• Nie Znaleziono Wyników

* Jm S| :iʧ

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "* Jm S| :iʧ"

Copied!
36
0
0

Pełen tekst

(1)

* Jm S| :iʧ

' ■ • w t - J

<WW C f A T

>M m ^ P W W .

;^V m ' % '

m ** \ ... . ■' *- <; -w . ■ , ■ ■ ... ^ • jr-^ .. f

. x

W

GRUDZIEŃ 1975

(2)

Zalecono do bibliotek nauczycielskich i licealnych pism em Ministra Oświaty n r IV/Oc-2734/47

Wydano z pomocą finansową Polskiej Akademii Nauk

TREŚĆ ZESZYTU 12 (2146)

J a k u b o w s k i J. L., Rafy koralow e i w ybrzeża G w a d e l u p y ...297 S z p i l c z y ń s k i S., J a n Jonston z S z a m o tu ł... 303 S z a b u n i e w i c z B., Zarys białkowego pokrew ieństw a i filogenezy żywych

jednostek . 308

C y k o w s k i R. K., W spółczesna problem atyka biologii gleby . . . . . 310 G o m ó ł k a B., K alendarz krakow ski n a rok 1474 ... 312 Drobiazgi przyrodnicze

Alpy na znaczkach pocztowych (A. Ł a s z k i e w i c z ) ... 315 R o z m a i t o ś c i ...317 K ronika naukow a

Delegacja PAN przekazała w darze A kadem ii N auk ZSRR popiersie Ko­

p ern ik a (M) ... 318 Sesje naukow e o Ja n ie Jonstonie (K. M . ) ... ... . 319 N agrody naukow e W ydziału N auk Biologicznych PAN (Z. M.) . . . 319 Recenzje

Kosmos — Seria A. Biologia (Z. M .) ... 320 Chrońm y przyrodę ojczystą (Z. M . ) ... 320 Spraw ozdania

Spraw ozdanie z działalności Oddziału PTP im. M. K opernika w W arsza­

w ie za r. 1974 (J. Z d eb sk a-S ie ro sław sk a)... 320 Spraw ozdanie z działalności O ddziału Łódzkiego PT P im. M. K opernika za I półrocze 1975 r. (W. J a r o n i e w s k i ) ... 321 Finał IV O lim piady Biologicznej (J. Zdebska-Sierosław ska) . . . . 322 I Petroarcheologiczne Sem inarium w B rnie (A. Majerowicz) . . . . 323 N adesłane książki

K om unikat

Fot. Z. Piskornik S p i s p l a n s z

I. KAPIBARA, H ydrochoerus hydrochaeris L. Fot. W. S trojny II. DOLINA' KOBYLAŃSKA ZIMĄ. J u ra Krakowsko-Częstochowska.

Fot.

III. EXLIBRISY PRZYRODNICZE. Wyk. W. L angner IV a. KRYSZTAŁY GIPSU. Fot. W. S tro jn y '

IVb. ZBLIŻNIACZONY KRYSZTAŁ GIPSU. Fot. W. S trojny

O k ł a d k a : KOZIOŁ WODNY. T anzania. Fot. M. P. Krzem ień

(3)

P I S M O P R Z Y R O D N I C Z E

O R G A N P O L S K I E G O T O W A R Z Y S T W A P R Z Y R O D N I K Ó W I M. K O P E R N I K A (Rok założenia 1875)

G R U D ZIEŃ 1975 ZESZYT 12 (2146)

JANUSZ LECH JAKUBOWSKI (Warszawa)

R A F Y K O R A L O W E I W Y B R Z E Ż A G W A D E L U P Y

W yspa G w adelupa, w chodząca w skład M ałych A n ty li leży m iądzy O ceanem A tlan ty ck im i Mo­

rzem K araibskim . J e j ra fy koralow e są ty p u atlan tyck iego zarów no pod w zględem g atu n ków korali, ja k i ryb. Różni się on w sposób isto tn y od ty p u indo-pacyficznego, k tó ry m iałem spo­

sobność dość dobrze poznać w czasie m oich po­

p rzed n ich podróży *. P rz e d 25 la ty zw iedziłem w praw dzie rafy F lo ry d y (p. W szechśw iat z. 2, 1951), ale było to w okresie, gdy dopiero zaczęto stosow ać m askę do b a d a ń podw odnych, a lite ­ r a tu r a dotycząca ekologii ra f była bardzo skąpa.

Toteż z zadow oleniem sk orzy stałem z okazji podróży na G w adelupę.

R afy G w adelu p y m iałem m ożność studiow ać na południow ym w y brzeżu G ran d ę T e rre (p. ryc.

1, W szechśw iat 7— 8/1975, str. 174) nad zatoką Ś w iętej A nny, w pobliżu h o telu C aravelle K lu bu M ed iterran ee, w k tó ry m zam ieszkałem . B ył to ciąg ra f barierow ych, odległych od b rzegu około 200 m etrów . N a rafa c h łam ały się fale A tla n ty ­ ku, ale nie b y ły one bardzo w ysokie i silne, gdyż ląd osłaniały rafy od pn.-w sch. p a sa tu (ryc. 1).

Zdziw iło m nie m ałe zainteresow anie rafam i i ich życiem ze stro n y członków K lubu i in stru ­ ktorów , k tó rzy całą sw ą działalność skupiali koło

sportów w odnych. W tej sy tu acji nie m ogliśm y uzyskać in fo rm acji o in teresu jący ch nas aspek-

* P a t r z W s z e c h ś w i a t z . 6 / 1 9 5 7 , 5 ł 6 / 1 9 6 9 , 7 — 8 / 1 9 7 2 , 7 — 8 / 1 9 7 3 i 7 — 8 / 1 9 7 4 .

tach r a f i m usieliśm y sam odzielnie prow adzić ich eksplorację. Ryzyko p ły w an ia bez asekuracji łodzią, na odległość w ieluset m etró w w niezna­

nych wodach, stanow iło zresztą dodatkow e źró­

dło emocji. J a k się okazało, ra fy b arierow e ty ch okolic od stro n y lag u n y są m artw e, złożone z szary ch bloków k orali pozbaw ionych życia, na całej długości raf, z w y ją tk ie m przejść łączą­

cych lagunę z p ełn y m m orzem . P rz y przejściach rosn ą n ato m iast lasy kolonii m adrepo ró w A cro- pora palm ata. M ają one k sz ta łt drzew ek w yso­

kości do kilku m etrów , k tó ry ch gałęzie przypo­

m in a ją rogi łosia (ryc. 2). J e s t to form a kolonii c h a ra k te ry sty c z n a dla ra f atlan ty ck ich .

W śród „rogów łosia” rozsiane są k u liste kolo­

nie k o rali m ózgow ych D iploria labirinthiform is, o m etrow ej śred n icy (ryc. 3 i 4) oraz kolonie p a­

rzących ja k p okrzyw a k o rali ognistych M illepora (Hydrocorallia). Tam gdzie ra fa opada w głąb, w idać w ielkie b ezk ształtne bloki k o rali Porites.

W szystkie te fo rm acje m ają b a rw y m ało ja s k ra ­ we, począw szy od brązow ej, przez pom arańczo­

wą, żółtą aż do jasno popielatej. Całość jest b a r­

dzo efektow na i odpow iada m oim w spom nieniom sprzed 25 la t z ra f F lo ryd y , b ra k tylk o koralow ­ ców o szkielecie rogow ym , gąściołów (Gorgo- naria) w kształcie w achlarzy, k tó re zostały w y ­ łow ione przez am atorów p am iątek (ryc. 5).

Z gąściołów zostały tylko form y w kształcie krzaków o pionow ych gałęziach i piór strusich.

i

(4)

298

Ryc. 1. R afa na w schodnim w ybrzeżu G wadelupy, tw orząca barierę, oddzielającą od oceanu pły tk ą la ­ gunę. Na barierze łam ią się fale A tlantyku. W szystkie

zdjęcia w ykonał Autor

Nie było ró w n ież gąbek, ta k ty p o w y ch dla r a f a tla n ty c k ich . N iew ątp liw ie jest to częściowo s k u te k w ielk iej z arazy z 1930 r., k tó re j o fiarą p ad ło 90% g ąb ek zachodniego A tla n ty k u . N ato ­ m iast w ielkie rozgw iazdy O reaster reticu la tu s, o śred n icy pół m etra, zostały w y tęp io n e podob­

nie ja k w p ły tk ic h w odach K uby.

B arw n e fo to g ra fie tak ich ra f C zy teln ik m oże znaleźć w łatw o d o stęp n ej w Polsce książce M. T a e g e g o i J. W a g n e r a , T aucher am K o r a lle n ń ff (w yd. Brookhaus, Lipisk 1972) lu b w książce H. W. H a m n a u a , B. M. M o c k a , B en ea th th e Seas o f the W e st In d ies (M iami, Argos, w y d a n e o sta tn io bez daty). R ów nież r e ­ lacja J. Y. C o u s t e a u z p oszu k iw an ia s k a r ­ bów n a A n ty lach (Un tresor englouti, Paris, P lam m ario n 1971) je s t bogato ilu stro w a n a . P ierw sza ze w zm ian ko w an ych k siążek o pisuje przen iesien ie odcink a ra fy koralow ej z K u b y do B erlina. Z n a jd u je się on tam ja k o dioram a w N atu rk u n d e n m u seu m . P ięk n e fo to g rafie ra f am e ry k ań sk ic h i ich m ieszkańców znaleźć m oż­

n a w N ational Geographic M agazine (maj 1971, styczeń 1962 i listo p ad 1966).

R ozczarow anie spotkało m n ie jed n a k , jeśli chodzi o m ieszkańców raf, przede w szy stk im ryb. W p o ró w n an iu z innym i, zn an y m i m i r a f a ­ mi, ra fy G w ad elu p y są p raw ie w o dn ą p u sty n ią.

J e s t to s k u te k n a d m ie rn y c h połow ów p rze m y ­ słow ych i sportow ych. Sam w id ziałem tu ry stę , k tó ry p rz y pom ocy strz e lb y podw odnej z n a ­ pędem sp ręży n o w ym polow ał n a m ałe 10-cen- ty m e tro w e ry b k i koralow e. T aka zdobycz jest bezużyteczna, jeśli chodzi o 'pożyw ienie; jej łow ienie zaspokaja w yłącznie „ in s ty n k t” zabi­

jan ia .

Podobno ra fy w sp o kojn ej zato ce G ran d ę Anse koło D eshaies na B asse T erre, od stro n y M orza K araibskieg o są b ard ziej ry b n e ; p rz y n a j­

m niej tak tw ierd zi G uide B leu A n t y 1 i. W każ-

Ryc. 2. Kolonie korali w kształcie rogów łosia Acropo- ra p a lm a ta ; poszczególne „drzew ka” dochodzą do kilku

m etrów wysokości

dym razie w idziałem u ry b ak ó w w ty ch okoli­

cach duże p ap u g o ry b y (Scaridae), k tó ry c h koło C a ra v elle brak.

P o d a n y obraz życia ra f k oralow ych bardzo odbija od tego, co w idziałem n a F lorydzie w r.

1949, a jeszcze b ard ziej od entuzjastycznego opisu ra f H aiti W. B e e b a W głębinach, oceanu, (wyd. p rzed w o jenn e, Trzaska, E v e rt i M ichalski).

Sądzę też, iż nie są całkow icie ak tu aln e, znane polskim C zytelnikom opisy H. H a s s a (T rze j ło w c y na dnie m orza, W arszaw a 1957), dotyczące ra f p rzy w ysp ach C uraęao i B onaire (Małe A n ­

tyle). W ciągu 40 lat, jak ie m inęły od czasu ich zw iedzenia przez H assa, i te ra fy m ają na p e w ­ no fa u n ę przerzedzoną.

P od su m o w u jąc n a p od staw ie w łasn y ch o b ser­

w acji, lite r a tu r y i rozm ów z osobam i znającym i rafy , doszedłem do w niosku, że na rafa c h a n - ty lsk ic h p rz e trw a ły w span iałe kolonie k oralo w ­ ców, ale duża część ich m ieszkańców została w y ­ tęp io n a łub sk ry ła się w w iększych głębinach.

Nie będę opisyw ał nielicznych egzem plarzy ry b k oralow ych, k tó re spotkałem , a więc szaro­

b łęk itn y c h chirurg ó w (Acanthuridae), najeżek (.Diodon sp.), k u ferk ó w czyli ko ster (Ostracion sp.), czy m oty li czyli szczeciozębów (C haetodon- tidae). W ięcej ich m ożna zobaczyć w A kw arium M orskim w G dyni. W spom nę je d n a k o bardzo pięk n ej płaskiej ry b ce M icrospathodon c h ry- surus. D ochodzi ona do długości 15 cm, ale n a j­

w y ra ź n ie jsz y deseń m a ją m łode osobniki o d łu ­ gości k ilk u cm. F ra n cu z i słusznie zw ą je pois- so n s-b ijo u x, ry b y k lejn o ty , a etolog K. L orentz w książce T ak zw a n e zło (PIW 1975) stosuje do nich ro m a n ty cz n ą nazw ę „gw iezdne nieb o ” . Na ciem no g ran ato w y m tle m a ją one szafirow e jak b y św iecące p u n k ty ; ogon je s t żółty. K rążą one w zdłuż p o w ierzch n i koralow ych „rogów łosi” i zajad le b ro n ią sw y ch rew iró w p rze d in n y m i ry b am i-k lejn o tam i. To jeden z n a j­

b ard ziej ch a ra k te ry sty c z n y c h obrazów dla raf A ntyli.

P rzerzed zen ie ry b w m orzu odbijało się także na k u c h n i hotelow ej. Z m niejszało to ryzyko za­

tru c ia się rybam i, zn ane jako „cig u a te ra ” . J e st

ono dość częste (na W yspach Dziew iczych

1 p rzy p a d e k na 2000 m ieszkańców rocznie), a nie

należy do przyjem ności. Oprócz zab u rzeń gas-

(5)

299

Ryc. 3. Kolonia korali mózgowych Diploria labirinthi- jorm is w kształcie k u li o m etrow ej średnicy tryczn ych , bólów m ięśniow ych i staw ow ych, często w y stę p u je w tej chorobie odw rócenie odczuć zim na i gorąca. C horzy d m u ch ają na przy kład n a lody, ab y je ochłodzić. Co do p rz y ­ czyn z a tru cia m ięsa ry b istn ieją różne p rz y ­ puszczenia.

Bardzo p ięk n e w ru c h u były spotkane kilk a­

k ro tn ie w lagunie n iew ielkie k a lm a ry (Loligo pealii). Te żyw e to rpedy, o długości około 20 cm, zaopatrzone w duże niebieskie oczy, pływ ając trz y m a ją p rzed sobą dw a ram iona dłuższe niż osiem pozostałych. S potkaliśm y je w gru pach osobników p ły n ący ch koło siebie. Pozw alały one n u rk o w i zbliżyć się na zasięg ręki, aby nagle ja k s trz a ły zniknąć w b łęk itn ej głębi.

Oprócz ra f około C aravelli b adaliśm y ra fy po­

łożone w śro d k u zatoki Św iętej A nny. S potka­

liśm y tam tak i sam obraz ja k w yżej, z tą ró ż­

nicą, że duże pow ierzchnie m artw y c h ra f rów no­

ległe do zw ierciadła w ody by ły gęsto porośnięte m ałym i (o śred n icy rzę d u 15 cm) płaskim i, po­

p ielaty m i ukw iałam i. W yglądało to ja k niezw y­

k ły tra w n ik podm orski. U kw iały te u p am iętn iły m i się sp ecjalnie, gdyż p ły w ając bez ręk aw i­

czek do ty k ałem ich gołą ręk ą, k tó rą po tym przyłożyłem do ust. Spow odow ało to silny, choć k ró tk o trw a ły ból śluzów ki w arg, na k tó rą p rze­

niosłem p a rz a w k i ukw iałów .

Podobny w ygląd, ja k r a fy zatoki Św iętej A nny, m ają fo rm acje k oralow e na w schodnim w ybrzeżu G ran d ę T erre, koło p rzy ląd k a P o intę des Colibris. W ybrzeże to je s t w y staw ione w p ro st n a fale A tlan ty k u , k tó re z siłą łam ią się na b arierze koralow ej, ta k że m ogą się tu u trz y ­ m yw ać ty lk o fo rm y życia m niej d elikatne, bardziej o d p o rn e n a przybó j. N atom iast w za­

tokach pozbaw ionych ra fy b ariero w ej fale czę­

sto w y rz u c ają na b rze g m ieszkańców pełnego m orza. T ak w ięc zn aleźliśm y na piask u ław icę m ałych ślim aków , o m uszelkach b a rw y fioleto­

w ej, Ja n th in a sp. Te plan k to n ow e m ięczaki p ły ­ w ają na pow ierzchni m o rza przyczepione stopą od spodu do piankow ej, w łasnej w ydzieliny, tw orzącej m ałą tra tew k ę. Ich pożyw ieniem są ru rk o p ław y (Siphonophora ) i skrzydłonogi (Pte- ropoda). W iększość ślim aków zeb ran y ch przeze m nie została w yrzucona na ląd w tra k c ie spoży­

w ania m aleń kich galer po rtu g alsk ich (Physalia sp.) o pęcherzach p ły w n y ch wielkości m ałej fa-

Ryic. 4. Szkielety młodych kolonii korali o średnicy ok.

10 cm: a — Diploria labirinthiform is, b — Meandrina m eandrites

Ryc. 5. Typowy zespół koralowców na rafach Indii Zachodnich. Rys. M. Wysocka wg E. Bostelmanin

i*

(6)

300

Ryc. 6. Muszla Cassis tuberosa — kask królew ski, je ­ dna z najpiękniejszych muszli św iata, o barw ach przy ­ pom inających skórę tygrysa. J e j wielkość osiąga ro z ­

m iary głowy ludzkiej

soli. G dy ru rk o p ła w y te osiągną n o rm a ln ą w ie l­

kość i m ają pęcherze p ły w n e o długości do 20 cm, ciągną za sobą p arzące n itk i o długości do 30 m etró w . S tan o w ią one w te d y pow ażne n ie ­ b ezpieczeństw o dla k ąpiących się; n iek tó re plaże s ta ją się w te d y zu p ełnie nied o stęp ne.

M uszelki J a n th in a są b ardzo m ałe, m a ją za­

ledw ie 1,5 cm średnicy, a p rzy ty m podobne do sk o ru p e k p o sp olitych ślim aków lądow ych, d la ­ tego też nie są poszukiw ane. N iestety , k o lek cjo­

n e rz y i zbieracze p ra c u ją c y dla h a n d la rz y m u ­ szli ta k zubożyli fau n ę m ięczaków G w ad elu py , że tru d n o znaleźć n a ra fa c h ślim aki i m ałże.

D użo prościej obejrzeć ich m uszle w p ro st w sklepach.

N ie k tó re m uszle a n ty lsk ie są okazałe i p ięk n ie u b arw io n e. N ależy tu przede w szy stk im kask k ró lew sk i (Cassis tuberosa), o długości około 25 cm, jed n a z n a jp ię k n ie jsz y c h m uszli w ogóle (ryc. 6). Poza ty m w ym ienię ty lk o m u szlę gw iaź­

d zistą (A straea tuber) (ryc. 7) i obdarzon ą fa n ­ tasty c zn ie pow yginan y m i kolcam i m uszlę m ałża S p o n d y lu s am ericanus (ryc. 8). N ajczęściej spo­

ty k a się pom arańczow o u b a rw io n e m uszle S tro m b u s pugilis.

Ryc. 7. Muszla gwiaździsta Astraea tuber stosunkowo częsta n a rafach G w adelupy

N iek tó re ślim aki stano w ią przed m io t połow ów dla sw ych w arto ści k u lin arn y ch , a ich m uszle opróżnione z żyw ej zaw artości tw orzą s te rty na o d ludnych plażach. N ależy tu p rzede w szystkim sk rz y d e ln ik w ielki (S tro m b u s gigas), o długości m uszli do 30 cm. Ma o na szerokie w yw inięte o b ram ow anie otw oru (tak zw aną w argę), z a b ar­

w ione n a p ięk ny kolor różow y. U żyw a się jej dla celów ozdobnych (m ateriał na kam ee) i po ścięciu czubka jako róg, k tó ry m po rozum iew ają się na odległość ry bacy. W idziałem też groby rybaków obram ow ane ty m i m uszlam i. W płaszczu sk rzy - d elnik ów czasam i z n a jd u ją się różow e, pół szlach etn e p erły ; je d n a z tak ic h p e re ł ozdabia koronę szw edzką. Ciało ty c h ślim aków jest p rzysm akiem , k tó ry p rzy go tow u je się w postaci k o tle tó w i zup. W porcie P o in te -a -P itre (n aj­

w iększe m iasto G w adelupy) byłem św iadkiem p rzy b icia do n ad brzeża łodzi w ypełnionej sk rzy - delnikam i. R y b ak bardzo zręcznie p rz e b ija ł no­

żem m uszlę u góry zw ojów i w ten sposób odci­

n ał ślim aka od m uszli, po czym oddaw ał ślim a­

ka w ręce k lie n ta , a m uszlę w yrzucał. T ak uszkodzone m uszle nie bardzo n a d a ją się do ko­

lekcji, gdyż w procesie w ydo by w an ia ślim aków zo sta ją częściowo odłam ane różow e w arg i m u ­ szli, stanow iące n ajw ięk szą ozdobę.

N a ra fa c h i piask ach podw odnych dużo licz­

n iejsze od ślim aków są jeżow ce. C zarne jeżow ce D iadem a (C entrechinus) a n tilla rum tw orzą m iejscam i n a k oralow ych piaskach całe k o n ste­

lacje czarn y ch gw iazd. Są one obecne rów nież w szczelinach fo rm acji koralow ych, z k tó ry c h sterczą ty lk o ich kolce. P ow od u je to, że łatw o się nadziać na nie, nie widząc całości jeżow ca. K ol­

ce D iadem a a n tilla ru m są krótsze niż g a tu n k u z M orza C zerw onego (D. saxatile), m ają „ ty lk o ” 15 zam iast 25 cm, ale tak że z łatw ością p rzeb i­

ja ją g ru b ą gum ę płetw y, w b ijają się w ciało i u łam u ją c w s trz y k u ją jad. U kłucie się k ilk u tak im i kolcam i je s t bardzo bolesne, co mogę p o tw ierdzić z w łasnego dośw iadczenia, ale na ogół nieszkodliw e. P o k ry te zadziorkam i kolce u su w a się za pom ocą igły, a ra n k i d ezy n fek u je

— je s t to zw ykle w ystarczające. Czasam i je d ­ n ak n ieu c h w y tn e resztk i kolców d ają o sobie znać w ciągu k ilku tygodni, dopóki nie roz­

puszczą się i nie zostaną w essane.

C zarn e jeżow ce D iadem a m ają na swoim p a n ­ cerzu, n a skórze m iędzy kolcam i b łęk itn e p la m ­ ki, k tó re w y g ląd ają ja k oczy i pow szechnie u w a ­ żane są za narząd y w rażliw e na św iatło. Istn ieje je d n a k rów nież pogląd, że tę w rażliw ość posiada cała p ow ierzch nia sk ó ry jeżow ca. W każdym razie om aw iane jeżow ce re a g u ją n a cień, np.

rzu con y przez n u rk a, i k ie ru ją sw e kolce w s tro ­ nę cienia. J e s t to re a k c ja obronna: ru c h y k ol­

ców są szybkie i o b ejm u ją całą kolczastą kulę.

Sądzę, że tak i w idok gw ałtow nie ruszający ch się kolców m oże odstraszyć n iejed n ą rybę, m ającą a p e ty t n a sm aczne i dla człow ieka gruczoły roz­

rodcze (gonady) jeżow ców . N a A n ty lach jeżow ce są łow ione m asow o przez rybaków , ale są to nie jeżow ce czarne, lecz białe, o k ró tk ich b iałych kolcach n a ciem nym tle, należące do g a tu n k u T rip n e u ste s esculentus.

N a p iask ach w lag u n ach częste są rów nież

(7)

301

płaskie jeżow ce M ellita seziesp erjo ra ta (ryc. 9), 0 barw ie zielonkaw ej, średnicy około 10 cm 1 grubości 5 m m zw ane „d ollars” — dolary.

T rudno je znaleźć, gdyż są p raw ie całkow icie u k ry te w piasku. M ają one kolce delikatne, gęste i ta k k rótk ie, że w y g lą d a ją jak włosy aksam itu.

In n ą ich osobliwością je s t 6 szczelin, p rze b ija ­ jący ch p ancerz na w ylot.

Raz ty lk o znalazłem n a piaskach laguny inny rodzaj płaskiego jeżow ca C lypeaster rosaceus.

J e st to g a tu n e k dużo w iększy niż poprzedni, m ający k sz ta łt elipsy o osiach około 14 i 11 cm, przy czym jego grubość w ynosi około 5 cm.

C lypeaster p o k ry ty je s t gęstym , ciem nobrązo­

w ym fu te rk ie m kolców o długości 2 do 3 mm.

W obrazow ym języ k u kreolskim , będącym śm ieszną czasami deform acją języ k a fra n c u s­

kiego, jeżow iec te n nosi nazw ę „m am an cha- d ro n ” (odkształcone słowo chardon — oset), co m a znaczyć „ m atk a o stu” .

W ybrzeża G w adelu p y m ają tro ja k ą postać.

Są to bądź brzegi b łotniste, p o k ry te n am orzy- nam i, bądź piaszczyste lu b też skaliste. Narno- rzy n y (m angrow e) z a jm u ją n a G w adelupie po­

w ierzchnię 9000 h a i w y stę p u ją zwłaszcza na zachodnim , odw róconym od O ceanu w ybrzeżu G ran d ę T erre. F o rm acje te od stro n y m orza są utw orzo n e przez R hizophora sp. o korzeniach szczudłow ych. W p a rtia c h dalszych od m orza ro sną A vicen n ia sp. z korzeniam i oddechow ym i (pneum atofora) sterczącym i w górę z błota, jak pędy szparagów . Od stro n y ląd u przew ażają Conocarpus i Laguncularia. O statni pas zajm u ją w ielkie paprocie A cro stich u m aureum . Ju ż na lądzie sp otkałem w ielkie drzew a o korzeniach deskow ych, a m iędzy nim i ch arak te ry sty c z n e obrazkow ce M ontrichardia arborescens (A ra - ceae), m ające kilk a sercow atych liści o długości około 20 cm n a w ierzchołkach bezlistnych łodyg w ysokości przeszło jednego m etra. Łodygi te, sterczą koło siebie tw orząc gęste zarośla. Te obrazkow ce, częste n a błotach A m eryki tro p i­

kalnej, w idziałem tu ta j po raz pierw szy.

J u ż na sam ym lądzie ro sn ą piękne m etrow ej w ysokości egzem plarze C leom e spinosa (Cappa- ridaceae) z lu źn ym k w iato stan em b iałych i ró ­ żow ych kw iató w o bardzo długich pręcikach.

J e s t to ro ślina ozdobna hodow ana i u nas z n a ­ sion. L. B e r n a r d i, a u to r F leurs tropicales de l’A m eriq u e L atine określa Cleome, jako

„k w iat dla m in iatu ro w y c h h elik o p teró w ” . Rze­

czyw iście a k tu zap ylan ia m ogą w p rzy p ad k u C leom e dokonać ty lk o ćm y — zaw isaki, n ieto ­ perze i k olibry, k tó re p o tra fią zaw isnąć w po­

w ie trz u koło k w iatu . Na G w adelupie roślina ta w y stę p u je n a nizinach w m iejscach w ilgotnych.

W stre fie A vicennia m ieszk ają liczne m ałe k ra b y z ro d za ju Uca, k tó ry c h sam ce m ają je ­ d en ze szczypców niew spółm iernie duży w sto ­ su n k u do drugiego i w sto su n k u do całego ciała.

P oniew aż te k ra b y ciągle ru sz a ją szczypcami, w obrazow ym języ k u kreolskim nazw ano je

„crabe ce m a fa u te ” (ce zastęp u je francuskie c’est), co jest alu z ją do tego, że w y glądają jak b y biłv sip w piersi powtarzałam m oia w ’” 0”

N ajlepiej poznałem w yb rzeża piaszczyste G w adelupy. Na brzegu koło m ojego h oteiu po-

Ryc. 8. Muszla m ałża Spondylus americanus barwy pomarańczowej, ozdobiona długimi kolcami (średnica

ok. 6 cm, długość kolców do 4 cm)

w iew ały w podm uchach p asatu palm y kokosowe

— ty po w y tem a t fotografii, m ający ch ilu stro ­ wać egzotykę A ntyli. Oprócz palm c h a ra k te ­ rysty czn e jest drzew o w inogronow e Coccolobis uvifera, którego owoce do złudzenia przypom i­

n ają w inogrona. G dy d ojrzew ają, zm ieniają barw ę z zielonej n a fioletow ą; są one używ ane do w y ro b u g a la rete k owocow ych i m ają zasto­

sow anie w lecznictw ie ludow ym jako środek na czerw onkę. Inne pospolite drzew o nadm orskie to H ibiscus tiliaceus o k w iatach żółtych rano, różow iejących w ciągu dnia i opadających w ie­

czorem. P iękne k w ia ty czerw one zeb ran e w b al- daszki m a drzew o Cordia sp. (Boraginaceae), k rew n a naszej niezapom inajki.

N a plaży hotelow ej w ytępiono oczywiście osobliwe drzew a H ippom ane m ancinella, których

Ryc. 9. Płaski jeżowiec M ellita sexiesperjorata o śre­

dnicy 10 cm i grubości zaledwie 5 mm, pospolity, ale bardzo trudny do znalezienia, bo ukryty na dnie w piasku. Nazwa jego pochodzi od 6 otworów na wylot

w pancerzu. Widok z góry i z dołu

(8)

sok je s t silnie palący. Co do sto p n ia jego szko­

dliw ości dla człow ieka istn ie ją sprzeczne opinie, k tó ry c h nie m ogłem spraw dzić. T ak np.

B. G o r s k y w książce M oana (Isk ry 1966) pisze:

„Uczę się, że trz e b a bardzo uw ażać n a m a n - cenilliery, rosnące zazw yczaj w pobliżu m orza:

owoce ty c h drzew , m ałe zielone jab łu szk a, są tru ją c e . Ich szty w n e ja k b y pociągn ięte lak ie re m liście s ta ją się niebezpieczne,, w czasie deszczu.

Z m ieszany z w odą sok liści je s t kw asem sp a la ­ jąc y m skórę. Nic nie rośn ie pod m an cen illie- ra m i” .

Z d ru g iej stro n y J. B a 11 e t, a u to r m o n o g ra­

fii La G uadeloupe, tw ierd zi że sok tego d rzew a n ie działa n a nieuszikodzaną skórę, a je s t groźny ty lk o dla błon śluzow ych. P o n ad to B a lle t pisze:

„W oda deszczow a p a d a ją c poprzez liście m an ce- n illie r nie p ow oduje żadnych uszk o d zeń ”.

N a p lażach piaszczystych m ożna oczywiście zaw sze sp otkać k rab y . Są to p rze d e w szystkim czerw ono-pom arańczow e k ra b y lądow e „ tu r - lu r u ” G ecarcinus ruricola, sp a ce ru ją c e nocą po b rze g u i grożące o b serw ato ro w i szeroko o tw a r­

ty m i szczypcam i. Śm ieszną nazw ę kreo lsk ą m a k ra b piask ow y (Ocypode albicans), crabe m ai z ’oreilles. N azw a jego stą d pochodzi, że p ły n w y ­ c iek ający z u rw a n e j żyw em u k rab o w i ła p y (oka­

leczony k ra b m usi być p rz y ty m koniecznie w y ­ puszczony n a wolność), w p ro w adzo n y do ucha człow ieka, m a leczyć stan zap aln y tego n arządu.

W a rty k u le o lasach G w adelu p y (W szechśw iat z. 7— 8/1975) pod k reśliłem b ra k p tak ó w w ty c h lasach. N a w yb rzeżach p takó w je s t w ięcej, na p rzy k ła d w szechobecne Quiscalus lugubris gua- deloupensis, zw ane tu kosam i, k tó re doskonale p rzy sto so w u ją się do w spółżycia z człow iekiem . Są tu oczywiście i kolib ry , odw iedzające zw ła­

szcza k e tm ie (H ibiscus sp.).

M ałe fo rm y życia zw ierzęcego G w ad elu p y n ie rzu c a ją się w oczy w dzień. D opiero nocą p rz y ­ ro d a ożyw ia się. Noce a n ty lsk ie b ard zo p ięknie opisuje ojciec R. P i n c h o n, zam iło w an y p rzy -

Ryc. 10. Świecący diadem z chrząszczy cucujo w e wło­

sach K reolki (wg ilu stracji A. de Neuville, Voyage a la N ouvelle Grenade de dr Saf f ray 1872, rys. M. Wysocka)

rodnik, a u to r szeregu doskonałych opracow ań przy ro d y A n ty li (w A n ty lach fra n c u sk ic h za­

konnicy m ają, ja k się w yd aje, m onopol na s tu ­ dia dotyczące fa u n y i flo ry ):

„P o p u larn e opisy często m ów ią o „ciszy nocy tro p ik a ln e j” . J e s t to tw ierd zen ie słuszne tylko dla p ew n y ch okolic, m ieszkańcy A n ty li z n ają je d n a k dobrze nocne k o n c e rty , k tó re p rzen ik ają n a w e t do w n ę trz a m ia st”.

M ieszkając w hotelu , otoczonym ogrodem pie­

lęgnow an ym przez ogrodników , m ogłem poznać tylko część u ro k u nocy antylskich. W iększość d ro b n y ch m ieszkańców ogrodu b y ła sy stem a­

tycznie w y tru w a n a za pom ocą now oczesnych bom b ro zp y lający ch in sek tycy d y, często p rzesu ­ w an y ch w zdłuż traw n ik ó w i zarośli.

O zm roku, a w lesie w ilgotnym n a w e t w dzień, gdy c h m u ry zasłonią słońce, rozpoczyna się k o n c e rt żabek E leu th ero d a ctylu s sp., wielkości paznokcia. Ż abki te n ad y m ając i opróżniając swój w orek głosow y, w y d a ją k ry staliczn e dźw ięki, p o śred n ie m iędzy sk rzyp ieniem osi w ozu i staccato g ita r h aw ajskich. Ta m u zy ka je s t tłe m nocy an tylskich .

In n a osobliwość nocna, to ro je św ietlików z rodzajów A pisom a i P hotinus. A by je zoba­

czyć m u siałem opuścić ogród h o telow y i p o je­

chać do pobliskiego lasu. B alet św ietlików , któ re w locie okresow o z ap alają i gaszą swe la ta rk i, d ając w ten sposób sy g n ały d la p a rtn e ró w g ry m iłosnej, zostaw ia w rażen ie niezapom niane.

Ż yw ą la ta rk ą je s t rów nież sp ręży k P yropho- rus phosphorescens (E lateridae), zw any cucujo.

N ie sp o tk ałem go i nie m ogłem spraw d zić róż­

nicy poglądów , co do siły em itow anego przez niego św iatła.

O jciec d u T e t r e n ap isał w r. 1671: „Nie w idziałem w całej A m eryce nic godniejszego podziw u, n a d chrząszcze św iecące (w oryginale m u ch y świecące). Są to ja k b y żyw e gwiazdki, k tó re w n ajciem n iejsze noce n a p e łn iają pow ie­

trz e w ięk szym b lask ie m niż gw iazdy na firm a ­ m encie...” „N asi ojcow ie, k tó ry m b ra k u je świec i o leju przez w iększą część roku, gdy m a ją te b rak i, c h w y ta ją k ażd y jed n ego z ty ch chrząsz­

czy i m ów ią sw e ra n n e m o d litw y rów nie dob- brze, ja k p rzy św iecach” .

A le w edług w spółczesnego nam ojca Pinchon, jego p o p rze d n ik p rzeceniał zdolność ośw ietlania k siążek z m o dlitw am i przez te ow ady. Pisze on:

„W te j daw n ej epoce, g d y źródła św iatła b y ­ ły niedoskonałe, św iecenie ty ch ow adów m usiało się w ydaw ać dużo jaśniejsze niż dziś.”

Od siebie dodam, że p rzy obserw acjach św ietli­

ków należy uw zględnić a d ap tację w zroku. J u ż po p rze b y w an iu w ciem ności p rzez 5 do 10 m in u t czułość oka w z ra sta dziesięciokrotnie. W każdym razie p rz y św ietle św ietlika, n a w e t słabiej św ie­

cącego niż cucujo, m ożna rozróżnić lite ry te k stu drukow anego, a n a w e t w ykonać jego fotografię.

D ow odem tego je s t zdjęcie fra g m e n tu m apy, w y k o n an e przez P. A. Z a h 1 a (N ational Geo- graphic M agazine, lipiec 1962) p rz y użyciu, ja ­ ko źródła św iatła, ty lk o jedn ego m ałego św ie­

tlik a z ro d zaju Photinus. Do h isto rii m edycyny

przeszedł fa k t w ykon ania o p eracji chirurgiczn ej

w czasie bud ow y K a n a łu P anam skiego przy

(9)

św ietle pew nej liczby P yrophorus noctiluca.

W ażniejszą od użytkow ności cucujo je s t p ięk ­ ność ich św iecenia. O ceniły to K reolki zdobiące nocą ty m i k lejn o ta m i w tiu lo w y ch w oreczkach swe czarne w łosy (ryc. 10). Chrząszcze p rze­

znaczone do tego celu m uszą by ć w ciągu po­

przedzającego- d n ia karm ione sokiem trzciny cukrow ej i zwilżane.

T rzy tygodnie p o b y tu na G w adelupie m inęły bardzo szybko. W ta k k ró tk im czasie m ożna poznać ty lk o cząstkę bagactw przyrodniczych

tej w yspy, k tó re są w ielkie m im o zniszczeń do­

ko nanych przez człowieka. T ak np. nie sp o tk a­

łem ani razu p ająk a ptasznika A vicularia versicolor, k tó ry jest praw dopodobnie dość po­

spolity, gdyż fig u ru je w licealnym (naw iasem m ów iąc doskonałym ) podręczniku p rzy ro d y ojca Pinchon. Nie w idziałem też żywego olbrzym iego chrząszcza ro h aty ń c a D ynastes Hercules, k tó re ­ go la rw a ży je w drew nie drzew a jedw abnego Sap iu m (Euphorbiaceae). Toteż z żalem odjeż­

dżałem z G w adelupy.

303

STANISŁAW SZPILCZYNSKI (Wrocław)

JA N JO N S T O N Z S Z A M O T U Ł

(w 300 rocznicę zgonu) Ja n J o n s t o n z Szam otuł był synem em igranta

szkockiego ze szlacheckiej rodziny Johinstonów de Crogborn (of Cragaburn), przybyłego do Polski pod ko­

niec XVI w., i Anny Becker. Urodził się 3 IX 1603 r., w drugim roku małżeńskiego pożycia rodziców. Po ojcu pozostał kalw inem i z tego względu m iał tru d ­ niejszy dostęp do szkół katolickich, dlatego też rodzice oddali go do szkoły Braci Czeskich w Ostrorogu. Po kilku latach zmienili tę szkołę na „Schónaicbianum ” w Bytomiu. W 14 r. życia Jonston stracił matkę, a w rok później ojca. To osierocenie nie wpłynęło jednak na dalszą jego edukację. Uczęszczał z kolei do gim nazjum w Toruniu, m ając za kolegów przybyłych również ze Śląska. Poziom nauczania w tym gim na­

zjum, kiedy uczęszczał Jonston, za rek to ratu Konrada G r a s e r a (1611—1630) był wysoki. Skupił on bowiem doskonałych pedagogów, którzy mieli poważny wpływ na ukształtow anie zainteresow ań młodego Jana, w w ielu kierunkach nauk hum anistycznych i przyro­

dniczych, zgłębianych przez niego w m iarę podejm o­

w ania dalszych studiów.

Niedługo po opuszczeniu m urów szkolnych Jonston podjął w 1623 r. swoją pierw szą podróż zagraniczną.

Udał się do Szkocji, gdzie w Saint Andrews przykła­

dał się do filozofii, teologii i języka hebrajskiego. Po dwóch latach w rócił do Polski i zamieszkał w Lesznie, gdzie objął obowiązki wychowawcy młodych K o r c z - b o k - Z a w a d i z k i c h. T utaj, w latach 1625—1628, przygotował jedno ze swych pierwszych dzieł, które wyszło drukiem w 4 la ta później (Thaumatographia naturalis in decem classes distincta, A m sterdam 1632).

Z ajął się w nim opisem otaczającej n atu ry m artw ej i żywej; sporo m iejsca poświęcił opisowi roślin, p ta ­ ków, czworonogów, ryb, jak też i sam em u człowiekowi.

Po ukończeniu tego dzieła podjął drugą podróż zagra­

niczną; udał się przez Lipsk, W ittenbergię, F ran k fu rt nad Menem do Niderlandów. Zatrzym ał się najpierw w Gronningen, a następnie we Franeker, gdzie zapisał się na studia medyczne (5.X.1629). Niebawem jednak przerw ał je i w yjechał do Londynu. Stąd przekazał do druku św ietnie napisany tra k ta t filozoficzno-przyrod- niczy o stałości n a tu ry (Naturae constantia, Am sterdam 1632). W 1960 r. ukazał się on w przekładzie polskim M. Stokowskiej (Bibl. K lasyków Filozofii). W ymienio­

nymi publikacjam i zwrócił na siebie tak dalece u w a­

gę, iż otrzymał propozycję objęcia stanowiska w ykła­

dowcy w Deventer. Nie przyjął jej jednak i powrócił niedługo do Leszna. Tym razem zajął się wychowaniem młodego Bogusława L e s z c z y ń s k i e g o i W ładysła­

wa D o r o h o s t a j s k i e g o , ale nie trw ało to długo i wraz z wychowankam i w yruszył po raz trzeci w za­

graniczną podróż. Z aw itał n ajpierw do F raneker, które już znał z poprzedniego pobytu, a następnie udał się do Lejdy. Tutaj ogłosił następne dzieło, tym razem historyczne, obejm ujące powszechną historię świecką i kościelną (Sceleton historiae universalis civilis et ecclesiasticae, Lejda 1633). Dzieło to zostało wysoko ocenione, stąd też później kilka jego następnych n a ­ kładów; służyło też do nauczania w gimnazjum w L e­

sznie. Podczas pobytu w Lejdzie osiągnął stopień doktora medycyny na podstawie rozprawy o gorącz­

kach (De febribus, 15. IV. 1634). Uzbrojony teraz w ostrogi naukowe udał się do Cambridge, gdzie do­

stąpił zaszczytu w pisania się na listę tam tejszych do­

ktorów medycyny; podpisał się „John Jonston from Szam otuły”. Pow rotna droga Jonstona do k ra ju prze­

ciągnęła się, gdyż zwiedzał najpierw Flandrię i B ra­

bancję, potem P aryż i inne m iasta francuskie, następ­

nie niektóre m iasta w Italii i potem dopiero wrócił do Leszna, w którym już pozostał przez 20 lat. Będąc utytułow anym lekarzem przyjął obowiązki przybocz­

nego lekarza R afała Leszczyńskiego i jego dworu, obowiązki miejskiego fizyka w Lesznie, a ponadto upraw iał też praktykę, przeryw aną w ypadam i do róż­

nych m iast Polski. Jego protektor bowiem zabierał go, kiedy wyjeżdżał n a sejmy, do Brześcia Litewskiego, do Warszawy. Przy tej okazji wszedł w k ontakt z przy­

bocznym lekarzem Jan a Kazimierza i M arii Ludwiki, W ilhelmem D a v i i d s o n e m ze Szkocji. K ontakt ten miał zapewfte głębsze powiązania, gdyż w jakiś czas później Jonston dedykował m u jedną ze swoich publi­

kacji. Z Leszna nierzadko wyjeżdżał dla podtrzym ania żywych kontaktów z Braćm i Czeskimi rozrzuconymi po różnych miastach. Na miejscu, obok codziennych za­

jęć, w isie czasu poświęcał korespondencji z uczonymi w wielu krajach Europy, z w ielką skrupulatnością gro­

madził książki do swego księgozbioru; opiekował się

też prawdopodobnie biblioteką dw orską Leszczyńskich.

(10)

304

U u*Jujfam . /N a.łura. ,JT u ^ e la g ify j>er erbem , 'Jttnum erj./ [ iu r fit proAtgn Mater opej- j O m nia JO W T O N U M tantiem cengeptl in unum

Otnni* 4ko Ju n ctim lun/tor ille tUtrel, . A ndre*/ G ry f liu r J C frcit

Ryc. 1. Jan Jonston (1603— 1675)

W Lesznie też Jonston ożenił się, ale pierw sza żona zm arła już w kilka miesięcy po ślubie i dopiero z d ru ­ gą A nną Rozyną, córką lekarza M ateusza W e c h n e r a m iał czworo dzieci. Z nich przeżyła tylko A nna Regina, k tó ra później wyszła za mąż za w rocław skiego p atry - cjusza Sam uela v o n S c h a f a . Okoliczność ta zbliżyła Jonstona do w rocławskiego środowiska. Zapew ne przez pośrednictw o przyjaciół we W rocław iu nabył w 1652 r. m ajątek Składow ice w powiecie legnickim.

Nie przypuszczał w tedy zapewne, iż spędzi w nim później sporo lat. W czasie pobytu w Lesznie przy­

gotował kilkanaście nowych publikacji. W 1639 r. u k a ­ zało się dw utom ow e dzieło z historii powszechnej (Ho- rae subcisivae seu rerum toto orbe ab universo exortu gestarum , idea, Leszno 1639), w 1642 r. farm aceutycz­

n a rozpraw a o teriaku, środku używ anym przeciw zarazom (De theriaca A ndrom achi et eius praecipuis ingredientibus, L ugduni B atavorum 1642). W tym sa ­ mym roku wyszło kom pendialne dziełko o etyce (Enchirion E thicum , Lugduni, B atavorum 1642). W dwa lata później opublikow ał nowe dzieło encyklopedyczne z medycyny (Idea universae m edicinae practicae. Libri VI I I absolutu, A m sterdam 1644), a w 1646 — now ą w ersję przyrodniczego dzieła (Syntugm atis dendrologici specimen, Leszno 1646). W 4 la ta później ukazał się drukiem jego przekład łaciński rozpraw y angielskiego au to ra Brerew ooda (Scrutinium religiosum, 1650). Od

tego roku zaczął częściami w ydaw ać encyklopedyczne dzieło przyrodnicze (Theatrum universale); część pierw ­ sza o p tak ach (De avibus. Libri VI, F ra n k fu rt 1650),

część druga o bezkrw istych i żyjących w wodzie (Hi- storiae naturalis de exsanguibus aąuuticis. Libri IV, F ra n k fu rt 1650), część trzecia o rybach i wielorybach (Historiae naturalis de piscibus et cetis. Libri V cum tab. XLVI11, F ra n k fu rt 1650), część czw arta o ow a­

dach (Historiae naturalis de insectis. Libri III cum tab. XXVI I I . F ra n k fu rt 1650), część p iąta o gadach (Historiae naturalis de serpentibus et draconibus. Libri II cum tab. XII, F ra n k fu rt 1653).

P łodny okres działalności Jonstona w Lesznie zos­

ta ł przerw any zbliżającym się potopem szwedzkim (1650—1655). Król K arol X, korzystając z przejściow e­

go osłabienia Polski w ojnam i z Kozakami, wkroczył z trzem a arm iam i pod pozorem niepraw nego używ ania przez J a n a Kazimierza ty tu łu „król Polski i Szw ecji”.

W rzeczywistości chodziło o sianie zamętu, grabieży i spustoszenia; liczył przy ty m n a współdziałanie m iejscowej szlachty dysydenckiej. Kiedy w toku dzia­

łań zaczepnych w ojska K arola znalazły się niedaleko Leszna, a mieszczaństwo przygotowywało się do obro­

ny, Jonston opuścił m iasto i udał się do Składowic.

W ratow aniu m ienia dopomógł m u wschowski starosta

A ndrzej O s o w s k i , którego zachował we wdzięcznej

pam ięci; jem u to później dedykował jedną z publika-

(11)

305

Ryc. 2. P o rtret Jan a Jonstona w wieku 70 lat cji. Jonston uw ażał w ojnę szwedzką za „niespraw ie­

dliw ą”, a sam ych Szwedów za zwykłych grabieżców, wrogów i rebeliantów.

Pobyt Jonstona w Składowicach, które latynizując nazw ał „Cibeniacum” był już ostatnim etapem jego życia, ale rów nie płodnym, jeśli >nie płodniejszym od poprzedniego. Serię 'kolejnych publikacji zaczął od tra k ta tu teologicznego (De communione veteris eccle- siae, A m sterdam 1658), potem przyszła kolej na roz­

praw y filozoficzne, now e w ydanie przekładu B rere- wooda wraz z drugim (Scrutinium religiosum, Scru- tinium linguarum, A m sterdam 1659), dalej — kom en­

tarz prognostyków H ipokratesa (Magni Hippocratis M edicorum Principis Coacae Praenotiones Greace et latine, A m sterdam 1660) dedykowany W. Davidsonowi, następnie opis dni świątecznych u Żydów i Greków (De festis H ebraeorum et Graecorum, Wrocław, Jena 1660). Równocześnie z filologicznymi ukazało się dzie­

ło z historii powszechnej (Polyhistor seu rerum ab exortu universi ad nostra usąue tempora per Asiam,

J O H A N N I S j O N S T O N r ,

D o c t o u i s M e d i c i ,

NOTITIA REG N I

M S N E R A L I S ,

Sm

SU BTERRANEORUM

C A T A L O G U S , Cum fracipim dtffcrentiś/.

t j B B j»

W

L I P S I M

Sumptibias Viti Jacobi Trefcheri

JBibliopoL Uratisiav.

TypisHaercd. Colerumorum, Anno u pc

Ry.c. 3. K arta tytułow a mineralogicznego dzieła J. Jonstona (1661)

Africam, Europam et A m ericam series, Jen a 1660);

była to pierw sza część, zaczynająca się od n a j­

dawniejszych czasów do K arola Wielkiego. Część d ru ­ ga ukazała się później (Polyhistor continuatus, seu rerum toto orbe a Carlo M. ad A lbertum Austriacum...

gestarum... series recensita, Jen a 1661), obejmowała czasy od K arola Wielkiego do A lberta II austriackiego.

Po zgonie swego przyjaciela i dobroczyńcy opubliko­

wał jego biografię (V itam Jacobum Trescherum, Bibl.

V ratislaviae 1661).

Do rzędu dzieł medycznych, które wyszły spod pió­

ra Jonstona w Składowicach należą: zarys hygieny (Idea hygieines recensita, Jen a 1661), oraz w 12 lat później wydany, encyklopedyczny podręcznik lekarski (Syntagma universae medicinae practicae. Libri XI V, Jena 1673). Z dzieł przyrodniczych przygotowanych w tym czasie, to znajomość św iata roślin (Notitia regni vegetabilis, L ipsk 1661), znajomość św iata m ine­

rałów (Notitia regni mineralis, Lipsk 1661), o drze­

wach i owocach (Dendrographia seu historiae natura-

lis de arboribus et fructibus tam nostri ąuam pereg-

rini orbis. Libri X , F ra n k fu rt 1662). Ponadto Jonston

w Składowicach przygotow ał obszerną encyklopedię

podręcznikową obejm ującą różne dziedziny wiedzy

(Polymathiae philologicae, seu totius rerum universi-

(12)

DENDROGRAPHIAS

S n t

H I S T O R I A MAT UR A LIS

DE ARBORIBUS

ET FRUTI CI BUS T A M

N O S T R I Q V A M P E R E G R I N i

O R B I S

L I B R I D E C E M :

Ftgurit cnris adorn»ti.

J O H A N N E S J O N S T O N t I S Med. D.

concin navic ,& c x Vctcruin ac NeotericorumCommcntarijs propriaijuc Oblcryationc uuKma fi dc

reccnfuic.

% AijtSnt eli m firn Opnrii '.nim kapktifflm m . Cnm G ra fu fiT P ń ia ig A Sacr. C ffa . AUjtftM u.

FR a N C O F U R T I AD MOENUM.

Ty pis H i* KONY MI P o L i CII I I .

Sumptibus Hicrcdum Matchaei Mcrónj,

d c L X I L ~

Ą m f *

\ % ' t , jf*

**g£ntrltAfi

'Wwc »

I - li.

jS L ’i

Ryc. 5. Rycina z dzieła J. Jonstona o drzewach i owo­

cach. Fot. B. Goebel Ryc. 4. K arta tytułow a dzieła J. Jonstona o drze­

w ach i owocach (1662) Fot. B. Goebel

tatis ad suos ordines revocatae adum bratio horis sub- cisivis... concinnata, F ra n k fu rt 1666), dedykow aną J e ­ rzem u W ilhelmowi, synowi K rystiana księcia legnic­

kiego oraz Janow i, Jerzem u i Sebastianow i, synom Ja n a barona Schónaicha.

Nie są to jeszcze w szystkie dzieła przygotow ane przez Jonstona w Składow icach, przepadł bowiem rękopis tre śc i przyrodniczej (Historiae naturalis de herbis et plantis) przekazany do druku we F rankfurcie, zaginął też rękopis z opisem rzeczy w ziemi (Historia de sub- terraneis), jak i rękopis zoologiczny (In ven ta riu m Zoologicum).

J a n Jonston zm arł w Składow icach 8 czerwca 1675 r.

z przyczyn bliżej nieznanych. W iadomo, że w ostatnich laitach życia leczył się, m. to. w term ach jeleniogór­

skich z pow odu cierpienia gośćcowego. Zw łoki jego zostały przewiezione do Leszna i tam odbył się uro­

czysty pogrzeb. Nad tru m n ą zm arłego przem aw iał Tomasz E l i a s z , jego pierw szy biograf (.Thomas Elias, Lam pas perenni luca, Brzeg 1675). Z okazji śm ierci Jonstona ukazało się również kilka pieśni ża­

łobnych, ja k to było w zwyczaju w X V II w. W 1676 r.

położono w Lesznie p ły tę nagrobkową.

O biektyw na ocena w kładu Jonstona w dzieło k u ltu ry naukow ej w przeszłości nie może być potraktow ana W oderw aniu od okoliczności tow arzyszących jej roz­

wojowi, w szczególności jego w zajem nie zw alczają­

cych siię tendencji postępowych z tradycjam i.

Już sam fakt, iż Jonston był kalw inem i to, ż e b ra ł żywy udział w działalności Braci Czeskich, staw ia go w rzędzie uczestników międzynarodowego ruchu od­

cinającego się od tradycjanalistycznych, scholastycz- nych tendencji towarzyszących kontrreform acji. Tym też należy tłum aczyć jego zdecydowany kierunek dą­

żeń śladam i postępowych tradycji zarówno ze staro ­ żytności, jak i niedaw nej, renesansow ej przeszłości.

W tej dążności nie usiłował jednak doścignąć tw ó r­

czych um ysłów G a l i l e u s z a , W iliama H a r v e y a, Franciszka B a c o n a czy K a r t e z j u s z a . Jonston nie m iał aspiracji odkrywczych czy wynalazczych, nie próbow ał tworzyć nowego system u filozoficznego, czy jak iejś doktryny naukow ej. Sfera jego w ielokie­

runkow ych, poilihistorycznych zainteresow ań zastała skierow ana na płaszczyznę dydaktyki w wielkim stylu poprzez liczne publikacje typu podręcznikowego, kom - pendialnego lu b encyklopedycznego. W w arunkach X V II-w iecznego nauczania, a naw et jeszcze później, było na nie ogromne zapotrzebowanie, zwłaszcza w po­

stępow ych środowiskach dysydenckich, w różnych k ra ­ jach. Zapotrzebow anie to było zrozumiałym n astęp ­ stw em minionej epoki Renesansu, w której po latach średniowiecznego zastoju nagła eksplozja osiągnięć na różnych polach, w krótkim czasie okazała się zbyt roz­

legła, może naw et przytłaczająca, by poza ograniczo­

nym kręgiem w ybitnych intelektualistów , mogła ulec

(13)

' K A P IB A R A , H y d ro c h o e ru s h y d ro c h a e ris L . Fa i. W . S tr o jn y

(14)

II. DOLINA KOBYLAŃSKA ZIMĄ. J u ra Krakow sko-Częstochow ska Fot. Z. Piskornik

(15)

307

I HSTOHiA., y \ i VHA i

lir-d e o /rd a tis . I .i b u III

|c Ń T p tn liln i« t I V.konih,l .ibril I.

'um ,męi.< h g u n * '^ f

A N N E 5 i0HH£uf*^d rśr* r t \ M U*M ^ ^

* & ? \ £ cm'mnilVii -1 m W m -*>. I ^ / o j i o h i k

7

? J

W «Ll M

« •/-/* * * » « * •»

\ % W m

t*y irrtpffilM \ laTniiŁ^n‘^rrmncrti

' « 7 m . Hv,. w

Ryc. 6. K arta tytułow a dzieła J. Jonstona o owadach i wężach (1663). Fot. B. Goebel

przysw ojeniu w szerszych kręgach zainteresowanych postępam i w naukach. Z drugiej strony asym ilacja no­

wej wiedzy była narażona na ham ujące wpływy tr ą ­ dy cjonalistycznych tendencji. W tej sytuacji niezwykle doniosłą rolę mieli do spełnienia orędownicy tego, co w nauce słuszne i postępowe, zwłaszcza gdy to poda­

w ali w zw artej treści bez konieczności dodatkowego w nikania w treść bogatego tem atycznie piśmiennictwa.

Jonstona trzeba zaliczyć do rzędu właśnie takich orę­

downików z rzadką do tego predyspozycją intelektu­

alną, z wielostronnym i zainteresow aniam i, nieprze­

ciętną pracowitością, nadzw yczajną chłonnością lek­

tury, pedantycznie grom adzonej w podręcznym księ­

gozbiorze, co ułatw iała mu znajomość w ielu języków.

O bogactwie zasobów tego księgozbioru można się do­

myślać z ocalałego w części spisu katalogowego, sporzą­

dzonego rę k ą Jonstona. Odnalazł się on niedawno w Bibliotece U niw ersytetu we W rocławiu (sygn. 4 Na 5b); obejm uje przeszło 1600 pozycji.

(Dysponując olbrzym ią sum ą wiedzy przede wszys­

tkim książkowej, Jonston postawił sobie za cel uczy­

nić ją dostępną. Ten cel realizował poprzez coraz to nowe publikacje typu podręcznikowego, kom pendial- nego lub encyklopedycznego, choć nie były one u k ła­

dane alfabetycznie. Każda z nich obejmowała praw ie sum ę treści w ielu innych na ten sam tem at p ublika­

cji z przeszłości, które pozytywnie ocenił. W tym

Ryc. 7. Ssaki (m. in. pancernik) z Historii Naturalnej J. Jonstona. Fot. B. Goebel

eklektyzm ie uwzględniał nieraz i sprzeczne poglądy, które były odzwierciedleniem dokonującego się pro­

cesu rozwojowego w nauce. U nikał przy tym polem i­

ki i krytyki tych poglądów, nie m ając pełnego prze­

konania o słuszności jednego z nich. Co szczególnie zwraca uwagę w publikacjach Jonstona, to obok kom- pendialności sam układ (rozdziałów, w prow adzanie na początku definicji zagadnienia, o którym dalej bę­

dzie mowa, ponadto próby uwzględnienia system atyki np. pojęcia „specias” — „rodzaj”. Pojęcie to zostało później spożytkowane przez K. ' L i n n e u s z a (1707—

1778) w klasyfikacji przyrodniczej (System a naturae, R egnum vegetabile, Lejda 1735). Stąd też wniosek, iż publikacje Jonstona zawierały sporo elem entów ory­

ginalnych, choć w treści nawiązyw ały do poglądów z piśmiennictwa. Z tego powodu można się spotkać z twierdzeniem, iż dzieła Jonstona były wielkim i kom ­ pilacjam i. Jest to twierdzenie raczej krzywdzące, n a ­ suw a bowiem skojarzenia z plagiatorstw em , gdy tym ­ czasem dzieła Jonstona noszą wyraźne cechy pod­

ręczników. Podręczniki dawniej i dzisiaj noszą cechy kom pilatorstw a, gdyż z konieczności m uszą Uwzglę­

dniać poglądy różnych autorów. Sztuką w przygoto­

waniu podręcznika jest właśnie odpowiednie łączenie różnych poglądów w odpowiednim układzie ksiąg, rozdziałów, treści. Tę sztukę Jonston m iał w pełni opanowaną, a najwym owniejszym tego dowodem — w ielka liczba odbiorców jego dzieł. Stąd to jedno w y­

danie dzieła Jonstona jakby ścigało następne; Thau-

2

(16)

308

matographia doczekała się aż kilkunastu wydań, po­

dobnie rzecz się m iała z dziełem Idea universae m e- dicinae practicae. W tym św ietle postać Jonstona u ra ­ sta do rangi n ie tylko orędow nika postępu w nauce, ale równocześnie wielkiego nauczyciela epoki, choć nie był związany z żadną instytucją naukow ą. Do rz ę ­ du takich postaci w X VII w. należał angielski lekarz Tomasz S y d e n h a m <1624—1689) nazw any „angiel­

skim H ipokratesem ” albo „lekarzem sław nym na w ie­

ki” (M edicus in ortme aevum nobilis), a nieco później H erm ann B o e r h a a v e (1668—1738) w Lejdzie, u w a­

żany za „nauczyciela całej Europy” (Praeceptor totius Europae). Jonston nie osiągnął u potom ności takiego przydom ku, nie dlatego, że na to nie zasłużył, lecz dlatego, że nie był związany z żadną wyższą uczelnią, k tó ra by przy okazji różnych uroczystości, zwłaszcza jubileuszowych, w ym ieniała jego nazw isko i jego w kład w dziejach nauki. Zapom niany został także i w Polsce, a to skutkiem opłakanego stan u n au k

W X V III w. i dopiero W 1 połowie X IX w. przy­

pom niano jego postać.

J a k a rola przypadła w udziale Jonstonow i specjal­

nie n a Śląsku? P rzede wszystkim dydaktyczna. W ska­

zują n a to dość liczne publikacje w Bibliotece Uni­

w ersytetu Wrocławskiego, pochodzące z kilkudziesię­

ciu historycznych księgozbiorów na Śląsku. Nie są to oczywiście wszystkie egzemplarze, które były pomocą w nauczaniu w X V II w. O innych dow iadujem y się z rękopiśm iennych katalogów dawnych księgozbiorów śląskich, zachowanych w wymienionej Bibliotece w liczbie ponad stu.

Na zakończenie powyższych rozważań nad życiem i twórczością Ja n a Jonstona śm iało można zaryzykować tw ierdzenie, iż był jednym z wielkich „nauczycieli E uropy” w swoich zainteresow aniach polihistorycznych, z zacięciem encyklopedycznym, na przełom ie epoki Oświecenia.

BOŻYDAR SZABUNIEWICZ (Gdańsk)

Z A R Y S B IA Ł K O W E G O P O K R E W I E Ń S T W A I F IL O G E N E Z Y Ż Y W Y C H J E D N O S T E K

Z badań nad sekw encją am inokw asów białka róż­

nego czynnościowo u licznych zw ierząt, roślin, p ie r­

w otniaków i prokariotów coraz w yraźniej w yłania się obraz całości i jedność rozw ojow a znanego nam św ia­

ta ożywionego. A naliza dotyczy n atu raln ie białka ty l­

ko dzisiaj istniejących jestestw , nie zaś wym arłych.

Inaczej mówiąc, znam y postać końcowych odgałęzień genealogicznego drzewa, którego konarów i pnia m o­

żemy się tylko domyślać. Sekw encje am inokw asów w białkach i ich podobieństw a są jed n ak tego rodza­

ju, że nasz sąd o składzie białek jednostek w ym arłych cechuje się niekiedy znacznym stopniem praw dopodo­

bieństw a.

Obliczono, że, globalnie biorąc całość współczesnej biomasy, liczba rodzajów m olekuł białkow ych p ro ­ dukow anych według cistronowych wzorców, zn a jd u ­ jących się w genomach wszelkich żywych jednostek, jest bardzo Wielka, rzęd u dziesięciu alb o stu m iliar­

dów. Liczba ta jest jednak ograniczona i o wiele m niejsza od liczby żyjących stworzeń. Indyw idualna specyficzność każdej żywej jednostki zależy nie tyle od specyficznej form y jej m akrom olekuł (białkowych, polinukleotydow ych), które często są identyczne i pow ­ ta rz a ją się w różnych organizm ach, ile od specyficz­

nej indyw idualnie kom binacji stosunkow o skąpej liczby tych m akrom olekuł.

W stru k tu ra c h organizm u ludzkiego n a przykład ma się znajdow ać ponad 1000 typów zróżnicowanych k o ­ mórek. K om órki każdego z tych typów ch arak tery zu ją się zdolnością syntezy zespołu m olekuł białka różnego rodzaju. W szystkich rodzajów m olekuł białkowych u stro ju człowieka m a być około 50 tysięcy lub nieco więcej. Liczne rodzaje tych białek, na p rzykład histo- ny, są produkow ane we w szystkich kom órkach i we w szystkich są identyczne. In n e znów są syntetyzow a­

ne, przynajm niej w uchw ytnych ilościach, tylko przez n iektóre tkanki. Na to aby móc w yprodukow ać 50 ty ­

sięcy rodzajów m olekuł białkowych, kod genetyczny m usiałby zaw ierać co najm niej tyleż jednostek kodów cistronow ych DNA. Tymczasem DNA chrom atyny człowieka (podobnie i ssaków w ogóle) jest stosunkowo olbrzym i. Zmieściłoby się w nim wygodnie ponad 2 m iliony cistronów, z których każdy mógłby kodować białko o peptydow ym łańcuchu zaw ierającym naw et po 500 am inokwasów. Różne dane w skazują, że nie w szystkie cistrony zaw arte w DNA ulegają ekspresji, tj. tran sk ry p cji i tran slacji na m olekuły białkowe.

N iektóre z cistronów zdają się pozostawać w stanie przytłum ienia, z którego nie budzą się dla produkcji składników komórkowych, ale budzą się tylko w nie­

których okresach rozw oju czy też w niektórych s ta ­ nach patologicznych.

M. O. D a y h o f f i współpracownicy od lat zbiera­

ją dane dotyczące sekw encji am inokwasów w różnych białkach. Obecnie przyszedł czas, w którym okazało się m ożliwe podać niektóre uogólnienia. Znanym fa k ­ tem je st że sekw encja, czyli tzw. stru k tu ra I rzędu, wyznacza stru k tu rę II i III rzędów, a wraz z tym postać m olekuły b iałka i jej własności. Dayhoff i wsp.

nie w d a ją się w szczegóły, trzym ając się tylko cech łatw ych do odróżnienia. Stosunki pokrew ieństw a genetycznego m olekuł są oceniane według stopnia po­

dobieństw a sekw encji aminokwasów, przy czym roz­

różniono tylko n astępujące stopnie:

1. P okrew ieństw o n ie w ykryw alne.

2>. Pokrew ieństw o słabego stopnia: liczba am ino­

kw asów identycznych w odpow iadających sobie p o ­ zycjach polipeptydu m niejsza niż 50%. Podobieństwo sta je się bardzo m ałe w przypadku, gdy identyczne am inokw asy zn ajd u ją się w 10—15 pozycjach na. sto.

3. Pokrew ieństw o bliskie: liczba identycznych am i­

nokw asów w odpow iadających sobie pozycjach wynosi 50 albo więcej procent.

W edług powyższych stopni pokrew ieństw a białka

Cytaty

Powiązane dokumenty

Przyjmij promień Ziemi równy R = 6400 km oraz że satelita porusza się w polu grawitacyjnym nadającym mu stałe przyspieszenie o wartości g = 9, 3 m/s2 (przyspieszenie Ziemskie

Barza jest oznaką pojmowania zjawiska ponowo- czesności - przez autora pracy - jako nowoczesności inaczej tylko nazwanej (co jednak zawarte jest w recenzowanej pracy

Ryc.. takiemu systemowi brak spójności. Powyższe zagadnienie stopy przy­ chodu omówione w dwóch różnych interpretacjach posłużyć może jako dobry przykład tego, jak czerpiąc

Jakie jest prawdopodobieństwo, że duża asteroida zderzy się z Ziemią?... Jan Królikowski Fizyka

W maju odmawiamy albo śpiewamy modlitwę, która się nazywa Litania Loretańska do Najświętszej Maryi Panny.. Ludzie przychodzą na nabożeństwa majowe do kościoła, a czasem do

W ruchu po okręgu im większa jest częstotliwość, tym mniejszą wartość

Dla każdej z  badanych długości fali nierówno- ści, siły pionowego oddziaływania na tor rosną wraz ze wzrostem prędkości i  tylko dla najkrótszej fali nierówności

Szczególne znaczenie miało ujawnienie przez Galileusza, dzięki obserwacjom teleskopowym, bogatego ukształtowania powierzchni Księżyca i wyodrębnienie na niej wielkiej liczby