M I E S I Ę C Z N I K POŚW IĘCON Y ŻYCIU I KULTURZE NARODU!
POLISH THOUGHT - MONTHLY R EV IEW
Nr 128 (Rok VIII, Nr 11) Listopad, 1948 Cena (Price) 2/-
ZAGADNIENIE NIE TYLKO POLSKIE
Q RA N ICA , w ykreślona w Rydze w r.
i921, pozostaw iała po stronie polskiej te spośród wschodnich ziem daw nej Rze
czypospolitej, iktóre bądź były niezaprze- czenie polskie, bądź też, mimo w szys
tkich swych odrębności, zachowały cha
r a k te r przew ażająco polski i zachodni pod względem cyw ilizacyjnym . Obie stro n y w ośw iadczeniach swych p rzed
staw icieli deklarow ały, że u w aż ają Po
kój Ryskii za zakończenie w zajem nych wielowiekowych roszczeń i zm agań, — przy czym nie może ulegać w ątpliw ości, że w kom prom isie tym Polska, choć zw y
cięska wówczas w sta rc iu zbrojnym , b y ła stro n ą w ięcej dającą. T ra k ta te m R y
skim w yrzekła się ona około 300.000 kilom etrów kw adratow ych sw ych po
siadłości przedrozbiorow ych — i to nie tylko ziem , któ re w okresie niewoli uległy drogą g w ałtu procesowi daleko idącej depolonizacji, ale także takich (jak zachodnie połacie Ziemi M ińskiej i Podola, objęte „linią Dm owskiego” ), w których pozycja żywiołu polskiego by
ła pod wieloma w zględam i dom inująca.
T r a k ta t Ryski był jednak nile tylko zam knięciem okresu porachunków t e ry to rialn y ch miiędzy Polską a je j są sia dem wschodnim. W ykreślona w nim g ran ic a sta ła się niezbędnym i n ieza
stąpionym czynnikiem równow agi euro
pejskiej. G ranica ta stanow i środkowe ogniwo przedw ojennej zachodniej llinii g ranicznej Zw iązku Sowieckiego, cią- gnącej się m niej więcej prosto, bez większych załam ań, od Zatoki Fińskiej po Morze Czarne. L inia ta podtrzym y
w ała niepodległość całego p a s a krajów E uropy Środkow o-W schodniej od F in landii i E stonii po B ałkany. Z chwiilą gdy Sowiety p ostąpiły po Bug i San, czyniąc w sam ym środku te j liniń g łę
boki wyłom, okrążyły one od południa Litw ę, Łotw ę j E sto n ię, a od północy Ęum unię, W ęgry i Słowację. To g e o g ra ficzne okrążenie umożliwiło najpierw w r ' 1940 aneksję trzech państw b ałty c
kich, a później opanow anie Czechosło
wacji, W ęgier, Rum unii i, co za tym idzie, innych krajów bałkańskich. Jeśli n aw et pominąć m om enty n a tu ry mili- lita rn e j, to sam f a k t okrążenia tych n ie
dużych krajów podziałał wówczas, i działać musi w analogicznych okolicz
nościach w przyszłości, ja k groźny nacisk psychologiczny i polityczny. Szczegól
nie niebezpieczne je s t usadowienie się Rosji w K arp atach , a n aw et poza ich łukiem , na Rusi P odkarpackiej. Rosja pojaw ia się w ten sposób w basenie Du
n aju i ciąży psychologicznie, politycz
nie, gospodarczo i m ilita rn ie nie tylko nad tym basenem , ale ta k że nad całym Półwyspem B ałkańskim .
Złudne je s t m niem anie niektórych czynników, jakoby niebezpieczeństw om tym mogło na serio zapobiec pow stanie u zachodnich rubieży Rosji sam odziel
nych państw białoruskiego i u k raiń -
Z GON P R Y M A S A H L O N D A
J U Ż w czasie składania obecnego nu- m eru przyszła wiadomość o zgonie śp. p ry m asa kard y n ała A u g u sta Hlonda.
W iadomość ta odbije się echem w k aż
dym polskim sercu.
K ardynał Hlond był czymś więcej niż prym asem Polski. S tał się on w ostatn ich latach najw yższym au to ry te te m m oral
nym w k raju . Był jedynym szeroko w swiecie znanym biskupem polskim. P r a wie cały episkopat polski składa się z p a ste rz y m ianow anych za jego pry m a- tu ry .
Śm ierć p ry m asa Hlonda je s t pow aż
nym ciosem nie tylko dla Kościoła w Polsce, ale i dla narodu polskiego. P ew ną ręką, z dużym doświadczeniem poli
tycznym prow adził On organizację ko
ścielną polską, stanow iącą dziś n ajpew niejszy bastion przeciw naporow i komu
nistycznem u na ducha polskiego.
Nie łatw o będzie zastąpić w życiu pol
skim lukę w yw ołaną zgonem wielkiego kapłana.
skiego. Podobnie ja k po P ierw szej W oj
nie Św iatow ej, trw ałość tych tworów państw owych może okazać się problem a
tyczna i po kró tk iej sam odzielnej eg zy stencji m ogą one znaleźć się znowu w granicach Rosji, bądź jako k ra je z nią sfederow ane, bądź też ponownie do Ro
sji wcielone. W tych w arunkach oddanie np. U krainie dostępu te ry to ria ln e g o do K a rp a t poprzez M ałopolskę w schodnią i Bukowinę mogłoby łatw o utorow ać Ro
sji drogę do ponownego usadow ienia się w tym obszarze o ta z na Rusi P odkarpac
kiej.
Je śli chodzi o U krainę, to szczególnie pouczające je s t ogłoszone niedaw no w
„P rzeglądzie Polskim ” studium d ra S tan isław a S krzypka o obecnej s tr u k tu rze etnicznej ziem, do których politycy ukraińscy z g ła sz a ją roszczenia. Ze s tu dium tego, bardzo sta ra n n ie udokum ento
w anego, w ynika, że na obszarze U krainy Sowieckiej w dzisiejszych je j granicach ludność u k ra iń sk a stanow i w najlepszym raz ie około 55 % ogółu ludności, a sto sunek ten w przyszłości ulec może je sz cze dalszem u pogorszeniu. W tych w a
runkach je s t rzeczą ja sn ą, że o ile tr w a łe odcięcie od Polski je j te ry to rió w po
łudniowo-wschodnich ogrom nie by ją osłabiło i pozbawiło ja wspólnej granicy z Rum unią, o ty le z d ru g iej stro n y nie zapew niłoby wcale siły and spoistości organizm ow i narodow em u u k raiń sk ie
mu, którego n a tu ra ln y ośrodek leży po obu stronach D niepru i k tó ry utrzy m ać może sw ą odrębność tylko przy daleko idącej koncentracji swych sił etnicznych.
Jedynym sposobem stw orzenia w E u
ropie Środkowo-W schodniej sensownego układu geopolitycznego, trw ałego po
ham ow ania ek sp an sji rosyjskiej i zabez
pieczenia niepodległości k rajom b a łty c kim, basenowi naddunajskiem u i B ałka
nom je s t przyw rócenie Polsce granicy T ra k ta tu Ryskiego. G ranica t a odsuwa R osję o 250-300 kilom etrów ku wscho
dowi; nie do pom yślenia bez niej je st
Sir. 2 M y ś l P o l s k a Listopad, 1943
stw orzenie silnego i trw ałego związku państw E uropy Środkowo-W schodniej, k tó ry uw ażam y za konieczny elem ent przy szłej równow agi europejskiej.
Obecność Rosji n a huku karpackim , w dorzeczu N iem na i na linii Bugu, odle
głej zaledwie o 170 kilom etrów od W a r
szaw y (od g ranicy T r a k ta tu Ryskiego dzieli W arszaw ę 450 k m ), działać musi n a im perializm ro sy jsk i pobudzająco, podobnie ja k dla Niemiec posiadanie p rze z nie P ru s !Vschodnich, klina ślą skiego i- innych obszarów na wschodzie było sta łą pokusą do dalszego pochodu- Z drugiej stro n y pozostaw ienie ziem wschodnich Polsce nie stanow i żadnego uszczerbku dlla Rosji pokojow ej (i nie -usposobionej agresyw nie. O bszar tych ziem stanow i zaledwie 0,9% całej po
w ierzchni Z'SSR w jego przedwojennych gran icach , a ludność m niej niż 7% lud
ności ZSiSR. Także ekonomicznie ziemie wschodnie P olski nie m a ją dla pokojo
wej R osji żadnego znaczenia; w szystkie
•znajdujące się w nich surowce Rosja posiada w bez porów nania większej zupełnie w ystarczającej na swe p o trz e by ilości. T ak np. obszar lasów w Pol
sce w schodniej w ynosi 4 miliony ha, podczas gdy w ZSSR 950 milionów ba.
P rodukcja ropy ¡naftowej w Polsce wschodniej w ynosiła przed! wojną 500.000 ton, a w ZSSR 27 milionów ton (w r. 1936), czyli praw ie 60-krotnie w ięcej; obecrtie je s t jeszcze znacznie wyższa.
N a fta , g az ziem ny, rolnictw o i lasy ziem w schodnich s ą n a to m ia st niezm ier
nie w ażnym i czynnikam i życia gospodar
czego Polski- Ziemie wschodnie m ają też d la Polaków w alor uczuciowy szczególnie w ysoki, jakiego dla Rosji nigdy ni’-e posiadały i posiadać nie mogą.
W ystarczy wym ienić m ia s ta Lwów i W il
no o raz Ziemię N ow ogródzką, ojczyznę Mickiewicza i jego „P an a T ad eu sza”, a ta k że K rzem ieniec, ojczyznę Słow ackie
go i siedzibę jednego z wielkich ognisk k u ltu ry polskiej.
W przem ów ieniu swym, wygłoszonym dn. 9 października 1948 r. w Llandudno, b. prem ier b ry ty jsk i C hurchill — p ie r
w szy spośród przewódców politycznych Zachodu — stw ierdził publicznie, że nie może być pokoju w świecie póki k raje E u ro p y Środkowo-W schodniej nie od
zy sk ają wolności. Choć równocześnie mówił o w ycofaniu się Rosjji tylko po linię Curzona, nie trac im y nadziei, że zarówno on, ja k i inni czolowii politycy św ia ta zachodniego dojdą jeszcze do przekonania, że przyw rócenie Polsce je i ziem wschodnich je s t zagadnieniem nie polskim tylko — że m a ono w agę euro
pejską, a więc i św iatow ą.
M O W A W L L A N D U D N O
Mowa, k tó rą C hurchill wygłosił 9 października n a konferencji P a rtii Kon
serw atyw nej w Llandudno, odbiła się szeroki.m echem w prasie po obu s tr o nach Oceanu głównie dlatego, że wniosła nowe sform ułow ania w spraw ach n a j
istotniejszych: bomby atom ow ej i pozy
tyw nego p rogram u politycznego wobec a g re sji sowieckiej.
W spraw ie bomby atom ow ej Churchill powiedział właściw ie to, co każdy ro z sądny człowiek m yślał od daw na, a co p olitycy s ta ra li się wszelkim i sposoba
mi ukryć przed opinią publiczną (nie w yłączając A m ery k .). Slogan n ajczęś
ciej dotąd używ any brzm iał: „Użycie bomby atom ow ej w ew entualnej wojnie oznacza koniec św ia ta cywilizowanego, wobec tego w żadnym w ypadku nie wol
no nam jej użyć”. Churchill n ato m iast pierw szy powiedział głośno, że jeśli św iat zachodni do te j pory nie został zalany fa ią bolszewicką, to zawdzięcza swoje ocalenie wyłącznie monopolowi a m e ry kańskiem u w zakresie energii atom ow ej, i że
„narody zachodnie m ają o wiele w ięk
szą szansę osiągnięcia trw ałego poko
ju bez rozlew u krw i, jeżeli sfo rm u łu j ą sw oje słuszne żąd an ia dopóki posia
d a ją energię atom ow ą, a zanim ro sy j
scy komuniści również ją posiądą” . Biorąc pod uw agę inny postulat, po
w tórzony p rze z C hurchilla rówlnież w o statn im przem ówieniu, m ianow icie:
„Pow inniśm y doprowadzić spraw y do ro zstrzygnięcia i ustalić ostateczny po
rzą d ek ” — nie tru d n o w yciągnąć wnio
ski, że w istocie rzeczy Churchill p ropo
nuje użydle groźby hiiły lub sam ej siły w konflikcie z R osją Sowiecką.
W śród żądań, jak ie powinny być Ro
sji postaw ione, C hurchill wyliczył: w y
cofanie siię Rosji do gr-anic ich w łasnego k ra ju (ma odcinku polsko-rosyjskim Churchill wymienił tzw . linię C urzona, 0 czym piszem y na innym m iejscu), u- wolnlienie jed en a stu daw nych stolic we wschodniej E uropie, zap rzestan ie ucisku 1 eksploatacji w rosyjskich stre fa c h N ie
miec i A ustrii, oraz—n a Dalekim Wscho
dzie — za przestanie akcji odśrodkowej w M alajach i Indonezji, uw olnienie pół
nocnej Korei ii w reszcie w ycofanie ko
m unistów z wojny domowej w Chinach.
Rzeczą ciekaw ą je s t przyjrzeć się od
głosom, ja k ie wywołały sform ułow ania przewódcy ikonsewatystów. P ra sa am e
ry k ań sk a przyjęła je z zadowoleniem, znajd u jąc w nich uspokojenie swoich w ątpliw ości n a tu ry m oralnej. P ublicysta W alter Lippm ann, godząc się g en e ral
nie z założeniam i i celami sfo rm u ło w anym i przez C hurchilla, w prow adził je d n ą tylko popraw kę, że nie należy uczynić tego w chwili obecnej, a że trze b a odczekać wyborów w Am eryce i uzupełń/epia p rzygotow ań wojskowych m ocarstw zachodnich.
W Anglii, czego m ożna się było spo
dziewać, najgłośniej za protestow ała le wicą socjalistyczna. M inistrowie Shin- well i Bevain nazw ali Churchilla podże
gaczem w ojennym . Dla obu1 organów tej g rupy, k tó re w niedaw nej przeszłości zarzucały Polakom b ra k „realizm u po
ety cz n eg o ” — realisty czn a ocena C h u r
chilla okazała się zbyt slilną pigułką, i n erw y ich nie w ytrzym ały. „New Sta-
tesm an and N atio n ” nazw ał C hurchilla d e fe ty stą (sic!) działającym w in te re sie reakcjonistów am erykańskich. Przy tej okazji pismo sform ułow ało swój sto sunek do spraw y dozbrojenia: „Nie można dopuścić pod żadnym w arunkiem , by dozbrojenie zniweczyło odbudowę spo
łeczną, ponieważ jeślłi to n astąpi, w alka przeciw komunizmowi w E uropie je st p rz e g ra n a ”. Trudno d opatrzyć się w tym sform ułow aniu różnicy z hasłem kom u
nistów fran cu sk ich : „Pod żadnym w a
runkiem nie będziem y bić się ze Zwią
zkiem Sowieckim” .
D rugi lewicowy o rgan „T ribüne” za
ją ł podobne stanow isko w arty k u le za
tytułow anym „C hurchill podżegaczem w o jen n y m ?”. N ato m iast kom entarze b ezpartyjnego tygodnika „S pectator.
odznaczają się ja k zwykle um iarkow a
niem, g raniczącym z hipokryzją. W a r tykule w stępnym red a k to r naczelny tw ierdzi, że propozycja C hurchilla może łatw o być przekręcona przez p ro p a g a n dę sow iecką w postu lat rozpętania w oj
ny prew encyjnej. Oczywiście — doda
je a u to r — je s t rzeczą pewną, że C h u r
chill nic podobnego nie m iał n a myśli, a w każdym raźie „idea wojny je st do tego stopnia w strę tn a dla każdego n a rodu zachodniego, że nik t choć trochę uczciwy bądź rozsądny nie mógłby w y
czytać w słowach C hurchilla niczego, co by miało c h a ra k te r g roźby”.
Poważny tygodnik gospodarczy „Eco- no m ist” przy zn aje, że to, co Churchill powiedział, mogło w strząsnąć do szpiku kości wielu ludzi na Zachodzie, że je d n a k 1 we W schodniej E uropie spowoduje sz y b sze bicie w yczekujących serc. W k onse
kwencji pismo zaleca Beviinowti i M ar
shallowi zastanow ić się, ja k w z r a s ta ją ca siła gospodarcza i wojskowa św iata zachodniego może w yrazić silę w dyplo
m atycznej s tra te g ii i tak ty ce bez ucie
kania się do wojny. T rudno jednak w y
obrazić sobie, by jakakolw iek akcja dy
plom atyczna m ocarstw zachodnich nio- gła być skuteczna, skoro „Econom ist”
w y głasza ex c a te d ra w tym sam ym ko
m e n tarzu opinię, że „rządy zachodnie w dzisiejszym ich składzie są niezdolne zagrozić w ojną i nie uw ierzono by im w Moskwie, gdyby próbow ały to uczynić .
Przytoczyliśm y kom entarze głównych pism tygodniow ych, żeby zwrócić uwag^ę na sta n przy g o to w an ia psychicznego kół intelektualnych angielskich do zb liża ją
cych się decyzji. P ism a codzienne — z w yjątkiem „D aily M ail” — albo w strz y m ały się od w ypow iedzenia się, albo, ja k to uczyniły „T im es” i „M anchester G uar
d ia n ” , ustosunkow ały się krytycznie do sam ej koncepcji Churchilla. L linnych pism jedynie tygodnik „Tim e and T ide”
oraz niedzielny „O bserver” całkowicie poparły zarówno analizę sy tu acji m ię
dzynarodow ej dokonaną przez C hurchil
la w Llandudno, ja k i część k o n stru k ty w ną jego pro g ram u .
Czy opinie p rasy odzw ierciadlają n a stro je szerokich m as? Zapewne w ciągu o statnich trzech la t szary człowiek mógł slię sporo dowiedzieć o m etodach kom u
nistycznych i grożącym cyw ilizacji z a chodniej niebezpieczeństw ie. Z drugiej stro n y fałszyw y obraz rzeczyw istości sowtieckiej, w tłaczany mu przez tyle la t poprzednich, m usiał w um yśle p rz e c ię t
nego człowieka pozostaw ić chaos, a wolę sparaliżow ać. Mowa C hurchilla byłu pierw szym zabiegiem chumrgjicznyim a a
Listopad, 1948 M y ś l P o l s k a Sir. 3
sparaliżow anej woli przewódców i spo
łeczeństw zachodnich. I na tym głównie polega jej znaczenie.
K O N C E P C J A O P Ł O T K Ó W
J a k dalece b ry ty jsk i m in ister spraw zagrani cznych musi liczyć się z lewicą sw ojej p artii, o tym świadczy jego p rze
mówienie wygłoszone do członków Zrze
szenia Przem ysłowców dnia 14 paździer
nika, a więc w kilka dni po mowie C hur
chilla. M. in. (Bevin zwrócił uw agę swo
ich słuchaczy na konieczność wzmocnie
nia sta n u obronnośdj Bliskiego Wschodu oraz obszaru Oceanu Indyjskiego, p rz e de w szystkim Indii, P ak istan u i C ejlo
nu. P rzy te j okazja Bevin nazw ał Ro
sjan narodem „ostatni"ch im perialistów ” i skierow ał do nich zaproszenie, by, jeże
li chcą być dobrym i sąsiadam i W spól
noty B ry ty jsk iej, trz y m a li się swojej stro n y płotu, a w tedy będą mogli „żyć u siebie swoim w łasnym życiem i na sw oją m odłę”.
O świadczenie to nie byłoby może dzi
wne trz y la ta tem u. Z aproszenia tego rodzaju nie były przyjm ow ane w prze
szłości ii pozostaną bez odpowiedzi w przyszłości, albowiem Sowiety w cale nie podzielają poglądu — powiedzmy — m ieszkańca sielankowej dzielnicy pod
m iejskiej W em bley, że żyw opłot dzlie- lący jego ogród od ogrodu są siad a je st rzeczą nietykalną. W ręcz przeciwnie, w Moskwie uw ażają, że pod takim płotem wolno robić podkopy, w sam ym płocie dziury i] — co w ażniejsze — urządzać się swobodnie nie tylko w ogrodzie, a*e w sam ym domu sąsiada.
Je śli mimo to kierow nik oficjalnej polityki b ry ty jsk ie j ponaw ia odrzucane zaproszenia, to je s t to dowodem, że po
lity k a ta nie odeszła od zasady u trz y m ania sta tu s quo w E uropie i poza nią.
S P R A W A B E R L I N A
O brady "Narodów Zjednoczonych w P aryżu przypom inać zaczynają n a jg o r
sze czasy L i^ ' Narodów z okresu jej upadku. W gruncie rzeczy najw ażniejsza spraw a, to je s t spór A ng.osasów z So
w ietam i o Berlin, nie ru szy ła z m a rtw e
go punktu. Robi w rażenie, iż obi:e strony zgodne są w tym , by zasadniczą ro z p ra wę m ożliwie odwlec i uzyskać kilka miea ęcy czasu.
W szyscy zdają sobie spraw ę z tego, że każda uchw ała potępiająca politykę sowiecką będzie zaw etow ana w Radzie Bezpieczeństw a, a je j znaczenie będzie zależało od tego, ja k zechce ją wyko
rz y sta ć A m eryka. Tym czasem polityka am ery k ań sk a «pochłonięta je s t całkowicie nadchodzącym i w yboram i P rezydenta, w skutek czego polityka m iędzynarodow a .test niejako w zaw ieszeniu do pierw szych dni listopada.
W sam ym B erlinie trw a ją drobne ć nieprzyjazne m anew ry, a Sowiety h e r
m etycznie iLzolują od lądu i wody zacho
dnią połowę m ia sta okupow aną przez A m erykanów , A nglików ii Francuzów .
PRZEOBRAŻANIE się IMPERIUM
W Londynie odbyła się konferencja Prem ierów p aństw B ry ty jsk iej W spól
noty Narodów. K onferencja poświęcona była głów nie najpilniejszym zag ad n ie
niom gospodarczym i wojskowym. Cho
dzi przecież o ta k ie spraw y, ja k uzgod-
nien.e polityki wobec w ykorzystania planu M arshalla, p rzem yślenie wielkiej akcji m ig racy jn ej przem ysłu i ludno
ści w obrębie Com m onwealtł.u, przygo
tow anie do wojny, k tó ra może nadejść szybko.
Pod tym i zagadnieniam i leży także zasadnicza k w estia ustrojow a. N a zew
n ą trz w y ra ża się ona szczegółam i w rodzaju ty tu łu króla na nowych m one
tach, stanow iska i ty tu la tu ry przed- stawiicieli dyplom atycznych poszczegól
nych państw W spólnoty, n ara sta ją c y m sporem in dyjsko-afrykańskim . Szcze
góły te są jednak -tylko objaw am i c a ł
kow itej przem iany, ja k iej ulega Im pe
rium B rytyjskie.
P rzem iany te zapew ne nie znajdą uroczystego i pełnego w yrazu praw ne
go, bo duch p raw a angielskiego nie znosi , definicji j kodyfikuje tylko to, co ju ż ko
niecznie musi być skodyftkow ane. P o sta
now ienia ustrojow e W spólnoty B ry ty j
skiej bardziej są zaw sze podobne do uchwał Rady N adzorczej jakiegoś kon
cernu. niż do konstytucji podejm owanych przez europejskie zgrom adzenie praw o
dawcze. Jednakże s ą to przem iany pod
staw owe. B ry ty jsk a W spólnota Narodów, w prow adzona w życie w m iejsce daw ne
go Im perium B rytyjskiego przez S ta tu t W estm insterski po pierw szej wojnie św iatow ej, zam ienia się w naszycn oczach w coś znowu nowego i całkiem innego.
Impth-ium B ry tyjskie sprzed S ta tu tu W estm in stersk ieg o było m ocarstw em kolonialnym , rządzonym z Londynu a ipodległym A nglii. Poza m etropolią sk ład ały się na ni© dw a ro d zaje ob
szarów : kolonie o ludności kolorowej, rządzone a rb itra ln ie z W hitehallu. i kolonie „białe”, posiadające szeroką autonom ię i ty tu ł dominiów, czylii po
siadłości zam orskich Korony. P ierw sza w ojna św iatow a usam odzielniła dom inia faktycznie. P ow stały w nich przem ysł i zaczątku flot. S ta tu t W est
m insterski usankcjonow ał sam odziel
ność dominiów, p rzy zn ając im stan o wisko w zasadzie równe m etropolii. P o
została więź f ormalna w postaci wspólne go m onarchy, więź gospodarcza w p o sta ci Londynu jako bankiera W spólnoty i więź w ojskow a *v postaci flo ty b r y ty j
skiej, jedynej g w aran tk i niepodległoś
ci: ii bezpieczeństw a zam orskich państw b rytyjskich. Łączyła je w szystkie n a j
trw alsz a może więź k u ltu ra ln a : w spól
nota języka, trad y cji, sposobu m yśle
nia, lite ra tu ry .
Od czasu S ta tu tu W estm im stersktego zaszły daleko idące zm iany w stosun
kach państw b ry tyjskich pod każdym względem. W ystarczy wym ienić tak ie fak ty , ja k przekształcenie Irlandii z z dom inium w sam odzielną republikę, nie pow iązaną praw ie żadnym i więzami praw nym i ani kultu raln y m i z re s z tą Im perium , a p o zo stającą w jego obrę
bie tylko pod względem gospodarczym . Zachow anie przez tęż Irlandię n e u tra l
ności w wojnie decydującej o losie B ry
tanii. U padek Londynu jako centrum finansow ego św iata i przejęcie te j roli w dużej m ierze przez Nowy Jo rk . P rz e
jęcie w czasie d ru g iej w ojny św iatow ej roli obrońcy dominiów z rąik floty b ry ty jsk ie j przez flo tę i lotnictw o Stanów Zjednoczonych. W zrost roli ludności ję_
zyka francuskiego w K anadzie (sym bo
licznie niejako na obecnej konferencji
funkcje przedstaw iciela K anady po p.
Mackenzie Kingu p rze jął St. Lau- re n t) . Osłabieni© stan o w isk a m etropolii przez wycofanie się z Birm y, E g ip tu , P a lestyny. P ow stanie dwóch „kolorow ych”
dominiów: Indii <i P ak istan u (z których każde pod w zględem ludności przew yż
sza znacznie m etropolię, a Indie p rze
w yższają w szystkie „białe” p ań stw a W spólnoty razem w zięte). W reszcie zwy
cięstwo w yborcze nacjonalistów burskich
<A fry k an d eró w ) nad B rytyjczykam i w Unii Południow o-A frykańskiej (p re m ier afry k ań sk i, M a’an, nie przybył na konferencję).
W sum ie w skład Com m onwealthu wchodzą obecnie cztery p ań stw a czysto b ry ty jsk ie : Zjednoczone K rólestw o, P ół
nocna Irlan d ia, A u stra lia i N owa Ze
landia, dwa pań stw a półbnytyjskie: K a
nada i Południowa A fry k a, i cztery p ań stw a nieb ry ty jsk ie: fiire, P ak istan , C ej
lon i Indie. W spomnieć jeszcze należy o niepełnych dom iniach, ja k np. P o
łudniow a Rodezja. Jedno z w ym ie
nionych państw je s t rep u b lik ą (Ir la n d ia ), w innych (Południow a A fry k a, In die) są silne tendencje republikańskie.
N a naszych oczach dokonyw a się je
dyny w dziejach eksperym ent. Bywały wtielkie im peria i rozpadały slię. Nie było dotąd takiego, któ re by potrafiło z rów ną elastycznością i przy zachow a
niu siły przystosow ać się do zm ien iają
cych w arunków . A nglicy s ą em piryka- n$.. B unt kolonii am erykańskich i po
w stanie Stanów Zjednoczonych w X V III wieku posłużyło im jako zasadnicza lekcja. O dtąd polityka angielska była ta k prowadzona, by uniemożliwić bunty przez zapobieganie zaw czasu przyczy
nom ferm en tu 1. W ydawało się to zrozu
m iałe dopóki chodziło o k ra je kolonistów 'brytyjskich. Ś w iat zew nętrzny zaczął przecierać oczy, gdy tę sam ą zasadę za
stosowali! A nglicy dó krajów ludności n iechętnej. U szanow anie neutralności Irlandii w czasie wojny było jakby za
powiedzią; niepodległość Indii najśm iel
szym posunięciem ; m ianow anie p rz e d sta w icielam i K orony tubylców uwieńcze
niem planu. A w szystko to odbywało się bez żadnych teorii j niem al bez fo r
muł praw nych.
Trudnośdi nowego system u, op arteg o ju ż nie na wspólnej trad y c ji, centralnych finansach i obronie, lecz n a in teresie gospodarczym i politycznym poszcze
gólnych członków W spólnoty, le żą już dziś nfle w stosunku dominiów do me
tropolii, lecz w stosunkach m iędzy do
m iniam i. Do daw nego, mimo w szystko lokalnego sporu m iędzy Północną a P o
łudniową Irla n d ią doszły w iększe i g ro ź
niejsze spory m iędzy Indiam i a P a k ista nem, m iędzy Indiam i a Południow ą A f
ry k ą w spraw ie H indusów afrykańskich.
W tym nowym układzie rola polityki b ry ty jsk ie j zarysow uje się inaczej niż dotychczas. Praw dopodobnie ro lą t ą bę
dzie w pierw szym rzędzie pośrednicze
nie m iędzy państw am i W spólnoty w ich sporach i kłopotach.
Z d ru g iej sitirony wojskowe u gospo
darcze ciążenie części tych p aństw ku A m eryce powodować m usi coraz w ięk
sze zbliżanie isię polityki an g ielskiej do am ery k ań sk iej. Z ducha te j polityki w y
nika, że będzie ona przystosow yw ała się do okoliczności i w ykorzystyw ała je bez form alnego w iązania się, bez dek la
racji, kroków nieodwołalnych i bez okres-
Sir. 4 iVlyśl P o l s k a
lania jasnego swego stanow iska naw et n a w ew nątrz. Za k ilkadziesiąt lat Im pe
rium B ry ty jsk e będzie zapew ne znowu czym ś zupełnie innym niż je s t dzisiaj.
D R U G A L I N I A
Masowa czystka polityczna w Polsce, kom entow ana przez prasę zachodnią, m a jeden ry s szczególny, którego nikt na Zachodzie nie podkreśla, bo nikomu tu ta j w głowie alię nie mieści, że żad
nego życia politycznego w tu tejszym tego słowa znaczeniu w Polsce pod r e żym em B ieru ta nie było ,i nie ma. Tak zwane p artie polityczne, w okresie Ko
m ite tu Lubelskiego i „rządu jedności narodow ej” zwane „czterem a głównym i partiami! politycznym i Polski”, nosiły tę nazw ę ta k długo, ja k to było p o trze
bne do podw ójnego bałam ucenia: Za
chodu >i sam ych Polaków. Jeden jedyny w yjątek w postaci Polskiego S tronnic
tw a Ludowego, ¡biorącego przez pewien czas udział w reżym ie kom unistycznym , szybko przeszedł do historii. H istoria to sm utna przede w szystkim dla sam e
go BStL, którego ujaw nione szeregi Bez
pieka radykalnie przerzedziła. Dziś od
byw a się w k ra ju e p lo g m istyfikacji, nazyw anej „w achlarzem stronnictw po
litycznych”. Na placu zostaje to, co b y ło u narodzin reżym u kom unistycznego w Polsce — P P R , kierow ana przez a g e n tów moskiewskich, w śród których o g ro m ny p ro ce n t stanow ią ludzie nie m a jący niic wspólnego z Polską.
Obecna czy stk a w organizacjach typu dekoracyjnego je s t brutalnym p ostaw ie
niem sowieckiej kropki n a d i. Żeby się nikom u w Polsce nie w ydawało, że je st jakakolw iek inna droga prócz di‘ogi W KP (b ). P aździernik — „m iesiąc p rz y ja ź n i polsko-radzieckiej” dobitnie to w szystkim tłum aczy.
Ma ten proces swe bezpośrednie p rzy
czyny w przyśpieszonym tem pie rozwoju w ydarzeń międzynarodowych, o czym
„,Myśl P olska” pisała w num erze po
przednim . Ma jednak — naszym zda
niem — także inne, bardziej u k ry te przyczyny z zakresu długofalowego. Ko
m unizm bowiem, opierając się na Rosji Sowieckiej, m usi jako jedną z przew i
dyw anych możliwości przyjąć i ryzyko p rze g ra n ej Rosji Sowieckiej jako o rg a nizm u państw ow ego. W rachubach tych i przew idyw aniach należy wobec tego zm niejszyć ryzyko k o m u n i z m u , m a
terializm u dialektycznego, całego myślo-*
wego i teoretycznego dorobku linii Mar- ksa-L enina-S talina. P rz e g ra n a tego kie
runku w rozw oju św ia ta oznaczać może tylko zwycięstwo spirytualizim u, zw ycię
stw o chrześcijaństw a. Trudno je s t s tw ie r
dzić na pewno, skąd i przez ja k i ośro
dek m ontow ana je st akcja długofalow e
go oporu kom unistycznego na wypadek p rz e g ra n e j Sowietów. Jedni będą doszu
kiw ali się ośrodka trockistowsikiego na Zachodzie, inni ja k ie jś w ydzielonej „szós
te j kolum ny” w ew nątrz ce n trali kom u
nistycznej. T ak czy inaczej, zarówno w Rosji jak we w szystkich państw ach r z ą dzonych obecnie przez Rosję, ośrodki długofalow ego oporu m uszą być przygo
tow yw ane. R ozgryw ka kom unizm u ze śwliatem zachodnim n a pew no nie zakoń
czy się te a tra ln y m gestem sam obójczym w jak im ś ostatnim bunkrze. Będzie — po pew nym okresie przycupnięcia — p ro
w adzona dalej przez inne zespoły, w y
szkolone w robocie niewidocznej.
W arto z te j stro n y spojrzeć na w szel
kie o ste n ta c y jn e „czystki polityczne” . M ogą one bowiem zaw ierać i tę część z a biegów kom unizm u: m ontow anie d ru g :ej linii, w ycofanie pew nych ludzi pod pozo
rem ich „burżuazyjnyoh” czy „nacjona
listycznych” odchyleń. Z anadto pod ej
rzanie w ygląda p ropaganda dokoła t a kich postaci ja k Gomułka a o statn io Bo
rejsz a, propaganda ich „p a trio ty z m u ” czy „ n a raża n ia się”. Ludzie, k tórzy raz w życiu w ybrali drogę przeciw ko sw e
mu narodowi, k tó rz y na tej drodze ty le ju ż za sobą zburzyii, nie zm ieniają się dlatego tylko, że im się „sum ienie odezwało”. Zarówno Gomułka ja k i Bo
rejsza, a z nim i niejeden mniej znany, to nie polityczni! nowicjusze. K tokolwiek
— ta k ja k oni — p atrz y ł na los setek tysięcy Polaków pod okupacją sowiec
ką, ktokolwiek p rzyczyniał się do d epor
tacji, likw idow ania ludzJi niewinnych, wśród nich ko b iet i dzieci — nie może być podejrzewam y o czułostkowość.
Publiczna an a te m a na kom un stów, ta k niedawno zajm ujących kierownicze stanow iska w p a rty jn e j o rganizacji i w jej robocie ideowej, może ¡mieć nie tylko względy doraźne, w ew nętrznego p r z e ta sow ania p arty jn eg o , lecz tak że i ten w zgląd, m ontow ania d r u gi e j 1 i n i i.
P lany te nie są ta k zupełnie pozba- wtione szans i możliwości działaniia r e zerwowych g ru p w przyszłości. J a k do
tychczas u trzy m u je się wśród pewnych kół na Zachodzie pogląd, że narody cen
tra ln e j i w schodniej E uropy nie bardzo rozum ieją, co to je s t wolność polityczna, że te j wolności trze b a lich tnauczyć, a tym czasem zainstalow ać ad hoc zespo
ły rządzące. W poszukiw aniu takich zes
połów może ktoś sięgnąć do przyszłych
„dobrych” kom unistów , tych, których bolszewicy pozbyli się w swoim czasie dlatego, że itd. Korespondencje niektó
rych d ziennikarzy anglosaskich z W a r
szaw y ju ż dziś podbudow ują legendę Gomułki jako dobrego p atrio ty , dodając, że pewien absolutyzm , d y k ta tu ra i to ta lizm właściwi« nfe m a ją nad W isłą w ię
kszego znaczenia, poniew aż ta m „zawsze rząd i naród żyły życiem oddzielnym ”.
Takich „dobrych” kom unistów nam no
ży się na pew no w przyszłości.
Rzeczą polityki polskiej i polskiej opi
nii będzie dopilnow anie, żeby na teren ie naszego k ra ju czy w polskim życiu po
litycznym nie przechow ała się d ru g a li
nia obronna św iatow ego komunizmu.
W ypróbow aną bronią kom unistów je s t podstęp i m askow anie się w społeczeń
stw ie. T rzeba w te j dziedzinie wyrobić świadomość metod przeciw nika, w yobra
źnię podstępu.
Są to w szystko — powie k to ś — rz e czy bardzo teoretyczne i bardzo odleg
łe. Możliwe. P olityka jednak m usi być nie tylko sum ą odruchów, dem onstracji i w ysiłków w kierunku zdobycia czy za
bezpieczenia w ładzy; musi być przede w szystkim w ykreśleniem linii rozw oju narodow ego. N a te j liniii czeka n as nie-
* unikreiona ro zp raw a z kom unizm em , k tó r a może p rzetrw ać n aw et rozgryw kę z nieprzyjacielskim organizm em p aństw o
wym.
STRONNICTWA CZY TOTALIZM?
Od dłuższego czasu w społeczeństw ie em igracyjnym pew ne koła zaczęły od
Listopad, 1948
grzew ać propagow aną niegdyś szeroko w Polsce przez sa n ac ję nagonkę na stro n nictw a polityczne i propagow anie sw ois
tego „ a p a rty jn ic tw a ”. P ro p ag an d a ta , początkowo szerzona głównie u stn ie, p rzedostała się także na łam y prasy.
T ygodnik „O rzeł B iały ” drukować z a czął listy swoich czytelników na te m a t p artii politycznych i ich oceny. Większość tych wypowiedai była pow tarzaniem w naiw nej form ie sta ry c h sanacyjnych program ów . Z zasadniczym atak iem na stro n n ic tw a w y stąpił na łam ach „W ia
domości”, we właściwy sobie d ra m a ty czny sposób, p. Z ygm unt Nowakowski.
W ywołało to reak cję ze stro n y czytel
ników tych pism . Błahość argum entów a n ty p a rty jn y c h w ykazał w liście do r e dakcji „O rła B iałego” p. J. Płoski, pi
sząc m.in.: „ J a k dla życia człowieka po
trzebne je s t oddychanie, ta k dla życia n a rodu potrzebne je st życie polityczne. Nie ma sporów ani „ p a rty jn ic tw a ” tylko tam , gdzie naród zam ie ra” .
N a a rg u m e n ty p. Nowakowskiego od
pow iedział w łaście do „W iadom ości”
p. T adeusz Borowicz.. W zakończeniu swego p ism a mówi on: „Czy stronnictw a są fikcją, okaże się pew nie dopiero w całej pełni, gdy będziemy w Polsce wol
nej od kom unistycznego okupanta, ja k również okaże się w tedy, które s tro n nictw a em igracyjne będą fik cją w n o r
m alnych w arunkach w k ra ju . Ale w y daje mii się, że jeśli zasadę stronnictw będziemy odrzucali na em igracji, u to ru jem y drogę do tego, by w przyszłej Polsce istn iał dylem at: m onopartią lub anai*chia”.
W reszcie ,i redakcja „O rła B iałego” pió
rem p. A ndrzeja Tomickiego stw ierdziła konieczność opierania życia politycznego na stronnictw ach, o ile się chce uniknąć d y k ta tu ry . D ylem at w skazany w liście p. Borowicza, ujm uje p. Tomicki w sło
wach następ u jący ch : „K to więc nie chce totalizm u, musli się zgodzić na istnienie i na działalność stronnictw politycznych.
Musi on te ż zdać sobie spraw ę z tego, że stronnictw a polityczne b ęd ą z sobą walczyć i że każde z nich sta ra ć się będzie przekonać naród o słuszności sw o
ich żądań i swych z a p a try w a ń ”.
Rzeczą norm alną i zdrow ą je st k r y ty k a postępow ania takiego czy innego stronnictw a zarówno przez inne s tro n nictw a ja k ii ludzi niezrzeszonych p olity
cznie. Jednakże kw estionow anie sam ej zasady stronnictw jako podstaw y życia politycznego zdradza listotne zam ierze
nia tego rod zaju krytyków w postaci dążenia do ta k czy inaczej nazw anej d y k ta tu ry .
W I Ę C E J O G L Ę D N O Ś C I
Od kilku m iesięcy u k az u je się w L on
dynie w języku angielskim dw utygodnik
„Polish F o rtn ig h tly ”, przeznaczony do inform ow ania A nglików o spraw ach pol
skich. Z zadowoleniem stwierdzać tr z e ba, że poziom tego pism a o statnio z n a cznie się podniósł i że m a ono wszelkie dane po tem u, by spełniać z pożytkiem nakreślone sobie zadanie. By je d n ak to nastąpiło, konieczne je s t usunięcie p e wnych istniejących jeszcze braków i n ie dociągnięć.
Dotyczy to szczególnie ukazującego się w każdym num erze przeglądu p r a sy polskiej. W ydaje nam się, że dobór zamieszczonych w tym p rzeglądzie w y-
Listopad, 1948 M y ś l P o l s k a Str. 5
jątkow nie zaw sze d ostatecznie liczy się z ¡psychologią czytelnika angielskiego*.
T ak rap. w o statn im num erze n a czele p rzeglądu spotykam y streszczenie n o ta t
ki w spraw ie b. m in istra E dena, k tó ra pojaw iła się w jednym z polskich ty g o d ników. N otatki tego typu, o c h a ra k te rze osobistych ataków , m a ją naszym zdaniem e fe k t ujem ny. D o sta ją się one do wiadom ości odnośnych osób i p rz y czyniać się łatw o m ogą do dalszego je szcze pogłębienia niechętnych nam nastrojów . R e z u lta t może ty m bardziej szkodliwy, im w iększe d an a jednostka posiada czy też posiadać może w nieda
lekiej przyszłości w pływ y polityczne.
T rzeba bronić wobec obcych p ra w P ol
ski ja k n ajb ard zie j stanow czo i odpie
rać w szelką możliwą a rg u m e n ta c ją i p raktycznym i posunięciam i politycznym i działania nam szkodliwe, — n ato m ia st unikać należy em ocjonalnych odruchów, mogących wywoływać tylko dalsze za
drażn ien ia i u tru d n ia jąc y ch przez to działanie polityczne. M usimy bardzo u- w ażać, byśm y się w oczach obcych nie zredukow ali do »poziomu gro m ad y sz la
chetnych, ale zupełne ¡psychicznie ro z trzęsionych neurasteników , k tó rzy p o tra f ią tylko w yrzekać i przeklinać i z k tó - WOJC1ECH W ASIUTYŃSKI
P A X
^ZARZUT, że P olacy nie s ą rea lista -
^ mi je s t niesłuszny i krzyw dzący jeśli idzie o ich stosunek do Sowie
tów , ¡bo, ja k w ykazano to już w prasie polskiej setki razy , w łaśnie nasz opór przeciw ugięciu się przed p o lity k ą K rem la był przejaw em realizm u politycznego, a ugodow a pojityka, bez w zględu na to czy prow adził ją M ikołajczyk, Benesz lub C hurchill, była przejaw em wishful thin k in g , krótkow zroczności ,i m ałodu
szności, odległych niezm iernie od p ra w dziwego realizm u.
Ale jeżeli z a rz u t b raku realizm u je s t niesłuszny w stosunku do polityki r z ą du polskiego i p o sta w y społeczeństw a wobec Sowietów, nie znaczy to, że nie je s t on słuszny w odniesieniu do p o s ta wy politycznej bardzo wielu Polaków.
Z a rz u t ten łatw o było postaw ić n ie
słusznie, gdyż uprzednio Polacy w yro
bili sobie n aw et u życzliwych cudzo
ziemców opinię ludzi n ierealnie m y ślą
cych. I znowu przyczyna tego nie leża
ła, a przy n ajm n iej nie leżała głównie, w tym , że je ste śm y m niej zm aterializo w ani niż społeczeństw a Zachodu, b a r dziej gotowi do o fiar, bardziej bezpo
średnio p atriotyczni. Chociaż z m a te ria lizow anie i egoizm posunięte są n a Z a
chodzie bardzo daleko, przecież spo
łeczeństw a te w ychow ane są, p rz y n a j
m niej platonicznie, w trad y c ji ofiarności p atrio ty cz n ej i n iep raw d ą je st, że ofiarność ta k a w zbudza w nich polito
wanie. Przeciw nie, budzi ona, mimo w szystko, szacunek, i nasz popędliw y p a trio ty z m nie zyskałby nam opinii ludzi nierealnych. Tym , co nam tę niepochleb
n ą ępir.dę w rzeczyw istości urobiło, tym , co je s t ziarnem p raw d y w owej ujem nej ocenie naszych zdolności politycznych, je s t nasze uciekanie przed odpow iedzial
nością w m yśleniu, uciekanie w dziedzi
nę m arzenia, p rzeskakiw anie m yślą e ta pów pośrednich m iędzy istniejącym po-
rym i żadnej polityki robić nie ¡można.
Tym bardziej rzeczy i e p itety tego rodzaju nie powinny być reprodukow ane na łam ach „Polish F o rtn ig h tly ”. Tłu
m aczenie tego dążeniem do daw ania czytelnikom angielskim a n unbiased pic- tu re of th e Polish pres« abroad nie mo
że być uzn an e za w y sta rc za jąc e, skoro ogólny w ynik je s t sprzeczny z sam ym założeniem i celem pism a.
W ogóle dobór w yjątków w p rz e g lą dzie p ra sy w skazuje n a tendencję do d aw ania m a te ria łu p rze d e w szystkim anegdotycznego \i „lekkiego”. J e s t to w pew nym sto p n iu uspraw iedliw ione— pod w arunkiem liczenia się w każdym w y
padku z praw dopodobnym echem d ru kowanych w yjątków , oraz pod w aru n kiem, że uw zględniony będżie również
— i to w dużo szerszej m ierze — m a
te riał pow ażniejszy. Nie w ydaje nam się, ja k dotąd, by rów now aga ta była zachow ana i by uzyskiw any w re z u lta cie obraz em igracyjnej p ra s y polskiej był w ierny.
Inny p rzykład. W n r 17 „Polish F o r t
n ig h tly ” ukazało się kró tk ie streszcze
nie a rty k u łu o stanow isku Benesza wobec Polski. O baw iam y się poważnie, że z przytoczonych tam niektórych opinii
polityków polskich i czeskich czytelnik angielski może odnieść w rażenie, że Be
nesz m iał pod wielu w zględam i rację.
C ała sp raw a zupełnie, naszym zdaniem , nie n a d a je się do k ró tk ie j spraw ozdaw czej notatk i.
Podobnie w ątpliwość budzić m usi po
danie k ró tk ie j wiadomości o proteście organizacji polskich w Niemczech z a chodnich przeciw o sk a rż an iu D P-sów przez p rasę niem iecką o działalność ezarnorynkow ą. Przed podaniem ta k ie j wiadom ości należałoby zamieścić a rty k u ł, w ykazujący ja k niesłuszna je s t opinia w yrobiona D P-som nie tylko przez p rasę niem iecką, ale także przez dzienniki k r a jów Zachodu, któ re od kilku la t u s ta wicznie zam ieszczają w iadom ości o w y
rokach skazujących D P-sów i w yciąga
ją z tego krzyw dzące wnioski n a tu ry ogólnej. W przeciwnym raz ie w ielu czy
telników b ry ty jsk ic h gotow ych je s t po
myśleć, że kto wie czy słuszność nie je s t jednak po stro n ie niem ieckiej.
Mamy nadzieję, że na przyszłość r e d akcja „Polish F o rtn ig h tly ” będzie oglę
d n iejsza w doborze w yjątków prasow ych i drobnych wiadomości, pam iętając, że pism o to przeznaczone je s t dla czy teln i
ków obcych, a nie dla Polaków.
A M E R I C A N A ?
łożeniem a celem, do którego dążym y.
F ałszyw y rom antyzm polski je st po p ro s tu lenistw em umysłowym .
Sienkiew icz kiedyś powiedział, że ró ż
nica m iędzy logiką m ęską a kobiecą po
lega n a tym , że m ężczyzna może tw ie r
dzić, że dw a i dw a je s t pięć, kobieta n a to m ia st pow iada, że dwa i dw a je s t lam pa. Otóż P olak mówi, że dw a ć dw a je s t cztery, ale za p y tan y , ile je s t cz te ry razy cztery , odpowie: „około dw udziestu”.
W y starcza mu ogólna idea.
T a k ą ogólną ideą dla wielu je s t obec
nie p rzyszła jedność św iata, czyli fed erac
ja św iatow a, ja k a pow stanie pod w pły
wem tw órczego d ziałania bomby atom o
wej. W te j p erspektyw ie tr a c ą dla nich znaczenie drobne spory g raniczne z Niem cam i czy U k ra in ą (R osja oczywi
ście ju ż je s t zatom izow ana i nie g ra n i
czy). K ilka solidnych »wybuchów i, jeżeli żyjem y, znajdujem y się w nowym cał
kiem świecie, rządzonym przez W orld G overnm ent dem okratyczny i trz e b a ty l
ko, ja k mówią F rancuzi, voir grand. Ci z tego ty p u ludzi, k tó rzy w ogóle czy ta
ją , z n a jd u ją potwierdizeraile sw ych m arzeń w broszurze bardzo zdolnego, ale bardzo płytkiego dziennikarza E. R eevesa „A na
tom y of P eace”. »Suwerenne p ań stw a się skończą, będziie jedna suw erenna ludz
kość, g ran ice m iędzy państw am i s ta n ą się gran icam i między stan am i, p a trio tyzm y narodow e w yschną ja k niegdyś patniotyzm y prow incjonalne. W szystko rozw iązane bez w ysiłku um ysłowego, a w głębi m ózgu k a p itu la c ja w oii: „Bę- daiem y m usieli zrobić, co nam k a ż ą i nie trz e b a się będzie w ysilać um ysłow o”.
A tym czasem , jeżeli cokolwiek je st pew ne w przyszłości, to to, że ta k iej jednolitej fed eracji św ia ta nie będzie,
»przynajmniej za naszego ż y d a . Rzeczy
w istość nię w ygląda w ten sposób, że w śród narodów ziemi w z ra s ta poczucie
jedraośct i solidarności, rodzą sdę p a trio ty zm globalny, w zbiera p otężny ruch przeciw k rępującym sokdam ościom n a rodowym a za jednością »polityczną śwlia- t a i że te n potężny ruch zm usi rząd y p ań stw do rez y g n acji i do unii. Nie. Ży
jem y w epoce niebyw ałego napięcia n ie
nawiści narodow ych i solidarności p a trio tycznych. P a ń stw a słabsze i średnio sil
ne zostały ju ż w yelim inow ane z w alk, pozostały dwa najw iększe m ocarstw u, jedno na S tary m Lądzie, dru g ie n a N o
wym i każde m a za m ia r złam ać p otęgę przeciw nika, choć jeszcze p rzed k ilku
n a s tu la ty nie spodziewało sdę, że to w łaśnie będzie jego zasadniczy przeciw nik, i u sta lić sw oją »przewagę n a świecie.
Chociaż skutkiem te j w alki m oże być (jakkolw iek nie m usi koniecznie) jedność polityczna św iata, będziie to w każdym razie jedność nie przypom inająca w n i
czym m arzeń federaJistycznych. I nie m ożna tu ta j rozum ować, że jedność po
lityczna św ia ta to je s t „około dwudzie
s tu ”. P iętn aście a dw adzieścia pięć, to bardzo pow ażna różnica.
P rzed s tu la ty sta ty śc i, uczeni 1 poeci niemieccy m arzyli o w skrzeszeniu Rze
szy. P lanów było m nóstwo, w szystkie o p a rte n a dobrowolnym zjednoczeniu, n a
»ideach liberalnych, n a jedności w szyst
kich organizm ów »politycznych języka niemieckiego. N ie zostało to u rzeczy
w istnione. Z n astro jó w jednoczących sk o rzy stały dw a »państwa n ajsiln iejsze i współzaw odniczące: A u stria i Pirusy.
P ru sy w ygrały, ale ni© w y g ra ły zupeł
nie. P oza R zeszą »pozostały A u stria i m ałe pań stew k a, ja k L u ksem burg czy L iechtenstein. W obrębie R zeszy p ań stw a sojusznicze A u strii zostały albo zniweczone, ja k H anow er, albo okrojone, ja k H esja. W śród pozostałych B aw aria o trzy m ała bardzo daleko »idącą sam o
dzielność z odrębnym w ojskiem i dyplo
m acją Z am iast liberalizm u zapanow ał