• Nie Znaleziono Wyników

JSfs. 10 (1553). Warszawa, dnia 10 marca 1912 r.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "JSfs. 10 (1553). Warszawa, dnia 10 marca 1912 r."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

JSfs. 10 (1553). W arszaw a, dnia 10 m arca 1912 r.

T om X X X I .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PREN U M ERA TA „W S Z E C H Ś W IA T A ".

W Warszawie: r o c z n ic r b . 8, k w a r ta ln ie r b . 2.

Z przesyłką pocztową r o c z n ic r b . 10, p ó łr . r b . 5 .

PRENUMEROWAĆ MOŻNA:

W R e d a k c y i „ W sze c h św ia ta " i w e w s z y s tk ic h k s ię g a r ­ n ia ch w kraju i za g ra n icą .

R e d a k to r „ W szech św ia ta '* p r z y jm u je ze sp ra w a m i r ed a k c y jn e m i c o d z ie n n ie o d g o d z in y 6 d o 8 w ie c z o r e m w lo k a lu r e d a k c y i.

A d r es R ed a k c y i: W S P Ó L N A 37. T elefon u 83-14.

U Z D O L N I E N I A P R Z Y R O D Z O N E 1 P O Z IO M I N T E L E K T U A L N Y .

W szeregu rozpraw, wygłoszonych na pierwszym Kongresie powszechnym Ras, w Londynie, w roku ubiegłym 1911-ym, zwraca uwagę referat d-ra J a n a Graya, sekretarza londyńskiego „Royal Anthro- połog. In stit.“, a to zarówno ze względu na sam tem at rozprawy, ja k na użytą metodę badania.

Chodzi mianowicie o zestawienie po­

równawcze stopnia uzdolnień przyrodzo­

nych i poziomu intelektualnego ludności p aństw rozmaitych, a zarazem o okróśle- nie stopnia udostępnienia oświaty w ró ­ żnych państwach. Cray zdaje sobie do­

kładnie sprawę, że praca jego, jako pierw­

sza próba w tym zakresie, nie może by­

najmniej uchodzić za doskonałą, a ści­

słość rezultatów przezeń osiągniętych, już dla samego ubóstw a materyału, po­

zostawiać musi wiele do życzenia,— je st on wszakże zdania, że naw et ta k jeszcze niedokładny obraz stosunków, otrzymany drogą jego obliczeń, przewyższa jed nak wszelkie ogólnikowe określenia i oceny,

którem iśmy się dotychczas zadawalali.

W związku z tem Gray uważa pracę swo­

ję raczej za wskazówkę w zakresie m e­

tody badania, niż za odpowiedź na po­

wzięty problemat.

Za miarę do oznaczenia stopnia udo­

stępnienia oświaty w danem państwie Gray bierze procent młodzieży, uczęsz­

czającej do zakładów naukowych wogó­

le. Odsetka zaś osobników, studyują- cych w zakładach wyższych (uniwersy­

tetach), stanowić ma miarę poziomu um y­

słowego danego środowiska. To ostatnie Gray opiera na założeniu, że wśród elity umysłowej narodu znaczna większość ma za sobą studya uniwersyteckie, przyczem średni poziom inteligencyi studenta je st mniej więcej jednakow y we wszystkich krajach posiadających uniwersytety.

Przedstawiwszy metody stosowane przez siebie w celu oznaczenia poziomu umysłowego ludności państw a oraz sto­

pnia udostępnienia oświaty, Gray prze­

chodzi do metody wyznaczania trzeciego momentu, ściśle związanego z dwoma po- przedniemi, — mianowicie stopnia uzdol*

nienia przyrodzonego badanego środowi­

ska. Zdaniem Graya poziom intelektu­

alny narodu może być rozważany jako

(2)

146 W SZECHSW IAT JMs 10

wynik działania dwu czynników: 1) sto ­ pnia udostępnienia oświaty i 2) stopnia uzdolnienia przyrodzonego. Wobec zu­

pełnego b rak u środków udostępniających oświatę, — mówi, — oświaty nie będzie, bez względu n a poziom uzdolnienia przy­

rodzonego. Podobnież, niezależnie od li­

czby szkół, ten rodzaj oświaty, którego n abyw am y w szkołach, nie będzie mógł istnieć w razie absolutnego b raku zdol­

ności przyrodzonych u ludności badanej.

W skutek tego Gray sądzi, że tw ierdze­

nie n astępujące przynajm niej w przybli­

żeniu zasługuje na miano słusznego:

poziom umysłowy = zdolnościom przy­

rodzonym X udostępnienie oświaty, uzdolnienie przyrodzone =

poziomowi umysłowem u udostępnienie oświaty,

przyczem dwa ostatnie czynniki mogą być obliczone, j a k w skazano wyżej, na podstawie s ta ty s ty k nauczania publiczne­

go. Trafność metody powyższej m oty­

wuje w inny jeszcze sposób: na każdym sta tk u wojennym ,—mówi, — część załogi przebyw a n aukę strzelania. Otóż, dajmy na to, że na jednym s ta tk u 10°/0 ludzi osiągnęło wyższy stopień tej um iejętno­

ści, na drugim zaś — 20°/0; wówczas bę­

dziemy mogli twierdzić, że w zakresie kunsztu strzelania uzdolnienie przyrodzo­

ne u załogi s ta tk u drugiego przewyższa dwukrotnie zdolności te u załogi s ta tk u pierwszego.

W związku z tem możemy oznaczać uzdolnienie przyrodzone na podstawie odsetki osobników, które, o trzym ując mo­

żność oświaty, osięg ająjej stopień w zględ­

nie najwyższy. U skuteczniam y to, dzie­

ląc liczbę studentów u n iw ersy tetu przez liczbę ogólną uczniów w szystkich wogóle szkół w danym kraju, — co zresztą bę­

dzie jednoznacznikiem formuły podanej wyżej:

uzdolnienie przyrodzone = poziom umysłowy udostępnienie oświaty.

W dalszym ciągu swej rozprawy Gray podaje tablice porównawcze, otrzym ane przez siebie drogą przytoczonych metod.

Przedew szystkiem tedy mamy procen­

towe zestawienie liczby słuchaczy uni­

w ersytetów krajów rozmaitych, obliczo­

ne w stosunku do 100 000 mieszkańców.

1.—S ta n y Z jed n oczon e. . . 279,9 2.— S z w a j c a r y a . . . . . . 200,8 3.— S z k o c y a ...178,7 4.—F r a n c y a ...106,7 5.—W a l i a ... 100,2 G.— W ie lk a B ry ta n ia . . . . 86,2 7.—H isz p a n i a ...85,9 8.— A u s t r y a ... 82,7 9.—N ie m c y ... 76,6 10.—A n g li a ... 73,5 11.—Ir la n d y a ... 73,1 12.—N o r w e g i a ... 70,7 13.—F in la n d y a ...70,3 14.— S z w e c y a ...70,0 15.—W ło c h y ... . 68,7 16. —B e l g i a ... 04,8 17.—H o la n d y a ... 62,7

18.—Jap on ia . . . . . . . 62,3

19.—W ę g r y ...' . . 50,3 20.—M urzyni S t. Z jedn. . . . 45,5 21.— M e k sy k ... 33,1 22.—P o r tu g a li a ...23,3 23.— R o s s y a ... 22,1 24.—Indy e ... 10,4

Tablica ta umysławiać ma porównawczo poziom umysłowy narodów rozmaitych.

Nieprzesądzając wartości samej meto­

dy Graya, o ileby się ona oprzeć mogła na bardzo ścisłych danych, nie mogę przemilczeć błędów i braków, jak ie już na pierwszy rzut oka ujawnia tablica rzeczona.

Przedewszystkiem, nader dziwnem wy­

daje się wysokie stanowisko przypadają­

ce Hiszpanii w szeregu państw innych,—

stanowisko, wyprzedzające Niemcy, An­

glię, Skandynaw ię i Włochy. Ten sto­

sunkowo znaczny procent młodzieży uni­

wersyteckiej w ykazany dla Hiszpanii tłu ­ maczy się niższym poziomem tamtejszych uniwersytetów, co zresztą,—ja k przyzna­

je sam Gray,—stosuje się/także i do St.

Zjednoczonych, obniżając nieco to naczel­

ne stanowisko, iakie im przypada na pod­

staw ie tablicy. Lecz w takim razie n a ­ suw a się pytanie, w ja k i sposób odchy­

lić błędy ewentualnie dość znaczne, mo­

gące w yniknąć tą drogą i wpływające na zniekształcenie obrazu stosunków fak­

tycznych?

(3)

JM» 10 W SZECHSW IAT 147

A obok tego zarzut innej natury; błąd jednak, którego dotyczę, zdaje mi się ła­

twiejszy do usunięcia.

0

ile tablica po­

dobna posiadać ma wartość rzeczywistą, jako odzwierciedlenie stosunków isto t­

nych, — nie może obejmować w kate- goryach wspólnych elementów zbyt ró- ■ żnych kulturalnie, a przedewszystkiem powinna ściśle odróżniać pojęcia państwa i narodu. W tablicy I-ej Gray uwzględ­

nia części składowe W. Brytanii: Anglię, Szkocyę, Irlandyę i Walię i wyodrębnia Węgrów z całokształtu państw a Austryac- kiego, a Murzynów z całokształtu St. Zje­

dnoczonych. Natomiast narodowość pol­

ska nie posiada własnej kategoryi i przy­

puszczać należy, że została włączona do staty sty k i Rossyi, A ustryi i Niemiec.

Lecz jak że można tam, gdzie chodzi w ła­

śnie o kw estyę poziomu intelektualnego rozmaitych narodów, pomijać milczeniem, lub wcielać w jak ieś tło ogólniejsze n a ­ ród, posiadający odwieczną właściwą so­

bie kulturę i bogatą, wciąż żywą sk arb ­ nicę nauki i literatu ry ?—j a k można po­

mijać naród, posiadający własne ogniska wyższej wiedzy i tradycyę akademicką, sięgającą początków 15-go stulecia? Po­

dobnie ja k Polacy, ta k samo Czesi i Chor­

waci nie zostali wyodrębnieni, co ze względu na posiadanie własnych uniw er­

sytetów słusznie im się je d n a k należało.

A zresztą wyodrębnianie o ile możno­

ści najściślejsze narodowości w tego ro­

dzaju staty sty k ach je st konieczne, cho­

ciażby ze względu, że włączenie do ma­

sy elementów państwowych niższych k u l­

turalnie grupy lub grup narodowościo­

wych kulturalnie wyższych, prowadzić będzie za sobą sztuczne zwiększenie re ­ zultatu liczebnego na korzyść narodu rządzącego, kosztem narodowości pomi­

niętych, — co wpłynie ujemnie na w ar­

tość naukową obliczenia.

Błąd zbliżonej natury, gdyż polegają­

cy również na sztucznem zwiększeniu otrzymanej normy procentowej, popełnio­

ny został w tablicy Graya w stosunku do Szwajcaryi. Sam autor przyznaje, że obliczenia procentowe dla Szwajcaryi da­

ły wynik o wiele przewyższający stosun­

ki rzeczywiste, a to w skutek znacznej

liczby obcokrajowców, stsudyujących w jej uniwersytetach. Toż samo, zdaniem Graya, stosuje się poniekąd do Francyi, Niemiec i Anglii. Lecz wobec tych i tym podo­

bnych błędów czyż nie słusznie byłoby zmodyfikować samę metodę gromadzenia danych statystycznych w ten sposób, by narodowość poszczególnych studentów każdego uniw ersytetu (albo odpowiadają­

cego mu zakładu wyższego) była uwzględ­

niana i zebrane tą drogą grupy narodo­

wościowe traktow ane były ja k o składni­

ki, dające w rezultacie sumę ogólną s tu ­ dentów danej narodowości, kształcących się zarówno w kraju, jak zagranicą. Nie­

wątpliwie prowadzenie roboty w sposób powyższy byłoby bez porównania mozol- niejsze, wzamian jed n ak wyniki odpo­

wiadałyby w wyższym stopniu sto su n ­ kom istotnym.

D ruga tablica Graya przedstawia poró­

wnawczo stopień udostępnienia nauki w państwach rozmaitych. W kolumnie pierwszej wyrażona je st liczba ogólna słuchaczów w szystkich szkół niższych, średnich i wyższych, przypadająca na każdy 1 000 mieszkańców. Kolumna d ru ­ ga przedstawia odsetkę osobników, umie­

jących czytać i pisać (z pominięciem dzie­

ci w wieku przedszkolnym).

1.—W a li a ... 262

2.— S ta n y Z jedn. . . . 2 5 4 —89,3 3.— S z k o c y a ... 223

4.—B e lg i a ... 216 —78 5.— Szw aj carya . . . . 199 6.—M urzyni S t. Z jedn . 1 8 5 — 55,5 7.— W ielk a B ry ta n ia . . 182 8.—H o la n d y a . . . . 181 —98 9.— A n g li a ...178 —99 10.—A u stry a . . , . . 177 —61 11.—N o r w e g i a ...171

12.— N iem c y ... 162

13.—Irlandy a ... 157 —70,6 14.—W ęg r y ...1 5 4 —49 15.— S z w e c y a ...148

16.—F ra n cy a ... 147

17.— H iszp an ia . . . . 127 — 28,5 18.—Jap on ia , ... 1 1 8 —95 19.—W io ch y ... 104 - 5 1 , 6 20.—F in la n d y a . . . . 75 21.— M ek sy k ... 47

22.—B o s s y a ... 40 —22,1 23.—P o rtu g a lia . . . . 33 —22,3 24. I n d y e ...22 — 5,3

(4)

148 WSZECHSWIAT JM* 10

Uderza nas tu przedewszystkiem ol­

brzymi procent analfabetów w Rossyi, zajmującej pod ty m względem przedo­

statnie miejsce w szeregu państw c y to ­ w anych przez Graya, a ostatnie w sze­

regu państw europejskich. (Turcya zo­

stała pominięta). Po Rossyi, i w net za nią n astęp u jący ch Portugalii i Hiszpanii, analfabetyzm, w edług tablicy Graya, od- razu spada na W ęgrzech do 49°/0. Są­

dzę jednak, że zarówno w zakresie s ta ­ ty s ty k i analfabetyzmu, j a k s ta ty sty k i młodzieży szkolnej należałoby w p a ń ­ stw ach złożonych, j a k R o s s y a i A ustrya, uwzględniać stosunki w łaściwe poszcze­

gólnym prowincyom, a to ze względu na znaczne różnice, mogące tu zachodzić.

W państwie rossyjskiem np. nie można przecie łączyć we wspólnych obliczeniach takich Prowincyj Bałtyckich, Królestwa Polskiego, P inlandyi (ta jedn a została w yodrębniona u Graya), — z S yberyą, Kaukazem i posiadłościami środkowo- azyatyckiemi. Podobnież w państw ie austryackiem pomiędzy s ta ty s ty k ą Cze-' chów a Galicyi, A u stry i a Dalm acyi n ie­

wątpliwie dość znaczne ujawnią się ró­

żnice. Że u w ag a moja j e s t słuszna, — widać chociażby ze s ta ty s ty k i podanej przez Graya dla części składow ych W iel­

kiej Brytanii, gdzie Walia i Szkocya w y ­ przedzają bardzo znacznie Anglię, ta zaś o statn ia—Irlandyę; nato m iast „średnia", podana dla W. B ry tan ii wogóle, tylko zaciera obraz rzeczywisty.

Rozpatrując w dalszym ciągu tablicę, stw ierdzam y ze zdumieniem, że w zakre­

sie analfabetyzm u Murzyni Stanów Zje­

dnoczonych stoją wyżej, niż ludność W ę ­ gier i Włoch, — a pod względem liczby młodzieży uczęszczającej do zakładów n a­

ukowych prześcigają n aw et wiele pierw ­ szorzędnych p ań stw europejskich. Świad­

czy to, zdaniem Graya, n ad er pochlebnie o stosunkach oświatowych w Stanach Zjednoczonych.

Tablica trzecia daje zestawienie poró­

wnawcze uzdolnienia przyrodzonego sze­

regu poprzednio rozpatryw anych n aro ­ dów. Wielkości tu wyrażone stanowią wynik dwu momentów poprzednich i od­

powiadają liczbie studentów u n iw ersy te­

tu przypadających na każde

10000

ucz­

niów wszelkich wogóle zakładów nauko­

wych.

1.— Sfcan^ Z jed n o cz...110,2 2.— S z w a jc a r y a ...100,9 3.—F in la n d y a ... 93,7 4.— S z k o c y a ... • . 80,1 S . i - F r a n c y a ... 72,6 6.—M e k sy k ..., 72,0 7.-—P o r tu g a li a ... , G9,9 8.—H isz p a n i a ... 67,6 9.—W ło c h y ... 66,1 10 —R o s s y a ... 55,3 11.—J a p o n i a ... 52,8 12.—N ie m c y . . . . . . . 47,5 15.—S z w e c y a ... 47,3 14.—W . B r y t a n i a ... 47,2 15.—A u str y a . . . . . . . 46,7 16.— I n d y e ... 46,7 17.—ir la n d y a . . . . . . . 46,5 18.—A n g li a ... 42,2 19.— N o r w e g i a... 41,3 20.—W a li a ...38,2 21.—H o la n d y a ... 34,6 22.—W ęg r y ... 32,7 23.—B e lg i a ... 30,0 24.—M urzyni St. Z jedn. . . . 24,6

Rozpatrując poszczególne pozycye ta­

blicy tej w zestawieniu z odpowiadające- mi im pozycyami dwu tablic poprzednich, Gray zwraca uwagę na fakt, że nierzad­

ko, pomimo zaniedbanego system u oświa­

towego w danem państw ie, ludność jego przejawia znaczny stopień uzdolnienia przyrodzonego. Stosuje się to między in- nemi do Pinlandyi (Ne

20

w tab. udostęp.

ośw., N° 3 w tab. uzdolnień), Rossyi (Ns

22

w tab. udost. ośw., M

10

w tab.

uzdol.) i Portugalii (Na 23 w tab. udost.

ośw., Na 7 w tab. uzdol.). W podobnych przypadkach, zdaniem Graya, rząd do­

puszcza do zmarnowania olbrzymiego za­

sobu uzdolnień przyrodzonych ludności, zamiast je zużytkować na wzmożenie bo­

g actw a i potęgi państwa.

Niewątpliwie pogląd Graya je s t całko­

wicie słuszny w zakresie marnowania znacznego zasobu intelektu w skutek b ra ­ ku należytego udostępnienia oświaty. S ą­

dzę jednak, że poniekąd wadliwe je s t stosowane przezeń wymierzanie uzdol­

nień przyrodzonych narodu na podstawie odsetki młodzieży uniwersyteckiej w sto­

sunku do młodzieży szkolnej wogóle.

(5)

JYo 10 WSZECHSWIAT 149

Zdaje mi się bowiem, że k ry tery u m to niezupełnie i niezawsze odpowiada isto­

cie rzeczy, szczególniej zaś w państwach zajmujących niejako stanowiska krańco­

we pod względem stopnia udostępnienia oświaty,—a więc w państwach posiada­

jących znaczną liczbę szkół, albo też po­

siadających ich bardzo mało.

Tam bowiem, gdzie pobieranie nauki je s t utrudnione, z natury rzeczy kształcą się przedewszystkiem elementy społecz­

nie „uprzywilejowane14, (ale niekoniecznie

„najzdolniejsze z n a tu ry '1), z zakreślonym odrazu programem wykształcenia „wyż­

szego “. Kształci się zatem przeważnie nie ten, kto mógłby, lecz ten kto może.

Z pośród zaś w arstw uboższych, — kto zdołał przebyć szkołę średnią, ten ró­

wnież po większej części dąży do uni­

w ersytetu, jako dającego możność „wy­

bicia się“ materyalnego i społecznego.

Rzecz więc prosta, że z pośród stosunko­

wo małej liczby młodzieży szkolnej wo­

góle, stosunkowo znaczny procent pobie­

ra wykształcenie uniwersyteckie.

Inaczej kształtują się stosunki w tych państwach, gdzie oświata udostępniona je s t szerokim masom. W porównaniu do p aństw oświatowo - zacofanych procent młodzieży uczęszczającej tu do szkół niż­

szych i średnich znakomicie wzrasta, procent zaś młodzieży uniwersyteckiej, choć, — rzecz prosta, — w zrasta również, lecz w stopniu stosunkowo słabszym.

Przyczyny po temu są różne: wobec ogól­

nie wyższego poziomu intelektualnego ludności wykształcenie uniwersyteckie z pun k tu widzenia praktycznego, a po- części i społecznego, traci nieco na swej życiowej doniosłości. Wstępują też na u niw ersytet przeważnie jednostki zamoż­

niejsze, albo specyalnie zamiłowane w na­

uce, jako takiej; znaczny zaś procent po­

przestaje na szkole średniej, obierając następnie kierunek praktyczny i komple­

tując swe wykształcenie ogólne na dro­

dze t. zw. uniw ersytetów wolnych, k u r ­ sów wakacyjnych, kursów wieczornych, oraz korzystając z bibliotek i czytelń p u ­ blicznych. Tu zatem, w porównaniu z pań­

stwami uprzednio przytoczonemi, na sto­

sunkowo znacznie większą liczbę młO'

dzieży szkolnej wogóle—istotnie przypa dać może stosunkowo mniejszy procent młodzieży uniwersyteckiej. Lecz czyż objaw ten je s t w rzeczywistości w y n i­

kiem niższego uzdolnienia przyrodzonego narodu?

I podobnie, ja k w zakresie państw oświatowo zacofanych, k ry tery u m Graya prowadzi do całkiem niesłusznego w ysu­

nięcia tychże państw naprzód w szeregu innych, — ta k znów, w stosunku do państw wysoko stojących pod względem oświaty, kryteryum rzeczone niesłusznie je cofa i spycha do pozycyj dalszych, niekiedy ostatnich w szeregu. Widzimy to właśnie na tablicy „uzdolnień przyro- dzonych“, gdzie Belgia, Holandya, Nor­

wegia i Anglia zajmują pozycye niemal końcowe, gdy Rossya, Portugalia i Hisz­

pania wysuw ają się w znacznym stopniu naprzód.

W ja k i sposób zaradzić na błędy i w a­

dliwości, wynikające z metody powyż­

szej,—nie wiem; pozwoliłem sobie jed n ak wypowiedzieć tu uwagi, które mi się n a­

suwały w miarę czytania referatu Graya, ze względu na temat jego pracy, doty­

czącej jednego z ciekawszych zagadnień socyologicznych, jakiem je s t zestawienie porównawcze czynników postępu u naro­

dów rozmaitych.

K. Stołyhwo.

M łodzież polska, stu d y u ją ca w szkołach w y ż ­

s z y c h , j e s t ju ż dzisiaj o t y le zo rg a n izo w a n a i p o ­ zo sta je w e w z a je m n y c h stosu n k ach tak blisk ich , że m oże n ie b y ło b y dla niej rzeczą n iem ożeb n ą w y p e łn ić te w a ż n e braki w o d c z y c ie p. Graya, 0 k tó r y c h w sp om n ian o w p o w y ż s z y m referacie.

P o lic z e n ie się z siłam i j e s t z a w sz e pożądane, a w n a szem p o ło żen iu m oże i bardzo w a żn e.

Z d rugiej str o n y niem a w ą tp liw o ś c i, ż e n a sze

„u zd oln ien ie p rzyrodzone'1 j e s t r ó w n ie w y so k ie , ja k n isk i je s t sto p ień „u d ostęp n ien ia d la nas o św ia ty " . W obec te g o nasz „poziom u m y s ło w y 11 1 j e g o w a h a n ia w czasie b y łb y m oże n ie ty lk o w sk a z ó w k ą s iły n aszych d ążeń do o św ia ty , ale i m iern ik iem tę g o ś c i n a szy ch charak terów .

(P rzy p is, redakcyi).

(6)

150 W SZECHSW IAT JM ® 10

Z A G A D N I E N I E B U D O W Y S U B S T A N C Y I Ż Y W E J .

(O d c z y t w y g ło s z o n y na X I Z je ż d z ie przyr. i lek.

p olsk ich w K r a k o w ie , w lip c u 1911 r.).

(C ią g d a lsz y ).

Wprawdzie ju ż teorya budow y su b ­ stancyi żywej, podana przez Naegelego, milcząco czyni zadość tym trzem w aru n ­ kom, wprawdzie hypoteza Naegelego, w yprow adzająca z założeń m olekularnych całkowity plan s tr u k tu r y m a tery i żywej, słusznie za ta k ą połączoną teoryę ucho- dzićby mogła, jednakowoż nie możemy o tem zapominać, że ta teoretyczna kon- strukcya, poczęta w chwili, kiedy nasze wiadomości w p otrzebnym do takiej ogól­

nej teoryi k ieru n ku były jeszcze zbyt szczupłe i skromne, naw et mimo wielu szczęśliwych pomysłów, wykraczających poza r a m y swych czasów, nie mogła się utrzymać.

Lecz nie w te m tkwi wartość i zasłu­

g a teoryi Naegelego, nie w ty ch s u b te l­

n ych kombinacyach, którem i sta ra sfę on w ytłum aczyć budowę substancyi ży­

wej i pogodzić j ą z własnościami flzyo- logicznemi tej ostatniej, lecz w samych podstaw ach jego poglądów na istotę pro­

toplazmy. On to bowiem na 3 lata przed G rahamem ojcem i założycielem chemii koloidów, na podstaw ie swych badań nad budową ciałek skrobi i błon komórek ro ślinnych, potrafił uchwycić tę zasadniczą różnicę między dwiema grupami ciał a r a ­ czej ich roztworów, ciał, które dzisiaj, za Grahamem idąc, nazyw am y krystaloida- mi i koloidami. Naegeli w jednej ze swej rozpraw, zatytułowanej: „Theorie der G ah ru n g “, zaznacza ju ż tę różnicę bardzo wyraźnie, gdy mówi: „Najważ­

niejsza własność, która w yróżnia od sie­

bie roztwory, spoczywa w ich konstytu- ! cyi molekuiarnej. A mianowicie wyró­

żnić możemy dwie klasy roztworów: z j e ­ dnej stro n y roztw ory soli, cukru i t. d., z drugiej substancyj uorganizowanych, j a k białka, skrobia, celuloza. W p ie rw ­ szych rozdzielone są wśród cząsteczek

wody poszczególne molekuły, w drugich poszczególne micelle, t. j. krystaliczne g ru p y molekułów“. N aturę krystaliczną tych micelli tłumaczy zachowanie się ich w świetle spolaryzowanem, zjawiska zaś pęcznienia i w ysychania substancyj z nich zbudowanych, dowodzą obecności otacza­

jącej je w arstew ki wody. I otóż właśnie protoplazma je s t ciałem o stru k turze mi- cellarnej, mówiąc inaczej — je s t ciałem koloidalnem, z wszystkiemi własnościami tych ciał, których zachowanie poznaliśmy dzięki badaniom Grahama i jego następ­

ców, badaniom, które dzisiaj rozwinęły się w osobny dział fizyko-chemii, zwanej chemią koloidów. A ponieważ protopla­

zma j e s t koloidem, przeto zagadnienie budowy substancyi żywej sprowadziło się w ostatnich czasach do zagadnienia budowy ciał koloidalnych, jako podstawy ostatecznej życia, i ono je s t osią, około której kręcą się dzisiejsze usiłowania wytłumaczenia pewnych m ik ro struk tu r obserwowanych w komórkach.

Ze zrozumiałych względów nie mogę zajmować się tutaj własnościami ciał koloidalnych wogóle, nie mogę wydawać się w teorye tłumaczące nam zjawiska, które cechują tę grupę ciał i muszę się ograniczyć tylko do tego, co w dalszem rozważaniu podjętego problemu będzie nam potrzebne.

To połączenie ścisłe, jakie się w ytw o­

rzyło w ostatnich czasach między dwo­

ma zagadnieniami, t. j. budową su b stan ­ cyi żywej z jednej strony a budową i w ła­

snościami ciał koloidalnych z drugiej, dokonało się na skutek prac biologa hei- delberskiego, Biitschlego, którego poglą­

dy na s tru k tu rę substancyi żywej znamy pod nazwą teoryi budowy alweolarnej albo piankowatej, tudzież badań innych uczonych j a k van Bemmelena, Hardyego i Quinckego.

Butschli badając pod mikroskopem mie­

szaninę oliwy z wodą po działaniu na nią węglanu potasowego, cukru, lub soli kuchennej, zauważył, że wśród tej mie­

szaniny tworzą się delikatne banieczki, które s ty k ają się ze sobą trzema ściana­

mi zawsze w jednym punkcie, stapiając

i się w ten sposób w utwór przestrzenny

(7)

JV6 10 WSZECHSWIAT 151

o przekroju gąbczastym. Obrazy te przy­

pominały wielce znane już obrazy wielu komórek roślinnych i zwierzęcych, a gdy doświadczenia, rozszerzone przez Biitsch- lego także i na inne ciała, przedewszyst­

kiem koloidalne, dały wyniki podobne, wtedy Butschli porzuciwszy teoryę mi- cellarną Naegelego, uogólnił stwierdzoną na wielkiej ilości badanych przez siebie objektów budowę piankowatą i uznał za powszechną dla tych mieszanin, w któ­

rych spotykają się dwie niemieszające się ze sobą ciecze. Taką to właśnie mie­

szaniną różnorodnych substancyj ma być protoplazma, k tó ra na wzór badanych przez niego objektów, ma być zbudowa­

na z banieczek o bardziej stałych ścian­

kach a bardziej płynnej treści. Uogól­

nienie to wymagało jednak pewnych uzu­

pełnień, albowiem budowa piankowata występowała: primo, tylko na odpowied­

nio spreparowanych objektach a secundo znajdowała się w niezgodzie z przeróżne- mi obrazami obserwowanemi w komór­

kach żywych i ich wytworach. Btitschli sądzi, że w tych przypadkach, w których owa stru k tu ra piankowata je s t niewido­

czna, należy przyjąć, że albo alweole są tak małe, iż stoją na granicy widzialno­

ści i wtedy widzimy je jako granule, al­

bo że tam, gdzie budowa wydaje się być siateczkowatą, widzimy tylko przekroje optyczne poszczególnych banieczek i że zarówno promienie achromatyczne w dzie- \ lącej si£ komórce, ja k i wszelkie zróżni­

cowania włókniste, jakie widzimy w ko­

mórce, to w kierunku podłużnym wycią­

gnięte i szeregiem ułożone banieczki, skutkiem pewnych sił, kierunkowo zo ryentowanych, jak ie zarówno podczas po­

działu komórki działają i na jakie n a ra ­ żone są poszczególne fibryle mięśni, ner­

wów i włókienka tkanki łącznej. Ale nie- dość na tem. Niewszystkie objekty ba­

dane przez Biitschlego ujawniały ową bańkow atą strukturę; nie miały jej prze­

dewszystkiem te, które badane były w normalnym swym stanie, bez tych sztucznych zabiegów, jakie Butschli sto­

sował, studyując budowę ciał białkowa­

tych, galaret i t. p. Butschli tłumaczył sobie to tem, że istniejąca i w tych przy­

padkach budowa piankowata, je s t niewi­

doczna z powodu nieznacznych różnic za­

łamania światła przez ścianki poszczegól­

nych banieczek i ich zawartości. Ta preformowapa choć niewidoczna s tr u k tu ­ ra, daje się jed n ak wykazać, jeżeli odpo- wiedniemi środkami różnice te w zała­

maniu światła wzmożemy. Na dowód słu­

szności tego przytacza doświadczenie, że struktury, wywołane działaniem alkoholu na żelatynę, giną, gdy j ą włożymy do wody i naodwrót — powracają, gdy n a­

stępnie znów podziałamy alkoholem. Coś podobnego dziać się więc może i w tych przypadkach, w których bezstrukturalna napozór protoplazma, po utrwaleniu ob­

jawi s tru k tu rę bańkowatą. Zjawisko to nie j e s t jednak tak proste i tłumaczy się w wielu razach szczególnemi właściwo­

ściami ciał koloidalnych, objawiaj-ącemi się w t. zw. odwracalności, obrazy zaś, jakie Butschli otrzymał w swych objek­

tach, zwłaszcza jeżeli chodzi o ciała biał­

kowate, które nas najbardziej obchodzą, są prawdopodobnie zjawiskami występu- jącemi dopiero podczas koagulacyi tych ciał, a nie normalnemi preformowanemi strukturam i, które w nietkniętej żywej protoplazmie istniećby już miały. Do­

wodzi tego primo to, że w tych ważnych dla nas przypadkach Butschli otrzymy­

wał s tru k tu ry alweolarne przeważnie do­

piero wtedy, kiedy stosował te same czynniki, jakiem i histologowie posługują się do utrw alania objektów żywych, a se­

cundo— badania, które przeprowadzili Fi­

scher i Klemm, tudzież rezultaty badań otrzymane za pośrednictwem ultramikro- skopu. Fischer przeprowadziwszy bada­

nia na nader rozległym materyale i z za­

stosowaniem wszystkich w dzisiejszej technice mikroskopowej używanych środ­

ków, porzuca w swej książce zaty tu ło ­ wanej: „Fixierung, Bau und Farbung des Protoplasm as“, teoryę Biitschlego, uznając protoplazmę za substancyę bez stru k tu ry , albo raczej o strukturze poli- morflcznej, zmiennej, metabolicznej—ja k mówi Rużiczka. Klemm zaś uważa wszy­

stkie obrazy, które dały początek teoryi zarówno budowy niteczkowatej, ja k ziar­

nistej i alweolarnej, za obrazy sztuczne

(8)

152 W SZECHSW IAT j\|ó 10

i dające się otrzym ać dowolnie przez działanie odpowiednich środków na pro- toplazmę. I tak, działaniem wody u tle­

nionej otrzym ujem y budowę fibrylarną, k w asów —ziarnistą, k tó ra w razie szcze­

gólnego ułożenia ziarnek imitować może siateczkow atą a przez działanie zasad wywołać możemy typową budowę pian- kowatą. W szystko to nie są bynajmniej s tr u k tu r y życia, lecz s tr u k tu r y p o śm iert­

ne, w ystępujące w chwili obumierania komórki. A ponieważ protoplazma by­

najmniej nie j e s t ciałem jednorodnem, lecz kompleksem ciał koloidalnych, ule­

g ających ustaw icznym zmianom i b ęd ą­

cych terenem najprzeróżniejszych reak- cyj, które w pew nych w arunkach a w ży­

wej komórce prawdopodobnie prawie za­

wsze, c h a ra k te r odwracalny mieć mogą i muszą, inaczej bowiem życie jej m u­

siałoby ustać, przeto nie j e s t wyłączone, że wspomniane s tr u k tu r y mogą pojawiać się w komórce i znikać, i że w skutek tego protoplazma posiada ch a ra k te r poli- morficzny. Że tak istotnie jest, że ten koloid płynny, ja k im j e s t protoplazma żywa a raczej te n kompleks hydrosolów, może zmieniać się w odw racalny hydro- gel albo stały hydrosol, dowodzą tego zjawiska towarzyszące tw orzeniu się bło­

n y wodniczek, znikające po wypróżnieniu wakuol, tworzące się na nowo (Pfeffer, Rhumbler, Doflein, Kiernik), dowodzą t e ­ go obserwacye nad cystoplazmą pełza­

ków (Penard, Rhumbler) i pelikulą w y­

moczków (Kiernik), dowodzą tego w resz­

cie owe s tr u k tu r y filarne, ja k ie ukazują się podczas podziału komórki i znikają następnie. Dowodzą tego wreszcie ba­

dania ultram ikroskopem dokonane, które wśród kom pleksu koloidów, składających się na protoplazmę komórki, w ykazują obecność części odwracalnych i nieod­

wracalnych. W ięc te s tru k tu ry , ja k ie widzimy w żywej protoplazmie mogą być wynikiem tych zmian stanu zachodzące­

go w poszczególnych koloidach, mogą pow staw ać i ginąć, ale mogą tworzyć także stałe niezniszczalne w ciągu całe­

go życia komórki dyferencyacye, które wchodzić już będą w skład stałej orga- nizacyi danej komórki. I tem to w ła­

śnie tłumaczyć sobie możemy, że te ró­

żne teorye budowy substancyi żywej mo­

gą istnieć obok siebie i znajdować swych zwolenników, zwłaszcza wśród badaczów, którzy się posługują metodami histolo- gicznemi i z obrazów uzyskanych w nie­

żywym już tworze, starają się zdać spra­

wę z tego zasadniczego zagadnienia.

Że Biitschli potrafił na uzasadnienie swych poglądów wskazać i powołać się na fakt, iż prawie wszystkie badane przez niego objekty posiadać mają budowę alweolarną, kiedy nieuprzedzony badacz, widzi i odmienne s tru k tu ry , to staje się zupełnie zrozumiałem, jeżeli wnikniemy głębiej w psychologię umysłu, budujące­

go teoryę ogólną, umysłu starającego się ująć rozrzucone i nieskoordynowane ia- kty, w jeden schemat, podporządkować je pod ogólną, lepiej dającą się uzasadnić, lub bardziej odpowiadającą kierunkowi i sposobowi jego myślenia zasadę. Z j e ­ dnej strony wszystkie przewijające się przed jego oczyma fakty widzi on przez pryzm at własnej myśli, z drugiej strony zamyka oczy na te * odstępstwa, które pozornie w edług zdania jego odbiegają od tej ogólnej zasady, a które w razie uwzględnienia osłabiałyby siłę i p rzery ­ wały jednolitość wysnutej myślą przę­

dzy. I nie można z tego czynić zarzutu bezpośredniego twórcy danej teoryi, bo takie skrajne stanowisko teoretyka, choć zgubne jak o dogmatyczne dla mniej sa­

modzielnego umysłu, pozwala ścisłemu nieuprzedzonemu k ryty k o w i doszukać się zarówno zdrowego ją d ra danej teoryi, ja k i jej braków, łatwiej, aniżeli z po­

glądu mglisto wypowiedzianego, pełnego zastrzeżeń i niedopowiedzianych przypu­

szczeń, osłabianego na każdym kroku przytaczaniem przeciwnych lub niezgod­

nych z myślą przewodnią faktów. Tego rodzaju przedstawienie rzeczy czyni te ­ oryę jaśniejszą i przejrzystszą i ułatwia jej zarówno ewentualne zwycięstwo, ja k i uchwycenie stron słabych.

Jakkolw iek je d n ak jest, czy poglądy

Biitschlego na budowę substancyi żywej

u trzy m ają się w całości, czy też, co p r a ­

wdopodobniejsze, pozostaną i nadal, lecz

w oświetleniu tem, jakiem u poprzednio

(9)

JNR 10 W SZECHSW IAT' 153

daliśmy wyraz, to jednak to pozostanie już zupełnie pewnem, że własności sub­

stancyi żywej nie mogą być inaczej tłu­

maczone, ja k przez własności ciał koloi­

dalnych i że wszelkie nasze poglądy na budowę substancyi żywej liczyć się za­

wsze muszą z wynikami badań tych ostatnich.

C harakter szkicu, jak i z konieczności musi posiadać moje przemówienie, nie pozwala na obszerniejsze uzasadnienie słów powyższych. Chciałbym jednak zwrócić uwagę na niektóre ważne wła­

sności tych ciał, na których zasadzie mo­

żemy wiele ciemnych stron zjawisk, w obrębie substancyi żywej w ystępują­

cych, wyjaśnić lub przynajmniej zrozu­

mienie ich ułatwić.

Więc przedewszystkiem w yjaśniają one owo dziwne zachowanie się substancyi żywej, która obok wybitnej skłonności do zatrzym yw ania określonych a nawet skrzepłych kształtów, — ważny dowód u dawniejszych badaczów na uzasadnie­

nie stałego stanu skupienia — wykazuje nader znaczną zdolność zmiany k ształ­

tów, wielki stopień przesuwalności czą­

stek względem siebie — co znów zawsze uchodziło za a tu t w ręku zwolenników ciekłej konsystencyi protoplazmy. Naj­

prawdopodobniej jed n ak w skład proto­

plazmy, o ile chodzi o jej stronę fizycz­

ną, wchodzą zarówno ciekłe ja k i zesta­

lone części, ja k tego dowiodły dla pla­

zmy roślinnej badania ultramikroskopo- we Gaidukowa, który w ykrył w plazmie tej zarówno odwracalne ja k nieodwra­

calne części składowe. Plazma zwierzę­

ca różni się je d n ak prawdopodobnie od roślinnej, znajduje się ona raczej w s ta ­ nie gelu, ja k tego dowodzi stały ruch molekularny Browna w plazmie pierw­

szych, brak zaś tegoż a raczej zjawienie się jeg o dopiero w chwili obumierania plazmy drugich (Kiernik). Zjawisko to prowadzi nas do dalszych rozważań na tem at różnicy między obu plazmami za­

chodzącej, którym poraź pierwszy dali wyraz Mayer i Schaeffer, któreby jednak zaprowadziły nas zadaleko x). A podo-

ł) K w e s t y ą tą zajm ę się obszerniej w jed n ej z p r z y sz ły c h prac m oich , aby u zu p ełn ić naw ia-

bnie ja k plazma tak i jądro komórkowe przedstawia się nam jako zespół hydro- solów, w których zawieszone są większe cząstki, a i błona komórkowa, jej pow sta­

wanie i własności tłumaczą się zgodnie z własnościami i zachowaniem się ciał koloidalnych.

D r. E . Kiernik.

(D ok. nast.).

J. D E B O IS S O U D Y .

Z AG A DN I EN I E B U D O W Y ATOMU.

(D ok oń czen ie).

VIII. Atom i atomion.

To pojęcie odnosi się jedynie do podło­

ża linij widmowych, to je s t do atomionu dodatniego, podłoża ośrodka drgania; nie może być stosowane do samego atomu, który nie uczestniczy bezpośrednio w w y­

syłaniu widm złożonych z szeregów.

Atom gazowy zachowuje się jako układ sztywny i niemogący uledz odkształce­

niu; nic zatem nie wiemy i nie możemy wiedzieć o jego budowie. Prawdopodo­

bnie je d n ak atom i atomion znajdują się w ścisłym związku. Właśnie w postaci rozłożonej i w skutek tego względnie nie­

stałej, ja k ą je s t atomion, możemy odna- leść naturalne podziały i niejako sposób tworzenia się atomu, możemy ujrzeć na- nowo pierwotne rozpadanie się, gdyż ka­

żdy z elementów w skład jego wchodzą­

cych może w pewnych razach oddzielić się od elementów sąsiednich i odzyskać pewną autonomię. Wobec tego, rozdzie­

lenie ośrodka świetlnego na pewną licz­

bę odcinków, względnie niezależnych j e ­ dne od drugich co do ich własności ma­

gnetycznych, tem większe ma znaczenie, że te odcinki w ydają się wszystkie j e ­ dnakowe, ja k to wykazał Ritz, nietylko w tym samym atomie, lecz i we wszyst-

so w o ty lk o zaznaczoną notatkę w rozpraW ie p. t.

C hilodon etc. B u l. A kad. U m iej. 1909.

(10)

WSZECHŚWIAT JMe 10

kich atomach ciał prostych. Można za­

tem przypuszczać z wszelkiem praw do­

podobieństwem, że tw orzą ten sam s k ła ­ dnik m ateryi łub raczej ten sam typ in­

dywidualności, bezpośrednio niższy od atomu, tak, j a k różne odcinki robaka obrączkowatego odpowiadają temu sam e­

mu typowi indywidualności, bezpośrednio niższemu od całej kolonii. Z tego p u n ­ k tu widzenia możnaby porównać atom z kolonią liniową; atom wodoru zaś, k tó ­ ry zdaje się być utworzony z wycinków następujących po sobie, z których w sz y st­

kie w atomionie są jednakow e, mógłby być uważany za kolonię liniową wysoce indywidualną lub raczej za kolonię, k tó ­ ra stała się jednostką.

Kolonia je d n a k staje się tylko wtedy jednostką, gdy się różnicuje. Indywidu- alizacya zakłada zawsze przynajmniej po­

czątek różnicowania. Zwłaszcza w kolo­

nii zwierzęcej, w robaku np., w kolonii, której postać liniowa dowodzi ruchliwo­

ści w pewnym oznaczonym kieru n ku (gdy tymczasem kolonie osiadłe zbliżają się bardziej w swoim zespole do postaci kołowej lub do postaci kulistej), różnico­

wanie to dotyka przedewszystkiem pierw ­ sze odcinki, inne są prawie wyłączone.

Umieszczone na pierwszym planie szere­

gu liniowego różnicują się lub łączą w ca­

łość silnie zjednoczoną, w której skupia się niejako indywidualność. Jedynie gło­

wa z powodu jej roli kierowniczej z a ­ opatrzona j e s t w szczególne dodatki, dzia­

łające ja k o narządy zmysłów i ustalające ciągły związek robaka ze światem z e ­ w nętrznym . Inne odcinki mogą pozostać jednakowe lub mało się pomiędzy sobą różnić.

Jeżeli, j a k przypuszczamy, atom bierze początek z kolonii liniowej zindywiduali­

zowanej (i a priori, jeg o ogromna r u c h ­ liwość w stanie gazowym, to j e s t w j e ­ go stanie pierwotnym, mówi o nim ra ­ czej ja k o o nagromadzeniu linij niż o s k u ­ pieniu kulistem lub według zwykłego p o ­ jęcia jak o o pewnego rodzaju układzie planetarnym), musi przedstaw iać podobne zróżnicowanie, odnoszące się do jego pierwszego lub do jeg o pierwszych od­

cinków; musi zawierać ta k j a k robak

część zróżnicowaną, będącą na początku kolonii i ześrodkowującą niejako jej naj­

wyższe funkcyę, mianowicie te jej funk- cye, których działaniem jednostka u trz y ­ muje się w ciągłym związku ze światem zewnętrznym.

Ową „głowę“ zdaje się przedstawiać część przewodząca, o której wyżej była mowa. Je s t ona szczególniej rozwinięta w atomie stałego metalu i wogóle tem- bardziej zdaje się rozszerzać im atom wchodzi w skład bardziej rozwiniętego społeczeństwa; musi je d n ak istnieć w s ta ­ nie zaczątkowym w atomie gazowym, po­

nieważ zjawia się w atomionie i ponie­

waż rozwój jej może jedynie wypływać z rozwoju postępowego. Właśnie dzięki tej części przewodzącej atomy metalu łą­

czą się jedne z drugiemi w ten sposób, że tworzą ciągłą masę przewodzącą; ró­

wnież w tej części poruszają się elektro­

ny wolne, które w skutek przemiany ener­

gii stanowią prawdziwy związek pomię­

dzy atomem a ciałami zewnętrznemi.

Trzeba zwrócić uwagę, że te wyspecya- lizowane elementy, ta k ja k narządy zmy­

słów u robaka, są umiejscowione w n a j­

bardziej zróżnicowanej części jednostki.

Należałoby je d n ak dokładnie oznaczyć rolę tych elektronów „wolnych" jako ośrodków drgania. Przyjmuje się ogól­

nie, że poruszają się wew nątrz metalu pomiędzy pozostałościami dodatniemi lub atomami obojętnemi względnie stałemi, tak, ja k poruszałyby się molekuły gazo­

we w stanie wzburzenia cieplnego w śro­

dowisku o podobnej budowie, doprowa- dzonem do tej samej temperatury. P r z y j­

muje się również 1), że ów ruch wzbu­

rzenia lub raczej wynikające z niego ze­

tknięcia stanowią źródło widma ciągłego metalu. Każdy elektron, wchodzący w ze­

tknięcie z innym elektronem lub z ato­

mem jak b y wysyła drganie w okresie takim j a k trw anie zetknięcia, to je st ja k okres czasu, który upłynął od chwili, gdy został poddany przyspieszeniu w skutek zderzenia, do chwili, gdy prędkość jego znów stała się niezmienną.

!) J . Stark. „A nnalen der P h y s ik “ to m 14, 1904, str. 50(1.

(11)

JSB 10 WSZECHSWIAT 155

Podług tej hypotezy każde zetknięcie wywołuje drganie elektromagnetyczne i metal może wysłać ogromną ilość drgań, lecz idzie tu o drgania odosobnione, n a­

stępujące po sobie w jakimkolwiekbądź porządku, tak ja k same zetknięcia, a te, nie zdaje się, aby mogły, n aw et w razie bardzo częstego powtarzania, wytworzyć prawdziwe promieniowanie świetlne.

Zamiast się w ten sposób uciekać do hypotez oddzielnych dla każdego rodzaju promieniowania, byłoby może logiczniej, wobec podobieństwa dwu środowisk, s ta ­ łego i jonizowanego, z p u n k tu widzenia budowy ich składników i ze względu na przynajmniej pozorną równość zdolności em isyjnych ciał stałych doskonale po­

chłaniających i promieni dla wysłanych linij metalu, przyjąć w obu przypadkach jeden je d y n y mechanizm wysyłania i po­

chłaniania: środowisko drgania porusza­

łoby się tak w ciele stałem ja k w jonie gazowym na powierzchni przewodzącej, ograniczającej pewną część atomionu, to zaś wywoływałoby w obu przypadkach zmienne pole magnetyczne, którego na­

tężenie wyznaczałoby częstość drgania 1).

Różnicy pomiędzy dwoma widmami nie towarzyszy z konieczności zasadnicza ró­

żnica pomiędzy dwoma sposobami pro­

mieniowania; możnaby j ą łatwo w ytłu­

maczyć różnicą składu dwu atomionów, tworzących w ew nętrzne pole m agnetycz­

ne i możnaby j ą ostatecznie sprowadzić do różnicy rozwoju dwu atomów, gazo­

2) I s to tn ie , n ien o rm a ln o ści ciep ła w ła ś c iw e g o m e ta li z g r u p y żela z a , zarów n o ja k i zm iana w ła sn o ś c i m a g n e ty c z n y c h c ia ł ze zm ianą te m p e ­ ratu ry, d o p ro w a d ziły do p rzyjęcia istn ien ia po­

tę ż n y c h p ól m a g n e ty c z n y c h z rzędu 107 do 108 g a u ss ó w , w e w n ą tr z s ta ły c h a to m ó w m etali. W y ­ tłu m a c z e n ie p oru szan ia się linij pod w p ły w e m ciśn ie n ia d o p ro w a d ziło do podobnej h y p o te z y co do p od łoża lin ij w gazach . P o la te są zresztą te g o sa m eg o rzędu, co p ola d ające się w y p r o w a ­ d zić z h y p o te z y R itz s , odnoszącej się do e m isy i

m 2 sic

w id m o w e j. R ó w n a n ie: K) = , k tóre

6

Z

nam daje p o le -n o d p o w ia d a ją ce każdej d łu g o śc i fa li, w y k a z u je r z e c z y w iś c ie , że p o le to m a się zm ien ia ć od 1,38 do 2,77.10® g a u ss ó w dla p rom ie­

n iow ali w id m a w id z ia ln e g o .

wego i stałego, od których pochodzą.

Atomion gazowy zachowałby pewne ce­

chy atomu gazowego, wykazywałby swój pierwotny podział na odcinki; różne, wchodzące w jego skład odcinki, posia­

dające lub nieposiadające własności m a­

gnetycznych, stanowiłyby do pewnego stopnia wyraźne indywidualności; ich w y­

padkowy moment magnetyczny mógłby posiadać tylko ograniczoną ilość w arto­

ści; widmo gazu zawierałoby zatem tyl­

ko ograniczoną liczbę linij.

Rzecz miałaby się inaczej w atomionie stałym; atom, którego on j e s t głównym ułamkiem, odpowiada wyższemu stopnio­

wi rozwoju, aniżeli atom gazowy; kolo­

nia linij, z których się oba składają, znaj­

duje się tam pod postacią bardziej roz­

winiętą. Otóż rozwój kolonii liniowej uwydatnia się w dwojaki sposób, z j e ­ dnej strony przednie odcinki, które się naprzód różnicują, coraz bardziej się roz­

wijają; widzieliśmy, że ów rozwój zda­

wał się odpowiadać rozwojowi części prze­

wodzącej, która je s t niejako głową kolo­

nii, z drugiej strony, odcinki początko­

wo wyraźnie rozdzielone i prawie je d n a ­ kowe, idąc jedne za drugiemi od je d n e ­ go końca „ciała" do drugiego, ulegają stopniowemu złączeniu, dążącemu do za­

tracenia pierwotnego podziału na odcinki.

Tego rodzaju złączenie, pewne „zro- śnięcie“ się różnych odcinków, tworzyło­

by ciągłość promieniowania ciał stałych.

Część magnetyczna nie ograniczałaby się do szeregu płaszczyzn stałych; utw orzy­

łaby zmienne pole magnetyczne, podle­

gające nieskończonej ilości natężeń w pła­

szczyźnie drgania i wytwarzające nie­

skończoną ilość częstości.

Można również, znacznie prościej, w y­

tłumaczyć ciągłość tego widma przez naj­

większą rozciągłość części przewodzącej.

Pole pozostaje oczywiście stałem dla wszystkich położeń elektronu tylko wte­

dy, kiedy obszerność jego drgania jest zawsze nadzwyczaj mala. To samo dzie­

je się z atomionem gazowym, w którym dziedzina przewodząca je s t prawdopodo­

bnie bardzo ograniczona. Przeciwnie, po­

le zmieni się w znacznym stopniu, po­

ciągając za sobą równoległe zmiany czę­

(12)

156 W SZECHSW IAT M 10

stości, jeżeli sama obszerność je st zmien­

na i je s t tego samego rzędu, co długość odcinków nam agnesowanych J).

Pochodzenie pola magnetycznego je st bez wątpienia bardziej niejasne. Ritz wyobrażał sobie odcinki, jako ciała stałe obrotowe, naładowane ełektrycznościami przeciwnemi i ożywione bardzo szybkim ruchem obrotowym dookoła ich osi, za­

kładając, że elektryczność rozpostarta j e s t na ich powierzchni w ten sposób, iż k a ­ żdy odcinek odpowiadał w sk u tek ruchu obrotowego magnesowi liniowemu, m a ją ­ cemu biegun na obu końcach, w p u n ­ ktach, w k tórych oś przecina powierz­

chnię. Można sobie tem łatwiej w yobra­

zić podobne rozłożenie powierzchniowe, odpowiadające te m u warunkowi, że po­

przeczne rozm iary odcinków są mniejsze w stosunku do ich długości.

Trzeba również zauważyć, że ruch ob­

rotowy odcinków może być wywołany przez ruch elektronów n apotykających atomion. Ilość nam agnesow anych odcin­

ków je s t istotnie o tyle większa i w sk u ­ te k tego pole przez nie wytworzone je st o tyle silniejsze, im zewnętrzne elek tro ­ n y większą mają prędkość przesuwania się. Promieniowanie dąży do poruszania się w stronę małych długości fali w m ia­

rę ja k się powiększa spadek potencyału, w yznaczającego tę prędkość, lub te m p e­

ratura.

Ostatecznie więc, niezatrzym ując się dłużej na tych nieco śmiałych hypote- zach zanotujem y jak o wniosek z n in iej­

szego arty k u łu tylko następ u jące punkty.

1) Skład atom u je s t różny, stosownie do tego, czy go się bada w stanie gazo­

wym czy też w stanie stałym; w stanie gazowym przedstawia całość, której czę-

!) P o d łu g J. S ta rk a („A nnalen der P h ysik "

to m 14, str. 534) 'w ła ś n ie ok res p rzem ia n y układu ato m io n d o d a tn i-elek tro n na a tom o d p o w ia d a łb y w y s y ła n iu w id m a p r ą ż k o w e g o . U k ła d p r z e ­ c h o d z iłb y w t e d y p rzez s z e r e g s ta n ó w , k tó r e b y sto p n io w o p o w o d o w a ły w y s y ła n ie lin ij tw o r z ą ­ c y c h je d e n prążek. P rzem ia n a b y ła b y z resztą o t y le ła tw ie js z a i w sk u te k t e g o n a tę ż e n ie w i ­ dm a p rą ż k o w e g o b y ło b y o t y le w ię k s z e , im e le k ­ tr o n y m ia ły b y m n ie jsz ą p ręd k ość i im praca jo - n iz a c y i b y ła b y w ię k sz a .

ści są ściśle zespolone; w ytw arza niezna­

czne tylko promieniowanie i nie uczest­

niczy w widmie liniowem, wysyłanem przez gazy. Widmo to pochodzi z ele­

mentów zupełnie innego rzędu, praw do­

podobnie z układów atomion dodatni — elektron, podobnych do elementów samo­

rzutnie rozdzielonych przewodnika s ta ­ łego.

2) Mechanizm wysyłania zdaje się być w znacznym stopniu ten sam w g a ­ zach i w ciałach stałych. Ośrodek św ietl­

ny w ykonywa swe drgania pod wpływem pola magnetycznego utworzonego przez atomion dodatni; w obu razach porusza się po powierzchni przewodzącej, wcho­

dzącej w skład tego atomionu. Różnicę w dwu tych widmach można częściowo wytłumaczyć różnicą rozwoju dwu śro­

dowisk.

Jeżeli przyjmiemy tę ostatnią hypote- zę, zrozumiemy z łatwością, że zdolność em isyjna dąży do granicy doskonale oznaczonej, o ile promieniowanie jest po­

chodzenia czysto cieplnego, jak to mamy w płomieniach zawierających sól m eta­

liczną i o ile do nich można ilościowo stosować prawo Kirchholfa, ja k to w y k a ­ zał Bauer. Ośrodki drgania posiadają istotnie w danym przypadku, wobec za­

sady równego rozdziału, średnią siłę ży­

wą odpowiadającą ich dwu stopniom swo­

body przesunięcia, to j e s t równą 3/3 « 'A jeżeli powierzchnia atomionu, po której się poruszają, je s t doskonale przewodzą­

ca. To samo zachodzi ze stałym p rze­

wodnikiem; prędkość średnia elektronów wolnych, wysyłających drgania świetlne, j e s t w nich wyznaczona przez samę te m ­ peraturę; ma tę samę wartość, co w po­

przednim przypadku, jeżeli ja k należy przypuszczać, m ają te same stopnie swo­

body. Zdolność emisyjna musi więc być ta sama w obu środowiskach lub przy­

najmniej dążyć do tej samej granicy.

Owej tożsamości nie możnaby w y tłu m a­

czyć, gdyby wysyłanie wynikało w dwu ty ch przypadkach z mechanizmów zu­

pełnie odrębnych J).

!) E . P r in g sh e im podaje podobną h y p o te z ę d la w y ja śn ie n ia pozornej n ie z g o d n o śc i p o m ięd zy

(13)

JSfo 10 WSZECHSWIAT 157

IX. Zakończenie.

Zdaje się ostatecznie, że zagadnienie budowy atomu znajduje się w ścisłym związku z zagadnieniem jego rozwoju.

Atom ukazuje się istotnie pod niektóre- mi względami jako jed n o stk a zmienna, podlegająca różnym wpływom, działają­

cym na zespół m ateryalny i wyznaczają­

cym jej rozwój naturalny. Łatwo zresztą pojąć ogólne znaczenie tego rozwoju: ma- tery a rozwija się, uspołeczniając się; s ta ­ je się społeczeństwem coraz doskonal- szem w miarę zmniejszania się jej ener­

gii, zwłaszcza ze stanu gazowego do s ta ­ nu stałego, atom, element tego społeczeń­

stwa, najlepiej określony i najbardziej zindywidualizowany, ulega rozwojowi j a ­ ko jed n o stk a społeczna. Staje się coraz bardziej zdolnym do łączenia się z inne- mi atomami, jednocześnie bezpośrednio, w skutek pewnej ciągłości substancyi i po­

średnio przez wymianę energii .promie­

niowanej.

Owa zdolność wysyłania i pochłaniania promieniowania zdaje się być jedn ą z j e ­ go funkcyj zasadniczych. J e s t to zresz­

tą elem entarna postać funkcyi ogólnej, wspólnej wszystkim istotom naturalnym, zarówno nieorganicznym j a k żywym, któ­

ra je s t ich funkcyą, zapewniającą ciągły związek z innemi: każda jed n ostk a pozo­

staje w ciągłym związku z sobie podo- bnemi.

Byłoby nadzwyczaj zdumiewającem, j e ­ żeliby w jednostce tak wyraźnie okre­

ślonej ja k atom, a w skutek tego tak sil-

j e g o d o św ia d czen ia m i, od n oszącem i

się

do emi- s y i g a z ó w pod w p ły w e m d ziałan ia ch em iczn eg o , a d o św ia d c z e n ia m i E d . B auera nad p ro m ien io w a ­ n iem płom ieni: „ośrodki e m isy i w id m o w e j nie

z w y c z a jn e m i atom am i ch em iczn em i, le c z a to ­ m am i n a ła d o w a n em i p ew n ą liczb ą elek tro n ó w , m o g ą c y c h d rgać ok oło p o ło żen ia r ó w n o w a g i. J e ­ ż e li p rzy jm iem y , ż e te a to m y , g d y ju ż raz są u tw o rzo n e (sk u tk iem p rocesu ch em iczn eg o ), n a ­ bierają prędko sam e, ja k i ich elek tro n y , średniej i s iły ż y w e j, od p ow iad ającej tem p eratu rze gazu, bardzo b ęd zie ła tw o zrozu m ieć, że m ożna się p o ­ słu g iw a ć p raw em K irch h offa d la ob liczen ia bez w ie lk ie g o błędu tem p era tu ry p łom ien i, p o d łu g blasku linii D i in n y c h linij m etali". („C om ptes- ren d u s“ 1910, 2 -g i sem ., str. 302).

nie zróżnicowanej — gdyż indywidualizo­

wanie i różnicowanie są to dwa term iny prawie jednoznaczne, wyrażające dwa skutki nierozdzielne — funkcyą ta była rozdzielona w całości jednostki pomiędzy różne składające j ą elementy, jeżeliby nie była zachowana dla kilku elementów wyspecyalizowanych. Doświadczenie zda­

je się istotnie nam wykazywać, że mała tylko liczba elementów — są to zapewne elektrony wartościowe te same, które stanowią łącznik i bezpośredni związek pomiędzy atomami—je s t zdolna wysyłać promieniowanie.

Należy jednakże dla dokładnego ozna­

czenia istoty tego promieniowania u s ta ­ lić zasadniczą różnicę pomiędzy różnemi postaciami m ateryi z p u n k tu widzenia ich pochodzenia. Jedne z nich wypły­

wają, tak ja k atom lub molekuła z roz­

woju naturalnego i stanowią właściwie istoty naturalne; inne pochodzą z rozkła­

du, wywołanego przez przyczynę ze­

wnętrzną, naprzykład przez * bombardo­

wanie ciałek lub zaburzenie elektroma­

gnetyczne; skutkiem tego są one istota­

mi niezupełnemu i sztucznemi w ytw ora­

mi rozkładu, ja k to się dzieje w jonach gazowych.

Jasnem jest, że jeżeli istoty naturalne ja k atom i molekuła w ich rozmaitych stanach są w ciągłym między sobą związ­

ku, w m i a r ę i c h t o w a r z y s k o ś c i , istoty niezupełne i sztuczne, ja k jon, są zazwyczaj odosobnione od świata ze­

wnętrznego. Potrzeba szczególnej przy­

czyny, pewnego ruchu drgającego, pe­

wnego zewnętrznego podrażnienia, ażeby w nich wywołać rodzaj odgłosu lub re- akcyi przejściowej i nadać im pozór ży­

cia. Ich promieniowanie może jedynie być przerywane i nieciągłe.

Z tych właśnie istot niezupełnych, a nie z atomów i molekuł nierozdzielo- nych pochodzi, ja k się zdaje światło w y­

syłane przez gazy, gdy stanowią one przedmiot działania chemicznego lub elektrycznego. Ich widmo liniowe zdaje się być jedynie wysyłane przez zawarte w nich jony.

Widmo to je s t jednakże bardzo cieka­

we z powodu badań nad budową atomu;

Cytaty

Powiązane dokumenty

w sprawie Miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego dla części terenu działki nr ewid. Miejscowy planu zagospodarowania przestrzennego dla części terenu działki Nr

Obwód szkoły ograniczony: od strony północnej: ul. Jana Kilińskiego, ul. Rotmistrza Witolda Pileckiego; od strony wschodniej: do ul. Rotmistrza Witolda Pileckiego,

Uwagę zwrócić należy na fakt, że Sąd Najwyższy w glosowanym orzeczeniu podkreślił, że pomimo braku prawa do niezakłóconego urlopu, nie można jednoznacznie wykluczyć, aby

Fuzja czy przejęcie jest newralgicznym etapem w działalności każdego podmiotu go- spodarczego. Towarzyszące temu procesy są niezwykle złożone i wywołują zmiany we

Na podstawie obowiązujących aktów prawnych omów taktykę działania pododdziałów zwartych Policji w sytuacji zagrożenia bezpieczeństwa lub naruszenia porządku publicznego

5) miejsce prowadzenia turnusów readaptacyjno-kondycyjnych. Turnusy readaptacyjno-kondycyjne są prowadzone w Wojskowym Ośrodku Szkoleniowo-Kondycyjnym Mrągowo. Podmiotem kierującym

Wykonanie zarządzenia powierza się Naczelnikowi Wydziału Budżetu Miasta oraz Dyrektorom jednostek wymienionych w załączniku nr 1 do niniejszego

• Jest grupa mieszkańców Zielonej Góry, która nie zgadza się na odstrzał.. • Dziczyzna stanie się lubuskim