Q 3 A i J ô y
M O W A
X IE CIA W Ł A D Y S Ł A W A
M I A N A
NA POSIEDZENIU TOWARZYSTWA LITERACKO-HISTORYCZNEGI
W P A R Y Ż U D n ia 3g<> l l a j a 1866 roku
P A R Y Ż
W B I B L I O T E C E P O L S K I E J
Q U A I D’ O R L É A N S , 6
13 2 5 1 g
Sz a n o w n i p a n o w i e,
Znowu rok jeden upłynął w m ęce dla narodu, w utrapieniu dla nas, wygnanej jego cząstki. Myślą przebiegając szereg klęsk które nam ten rok przy
niósł, patrząc na obecną naszą niedolę i niemoc, m im owolnie narzuca się pytanie czy wśród dzisiej
szego upadku ducha i ogólnego rozstroju, jakiekol
w iek słowo otuchy lub praw dy trafi do czyjej duszy.
Na wieleż się przyda do w ytrw ałości pobudzać skrępow anych, przypominać poranionym i bez
silnym coby mieli czynić gdyby przy siłach byli, zachęcać do stałego walczenia na drogach legalnych tych którym żadnych p raw nie przyznają? Z ko
nieczności położenie narodu jest dzisiaj przede- wszystkiem bierne : ani jednem u b e zp ra w iu , ani jednem u gw ałtow i, oprzeć się nie możemy ; o spra
w iedliw ość nie m am y do kogo w ołać na ziemi. A jedn ak, choć pole w alki zmienione, w alka trw a nieustannie, i trw ać będzie, bo w każdej duszy pol
skiej, w iara w przyszłość w ypływ a z ufności w mi
łosierdzie Boże. Spadają w ięc na nas obowiązki od których, bez utraty godności, uchylić się nam nie- w o ln o ; spada na nas konieczność pracy której opuś
cić nie m ożem y.
Na tę pracę niech mi wolno będzie zw rócić waszą
uw agę, szanowni panowie. Nie taję sobie, jak z in
nych przyczyn trudno jest dzisiaj publicznie prze
m aw iać ; ile trzeba ostróżności aby nie zaszkodzić próżnem słow em , lub nadto jasnem w yrażeniem . U w aga nieprzyjaciela, czujniejsza niż kiedykolw iek, chciw ie przysłuchuje się każdemu j ę k o w i, każdej skardze, by poznać gdzie boleśniej i dotkliwiej u g o dzić nas potrafi. Jeśli tu i owdzie dow iadujem y się że któś w ytrzym a pokusę lub m ękę, że cóś ocaleje, m usim y m ilczeć, łza i uśmiech równie są nam nie
bezpieczne. Chcąc z Polskę raz skończyć, w ró g po
stanowił jej ducha zabić, usiłuje go złam ać, spodlić.
W alka, którąśmy raz jeszcze przegrali na polu poli
tycznym, przeniesioną została w dziedzinę moralną, na pole w iary. Gdy upadną szańce zew nętrzne, bój toczy się wśród m iasta, około każdego domu ; tak też i u nas, bój toczy się, już nie na tych okopach któ
reśmy tak mozolnie sypali nim niewczesne hasło nie- w yw ołało szturm u nieprzyjaciela, lecz w około każ
dego P olaka; oblężoną jest każda dusza polska. Bój to zacięty i straszny! Do każdej duszy w róg się w c i
ska, to przem ocą, to zdradą: i choć z boleścią, jednak w yznać trzeba, że od czasu do czasu dochodzi nas odgłos jakiegoś upadku.
Zapew ne, prześladowanie Kościoła i W iary przez Moskwę, nie jest rzeczą n o w ą : nigdy jednak żaden z poprzednich, choć najokrutniejszych carów , nie- śmiał tak jaw n ie p orw ać się na katolicyzm. Niedawno jeszcze, zasłaniano się koniecznością przyw rócenia zakłóconego pokoju ; dziś, Moskwa w ystępuje ju ż w nowym charakterze, nie kryje sw ych zam iarów ;
z n am ysłem , z nieznaną dotąd determinacją i bezwzględnością w środkach, bierze się do obalenia z grunta Kościoła katolickiego w Polsce.
Zam ach ten tak jaw n ie już teraz objaw iony jest w ielkiem i ehlubnem świadectwem oddanem na
szym dziejom, naszej społeczności, przez najzacięt
szego i najprzebieglejszego z w rogów . W yrośliśm y z katolicyzm u, i jego organiczną siłą staliśmy w ieki, pomimo wad ustroju politycznego i narodowego charakteru. — W iara katolicka była nam spójn ią;
z niej się rodziły nasze cnoty ob yw atelskie; z niej płynął szacunek dla w ładzy i p raw , często niestety przez się bezsilnych. W iara złączyła Polskę, L itw ę i R u ś, a po rozbiciu, przyczyniła się do utrzymania jedności myśli ojczystej. Ona została jedynym w ę
złem między sta n a m i; od niej głów nie spodziewać się możemy ich zjednoczenia. — Spostrzegł to nie
przyjaciel. Lepiej może niż niektórzy z nas, zrozu
miał jakiem źródłem siły i życia jest dla nas Kościół k a to lick i; i, od tej chw ili, niewahał się przyjąć za swe godło : precz z katolicyzmem!
W ykorzenić w iarę naszą, a dla tego odciąć ją naj
przód od Rzym u, — takim był dotąd ukryty, a teraz ja w n y plan M oskwy. W yw iezienie biskupów, znie
sienie klasztorów, zrujnowanie duchow ieństw a pa
rafialnego, rozdanie jego własności ludow i dla zw ią
zania go uczestnictwem w lupieztwie K ościoła, zam achy na unitów, zabory i niszczenie kościołów, fałszowanie k atech izm u , oszczerstwa rozsiewane pomiędzy ludem lub rozpuszczane przez nikczemne dzienniki, w yzu w an ie katolików z ich posiadłości
na L itw ie i Rusi, używanie strachu, przekupstwa, obłudy, to sy sposoby wykonania planu poczętego przez doradzców Cara, popartego przez dziennikar
stwo moskiewskie, wykonanego przez tysiące ludzi chciw ych, nienawistnych, bez czci ni w iary. Nieza
wodnie nastał czas wielkiej próby, tern straszniejszej że pomiędzy nam i, więcej powiem , w nas sam ych, w umyśle każdego z nas, w róg szuka sobie sprzy
m ierzeńców : w iyże się z ideami w ieku, postępowi hołduje, pracuje niby dla dobra mass, w ystępuje w imie fałszywego liberalizm u, udaje że niszczy w Polsce jakiś urojony feudalizm, a Europę łudzi kłam stwam i z jejże ust w yjętem i. By naszy cyw ili- zacię zburzyć, Moskwa tępi wszystko co tylko nad gruby materializm i ciemnotę w ystaje ; by rozbić naszy społeczność, mieni się być dem okratyczn y; by w iarę w nas zabić, kusi nas nieufnością względem jakichś roszczeń « chytrego papizmu. » Do Polski nie dopuszcza głosu O jca Św iętego, ani głosu Polski do niego. Nam w m aw ia że Papież na naszy dolę zo b o jętn iał; w Rzym ie nas w ystaw ia jako niewyle- czonych burzycieli społecznych. Bezczelność dalej nie idzie. W szystkie obroty czyni, wszystkie maski przybiera, prócz je d n e j: już nie może udawać stron
nika Kościoła i społecznego porzydku. Do wszystkich dłoń w yciyga, ze wszystkiemi gotow a się kojarzyć prócz z je d n e m i: z obrońcam i Kościoła i społecznego porzydku. Między tym i a Moskwy nie może być miru — bo niema w niczem wspólności zasad.
To nieuchronne rozdarcie między przeciwnem i sobie potęgami objaw iło się na zewnytrz zerwaniem
dyplom atycznych stosunków między Rzym em a Mos
kw ą. Zerw anie to nie stworzyło przepaści ani ją pow iększyło, tylko odsłoniło ją wszystkim oczom.
W skazuje ono do jakiego stopnia złe doszło, kiedy dw ór rzym ski, o którym powiedziano « patiens qm a ccternus,» nie m ógł cierpieć dłużej ; kiedy ten Papież, który cierpliw ie znosi tyle uraz i krzyw d, skądinąd go dosięgających, téj niezdołał w ytrzym ać dłużej.
Stolicy Rzymskiej od daw na był znanyp raw d ziw y stan rzeczy. W szystkim pamiętne owo« avitafr a u s,»
którą Grzegorz XVI napiętnował postępowanie Mi
kołaja. P iusIX byłby daw no przełożył otw artą w ojną nad kłam liw y pokój, gdyby się niebył lękał dla nas następstw takiego kroku. Przez lat dwadzieścia, zachow ując ciężkie dla ojcowskiego serca m ilczenie, ograniczając się na cichém nieprzerwanćm upomi
naniu się o praw a Kościoła, próbował układów byle odzyskać swobodę stosunków z duchowieństwem polskióm. W iedział dobrze jak fałszyw ie tłómaczono Polakom jego postępowanie ; dochodziły go zarzuty i w yrazy zwątpienia ; lecz czekał w ytrw a le . Zapy
tyw ał tych co mu skargi nasze przedstawiali, czyśmy gotow i na m ęczeństwo kiedy je tak niecierpliw ie w yw ołujem y. Pam iętał niedawny upadek Unii na Litw ie i naszą miękkość w jej obronie. Sądził że jest rzeczą p rześlad o w cy, nie p asterza, dać hasło do prześladowania. W szystkie środki łagodne musiały być wprzódy wyczerpane. Póki można było racho
w ać na pew ne poczucie moralne ze strony Moskwy, na jakąś m iarę w stydu, na w p ływ opinii Zachodu,
na przestrzeganie przynajmniej pew nych pozorów przyzwoitości, póty unikano ostatecznego zerwania.
Dzisiaj, to wszystko się zmieniło.
Gdy w cięgu ostatniego powstania, żaden z rzę
dów nam przychylnych nieśmiał korzystać z trakta
tów by carow i zaprzeczyć jego praw do panowania nad nami, gdy żaden niechciał narazić się M oskw ie, Ojciec Św ięty, nie pomnęc na trudności sw ego poli
tycznego położenia, jaw nie potępił cara. A teraz, kiedy cała Europa puszcza w niepamięć sprawę P ol
ski , rzęd papiezki je d e n , jakkolw iek zagrożony i podkopany, zryw a z rzędem m oskiewskim . Nie bez obaw y, nie bez bolu, każdy z nas w idzi odsła- niajęce się now e pasmo cierpień, zwłaszcza dla duchow ieństw a i biskupów. Lecz ufajm y że, ja k k o l
w iek boleśnę jest ta chw ila, przyjdzie nam potrze
bne wzm ocnienie i pociecha. Bo na tern polu niema ofiar straconych ; bo tam w alczyć poczynamy gdzie najrychlej pomocy Bożej spodziewać się m ożem y.
A z drugiej strony, czyż jasne postawienie zasad nie jest zyskiem ? Czy nie jest siłę to przekonanie, że za w iarę w alczęc w alczym y za ojczyznę? Kiedy z obo- więzkiem dla kraju w yraźnie i stanowczo łęczę się obowięzki względem Boga, czy w tedy można w ątpić aby Bóg był z nam i? Odtęd, nikt nie może oddzielać spraw y naszej od spraw y Kościoła : i, zapraw dę, nie w zruszajęc w niczem utrwalonej w nas wiekam i zasady wolności sum ienia, godzi się tu powtórzyć słowo Zbawiciela — kto nie z 'nami, ten przeciwko nam.
N iezaw odnie, w iara korzystniejsze przedstawia
dla nas pole w alki niż jakiekolwiekbądź inne. Kiedy, pięć lat te m u , lud n a s z , przebudzony nowem i objaw am i życia , stanął wyłącznie na polu w alki m oralnej, m iał on praw dziw e poczucie siły narodu.
Gdy Tatarzy plądrow ali Polskę, nie raz chronił się on do kościołów , i nie raz tam o c a la ł; lak też, w obecnym czasie, on nam wskazał że Polskę trzeba bronić przedewszystkieni w Kościele. Tam , i tam tylko jak na teraz, lud będzie razem z n a m i; i praw dziw ie opatrzny jest taki w ybór pola boju gdzie lud w alczyć może. Na innem p olu , trzeba nam w sile i zręczności dorów nać w rogom , trzeba uszykowania, zm ow y, jedności działania, zatćm ustępstw z prze
konań, a przynajm niej przem ilczeń. Teraz zaś każdy jest żołnierzem, silny czy słaby, niewiasta i dziecię, m ędrzec i prostak, każdy zarówno w a lc z y ; od każ
dego nareszcie Bóg jednej rzeczy w y m a g a — w ier
ności. W alka stała się przystępną dla w szystkich.
Już nie ta lub ow a klasa, nie to lub owo stronnictwo, lecz cały naród w bój w stępuje. I w łaśnie dla tego ch w ila ta jest tak w ażną. Gdybyśmy na tern polu przegrali, gdybyśm y w iary naszej nie obronili — nie łudźm y się — przyw aleni hańbą, zginęlibyśmy bez
pow rotnie, i starą a czystą sławę narodu splam ili
byśm y sromotą w obec całego świata.
Ufamy iż nie ztąd nam niebezpieczeństwo zagraża.
Przeniew ierstw o nosi z sobą ohydę w strętną każdej praw ej naturze. Nie tyle w ięc ono nas przestrasza, ile fałszyw y kierunek umysłów pomiędzy nami.
Jeśli się niem ylim y, obecnie dw ie dążności zdają się być powszechniejszemi od innych. Ci co się
— 9 —
jednej z nich trzym ają, z uporem utrzymuję, że dobrem jest wszystko co się stało choćby dla tego że się stało. Inni, czując że Polska zgrzeszyła zbytkiem idealizmu i bezinteresowności, zw racają się do nie
znanego nam dotąd pozytywizmu. Ten kierunek za
czyna się objaw iać w części uczącej się młodzieży.
Gdyby on miał przetrw ać chwilę słusznej goryczy, śmiało powiedzieć można, stałby się istotnym sprzy
mierzeńcem M ilutynów i Czerkaskich. Oni tępią społeczność i w iarę, on by je podkopywał w duszy narodu ; oni okłam ują przeszłość, on by nią gardził.
Oni wym yślają praw o historycznego przedawnienia, ten kierunek dojdzie w końcu do jego przyjęcia.
Przeciwko tym truciznom mocen jest zdrow y orga
nizm narodu. Niech społeczność polska w swoją siłę uwierzy, niech się ucieknie do prostych pew ników w iary i porządku, a niew ątpliwie pokusa ta prze
minie jak tyle innych.
Zapew ne, gdyby klęski ostatnich lat i zawody miały przejść bez zostawienia po sobie doświadcze
nia , niewyciągnęlibyśm y tej korzyści którą daje wszelkie Boże dopuszczenie. Jakaż przyszłość na
rodu, którego cierpienie niepodnosi, ból nie nau
cza? Jeżeli zaś gdzie zw rot jest pożądanym, popraw a m ożliwą, to przedewszystkiem w nas samych. Przej
rzyjm y naszą przeszłość, m y zwłaszcza, którzy temu lat kilka, odpierając pokusy powstania, szukali od
rodzenia na drogach powolnego, organicznego w zro
stu ; zapytajm y sami siebie, czyśmy stale trw ali przy naszych zasadach, przy raz obranej c h o rą g w i; czyś
my krok po kroku ze stanowiska nie u stęp ow ali;
— 10 —
czyśm y się odważyli otw arcie i głośno w yrzec cośmy w duchu w y z n a w a li; czyśm y poświęcili nasze w aś
n ie , nasze tradycyjne zam iłowanie wziętości lub szukanie kłam liw ej jedności. W nas samych była w in a, w naszych w ad ach, w braku zasad, a raczej w braku jasności, a przeto stałości w zasadach.
Teraz kiedy życie narodu zawarte w kole rodziny, przyszłość zawisła od tego co w sobie przekształcić potrafimy, co w iejem y w serce młodzieży. Dziś nie idzie o to aby w zbudzać w nas miłość ojczyzny : ju - żeśmy ję zdobyli cierpieniem i pracę pogrobowych dziejów ; i ta w nas niewygaśnie. Teraz nadszedł czas skierowania jej ku pożytkowi kraju. Mamy w ięc w lew ać w duszę młodzieży i w naszę żelazo niezłom
nych i szczerych zasad, hart cnot obywatelskich, odw agę w łasnych przekonań. Mamy się otrzęsnęć z hołdowania przesędom i lękania się słów. Mamy, jednćm słowem , w każdym z nas ciosać kamień do przyszłej budowy. W tej pracy nam w róg nie prze
szkodzi : może się ona odbyw ać tak na tułactw ie jak w kraju, na Sybirze jak w więzieniach, w rodzinie lak dobrze jak w szkole.
My jedni tylko możemy sobie w tej pracy zaszko
dzić. Jeżeli, zamiast w zięcia się do niej z pow agę i z tem uświęceniem jakiego nieszczęście udziela ; jeżeli, zamiast odbudowywania zwalisk na szerszych i głębszych podstawach, wpadniem w płochość i od
rętw ien ie,— jakież ztęd być mogę skutki? Bez węt- pienia, chw ilow o zapomnienie jest czasem słusznę p o ciech ę, często wzmocnieniem ; ale jest pew na miara w rozryw ce. l’o tych łzach i tej krw i, kiedy
— 11 —
tyle ofiar jęczy w więzieniach i na Sybirze, tyle w y
gnańców , taka n ę d z a ; kiedy Polskę nurtuje prze
w rót społeczny i religijny ; kiedy się stawia pytanie m ęczeństwa lub spodlenia: gdzież znaleźć miejsce przydatne do zabaw ? Cóż powie młodzież widząc te same kobiety które ją w ypraw iały na rozpaczliwe boje, dziś oddające się uciechom , w tedy właśnie kiedy tyle innych idzie na dobrowolne w ygnanie dzielić cierpienia m ężów i braci ? Coby ona pomy
ślała o przewodzie starszych na politycznem polu gdyby ci, zw olniw szy się z obow iązków , szukali po
ciechy w zapomnieniu ?
N ie , dla narodu w naszem położeniu będącego, nie ma czasu na odpoczynek i zapom nienie. Niech w róg jak chce ścieśnia zakres naszej działalności, zostanie nam zawsze obszerne pole : tem jest w n ę
trze dusz naszych. Tam w łaściw ie jest Polska, upadająca, jeśli ją opuszczam y;— odradzająca się, jeśli koło niej pracujem y. Jak ow e posągi wśród miast stawiane pod zasłoną m ającą opaść w dniu przeznaczonym, tak każdy z nas w sobie budow ać winien przyszłą ojczyznę. Dzień zdjęcia zasłony na
stąpi, bądźmy tego pew ni, lecz niewprzódy aż posąg będzie gotów . Jeśli wielkiem i cnotami stoją narody, większych jeszcze potrzebują by odżyć. Odpowiedzmy temu zad an iu , zrozum iejm y czem jesteśmy i czem być musimy aby nas świat potrzebował. Co spra
wiedliwe i potrzebne, przyjść musi. Stańm y się siłą, siłą przedewszyslkiem m oralną 5 stańmy się liczbą i w a g ą : a niechybnie, prędzej czy później, pojawi się w św iecie politycznym próżnia którą nami tylko
— 12 —
— 13 —
będzie można zapełnić. Nie bezsilne powstania go
tujm y, lecz silną gotow ość. A patrząc na obecne za- w ikłania Europy, pomyślmy sobie że m ożeby już godzina czynu bliską b yła , gdybyśmy się nie byli ubezwładnili niewczesnym w ybuchem . W ytrw ajm y na tej drodze tak cichej, ale obfitej w zasługi i ow oce, którą nam tak w yraźnie w skazuje Opatrzność, a doj
dziemy do pożądanego celu.
Jeśli w zaborze m oskiewskim pole działania o g ra nicza się na w ew nętrnem kole, inaczej się dzieje w zaborach Niemieckich, zwłaszcza w Galicji. Bo kiedy w Poznańskiem przy w alce odpornej, z takim patrjotyzmem p ro w ad zo n ej, widnokrąg coraz się ścieśnia, — przed Galicją przeciwnie on się rozsze
rza. Jedyna to część Polski, która używ a pew nych swobód politycznych , przy polskiem życiu. Sejm Galicyjski umiał mądrze i rozważnie korzystać z no
wego kierunku Austryi, która tóż jedna z trzech państw zaborczych ma interes w utrzymaniu pol
skiego narodu. W idok budzącego się politycznego życia w tej części naszego kraju, byłby dla w szyst
kich niezakłóconem źródłem pociechy, gdyby sprawa ruska nie była zawsze otw artą raną.
Spory językow e lub historyczne w polityce mało m ają w agi, i są w końcu podrzędnemi tam gdzie jest istotne życie polityczne. Czy Ruś w yrobi sobie na przyszłość życie narodowe o d rę b n e , całkiem udzielne, czy zerw ie w iekow y i, bądź co bądź, do
browolny zw iązek z Polską, jest to nader ważną dla nas rzeczą. Jednak nad to góruje pytanie czy społe
czność ruska pozostanie córką cywilizacji zachodniej,
— l/l —
czy też zleje się z M oskw y?— Pytanie niezmiernej w agi, nietylko ruskie lub polskie, lecz europejskie!
Niech Ruś będzie czem rozważnie a nie namiętnie być zechce, czóm niezawiśle a godnie być zdoła; nie nam by się godziło stawiać temu zapory. Niemożemy odm awiać ani zaprzeczać drugim , a szczególnie bra
ciom , spraw iedliw ości której dla siebie żądam y. Ale co w ażna, to aby Ruś nie sprzeniewierzyła się Euro
pie, a na to potrzeba aby się wiernie trzym ała Unii kościelnej. Inaczej, sama swą przeszłość zatrze, swe tradycie zerwie, sama wreszcie własnem i rękam i się zabije, bo się odda w ręce m oskiewskie. W zm ocnie
nie Unii przez podniesienie życia katolickiego w du
chowieństw ie i narodzie, oto jest czego m am y prawo i obowiązek od Rusinów żądać, bo to rzecz ich w łas
nej w iary i uczciwości. Niech się odw rócą od pokus schizmy, niech się zwiążą ściślej ze Stolicą Apostol
ską , niech uznają że w Rzymie ich obrządek za
równo jest szanowany jak obrządek łaciński; a przez to dadzą całej Europie rękojmie że nie tchną ku niej nienaw iścią. Niech w ięc Rusini poczciwą pracą bu
dują sobie przyszłość jaką zechcą, nic nad to słusz
niejszego ; ale jątrzenie nie jest budowaniem . Sam ą nienawiścią naród się nie stwarza ; a biada temu który z nienawiści dopiero pozna że istn ieje: stanie się tylko biczem Rożyin dla drugich i dla siebie.
Nauki w dziejach zawsze szukać trzeba, lecz nie pocisków do darem nych sporów. Rez wątpienia, w in w przeszłości było w ie le , i były obustronne, tak u Rusi, jak u nas. Jednak, taż sama przeszłość nas uczy że zdrowe żyw ioły u obu ludów szukały
— 15 —
między sobą związku w Unii religijnej : w niej też jednej dziś trw ałą spójnię znajdziemy. Przeszłość nam wskazuje że Polska żadnego istniejącego na
rodu, żadnego żyw ego organizm u, nigdy nie zgnio
tła : w ięc i teraz nie zgniecie. Od nas znowu, od polskiej części narodu zależy, aby nienawiść żadnego nieznalazła pokarm u. Nieszczędźmy ustępstw, ani dowodów b ra te rstw a ; niezapominajmy że Ruś nie na Galicji się kończy, i że z pod m oskiewskiego jarzm a, inni Rusini na L w ó w patrzą. Jeśli zaś w e L w ow ie te żywioły pójdą społem, to się i dalej nie skłócą. Pytanie to boleśne, ale i naglące. Któż w ie ile nam lat dano na je go załatwienie ? Któż w ie co niesie niedaleka może p rzyszłość?— czy w krótkim czasie nie spadnie na Ruś Czerwoną tak ciężkie brzem ię, że w ów czas, pospołu z nam i, pożałuje ona czasu bezpowrotnie straconego na gorzkich i drob
nych zatargach? Jeśli zaś z obu stron odpowiemy temu trudnemu zadaniu, praca nasza uwieńczoną będzie nowem długotrwałem pojednaniem i skoja
rzeniem bo na zasadach spraw iedliw ości, wzajemnej miłości, i wzajem nego uznania.
S ąd zę, że będę w yrazem waszych u czu ć, Pano
w ie,jeśli dodam, nim skończę, słowo dziękczynne dla tych szlachetnych cudzoziemców, którzy w ostatnich dw óch latach zajm owali się tak szczerze nowym i towarzyszam i naszego pielgrzym stwa. Odnowiony w ypadkam i komitet franko-polski, dzięki kilku m ężom , których nazwiska zostaną nam drogie, oddał niem ałe usługi znacznej liczbie ro d a k ó w ;
3 2 5 1 w O p o l u
— 16 -
wszystkim zaś wiadom o na ja
. . , . O p o J . 2687/65 40.000
guje to zacne zgromadzenie X .v. u ia iu iju u o w , K t ó
rych niestrudzone dla em igracji poświęcenie w zb u dza cześć i podziw u tych nawet-, co ju ż od dawna znali ich z w iernej dla Polski m iłości. Ich to usiło
w an io m , współczuciu Biskupów i całego ducho
w ieństw a w e F ran cii, obok wspaniałom yślnej opieki rzęd u , zawdzięcza swój ratunek mnóstwo rodzin których ostatnie nieszczęścia lub m ściwość w roga ze wszystkiego w y z u ły ,; zaw dzięcza— co niemniej w a ż n e — młodzież polska, tak naukow a ja k rze
mieślnicza, możność dalszego kształcenia się w obra
nym zawodzie. W c h w ili, gdy w znacznej części naszego kraju odjęte nam są wszelkie środki kształ
cenia się i pracy nad sob ą, w chw ili takiej pomoc zapewniona w e Fran cji młodzieży polskiej pragną
cej nauki, staje się nie tylko ju ż dla intiywiduó\v, ale dla narodu pam iętną usługą. '
i
Paryż. — Drukarnia E . M a r t i n e t , ulica Mignon, 2.