie chciał przychodzić na świat – ale niejako na skutek sił wyższych „umieszczony” w życiu i śmierć, która towarzyszy mu już od czasów narodzin. Istnienie tych dwóch bytów (jednego materialnego, drugiego niematerialnego) potwier- dza cień, potwierdza je także fotografia, nieprzypadkowo przywoła- na tutaj na głównego świadka oskarżenia przeciwko życiu niosące- mu śmierć. Bowiem każda fotografia, jak stwierdza Roland Barthes, posiada w sobie „władczy znak naszej przyszłej śmierci”22. Tym sa- mym, zdjęcie o którym mowa, dając dowód istnienia dnia narodzin uświadamia, że zaistnieje także kres życia.

Pogrążając się w swej obsesyjnej traumie, tworząc nie kończący się katalog śmierci, „autor wewnętrzny” wkracza w trzydziesty trzeci rok egzystowania krocząc u boku swej nieodłącznej towarzyszki, szepcąc w zapamiętaniu niby w natręctwie – średniowieczne memento mori.

Symboliczna liczba trzydzieści trzy – zamknięta w utworach tomu

20 R. Barthes: dz. cyt., s. 9.

21 O „retoryce cienia” w tomie „Południe” zob. i por. w: B. Mytych-Forajter: dz. cyt., s. 60.

22 R. Barthes: dz. cyt., s. 162.

(30)

Sto lat, wszystkich świętych Radosława Kobierskiego. Śmiertelny regres „solenizanta” 29

Południe swą wzmocnioną „numerologiczną wibracją” prowadzi grę w „porządek rzeczy” – gra to jednak nierówna, gdyż prowadzona ze śmiercią – mistrzynią w niwelowaniu ludzkich postanowień.

Abstract

The article attempts at the interpretation of a poem by Radosław Ko- bierski concentrated around the topic of death. A point of reference in the process of reading a poem is a referred photography that functions as an ev- idence in the poetic suit brought by the lyric subject against the inevitabili- ty of self existence – death.

Interpretation of the poetic structure of the poem takes place with refer- ence to other poems set in the same collection as the quoted text. It treats the poem about the photography somehow in the category of the cycle of thirty- three poems arranged into a psychological portrait of the lyric subject pre- senting depressingly – melancholic states of consciousness.

(31)

A n n a K a ł u ż a

Torfowiska.

Grzegorz Wróblewski: Noc w obozie Corteza

I.

Spotkania Starego i Nowego Świata ciągle wzbudzają ciekawość, a ich najwyrazistszym emblematem pozostaje podbój Meksyku. Wiele etno- graficznych rewelacji odwołuje się do przykładów z tego wydarzenia jako zasadniczego dla zrozumienia kolonialnego układu sił. Można sądzić, że negocjacje, walki i oszustwa, do jakich dochodziło pomię- dzy azteckim królem Montezumą i hiszpańskim najeźdźcą Cortezem odznaczają się zupełnie innym urokiem niż kontakty Kolumba z lek- ceważonymi przez niego tubylcami. Silniej ujawniają dwuznaczność napięć kulturowych, towarzyszących marzeniom Europejczyków o po- siadaniu nowych ziem. Dosyć gwałtownie oddziałują też na wyobraź- nię, znamy bowiem różne wersje opowieści kolonizatorskich, a każda z nich kładzie akcent na inne elementy: a to na powtarzający się wą- tek wyższości „cywilizowanych” nad „barbarzyńcami”, a to na prob- lemy komunikacyjne, a to na kwestie tożsamości kulturowych1. Gdy Maria Janion w Niesamowitej Słowiańszczyźnie pisze o ustanawianiu porządku chrześcijańskiego na wschodnich terenach, to powołując się na historię zdobycia Meksyku przez Corteza, z niej czyni w ogóle wzo- rzec antagonizmu kulturowego2. Gdzieś w cieniu narracji o podboju, który zwykle jest znakiem żywotności, siły i prężnego rozwoju danej

1 Zob. Bernal Diaz del Castillo: Pamiętnik żołnierza Korteza, czyli prawdziwa historia podboju Nowej Hiszpanii. Wybór, przekład i przypisy A.L. Czerny. Łódź 1986; M. Collis:

Cortés i Montezuma. Przeł. A. Rojkowska. Wrocław 2004; T. Todorov: Podbój Ameryki.

Problem innego. Przeł. J. Wojcieszak. Warszawa 1996; G.C. Vaillant: Aztekowie z Meksy- ku. Powstanie, rozwój i upadek narodu azteckiego. Przeł. J. Maliszewska-Kowalska. War- szawa 1965; H. Thomas: Podbój Meksyku. Przeł. M. Lewicka. Katowice 1998.

2 M. Janion: Niesamowita Słowiańszczyzna. Warszawa 2006, s. 16.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Materiał edukacyjny wytworzony w ramach projektu „Scholaris – portal wiedzy dla nauczycieli"1. współfinansowanego przez Unię Europejską w ramach Europejskiego

[r]

micznymi oraz kulturowymi zwiększa się wyraźnie zapotrzebowanie na doradztwo pedagogiczne na każdym szczeblu edukacji, także na uczelni wyższej.. W okresie wzmożonego

W trzeciej prozie czwartej księgi jest tam bowiem mowa o duszy ludzkiej i jej odejściu od naturalnej predyspozycji ku dobru, co powoduje utratę człowieczeństwa i upodobnienie się

Wprost przeciwnie: gniewna reakcja na ową „Obrzydliwość rytmicznej mowy, / Która sama siebie obrządza, sama postępuje” (Gdzie wschodzi słońce i kędy zapada, Miłosz 2011:

• W sadzie jabłoni jest więcej niż grusz, śliw jest mniej niż grusz, a moreli jest mniej niż śliw.. Czy moreli jest więcej, czy

• W sadzie jabłoni jest więcej niż grusz, śliw jest mniej niż grusz, a moreli jest mniej niż śliw.. Których drzew jest najmniej w sadzie, a

Jest wiele krajów (m.in. Włochy), gdzie państwo wywiązu- je się ze swoich zobowiązań wobec placówek ochrony zdrowia bez pośrednictwa tego typu instytucji.. W mo- jej ocenie