— —
\!< t Mlii SI
d f l f i Z f i l W O R S K l
p o s e ł d o S e j m u .
UWAGI
o gospodarezem położeniu Polski
P o R ł*
W i e l k o p o l s k a K s i ę g a r n i a f l a k ł a o , w a K a m i ® R z e p e c k i e g o . 1 9 2 3
m
WSTPP.
Nareszcie n aw et najbardziej oderw anym od praw ideł ży
cia optym istom otworzyły się oczy! Ja k P o lsk a długa i szero
k a jeden już tylko słychać głos, że jest źle, że ta k dalej być nie może i że trzeba jak n a j prędzej nap raw iać Rzeczpospolitą, je żeli niem a zginąć. Jest to zjaw isko pom yślne: jeżeli potrzeba n ap raw y zyskała powszechne uznanie, to może i n a środki n a p raw y znajdzie się pow szechna zgoda! A trzeb a sobie i to uzmysłowić, że obecnie już nie- o napraw ie, tylko w prost o r a tu n k u pow inna być mowa. Im dłużej przeciągnie się okres szu k an ia środków napraw y, tern bardziej oczywistą stanie się d la w szystkich praw da, że tu nie o napraw ę, zm ianę, przeróbkę chodzi, lecz o ra tu n e k , o życie i byt państw a!
Że zbliżam y się k u katastrofie, widzieli już oddaw na lu dzie o jaśniejszym um yśle i poczuciu odpowiedzialności. U jm o
w ali jed n ak zagadnienie, jedynie w zjaw isku, rzucającem się najbardziej w oczy... w stałym u p ad k u w aluty. I w yszukiw ali sposoby na jej uzdrow ienie. Stem plow anie, m iernik ra c h u n kowy, naw et zm iana n ap isu n a polskich b anknotach, m iały byt lekarstw em , które uzdrow i w alutę, a z nią popraw i nasz stan gospodarczy. Zapom inano o -te m , że ta k a niestałość w aluty jak u nas, nie jest przyczyną złego sta n u gospodarki, tylko przeciw nie jego wyrazem i skutkiem ! Jeżeli system u gospodarki nie zm ienim y, to zm iana p ap ieru obiegowego nie przyda się n a nic. Przypuśćm y, że w najbliższym czasie zam ienim y m arki na. papierowe złote polskie o w artości fra n k a s-zwajcai skiego.
Na tym poziomie papierow y „złoty“ nie u trzy m a ^ się naw et przez m iesiąc, a potem spadać będzie ta k samo, ja k spadała
m arka. _ . . .
In n i uw ażali inflację, czyli nadm ierne mnożenie się^ zna
ków obiegowych za przyczynę złego. I szukali sposobu, jak b j zatrzym ać m aszyny, drukujące pieniądze. Nie patrzyli n a to,
że isto tn a w artość naszych znaków obiegowych m aleje szybciej,niż m noży się ich liczba! Jeżeli w r. 1920 pięć m iljardów m arek w arte były 538 m il jonów franków szw ajcarskich, to z końcem
i
—
/
ro k u 1922, em isja 793 mil jard ów naszych m arek w a rta b;
ty lk o 133 m il jonów fran k ów szwaj car skch, a 1 300 m il ja rd ' z końca lutego 1923 nie w arte już n aw et całych 100 m iljonór
Gdyby s a m a in fla cja była przyczynę, naszego złego stal gospodarczego, to d la obyw atela p ań stw a byłaby to sprav, obojętna lub praw ie obojętna. Z am iast daw nych jednostek złotych rozporządzałby ta k ę sarn ę ilościę dziesięcin- czy dwu- dziestotysięczek i mógłby dalej pracow ać bez krępow ania się.
Tym czasem n ik t dzisiaj niem a ty lu dwudziesto- czy pięćdzie- sięciotysięczek, ile przed w ojnę m iał jednorubłów ek i dlatego w szystkim je st żyć coraz tru d n ie j!
W projektach n ap raw y , jak ie m i dotęd w padały w ręce, w idziałem przew ażnie jednostronne ujm ow anie kw estji. Nie przeczę, że jest to w aln y środek do u łatw ie n ia sobie zadania Ale życie tak ic h ułatw ień, opartych n a przeoczeniu innych za
gadnień, nie znosi.
To też, jak o człowiek, u p raw iajęcy ju ż od 16 la t rzem iosło poselskie, uw ażam sobie za obowięzek przedstaw ić owoc swo ich spostrzeżeń i doświadczeń, poczynionych w k ilk u k rajaci i państw ach, ażeby zwrócić pow szechnę uw agę n a to pałace zagadnienie,
W przystępnej form ie rzucam spostrzeżenia i uw agi o spraw ach, k tórych dotęd albo nie uw zględniano w cale, albc zam ało i w zyw am ludzi m yśięcych do zastanow ienia się na<
niem i. A jeżeli zasadnicze linje m ojego poględu przyjm ę się
w społeczeństwie, m am nadzieję, że przyczynię się przez to
w częstce do ra tu n k u .
R o z d z i a ł I.
___ _
P auperyzacya (Z ubożenie).
1. Zubożenie rentjerów.
Mało k to u św iad am ia sobie fakt,' że wszyscy m ieszkańcy Polski zubożeli w zastraszający sposób w ciąg u ostatn ich ła t czterech. Za m ało też zw racają ¡na to uw agę politycy, ekono
m iści i członkowie rząd u . W p lanach uzdrow ienia w aluty, n ap raw y skarbu, reform a d m in istracy jn y ch i społecznych ope
ru je się d o k try n am i, które za p u n k t w yjścia m a ją w yobrażenie, jak o b y zamożność p ań stw a czy jego obyw ateli była niew yczer
pana! W ychodząc z tego założenia, sz u k a się ty lk o ty ch łudzi, czy gałęzi zarobkow ania, z któ ry ch m a się w ycisnąć owe n ie przeliczone skarby n a rzecz ogółu. Rozumie się, że każdy ¡na
praw iacz szuka owych m itycznych skarbów poza sferą i poza zawodem, do którego sarn należy. S tąd podnieta do o sk a rż a n ia 'w szystkich innych, poza w łasnem kołem, o egoizm, chęć w y zy sk iw an ia-in n y ch lub całego państw a, czyli nastró j w ojny
w szystkich przeciw w szystkim .
Ten n a stró j nie pozw ala n a spokojne i beznam iętne ro zejrzenie się w istotn em położeniu n a ro d u i pań stw a, a tem m niej n a w yszukanie przyczyn u p ad k u i środków n a podnie
sienie się z niego.
Tym czasem faktem jest, że P o lsk a staje się coraz bardziej k ra je m nędzarzy !
Ja k m ało ludzie z d ają sobie spraw ę z rzeczywistego po
łożenia, o tem św iadczy frazes powszechny, k tó ry przez k ilk a la t uchodził za niew zruszoną praw dę, iż Polacy są bogaci, a P o lsk a biedna i że Polakom jest w Polsce bardzo dobrze, a Polsce z P o lak am i bardzo źle!
Tym czasem P o lsk a czuje się tak sa mo ja k jej obyw atele:
bardzo źle!!
Rozpatrzm y spraw ę głębiej.
— 6
W skutek sp ad k u w alu ty zostali doprow adzeni do k ija że
braczego ludzie, którzy żyli z procentów od k ap itału . Czy ten.
k a p ita ł był um ieszczony n a hypotece, czy w banku, czy też.
była to re n ta asek u ra c y jn a , w szystko jedno. W szyscy ci „ka- pitaliścii“ p a r excellence zostali nędzarzam i. Jeżeli przyjm ie
my skrom nie ich liczbę n a 100 tysięcy osób, zobaczymy, że ta część obyw ateli p ań stw a, bez w łasnej winy, została zubożona doszczętnie i to bez ra tu n k u .
Do nich należy doliczyć tych patrjotów , którzy w szystkie swoje oszczędności um ieścili w polskich pożyczkach państw o
wych. Jest ich Więcej, niż się n a ogół przypuszcza. P raw dziw i bogacze kupow ali pożyczki dla oka w niew ielkiej ilości — ale ludzie skrom ni, ubodzy, o gorącem sercu, um ieszczali w szy
stkie swoje oszczędności w pożyczce w łasnego państw a, szczę
śliwi, że tego p ań stw a doczekali. Trzeba ich doliczyć do z ru jn o wanych „k ap italistó w “. Nie będzie chyba przesadą, jeżeli się ich liczbę oznaczy n a 100 000, co pomnożone przez 4, jak o że w stanie intelig enckim rozrodczość jest ¡mniejsza a częsta bez- żenność, d a je sumę 400 000 głów, zrujnow anych, zubożałych bez w łasnej w iny!!
N ędzarzam i zostali wszyscy em eryci, tak odziedziczeni p o pań stw ach zaborczych, jalc też i polscy em eryci w ojskow i i cy
wilni. Nie wiem, ja k ą cyfrę przyjąć, ale może nie przesadzę, jeżeli razem z rodzinam i, u stalę ją n a pół m iljona głów.
Mniej znacznie, ale niem niej gruntow nie zubożeli ludzie, żyjący z pensji m iesięcznej. Sam ych urzędników państw ow ych m am y 400 000, a urzęd n ik ó w m iejskich, bankow ych, gm innych, pow iatow ych i t. d. może d rug ie tyle. Nie chcąc przesadzać p rzyjm ijm y ich liczbę razem tylko n a 600 tysięcy, co pomnożone przez 4 daje liczbę 2 400 000 ludzi, w egetujących przeciętnie za dziew iątą część dochodów przedw ojennych!
Z liczby 27 miljomów m ieszkańców n ajm n iej 3 m iljony u p ad ły albo na sam o dno nędzy społecznej, albo przynajm niej zostało w ielokrotnie zubożonych!
A zubożenie to pociąga za sobą bardzo przykre konse
kw encje i n a dzisiaj i n a dalszą przyszłość. Ci ludzie, żyjący z gotowego grosza, byli niegdyś głów nym i odbiorcam i w szy
stkich towarów . Nie potrzebując się krępow ać, spraw iali so
bie i dzieciom bardzo często bieliznę, u b ran ia, obuwie, meble.
Dziś, m usząc się ograniczać, puszczają się na sp raw u n k i ty łk a w ostatecznej konieczności i dlatego ru c h handlow y nie rośnie tak, jak b y pow inien w norm alnych w arunkach. W arto się przyjrzeć sklepom z bielizną, kapeluszam i i t. d., ażeby się prze
konać, że obrót „tow arow y“ (nie „gotówkowy“) zm alał w n ie
byw ały sposób. Każdy kupiec powie, że obraca „m niejszą
7
ilością, tow aru, niż niegdyś. A poniew aż m usi żyć i opłacać lokal, usługę, patent, podatek, więc n a „m niejszej ilości to w a ru “ m u si szukać tego sam ego zarobku, ja k i m iał niegdyś n a większej ilości. Jest to zatem także jed n a z przyczyn droży
zny, chociaż nie jedy n a i nie głów na nawet.
W yrób m ebli ustaje. N ietylko dlatego, że dla b ra k u do
mów i m ieszkań nie m a ich gdzie pomieścić, ale i dlatego, że główny kontyngent odbiorców zubożał. Dzieci funkcjon arju - szów,. żyjących ze stałej płacy, żenią się ja k ptacy, bo rodziców nie stać n a spraw ienie im choćby najskrom niejszego urządze
nia. Tłoczą się te nowe m ałżeństw a w pokoikach, nu w ypatro
szonych sprzętach rodzicielskich, ale co będzie, gdy się dacze- • k a ją potom stw a? O tern ani młodzi ani starzy nie m yślą!
Tym czasem jest to zagadnienie piekące, pilne i niepoko
jące. Albo ci ludzie będą się uciekali do szkodliwych pod względem zdrow otnym środków celem u n ik n ięcia potom stw a, albo też hodować będą zastępy najstraszniejszego p ro letarjatu , nietylko bez domów, ale bez osobistego łóżka, bez stołka, bez etażerki n a papiery i książki. Będzie tó hodow la już nie sta- dninow a ale chyba pluskiew na!
Ale jest jeszcze i drugie zagadnienie, dotyczące dalszej
przyszłości. ,
Z pom iędzy sześciuset tysięcy „funkcjonarjuszów “ p rzyn aj
m niej czterysta tys. żyje poza m iastam i uniw ersytecki cmi (cyfra stanowczo za niska), a przynajm niej dwieście tysięcy poza m ia stam i, m ającem i rządow e, czyli bezpłatne szkoły średnie. Przy- jąw szy liczbę dzieci w rodzinie fu n k cjo n arju sza n a troje, otrzy
m am y około sześćset tysięcy dzieci, którym tru d n o dać naw et średnie w ykształcenie. A są to dzieci powołane z u rodzenia do zawodu inteligenckiego, a naw et skazane n a to, żeby tylko w ty m zawodzie szukać chleba, bo prócz w ykształcenia rodzice nie m ogą im dać ani ziemi, an i w arsztatu , ani realności, ani gotówki. To w ykształcenie zaś dzisiaj m ogą im zapew nić tylko pod w arunkiem , że będą pow iększali swoje dochody przez uboczne, może karygodne dochody!
Mogę, zdaje się, postaw ić parad o k saln y aksjom at, że dzi
siejsze położenie zm usza fu n k cjo n ariu sza do korupcji! Je- , • dnakże i ta k o ru p cja nie zapew ni m u możności w ykształcenia
dzieci, o ile w a ru n k i nie zm ienią się gruntow nie i kw est ja tych gołych, nic nieposiadających dzieci, zostanie nadal otw artą.
Doszliśmy w te n sposób do liczby n ajm n iej trzech m il jo
nów głów w Polsce, zubożonych sztucznie, częstokroć doprow a
dzonych do sk rajn ej, oi’d ynarnej nędzy! Ich dzieci zaś są ma-
terjałem n a przedm iot h a n d lu niew olnikam i, n a inw entarz
ludzki, na p ro le ta rja t bez dom u i sposobu do życia!
8
2. Zubożenie mieszczan.
Mówi się
dosyćczęsto, że robotnicy powiększyli znacznie swoje dochody! Było to prawdę, przed dw om a i trzem a latam i.
Dziś z tej praw d y zostały przew ażnie tylko w spom nienia.
P ra w d ę jest, że n iek tó rzy robotnicy, to je s t p racu jący w zawodach, bez któ ry ch nie nauczono się dotąd jeszcze obcho
dzić, ja k np. w d ru k arstw ie, jeszcze i dzisiaj z a ra b ia ję więcej niż przed w ojnę — dalej że dzielni m etalow cy, górnicy, a po- części i tkacze fabryczni popraw iają swoje zarobki w m iarę w z ra sta n ia drożyzny — ale n a ogólną sum ę sześciuset tysięcy robotników zaw odow ych (2 400 000 głów), jest tak ic h szczę
śliwców najw yżej 100 000. W iększość to sę już wyrobnicy se zonowi, pracu jący po 2, 3 dni tygodniow o, często zgoła bez
robotni.
Ale przesilenie dzisiejsze grozi n aw et owej szczęśliwej m niejszości w ielk ę k a ta stro fę. D la b ra k u gotów ki i n iera z dla niem ożności k a lk u la cji, pew na ilość fabryk zam yka w a rs z ta t/.
Boję się, że zanim te słow a pojaw ię się w dru k u , P o lsk a p rze
żywać będzie pow ażne w strzęśnienie w sk u tek masowego za
m y k an ia przedsiębiorstw i zagadnienie bezrobotnych stanie przed państw em w postaci znacznie groźniejszej, niż w chw ili ukończenia w ielkiej w ojny!
O sposobach rozw iązania tego zag ad n ien ia nie tu m iejsce pisać. Chodzi m i dziś o w ykazanie, że liczba zubożonych Po
laków w zrosła w sposób zastraszający. W tej chw ili z pom ię
dzy robotników m ożem y przyjęć około 400 000 (1 600 000 głów) ja k o rów nież bardzo zubożonych.
W m ia sta c h i ośrodkach fabrycznych oraz górniczych m ieszka około 7 m il jonów głów. Odjąwszy od tego 4 m li jony żydcw i z górę 2 m il jo n y robotników , pozostanie od 500 do 800 tysięcy m ieszczan chrześcijan. Możemy ich posegregować na w łaścicieli realności, kupców i rzem ieślników i p ra k ty k u ją cych w zaw odach wyzwołonych.
W łaściciele realności, o ile poza czynszem nie m aję in n e go jakiegoś sposobu zarobkow ania, sę przew ażnie nędzarzam i.
Domy nie przynoszę im naw et tyle, ile sam i płacę stróżow i, a n a n ap raw k i i oprocentow anie włożonego k a p ita łu nie może n ic zostać! Jest to k la s a dzisiaj najbardziej z pod p ra w a w y ję ta i najbardziej zubożona. Nietyłko, że nie m a dochodów, nietylko że do w łasności, o ile chce ję zakonserw ow ać, m usi z in n ych źródeł dopłacać, ale sam objekt po siadania, dom, s tr a cił n ajm n iej dziesięciokrotnie n a swojej w artości. P rzy sprze
daży dom przechodzi w drugie ręce za dziesiętę część tej sum y,
jak iejb y potrzeba n a w ybudow anie takiego nowego domu.
N a w łaścicielach realności w idać najb ard ziej oczywiście sk u tk i naszego u staw o d aw stw a i przym usow e zubożenie, (spauperyzow anie) narzucone z góry przez rząd i Sejm!! Dla
tego podkreślam ten objaw , bo posiadanie realn ości było nie
gdyś dowodem zamożności! Pow tóre zaś owo przym usowe zubożenie jest sztucznem o k rad an iem w łasnych obyw ateli, nie- uspraw iedliw ionem przez p raw a n a tu ra ln e .
W Polsce braknie około 160 tysięcy domów, bo zostały zniszczone przez wojnę. Skoro zatem b rak jest domów i m ie
szkań, to wedle praw ideł n a tu ra ln e j gospodarki, domy, które ocalały, pow inny mieć cenę znacznie wyższą od isto tnej w arto ści, to jest od kosztów budowy. Tym czasem stało się a k u ra t odw rotnie i dlatego ten objaw jest ta k ą żywą ilu s tra c ją n ie
dorzecznej, w p ro st samobójczej gospodarki w naszem p a ń stwie, obliczonej n a zubożenie, okradzenie, spauperyzow anie w łasnych obywateli!!
Rzem ieślnicy biorą przew ażnie zap łatę w yższą niż przed w ojną. Ale zato coraz rzadziej m ają robotę! I w ytw arza się błędne koło. Rzem ieślnik otrzym aw szy zam ów ienie, d y k tu je wygórow aną cenę, ażeby sobie odbić dni, w których nic nie za
robił — a publiczność, odstraszona cenam i, s ta ra się jak n a j- rzadziej coś zam aw iać. To sam o dotyczy roznosicieli, tra g a rzy, dorożkarzy. Poniew aż ich ceny są coraz m niej dostępne
dla ogółu, publiczność s ta ra się obchodzić się bez ich pomocy, nosi sobie sam a p ak u n k i, chodzi piechotą lub jeździ albo nie jeździ — tram w ajem , a ći pracow nicy, w zyw ani coraz rzadziej do posług, s ta ra ją się przy coraz rzadszych sposobnościach wydrzeć tyle, ile im potrzeba n a przeżycie czasu, w którym brak im zatrud n ienia.
Kupcy bronią się przeciw spadkow i w aluty, podw yższając bardzo często ceny do wysokości, któ rab y się k alkulow ała, ale m im o w szystkich zabiegów, m im o zarzutów pask arstw a, m im o kar, które m ają stw ierdzać, że tru d n ią się lichw ą, ilość to w aru m aleje w ich sklepach! Objaw to bardzo częsty, zwłaszcza w m iastach średnich, że zapasy tow arów u tego sam ego k u p ca za jm u ją coraz to m niejszą przestrzeń. Całych sklepów z m aga
zynam i nie zapełniają, ja k niegdyś, bo ich n a to nie stać. A to chyba jest najlepszym dowodem, że stale z d nia n a dzień ubożeją!
W społeczeństwie, staczającem się w nędzę ta k ja k nasze, osoby i w arstw y, które w alczą przeciw ta k ie m u upadkow i choćby z bardzo w ątpliw ym sk u tk iem , w zbudzają zazdrość powszechną. Nie przy p atru jąc się z b liska spraw om , ogół cał
kowicie bezbronny wobec nieuchronnej i w zm agającej się n ę
dzy, okazuje skłonność do uw ażan ia kupców nietylko za boga-
czy, ale za tych, k tórzy teraz w łaśnie p o ra sta ją w pierze, co więcej, zy sk ują n a powszechnem zubożeniu, a wreszcie wywo
łu ją to zubożenie, czyli s ą spraw cam i drożyzny a więc pa- sk a rz a m i!!
Je st to zapatry w an ie niespraw iedliw e i krzyw dzące. Zdol
ność stałego zap ełn ian ia m agazynów w tę sam ą ciągłe ilość tow arów takiej sam ej jakości ja k pierw ej, m aleje — czyli:
kupcy także ubożeją ta k ja k in n i, ty lko w tem pie m niej przy- spieszonem . P onadto przez w łasnow olne podwyższanie cen b ro n ią się przeciw zalew ającej ich nędzy. Są więc w położeniu korzystniejszem , a raczej m niej niekorzystnem niż funkcjo- n a r jusze, w łaściciele domów czynszowych i robotnicy, bo skala ich zarobków jest elastyczniejsza. W porów naniu do tych, którzy już zostali nędzarzam i, jako też do tych, którzy się do nędzy zbliżają, m ogą kupcy uchodzić za ludzi zamożnych, lub n aw et bogatych. Jeżeliby sta n dzisiejszy m iał być tylko k ró tk im okresem przejściowym , kupcy byliby jed ną z tych nieli
cznych w arstw , któreby ten czas w yjątkow y przetrw ały bez niepow etow anych szkód. Poniew aż jed n ak nie zanosi się n a rychłe ukończenie dzisiejszego beznadziejnego -stanu, przeto należy stw ierdzić, że i stan kupiecki będzie dalej ubożał na w zór innych stanów , chociażby m niej pospiesznie, że jego sze
reg i będą się przerzedzały przez b a n k ru c tw a lub zw inięcia in teresu, a resz ta przem ieni się w k ram ikarzy!
F akt, że niektórzy kupcy n ab y w ają kam ienice lub n aw et m a ją tk i ziem skie, dowodzi tylko, że te objekty spadły w cenie i że w dzisiejszych czasach powszechnej płynności i niepew no
ści te objekty m ogą uchodzić za jedyną pew niejszą lokatę oszczędności. Nie zm ienia to fak tu , że zdolność nabyw cza kupców m aleje, czyli, że i oni także ubożeją.
Mówiąc o stosu n kach po m iastach, nie m ożna zapom nieć 0 bankach. I tu także trzeba zaznaczyć, że ban ki przerażająco zubożały. W iele m niejszych banków zlikwidowano, a n a ich m iejsce pow stały nowe, przeznaczone przew ażnie n a sp ek ula
cję w alutow ą!
P raw da, że ban k i płacą swoim urzędnikom pensje zna
cznie wyższe od płac funkcjonarj uszów państw ow ych. P raw d a 1 to, że dyrektorow ie i t. p. d ygnitarze asy g n u ią sobie renum e- racje, w prow adzające w osłupienie i zazdrość ma-sy zuboża
łych. Ale też i na tern praw ie kończy się ich działalność. Mo- żnaby postaw ić paradoks, że głównym celem banków jest dzi
siaj zdobycie funduszów n a utrzym anie w łasnych urzędników
i dygnitarzy. Zdobywa się zaś te fundusze przez spekulacja
w alutow e tudzież tran sak cje, któreby w czasach norm alnych
podpadamy pod k a rn e p ostanow ienia przeciw lichwie!
N atom iast w łaściw ych celów nie spełniają, banki, bo nie m ają funduszów . Przecież tru d n o sobie wyobrazić, nie jeden ban k polski, ale całe konsorcjum banków , któreby potrafiły sfinansow ać k analizację jakiegokolw iek m iasta, budowę lin ji kolejowej, lub choćby m ostu n a większej rzecze, otw arcie no
wego szybu węglowego i t. p. A przed w o jną robiły to banki z łatw ością. N ajlepszy to chy ba dowód, że zubożały!
Streszczając w szystkie dotychczasow e wywody, stw ier
dzam , że Wszyscy m ieszkańcy m iast, w szystkie zawody zubo
żały! Różnica jest tylko w stopniu zubożenia. I w skutek tego m asy nędzarzy p a trz ą z zazdrością n a tych nielicznych, którzy ostatkiem sił b ro n ią się jeszcze przeciw zalew ającej ich fali nędzy, którzy zubożeli w stopniu m niejszym !!
Co więcej! Gm iny m iejskie zubożały w sposób ta k bez
nadziejny, że naw et n a u trzym anie swoich pracow ników m uszą zaciągać pożyczki u rządu! O n apraw ie bruków , zaprow adza
n iu nowych urządzeń kom unikacyjnych czy zdrow otnych, a broń Boże o upiększeniach n iem a dzisiaj mowy!
A sta n ten pogarsza się z dnia n a dzień. Ludność się pau- peryzuje, a osady m iejskie popad ają w b ru d i ruinę! O ile rychło nie położy się tam y, m ia sta nasze upodobnią się do m ia st z czasów saskich, kiedy to m iasto składało się z czterech kościołów i dziew ięciu karczem , a broniło się pokrzyw ą i ostem !!
3. Zubożenie rolników.
Ludność m iejsk a p atrzy z zazdrością n a wieś i w ierzy w bogactwo rolników . Jest tych rolników 20 do 22 m il jonów głów, co podzielone przez 5, da około czterech miljomów rodzin.
W ojna zniszczyła całkowicie, 1200 000 gospodarstw , a więc rodzin. Bez. w zględu n a rozm iar gospodarstw a m ożna przyjąć, że każdy człowiek, k tórem u w ojna zniszczyła budynki, inw en
tarz i narzędzia, jest biedakiem , stopniow anym od dokuczliwego ubóstw a aż do n ajsk rajn iejszej nędzy, w prost o rd y narnej, n ie pojętej dla europejczyka. W każdym razie w szystkich zni
szczonych przez wojnę m ożna uw ażać za zubożonych w po
ró w n an iu do sta n u przedwojennego. A je s t ich praw ie trzecia część w szystkich rolników .
Już z tego powodu nie m ożna mówić o w zbogaceniu się całego sta n u rolniczego', skoro trzecia część tego sta n u jest zrujnow ana i podnosi się ty lk o w nieznacznym procencie z tej ru in y , a nigdzie nie osiąga swojej spraw ności przedw ojennej.
P ra w d ą jest, że rolnicy, reg u larn ie obdłużeni przed w ojną, po- spłacali przew ażnie bardzo lekko, bo z krzyw dą dla w ierzy
cieli (pryw atnych czy banków , w szystko jedno) swoje długi.
Pozbyli się więc jednej, znjory.
— 11 —
12
Ale nie w szyscy ludzie, zap isan i jak » rolnicy, m ogli m ieć długi, bo n ie w szyscy m ieli podkład hypoteczny n a ic h zacią
ganie.
W eźm y tę spraw ę n a ¡inny rach u n ek . W byłej Galicji było przed w o jną około 1 300 000 gospodarstw rolnych. Z tego, o ile dobrze pam iętam , było z górą 300 000 gospodarstw n ie docho
dzących o bszaru jednego h ek tara, a -z górą 800 000 (wliczając i poprzednie) nie przekraczających pow ierzchni 4 hektarów , leżelibyśm y, bez w zględu n a jakość gleby, przyjęli* że dopiero pięciohektarow e gospodarstw o w y starcza n a w yżyw ienie ro
dziny, to m usielibyśm y powiedzieć, że dw ie trzecie rolników nie m ogły wyżyw ić się z posiadanej ro li i m usiało szukać ubo
cznych zarobków, ażeby dokupyw ać żywność.
W innych dzielnicach stosunki są inne, n a ogół podobno korzystniejsze. Gdy się jed n ak ludność bezdom ną i bezrolną, żyjącą w czw orakach, (tej kategorji nie zn a były zabór a u strja - cki) doliczy do liczby rolników , kto wie, czy będzie w ielką om yłką tw ierdzenie, iż w całej Polsce połowa, a może i dwie trzecie ludności w iejskiej nie potrafi wyżywić się z roli p o siadanej.
Jeżeli naw et uw zględnim y fakt, że za polskich rządów fornale zawodowi uzyskali znaczną popraw ę bytu, bo obliczaną
w naturze, i m a ją się iepiej niż w ostatnich latach w ojny, toi t a uw aga nie w iele zm ienia w gospodarczym stanie rzeczy.
Przy końcu w ojny przy m ierali głodem i chodzili odarci, teraz ja d a ją do sy ta i odziew ają się jako tako. M ajątku, bogactw, nie m ieli i nie m ają. To też w rozw ażaniu zamożności społe
cznej nie wchodzą w rachubę. W żadnym razie nie m ożna ich uznać za w arstw ę, k tó ra po w ojnie w zbogaciła się i jest n a drodze do zamożności.
Można zatem z calem praw dopodobieństw em przyjąć, że najm niej połowa, ale najpew niej dwie trzecie rolników nie może wyżywić się z w łasnego gospodarstw a i m usi żywność dokupyw ać lub dostaw ać. Źe zaś poza żywnością, k tó rą sam i w ytw arzają, m uszą kupow ać w szystkie inne tow ary, odzienie, żelazo i t. d. m usim y ich uznać za biedaków . Zaczem z cyfry czterech m il jon ów rodzin rolniczych trzeba praw ie trz y m il jony uznać za biedotę, k tó ra niejednokrotnie p a ra się z n a js tra szniejszą nędzą.
Bieda ta jest tern dotkliw sza, że teraz n iem a w k ra ju ża
dnych w iększych robót. Ruch budow lany po m iastach nie istnieje, nie buduje się now ych linij kolejowych, m ostów i dróg.
nie n ap ra w ia się n aw et starych, nie otw iera się nowych kopalń an i fabryk, nie reg u lu je się rzek. Mdłorolni nie m ogą zatem
-
13
dorobić do sw oich niew ystarczających zbiorów tyle, ażeby do s y ta podjeść i znośnie się okryć.
Dlatego p an u je u n a s ta k a gorączka em igracyjna, chęć w yjazd u do A m eryki czy do F ran cji, bo w k r a ju d la w iększo
ści m ieszkańców niem a możności zapracow ania naw et n a w y
sta rc za jąc ą ilość chleb a powszedniego. Zarzuci powierzcho
w n y obserw ator, że przesadzam , ponieważ ci zagrodnicy i ch a
łu p n icy cenią bardzo w ysoko sw oją pracę, ilekroć o fiaru je się im doryw czy zarobek. Gdyby bowiem cierpieli biedę, poprze
s ta lib y n a sk ro m n y m zarobku, byleby m ieć (jakikolwiek dochód.
Źe ci ludzie drożą się ze sw oją pracą, to nieraz praw da!
Chodzi o to, czy ich ż ą d an ia są istotnie wygórow ane, gdyby się je przeliczyło n a złoto, n a cenę zboża, obuw ia lub narzędzi rol
niczych. Zdaje się, że w tedy okazałoby się, że ż ą d a n a przez w y rob nik a z ap łata nie je s t za wysoka, tylko nie może być za
płaco n ą przez pracodawcę, bo tenże zubożał!
Ale jest jeszcze in n a , zasadnicza przyczyna. Inaczej po
ciąga p rac a stała, a inaczej dorywcza. Gdy biedakow i raz n a m iesiąc łub n a tydzień tra fi się możność zarobku, to pow iada sobie, że to i ta k go n ie zbawi, w ięc nie w arto się do tego za
bierać, chyb a za sowitem w ynagrodzeniem . W te n sposób b rak pracy w yw ołuje jej drożyznę i n a odw rót drogość pracy powoduje zm niejszanie się sposobności d o niej.
W yrobnicy i zagon owcy schodzą powoli do rzędu robo tn i
ków przym usow ych. Zbyt ubodzy, żeby się zdobyć n a w łasny sprzężaj, godzą u zam ożniejszych gospodarzy obróbkę w ła
snych zagonów. Ale posiadacz koni i narzędzi rzadko przy j
m u je zapłatę — żąda. przew ażnie odrobku w porze żniw lub obsiewów, a żąda go w bardzo w ysokiej m ierze. W y tw arza sdę więc n a w si powoli stosunek pańszczyźniany m iędzy ch ału p n i
kiem a km ieciem . N a to n asi lewicowcy, u p raw ia jąc y do ktry n erstw o, a nie znający życia, nie zwrócili dotąd uw agi.
Do tych, praw ie trzech m iljonów , biednych rodzin wło
ściań sk ich (od 12 do 15 m iljonów głów) trzeb a doliczyć nędza
rzy, stw orzonych przez bardzo „postępowe“ u sta w y polskie, m ające lud w iejski uszczęśliwić. Myślę o kolonistach, osa
dzonych w m yśl u staw y o reform ie rolnej i o n a d a n iu ziemi żołnierzom . Ilu ich jest, dokładnie nie w iem . W województwie tarn op olskiem osadzono 5 000 rodzin (około 25 000 głów). P rz y j
m u ją c n aw et połowę tej liczby n a województwo (prócz Śląska,
P o z n a n ia i Pom orza), otrzym am y przypuszczalną liczbę 26 do
30 tysięcy rodzin n a całą Polskę, a więc od 120 do 150 tysięcy
głów. Rzeczywistość m ogłaby tę cyfrę pomnożyć dwa, a może
i trz y razy.
1 —
Sę to w szystko nędzarze. P ew n a część z pom iędzy nich:
m a już chatynki, ale całkow icie pobudowanego, zaopatrzonego w potrzebny in w en tarz i narzędzia kolonisty jeszcze nie spo
tkałem , chociaż zajm uję się tę. spraw ę. Być może, iż kiedyś ich większość zostanie sam ow ystarczalnym i gospodarzam i. Dziś jed n a k są to i w najbliższych k ilk u lata ch będę to tylk o nę
dzarze! Do n ich trzeba doliczyć 7 tysięcy osadników w ojsko
wych, często bez rodzin, a więc znowu 20 tysięcy głów, również:
nędzarzy.
Ludzi tych wycięgnięto z ich daw nych środow isk, gdzie byli jako tak o urzędzeni i rzucono ich n a pastw ę nędzy. Podo
bno 20% kolonistów w yginęło z niew ygód n a różne zaraźliw e choroby. Może ta cyfra przesadzona. F aktem jest, że ścięgnięto ich złudnem i nadziejam i n a gorszę nędzę, że ich zatem zubo
żono.
Zubożenie to dotknęło równocześnie w szystkich fornali z parcelow anych m ajętków , bo ci nie m ieli za co ziemi kupić, tudzież sęsiadujęcych z obszarem parcelow anym wyrobników,, którym zabrano możność sezonowego zarobku n a folw arku.
Jest to sm utnem potępieniem doktrynerów , którzy zab ra
wszy się do k ra ja n ia folw arków , nie p am iętali, o otw arciu n o w ych źródeł zarobku dla tych, k tó ry m sprzętano z przed no sa , daw ne możności pracy.
Liczęc w szystkich w ten sposób jeszcze bardziej zubożo
nych ludzi tylko n a 200 tysięcy głów, otrzym am y cyfrę najwyżej"
ośm iuset tysięcy rodzin rolniczych, (około 4 m iljony głów) k tó re w yżyję ze swoich gospodarstw , a n aw et m ogę sprzedać n a dwyżkę produkcji. Na 27 m iljonów ludności, n a 20 do 22 m iljo- nów rolników jest to cyfra przerażajęco m ała!!!
Na tych ludzi w skazuje się jako n a bogaczy, paskarzy, wyzyskiwaczy, jak o n a tych, do których przeszły te bogactwa,, o jak ie większość m ieszkańców czuje się uszczuplona.
Ale cyfra niespełna m iłjo na rolników sam oistnych w ym a
ga jeszcze znacżnej korek tu ry . Bo m iędzy gospodarstw am i
„w ystarczajęcem i sobie“, je s t bardzo w iele tak ich , które tylko w y starczaję w m yśl ekonomicznej zasady, niestety bardzo n a szej: „Maciek zrobił, M aciek zjad ł“. Tych za bogaczy u w ażać niepodobna!
Ale m niejsza naw et o tó. K w estja w tem , czy ci „w ystar- czajęcy sobie“ zubożeli czy też się wzbogacili?!
Śm iem tw ierdzić, że oni także zubożeli. Nie należy się dać zm ylić g azeciarskiem i opowieściam i, często przesadzonem i, o zbytku, pan u jęcym n a wsi, o hucznych weselach, m eblach, perfum ach i t. d. T akie w ypadki sę m arnotraw stw em , a m a r-
- "■„Kr
notraw stw o jest objaw em niezdrow ych stosunków gospodar
czych, nigdy zaś dowodem bogactw a.
Ale przełóżm y tę zamożność n a siłę w ytw órczą lub n a bywczą. Przed w ojną nieobdłużony gospodarz 20, 30' morgowy m ógł zrzucić chatę i wybudow ać sobie m urow any dw orek o k il
k u pokojach. Mógł też, w ydając córkę zamąż, wybudować jej całe obejście (dom, stajn ię, stodołę) i zaopatrzyć je w inw entarz, narzędzia i sprzęty. Dziś w łaściciel 200 morgów nieobdłużonej ziem i nie zdobędzie się n a ten w ysiłek. A co to znaczy? To znaczy, że jego zdolność nabywcza, czy w ytw órcza zm alała.
A więc zubożał!
To zubożenie pociąga za sobą bardzo niepokojące sk u tk i.
N a w si nie b uduje się nowych obejść. Ludzie się żenią i m ie
szk ają razem z rodzicam i. Jeszcze k ilk a la t tak iej gospodarki, a ch aty nie pom ieszczą przyrostu, lub też ludzie będą m usieli sprzedaw ać ziemię, aby kię zdobyć n a dach n a d głow ą ze stałym
w spółm ieszkańcem : nędzą! ■ .
Przechodzę do najw iększych tuzów', którzy są przedm io
tem zazdrości i nienaw iści powszechnej: do ziem ian czyli obszarników . Jeden z nich w yrachow ał mi, że za całą kresce n~
cję nie mógłby nabyć potrzebnych m u dw u wagonów nawozów sztucznych! Ale bierzm y rzecz inaczej. Przypuśćm y, że k a taklizm zniszczył dw ór razem z budynkam i gospodarskiem u N ajw iększy m agnat nie zdobędzie się n a ich odbudowanie!
Trzebaby chyba jeden folw ark sprzedać, aby się brać do odbu
dow ania drugiego. Zdolność nabyw cza i w ytw órcza zm alała i tu ta j w ielokrotnie. Czyli obszarnicy zubożeli. To, że w odzie
dziczonych dom ach żyją swobodnie i w zbudzają zazdrość m i
liomów, n ie jest jeszcze dowodem ich w zbogacenia się, ale tylko dowodem jaskraw szego i pospieszniejszgo zubożenia owych licznych m il jonów ludzi!
Znałem n a Ś ląsk u cieszyńskim m agnata, k tó ry przed w ojną, żyjąc po p ańsku , co drugi ro k otw ierał now y szyb węglo
wy. Dziś n ajw iększy m ag n a t polski (o ile niem a kap itałó w przedw ojennych łub w ojennych zagranicą!) m usiałby napiąć c a łą sw oją zdolność kredy to w ą i w yprzedać zbiory aż do z ru j
now ania gospodarki rolnej, ażeby zbudować w całem swem życiu jeden szyb węglowy!
, W ięc i ci ludzie zubożeli.
Okazuje się to najlepiej w cenie ziemi, k tó ra jest w łaści
wym m ajątk iem rolników . W niektórych okolicach P o lsk i (np.
w byłym zaborze pruskim ) uw ażano do tego stopnia ziemię za jed yny m ają te k ro ln ik a, że przy sprzedaży gospodarstw a po
bierano przeciętną cenę od m o rg a,-a budynki, in w en tarz i n a
rzęd zia uw ażano za przynależność, n ieja k o bezpłatną, do ziemi.
16
— — - — — ,
\Dzisiaj w artość ziem i zm alała w ręk ach w łaścicieli wie
lokrotnie. P rzed wojnę, za m órg ziem i z parcelacji płacono ty le, ile w ynosił dziesięcioletni, a często i piętnastoletni zbiór żyta z jednego m orga. Go do ziem i, mie pochodzącej z p arcela
cji, cena była w ielokrotnie wyższa. Dziś za jednoroczny zbiór ży ta z jednego m orga m ożna kupić dw a m orgi ziemi, a przed trzem a laty m ożna było kupić naw et cztery morgi. Poniew aż zboże w wolnym h a n d lu u trzym uje się m niej więcej n a pozio
m ie cen, przeliczonych n a złoto, a więc rów nych cenom przed
w ojennym , jest to dowód, że w łaściw y m ajątek, to jest ziemia, s tra c iła dziesięciokrotnie, a ¡nawet dw udziestokrotnie sw oją w artość. Można te cyfry łatw o skontrolow ać. Mimo zakazów hand el ziem ią odbywa się w cenach dolarow ych. I jeżeli przed w ojną m órg polski kosztow ał 150, albo 200 dolarów (w n iek tó ry ch okolicach 300, a n a w e t 500), to dzisiaj przechodzi z rą k do rą k za cenę od 25 do 40 dolarów, przeliczanych n a miljomy m a re k !
Jest to dowód, że m ajątek — ziem ia — czyli w łaściw e bo
gactw o w ręk a c h rolników zm alało bez ich w iny. Dopóki ro ln ik nie potrzebuje niczego budow ać an i kupow ać, dopóty żyje sobie wygodnie, dostatnio, czasam i zbytkow nie. I dlatego budzi pow szechną zazdrość.
Ale sp raw a zm ienia się od razu, jeżeli dostatni rolnik chciałby coś zbudować lub kupić. Gdyby naw et jak im ś cudem znalazł bank czy zwykłego w ierzyciela, który m iałby ochotę po
życzyć m u pieniędzy, to jego zdolność kredytow a, jego hypo
toczne zabezpieczenie, zm alało tak niepom iernie, że mógłby uzyskać zaledwie ułam k ow ą sum ę w stosun ku do sum y przed
w ojennej.
S ta n dzisiejszy tej niew ielkiej zresztą liczby zam ożnych rolników m ożnaby określić jako wygodny s ta n w egetacyjny, w którym każda zm ian a może wywołać groźne przesilenie. W y
budow anie nowego domu, zaopatrzenie gospodarstw a w m aszy
n y rolnicze, częstokroć naw et zakupno nawozów sztucznych, są czynnościam i, przechodzącem i możność gospodarczą zamożnych i d o statn ich rolników .
W skutek tego k u ltu ra roln icza obniża się gw ałtow nie. Go
sp od arstw a w w ojew ództw ach zachodnich trz y m ają się jeszcze, bo zostały niegdyś zaopatrzone w m aszyny rolnicze. Ale ich przyk ład nie oddziałuje n a resztę P olski, bo zamożnych ro ln i
ków nie stać n a tak ie podnoszenie system u gospodarki.
Jeżeli zważymy, że m ajątek narodow y szacuje się wedle
w artości ziem i i realności, to sztuczne obniżenie w artości tych
przedm iotów (ziemi i dom ów m iejskich) do jakiegoś znikomego
u łam k a, odbija się niekorzystnie n a szacunku m a ją tk u paó-
— 17 —
stw a i n a jego zdolności kredytow ej. Gdyby innych przeszkód nie było, zagraniczny k a p ita ł mógłby Polsce udzielić pożyczki dziesięciokrotnie niższej, niżby należało, gdyby u n a s były n o r
m alne w aru n k i.
Obok zru jno w an ia olbrzym iej większości m ieszkańców obniżono, siłę nabywczą., w ytw órczą i kredytow ą ty ch n ie li
cznych już w arstw , które jeszcze nie zostały doprowadzone do ban k ructw a.
Twierdzę, że wszyscy m ieszkańcy P olski zostali zubożeni tylko nie w rów nym stopniu, ta k że kiedy jed n i zaznajom ili się ju ż z czarną nędzą, in n i z niedostatkiem , pew na część może jeszcze żyć w ygodnie z d n ia n a dzień. Nie należy łudzić się pozoram i. N iektórzy postrzegacze n o tu ją, że teraz więcej się pija, więcej się bawi, a naw et lepiej się u b iera niż przed wojną.
Nie śm iem ani potw ierdzać an i przeczyć te m u spostrzeżeniu.
Zauważę tylko, że ciągły spadek w a lu ty pociąga za sobą konieczność pozbyw ania sję chwilowych nadw yżek dochodu, ażeby je uchronić od straty . K upuje się więc garderobę, m eble i t. d., a gdy n ad w y żk a i n a to nie w ystarczy, przejad a się ja i przepija.
I jeżeli isto tn ie p raw d ą jest, że p ijań stw o dzisiaj kw itnie więcej niż przed w ojną, to trz e b a z p u n k tu w idzenia społeczne
go skonstatow ać, że jest to tylko n a tu ra ln y w ynik dzisiejszych nieuregulow anych stosunków . Dziś m ało k to oszczędza. P rze
trzym yw ać gotówki nie m ożna. Nadw yżki n ig d y nie s ą ta k wielkie, żeby za nie m ożna było nabyć coś wartościow ego ja k np. dom lub k aw ałek ziemi. Nie m ożna też nabyw ać tak ic h w artości n a raty , bo n ik t nie p o tra fi skalkulow ać z góry spłat, rataln y ch , an i też przyszłej możności p łatn ik a. Objekty w arto ściowe m ogą przechodzić z r ą k do r ą k ty lk o za gotówkę. W te n sposób w ykluczony je s t zm ysł oszczędnościowy.
Dawniej robotnik lub urzędnik mógł n a sp łaty ra ta ln e k u sić się o dom w łasny, w iłę, ziemię, o ogród. Dziś je s t to n ie
możliwe.
W skutek tego nie b uduje się nowych domów, nie pow ię
ksza się w ydajności. Rolnictw o u p a d a z d n ia n a dzień i ziem ia jałow ieje.
4. Upadek gospodarki społecznej.
Ja k powierzchownie ocenia się nasze położenie, tego do
wodem spraw a lasow a. Ktoś, nie n am yślając się, puścił w lot frazes, że P olska m a ta k ą obfitość lasów, iż one sam e w y sta r
czyłyby n a spłacenie w szystkich długów i n a ufundow anie skarbu. Tymczasem obszar ziem i leśnej liczy tylko 22% obsza-
w fssuBB *
18
r u całej Polski, to znaczy ze względów klim atycznych i 5% za m ało. Obszar ten jed n ak nie jest bynajm niej zalesiony w spo
sób praw idłow y. Jeżeli przyjm iem y 15% obszaru na las wedle w ym agań n au k i, to przyjm iem y i ta k jeszcze procent ko
rzy stniejszy od rzeczywistości. Przecież poleskich bagien z brzózkam i i leszczynę, nie m ożna uw ażać za lasy! W ojna i sp ek u lacja pow ojenna zm niejszyły w zastraszający sposób po
w ierzchnię leśną. O zak u ltu ro w an iu wyrębów głucho. N a ich m iejscu m nożą się wydm y lotnego p iask u lub obnaża się sk ała w K arpatach, bo wody sp łu k u ją u ro d zajn ą ziemię, o d k ry tą przez dzikie wyręby bez zachow ania ostrożności, n ak azan ej dla lasów ochronnych. Chlubim y się puszczą Białow ieską, zapo
m inając, że została dobrze przetrzebiona przez Niemców i że z górą 60% pozostałego jeszcze drzew ostanu je s t zarażona ko
rn ik ie m !!
P rzy ro st roczny naszych lasów dzisiaj już nie w ystarcza n a zapotrzebow anie naszych fabryk papieru. Nasze fabryki p ap ieru razem w zięte nie pok ry w ają zapotrzebow ania p ap ieru n aw et w naszym k ra ju analfabetów . M usim y zatem sprow adzać z zagranicy albo papier, albo surow iec dla pap ierni albo oboje razem . A co zostaje n a budulec, n a opał? Niezadługo będzie
m y m usieli progi kolejowe sprow adzać z zagranicy, a do lat pięciu czy dziesięciu n ik t się nie dokupi b u d u lca a n i opału.
Zam knięcie gran icy dla eksportu drzew a nie wiele pomoże, bo tu trzeba rozpocząć planow ą gospodarkę leśną. Tymczasem o niej nie słychać, a za to m nożą się w nioski i apetyty n a r a bunkow e w yrąbanie tych resztek lasów, które jeszcze stoją.
W ten sposób m ożem y w krótce zam ienić część obszaru P olsk i n a całkow ity nieużytek!
Jest więc źle. Coraz m niej jest ludzi, a kto wie, czy wogó- le są jeszcze tacy, k tórych byłoby stać n a otw arcie now ych szy
bów węglowych, naftow ych, k opalń ru d y żelaznej, cynku, oło
w iu i miedzi. N ajtańszym szybem jest jeszcze szyb naftowy.
A przecież w idzim y, że w ierceń nowych już się praw ie nie przed
siębierze i n a sza p ro d uk cja naftow a zaczyna ograniczać się do w ysączania resztek ze stary ch szybów!! Niezadługo nie będzie P o la k a an i naw et spółki Polaków , k tó rą byłoby stać n a przed
siębranie now ych w ierceń z obliczeniem ryzyka. A tak i bo
gactw naftow ych nie zdołam y w yzyskać w łasnem i siłam i!!!
Coraz m niej jest ludzi, którzy m ogliby sobie pozwolić na budow anie domów czy fabryk. Coraz m niej na>wet takich, k tó
rzy m ogą sobie pozwolić n a kupow anie sprzętów, obrazów,
a naw et książek i gazet. Coraz m niej i takich, których stać n a
zapew nienie sobie opieki lekarskiej podczas choroby.
Nasze bogactw a ziem ne stają, się niedostępne d la eksploa
ta c ji przez nasze w łasne środki!
Bolszewicy w ym ordow ali i o k ra d li ro sy jsk ich bogaczy, a teraz w yprzedają częściam i Rosję obcym k a p ita listo m n a cza
sow ą lub w ieczystą eksploatację! U n a s zubożono bogatszych i dlatego uruchom ienie bogactw n a tu ra ln y c h w K arpatach , zie
m i K rakow skiej i Kieleckiej będzie niebaw em niem ożliwe dla o byw ateli polskich. Za przykładem bolszewików będziem y m u
sieli tę eksploatację oddać obcym k apitalistom !
W m iarę ubożenia ludności ubożały m iasta, pow iaty, pro w incje i pańątw o. Dziś tru d n o sobie wyobrazić, żeby państw o nasze mogło się porw ać n a zbudow anie nowej lin ji kolejowej, n a regu lację rzek, i n a inn e inw estycje!
N ajlepszym dowodem naszego ubóstw a jest w artość n a szych banknotów : 1200 m iljard ów em isji w arte zaledwie 100 m iljonów franków złotych, gdy tym czasem w państw ie ta k du- żem ja k nasze, potrzebaby dla załatw ienia codziennych tran s- akcyj przynajm niej półtora m ilja rd a pełnow artościow ej, złotej
m onety obiegowej.
Rozpoznanie choroby brzm i więc kró tk o : Polacy b a n k ru tu ją i P olsk a razem z nim i!! K lęska w z ra sta z d n ia n a dzień i jeżeli się jej rychło nie położy tam y, P o lsk a przem ieni się w k raj nędzarzy, którzy, niezdolni do inw estycji, nie będą niczego produkow ać i niczego eksploatow ać! Będziem y k rajem , eks
po rtu jący m tylko zgłodniałe siły robocze, o ile je gdziekolw iek
dopuszczą, jak o t. zw. łam istrajk ó w .
/
R oz d z i a l I I .
Przyczyny upadku.
1. Socjalizm.
Jak aż je s t przyczyna tego upadk u?
Odpowiedź k ró tk a : Jed n ą z przyczyn, to... socjalizacja!!
Socjalizm zw alcza w łasność i k ap italizm (co praw da, tylko w łasny, polski!). Celem przyspieszenia „ ra ju “ przyszłości, so cjalizm podkopuje w szystkie w artości, któ re dotychczas ucha- dziły za niew zruszone. Przy pomocy natrętnego frazesu, a ró wnocześnie i polskiej bezmyślności, udało się socjalistom prze
prow adzić n iek tó re zasady, zachw alane jak o najw yższy w yraz
„postępu“. Na lep tego socjalistycznego postępu poszły s tro n nictw a, które teoretycznie sprzeciw iają się w szelkim zakusom socjalizacji. N iem niej dwie trzecie części ustaw o daw stw a polskiego są zarażone d o k try n ą socjalistyczną, k tó ra nie licząc się z nieodm iennem i praw id łam i życia gospodarskiego, ani też z n a tu rą ludzką, prowadzi do zabicia k u ltu ry , uniem ożliw ienia przedsiębiorczości, obniżenia p ro d uk cji i u p a d k u m oralnego i m aterjalnego. Socjalizm jest dogm atem kradzieży i paso- żytnictw a! W całej literatu rze i publicystyce polskiej, we w szystkich m owach sejm owych i wiecowych, nie m ożna zna
leźć u polskich socjalistów ani jednego konkretnego pom ysłu, w niosku, p lanu, k tóryby przew idyw ał, ja k m ożna otworzyć no
we źródła zarobkow ania, ab y dać możność coraz przyzw oitsze
go życia coraz szerszym rzeszom ludzi, pragnących pracy! Nie spotkaliśm y się nigdzie naw et z u topijnym i p lanam i d la ek s
ploatacji naszych bogactw ziem nych, dla utw orzenia nowych fabryk i now ych w arsztató w pracy.
Socjalistom w y starcza sta n ta k i, ja k i je s t dzisiaj i silą gło
wy n a d tern, jak b y wywłaszczyć w łaścicieli! Celem je s t „uspo
łecznienie czy „unarodow ienie“ fabryk, kopalń, domów, tych
które jeszcze ocalały w śród wojny, jeszcze w egetują. Środkiem
21
do tego celu jest w prow adzenie do zarządu tą cudzą w łasnością rozm aitych ra d robotniczych, czy r a d lokatorskich, których członkowie m ają bez pracy korzystać z zap łaty ja k o delegaci.
Celem więc jest zabór cudzej w łasności, czyli kradzież, a środ
kam i pasożytnietw o, czyli życie n a cudzy koszt!
Tą dążnością do pasożytnictw a je s t nietylko zabór p a ń stwowej d ru k a rn i oraz domów państw ow ych n a Lesznie i w A lejach Jerozolim skich w W arszaw ie, a zapewne i w innych m iastach, ale także nieskończona ilość urzędów' ja k t. zw.
„Ochrona pracy“, K asy chorych itp., urlopow anie n a kolejach
i gdzieindziej t. zw. delegatów związkow ych i t. d. Możnabywyliczyć liczne tysiące ludzi, k tórzy w te n sposób żyją n a koszt p aństw a, n a koszt cudzy, dlatego, że n ależą do p a rtji so
cjalistycznej!! N atom iast ciż sam i socjaliści nie raczyli po
myśleć o sposobach u ru ch o m ien ia i zreorganizow ania naw et tych fabryk, które były czynne przed w ojną. A już o założeniu nowych, o otw arciu nowych k opalń itd . szkoda naw et mówić.
Sam więc program zasadniczy mówi, że m a za zadanie nie wzm o
żenie wytwórczości, nie powiększenie możności pracy, lecz tylko i wyłącznie zabór czyli kradzież tego, co jeszcze jest, jeszcze się ostało. A św iadom ość głosicieli tego program u mówi im w yraźnie, że zabór źródeł wytwórczości jest rów noznaczny z ich zniszczeniem! Do tego się nie p rzyznają otw arcie, ale to wie
dzą. Jest to jak a ś d o k try n a sam obójstw a ludzkości. W iadom o przecież, że przy zm niejszeniu się wytwórczości zm niejszy się także możność utrzy m an ia się m il jonów ludzi przy życiu. Po zaborze i idącem za nim zniszczeniu w arsztató w pracy głód m u si zabić połowę lub więcej ludności. I mimo to u p a rc i doktry- nerzy głoszą dalej swój p ro g ram zniszczenia ludności, a tłum y, skazane przez ten program n a zatratę, o k lask u ją -swoich katów
i w ierzą im.
t /Socjalizm jest niem o raln y nietylko dlatego, że odrzuca etykę relig ijn ą, że w brew odwiecznym zasadom w spółżycia lu dzi Ogłasza kradzież cudzej w łasności jak o p rogram społeczny, ale i dlatego, że poza prób 1 em atycznem braterstw em członków' p a rtji m iędzy sobą przem ienia współżycie ludzi n a wzajem ne pożeranie się dzikich bestyj m iędzy sobą. Je st to an ty teza n a u ki, na którpj opiera się możność rozw oju ludzkości, głoszącej, że ludzie pow inni /się „społecznie m iłow ać“. W prow adza bo
wiem społeczną w alkę n a śm ierć i życie z a m iast społecznej miłości.
Socjalizm z ab ija w szelką przedsiębiorczość, zapobiegli
wość, ochotę do czynu, bo zapow iada, że dobroczynna opatrzność w postaci rzą d u socjalistycznego, zapew ni człowiekowi m ie
szkanie, życie, wygodę, dobrobyt: w szystko, że człowiek sam nie
22
potrzebuje, nie pow inien troszczyć się o siebie, o swoją, rodzinę,., 0 przyszłość, albow iem ten obowiązek spada n a innych, n a rząd, Sejm, fab ry k an ta, w łaściciela, jednem słowem n a w szystkich in n ych z w yłączeniem tylko tego jednego człowieka, o którego los chodzi!!
Gdy zaś wszyscy ludzie w im ię ró w n ou praw nienia żądają indyw idualnie tej obcej opieki dla siebie, gdy wszyscy obw inia
ją się w zajem nie o n iew y starczającą skuteczność tej cudzej opieki, w yradza się ta k i splot w zajem nych pretensyj, oraz, nie
naw iści i wściekłości, że życie społeczne staje się coraz bardziej piekłem nie do w ytrzy m ania i że nieuśw iadom ione w ybuchy niezadow olenia s ta ją się dzisiaj form ą współżycia!!
Ta w ścieklizna w zajem na, zaszczepiona przez socjalizm , budzi in sty n k ty niszczycielskie. Rozjuszone m asy burzą, palą, niszczą w szystkie przedm ioty sztuki, zbytku, wygody, w szy
stkie urządzenia skom plikow anych u łatw ie ń życia i w tłaczają ludzkość a więc i sam e siebie w pow rotne barbarzyństw o!
Opow iadanie o tern, że n a m iejscu zburzonego życia po w stanie nowe, doskonalsze, jest kłam stw em ! Nowe życie k u ltu raln e może zakw itnąć ty lko po naw rocie zdziczałych m as do zasad rozw oju i postępu, ustalonych w cywilizacji łacińskiej, czyli po w yrzeczeniu się socjalizm u! Krew przelana i urządze
n ia zniszczone w m iędzyczasie są w ięc zbyteczną, bezpłodną stra tą !!
I nie może być inaczej, skoro socjalizm budząc łakom stw o n a cudze, apeluje do insty nk tó w zbrodniczych, a zw alając tro sk ę o człowieka n a in sty tu cje, poza człowiekiem czy ponad nim będące, hoduje próżniactw o. O piera się więc socjalizm tylko n a najniższych, upad lający ch czynnikach: n a zbrodni 1 pró żn iactw ie!
Je st to objaw chorobliwy. I ty m objaw em tłum aczą się owe dzikie, raz p asane rządy bolszewickie, urągające rozsądko
w i i dośw iadczeniu. Lenin, Trocki, B ela Kuhn,*) Sam uely i t. d.
w szystko to są ludzie n a drodze do obłędu z powodu „choroby“, k tó rą rów nież tłum aczy się p ragnienie krw i i sadystyczne roz
koszow anie się w okrucieństw ach u k atów Rosji, W ęgier, Ba- w a rji i t. d.
Ci ludzie wszędzie dla w yw ołania zam achu uciekali się do pospolitych zbrodniarzy. W szędzie zam ach zaczynał się od o tw arcia więzień i w ypuszczenia k ajd an iarzy . Także i u nas?
Kiedy przed k ilk u laty socjaliści próbow ali a ta k u n a Sejm U stawodawczy, skierow ali swoje k ro k i pod w ięzienie moko-
*, Bolszewicy ubezwfadnowolnili Belę K uhna z powodu paraliżu po
stępowego.
23
tow skie, aby w ypuścić n a wolność przestępców ! Kiedy w Po
zn an iu przystąpiono do rozruchów , uw olniono z w ięzienia k ry m inalistów .
Ten to socjalizm potrafił w ielu ludziom , po sło w iań sku ociężałym, zwłaszcza w m yśleniu, narzucić swoje recepty i po
glądy, jako w yk w it postępowości. I zaraził wiele mózgów, bo pod suggestją socjalizm u próbowano w Polsce „nowy zaprow a
dzić ła d “ i zubożono w szystkich! Trzeba było niebyw ałego za
ślep ien ia i zacietrzew ienia, ażeby, m im o widocznego spustosze
nia, trw ać dalej w sw oich sam obójczych społecznie doktry
nach. Tylko „pom yleniem “ m ożna ten upór w yjaśnić, bo czło
w iek norm alny w zdrygnąłby się przed zniszczeniem , jakiego dokonał.
2. Odwieczne prawa rozwoju.
Doświadczenie w ieków uczy, że bodźcem pracy, a więc i postępu ludzkości, jest interes, zysk, korzyść. W tym in te resie osobistym m ogą być różne stopnie, które m u nadaw ać m o
gą naw et świętość. Kto dla korzyści w łasnej duszy po śm ierci, pośw ięca swoje interesy ziem skie, kto dla zadow olenia swego sam opoczucia doskonałości czy piękna, jest po ziem sku bezinte
resow nym , kto dla ideału Ojczyzny, ośw iaty, postępu, zapom i
na o sobie, ten jest „św iętym “ relig ijnie lub społecznie.
Ale niem niej może być uw ażany za egoistę, tylko wyższe
go, szlachetniejszego g atu n k u . Nie jest bowiem całkow icie bezinteresow nym , bo dba o w łasn ą duszę, o spokój w łasnego sum ienia, bo w idzi swój interes w szerzeniu swoich zasad. Ale zaniedbując interes m ate rja łn y dla in te re su wyższego m oralne
go, staje się jed n o stk ą społeczną pożyteczną i dlatego zasługuje na cześć i szacunek.
Jednakże i pragnienie korzyści m aterjaln ej, doczesnej, nie zasługuje bynajm niej n a potępienie, o ile ta korzyść nie jest o siąg an a z krzyw dą innych. Z resztą i socjalizm nie odrzuca korzyści osobistej. Tylko chce zaspokajać chęć zysku przez kradzież cudzego dobra, już wytworzonego, z a m iast ją skiero
w ać k u w y tw arzaniu dóbr nowych. Czyni to zaś za pom ocą zniesienia lub zach w ian ia bezpieczeństw a godziwych korzyści, przez podkopanie p raw a wogóle, a p ra w a w łasności osobistej
w szczególności.U starożytnych żydów istn ia ła w łasność plem ienna i rodzin
n a. W łasność o sobista była dozwolona w postaci użytkow ania przez lat 50, poczem w racała do rodziny. To drobne odchylenie się od w łasności niekw estionow anej spraw iło, że Żydzi nie w y
tw orzyli żadnej k u ltu ry a n i postępu w rolnictw ie, rzem iośle,
przem yśle, budow nictw ie i sztukach pięknych, że prócz sofisty
k i religijnej, w której zresztą przew yższyli ich późniejsi Grecy, n ie w nieśli niczego do sk arbnicy ludzkiej i stali się pasorzy- ta m i jeszcze im p erju m rzym skiego.
Zachw ianie p raw a w łasności w y tw arza więc tylko pasorzy- tów, co leży zresztą w n a tu rz e rzeczy. Człowiek, nie m ogący powiedzieć sobie: „To jest moje i n ik t m i tego nie odbierze“, nie przy wiąże się do ziemi, domu, w a rszta tu , nie zasm akuje w p ra cy d la tej ziemi, domu, w arsztatu , nie będzie m nożył widocznego bogactw a d la siebie i dla dzieci, bo nie m a ochoty pracow ać dla jakiegoś nieznanego okpiśw iata, k tó rem u jego- dorobek przy
sądzą. On chce być pew nym owoców swojej pracy i chce n im i uszczęśliw ić swoje dzieci, czy też gm inę, społeczeństwo, p a ń stwo, w drodze niekrępow anego rozporządzania.
P asorzy t mnożyć może tylk o pieniądze, tudzież używać.
H azard, k tó ry jest nieodłącznym składnikiem spekulacji pie
niężnej, zastępuje pracę w ytw órczą, k tó ra znowu jest a try b u tem człow ieka posiadającego w łasność nieruchom ą. Jeden p racuje, drugi h a z ard u je — oto objaw zew nętrzny poczynań dw u odm iennych i sprzecznych system ów u k ład u społecznego.
Starożytny Rzym oparł się n a praw ie własności. A jak w szechstronną rozw inął k u ltu rę , ja k nieograniczone otw orzył perspektyw y dla postępu, w idzim y i czujem y wszyscy, bo co w nas, jak o n aro d ach , a n a w e t osobnikach, jest cennego i w ie
czystego, to zaw dzięczam y Rzymowi.
Socjalizm jest now ożytną form ą w a lk i uschłego i pustoszą
cego w szystko judaizm u, z tw órczym , doskonalącym się, w ie
cznie m łodym i bujnym rom anizm em .
W ielka obfitość żydów w Polsce, ich natręctw o p ro p ag a n dowe i pośredniczące zaraziło wiele um ysłów . Stąd n a sz sm u tn y sta n dzisiejszy.
Przeszacow ano u nas i odebrano cenę w szystkim w a rto ściom naw et stałym , niezależnym od k u rsu spekulacji.
3. Sztuczne deprecjonowanie wartości.
N ajpierw otniejszym znakiem w artości jest ziem ia i bu- dyneki Ziem ia w ym aga, żeby w niej pracow ać, ho- inaczej jest n ieproduktyw nym nieużytkiem , a budynek jest już w prost w ytw orem pracy. Zaczem p rac a jest praw dziw ym w ytw órcą m ają tk u , bogactw a, dobrobytu — jedynym w a ru n k iem i śro d k iem w zbogacenia się. Ale m usi to być p rac a planow a, św ia
dom a środków i celów. Tę stronę pracy doskonali, a naw et w prost czyni m ożliw ą w iedza i zdatn-ość. P lano w a p raca, o p a r
—