• Nie Znaleziono Wyników

GZY WENUS SPOTKA SIĘ Z KOMETĄ HALLEYA?

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "GZY WENUS SPOTKA SIĘ Z KOMETĄ HALLEYA?"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

JNŁ 9 (1447). W arszawa, dnia 27 lutego 19j T o m X X I X .

WBKBm

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

P R E N U M ER A TA „W S Z E C H Ś W IA T A ".

W W arszaw ie: ro c z n ie r b . 8, k w a rta ln ie r b . 2.

Z prze syłk ą pocztow ą ro c z n ie r b . 10, p ó ł r . r b . 5.

PRENUMEROWAĆ MOŻNA:

W R e d ak cy i „ W sz e c h św ia ta " i w e w sz y stk ic h k się g a r­

n ia c h w k ra ju i za g ran icą.

R e d a k to r „W szechśw iata** p r z y jm u je ze sp raw am i re d a k c y jn e m i c o d z ie n n ie o d g o d z in y 6 d o 8 w ieczo rem w lo k a lu re d a k c y i.

A d r e s R e d a k c y i: W S P Ó L N A JSTs. 3 7 . T e le f o n u 8 3 -1 4 .

GZY W E N U S S P O T K A SIĘ Z K O M E T Ą HALLEYA?

W lu to w y m zeszycie „Buli. de la Soc.

astron. de F r a n c e " F la m m a rio n po w raca do k w e s ty i m ożliw ego sp o tk a n ia się zie­

mi z w arkoczem k o m e ty Halleya, p rz y ­ czem ty m raz e m stanow czo oświadcza, że „koniec ś w ia ta nie n a s tą p i 19 go m aja r. b .“, m o ty w u ją c to z re s z tą w sposób n iekoniecznie u s p o k a ja ją c y dla osób, k t ó r e dały posłuch tej niedorzecznej sensacyi.

W k o ń c u sw ego a r t y k u ł u Flam m arion zaznacza, że 1 — 2 m aja r. b. p la n e ta We­

n u s w pa d n ie w w a rk o c z kom ety, p r z y ­ czem s potk an ie to ma b y ć silniejsze, niż sp o tk a n ie się Ziemi z w arkoczem , gdyż n a stą p i blisko sam ej g ło w y kom ety. I s t o t ­ nie, do ta k ie g o w n io s k u d o pro w ad za p a ­ tr z e n ie b e z k r y t y c z n e na obrazek, podany przez F la m m ario n a. Je że li w szakże u w zg lę­

dnim y, że k o m e ta p o ru sz a się w innej płaszczyźnie, niż W enus, to okazuje się, że zjaw isko o b razkow e w rzeczyw istości n ie n astąpi.

Biorąc za p u n k t w y jścia e le m en ty k o m e ty Cowelła i Crom m elina otrzym uję, że n a jm n ie js z ą odległość W e n u s od k o ­ m e ty H alleya w ynosić będzie około 22 milionów kilom etrów 2—3 m aja o północy.

W mało co większej odległości (24,5 m i­

liona kilom.) k om eta przejdzie pomiędzy Ziemią a słońcem d. 19-go maja, ale W e ­ nus nie może się znaleźć w obrębie w a r ­ kocza, gdyż będzie oddalona od płasz­

czyzny drog i k o m e ty o 20 milionów k i ­ lom etrów , a w arkocz rozpościera się mniej więcej w tej płaszczyźnie.

Fla m m arion rzu c a jeszcze py tanie: k to wie, czy to spo tka nie nie odwróci zlekka k o m e ty od jej biegu ku Ziemi? P o s ta r a jm y się odpowiedzieć n a nie, w yznaczając, w sposób e le m en ta rn y , g ó rn ą g ran ic ę możliwego zboczenia ko m ety , spow odo­

w anego przez p rzy c iąg a n ie W enery.

P r z y p u ść m y dla pro sto ty , że W e n u s posiada m asę naszej Ziemi (w rzeczyw i­

stości m a s a Ziemi j e s t większa); g d y b y ta k było, to w odległości 6 400 kilo m etrów (promień Ziemi) m ogłab y on a zmienić szybkość ciała p rzyc iąga ne go , mniej niż o 10 m e tró w na s e k u n d ę (przyśpieszenie siły ciężkości j e s t m niejsze od 10 m); że j e d n a k k o m e ta Halleya przejdzie w odle­

(2)

1 3 0 w s z e c h ś w i a t JMo 9

głości 3 400 r a z y w iększej, przeto m a k s y ­ m alne p rzyśp ieszen ie j e j n a s e k u n d ę, spo­

w odow ane przez W e n e rę w y n o sić będzie m niej, niż 10 m : (3400)2, a w ięc m niej niż 1 m ik ro n (1 m i k r o n =0,0 0l m illim etra).

P o r u s z a ją c się w p rze c iw le g ły c h k i e r u n ­ kach, W e n u s i k o m e ta ty lk o przez parę d n i b ę d ą blisko siebie: m im o to załóżmy, że k o m eta w c ią g u 4 t y g o d n i u le g a owej m a k s y m a ln e j p e r t u r b a c y i 1 m ik r o n a n a s e k u n d ę . P r z y jm ijm y p o n a d to, że za­

b u rze n ia r u c h u działają wciąż w je d n y m i ty m s a m y m k i e r u n k u i s u m u j ą się (w r z e c z y w is to ś c i b ę d ą się one częściowo znosiły). P o m im o tego, że we w s z y s tk ic h założeniach p o w ię k s z a liś m y możliwe per- tu r b a c y e o trz y m u je m y , po 4 ty g o d n ia c h , zboczenie k o m e ty od j e j d rog i p i e r w o t­

nej w ynoszące, 3000 kilo m etró w ; otóż j a k n a p rze stw o ry n iebieskie, j e s t to d r o b n o ­ stk a , k t ó r a a n i n a jotę nie może z m ie ­ nić c h a r a k t e r u p r z e b i e g u n a sze g o e w e n ­ tu a ln e g o s p o tk a n ia się z w a rk o c ze m .

P r a g n ę l i b y ś m y zw rócić u w a g ę c z y te l­

ników n a łatw ość, z j a k ą o trz y m a ć m ożna

„rzęd w ielkości “ z a b u rz e ń bieg u ciał n ie ­ b ies k ic h x), z z u p e łn e m om inięciem t r u d ­ nych do w y p r o w a d z e n ia i sk o m p lik o w a ­ n y c h wzorów m e c h a n ik i n ieb iesk iej; po­

dobne rozw ażania są b a rd z o pouczające w k w e s ty i stałości n a s z e g o u k ł a d u sło­

necznego. I n te r e s u j ą c e s ą też s k u tk i si­

ły b ardzo m ałej, lecz działającej stale w j e d n y m k ie r u n k u ; oto po p a r u t y g o d ­ niach działania, p rz y ś p ie sz e n ie 1 m ik ro n a n a se k u n d ę , a w7ięc teg o sam eg o rz ę d u wielkości, co d łu g o ść fal św ie tln y c h , zm ienia położenie p u n k t u , n a k t ó r y działa, o k ilk a ty się c y kilo m etró w .

Co d o tyczę bliżej n a s obcho dzącej m o ­ żliwości m u śn ię c ia w ark o cza k o m e t y Hal- l e y a o Ziemię, to w tej k w e s t y i obecnie nie m ożem y w y p o w ie d z ieć się rów n ie k a te g o ry cz n ie . W e d łu g ty m c z a s o w y c h e le m e n tó w C ow ella i C ro m m e lin a k o m e ­ t a p rze jd zie p rzez ta r c z ę s ło ń c a z za ch o ­ du n a w sc h ó d 19-go m a j a r. b. n a d r a ­ nem; b ę d z ie to j e d n a k p r z e d ś ro d k o w y m

i) J e d n a k w o g ó le nie m ożna p o m ijać zab u rzeń , ja k ie ciało p e rtu rb u ją e e sp ra w ia w ru c h a c h słońca.

m o m e n te m prze jścia Ziemi przez w a r ­ kocz, k t ó r y pozostaje nieco w tyle za j ą ­ drem . Możliwość s p o tk a n ia się zależy n ie ty lk o od długości warkocza, ale też od jeg o g ru b o śc i i położenia w przestrzeni.

W c ześniejsze przejście k o m e ty przez p u n k t przy slo n e cz n y , niż zap ow ied ziane (19-go k w ie tn ia o północy), p o w ię k szy ło ­ b y p raw d o p o d o b ie ń stw o sp o tk a n ia się.

J a k wiadomo, z powodu nieskończenie małej gę sto śc i w a rk o c za s p o tk a n ie nie może poc ią gną ć za sobą nietylko gro ź ­ n ych, ale ż a d ny ch wogóle n a s t ę p s t w m e ­ ch a n ic z n y ch , a b so lu tn ie j e s t też w y ł ą ­ czona o b a w a o z a tru c ie p rzez gazy.

T. Banachiewicz.

- W n o ta tc e powyższej założono do­

m yślnie, że k o m eta H alleya posiadać b ę ­ dzie w arko cz w m aju. J e d n a k nie j e s t to w cale rzeczą pew ną, o ty le , że w r o ­ k u 1835 nie widziano wcale w arkocza k o m e ty po p r z e jś c iu je j przez p u n k t przyslo neczny , a w roku bieżącym p r z e j­

ście p rz y p a d a w kw ietniu .

O ile k o m e ta u legać b ędzie p o d o b n y m przeobrażeniom , j a k za p o prze dn iem p o ­ ja w ie n ie m się, to w p ierw sz y m t y g o d n iu

m a rc a m ożnaby się spo d ziew ać z n a c z n e ­ go i n a g łe g o pow iększenia się jas n o ś c i kom ety, oraz u k a z a n ia się krótkiego w y ­ p ły w u świetlnego, k tó ry , b y ć może, w y ­ k o n y w a ć będzie ów s ły n n y r u c h w a h a ­ dłowy, opisany przez Bessela.

P o d a je m y poniżej czasy zachodu ko­

m e ty H alley a (kiedy świeci wieczorem), oraz cz asy jej w s c h o d u (kiedy świeci ra ­ no); n a p odniesien ie się o pierw sze 5°

n a d poziom (k iedy światło j e s t silnie z r e ­ d u k o w a n e s k u tk ie m w p ły w u atmosfery), w z g lę d n ie zniżenie się o tyleż, k o m eta zu ż y w a 36 m inut.

Zachód k o m e ty Halleya (na szerokości W arsz a w y).

1-go m arca 0 g. 8 m. 44

6-gO i*8 » •21

l i g o n » 7 3? 58

16-gO » n 7 D 35

21-gO n . 7 n 12

26-gO n „ 6 rt 48

(3)

WSZECHSWIAT 131

W s c h ó d k o m e ty Halleya.

26-go m a rc a o g. 5 m. 18 rano

31-gO 4 53

5-go k w ie tn ia 4 29

8-go » n 4 14 n

12-gO rt n 3 56 n

16-go ry n co c t^-co i) 20-gO » r> 3 19

24-gO 3 2 n

28-gO 2 47

W idzialną dla o g ó łu k o m e ta stanie zapew ne w kw ie tn iu ; świecić będzie w ów ­ czas przed w schodem słońca.

Szuk ać n a le ż y n isko n a d poziomem, w s tro n ie zachodniej n ie b a (praw ie do­

kładnie) w tedy, k ie d y świeci wieczorem, oraz w s tro n ie w schodniej (w kwietniu).

O statnią w iad o m ość o ko m ecie m am y z d. 2 0-go lu teg o od p. Szaniaw skiego z Przegalin : p r z e d s ta w ia się, j a k o m g ła ­ wica tele sk o p o w a , p rzyczem w środku zaczyna b y ć w idoczne jaśn ie jsz e zgęsz- czenie.

T. B .

T E O R Y E P O D Z I A Ł U K O M Ó R E K .

I.

Do n a jc ie k a w sz y c h z a g ad n ie ń biolo­

gicznych, ja k ie w czasach o statn ich p o ­ c h ła n ia ją u w a g ę b adaczów n a te m polu, należą b ezsprzecznie z a g a d n ie n ia cytolo­

giczne, czyli kom órkow e. T eo ryą ko ­ m órkow a, k tó ra , zdaniem R. Hertw iga, w raz z te o r y ą d esce n d e n c y i sta n o w ią n a j ­ w ażniejsze zdobycze biologiczne X IX stulecia, „ s ta ła się obecnie, w s k u t e k e k s­

p e ry m e n ta ln e j m e to d y b a d a ń i zasto so ­ w an ia do n ich d o k ła d n y c h sposobów m ierzenia, o środ ko w ą u m ie ję tn o ś c ią bio­

log iczną (już nie t e o r y ą wyłącznie), na której opierać się m u sz ą — morfologia i te o r y ą rozw oju, flzyologia i patologia, b o tan ik a i zoologia. J e d n o z z a g ad n ie ń teoryi d e s c e n d e n c y i — z a g ad n ie n ie dzie­

dziczności — op iera się rów nież w o s ta t ­ niej swej i n s t a n c y i n a w y n ik a c h badań k o m ó rk o w y c h '1.

Poniew aż isto tnem i częściam i składo- w em i każdej kom órki są protoplazm a i ją d ro , p rze to w n ic h spoczyw ać w inny cyn ety czn ie i potencyalnie w sz y stk ie w ła­

ściwości k s z ta łtó w i funkcyj o rgan icz­

ny c h . To też najw ażniejszem zadaniem te o ry i kom órkow ej, ja k ie od pow stania swego podejm ow ała i p o d e jm u je obecnie, było i j e s t zbadanie w s z e c h stro n n e sk ła d ­ n ik ó w kom órki, w y tk n ięc ie sfe ry zadań każdego z nich, w reszcie poznanie w za­

je m n e g o ich ustosunk o w an ia. W y n ik ie m ty c h b a d a ń j e s t poznanie skom plikow a­

n y ch z ja w isk podziału kom órek, zjaw isk zapłodnienia, a n a d e w s z y stk o — w y ś w ie ­ tle n ie znaczenia j ą d r a kom órki, w szcze­

gólności zaś jed n e g o z je g o s k ła d n ik ó w — c h ro m a ty n y — w z ja w is k a c h rozwoju on- togenetyczn ego. B a d a n ia n a d w łaściwo­

ściam i c h ro m a ty n y podczas podziału k o­

mórek, a również (w czasach ostatnich) poznanie sw o isty c h utw orów protopla- zm aty cz n y c h , s k o n s ta to w a n y c h w sper- m a t o —i owogenezie, j a k i wogóle w hi- stogen ezie (Benda, Meves r. 1907 i 1908), d ały m a te ry a ł do te o ry i dziedziczności i pe w n y c h praw n ią rządzących (d aw niej­

sza te o r y ą „ p ro to p la z m a ty c z n a “ Nagele- go, p o g ląd y i teo ry e 0. H ertw iga, E. Stras- b u rg e ra , W e is m a n n a , uzasadn ienie p raw Mendla i t. p.). Dalszy rozwój b a d a ń k om órk o w y ch w y s u n ą ł ju ż w stuleciu bieżącem now ą te o ry ę — teo ry ę podziału kom órek. P u n k te m w yjścia dla ostatniej b y ł daw no ju ż o b serw o w an y f a k t pewnej

„ k o re la c y i“ (zależności) pom iędzy proto- p laz m ą a jąd re m : zaobserwow ano, że w iększe ko m ó rk i po siadają i większe j ą ­ dro i o d w r o tn ie —że ją d r o w k o m ó rk a c h m n ie jsz y c h byw a s ta le m niejsze. Bliżej sform ułow an a (między in n em i przez R.

H ertw ig a) w czasach o sta tn ic h zależność ta została w yrażona w p ojęciu t. z w.

„s to s u n k u j ą d r a do plazm y*1 („K ernplas- m a r e la t io n “), k tó ry oznacza się ilorazem

— i w in ien być in te r p re to w a n y w t e n P

sposób, że „masa s u b s ta n c y i jąd ro w e j (j), podzielona przez m asę proto plazm y, j e s t czyn nikiem r e g u l a c y j n y m decy d ującym , którego wielkość je s t zasadniczo w a ż n a dla w s z y s tk ic h fu n k cy j życiowych, uwa*

(4)

182- WSZECHSWIAT M 9

ru n k o w a n y c h w k o m ó rc e przez ją d r o , jako to: d la z ja w is k a s y m ila c y jn y c h , zdolności o r g an iz ac y jn e j ( r e k o n s tr u k c y j ­ nej) j ą d r a , w z r o s tu k o m ó rk i i j e j p o ­ działu" •

W z m ia n k o w a n y wyżej b a d a c z j e s t t w ó r c ą op artej n a p ow yższych s to s u n ­ ka c h zależności s k ła d n ik ó w k o m ó rk i t e ­ oryi je j podziału, teo ryi, k t ó r a p o w s ta ła przed k ilk u l a t y i te ra z w ś r ó d sporów n a u k o w y c h p ró b u je z y s k a ć p raw o o b y ­ w a t e ls t w a w nauce.

R ozstrzygnięcie p y t a n i a o p rzy czy n ie podziału k o m ó re k i w y k r y c ie czynników , w tej m ierze d e c y d u ją c y c h , j e s t k w e s t y ą biologiczną n a d e r ważną: w y ja ś n ie n ie jej bow iem może s ta n o w ić k lu cz do pozna­

n ia zasad ro zw oju , k s z ta ł to w a n i a się i ró żn icow ania o rg a n iz m ó w w ie lo k o m ó r­

kow ych.

Szczegółowy w y k ła d te o r y i R. H ertw i- ga, odnoszący się do podziału k o m ó rek, znajdzie c z y te ln ik w a r t y k u l e w s t ę p n y m czasopism a „A rch iv f u r Z e llf o rs c h u n g “ (podanym w tłu m a c z e n iu w JV° 1, 2, 4, 5 W s z e c h św ia ta ). N a te m m ie js c u m am za- m ia r ro z p a tr z e ć z a rz u ty k r y ty c z n e , j a k i e te ­ oryi tej uczynił p rz e d n ie d a w n y m cza­

sem j e d e n z biologów — dr. Aleks. Gur- w itsc h , k t ó r y podał ze sw ej s tr o n y szkic nowej te o r y i w z a jm u ją c e j n a s k w e s t y i ‘).

Zdaniem H e rtw ig a ani sa m o j ą d r o , ani sa m a p roto pla zm a nie są c z y n n ik a m i de- cy d u ją c e m i w p r z e b ie g u b ró z d k o w a n ia i wogóle — podziału k o m ó rek, i p y ta n ie ,

„czy p o b u d k a do podziału k o m ó rk i po ­ chodzi od plazm y, czy też od j ą d r a , u tk n ę ło b e z sk u te c z n ie n a mieliźnie, j a k o m ylnie w swej zasa d z ie w y ra ż o n e " . W s p ra w ie p o d z ia łu nie są p rz e to decy- d u ją c e m i zm ian y, za ch o d z ą c e w plazm ie lub ją d r z e kom órki, lecz te z t y c h zmian, k tó re w k r a c z a ją we w z a je m n e s to s u n k i t y c h d w u sk ła d n ik ó w g łó w n y c h k o m ó rk i i n a r u s z a ją j e p o n ie k ą d . S t a n e m n o r ­ m a ln y m (zw ykłym ) k o m ó re k j e s t ta k i s ta n , w k tó r y m j ą d r o i p la z m a z n a jd u ją się w ró w n o w a d z e (masowej), czyli k i e ­

i) A rch iv fu r Z e llfo rsc h u n g , t. I I , zesz. IV , 1909 r.

dy z a c h o w a n y j e s t odpow iedni „ sto sun e k j ą d r a do p l a z m y “ skoro w s k u t e k od żyw iania się k o m ó rk i protoplazm a p r z y ­ r a s t a (w w ię k s z y m s to p n iu w s to s u n k u do ją d ra ), p o w s ta je s ta n t. zw. „napię­

cia" p om ię d z y m asa m i o b u d w u s k ła d n i­

ków kom órki; napięcie to w p e w n y m m o­

m encie s ta je się t a k wielkiem , że do ­ p r o w a d z a do je j podziału. Słowem, c z y n ­ n ik ie m podziału byłby, zd an iem H e r t w i ­ ga, n ie w s p ó łm ie rn y w z ro st p ro to p la zm y w zg lędem j ą d r a i, co za t e m idzie, n a ­ ru sz e n ie „ s to s u n k u j ą d r a do p lazm y" przez p e w n e „ nap ięcie11 w tem że. W ty c h n a j ­ og ó lniejszych zd aniach, w celu przy p o­

m nienia, m ożna by s tre ś c ić główne te z y t e o ry i H e rtw ig o w sk ie j. T e o ry ę tę zda Się p o tw ierd z ać bardzo w iele fak tó w z d z iedziny zoologii i b o ta n ik i (między in n e m i c iekaw e d o św ia dcz e n ia Gerasi- m ow a n a d podziałem Spirogyry).

Zdaniem d-ra G u rw itsc h a , te o ry a „ n a ­ p ięcia w s to s u n k u j ą d r a do p la z m y “ m y l­

nie z o sta ła w y p ro w a d z o n a ze słusznie z a o b se rw o w a n e g o faktu, że pom iędzy plaz m ą a, j ą d r e m w k o m ó rk a c h zachodzi o k re ś lo n y s to s u n e k objętościow y, i że z a ch o w a n ie teg o s to s u n k u j e s t niez bę dne d la życia kom órki; p o tw ie rd z a ją to f a k t y d e g e n e ra c y i t. zw. ko m ó rek olbrzym ich;

dalej — c ie k a w y fakt, z a o b se rw o w a n y przez R. H e rtw ig a , że p ierw otn iaki, d łu ­ go h o dow ane w k u ltu ra c h , o trz y m u ją p r z y r o s t s u b s ta n c y i ją d r o w e j, k tó ry po

„ n ie n o rm a ln y ch " i powoli z a ch o d zących p o działach doprow adza do zabu rzeń w ich f u n k c y a c h życiow ych, te z a b u rz e n ia zaś p o w o d u ją śm ie rć organizm u, o ile nie zajdzie re s o rp c y a n a d m i a r u s u b s ta n c y i ją d r o w e j, czyli, j e d n e m słowem, o ile s t o ­ s u n e k — nie z o sta n ie w y ró w n a n y , i wie-

P le in ny ch.

O ile powyższe i im podobne f a k t y d a ją a s u m p t do u z n a n ia t e o r y i „ s to s u n ­ k u j ą d r a do plazm y", to z d ru g ie j strony , p o d łu g k r y t y k a te o r y i H e r tw ig a „ n a p ię ­ cie" w t y m s to s u n k u nie może by ć j e s z ­ cze uzn a n e ogólnie za czynnik, w a r u n ­ k u ją c y podział kom ó rki. Z a sa d a H e r tw i ­ g a może by ć z a sto s o w a n a ty lk o do po­

(5)

JSfe 9 WSZECHŚWIAT 1 3 3

szczególnego podziału komórek, m ia n o ­ wicie do p r z e p o ła w ia n ia się kom órek i to z p e w n e m ograniczeniem , g d y w in ­ nych jeg o o d m ia n a ch n ie m a zupełnie r a ­ cy i b y tu.

G urw itsch w s t o s u n k u do in n y ch od­

mian podziału k o m ó re k proponuje w p ro ­ wadzenie te r m in u „odgraniczanie się ko­

mórek k tó re m a b y ć n a jogólniejszym wyrazem pojęcia o „tw orzeniu się i n d y ­ w iduum k o m ó rk o w eg o '1. Odróżniać n a ­ leży n a s tę p u ją c e o d m ia n y podziału ko ­ mórek:

1) wolne p o w s ta w a n ie k o m ó rek (jak to najczęściej s p o ty k a się w świecie ro ślin ­ nym , j a k np. tw orze n ie się zarodników w w o rk a c h g rzy bó w workowców, Asco- mycetes); 2) analogiczne tw orzenie się zaro dnik ó w u p ierw otn iak ó w ; 3) p ączko­

wanie m a ły c h osobników k om órkow ych n a p o w ierzchn i w ię k szy c h m as plazma- tycznych; należy tu tw o rzen ie się mikro- g a m e t u Coccidia, w ydzielanie przez j a ­ j a ciałek bieg u n o w y c h i p rzypuszczalne p o w s ta w a n ie m ero c y tó w z „ s y n c y tió w “ żó łtkow y ch i t. p.; 4) ró w nież i w wielu prz y p a d k a c h brózdkow anie ko m ó rek mo­

żna p o d c ią g n ą ć pod pojęcie „o d g ran icza­

n ia k o m ó rek", gdyż różni się znacznie od ty p o w e g o ich przepoław iania się, a w ta k im razie te o r y ą „napięcia s to s u n ­ k u j ą d r a do p lazm y " d a w a ła b y się zastosow ać tylko do je d n o s ta jn e g o po­

działu k o m ó re k (na dw ie połowy).

T a k w ięc te o r y ą H e r tw ig a nie daje się stosow ać we w s z y s tk ic h w zm ia n k o w a ­ nych p r z y p a d k a c h „wolnego p o w s ta w a ­ nia k o m ó rek", tw o r z e n ia się zarodników i p ączkow ania. J a k o n a j e d e n z p rz y ­ kładów, w sprzeczn o ści z n ią p oz o sta ją ­ cych, G u rw itsc h powołuje się na sposób p o w s ta w a n ia z a ro d n ik ó w u w orkow ca E ry s ip h e ( w y k r y ty przez Harpera): w d u ­ żym je d n o l it y m w o r k u plaz m aty c z n y m po s z e re g u podziałów u s ta w ia się ośm j ą d e r w o k reślo n y c h od siebie odległo­

ściach. Od zaostrzonego b ie g u n a k a ż d e ­ go j ą d r a w y tw a r z a się błona elipsoidal­

na, k t ó r a o d g ran ic za zew sząd wokoło j ą ­ d ra p e w n ą m as ę protoplazm y; w te n spo­

sób tw o r z y się 8 „w olnych" zarodników, nie s ty k a j ą c y c h się ze sobą, um ieszczo­

n y c h w pozostałej jeszcze i nie w c ią ­ gniętej do podziału reszcie plazmy.

P r z y k ła d powyższy p ow inienby raczej przeczyć zasadzie H ertw iga, bo skoro d a n a („ro zporządzalna“) ilość plazmy, j a ­ k a z aw iera się w w o rk a c h E ry sip h e , b y ­ ła stosunkow o zaw ielka (a ta k j e s t i s t o t ­ nie, gdyż po pow staniu 8-iu k o m ó re k — za rodników znaczna jej część pozostała n iez u ż y tk o w a n a) względem m asy 8-iu p o w s ta ły c h jąd e r, i tylk o niew ielkie jej o b sz ary w eszły w sk ła d tych komórek, przeto, zdaniem k r y ty k a , niem ożna w d a ­ n y m razie mówić o ja k ie m b ą d ź „napięciu w s to s u n k u j ą d r a do plazm y", j a k o czyn­

n ik u podziału kom órki, rozu m ując z g o d ­ nie z w y m a g a n ie m teoryi, że ją d ro w pe­

w n y m m omencie okazuje się zamałem względem m asy plazmy, w któ rej p rze ­ bywa. Jeżeli rozum ow ać będziem y od­

w rotnie i w yobrazim y sobie (co rozsze­

rzyłoby zasadę Hertw iga), że j ą d r o w p e ­ wnej chw ili może s ta ć się z b y t dużem w zględem swego obszaru plazm atyczne- go, to i t u również niem ożna p rzypuścić, ab y „napięcie w s to s u n k u j ą d r a do p la ­ zmy" było tym d e c y d u ją c y m o podziale czynnik iem w czasie. Gdyż w ty m p rz y ­ pad k u byłoby niezrozum iałem, dlaczego w chwili, gdy n a s tą p ił p rzy ro st j ą d r a ,

j

p rze k ra cz a ją c y w spółczyn n ik - - , nie z a ­ szedł podział kom órki, — dlaczego, m ó­

wiąc inaczej, w takiej chwili jąd ro nie o dgraniczyło się odpowiednim „co do m a ­ sy" obszarem plazm y i nie u w a r u n k o ­ wało p o w sta n ia nowego osobnika k o m ó r­

kowego? W iem y s k ąd in ąd (obserwacye R. H e rtw ig a nad k u ltu ra m i wymoczków), że taki p rz e ro s t j ą d r a pow oduje pew ne zakłócenia w przebiegu z ja w is k życio­

wych w sp om niany ch organizm ów i może doprow adzić do ich śmierci. Z ty ch s a ­ m ych ra c y j, z w ra ca jąc u w a g ę na z ja w i­

s k a pączkow ania komórek, p ow sta w a nie ciałek biegunow ych podczas dojrzew ania j a j , tw orzenie się m erocytów żółtkow ych i w. inn., te o ry ą „o napięciu w s to s u n k u j ą d r a do p lazm y", j a k o momencie, w a r u n ­ k u ją c y m podział komórek, m usi być, z d a ­ niem G urw itscha, u su nięta. Należy p r z e ­ to, j a k u trz y m u je k ry ty k , p rzy p uścić, że

(6)

134 WSZECHŚWIAT JMS 9

oprócz „napięcia w s to s u n k u j ą d r a do pla­

zm y", k tó re j e s t f a k te m zupełn ie u z a sa d ­ n io n y m opisowo i e k s p e r y m e n t a ln i e w wielu ra z a c h , że d la p o w s ta n ia podziału kom ó rk i, j a k o ta k ie j wogóle, n ie z b ę d n y j e s t j a k i ś czyn n ik d e c y d u ją c y , j a k i ś m o­

m e n t w u s to s u n k o w a n iu zależności „ ją ­ d ra do p laz m y 1'. „N ap ięcie' 1 s ta n o w i raczej o tem, j a k p o w in n y u s to s u n k o w a ć się w n o w o p o w s ta ją c y c h k o m ó rk a c h „ m a s y ', ich g łó w n y c h s k ła d n ik ó w , t. j. j a k się m a mieć w k a ż d e j z n ich m a s a j ą d r a do m asy plazm y, lecz n ie o tem , k ie d y m o­

m e n t tego u s to s u n k o w a n ia — p o w sta n ie d w u k o m ó re k — m a n a s tą p ić . A w ięc tem s a m e m nie „ n a p ię c ie 1' owo j e s t p r z y c z y ­ n ą podziału; c z y n n ik podziału m usi być czasow ym ; „ n a p ię c ie " zaś w s k a z u je r a ­ czej, w ja k i sposób m a p o w s ta ć podział, w j a k i sposób m a się uło żyć w n o w o ­ u tw o rz o n y c h k o m ó rk a c h „ s to s u n e k j ą d r a do p lazm y" ( •

St. Minkiewicz.

(Dok. nast.).

W Y B U C H W E Z U W IU S Z A w r. 1631 I S P Ó Ł C Z E S N Y P O L S K I O PIS JE G O .

W r. 1631, po k ilk u s e tl e tn i e j prze rw ie (od r. 1036), n a s tą p i ł w y b u c h W e z u w iu ­ sza, zaliczany do n a js t r a s z n ie j s z y c h , j a ­ k ie ty lk o n o t u ją dzieje te g o w u lk a n u . W y b u c h t e n j e s t tem dla n a s i n t e r e s u ­ jąc y , że p o s ia d a m y spó łczesn y polski opis j e g o *). Ze w z g lę d u na w ie lo s tro n n ą waż-

!) Z ap ał sro g i g o ry n e a p o lita n sk ie y , y n o w a N in iw e, zacne N eap o lim w żałobie. To ie s t o gień o k ru tn y g o ry W e z u v iu s w e W łoszech, k tó ­ ry m w p rze szły m g ru d n iu , ro k u 1631, k ro le stw o N e a p o lita ń sk ie srogo P a n B ó g n a w ie d z ił, a za­

p a ł g n ie w u sw ego, y p o tęg ę sw ą w k a ra n iu lu ­ dzi przez rze czy stw o rz o n e ś w ia tu p rz y p o m n ia ł n a p rz e stro g ę w sz y tk im . T u d zież te ż d z iw n a p o k u ta y w ie lk ie a w sz e la k ie y p o c h w a ły g o d n e n ab o ż eń stw a o b y w a te lo w n e a p o lita n sk ic h w ty m raz ie n a u b ła g a n ie s tra s z n e y sp ra w ie d liw o śc i P a n s k ie y . O pisane po p o lsk u z relacry o ty m w ło sk ic h , z R z y m u , z N eapol im , y z M edyolanu, przez ie d n e g o k a p ła n a za k o n n eg o n a p o b u d k ę

ność z a b y tk u tego p od a je m y t u jeg o streszczenie.

Opis ten, n ie s te ty , nie j e s t sk reślo n y przez św ia d k a naocznego; j e s t tylko kom- p ila c y ą ułożoną n a p o d sta w ie sześciu re- lacyj w łoskich. Bądź co bądź j e d n a k k o m p ila c y a t a ułożona została przez czło­

wieka, k t ó r y n a c zterd zieści la t przed w y b u c h e m ba w ił w Neapolu i dokładnie zapoznał się z osobliwościami tego m ia ­ s ta i je g o okolic.

Po k a rc ie tytu łow e j, n a k tórej o d w r o t­

nej s tro n ie z n a jd u je się w iz e ru n e k gó ry zionącej ogn iem i kłęb am i dym u, a w z n o ­ szącej się ponad leżącem n a d m orzem m iastem , n a s tę p u je p rzed m ow a „do c z y ­ te l n ik a rozsądnego". W przed m ow ie tej a u to r z w ierza się, że c z ytan ie opisów -„zapału" W e z u w iu s z a p rzypom niało m u o lb rz y m ią Niniwę, głowicę p a ń s tw a s y ­ ry js k ic h , do k tó re j P a n B óg w y praw ił ongi w leg a c y i p ro ro k a Jonasza, aby, b ie g a ją c po je j ulicach, p rzy po m inał w k a z a n ia c h sw oich m n o g ie m u je j l u d o ­ wi s ro g i miecz sp ra w ie d liw o śc i boskiej, w isz ąc y n a d jego k a rk ie m . T u ta j, w N e a ­ polu, w leg a c y e y Jonaszo w i podobnej w y ­ p ra w io n a z o s ta ła góra, stw o rzenie n ie ż y ­ ją c e , k tó ra sw oje m n iem e m (t. j. w sło­

w a nie u jętem ), a j e d n a k s tra szn ie gło- ś n e m k a z a n ie m m a w zruszać ludzi do dobrego. Głos te g o „ g ó rn e g o k a z an ia o g n is te g o " z a czy n a się rozchodzić po w s z y s tk ie m c h rz e ś c ia ń s tw ie i to w ła ­ ś n ie pobudziło a u to r a do zad an ia sobie p r a c y , a b y dojście je g o do uszów pol­

sk ic h zostało u łatw io n e i p rzyśp ieszon e.

W n a s tę p u ją c y m po przedm ow ie ro z ­ dziale l- y m rozb ie ra n e j e s t pylanie, na co g ó ry o g n iste zo sta ły stw orzone. W ro z ­ w ią z y w a n iu teg o z a g a d n ie n ia a u to r nie rad z i iść tro p a m i d a w n y c h onych filozo­

fów po g a ń sk ic h , k tó rz y w ta k ic h oka- zya ch t y lk o o p r z y c z y n a c h p rzyrod z o ­ n y c h p r z y p a d k ó w ta k o w y c h dyszkuro- wali, a k t ó r y c h w iele i n n y c h m iędzy

z te y o k a z y e y lu d z i do dobrego. Z a d o z w o le ­ n ie m zw y k ły m .

W K ra k o w ie . U F ra n cisz k a C ezarego. R o k u P a n sk . 1633.

(7)

Ko 9 WSZECHSWIAT 135

chrześcijany, u ś w i a ta i u s a m y c h sie­

bie sapientów, m ędrków , naślad u je. Czło­

wiekowi c h rz e ś c ija ń s k ie m u p rzy s to i po ­ gląd inny: zapomocą g ó r o g n isty c h Bóg pragnie p r z y p o m in ać ludziom p o tęgę swo- ję i po budzać ich do w y s trz e g a n ia się obrazy i p r z e s tę p s tw a przy k a z a ń jego.

W ty m celu g ó ry te rozsiane są we w sz y s tk ic h częściach ś w ia ta nietylko s t a ­ rego, ale i nowo znalezionego. Pod gó­

ram i o gn istem i w n iez n a n e j n a m głęb o ­ kości z n a jd u ją się loch y i m aclochy pod­

ziem ne ta k ie j własności, przyrodzenia i przym iotów , że się w nich rodzą i g r o ­ m adzą m a t e r y e t ł u s t e i siarczy ste, k t ó ­ ry ch zapalanie się j e s t właśnie p rz y c z y ­ ną zapałów (wybuchów) tych gór.

Do n a jp rz e d n ie js z y c h gór ognistych należy ta, k tó re j św ieżem u zapałowi t e ­ raz się ś w ia t dziwuje, V esu viu s zd aw na zawżdy od łacinn ików zwana, a od wło- chów Somma. Której też zapałowi chcąc się z blizk a p r z y p a trz y ć i o nim pismem co podać ś w ia tu , zacn y on filozof i pi­

sarz p o g a ń s k i P lin iu s starszy, barziej około p isa n ia sw y ch ksiąg, niżeli koło zdrow ia czuły, b ę dąc okrom teg o bardzo d ychaw iczny, m arn ie ta m d y m em s ia r­

c z y sty m z p rę d k a zaduszony umarł.

Rozdział 2-gi t r a k t u j e o tem , gdzie j e s t ta góra V esu vius, co za wielkość jej, j a k dawno i j a k często ogniam i sw em i św ia t straszy ła. J e s t tu podana k r ó tk a wiado­

mość o sześciu z n a n y c h h is to ry i w y b u ­ chach W e zu w iu sz a , które poprzedziły w y b u c h j e g o w r. 1631.

W rozdziale 3-im zaczyna się w łaści­

w y opis w y b u c h u w r. 1631, k tó ry tu ta j p rz y ta c z a m y w p e w n e m skróceniu.

„Nie p r z y k r z y ł się W ezuw ius, ani szkód ani s tra c h ó w czynił ludziom przez la t k ilkaset, i owszem do po żytków i rekre- acyj i uciech ich p rz y s to jn y c h służył onym wielce i znacznie. Nie tylko bo­

wiem m ia st i m ia s te c z e k z n a cz n y c h i wsi wokoło i lasów p o ż y teczny ch pełno było, ale też n a jeg o ż sam eg o wielkości g ó r­

nej przed n i p anow ie i s z la c h ta neapoli- ta ń s k a i sta n ó w r o zm a ity c h ludzie mieli swe wioski, p ięk n e folwarki, bogate p a ­ łace, b ard zo ko sztow n e b u dow ania, og ro ­ dy i w innice zacne i wielkie, z k tó ry c h

przednie w in a włoskie, greco di Som m a i lac rim a naz w a ne , zbierali w obfitości.

I nie w idać było z g ó ry tej podobień­

stw a żadnego do tego zapału; albowiem chciw i widzenia, co się też w tej zdaw ­ n a o tw a rte j otchłani je j działo, gdy z p r z e w a g ą na dół po rozpadlinie onej spuszczali się, oczu i uszu ku głębokości niezm iernej n a d sta w ia ją c , szum tylko o k r u tn y j a k g d y b y wody bieżącej sły- chiwali. A od r. 1625 przez la t cztery m gły i j a k b y dym, a zw łaszcza k u nocy, s ta m tą d ż e w idyw ać było.

Lecz z dopuszczenia P a ń sk ie g o pokój on t a k p oż yte c z ny górny, sąsiedztw o i służba dogodna, w wojnę wielce s t r a ­ sz n ą i w rebelią bardzo szkodliwą obró­

ciły się; i naczynie ono dobroci i szczo­

drobliwości Pańskiej (to j e s t ta góra) w d a w a n iu ludziom t a k wielkich pożyt­

ków, n aczyniem jeg oż spraw iedliw ości w k a ra n iu ich ciężkim i o k r u tn y m stało się z przyczyn j e m u i t a k p okaranym , a nie n am wiadomym .

P rzetoż rok u tego blisko przeszłego 1631, d n ia 16 g rudn ia, dw ie godzinie przede dniem, we w to rek przed św iętem św. Tom asza apostoła, t. j. w nocy z po­

n iedziałku na w torek po o ktaw ie Niepo­

kalaneg o Poczęcia przeczystej Matki Bo­

żej (w które j też w łaśnie nocy, godzin pięć p rze d t y m zapałem tej góry, w K ra ­ kowie kościół no w y k rólew ski śśw. P i o ­ t r a i P a w ła apostołów od o g n ia ledwie nie cudownie praw ie by ł o broniony i w c a ­ le zachow any) taż góra V e su v iu s po t a k wielu l a t milczenia słyszeć się dała. Nie s ta r o d a w n ą swoją, ale nową paszczęką góra ta wpół wejścia, k tó re było n a nią z tam tej stro ny od morza, i na in n y ch m iejscach n iek tó ry ch stra szn ie się otw o ­ rzyła; z puk iem i grzm o tem t a k s tr a s z ­ liwym i wielkim, j a k o b y strz e lb ę g w a ł ­ tow ną z ja k n a jw ię k s z y c h dział w y p u s z ­ czano; i z trzęsieniem ziemi t a k srogim, że nietylko b u d y n k i i w innice, k tó re n a sobie nosiła, i bliskie m ia s te c z k a w zru­

szyła, ale też i sa m y m m ia s te m Neapo- iim straszliw ie z atrzęsła, k tó re zatrzę sie ­ nie d w ak ro ć po małej chwilce p rz y onym srogim o tw a rc iu ponowiło się.

W y b u c h a ć zaraz z p aszc z ę k i onej, j a ­

(8)

136 W SZECHŚW IAT 9

k o b y z o tch ła n i ja k ie j abo o k n a i k o m i­

n a piekielnego, sro g i i s tr a s z n y dy m p o ­ czął, k t ó r y n a p o w ie trz u c h m u r y w ie lk o ­ ści niew ypow ied zian ej czynił, f a r b y sinej c zarniaw ej, figu ry abo p o s ta c i k a s to w a - n ia abo wałów ja k i c h , j e d n y c h n a d r u ­ gich u s y p a n y c h abo u b u d o w a n y c h , a p r a ­ wie j a k o z p iek ła o tw a r t e g o k u n ie b u się w y w y ż sz a ją c y c h i do n ieg o s z t u r m u ­ ją c y c h .

Począł się p o ty m pok azo w ać i ogień srogi, k t ó r y o godzinie d w u n a s te j w t e n ­ że w to r e k z ra n a w s a m y m ż e N eapolim j u ż w idać było. O godzinie s z esn a ste j w tenże w to rek , g w a łto w n ie j u ż a p r a ­ wie j a k b y piekło w idom e g ó ra ona gora- jąc , zaraz też paszc z ę ką onąż, od o gnia barziej o tw a rtą , t a k s tr a s z n ie ry czeć i j ę ­ czeć zaczęła, że te g o żad n e pióro w y p i­

sać nie może. P a s z c z ę k ą onąż taż g o ra z r y k ie m onym w y r z u c a ła z siebie i w y ­ rz y g a ła kule abo s z tu k i o gn iste, z g ę ­ s ty m d y m e m j a k b y z c h m u r ą j a k ą z m ie ­ szane, a popiołu m okrego, w rz ą c e g o wiele w sobie m ające.

Z arazem teg oż też c z a s u zaczęło się trz ę sie n ie ziem i u s ta w ic z n e , k tó re trw ało bez p r z e s ta n k u aż do j e d n e j w noc d n ia tego, t a k potężne, że nie b y ło w s a m y m ­ że Neapolim p a ła c u ani b u d y n k u ż a d n e ­ go, k t ó r y b y się z g r u n t e m w z ru s z o n y nie trząsł; nie było drzw i, fort, fo rte k ani okien ż a d n y c h t a k mocno z a m k n io n y c h , z a ta ra s o w a n y c h , w p r a w io n y c h , w m u r o ­ w a n y c h , gw oźd ziam i i żelazem mocno z a tw ie rd z o n y c h , k t ó r e b y b y ły g w a łto w n ie od onego trz ę s ie n ia ziemi n ie s k a k a ły w sw oich m iejscach, choć n a t e n czas n a jm n ie js ze g o w i a tr u nie było. W N e a ­ polim więc m a tk i z dziećmi, nie dufając b u d y n k o m , w k a r e t a c h i n a wozach noc- lego w ały po ulicach. W te n ż e czas r z e ­ k a dosyć w ielka, k t ó r a od m ia s te c z k a T o rre dell A n n u n z ia ta sz ła n a m ły n y , z n ik n ę ła i m ły n y n a su s z y d a rm o stoją.

Zaćm iły p o t y m słońce one c h m u r y czarn e popiołem ta k , że led w ie j e d e n d ru g ie g o widział; a w c ie m n o ś c ia c h o n y c h stra s z n e pom ienione k u le o g n iste abo ka- w alce i s z tu k i o g nia z g ę s t y m d y m e m zm ieszan eg o, j a k o j a k i e p io r u n y niew i- dane la ta ją c e w idać było. P u ś c ił się za-

t y m spo sobem dżdża g ę ste g o z onychże c h m u r i kul popiół czarniaw y, sm ro d li­

w y, a t a k gorący, że n a kogo pad ł, tego abo zabił, abo okaleczył, abo opalił;

a gdzie g r o m a d n ie padł, t a m b u d y n k i o balał i zawalał, bo b y ł (jako piszą) nad ołów cięższy i j a k tenże rozpuszczony p a rz ą c y . W N eapolim , gdzie r z e d sz y p a ­ dał, t a k a b y ła g ę s tw a jeg o, że zaledwie ludzie oddychać mogli; gdzie w szytko p r a w ie osypał i j a k o żałobą j a k ą pałace, dom y, ry nk i, ulice, ogrody, pola i d r z e ­ w a pokrył. I t a k trw a ł aż n a z a ju tr z , t. j.

do r a n a ś ro dy d. 17 g ru d n ia , w k t ó r y czas zniósł go zewsząd deszcz n a g ły i spłókał.

T a k a była w ielk ość popiołu te g o i t a k daleko go ona moc ognia abo w ia tru , o g niem i d y m a m i w zruszonego, rzucała, że też z A puliey i z K alabriey, pro w incy j n e a p o lita ń s k ic h o dleg lejszych od góry tej, posłano w s k o k z nim, j a k o z cudem ja k i m , do Neapolim, n ie wiedząc, że z W e ­

zuw iu sza w ypadał. Apulię w s z y tk ą aże do T a r e n tu , n a dwie piędzi w y sok o leżąc, t a k okrył, że bydło po polach żywności nie miało. Do m ia s ta Lecce, ośm dni j a ­ zdy od N eapolim i g óry tej leżącego, w g od zin siedm popioł onże zaleciał; i w ten ż e w t o r e k d. 16 g r u d n ia około godzi­

n y 23, sposobem dżdża bardzo g ęstego p a ­ dać począw szy, i pow ietrze ta k , że się ludzie w espół widzieć nie mogli, za ćm iw ­ szy, aże do piątej god ziny w noc padał n a d o b rą dłoń wysoko. Gdzie, g d y go z r a n a n a z a j u tr z deszcz oblał, zczerniał s tr a s z n o i jesz c ze b a rz ie y o b y w a te le t a ­ meczne potrw ożył.

Nocy tejże, k tó r a b y ła ze Wtorku na środę, o je d n e j godzinie w noc trz ę sie nie ono ziem i t a k s tra s z n e , ustaw icznie t r w a ­ ją c e , poczęło się p rze ry w a ć , p r z e s t a j ą c t a k długo, coby pacierz zmówił; j e d n a k g d y się znow u zaczynało, barziey niżeli p r z e d t y m zaw żdy się czuć dawało.

Tejże nocy, t. j . jeszcze dobrze prze d ś w ite m , we ś ro d ę n a z a ju trz po o tw a rc iu g ó r y i n a s tą p i e n i u rzeczy ju ż opisanych, w y r z y g n ę ła taż g ó ra onąż paszczęką p a ­ ł a ją c ą ze w n ę trz n o śc i sw y c h zepsow any ch g w a ł t w ie lk i popiołu m okrego, sm ro dli­

wego, w rzącego i k a m ie n ie barzo w ie l­

(9)

W SZECHSWIAT 137

kie, średnie i m ałe, ogniem pałające, i daleko barzo n a pół ósmej mili pol­

skiej rozniosła wokoło, ran ią c i za b ijają c kogo trafiła k a m ie ń m i i popiołem onym.

Wielkość je d n e g o z ty c h kam ieni, k tó ry padł w w innicę Collegium ojców j e z u ­ itów w mieście Nola, mało nie milę n a ­ szą polską od g ó r y tej leżącem, zapew ne wiedzą i piszą dośw iadczyw szy, że go ośmią wołów, p ró b u ją c , z m iejsca ru sz y ć nie możono. Co się ż a d n em u bacznem u niepodobna zdać nie będzie, w sp o m n ia w ­ szy, ja k o ciężkie ku le działa daleko za­

noszą z niew ielkiej dzialnej rury , której dziura, by i n a jw ię k sz a, do o tw a rc ia tej góry żadnej proporciej nie m a i do mocy ognia abo w ia tru , ta k ie rzeczy z niej wyrzucającego.

Tegoż czasu taż g ó ra pozaw alała swym popiołem, popaliła s w y m ogniem i p o tłu ­ kła sw em i k a m ie ń m i różne m ia sta , m ia ­ steczka i w si rozm aite, o k tó ry c h wni- wecz obróceniu dopiero w p iąte k raniu- chno dowiedziano się w Neapolim, z n i e ­ w ypow iedzianym płaczem tych , k tó rz y byli u b ó s tw a sw ego odbiegli, z g a rd łe m uchodząc.

Tegoż r a n a w tęż środę d. 17 g ru d n ia ogień on t a k g w a łto w n y , s tra w iw sz y ju ż większą część g óry i okno ono a b o p a s z - czękę n a t r z y ćwierci mili naszej pol­

skiej, t. j. około t rz e c h mil w łoskich przyn ajm niej rozp rzestrzeniw szy, k tó ry dotąd w zgórę n a p o w ie trz e popiół i k a ­ mienie z w ie lk ą szkodą w sz ę dy wymio- tał, obrócił się n a dół i w y p a d ł ja k o w powodzi niezm iernej r z e k a j a k a b y s tra abo s ta w j a k i n a k s z t a łt jez io ra wielki, zewsząd gro b le p rz e rw a w s z y , i lać się na dół począł i z n im w espół w oda wielka, s ia rc zy sta i wrząca. R zek a o g n ista ze­

wsząd z g ó ry onej w y p ad ła z hukiem i szum em n ie sły c h an y m , k a m ie n ie topiąc i w popiół obracając, a d ru gie wielkie z sobą pory w ając; j e d n a k z tej stro n y ku m orzu więcej jej płynącej w idać b y ­ ło. W ielkość tej ogn istej rzeki z siar- czaną w odą była t a k w ie lka i t a k p o tęż­

na a gw a łto w n a , że lasy całe z ziemi wy - r y w a ją c z sobą niosła, dom y tak ż e i b u ­ dynki zupełne i k a m ie n ie haniebne. C z e ­ go sam a, p ę d e m n iew y p o w ie d zia n y m bie­

żąc, nie obaliła, to w ielkością i wielością oną płynącego drzew a i in n y c h ciężarów psowała, waląc i z g r u n tó w w y w ra c a ją c i z ziem ią ró w n a ją c pałace i folw arki i wsi rozm aite. D rogi pospolite pozaw a­

lała kupam i wielkiemi drzew a niedogo- rzałego, kam ieńm i, popiołem i m ieszan iną m ate ry j różnych tak , że będzie potrzeba ty sią c am i robotników na ponow ne ich otwarcie.

W siedm iu miejscach, częścią k u m ia ­ stu, częścią nad brzegiem m orskim, t a m ­ że niedaleko tej gó ry ziemia się też otw o ­ rzyła i n a k ilk a s e t ludzi po polach b ę d ą ­ cych, w ieśniaków i p astuchów , pożarła i popaliła; z otwórzelin onych ogień wiel­

ki, przez wiele dni gorający, w ybuchał.

Gdy się te j a m y nowe ogniste n a brze­

g u m orskim i indziej otworzyły, a rzeka też ona o g n ista częścią w toż m orze w p a ­ dać poczęła, morze t a k się rozgrzało u brzegów onych, że, ja k o w kotle w niem w oda w rając, h a n ie b n ą rzecz r y b p o z a ­ bijała, k tó ry c h pełno pozdychałych po w ierzchu pływało. P rz ed k tó ry m w r z e ­ niem coś nie wiele toż morze t a k od brzegów sw ych ustępow ało daleko, mało nie na t r z y s t a kroków, że nie tylko roz­

m aite n a czynia w odne m niejsze, (t. j. ło­

dzie rozm aite n a k s z t a łt n a szy c h szkut i dubasów ) nie bez znacznej szkody w ie ­ lu n a suszej zostały, a le i sam e galery w niebezpieczeństw o się wdały. A to u s tę p o w an ie morza było t a k znaczne, że w półtorej mili naszej w s a m y m porcie n e a p o lita ń s k im i w d ru g ie m m iejscu t a m ­ że, Mola naz w a ne m , barzo znać go było, bo w sz y sc y widzieli g a le ry ledw ie nie oschłe n a piasku. Lecz się p o ty m pręd k o morze do brzeg u w racało, z którego się je d n a k z gorącości onej t a k kurzyło, że po nim j a d ą c y daleko omijać m iejsca one wrzące musieli. W o d a też ta s ia rc z y s ta z gó ry je z io ro nowe po lewej stro n ie t e j ­ że góry uczyniła, m iasteczko Marygliano m iędzy inszem i zalaw szy".

K. Koziorowski.

(Dok. nast.).

(10)

138 W SZECHSW IAT JM» 9

E . R U T H E R F O K D .

N O W E P O S T Ę P Y A T O M IS T Y K I.

(D okończenie).

Dowód is tn ie n ia ciałek czyli e le k tro ­ n ów o m asie pozornej, bardzo małej w p o ró w n a n iu z m a s ą ato m u wodoru, oznacza granicę, do j a k ie j p o su n ą ć się m ożna w rozw o ju m y śli o budow ie a to ­ mu. O dkrycie to, k tó re w y w a rło wielki w p ływ n a fizykę w spółczesną, z a w d z ię ­ czam y przede w s z y s tk ie m Józefowi T h o m ­ sonowi. I s tn ie n ie e le k tro n u , j a k o postaci określonej, zostało s tw ie r d z o n e zapom ocą t y c h s a m y c h m eto d i z t ą s a m ą p e w n o ­ ścią, co i is tn ie n ie c z ą s te k a. I choć do­

ty c h c z a s nie zdołano w y k r y ć p o je d y n c z e ­ go e le k tr o n u zapom ocą j e g o d z iałan ia e le k try c z n e g o lub optycznego, ani o z n a ­ czyć bezpośrednio ich ilości, nie n a le ż y j e d n a k w ą tp ić , a b y nie m o żn a było tego o s ią g n ą ć zap om ocą m eto d y e le k try c z n e j.

D ziałanie pojedy n czej c z ą s tk i p, k tó re j e s t e ś m y w s ta n ie obliczyć, j e s t daleko m niejsze, niż d ziałanie c z ą s t k i a, lecz n ie do tego s to p n ia m ałe, a b y go nie m o żn a było zmierzyć. W z w ią z k u z tem j e s t do z a n o to w a n ia c ie k a w y fa k t, że R e g e n e r z a uw ażył is k r z e n ie się e k ra n u , p o k r y te g o p la ty n o c y a n k ie m b a ro w y m , g d y n a ń p a d a ły p ro m ie n ie p ra d u , ale i s k rz e n ie to je s t t a k słabe, że n ie p o d o b ­ n a policzyć ilości błyśnięć.

D o św ia d c z en ia w y k a z a ły , że m a s a po­

z orna e le k tro n u zm ien ia się z pręd k o śc ią j e g o i przez p o ró w n a n ie t e o r y i z d o ś w ia d ­

czeniem w y c ią g n ię to w niosek, że m as a j e s t całkowicie p o c h o d z e n ia e l e k t r y c z n e ­ go i że n ie m a n a jm n ie js z e j p o trz e b y p rzyp uszczać, że istn ieje j ą d r o m a te ry a l- ne, otoczone ł a d u n k ie m e le k try c z n y m . J e s t rzeczą n ie w ą tp liw ą , że e le k tro n y m ogą b y ć o d e rw a n e od a to m u lu b czą­

s teczki w s k u t e k d z ia ła n ia całego s z e re g u czy n n ikó w i że m o g ą i s t n i e ć s a m o d z iel­

nie, z n a jd u ją c się w s z y b k im ru ch u , po­

z ostaje więc sz ero k ie pole do b a d a ń n a d i s to tn ą b u d o w ą e le k tro n u , je ż e li t a k się

m ożna w yrazić, i n a d j e g o znaczeniem w b u d o w ie ato m u . Nie można wątpić, że atom p osiad a b udow ę sko m p lik o w a n ą , s k ła d a ją c ą się z pewnej ilości dodatnio i od jem n ie n a ła d o w a n y c h mas, u tr z y m u ­ j ą c y c h się w rów n ow adze głównie przez w p ły w sił e le k try c z n y c h ; lecz tru d n o określić, j a k ą rolę o d g r y w a m asa, n a ł a ­ dow ana d o d a tn ią i j a k ą — m asa, n a ła d o w a ­ na odjem n ą ele ktry c z n o ścią . W iemy, że e le k try c z n o ś ć o d jem n a może istn ieć w elektronie, j a k o oddzielna całość, lecz nie p o s ia d a m y żadnego do w od u is tn ie n ia odpow iedniego e le k tro n u dodatniego. N ie­

wiadomo, j a k dalece e le k tro n y lub inne ła d u n k i ru ch o m e p r z y c z y n ia ją się do wy­

tw o rz e n ia m a s y a to m u i czy is tn ie je wo- góle j a k a m a s a zupełnie o d m ie n n a od - m a s y e le k try c z n e j. Nie może być m ow y o postępie w ty m k ie ru n k u , dopóki nie p o z n a m y dok ładn ie c h a r a k te r u i b u d o w y e le k try c z n o ści dodatniej i je j łączności z odjem ną.

W budow ie a to m u e le k tro n y o d g r y ­ w a ją dw ie rozm aite role, są albo luźnie zw iązane i ła tw o d a ją się oddzielić od atom u, albo też s ta n o w ią c a łk o w itą część s k ła d o w ą j e g o b u d o w y w e w n ę tr z n e j.

Pierw sze, k tó re łatw o oddzielić i n a d a ć im w a h a n ia , m a j ą udział w łączen iu się ato m ó w w c z ąstec z k i i w tw o rze n iu w i­

d m a p ie rw ia s tk ó w ; d ru g ie , u trz y m y w a n e n a sw y c h m ie jsc a c h z w ięk szą siłą, mo­

g ą się uwolnić ty lk o przez eksplozyę ato m u , przy czem atom rozp ada się. Oder­

w anie e le k tro n u o małej p ręd k o śc i przez użycie z w y k ły c h śro d k ó w la b o r a to r y j ­ n y c h nie grozi całości atom u, a ty m c z a ­ sem w y sy ła n ie przez ciała p ro m ie n io ­ tw ó rcz e e le k tro n u o wielkiej prędk ości j e s t zw ią za n e z r o zk ła d em atom u.

D aw no ju ż panow ało w n au c e m n ie ­ m anie, że atom y p ie rw ia s tk ó w p o sia d a ją bu d o w ę złożoną, s k ła d a ją c ą się albo z lże jszy c h atom ów, albo też z atom ów j a k i e j ś s u b s ta n c y i m a c ierz y ste j. D o ty c h ­ czas nie z darzyło się n a m słyszeć o tem , j a k o b y m ożliw em było zbu d o w a ć atom o z n a c z n y m ciężarze a to m o w y m z a t o ­ m ów o m n ie js z y m ciężarze, g d y ty m c z a ­ sem ciała pro m ie n io tw ó rcz e d o s ta rc z a ją n a m n ie z b ity c h dowodów istn ien ia zja ­

(11)

Na 9 W SZECHSW IAT 139

wiska odwrotnego: rozkła d u atomu. J e s t rzeczą g o d n ą uw agi, że proces te n daje się zauw ażyć w y łącznie dla atom ów 0 bardzo w ielkim ciężarze atom ow ym , jako to, d la u ra n u , t o r u i radu. Z w y ­ jątk ie m r a d u n iem a d o stateczn eg o dow o­

du, żeby zjaw isko id e n ty c z n e zachodziło dla ciał ja k ic h k o lw ie k . Zdaje się, że p rzem iana a to m u n a s tę p u je w s k u te k r a p ­ townej eksplo zyi ato m u , przyczem część atom u b y w a w y r z u c a n a z olbrzym ią prędkością. W w ięk szo ści w y p ad kó w bywa w y r z u c a n a c z ą s tk a a czyli atom helu, c z asam i zaś e le k tro n o dużej p rę d ­ kości; b y w a też, że w ciałach zachodzą przem iany, k tó r y m nie to w a rz y sz y p ro ­ mieniowanie do strz e galn e . Ta okolicz­

ność, że w sz y stk ie c z ąstk i a danej s u b ­ sta n c y i s ą w y r z u c a n e z je d n a k o w ą , b a r ­ dzo dużą p rędko śc ią, p o zw ala p rzy p u sz ­ czać, że n a ła d o w a n y a to m helu, zanim w ybiegnie, z n a jd u je się w szy b k im r u ­ chu kołow ym w atom ie. D otychczas brak n a m jeszcze o kreślonych w s k a z ó ­ w ek co do przyczyn, p obu d z a ją c ych te przem iany atom isty c zn e .

Poniew aż w w iększości przypadków przem ianie atom ów tow a rz y sz y w y s y ła ­ nie j e d n e g o lub wielu atom ów helu, n a ­ leży u z n a ć, że a to m y p ie rw ia s tk ó w pro­

m ieniotw órczych, s k ła d a ją się, p r z y n a j­

mniej częściowo z atom ó w helu. J e s t bardzo g o d n ą u w a g i i może okazać się bardzo w a ż n ą ta okoliczność, że hel, k tó ­ ry z p u n k t u w id z e n ia chem ii, j e s t p ie r ­ w ia stkie m , n ie p o s ia d a ją c y m wcale powi­

n o w a c tw a , o d g r y w a t a k ą w a ż n ą rolę w budow ie ato m ó w u r a n u , to ru i radu.

B adanie p rom ien iotw órczości n iety lk o rzuciło św iatło n a c h a r a k te r prze m ia n y atom istycznej, lecz doprowadziło do roz­

woju m e to d w y k r y c ia praw ie n i e s k o ń ­ czenie m ały c h ilości m a te ry i pro m ienio­

twórczej. W yżej w skazaliśm y , że dla w y k ry c ia po jedyńczych c z ąs tek a stoso­

wane b y ły dwie m etody, e le k try c z n a 1 o ptyczna. Zapomocą tej o statn iej czyli isk rz e nia można dokładnie oznaczyć ilość cząstek a n a w e t w tedy, g dy j e d n a ty lk o jest w y r z u c a n a w p rzeciągu m in u ty . A z a te m nie j e s t tru d n o obserw ow ać p rz e m ia n y ja k ie g o k o lw ie k ciała pro m ie­

niotwórczego, g d y w p rzeciąg u m in u ty rozpada się jeden ty lk o atom , p rz y jm u ­ jąc , że rozpadow i te m u tow arzy szy w y ­ słanie cząstki a Gdy m am y do czynie­

n ia z ciałem, ro zp a d a ją c e m się prędko, j a k np. z em atiacyą a k ty n u , której pe- ryod tr w a 3,7 sekundy, to możliwem j e s t w ykrycie, jeżeli nie pojedyńczego, to n ie ­ wielu atom ów, g d y w n ie k tó ry c h w y ­ p a d k a c h obecność 100 atom ów wyw ołuje e fekt t a k wielki, że trudno go o bserw o­

wać dokładnie. Liczenie b łyśnięć j e s t w w ysokim stopniu dogodną i bezpo­

ś re d n ią m eto d ą ilościową w bad a n iu ciał prom ien iotw órczych, w y sy ła ją c y ch c z ą s t­

ki a. Ł a tw e m j e s t niety lk o liczenie ty c h cząstek, w y s y ła n y c h w pew nych o d s tę ­ p a c h czasu, lecz również stw ierd zen ie zapomocą odpowiednich doświadczeń, czy rozkładow i je d n e g o atom u to w arzyszy je d n a , dwie łub więcej cząstek.

Dzięki tem u, że j e s t e ś m y w s ta n ie w y ­ k r y ć pojedyńczy ato m m a te ry a ln y , stoi dla nas o tw orem nowe pole pracy w b a ­ da n ia c h zjaw isk nieciąg łych. N aprzy- kład, p raw o p rzem ian y ciała promienio­

twórczego, w y k r y te doświadczalnie, daje na m tylko śre d n ią w arto ść przem ian y, lecz zapom ocą m e to d y elektrycznej lu b iskrzenia m ożem y bezpośrednio oznaczyć p rze c ią g czasu pomiędzy ro zk ła d em dwu atomów.

B adan ia nad ciałam i p ro m ie n io tw ó r­

czymi rzuciły św iatło na z jaw iska, z a ­ chodzące podczas przech od zenia szybko p o ru sz a jąc y c h się cząstek przez m a te ry ę . Każdy z trz e ch ro dzajów promieni, p ro ­ mieni a, p i t, w y r z u c a n y c h przez ciała prom ieniotw órcze, posiada odręb n e w ła ­ sności i zdolność prze n ik an ia . C ząstki a są pochłaniane zupełnie przez a rk u s z p a ­ pieru, t y m c z a s e m c z ąstk i y r a d u p rz e n i­

k a ją przez d w u d z ie sto c e n ty m e tro w ą w a r ­ stw ę ołowiu. Te różnice w p o c h ła n ian iu promieni p o w s ta ją b e z w ą tp ie n ia częścio­

wo w s k u t e k różnic w p rędkości, częścio­

wo zaś w s k u te k różnic w rodzaju p ro ­ m ieniow ania.

Rodzaj działań prom ieni « i p n a jł a t ­ wiej d a je się za obse rw ow ać w gazach.

C ząstk a a posiada t a k w ie lk ą energię ru ch u , że p r ze n ik a cząsteczki gazu i j e s t

(12)

140 W SZECHSW IAT «Nq 9

w s ta n ie zjonizować lu b zdysocyow ać po drodze n a jm n ie j 100 000 c z ąsteczek . P r z e ­ b ieg łsz y p e w n ą odległość, c z ą s t k a a t r a c i n ag le sw e c h a r a k te r y s ty c z n e w ła sn ośc i i zn ik a n a m z oczu. B e z w ą tp ie n ia t r a c i ona w k ró tk im p r z e c ią g u c z a s u s w ą w iel­

k ą p ręd k ość i po z n e u tra liz o w a n iu ł a d u n ­ k u sw ego s ta je się w ę d r o w n y m a to m e m helu. Jo n iz a c y a sp o w o d o w an a przez czą­

s tk ę a p ow staje, zdaje się, w s k u t e k o d e r­

w a n ia się od c z ąstec z k i j e d n e g o lu b k il­

k u e le k tro n ó w pow olnych, n a to m ia s t, g d y m am y do c z y n ie n ia z g a z a m i złożo- nemi, z ja w is k u jo n iz a c y i t o w a rz y s z y b e z ­ w ą tp ie n ia d y s o c y a c y a c h e m ic z n a czą­

steczki, chociaż wogóle t r u d n o orzec, czy t a d y s o c y a c y a j e s t z ja w is k ie m p ie r w o t- nem czy w tó rn em . D y s o c y a c y a ch em icz­

n a przez cząstki a o tw ie r a szero k ie pole do badań, k tó re rozpoczęły się w łaściw ie dopiero teraz.

C z ą s tk a (3 różni się od c z ą s tk i a w ię k ­ szą zdolnością p rz e n ik a n ia i w p r z e c i­

w ie ń s tw ie do c z ą s tk i a, p r z e b ie g a ją c tę s a m ę co i t a m t a d ro g ę w gazie, jo n iz u je b a rd z o m a łą ilość c z ąstec z e k . C ząsteczki gazu o d c h y la ją j ą z k i e r u n k u drogi, i wiele p rz e m a w ia za te m , że c z ą s t k a p, w p rze c iw ie ń s tw ie do c z ąstk i a, może być z a tr z y m a n a i p o c h w y c o n a p rzez czą­

ste c z k ę gazu, gdy p r z e b ie g a obok niej z bardzo w ielką p ręd k o śc ią.

Jeżeli p r z y jm ie m y pod u w a g ę w ie lk ą e n e rg ię c y n e ty c z n ą c z ą s te k a i m ały z a ­ p a s energii, a b s o rb o w a n y przez p o jed y ń - cze c ząsteczki gazu, n ie n a le ż y w ą tp ić , że c z ą s tk a a, j a k p rz y p u s z c z a B rag g , w rze c z y w isto śc i p r ze b ieg a przez atom , a raczej przez sferę dz ia łan ia a to m u , n a ­ p o tk a n e g o n a drodze. A to m , że t a k po­

w iem, n ie m a cz asu u s u n ą ć się z d rog i pędzącej szyb k o c z ąstce a i t a j e s t z m u ­ szona p rze jść p rzez s y s te m a to m isty c z- ny. Z tego p u n k t u w id z e n ia s ta r e m n ie ­ m anie, zgo dn e w w ie lu ra z a c h z r z e c z y ­ w istością, że d w a ciała n ie m o g ą j e d n o ­ cześnie zajm ow ać tego s a m e g o m ie js c a w przestrzeni, nie m a z a s to s o w a n ia do atom ów m a t e r y a l n y c h , p o r u s z a ją c y c h się z d ostateczn ie w ie lk ą prędkością.

Nie u leg a ż a d n ej w ą tp liw o ś c i, że s t a ­ r a n n e b a d a n ie z ja w isk , z a ch o d z ą c y ch

podczas przech od zen ia c z ą s te k a i [5 przez m a t e r y ę rzu ci dużo ś w ia tła na budow ę atom u. W s k a z a liś m y ju ż, że c h a r a k t e r absorpcyi j e s t ściśle zw iązany z ciężarem atom ow ym p ierw ia s tk ó w i z m iejscem, j a k i e one z a jm u ją w s y ste m ie peryo- dycznym . J e d n e m z n a jb a r d z ie j c h a r a k ­ t e r y s ty c z n y c h działań p ro m ie n i p pod­

czas ich przech od zenia p rzez m a te ry ę j e s t rozproszenie c z ą s te k p, t. j. ich zbo­

czenie z drogi p rostolin ijn ej podczas w z a ­ j e m n y c h s p o tk a ń z c z ą s te c z k a m i gazu.

Przez długi czas p rzypuszczano, że nie n a le ż y spodziew ać się tak ie g o ro z p ro sz e ­ nia dla c z ą s te k a, po siadających daleko w ię k s z ą m asę i en e rg ię c y n e ty c z n ą. J e ­ d n a k ż e o s ta tn ie b a d a n ia G e ig e ra w s k a ­ zują, że rozpraszanie c z ą s te k a j e s t z n a ­ czne i t a k duże, że n iew ie lk a część pro­

m ieni a, u d e rz a ją c y c h w e k r a n m etalow y zm ienia sw ą p ręd k o ść i znów się zjaw ia po tej samej s tro n ie e k ra n u . R ozprosze­

nie to można bardzo dogodnie o b se rw o ­ wać na e k ra n ie fosforyzującym . Można w ykazać, że zboczenie p rom ieni a n a s t ę ­ puje ju ż po przejściu przez bardzo m ałą ilość atom ów . N a s u w a się wniosek, że w e w n ą tr z a to m u istn ie je silne pole e le k ­ try c z n e , inaczej bowiem tru d n o w y t ł u ­ m ac z y ć sobie, dlaczego c z ą s tk a zm ienia swój k i e r u n e k po p rze jś c iu t a k małej odległości, j a k ą j e s t ś re d n ic a j e d n e j c z ą ­ steczki.

N a zakończenie, zwrócę u w a g ę n a to, że m etody, u ż y w a n e w n a jn o w s z y c h b a ­ d a n ia c h nad z a g a d n ie n ia m i a tom istycz- nemi są mało s k o m p lik o w a n e i bezpo­

ś rednie. Nie j e s t rzeczą tru d n ą , np. ozna­

czyć ilość c z ą s te k a na i s k r z ą c y m się e k ra n ie, p o k r y ty m siarczkiem c y n k o w y m , z b a d ać odchylenie pojedyńczej c z ąstk i podczas przechodzenia je j przez pole e le k try c z n e czy m ag n e ty c z n e i zb ocze­

nie z drogi p ro sto lin ijn e j, spow odow ane zde rz e nia m i z cząstec z k a m i m a te ry i. J e ­ s te ś m y w s ta n ie oznaczyć m asę k ażdej cz ą s tk i a, je j ład u n e k , jej p r ę d k o ś ć i ilość atom ów , z n a jd u ją c y c h się w określonej ilości m a te r y i o z n a n y m składzie. W p r o ­ s ty c h t y c h w yw o d a ch , p o s ia d a ją c y c h t a k m ało p rz e s ła n e k , fizycy z n a jd u ją , podług m ego zdania, u sp ra w ie d liw ie n ie dla swej

(13)

>6 9 W SZECHSW IAT 141

wiary, że b u d u j ą n a p e w n y c h s kalach rzeczywistości, a nie n a lo tn y c h p iask a c h urojeń i hypotez.

Tłum. JD. i S.

S P R A W O Z D A N I E .

Dr. J. Nusbaum. Z o o l o g i a d l a k l a s w y ż s z y c h s z k ó ł ś r e d n i c h , (8-0str.

VI -j—2 1 1, z 219 ryc. i 4 tab. barw., 3,60 kor., nakł. K. S. ja k u b o w s k ie g o ). Lwów.

1909.

W sk u te k rzucenia genialnej myśli ewolu- cyi przez Lam arcka, a pogłębienia jej i uza­

sadnienia przez Darwina i jego następców, nauki biologiczne doznały ogrom nych zmian tak w swoich metodach, j a k i celach badań.

Do czasów D arwina stosowana prawie w y ­ łącznie m etoda opisowa, k tó ra miała prow a­

dzić do poznania obecnego stan u życia, pod wpływem ogromnie płodnej myśli ewolucyi musiała zejśd na plan drugi, a ustąpić miej­

sca metodzie porównawczej, k tó ra każe w nik­

nąć w genezę danego objektu, t. j. poznać nie tylko jego stan obecny ale i przeszły oraz stosunek do otoczenia.

Myśl ew olucyjna przyniosła jeszcze inne owoce; mianowicie pod jej wpływem zrodził się cały szereg now ych nauk, na k tórych czele należy um ieścić biologię ogólną, jako naukę, dążącą do w y k ry c ia ogólnych praw życiowych.

Że zaś zadaniem szkół średnich je s t prze- dewszystkiem danie młodzieży w ykształce­

nia ogólnego, zatem w podręczniku zoologii obok suchej sy stem aty k i winny znaleźć uwzględnienie choćby w krótkości kwestye natury ogólniejszej.

Dotychczas niestety było inaczej. Podrę­

czniki szkolne zoologii do ostatniej chwili prawie w niczem się nie różniły ze względu na m etodę i zakres od książek z przed lat 50, jakkolw iek w ty m czasie w przyrodo- znawczym poglądzie n a świat dokonał się przewrót ogromny.

Obecnie wprowadzono do galicyjskich szkół średnich podręcznik, k tó ry odpowiada ty m nowym wymaganiom.

Dziś dopiero poraź pierwszy wolno ucznio­

wi szkoły średniej zapoznać się z zasadami teoryi ewolucyi; dziś poraź pierwszy za­

pozna się z kw estyą płciową; pozna poraź pierwszy zjawisko zapłodnienia; zrozumie znaczenie porównawczego traktow a nia danych anatomii zwierzęcej.

To też z wielką radością w itam y nowy podręcznik prof. J . Nusbaum a, któ ry właś­

nie między innemi i o powyższych kwes- ty a c h tra k tu je . Ma on epokowe znaczenie w pedagogice, gdyż t u poraź pierwszy zry­

wamy z obłudą i p ru d e ry ą szkolną, poraź pierwszy uczeń dowie się ze źródła kom pe­

tentnego o kwestyach, które zawsze pobu­

dzały jego ciekawość. Dotychczas bowiem poznawał je, ale k u swej szkodzie moralnej, ze strony niepowołanej.

Podręcznik niniejszy posiada cały szereg jeszcze innych zalet.

Mówiąc np. o fizyologii organów traw ie­

nia, oddychania, wydzielania i innych, prof.

N. zwraca uwagę na najważniejsze momenty hygieny a pięknie wykonana tablica kolo­

rowa doskonale ilustruje zgubne działanie alkoholu na wątrobę, żołądek, serce i nerki.

Zasługuje też na szczególną uwagę w bardzo umiejętnej formie zalecanie młodzieży szkół średnich abstynencyi płciowej, której nie­

przestrzeganie ta k demoralizująco działa na duszę młodzieży naszej i ta k zgubnie na stan jej fizyczny.

Wogóle a u to r tego podręcznika wszelkich dołożył starań, żeby dać młodzieży do rąk książkę, budzącą zaciekawienie do swej; treści.

Liczne i artystycznie wykonane ryciny z czte­

rema tablicami barwnemi mogą się również przyczynić do rozwoju poczucia este ty c z ­ nego. F o rm a słowa je st ta k lekka, że w czy­

tan iu zapomina się, iż ma się przed sobą podręcznik szkolny.

Szkoda tylko,, że sy stem aty k a je st t r a k t o ­ wana, ja k dotychczas było, od typów wyż­

szych ku niższym; m etoda ta jest w wyso­

kim stopniu niepedagogiczna, zwłaszcza sto­

sowana w klasach wyższych; ale a utor, piszący ten podręcznik, k tó ry między innemi ma być używ any w rządowych szkołach gali­

cyjskich, musiał w ty m względzie zastosować się do instrukcyj ministeryalnych, k tóre n a ­ kazują w takim właśnie porządku ro z p atry ­ wać świat zwierzęcy.

Ja n Golański.

Korespondencya Wszechświata.

Kometa 1910 A.

Kometa 1910 A, obserwowana w Aleksan- drówce od dn. 27 I, w dniu ty m od godz.

5 m. 30 była dobrze widzialna gołem okiem, jako silnie omglona gwiazda, przewyższająca blaskiem najjaśniejsze gwiazdy Niedźwiedzi­

cy W., z warkoczem w ygiętym k u lewej stronie i prawie sięgającym o godz. 6 m.

30 C Pegaza. Od godz. 6 m. 30 bardzo gę

Cytaty

Powiązane dokumenty

Uzależnienie od telefonu jest procesem stopniowym, zaczyna się wycofywaniem się z relacji ze światem, zanikiem zainteresowań, gwałtownymi wahaniami nastroju, problemami ze snem

Mój kolega, zapytany przez nauczyciela, nigdy nie zbaranieje. Przy mnie nigdy nie będzie osowiały. I musi pamiętać, że nie znoszę.. Tak samo nie cierpię jeszcze jednej cechy

Wspomniana pani doktor (wierzyć się nie chce – ale kobit- ka ponoć naprawdę jest lekarką!) naruszyła ostatnio przepi- sy.. Może nie kodeks karny, ale na pewno zasady obowiązu-

Jeśli chcemy wyznaczyć długość pewnej krzywej lub łamanej, często warto ją rozwinąć albo w inny sposób

Danych jest n surowców wyjściowych zawierających m różnych składników, istotnych z punktu widzenia właściwości produktu, będącego odpowiednią mieszaniną

Bezsprzecznie następca NFZ, chcąc niejako oczyścić się ze zobowiązań poprzednika, w pierwszej kolejności będzie dążył do zakończenia spraw toczących się przed sądem..

Na rynku krajowym proponujemy współpracę organizacjom sektorowym ryn- ku szpitalnego, takim jak Ogólnopolskie Stowarzysze- nie Niepublicznych Szpitali Samorządowych, Stowa-

Zasadniczo rzecz biorąc, współczesna praktyka projektowa w wymiarze designu doświadczeń została sprowadzona do totalitaryzmu semantyk, przeciwko któremu trudno się buntować,