N
ajwa¿niejszym wydarzeniem w ka- lendarzu spotkañ sekcji Erasmus Stu- dent Network jest, organizowana ka¿de- go roku w innym kraju, konferencja An- nual General Meeting. Tym razem miej- scem spotkania by³y Helsinki. AGM jest walnym zgromadzeniem sekcji ESN z ca³ej Europy. Rokrocznie, kilkuset przed- stawicieli spotyka siê w celu dokonania analizy osi¹gniêæ ostatnich 12 miesiêcy oraz wytyczenia nowych dróg rozwoju organizacji. Rozliczeniu podlega równie¿roczna praca zarz¹du ESN. W drodze g³o- sowania, na kolejne 12 miesiêcy powo-
³any zostaje nowy zarz¹d.
Zmierzaj¹c do Helsinek...
Polskie sekcje ESN wystawi³y siln¹, trzydziestoosobow¹ reprezentacjê. Wiêk- szoæ stanowili przedstawiciele gdañskich uczelni: politechniki, akademii medycznej oraz uniwersytetu. Osoby te wybra³y siê do stolicy Finlandii g³ównie drog¹ l¹dowo- wodn¹. Miejscem spotkania grupy 18 osób by³a Politechnika Gdañska. St¹d wyruszy- limy busem do stolicy Estonii Tallina.
Podró¿ nie oby³a siê bez przygód oko³o czwartej nad ranem na £otwie, w pobli¿u Rygi zgubilimy przyczepê z baga¿ami.
Wpad³a do pobliskiego rowu, w wyniku czego ucierpia³y niektóre garnitury i torby.
Z tego powodu dotarlimy do Helsinek o 12 godzin póniej ni¿ planowalimy.
Czwartek, 18 marca
Czwartek by³ pomylany jako dzieñ zakwaterowania. Po po³udniu odby³o siê spotkanie z rektorem helsiñskiego uniwer- sytetu oraz zwiedzanie stolicy. Niestety, ominê³y nas te atrakcje, gdy¿, z powodu wspomnianego opónienia, dotarlimy do hotelu pónym wieczorem.
Pi¹tek, 19 marca
Pi¹tek rozpocz¹³ siê porann¹ sesj¹ ob- rad. Przedmiotem dyskusji by³y poprawki do zmian w statucie organizacji. Po obie- dzie odby³ siê Informarket spotkanie in- formacyjne, podczas którego mo¿na by³o wymieniæ dowiadczenia czy pobraæ ma- teria³y informacyjne od przedstawicieli uczelni objêtych programem Socrates/Era- smus z ca³ej Europy. Polskie stoisko by³o wyj¹tkowo chêtnie odwiedzane.
Kolejnym punktem programu dnia by³y tematyczne warsztaty. Uczestnicy konferencji spêdzili wieczór na przyjêciu u prezydenta Helsinek w ratuszu.
Sobota, 20 marca
Sobota up³ynê³a pod znakiem obrad.
Najwa¿niejszym punktem dnia by³o przedstawienie sprawozdania finansowe- go za miniony rok oraz prezentacja kan- dydatów do nowego zarz¹du ESN-Inter- national.
Wieczorem odby³ siê tradycyjny Euro- dinner, czyli spotkanie kulinarne, podczas którego ka¿dy uczestnik móg³ skosztowaæ narodowych potraw cz³onków z 24 pañstw. Trwa³o ono do pónych godzin nocnych. Z przyjemnoci¹ mo¿emy stwierdziæ, i¿ nasz stó³ by³ bardzo oble- gany, Polacy byli dusz¹ towarzystwa, mo- torem napêdzaj¹cym zabawê. Przeprowa- dzonych zosta³o mnóstwo ciekawych kon- kursów. Pod koniec wielu cudzoziemców mia³o namalowan¹ na policzkach polsk¹ flagê oraz piewa³o polskie piosenki...
Niedziela, 21 marca
21 marca by³ najwa¿niejszym dniem obrad. Podczas niego zosta³ zatwierdzo- ny nowy bud¿et oraz wybrany nowy za-
Annual General Meeting
Helsinki, Finlandia 18-21.03.2004
Na sali obrad
Podró¿ promem z Tallina do Helsinek Polskie stoisko Infomarketu
rz¹d. Prezydentem zosta³a reprezentant- ka Wêgier Zsofi Honfi, bêd¹ca sekreta- rzem w poprzednim zarz¹dzie.
Dzieñ ten by³ wyj¹tkowy równie¿ z innego powodu. Otó¿ ostatnim elementem obrad by³ wybór miasta organizuj¹cego nastêpny AGM. Swoj¹ kandydaturê zg³o- si³y gdañskie uczelnie. Podczas prezenta- cji kandydatów przedstawilimy film pro- mocyjny. Pragniemy w tym miejscu po- dziêkowaæ p. Arturowi Kornackiemu z Katedry Dwiêku i Obrazu WETI PG za ogromny wk³ad przy realizacji filmu.
Wynik g³osowania przerós³ nasze naj-
mielsze oczekiwania na 127 uprawnio- nych, nasz¹ kandydaturê popar³o 126 osób. W tym momencie sta³o siê jasne, i¿
w przysz³ym roku oko³o 450 przedstawi- cieli ESN zawita do Gdañska.
Ostatnim punktem dnia by³ uroczy- sty bankiet Gala Dinner. Podczas niego mo¿na by³o wznosiæ toasty, s³uchaæ wy- stêpów artystycznych, jak równie¿ w nich uczestniczyæ. Po gali przewidzia- ny by³ bal, który trwa³ do pónych go- dzin nocnych. Konferencja powoli do- biega³a koñca
Poniedzia³ek czas powrotu
Uczestnicy udali siê w drogê powrot- n¹. Nieliczni, którzy dysponowali dodat- kowymi kilkoma dniami, skorzystali z przygotowanych pokonferencyjnych wy- cieczek do Tallina albo w okolice ko³a podbiegunowego do Laponii. My nie- stety nie moglimy tak uczyniæ.
Co dalej
Przysz³y AGM odbêdzie siê w marcu w Gdañsku. Krótko po powrocie z Helsi-
nek, sporód cz³onków ESN PG wy³onio- no komitet organizacyjny AGM 2005 w sk³adzie:
l Aleksandra Garbacz,
l Krzysztof Klugiewicz,
l Grzegorz Pokorzyñski,
l Jacek Rak,
l Agnieszka Stanis³awska,
l Micha³ Zasada.
Nie ukrywamy, i¿ jest to dla nas du¿e wyzwanie. Wi¹¿e siê to z ca³oroczn¹ pra- c¹ osób z komitetu oraz wybranych osób z sekcji ESN, a w etapie finalnym z pe³nym zaanga¿owaniem wszystkich (obecnie ponad piêædziesiêciu) cz³onków ESN PG.
Patronat konferencji w Gdañsku ob- j¹³ Jego Magnificencja Rektor Politech-
niki Gdañskiej prof. dr hab. in¿. Janusz Rachoñ.
Zorganizowanie konferencji w Gdañ- sku jest wspania³¹ okazj¹ do uwietnie- nia obchodów stulecia Politechniki Gdañ- skiej. Jest równie¿ ogromn¹ szans¹ pro- mocji Politechniki Gdañskiej na arenie europejskiej oraz powiêkszenia liczby osób przyje¿d¿aj¹cych na nasz¹ uczelniê z pañstw unijnych w ramach programu Socrates/Erasmus. Ju¿ teraz obserwujemy coraz wiêksze zainteresowanie studentów z obcych pañstw studiowaniem na naszej uczelni. wiadcz¹ o tym choæby nap³y- waj¹ce e-maile.
Poprzez wybór miasta Gdañska, Pol- ska sta³a siê pierwszym krajem z bloku pañstw staraj¹cych siê o wejcie do struktur unijnych, goszcz¹cym konfe- rencjê AGM. W dotychczasowym piêt- nastoletnim okresie dzia³alnoci ESN w Europie konferencje AGM odbywa³y siê bowiem wy³¹cznie w miastach pañstw unijnych.
Dostalimy wiêc jako pierwsi szansê wykazania siê. Zapewne jest to zas³ug¹ dotychczasowej pracy oraz atmosfery, jak¹ potrafimy stworzyæ. Jeden z cz³on- ków g³ównego zarz¹du (ESN-Internatio- nal), podsumowuj¹c dokonania mijaj¹ce- go roku, powiedzia³ podczas obrad: Wy, Polacy, nie musicie siê staraæ o przyjêcie do Unii Europejskiej. Wy ju¿ od dawna w niej jestecie
Jacek Rak Wydzia³ Zarz¹dzania i Ekonomii
PS. Zdjêcia z konferencji znajduj¹ siê na stronie www.esn.pg.gda.pl
Radoæ po og³oszeniu wyboru Gdañska miejscem organizacji AGM 2005
Reprezentacja polskich uczelni na przyjêciu Gala Dinner
C
z³onkowie Rodziny Katyñskiej czê- sto wracaj¹ mylami do wiosny 1940 r., do wydarzeñ, w wyniku których polscy jeñcy wojenni, a w³aciwie polscy ¿o³nie- rze internowani przez sprzymierzone pañ- stwo, zostali wymordowani z rozkazu jego przywódców. By³a to oczywicie tragedia nie tylko samych ¿o³nierzy i ich najbli¿- szych, ale tak¿e ca³ego narodu polskiego;zginêli bowiem jego najlepsi synowie. Dla Rodzin Katyñskich i wszystkich, którzy siê z nimi solidaryzuj¹, wa¿ne s¹ nie tyl- ko wydarzenia z tamtych dni, tj. interno- wanie, przetrzymywanie w obozach i sam akt stracenia, ale równie¿ póniejsza wal- ka o zachowanie pamiêci i mo¿liwoæ przekazywania nastêpnym pokoleniom in- formacji o losie Polaków na sowieckiej ziemi w czasie II wojny wiatowej. Pa- miêæ nale¿y siê nie tylko oficerom roz- strzeliwanym o wicie w lasku katyñskim, ale i wszystkim zg³adzonym bez wyroku, zag³odzonym na mieræ, zmar³ym z bra- ku opieki medycznej, pozbawionym ¿y- cia w ³agrach na skutek wycieñczenia i nadludzkiego wysi³ku. Trzeba przypomi- naæ tragiczne losy zwyczajnych ludzi, któ- rzy stali siê bohaterami, broni¹c Ojczy- zny i wiary przodków, przyjmuj¹c w ob- liczu zagro¿enia postawê wynikaj¹c¹ z g³êbokiego patriotyzmu. Niech pamiêæ o wydarzeniach sprzed kilkudziesiêciu lat ostrzega tych wszystkich, którym siê wy- daje, ¿e przemoc¹, przeladowaniem czy deptaniem ludzkiej godnoci mo¿na st³amsiæ sumienia i zak³amaæ prawdê, by na cudzej krzywdzie zbudowaæ w³asne szczêcie.
Ile¿ wysi³ku w³o¿y³y w³adze sowiec- kie w dzia³ania maj¹ce na celu ukrycie zbrodni pope³nionych w Katyniu, Mied- noje, Charkowie i w wielu innych miej- scach Imperium Z³a. Utrzymywanie w najwiêkszej tajemnicy eksterminacji inter- nowanych funkcjonariuszy pañstwa pol- skiego wiadczy o tym, ¿e mordowano
wiadomie, ukrywaj¹c zbrodniê przed opini¹ wiatow¹, ³ami¹c miêdzynarodo- we prawo uznaj¹ce zabijanie jeñców, a tym bardziej internowanych za najwiêk- sze przestêpstwo wojenne. Wielokrotnie podejmowano te¿ próby przerzucenia od- powiedzialnoci za ten czyn na Niemców.
Dokumenty dotycz¹ce sprawy katyñskiej
nale¿a³y przez lata do najcilej chronio- nych tajemnic pañstwowych zarówno w Rosji Sowieckiej, jak i w niektórych kra- jach zachodnich. Przez ponad 50 lat ukry- wano prawdê o zbrodni. Czy¿ to te¿ nie by³o zbrodni¹? Przestêpca ma prawo do milczenia, a nawet do k³amstw. Tak po- stêpowali przywódcy Zwi¹zku Sowieckie- go, wiêkszoæ obywateli tego kraju i inni komunici. Trudno jednak zrozumieæ i usprawiedliwiæ np. w³adze brytyjskie, któ- re jeszcze w latach 80., a nawet na po- cz¹tku lat 90. ubieg³ego wieku chroni³y morderców w sowieckich mundurach wzbraniaj¹c ujawnienia dokumentów jed- noznacznie wskazuj¹cych winowajców.
W 1975 r. rz¹d brytyjski wymusi³ na w³a- dzach londyñskiej dzielnicy Kensington cofniêcie zgody na budowê pomnika ofiar Katynia, na którym znajdowaæ mia³ siê napis piêtnuj¹cy sprawców zbrodni. Tak niestety postêpuje wielu polityków dla doranej korzyci i z innych, sobie jedy- nie wiadomych powodów pos³uguj¹ siê k³amstwem, szanta¿em i przemoc¹. Tak postêpowali w ka¿dej epoce i w ka¿dym miejscu na wiecie, równie¿ w Polsce dawniej, niedawno i obecnie.
Wracaj¹c do wydarzeñ w Katyniu, trze- ba uzmys³owiæ sobie fakt, ¿e w tamtym czasie ma³o kto zdawa³ sobie sprawê z tego, co na pocz¹tku wiosny 1940 r. sta³o siê z internowanymi polskimi ¿o³nierza- mi. Chocia¿ niepokoi³ brak wiadomoci od najdro¿szych osób, nikt nie przeczu- wa³ ogromu zbli¿aj¹cej siê tragedii. Obo- zowe listy, w których internowani przy- sy³ali informacje o sobie sk¹pe, bo sk¹- pe, ale regularne nagle przesta³y przy- chodziæ. Trzy d³ugie lata trzeba by³o cze- kaæ na wiadomoæ o okrutnym losie, jaki spotka³ synów, mê¿ów, ojców i braci osoby najbli¿sze z najbli¿szych. Wiado- moæ spad³a jak grom z jasnego nieba i trud- no w ni¹ by³o uwierzyæ, tym trudniej, ¿e jako pierwsze poda³o j¹ znienawidzone ra- dio berliñskie. Ludzie w Polsce i na ca³ym
wiecie us³yszeli 13 kwietnia 1943 r., ¿e w niejakim Katyniu, niedaleko Smoleñska, na terenach sowieckich zajêtych przez wojska niemieckie odkryto zbiorowe gro- by z cia³ami tysiêcy polskich oficerów in- ternowanych przez Zwi¹zek Sowiecki w 1939 roku. Niektórzy traktowali tê infor-
macjê jako kolejn¹ geobelsowsk¹ akcjê propagandow¹. Miêdzynarodowa grupa, w tym przedstawiciele Czerwonego Krzy-
¿a z udzia³em Polaków, stara³a siê ustaliæ fakty. Robiono to pod niemieck¹ kurate- l¹, co niestety obni¿a³o wiarygodnoæ usta- leñ. Trudne prace zwi¹zane z wydobywa- niem i identyfikacj¹ zw³ok z masowych grobów zosta³y nied³ugo przerwane, po- niewa¿ kontrolê nad grobami ponownie przejêli Sowieci i z miejsca winê przerzu- cili na Niemców. Jednak po odkryciu gro- bów nie by³o ju¿ w¹tpliwoci, co sta³o siê z poszukiwanymi od kilku lat polskimi ofi- cerami. Zrozumiano, ¿e ju¿ nigdy nie sta- n¹ do apelu, nie chwyc¹ za broñ w obro- nie Ojczyzny, nie przytul¹ do piersi swo- ich najbli¿szych. Ich mieræ zaskoczy³a nawet postronnych obserwatorów. Bez- bronni i osadzeni w obozach nie zagra¿ali w³adzy sowieckiej, a mogli przecie¿ staæ siê sprzymierzeñcami w walce z hitlery- zmem. Kto wiêc i dlaczego d¹¿y³ do ich
mierci? Komu ta bezsensowna zbrodnia przynios³a korzyci? Trudno udzieliæ roz- s¹dnej odpowiedzi na te i inne pytania zwi¹zane ze spraw¹ katyñsk¹. Tak samo jak trudno racjonalnie wyt³umaczyæ wie- le innych, podobnych wydarzeñ historycz- nych, takich chocia¿by, jak rze niewini¹- tek rówieników Chrystusa. Dlaczego te ma³e dzieci musia³y zgin¹æ i jak¹ korzyæ z tego odniós³ Herod? Albo dlaczego Ne- ron oskar¿y³ chrzecijan o podpalenie Rzy- mu i rozpocz¹³ ich przeladowanie cho- cia¿ dobrze wiedzia³, ¿e to nie oni byli sprawcami tego nieszczêcia? Dlaczego w XX wieku dymi³y krematoria i miliony lu- dzi ginê³y z g³odu oraz tortur na ziemiach okupowanych przez Niemców i Japoñczy- ków, rz¹dzonych przez komunistów, na- cjonalistów i innych zwyrodnialców?
Przecie¿ wiêkszoæ tych ofiar to byli zwy- czajni, niewinni ludzie. Dlaczego z r¹k terrorystów nadal gin¹ cywile w Nowym Yorku, na Bali, w Madrycie, w Iraku, w Czeczenii i w wielu innych miejscach? A do tych wszystkich pytañ dochodzi jesz- cze jedno: dlaczego dobry, mi³osierny Bóg dopuszcza do takich tragedii? I na to py- tanie najtrudniej udzieliæ przekonuj¹cej odpowiedzi. Pozostaje nam jedynie snuæ bardziej lub mniej prawdopodobne domy- s³y. Jednego jednak mo¿emy byæ pewni, a przynajmniej ja nie mam w¹tpliwoci te ofiary nie posz³y na marne. Wszystkie one maj¹ jaki g³êboki sens. Byæ mo¿e by³y to ofiary przeb³agalne, byæ mo¿e b³agalne, a mo¿e ostrzegawcze. Byæ mo¿e mieræ nie- wini¹tek uratowa³a ¿ycie ma³ego Jezusa,
mieræ ród³em ¿ycia
Koncert PFB powiêcony ofiarom Katynia, 2004.05.08
a mêczennicy z pierwszych wieków chrze-
cijañstwa utorowali drogê kolejnym wy- znawcom. Ofiary faszyzmu i komunizmu, a ich liczba przekroczy³a 150 milionów, przyczyni³y siê do upadku tych zbrodni- czych systemów i wci¹¿ s¹ nadziej¹ na odnowê moraln¹ tego wiata. Ci ludzie w myl zasady: mieræ ród³em ¿ycia stracili
¿ycie, ¿eby inni, w tym i my, mogli ¿yæ.
To powszechne zjawisko w przyrodzie, np.
obumarcie ziarenka daje pocz¹tek nowej rolinie, w czasach kataklizmu dotyka i ludzi.
Mimo wszystko ka¿da ofiara, a szcze- gólnie nag³a mieræ niewinnych ludzi jest zawsze wstrz¹sem. Szkoda tylko, ¿e ten wstrz¹s robi tak ma³e wra¿enie na osobach o obojêtnych sumieniach i nie ma znacze- nia dla z³oczyñców. A mo¿e mieræ nie- winnych ofiar wyzwala energiê, która kr¹-
¿¹c we wszechwiecie, kumuluje siê, by powróciæ na Ziemiê po osi¹gniêciu odpo- wiedniej mocy i staæ siê impulsem pozy- tywnych przemian? Kto przewidzia³ upa-
dek muru berliñskiego w ci¹gu jednej nocy? Kto, jeszcze za naszego pokolenia, oczekiwa³ rozpadu Imperium Z³a w prze- ci¹gu kilku lat, i to bez wiêkszych ofiar?
Po II wojnie wiatowej czerwona zaraza zalewa³a kraj za krajem i nie by³o sposo- bu ani nadziei na zahamowanie tej powo- dzi. A mimo to, jej zwyciêski pochód zo- sta³ nie tylko powstrzymany, ale wiele pañstw, w tym Polska, uwolni³o siê z pêt komunizmu i odzyska³o swobodê. Te wszystkie wydarzenia nosz¹ cechy zja- wisk nadzwyczajnych, gdy¿ trudno uwie- rzyæ, ¿e mog³o do nich dojæ samoistnie, za pomoc¹ jedynie ludzkich si³. Czy to w³anie ofiary komunizmu, w tym katyñ- skie, nie wp³ynê³y na ten proces?
Od pocz¹tku wiata trwa walka Dobra ze Z³em. Jestem przekonany, ¿e w tych zmaganiach niewinne ofiary wspomaga- j¹ Dobro. Ofiary przemocy i gwa³tu, po- mordowane w czasie II wojny wiatowej, nie tylko w Katyniu, nie tylko rêkami so- wieckich i niemieckich oprawców, nie
tylko w Europie, ale na ca³ym wiecie zosta³y z³o¿one za nas i dla nas. Czy po- trafimy je doceniæ i z ich pomoc¹ w³¹czyæ siê do walki ze Z³em? Nasz aktywny udzia³ w tych zmaganiach jest konieczny i pilny, gdy¿ nadal stoimy w obliczu wie- lu zagro¿eñ, a bierna postawa prowokuje i zachêca z³oczyñców.
W tê kolejn¹ rocznicê Zbrodni Katyñ- skiej pragnê jeszcze raz zapewniæ nielicz- ne ju¿ wdowy po bohaterach sprzed szeæ- dziesiêciu kilku lat, ich dzieci, wnuki i wszystkich ludzi dobrej woli, ¿e ofiary Katynia, Miednoje, Charkowa, Owiêci- mia, Majdanka, Sztutthofu i tysiêcy in- nych miejsc kani, ofiary zawsze dla ko- go bardzo bliskie, zas³uguj¹ na najwy¿- sz¹ wdziêcznoæ i uznanie. To dziêki nim cieszymy siê wolnoci¹. Zróbmy wszyst- ko, ¿eby wolnoci¹ cieszyæ siê mog³y rów- nie¿ nasze dzieci, wnuki i ich nastêpcy.
Aleksander Ko³odziejczyk Wydzia³ Chemiczny
Dr hab. Stefan Zabieglik z Zak³adu Nauk Filozoficznych Wydzia³u Zarz¹- dzania i Ekonomii jest ¿ywym dowodem tego, i¿ Politechnika Gdañska jest uczel- ni¹ niezamykaj¹c¹ siê w ramach nauk technicznych, czy szerzej empirycz- nych. Wszechstronnie wykszta³cony, erudyta jakich ma³o ju¿ dzisiaj siê spo- tyka, zakochany w Szkocji i jej historii, stra¿nik poprawnoci jêzykowej w naj- lepszym tego okrelenia znaczeniu. Au- tor wielu ksi¹¿ek, m.in. o dziejach pojê- cia zdrowego rozs¹dku, pierwszej pol- skiej Historii Szkocji, wyda³ w³anie w serii Myli i ludzie (Wiedza Po- wszechna) pracê powiêcon¹ Adamowi Smithowi.
Dla mnie, jako ekonomisty, jest to po- zycja bardzo wa¿na. Smith, wielka po- staæ szkockiego Owiecenia, uwa¿any jest powszechnie za jednego z ojców no- woczesnej ekonomii. Wielu wspó³cze- snych libera³ów traktuje go jako swego patrona, piewcê wolnoci gospodarczej i konkurencji, swobody dzia³ania rynku i niewtr¹cania siê pañstwa do gospodar- ki. Na ca³ym wiecie istnieje dzisiaj wie-
le towarzystw i orodków badawczych imienia Adama Smitha (w Polsce jest Centrum im. Adama Smitha). Wystar- czy w internetow¹ wyszukiwarkê wstu- kaæ jego imiê i nazwisko, a imponuj¹ca liczba adresów natychmiast przekona nas o trwa³oci i powszechnoci zainte- resowañ dorobkiem Smitha na ca³ym
wiecie. Czy jednak naprawdê znamy i rozumiemy dorobek Adama Smitha?
Na to pytanie m.in. stara siê odpowie- dzieæ w swej ksi¹¿ce Stefan Zabieglik.
Myl Smitha, tak jak i wielu innych na- prawdê wybitnych postaci, jest przywo-
³ywana wielokrotnie przy najrozmait- szych okazjach. ¯yje niekiedy w³asnym
¿yciem, oddalaj¹c siê czasem doæ da- leko od orygina³u. Przypisujemy Smi- thowi ró¿ne koncepcje, pogl¹dy, widz¹c w nim ich twórcê, choæ prawda bywa nieco inna. Zabieglik siêga do orygina-
³ów i wczesnych opracowañ prac wiel- kiego Szkota. I obala parê mitów, któ- rymi i ja, studiuj¹c by³em karmiony. Jed- nym z nich by³a koncepcja niewidzial- nej rêki rynku. Mylê, ¿e 99% ekono- mistów na wiecie jest przekonana, ¿e
jej autorem jest Adam Smith. Stefan Zabieglik przypomina, ¿e to niejaki F.
Galiani pierwszy u¿y³ tego okrelenia.
¯e ju¿ przed Smithem pisano o teorii wartoci opartej na pracy, postaci przed- siêbiorcy, czy krytyce monopoli.
Smitha mo¿na odczytywaæ na ró¿ne sposoby, ale pod warunkiem, ¿e siê go czyta zdaje siê przekonywaæ Zabieglik.
Przytacza przyk³ad N. Chomskyego, który w wywiadzie powiedzia³, ¿e nie prowadzi³ studiów nad Smithem, on go, po prostu, przeczyta³. To dzi rzadkoæ, bo nawet noblicie G. J. Stiglerowi za-
Koniec mitu niewidzialnej rêki
R ecenzja
rzucano, i¿ pisz¹c wstêp do jubileuszo- wego wydania Badañ nad natur¹ i przy- czynami bogactwa narodów, wykaza³ siê powa¿n¹ ignorancj¹.
Chcia³bym zwróciæ uwagê wszyst- kim czytelnikom na bardzo interesuj¹- ce i wa¿ne uwagi Zabieglika dotycz¹ce terminologii ekonomicznej w pracach Smitha. W³aciwe rozumienie pojêæ takich, jak bogactwo i dobrobyt, poli- tyka, ekonomia polityczna pozwala na unikniêcie powa¿nych nieporozu- mieñ, których nie brakuje wród nam wspó³czesnych.
Po ponad dwóch wiekach niektóre po- gl¹dy i obserwacje wyk³adowcy filozo- fii moralnej na Uniwersytecie Glasgow wydaj¹ siê nieco anachroniczne, inne brzmi¹ zaskakuj¹co wie¿o i aktualnie.
Ten stopieñ uporz¹dkowania wydatków i umiarkowania, który u polskiego szlachcica uchodzi³by na nadmierne sk¹pstwo, uwa¿any jest za ekstrawagan- cjê u obywatela Amsterdamu. [...]
W³och, jak mówi ojciec Du Bos, wyra-
¿a wiêcej emocji, gdy jest ukarany grzywn¹ dwudziestu szylingów, ni¿
Anglik po skazaniu go na karê mierci
czytamy w Teorii uczuæ moralnych.
Nie masz ju¿ u nas szlachciców, ale to i owo po nich odziedziczylimy. I umie- chamy siê tylko, ¿e przyk³adem sk¹pca jest dla Smitha mieszkaniec Niderlan- dów, a nie jego ziomek Szkot.
Ksi¹¿ka napisana jest, jak to zwykle u Zabieglika, wartko, przystêpnie, a przy tym z du¿¹ erudycj¹. Liczne cytaty po- zwalaj¹ lepiej poznaæ Smitha i zrozu- mieæ go. Jeszcze lepiej s³u¿¹ temu celo- wi fragmenty tekstów Smitha, stanowi¹- ce drug¹ czêæ ksi¹¿ki (w tej konwencji utrzymane jest ca³a seria Myli i Lu- dzie), niektóre t³umaczone po raz pierwszy na polski przez Stefana Zabie- glika.
Z czystym sumieniem polecam zatem lekturê tej publikacji ekonomistom, fi- lozofom, libera³om i antylibera³om, wszystkim zainteresowanym moralno-
ci¹ i gospodark¹, a tak¿e zwi¹zkami miêdzy nimi. Wielu, którzy s¹dzili do tej pory, ¿e znali myli i koncepcje Ada- ma Smitha, czeka zapewne wiele niespo- dzianek. Ju¿ choæby dlatego warto po ksi¹¿kê Stefana Zabieglika siêgn¹æ. I cieszmy siê, ¿e autor jest cz³onkiem na- szej akademickiej spo³ecznoci.
Piotr Dominiak Wydzia³ Zarz¹dzania i Ekonomii
S
erdecznie Pañstwa witam na kolej- nym, tradycyjnym ju¿ wiosennym koncercie w kociele na gdañskiej More- nie. Na koncertach tych staramy siê pre- zentowaæ najwiêksze arcydzie³a polskiej i wiatowej muzyki. Muzyka jest t¹ dzie- dzin¹, w której zarówno polscy wyko- nawcy, jak i kompozytorzy odnieli du¿e sukcesy. Mamy powód do dumy i rado-ci, niezale¿nie od tego, czy jestemy oby- watelami niezrzeszonego pañstwa, czy te¿
cz³onkami Unii Europejskiej lub mo¿e w przysz³oci nawet jakiej wiatowej fede- racji, poniewa¿ to, czy jestemy i czuje- my siê Polakami, zale¿y tylko od nas.
Przynale¿noæ do okrelonego narodu sprawia, ¿e odczuwamy satysfakcjê i cie- szymy siê z osi¹gniêæ rodaków tak przy- najmniej powinno byæ. Tego typu reak- cje najbardziej s¹ widoczne w sporcie, ale sukcesy sportowe bywaj¹ bardzo nietrwa-
³e. W pogoni za kolejnymi rekordami szybko zapominamy o dotychczasowych idolach, w cieñ odchodz¹ najwiêksi mi- strzowie. Inaczej w muzyce dobre utwory z czasem zyskuj¹ na znaczeniu, a te najlepsze zdobywaj¹ rangê arcy- dzie³. Arcydzie³em niew¹tpliwie jest Msza Koronacyjna, napisana przez Mo- zarta w 1779 r. Sporód 18 mszy, które skomponowa³, nale¿y ona do najbardziej znanych i najczêciej wykonywanych.
Innym wysoko cenionym dzie³em Mo-
zarta jest msza ¿a³obna, s³ynne Requiem.
Równie¿ j¹ mielimy okazjê wys³uchaæ w tym kociele kilka lat temu, tak¿e w bardzo dobrym wykonaniu. Msza Koro- nacyjna, w odró¿nieniu od Requiem, jest radosna, jak przystoi utworowi przygo- towanemu na uroczystoæ koronacji ob- razu Matki Boskiej.
Drug¹ kompozycj¹ przewidzian¹ na dzisiejszy wieczór jest Stabat Mater Ka- rola Szymanowskiego, jednego z naj- wiêkszych polskich kompozytorów, ¿y- j¹cego na prze³omie XIX i XX wieku (urodzi³ siê w 1882 r., a zmar³ w 1937 r.).
Wszechstronnie uzdolniony, Szymanow- ski by³ równie¿ wysoko cenionym piani- st¹, organizatorem imprez muzycznych i publicyst¹. Otrzyma³ wietne przygoto- wanie muzyczne, g³ównie na prywatnych lekcjach u wybitnych mistrzów, nie mia³ jednak formalnych studiów muzycznych, a mimo to w 1930 r. zosta³ pierwszym z wyboru rektorem nowo powo³anej, war- szawskiej Wy¿szej Szko³y Muzycznej.
Obok symfonii, etiud, mazurków, dwóch oper, baletu Harnasie i pieni, do najbardziej znanych utworów Szyma- nowskiego nale¿y napisany w 1926 r. Sta- bat Mater utwór na g³osy solowe, chór mieszany i orkiestrê. Stabat Mater, a
po polsku Sta³a Matka, jest tytu³em re- dniowiecznego ³aciñskiego utworu lite- rackiego. Opisuje on ból, jaki przeszywa³ serce Matki Boskiej stoj¹cej pod krzy¿em, na którym kona³ Jej Syn. Utwór zainspi- rowa³ wielu tak wybitnych kompozyto- rów, jak A. Dvoøák, J. Haydn, K. Pende- recki, G. B. Pergolesi, G. Rossini, F. Schu- bert czy G.Verdi. W tym bogatym zbio- rze muzycznych Stabat Mater jedynym w wersji polskiej jest utwór Szymanow- skiego. Kompozytora zachwyci³o polskie t³umaczenie ³aciñskiego orygina³u doko- nane przez Józefa Jankowskiego. Uwa-
¿a³, ¿e nawet prosta modlitwa, ale w jê- zyku ojczystym, jest cenniejsza ni¿ naj- kunsztowniejsza po ³acinie, je¿eli modl¹- cy siê nie zna tego jêzyka. Tylko modli- twa w pe³ni zrozumia³a, wg Szymanow- skiego, uczuciowo anga¿uje modl¹cego siê, staje siê ¿ywa i wznios³a. Du¿y wp³yw na Stabat Mater Szymanowskie- go mia³y polskie pieni ludowe. Dla wie- lu znawców muzyki to dzie³o nale¿y do najwspanialszych osi¹gniêæ tego typu twórczoci. Nieczêsto jednak goci w salach koncertowych, gdy¿ jest trudne w interpretacji i wymaga wysokiego kunsz- tu wykonawców.
Zanim wnêtrze kocio³a wype³ni¹ dwiêki oczekiwanych utworów, podziê-
Wspomaganie kultury jest nasz¹ dziejow¹ misj¹ i powinnoci¹
Wyst¹pienie Profesora Aleksandra Ko³odziejczyka podczas uroczystego koncertu, który odby³ siê 25 maja 2004 r. w kociele p.w. Bo¿ego Cia³a na gdañskiej Morenie
Plakat zapowiadaj¹cy uroczysty koncert
Fot. Jerzy Kulas
kujmy tym wszystkim, którzy umo¿liwi- li zorganizowanie kolejnego koncertu na gdañskiej Morenie. Podziêkowania w pierwszej kolejnoci nale¿¹ siê sponso- rom. To dziêki nim koncert doszed³ do skutku, a ceny biletów nie przekraczaj¹ mo¿liwoci przeciêtnie zamo¿nych me- lomanów. Coraz trudniej o sponsorów, doceñmy wiêc tych, którzy uwa¿aj¹, ¿e nie tylko wydatki na zespo³y sportowe i spotkania z potencjalnymi klientami s¹ przydatne. Wspomaganie kultury jest nasz¹ dziejow¹ misj¹ i powinnoci¹ nas wszystkich. Spo³eczeñstwo i naród, które odwracaj¹ siê od kultury, wchodz¹ na drogê upadku.
Dzisiejszy koncert sponsorowali:
Chiñsko-Polskie Towarzystwo Okrêtowe CHIPOLBROK, Elektrociep³ownia Wy- brze¿e, Gdañskie Zak³ady Fosforowe FOSFORY, nale¿¹ce do grupy kapita³o- wej CIECH, ORLEN i Pomorska Specjal- na Strefa Ekonomiczna. Podziêkujmy szefom i pracownikom tych przedsiê- biorstw.
Chcia³bym równie¿ serdecznie podziê- kowaæ gospodarzowi i wspó³organizato-
rowi koncertu proboszczowi tutejszej pa- rafii, ksiêdzu pra³atowi Wojciechowi Chi- stowskiemu. Dziêkujê tak¿e s³u¿bom ko-
cielnym, pracownikom Politechniki Gdañskiej, Urzêdowi Miasta Gdañsk, Po- licji i oczywicie patronom medialnym.
Roli tej podjêli siê TV Gdañsk, Radio Gdañsk i Dziennik Ba³tycki.
Mszê Koronacyjn¹ W. A. Mozarta i Stabat Mater Szymanowskiego wyko- naj¹:
l s o l i c i Bo¿ena Harasimowicz- Hass (sopran), Wies³awa Maliszewska (alt), Jaros³aw Wiewióra (tenor) i Le- szek Skrla (bas);
l z a p i e w a j ¹ po³¹czone chóry Kakofonia z Kartuz, Cantores Mino- res Gedanenses chór tutejszej Para- fii i chór Politechniki Gdañskiej. Do wystêpu przygotowali je Ma³gorzata Kuchtyk, Ewa Mazur i Mariusz Mróz;
l z a g r a Sinfonia Baltica, Pañstwowa Orkiestra Kameralna w S³upsku.
Mszê Koronacyjn¹ Mozarta d y r y - g u j e Mariusz Mróz, dyrygent chóru Politechniki Gdañskiej. Stabat Mater
Szymanowskiego p o p r o w a d z i do- brze nam znany dyrygent Sinfonia Balti- ca, Bohdan Jarmo³owicz, wielokrotny laureat Pomorskiej Nagrody Artystycznej
Gryf, równie¿ tej aktualnej, za ubieg³y rok. Pan Jarmo³owicz by³ tym, który w dramatycznych chwilach, kiedy wa¿y³y siê losy koncertu, powiedzia³ gramy po- mimo trudnoci i doda³ dla s³uchaczy koncertu na gdañskiej Morenie warto ponieæ wyrzeczenia.
Jak Pañstwo zauwa¿yli, Piotra Kusie- wicza, którego nazwisko figuruje na za- proszeniach, biletach i afiszach, zast¹pi Jaros³aw Wiewióra. Zmiana nast¹pi³a zbyt póno, ¿eby dokonaæ korekt w wy- dawnictwach koncertowych, za co prze- praszam.
A teraz ju¿ tylko muzyka. ¯yczê mi-
³ych wra¿eñ.
Aleksander Ko³odziejczyk Pe³nomocnik Rektora ds. Muzycznej Promocji Politechniki Gdañskiej
Kronika Studencka
organizuje kolejn¹ wystawê fotograficzn¹.
Tym razem ekspozycja bêdzie towarzyszyæ Otwartemu Posiedzeniu Parlamentu Studentów Politechniki Gdañskiej 5 czerwca 2004r.
9OIJ=M= fotografii
Wiêcej informacji na stronie internetowej:
www.pg.gda.pl/ks Zdjêcia Tomasza Przybylskiego
dokumentuj¹ trójmiejskie wystêpy
wiatowych s³aw muzyki jazzowej.
Pani mgr in¿. Wioletta Gorczewska otrzy- ma³a nagrodê Polskiego Towarzystwa Mechaniki Teoretycznej i Stosowanej za najlepsz¹ pracê dyplomow¹ z dziedziny mechaniki w 2004 r.
Tytu³ pracy dyplomowej: Badania eksperymentalne wp³ywu niejednorod-
Dyplom z laurem
noci w orodku o podwójnej porowa- toci na przep³yw wody w warunkach nienasyconych.Promotorami pracy byli :
1. Prof. zw. dr hab. in¿. Eugeniusz Dem- bicki z Katedry Geotechniki Politech- niki Gdañskiej i
2. Doc. dr in¿. Jolanta Lewandowska z Uniwersytetu J. Fouriera w Grenoble z
Laboratoire dEtude de Transport en Hydrologie et Environnement.
Pracê przygotowano w ramach wspó³- pracy miêdzy Politechnik¹ Gdañska a Uniwersytetem J. Fouriera w Grenoble.
Eugeniusz Dembicki Wydzia³ Budownictwa Wodnego i In¿ynierii rodowiska
J
erzego Ciepielowskiego pozna³em w czasie swoich studiów na Wydziale Budownictwa L¹dowego PG. Teatrzyk studencki REQ 73, z którym by³em zwi¹- zany, znalaz³ gocinê na poddaszu budyn- ku Bratniaka, w salce kabaretu Pi. Cie- piel pojawia³ siê na naszych premierach, spektaklach i próbach... Po latach, gdy podj¹³em prace na PG, ze zdumieniem stwierdzi³em, ¿e by³ On uwa¿nym wiad- kiem - skarbnic¹ wspomnieñ moich te- atralnych przygód. Na kilka dni przed wystêpem, który mia³ siê okazaæ ostat- nim, zaprezentowa³ Kropkê w pokoju 410 Gmachu G³ównego, przed kilkuoso- bow¹ widowni¹, poród której i ja siê znalaz³em. Zamiewa³em siê do ³ez, cho- cia¿ nie wszystkie aluzje chwyta³em...Wielka by³a si³a Jego komizmu i moc ekspresji...Podany poni¿ej tekst skeczu odtworzy³em z zapisu video, sporz¹dzo- nego przez Bogdana Urbanowicza 29 maja 1999 r. w ¯eliwiaku.
Zanios³em pismo do dziekana. Grzecz- ny cz³owiek, kaza³ siadaæ, skrupulatny.
Pyta siê:
- A co to jest?
- Podanie mówiê.
- A to tu na koñcu?
- To na koñcu to jest kropka.
- Dlaczego kropka?
- Zazwyczaj na koñcu zdania stawia siê kropkê.
- No tak, ale dlaczego ona taka ma³a?
- No, kropka jak kropka; jedna wiêksza, druga mniejsza.
- To nie mo¿na by jej troszkê powiêkszyæ?
- No to by³by ju¿ problem, a po co z krop- ki wyolbrzymiaæ problemy?
- To mo¿e postawiæ drug¹ kropkê?
- Druga kropka to by³by dwukropek, a ja nie mam nic wiêcej do powiedzenia!
- A to mo¿e by tê kropkê obwieæ w kó-
³eczko?
- W kó³eczku kropka to jest miasto po- wiatowe powy¿ej dwudziestu tysiêcy, a ja nie chcê kreliæ mapy, tylko napisa-
³em podanie!
- To wiem. To zadzwonimy do Jego Ma- gnificencji!
- Magnificencja ma tyle na g³owie, ale poza tym jest od tortów, a nie od kro- - To zadzwonimy do Kanclerza!pek!
- Kanclerz jest od pó³ki, a nie od kropki.
- To wiem! To zadzwonimy od tego z Chemii, tego w niebieskiej marynarce.
- Ten w niebieskiej marynarce jest od Arcybiskupa, co najwy¿ej od spirytu- su...
- A jak gramatyka siê zapatruje na to?
- No, w gramatyce siê mówi tak, ¿e je¿e- li zdanie jest twierdz¹ce, to na koñcu stawia siê kropkê.
Kropka
I ten miech...
I ten miech co mi w uszach dwiêczy, I ten wzrok dobry, orli, przytomny, I ten ¿ycia ³adunek ogromny, Uciek³ do nieba na kolorach têczy.
A ucisk d³oni twardy, mocny, szczery, A zagonion¹ pochylon¹ postaæ Dzi wspominamy. Mog³e z nami zostaæ!
Tak los daruje i ³amie kariery Odlecia³e...
Odlecia³e ciemn¹ noc¹. Jak ptak.
W przestrzeñ gwiezdn¹. Do Boga.
Na ziemi Ciebie bêdzie nam brak, A do nieba daleka droga.
Zabra³a nam Ciebie Muza zazdrosna, któr¹ tak kocha³e, Ty niepowtarzalny.
A by³e jak wieczna wiosna.
Zawsze jeste z nami ` tylko niewidzialny.
Marek Biedrzycki Dzia³ Wspó³pracy z Zagranic¹
- A co na ten temat Konstytucja? Muszê wam powiedzieæ, ¿e nie korzystam z pisuaru w miejscu pracy, a je¿eli ju¿
trzeba, to noszê przy sobie woreczek polietylenowy. Nie wyobra¿acie sobie, jaki polietylen jest szczelny.
- A ja jestem bezczelny!
Koniec. Kropka.
miechy, oklaski, owacje...
Waldemar Affelt Wydzia³ In¿ynierii L¹dowej Foto video Leszek Noworyta
W
sobotê 29 maja 2004 r. w kaplicy przy kociele p.w. w. Jana w Gdañsku ks. dr Krzysztof Nieda³towski, duszpasterz rodowisk twórczych odpra- wi³ mszê w. w intencji p. Jerzego Cie- pielowskiego dok³adnie w pi¹t¹ roczni- cê Jego tragicznej mierci. W atmosfe- rze niezwyczajnej odby³o siê to roczni- cowe misterium. i to w wigiliê Zes³ania Ducha wiêtego, które jest jednym z naj- bardziej znacz¹cych wi¹t w kociele rzymsko-katolickim. Nie by³ to zatem czas ¿a³oby, lecz radosnego uniesienia.Licznie zgromadzeni przyjaciele i kole- dzy Ciepiela wys³uchali w skupieniu jak-
¿e pokrzepiaj¹cych s³ów ksiêdza Krzysz- tofa. Przypomnia³ nam osobowoæ Jur- ka i Jego cz³owieczeñstwo. Z uznaniem wypowiedzia³ siê o naszej pamiêci. Nie mog³o byæ inaczej... To sercem pisalimy i wypowiadalimy nasze deklaracje przed
laty, ¿e nie ca³kiem umar³. On w nas jest.
By³ uosobieniem radoci. Takim pozo- sta³ w naszej pamiêci. Jak¿e brakuje nam owej niewyt³umaczalnej i wrêcz magicz- nej atmosfery, któr¹ wype³nia³ swoj¹ oso- bowoci¹ podczas kole¿eñskich spotkañ.
Patrzylimy z podziwem i niek³amanym zachwytem na wystêpy Kabaretu Pi na czele z Jurkiem Ciepielem rzeczywi- stym twórc¹ kultury studenckiej. Ile¿
by³o w tym wszystkim autentycznej ra- doci i m³odzieñczej pasji oraz ogrom- nego talentu scenicznego. Ile¿ poezji mieci³o siê w Jego pantomimicznych Balladach bez s³ów. Tê trudn¹ sztukê sce- niczn¹ opanowa³ do perfekcji. By³o w nim co z Marcela Marceau. Wystêpo- wa³, gdy¿ tak¹ odczuwa³ potrzebê. By³ amatorem, co zawsze podkrela³, ale przez to jego wypowied sceniczna by³a bardziej autentyczna.
Jego artystyczne przes³anie wyp³ywa-
³o z g³êbokiej potrzeby niesienia radoci.
Udowadnia³ to ca³ym swoim dzia³aniem.
Jerzy Kulas Biuro Rektora
Ciepiel
8
miesiêcy w trasie w autobusach, na stopa, pieszo i na motorach. Przez góry, wyschniête jeziora, d¿unglê, odle- g³e wioski i wielkie aglomeracje. A wszystko po to, aby prze¿yæ, poznaæ, po- dejæ krytyczniej do ¿ycia, wykorzystaæ m³odoæ i ch³onnoæ umys³u. Ogarn¹æwiat i poczuæ jego niejednolity smak...
Jak to siê zaczê³o?
Wszystko zaczê³o siê w padzierniku 2002 roku, kiedy powrócilimy z wakacyj- nych woja¿y. Ob³adowani zdjêciami spo- tkalimy siê we czwórkê na sopockiej pla-
¿y, aby podzieliæ siê wra¿eniami z w³óczê- gi po Grecji i Turcji (Jasiu i Dagmara) oraz ciut odleglejszych zak¹tkach naszego glo- bu Mongolii i Chinach (Piotrek i Mag- da). Bylimy co prawda w zupe³nie ró¿- nych miejscach, ale refleksja nasuwa³a siê wspólna. Niedawne jeszcze bia³e plamy
na mapach miejsca niepopularne tury- stycznie, ostoje lokalnych tradycji pod- daj¹ siê coraz silniejszej unifikacji. Nawet dziewicze rejony Amazonki czy surowe pustynie Azji, kusz¹ce dot¹d w³anie swo- j¹ odmiennoci¹, powoli zatracaj¹ swój charakter. Aby zd¹¿yæ odkryæ ró¿norod- noæ naszego wiata i dzieliæ siê zdobyt¹
wiedz¹ z innymi, podjêlimy decyzjê: wy- ruszamy na Wyprawê Dooko³a wiata.
Ju¿ nastêpnego dnia do dziekanatów naszych wydzia³ów powêdrowa³y wnio- ski o przyznanie Indywidualnego Toku Studiów, co umo¿liwia³o nam zaliczenie awansem semestru, na który planowali-
my wyjazd. Nasta³y dni inspiracji, poszu- kiwañ i mozolnej pracy. Przygotowania
podzielilimy na etapy, te za na zadania, którymi zajmowa³y siê konkretne osoby.
Zaopatrzeni w najwie¿sze przewodniki i wydruki z Internetu rozpoczêlimy szcze- gó³owe opracowywanie tras. Wysi³ek by³ znacz¹cy 22 kraje, 4 kontynenty, ró¿ne waluty, ró¿ne prawo, ró¿ne obyczaje, ró¿- ne atrakcje. Dalej kosztorysy, kontakty z mediami, sponsorami, opracowanie logo i innych elementów graficznych, projek- towanie i pisanie serwisu www, komple- towanie sprzêtu, za³atwianie wiz, doku-
Budynek Wydzia³u Zarz¹dzania i Ekonomii Politechniki Gdañskiej. Po¿egnanie uczestników wyprawy Dziekan WZIE, Rektor PG, uczestnicy
W 259 dni doko³a wiata
mentów, zawiadczeñ, szczepieñ i leków...
póniej spotkania z podró¿nikami i znów poprawki w trasie, korekty kosztów itd.
itp. bez koñca...
W miêdzyczasie otrzymalimy Patro- nat Fundacji Marka Kamiñskiego. Podjê- limy wspó³pracê z Polskim Klubem Przy- gody i cz³onkami Adventure Club. Naszy- mi dzia³aniami zainteresowa³y siê tak¿e macierzyste uczelnie. Patronat honorowy objêli: Rektor Politechniki Gdañskiej prof.
dr hab. in¿. Janusz Rachoñ, prof. zw. PG, Rektor Uniwersytetu Gdañskiego dr hab.
Andrzej Ceynowa, prof. UG, oraz Rektor Akademii Ekonomicznej we Wroc³awiu prof. dr hab. Marian Noga, prof. zw. AEP.
W kwietniu 2003 roku ruszy³ serwis internetowy Wyprawy pod adresem www.wyprawa.pg.gda.pl. £¹cznie napisa- nych zosta³o 90 relacji, oraz nieodp³atnie udostêpniono 449 zdjêæ, zorganizowa- nych czasowo i tematycznie w 31 gale- riach. Sumarycznie znalaz³o siê te¿ 110 komentarzy, a przebieg ledzi³o przynaj- mniej 10 000 osób z 32 krajów.
Cele
Od samego pocz¹tku przywieca³a nam idea, aby dzieliæ siê nasz¹ wypraw¹ z jak najszerszym gronem osób. Mielimy za- wsze nadziejê, ¿e nasz ewentualny suk- ces pobudzi wielu naszych rówieników do realizowania swoich marzeñ, nieko- niecznie zwi¹zanych z podró¿owaniem, ale równie ekscytuj¹cych i nieprzeciêt- nych. Teraz mo¿emy jasno powiedzieæ, ¿e nasz m³odzieñczy idealizm wygra³, i ¿e z
pewnoci¹ ¿ycia warto uczyæ siê u ró- de³.Chcielimy tak¿e poprowadziæ nauko- wy aspekt przedsiêwziêcia, zajmuj¹c siê badaniem procesu globalizacji i jej wp³y- wu na kultury odwiedzanych rejonów
wiata. Z pocz¹tku bardzo rozbudowane plany ograniczylimy do badañ nad kul- tur¹ codzienn¹. Szczególn¹ uwagê po-
wiêcilimy tañcom i ich roli w kulturze odwiedzanych regionów. Mo¿liwoæ uczestnictwa w ró¿norodnych festiwalach,
wiêtach narodowych, pokazach tañca i teatru, czy nawet ma³ych, rodzinnych uro- czystociach stworzy³y pe³ny obraz tañ- ca jako elementu ¿ycia i ukaza³y jego
wagê w kulturze. Uczêszczalimy na za- jêcia thinku, diablady, dancas negras, marinery, salsy, merengi, kumbii, cueci, huayno, morenady, caporales i innych tañ- ców andyjskich. Uczestniczylimy te¿ w pokazach klasycznego tañca tajskiego oraz Kambod¿añskiego Teatru Królew- skiego. Najwa¿niejsze ród³a czerpania wiedzy o tañcu to: Festiwal w Portoviejo, I Internacional Festival de Danzas Folk- loricas w Chiclayo, turniej marinery w Pi- mentel, zajêcia taneczne w Casa de Cul- tura La Paz, treningi i wystêpy Szko³y Tañca Tradycyjnego w Puno, Festiwal Pe³ni Ksiê¿yca Champasak i inne. Zebra- limy równie¿ kolekcjê nagrañ z tradycyj- n¹ muzyk¹ regionaln¹.
Start 16.06.2003
16 czerwca 2003 r. odby³o siê oficjal- ne po¿egnanie uczestników Wyprawy.
Uroczystoæ skupi³a przed nowym gma- chem Wydzia³u Zarz¹dzania i Ekonomii PG studentów trójmiejskich uczelni. Swo- j¹ obecnoci¹ imprezê zaszczycili Rektor Politechniki Gdañskiej oraz W³adze Wy- dzia³u Zarz¹dzania i Ekonomii PG. Zda- rzenie relacjonowa³y Telewizja Polska TVP3, Radio Gdañsk oraz Radio Eska Nord. Informacja podana zosta³a tak¿e w 3. Programie Polskiego Radia oraz Gaze- cie Wyborczej.
Trasa 1 Europa
Ameryka Pó³nocna
Europê opucilimy szybko. ¯abi skok do Madrytu, a dalej lot przez Atlantyk do Nowego Yorku. Stany powita³y nas ¿ycz- liwie. Niestety, przyjechalimy do pracy Wulkan Cotopaxi 5897 m n.p.m., Ekwador; Jasiu
Machu Picchu, Peru; Jasiu, Dagmara, Piotrek
prawie 3 miesi¹ce po 14 godzin dzien- nie, tyle czasu trzeba by³o, aby zebraæ
rodki na pozosta³¹ czêæ Wyprawy.
Chwytalimy siê wszystkiego, pracowa- limy jako sprzedawcy, magazynierzy i kelnerzy, ale warto by³o. Szczêliwie ota- czali nas zawsze wspaniali ludzie i mimo ci¹g³ego wysi³ku mielimy nieustann¹ motywacjê do pracy. Pod koniec pobytu w USA zebralimy ca³kiem pokan¹ ko- lekcjê zaproszeñ do osób, które chcia³y nas u siebie gociæ i poznaæ. Nie skorzy- stalimy jednak z nich wtedy. Po kilku dniach w okolicach Waszyngtonu oraz krótkiej przygodzie na Florydzie rozstali-
my siê ze Stanami, aby jak najszybciej znaleæ siê w Ameryce Po³udniowej.
Trasa 2 Ameryka Po³udniowa
Mimo mentalnych przygotowañ na szok, Lima wita nas silnym kopniakiem.
Olbrzymia 12-milionowa aglomeracja to niesk³adne zbiorowisko cegie³, kartonów, ulic i pêdz¹cych na olep ¿ó³tych Tico. Ju¿
w autobusie z lotniska pewien brodaty (czytaj: wygl¹daj¹cy na dowiadczonego) globtroter ostrzega nas przed kradzie¿a- mi i napadami w miecie. Faktycznie.
Mimo dziesi¹tek tysiêcy policjantów i ochroniarzy, trudno czuæ siê bezpiecznie.
Ka¿de wyjcie po zmierzchu zwi¹zane jest z ryzykiem. Dlatego zwiedzamy, co siê da, i uciekamy w góry.
Trafiamy do Huaraz, wspinaczkowej mekki Peru. Zimno, surowo, ale biznes kwitnie. Biur i agencji turystycznych wiê- cej ni¿ zwyk³ych domów, lecz wszystko jeszcze w granicach zdrowego rozs¹dku.
Mimo silnych sugestii przewodników de-
cydujemy siê iæ samotnie na szlak Santa Cruz. W koñcu na tak ³atwej trasie nie mo¿- na siê zgubiæ... To nasze pierwsze dowiad- czenie z takimi wysokociami pocz¹tek trasy zaczyna siê na 3400 m n.p.m. Zaopa- trzeni w leki przeciwko chorobie wysoko-
ciowej, pewnie wyruszamy na szlak. 3 dni dobrego tempa i nagle kryzys. Wszyscy mamy silne bóle g³owy, Dagmara nawet p³ytki oddech i nierytmiczne têtno. Ale po- konujemy prze³êcz Punta Union na 4900 m. n.p.m., i to jest wspania³e wygrana z w³asn¹ s³aboci¹ i nieprzeciêtne widoki na lodowce ³añcucha Cordlilliera Blanca...
Po Huaraz mamy pierwsz¹ stycznoæ z kulturami preinkaskimi plemion Mo-
che i Chimu i ich niezwyk³ymi monu- mentalnymi piaskowymi wi¹tyniami w okolicach Trujillo i Chiclayo. Szczegól- nie ciekawe wydaje siê rozleg³e miasto Chan Chan oraz przeogromne piramidy Huaca del Sol y la Luna. Dalej przygoda z kaw¹, czyli fabryka Altomayo i nieza- pomniany wypad z rodzin¹ Huancaruna na skraj d¿ungli, na zielone plantacje won- nej arabiki. Tak opucilimy pó³nocne Peru, które wywar³o na nas silne wra¿e- nie, a w pamiêci pozostanie obraz ¿ywych peruwiañskich tradycji, otwartoci ludzi, i biedy, ale biedy godnej i nie takiej brud- nej jak nasza....
Kiedy wje¿d¿alimy do Ekwadoru spo- dziewalimy siê chwili wytchnienia Ekwador, zwi¹zany silnie z USA, jest jed- nym z najbardziej rozwiniêtych krajów tamtego rejonu. Tymczasem witaj¹ nas blokady dróg i nocne rajdy autobusami bez wiate³. Jedziemy przez boczne dro- gi, aby nie wpaæ w rêce szefów banano- wych królestw. Udaje nam siê jako prze- dostaæ do historycznej Cuenca, a stamt¹d nieco chaotycznie dojechaæ nad morze na festiwal w Portoviejo. Rezygnujemy co prawda z symbolicznego staniêcia okra- kiem na równiku, ale zapewniamy sobie inn¹ atrakcjê. Jedziemy do Latacungi, gdzie organizujemy wejcie na najwy¿szy czynny wulkan wiata. W ci¹gu 2 dni kompletujemy ekipê, sprzêt i przewodni- ków. Aby zrobiæ sobie krew potrzebn¹ na prawie 6 tys. m n.p.m., jedziemy na wulkan Quilatoa (4200 m n.p.m.), gdzie przez 3 dni siedzimy u jednej z wiejskich ro- Ciep³e ród³a przy Czerwonej Lagunie, Boliwia, 4300 m n.p.m.; Dagmara, Piotrek
Ayuthaya, Tajlandia, pos¹g Buddy; Jasiu
dzin. W dzieñ robimy treningi zejcia do szmaragdowego jeziora ukrytego w kraterze, a wieczorami pijemy Mate de Coca herbatkê antywysokociow¹.
Czwartego dnia jedziemy pod w³aciwy ju¿ wulkan Cotopaxi i rozpoczynamy przygotowania do wspinaczki, robi¹c bazê w schronisku na 4900 m n.p.m. Po bar- dzo trudnej pierwszej nocy, decydujemy siê podj¹æ wyzwanie i w kilkanacie go- dzin póniej rozpoczynamy wspinaczkê.
Przy u¿yciu czekanów, lin i raków dosta- jemy siê na szczyt tu¿ po wschodzie s³oñ- ca (ko³o 5.30 rano). Witamy s³oñce na wy- sokoci 5897 m jako pierwsi z ca³ej gru- py. Woko³o budzi siê dzieñ, a na zacho- dzie maleje w oczach sto¿ek cienia. Sto-
¿ek, na którego czubku dopatrzeæ siê mo¿- na trzech malutkich punkcików to my z polskimi flagami :). Pod bokiem dyszy najwy¿szy czynny wulkan wiata, a na wyciagniêcie rêki (zdaje siê) wybuchaj¹ inne. Dopiero zejcie ods³ania przed nami, jak karko³omn¹ trasê przebylimy na szczyt. Rozpadliny, prze³êcze lodowe i pionowe, liskie ciany ukazuj¹ siê na- szym oczom. Po euforii pojawia siê zmê- czenie, trzeba wiêc szybko przedostaæ siê z czo³a lodowca na dó³...
Po Ekwadorze znów Peru. I pewnie zostalibymy na d³u¿ej z nowymi przyja- ció³mi w Chiclayo, gdyby nie chêæ odwie- dzenia po³udnia kraju. Kierujemy siê wiêc przez Pisco i Paracas do Cuzco, gdzie fun- dujemy sobie ogromny ³yk historii. Od- wiedzamy wiele inkaskich ruin, w tym Pisaq i Machu Picchu. Ukryte jak orle
gniazda fortece Indian wywieraj¹ na nas niezapomniane wra¿enie. Pe³ni emocji docieramy nad p³ywaj¹ce s³omiane wy- spy na Titicaca, a stamt¹d niedaleko ju¿
do La Paz.
Do Boliwii decydujemy siê jechaæ po- mimo tego, ¿e dopiero co skoñczy³a siê wojna domowa. W stolicy nie ma jednak po niej ladu, wiêc przez 5 dni chodzimy na kursy tañca i uczymy siê thinku, dia- blady, caporales, morenady, salsy, cumbii i innych tradycyjnych i wspó³czesnych la- tynowskich tañców. Po La Paz szybko kierujemy siê na po³udnie do Uyuni, prze-
je¿d¿aj¹c przez kopalnie srebra w Potosi.
Tam z kilkoma osobami bierzemy jeepa, który jest w stanie przewieæ nas przez pustynie a¿ do Chile. Przedostanie siê przez solne pustkowia Salaar de Uyuni do serca suchej jak pieprz Atacamy zajmuje ponad 3 dni i jest to jedna z najwiêkszych krajobrazowych atrakcji Wyprawy. Suro- woæ miejsc, po³o¿onych na 4 tys. metrów, kontrastuje z malowniczymi lagunami wype³nionymi ró¿owymi do ob³êdu peli- kanami. A wokó³ tylko ska³y, piach, kêp- ki traw i my porodku wygas³ych wul- kanów, gejzerów i gor¹cych róde³...
Z San Pedro de Atacama czeka nas doba drogi do Santiago, a nastêpnie lot do Kostaryki. Prosto z lotniska w San Jose uciekamy na pó³noc do Nikaragui, gdzie zasiadamy na dobre w hamakach zawie- szonych nad jeziorem Lago de Nicaragua.
Wyspa Ometepe z 2 malowniczymi wul- kanami i swoim icie równikowym klima- tem os³abia na moment nasze chêci po- znawcze, redukuj¹c potrzeby ¿yciowe do minimum. Objedzeni ananasami po 3 dniach wracamy do San Jose, sk¹d cze- kaj¹ nas dwoma doby lotu przez Los An- geles i Japoniê do Bangkoku.
Trasa 3 Ameryka Po³udniowa
Azja po³udniowo-wschodnia
Azja wita nas o 4 nad ranem godzin- nym przejazdem przez Bangkok. Na Khao San Road wci¹¿ w³ócz¹ siê pijane niedo- bitki Europejczyków z przepiêknymi Taj- kami. Ze straganów wynoszone s¹ w³a-
nie sycz¹ce wci¹¿ woki z resztkami kre-
wi¹tynia Bayon, Angkor, Kambod¿a
Prowincja Oudomxai, Laos
wetek w curry, aby zrobiæ miejsce jedwa- biom i srebru. Po krótkiej nocy ruszamy na podbój azjatyckiego tygrysa.
Bangkok wci¹ga nas swoj¹ odmienno-
ci¹ i egzotyk¹. Bajecznie kolorowe wi¹- tynie, z kilkutonowymi z³otymi Buddami oraz rzek¹ Pratunam z nieod³¹cznymi Long Tail Boats, omamiaj¹ na kilka dni.
Wkrótce jednak robimy siê zmêczeni nie- ustannym ruchem, ha³asem, korkami, od- leg³ociami i za³atwianiem rzeczy, których nie chce siê za³atwiaæ (wizy, wizy, wizy).
Mêczy nas te¿ powoli nienaganna uprzej- moæ Tajów oraz widok masy turystów i sposobu, w jaki opró¿niaj¹ swoje portfe- le. Uciekamy wiêc jak najdalej, jak to jest mo¿liwe, od takiej cywilizacji.
Archipelag Tarutao okazuje siê strza-
³em w dziesi¹tkê. Znajdujemy tam ostat- nie puste pla¿e i resztki rafy koralowej (wci¹¿ niewiele turystyki podwodnej).
Znajdujemy te¿ wreszcie ciszê i spokój, a wszystko w scenerii niczym z pocztówek
bia³y piasek, palmy kokosowe i turku- sowa woda. Szkoda, ¿e ju¿ nied³ugo przy- jad¹ tam Niemcy, Anglicy i Belgowie i wybuduje siê dla nich betonowe domy, a kolacyjnym przysmakiem bêdzie bia³y rekin objêty ochron¹ w tych wodach...
Z przyczyn wizowych musimy wyje- chaæ do Malezji, która zaskakuj¹co wci¹- ga nas na d³u¿ej. W Wigiliê Bo¿ego Na- rodzenia cigamy siê przez Penang na po¿yczonych motorach, objadaj¹c siê potrawami kuchni tajskiej, malezyjskiej, chiñskiej, no i przede wszystkim indyj- skiej! Niestety, czas nas goni, wiêc nie mo¿emy zwiedziæ ca³ego kraju. Przez Tajlandiê ruszamy do Kambod¿y.
Wjazd do Kambod¿y przez Poipet zu- pe³nie pozbawia nas humoru. Po przejciu przez szpaler kapi¹cych z³otem kasyn, wkraczamy przez bramy do trzeciego
wiata. Kontrast z Tajlandi¹ jest tak ogromny, ¿e musimy siê na chwilê skryæ w jednej z bocznych uliczek, aby dojæ do siebie. W przeciwnym wypadku dzie- ci, kad³ubki i inni ¿ebracy szybko wyko- rzystaliby okazjê. Po d³ugim targowaniu wsiadamy do pó³ciê¿arówki, aby dojechaæ do Siem Reap. Droga przedstawia obraz nêdzy i rozpaczy przypomina raczej li- niê frontu ni¿ cokolwiek innego. Ciesz¹c siê jednak, ¿e nie musimy siedzieæ na pace w zawiesinie pomarañczowego kurzu, do- je¿d¿amy do celu o zmierzchu. A tam... 3 dni obcowania z kompleksem Angkor to prze¿ycie baniowe. wi¹tynie Jajavarma- na i jego przodków wyrastaj¹ niczym ko- smiczna struktura porodku pustkowia i d¿ungli. Obiekty sakralne czêciowo po- ch³oniête przez d¿unglê dodaj¹ tajemni- czoci miejscu, podobnie jak umiechniête nagie tancerki na ich cianach...
Kolejnym przystankiem jest Phnom Penh, sk¹d kupujemy wyjazd do Wietna- mu. Kilka godzin w autobusie i wreszcie znów spokój p³yniemy ³odzi¹ w dó³ rzeki do Wietnamu. Ju¿ przed granic¹ zabudo- wa nad brzegami gêstnieje w oczach, a z oddali s³ychaæ nawo³ywania dzieci: Hel- lo!!!.
Wietnam ma do zaoferowania niezli- czon¹ iloæ atrakcji, i to doskonale zorga- nizowanych. Nad wszystkim kontrolê sprawuje rz¹d, dbaj¹c o zachodnich tury- stów, którzy dostarczaj¹ krajowi ogrom- nych wp³ywów gotówki. Co jednak, kie-
dy turysta nie chce byæ pod tak¹ kontro- l¹? Jest ciê¿ko. St¹d te¿ zaraz po wp³y- niêciu do Chau Doc urywamy siê naga- niaczom i idziemy w miasto, aby na w³a- sn¹ rêkê znaleæ nocleg i knajpy. Sami wy- bieramy muzea do zwiedzania i nie kupujemy zorganizowanych wycieczek.
Niejednokrotnie musimy przep³aciæ kilka- krotnie, aby pójæ w³asn¹ cie¿k¹, ale war- to. Wiêkszoæ osób skar¿y siê na Wiet- namczyków, ¿e s¹ agresywni, niemili i chc¹ tylko co wcisn¹æ. My odkrylimy w tych ludziach bratnie dusze, gocinnoæ i ochotê do zabawy. Delta Mekongu to pierwsze miejsce, które zmusi³o nas do zwolnienia tempa. P³yn¹cy wolno Me- kong uregulowa³ nasze potrzeby wg swo- jego leniwego rytmu odkrylimy wiêc przyjemnoæ z patrzenia na ¿ycie, picia kawy w po³udnie, rozmawiania z miejsco- wymi.
Po Mekongu natrafiamy na zat³oczo- ny i mierdz¹cy spalinami Sajgon, sk¹d uciekamy do Dalat górskiego kurortu, stolicy wiata w niezwykle ciekawym ki- czu :). W podró¿y na pó³noc zatrzymuje- my siê na d³u¿ej w Hoi An, gdzie urzeka- j¹ nas obchody Nowego Roku (wg kalen- darza chiñskiego) TET. Okres wyciszenia, ale i zabawy, tysi¹ce drzew mandarynko- wych, zapach kadzide³ i umiechy ludzi wo³aj¹cych na ulicy Chuc Mung Nam Moi!!!! Czujemy siê jak na wiêta w domu. Wszystko razem: Bo¿e Narodze- nie, Sylwester, Wszystkich wiêtych i Wielkanoc.
Jednak prawdziwa atrakcja Wietnamu czeka³a na nas w okolicach Ninh Binh.
Ton¹ce w chmurach góry otoczone pola- mi ry¿owymi urzek³y nas na kilka dni.
Wypo¿yczamy rowery i jedzimy przez miedze, patrz¹c, jak uprawia siê w b³ocie ry¿. Aby przetrwaæ lodowate wieczory, pijemy z Panem Chuongiem wódkê z ¿eñ- szenia, zagryzaj¹c zio³ami zerwanymi uprzednio z pola. Dowiadujemy siê wiele o ¿yciu w Wietnamie, jego historii i przy- jani z Polsk¹. Gdyby nie straszna pogo- da, moglibymy tam siedzieæ w nieskoñ- czonoæ....
Na szczêcie wyje¿d¿amy dalej. Na szczêcie, bo Laos okazuje siê prawdzi- wym fajerwerkiem. Kilka dni w drodze ze wschodu na zachód (300 km) przeko- nuje nas, ¿e ani Kambod¿a, ani Wietnam nie by³y wcale takie biedne... Brak dróg, miast, szkó³,... wszystkiego, ale ten wspa- nia³y spokój, upa³ i wieczny umiech lu- dzi. Mimo zacofania i biedy, i g³odu, i chorób....
Wioska Khamu, Laos; Dagmara i Piotrek
Spêdzamy 5 doskonale leniwych dni w rejonie 4 tysiêcy wysp, na granicy z Kam- bod¿¹. K¹piele w rzece, nauka lokalnej kuchni, spacery nad wodospad i szuka- nie wê¿y to najbardziej ambitne zada- nia na Don Det. Po cudownej s³onecznej beztrosce, 2 dni zajmuje nam dojazd na pó³noc Laosu. Vientiane stolica nie robi szczególnego wra¿enia. Van Vieng okazuje siê turystycznym kot³em zepsu- tych Europejczyków. Nawet Luang Pra- bang jest tak zapchane bia³asami, ¿e ciê¿- ko jest zjeæ cokolwiek w przyzwoitej jak dla Laosu cenie, nie mówi¹c o noclegu czy wynajêciu motoru. Dlatego decydujemy siê pojechaæ do najbiedniejszej czêci kra- ju w kierunku prowincji Bokeo. Wybie- ramy jednak przystanek w okolicy Oudo- mxai...
...Tam, razem z miejscowym przewod- nikiem, idziemy do jednej z zamkniêtych spo³ecznoci. Pobyt w ukrytej w lesie wio- sce górskiego plemienia Khamu wiele nam daje. Nie tylko kosztujemy przysma- ku pory suchej szczura w kawa³kach kory ze sfermentowanym winem z dzikie- go ry¿u ale dowiadujemy siê wiele o
tradycjach i wartociach tamtych ludzi.
Szczególnie wzruszaj¹ce okazuj¹ siê po- dobieñstwa w ceremonii lubnej (z pol- skimi oczywicie) i zrêkowin, ale te¿ inne.
Mo¿na by siê od nich wiele nauczyæ o szacunku, mi³oci i innych cnotach. Zda- jemy sobie te¿ sprawê, co straci³a Europa i co powoli traci Polska, a co ci biedni lu- dzie wci¹¿ maj¹ wartoæ cz³owieka.
Wyje¿d¿amy og³uszeni tym, co zoba- czylimy, i tym, czego doznalimy. Po tym spotkaniu powrót do Tajlandii obna¿y³ nam ca³e k³amstwo zwi¹zane ze skomer- cjalizowaniem tajskiej kultury i obycza- jowoci. Nie moglimy ju¿ patrzeæ na Chiang Mai i Bangkok. Po krótkim poby- cie w stolicy zaczêlimy wracaæ do kraju.
Jasiu z Dagmar¹ z przyczyn rodzinnych zdecydowali siê lecieæ do Europy, nato- miast Piotr pojecha³ kolej¹ transsyberyj- sk¹. Wyprawa zakoñczy³a siê szczêliwie po 8 miesi¹cach i 2 tygodniach 2 marca 2004 roku. Relacje i zdjêcia dostêpne s¹ na stronie www.wyprawa.pg.gda.pl
Jan B³aszkiewicz Wydzia³ Zarz¹dzania i Ekonomii
PS. Chcielibymy serdecznie podziê- kowaæ Politechnice Gdañskiej za udzie- lone nam wsparcie. Szczególnie wdziêcz- ni jestemy prof. dr. hab. Januszowi Ra- choniowi, Rektorowi PG, za objêcie Wy- prawy patronatem honorowym, ale przede wszystkim za ¿ywe zainteresowanie jej przebiegiem. Podobne podziêkowania kierujemy do Dziekanów Wydzia³u Zarz¹- dzania i Ekonomii prof. dr. hab. Bole- s³awa Garbacika, Dziekana WZIE oraz dr.
in¿. Andrzeja Szuwarzyñskiego, Prodzie- kana WZIE. Dziêkujemy tak¿e wyk³a- dowcom i administracji Wydzia³u za umo¿liwienie nam realizacji i zaliczenia awansem przedmiotów z 2 semestru stu- diów mgr. Jestemy niezmiernie wdziêcz- ni Wydzia³owi i Politechnice za udzielo- n¹ pomoc finansow¹ oraz sprzêtow¹.
Dziêkujemy Rodzinom, znajomym oraz podró¿nikom, Pani Tatianie Chyliñ- skiej z Fundacji Marka Kamiñskiego, po- znañskiej za³odze firmy JDJ Bachalski, Stowarzyszeniu Kart M³odzie¿owych EURO<26 z Gdañska oraz firmom PA- JAK Sport i Cumulus.
W
lutym br. up³ynê³o mi 75 lat ¿y- cia. Z tej okazji mój macierzysty wydzia³ Wydzia³ In¿ynierii L¹dowej zorganizowa³ w dniu 10 marca br. w Sali Senatu Politechniki Gdañskiej uroczy- ste posiedzenie swej Rady. Jest spraw¹ zrozumia³¹, ¿e jako g³ówny bohatertego spotkania musia³em wyg³osiæ sto- sowne przemówienie. Trzeba by³o siê do tego trochê przygotowaæ. Uzna³em, ¿e przy takiej okazji trzeba wyjæ poza co- dziennoæ i mówiæ raczej o ¿yciu cz³o- wieka w ogóle, a o niektórych sprawach naszej uczelni w szczególnoci. Po spo- tkaniu, kilka uczestnicz¹cych w nim osób wyrazi³o chêæ dysponowania zapisem mej mowy. Czyni¹c temu zadoæ, spróbujê tu przywo³aæ g³ówne jej tezy, nie tyle cytu- j¹c dok³adnie swoje s³owa, ile wyra¿a- j¹c towarzysz¹ce im wówczas moje my-
li i uczucia.
Ka¿dy jubileusz rodzi mieszane dozna- nia u samego jubilata i u osób mu gratu- luj¹cych. Jakkolwiek bowiem rdzeñ ³aciñ- ski tego s³owa g³osi, ¿e powinna jemu to- warzyszyæ radoæ, to jednak jubileusze
wiêci siê w swojej staroci, o której siê
mówi: staroæ nie radoæ. A nasz poeta Jan Kochanowski dodaje:
Biedna staroci, wszyscy ciê ¿¹damy, A kiedy przyjdziesz, to za narzekamy.
Wszak¿e ¿yczymy sobie zwykle stu lat;
a przecie¿ mamy wiadomoæ, ¿e im da- lej w las, tym wiêcej drzew, czyli im wiêcej przybywa lat, tym trudniej jest dwigaæ ciê¿ar ¿ycia. Pozostaje jednak nadzieja.
Tymczasem, przy takich okazjach wszystkie pokolenia ludzkie czêsto narze- ka³y. W Biblii czytamy:
Ka¿dy cz³owiek trwa tyle co tchnienie.
Jak cieñ przemija cz³owiek, na pró¿no tyle siê miota, gromadzi, ... (Ps 38)
orazKresem lat naszych to lat siedemdziesi¹t lub osiemdziesi¹t, gdy mocni jestemy;
a wiêkszoæ z nich to trud i marnoæ:
bo chy¿o mijaj¹, a my precz lecimy.
(Ps 89)
Siêgnijmy teraz do jubileuszowego Kalendarza Politechniki Gdañskiej na r.
2004 ma on tak¿e wydwiêk filozoficz- ny. W ilustracji dla lutego znajdujemy
dzie³o Izaaka Newtona Philosophiae Na- turalis Principia Mathematica, czyli Ma- tematyczne podstawy filozofii naturalnej (rys. 1). Newton dostrzega tu cis³y zwi¹- zek natury i filozofii poprzez matematy- kê. Wtóruje mu nasz wielki matematyk XX wieku Hugo Steinhaus, mówi¹c: Miê- dzy duchem a materi¹ poredniczy mate- matyka. W ten sposób wkraczamy zara- zem blisko w obszar dzia³alnoci naszej Alma Mater.
Jeli spojrzeæ na inn¹ ilustracjê wymie- nionego kalendarza, tê dla sierpnia 2004 r., to znowu dopada nas g³ównie filozo- fia. W ksiêdze Schau-Platz der Natur (rys.
2), czyli Teatr Natury, wyeksponowano s³owa psalmisty: W as ist der Mensch?, czyli w polskim uzupe³nieniu:
Czym jest cz³owiek, ¿e o nim pamiêtasz?
I czym¿e syn cz³owieczy, ¿e siê nim zaj- mujesz? (Ps 8)
Warto chyba podane tu s³owa niemiec- kiego tekstu przytoczyæ in extenso:
Schau-Platz der Natur, oder Unterre- dungen von der Beschaffenheit und Ab- sichten der Natürlichen Dinge, wodurch die Jugend zu weiterm Nachforschen au- fgemuntert, und auf richtige Begriffe von Allmacht und Weissheit Gottes geführet wird, tj.:
Moje refleksje po ukoñczeniu 75 lat
Teatr Natury, albo rozmowy o istocie i celach Spraw Przyrodzonych, poprzez któ- re zachêca siê m³odzie¿ do dalszych po- szukiwañ i naprowadza na w³aciwe wy- obra¿enia wszechmocy i m¹droci Boga.
Czym wiêc, a raczej kim jest cz³owiek?
W Ksiêdze Eklezjastesa czytamy:
Ja, Kohelet, by³em królem nad Izraelem w Jeruzalem.
I skierowa³em umys³ swój ku temu, by zastanawiaæ siê i badaæ, ile m¹droci jest we wszystkim, co dzieje siê pod niebem.
(...)
Widzia³em wszelkie sprawy, jakie siê dziej¹ pod s³oñcem.
I oto wszystko to marnoæ i pogoñ za wiatrem.
To, co krzywe, nie da siê wyprostowaæ, a czego nie ma, tego nie mo¿na liczyæ.
Tak powiedzia³em sobie w sercu:
Oto nagromadzi³em i przysporzy³em m¹droci wiêcej
ni¿ wszyscy, co w³adali przede mn¹ w Jeruzalem.
A serce me dowiadczy³o wiele m¹dro-
ci i wiedzy.
I postanowi³em sobie poznaæ m¹droæ i wiedzê, szaleñstwo i g³upotê.
Pozna³em, ¿e równie¿ i to jest pogoni¹ za wiatrem,
Bo w wielkiej m¹droci wiele utra- pienia,
A kto przysparza wiedzy przysparza i cierpieñ.
(...)
Tak wiêc, zastanówmy siê, czy tak dzi
popularny w krajach rozwiniêtych wy-
cig szczurów ma jakikolwiek sens tymbardziej, ¿e
To, co by³o, jest tym, co bêdzie, a to, co siê sta³o, jest tym, co znowu siê stanie:
wiêc nic zgo³a nowego nie ma pod s³oñ- cem.Odpowiedzmy sobie na pytanie, czy dramatyczne zdarzenia, jakie trapi¹ dzi
cywilizacjê Zachodu, nie s¹ przypadkiem
reakcj¹ na wynaturzenia wycigu szczu- rów?
Mylê, za Eklezjastesem, ¿e Wszystko ma swój czas i jest wyznaczona godzina na wszystkie sprawy pod niebem:
Jest czas rodzenia i czas umierania, czas sadzenia i czas wyrywania tego, co zasadzono,
czas zabijania i czas leczenia, czas burzenia i czas budowania, czas p³aczu i czas miechu, czas zawodzenia i czas pl¹sów, czas rzucania kamieni i czas ich zbie- rania,
czas pieszczot cielesnych i czas wstrzy- mywania siê od nich,
czas szukania i czas tracenia, czas zachowania i czas wyrzucania, czas rozdzierania i czas zszywania, czas milczenia i czas mówienia, czas mi³owania i czas nienawici, czas wojny i czas pokoju.
Mo¿e warto o tym wszystkim pamiêtaæ i nie realizowaæ swoich ¿yciowych celów
po trupach. Dostrzeg³em w tych s³owach wiele prawdy i dlatego za opatem cyster- sów w Oliwie A. M. Hackim (1683-1703)
wykorzystujê je w swojej ksi¹¿ce, napi- sanej na stulecie uniwersyteckiego kszta³- cenia technicznego w Gdañsku, przypada- j¹cego w bie¿¹cym roku 2004 umiesz- czaj¹c je w stosownej kompozycji figura- tywnej (por. mój artyku³ na str. 10 Pisma PG 3/2004). W tym¿e artykule, na tle obecnych spostrze¿eñ, godzi siê te¿ szcze- gólnie siêgn¹æ do wiersza, jaki na otwar- cie politechniki w Gdañsku w dniu 6 pa- dziernika 1904 r. ukaza³ siê w gazecie Dan- ziger Zeitung. Dotyka to ju¿ wyranie spraw naszej uczelni. Pragnê tu wyekspo- nowaæ nastêpuj¹ce s³owa poety:
Nie ubiegaj siê o wielkie rzeczy tego pogmatwanego wiata,
(...) dumaj w ciszy mimo dzikiej goni- twy, (...).
W dalszej czêci swojego przemówie- nia nawi¹za³em do zawsze aktualnych
spraw promowania naszej Alma Mater, które podnios³em ju¿ w pierwszym nume- rze naszego Pisma PG w r. 1993, i któ- re przywo³ujê tu, znowu i specjalnie, w drugim moim artykule na str. 4-5. Pod- kreli³em wówczas dba³oæ naszych po- przedników, od pocz¹tku dzia³ania Poli- techniki Gdañskiej w r. 1945, o dobre imiê tej uczelni, podaj¹c zarazem szereg sto- sownych przyk³adów:
l casus m³odego in¿yniera japoñskiego, projektanta jednego z wielkich mostów podwieszonych w porcie Osaka i wy- kszta³conego w Columbia University w Nowym Jorku pod opiek¹ profesora Macieja Bieñka, absolwenta Politech- niki Gdañskiej i niegdysiejszego jej profesora;
l dzie³a pisane w obcych jêzykach przez naszych profesorów: Witolda Nowac- kiego, Stanis³awa B³aszkowiaka, Zbi- gniewa K¹czkowskiego, Ryszarda D¹- browskiego czy Wojciecha Pietraszkie- wicza znajdywane przeze mnie w bi- bliotekach zagranicznych uniwersyte- tów;
l transfer myli technicznej w kraju i za granic¹ w postaci profesur, jakie otrzy- mali pracownicy mojej rodzimej Kate- dry Mechaniki Budowli, m.in. w ró¿- nych krajach na piêciu kontynentach
wiata.
W tym aspekcie nawi¹za³em te¿ do in- nego swego artyku³u nt. miêdzynarodo- wego promowania naszej uczelni, który ukaza³ siê w Pimie PG 8/2002. Wspo- mnia³em tam o potrzebie szeroko pojête- go intelektualnego wychodzenia na arenê miêdzynarodow¹ poza rodzime op³otki
i wypracowania umiejêtnoci sprzedawa- nia swoich osi¹gniêæ naukowych, które w dobie obecnej staj¹ siê równie¿ specy- ficznym towarem.
W koñcowych s³owach swego przemó- wienia powróci³em znowu do problemu z³o¿onoci natury ludzkiej i do duchowe- go znaczenia sztuki dla jej rozwoju tak-
¿e w sferze moralnej. Nadmieni³em przy tym, ¿e ka¿dy cz³owiek nawet ten, któ- rego siê powszechnie potêpia, nosi w so- bie zwykle tak¿e pewne pierwiastki do- bra; uznawa³em tê prawid³owoæ zawsze w swoich stosunkach z blinimi. Przywo-
³a³em tu osobê Eligiusza Niewiadomskie- go (1869-1923), który jako zabójca pre- zydenta Gabriela Narutowicza, patrona ulicy, przy której mieci siê dzi nasza uczelnia wyda³, przed ukaraniem go
mierci¹ w r. 1923 za pope³nione zabój- stwo, ksi¹¿kê pt. Wiedza o sztuce (Trza- Rys. 1 Rys. 2
ska, Evert & Michalski, Warszawa 1923).
W ksi¹¿ce tej odnajdujemy drug¹ i nie- znan¹, tê lepsz¹ naturê skazanego. Pisze on mianowicie: Piêkno jest tajemnic¹.
Symbolem naszych dziwnych, niepojêtych wzruszeñ (...) jest nieobjête, przejawia siê w miriadach zjawisk i form, tak nieskoñ- czenie rozmaitych, ¿e nawet bardzo bogate dusze tylko maleñk¹ jego cz¹stkê s¹ w sta- nie obj¹æ (...) Bo piêkno jest wszêdzie: w zapachu kwiatów i w szumie drzew, w lo- cie jaskó³ki i w skoku tygrysa, w twardych
³amanych liniach ska³ granitowych i w miêkkim ruchu fali morskich wszêdzie (...) Sztuka to cz³owiek (...) Dzi (smak publiczny) jest zdeprawowany w tym stop-
niu, ¿e najwiêkszym powodzeniem ciesz¹ siê rzeczy, siêgaj¹ce szczytów g³upstwa i bezczelnoci.
Niewiadomski twierdzi, ¿e z t¹ depra- wacj¹ trzeba walczyæ; jednak¿e: Czy nie jest ona beznadziejna tam, gdzie na 100 wykszta³conych osób mo¿e jedna jako tako zdaje sobie sprawê z zakresu sztuki, jej zadañ, jej funkcji spo³ecznej, jej roli go- spodarczej i wychowawczej (w znaczeniu najszerszym), z jej wp³ywów moralnych, itd. (...) Có¿by pozosta³o, gdyby mo¿liwe by³o bezwzglêdne wydzielenie pierwiast- ka sztuki z ¿ycia ludzkoci? Czym by siê sta³a ludzkoæ sama? Trzod¹, walcz¹c¹ o zaspokajanie elementarnych potrzeb i in-
stynktów (...) próchnem nie przeczuwaj¹- cym piêkna woni, d¿wiêków, ruchów, li- nii, kszta³tów, barw piêkna sztuki i przy- rody, piêkna ¿ycia w³asnego (...) nie zna- j¹cym niezmiernego wiata wzruszeñ jedynych i niczym niezast¹pionych.
Przytoczy³em tu te znamienne s³owa Niewiadomskiego, bo bliskie s¹ mi ide- a³y umi³owania piêkna i estetyki tak¿e w budownictwie, o czym ju¿ niejednokrot- nie pisa³em. Dlatego, tym w³anie spo- strze¿eniem swoje przemówienie zakoñ- czy³em.
Zbigniew Cywiñski Emerytowany profesor PG
W
rocznicê 100 lat istnienia poli techniki w Gdañsku i 60 lat Wy- dzia³u Budowy Okrêtów w roku przy- sz³ym uwa¿am za celowe przypomnieæ wzajemne oddzia³ywanie na siebie i wspó³pracê partnersk¹ z trochê m³odsz¹ marynark¹ wojenn¹, w zakresie budow- nictwa okrêtowego oraz szeroko rozumia-nej techniki okrêtowej. Bêdzie to z pew- noci¹ pewien niewielki fragment, zwi¹- zany z moj¹ skromn¹ osob¹, niemniej da- j¹cy obraz wzajemnej twórczej wspó³pra- cy, który mam nadziejê bêdzie przez innych uzupe³niany.
Inspiruje mnie do tego uzyskany w 1963 roku dyplom magistra in¿yniera bu- downictwa okrêtowego na tej uczelni, oraz pe³nienie od 1976 roku funkcji szefa Bu- dowy Okrêtów i Postêpu Technicznego w Dowództwie Mar. Woj., a w ostatnich czte- rech latach przed emerytur¹ w 1990 roku obowi¹zków dyrektora Centrum Techniki Morskiej.
Moja przygoda z marynark¹ wojenn¹ rozpoczê³a siê w 1949 roku na Wydziale Technicznym Oficerskiej Szko³y Marynar- ki Wojennej (OSMW). Nauka nie sprawia-
³a mi ¿adnych k³opotów i po czterech la- tach ukoñczy³em OSMW z wyró¿nieniem, awansuj¹c od razu do stopnia porucznika marynarki.
Program nauki mielimy na wzór przed- wojennej Warszawskiej Szko³y Technicz- nej Wawelberga i Rotwanda, nie uzyskuj¹c
jeszcze dyplomów in¿yniera, jednak z prze- widywaniem perspektywicznym pe³nego zakresu technicznych studiów wy¿szych drugiego stopnia. By³o to zamierzone i kon- sekwentne dzia³anie uczelni, w kierunku zapewnienia wysoko wykwalifikowanej kadry oficerskiej, co zosta³o zrealizowane w latach póniejszych przy wydatnej pomo- cy Politechniki Gdañskiej. Mój rocznik w OSMW by³ drugim z kolei, z wizj¹ uzyska- nia dyplomu magisterskiego. I dlatego na zakoñczenie nauki wykonywalimy prace dyplomowe na poziomie in¿ynierskim w moim przypadku by³ to silnik spalinowy napêdu okrêtu podwodnego a w komisji egzaminacyjnej zasiadali dwaj profesoro- wie Politechniki Gdañskiej: Karol Taylor i Marian Sieñkowski. Do egzaminów przy- gotowywali nas absolwenci z Politechniki Gdañskiej powo³ani na oficerów: W³ady- s³aw Czy¿, Stanis³aw Rutkowski, Aleksan- der Kowalski, z Politechniki Gliwickiej Marian Harañko i jako wyk³adowcy cywil- ni: Jarzyna, Konorski, Pa³ubicki, W³ady- s³aw Wojnowski i Celestyn Spyra. Dwaj ostatni nieco póniej zostali te¿ oficerami marynarki wojennej. Niestety, imiona nie- których ulecia³y z pamiêci. By³ to mój pierwszy i bardzo istotny dla mnie kontakt z Politechnik¹ Gdañsk¹. Z opowiadañ przedwojennych oficerów dowiadywalimy siê, ¿e obecnie na Politechnice Gdañskiej profesorami s¹ równie¿ oficerowie naszej marynarki wojennej. Wynika³o to z braku zajêæ z historii Marynarki Wojennej RP o jej ludziach i okrêtach. Nawet dzi, kiedy mo¿na znaleæ doæ sporo opracowañ, szczególnie wspomnieniowych, to proble- matyka zwi¹zana z histori¹ budownictwa okrêtowego oraz szeroko rozumian¹ woj- skow¹ technik¹ morsk¹ jest znikoma.
Marynarka Wojenna Rzeczypospolitej Polskiej a Politechnika Gdañska
Prof. zw. dr in¿. Aleksander Rylke