• Nie Znaleziono Wyników

Głosy w sprawie bezrobocia szkolnego. Warszawa, w sierpniu 1905 r.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Głosy w sprawie bezrobocia szkolnego. Warszawa, w sierpniu 1905 r."

Copied!
38
0
0

Pełen tekst

(1)

SPRAWIE

BEZROBOCIA SZKOLNEGO

Ks. BISKUP RUSZK1EWICZ HENRYK SIENKIEWICZ LUDWIK GÓRSKI

TADEUSZ KORZON ADOLF PEPŁOWSKI ALEKSANDER REMBOWSKI IGNACY CHRZANOWSKI

PRZEMÓWIENIE Hr. MAURYCEGO ZAMOYSKIEGO

Warszawa, 10 Sierpniu 1905 r.

, 'l.' '&0Ź:

.

DO NABYCIA W E WSZYSTKICH KSIĘGARNIACH SKŁAD GŁÓWNY w KSIĘGARNI GEBETHNERA i W OLFFA

' , 1005. ' '

L

(2)
(3)

G Ł O S Y

W S P R A W I E

BEZROBOCIA SZKOLNEGO

Ks. BISKUP RUSZKIEW1CZ TADEUSZ KORZON

HENRYK SIENKIEWICZ ADOLF PEPŁOWSKI

LUDWIK GÓRSKI ALEKSANDER REMBOWSKI

IGNACY CHRZANOWSKI

PRZEMÓWIENIE Hr. MAURYCEGO ZAMOYSKIEGO

Warszawa, w Sierpniu 1905 r.

DO NABYCIA W E WSZYSTKICH KSIĘGARNIACH SKŁAD GŁÓWNY w KSIĘGARNI GEBETHNERA i W OLFFA

1005.

(4)

f $ r

£EF ZYCHOM

[ a c y i k li m a t y c z n e-:

a k

opadem-

.

J Y

i i

*

,H03B0neH0 I^eiraypoio.

B a p ra a sa , 5 A B rycTa 1905 r.

tv\-

t ' C J L i k ) t W \ ; X ) V J 7 k v £ . | 0 /

£ V v £ ? ■ 0 / A . ^

ORUK. R UBIESZEW SKI | W ROTN OW SKI

(5)

Z aprzestanie uczęszczania do szkoły p ed ag o ­ gicznie lichej, gdy innej niem a, w m ojem przeko­

n an iu przynosi szkodę, tru d n ą do pow etow ania, i m łodzieży i społeczeństwu. D la tego m uszę ta k o ­

we za złe uw ażać. Z u st sam ych zw olenników bez­

robocia szkolnego słyszałem , że ono je st złem.

Zdrow y zaś rozsądek radzi, aby złe lub szkodliwe coprędzej usunąć. T rw anie uczuciowe w tem , co się uznaje za szkodliwe lub ty lk o niew łaściw e, do­

w odzi jedynie uporu niem ądrego.

Nie m ogę te m u w ierzyć, iżby ogół naszej m ło­

dzieży szkolnej nie chciał się uczyć dla tego, że szkoła nie odpow iada naszym pojęciom i p ra g n ie ­ niom narodow ym . Z ap rzestała ona chodzić do szko­

ły pod w pływ em ag itato ró w , k tó rzy działają w swo­

ich celach, niem ających nic w spólnego z dobrem m łodzieży i k raju , jak dośw iadczenie dzisiejsze i daw niejsze o te m przekonyw a. W ielu zaś, k ie ru ­ ją c się tylko szlachetnem uczuciem p atry o ty zm u ,

(6)

w b rak u należytej refleksy i uległo prądow i zg u b n e­

m u. B iada społeczeństw u, k tó re się rząd zi łatw o zapalnem uczuciem , a niezostającem pod sterem zdrow ego ro zu m u i zim nej rozw agi.

f ks. f iu s z k ie w ic z

b isk u p su fr. w a rsz .

(7)

L I S T H E N R Y K A S I E N K I E W I C Z A

do

hr. RDRMR KRASIŃSKIEGO.

S za n o w n y cPanie!

W odpowiedzi n a list P ań sk i z w ielkim żalem oznajm iam , że nie m ogę być n a dzisiejszem posie­

dzeniu, albow iem w ażne i niecierpiące zwłoki sp ra­

wy pow ołują m nie do K ielc i do domu. A rty k u ł prof. A skenazego czytałem i zasadniczo zgadzam się z n im zupełnie. Z re sz tą nie ukryw ałem od po­

czątku m ego poglądu n a b ojkot szkolny i przy każdej sposobności zaznaczałem m oje stanow isko całkiem w yraźnie. U pom inać się z całą siłą, wszel­

kim i sposobam i i n a w szelkich d ro g ach o szkoły polskie, a jednocześnie nie dozwolić, aby całe m ło­

de pokolenie m arnow ało się bez ra tu n k u i nie zaci­

n ać się w w ielkim i nieszczęsnym narodow ym błę­

dzie — oto jed y n e w yjście z m anowców.

(8)

4

Nie m ogę w tej chw ili rozpisyw ać się szerzej w tej spraw ie, k tó ra zresztą nie pow inna być roz­

p a try w a n ą odrębnie od całości interesów naro d o ­ w ych — tw ierd zę tylko, że nie wolno n am m iędzy innem i zgodzić się i n a to, by cała m łodzież polska sta ła się łupem p ro p ag an d y an arch isty czn ej, — k tó ­ ry m stają się zawsze w ykolejeni.

Ł ączę w y razy wysokiego pow ażania i szacunku Henryk S ien k iew ic z.

10/ VII. 1905.

P . S. K w e s ty i o ile p ry w a tn e sz k o ły (g d y b y b y ły dozw olone) m o g ły b y zapobiedz p o w szech n ej klęsce, n ie d o ty k a m — p rzed ew szy st- k iem ro z s trz y g n ą ć j ą m u si ołó w ek i c y fry . O in n y c h s tro n a c h s p ra ­ w y m o ż n a b y d y s p u to w ad dopiero n a stę p n ie .

(9)

Wielce Szanowny Hrabio Adamie!

O słabiony po p rzebytej chorobie, żałuję b a r­

dzo, że nie jestem w m ożności k o rzy stan ia z ła sk a ­ wego zaproszenia Tw ojego n a dzisiejszą konferen- cyę. Czuję wszakże, że w iek mój podeszły i n a b y ­ te dośw iadczenie, w kładają n a m nie obowiązek, w yrażenia choć n a piśm ie, w k ilku słow ach mojej opinii, w spraw ie ta k wielkiej doniosłości, m ającej być p rzedm iotem dyskusyi.

N iepodobna m i w chodzić w ty m k ró tk im liście w rozbiór p rzyczyn s tra jk u szkolnego, k tó ry głębo­

ko w trząsn ął n o rm aln y m porządkiem życia m łode­

go pokolenia, nauce i p racy oddać się m ającego.

J e s t rzeczą niew ątpliw ą, że sta n te n długo p rz e c ią ­ gnięty, w ielką m o ra ln ą szkodę młodej generacyi, a te m sam em i przyszłości k raju przynieść może.

W zam ęcie różnorodnych opinii, społeczeństw em naszem w strząsających, jed y n ą ja sn ą drogą i sku­

teczn ą siłą, k tó ra p rą d te n w strzym ać i n a w łaści­

we to ry skierow ać może, je s t uszanowranie stanow ­ czej woli rodziców.

(10)

6

M iędzy urzędow ą, a zapow iedzianą, p ry w atn ą szkołą, zostaw m y rodzicom zupełną swobodę w y­

boru. O drzucając postronne w pływ y i tendencyjne m anifestacye, zaufajm y sercu i rozsądkow i ro d zi­

ców, zostaw iając im w ybór najw łaściw szej drogi, m ogącej zapew nić los ich dzieci. N iech hasłem na- szem w tej spraw ie będzie swoboda w yboru ro d zi­

ców, a odrzucenie wszelkiego nacisku.

K ończę te n pobieżny zarys mojej m yśli, za­

pew nieniem P a n a H rabiego o Wysokiem m ojem pow ażaniu i szczerej przyjaźni

L udw ik Górski.

Warszawa

,

dnia 11 lipca 1905 r.

(11)

LIST OTWARTY.

Był czas, kiedym się cieszył zaufaniem licznych uczniów i uczenie swoich oraz w ielu kolegów n a u ­ czycieli. Od la t kilku wycofałem się w praw dzie z p ra k ty k i ustnego nauczania: nie zobojętniałem wszakże n a spraw y szkolne i n a los uczącej się m ło­

dzieży. W ięc g d y przed w ybuchem bezrobocia szkol­

nego przyszedł do m nie zatrw ożony ojciec, zarazem ceniony pedagog i re d a k to r „E ncyklopedyi w ycho­

wawczej “ z w iadom ością o w szczynającej się ag ita- cyi, popieranej m ojem nazw iskiem , n aty c h m ia st d a ­ łem m u do u ży tk u stosow nego pism o następujące:

„Słysząc, że pew ne osoby n adużyw ają m ego nazw iska i głoszą, jak o b y m ja zalecał uczniom gim nazyów dom agać się od obecnej zw ierzchności swojej w p iątek d. 3 lutego 1905 r. doraźnej zm iany w ykładów pod groźbą nieuczęszczania n ale k c y e aż do skutku, ośw iad­

czam . że tego nie zalecałem i nie zalecam , a n aw et radzę serdecznie pow strzym yw ać się

(12)

od w alki o reform ę ustaw , k tó rej zdobywanie,, jakkolw iek upragnione, p rzy n ależy nie m ło ­

dzieży, lecz ludziom lepiej św iadom ym d ró g i środków działania. D nia 1 lu teg o 1905 r.

(podpis) “.

P o tem przychodziła je d n a z m atek, zap rasza­

ją c n a n arad ę w gronie jej znajom ych. D ałem jej d ru g i egzem plarz tego sam ego ośw iadczenia, m n ie ­ m ałem , że w ystarczającem będzie dla zgrom adzenia,, ceniącego me zdanie. S potkał m nie zaw ód nieprze- w idyw any, a zupełny. Z ab u rzen ia w gim n azy ach m ęzkich i żeńskich w ybuchły, b o jk o t rozszerzał się n a szkoły pry w atn e, i w krótce u jrzałem u siebie ucznia, k tó ry zażądał odem nie petycyi, zred ag o w a­

nej w sześciu pun k tach , bez znajom ości nietylko sto ­ sunków praw no-państw ow ych, ale i stylistyki. O d­

m ów iłem , w yjaśniając swoje za rz u ty w sposób m o­

żliwie p rzy stęp n y dla niedojrzałego um ysłu.

Lubo dym isya m oja z urzędu rad cy do sp raw szkolnych była widoczna, to je d n a k otrzym aw szy zaproszenie n a n arad ę, m ającą się odbyć w m ieszka­

n iu p ry w atn em , postanow iłem przedstaw ić i u m o ty ­ wować swój pogląd głośno w obecności a g itato ró w . Z astałem dużo nauczycielek, nauczycieli, przełożo­

nych i uczniów różnego pow ołania, k ilku publicy­

stów i tro ch ę św iadków bezinteresow nych. R eferen­

ci czytali uszykow ane w p o rządku geograficznym różnych m iast spraw ozdanie o w ystępach m łodzie­

ży przeciw ko zw ierzchności z podkreślaniem b o h a­

(13)

te rstw a klas w stępnych, odczytano też okropną, iście szaloną połajankę n a rodziców, napisaną, a n a ­ w et w ydrukow aną w im ieniu ich dzieci, chcę w ie­

rzyć, że przez człow ieka bezdzietnego! Udzielono m i głosu. P rzy zn ałem tra g ic z n e działanie w ładz ów czesnych i w szelkich w rogich n am czynników , k tó re w yw ołały obecną katastrofę; w idziałem tr u ­ dność pow zięcia m ąd ry ch postanow ień, kiedy ta k bardzo w zburzone są uczucia i rozw ichrzone myśli nasze: ale dom agałem się w ysiłku do przyw rócenia ład u w rozum ow aniach naszych, bo jakież społe­

czeństw o m oże uznać k ilkonastoletnie dzieci za w o­

dzów swoich i zgodzić się n a p o targ an ie węzłów krwi, na zniszczenie rodziny? O strzegałem przed w prow adzeniem spraw y szkolnej n a to r akcyi poli­

tycznej, tłóm acząc bez ogródek, że takiej akcyi nie jesteśm y godni, poniew aż nie przygotow aliśm y za ­ w czasu niezbędnych dla niej środków ; a ci, k tó rz y ją w szczynają, nie p o siad ają elem en tarn y ch pojęć ani w yobrażeń o polityce i um iejętnościach politycz­

nych; że ultim ató w podaw ać nie należy, kiedy nie m a czem ich poprzeć; że doniosłych słów rzucać nie wolno n a w iatr, n a szyderstw o, w zgardę lub u rą g o ­ wisko; że je st droga w alki in telek tu aln ej i akcyi społecznej ku obronie ideałów i zasad narodow ościo­

w ych. Do uto ro w an ia takiej drogi zachęcałem . W odpowiedzi usłyszałem dwie grzeczne protestacye, a zaraz p otem ktoś trz eci przed staw ił się jako u rzęd ­ nik Z w iązku U narodow ienia Szkół i rozw inął plan

(14)

- 10

n au c z an ia w kom p letach pry w atn y ch . Z dum iałem się n ad w adliw ością rach u n k u , n ad zaniedbaniem inform acyi staty sty czn y ch , n ad b rak am i w opraco­

w aniu m ateryałów . Z grom adzenie słuchało je d n a k ­ że z oznakam i zadow olenia i zachęty; ustępy p a te ­ tyczne zaszczycało oklaskam i. U czułem , że pozo­

staje m i tylko najskrom niejszy rodzaj p ro testaey i—

przez wyjście. I wyszedłem .

O dtąd ani ów „Z w iązek11, ani „Koło w y c h o ­ wawców “, an i rodzice nie zap raszali m nie n a swe n arad y . N apotykałem wiele osób, zgadzających się ze m n ą poufnie, ale publicznie w szyscy ulegali po­

gróżkom lub nakazom , ogłaszanym przez te stow a­

rzyszenia. Z aniechałem też w ołania n a puszczy.

T e raz p y tacie m ię znow u o zdanie. Czyż m o­

głem , czy m usiałem je zm ieniać, kiedy rzeczyw i­

stość w y kazała nielitościw ie ułudę ty c h nakazów i k ra sz ą c y c h je obietnic? K iedy jed en z n ajw y m o ­ w niejszych rzeczników podjętej akcyi, k ając się szlachetnie, w yznał, że pom nożyła długi łańcuch n asz y c h klęsk politycznych? K iedy z dośw iadczeń zeb ran o posępne w nioski o fa k ta c h dokonanych i po­

w zięto obaw y co do przyszłości m łodzieży naszej?

K ied y w y k ry to zw iązek tej klęski z innem i, k tó re od pół ro k u niszczą nas m o raln ie i m ateryalnie?

K ie d y najżyczliw si nam obcy obserw atorow ie poró­

w n a li nasz b o jk o t szkolny z w ybijaniem szyb w oknach w łasnego m ieszkania, przez zdenerw ow a­

n ą „P oluszę“ (Ruś), albo z nieszczęsną k ru c y a tą dzieci

(15)

- 11

średniow iecznych 1212 r , ro zp rzed an y ch w niewolę Saracenom , przez niegodziw ych h an d larzy (TIoyue des Revues).

M ógłbym z w łasnych b ad ań historycznych po­

kusić się o c h a ra k te ry sty k ę popędu samobójczego, ja k i objaw ia się w narodzie polskim od połowy X V II wieku, a trw a, niestety, do dziś dnia. Ale m anji tej nie potrafiłbym uleczyć najm ocniejszem zaklęciem zw łaszcza w grom adach, k tó re m i nie ufają i u ch a nie przychylają. Słyszę o zaciętości n iek tó ry ch przyw ódców bezrobocia szkolnego, po­

suw ającej się aż do tłu m ien ia wolnego głosu w spół­

obyw ateli zabiegam i stro n n ic z e m i: nie p rz y p u ­ szczam wszakże, aby zdołali zahypnotyzow ać spo­

łeczeństwo całe; nie poddaję się rozpaczy i śm iem spodziewać się, że owi przyw ódcy m oże i sam i w y ­ rzek n ą się uporu, g d y się p o rad zą własnego su­

m ienia.

Tadeusz Korzon.

(16)

L I S T O T W A R T Y .

W odpowiedzi n a liczne p y ta n ia i z a rz u ty

w t spraw ie szkolnej pośpieszam oświadczyć, co m i głos obow iązku dyktuje.

P rz y zasadach trw a m niew zruszenie, celu z oka nie spuszczam , w tej spraw ie nie potrzebuję nic od­

woływać, nie m am nic do popraw ienia.

Z asad y i cele nie n a g in a ją się do w ypadków , lecz drogi i środki do nich przystosow ać się m uszą.

Co było celowem w danej chwili, przestaje niem być z okoliczności zm ianą.

U pór w postępow aniu drogą od celu odd alają­

cą dla tego tylko, że się ju ż raz n a n ią weszło, w trz y m a n iu się środków raz obranych pom im o szkodliwości ich p rzy stosow aniu w yśw ietlonej, zdaje się być bardzo dalekim od m ądrości. Gdy droga niew łaściw a, a środek .bezskutecznym się okazał, z drogi zaw rócić, innych środków chwycić się należy. D zień dniowi, a noc nocy now ą p rze­

k azuje naukę. P a trz y m y , rozw ażam y, o ryentujem y się i do celu zm ierzam y. Tylko potępieńcza pycha i w ystępne zaślepienie m ogą pow strzym yw ać oby­

(17)

- 13 -

w ateli od ośw iadczenia, iż przekonali się, że o b ra­

n ą drogą i tem i środkam i nie dopnie się celu. Nie obniżając naszych żądań, nie tra c ą c nadziei, że ziścić się m uszą, nie m am y p raw a u tru d n ia ć ich spełnienia, odw racać w inniśm y zgubne dla naszego n aro d u usiłow ania, zm ierzające do pozbaw ienia nas szkół publicznych. Są one naszem i, przez nas w w iekow ych dążeniach w ytw orzonem i i pom im o w szelkich przeciw ieństw naszem i być w inny i będą.

W edług m ego przekonania, o partego n a do­

kładnej znajom ości tego w szystkięgo, co w tej spraw ie we w szelkich m ożliw ych k ieru n k ach i for­

m ach w ypow iedziano, m łodzież n asza n au k ę p rz e r­

w aną od w rześnia rozpocząć w inna, i te korzyści, ja k ie nowe praw o zapew nia (m iędzy k tó re m i naj- w ażniejszem w zbronienie prześladow ania języka polskiego poza lekcyam i) we w łaściw ym zakresie spożytkow ać m usi, by k ro k nap rzó d ku osiągnię­

ciu pożądanej i należnej n a m szkoły uczynić.

Rodzice i dzieci w ty m k ieru n k u zrozum ieją się zupełnie. — C zyńm y cośm y pow inni, a stanie się co stać m usi.

D la p y chy zw ycięzkiej m am y wielokroć p ro ro ­ czo ziszczoną odpraw ę Starow olskiego

„ F o rtu n a variabilis — Deus m ira b ilis“.

10 sierpnia 1905 r

A d o lf P eplow ski.

(18)

Szanowny Hrabio Ordynacie!

N a uprzejm e w ezw anie do w zięcia udziału w Sesyi w torkow ej (d. lllip c a ) , k tó ra spraw om szkol­

nym m a być poświęcona, jestem zm uszony odpo­

w iedzieć odm ownie a to, przedew szystkiem ze w zglę­

dów zdrow ia. Od w ypow iedzenia poglądu m ego na sm u tn ą i co gorsza, n a złow różbną spraw ę bezrobo­

cia, czyli t. zw. s tra jk u szkolnego, nie w ym aw iałem się, będąc w ezw anym n a poprzednie posiedzenie i wówczas przesłałem w liście do m ecenasa Pepłow- skiego, w ym otyw ow ane zdanie o tej nieszczęsnej spraw ie. Zdaw ałoby się zatem., że nie pozostaje mi nic innego do uczynienia, ja k powołać się n a mój list z d. 29 czerw ca, i prosić aby go odczytano szanow ­ nem u zgrom adzeniu. L ist te n w szakże dzisiaj nie je s t już w ystarczającym . P o 29 czerw ca zaszły oko­

liczności, k tó re spraw ę szkolnego bezrobocia z a ­ ostrzyły, w prow adzając społeczeństwo, za jej pośre­

dnictw em , niejako w stan zapalny. W obecnej chw i­

li trz e b a sobie gruntow niej i szczegółowiej zdać spraw ę z tego: czem jest. czem będzie i ja k ie n a stę p ­ stw a w yw oła bezrobocie szkolne. Społeczeństwo

(19)

15

bow iem n a w e t w im ię najsłuszniejszego p o czu cia krzy w d y narodow ej, nie m oże n a oślep ch w y tać się środków o nieobliczalnych następ stw ach i nie p o ­ winno w ybierać ta k ic h dróg, k tó re je od n a jd o n io ­ ślejszych celów oddalają, zam iast zbliżać.

W szelki stra jk szkolny jako środek przym usu w yw artego n a rząd, w t celu zdobycia szkoły z ję z y ­ kiem w ykładow ym polskim , je st pod w zględem po­

lity czn y m bez w artości — prócz tego je st dla społe­

czeństw a polskiego niezm iernie niebezpiecznym , bo obniża poziom ośwriaty i stw a rz a dla m łodych poko­

leń coraz to gorsze w aru n k i cyw ilizacyjne. Szkoła rządow a podaje m łodzieży zasób w iadom ości n ie­

zbędnych dla życia społeczno-ekonom icznego w p a ń ­ stwie. P o d aje ona m łodzieży uzbrojenie niezbędne do w alki z przeciw nościam i i do zdobycia sobie od­

pow iedniego stanow iska. N iew ątpliw ie, język w y­

kładow y rządow y, czyni ze szkoły in sty tu cy ę m i­

ja ją c ą się z celam i pedagogicznem i, u tru d n iając ą nau k ę i k ręp u jącą rozwój oraz postęp p ra c y szkol­

nej. W k ażd y m razie, szkoła rządow a daje, p e­

wien, choćby m in im aln y zakres niezbędnych w ia ­ domości, przyzw yczaja i zm usza m łodzież do p ra ­ cy oraz do karności, a w końcu daje jej pew ien z a ­ kres u p raw n ień bez k tórego spełnienie w ielu obo­

w iązków publicznych, byłoby dla niej niezm iernie utru d n io n em . S tra jk szkolny, w im ię tego, że szko­

ła rządow a je s t w adliw ą i udręczającą, niszczy całą jej działalność nie stw arzając n a to miejsce nic do­

(20)

16 -

datniego. Przedew szystkiem bowiem stra jk szkolny dem oralizuje m łodzież szczepiąc w niej'zam iłow anie do p ró żn iactw a i, co gorsza, szczepiąc nieposłuszeń­

stwo w zględem w ładzy rodzicielskiej. Skłonność do pró żn iactw a byw a w praw dzie osłanianą różne- m i m otyw am i, ja k np. koniecznością pośw ięcenia się dla dobra przyszłych pokoleń i zm arnow ania swego losu dla zdobycia polskiej szkoły. Z tem w szystkiem pozostanie to fak tem niezaprzeczonym , że stra jk szkolny zaszczepia próżniactw o tem upor- czywsze i szkodliwsze, im dłużej owo bezrobocie istnieje, Nie m a też p rzy k ład u n a zachodzie E u ro ­ py, aby zapom ocą s tra jk u szkolnego, zw łaszcza w średnich zakładach, dążono do zdobycia n a ro ­ dowej szkłoły. Grdyby ta k ie przem yślane i św ia­

dom e usunięcie się od w ykładów szkolnych nie było przeciw nem przew odnim zasadom w ycho­

w ania publicznego, w idzielibyśm y od daw na s tra j­

ki szkolne w W. X. Poznańskiem . Społeczeństw o polskie w te j dzielnicy p atrzy ło od daw na z n ie­

u sta ją c ą tro sk ą n a cele germ anizacyjne szkoły p ru ­ skiej, z której w ygnano kapłanów katolickich, a w y­

kład relig ii w języ k u niem ieckim pow ierzono pro- fessorom św ieckim . Mimo to w szystko jednak, nie pow stała w P o z n a ń sk ie m , ani n a chwilę, m yśl s tra jk u szkolnego, — a to nie pow stała dla tego, że używ ając starego w y rażenia, stra jk stanow i m edy­

cynę gorszą od choroby, czyli, że je s t środkiem lecz­

n iczy m ran iący m i z atru w ający m organizm sp o ­ łeczny.

(21)

17

Zw olennicy stra jk u szkolnego najkategorycz- niej zaprzeczają tem u, aby bezrobocie szkolne m o­

gło zaszczepiać w m łodzieży próżniactw o. P rzecież nieuniknionem n astępstw em bo jk o tu szkoły rządo­

wej je s t (jak mówią) ta jn e nauczanie, dające m ło­

dzieży m ożność pow etow ania s tr a ty czasu z pow o­

du opuszczenia szkół rządow ych. I to przypuszcze­

nie opiera się n a zupełnem złudzeniu, bo szkoła t a j­

n a nie zdoła poskrom ić bezkarności i swawoli, a tem sam em zapobiedz próżniactw u. Istn ieją w obecnej chw ili fak ta, k tó re zad ają k łam ow ym złudzeniom a w niedalekiej przyszłości ujrzem y ich daleko więcej.

Z kolei rzeczy, należy się zastanow ić n ad tem : czem m oże być szkoła ta jn a w naszem społeczeń­

stw ie? — należy się n ad te m zastanow ić dla tego, aby nie uledz chorobliw ym złudzeniom , k tó re się nie m ogą ziścić w przyszłości. Jed y n ie państw o, za pośrednictw em organów w ychow ania publicznego, m oże w ykształcić odpow iednie siły nauczycielskie, i te siły w p ra c y pedagogicznej skutecznie i nie­

u stan n ie kontrolow ać. P ra c a nauczycielska m usi być ja w n ą i nie wolno jej się usuw ać od odpow ie­

dzialności wobec w ładz rządow ych, a przedew szyst­

kiem wobec w łasnego społeczeństwa.' Bez owego nieustającego, podw ójnego czuw ania n ad stan em nauczycielskim , zboczy on, prędzej czy później na m anow ce i swe b raki a n aw et swe n ad u ży cia osłoni pozornem i p o ży tk am i narodow o uśw iadom ionej szko­

(22)

- 18

ły. T a jn a szkoła nie może m ieć w obecnej chw ili dostatecznych sił nauczycielskich, a tw ierdzenie j a ­ koby w ielu dośw iadczonych nauczycieli znaleść było m ożna po naszych biurow ych zakam ark ach , je s t ty l­

ko naiw nem złudzeniem tych, k tó rz y nie m a ją w y ­ obrażenia o tem , ja k ie w ykształcenie w inien m ieć nauczyciel w obecnej dobie. Posiłkow anie się zaś niedokształconym i nauczycielam i, lub starszym i stu d en tam i i n adaw anie korepetycyom znaczenia naukow ego w ykładu, w yw rze n a m łodzież wpływ jak n ajg o rszy , albow iem próżnow aniu n a d a pozory n au k i i zaspokoi sum ienie m ało w y m agających r o ­ dziców.

N a zw yrodnienie szkoły tajn ej wpłynie potężnie b rak odpow iedzialności tejże wobec społeczeństw a.

Społeczeństw o jedynie niedostatecznie i dorywczo będzie się m ogło dowiedzieć o szczegółach szkol­

n ictw a tajnego, a w d o d atku org an y ta jn e u sp ra ­ w iedliw ią w szelkie b raki, n ad u ży cia i drożyznę n au czan ia w im ię tego, że je st ono pośw ięceniem się dla dobra publicznego. Jak ąk o lw iek była szkoła rz ą ­ dow a z językiem w ykładow ym i personelem n au czy ­ cielskim (w znacznej części) rosyjskim , m iała ona tę n iew ątp liw ą wyższość n ad szkołą ta jn ą , że społe­

czeństw o polskie m ogło ją w każdej chwili k ry ty k o ­ wać, w y ty k ać złe k tó re w niej tkw iło, a w dom u u z u ­ pełniać jej b raki, za pośrednictw em troskliw ości ro ­ dzicielskiej i czujności społecznej. Szkoła rządow a, jakkolw iek niedostateczna, w adliw a i udręczająca,

(23)

- 19 -

p o d trzy m y w ała w śród m łodzieży poczucie obow iązku uczenia się, aby być pożytecznym członkiem rodzi­

ny i społeczeństw a. Szkoła ta jn a u ta i przedew szyst- kiem w szystkie swe w ady, nie pow strzym a pró żn iac­

tw a m łodzieży, a w d o d atk u za niew y starczającą n au k ę każe sobie drogo zapłacić.

N ajgorszem jed n ak n astęp stw em grozi te r r o ­ ryzm p ra g n ą c y stra jk i szkolne i ta jn e n au czan ie n a ­ rzucić społeczeństw u polskiem u. W iększość rodzi­

ców niezam ożnych i ubogich je st przeciw ną stra jk o ­ wi i ta jn e m u nauczaniu, k tó re je s t dla n ich za dro- giem. Rodzice zam ożniejsi są w tej m ierze wyro- zum ialsi, a pew na część pedagogów sp rzy ja ta jn e ­ m u n au czaniu, poniew aż ono lepiej się im opłaca i uw alnia ich od fachowej i urzędow ej odpow ie­

dzialności. W każdym razie stra jk i ta jn e n au cza­

nie w yw ołają w nieuniknionem n astęp stw ie ro z te r­

kę społeczną, w form ie niebyw ale dokuczliwej i niebezpiecznej. T e rro ry zm strajkow y, skrzyw dzi bowiem rodziców ubogich i niezam ożnych, n a k a z u ­ ją c im p rzy k ład ać się do zaw iązania losu swoim

dzieciom. W iększość ty c h rodziców nie ulegnie terro ry zm o w i i sk u tk iem tego stan ie się przedm io­

tem prześladow ania i różnych dokuczliwości. Roz­

terk a nie o graniczy się w yłącznie n a obrębie kół ro­

dzicielskich, przejdzie ona do dzieci, czyli do ucz­

niów, dzieląc ich n a obozy nienaw idzące się w za­

jem nie i zatru w ające sobie szczęśliwe chwile kole­

żeństw a szkolnego.

(24)

- 20

W reszcie przym usow y s tra jk i ta jn e nauczanie w yw ołają fataln e widmo nieposłuszeństw a dzieci w zględem rodziców. R odzina w inna być spojona nierozerw alnem i w ęzły zgody w ew nętrznej i m iłości w zajem nej rodziców z dziećm i. Pośw ięcenie się ro ­ dziców d la dzieci, w dzięczność i p rzyw iązanie dzie­

ci do rodziców, stw a rz a owego ducha rodzinnego, k tó ry je s t podstaw ą porządku społecznego, pierw szą szkołą posłuszeństw a i obow iązku publicznego. T y l­

ko ta k a zgodna i jed n o lita rodzina, w której p rzy ­ wiązanie zobopólne nie pozw ala pow stać żadnej w e­

w nętrznej rozterce, je s t zaw iązkiem d o b ra pospoli­

tego i nieprzebranem źródłem sił etycznych dla k a ż ­ dej narodowości. N aw et despotje w schodnie osła­

n iały w zakresie życia indyw idualnego pow agę r o ­ dzicielską. P a ń s tw a zaś ucyw ilizow ane (A nglija i B rab an t. P a u v re hom m e dans sa m aison roy est) szczyciły się z tego, że dom rodzinny najuboższe­

go obyw atela, jego gniazdo domowe czyniły nieprzy- stępnem d la najw iększych m ocarzy św iatow ych. J e ­ żeli też w nauce polity k i zyskało sobie uznanie orze­

czenia ś-go A u g u sty n a „regnum in se divisum de- so la b itu r“ ; jeżeli rozum iem y doniosłość słów S k a r­

gi, k tó re ciskał sejm ującym : „Rozdzieliło się serce ich, te ra z p o g in ą “, to czegóż należy oczekiwać od teoryi, k tó ra rozdw aja i z a tru w a serce i d u ch a ro ­ dziny. Podszczuw anie więc dzieci przeciw sw ym ro ­ dzicom i to w im ię sam ozw ańczego m a je sta tu t a j ­ nych nakazów je st w ypływ em n a u k i politycznego

(25)

- 21 -

obłędu, k tó ra dąży do sam obójstw a własnej naro d o ­ wości, Z aznaczyć jeszcze w inienem , że wszelki terro ry zm nie przysługuje narodow ości, jak o pias- tunow i pierw iastków etyczno-politycznych. N aro­

dowość pow inna zdobyw ać serca i um ysły słusz­

nością swej spraw y oraz spraw iedliw ością swych dążeń. W ty m k ieru n k u przysługuje jej w ielka, n ie­

zaprzeczona pow aga (auctoritas) ale nie może niw e­

czyć swobody indyw idualnej i w dzierać się w zakres praw rodzicielskich przem ocą i w ładzą (potestas), k tó re n a w e t p ań stw u nie przysługują.

N iem ogę w końcu pom inąć m ilczeniem tej oko­

liczności, że strajk i szkolne i ta jn a szkoła, m ącą społeczeństw u polskiem u spokój. O dbierają m u rów now agę w łaśnie w tej chwili, w której spokoju, row now agi i zjednoczenia w dążeniu najwięcej po­

trzebuje. Z n ajd u jem y się obecnie w położeniu, w jak iem się znalazło K rólestw o Gralicyi po 1866 ro ­ ku. Szczęśliw ym zbiegiem okoliczności w szystkie nasze stro n n ictw a przyszły do przekonania, że p o ­

w stanie byłoby najw iększem dla nas nieszczęściem , którego p ra g n ą ć m o g ą ty lko nasi wrogow ie. T y m ­ czasem te rro ry z m strajkow y, stw arza atm osferę p ra ­ wie rew olucyjną, k tó ra grozi zm arnow aniem wszel­

kich korzyści, jakie nam niespodzianie dało samo położenie rzeczy, sam zbieg okoliczności. Jeżeli k ie­

dy to dziś je st niem ożliw em hasło „albo w szystko, albo nic", bo dziś w łaśnie zrobiono wyłom w p raw o­

daw czym m urze, k tó ry m n ieu stan n ie od roku 18,64

(26)

22

p rzy tłaczan o życie narodow e; dziś k ażd a chwila, przynieść n am m oże nowe ustępstw a, gdy ty m c z a ­ sem o dm ęt row olucyjny grozi n am o stateczną z a ­ gładą.

Gralicya po r. 1866 d ała n am najlepszy p rz y ­ kład, ja k w podobnem położeniu postępow ać należy, chcąc zdobyć stanow isko odpowiednie naszem u narodow i. O statecznie jestem zdania, że s tra jk i i nauczanie tajn e, są środkam i politycznym i n a j­

gorszym i, ran iący m i organizm w łasnego społe­

czeństw a, obniżającym i poziom ośw iaty i stw a rz a ­ jącym i chaos pojęć. T rzeb a ażeby społeczeństwo polskie w ystąpiło stanow czo i energicznie przeciw ko przym usow em u strajkow i oraz aby w sparło swo­

bodę indyw idualną rodziców ubogich i niezam o­

żnych. Owo poparcie społeczne nie jest bynajm niej absolutnem zgodzeniem się n a system ped ag o g i­

czny dzisiejszej doby, albow iem społeczeństw o n a drodze legalnej dom agać się będzie tak ieg o u p ra ­ w nienia szkoły, aby ona m ogła należycie pielęgno­

w ać i rozw ijać d u ch a narodow ego.

Sam , H rabio O rd y n a c ie ! przysięgałeś jak i ja, n a s ta re b erła uniw ersyteckie w H eidelbergu, iż w iecznie praw dzie służyć będziesz i nie poświęcisz jej dla żadnych w zględów osobistych, publicznej, czy p ry w atn ej n atu ry . Zrozum iesz więc dobrze dla czego w mym liście unikałem niedom ów ień, uspraw iedliw iali a przede wszy stkiem ukryw ań, To com napisał, nie je s t bynajm niej rzeczą p u b licy sty ­

(27)

23 -

czną, m ającą budow ać zło ty m ost zgody i porozu­

m ienia, ale m ojem głębokiem przekonaniem poli- tycznem , za k tó re w całości p rzy jm u ję odpow ie­

dzialność wobec społeczeństw a polskiego.

Proszę p rzy tej sposobności przy jąć zapew nie­

nie m ego wysokiego szacunku i pow ażania

Jllexander Tiembowski.

d. 11/7. 1905 r.

(28)

L I S T O T W A R T Y .

M ylą się ci, k tó rz y odpow iedzialność za stra jk szkolny sk ład ają n a agitacyę: od daw ien daw na bowiem stw ierdzoną je s t rzeczą, że w szelka agita- cya w tedy jedynie m oże m ieć w idoki pow odzenia, kiedy n a tra fi n a g ru n t po d atn y . Otóż ta k i g ru n t p o d a tn y był, a u p raw iła go szkoła ze sw ym sy ste­

m em , szkodliw ym zarów no pod w zględem um ysło­

wym , ja k m o ra ln y m : stra jk był uczuciow ym p ro ­ testem , pow iedziałbym n aw et in sty n k to w y m o d ru ­ chem przeciw ko tem u system ow i. Później dopiero zaczęła być czynną ag itacy a, k tó ra odruch uczu­

ciowy uśw iadom iła i usankcyonow ała niejako, n a ­ dając m u c h a ra k te r św iadom ego środka, w iodącego do celu, a raczej do dw u celów. P ierw szym je s t — usunąć m łodzież z pod w pływ u szkoły rusyfika- c y jn e j; drugim — dobić się szkoły polskiej, odpo­

w iadającej p ragnieniom społeczeństw a; pierw szy m a c h a ra k te r n eg aty w n y i je st doraźny, d ru g i m a c h a ra k te r pozytyw ny i w ybiega w przyszłość.

(29)

25 -

Że obydw a są bardzo w ażne i ogrom nie pożą­

dane, o te m n ik t z nas chyba nie w ątpi; więc idzie 0 to jedynie, czy środek je s t dobry, czy jest, jeżeli nie p o ży teczn y / to przynajm niej dla dobra m ło­

dzieży nieszkodliw y i czy isto tn ie prow adzi do upragnionego celu. M ojem zdaniem , je st szkodliwy 1 do upragnionego celu nie prow adzi, i dla tego nie w ahałem się n a luto w y m w iecu rodzicielskim w cale nie dw uznacznie w ystąpić przeciw ko strajkow i, skoro prosiłem publicznie k u ra to ra okręgu n au k o ­ wego o odroczenie te rm in u otw arcia szkół n a d zie­

sięć dni, — w tej nadziei (k tó ra była złudną), że przez te dziesięć dni u d a się odpowiednio w pły­

nąć n a opinię publiczną.

Obecnie, poczytuję za swój obowiązek w ytłó- m aczyć się, d la czego byłem tego zd an ia i dla cze­

go do dziś d nia go nie zm ieniłem .

Z acznę od celu pierwszego. S tra jk szkolny je ­ dnym zam achem usunął m łodzież z pod w pływ u szkoły rosyjskiej: cel neg aty w n y , doraźny zo stał od ra z u dopięty. Tak, to praw da, ale czy n ie w ą tp li­

wa korzyść, o siąg n ięta tą drogą, przew yższa, a p rzy ­ najm niej czy rów now aży w szystkie szkody, ja k ie stra jk w yrządza, — bo, że stra jk w yrząd za szkody, n a to zg ad zają się n aw et jego zw olennicy? W edług m ego najgłębszego przekonania, nie przew yższa, a n aw et nie rów now aży, — dla wielu, bardzo wielu przyczyn, z k tó ry c h tu ta j w ym ienię je d n ą tylko, n ajw ażn iejszą: zw racano w praw dzie n a n ią ju ż nie­

(30)

- 26

je d n o k ro tn ie uw agę, ale, jeżeli się nie m ylę, n ie ­ dostatecznie i z m ałym naciskiem .

Oto stra jk szkolny ma-*—w sk u tk ac h swoich — ch a ra k te r w ybitnie ary sto k raty czn y , a to dla tego, że pociąga za sobą konieczność u o rganizow ania n a ­ uki p ryw atnej, domowej, z tej zaś k orzystać może jedynie m łodzież bogatsza, — i to bogatsza pod w zględem nietylko m atery aln y m , ale i m oralnym : pod w zględem m atery aln y m , bo n a u k a dom ow a je st od publicznej bez porów nania kosztow niejsza, a za ­ tem dla bardzo wielu, pom im o znanej ofiarności n a ­ szego ogółu, niem ożliwa; pod w zględem m oralnym zaś—z następującego powodu:

Ideałem n au czan ia je st uczyć dziecko bez ża­

dnego przym usu, lecz pom iędzy ideałem a rzeczy­

w istością zachodzi rozdźw ięk bolesny. T rudno w y ­ m ag ać od każdego dziecka (a n aw et od każdego m łodzieńca), aby zrozum iało całą doniosłość, poży­

tek i piękność nauki, skoro i w śród dorosłych nie każdy to rozum ie. W dobrą wolę, w szlachetność, w p atry o ty z m naszej m łodzieży w ierzę bardzo m oc­

no, to też bynajm niej nie w ątpię o skuteczności t a ­ kich słusznych i pięknych słów: „Uczyłeś się w szko­

le rosyjskiej, te m lepiej i chętniej pow inieneś się uczyć w szkole polskiej “. Ale czy na długo ta k a zach ęta w y starczy wobec niew yrobionego jeszcze c h a ra k te ru m łodzieży, czy zastąp i przymus szko­

ły publicznej — przym us pod p o stacią o rg a n i ­ ż ą c y i, s y s t e m a t y c z n o ś c i i p u n k t u a l n o ­

(31)

- 27 _

ś c i (bo zastrzeg am się wyraźnie: że tylko i tyl­

ko ta k i przym us m am n a względzie, — nie „ko­

zę", nie dw ójki" i „p a łk i“ i inne środki „pedago­

giczne", k tó ry m i ta k często szafow ała u nas obecna szkoła)? Otóż m yślę, a n aw et jestem pew ny, że dla większości m łodzieży— nie, nie i nie; dla te g o —nie, że cudów ju ż niem a n a świecie, więc nie wierzę, aby na poczekaniu, wśród tych ciężkich w arunków , w k tó ry c h dziś żyjem y, m ogły na nowo przyjść cza­

sy, k tó re w ydały „Odę do m łodości". One przyjdą kiedyś, przy jd ą jeszcze n ieraz i nie dw a razy, o g a r­

nie jeszcze kiedyś naszą m łodzież tak i sam św ięty i błogosław iony zapał do nauki i postępu m oralne­

go, jak i n a początku X IX w. ogarnął m łodzież w ileń ­ ską i krzem ieniecką, — w to w ierzę mocno i świę­

cie, bo. jako nauczyciel, znam naszą młodzież, wiem, że nie zbyw a jej n a uczuciach najszlachetniejszych i poryw ach najpodnioślejszych: ale, raz jeszcze, na poczekaniu te czasy przyjść nie m ogą, bo — niem a jeszcze zew nętrznych w arunków po tem u (co nie naszą je s t winą). Będzie się uczyła gorliw ie z trw a ­ łym zap ałem —szczęśliwsza, bogatsza pod w zględem m o raln y m mniejszość i ona tylko w całej pełni sko­

rz y sta z dobrodziejstw n au czan ia p ry w atn eg o , większość zaś dośw iadczy n a sobie złych skutków strajk u .

Oto dla czego, stra jk szkolny m a, m ojem zd a­

niem , i pod w zględem m o raln y m c h a ra k te r a ry sto ­ kraty czn y , a zatem je st dla większości krzyw dą.

(32)

- 28 -

Ale powie k to : „Jesteś w sprzeczności sam z sobą; m ówisz o w arunkach, w ytw arzający ch z a ­ pał m łodzieży, a przecie to w łaśnie zła szkoła gasi go i tłu m i". O dpow iem : praw da, — i dla tego właśnie, że praw da, należy ze w szystkich sił dążyć do p o siadania szkoły w łasnej, polskiej, zarów no p ry w atn ej, ja k państw ow ej. Ale czy stra jk szkolny prow adzi do tego celu? Z daje m i się, że nie.

W rozum ow aniu tych, k tó rz y tw ierdzą, że

„tak ", tkw i, jeżeli się nie m ylę, bardzo pow ażny błąd logiczny, płynący z fałszywej analogii. Robo­

tn ic y zapom ocą s tra jk u dobijają się lepszych w a ­ runków b y tu , a zatem i m łodzież zapom ocą „ s tra j­

ku szkolnego" dobija się lepszych w arunków n a ­ uczania, to je st szkoły polskiej. Otóż t a analogia je s t zupełnie fałszyw a. Bo od kogo robotnicy dobi­

ja ją się lepszych w arunków b y tu ? Od pracodaw ­ ców. A pracodaw cy dla czego u stęp u ją? Może z po­

budek a ltru isty c z n y e h ? z miłości chrześcijańskiej?

W olne ż a rty ! U stępują, bo ustąpić m uszą, bo bez robotników obejść się nie m ogą. W ięc jakoż tu a n a ­ logia pom iędzy strejkiem robotniczym a .. strejkiem szkolnym ". Choć byśm y n a w e t przypuścili, że uczniowie są ro b o tn ik am i (na co się zgodzić trudno), to czy w ładze kierow nicze są pracodaw cam i ? Ależ one doskonale się obejść m ogą bez uczącej się m ło­

dzieży polskiej — ja k o te m może coś powiedzieć h isto ry a po ro k u 1831, kiedy to zam knięto dw a u n iw ersy tety polskie, a i rosyjskiego nie otw orzo­

(33)

29 -

n o ! Nie łu d źm y się ani n a c h w ilę : s tra jk szkolny je st przeszkodą do u zy sk an ia szkoły polskiej, nie pom ocą, może n aw et więcej je st wodą n a cudzy młyn.

T ak ie je s t m oje zdanie, płynące nie tylko z ro ­ zum ow ania, ale i z serca. Serca swojego jestem p e w n y : w ie m , że kocham społeczeństwo swoje i m łodzież naszą, i tej m iłości ani p raw a do niej nie odbierze m i n ig d y n ik t ani nic; jeżeli więc i rozum o­

w anie m oje jest słuszne, jeżeli n ap raw d ę stra jk szkol­

n y jednego celu, szkoły polskiej, nie osiąga, a drugi, usunięcie m łodzieży z pod w pływ u system u p ed ag o ­ gicznego dzisiejszego w praw dzie osiąga, ale jed n o ­ cześnie pociąga za sobą cały szereg złych skutków , k tó ry c h nie dośw iadcza jedynie tylko mniejszość, a k tó re dla większości są ciężką krzyw dą: to w nio­

sek będzie tak i, że, dążąc ustaw icznie, niezłom nie, ze w szystkich sił do uzyskania szkoły polskiej, nie- ty lko pryw atnej, ale i państw ow ej, stra jk szkolny należy przerw ać.

Ign. Chrzanowski.

Warszawa

,

16 sierpnia 1905 r.

(34)

Na zebraniu w dniu 11 lipca r. b. ordynat Maurycy hr. Zamoyski przem ów ił w te mniej więcej sło w a :

„Poniew aż była m ow a o stronnictw ach, a w szystkim wiadom o, jakiego stro n n ictw a b arw y m am zaszczyt nosić, m uszę w tem m iej­

scu stw ierdzić, że zostałem zaproszony przez Szanow nego gospodarza nie jak o członek stro n ­ n ictw a politycznego, lecz jako obyw atel, kto- ry żyje życiem k ra ju w łasnego, i k tó ry w szy­

stko, co kraj boli jaknajżyw iej odczuwa.

P oczuw am się więc do obow iązku w ypo­

w iedzenia osobistego i niezależnego zd an ia w w ażnej spraw ie publicznej stra jk u szkolne­

go, przychodzącej dzisiaj pod obrady. Z d a ­ nie m oje m oże być o tyle niekom petentne, że d o tąd nie m iałem tego, co nazywTam y najw ięk- szem szczęściem i najw iększą tro sk ą — nie m iałem dzieci. N adto, w ychow any z ag ran icą nie dośw iadczyłem ciężaru szkoły rusyfika- cyjnej. P oczytyw ałbym sobie je d n a k za nie-

(35)

31 -

szczęście, gdyby mój syn w takiej spraw ie oparł się mojej woli i m ojem u przekonaniu.

D ługo tłu m io n y p ro te st całego społeczeń­

stw a przeciw ko szkole rusylikaey jnej w yraził się przez u sta uczniów , najbliżej zainteresow a­

nych i p rzy b rał k sz ta łt stra jk u szkolnego.

Poniew aż jed n ak ja sn ą je s t rzeczą, że do s ta ­ now ienia w spraw ach krajow ych niezbędną je s t w ielka rozw aga i doświadczenie, nie uznaję p o ­ lity k i, robionej przez m ałoletnich, a k raj, w kt ó­

ry ni by ta k a p o lity k a p rzem ag ała, skazany b y ł­

by, zdaniem m ojem . n a zagładę. P ro te st m ło ­ dzieży był uspraw iedliw iony, dopóki nie m ieli­

śm y in n y ch dróg do protestow ania, dalsze jego trw an ie m oże wyjść tylko n a ciężką szkodę dla tejże m łodzieży i dla k raju. G dy obecnie otw ie­

ra ją się inne drogi do p rotestu, a w bardzo bliz- kiej przyszłości będziem y m ieli m ożność o tw ar­

tego protestow ania, m am nadzieję, że akcyę tę odbierzem y z rą k m ałoletnich, a podejm ą ją ci, k tó ry c h obowiązkiem je st dopom inać się o p raw a narodu.

(36)

*

«

(37)
(38)

Cytaty

Powiązane dokumenty

„– Spodnie nie dotyczą kota, messer – niezmiernie godnie odpowiedział kocur, – Może polecisz mi, messer, włożyć jeszcze buty? Koty w butach występują jedynie

Żeby dowiedzieć się więcej na temat tego, co dzieje się w konkretnej grupie, możesz przeprowadzić ćwiczenie – poproś uczniów, żeby wyobrazili sobie hipotetyczną

Dlatego jeżeli w domu ma miejsce wspólna modlitwa, uczestniczenie w życiu wspólnoty parafialnej, rozmawia się na tematy religijne, wtedy każdy człowiek, a zwłaszcza

żytą sprawnością zaspakajać wszechstronne a ustawicznie rosnące potrzeby stutysięcznych mas naszego proletarjatu: to też korzystamy z pierwszej sposobności, aby braki te bodaj

dokonuj systematycznych przeglądów włosów dziecka (zwłaszcza okolic karku, skroni i za uszami), staraj się pamiętać o codziennym wyczesywaniu włosów,. podczas zabawy z

Potem w milczeniu pili tę herbatę, grzejąc ręce, i Ignaś, z początku silnie zakłopotany, ośmielił się stopniowo.. Potem ona sobie przypomniała, że ma w plecaku paczkę

Tym bardziej, że funkcjonujące w teorii oraz praktyce rozwiązania związane z wykrywaniem i reagowaniem na sytuacje kryzysowe w przedsiębiorstwach, nie przystają do

serw acji w odniesieniu do K siężyca daje jego terminator (linia, gdzie przylegają do siebie oświetlona przez Słońce i nie ośw ietlona część tarczy). Istnienie