•M. 17. Warszawa, d. 27 Kwietnia 1884, Tom III
TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.
P R E N U M E R A T A „ W S Z E C H Ś W IA T A ."
W W a rs z a w ie : r o c z n ie rs. 6.
k w a r ta ln ie ,, 1 k o p . 50.
Z p rz e s y łk ą pocztow ą: r o c z n ie ,, 7 „ 2 0. p ó łr o c z n ie „ 3 „ 60.
A dres Redakcyi
ATLANTYDA I LEMURYJA.
przez
J. K arliń skiego.
N a krańcach świata starożytnego, poza słu
pami Herkulesa, miała istnieć niegdyś A tlan
tyda, wielki ląd, o którym liczne krążyły po
dania; ląd wspominany przez Strabona i Pla
tona, istniejący w wyobraźni starożytnych, a nieznaleziony przez późniejszych żeglarzy.
Miał on stanowić dalekie przedłużenie Afry
ki po za wyspy K anaryjskie i Azorskie, wsku
tek wstrząśnień wulkanicznych zagrzebany w toniach Atlantyckiego oceanu, nanowo nie
jako przez nicudałe hipotezy botaników Un- gera i H eera wydobyty z zapomnienia, by sta
nowić pomost, po którym formy świata zwie
rzęcego i roślinnego dziś na wspomnianych wyspach oceanu żyjące, ze stałego lądu dostać się mogły.
N a dnie oceanu Indyjskiego, ma spoczywać inny nierównie większy ląd, łączący niejako Afrykę z wyspami Indyjskiego oceanu — Le- muryja, odkryta, że tak powiemy przez an
gielskiego zoologa Sclatera. Na nieistnie
jący dziś ląd ten chciano przenieść kolebkę
K om itet R edakcyjny s ta n o w ią : P . P . D r .T . C h a łu b iń s k i, J . A le k s a n d ro w ic z b .d z ie k a n U n iw ., m a g . K .D e ik e ,m a g . S. K r a m s z ty k , B. R e jc h m a n , m a g . A . Ś ló s a r s k i, p r o f.
T re jd o s ie w ic z i p r o f. A . W r z e ś n io w s k i.
P r e n u m e r o w a ć m o ż n a w R e d a k c y i W s z e c h ś w ia ta i we w s z y s tk ic h k s i ę g a r n i a c h w k r a j u i z a g ra n ic ą ,.
: Podwale Nr. 2.
rodu ludzkiego, nazwano go zaś od mieszka
jących na Madagaskarze i wyspach Sundzkich gatunków małp, stanowiących przejście od czwororękich do innych tworów zwierzęcych, małpozwierzy czyli małpiatek (Lemuridae).
Do rozkrzewienia wiary w istnienie lądu pierwszego, kto wie, czy nie przyczyniły się powieści Yernea; drugiemu, cień bodaj jakie
goś naukowego prawdopodobieństwa nadały hipotezy Haeckla.
Zechciejmy ze stanowiska systematyki zo
ologicznej i nauki o gieograficznem zwierząt rozmieszczeniu zobaczyć, o ile hipotezy o istnie
niu niegdyś tych zaginionych lądów utrzymać się dadzą.
Jak o resztę z niegdyś istniejącej A tlanty
dy, uważać trzebaby wyspy Zielonego Przy
lądka, wyspy Kanaryjskie, Maderę i Azory, albo wreszcie bodaj kilka z tych grup wysp.
Ponieważ Azory najbardziej odosobnione leżą niejako wpołowie drogi m iędzyEuropąa Ame
ryką i ponieważ już ich fizyczna budowa bar
dzo nieprawdopodobnem czyni przypuszczenie, jakoby one niegdyś z Afryką znajdowały się w związku, zechciejmy się przypatrzyć, czy nie ma na nich jakich archaicznych lub wła
ściwych form zwierząt i roślin, któreby jako resztki niegdyś istniejącego świata kontynen
talnego uważane być mogły, lub czy też po
chodzenie fauny i flory wysp Azorskich da się wytłumaczyć bez przyjmowania, że wyspy te niegdyś znacznie obszerniej szemi były, a prze
to jako wystające z toni resztki zatopionego kontynentu uważane być mają.
Te 9 wysp Azorskich leżą na oceanie A tlan tyckim na szerokości Iberyjskiego półwyspu, około 300 mil na zachód od Portugalii. Dno morskie między niemi a kontynentem zapada się do 15000' w głąb, sama zaś grupa wysp tych ciągnąca się mniej więcej 100 mil z zachodu na wschód otoczoną jest niezbyt głębokiem morzem, które jednak już w odległości 70 mil od wysp tych dosięga 10000' głębokości. Już te okoliczności znacznie osłabić muszą wiarę w istnienie połączenia niegdyś z kontynen
tem, a wybitnie wulkaniczny charakter wysp tych sprzeciwia się apriorystycznemu przyję
ciu, że Azory, M adera i wyspy Kanaryjskie, niegdyś jednolitą część jako hipotetyczna A tlantyda tworzyły.
Badania W allacea i innych okazały, że na wyspach oceanu, które nigdy części składowej jakiegoś kontynentu nie tworzyły, niema zwie
rząt ssących, gadów i płazów, gdyż te m ogą tylko lądem lub rzekami powiększyć prze
strzeń pierwotnego swego zamieszkania. N ie
ma ich też i na Azorach, nadto brak tam obok jaszczurek i wężów — żab i ryb słodko
wodnych, jakkolwiek wyspy te, tak klimatem swym, jak zalesieniem zupełnie dobrze do po
bytu zwierząt tych nadają się. Zbyt wielk a odległość wysp tych od Madery, Afryki lub Europy, dostaniu się wpław form om tym sta ła na przeszkodzie.
Ptaki i owady dostatecznie są tam r e p re zentowane, żyje nawet gatunek mały europej
skiego nietoperza, a znachodzące się króliki, łaska, szczury, myszy, karasie i węgorze, nie
wątpliwie sprowadzone zostały przez dzisiej
szych mieszkańców: przemawia za tem wybi
tnie europejski tworów tych charakter. D ro gą naturalną dostały się tam tylko p tak i, owady i ślimaki, im tedy należy słów parę po
święcić.
Ze znanych 53 gatunków ptaków na Azo
rach żyjących, 31 należy do brodzących, lub błotnych, których obecność jako wybornych latawców wytłumaczenia nie potrzebuje. Z tych 31 gnieździ się 20, 11 zaś pojawia się spora
dycznie; wszystkie do europejskiej należą pta- szni. Z pozostałych 22 gatunków ptaków 18
| stale tam przebywa, 4 gatunki czasami tylko pokazują się.
Stałemi mieszkańcami są: myszołów, sowa uszata (Otus deminuta), sowa płomykówka, I kos, raszka (Erythacus rubecula), pokrzewka czarnołbista (Curruca atricapilla), zniczek (Regulus ignicapillus), podkamionka (Saxico~
la stapazina L.), pliszka górska, gatunek zię- by żyjący w Afryce północnej i zachodniej, gatunek gila, kanarek, szpak, dzięcioł mały, turkawka, gołąb skalny, kuropatwa i prze
piórka, wszystko ptaki pospolite na wybrze
żach Europy i Afryki, z wyjątkiem kanarka żyjącego na Maderze i wyspach K anaryj
skich i owego gila wyłącznie Azorom właści
wego. Przypatrując się rozmieszczeniu p ta ków tych na wyspach Azorskich, dziwić się należy, iż im dalej na zachód, tem bardziej zmniejsza się liczba gatunków, tak, że gdy na wschodnich brzegach wysp archipelag Azor
ski stanowiących, jest ich 40 gatunków, to na zachodnich wyspach jest ich 21 zaledwie.
Ptaki te dostawszy się z kontynentu, mimo odległości dzielącej ich od miejsca pierwotne
go zamieszkania, mimo, że tak powiemy odo
sobnienia, wyjąwszy owego gatunku gila, gi
lem azorskim zwanego, nie uległy odmianom.
Tłumaczy się to tą okolicznością, iż burze i wichry nader często sprowadzają, a raczej zapędzają przedstawicieli gatunków tych z kon
tynentu Europejskiego lub Afrykańskiego, przez co wytworzenie odmian jest już wstrzy
mane, podczas gdy gil zazwyczaj lesistych oko
lic się trzymający, nie tak łatwo zagnany by
wa, przez co okazy zagnane raz, pozbawione dobroczynnego niejako działania form typo
wych, parząc się między sobą, snadnie w od
mianę, a z czasem w gatunek nowy zamienić się mogły.
Nieliczne gatunki motyli, much, błonkówek i pluskwiaków, tą samą co ptaki dostały się drogą; łatwo odszukać się dadzą w Europie i Afryce.
Z całej fauny chrząszczów żyjących na wy
spach Azorskich 175 gatunków, należy do europejskich; 101 z tych 175 dostało się nie
wątpliwie z ludźmi i ich sprzętami, 23 gatun
ków z pozostałej reszty nie znaleziono dotych
czas na żadnych wyspach, tak że zapewne wprost z Europy w lot się dostały. 36 gatun
ków nie znaleziono w Europie, ale 19 z tych
36 żyje na Maderze i wyspach Kanaryjskich,
Nr. 17.
W S Z E C H Ś W IA T .259 3 są pochodzenia amerykańskiego, a 14 nie
jznaleziono nigdzie, ja k tylko.na Azorach.
Te 14 gatunków po większej części pokre
wne są europejskim lub żyjącym na afrykań- skiem pobrzeżu: jeden z tych jest nader do amerykańskiego zbliżony, dwa inne tak dale- ' ce od znanych dotychczas się różnią, iż odo
sobnione prawie miejsce zajmują w systema-
jtyce.
W każdym razie chrząszcze wysp Azorskich więcej przedstawiają rozmaitości niż ptaki, co się jednak łatwo tłumaczy tem, że chrząszcze na daleko większą liczbę rozpadają się gatun
ków, daleko liczniejsze zostawiają potomstwo, nader łatwo pod działaniem wpływów zewnę
trznych przystosowują się do otoczenia, dale
ko częstszym i liczniejszym ulegają odmia
nom, a wreszcie daleko większe mają szanse w osiągnięciu dalej położonych okolic. W iatr, jako lżejsze, o wiele dalej przenieść je potra
fi, a w pniach pędzonych prądem fal ich jaja za korą lub gąsienice w miąszu drzew dość łatwo z miejsca na miejsce przeniesione być mogą. W ten ostatni sposób zapewne owe 3 gatunki amerykańskie, gatunek sprężyka (Ela- ter) i dwa gatunki kózek (Longicornia), żyją- | cych na drzewach, prądem fal zagnane zostały na te wyspy. Inny gatunek sprężyka, dziś żyjący na Azorach, pochodzi niewątpliwię z M ada
gaskaru i wysp oceanu Indyjskiego, a poja
wienie się tu jego w dwojaki możnaby wytłu
maczyć sposób: Fauna chrząszczów na M ada
gaskarze, przedstawia tę osobliwość, że oka
zuje pokrewieństwo do form we wszystkich częściach świata niemal żyjących, co dowo
dzić się zdaje, źe to są bardzo stare formy, które ongi wszędzie rozpowszechnione były, a które dziś jako szczątki w niektórych nie- stykających się z sobą żyją miejscowościach, a to tem prawdopodobniej, iż M adagaskar okazuje w faunie swej bardzo stare, gdziein
dziej już wymarłe formy. Drugie również mo
żliwe tłumaczenie byłoby to, źe w tym przy
padku prądy morskie ^przeniosły pnie drzew, a z niemi i chrząszcze, jużto jako jaja, jużto jako gąsienice z M adagaskaru na Azory, gdyż stwierdzono, że nasiona roślin z M adagaskaru lub wyspy św. Maurycego w około przylądka Dobrej Nadziei, do brzegów wyspy św. Hele
ny dostawały się i tu rozwijały.
Podobnie ma się rzecz i z ślimakami lą- dowemi, źyjącemi na Azorach, których je
dnak znaczna część do właściwych tym tylko wyspom zaliczoną być musi. Dostać się mogli nieliczni dziś żyjących tam gatunków proto
plaści z ludźmi, z roślinami lub wreszcie pod korą pni przypędzonych prądem fal z rozmai
tych stron świata; przebyły podróż dość szczę
śliwie, co przy wielkiej wytrwałości niektó
rych gatunków na działanie wody morskiej bardzo jest możliwe. (Darwin znalazł był, iż zwykły ślimak winniczek przez 20 dni leżeć może w wodzie morskiej bez szkody). Okazy te, pozbawione możności utrzymania pierwo
tnej rasy dla braku nowych okazów typowych, nader łatwo uległy odmianom, które zależnie od otoczenia, pożywienia, pod wpływem walki o byt, łatwo w nowe formy przeobrazić się mo
gły. Z 69 znanych gatunków ślimaków, 37 znaleść można w Europie i na pobliskich wy
spach oceanu Atlantyckiego, a dla pozostałych 32 nader małych gatunków, łatwo pokrewień
stwo z europejskiemi, afrykańskiemi lub ame- rykańskiemi wykazać można.
F lora Azorów wyraźnie jest europejskiego pochodzenia, Ze znanych 480 gatunków ro ślin, 440 żyje w Europie, lub na przyległych Kanaryjskich wyspach, 40 są pochodnemi od
mianami lokalnemi tychże. Bardzo wiele z nich dostało się z ludźmi, wiele nasion prze
niosły ptaki i wichry, a natomiast uderzającą jest rzeczą, że drzewa i krzaki, tak w E uro
pie pospolite, jak dęby, kasztany, orzechy, ja błonie, buki, olchy i jodły nie znajdują się na Azorach; wszystkie jednak rośliny te zbyt cięż
kie posiadają nasiona, by przez ptaki lub wi
chry drogą naturalną dostać się mogły.
Reasumując to wszystko, cośmy dotychczas powiedzieli, przyjść musimy do wniosku, iź fauna i flora Azorów, bynajmniej nie je st tak starą; dziś tam żyjące gatunki zwierząt lub roślin, bynajmniej nie są szczątkami fauny lub flory jakiegoś przedhistorycznego, dziś zaginionego lądu; zatem, że ze stanowiska systematycznej zoologii i gieografii zwierząt, hipoteza o istnieniu niegdyś lądu Atlantydy, nie ma podstawy, a fakty z obu tych nauk czerpane wprost się jej sprzeciwiają.
(D o k . n.)
Nr. 17.
D ZMYSŁACH CZŁOWIEKA.
przez
Sir W illiam a T h om son a.
O D C Z Y T
rniany w Midland Insłitut w Birmingham.
P rz e ło ż y ł DEL-
(C ią g d a ls z y ).
II.
Czemże jest to, co uczuwamy zapomocą zmysłu słuchu? A naprzód, co to znaczy sły
szeć?
Słyszeć, to znaczy otrzymywać percepcyje
jzapomocą ucha. Można też jednak słyszeć | i bez pośrednictwa ucha. Beethoven, dotknię
ty głuchotą przez długi przeciąg czasu swe
go życia, nie otrzymywał żadnej percepcyi przez ucho. Komponował najznakomitsze swe dzieła, niemogąc sobie zdać sprawy z ich wy
konania za pomocą ucha. Stawał, jak powia
dają, obok fortepiauu, z kijkiem opartym je dnym końcem o instrument, a drugim o zęby i tym sposobem mógł słyszyć dźwięki muzycz
ne. Ucho więc nie je s t jedynym organem, dla percepcyi dźwięków.
Jak ąż tedy jest natura tej percepcyi, otrzy
mywanej zwykle przez człowieka posiadają
cego wszystkie organy zmysłów, zapomocą ucha, a u innych inaczej, — jakkolwiek w spo
sób niedokładny? J e s t to czucie zmian ci
śnienia.
Gdy barom etr podnosi się, ciśnienie na bło
nę bębenkową wzrasta; gdy opada, ciśnienie słabnie. Przypuśćmy, że ciśnienie powietrza wzrasta lub słabnie nagle, np. w przeciągu ćwierci minuty; przypuśćmy, że w tym krót
kim przeciągu czasu barom etr podnosi się o kilka milimetrów i potem napow rót równie szybko spada; czy uczujemy te zmiany? Nie;
lecz gdy barom etr podniesie się o 5 — 10 centymetrów w przeciągu '/2 minuty, to wiel
ka ilość osób poczuje tę zmianę. Twierdzenie to nie jest teoretycznem, popiera je obserwa- cyja. Osoby spuszczane na dno morza w dzwo
nie nurków, doznają takiego samego wraże
nia, jak gdyby, dla przyczyn nieznanych, baro
m etr podniósł się przez pół minuty o 10—-15
centymetrów. Odczuwamy więc zmiany ciśnie
nia atmosferycznego; lecz nie mamy ciągłej wskazówki, pozwalającej nam uczuwać różnicę pomiędzy Wysokiem i niskiem ciśnieniem. L u
dzie żyjący na znacznych wysokościach, gdzie barom etr daleko niżej stoi niż przy poziomie morza, zszedłszy nad poziom morza, doznają pewnego wrażenia zależnego od wysokości ci
śnienia atmosferycznego. Ostre powietrze gór, różni się od powietrza równin tem, że jest zi
mniejsze, bardziej suche, lżejsze i że zmusza do częstego oddychania dla wprowadzenia do płuc odpowiedniej ilości tlenu, co jest fak
tem fizyj ologicznym, łatwym do zrozumienia.
Płuca funkcyjonują zależnie od ilości tlenu, który pochłaniają. Jeśli .gęstość powietrza zmniejszy się o jed n ę trzecią, to trzeba oddy
chać i y 3 prędzej, aby spowodować to samo utlenienie krwi; pod tym względem góry mają zupełnie szczególny wpływ fizyjologiczny na istotę ludzką.
A le spostrzegam, żem się oddalił od przed
miotu, którym jest porównanie zmiany ciśnie
nia, ze zmianami spowodowanemi przez dźwięk.
Gdy pogrążamy się wgłąb pod dzwonem nur
ków, ręka nasza nie uczuwa wcale zmian ci
śnienia atmosferycznego; objawia się nam ono w inny sposób. Po za błoną bębenkową na
szego ucha znajduje się jam ka napełniona po
wietrzem. Gdy ciśnienie z jednej strony błon- k ije s t większe niż z drugiej, uczuwamy wra
żenie bólu, a w razie zbyt szybkiego spad
ku dzwona, błona bębenkowa może nawet pęknąć.
D la zapobieżenia temu bolesnemu wraże-
! niu, dość jest żuć kawałek twardego suchara.
Czynność ta pozwrala powietrzu dostać się do wnętrza, wskutek czego powiększa się ciśnie
nie z drugiej strony błonki, które zrównowa-
| ży ciśnienie zewnętrzne i zapobiegnie przy
czynie bólu.
Powróćmy teraz do naszej kwestyi. Co czu
jemy, gdy słyszymy? Czujemy nagłe zmiany ciśnienia na bębenkach ucha, ciśnienia, które jest wywierane w przeciągu czasu tak krótkim i z siłą tak umiarkowaną, że nie sprowadza bólu lub pęknięcia, ale wystarcza zupełnie do udzielenia nerwowi słuchowemu bardzo wyda
tnego wrażenia.
Muszę szybko załatwić się z tym przedmio
tem. Szczegóły byłyby bezwątpienia bardzo
zajmujące, ale zawiele czasuby mi zajęły.
Nr. 17.
W SZ E C H Ś W IA T .261 Bliższe zastanowienie się nad nerwem słuchu,
przeszłoby granice zakreślone niniejszej poga
dance. Muszę się ograniczyć na tem co się odnosi do fizyki, do tego co Szkoci zowią filo- zofiją natury.
Fizyka jest nauką zajmującą się materyją.
Powinnibyśmy zostawić na stronie materyją żyjącą, jednakże musimy zająć się nią nieco, gdy mówimy o zińyslach, jalso czynnikach percepcyi.
Jakaż jest przyczyna zewnętrzna tej wew
nętrznej czynności słyszenia, perceptowania dźwięku? J e s t nią zmiana ciśnienia atmosfe
ry. N a pozór zdawałoby się, iż wpadamy w błędne kółko, mówiąc, iż dźwięk istnieje wtedy, gdy go perceptujemy jako dźwięk. J e - dnakże wcale tak nie jest. Wszelka zmiana ciśnienia, o tyle nagła, aby była uchwytną j a ko dźwięk, powinna być określoną jako dźwięk.
Klaszczę w dłonie i w ten sposób wywołuję dźwięk. Nie ulega to wątpliwości. N ikt się mnie nie zapyta, czy to jest dźwięk. J e s t to dźwięk, jeśli go słyszycie, a jeśli nie słyszy
cie, to nie jest dźwiękiem. Oto wszystko, co mogę powiedzieć dla określenia dźwięku. Gdy
byśmy mogli perceptować uchem podniesienie się barometru o 1 milimetr podczas jednego dnia, to zmiana ta byłaby dźwiękiem. Ale po
nieważ ucho nasze nie jest dość delikatne dla takiej percepcyi, więc nie możemy powiedzieć, że taka zmiana jest dźwiękiem. Gdyby różni
ca ciśnienia następowała nagle, gdyby na- przykład wysokość barometru zmieniała się o I milimetr w przeciągu
' /i o o osekundy, toby- śmy tę zmianę słyszeli, albowiem to nagłe po
dniesienie się barom etru, wywołałoby uderze
nie podobne do uderzenia moich dłoni.
J a k a jest różnica pomiędzy szmerem a dźwiękiem muzycznym? Dźwięk muzyczny jest regularną i peryjodyczną zmianą ciśnie
nia. Jestto naprzemian odbywające się po
większenie i zmniejszenie ciśnienia atmosfe
rycznego, o tyle szybkie, że je można per
ceptować jako dźwięk i powtarzające się pe- ryjodycznie z dokładną regularnością.
Zastanowienie się nad dźwiękiem, skłania mnie do wzmianki o matematyce i o wielkiej nauce praktycznej, którą można z niej wycią
gnąć dla przedmiotu, który nas obecnie zaj
muje.
W r. z. na jednem z posiedzeń Towarzy
stwa Brytańskiego profesor Cayley i
p.Hen-
rici, położyli nacisk na ważność i użyteczność metody graficznej.
Używając języka matematycznego, powie
my, że przy badaniu dźwięku mamy tylko je dnę zmienną niezależną, a tą zmienną jest ci
śnienie atmosferyczne. Nie mamy tu owych rozmaitych ruchów, owych różnych kierunków, owej komplikacyi, które napotykamy w bada
niu zmysłu siły, oraz węchu i smaku. Jeden tylko punkt kieruje na się uwagę naszą: ci
śnienie powietrza, albo zmiana ciśnienia atmo
sferycznego. To właśnie w matematyce nazy
wa się zmienną niezależną. Nie sądźcie, iż matematyka jest odstraszającą, niedostępną, niezgodną ze zwykłym „chłopskim rozumem".
Właściwie mówiąc, jest ona usubtelnionym zdrowym rozsądkiem. Funkcyją zmiennej nie
zależnej, która nas zajmuje, będzie ciśnienie powietrza na bębenek. Idźmy dalej. W wielu kantorach i domach handlowych w Birmin- ' ghamie, Londynie, Glazgowie, Manchestrze, handlujący posługują się stale krzywą, wyka
zującą funkcyją pewnej zmiennej niezależnej.
Funkcyją tej zmiennej, jest naprzykład w Li- yerpoolu cena bawełny. Krzywa narysowana na papierze wznosi się gdy cena rośnie i spa
da, gdy cena się zniża. Przedstawia ona nao
cznie wszystkie skomplikowane zmiany tej zmiennej niezależnej. Toż samo widzimy na tablicach śmiertelności, gdzie krzywa okazuje nam ilość codziennych wypadków śmierci i opowiada nam historyją epidemii zapomocą jednej linii, która się wznosi lub zniża, stoso
wnie do tego, czy epidemija wzmaga się, czy też stan zdrowotności zbliża do zwykłej nor
my. Wszystko to przemawia do oczu. W ła
śnie jedną z najbardziej zdumiewających wła
sności matematyki, jest ta własność prostego przedstawiania tak zawiłego prawa zmian da
nej zmiennej niezależnej.
Ale to, co teraz powiem, wydaje mi się jesz
cze bardziej zdumiewającem. Czyście kiedy pomyśleli o komplikacyi, którą przedstawia orkiestra ze stu instrumentów akom paniują
cych śpiewowi chóralnemu dwustu głosów?
Pomyślcie o warunkach przenoszenia się dźwięków w powietrzu, o drżeniach przenika-
; jących je, o powiększeniu się i zniżeniu się ci
śnienia, które następują naprzemian po sobie w nieznacznem stopniowaniu i powtarzają się setki razy w jednej sekundzie, podczas wyko
nywania jednej sztuki. To dźwięczy delikatna
262
nuta fletu, to harm onija dwu głosów śpiewa
jących duet, to znów brzmi całość orkie
stry i wysokie tony panują nad głosam i. . . . Wszystko prof. Cayley przedstawi wam, za
pomocą jednej linii narysowanej kredą na ta blicy. Krzywa, podobna do wykazującej zmia
ny cen bawełny, odtworzy wszystko, co mo
że ucho usłyszyć i przedstawi rezultat egze- kucyi muzycznej najbardziej skomplikowanej.
Dlaczego jeden dźwięk jest bardziej skom
plikowany niż drugi? Poprostu dlatego, że w dźwięku skomplikowanym zmiany naszej zmiennej niezależnej, to znaczy, ciśnienia po
wietrza, są bardziej urywane, nagłe, mniej łagodne, mniej wyraźnie peryjodyczne, niż w dźwięku łagodniejszym, czystszym, prost
szym. Ale czyż nie jest zaiste cudownym fakt, że superpozycyja, nagromadzenie się tych róż
nych skutków może być wyrażonem graficz
nie!
Wiecie wszyscy, co to jest partytura mu
zyczna. Ileż to potrzeba znaków dla wskaza
nia każdemu z wykonawców co ma czynić, nie mówiąc już o tem, czego kompozytor nie mógł wskazać! Pomyślcie o ekspresyi, którą po
winien każdy wykonawca wyrazić; pomyśl
cie o różnicy pomiędzy grą wielkiego artysty azwyczajnego muzyka; pomyślcie o tysiącznych odcieniach śpiewu, o tym wyrazie który moż
na wlać w nutę: tu mały znaczek wskazuje
„crescendo”, a inny „diminuendo" i to stano
wi wszystko, co mógł uczynić kompozytor, dla wskazania różnicy ekspresyi, którą nadać n a leży. Otóż wszystko to, co można przedsta
wić na jednej lub dwu [stronicach partytury orkiestry, jako wykaz dźwięku, który ma być wykonany w dziesięć sekund, wszystko to, po
wiadam, może być przedstawione w sposób niezmiernie jasny, za pomocą zwyczajnej linii krzywej, na pasku papierowym, mającym I lub 2 metry długości. To właśnie, według me
go zdania, jest zdumiewającym dowodem po
tęgi matematyki. Nie pozwalajcie więc odstra
szać się od matematyki, sądząc, że wielcy m a
tematycy zaprowadzą was na terytoryjum czterech wymiarów, dokąd iść za nimi nie zdo
łacie. Przypomnijcie sobie o tem, co w swej znakomitej mowie powiedział prof. Cayley o matematyce, jako usubtelniającej i udokła- dniającej zdrowy rozsądek i nie pozwólcie od
straszać się od tej nauki. Przeciwnie nabądź
cie odwagi na myśl o postępach, które ta cu
downa nauka czyni, za sprawą tych, co jej się szczerze poświęcili. (G. cl. n.).
0 PRZESZŁOŚCI ŚW IATA FIZYCZNEGO.
Odczyt D -ra J. Jędrzejewicza,
w y g ło s zo n y w d n b 2 2 - i m M a r c a r . b. n a k o r zy ś ć T o w . O sa d R o ln y c h .
(D o k o ń c z e n ie ).
Słońce przedstawia nam centralną masę owej pierwotnej mgławicy, do dziś dnia jest ono jeszcze w znacznej części w stanie gazo
wym i rozpalonym, siła jego atrakcyi sku
piając do środka cząstki składowe, do dziś jeszcze wykonywa pracę mechaniczną wytwa
rzając ciepło w ten sam sposób, jak je produ
kowała w pierwotnej całkowitej mgławicy. Do
póki masa słońca zgęszczać się jest w stanie, dopóty ciepło jakie od niego odbieramy nie zmieni się w swej ilości. J e stto teoryja two
rzenia się ciepła słonecznego Helmholtza, w zupełnej zgodzie będąca z hipotezą nebular- ną Laplacea.
Szukając dalszych stopni stygnięcia świa
tów planetarnych, znajdujemy 2 największe planety w układzie, to jest Jowisza i Satur
na, które do dziś znajdują się w stanie takie
go rozgrzania, że mimo utworzonej już sko
rupy wierzchniej, jeszcze nieraz produkują
F ig . 9 .
materyje świecące, z wnętrza ich prawdopodo
bnie wydobywające się.
Jowisz, jest największą planetą układu, ob-
! jętość jego 1300 razy przenosi objętość ziemi,
iNr. 17. W S Z E C H Ś W IA T .
z pierścieni niegdyś od niego oderwanych utworzyły się 4 księżyce, które z nim razem odbywają drogę w około słońca. Przedstawiam go tu na fig. 9, jak się wydaje widziany przez teleskopy, pokryty grubą, atmosferą. Kuli jego właściwej w całości widzieć nie możemy, bo jest ciągle gęstemi chmurami zasłonięty, ale o jej rozgrzaniu jeszcze znacznem wnosimy z błyszczących wybuchów nieraz spostrzega
nych i ze zmian gwałtownych i obszernych je go atmosfery. Zmiany tak wielkie nie mogą w tak znacznej odległości zależeć od działania ciepła słonecznego, ale od ciepła „będącego pozostałością dawnego stanu rozpalenia pla
nety.
D ruga z niezupełnie ostygłych planet, Sa
turn, na fig. 10 przedstawiony, jest jedynym przykładem w świecie planetarnym z powodu pierścienia, jaki mu z pierwotnych czasów po-
F ig .
rozbiciu, ale z czasem zmiany w ułożeniu jego cząstek są rzeczą nieodzowną.
Podobny przykład stwierdzający teoryją nebularną, przedstawia grupa drobnych pla
net czyli asteroidów między Marsem i Jowi- szem, całym pierścieniem krążących.
Kiedy w początku tego wieku odkryto ich 3 w bliskości siebie biegnących, a tak dro
bnych, że z żadną ze znanych planet równać się nie mogły, Olbers, lekarz w Bremie, wy
raził nadzieję znalezienia ich więcej i w samej rzeczy sam znalazł czwartą; przypuszczał on, źe to są ułamki z rozbitej w jakiejś katastro
fie planety. Do dziś odkryto ich dwieście kil
kadziesiąt (235) (Stycz. 1884). Rozmieszcze
nie ich na wspólnej pierścieniowatej przestrze
ni, każe się domyślać, że one w samej rzeczy są ułamkami, ale właściwie nie w znaczeniu Olbersa planety już uformowanej, ale ułam-
10
.
został. Z większej ilości pierścieni, jakie z po
czątku posiadał, jedne zgodnie z teoryją za
mieniły się na księżyce, których ma ośm; ten zaś ostatni przy bardzo jednostajnej gęstości wokoło i nieposiadąjąc żadnego koncentracyj
nego ogniska, do któregoby inne cząstki siłą przyciągania zdążały, pozostał w swej pier
wotnej postaci; stygnąc jednak popękał na najdrobniejsze cząstki i dziś choć się zdaleka jako jednolity przedstawia, jest właściwie zło
żony z wielkiej ilości małych stężałych cia
łek, wspólnie obiegających około głównej kuli planety. J e s t on dla nas jednym z do- i wodów, że świat nasz nie jest czemś skończo- nem, ale, że znajdujemy się w pewnej tylko epoce jego nieprzerwanego rozwoju. Pierścień Saturna ma pewne przerwy, które powstają wskutek działania siły przyciągania księży
ców planety na te drobne ciałka; ruch wiro
wy przeszkadza wprawdzie zupełnemu jego
: kami oderwanego od słońca pierścienia, któ-
! ry tak w swej masie był jednostajny, że nie ściągnął się w jednę kulę, ale na części po
pękał.
Jak o przykład dalszego stopnia ostygnię
cia planet, mamy Ziemię i Marsa: obie te pla
nety są właśnie w okresie, w którym skoru
pa zastygła zamyka wnętrze jeszcze gorejące, rzadko tylko swą obecność zdradzające wybu
chami lawy z wulkanów, lub ogrzewaniem wód gorących zdrojowisk. W tym okresie dopie
ro możliwem jest istnienie na planetach istot organicznych: roślin i zwierząt i w tem poło
żeniu, o ile badania astronomiczne pozwalają wnosić, prócz ziemi, jeden tylko Mars się znajduje.
Że ziemia zgodnie z teoryją Laplacea, tak że kiedyś była rozpaloną, mamy na to w fizy
ce wiele dowodów, jeśli nie przekonywają-
i cych, to przynajmniej mocno za tem przema-
W S Z E C H Ś W IA T .
Nr. 17.
wiejących. Przy zagłębianiu się pod ziemię, j wszędzie widzimy wzrost tem peratury, tak, że
jśrednio o każde 100 stóp pod ziemię, ciepło jej o 1° wzrasta; gdyby było możliwem d osta
nie się do 10000 stóp głębokości, jużby tam woda zagotowała się samem ciepłem ziemi.
B adania gieologiczne dawnych pokładów skorupy ziemskiej tegoż samego domyślać się pozwalają. W epoce, w której utworzył się węgiel kamienny z butwiejących roślin, cała ziemia od bieguna do bieguna posiadała ro ślinność podobną, podtrzymywało ją jeszcze wewnętrzne ciepło ziemi; dziś podobną roślin
ność już tylko pod równikiem znaleźć można, bieguny ziemi tylko zewnętrznem ciepłem słońca żyją, a że dochodzi tam go bardzo mało, wskutek tego wyższej roślinności są pozba
wione.
W reszcie wulkany i źródła gorące, są nie
małym tegoż samego dowodem. Wprawdzie, powody rozgrzewania się źródeł mogą być jeszcze inne. Wiemy, że ciała łączące się che
micznie wytwarzają ciepło; wiemy, jak ostro
żnie trzeba mięszać wodę z kwasem siarcza
nym, aby mięszanina niezbyt się rozgrzała, bo energija powinowactwa chemicznego, jako energija czynna, zamienia się na ciepło: woda więc może w głębi ziemi ułatwiać pewne pro
cesy chemiczne i ich ciepłem się ogrzewać.
Powód ten jednak je s t drugorzędny i nie ule
ga wątpliwości, że większość źródeł gorących zawdzięcza swą tem peraturę zapasowi ciepła ] przedwiekowego pochodzącego z epoki rozpa
lenia planet.
W tym okresie rozwoju, w jakim M ars i Ziemia się znajdują, pierwiastkowe rozpalę- i nie kończy już właściwie swe działanie, a rolę jego przejmuje woda, ten najważniejszy czyn- |
nik dzisiejszych zmian powierzchni ziemi. N i
weluje ona nierówności drogą ognia powstałe, i ciągle i w oczach naszych; choć odbywa się to tak powoli, że często tego nie dostrzegamy i skutki tego powolnego działania, jesteśmy skłonni przypisywać przyczynom wyjątkowym.
W oda unosząc mechanicznie cząstki gruntów, zasypuje niemi porty, tworzy zsypy w ujściach rzek, tak zwane delty, z biegiem czasu i łoży
ska samych rzek zamula.
Wylewy rzek, o jakich od czasu do czasu słyszeć się daje, nie są kataklizmami jak ąś wyjątkową siłą wywołanemi, ale powolnym, skutkiem działania wód nanoszących powoli
muł ziemny do koryta rzek, które wkońcu nie jest w stanie pomieścić zwykłych roztopów wiosennych lub ulewnych deszczów. Podobne
mu działaniu wody, przypisywać należy po
głębienia starożytnych budowli, jakie dziś nie
raz o kilkanaście stóp pod ziemią znajduje
my. Oprócz wyjątkowych takich jak H erku
lanum, inne bynajmniej nie były narażone na wypadek nadzwyczajny, ale były zasypywane całemi wiekami za pośrednictwem wody.
Z drugiej strony, woda jako rozczynnik roz
puszczający wiele materyjałów ziemskich, ma udział w trzęsieniach ziemi i wybuchach wul
kanicznych niemniejszy pewnie od wewnętrzne
go ciepła ziemi. Przesiąkając do warstw głębo
kich i ich gorącem zamieniając się w parę, nabiera takiej prężności, że je s t w stanie wstrząsnąć skorupę ziemską na znacznej prze
strzeni, albo wypłókując przez rozpuszczanie podziemne pieczary, usposabia powierzchnię do zapadania się.
Ja k ie rozmiary to powolne a ciągłe działa
nie wody przyjąć może, jedne cyfry są w sta
nie objaśnić. Tak obrachowano przybliżenie, że ilość wapna, jak ą Ben przenosi pod Bazy- leą rocznie, dochodzi do 500 milijonów stóp kubicznych i taka ilość materyjału ubywa ro
cznie górom Szwajcaryi, zostawiając pieczary, które z czasem zapaść się muszą.
W szystkie źródła mineralne, obfitujące w materyjały łatwo rozpuszczalne, są takiemi czynnikami niwelującemi skorupę ziemską i przez ciągłe wypłókiwanie pieczar, muszą się z czasem dać uczuć okolicom, z których swój m ateryjał czerpią.
Trzęsienia ziemi w okolicach Nadreńskich, mogą prawdopodobnie pochodzić od częścio
wego zapadania się pieczar wypłókanych przez solanki, w które obfitują stoki gór Taunus.
Wszystkie te zjawiska są w tak konse
kwentnym związku z objawami pierwotnemi przez teoryją nebularną przyjętemi, że razem stanowią nieprzerwany łańcuch faktów, za
leżnych od jednych sił i będących ich koniecz
nością.
Rozwój ciągły nauk fizycznych uzupełnia jeszcze coraz bardziej teoryją Laplacea, któ
ra w pierwotnej swej postaci daleko próżniej się przedstawiała.
Z zarzutów czynionych jej, jedne zostały
odparte matematycznym rachunkiem, inne
Nr. 17.
W S Z E C H Ś W IA T .265 czekają jeszcze wyjaśnienia, jak w każdej teo
ryi niebędącej prawdą.
Uznanie, jakie sobie w nauce wyrobiła, po
lega na tem, że wskazuje postępowy rozwój na określonych, znanych prawach przyro
dy oparty, bez uciekania się do sił przypu
szczalnych lub nieznanych w fizyce. W ten sposób pojęte wcielenie aktu stworzenia w for
my materyjalne, choó w szczegółach zmienić się może, pozostanie zawsze w zgodzie z ogól- nemi zasadami przyrodoznawstwa.
Wobec tak jasnych, postępowych choć po
wolnych zmian, wszelkie kataklizmy w tworze
niu się światów stają się pojęciami wzglę- dnemi: są one kataklizmami dla człowieka, tak małe stanowisko wobec wielkości światów zajm ującego; wobec przyrody są faktami rozwoju koniecznemi. Zniszczenie mrowiska
TUNEL MIECHOWSKI i siała, w Której jest przebity,
( N o t a t k a in f o r m a c y jn a ) , przez
J. J. B ogu sk iego.
Tunel Miechowski jest pierwszym dłuższym przekopem, jaki przebito w Królestwie Pol- skiem przy budowaniu dróg żelaznych. Leży on w gubernii Kieleckiej, powiecie Miechow
skim, gminie Kozłów, pomiędzy dwoma fol
warkami (Przybysławice i Piaskowiec), należą- cerni do dóbr Rzędowice, stanowiących obe
cnie własność W Pani Helcel. Znajduje się
mrówek, przez deszcz ulewny, jest dla nich kataklizmem, choć taki deszcz, dla nas jest koniecznym objawem przyrody. Ostatnie trzę
sienia na Ischii i wyspach Indyjskich, tak opłakane w skutkach swych dla tamtejszej ludności, są dalszym ciągiem procesów nie
przerwanie odbywających się na planetach od tylu wieków. Tak je należy pojmować i tak je widzi nauka, oparta na teoryi tworzenia się światów. Badając je dalej w tym samym kie
runku, nie potrafi ich wprawdzie odwrócić, ale poznawszy dokładnie, będzie w możności prze
widzieć i w porę ostrzedz ludzkość przed ich następstwami.
| on pomiędzy 207 i 208 wiorstą budującej się obecnie kolei żelaznej Dęblińsko-Dąbrowskiej, licząc odległość od Dęblina.
Góra w której został przebity nosi nazwę Piaskowiec, — mniej świadomi nie nadają jej
; żadnej nazwy. J e s t ona pokryta lasem buko-
| wym, cała z mniej-więcej jednorodnej, kru
chej, piaskowcowo-wapiennej skały, pokrytej
| na powierzchni warstwą ziemi rodzajnej nie grubszą nad 4 do 5 stóp. Wysokość góry, w najwyższym punkcie, licząc od spodu tune
lu, wynosi 22,65 sażenia.
Tunel jest przebity w kierunku linii prostej, idącej od północnego wschodu ku południo
wemu zachodowi (fig. I). Spadek tunelu wy
nosi 0,008, to znaczy, że koniec od Dąbrowy jest wyżej od końca od Sędziszewa w stosunku 0,008 sażenia na jeden sążeń długości, co na 1 ogólną długość tunelu, równą 352 sażeniom
stanowi 2,81 sażenia.
Przy biciu tunelu zrobiono trzy studnie po części dlafwentylacyi, po części dla sprawdze
nia kierunku robót. Średnia studnia C nie i nosi żadnej specyjalnej nazwy i znajduje się
F ig . 1.
Dęblina do Dąbrowy
W S Z E C H Ś W IA T . N r. 17.
nieco z boku tunelu. Z dwu krańcowych stu dni, południowa l , nazywa się szybem J a na (imię prezesa Blocha), a północna, szybem
jFerdynanda (imię inspektora Rydzewskiego).
F ig . 2.
Poprzeczny przekrój tunelu przedstawia fig. 2.
Skała, w której bito powyższy tunel, zosta
ła mi łaskawie dostarczoną przez p. E. K ró likiewicza, inżyniera, w dwu okazach: jeden pochodził z szybu Ferdynanda, a drugi z szy
bu Ja n a. Obie próbki poddałem rozbiorowi chemicznemu, który dał mi następujące re zultaty:
I. S k a ł a z s z y b u J a n .
U ży to do ro z b io ru 0 ,7 5 5 3 g r m . s k a ły , z te g o o trz y m an o :
K rz e m io n k i (S iO a ) . . . 0 , 3 1 1 8 g rm . G lin k i (ż e la z iste j) . . . 0 , 0 4 6 6 „ W ę g la n u w a p n ia . . . . 0 , 1 6 1 0 „ N a d to 7 ,2 2 2 3 g r m . sk a ły s tra c iło p rz e z w ysuszenie w 1 2 0 ° do dw u sta ły c h w a g 0 , 1 2 9 1 g r m . w ody, o ra z 0 , 7 5 5 3 g r m . stra c iło n a w ad ze p rz y w y p a la n iu do czerw ności 0 , 1 8 4 1 g r m . d w u tle n k u w ę g la i c ia ł o r g a n ic z n y c h .
Z powyższych danych oblicza się skład ska
ły jak następuje:
Wysuszona w powietrzu ska
ła zawiera. . . 1,79% wody.
Wysuszona w 120° skała zawiera:
K r z e m io n k i...41,01°/o G l i n k i ... 5,97 „ W apna (CaO) . . . . 27,13,, Dwutlenku węgla i ciał o r
ganicznych . . . . 21,18 „
9 5 , 2 9 % 'Ciężar właściwy skały ze względu na jej dziurkowatość wypada rozmaicie, zależnie od tego, jak długo spoczywała skała w wodzie piknometru przed ważeniem. Zmienia się on w granicach obszernych od 1,72 do 1,814.
I I . S k a ł a z s z y b u F e r d y n a n d .
U ży to do ro zb io ru 0 ,7 7 4 9 sk a ły , z tego o trz y m a n o : K rz e m io n k i . . . . 0 , 3 5 1 8 g r m . G lin k i (ż e la z iste j) . . 0 , 0 4 2 1 „ W ę g la n u w a p n ia . . . 0 ,3 5 3 2 „
N a d to 6 ,9 3 0 2 g r m . sk a ły stra c iło przez w ysuszenie w 1 2 0 ° do dw u sta ły c h w ag 0 , 1 1 9 8 g r m . w o d y , o ra z 0 ,7 7 4 9 g rm . s tra c iły n a w adze p rz y w y p alan iu do.
czerw o n o ści 0 ,1 7 5 4 g r m . d w u tlen k u w ęg la i c ia ł o r g a n ic z n y c h .
Z powyższych danych oblicza się skład ska
ły jak następuje:
Wysuszona w powietrzu ska
ła zawiera. . . 1,73% wody.
Wysuszona w 120° skała zawiera:
Krzemionki . . . . . . 45,02%
Glinki (mocno żelazistej) . 5,00 „ W a p n a ... 25,52 „ Dwutlenku węgla (z ciał
organicznych). . . . 22,95 „ 98,49%
Co do ciężaru właściwego skały z szybu Ferdynand, należy tylko powtórzyć toż samo, cośmy przytoczyli mówiąc o skale z szybu J a n . Istotnie, zmienia się on w granicach od 1,7 do 1,8. Obecność ciał organicznych uja
wnia się odpowiednią zmianą barwy skały przy wypalaniu, oraz bardzo nieprzyjemnym zapachem, jaki daje się czuć przy^ traktow a
niu skał kwasem solnym.
Porównywając analizy obu skał, dochodzi
my do wniosku, iż cała góra, w której przebi
ty jest tunel, stanowi bardzo jednorodny utwór pod względem petrograficznym, skoro dwie próbki, wzięte z miejsc odległych z górą na 3/s wiorsty, dały wielce zbliżone rezultaty pod względem analitycznym. Porównywając dalej skład chemiczny skały, stanowiącej górę Pia
skowiec, możemy, o ile sądzę, zauważyć — iż skała ta, po przepaleniu z dodatkiem odpo
wiedniej ilości wapna, — dałaby niezły cement hidrauliczny, niegorszy przynajmniej od ce
mentów wypalanych z niemieckich marglów krzemienistych. Stanowcze jednak wygłosze
nie tego wniosku, wymagałoby przeprowadzę-
Nr. 17.
W S Z E C H Ś W IA T .267 nia odpowiednich prób technicznych; bez któ
rych przytoczoną uwagę należy brać ze wszel- kiemi zastrzeżeniami.
KORESPONDENCTJA WSZECHŚWIATA.
A kadem ija U m iejętn ości w K rak ow ie.
Posiedzenie Komisyi fizyjo graficznij z dnia 4 Kwietnia 1884 r.
Przewodniczący Komisyi D r. S. Kuczyń
ski. zawiadomił członków o różnych sprawach bieżących, między innemi: że Akadem ija przy
jęła udział w wystawie ornitologicznej w W ie
dniu, urządzonej pod protektoratem arcy- księcia Rudolfa i posyła tamże prace ko
misyi.
Od ostatniego posiedzenia nadesłano Ko
misyi następujące prace: p. Dziędzielewicz, dwie rozprawy o Sieciówkach; o tychże je dnę p. D r. Wierzejski; o mięczakach gór dro- liobyckich p. Bąkowski; o pionowem rozmie
szczeniu mięczaków w Tatrach p. Kotula;
o pluskwach dwie rozprawy p. Łomnickiego;
pana B. Gutwińskiego: m ateryjały do flory wodorostów Galicyi; p. M. Raciborskiego:
śluzówce Krakowa i jego okolic, jako też:
zmiany zaszłe we florze okolicKrakowa w cią
gu ostatniej ćwierci wieku; p. Teisseire o bu
dowie gieologicznej okolic Tarnopola; prócz tego, spostrzeżenia zoo- i fitofenologiczne oraz meteorologiczne. K ilku pracowników wresz
cie spostrzeżenia magnetyczne robione w W ie
liczce od r. 1877—1883, przez p. Schreitera.
Otrzymała też Komisyja do swych zbiorów rozliczne dary, i tak w kolei czasu: od hr. A.
Potockiego, okaz warchlaka; od D -ra Wie- rzejskiego, okaz gąski rzecznej; od p. Trusza, zielniczek rzadszych roślin z okolic Buczacza;
od p. Ossowskiego cały jego zbiór gieologiczny, który mu służył do ułożenia mapy gieołogicz- nej Wołynia; od p. Czaputowicza, zbiór pa
leontologiczny z jaskiń wierzchowskich; od p.
A. Nawratila, kauczuk ziemny z ropy; od p.
Graszyńskiego, zbiór łupków menilitowych;
od p. L. Łapczyńskiego, okazy gieologiczne ze Szczakowy i z Trzebini; od p. Kuszew
skiego, ząb rekina z Krzyczewa gub. Siedle
ckiej i róg łosia kopalnego; od ks. W ł. K u
czyńskiego, trzy okazy rudy srebrnej z Ol
kusza; od p. Spero, okaz węgla brunatnego z Sidziny. W reszcie zbiory przez współpra
cowników Komisyi pp. A ltha, Bieniasza i Dziędzielewicza w roku zeszłym zebrane.
W dalszym ciągu posiedzenie przyjęło do wiadomości zeszłoroczny bilans Komisyi spra
wdzony przez skrutatorów, jakoteż projekt budżetu na r. b. ułożony przez przewodniczą
cych sekcyj.
Następnie wybrano na przewodniczącego ponownie p. D-ra Kuczyńskiego, na sekreta
rza Komisyi p. W ł. Kulczyńskiego, na skru
tatorów D -ra Kopernickiego i D ra Sciborow- skiego, na ich zastępców D -ra Baranieckiego i p, J . Sadowskiego.
Wreszcie Kom itet przedstawił trzech kan
dydatów na członków, których wybór Komi
syja przyjęła i podała do zatwierdzenia wy
działu matematyczno-przyrodniczego.
Dr. J. II
Posiedzenie Komisyi fizyjogrrtficznej Akade
mii Umiejętności.
Dnia 4 Kwietnia b. r. odbyło się posiedze
nie Komisyi fizyjograficznej Akademii umie
jętności pod przewodnictwem prof. D-ra St.
Kuczyńskiego.
Po przyjęciu protokułu z posiedzenia po
przedniego, przewodniczący Komisyi D r K u czyński zdaje sprawę z całorocznych czynności tak zarządu komisyi co do kwestyi administra- cyjnych i budżetowych, jako też i z czynności jej członków w zakresie poleconych im badań.
Następnie odczytuje spis darów złożonych do zbiorów komisyjnych przez rozmaite osoby w zakresie gieologii, botaniki i zoologii. Z waż
niejszych przytacza dary złożone przez pp.
Czaputowicza i G. Ossowskiego. P. Czapu- towicz z Wierzchowia złożył Komisyi w darze przeszło 50 okazów kości zwierzęcych gatun
ków zaginionych, zdobytych przez ofiarodawcę z jaskiń znajdujących we wsi Wierzchowiu (okolica Ojcowa), mianowicie z jaskini W ierz
chowskiej—Górnej i Wierzchowskiej—Dolnej czyli mamutowej. Kości te zostały już ozna
czone przez p. Ossowskiego i należą do nastę
pujących gatunków zaginionych: mamut, re
nifer, jeleń kopalny, niedźwiedź jaskiniowy
i dzik.
Nr. 17.
D ar p. G. Ossowskiego stanowi zbiór gieolo- giczny W ołynia, złożony z kilku tysięcy oka
zów, odnoszących się do cztei’ech działów głównych: skał wybuchowych, skał osadowych, minerałów i paleontologii utworów przeważnie trzeciorzędowych (miocenicznych) a w części kredowych. Prof. D-r A lth przedkłada człon
kom komisyi, że chociaż zbiór ten tak nie
dawno przybyły namiejsce, nie jest i nie mógł być w tak krótkim czasie uporządkowanym ostatecznie, to z powierzchownego już jego obejrzenia, przekonany jest o wysokiej jego wartości naukowej. Uporządkowaniem jego ma się zająć sam ofiarodawca.
Następuje przedstawienie program u zakre
ślonych badań przyrodniczych kraju, ułożony przez sekcyje gieologiczną, botaniczną i zoolo
giczną, który Komisyją uchwala w całej roz
ciągłości bez zmiany. W zakresie gieologii udział w badaniach kraju wezmą: Prof. Dr.
A . A lth, Dr. Zaręczny i pp. Ossowski i Bie
niasz.
Po załatwieniu i wyczerpaniu nad powyż- szemi kwestyjami wynikłej ożywionej dyskusyi, Komisyją na wezwanie przewodniczącego przy
stępuje do wyboru członków zarządu na rok fizyjograficzny przyszły. W ypadek wyborów j odbytych głosami zakrytemi pokazał: na prze
wodniczącego wybrano prof. D -ra Stef. K u
czyńskiego znaczną większością głosów, na sekretarza Komisyi — D -ra Kulczyńskiego je dnomyślnie. D r Kuczyński, tłumacząc się wielkim i obszernym zakresem zajęć, prosi o zwolnienie go od przewodnictwa Komisyi, na co obecnie członkowie na wniosek D-ra A lthanie zgadzają się jednomyślnie i do dalsze
go przewodnictwa Komisyi D -ra Kuczyńskie
go zapraszają, poczem posiedzenie zostało
zamkniętem. G. O.
Posiedzenie Wydziału matematyczno-przyro
dniczego z d. 21 Kwietnia 1884 r.
Sekretarz W ydziału przedstawia prace na
desłane od ostatniego posiedzenia, a miano
wicie:
D -ra Janczewskiego: ustrój grzbieto-brzu- szny.korzeni storczyków.
D-ra Jaworowskiego: O nieprawidłowem wy
kształceniu narządu płciowego u samicy P a wiana.
Dr. Radziszewski nadesłał dwie prace wy
konane w swojej pracowni: Dr. B. Lachowi
cza: O częściowej redukcyi chlorków acetono
wych i p. A. Onufrowicza: O działaniu mie
dzi na jedno- dwu- i trójchlorek benzolu.
Następnie Dr. A lth odczytuje referat o pra
cy p. W ł. Szajnochy, a sekretarz w nieobe
cności D-ra Czyrniańskiego, odczytuje jego referat o pracy p. Bandrowskiego.
Z porządku dziennego przedstaw iają swe prace Dr. Kopernicki: W yniki najnówszych swych badań nad budową czaszek Ainów z wyspy Sachalin; p. G. Ossowski: Jaskinie okolic Ojcowa pod względem paleontologicz
nym; p. W ł. Kulczyński: Krytyczny prze
gląd pająków, z rodziny Attoideae, żyjących w Galicyi.
N a posiedzeniu administracyjnem odczyta
no referat członków: Karlińskiego i Zmurki o pracy p. Zbrożka, oraz członków Francke- go i Zajączkowskiego: o pracy p. Stodołkie- wicza.
Prace pp. Jaworowskiego, Ossowskiego i Kulczyńskiego, oddano do referatu właściwym członkom Akademii. Omówiono nadesłaną proźbę p. Żelechowskiego i oddano do Kom i
tetu redakcyjnego prace pp. Janczewskiego, Lachowicza, Onufrowicza, Szajnochy, Ban
drowskiego i Kopernickiego.
Wreszcie zatwierdził W ydział wybór pp.
D -ra Bandrowskiego, D -ra Zubera i p. R.
Gutwińskiego, na członków Komisyi Fizyjo
graficznej Akademii.
Dr. J. H.
KRONIKA NAUKOWA.
( Giegrafija fizyczna).
— G ę s t o ś ć z i e mi . Major Sternek, dy
rektor obserwatoryjum Instytutu gieograficz- nego wojennego w Wiedniu, przeprowadził niedawno nowe doświadczenia nad oznacze
niem gęstości ziemi. Posługiwał się metodą Airego, polegającą na porównaniu ruchów wahadła na powierzchni ziemi i na dnie ko
palń. Major Sternek użył trzech wahadeł, z których pierwsze zawieszone było na po
wierzchni ziemi, drugie w głębokości 516 me-
Nr. 17.
W S Z E C H Ś W IA T .269 trów, a trzecie w głębokości 972,5 m. w ko
palniach św. Wojciecha w pobliżu Przybramu w Czechach. Porównanie wahadła pierwszego z drugiem wydało na gęstość ziemi liczbę 6,28, pierwszego z trzecietn 5,01. Dziwić się tak znacznym różnicom niemożna, z różnych bo
wiem metod oznaczania gęstości ziemi, meto
da Airego prowadzić musi do wypadków naj
mniej wiarogodnych. (Por. Stanisława Kram - sztyka „O postaci i ciężarze ziemi11).
S. K.
(Fizylca).
— N o w e p r ó b y s k r o p l e n i a w o d o r u przez p. K. Olszewskiego, nie wypa
dły pomyślnie nawet przy oziębieniu płynnym tlenem wrącym w próżni 6 mm.; mały term o
metr napełniony wodorem wskazywał w do
świadczeniu tem tem peraturę — 198° C., któ
ra jest jeszcze wyższą od tem peratury kry
tycznej wodoru i niedostateczną, dla trwałego (statycznego) jego skroplenia. Skoro tlen za
wiódł nadzieje, p. Olszewski próbował ozię
biać wodór płynny azotem. Płynny azot (4 c.
m. sześć.) otrzymano naprzód przy obniżeniu ciśnienia z 60 do 35 atmosfer, przy równocze- snem oziębieniu etylenem wrącym w próżni ( — 142° C.). Następne rozprężenie par skro
plonego azotu (w próżni) nie wytworzyło kry
ształów azotu — wbrew twierdzeniu profesora Wróblewskiego. Stały azot otrzymywał p. Ol
szewski wówczas, gdy w płynnym azocie w rą
cym w próżni, zamknięto inną rurkę zawiera
jącą wodór, którego ciśnienie obniżano szyb
ko z 160 do 40 atmosfer. W tedy wodór spły
wał w postaci bezbarwnych kropelek po wew
nętrznych ścianach rurki, lecz ponieważ współ
cześnie azot osadzał się zewnątrz w kształcie lodu, przeto nie można było widzieć dalszego przebiegu doświadczenia. Ilość azotu płynne
go, którą p. Olszewski rozporządzał, była za- | m ałą na dłuższe doświadczenie i na otrzyma
nie wodoru w stanie trwałego płynu; zdaniem p. Olszewskiego, jest to jednak jedyna droga, która może doprowadzić do celu.
(C. R. XCVII1). A. II.