• Nie Znaleziono Wyników

IM MD? GOKPPIT.według Wortmana.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "IM MD? GOKPPIT.według Wortmana."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

J\& 49. W arszaw a, d. 7 G rudnia 1884. Toill III.

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

P R E N U M E R A T A „ W S Z E C H Ś W IA T A ."

W W arszaw ie: rocznie rs. 6.

kw artalnie ,, 1 kop. 50.

Z przesyłką pocztową: rocznie „ 7 „ 20 . półrocznie „ 3 „ 60.

Komitet Redakcyjny stanowią: P. P. D r.T. C hałubiński, J. A leksandrowicz b.dziekan Uniw., mag. K.Deike,mag_

S. K ram sztyk, B. R ejchm an, mag. A, Slósarski, prof]

J . Trejdosiew icz i prof. A. W rześniow ski.

Prenum erow ać m ożna w Redakcyi W szechśw iata i we wszystkich księgarniach w k ra ju i zagranicą.

A d r e s R e d a k c y i P o d w a l e N r . 2 .

I M MD? GOKPPIT.

w e d ł u g W o r t m a n a . napisał

S t. D a w i d .

D nia 18 M aja b. r. we W rocław iu zakoń­

czył życie nestor botaników niemieckich H . E . G oeppert.

U rodził się d. 25 Czerwca 1800 r. w Sprot- tau, był synem tam tejszego aptekarza; w la­

tach 1812 i 1813 uczęszczał do gimnazyjum w Głogowie, a potem do roku 1816 do gim na­

zyjum we W rocław iu. P o pięcioletnich, mało odpowiadających jego zdolnościom, zajęciach aptekarskich we W rocław iu i B erlinie, po­

święcił się studyjom lekarskim i w r. 1825 otrzymawszy stopień doktorski w B erlinie za rozpraw ę p. t. „D e plantarum n utritione“, osiadł we W rocław iu jak o lekarz, operator

i okulista. G dy jednakowoż przekonał się, że

i prak ty k a lek arska nie odpowiada jego dąże­

niom, postanowił G oeppert w stąpić na drogę

naukow ą i wskutek tego w r. 1827 habilito­

wał się jako pryw at-docent b otaniki przy fa­

kultecie lekarskim we W rocław iu.

W cztery lata potem został mianowany profesorem nadzwyczajnym, a w r. 1839 pro­

fesorem zwyczajnym tegoż fakultetu; w roku 1852 otrzym ał miejsce profesora zwyczajnego na fakultecie filozoficznym i dyrektora ogrodu botanicznego.

J u ż podczas pobytu w gimnazyjum w ro- cławskiem, pod wpływem jego nauczyciela K ałuża, rozwinęło się w Goeppercie zam iło­

wanie botaniki. Później, podczas prak tyk i lekarskiej we W rocław iu, za ra d ą d yrektora ogrodu botanicznego, C. L . T reviranusa, zajął się G oeppert fizyjologiją doświadczalną, a mianowicie b adał wpływ trucizn na rośliny, a potem przystąpił do wyświetlenia zagadko­

wej naówczas zależności między życiem roślin i ciepłem. Chociaż już w r. 1800 Senebier wypowiedział domysł, jakoby silne oddycha­

nie (tlenem ) było przyczyną po raz pierwszy przez niego spostrzeganego zjaw iska n ag rze­

wania się kw iatostanu (kolby) A rum , a T eo­

dor de Saussure w r. 1822 drogą doświadczal­

ną wykazał zależność między oddychaniem i

nagrzewaniem się kwiatów, jednakowoż fakty

i te nie mogły być zrozum iałe dla fizyjologów,

(2)

770 W 8ZECH 8 W IA T. Nr. 49.

znajdujących się jeszcze pod panow aniem „si­

ły życiowej “ . Tem cenniejszemi przeto były ogłoszone w r. 1832 przez G oepperta spo­

strzeżenia, źe w nagrom adzonych w większej ilości kiełkujących roślinkach, bulwach, ce­

bulkach i zielonych roślinach daje się zauw a­

żyć pewne wywołane oddychaniem podwyższe­

nia tem peratury, pewna w łasna ciepłota.

W związku z tem były badania nad zam arza­

niem zaw artości kom órek roślinnych, b ad a­

nia, które były pow tórnie przedsięw zięte w o- statnich latach pod wpływem ostrych zim z la t 1870—71 i 1879—80; rezultaty ich zo­

stały ogłoszone dopiero w ro k u przeszłym w książce p. t . : „U eber G efrieren, E rs ta rre n der Pflanzen und S chutzm ittel dagegen“ .

N iezm ordowana działalność naukow a G oep­

p e rta nie polega jednakow oż tylko na tych i wielu innych pracach w dziedzinie rolniczej, ogrodniczej i leśnej botaniki; ja k o główną zasługę tego badacza należy wziąć pod uwagę jego fitopaleontologiczne prace, liczba k tó ­ rych bardzo znaczna i tylko najważniejsze z nich możemy tu ta j wspomnieć. Z adanie, jak ie sobie postaw ił G oeppert w tym wzglę­

dzie polegało przedewszystkiem na p o ró w n y waniu i zestawianiu roślin kopalnych z obec­

nie źyjącemi. J u ż jeg o pierw sza p ra c a „D ie G attun gen d er fossilen F a rn k ra iite r, vergli chen m it den je tz t lebenden (1836)“ (G atu n ­ ki paproci kopalnych w porów naniu z obecnie źyjącemi), a tem więcej n a s tę p u ją c e : ,,D e coniferarum stru c tu ra anatom ica“ (1841) (O anatom icznej budowie drzew ig lastych) i

„ D ie G attungen d er fossilen Pflanzen ver- glichen m it denen d er J e tz tw e lt“ (1841— 45) (G atunki roślin kopalnych porów nane z takie- miż świata teraźniejszego) posiadały naonczas wielką wartość. W ażniejsze są jednakże licz­

ne jego i cenne mon ografije po części o for- macyjach, po części o grupach roślinnych;

prace te, odznaczające się bogactw em zaw ar­

tego w nich m ateryjału i nowych spostrze­

żeń i dziś jeszcze nie straciły swej w artości.

Je g o dzieło ,,M onograpbie d er fossilen C oni- feren, m it steter B eriicksichtigung der leben- den“ (1850) otrzym ało podw ójną nagrodę od towarzystwa naukowego w H a arlem . Z a tem następuje (1852) „F ossile F lo r a des TJeber- gangsgebirges“ i (1854—55) ,,F ossile F lo ra der permischen F o rm a tio n ". Jeszcze praw ie n a kilka dni przed śmiercią udało się Goep- '

pertow i doprowadzić do końca monografiją A rau k ary i, k tó ra ma być wspaniale wydaną przez berlińską A kadem iją N auk. Prow adził G oeppert także studyja nad florą epoki trz e ­ ciorzędowej i główne wyniki swoich b adań o- g łaszał w licznych dziełach, z których n ajw a­

żniejsze: „D ie fossile F lo ra der Gypsforma- tion zu D irschel in O berschlesien“ (1842),

„B eitrag e zur T ertiarflora Schlesiens“ (1852) i inne. C hcąc wyjaśnić proces, wskutek k tó ­ rego rośliny przeszły w stan kopalny, b ad ał G oeppert pozostałości roślinne w bursztynie i rezultatem tych badań było dzieło wydane

| na współkę z G K . Berendtem ,,D e r B e rn ­ stein und die in ihm befindlichen Pflanzen- reste der V orw elt“ , jeszcze w roku przeszłym wyszła z d ruku pierwsza część cennych jego

„U ntersuchungen iiber die B ernsteinflora'1.

Z a najcenniejsze jednakże dzieło G oepperta w dziedzinie paleofitologii należy uważać jego tra k ta t n a tem at konkursowy (1848) o powstawaniu i rozmieszczeniu pokładów w ę­

gla kamiennego.

Znaczenie G oepperta nie kończy się na jego pracach naukowych; wielkie są zasługi, ja k ie położył G oep pert w ostatnich pięćdziesięciu latach ja k o zbieracz i znawca skam ieniałości roślinnych; dem onstracyjna kolekcyja G oep­

p e rta , tycząca się flory formacyi węgla k a­

miennego, w r. 1867 została nagrodzona sre­

brnym medalem na wystawie w P aryżu. Jeg o

w spaniałe zbiory paleontologiczne, zakupione

przez uniw ersytet wrocławski, wystawione są

n a widok publiczny w osobnem muzeum. D ru ­

gie, botaniczne muzeum, założył G o ep pert w

zabudowaniach uniwersyteckich. Z e szcze-

gólnem zamiłowaniem pełnił G oeppert swoje

obowiązki ja k o dyrektor ogrodu botanicznego,

w którym przez urządzenie wystawy okazów

paleontologicznych, morfologicznych i fizyjo-

logicznych znalazły sobie pomieszczenie nie

tylko system atyka ale i paleontologija, fizyjo-

logija a naw et rękodzielnictwo.

(3)

Nr. 49. W SZECH ŚW IA T. 771

T O R F I T O R F O W I S K A .

skreślił

ió z e f Siemiradzki,

mag. min.

(Dokończenie).

Torfowiska w k ra ju naszym rozpadają się na trzy k ategoryje: torfowiska w kotlinach i dolinach rzecznych, torfow iska równinowe, torfowiska wiszące czyli górskie. W arunki tworzenia się wszystkich trzech odmian są też sam e—gdyż ja k powiedzieliśmy już wyżej, kształt powierzchni dla warstw torfow ych je st warunkiem podrzędnym, byle była woda czysta, wszystko jedno bieżąca czy deszczowa, byleby g ru n t nie był przesycony solami ani nawozem, to rf utworzyć się może zarówno w głębi paro­

wu, ja k i na pochyłości do 30° mającej.

Pierwszy ty p —dolinowych torfowisk naj­

bardziej je s t u nas rozpowszechnionym—nie­

ma prawie wilgotnej kotliny na naszych pia­

szczystych gruntach, gdzieby się łąk a torfo­

wa nie utw orzyła, wypełniając ją z czasem po brzegi. Środkiem takiej łąki sączy się zwy­

kle strum yk, niekiedy w środku znajduje się m ałe jeziorko. Bardzo często, jeżeli warstwa torfu nie je s t grubą, kotlina zaś obfituje w źródła, woda zaskórna podmywa warstwę torfu, k tó ra jak o od wody lżejsza— na niej pływ a—tworząc niebezpieczne trzęsawiska.

N ajbardziej typowemi są jednakże nie te drobne łąk i w dolinach rzecznych i pom niej­

szych kotlinach rozrzucone, lecz typ drugi—

torfow iska równinowe— pokrywające często­

kroć nieprzerw anem pasmem olbrzymie nizi­

ny, wśród których gdzieniegdzie tylko sterczą niskie wzgórza, drobnym lasem i mchem po­

rosłe. Typ ten u nas w niezwykłej okazało­

ści przedstaw iają bagna litewskie, ciągnące się od południowych granic guberni W ileń­

skiej do obszernych nizin litewskiego i wo­

łyńskiego Polesia — osławionych błot P iń ­ skich. Do tego też typu należą najsłynniej­

sze torfow iska Irlandyi, D anii i Stanów Z je­

dnoczonych. Torfowisko równinowe przedsta-

I wia się w przekroju w kształcie poduszki—

najwyższej w środku, gdzie mchy ścieśnione z boków w górę rosną, najniższej po brzegach?

gdzie też same mchy po ziemi się ścielą; n a j­

wyższy poziom takiego torfowego bagna o kilka lub kilkanaście metrów bywa zwykle wyższym od poziomu okolicy. T ak samo ja k w torfowiskach pierwszego typu i tutaj spotyka­

my często na ich powierzchni spore okrągłe jeziorka po same brzegi wypełnione wodą,

których poziom bywa zawsze prawie od po­

ziomu wód okolicznych o kilka sążni wyższym.

B rzegi tych jezior, wyglądających jak by wy­

cięte w torfie okienka, w ystają zaledwie p arę cali nad wodę, woda w nich ciem na—bądź to z powodu przeświecania ciemnego dna, bądź też, co częściej bywa, z powodu przesycenia garbnikiem torfowym; żadna roślinność wo­

dna jezior tych nie zdobi, ryb niema w nich wcale, głębokość ich bywa znaczną, odpływu nie miewają żadnego—lecz zato często łączą się z sobą podziemnemi kanałam i, których

istnienie stanie się dla nas zrozumiałem, gdy poznamy sposób tworzenia się tych jeziorek.

W yobraźm y sobie piaszczystą równinę, na któ-

| rej to rf się z dwu lub więcej stron jed no ­ cześnie tworzyć zaczyna, posuwając stopniowo ku środkowi równiny i tworząc przez to płaski basen. Ponieważ to rf jest dla wody nieprze­

puszczalnym, woda deszczowa nagrom adza się w nowo utworzonym zbiorniku, a niem ając odpływu wypełnia go po brzegi, to je st do najwyższego poziomu torfowiska. Nie- mogąc rosnąć dalej w wodzie, to rf rośnie s tr o ­ mo w górę, podwyższając coraz bardziej brze­

gi jeziorka. Jeżeli warunki są wyjątkowo sprzyjające — poziom torfowiska przewyższa poziom wody w jeziorze i to ostatnie zaczyna

| zarastać od brzegów ku środkowi, pokryw ając się cienką powłoką mchowego trzęsawiska.

Szereg kilku jezior torfowych połączonych p o ­ między sobą podziemnemi kanałam i, tworzył' dawniej jedno wydłużone jezioro, które w skutek zarastania powierzchni, podzieliło się na kilka części zewnętrznie, zachowując d a ­ wniejszą łączność na starym poziomie (za przy­

kład może służyć szereg 3 jezio r torfowych w pobliżu jeziora Sierhiejewickiego w dobrach Zamość w g. Mińskiej pow. Ihum eńskim po­

łożonych).

Trzecim typem wreszcie są torfowiska wi­

szące, górskie, należące u nas do zjawisk rz a d ­

(4)

772 W SZEC H ŚW IA T. Kr. 49

kich — i przedstaw iające bardzo oryginalną florę. Tworzą się one zarówno n a stokach wzgórz gliniastych, pokrytych cienką w arstw ą piasku, który dzięki nieprzepuszczalnej w ar­

stwie podkładowej je s t przesiąknięty wodą, spływającą z góry, ja k i n a urw iskach spęka­

nego g ra n itu —po których sączą się czyste ja k kry ształ górskie strum yki— a pochyłość ich może dochodzić do 30 stopni przeszło. Orygi­

nalny to bardzo przedstaw ia widok—bagno zawieszone n a skale— podczas, gdy poniżej g ru n t je s t zupełnie tw ardy i nigdzie nie mo­

żn a dostrzedz w okolicy bagien w nizinach.

Ponieważ, ja k powiedzieliśmy już, tworze­

nie się torfu wym aga znacznej wilgoci w a t ­ mosferze, k tórąby mchy torfow e absorbow ać mogły; ponieważ z drugiej strony zbyt silne u pały wywołałyby parowanie, uniem ożliwiają­

ce podobną absorpcyją; torfow e bagn a two­

rzyć się mogą wyłącznie w klim acie um iarko­

wanym. Poniżej 46° szer. pn., ani powyżej 41°

szer. pd. torfowisk niem a zupełnie— z wyjąt­

kiem chyba najwyższych szczytów górskich, lecz i tam naw et odmienny ju ż m ają charak ­ ter. N ajbardziej sprzyja w arunkom tw orze­

nia się torfu klim at wilgotny, o rocznej prze­

ciętnej tem peraturze wynoszącej 6—8° O., ja k klim at Irla n d y i np., której ‘/ , 0 część pokryta je s t torfem , lub Litw y. N ajw iększe obszary torfowisk w E uropie przedstaw iają Irlandyja, Holsztynija, północne Niemcy i L itw a. W A - m eryce północnej stany na pn. F lo ry d y —jak obie K aroliny i W irg in ija obfitują w torfowi­

ska, z których najsłynniejszem je s t bagno D ism al swamp z jeziorem D rum m ond w środ­

ku, którego przejrzyste wody m ają barwę czerwonawą z powodu zaw artego w nich g arb ­ nika.

F lo ra torfowisk naszych j e s t dość rozm aitą i w zupełności zależy od natu ry g runtu. N a piaszczystych równinach bagien litewskich przew ażają gatunki S phagnum , ja k Sph. rigi- dum N . H ., Sph. subsecundum N. E ., Shp. cus- pidatum E h rh ., szczególniej zaś Sph. cym- bifolium E h rh . W iększa je s t rozm aitość mchów w m ałych torfow iskach, wiszących na stokach wzgórz w tej samej okolicy— w k tó ­ rych dzięki obecności węglanu w apnia w sączą­

cej się z góry wodzie S hpagnum istnieć nie m ogą—natom iast panują wszechwładnie roz­

m aite gatunki H ypnum , ja k H . cuspidatum L., H . trifarium W . M., H . filicinum L., H .

decipiens D . N tr. Hypnum Sendtnerianum Schim p.,— dalej B rachyth ecin a rivulare B ruch, C am ptothecium nitens Schreb., Thuidina reco- gnitum B r., Philono tis fontana L. Aulacom- nium palu stre Schwag.

Porównawszy florę górnych i dolnych w arstw danego torfowiska, przekonam y się, że flora ta ulega powolnej zmianie w m iarę zmiany warunków bytu. M iałem sposobność przeko­

nać się o tem przy obejrzeniu torfow iska po­

łożonego w dobrach K uszlany w p. Oszmiań- skim, skąd przy nas wydobyte okazy zostały poddane b adaniu przez p. K azim ierza Szafna- gla, którem u określenie zarówno tych ja k i powyżej cytowanych mchów zawdzięczam.

Torfowisko wspomniane leży o 3 wiorsty na zachód od dworu, na górze W ysokiej, pod g ru b ą w arstw ą szarej plastycznej gliny. T o rf je s t ciemnej barwy, zbity, listkowy, m a g ru ­

bość 2 metrów i spoczywa n a żwirze lodow­

cowym. W górnych warstwach znaleźliśmy zielone jeszcze okazy dziś rosnącego tuż obok H ypnum fluitans L ., niżej— zastępuje go H . Sendtnerianum , jeszcze niżej H . scorpioides, którego ju ż niem a nigdzie w okolicy— od po­

łow y zaś grubości całej warstwy aż do sam e­

go dołu znikają H ypn a zupełnie— natom iast pojaw ia się nieznane w pobl iźu, lecz pospolite w torfowiskach m ińskich Sphagn um cymbifo- lium, zmięszane z łodygam i osoki, oraz kaw ał­

kam i brzozy i leszczyny.

Oprócz mchów bagna torfowe posiadają jeszcze szczupłą roślinność jaw nokw iatow ą:

trzcina i osoka (C arex), karło w ate krzaki ro­

kiciny, olcha, bagno (Ledum p alustre), bujaki czyli durnica (Yaccinium uliginosum ), Żóra­

wina (Oxycoccos)—rzadziej karłow ate so- senki.

Mniej więcej podobnie w yglądają wszystkie torfow iska s tre f um iarkow anych E u ro p y i A - meryki północnej—jed y n ą różnicę stanowią odmienne gatunki sphagnów i hypnów oraz szczątki zwierzęce, znajdow ane w torfie.—

Szczątki te dowodzą, że pierwsze pokłady to r­

fu musiały się utworzyć w krótce po ustąpieniu skorupy lodowcowej—znajdujem y w nich bo­

wiem szczątki zaginionych zw ierząt dyluwijal-

nych, m am uta, nosorożca, tu ra, niedźwiedzia

jaskiniowego i t. d.—wyżej znajdujem y w

torfow iskach D anii i Irlan dy i ślady istnienia

człowieka z epoki kamiennej i bronzowej. —

U nas fauna kopalna torfowisk nie była przed*

(5)

Nr. 49. WSZECHŚWIAT. 773

miotem badań ściślejszych,—nie wiemy też nic o niej.

W wysokich kotlinach górskich, zarówno w klimacie umiarkowanym, ja k i w pobliżu ró ­ wnika, a także w wielu miejscowościach połu­

dniowej półkuli— np. ,na Ziemi Ognistej, wys­

pach M aluińskich—znajdują się pokłady tor­

fu przedstaw iające florę zupełnie odmienną od naszych mszarów—tworzą je rozm aite ro ­ śliny jawnokwiatowe, rosnące w zbitej masie, ja k pewne gatunki Saxifragi np. i t. p.

Skład chemiczny sphagnów jest bardzo zbliżonym do składu włókien drzewnych—dla tego też nie możemy pominąć milczeniem po­

kładów, odpowiadających mineralogicznie to r­

fowi, które się tw orzą w napływach rzek po d­

zwrotnikowej A m eryki, przez nagromadzenie w ile rzecznym masy pni drzewnych, przynie­

sionych z głębi dziewiczych lasów, które pod osłoną warstwy m ułu ulegają przeobrażeniu zupełnie analogicznemu do metamorfozy, któ ­ rej skutkiem je s t przetworzenie mchów na substancyją torfow ą. Podobne zjawiska zda­

rzają się zrzadka i w E uropie—słynnym je st w tym względzie przykład torfowiska Loch- born w R osshire, którem u początek dało zni­

szczenie wielkiego lasu przez silny orkan w X V II stuleciu. W 50 lat po katastrofie na miejscu dawnego lasu już to rf kopano. P ływ a­

ją c e wyspy w ujściu rzek M ackenzie i Niewol­

niczej skład ają się również z pni drzewnych, przetworzonych w to rf włóknisty.

Rzecz dziwna, że w tu n d rach syberyjskich pomimo obfitości mchów i odpowiedniej wil­

goci—zapewne wskutek zbyt surowego klim a­

tu, to rf się nie tworzy.

L ist prof. S z o M s K ie p do R efla icy i W szech św iata.

Szanowny panie Redaktorze/

Czytałem kilkakrotnie a rty k u ł p. A lcocka zamieszczony w 45 num erze W szechśw iata:

„Dlaczego człowiek podzwrotnikowy je s t czarny“ i wszelką mu sprawiedliwość oddaję, ale ponieważ je s t niejasny i kwestyi nie roz­

wiązuje a rzccz sam a wielce je s t ciekawą, o- śmielam się przeto sam wypowiedzieć p o k ró t­

ce ja k j ą pojm uję.

Zaczernienie skóry mniejsze lub większe, wedle szerokości gieograficznej, u raś między- zwrotnikowych wypływa oczywiście z tego sa - mego źródła, z którego i opalanie się u nas powstaje pod wpływem parzących letnich słońca promieni. O ba te fenomeny u sp ra­

wiedliwiają się złogiem czarnego barw nika przedstawiającego się pod drobnowidzem w po­

staci drobniuchnych ziarenek w kom órkach skórnego nabłonka. B arw nik ten pochodzi ze krwi i odkłada się w pokładzie najmłodszych nabłonkowych kom órek stanowiących sieć

| M alpigiego, a potem wraz ze starem i komór-

| kami n a powierzchni się skóry odłuszcza.

W yw ołuje go jaknajw yraźniej działanie che­

miczne światła i ciepła n a skórę, z tą tylko różnicą, źe przy opaleniu się u nas skóra za­

czerniała podczas zimy bieleje, a u ra s między- zwrotnikowych zaczernienie się utrw aliło od wieków i że przechodzi dziedzicznie od giene- racyi na gieneracyją, a to z tej prostej przy­

czyny, że stało się dla organizmu ludzkiego koniecznem, wobec miejscowych warunków.

Jeżeli czarne ubranie je s t nieodpowiedniem n a słonecznym skwarze, to stąd nie pochodzi wcale, ażeby m iała być niestosowną czarna, ciągle pocąca się skóra, k tó ra właśnie przez ulatnianie się wody i olejów lotnych przez skó­

rę się wydzielających, nieustannie się studzi.

Połóż węgiel na słońcu to się zagrzeje, ale jeżeli będziesz oblewał go wodą, to swą je d n a ­ kową tem p eratu rę utrzym a. O tóż właśnie owa czarna skóra u n egra je st aparatem stu ­ dzącym — i chroni warstwy głębsze ciała od zbytecznego rozgrzania. I oto je st p rzy ­ czyna, której Alcock nie odgaduje, a dla której Indyjanin może w śród piekielnego upału pracować w polu, odziany zaledwie wą­

ską przepaską nad biodrami, a zaś afrykanino- wi wystarcza za całe ubranie kilka m ałpich ogonów. Gdyby nie m iał owej św iatło i cie­

pło absorbującej powłoki, które się studzi nie­

ustannie przez wydzielanie się potu, to d rg a ­ nia świetlnego eteru, przenikając do w nętrza organizmu pobudzałyby nadm iernie wszelkie a- tomowe ruchy organicznych substancyj i w pra­

wiały tenże organizm w stan gorączkowy, k tó ­ ryby się musiał ukończyć powolnem zgorzeniem,

—a ponieważ zmiany tem peratury dzienne i n o ­ cne pod zw rotnikam i bardzo są w ybitne—

jakiejżeby tu potrzeba było odporności te

strony ludzkiego organizmu, ażeby tem u z a ra ­

(6)

774 WSZECHŚWIAT. Nr 49.

dzić. W praw dzie owa siła lecznicza w orga­

nizmie, k tó ra w cudowny sposób wszystkie wyrównywa zboczenia, dałaby i tem u radę, ja k to widzimy u ra s białych, które się m ię­

dzy zwrotnikami zaaklim atyzow ały, ale wszyst­

kie organiczne sprawy ogromnej m usiałyby uledz zm ianie i zam iast m urzyna lub indy- ja n in a m usiałaby się jak aś in n a ra s a ludzka wytworzyć. W łaśnie też dla tego, ażeby j ą w swej nienaruszalności utrzym ać, m urzyn musi być czarny, ale nie jak o czarny m artw y jak iś przedm iot, lecz jak o isto ta żyjąca, k tó ra p o ­ trafi się zastosować do warunków życia i sa­

modzielnie opierać się nieprzyjaznym wpły­

wom.

Dr. W . Szolcalski.

M O W A P R Z Y O T W A R C IU ZJA ZD U

T O W A R Z Y S T W A B R Y T A Ń S K IE G O w y g ło s z o n a p r z e z

L O R D A R A Y L E G H A ,

profesora fizyki dośw iadczalnej w un iw ersy­

tecie w Cambridge, Prezesa.

przełożył

f.

(I J 3 o g u s k i .

(C iąg dalszy).

N iem a wątpliwości, że najw iększą zdo­

byczą, dokonaną przez dawniejsze pokole­

nie uczonych, je s t odkrycie i zastosowanie wielkich praw term odynam iki, czyli, ja k ją często nazywają, mechanicznej teoryi ciepła.

Pierwsze jej prawo, głoszące, że ciepło i p ra­

cę m echaniczną można wzajem nie zamieniać (jedno na dru g ą i odwrotnie) wedle pewnego stałego stosunku, je s t zrozum iałe obecnie dla każdego początkującego ucznia fizyki, a licz­

ba przedstaw iająca m echaniczny równow a­

żnik ciepła i otrzym ana z doświadczeń Jo u lea, została potwierdzoną przez b adania innych uczonych, a głównie R ow landa. Lecz za to drugie prawo, które praktycznie je s t nawet ważniejszem od pierwszego, dopiero obecnie

zaczyna nabierać znaczeniu, jak ie mu słusznie należy. Przyczynę takiego stanu rzeczy m o­

żna odnaleść w pewnem pomięszaniu pojęć, zresztą zupełnie naturalnem . W yrazy jakie- mi się posługujem y nie zawsze odpowiadają tem u czegobyśmy mieli prawo wymagać od nich dla postępu nauki i ja sądzę, że wyraz

„równoważnik1*, nieunikniony przy wyrażaniu pierwszego prawa, sta ł się przyczyną m ałego zw racania uwagi na drugie. Isto tn ie, drugie prawo ta k dalece stoi w sprzeczności ze zwy­

kłym sposobem wyrażania pierwszego, iż za­

pewnia, że równoważniki ciepła i pracy nie przedstaw iają jednakowej wartości. Podczas bowiem gdy pracę można zawsze zamienić n a ciepło, to odwrotna zam iana ciepła na p ra ­ cę może mieć miejsce tylko z pewnemi ogra­

niczeniami. W każdej kwestyi praktycznej p r a c a przedstaw ia największą w artość i my więc mówiąc o r ó w n o w a ż n i k a c h uży­

wamy tego wyrazu w takiem samem specy- jalnem znaczeniu, w jakiem używają go che­

micy, mówiąc o równoważnikach złota i żela­

za. D rug ie prawo uczy nas, źe istotna w a r­

tość ciepła, jak o źró dła pracy m echanicznej, zależy od tem p eratu ry ciała, w którem ono je st złożone. Im gorętszem jest ciało w sto­

sunku do otoczenia — tem pożyteczniejszem je st zaw arte w niem ciepło.

W celu rozpatrzenia zależności istniejących pomiędzy pierwszem i drugiem prawem t e r ­ modynamiki należy tylko rzucić okiem na te ­ oryją motoru parowego. N ie tak-to dawno rachunek okazał dowodnie, źe wydajność m a­

szyn parowych je s t praw ie żadną, jeśli porów­

namy ilość istotnie otrzymanej z maszyny p ra ­ cy, z ilością ciepła dostarczonego kotłowi pa­

rowemu. R achunki tego rodzaju uwzględniały tylko pierwsze praw o term odynam iki, doty­

czące równoważności pracy i ciepła i wnosiły bardzo mało do praktycznego rozwiązania kwestyi wydajności maszyny, co do której na­

leży niezbędnie brać pod uwagę i drugie p ra ­ wo. W ed łu g tego bowiem praw a ta część całkowitej energii, k tó rą można zamienić na p ra cę, zależy od różnicy tem p eratu r kotła i kondensatora, a ponieważ tem peratu ry kotła nie można podnosić bez granic, więc też oczy­

wiście nie można zamienić na pracę, całej ilo­

ści spoczywającej w węglu energii.

P o głębszem zbadaniu tej kwestyi okazało

się, iż wydajność maszyn parowych je s t tak

(7)

Nr. 49. W SZECHŚW IA T. 775

wielką, iż już nie wiele pozostaje do ulep­

szeń. W m otorach gazowych początkowa tem p eratu ra może być wyższą, więc też mo­

żna przypuszczać, iż nastanie ten czas, w któ­

rym maszyna parow a będzie m usiała ustąpić swej młodszej rywalce, — maszynie gazo­

wej.

W raca ją c jed n ak do kwestyj teoretycznych, możemy powiedzieć wraz z Sir. W . Thomso­

nem, źe aczkolwiek energija nie może być zni­

szczona, niemniej przeto dąży ona zaw sze do rozpraszania się, czyli do przechodzenia z form bardziej korzystnych do form mniej korzyst­

nych. Niejeden znający tę zasadę może nie oceniać należycie jej olbrzymiego znaczenia w układzie W szechświata. K ażda zmiana, chemiczna, term iczna lub mechaniczna, ja k a zachodzi lub może zachodzić w Przyrodzie, uskutecznia się ze s tra tą pewnej ilości ko­

rzystnej energii. Bez tej straty (w danych okolicznościach) żadna zam iana bezwarunko­

wo miejsca mieć nie może. K ilk a la t tem u w odczycie, ja k i miałem w In stytu cie Królewskim, starałem się zwrócić uwagę chemików na znaczenie zasady rozpraszania w stosunku do ich nauki i wykazywałem im błąd popełniany w tym sądzie, iż je s t już zna- lezionem ogólne kryteryjum (spraw dzian) w stosunku do wydzielania ciepła. T ak naprzy- kład rozpuszczanie soli w wodzie jest, niech mi będzie wolno wyrazić się w ten sposób, zam ianą niekorzystną (downhilł). W yw ołuje ono rozpraszanie energii i z tego powodu mo­

że zachodzić w przyrodzie, lecz w wielu razach rozpuszczaniu soli towarzyszy raczej pochła­

nianie ciepła, aniżeli wydzielanie go. Jestem bardzo rad, iż mogę skorzystać z dzisiejszej sposobności i powtórzyć to, co wów­

czas mówiłem z wielkim naciskiem, uspraw ie­

dliwionym przez już dokonane zdobycze. P o d ­ stawy położone przez Thom sona posłużyły do wzniesienia wielkiego gmachu, dzięki pracom wielu fizyków, pomiędzy którymi głównie wspomnieć należy W illarda, G ibbsa i Helm - lioltza. On-to obszernie opracował teoryją równowagi ciał różnorodnych o p artą na tej zasadzie i nie możemy wątpić, iż ona rozsze­

rzy się znakomicie. W całym szeregu m i­

strzowsko opracowanych artykułów H elm - holtz rozw inął pojęcie e n e r g i i s w o b o ­ d n e j (fre e energy) z niesłychanie ważnem zastosow aniem go do teoryi ogniwa galw ani­

cznego. Twierdzi on, iż prosta dążność do rozpuszczania się w pewnych razach stanow i nie m ałą cząstkę powinowactw, ocenianych jak o chemiczne i że przyjmuje olbrzymi udział w wytwarzaniu całkowitej siły elektrom otry- cznej.

Od przyszłych badań nad elektrolizą może­

my oczekiwać udoskonalenia poglądów na isto tę przem ian chemicznych i na siły p rzy j­

mujące w nich udział. Nie jestem uzdolnio­

ny, — choć pragnąłbym być nim, — do prze­

mawiania o dzisiejszych postępach w chemii ogólnej. Może zaślepiają mnie uczucia pierw­

szej miłości, lecz trud no mi nie pomyślić źe najbliższy wielki postęp nauki, którego mieli- i śmy ju ż pewne przepowiednie, przyjdzie wła­

śnie z tej strony. To też jeśliby mi wolno było I rzucić słowa zachęty nie oparte na domysłach, to wygłosiłbym je na korzyść bardziej drobiaz­

gowego badania najprostszych zjawisk che­

micznych.

N a czele postępów mechaniki główne m iej­

sce zajm ują badania ruchu cieczy. Mówiąc o postępach w tym przedmiocie muszę się ograniczyć prawie wyłącznie do prac doświad­

czalnych. H idrodynam ika teoretyczna, acz­

kolwiek interesująca i ważna dla m atem aty­

ków nie nadaje się zupełnie do ustnego wy­

kładu. Mogę jed n ak złagodzić tę n iesp ra­

wiedliwość, do jakiej teoretycy są bardzo przy­

zwyczajeni, zw racając uwagę waszą, Panowie, na wspaniałe prace p. H icksa, ogłoszone s ta ­ raniem naszego stowarzyszenia.

W ażn a i wysoce praktyczna p raca p. F ro n - dea, dotycząca ruch u statków, je s t bezwąt- pienia znaną większości z pomiędzy was. W y ­ kazując błędność szeroko rozprzestrzenionych zapatryw ań na istotę pokonywanego oporu, — dowiódł on, że w razie ciał o prawidłowej for­

mie, mamy głównie do czynienia z oporem za­

leżącym od tarcia powierzchniowego (skin friction), a przy wielkich prędkościach— z po­

wstawaniem fal na powierzchni cieczy, które unoszą ze sobą energiją. P rzy prędkościach niezbyt wielkich w porównaniu z wielkością sta tk u opór praw ie wyłącznie zależy od tarc ia powierzchniowego. Chociaż prof. Stokes i in­

ni m atem atycy ogłaszali już przedtem ra ch u n ­ ki, doprow adzające do takiego sam ego rezul­

tatu , jednakże niem a wątpliwości, iż pogląd

ogólnie panujący był zupełnie inny. P rz y ­

pominam sobie doskonale, ja k na pierwszem

(8)

77P W SZEC H SW IA T. Nr. 49.

z zebrań stowarzyszenia, n a k tó re j a uczę­

szczałem jak o pilny słuchacz w r. 1864 w B ath , R ankine w yraził się, iż tarc ie powierz­

chniowe uważa za jedyny dający się uspraw ie­

dliwić opór staw iany ruchowi dobrze zbudo­

wanego statk u . Doświadczenia F ro n d e a wy­

kazały słuszność tego poglądu, w sposób zu­

pełnie zadaw alniający naw et tych, którzy m ają m ałe zaufanie do przew idyw ań teo re ty ­ cznych.

Mówiąc o tem , że opór cieczy objaśnia się tarciem powierzchniowem, muszę zastrzedz wyraźnie, iż sam a n a tu ra tego ta rc ia j e s t do­

brze zrozum ianą. W praw dzie wielkość tego ta rc ia zmienia się wraz z wygładzeniem ule­

gającej tarciu powierzchni ')• nie mamy j e ­ dnak racyi przypuszczać, że opór ten zni­

knąłby przy odpowiedniem w ygładzeniu p o ­ wierzchni, odpow iadającem u ostatecznej bu ­ dowie cząsteczkowej. W idoczną je s t rzeczą, iż opór ten je s t związany z lepkością (vis- cosity) samej cieczy, lecz m o d u s o p e r a n- d i pozostaje nad al niejasnym .

P rof. O. R eynolds ogłosił w o statn ich cza­

sach ważne swe bad an ia nad przepływem wo­

dy w ru rach w zależności od prędkości p rze­

pływ u i od wielkości ru ry w świetle. P raw a ruchu w ru rk ach włoskowa tych odkryte d o ­ świadczalnie przez Poiseuillea, są w zupełnej zgodzie z teoryją tego przedm iotu. O pór jest w tym razie proporcyjonalny do prędkości i zależy w sposób bardzo prosty od stałej lepkości (constant of viscosity). Lecz jeśli przejdziem y od ru rek włoskowatych do sze­

’) Frondę oznaczał wielkość oporu stawianego des­

kom przeciąganym przez powierzchnię wody znajdującej się w spoczynku w dużym basenie. Deski te pokrywał on rozmaitemi materyjalami, jako to lakierem (szella- kiem), parafiną, cynfoliją, piaskiem rozmaitej grubości, oraz materyjalam i Gaya i Pickocąa, używanemi w prak­

tyce żeglarskiej. Zależnie od tego, przy 6 00 stopach prędkości na minutę, otrzymywał rozmaite opory na

1 stopę kwadratową badanej deski. Opory te zmieniały się w obszernych granicach, od najmniejszego 0,2 4 6 (dla cynfolii) do największego 1 ,1 0 (dla gruboziarni­

stego piasku). Prace W . Frondę, dotyczące tarcia ciał stałych przy ruchu na powierzchni cieczy były ogłoszone w Eeports of the British Association. B righ­

ton 1871 i 1 8 7 4 . Oprócz tego streszczenia swych prac Frondę wyłożył w odczycie, mianym w South Ken- sington Museum. Conferences held in Connection with the Special wan collection of Scientificapparatus, 1 8 7 6 . Physics and Mechanics, str. 2 9 8. ( P rzy . tłum .).

rokich i od prędkości m ałych do wielkich, z jakiem i zwykle m ają do czynienia inżyniero­

wie, wówczas teoryja podziału cieczy n a re ­ gularne strum ienie nie może być stosowaną, a zadanie staje się zupełnie identyczne m z t a r ­ ciem powierzchniowem, jak ie należy badać przy ruchu statków. Prof. Reynolds z wiel- kiem powodzeniem p rzeszedł od jednego za­

dania do drugiego i dowiódł, że naw et w tak złożonych w arunkach można stosować ogólne praw a podobieństwa dynamicznego, wykaza­

nego dla lepkich cieczy (viscous fluids) przez prof. Stokesa. J a k b y na przekór tru d n o ­ ściom, jak ie przedstaw ia zarówno teoretyczne ja k i doświadczalne trak to w an ie tego przed­

m iotu, możemy mieć nadzieję, że nie prędko dojdziemy do lepszego zrozum ienia tego przedm iotu bardzo ważnego pod względem naukowym i praktycznym .

N ie mogę przepomnieć w tem m iejscu o przedmiocie ściśle związanym z m echaniką cieczy lepkich, (viscous fluids), a mianowi­

cie o ważnym szeregu doświadczeń nad ta r ­ ciem powierzchni naoliwionych (pokrytych olejem lub oliwą). Doświadczenia te wyko­

n ał M r. Tower dla In sty tu tu Inżynierów Mechaników. R ezu ltaty otrzym ane idą bardzo daleko i obalają wiele pojęć przyjętych ogól­

nie w tym przedmiocie. Jeżeli wypolerowa­

nie je s t staranne, wówczas tarcie prawie zu­

pełnie nie zależy od obciążenia i je s t o wiele mniejsze niż ogólnie przyjmowano, bo jego współczynnik wynosi zaledwie Viooo- J e ś li w arstw a oleju dobrze je s t sformowaną, wów­

czas ciśnienie pomiędzy stałem i częściami powierzchni, je s t przenoszone przez ciecz (olej) a p raca stracona zużywa się na strzyże­

nie ') (shearing) t. j. na przes uwanie jednej warstwy oleju nad drugą.

Ciecz musi posiadać pewien stepień lepko­

ści (viscosity), proporcyjonalny do ciśnienia, aby utrzym ać się w swem położeniu, a i wów­

czas naw et, gdy ten w arunek je s t wypełniony, zdaje się koniecznem, żeby w arstw a cieczy była g ru b sz ą po stronie wejścia niż po stro­

nie wyjścia. Spodziewam się, iż możemy o-

*) Strzyżenie (shear) jest odkształceniem polegają- com na wydłużeniu w jednym kierunku, połączonem z rdwnem mu skurczeniem w kierunku prostopadłym.

Zresztą patrz Everetta: Jednostki i stałe fizyczne §§

5 4 — 61. {Przyp. tłum.)

(9)

Nr. 49 WSZKCHŚWIAT. 777 czekiwać od prof. S to k e sa dalszego objaśnie­

nia tych zjaw isk. Obecnie widzimy jasno, iż już otrzym ane rezultaty przedstaw iają ol­

brzymią doniosłość i usprawiedliw iają w zu­

pełności działalność In sty tu tu , który część swych środków poświęca na prace doświad­

czalne. Możemy się spodziewać, że ten tak oczywisty przykład będzie naśladowany i przez inne ciała zbiorowe, związane w jakikolw iek sposób z przemysłem.

Is to ta lepkości gazów (gaseous viscosity) została wyjaśnioną przez teoretyczne i doś- świadczalne poszukiwania Maxwella. P ła sk i krążek, obracający się w swej własnej płasz- czyznie pomiędzy dwiema równoległemi p o ­ wierzchniam i je s t powstrzymywany w swym ruchu, przez to źe musi wywoływać strzyżenie w warstwach gazu, oddzielających go od obu równoległych powierzchni. W ielkość poko­

nywanego przy tem oporu je st proporcyjonal- ną do prędkości ruchu i do lepkości (visco- sity) gazu, wskutek czego przy innych okolicz­

nościach jednakow ych, opór ten może służyć za m iarę lepkości. Z dynamicznej teoryi gazów w wyrobieniu której tak wiele zawdzię­

czamy Maxwellowi, wyprowadził on interesu­

jący wniosek, że lepkość (viscosity) gazów nie powinna zależyć od ich gęstości, wskutek czego opór stawiany takiem u obracającem u j się krążkowi nie powinien się zmieniać przy wypompowywaniu gazu z otaczającej krążek przestrzeni, rozumie się w pewnych granicach, dopóki nie otrzymamy częściowej próżni. Doświadczenie stwierdziło w zupeł­

ności ten postawiony naprzód wniosek teore­

tyczny—a stwierdzenie go stanowi niew ątpli­

wie najbardziej godny uwagi fakt, ja k i może­

my odszukać w całej historyi nauki. P rzeko­

nano się, iź obracający się krążek doznaje zu­

pełnie takiego sam ego oporu wówczas, gdy barom etr wskazuje ciśnienie pó ł cała, ja k i wówczas gdy pokazuje trzydzieści cali ciśnie­

nia. J e s t rzeczą widoczną, iż prawo to musi mieć swą granicę i że przy pewnym stopniu opróżnienia, gaz musi stracić ową własność.

Przypom inam sobie swą dysputę z M axwellem nad gi’anicam i jego praw a: w krótce po ogło­

szeniu tych doświadczeń rozmawialiśmy o tem, przy jakiem mianowicie ciśnieniu gaz strac i własność wywoływania tych skutków.

Lecz przyrząd M axwella nie pozwalał na o- trzymywanie bardzo małych ciśnień, tak iż

uchylenie się od praw a M axwella udało się dopiero odkryć K undtow i i W arburgow i pod ciśnieniem mniejszem od 1 mm. rtęci. Tenże przedm iot był starannie badany przez Croo- kesa, który rozciągnął swe obserwacyj e aż do najwyższego stopnia rozrzedzenia, jakie wykazuje m anom etr (gange) M ac Leoda.

Być może, iź najciekawsze rezultaty dał wo­

dór. Od ciśnienia jednej atmosfery, aż do ciśnienia '/2 mm. rtęci, lepkość (viscosity) je ­ go je s t stałą. Od tego punktu poczynając (1/ 2 mm.) aż do najwyższych stopni rozrzedzenia, przy których pozostaje się mniej niż jedn a milijonowa część pierwotnej ilości gazu, spół- czynnik lepkości (viscosity) zmniejsza się stopniowo, dochodząc do małej części swej pierwotnej wartości. Mr. Croockes przyjm uje iż w takich rozrzedzeniach gaz znajduje się w odmiennych — ultragazowych warunkach;

lecz musimy tu taj przypomnieć sobie, że w da­

nym razie i inne okoliczności, jak o to wymia­

ry naczynia, odgrywają rolę ta k samo, ja k i warunki w jak ich znajduje się gaz.

T ak a zdobycz naukowa, ja k przepowiedze- nie przez M axwella praw a lepkości gazów m usiała zwrócić pilną uwagę na dynamiczną I teoryją gazów. Powodzenie z jakiem rozwija­

ła się ta teoryją w rękach Olausiusa, Boltz- m ana, M axwella i innych matem atyków, nie tylko względnie do spójności gazów, ale i względnie do innych ich własności, dowodzi iż pewne zasadnicze je j postulaty, znajdują się

| w harm onii z rzeczywistością, ja k ą p rzed sta­

wia przyroda. Lecz jednocześnie teoryją ta przedstaw ia istotne trudności, nie możemy bo­

wiem osądzić, w jakim stosunku do niej znaj­

dują się elektryczne i optyczne własności ga­

zów. Możemy ufać w rozwój nauk doświad­

czalnych pomimo wielu wątpliwych punktów, a młodsze pokolenie teoretyków rozpocznie swą pracę z ju ż ulepszonemi środkam i mate- : matycznemi. Tymczasem zaś sami możemy się szczerze zadowolnić posiadaniem przewod-

| nika, bez którego nie zajęlibyśmy tego stan o - i wiska, na jakiem znajdujemy się obecnie.

(d. o. n.).

(10)

778 WSZECH8WIAT. Nr. 49.

skreślił

M aksym ilijan Flaum.

(Materyjał historyczny podług Koppa).

(Dokończenie)

B adanie własności i reakcyj związków o r­

ganicznych doprow adziło trzech uczonych Francuzów , D um asa, L a u re n ta i G e rh ard ta , współczesnych Berzelijuszowi, do wystąpienia przeciwko teoryi olektrochem icznej. J a n D um as (ur. 1800 r. um. 1884 r.) m iędzy in­

nem i swemi pracam i przedsięwziął także zba­

danie działania pierw iastku gazowego chloru n a różne ciała organiczne, jak o to olejek te r ­ pentynowy, alkohol i t. p. N ie uszło przy- tem jego uwagi, że za każdym razem, ilekroć chlor działa na ciało organiczne, zaw ierające wodór, zawsze część lub (przy dłuższem dzia­

łan iu ) naw et ca ła ilość tego ostatniego łączy się z chlorem, na m iejsce zaś każdego uby­

wającego atom u wodoru w zw iązek o rg a n i­

czny wstępuje atom chloru. Również ja k chlor działają: brom, jod, tle n i t. p. p ie r­

wiastki, skłonne do łączenia się z wodorem.

W nioski, z tych faktów wyciągnięte, w skutek dalszych prac D um asa i L a u re n ta takiej n a ­ b rały wagi, źe stały się osnową nowej teoryi chemicznej, teoryi substytucyi (podstaw ienia).

B ad ając własności fizyczne i chemiczne związ­

ku, powstałego wskutek działania chloru na kwas octowy, L a u re n t wypowiedział m niem a­

nie, jakoby chlor w nowym związku zajm o­

wał miejsce wodoru. Nowy kwas chlorooc­

towy we wszystkich swych w łasnościach i re- akcyjach ta k odpowiada poprzednio wziętemu kwasowi octowemu, iż tru d n o przypuścić, aby chlor inaczej działał w tym razie, ja k popro- stu zajm ując opróżnione przez w odór miejsce.

S tąd przypuszczenie, że chlor w ogólnych swoich chemicznych w łasnościach odpowiada wodorowi. Obrońcy teoryi elektrochem icznej takiego wystąpienia an i się naw et spodziewa­

li. Czyż podobna, aby chlor, pierw iastek elektroujemny odgrywał w związku rolę ele-

ktrododatniego wodoru? To przypuszczenie obala całą elektrochem iczną teoryją. Nic więc dziwnego, że twórca tej ostatniej, B er- zelius, użył całego zapasu argum entów , jak i posiadał, aby swą hipotezę, obronić. A rgu­

mentów tych, dla ich ogromnej ilości, p rzy ta­

czać tu nie będziemy. Z resztą, nie przyczy­

niły się one wcale do utrzym ania powagi ele- ktrochem izm u, przeciwnie błędy jak ie w nich wykazywali D um as i L au ren t, przemawiały za prawdziwością nowej teoryi podstawienia.

J a k o ważne dopełnienie tej teoryi należy u- w ażać myśl po raz pierwszy przez D um asa wypowiedzianą, mianowicie, że pewne grupy atomów różnych pierwiastków, odgryw ając role pojedyńczych atomów, mogą takowe w różnych związkach zastępować. G rupy te nazwano rodnikam i (radicale). Choć D um as i L a u re n t w ostatecznych wynikach swych do­

ciekań wykazują jedno i to samo zap atryw a­

nie się na przyczyny istnienia i tw orzenia się związków chemicznych, jed n ak z teoretycznego pu nktu widzenia pojęcia ich różniły się o tyle że pierwszy, uw ażając związek za organiczną całość, porównywa położenie względne ato­

mów do położenia p lan et względem siebie, drugi zaś zwinzek, jak o całość, porównywa do regularnie ukształtow anego kryształu, na którego k ątach i kraw ędziach możemy sobie wyobrazić porozmieszczane różne atomy. Z pierwotnych swych miejsc atom y mogą wsku­

tek działań chemicznych występować i być zastąpione przez inne.

Z pojęć o substytucyi jednych atomów przez drugie sami twórcy nowej teoryi przeszli do teoryi, k tó ra gienetycznie związana je s t z po­

przednią t- j. do teoryi typów, mającej za za­

danie sprowadzić wszystkie — choćby jak naj- zawilsze pod względem ilości i różnorodności pierw iastków — związki chemiczne do kilku ogólnych typów, podług których związki te niejako są zbudowane. Typy te są n a s tę p u ­ jące:

T T

H

, H 0 H n o w \T A H n i . H 2. H O 3. H N 4. H C

H H

W odór. W oda. A m onijak. M etan (gaz błotny).

Zam ieszczając odpowiednio w tych czterecli

ty p a c h oddzielne atom y przez inne atom y lub

(11)

Nr 49. WSZKCH9WIAT. 779

rodniki, otrzymujemy wielką ilość m ineral­

nych i organicznych związków. Zadanie u- system atyzow ania wszystkich znanych cial organicznych podług tych typów świetnie wy­

pełnił słynny chemik G erhardt.

W spółczesna chemija, korzystając potrosze z każdej z wypracowanych w ostatnich kilku dziesiątkach la t teoryj, skupia je wszystkie poniekąd pod nazwą teoryi unitarnej. W za­

sadzie ta ostatnia je st przeciwną przypuszcze­

niu istnienia elektrycznie różnoimiennych czę­

ści składowych w związku chemicznym. K a ­ żdy atom związku wywiera odpowiedni wpływ na jego własności — oto zasada tej teoryi.

N a każdy związek zapatruje się ona ja k na ściśle określone połączenie stanowiących ten związek atomów. T eoryja ta w skutkach swoich dotychczas okazuje się bardzo płodną.

W prow adziła ona do chemii teoretycznej wie­

le nowych pojęć. K rytyczna jej ocena wywo­

ła ła i długo jeszcze wywoływać będzie mnó­

stwo sporów, jednak posługują się nią p ra ­ wie wszyscy chemicy, choć w szczegółach ró ­ żni uczeni różne robią zastrzeżenia.

Przedstawiwszy, w ja k i sposób za p atru je­

my się teraz na związek jako na całość, po­

staram y się jeszcze zapoznać czytelnika z te- mi pojęciami o powinowactwie chemicznem, jakie panują w nowoczesnej chemii dla obja­

śnienia, ja k te oddzielne całości powstały.

E n erg ija chemiczna, przejaw iająca się w cia­

łach, wskutek której zachodzą wszystkie re- akcyje chemiczne, je st własnością ciał ró w ­ nież ogólną ja k podzielność, ciążenie, bezwła­

dność i t. p. E n erg ija ta w oddzielnych pier­

w iastkach znajduje się w ilości odpowiedniej do wielkości siły, z ja k ą dany pierwiastek łączy się z innym. Z najduje się ona u kryta tam jako energija położenia (potencyjalna) i przejawia się przy łączeniu się pierw iast­

ków, przechodząc w energiją kinetyczną <), k tó ra zmysłom naszym w tym razie przedsta­

wi się jako ciepło.

Objaśnić sobie łączenie się pierw iastków , rozpadanie ciał i inne chemiczne działania, możemy bardzo wygodnie, przypuszczając ana- logiją pomiędzy powinowactwem a wzajem-

*) Porów, artykuł p. Dziewulskiego: Energija (Wszechświata z r. b. N. 6, 7 i 8).

| nem przyciąganiem. D ana materyj a bywa przyciąganą i przez sąsiednie jednorodne czą- j stki i przez sąsiednie różnorodne. R eakcyja chemiczna następuje odpowiednio do tego, ja k ie przyciąganie je st silniejsze. Je d n a k , źe użyjemy słów Mendelejewa ’), „tak ie ob­

jaśnienia natury procesów chemicznych mają w sobie coś marzycielskiego, niejasnego, do­

wolnego, bywają wywołane ogólno ludzkim zwyczajem odszukiwania wszędzie walki i jej przyczyn. M ożna w ykładać całą chemiją, nie poruszając wcale pojęcia o miarze powinowa­

ctwa różnych pierwiastków.'* Lecz chcąc mimo to odszukać pewną m iarę dla zjawisk powinowactwa chemicznego, musimy się zwró­

cić do zjawisk fizycznych. R uch cząsteczek je s t konieczny przy współdziałaniu chemi­

cznem, jakiem kolwiek będzie to działanie.

W ynika to z tego, że z różnych materyj, wzię­

tych do reakcyj, powstają jednorodne ciała, których cząstki oddzielne nie przedstaw iają tej samej m ateryi, co cząstki wziętych ciał.

P o ukończeniu reakcyi ruch ten (konieczny tylko do utworzenia nowych związków) ustać musi a wskutek ogólnego praw a o zachowa­

niu energii ruch ten mechaniczny przechodzi w inny rodzaj energii, najczęściej w ciepło, które, teoretycznie rzecz biorąc, przy two­

rzeniu się ciał złożonych powinno się zawsze wydzielać. Istn ie ją jednak i przyczyny, wsku­

tek których ciepło bywa pochłaniane, ja k np.

gdy ciało stałe, łącząc się z cieczą, przecho­

dzi w ciecz, co, ja k wiadomo, pociąga za sobą pochłanianie ciepła. Od ilości ciepła pochło­

niętego i wydzielonego zależy ostateczny re ­ zultat. N aturalnie, przy reakcyjach odwrot­

nych, t. j. przy rozkładaniu ciał, zjawiska cie­

plikowe powinny też być odwrotne, mianowi­

cie: jeśli przy połączeniu się ciał pewna ilość ciepła została wydzieloną, to naodwrót, przy rozłożeniu powstałego stąd związku na jego części składowe, takaż ilość ciepła powinna być ciału dodana. Widzimy więc, że przeja­

wienie się powinowactwa chemicznego ściśle je s t związane z przejawieniem się ciepła.

K ażde ciało zawiera w sobie pewną ilość ciepła, które pojmujemy jak o ciągły ruch j e ­ go cząsteczek. Gdy ciało to, łącząc się z in-

') Mendelejew. Osnowy chimii. Część l-sza Roz

dział 2-gi.

(12)

7 8 0 W SZEC H ŚW IA T. Nr. 49.

nem, również posiadającem pew ną ilość cie­

pła, a więc ruchu, tworzy bardzićj złożony związek, ciepło, jakeśm y to widzieli, wydziela się, czyli, złożone ciało nie posiada ju ż takiej ilości energii chemicznej, ja k ą posiadały jego części składowe przed połączeniem. Chcąc zaś ciału złożonemu zwrócić tę ilość energii chemicznej, ja k a została zużyta przy połącze­

niu, dodajemy mu ciepło: ciało się rozkłada i otrzym ujem y pierw otnie użyte ciała. Ilość ciepła wydzielonego i pochłoniętego możemy mierzyć zapomocą sposobów znanych z fizyki, a więc, sądząc z tego, cośmy tu powiedzieli, możemy też mierzyć, siłę powinowactwa che­

micznego. Rzeczywiście, wychodząc z tej zasady, wielu wybitnych chemików teraźniej­

szych zajm uje się doświadczeniami w tym kierunku. Lecz zadalekoby to nas za p ro ­ wadziło, gdybyśmy wyniki tych p ra c chcieli tu zestawiać.

JtO ąE S P O N D E N C Y JA W S Z E C H Ś W IA T A .

A k a d e m ija U m ie ję tn o ś c i w K r a k o w ie .

Posiedzenie sekcyi gieologicznćj d. 11 Listopada 1884 roleto.

D n ia 11 z. m. odbyło się posiedzenie sekcyi gieologicznej A kadem ii U m iejętności pod przewodnictwem prof. d ra A lth a.

P o odczytaniu protokułu z posiedzenia po­

przedniego i po przyjęciu go przez obecnych członków, na wezwanie przew odniczącego na­

stąpiły krótkie, ogólne spraw ozdania z czyn­

ności tych członków sekcyi, którzy w ciągu ubiegłego lata dokonywali b adań gieologicz­

nych z polecenia komisyi fizyjograficznej.

P . Gr. Ossowski b a d a ł jask in ie okolic O jco­

wa pod względem paleontologicznym. R ozpo­

czął on na ten raz b a d a n ia ja sk in i W ierz­

chowskiej-Górnej, leżącej we wsi W ierzcho- wiu. Ja sk in ia ta, należąca do największych jaskiń krajowych, według planu i pom iarów dokonanych przez sprawozdawcę, m a 643 me­

try znanśj już dziś długości łam iącej się w rozmaitych kierunkach w edług rozgałęzień je j wnętrza. M a ona trzy główne wejścia, z których dwa leżą obok siebie na poziomie

praw ie równym z doliną, a trzecie o 50 me­

trów od nich odległe, pokazuje się na wyso­

kości także około 50 metrów wyższej. B ad a­

n ia tej jask in i rozpoczęte zostały w trzech pu n k tach , t. j. w dwu głównych wejściach dolnych i w ostatniej jej komorze tylnej i d a­

ły znakom ite zdobycze wykopaliskowe, osią­

gnięte w wielkiej obfitości szczególnie w punk­

cie ostatnim . Jakkolw iek zdobycze te, po u- pływie zaledwo kilku dni od zakończenia tego­

rocznych ro bó t badawczych, nie są jeszcze w tym stanie opracowania, aby można było je dokładnie ocenić i przedstawić o nich mniej więcej dokładne sprawozdanie, wszakże z o- gólnego już przejrzenia wydobytych szczątków kostnych, referen t cytuje w liczbie rzadszych gatunków zwierzęcych kilka indywiduów lwa, hyjenę, łby wilcze, tudzież po raz dru gi już przez referen ta znalezionego w jaskiniach piż­

mowca (Ovibus m oschatus). Znaleziono przy- tem szczególniejsze mnóstwo szczątków nie­

dźwiedzia jaskiniowego, które do kilkudziesię­

ciu indywiduów tego zwierzęcia należą, a mię­

dzy niemi kilka jego łbów.

P . Bieniasz uzupełniał tego la ta badania własne z la t poprzednich w tych licznych oko­

licach, gdzie po uskutecznieniu je g o badań , dawniejszych, przeprow adzenie linii kolei

! transw ersalnej przyczyniło się do wyjaśnienia miejscowych szczegółów gieologicznych przed- i tem nieznanych. Przedstaw ił on przy tem m apę gieologiczną tychże okolic, k tó rą złożył ja k o ostatecznie opracowany m ateryjał do rozpoczętego przez K om isyją fizyjograficzną wydawnictwa atlasu gieologicznego G-alicyi.

P . Zaręczny przedstaw ił sprawozdanie o stanie ro b ó t dokonanych przez niego w celu i wydania mapy gieognostycznej okręgu k ra ­ kowskiego, z czego się pokazuje, źe zadanie tej pracy je s t już o tyle uskutecznione, że wy­

dawnictwo tej mapy mogłoby się ju ż rozpo­

cząć.

Przewodniczący sekcyi, prof. dr. A lth zdał spraw ę z postępu swych p ra c odnoszących się do oznaczenia gatunkowego nagrom adzonych różnemi czasy skam ieniałości krajow ych. P r a ­ cę tę uskuteczniał w muzeum wiedeńskiem.

N astępnie przewodniczący przeszedł do kwe­

styi wydawnictwa atlasu gieologicznego G ali-

cyi i przedłożył zebranym dwa pierwsze ai-ku-

sze tego wydawnictwa, które zakład gieogra-

ficzny państwowy w W iedniu wykonał pod je ­

(13)

Nr. 49. W SZECH ŚW IA T. 781

go osobistym nadzorem i do pierwszej korek­

ty nadesłał. P rzedstaw ianie tych arkuszy wywołało ogólne zainteresowanie się zebra-

j

nych członków, gdy obecny na posiedzeniu p. | Szajnocha przerw ał je prosząc o głos i poru­

szył następującą kw estyją. Ponieważ Komisyja fizyjograficzna, przystępując do wydawnictwa atlasu gieologicznego Galicyi przyjęła zrobio- ną jej propozycyją W ydziału krajowego, który prace zostających przy nim gieologów Komi- syi fizyjograficznej do zużytkowania na cele tego wydawnictwa przedłożył, ponieważ wia­

domo, iż Komisyja je st w zamiarze zużytko­

wania pewnej części tego m ateryjału, kółko zatem gieologów lwowskich, w imieniu któ­

rych p. Szajnocha przemawia, rozumiejąc w pracach swych własność autorską, staw ia w w tym przedmiocie pewne wnioski. M iędzy innemi wyraża ono życzenie aby utworzony był osobny kom itet redakcyjny, w sk ład któ ­ rego weszliby także gieologowie z kółka lwow­

skiego. K o m itet tak i m a odbywać czynności swe co do redakcyi wydawnictwa bez porozu­

mienia się z Komisyją fizyjograficzną. Rozpo­

częła się długa i ożywiona nad tym przedm io­

tem dyskusyja, w której brali udział wszyscy prawie obecni członkowie sekcyi, a której wy­

razem ogólnym było, iż Komisyja fizyjogra­

ficzna, rozpoczynając w łonie A kadem ii U- miejętności wydawnictwo atlasu, ma już u s ta ­ loną w tym celu redakcyją i kierownictwo wy­

dawnictwem, że przyjmując uprzejmie prze­

dłożone przez wydział krajowy prace gieolo­

gów lwowskich, oraz m ając zam iar korzysta­

nia z tych prac, o ile takowe przydatnem i wy­

dawnictwu być mogą, niem a wcale zamiaru pozbawiać nikogo praw autorskich, że nako- niec usunięcie takiego kom itetu redakcyjnego z pod zawisłości odKom isyi fizyjograficznej je s t niemoźebnem, ta k z powodu samych środków m ateryjalnych, które się czerpią z funduszów tylko tejże Komisyi, jako też i z przynależnej jej inicyjatywy tego wydawnictwa. Co się zaś tyczy życzenia lwowskich gieologów brać u- dział w składzie K om itetu redakcyjnego, to ponieważ wszyscy oni prawie pozostają człon­

kam i czynnymi Komisyi, zatem wszyscy m ają do tego drogi otw arte przez wybór w łonie samej Komisyi. W nioski zatem postawione mogłyby być cofnięte, co gdy nie nastąpiło, sekcyja uchw aliła polecić je do bliższego

rozpatrzenia i załatwienia przez przewodni­

czącego Komisyi.

G. O.

K A LEN D A R ZY K ASTRONOM ICZNY

n a G ru d zień 1 8 8 4 ,

Słońce przechodzi z grom ady Niedźwiadka do gwiazd Strzelca; wysokość jego nad pozio­

mem W arszaw y w południe d. 1 wynosi 15°52';

w czasie przesilenia zimowego, d. 21, maleje do 14°20'; od tej chwili zaczyna wzrastać i w d. 31 dosięga 14°44'.

W schód słońca w W arszawie:

D nia 1 G rudnia o godzinie 7 m inut 50

n „ „ 8 „ 1

„ 20 „ „ 8 „ 9

n 30 „ „ 8 „ 12

Zachód:

D nia 1 G rudnia o godzinie 3 m inut 49

„ 10 „ „ 3 „ 45

„ 20 „ „ 3 „ 47

„ 30 „ „ 3 „ 54

D ługość dnia:

D nia 1 G ru dn ia god. 7 m inut 59

„ 10 „ „ 1 „ 44

„ 15 „ „ 7 „ 38

,, 30 „ ,, 7 „ 42 W chwili południa n a kompasie, zegary po­

winny wskazywać:

D nia 1 G rudnia godz. ]1 min. 49 ,, 10 ,, ,, 11 ,, 53

„ 15 „ „ 11 „ 58

„ 30 „ „ 12 „ 3

O dm iany księżyca:

P ełnia D. 2 o godz. 8 min. 24 wiecz.

O stat. kwad. „ 9 „ 0 „ 54 z połud.

Nów „ 17 „ 2 „ 48 wiecz.

1-a kw adra „ 25 „ 2 „ 48 r

Cytaty

Powiązane dokumenty

 integralność na poziomie relacji oznacza poprawność definiowania relacji oraz pełną synchronizację połączonych danych. W literaturze spotyka

Proszę o zapoznanie się z zagadnieniami i materiałami, które znajdują się w zamieszczonych poniżej linkach, oraz w książce „Obsługa diagnozowanie oraz naprawa elektrycznych

Opór czynny (omowy) obwodu pomijamy. Kondensator jest naładowany ładunkiem 2.5*10 -6 C. a) Napisać dla danego obwodu równanie (ze współczynnikami liczbowymi) zmiany

Jeszcze przed chwilą powodowała nim raczej ciekawość, teraz świat odmienił się dokoła

bardzo kosztowny – minimalizacja liczby zapamiętanych przykładów uczących.. Concept drift - definicja.  Concept drift oznacza,

zem na uniw ersytetach zagranicznych. Otoczenie na dworze królewskim zjednał sobie uprzejmością i powagą, a nade wszystko „królewską cnotą szczodrobliwości”

lazłoby się bowiem w Kronice polsko-śląskiej, która niechybnie pochodzi z około 1285 r., opowiadanie o Kazimierzu Odnowicielu, również pochodzące z

Mam tutaj przede wszystkim na myśli sposób, w jaki autor Die Traum- deutung ujmuje w swoich pracach związek między sensem i popędem w obrębie ludzkich zjawisk psychicznych. Na