.« 25 ( 1212 ). Warszawa, dnia 25 czerwca 1905 r. Tom X X I V
R e d a k to r W s z e c h ś w ia ta p r z y jm u je ze spraw am i, r e d a k c y jn e m i c o d z ie n n ie od g o d z in y 6 d o 8 w ieczo rem w lo k a lu re d a k c y i.
TYGODNIK P O P U L A R N Y , P O Ś W I Ę C O N Y NADKOM P R Z Y R O D N I C Z Y M .
P R E N U M E R A T A „ W S Z E C H Ś W I A T A P re n u m e ro w a ć m o żn a w R e d a k c y i W s z e c h ś w ia ta W W a r s z a w i e : r o c z n ie ru b . 8 . k w a r ta ln ie ru b . 2 .
Z p r z e s y ł k ą p o c z t o w ą : r o c z n ie ru b . 1 0 , p ó łro c z n ie ru b . ó . * w e w s z y s tk ie ! k s ię g a r n ia c h w k r a ju i z a g ra n ic ,.
A d r e s R e d a k c y i : M A R S Z A Ł K O W S K A N r . 118.
SARMAT W OKOLICY SANDOM IERZA I TA RN O BR ZEG U .
Już w r. 1869 J . Ja c h n o 1) podał obfitą listę skamieniałości mioceńskich, pochodzących z piasków i żwirów Miechocina koło T arno
brzegu nad W isłą. F a u n ę tę uważano pow
szechnie za należącą do 2 -go piętra śródzie
mnomorskiego, sądzono więc (Tietze, Hilber Re liman. M. Łomnicki), że w tem miejscu wytworzyły się w arstw y śródziemnomorskie, które znamy z tak licznych miejscowości ni
żu nadwiślańskiego pod postacią piasków bo
gatych w skamieniałości.
W latach 1903 i 1904 przebyw ałem przez czas k ró tk i w okolicy Tarnobrzegu, aby zwiedzić te piaski. Zachęcił m nie do tego obfity m ateryał Komisyi Eizyograficznej krakowskiej A kadem ii Um iejętności, pocho
dzący z ty c h w łaśnie okolic, a zebrany przez inżyniera S tefana Stobieckiego podczas ro
bót kolejowych dla budującej się wówczas linii D ębica—Nadbrzezie. Znalazłem dwie odkrywki, które dostarczyły skamieniałości Wż. Stobieckiem u, t. j. w Miechocinie i So
bowie, jednakow oż dzisiaj zachow ana jest tylko odkryw ka w Miechocinie (obok to ru
*) Jachno: Skamielin y miechocińskie. Spra-
"ozd. Komisyi Fizyogr. r. 1869.
kolejowego, między wsią Ocice a Miechoci- nem), d ru ga odkrywka, t. j. w Sobowie (pa
górek 167 m wysoki, 2 hm k u NO od stacyi w Sobowie) jest już mało wyraźna, ponieważ zbocza wcięcia kolejowego są zarośnięte.
Oznaczenie skamieniałości, częścią w ła
snych (z Miechocina), głównie jednakowoż pochodzących ze zbiorów Stobieckiego, k tó rych mi udzieliła K om isya Fizyograficzna celem opracowania, doprowadziło wszakże do rezultatu, że wiek ty ch w arstw jest sar
mackim, w szczególności zaś sarm atem dol
nym, piętro to skonstatow ałem przeto dla Galicyi Zachodniej. Rozprawę zawierającą i część geologiczną i paleontologiczną ogło
siłem w języku niem ieckim 2) w spraw ozda
niach A kadem ii Umiejętności wiedeńskiej.
Odsyłam do tej rzeczy czytelnika, który chciałby się w tej mierze poinformować szcze
gółowo, tu ta j streszczę tylko ogólne wyniki i zajmę się wnioskami, m ającem i szersze zna
czenie mianowicie dla niektórych okolic K ró lestwa.
Skamieniałości w Miechocinie leżą wśród piasków zawierających także i otwornice obok bardzo licznych skorup ślimaków i m ał
ży; w arstw ow ania tu nie znać. W Sobowie, 2) Eine sarmatische Fauna aus der Umgegend von Tarnobrzeg in Westgalizien. Sitzungsber. d.
W iener Akad. naturw. Cl. tom 114 oddz. I, 1905.
8 8 6 W S Z E C H Ś W IA T
•Na 25 jak podaje Stobiecki, odsłonięto w wykopie
kolejowym ił, na którym leżała w arstw a pia
sku, a na niej kruchy zlepieniec zaw ierający liczne skorupy ślimaków z rodzaju Cerithium . Z niektórych obserwacyj nad brzegiem W i
sły w Tarnobrzegu w ynika, że w całej oko
licy leżą najniżej siwe iły łupkowe,, które są w yraźnie sfałdowane, a n a nich dopiero, i to niezgodnie, piaski ze skam ieniałościam i. W do-~
bie lodowej jednakow oż te piaski w większej części zostały zniszczone, bardzo często zmie
szane z m ateryałem lodowców i ze skam ie
niałościami nasiesionem i z K rólestw a. Z ta kiego dyluwialnego żw irow iska pochodził m ateryał Jachny; jednakow oż i w m ateryale inż. Stobieckiego, a także i w moim znajdują się nie nadto zniszczone skorupy*, które są więc na złożu drugorzędnem .
Iły leżące w spągu odpow iadają iłom mio
ceńskim, zaścielającym całą nizinę Małopol
ską, a są identyczne z „iłami krakowieckie- m i“ M. Łom nickiego i z „gliną łupkow ą1' K on tk iew icza1). P rop o nuję dla ty ch cały niż zalegających iłów nazwę „górnomioceń- ski ił d en n y 1'; nazwa proponow ana oznacza po pierwsze, że ił ten je s t co do wieku gór- nomioceńskim, a co do sposobu pow stania utw orem nieco głębszego morza, wcale nie przybrzeżnym . Na ty ch iłach leżą poznane piaski ze skamieniałościam i, i to niezgodnie, a sam ten fa k t przekonyw a nas o znacznej różnicy wieku.
Ilość gatunków znalezionych w Miechoci- nie i Sobowie (makroskopowych) wynosi 67.
Z nich 17 przypada na rodzaj Cerithium , przew aga tego rodzaju je s t jednakow oż jesz
cze większa, jeżeli zwrócim y uw agę na ilość osobników, na 50 bowiem osobników Ceri
thium w ypada zaledwie jeden okaz innego rodzaju. W śród znalezionych g atunków są charakterystyczne dla sarm atu n astępujące:
Cerithium nym pha Eichw , Cer. bicostatum Eichw., Cer. subm itrale E ichw ., Buccinum duplicatum Sov., Pleurotom a D oderleini M.
Horn., H ydrobia ventrosa M ont., Cardium plicatum Eichw., Tapes g reg aria Partsch., E rvilia podolica Eichw . var. in frasarm atica
*) S. Kcmtkiewicz: Sprawozdanie z bad. geolog, dokonanych w r. 1880 w połud. części gub.Kie
leckiej. Pamiętnik fizyograb warszawski, tom II.
Sov., E rvilia podolica var. dissita Eichw M actra podolica Eichw .
Jakkolw iek g atu n k i te dowTodzą stanow czo wieku sarm ackiego, to przecież razem z niemi znajdują się g atu n k i śródziemnomor
skie, niektóre z nich są wcale dobrze zacho
wane np. E rvilia pusilla Shil., Cardita rudi- sta Lam ., P ecten elegans Andrz., Buccinum podolicum R. H orn i Suing. Cerithium lii- dentatum Defr. ( = C. lignitaru m M. Horn , Cer. deform e Eichw ., Cer. pictum Bast (for
ma typowa) i wiele innych. Z tego wynika, że fauna w arstw naszych nie je s t jeszcze ty
powym sarm atem , ja k i znam y np. z Podola i z okolic położonych dalej ku wschodowi, lecz odpowiada tem u okresowi czasu, kiedy niedawno powstałe, zam knięte morze sar
mackie zaczęło się wysładzać i wytwarzać faunę odrębną. W sarm acie dolnym żyły jeszcze niektóre form y śródziemnomorskie, równocześnie zaś poczęły powstawać typowe sarm ackie (horyzont g atu n k u Ervilia podo
lica wedle Laskarew a) i tu taj należą war
stw y z okolicy Tarnobrzegu. Później dopie
ro żyła właściwa fau n a sarmacka, lecz w tedy morze sarm ackie opuściło te miejsca.
Liczne skorupy z naszej faun y są silnie zniszczone; zwłaszcza pochodzące z Miecho- cina. J a k wspomniałem poprzednio, niektóre z nich zostały naniesione podczas doby lodo
wej przez lodowce albo wody z nich powsta
łe. Z takiego rum ow iska pochodziła fauna opisana przez Jachnę, piaski w Miechocinie zostały słabo tylko przem yte przez wody lo
dowca, natom iast odkryw ka w Sobowie oca
lała przed tem działaniem (zlepieniec cery- tiow y z wierzchu). Ponieważ w piaskach Mie- chocina brak m ateryału północnego, nato
m iast znajdują się liczne otwornice i mszy- wioły, przeto działanie wód lo d o w c o w y c h
było tu nieznaczne i z tej też przyczyny na
leży szukać innego powodu zniszczenia sko
rup. W okolicy Tarnobrzegu morze s a r m a
ckie dotykało lądu, k tóry utworzony był
z w arstw śródziemnomorskich, i p o d m y w a ło
jego brzegi. Skam ieniałości w ym yte z w a r s tw
dostaw ały się do osadów morza s a r m a c k i e g o
jak o ich składniki drugorzędne, a wtedy z ła
twością ulegały zniszczeniu. Dowodem blis
kości brzegu m orza sarm ackiego są liczne skorupy ślimaków lądowych znalezione w So
bowie, a mianowicie Helix
( Y a l l o n i a )pulchel-
JSfo 2 5
W S Z E C H Ś W I A T387 ]a M uli, P a p a (VertigG)didym odusvar. fissi-
dens, P upa (Pupilla)M . Łom nickii n. sp. 1).
Z G-alicyi zachodniej nie znaliśmy w p ra
wdzie dotychczas osadów m orza sarm ackie
go, jednakow oż można się ich było spodzie
wać ze względu na badania Kontkiewicza, które udowodniły ich istnienie w okolicach nad Nidą. F a u n a podana w mej rozprawie okazuje wielkie podobieństwo do fauny z Chmielnika i Szydłowa, gdyż .na 29 g atn n - ków tam tejszych je s t 17 wspólnych z fauną Miechocina i Sobowa. Należy nadto zauwa
żyć, że między gatunkam i podanemi przez Kontkiewicza są i sarm ackie i śródziemno
morskie; ostatnie są przew ażnie zniszczone, więc na złożu drugorzędnem . W praw dzie prof. J. S iem iradzki2) zakwestyonow ał wnio
sek Kontkiewicza, jakoby owe w arstw y były sarmatem, mówiąc, że stw ierdził w Szydło
wie, że piaskowce tam tejsze są zgodne z p o ziomem erwiliowym okolicy Lwowa, jed n a kowoż liczne g atu nk i podane przez K ontkie
wicza (Buccinum duplicatum , Pleurotom a Doderleini, Cer. rubiginosum , E rv ilia podo- lica, Modiola volhynica, Cardium obsoletum) są aż nadto pew nym dowodem sarmackiego wieku, a oznaczenia te nie zostały obalone.
J. Trejdosiewicz opisał w arstw y sarm ac
kie z okolic leżących n a wschód od T arn o brzegu,^. j. z lubelskiego, W praw dzie licz
ne gatunki są wspólne Sarmatowi tam tejsze
mu i tarnobrzeskiem u, jednakże daje się zau
ważyć bardzo w yraźna różnica co do facies, polegająca np. na przew adze w lubelskiem wapieni, pom iędzy którem i częste są wapie
nie mszywiołowe; rodzaju Cerithium , tak charakterystycznego dla Tarnobrzegu, Trej- dosiewicz nie podaje wcale.
Najbliżej T arnobrzegu leżą jednakowoż odkrywki sarm atu w sandomierskiem , o nich nie wiemy n iestety wiele, ponieważ nie były badane od czasów Puscha. W „Geologii Polski1' tego au to ra znajdujem y wcale do
kładne opisy utw orów sarm ackich, które on objął nazw ą „form acyi trzeciorzędowej pias
kowca muszlowego “ (Tertiaere M uschelsand- stein - F orm ation, Gres m arin superieure);
*) Bardzo podobna do Pupa muscorum L.
") J. Siemiradzki i Dunikowski: Szkic geolog.
Królestwa Polskiego. Warszawa r. 1891 str.
60—61.
Pusch opisnł tak ą same form aeyę z okolicy Chmielnika i Szydłowa, k tó rą potwierdziły badania Kontkiewicza, możemy być więc pewni, że i dla okolicy Sandom ierza dane P uscha są również pewne.
Pusch podaje z okolicy Sandom ierza dwa obszary zajęte przez utw ory sarmackie: pierw szy pomiędzy Staszowem a Klim ontowem o powierzchni 7 mil kw adratow ych, którego granica biegnie na Bogoryę, Klimontów, Koprzywnicę, Osiek, Połaniec, Staszów i Ku- rozwęki, drugi sandomierski o powierzchni około 5 mil kw adratow ych, odsłonięty w ca
łej dolinie Opatówki od Malic i Międzygórza poniżej Opatowa aż do W isły. Zbocza doli
ny pokryw ają grube zwały gliny nawianej, z pośród której w wielu punktach, np.
w Garbowie, w górach Pieprzowych, Dębia- nach i Nasławicach, wyzierają w arstw y sar
mackie. Sarm ackie piaskowce muszlowe le
żą tu poziomo na pogiętych w arstw ach s ta r
szych, piaskowce te rozsypują się z łatw o ścią na piaski, które są przepełnione skoru
pami. Oprócz piaskowców i z nich pow sta
łych piasków w w arstw ach sarm ackich znaj
dują się zlepieńce bądżto muszlowe, bądźto ikrowcowe, ostatnie Pusch nazywa pizolito- wemi. L ista skamieniałości, którą podaje jest w prawdzie przestarzała, już ze względu na same nazwy, ale zawsze przem aw ia za sarm ackim wiekiem w arstw , o których mó
wimy. I tak podaje gatunki: E rycina apel- lina = E rv. podolica (Sandomierz, b. częsty), Cerithium calculosum B ast. = C. rubigino
sum Eichw. (Sandomierz), Cer. pictum Bast.
(Nasławice, Dębiany, b. częsty), Trochus tur- gidulus Brocchi = Tr. Celinae Andrz. N ad
to m am y jednakow oż inny jeszcze całkiem pew ny dowód, że w arstw y owe odpowiadają Sarmatowi. Oto w m ateryale Kom isyi F i- zyograficznej znajdow ała się, pochodząca z okolicy Sandom ierza, bryłka kruchego zle
pieńca odpowiadającego najlepiej zlepieńco- wi p zolitowemu, jeżeli m am użyć nom en
k latu ry Puscha. W niej tkw iła skorupa m ał
ży Corbula gibba Plivi, po rozmoczeniu w wodzie rozpadła się n a żw ir luźny, z któ
rego wydobyłem skorupki następujących g a tu n k ó w :
D entalium incurvum Ren., Bulla L ajon- k ajreana Bast., Cer. deforme Eichw., *Cer.
nym pha Eichw., *Trochus quadristriatus
888
w s z e c h ś w i a tAs 25 D ub. *Hydrobia stagnalis Bast., T urritella sp.
(ułamki), Hydrobia Partsch i F ra u m , R issoa sp., Cardium sp., E rvilia sp., ułam ek. Cało
kształt fauny przypom ina nam żywo faunę z Miechocina, gw iazdką zaznaczone g a tu n ki są charakterystyczne dla sarm atu.
Jakkolw iek obecność sarm atu n a tych ob
szarach nie ulega w ątpliw ości1), to przecież bardzo ważne dla znajomości naszego mio- cenu byłyby nowe i dokładne badania ob
szaru m iędzy Sandomierzem, Opatowem, Staszowem a Klim ontowem , a to tem b ar
dziej, że rozw inięte są tam w edług Puscha nietylko najmłodsze p iętra miocenu, t. j. sar- m at. ale także i starsze. Leżą one niezgod
nie na starych osadach paleozoicznych, moż- liwem jest więc tam badanie m iocenu w ca
łym rozwoju pionowym. B adania te m iały
by bez w ątpienia doniosłe znaczenie n iety l
ko lokalne, ale dla dokładnego poznania ca
łości osadów mioceńskich na nizinie M ało
polskiej. Nam, zam ieszkałym w Galicyi, są niestety bardzo u trudnione b ad an ia geologi
czne na obszarach K rólestw a, życzyćby p rze
to należało, aby k tó ry z geologów w K róle
stw ie podjął się rychło tej nad er ciekawej i ważnej pracy.
Ostateczne w yniki mej pracy m ógłbym streścić w następujący sposób. Śródlądow e zam knięte morze sarm ackie rozpościerało się na obszarze ziem polskich w pierwszej fazie swego istnienia (sarm at dolny), tw orząc ku zachodowi zatokę wąską, której granica biegła na B iłgoraj, Tarnobrzeg, Staszów, Szydłów, Szaniec, Pińczów (nieco n a wschód), Chmielnik, Opatów. N ajm niej w yraźna jest granica południow a, ponieważ zatarły ją działania lodowcowe, M iechocin i Sobów wskazują jednakow oż jej przebieg
D r. Wilhelm Friedberg.
A
l f r e dG
i a r d.
W SPÓ ŁC ZE SN E D Ą Ż E N IA M ORFOLO GII I STO SU N EK J E J DO
INNYCH NAUK.
Jeśli sięgniem y pamięcią do epoki, gdy słynny spór Cuviera z Stefanem Geoffroy
]) Prof. Siemiradzki uważa wprawdzie (1. c.
str. 63) te utwory za śródziemnomorskie, lecz nie daje żadnych dowodów faunistycznych.
Saint-H ilairem o jedność całego tw oru or
ganicznego do tego stopnia roznamiętniaJ starca Goethego, że śledząc zawiły przebieg jego w skupieniu w szystkich sił swego umy
słu, obojętnie i z roztargnieniem patrzył na rewolucyę polityczną, ponad wszystko w szystkich innych zajm ującą w r. 1830, po
znam y ze zdziwieniem, że żaden z dwu ówczesnych sław nych przeciwników nie po
dejrzew ał naw et stokroć większego znacze
nia, jakiego nabrały byłyby ich rozprawy, gdyby uwzględnione były idee Lamarcka, od la t dw udziestu praw ie głoszone już wów
czas pośród ogólnej obojętności przyrodni
ków tudzież filozofów.
W rzeczy samej z licznych ustępów „filo zofii“ w ynika, że St. Geoffroy Saint-Hilaire sam widział w jedności planu św iata orga
nicznego jedynie wyraz „idealnego 11 pokre
wieństwa, które starał się wytłum aczyć, jak o to często w nowszych kuszono się czasach, przez porów nanie z lcolejnemi wytworami arch itektu ry ludzkiej, przeznaczonemi do po
dobnego rodzaju u ż y tk u 2).
Z p u n k tu widzenia filozoficznego nie bydo więc przepaści pom iędzy Geofroyem i Cu- vierem. Obadwaj byli kreacyonistam i, tylko gdy Cuvier przyjm ow ał wielość typów (urze
czywistnionych przez Stwórcę co najmniej w liczbie czterech), St. G eoffroy Saint-Hi
laire uw ażał całe państw o zwierzęce za prze
jaw jednej myśli, rozwiniętej w głównych liniach w edług niezm iennego planu, zmia
nom podlegającego jedynie w szczegółach.
2) Oto kilka wierszy pod tym względem w książ
ce Geoffroy znamiennych:
„Ze związków, jakie spostrzegam między ma- teryałami, które powtarzają się zawsze te same w składzie zwierząt, z danych wytwarzających pewne pokrewieństwo pomiędzy wszystkiemi isto
tami, zarówno wewnętrzne, jak zewnętrzne, do
chodzę do wniosku, do idei ogólnej, obejmującej wszystkie te zbieżności; a jeśli łączę je i wyrażam pod postacią i mianem „jedności budowy1*, przez to mam tylko zamiar wyrazić myśl mą w j ę z y k u
prostym i ścisłym; lecz zresztą zastrzegam się, że nie twierdzę przez to tego, czego nie wiem, że pewna rzecz miałaby być zrobiona umyślnie z racyi innej rzeczy. Ostatecznie we wnioskach tych, mniemam, zarówno stoję na gruncie słusz
ności, jak gdybym widząc liczny tłum budowli wielkomiejskich i ograniczając się do punktów wspólnych, jakie budowlom tj-m narzucają wa
runki ich istnienia, zaczął stąd rozmyślać o sztu-
j\ó 25
W S Z E C H Ś W IA T389 Jasnem jest ju ż teraz bez dalszych ko
mentarzy, co za św iatło rzuciła n a ową kwe- styę planów stw orzenia zm odyfikowana teo- rya pochodzenia oraz badania stopniowych przystosowań się isto t żyjących do w arun
ków istnienia zm iennych w czasie i prze
strzeni.
Jasnem jest zarów no ścisłe i głębokie zna
czenie, jakiego nabierały dotąd niedośó okreś
lone pojęcia analogii i homologii, nowsze pojęcia hom om orfii i homofilii i t. d. Zbież
ność form pod w pływ em czynników etiolo
gicznych (życie pelagiczne, pasorzytnicze i t. d.) już teraz nie m askow ała pokre
wieństw isto tn y ch i powoli z system atyki oczyszczonej znikły ugrupow ania sztuczne, wprowadzone tam przez to, co m ożnaby n a
zwać idola ethologica.
Trudniej szemi do usunięcia były idola tec- iologica. Pojęcie typów organicznych, tak ważne, jakeśm y to dopiero co widzieli, długo zaciemniała nieścisłość wiadomości naszych 0 indywidualności lub raczej o indyw idual
nościach rozm aitych rzędów. W szczególno
ści u zw ierząt złożonych, jak o to gąbki, ukwiały, mszanki, żachw y—przez czas długi nadawano znaczenie wysoce przesadzone ko- smogenezie, czyli sposobowi ugrupow ania oddzielnych osobników, z pominięciem isto t
nych związków pokrewieństwa, jakie nam odsłania budowa anatom iczna owych osobni
ków. J e s t to też jed n a z nienajm niejszych usług, oddanych przez E. H aeckla wiedzy biologicznej, że pierw szy spróbował on u sta lić praw idła owej gałęzi m orfologii, k tó ra jest jak b y architektoniką istot żyjących i któ- ce budowniczej, o jedności budowy i użytku pew
nej innej dużej ilości budowli. Jeden dom nie jest zrobiony ze względu na inny; ale wszystkie razem mogą być w umyśle sprowadzone do je
dności kom pozy cyjnej, gdy każdy jest wytworem takich samych materyałów, drzewa, żelaza gipsu...
zarówno, jak i do jedności funkcyonalnej, bowiem zadaniem dla wszystkich jednakiem jest służyć za mieszkanie ludziom“...
I dalej:
„Wszelki twór organiczny jest powtórzeniem innego, nie będąc bynajmniej wynikiem rozwoju 1 kolejnych przemian tego samego jądra. Podob
nie nikomu na myśl nie przychodzi mniemać, że jakiś pałac był skromną chatą, którą powiększono
z niej uczynić dom, dalej dworzec, wreszcie rezydencyę królewską 11 (St. Geoffroy Saint- Hilaire. Filozofia anatomii).
rą Haeckel nazw ał tektologią. U tkankow -
! ców szczególnie pojęcie tektologiczne osobi
stości czyli istoty o pochodzeniu dwuw ar-
; stwowem (gastrula), stanowiącej najczęstszy rodzaj indywidualności, jest nabytkiem w ar
tości nieoszacowanej. Przeczuw ane przez Blainvillea i H uxleya, co je wywodzili z roz
w ażań czysto anatom icznych, pojęcie to ja sno ustanow ione zostało przez Haeckla w roku 1862, dzięki szczególniej świetnym pracom em bryologicznym A leksandra K o
walewskiego, które w ykazały istnienie ga- struli u w szystkich gru p zwierząt wieloko
mórkowych, gdzie tylko rozwój je s t wy
raźny.
Mimo ataków, jakie w ostatnich czasach przeciwko teoryi gastrularnej skierowane były, dobrze zrozum iana teorya ta pozostała również niewzruszoną, ja k i teorya hom olo
gii listków blastoderm icznych, będąca jej wynikiem bezpośrednim. Racyonalne stoso
wanie zasady F ry d ery k a Mullera, dostatecz
nie w yjaśnia trudności spotykane w pew
nych przypadkach rozwoju skróconego lub cenogenetycznego, a zarzuty, czynione przez kilku badaczów, stąd często pochodzą, że ba
dali oni zaledwie niewielką liczbę typów (nie
kiedy jeden tylko), w ybranych raczej z ra- cyi praktycznych udogodnień i bez brania w rachubę perturbacyj etologicznych, jakim ty p y te podlegały.
Id ea form y pierwotnej wspólnej i tylko podległej często naw et głębokim zmianom w skutek działania środowisk różnorodnych, dała też poznać w krótce darem ność m niem a
nych pokrewieństw, opieranych jedynie na promorfologii, tym rodzaju krystalografii, czy też geom etryi istot żywych.
G-rupy takie, jak R adiata, B ilateralia i t. d.
są najzupełniej sztuczne, a pow stały one je dynie na gruncie idola promorphologica.
Nie znaczy to jednak, aby nie było nader po- żądanem pchnąć dalej, niż to uczyniono do
tąd, badania promorfologiczne, których pod
staw y dał Haeckel w swej znakom itej „Mor
fologii ogólnej11. Pod tym względem, ja k i pod wielu innemi, m orfologia ściśle jest za
leżna od geom etryi i od mechaniki. J e s t w tem m ateryał do wielu problem atów n a
der zaciekawiających dla tego, kto nie chciał
by się zadowolić łatw em , ale dziecinnem roz
wiązaniem kw estyi drogą celowości.
390
W S Z E C H Ś W IA TJ\» 25
„W idzieć, ja k pow stają rzeczy, pow iedział <
Sayigny, je s t najlepszym sposobem spostrze- I żeń nad n i e m i R z u c a j ą c żywe św iatło na j anatom ię porównawczą, m orfologia pozwala j sprostować liczne błędy system atyki i lepiej ocenić wartość różnych ugrupow ań. Lecz służąc postępom morfologii norm alnej, ba- | dania embryogeniczne, rozszerzone na anor
malne postaci rozwoju, w ykazały jednocze
śnie, jak wysoce interesującą je s t nauka 0 potwornościach czyli teratologia. W krótce, dzięki cierpliwym dociekaniom D arestea 1 zręczności Chabryego w sztucznem w ytw a
rzaniu zwierząt, teratogenia stała się nauką doświadczalną i odtąd nietrudno ju ż było zrozumieć, w jak i to sposób czynniki kos
miczne lub biologiczne, oddziaływ ające mniej lub więcej stale w rozm aitych okresach on- togenii, m ogły zmieniać stopniow o form y embryonalne, a więc pośrednio i dojrzałe istoty żyjące.
Tem samem nau ka o zwyczajach i stosun
kach istot żywych czy to pom iędzy sobą, czy też ze środowiskiem kosmicznem, etologia al
bo bionomia, zaniedbana nieco od czasu, ja k upraw iali ją z takiem powodzeniem de Geer, R eaum ur i inni, n ab rała znów znaczenia, do
starczając biologowi całego zbioru dośw iad
czeń zgotowanych przez n aturę, których w y
niki pozostawało m u tylko tłum aczyć.
W rzeczy sam ej, czyż nie je s t godnem za
stanowienia, jak etologia forin dojrzałych zmienia do głębi rozwój zarodka, tak. że w trakcie rozw oju m askuje niekiedy pokre
wieństwa, zachodzące m iędzy form am i bliz- kiemi?
Tryb życia traw ożerny albo mięsożerny, u ssaka naprzykład, czyż nie pociąga za so
bą stanu doskonałości pierwszego w chwili urodzenia, a przez to skrócenia procesów embryogenicznych, ponieważ m łode nie znaj
duje w rodzicach obrony dostatecznej, a przy- tem musi z niem i dzielić szybkie zm iany miejsca w poszukiw aniu pożywienia albo w ucieczce przed nieprzyjacielem .
U zwierząt, pędzących w stanie dojrzałym życie nieruchome, szczególnie zaś u pasorzy- tów, wcześnie przyczepiających się do gospo
darza, którego nigdy już nie opuszczają, przebieg rozwoju z konieczności je s t dobit
nie zaznaczony, a larw y ich są ruchliw e i opatrzone w narządy zmysłów, pozw alają
ce im starannie wybierać miejsce pobytu, gdzie spędzą przew ażną część swego istnie
nia. Szczególnie dla stworzeń pelagicznych, w ystaw ionych w wieku m łodym na tysiące niebezpieczeństw, najw ażniejszą rzeczą bę
dzie, by ich potom stwo znajdow ało rękojmię zachow ania w rozwoju bezpośrednim, szyb
kim, cenognetycznyin, lub powierzone zo
stało jakiem uś obcemu piastunowi, jak to zachodzi u Copepoda z g ru p y Monctrillidae.
N aw et tak złożone zjawiska rozwojowe, ja k spotykane u Coleoptera i znane pod na
zwą kyperm etam orfozy, z całą łatwością wy
tłum aczyć można, jeśli rozpatrzym y je na tle w arunków etologicznych jako nieodzowne następstw o try b u życia przodków.
Nie m niej, zda mi się, ciekawemi są oso
bliwości embryogeniczne, jakie oznaczyłem nazw ą zbiorową poecilogonii. Dwie istoty, należące do tego samego gatu nk u i w stanie dojrzałym podobne do siebie, że nie można bardziej, tak iż niekiedy naw et oko specyali- sty najdoświadczeńszego nie znajdzie mię
dzy niemi najmniejszej różnicy, m ogą w sze
regu stadyów ontogenetycznych, a nawet ju ż pod postacią jajek, w ykazywać nader do
bitnie zaznaczającą się różnorodność, jeśli etologia ich rozwoju nie jest jednakow ą, gdy naprzykład środowisko nie m a tego samego składu chemicznego, gdy inną jest pora ro
ku, w której przypada rozwój lub wreszcie gdy dla szeroko rozpowszechnionego gatu n
ku w arunki biologiczne zm ieniają się wraz z kosmicznem środowiskiem w różnych miej
scowościach. Stąd podnazw y—poecilogonii geograficznej, sezonowej i t. d.
A dalej—co jest bardziej zadziwiającego od tych ciekawych doświadczeń morfogenii, robionych przez naturę, jakie odkryłem nie
gdyś i nazwałem kastracyą pasorzytniczą.
I jakkolw iek tajem nicze je s t dla nas modyfi
kujące oddziaływanie pasorzyta gonotomicz- nego, czyż z p unktu widzenia m orfodyna- micznego nie jest pouczającem, g d y widzi
my, jak pasorzyt ten przez działanie na odle
głość, wyw ierane na gospodarza swego płci określonej, wywołuje pojawienie się oznak płci przeciwnej, skoro oznaki te istocie, po
siadającej je, żadnego pożytku nie przynoszą?
W reszcie czyż to pojęcie zespołu morfolo
gicznego, utworzonego przez gospodarza i je
go pasorzyta, nie nabiera znaczenia zasadni-
,\ś 25
W S Z E C H Ś W IA T391 czego, skoro się zestaw ia owe zespoły paso
żytnicze o niestałej równowadze biologicz
nej z zespołami n a tu ry j ednolitej albo różno
rodnej o równowadze mniej lub więcej stałej, jakie spotykamy u isto t sym biotycznych, jak np. porosty.
Co więcej: takie zespoły istot różnorod
nych, żyjących w symbiozie harm onijnej,
$ą tylko uogólnieniem tego, co napotykam y u wszystkich ustrojów wielokomórkowych w ciągu ich rozwoju.
W drugiej połowie X V III wieku K asper Fryderyk W olff n a podstaw ach niew zruszo
nych ugruntow ał teoryę .epigenezy. W y k a
zał on, że istoty żyjące nie rozw ijają się, jak to przed nim przypuszczano, z zarodka pre- formowanego, powiększając się tylko mniej więcej w ten sposób, ja k rośnie w oczach przedmiot obserw owany kolejno przez coraz silniejsze szkło powiększające.
Rozmaite narządy ciała zwierzęcego są tworami o względnej autonom ii, przyczynia- jącemi się do zbudow ania całości, której rów
nowaga również nie je s t ustanow iona z gó
ry i której plan może niekiedy uledz zmia
nom w ciągu pow staw ania budowli.
Samo się przez się rozumie, że wzajem na zależność od siebie różnych system atów na
rządów jest rzeczą bardzo zmienną. Będąc niekiedy nader ścisłą, gdy same czynności do których spełniania służą narządy, są ści
śle związane (oddychanie i krążenie krw i naprzykład), może być ona i znacznie luźniej
szą. gdy rzecz dotyczę części przeznaczonych do zbyt odrębnych funkcyj (narządy ruchu 1 system pokarm ow y, lub pokrycie i szkielet 1 1. d.). Lecz niezależność szczególnie jest wie)ka, gdy z jednej strony rozważam y narzą
dy, służące do podtrzym ania życia osobnika, z drugiej zaś narządy, do zachow ania g a tu n ku przeznaczone.
Soma i gonady, używ ając za określenie 'lwu tych całości wyrazów współczesnych, do pewnego stopnia jak gdyby dwoma Ustrojami obok leżącemi lub jeden w drugim zariikniętemi, których rozwój iść może k ro kiem bardzo nierów nym , choć wszelka zmia- na w jednym , na ogół wziąwszy, odbija się
drugim.
^ baśnie też, opierając się na tem pojęciu zasadniczo słusznem, lecz przesadzając je 1 sP°wijając w pew ną m głę metafizyczną,
zwolennicy starej teoryi ewolucyi (przedist- nienia, preform acyi i zarodków zam knię
tych) długo walczyli przeciw ideom K. F.
W olffa.
W nowych czasach tym samym prądem biegły m yśli A. W eissm anna, gdy starał się zbudować swe znane teorye o niedziedzicze- niu cech nagłych.
Te same wreszcie poglądy, rozciągnięte na pierwsze fazy embryogenii, na rozm aite ko
m órki m oruli i naw et na rozm aite okręgi ja jk a jeszcze nieprzewężonego, posłużyły za podstaw ę dla teoryi mozaikowej M. Rouxa, ta k pomysłowo potem zmodyfikowanej przez E . B. W ilsona.
Trzym ając się zaś ścisłej obserwacyi fak tów najłatw iejszych do sprawdzenia, powie
m y jedynie, że epigeneza, odsłaniając przed nam i możność pewnego rodzaju konkuren- cyi życiowej pomiędzy narządam i a naw et pom iędzy plastydam i, składającem i istoty wielokomórkowe, pozwala nam z łatwością w ytłum aczyć wszystkie tak zawiłe fak ty po
limorfizmu ewolucyjnego,—progenezę, neote- nię, dissogonię, poecilogonię i wogóle wszy
stkie te ta k ciekawe osobliwości rozwojowe, jakie od czasów Chamissa i Steenstrupa otrzym ały nader niew łaściw ą zbiorową naz
wę pokoleń, przem iennych lub geneogenezy (de Quatrefages).
W ten sposób pow stała pewna obszerna całość wiadomości dość rozległych, aby utw orzyć dzisiaj nową gałąź morfologii, k tó rą m ożnaby nazwać genezyologią.
Genezyologia ma za przedm iot badanie za
razem opisowe i doświadczalne rozm aitych dróg rozwoju.
N a poprzednich stronicach wielokrotnie mówiliśmy o doświadczeniach i o metodzie doświadczalnej w znaczeniu odmiennem od tego, jakie słowom tym nadają często fizyo- logowie starej szkoły.
W łaściw em też może będzie tu wyjaśnić, ja k rozum iem y rolę doświadczenia w n au
kach m orfologicznych i wyniki, jakich po niem spodziewać się m ożna dla dalszego roz
woju tych nauk.
Doświadczenie w ym aga zawsze uprzed
niej analizy zjawisk, w arunkujących fakt, k tó ry pragniem y obserwować i, jeśli to m o
żliwe, zmierzyć. Przypuszcza ono pewien
determ inizm hypotetyczny, którego realność
392
W S Z E C H Ś W IA TK i 25 lub nieistnienie m a wykazać. W szelkie więc
doświadczenie poprzedza pew na indukcya, a tem samem jedno lub wiele spostrzeżeń.
Metoda doświadczalna byw a zawsze, ja k mówił Chevreul, m etodą a posteriori.
Doświadczenie nic nie stw arza; m a ono w zupełności ściśle tę samę w artość i to sa
mo znaczenie logiczne, co dowodzenie ra chunku system atycznego.
Przeto dla istnienia doświadczenia nie jest koniecznem, ja k to niektórzy zdają się przy
puszczać, w ym aganie złożonych w arunków sprzyjających, bogato zaopatrzonego labora- toryum i kosztow nych przyrządów .
W rzeczy samej nie należy utożsam iać ścisłych pom iarów zjawiska, otrzym yw anych często jedynie przy pom ocy nad er delikat
nych przyrządów , z prostem stwierdzeniem zależności przyczynowej pom iędzy pewnym faktem i innem i, pierw szy określaj ącemi, stwierdzeniem stanow iącem samę podstaw ę doświadczenia. Choćby sam fa k t był naw et przypadkow ym , jak spadnięcie jab łk a przed wzrokiem N ew tona, stw ierdzenie jego może jednak stać się doświadczeniem.
I tylko um ysł obserw atora mocen je s t n a
dać m u tę cechę.
Das ist ja was den M enschen zieret Und dazu ward ihm der Y erstand, Dan im innein Herzen spiiret, W as er erschafft m it seiner H and.
Tam, gdzie człowiek pospolity dostrzegą tylko, nie tłum acząc, zajm uje postaw ę czysto kontem placyjną, przyrodnik, o ile godnym jest tej nazwy, zastępuje' czynniki, których działalność zbadać pragnie, przez ak ty do
wolne.
Zwierzę otrzym uje n a polowaniu, czy też skutkiem innego jakiegoś zdarzenia, kulę w lewą część mózgu; praw a strona ciała zo
staje sparaliżowana. Jeżeli f a k t ten zostaje stw ierdzony należycie, poza obrębem mo
żliwości przyjęcia m ylnych przyczyn, do
wolne odtworzenie go w laboratoryum bę
dzie tylk o sprawdzeniem doświadczenia ju ż dokonanego.
I nietylko n a tu ra w obecnym swym sta
nie dostarcza nam, jakeśm y to ju ż powie
dzieli, licznych doświadczeń, z k tó ry ch wie
le tru d n o jest naw et powtórzyć, lecz można rzec, że paleontologia również nastręcza nam nieocenionej w artości danych dośw iadczal
nych .A rgum enty, jakie z niej czerpie morfo
logia transform acyjna, nie są bynajmniej, jak to niekiedy utrzym ują, n a tu ry czysto przypu
szczalnej: nie są one wcale niższe co do pe
wności od danych, jakiem i rozporządza astro
nom ia lub inne z n au k fizycznych, w któ
rych przedm iot badań jest dla nas również poczęści niedostępny.
H ilgendorf i H y a tt badali rozmaite pokła
dy jeziora trzeciorzędowego Steinheima w W irtem bergii. Spostrzegli oni, że pewne form y Planorbis, w pokładach najgłębszych (a w ięc n a jsta rsz y ch Ł) mało od siebie się róż
niące, stopniowo oddalają się jedne od dru
gich i wreszcie w ytw arzają w pokładach naj
nowszych gatunki o ta k określonej warto
ści, ja k wszystkie owe znane dziś w tym rodzaju mięczaków. Czyż nie jest oczywi- stem, że autorow ie ci odtw orzyli w myśli ol
brzym ich rozm iarów doświadczenie? Jeśli zupełny determ inizm tego doświadczenia w ich mocy nie spoczywał, to przynajmniej posiadali oni dostateczne dane, aby wniosko
wać o stopniowym rozwoju form, nie okre
ślając ściśle czynników rozw oju tego, z wy
jątk iem czasu, którego działalność jest tutaj nie do zaprzeczenia.
Jeszcze jaśniejszem ,oczywistszem , a w każ
dym razie zgodniejszem z ideam i chwili jest zastosowanie doświadczenia do badań czyn
ników lam arkistow skich, czyli pierwotnych czynników ewolucyi (czynniki kosmiczne, etologiczne i t. d . 2).
W rzeczy samej przez pow rót to właśnie do idei Lam arcka transform izm miał zapew
nić morfologii szybsze postępy na drodze doświadczalnej.
Zresztą idee D arw ina z w ielu względów nadaw ały się do stw ierdzeń doświadczal
nych, naw et w najściślejszem zn aczen iu te
go słowa, i sam D arw in dowiódł tego przez piękne poszukiw ania swoje nad zapłodnie
niem bezpośredniem i krzyżowanem, nad ro
x) Cztery najstarsze f o r m y mogłyby być lekkie- mi odmianami tego samego g a t u n k u : P la n o rb is
laevis.
2) By się przekonać o tem, wystarczy przej
rzeć dwa piękne tomy, wydane niedawno przez C. B. Davenporta p. t. Esperimental morpholo-.' (N. Jork 1897—99), gdzie znaleść można dosko nałe streszczenie wszystkiego, co dotąd uczynio
no w dziedzinie badań czynników pierwotnych-
J\!a 25
W S Z E C H Ś W IA T393 ślinami m ięsożernemi i t. d. Nie trzeba jed
nak zapominać, że wiele z takich stwierdzeń doświadczalnych, dotyczących doboru n a
turalnego albo dziedziczności, w ym aga warunków rzadko spotykanych, długiego przeciągu czasu, co czyni je dostępnem i tylko dla ciał zbiorowych (tow arzystw naukowych) lub znacznych środków pieniężnych, jakiem i nie rozporządza większość pracowników.
Pom ijając kilka znakom itych wyjątków, do których jeszcze będziemy mieli spo- spobność powrócić, uczniowie Darwina, k tó rzy jaknaj bliżej trzym ali się kierunku m i
strza, zrozumieli doświadczenie przedew szy
stkiem w tem szerokiem znaczeniu, jakie n a dajemy tem u słowu w zastosowaniu do wiel
kiej liczby poszukiwań, dotyczących czynni
ków drugorzędnych, w tórnych.
Znaczenie badań nad pierwotnem i czynni
kami ewolucyi nie mogło ujść uwadze D ar
wina. Lecz znakom ity ten obserw ator zląkł się niechybnie zawiłości roli tych czynników i nie pokusił się o rozw ikłanie mechanizmów, dających początek niezliczonym odmianom wśród isto t żyjących.
Odm iany te istnieją, D arw in zaznacza to i nie odnosząc ich do ich przyczyn bezpo
średnich, stara się wykazać przedew szyst
kiem, że m ogły się one utrw alić, by utw o
rzyć rasy, a w następstw ie, g atu n k i nowe.
D arw in czytał M althusa: znał on praw o po
działu pracy, jak ie wziął M ilne-Edwards z ekonómii politycznej; znalazł, że m etoda socyologów była dobra i że w nauce jeszcze młodej, a zawiłej, takiej ja k biologia, można używać środków, stosowanych zarówno w me
teorologii, statystyce i t. d., można oprzeć się na praw ie w ielkich ilości, nie wdając się zbytnio w rozplątyw anie oddalonych przy
czyn i w przenikanie treści zjawisk.
W ten sposób właśnie wykazuje on ważne znaczenie doboru dla utrw alania cech naby
ty eh, gdy cechy te są w jakikolw iek sposób pożyteczne w walce o b y t i przez to samo zapew niają ich posiadaczowi lepiej przysto
sowanem u zwycięstwo i życie. Lecz nie sta
ra się ściśle wykazać w każdym przypadku poszczególnym koniecznych w arunków po
w staw ania odm ian obojętnych lub korzyst
nych. B yć może, zwróciło go z tej drogi nie
powodzenie, jak ie spotkało genialnego po
przednika jego L am arcka, gdy ta k usilnie
starał się wytłum aczyć stopniowe zmiany w istotach żyjących i przem ianę gatunków na mocy środowisk (działających bezpośred
nio albo pośrednio przez stw arzanie nowych potrzeb).
Przytem nie trzeba także zapominać, że na początku 19-go wieku, a naw et w chwili, g dy się ukazało „Pochodzenie g atunków ", stan nauk fizyko-chemicznych nie pozwalał jeszcze przystąpić z korzyścią do badań nad przew ażną liczbą tych problem atów fizyolo- gii zewnętrznej, których rozwiązanie zna- leśćby należało było: do badań chemicznych nad zmianam i ubarw ienia, nad wpływem rozm aitych stopni prom ieniow ań, działa
niem kształtującem roztworów soli, osmozy i t. d.
Jakkolw iek więc zadaw alały um ysł idee D arw ina, i pomimo olbrzym ich postępów, jakie spowodowały w morfologii, m usiały one stać się niedostatecznem i. Mogło się n a w et wydaw ać przez chwilę, że przesada nie
k tórych uczniów m istrza skom prom ituje i zniweczy try u m f doktryny, skierowując um ysły ku starym celowościowym tłum acze
niom zjawisk, wskrzeszonym uczenie pod nazw ą neowitalizm u. Terminy: dobór n a tu ralny, m im etyzm, zbieżność, dziedziczność i t. d., dla samego D arw ina m ające tylko tym czasow ą w artość wyjaśniającą, stały się dla filozofów, a naw et dla pew nych biologów dogodnemi form ułkam i do zamaskowania nieświadomości, w jakiej pozostajem y n aj
częściej co do najbliższych przyczyn zmian
gatunków . tłum . K . BI.
(DN)
M IEJSCOW OŚCI PR ZED H ISTO R Y CZN E I ZARYS
MAPY PA LEETN O LO G IC ZN EJ PORZECZA L E W E G O W ISŁY
OD PR ZEM SZY DO NIDY,
z e b ra ł i u ło ż y ł