STUDIA SOCJOLOGICZNE 1996, 4 (143) ISSN 0039-3371
JERZY WERTENSTEIN-ŻUŁAWSKI 3
.
12.
1947-
29.
10.1996Zebraliśmy się tutaj przy grobie śp. Jurka Wertensteina-Żuławskiego, naszego przyjaciela i kolegi. Jako przedstawiciel władz Wydziału, w którym Jurek od kilku lat pracował, powinienem pewnie wspomnieć o jego dorobku naukowym i dydaktycznym. O jego niemałym dorobku naukowym, który sprawił, że Jurek był jednym z czołowych znawców współczesnej kultury młodzieżowej w Polsce. O jego pracy dydaktycznej, którą starał się prowadzić w Instytucie Stosowanych N auk Społecznych, pomimo że nieubłagana choroba coraz bardziej m u w tym przeszkadzała. Ponieważ jednak znałem Jurka na wiele lat wcześniej, zanim podjął, za moją zresztą namową, pracę na Uniwersytecie Warszawskim, chciałbym mówić o czym innym.
Trzeba tutaj przypomnieć, że do 1989 roku, poza krótkim wybuchem
„Solidarności” w latach 1980/81, człowiek niezależnych poglądów nie mogący pogodzić się z zakłamaniem oficjalnej polityki, propagandy i kultury miał niewiele szans na to, żeby swoją niezależność wyrazić. Jedną z tych szans dawała
6 JERZY WERTENSTEIN-ŻUŁAWSKI
socjologia. Oczywiście nie mówię tutaj o pseudosocjologii uprawianej pod hasłami marksistowskiej teorii rozwoju społecznego, ale o socjologii praw
dziwej, tej socjologii, którą w Polsce wyznaczają nazwiska Marii i Stanisława Ossowskich, patronujących odrodzeniu socjologii i Polskiego Towarzystwa Socjologicznego po 1956 roku. Socjologia ta w przemyślany sposób starała się wiązać zagadnienia teoretyczne z rzetelnym opisem rzeczywistości społecznej.
Była to, nie m a co ukrywać, socjologia stronnicza, stająca po stronie demo
kracji, wolności i godności człowieka. Nie przypadkiem może mieszkanie Jurka na Żoliborzu było niedaleko od mieszkania Ossowskich, których z racji wieku już nie zdążył poznać, ale których wpływ na jego osobowość socjologiczną daje się wyraźnie rozpoznać. Być socjologiem w tym sensie to znaczyło określone powołanie, a może przede wszystkim określoną misję polityczną. Tak to wtedy rozumieliśmy. Bo przecież odkłamanie choćby jednego elementu wiedzy o nas samych, którą władze komunistyczne chciały utrzymać w tajemnicy było już sukcesem w tym swoistym ruchu oporu. Jurek z racji temperamentu i zaintere
sowań zajmował w tym ruchu swoisty posterunek. Śledził, co dzieje się w kulturze młodzieżowej, można powiedzieć, wypatrywał z wytęsknieniem każdego objawu niezależności tej kultury od oficjalnego wzorca lansowanego przez odpowiednie wydziały do spraw młodzieży, sportu czy kultury przy Komitecie Centralnym totalitarnej partii. Bo słusznie sądził, że to, co młodzi ludzie zrobią sami, nawet jeśli nie jest to dla dorosłych widoczne, m a znaczenie dla przyszłości większe niż to, co postanowiono na tym czy innym plenum.
A także, że to, co ludzie sami robią i mówią, a więc gdy grają i śpiewają m a znaczenie większe niż to, co odpowiedzą na tak czy inaczej w najlepszej nawet intencji postawione pytanie ankietera.
Mógłbym tutaj przywoływać rozmaite okazje, przy których spotykałem Jurka jako działacza opozycji demokratycznej, człowieka później głęboko zaangażowanego w budowę nowej demokratycznej kultury politycznej w Polsce po 1989 roku. Przyjemność wspólnych spisków, wspólnej pracy w sztabach wyborczych, gorycz sporów o to, kto i jak w Trzeciej Rzeczpospolitej w najbar
dziej odpowiedni sposób będzie urzeczywistniać nasze marzenia z lat niewoli.
Mógłbym o tym mówić, ale wszystkich, którzy znali Jurka, nie zdziwi, że przywołam tutaj jeszcze inne wspomnienie. Miałem to szczęście, że w połowie lat osiemdziesiątych Jurek zabrał mnie ze sobą na badania terenowe do Jarocina.
Przemija dzisiaj sława tego festiwalu, bo i czasy się zmieniły. Trzeba jednak sobie przypomnieć Polskę tamtego czasu, demonstracje Solidarności rozbijane pałkami i gazem, mordowanie działaczy i księży przez komunistyczną policję polityczną, wszystko to jak nagłe erupcje na tle martwego spokoju wprowadzo
nego przez generałów. Festiwal jarociński był w tym czarnym krajobrazie jak kolorowa plama z innego świata, świata wolności, wolności kolorowej jak kolorowe grzebienie punków, zbiorowy rytm rastafarian, tekst niedwuznacznie nawiązujący do policyjnego terroru czy jego sowieckich uwarunkowań. Jurek
JERZY WERTENSTEIN-ŻUŁAWSKI 7
był tam zarazem uczestnikiem i badaczem w najlepszej tradycji socjologii uczestniczącej i rozumiejącej, uczestniczył na tyle, że zaprosił mnie do pomocy, abym pewnie jak szkiełko i oko pomógł mu w utrzymaniu naukowego dystansu, bo niestety na takiej ambiwalencji opiera się nasza naukowa postawa. Z przeję
ciem więc stosowaliśmy naukowe próby losowania, tak aby ankieta mogła pomóc nam zrozumieć postawy tej młodzieży, następnego pokolenia. Roz
mawialiśmy z, jakby na przekór zwanym, młodocianym Generałem, który jak m askotka ozdabiał swą irokezką fryzurą zastępy idących w pogo - pełen energii i zadymy taniec pokojowych wojowników. Spotkaliśmy i księdza, który udzielał duchowej pociechy spadkobiercom dzieci-kwiatów. Nasze wieczorne po tych wszystkich spotkaniach rozmowy skupiały się wokół dwóch tematów - różno
rodności, pluralizmu, oraz przekonania, że ta młodzież, choć z racji wieku wyłączona z walk politycznych lat 1980/1981, stanowi kolejne ogniwo w łań
cuchu pokoleń przenoszących potrzebę wolności w następne dziesięciolecie.
I takiego Jurka, jako wspaniałego kompana, pełnego dowcipu komentatora, krytyka i obserwatora, któremu przeświecało stale dążenie do obrony wartości podstawowych chciałbym tutaj przypomnieć.
Cześć Jego pamięci!
Jacek Kurczewski