DROBNE WIADOMOŚCI: 243
348 sztuk oręża,
, . , . , ) z żelaza
4o narzędzi rożnych,
59 przedmiotów złotych,
902 naczynia gliniane,
106 przedmiotów z bursztynu,
137 „ ze szkła i innych.
Z powyższego widać, że groby żarowe były hojniej uposażone w broń
i naczynia bronzowe, oraz gliniane. W tej epoce po raz pierwszy, obok
dawniej używanego bronzu, występuje nowy metal — śelaso, przeważnie
stosowany do wyrobu oręża. Załączona tablica obejmuje
najcharaktery-styczniejsze okazy kultury hallsztackiej.
em.
N A U K A 1 U C Z E N I U N A S *).
J a ł o w e są r o z p r a w y o wartości nauki teoretycznej, o przydatności j e j zwłaszcza w społeczeństwach ubogich, które środki s w o j e muszą oszczędzać i skrupulatnie wy-d a t k o w a ć . Na p e w n y m stopniu r o z w o j u myślenie n a u k o w e i praca n a u k o w a s t a j ą się potrzebą człowieka, w społeczeństwie— j e d n ą z funkcyi życia z b i o r o w e g o , równie nieuniknioną j a k p r a c a nad w y t w a r z a n i e m d ó b r matei-yalnych. Społeczeństwo, które-by rozmyślnie, z doktrynerskich p o b u d e k , o d d a j ą c pierwszeństwo w a ż n i e j s z y m j a k o by interesom życia materyalnego, w y -rzekło się n a u k o w e g o b a d a n i a , popełniło-b y a k t częściowego s a m o popełniło-b ó j s t w a : p e w n ą liczbę sił w niem tkwiących, d ą ż e ń rwą-cych się do z a s p o k o j e n i a , skazywałob}' na głód i p o w o l n y zanik, p e w n ą liczbę j e -dnostek, w których siły o w e i dążenia z większem w y r a ż a j ą się napięciem i o któ-rych calem powołaniu s t a n o w i ą -
zmusza-łoby do bezmyślnego wegetowania, lub m a r n o w a n i a się na obcj'ch im polach pracjr.
Może ktoś u t r z y m y w a ć , że p o t r z e b a n a u k o w e g o p o z n a n i a w społeczeństwach różnych z a s p o k a j a n ą być p o w i n n a w s p o -sób p r z y s t o s o w a n y do ich ogólnego po-ziomu kultury i materyalnych ich ś r o d k ó w , a więc np. u nas należałoby ograniczać usiłowania raczej do e k s t e n z y w n e g o sze-rzenia oświaty, aniżeli do u p r a w y nauki u j e j szczytów, do j e j rozlewania n a masy i p o p u l a r y z o w a n i a , a nie t w o r z e n i a , zos t a w i a j ą c twórczość n a r o d o m lepiej u w a -r u n k o w a n y m . Na to j e d n a k z a p y t a m y : któż ma tę n a u k ę szerzyć i popularyzować? Błędne to jest mniemanie, że do p o p u l a -r y z o w a n i a wiedzy czy to w fo-rmie d -r u k u , czy w y k ł a d ó w powołani są dostatecznie ludzie, którzy z n a u k ą obeznali się w tym właśnie wyłącznie c e l u — j e j p o p u l a r y z o w a n i a . N a u k a przez takich p o p u l a r y z a
-*) Artykuł ten, pomieszczony w № 1 „Głosu" (1900 г.), z a w i e r a tak t r a f n e u w a g i , że ośmielamy się go p r z e d r u k o w a ć . Choć n a s niewielu czyta, niech s ł o w a a u t o r a b r z m i ą szerzej i u ś w i a d a m i a j ą n a m obowiązki, ale z a r a z e m i p r a w a p r a c o w n i k ó w na niwie n a u k i czystej, n i e z a w s z e r o z u m i a n e należycie. O p u s z c z a m y tylko kilka mniej w a ż n y c h u s t ę p ó w ,
244 J. WŁ. DAWID. torów z zawodu dawana, którzy niczem
innem nie są jak tylko popularyzatorami, nosi zawsze cechy grubego dyletantyzmu. Nikt nie może mówić z zupełną świado-mością rzeczy, i nie może być kompe-tentnym świadkiem lub sprawozdawcą, tylko ten kto sam bezpośrednio rzecz widział, doświadczył jej. O t ó ż n a u к a m o ż e b y ć w i d z i a n ą w e w ł a -s n e j i -s t o c i e t y l k o p r z e z t y c h , k t ó r z y j ą t w o r z ą , k t ó r z y s a -m o d z i e l n i e n a d n i ą p r a c u j ą . Niezmiernie ważnem jest w nauce i w jej opowiadaniu innym odróżnienie stopni jej pewności, rozgraniczenie faktów od teoryi i hypotez. Jest to zwykłą wadą popula-ryzatorów, że tej granicy nie rozumieją i innym wskazać nie umieją — T a k to u nas w dobie wytężonego popularyzo-wania wiedzy, mnóstwo się pojawiło ta-kich niedojrzałych elaboratów niby nau-kowych.
Pracownicy nauki muszą być zabezpie-czeni materyalnie, owoce ich pracy po-winny przynosić pożytek społeczeństwu. Najprostszem rozwiązaniem wydaje się niektórym emigraoya na zachód. W s z y -stkie jednak przytaczane na korzyść tego argumenty, nie dadzą się utrzymać. Ze względu na pracowników, nie stanowi emigracya żadnego rozwiązania. W naj-lepszym razie bardzo niewielka liczba icli może znaleźć los na tej drodze, i to naj-częściej nie bez wielkich ofiar i upoko-rzeń. Rzadkie są, zupełnie wyjątkowe wypadki, ażeby polski uczony przedsta-wiał siłę, o którąby się zagranica ubie-gała, którąby uniwersytet zapraszał: za-zwyczaj starać się o to trzeba, przecho-dząc stopnie i formalności, pokonywać konkurencyę miejscowych pracowników. A rozumie się jest ona znaczną, zwła-szcza na pewnych polach. W każdym razie bardzo mata cząstka znajdzie w ten sposób zajęcie dla swej pracy, a reszta pozostanie zawsze w kraju. Czy zaś jest pożądanem oddawanie i owej cząstki? Że
dla jednostek może to stanowić pomyślny wypadek, nie wynika, iżby można to sta-wiać za program społeczeństwu; tacy uczeni niosą światło i zdolność tam, gdzie jest ich, ile może być w danej epoce naj-więcej, dają tym, którzy j u ż mają i nie potrzebują.
Złudzeniem jest zaś mniemać, ażeby stąd jakaś korzyść lub chluba iść miała dla społeczeństwa rodzimego. T a k i e j e d n o s t k i d l a k r a j u p r z e p a d a -j ą. Ich polskie pochodzenie,— a w podo-bnych warunkach nie tylko polskie, lecz wogóle obce—nie jest człowiekowi na rękę, i raczej ukrywa je, niż na pokaz w y -stawia: nie tylko mimowoli, pod parciem otoczenia, ale i świadomie, idąc w kie-runku własnego interesu, człowiek taki stara się zatrzeć ślady swej obcości. K o -niec końców są to więc regenaci, i jako takich sądzić ich należy, nie chlubić się niemi, ale potępiać.
Może ktoś, nie opuszczając kraju, po-mieszczać prace swe w zagranicznych pismach. B y ł o b y z ł u d z e n i e m i w t y m r a z i e u t r z y m y w a ć , ż e p r a c u j e o n d l a p o l s k i e j n a u k i .
Nazwiska nie odróżniają ludzi: kto pi-sze po niemiecku, należy bezwarunkowo do niemieckiej literatury. W najlepszym razie pochodzenie uczonego stanowić bę-I dzie tylko szczegół biograficzny, który
nie zawsze wyjdzie na j a w , na który nie ! wielu zwróci uwagę.
J e ż e l i n a u k a p o l s k a i s t n i e ć m a j а к o p o l s k a , k o r z y ś ć p r z y -n o s i ć k r a j o w i , w z r a s t a ć o -n a m u s i n a g r u n c i e r o d z i m y m ; p r z e n i e s i o n a n a o b c y , p r z e -s t a j e b y ć n a -s z ą i prze-staje - społe-czeństwu pożytek przynosić.
Idzie więc o to, ażeby p r a c o w n i -k o m n a u -k o w y m u n a s s t w o r z y ć w a r u n к i, umożliwiające ich powołanie.
W pierwszym rzędzie należy tu pewna atmosfera moralna. J a k artysta, literat, tak uczony, jakkolwiek mieć mogą bez-interesowne pobudki ^racy, chcą jednak
NAUKA I UCZEŃ! U NAS. 240
koniecznie mieć koio siebie kogoś, ktoby ich słuchał, rozumiał, lub przynajmniej współczuł im, wiedział o nich, darzył uznaniem. Otóż co się tyczy zaintereso-wania u nas do nauki i potrzeby, przez ogół w tym kierunku odczuwanej, to rze-czy stoją niewątpliwie lepiej, aniżeli zdaje sie przyjmować zdawkowa opinia, ura-biana przez pewną część prasy popular-nej i przez żywioły reakcyjne. Zaintere-sowanie do nauki u nas przestało b}'ć modną pogonią za „ostatniemi wynika-mi nauki"; okrzepło ono i pogłębiło się. Nie można też nie uznać, że poziom naukowego przygotowania u ogółu w osta-tnich czasach podniósł się wyraźnie. Mnoży się liczba pism fachowych. Wy-dawnictw popularno-naukowych pojawia się może mniej, ale przystosowane są one do wyższej miary krytycznej, aniżeli to było przed laty 20—:io. T a k więc o ile idzie o sympatycznie usposobionych słu-chaczy i czytelników, to nasi pisarze naukowi pocieszać się mogą, że warunki ich pracy stale się polepszają.
W związku z tem jednak zarzut uczy-nić należy naszej prasie popularnej, że stale niedocenia ona wartości i zasług pi-sarzy naukowych, pracujących śród swoich i dla swoich, a obok tego skłonność ma do niewczesnego często podnoszenia i re-klamowania prac rodaków, które poja-wiają się w obcych językach. T k w i w tem przypuszczenie, że rozprawa, czy artykuł Polaka, które zamieszczone zostały w pi-śmie niemieckiem, francuskiem czy an-gielskiem, tem samem muszą się wyróżniać szczególną wartością. Ale prasa obca tak ogólna jak fachowa przedstawia wielką rozmaitość. Obok organów przodujących, o ustalonej reputacyi naukowej, do któ-rych przystęp mają tylko prace, stano-wiące realny przyczynek do przedmiotu, istnieje mnóstwo czasopism, które rządzą się wielką, nierzadko większą niż u nas, pobłażliwością w kwalifikowaniu artyku-łów, w których też mnóstwo znajduje się pustej słomy. Prócz tego, w każdem
czaso-piśmie są rubryki pracowite, a niewdzię-czne—sprawozdań, referatów. Do tych wszędzie trudno o współpracowników, i każdy, kto się ich z jaką taką znajo-mością rzeczy podejmie, jest chętnie wi-dziany. Z odległości różnice te i odcie-nie zacierają się, i u d z i a ł w p r a s i e z a g r a n i c z n e j w y z y s к i w a n у by-w a j a k o ś r o d e k r e k l a m y l u b z a d o w o l e n i a p r ó ż n o ś c i .
Przyznać zresztą trzeba, że nasi pisa-rze naukowi sami w tym względzie zaj-mują często błędne stanowisko. W pol-skich pracach naukowych, fachowych i popularyzacyjnych, cytuje się Niemców, mniej Francuzów, czasem Anglików, pra-ce zaś rodaków—dorywczo tylko, mimo-chodem, często z pewnym tonem łaska-wej pobłażliwości, albo i wcale. Stosun-kowo rzadko rolę tu odgrywa zawiść za-wodowa, przeważnie przyczyn}'są inne— ogólnej natury. Naprzód więc zapatrywa-nie, że można przedmiot traktować umie-jętnie, nie licząc się z jego literaturą pol ską. Wpływa dalej fakt, że w większej części działów naukowych nie mamy s y -stematycznie prowadzonej i na dłuższe okresy rozciągającej się bibliografii, że b r a k b i b l i o t e k , к t ó r e b у g r o m a d z i ł } ' i u p r z y s t ę p n i a ł y n a -s z e w y d a w n i c t w a 11 a u к o w e, że nasza wytwórczość naukowa roztrzeloną jest na parę ognisk, które ąłabo komuni-kują się z sobą i niedość o sobie wiedzą. Skutkiem tego, polska książka naukowa, a tembardziej artykuł w czasopiśmie, po-mimo nawet rzeczywistej wartości, już po paru latach przechodzą w zapomnienie; nowy pracownik, który na dane pole wstępuje, odbiera wrażenie, że przed nim nikt tego pola nie uprawiał.
Wogółe nasi pisarze nie liczą się z so-bą, nie przytaczają—poprostu dlatego, że często wcale o sobie nie wiedzą.
Co się tyczy materyalnych warunków egzystencyi naszych pracowników nauko-wych, to wchodzą tutaj oczywiście nie tylko osobiste środki utrzymania, ale i
po-246 J. W Ł . D A W I D . siadanie p o m o c y n a u k o w y c h , bibliotek,
czasopism, l a b o r a t o r y ó w i t. p.
Praca n a u k o w a tak dobrze u nas, j a k gdzieindziej, sama przez się nie zape-w n i a p o d s t a zape-w y do życia. Nigdy z zape-w y l d e h o n o r a r y u m nie m o ż e stanowić r z e c z y w i stego w y n a g r o d z e n i a z a pracę, której w y -niki u c z o n y b a d a c z po kilku latach, a cho-c i a ż b y kilku miesiącho-cacho-ch, sldada w roz-p r a w c e o 2 — 3 arkuszach druku; tem mniej, g d y przedmiot jest tego rodzaju, że w y m a g a źródeł k s i ą ż k o w y c h , p o d r ó ż y lub specyalnych p r z y r z ą d ó w . W j a k i e j ś formie, pośrednio lub bezpośrednio, praca taka musi być s u b w e n c y o n o w a n ą . Najpomyślniejszem jest położenie, g d y s u b -w e n c y ę tę o t r z y m u j e -w formie, mającej ścisły z w i ą z e k z samem w y k o n y w a n i e m z a w o d u n a u k o w e g o , a więc np. w for-mie w y ż s z e g o nauczania. . U nas j a k o p o m o c m a t e r y a l -n a dla p r a c o w -n i k ó w -n a u k o w y c h duże znaczeni« miećby mogły systematycznie z o r g a n i z o w a n e w y k ł a d y p u b l i e z -n e, o d c z y t y , tak w W a r s z a w i e j a k -na prowincyi. Ale należałoby naprzód w tej kwestyi r o z p r o s z y ć niektóre błędne po-jęcia.
O d c z y t y w d z i s i e j s z y c h w a r u n k a c h d l a n a s z y c h u c z o n y c h s ą c z ę ś c i e j c i ę ż a r e m , a n i ż e l i ź r ó d ł e m p r a w o w i t e g o d o -c h o d u . Nauki nie u w a ż a się za -coś, co m o g b ' b y być samo dla siebie celem w y s t a r c z a j ą c y m , b i e r z e s i ę j ą j a k o ś r o d e k n a u s ł u g i f i l a n t r o p i i . P u b l i c z n o ś ć tak jest w tym kierunku zde-m o r a l i z o w a n ą , szczególniej na prowincyi, że, g d y z a p o w i e d z i a n y zostaje o d c z y t w s z y s c y naprzód z a p y t u j ą : „ a na j a k i to cel?'1 T o , ż e kto chce m ó w i ć publicznie o filozofii, archeologii przedhistorycznej lub dramacie angielskim, u w a ż a się z a r o d z a j iinpertynencyi. w y r z ą d z a n e j spo-k o j n y m o b y w a t e l o m miasta; to, że z a to j e s z c z e każe sobie płacić z a r o d z a j w y -z y s k u : więc tylko j a k i ś „cel", mniej lub więcej filantropijny, z d o l n y jest w i n y te
okupić. W ł a ś c i w i e wj^zysku d o p u s z c z a j ą się tutaj „filantropowie", którzy od l u -dzi nauki w y m a g a j ą ofiar pod postacią o d c z y t ó w i p o z b a w i a j ą ich w ten sposób j e d n e g o z n i e w i e l u ź r ó d e ł d o -s t ę p n e g o d l a n i c h d o c h o d u . W y z y s k w tym razie bardziej jest j e s z c z e n a g a n n y , niż w z g l ę d e m artystów, k t ó r z y w o g ó l e u nas z a r a b i a j ą ł a t w o i nieźle, którzy zresztą jedno i to samo m o g ą p r o -d u k o w a ć na wielu występach. Rezultat jest taki, że ludzie wybitni na różnych polach w i e d z y zupełnie prawie p o z b a w i e ni z o s t a j ą możności przemawiania p u -blicznie, g d y ż całą potrzebę publiczności w tym kierunku z a s p o k a j a j ą o d c z y t y fi-lantropijne, których bezpłatnie podejmo-w a ć się m o g ą tylko zamożni dyletanci dla z a s p o k o j e n i a ambicyi, albo dla reklamy.
W o g ó l e , biorąc pod u w a g ę ciężkie wa-runki bytu pisarzy n a u k o w y c h , korzystanie z w y k ł a d ó w publicznych dla j a k i c h -bądź celów u b o c z n y c h —filantropijnych, c z y dla podtrzymania instytucyi skądinąd bardzo p o ż y t e c z n y c h , u z n a ć n a l e ż y z a działanie z gruntu s z k o d l i w e dla intere-s ó w 'intere-społecznych.
W y k ł a d y te p o w i n n y s ł u ż y ć tylko d w u celom i ż a d n y m innym: oświecaniu ogółu, i j a k o źródło dochodu dla ludzi, p r a -c u j ą -c y -c h nad nauką.
Niebrak p r z y k ł a d ó w i u obcych, że zna-komici n a w e t myśliciele i uczeni, dla zdo-bycia ś r o d k ó w ż y c i o w y c h o d d a w a ć się musieli ubocznej pracy z a r o b k o w e j . G d y j u ż konieczność ta zachodzi, jest pożądąnem, a ż e b y ta u b o c z n a praca n a j m n i e j m i a ł a w s p ó l n e g o z p r a -c ą n a u к o w ą, a ż e b y b y ł a n a j b a r d z i e j od niej różną, a więcej zbliżoną do czyn-ności automatycznej. W t e d y bowiem nie r o z p r a s z a ona umysłu, n i e w у с z e r-p u j e j e g o s i ł y , r-przeciwnie, stanowić może d o b r o c z y n n ą d y w e r s y ę i do pewne-go stopnia o d p o c z y n e k . Nie jest tu więc w ł a ś c i w ą np. a d w o k a t u r a albo n a u c z y -cielstwo na stopniu ś r e d n i m lub
elemen-N A U K A 1 U C Z E elemen-N I U elemen-N A S 247 tarnym, natomiast b a r d z o o d p o w i e d n i e niektóre r o d z a j e p r a c y b i u r o w e j . Praca n a u k o w a W3'rabia w c z ł o w i e k u w i e l k ą sumienność, ścisłość i d o k ł a d n o ś ć — p r z y m i o t y i na s t a n o w i s k a c h praktycz-n y c h cepraktycz-npraktycz-ne; r z e c z y w i s t o ś ć też ś w i a d c z y , ż e ci z n a s z y c h p r a c o w n i k ó w nauko-w y c h , k t ó r z y z a j m u j ą s t a n o nauko-w i s k a biuro-w e , b y n a j m n i e j darmo chleba jeść nie chcą, że i n a tem polu p r a c u j ą nie go-rzej i nie mniej od innych, i że instytu-c y a , p r z y j m u j ą instytu-c iinstytu-ch i płainstytu-cąinstytu-c im p e n s y e , nie robi ż a d n e j ofiary.
T a k w i ę c chcemy, a ż e b y n a u k a n a s z a r o z w i j a ł a się na gruncie r o d z i m y m , i ż b y p r a c o w n i c y j e j nie z r y w a l i w ę z ł a , który ich ze s p o ł e c z e ń s t w e m ł ą c z y , i a ż e b y d o -b r o w o l n i e nie a -b d y k o w a l i z charakteru polskich p i s a r z y n a k o r z y ś ć o b c y c h lite-ratur. C h c e m y z a ś tak dlatego, że n a u k ę u w a ż a m y z a j e d n ą z istotnych ż y w o t n y c h f u k c y i s p o ł e c z e ń s t w a , dla którego p r z y -tłumienie lub upośledzenie tej f u n k c y i po-w o d o po-w a ć b y musiało c z ę ś c i o po-w e obumie-ranie. J. Wt. Dawid.
LITERATURA OGÓLNA.
W a ż n i e j s z e p r a e e z o s t a t n i e g o d w u l e e i a (r. 1898 i 99). Abercromby H. J. The pre-audpro-to-historic Finns, both eastern and we-stern, with the magic songś of the west Finns. 2 t. z map. i rye. str. 809. Londyn, 1899.
Ahlhorn Fr. Eine altwendische Tö-pferwerkstätte in Wienrode bei Blan-kenburg а. II. Ztschr. d. Harzver. .1898.
X X X I , S. 284.
Angelis d'Ossart G. de Contribuzio-11e alla paletnologia romana. Atti de Soc. Rom. di antrop. 1898. Tom 6, str. 203.
Aspelin J. R. Tvänne ringar af en för de slaviska folken karaktäristisk form. Finskt Museum. 1898. S. 6 3 - 6 4 .
Badeni Henryk hr. O łowiectwie pol-skiem w czasach piastowskich. (Wiek X — X I V ) . Przewodn. naukowy i liter Rok. 22. 1896. Str. 644-556.
В ai er R. Eine steinzeitliche Wohn-stätte auf Rügen. Nachr. über deutsche Altertumsfunde. T. 9, zesz. 1.
Baissai J. Les origines de la religion. Paryż 1899. Alcan.
Balzer Oswald. Rewizyateoryio pier-wotnem osadnictwie w Polsce. Kwar-talnik historyczny, zeszyt I z 1898 г., str. 21—63.
Barvir J. Dr. О vyznamu starych nâ-zvû Eburoduiium a Eburum. Cas. mus. olom. 1897. é. 5 4 - 5 5 p. 81.
Beck G. Der Urmensch. Krit. Studie. 62. Str, 8. Bazylea 1899.
Beck L. Die Geschichte des Eisens in technischer u. kulturgeschichtlicher Beziehung. Oz. III. Das 18 Jahrhund. Braunschweig. 1897.
Beltz Robert. Die steinzeitlichen Fundstellen in Mecklenburg. Lipsk, 1899.
Beltz R. Die Vorgeschichte von Meck-lenburg. MeckMeck-lenburg. Geschichte in Einzeldarstellungen. Tom I. Berlin 1899. W . Süsserott.
Berlin J . Neue Gedanken über die Entstehung der Familie und der Re-ligion. Bern 1898.
Blasius W. Über die Vorgeschichte und Frühgeschichte des