• Nie Znaleziono Wyników

Kula Pascala

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Kula Pascala"

Copied!
10
0
0

Pełen tekst

(1)

Jorge Luis Borges

Kula Pascala

Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 2 (26), 177-185

(2)

Świadectwa

Jorge Luis Borges

Kula Pascala

Być może h isto ria pow szechna jest histo rią k il­ k u m etafor. Celem niniejszej n o tatk i jest naszkicow anie jednego rozdziału tej historii.

Sześć w ieków przed erą chrześcijańską rapsod K senofanes z Kolo- fonu, znużony hom eryckim i w ierszam i, k tóre recytow ał od m iasta do m iasta, napiętnow ał poetów , k tó rzy przypisyw ali bogom cechy antropom orficzne i zaproponow ał G rekom jednego Boga, k tó ry był wieczną kulą. W Timajosie P la to n a czytam y, że ku la jest b ry łą n a j­ doskonalszą i najb ard ziej jed n o litą, gdyż w szystkie p u n k ty jej po­ w ierzchni są jednakow o odległe od środka; Olaf Gigon (Ursprung

der griechischen Philosophie, 183) uw aża, że K senofanes nauczał

analogicznie; Bóg jest kulisty, gdyż tak a form a jest n ajdoskonal­ sza, czy n ajm niej niedoskonała, dla w yobrażenia bóstw a. P a rm e n i­ des, czterdzieści lat później, pow tórzył ten obraz („Istota podobna jest do m asy dobrze utoczonej kuli, któ rej siła jest stała od środka w jakim kolw iek k ie ru n k u ”); Calogero i Mondolfo rozum ują, że przeczuł on kulę nieskończoną czy nieskończenie rosnącą i że sło­ w a, k tó re przytoczyłem , posiadają znaczenie dynam iczne (A lber- telli: Gli Eleati, 148). P arm en ides nauczał w Italii; w niew iele lat po jego śm ierci S ycylijczyk E m pedokles z A g rigentu m u tk ał p ra ­

cow itą kosmogonię; jest w niej etap, w k tó ry m drobin y ziemi, w o­ dy, pow ietrza i ognia tw orzą kulę bez końca, „okrągły Sphairos, k tó ry rad u je się w swej kolistej sam otności” .

H istoria pow szechna k o n tyn u ow ała swój bieg, zbyt ludzcy bogowie, k tó ry c h zaatakow ał K senofanes, zostali sprow adzeni do fikcji poe­ tyckich czy do dem onów , ale m ówiono, że jed en z nich, H erm es Trism egistos, podyktow ał nie u staloną liczbę ksiąg (42 w edług K le­ m ensa z A leksandrii, 20 000 w edług Jam blicha, 36 525 w edług k ap ła­

(3)

nów T hotha, k tó ry rów nież jest H erm esem ), na k tó ry c h stro n icach b y ły napisane w szystkie rzeczy. F ra g m e n ty tej iluzorycznej b ib lio ­ teki, kom pilow ane, czy też tw orzone od III w., stanow ią to, co n a ­ zyw a się Corpus H e r m e tic u m ; w jed n y m z nich, czy też w A skle- piuszu, k tó ry rów nież przypisyw ano T rism egistow i, fra n c u sk i te o ­ log A lain de Lille — A lanus de Insulis — odkrył p rzy końcu X III w. tę fo rm ułę, któ rej n astępn e w ieki nie m iały zapom nieć: „Bóg jest zrozum iałą kulą, k tó rej środek jest wszędzie, a pow ierzchnia n ig ­ dzie” . P re so k ra ty c y m ów ili o k u li bez końca; A lb ertelli (jak p rz e d ­ tem A rystoteles) m yśli, że mówić w te n sposób, to popełniać contra-

dicto in adjecto, bow iem podm iot i orzeczenie się znoszą; m oże to

być praw dą, ale fo rm u ła z h erm ety czn y ch ksiąg pozwala nam nieo­ m al na przeczucie tej kuli. W X III w. obraz ukazał się ponow nie w sym bolicznym R o m a n de la Rose, k tó ry podaje go jako pocho­ dzący od P lato n a, i w encyklopedii S p e c u lu m T r ip le x ; w w ieku X V I o statn i rozdział ostatn iej księgi P a n ta g ru e la dotyczył „tego in te ­ lek tu alneg o koła, którego środek jest wszędzie, a obwód nigdzie, k tó re nazyw am y Bogiem ” . Dla średniow iecznego um y słu znacze­ nie jego było jasne; Bóg jest w każdym ze sw ych stw orzeń, ale żad­ ne go nie ogranicza. „Niebo, niebo niebios, nie o b ejm u ję cię” , po­ w iedział Salom on (I księga królewska, V III, 27); geom etryczna m e ta ­ fora kuli m usiała w ydać się w y jaśn ien iem ty ch słów. P oem at D an ­ tego zachow ał Ptclom euszow ską astronom ię, k tó ra przez ty siąc cztery sta lat rządziła w yobraźnią ludzi. Ziem ia stanow i środek w szechśw iata. J e st n ieruchom ą kulą; dokoła niej k rąży dziew ięć kon cen try czn y ch sfer. Siedem pierw szych to p lan e tarn e n ieba (nie­ ba K siężyca, M erkurego, W enus, Słońca, M arsa, Jow isza, S a tu rn a ); ósm a to niebo gwiazd stałych; dziew iąta — kryształo w e niebo zw a­ n e rów nież Pierw szą P rzyczyną. Je st ono otoczone przez E m pireum , k tó re utw orzone jest ze św iatła. C ały te n w ypracow any a p a ra t pu sty ch, przezroczystych i krążący ch sfer (pew ien system dom agał się ich pięćdziesięciu pięciu) stał się um ysłow ą koniecznością; De

hypothesibus m o tu u m coelestium comm entariolus brzm i nieśm iały

ty tu ł, jaki K opernik, przeciw nik A rystotelesa, nadał rękopisow i, k tó ry przekształcił naszą w izję kosmosu. Dla człowieka, dla G iorda- na B runa, p rzerw an ie gw iezdnych sklepień było w yzw oleniem . W W ieczerzy popiołów ogłosił, że św iat jest nieskończonym sk u tk iem nieskończonej przyczyny, i że bóstw o z n a jd u je się w pobliżu, ,,gdyż z n a jd u je się w ew n ątrz nas jeszcze bardziej, niż m y sam i jesteśm y w ew n ątrz n a s” . Poszukiw ał słów, aby objaw ić ludziom K opernikow ­ ską p rzestrzeń i n a sły n n ej stro nicy w ydrukow ał: „m ożem y tw ie r­ dzić z pew nością, że w szechśw iat je st cały środkiem , lub że środek w szechśw iata jest wszędzie, a obwód nigdzie” (De la causa, princi-

pio ed uno, V).

Zostało to n apisane z radością w 1584 r., jeszcze w św ietle odrodze­ nia; siedem dziesiąt la t później nie pozostaw ało już żadne odbicie tego zapału i ludzie poczuli się zagubieni w czasie i w przestrzeni.

(4)

W czasie, gdyż jeśli przyszłość i przeszłość są nieskończone, nie ist­ n ieje w rzeczyw istości jakieś „kiedyś” ; w przestrzeni, poniew aż jeśli każda istota jest jednakow o odległa od nieskończoności i nie­ skończonej małości, nie istn ieje rów nież jakieś „gdzieś” . N ikt nie je s t w jak im ś dniu, w jakim ś m iejscu; n ik t nie zna wielkości sw o­ jej tw arzy. W odrodzeniu ludzkość sądziła, że osiągnęła w iek m ęski i tak stw ierd ziła poprzez u sta B runa, C am panelli i Bacona. W w ieku X V II przepełniło ją strach em poczucie starości; aby się u sp raw iedli­ wić, w ygrzebała w iarę w pow olną i nieuniknioną degenerację w szel­ kiego stw orzenia, spow odow aną grzechem Adam a. (W rozdziale pią­ ty m Genesis pow iedziane jest, że „w szystkich dni M atuzalem a było dziew ięćset dziew ięćdziesiąt dziew ięć la t ” ; w szóstym że „były olbrzy ­ m y na ziem i w ow ych d n iach ”). P ierw sza rocznica elegii A n a to m y of

th e World Jo h n a D onnę opłakiw ała niezw ykle krótkie życie i bardzo

niski w zrost w spółczesnych ludzi, k tó rzy są jak w różki i Pigm eje; M ilton, w edług biografii Johnsona, obaw iał się, że g a tu n ek epicki jest już na ziem i niem ożliw y; G lanvill uw ażał, że Adam , „m edal Boga” , cieszył się w izją teleskopow ą i m akroskopow ą; R obert South napisał sław ne słowa: „A ry sto teles nie był niczym innym niż ru in ą A dam a, a A ten y — szczątkam i R a ju ” .

W owym pozbaw ionym zapału stu leciu absolutna przestrzeń, k tó ra zainspirow ała h e k sam e try L ukrecjusza, absolutna p rzestrzeń, k tó ra b y ła w yzw oleniem dla B runa, stała się la b iry n te m i przepaścią dla Pascala. Ten nienaw idził w szechśw iata i prag n ąłb y uw ielbiać Boga, ale Bóg był dla niego m niej rzeczyw isty niż znienaw idzony w szechśw iat. Rozpaczał, że firm a m en t nie mówi, porów nyw ał nasze życie do życia rozbitków na bezludnej wyspie. Czuł n ieu stan n y cię­ żar św iata fizycznego, czuł zaw rót głowy, strach i sam otność i w y ­ raził je w in n y ch słow ach: „P rzy ro da jest nieskończoną kulą, k tó rej środek jest wszędzie, a obw ód nigdzie” . W ten sposób p u b lik u je ten tek st B runschvicg, ale w ydanie k ry ty czn e T o u rn eu ra (Paryż 1941), k tó re oddaje sk reślen ia i w ahania rękopisu, ujaw nia, że Pascal n ap isał początkow o ,,e ffroyable ” : „P rzerażająca kula, któ rej środek je s t wszędzie, a obwód nigdzie” .

Być może h isto ria pow szechna jest h istorią rozm aitych in ton acji k ilk u m etafor.

Buenos Aires 1951 r.

1 7 0 ŚW IA D E C T W A

Od alegorii do powieści

A legoria jest dla nas w szystkich estetycznym błędem . (Moim początkow ym zam iarem było napisanie „nie jest n i­ czym inn ym niż błędem e ste ty k i” , ale potem zauw ażyłem , że m oja se n te n c ja zaw ierała alegorię). O ile mi wiadomo, g atu n ek alegorycz­

(5)

ny był analizow any przez S ch openhauera (W elt als W ille u n d V o r­

stellung, I, 50), De Q uinceya (Writings, XI, 198), F rancesco de

Sanctis (Storia della letteratura italiana, VII), Croce (Estetica, 39) i C hestertona (G. F. Watts, 83); w ty m eseju ograniczam się do dw óch ostatnich. Croce p ię tn u je sztukę alegoryczną, C h esterton jej bron i; sądzę, że rację m a ten pierw szy, ale chciałbym w iedzieć, ja k m ogła się cieszyć tylom a w zględam i form a, k tó ra w y daje nam się n ie ­ m ożliw a do uspraw iedliw ienia.

Słowa Crocego są jasne; ograniczę się do ich przytoczenia: „Jeżeli sym bol pojm ow any jest jako nierozdzielny z a rty sty czn ą in tu icją, jest synonim em sam ej tej in tu icji, k tó ra m a zawsze c h a ra k te r idealny. Jeśli sym bol p o jm ow any jest jako rozdzielny, jeżeli z je d ­ nej s tro n y może być w y ra ź n y sym bol, a z drugiej sym bolizow ana rzecz, popada się w b łąd in te le k tu a ln y ; dom niem any sym bol jest ekspozycją jakiegoś pojęcia ab strak cy jneg o, je s t alegorią, jest n au k ą czy też sztuką, k tó ra n aślad u je naukę.- Ale m usim y być rów nież spraw iedliw i w stosun k u do alegorii i zauw ażyć, że w n iek tó ry ch p rzy pad kach jest ona nieszkodliw a. Z Jerozolim y w y z w o lo n e j m oż­ na w yciągnąć jakiś m orał; z Adonisa M arina, poety lubieżności, reflek sję, że n a d m ie rn a rozkosz kończy się bólem ; rzeźbiarz może um ieścić pod posągiem napis m ówiący, że jest to Ł aska czy Dobro. Takie alegorie, dodane do ukończonego dzieła, nie przynoszą m u szkody. Są w yrazam i, k tó re dodane są z zew n ątrz do inn y ch w y ra ­ zów. Do Jerozolim y dodaje się jed n ą stronę prozą, k tó ra w y raża in n ą m yśl autora; do Adonisa — jed en w iersz czy jed n ą strofę, k tó ra w y raża to, co poeta chce dać do zrozum ienia; do posągu — w yraz Łaska czy w y raz D obro” . N a stro n ie 222 książki Poezja (Bari 1946) to n jest bardziej w rogi: „A legoria nie jest bezpośrednim spo­ sobem w ypow iedzi duchow ej, lecz rodzajem pism a czy k ry p to ­ g rafii” .

Croce nie dopuszcza różnicy m iędzy treścią a form ą. F orm a jest treścią, a treść jest form ą. A legoria w y daje m u się potw orem , gdyż dąży do zaw arcia w jed nej form ie dwóch treści: bezpośredniej czy dosłow nej (Dante, prow adzony przez W ergiliusza, dociera do Bea­ trycze) i przenośnej (człowiek dochodzi w końcu do w iary, p ro w a­ dzony przez rozum ). Uważa, że tak i sposób pisania dopuszcza w y­ pracow ane zagadki.

C hesterton, w obronie alegorii, zaczyna od zaprzeczenia, jak o b y ję ­ zyk w yczerpyw ał środki w y rażan ia rzeczywistości. „Człow iek wie, że istn ieją w duszy odcienie bardziej zaskakujące, bard ziej nie­ zliczone i nienazw ane niż k o lory jesiennego lasu... Je d n a k sądzi, że te odcienie, we w szystkich sw ych połączeniach i zbieżnościach, dadzą się precyzyjnie oddać p rzy pom ocy dowolnego system u chrząk ­ nięć i pom ruków . Sądzi on, że p rzeciętny m ak ler giełdow y jest rzeczyw iście w stanie w ydać ze swego w n ętrza dźwięki, k tó re ozna­ czają w szystkie tajem n ice pam ięci i w szystkie agonie p rag n ie n ia ”.

(6)

Po stw ierdzeniu niew ystarczalności języka pojaw ia się potrzeba ję ­ zyków innych; alegoria może być jed n y m z nich, ja k a rc h ite k tu ra czy m uzyka. Złożona jest ze słów, ale nie jest językiem języka, zna­ kiem innych znaków, odw ażnej cno ty i taje m n y c h objaw ień, na jakie w skazuje to słowo. Z nakiem b ardziej precy zy jn y m niż m ono­ sylaba, bogatszym i szczęśliwszym .

Nie w iem dobrze, k tó ry z ty ch w y b itn y ch dysk u tan tó w m a rację; w iem , że sztuka alegoryczna w y d aw ała się kiedyś zachw ycająca (labiry n tow y Rom an de la Rose, k tó ry p rze trw a ł w d w ustu ręk o ­ pisach, składa się z dw udziestu czterech tysięcy wersów), a obecnie je st nie do zniesienia. C zujem y, że poza fak tem , iż jest nie do znie­ sienia, jest głupia i fryw olna. Ani D ante, k tó ry ukazał historię sw ej nam iętności w V ita nuova; an i R zym ianin Boecjusz, d y k tu jący

De consolatione n a w ieży w Paw ii, w cieniu katow skiego miecza,

nie zrozum ieliby tego uczucia. J a k w ytłum aczyć, nie popadając w petitio principii, tę niezgodność zm ieniających się gustów?

Coleridge zauw aża, że w szyscy ludzie rodzą się a ry sto telik am i lub platończykam i; ci o statn i odczuw ają, że idee są rzeczyw istościam i; ci pierw si — że są uogólnieniam i; język dla nich nie jest niczym in ny m niż system em a rb itra ln y c h sym boli; dla ta m ty c h jest m apą w szechśw iata. P latończyk wie, że w szechśw iat jest w jakiś sposób kosm osem , porządkiem ; porządek ten, dla ary sto telika, może być błędem czy fikcją naszej częściowej w iedzy. Poprzez obszary i epo­ ki ci dw aj n ieśm ierteln i antagoniści zm ieniają d ialekt i imię: jeden z nich to P arm enides, P lato n, Spinoza, K an t, F rancis B radley; d ru ­ gi — H eraklit, A rystoteles, Locke, H um e, W illiam Jam es. W żm ud­ n y ch szkołach średniow iecza w szyscy pow ołują się n a A ry stotelesa, m istrza ludzkiego rozum u (Convivio, IV, 2), ale nom inaliści są A ry ­ stotelesem , realiści — Platonem . George H en ry Lew es w y raził opi­ nię, że jed n a dysp u ta średniow ieczna, k tó ra m a jakąś w artość filozo­ ficzną, to dy sp u ta nom inalizm u i realizm u; pogląd ten jest zuchw a­ ły, ale uk azuje znaczenie tej u p a rte j k o n trow ersji, k tó rą pew na sen­ te n c ja P orfiriusza, przetłum aczona i skom entow ana przez Boecju- sza, w yw ołała w początkach w iek u IX, k tó rą A nzelm i Roscelin k o n ty n u o w ali p rzy końcu XI i k tó rą W illiam of Occam ożywił w w ieku XIV.

J a k łatw o się dom yślić, ta k liczne la ta m nożyły w nieskończoność pozycje pośrednie i elem en ty w yróżniające; należy jed n ak stw ie r­ dzić, że dla realizm u rzeczą podstaw ow ą b y ły u n iw ersalia (Platon pow iedziałby idee, form y; m y — pojęcia abstrakcyjn e), a dla no­ m inalizm u — rzeczy indyw idualne. H istoria filozofii nie jest próż­ n y m m uzeum ro zryw ek i słow nych gier; praw dopodobnie te dw ie tezy odpow iadają dw óm sposobom odczuw ania rzeczywistości. M au­ rice de W ulf pisze: „U ltrarealizm m iał w cześniejszych zw olenników . K ro n ik arz H erim an (wiek XI) nazyw a antiqui doctores tych, k tó rz y n au czają d ialek ty k i in re; A b elard m ówi o niej jako o antiqua doc-

trina i do końca w ieku X II stosuje się w odniesieniu do jej p rze­

(7)

ciw ników określenia m o d e rn i”. Ta niep o jęta obecnie teza w y d a w a ­ ła się oczyw ista w w ieku IX i w jak iś sposób p rze trw a ła do w ieku XIV. N om inalizm , p rzed tem nowość głoszona przez niew ielu, o b e j­ m u je dziś w szystkich ludzi; jego zw ycięstw o jest ta k rozległe i g ru n ­ tow ne, że jego nazw a je s t zbędna. N ikt nie określa się jak o n o m in a­ lista, gdyż nie istn ieje ktoś, kto b y łb y czymś innym . P o sta ra jm y się wszakże zrozum ieć, że dla ludzi średniow iecza rzeczą zasadniczą byli nie ludzie, lecz ludzkość, nie jednostki, lecz g atu n ek , nie g a ­ tu n k i, lecz rodzaj, nie rodzaje, lecz Bóg. Z takich pojęć (k tó ry ch n ajoczyw istszym przejaw em jest być może poczw órny sy stem E riu - geny) w yło niła się, m oim zdaniem , lite ra tu ra alegoryczna. J e st ona fik cją ab strak cji, jak powieść jest fikcją rzeczy ind yw id ualnych . A b strak cje są uosobione; toteż w każdej alegorii je st coś pow ieścio­ wego. In d y w id u aln e osoby proponow ane przez pow ieściopisarzy d ą ­ żą do tego, ab y byc g enerycznym i (D upin to Rozum, Don Segundo S o m bra to Gaucho); w pow ieściach istn ieje jakiś elem ent alego­ ryczny.

P rzejście od alegorii do powieści, od g atun kó w do rod zaju , od r e a ­ lizm u do nom inalizm u w ym agało k ilk u w ieków, ale ośm ielam się zasugerow ać pew ną datę idealną. Ów dzień 1382 r., w k tó ry m Geof­ fre y C haucer, k tó ry być może nie uw ażał się za nom inalistę, p o s ta ­ now ił przetłum aczyć na angielski w iersz Boccaccia E eon gli occulti

ferri i T ra d im e n ti (,,1 u k ry ty m i żelazam i Z d ra d y ”) i pow tórzył go

w te n sposób: The sm y le r w ith the k n y f under the cloke („U śm ie­ ch ający się, z nożem pod płaszczem ”). O ryginał zn ajd u je się w siód­ m ej księdze T e ze jd y , p rzek ład angielski — w K nightes Tale.

Buenos Aires 1949 r.

Św i a d e c t w a 1 8 2

Analityczny język Johna Wilkinsa

S tw ierdziłem , że czternaste w ydanie Encyclo­

paedia Britannica pom ija a rty k u ł o Jo h n ie W ilkinsie. Pom inięcie

to jest słuszne, jeśli p am iętam y banalność tego a rty k u łu (dw adzieś­ cia lin ijek zw ykłych in fo rm acji biograficznych: W ilkins urodził się •.v 1614 ro ku, W ilkins zm arł w 1672 roku. W ilkins był k apelanem K arola L udw ika, księcia p alaty n a; W ilkins został m ianow any rek to ­ rem jednego z kolegiów O xfordu, W ilkins b ył pierw szym se k re ta ­ rzem K rólew skiego T o w arzystw a w L ondynie itd.); jest grzechem , jeżeli w eźm iem y pod uw agę twórczość sp ek u laty w n ą W ilkinsa. O b fitu ją w niej szczęśliwe pom ysły: interesow ała go teologia, k ry p to g ra fia, 'm uzyka, budow a przezroczystych uli, bieg niew idzial­ nej p lan ety , m ożliwość podróży na księżyc, możliwość i zasady św iatow ego języka. Tem u o statniem u problem ow i poświęcił książkę

(8)

A n Essay towards a Real Character and a Philosophical Language

(600 stro n in quarto, 1668). Nie m a egzem plarzy tej książki w n a ­ szej Bibliotece N arodow ej 1; p rzy pisaniu tej n oty posłużyłem się n astęp ujący m i dziełam i: T h e Life and Tim es of John W ilk in s (1910) P. A. W righta H endersona; W oerterbuch der Philosophie (1924) F ritza M authnera; Delphos (1935) E. Sylvii P a n k h u rst; Dangerous

Tho ugh ts (1939) L an celo ta Hogbena.

W szyscy kiedyś m usieliśm y znosić owe bezapelacyjne d ebaty, pod­ czas k tó ry ch jakaś dam a, szafując w y k rzy k n ik am i i anakolutam i,

przysięga, że w yraz luna je st b ardziej (czy m niej) ek sp resy w ny niż w yraz moon. Poza oczyw istym spostrzeżeniem , że m onosylaba moon jest m oże odpow iedniejsza dla p rzedstaw ienia bardzo prostego p rzed ­ m iotu niż dw usylabow y w yraz luna, nie jest m ożliw e w niesienie czegokolwiek do podobnych debat: w yjąw szy w y razy złożone i po­ chodne, w szystkie języ k i św iata (w ty m rów nież volapü k Jo h a n n a M artin a S chleyera i ro m ańska interlingua Peana) są jednakow o n ie- ekspresyw ne. Nie m a w y d ania G ra m a ty k i K rólew skiej A kadem ii, jak ie nie rozw ażałoby „godnego pozazdroszczenia sk a rb u m alow ni­ czych, szczęśliw ych i ekspresy w n y ch w yrazów języ k a hiszpańskie­ go” , ale m am y tu do czynienia ze zw ykłym przechw alstw em , pozba­ w ionym argum entów . J a k n a razie ta sam a K rólew ska A kadem ia o p racow uje co k ilk a la t słow nik, k tó ry określa w y razy hiszpańskie... W u n iw ersaln y m języku, ja k i w ym yślił W ilkins w połowie XV II w., k ażdy w yraz sam się określa. K artezju sz w p ew nym liście z listo p a­ da 1629 r. już uprzednio napisał, że dzięki system ow i dziesiętnem u m ożem y w ciągu jednego dnia nauczyć się nazyw ania w szystkich w ielkości, aż po nieskończoność i zapisyw ania ich w now ym języku, jak im je st język c y f r 2; zaproponow ał rów nież stw orzenie języka analogicznego, powszechnego, k tó ry porządkow ałby i obejm ow ał w szystkie m yśli ludzkie. Jo h n W ilkins, około 1664 r., zabrał się do tego przedsięw zięcia.

P odzielił w szechśw iat n a czterdzieści kateg orii czy rodzajów , podziel - n y c h n astęp n ie n a odm iany, podzielne z kolei na gatu n ki. P rzy zn ał k ażdem u rodzajow i m onosylabę sk ładającą się z dw u liter; każdej odm ianie spółgłoskę, każdem u gatunkow i samogłoskę. Na p rzy kład

de znaczy żywioł; deb, pierw szy z żywiołów, ogień; deba, porcję ży­

w iołu, płom ień. W analogicznym języ k u L etelliera (1850) a znaczy zw ierzę; ab, ssak; abo, m ięsożerny; aboj, z rodziny kotów ; aboje, ko t; abi, roślinożerny; abiv, z rod ziny koni; itd. U B onifacia Sotos

j ^ 3 Św i a d e c t w a

1 J. L. Borges jest dyrektorem Biblioteki Narodowej w Buenos Aires (przyp.

tłum.).

2 Teoretycznie ilość system ów liczbowych jest nieograniczona. Najbardziej zicżony (na użytek bogów i aniołów) rejestrowałby nieskończoną ilość sym ­ boli, po jednym dla każdej liczby całkowitej; najprostszy wym aga tylko dwóch. Zero pisze się 0, jeden 1, dwa 10, trzy 11, cztery 100, pięć 101, sześć 110, siedem 111, osiem 1000... Jest w ynalazkiem Leibniza, którego skłoniły (jak się wydaje) enigm atyczne heksagram y księgi I King.

(9)

Ochando (1845) imaba znaczy bu dynek; imaca, seraj; imaje, szpital;

imafo, m iejsce k w a ra n ta n n y ; imari, dom; imaru, w illa; imedo, słu p; imede, filar; imego, podłoga; imela, dach; imogo, okno; hire, in tr o ­

ligator; birer, opraw ić książki. (Zawdzięczam tę listę książce w y d ru ­ kow anej w Buenos A ires w 1886 r.: Curso de lengua universal d o k to ­ r a P e d ra Mata).

W yrazy analitycznego języka Jo h n a W ilkinsa nie są n iezdarny m i a rb itra ln y m i sym bolam i; każda z liter, jak ie się na nie składają, jest znacząca, jak lite ry Pisma Świętego dla kabalistów . M au th n er zau­ w aża, że dzieci m ogłyby się nauczyć tego języka, nie w iedząc, że jest on sztuczny; później w szkole odkryły by , że jest on tak że u n iw ersaln ym kluczem i se k re tn ą encyklopedią.

O kreśliw szy już sy stem W ilkinsa, należy zastanow ić się n a d p ro b le­ m em niem ożliw ym czy tru d n y m do odłożenia na później: chodzi o w artość czterdziestkow ej tabeli, jak a jest podstaw ą tego języka. Z astanów m y się n ad k ateg o rią ósmą, ob ejm ującą kam ienie. W ilkins dzieli je na zw ykłe (krzem ień, żw ir, łupek), średnie (m arm ur, b u rsz­ ty n , koral), cenne (perła, opal) i nierozpuszczalne (węgiel, kreda, arszenik). N iem al rów nie niepokojąca, co ósma, jest kateg oria dzie­ w iąta. O bjaw ia nam ona, że m etale mogą być niedoskonałe (cynober, rtęć), sztuczne (brąz, mosiądz), odpadkow e (opiłki, rdza) i n a tu ra ln e (złoto, miedź). K ategoria szesnasta nie pozbaw iona jest swoistego piękna: w ystęp uje tam ry b a żyw orodn^, podłużna. Owe w ieloznacz­ ności, nad m iary i b rak i p rzyp o m in ają te, jakie doktor F ran z K u h n p rzy p isu je pew nej encyklopedii chińskiej zatytu łow anej Niebiański

r y n e k łaskaw ych wiadomości. Na jej odległych stronicach napisane

jest, że zw ierzęta dzielą się na: a) należące do Cesarza, b) zabalsam o­ w ane, c) tresow ane, d) prosięta, e) syreny, f) fantastyczn e, g) psy spuszczone z łańcucha, h) włączone do niniejszej klasyfikacji, i) m io­ tają ce się jak szalone, j) niezliczone, k) narysow ane cienkim pędzel­ kiem z w ielbłądziej sierści, 1) et caetera, m) k tóre rozbiły wazon, n) k tó re z daleka podobne są do m uch. In sty tu t B ibliograficzny w B ruk seli w prow adza rów nież chaos: rozparcelow ał w szechśw iat na 1000 kategorii, z k tó ry ch 262 odpow iada Papieżow i, 282 Kościołowi R zym sko-K atolickiem u, 263 D niu pańskiem u, 268 szkółkom niedziel­ nym , 298 m orm om zm ow i i 294 brahm anizm ow i, buddyzm ow i, sin- toizm ow i i taoizm ow i. Nie odrzuca kategorii różnorodnych, ja k na p rzy k ład 179: „O krucieństw o wobec zw ierząt. Opieka nad zw ierzę­ tam i. P ojed y n ek i sam obójstw o z p u n k tu w idzenia m oralnego. N ało­ gi i p rzy w a ry różne. Z alety i cechy ró żn e” .

O dnotow ałem arb itraln o ści W ilkinsa, nieznanego (czy apokryficzne­ go) chińskiego encyklopedysty i In sty tu tu B ibliograficznego w B ru k ­ seli; wiadom o, że nie m a k lasy fik acji w szechśw iata, jak a nie byłaby a rb itra ln a i pow odow ana dom ysłem . Pow ód jest bardzo prosty: nie w iem y, czym jest w szechśw iat. ,,Św iat — pisze D avid H um e — jest być może p ry m ity w n y m szkicem jakiegoś dziecinnego boga, k tó ry

(10)

porzucił go nie ukończyw szy, zaw stydzony sw ą nieudolnością; je st dziełem jakiegoś niższego boga, z którego bogowie wyżsi szydzą; je st bezładnym dziełem jakiegoś zgrzybiałego bóstw a, k tó re już u m arło ” (Dialogues concerning natural religion, V. 1779). M ożna pójść dalej; m ożna podejrzew ać, że nie m a w szechśw iata w sensie organicznym , unifikujący m , jak ie posiada to am bitne słowo. Jeśli istnieje, należałoby poczynić przypuszczenia co do jego celu; co do słów, definicji, etym ologii i synonim iki tajem n ego słow nika Boga. Niemożność przeniknięcia boskiego schem atu w szechśw iata nie może jed n ak odwodzić n as od p lanow ania schem atów ludzkich, choć byśm y wiedzieli, że są one prow izoryczne. A n alityczny język W ilkinsa nie je st n a jm n ie j godnym podziw u spośród ty c h schem atów . Rodzaje i gatunki, jak ie się na niego składają, są sprzeczne i niejasne; chw yt, żeby lite ry słów w skazyw ały odm iany i g atu nk i, jest niew ątpliw ie pom ysłowy. W yraz „łosoś” nic nam nie mówi; „zana” , w yraz m u odpow iadający, o kreśla (dla człow ieka biegłego w czterdziestu k a te ­ goriach i g atu n k ach ty ch kategorii) ry b ę łuskow atą, rzeczną, o różo­ w ym m ięsie. (Teoretycznie nie jest nie do pom yślenia język, w k tó ­ ry m nazw a każdej isto ty w skazyw ałaby w szystkie szczegóły jej lo­ su, przeszłego i przyszłego).

Poza n adziejam i i utopiam i być może rzeczą najbard ziej przenikliw ą, jak a n ap isan a została na tem at języka, są te słowa C hesterto n a: „Człowiek wie, że istn ieją w duszy odcienie bardziej zaskakujące, bardziej niezliczone i nienazw ane niż kolory jesiennego lasu... J e d ­ n ak sądzi, że te odcienie, w e w szystkich sw ych połączeniach i zbież­ nościach, dadzą się p recy zy jnie oddać p rzy pom ocy dowolnego sy ste­ m u chrząknięć i pom ruków . Sądzi on, że przeciętny m ak ler giełdo­ w y jest rzeczyw iście w stanie w ydać ze swego w n ę trz a dźwięki, k tó re oznaczają w szystkie tajem n ice pam ięci i w szystkie agonie p rag n ie n ia ” (G. H. W atts. 1904, s. 88).

przełożył A n drze j S obol-Ju rczykow ski

Cytaty

Powiązane dokumenty

To wszystko ostatecznie prowadzi autora do „miękkiego” postulatu, by „czynić swoje” i opisywać – anali- zować – wreszcie interpretować, a jednocześnie poddawać

Pokaż, jak używając raz tej maszynerii Oskar może jednak odszyfrować c podając do odszyfrowania losowy

Zupy Zupy mleczne (na mleku 0% tł. lub 0,5%tł.) , zupy owocowe, zupy warzywne czyste (barszcz, pomidorowa), zupy jarzynowe, zupa ziemniaczana, (zupy na odtłuszczonych wywarach

Proszę poważnie podejść do tematu, tym bardziej że macie mało ocen a jest wiele osób w klasie które nie wykonały jeszcze żadnego zadania, te osoby proszę żeby jak

[r]

Jan Paweł II, utwierdzając braci w wierze w prawdę, utwierdza ich w miłości Prawda bowiem jest dobra, a dobru należy się miłość.. W miłości prawdy tkwi

Prawdą również jest to, że intelekt człowieka nigdy nie pogodzi się z koncepcją „tylko-materialności” własnego ciała, nigdy nie zre- dukuje postawy wobec kategorii życia

Tabela w sekcji: Informacje o kwotach wynagrodzenia/ uposażenia, kwotach świadczeń wypłaconych w okresie niezdolności do pracy oraz kwotach innych należności – za dany