broszury pod ty t:
J I K C Y E UGODOWE”
PR Z E Z
JERZEGO MOSZYŃSKIEGO.
W K R A K O W I E ,
N A K Ł A D E M A U T O R A .
1898.
KRYTYKA
broszury pod tyt.:
„FIKCYE UGODOWE”
»•
PR Z E Z
JERZEGO MOSZYŃSKIEGO.
1 1. 3 9 _ 5 _ M
I X . A
W K R A K O W I E ,
N A K Ł A D E M A U T O R A .
1898.
W DRUKA.RNI » CZASU« F R . K LUCZYCKIEGO I S P Ó Ł K I pod zarzadem J. Łakociuskiego.
Począt ek bieżącego r o k u pr zyniós ł n a m n o w ą p e t a r d ę p rz ec iw ko k ie r u n k o w i u g o d o w e m u , t. j. k i e r u n kowi d ą ż ą c e m u do z g od n eg o pożycia rosyjskiego i p o l skiego n a r o d u . A u t o r b r o s z u r y p od t y t . : »Fikcye ugo
dow e, o d p o m e d ( na rozm ow ę polityczną Piotra W a rty 0 chw ili obecnej, głos z W arszaw y,« d r ap u je się w togę nieskazitelności p a t r y o t y c z n e j , w o b e c płaszczenia się 1 p on iż ani a ze s t r o n y u g o d o w c ó w .
»Naród nie oddaje się i oddać nie może swej duszy« — czytamy w tejże broszurze —• »za jakieś uprzejm e słówko, za jakąś, naw et szczerą, in dyw idualną życzliwość, gdy nikt m u ani jednem słowem , wyraźnie i bez ogródek, praw jego nie przyznał, nie u zn ał za święte i nietykalne. I właśnie dla tego, że takiego przyznania nie było, polityczna manife- stacya, jaką urządzili ugodowcy, była h ań b ą narodową, była najgorszą kapitulacyą, bo kapitulacyą dusz« (str. 13).
T o też p r a w e serce a u t o r a u b u r z a się na ka żd y fałsz.
»W szelka lojalność« — twierdzi on — »jeśli się tem s ł o wem nie określa obłudnie prostego poddania się nieuniknio
nej konieczności i przemagającej sile, w dzisiejszych w a r u n kach jest absolutnie niemożliwą i musi być fałszem« (14).
S ł o w a te z do l ne by moż e były w y w r z e ć głębokie w r a ż e n i e na czuł em ser cu czytelnika, g d y b y - u m i e s z
czony na str. 19 ustęp, nie w z b u d z i ł w nim u z a s a d n i o n ych podejrzeń, że s z a n o w n y a u t o r za c zy na od k ł a m s t w a w s a m y m ż e tytule i że k o n s e k w e n tn i e s ta r a się n a stępnie stroić się w pióra, które bynaj mniej nie są jegO' własnością. Z a p e w n i w s z y nas, że jest mi ę dz y n a m i
»niemały od łam ludzi o gorętszych patryotycznych u c z u ciach, którzy bynajmniej nie są skłonni...« »oddać na łaskę i niełaskę w ro g a duszę, dla tego tylko, że nie są w stanie w y rw ać z rąk jego ciała« (19),
zapytuje się s z a n o w n y a u t o r :
»Dla czego ci ludzie niczem nie wyrazili protestu prze
ciwko manifestacyi, choć niezawodnie była ona im w s trę tn a , choć nie jeden może w olałby śmierć ponieść, jak widzieć swój n aród w takiem pohańbieniu? W s z a k wielu z nich aż nadto byw ało i b yw a skłonnych do manifestowania sw ych uczuć i nieraz dla tej potrzeby serca i tem p e ra m e n tu n a r a żali i narażają swe indyw idualne egzystencye« (str. 19).
Oczywiście, że u s ł y s z a w s z y to pytanie, n i e d y s k r e t ny czytelnik mus i przyjść do w n i o s k u , że g d y b y
ngłos i W arsiaxvy,« był rzeczywiście głosem z W a r s zawy , to n i e p o t r z e b o w a ł b y z a s t a n a w i a ć się n a d tem, dlaczego inni nie wyrazili pr otes tu , ale b y łby m ó g ł z całą s ta no wc zo ś ci ą objaśnić nas, dlaczego s a m go nie wyr aził . T o też p o s t a w i o n e tu zapyt anie, m o ż e służyć za w y c z e r p u j ą c ą o d p o w i e d ź na z a py t a n ie a u t o r a r
»Dla czego Piotr W a r t a umieszcza jednych i drugich«
t. j. szowinistów i im presyonistów — w Galicyi?... »Że impre- syonistami jesteśmy m y ludzie o brony narodowej dom yślać się m ożna tylko z kilku rysów...« (str. 134) pow iada autor.
Z r e s z t ą choci ażby »głos ■{ W arszaw y,» r z e c z y w i ście z W a r s z a w y pochodził, to nie p r zes ta ni e on być głos em człowieka, p r a w i ą c e g o z p o d ma s ki a n o n i m u o n a r a ż a n i u s i ę , ale nie ma jące go o d w a g i wziąć o d
5 po wi ed zi al no ści za s woje czcze d e k l a m a c j e ani przed w ł a s n e m s po łe cz e ńs t we m, ani p r z e d R o s y ą : głosem c zł o w i e k a p o z b a w i o n e g o »dra{lhvości sumienia,», m a ją cego swoje {ródło w »obawie ciężkiej odpowiedzialności
m oralnej ^a mo{ebne zawsze ściągnięcie na kraj klęsk je szc {e w iększych.» T o też cała p r a w i e b r o s z ur a jest j e
d n y m ciągiem p u s t y c h fr azesów, mających po kr yć nicość m o r a l n ą i polityczną ludzi, u p a t ru j ąc yc h w haśle b e z władności, lub też w s t a w i a n i u n ie mo żl i wyc h do u r z e c z yw is tn i en ia h o r o s k o p ó w , naj wy go dn iej szą p o k r y w k ę s woj ej mor al nej apatyi.
«Co robili ci ludzie, którzy nie w czczych demonstra- cyach, i nie w haniebnem korzeniu się przed wrogiem zba
wienie widzą, ale jedynie w ciężkiej, długiej, na lata i po
kolenia obrachowanej walce o d p o r n e j; walce moralnej, która jest m ożebną zawsze i nie tylko możebną, ale naw et pewną ostatecznego zwycięztwa, byle te siły duchowe dorastały do potrzeb i trudności położenia?« Dla czego tych ludzi nie b y ło widać? Dla czego ich w p ły w uczuć się nie dał?«
«Że zaskoczeni przez manifestacyą ugodow ców nie zd o łali uchronić n arodu przed hań b ą, którą ci nań ściągnęli i przed głupstw em , na które go narazili, z tego zarzutu r o bić im nie m ożna. W podobnych położeniach ludzie tych przekonań m uszą być zdystansowani przez innych. Naprzód dla tego, że ich p ro g ra m nie pozwala się opierać na na
miętnościach i słabościach ludzkich, przeciwnie, każe je zw al
czać, do życia zaś budzić najszczytniejsze strony ducha lu d z kiego. P o w tó re dla tego, że mają oni najmniej środków o d działyw ania na społeczeństwo« (str. 24).
C h w a ł a niech będzie Bogu, że ich nie mieli, c h o ciaż z d an i em a u t o r a :
»Manifestacya warszawska...« »wtedy rzeczywiście sta
ła b y się z w ro tn y m p unktem w naszych dziejach porozbio- rowych, oznaczając chwilę, kiedy naród, przekonawszy się o swej niemocy materyalnej, uw ierzył zarazem w niespożytą siłę ducha« (str. 30).
6
T o p e w n a , że nie s z a n o w n y a u t o r fik c y i ugodo
w ych, mó g ł b y był s w o i m »głosem i W arszaw y,« o z n a czyć tą chwilę u w i e r z e n i a rp niespożytą siłę ducha, s k o r o wszelkie przyp us zcze ni e n aw et , żeby ta n ie sp ożyt a siła du ch a mog ła od dzi ałać na s po łe cz e ńs tw o rosyjskie, u w a ż a za dziecinną i l l u z y ą :
»Przekonanie rosyanina!« — powiada o n — »co za dzie
cinna illuzya! T eg o praktycznego rosyanina, co się nie bawi w badania psy ch o lo g iczn e! Bardzo go to interesuje i b a rd z o chce być przek o n an y m ? Porwaliście się — zdusiliśmy w a s ; porwiecie się — zd u sim y ; bo m am y siły. Co nam do tego czy macie racyę, czy nie? — T o jego rozu m o w an ie i o n o m u wystarcza.«
»I dla przekonania tego rosyanina nie tylko się pisze, ale i robi politykę« (str. 48).
Rzeczywiście, t r u d n o b y pojąć, jaką d r og ę w y n a lazł a u t o r do zdobyci a r eal neg o gr un tu , dla r o z w o j u naszego n a r o d u , s ko ro w o b e c uznanej pr zez siebie p r a w d y
»wygaśnięcia tendencyi separatycznych i to dla tego tylko, że w idzimy wszyscy absolutną niemożność urzeczywistnienia ich« (str. 14).
o ra z w o b e c p r zy z n a n e g o faktu,
»że stałym , niew zruszonym nabytkiem pozostanie: św iado
mość niemożności wybicia się na niepodległość i, jako nie
unikniona konsekwencya, pragnienie znalezienia, o ile można najlepszych w a ru n k ó w życia w nieuniknionym p aństw ow ym związku z Rosyą« (str. 56).
ogłasza on nasz n a r ó d za zupełnie b e z w a r t o ś c i o w y , z a r ó w n o p o d w z g lę de m ekonomicznej i politycznej siły, jako też p o d w zg lę de m potęgi m o r a l n e g o w p ł y w u .
7 Ale d a r m o , jest to c ha ra k t e r y s t y c z n ą cechą a u t o r a niniejszej b r o sz ur y , że z logiką nie lubi być w zgodzie.
Z a p e w n i a on nas n. p., że p r z e k o n y w a n i e R o s y a n i n a u w a ż a za dzi eciństwo, że
«pisze dla swoich i pisze to, co u każdego z nas w duszy i w czynach być powinno« (str. 95);
a to nie p r z e sz ka dz a m u bynajmniej do w y s t o s o w a n i a na s tę pu j ąc eg o kazania, p o d a d r e s e m cesarza R o sy i:
»Pytam , coby się tak strasznego stało, gdyby cesarz Mikołaj II zamiast w yrażać osobistą swą wiarę w szczerość uczuć tych, co serce n arodu składali u stóp jego, powiedział coś w tym ro d z a ju : » W ie m , że przychodzicie do mnie nie jako do człowieka, lecz jako do m o narchy. Przychodzicie, jako przedstawiciele n arodu, który narodem być nie przestał, choć stracił swój byt polityczny. W ie m że naród ten, oj
czyznę waszą, kochacie nad życie własne i gdybym w to nie wierzył, o dtrąciłbym was z pogardą, na jakąbyście za
sługiwali. Nie pomyliliście się, przychodząc do mnie. Jako człowiek jestem rosyaninem, ale jako m onarcha jestem przed
stawicielem państw a, które rozszerzając się po za swe dawne historyczne i etnograficzne granice, wcieliło i wasz naród, raczej część jego tylko. Dotychczas i m y Rosyanie i wy Polacy myśleliśmy, że wcielenie to było śmiercią dla was.
O dtąd myśl taka w niczyjej głow ie postać nie powinna.
Pod moim berłem każdy obywatel, każda grupa obywateli w yodrębniona przez historyę, będzie miała równe praw o do życia. Rozejdźcie się do do m ó w w spokoju i z wiarą, że w m ojem państwie naród wasz będzie m iał tyle życia, ile go sam sobie zd o b y ć potrafi', swoją pracą, usilnością, ener
gią, cnotą rozum em , cierpliwością. Cierpliwością koniecznie, bo na urzeczywistnienie mych zam iarów potrzeba czasu.
Cierpliwości od was żądam. Żądam także, , żebyście się nie targali na całość państw a, ani na całość jego instytucyi pań
stw owych, które tylko bardzo stopniowo ulepszać się mogą.
8
W r a z z wam i pójdę w przyszłość ze spokojem i wiarą, bo sumienie moje nie jest w rozterce. Jestem R o s ja n in e m i ko
cham Rosyę, tak jak w y kochacie Polskę. Ale dla tego właśnie, że ją kocham , nie chcę, żeby była m o rdercą, katem, więziennym stróżem żywego narodu. T a k a jej rola zg u b n ą jest dla w a s ; może jeszcze zgubniejszą dla niej, bo ją g łę boko demoralizuje.«
G dyby, co nie daj Boże., a u t o r »Głosu % W ar- s^aj-pya był rzeczywiście w y r a z e m polskiej opinii p u blicznej, to cesarz Mikołaj II. już dlatego nie m ó g ł b y się w ten s p o s ó b do na s o d ez w ać , bo w p r z e m ó w i e niu t akiem u w a ż a ł b y nas nie za b e z w ł a d n y c h idyo- t ó w , oczekujących aż R o s y a za nich w y b u d u j e p r z y szłość ich ojczyzny, ale za n a r ó d ż y w y i t ę g i , kt ór y
»będzie m ia ł ty le ty c ia ile go sam sobie tyłobyć p o tra fi;
«gdy t y m c z a s e m a u t o r głosu u w a ż a za »konieczność, ty b y ugoda je{eli mo{e b yć ja k a , była nietylko zapocząt
kowana, ale od początku do końca przeprow adzona przez samą R osyę, bez tydnego naszego czynnego udziału.»
Konieczność ta, z d an i em tegoż a u t o r a
»tkwi w nieprzepartej naturze rzeczy, której ani złam ie siła, ani zeskamotuje przebiegłość« (str. 133).
Nie m ó g ł b y nas tępn ie p o w i ed zi e ć do nas tego c e sarz Mikołaj II., s k o r o b y w t a k i m razie s a m a u t o r
»głosu z W arszaw y» nie d ał na to słowra,
»że cesarz może spokojnie wracać do P etersburga« (str. 84),
a to t embar dzi ej, że n a r ó d rosyjski mi a łb y zupeł ne p r a w o do o bu r ze ni a się, g d y b y m o n a r c h a rosyjski zu- ż.yw'ał jego siły n a j e d n o s t r o n n ą pr ac ę na korzyść p o l skiego n a r o d u , któr y tylko dlatego p r zy jm uj e wsp ól n e
z R o s y ą życie, że jest z a sł a by m w tej chwili, by je r o zerwać.
Co p o m o ż e z a pe wn i en ie , że
»Byliśmy dla was elementem zasadniczo - antipaństwo- w ym . Ale od 63-go roku fakt to oczywisty, namacalny, że to niebezpieczeństwo w a m nie grozi i nie potrzeba z naszej strony żadnych głośnych manifestacyi, żeby fakt ten skon
statować« (str. 74),
jeżeli się s a m e m u przyznaje, że w z n ow ie ni e nieprzyja- źni, jest tylko k w e s t y ą siły i czasu.
»Za wyrzeczeniem się walki zbrojnej« — powiada glos z W a r s z a w y — »pójść m usiało koniecznie i poszło w yrze
czenie się myśli o zdobyciu niepodległości, bo to każdy zro
zumie, że tej dobrow olnie nam nie dadzą. Wyrzeczenie się, jeśli nie na za w sze , to przynajm niej na czas nieograniczony, dopóki w a ru n k i nie z m ie n ią się z g ru n tu w jakiś nieznany i nieprzewidziany sposób« (str. 51).
T o p e w n a , że n a r ó d rosyjski nie zgodzi się na to, żeby mi ał dla nas służyć za d o m zajezdny, p r zez naczon y dla w y p o c z y n k u w ciężkiej naszej w ę d r ó w c e ku n ie podległości, i będzie mi ał słuszność, nie dając się z ł a p ać na p o d s t ę p n e r e z on ow a ni e , ż e :
»Gdy naród stracił wiarę w możność odzyskania nie
podległości, gdy u najbardziej nawet skłonnych do marzeń możność ta odsunęła się na jakiś p la n nieskończenie daleki i gęstą niglą z a k r y ty , w naturalnej, nieuniknionej konse- kwencyi przyjść m usiało pragnienie znalezienia w łonie p a ń stwa rosyjskiego bezpiecznego portu dla spokojnego kultur- nego rozwoju« (str. 52).
Ż a d n e b o w i e m nie p r zes zko dzą t e m u sofizmata, że po r t ten mus i być b u d o w a n y m w sp ó ln emi siłami,
10
na p o d s t a w i e p r a w d y , s p r a wi e dl i w oś c i i miłości — i w i ę cej p o w i e m — że mu si być b u d o w a n y m raczej polskiemi jak rosyjskiemi siłami, s ko ro n a m p r z y p a d ł y w udziale d o br o d z i e j s t w a katolickiej p r a w d y w i a r y i n a niej o p a r tej cywilizacyi. Ale, by to w y pe ł n i ć zadanie, t r z e b a iść śmiało za p r z e k o n a n i a m i świętej naszej w i a r y n a k a z u jącej n a m kochać nieprzyjaciół, czcić dla miłości B o ga p a n ó w nietylko d ob r y c h , ale i złych, t r z e ba w yr zuci ć z dala od siebie tą p o d w ó j n ą m i a r ę m o r a l n ą dla sie
bie i dla Rosyi, k t ó ra głosząc dla niej z a s a d ę , że
»Kiedyś, kiedyś przyjdzie czas, że w sumieniu ludz- kiem zabijanie n arodu poczytanem będzie za zbrodnią jeszcze większą od zabójstwa człowieka« (str. 60),
nie w a h a się głosić s w o j e m u n a r o d o w i , że
»G dybyśm y nawet zam ordow ali Rosyą, pozostalibyśmy bez winy, bo zabójstwo w obronie w łasnego życia do zw o lone przez Boskie i ludzkie praw o« (str. 106).
P r e c z z t y m w s t r ę t n y m f ar y za i z m e m , k tó r y nie w a h a się sławić swej dobr ej w i a r y i szczerości, kt óry nie w a h a się p r a w i ć kazań, że
»ugodowcy przenoszą matactwo, szalbierstwo i geszef- ciarstwo w dziedzinę polityki« (str. 97),
podczas, gdy s a m e m u z lekkiem s er cem grozi się p r z e r obieni em całego nas zego n a r o d u n a szalbierzy i z d r a j c ów politycznych.
»Nie będzie pom nika na ulicy?« — w oła głos z W a r szawy — »wzniesiemy wspanialszy w naszych sercach, p rze
rabiając się w K onradów « (str. 94).
11 S z a n o w n y a u t o r »głosu ? W arszaw y« pr zy ją ł w y g o d n ą m e t o d ę d a w a n i a sobie p o z o r ó w r ozs ą dk u p oli
tycznego i u z n a w a n i a poli tycznych konieczności, ale w z a m i a n s t aw i a n i a tak n ie możli wyc h w a r u n k ó w ’ r o z s ądnego politycznego działania, że gdyby n a r ó d poszedł za niemi, to koniecznie s k azał by się na polityczną pro- s t r a c y ą , na śmier ć n a r o d o w ą .
»Bądź co bądź« — czytamy na str. i i r — »wszystko, co Piotr W a r t a przyrzeka, są to rzeczy doskonałe ..« »Tylko...
tylko za te dobre rzeczy duszy jeszcze nie oddamy. Z tym podarunkiem poczekamy, aż będzie zupełnie, ale zupełnie pewne, że jej żadne niebezpieczeństwo nie grozi« (str. n i ) .
Oczywiście, że zupełnie p e w n e m żadne n a ziemi życie być nie może, czy to i ndy wi dua lne, czy n a ro do w ’e, bo k a ż d e m u n a j mn i ej s z em u o b j a w o w i życia, musi z aw s ze t o w a r z y s z y ć g r o ź b a jego u tr at y, taka b o w i e m jest k o lej rzeczy ziemskich. S z a n o w n y a u t o r jednak należy do r z ę d u t yc h ludzi, któr zy p r a w i ą c o dus zy n a r o d o w e j i o koniecznej jej o b r o n i e , c h w y t a j ą się rozpaczliwie każdego m a t e r y a l n e g o o b j a w u życia, a z lekkiem s e r cem p o ś wi ę ca j ą to, co s t a n o w i jedy ną d u c h o w ą treść życia, z a r ó w n o n a r o d o w e g o , jak ludzkiego, t. j. religią.
T o też jeżeli a u t o r b r os zu ry , o której m o w a , stoi bez p o r ó w n a n i a niżej od z a p a t y w a ń Piotra W a rty i K ra ju p od w z g l ę d e m trze źwości politycznej, to schodzi się on w b łę d ny ch p og l ą d a c h n a w i a r ę , a więc na naj wyżs ze d o b r o d u c h o w e ludzkości, nietylko z K ra jem — a m i a nowicie z w y r a ż o n e m i przez p. S tr as zewi cza w rok u zeszłym p o g l ą d a m i — ale co więcej, z s a m y m n a w e t o b e r - p r o k u r o r e m p r a w o s ł a w n e g o s y n o d u P o b i ed on os - c o w em .
12
R a c z y mi więc w y b a c z y ć s z a n o w n y a u t or , ale cale jego trąbienie n a a l a r m , zagrożonej przez u g o d o w c ó w d us zy n a r o d o w e j , mu si się raczej w y d a w a ć jako hasło walki konkurencyj nej, aniżeli jako r ze cz ywi st a o b r o n a naj wyżs ze go m o r a l n e g o d o b r a n a r o d o w e g o . Że tak jest, może ł a t w o p r z e ko na ć każdego p o r ó w n a n i e tekst ów, od no s zą cy c h się do tej ma t er y i, z pism wyżej c y t o w a ny ch a u t o r ó w .
I tak c z y t a m y w fik c ya c h ugodow ych:
»Dusza, a zatem nasza religia tyle w arta co i wasza«
(str. 78).
T o s a m o zdani e w y r a z i ł p. L u d w i k St ras zewi cz w Nr. 4 K ra ju , 1897, w na s tę pu ją cyc h s ł o w a c h :
» W Rosyi, dosyć powszechnie wierzą w legendę, iż wiara katolicka nie jest odpowiednia dla Słowian, a zależ
ność od R zy m u ściska nas niby ciasna obroża. Ale i u nas m ożna się czasem spotkać z ró w n ie fa l s z y w e m i prześw iad
czeniami o niemocy w yznania wschodniego. Nie m am y więc sobie nic do wyrzucenia.«
»Boże zachowaj« — powiada K. P. Pobiedonoscew (w spornych kwestyach teraźniejszości) — »żeby jeden d r u giego m iał ganić z p o w odu jego w ia r y : trzeba aby każdy m ó g ł tak wierzyć jak m u to jest przyrodzonem ...« (str. 203).
»Jesteśmy z n atu ry naszej bardzo skłonnym i, by się dać oślepiać pięknemi form am i, o r g a n iz a c ją albo zew nętrzną budową. Pochodzi ztąd skłonność do naśladownictw a, do przenoszenia niektórych urządzeń i form do naszej ojczyzny, które zdum iew ały nas za granicą swą zew nętrzną formą.
Zapom inam y przytem jednak, albo zapóźno o tern myśli
my, że każda historycznie rozwinięta forma w historyi w y rosła z w a ru n k ó w historycznych i jest logicznym skutkiem konieczności. Historyi jej nikt nie może zmienić ani obejść;
a sama historya w raz z jej wypadkam i, działającemi c z y n
i 3 nikami i form am i życia publicznego, jest tw o rem ducha narodow ego, tak samo jak historya pojedyńczego człowieka jest w gruncie rzeczy dziełem ducha, mieszkającego w nim.
T o samo trzeba powiedzieć także o formach instytucyi ko
ścielnej. Każda forma ma swój duchowy grunt, z którego wyrosła, nieraz jesteśmy bardzo zachwyceni pewną formą, nie zważając na jej podstawę, gdybyśm y ją jednak mogli zobaczyć, nie namyślalibyśmy się po raz drugi, by b a rw n ą formę w całej jej rozciągłości odrzucić i pozostać z radością przy naszej dawnej prostaczej formie, albo przy braku tejże — aż w łasne nasze życie duchowe wykształciłoby nam swą właściwą formę« (str. 219— 220).
W i d z i m y więc, że a u t o r »fikcyi ugodowych« w y szedłszy w p e ł n y m r y n s z t u n k u do walki w obronie godności i d u c h a n a r o d o w e g o , u d e r z y ł ostatecznie p o kłon p r z e d z a s a d ą m o r a l n ą P o b i e d o n o s c o w a , o d r z u c a jąc n a u k ę kościoła katolickiego o jednej absolutnej p r a wdzie objawi onej w i a r y i o j e dn y m przez C h r y st us a P a na , na s t ra ży tejże p r a w d y p o s t a n o w i o n y m p o w s z e c h n y m Kościele, p o d g ł o w ą Ojca św. Nie umi ejąc się wznieść m yś lą i s e r ce m p o n a d mat er ya l is tyc zn e pojęcie K o ścioła, jako h is tor yc zneg o w y t w o r u n a r o d o w e g o , nie u m i a ł r ó w ni e ż a u t o r fikcyi ugodow ych dojść do innych konkluzyi politycznych, jak do k o pi o w a n i a s tar ych ko- ź m ia no ws ki c h p o s tu la t ów , założenia s k a r b u n ar o d o we g o .
«Pieniądze« — powiada on — »będą płynąć na w szyst
kie nasze narodow e potrzeby niezaspokojone przez wroga.
Gdzie m ożna będziemy je zbierać i używać jaw nie; gdzie nie m o żn a zbierajmy je tajemnie, ale bez żadnych spisków i sztucznych o r g a n iz a c y i; ot tak sobie, przy naszych to w a rzyskich herbatkach, fiv e o c /o o t’ach, wieczorkach. Trudności w tem żadnej nie będzie, bo składanie pewnej części docho
dów każdego na cele narodow e będzie uw ażane powszechnie za zwyczajny obowiązek, od którego uchylać się nie wolno
H
pod karą silnej re p re sji publicznej opinii, jedynej naszej w ładzy egzekucyjnej« (str. 148).
W i d z i m y więc, że n i e ma nic n o w e g o p o d s ł o ń cem. P o s ł u c h a j m y co p r a w i ł z n a k o m i t y k o n s e r w a t y w n y publi cysta w Czasie, z dnia 27 lipca 1878 roku, a więc d w a d zi e śc i a lat t e m u :
»Dotknijmy jeszcze drażliwej zawsze, ale niezbędnej kwestyi, w olim y ją odrazu nazwać: kwesty! pieniężnej. C zyn
ności życia polskiego rozdzielają się na wszystkie dzielnice i w każdej w inny posługiw ać się tylko loyalnemi środkami.
Są jednak niezaprzeczenie w życiu polskiem rzeczy do ty czące ogólnej idei polskiej, jedności polskiej, nie objęte ża
dnym ani też miejscowemi b u d ż e ta m i; na to musi być b u dżet osobny. P o trzeb n y on nietylko dla wspierania litera
tu ry, umiejętności sztuk pięknych, ale potrzebny także w t y siącu w y padków dla poparcia n aw et m ateryalnych interesów.«
Ot óż s z a n o w n e m u a u t o r o w i fik c y i ugodow ych p o t r z e b n y m on jest p r z e d e w s z y s t k i e m do u r ze c z y w i s t n i e nia jakiejś, o d e r w a n e j od s połecznego i politycznego g r u n t u , pracy, której g ł ó w n ą treścią m a być to, że
»gdzie tylko pozostanie jakaś niestrzeżona, lub źle strzeżona szparka w m urze zb u d o w an y m przez w roga pomiędzy naszą inteligencją i ludem wiejskim i miejskim, będziemy się przez nią wciskali« (str. 147).
W y b a c z y mi s z a n o w n y aut or, ale p r o g r a m jego jest albo w y p ł y w e m nai wn oś ci zdziecinniałego starca, albo ś w i a d o m i e złej woli, dążącej do tego, by w o b e c ak- cyi, któr ą od r o ku p o dj ą ł em w p ras ie dla zespolenia ludu z d w o r e m , p o p c h n ą ć rząd do zalepienia wszystkich okien, daj ących światło, do p o za t yk an ia wsz yst kich n aj mniej szych n a w e t s zpar ek i nied op uszc zeni a do j a
kiegokolwiek z d r o w e g o r o z w o j u s t o s u n k ó w społecznych p o d r z ą d e m rosyjskim. N a szczęście nasze, rząd ten, którego a u t o r f i k c j i ugodow ych nie . przestaje o c z e r niać na k a ż d y m kroku, r obiąc z niego nieprzejedna- nego. w r o g a wszelkiej h a r m o n i i społecznej w n as z ym n a r o d z i e , złożył już d o w ó d , że nietylko nie jest pod t ym w żg lę de m n a m w r o g i , ale n a w e t da ł popiarcie swoje, podjętej a k c y i , w celu u rzeczywi st nieni a c u d u :
»{ polską szlachtą polski lud,« i to w ó wc z as , gdy z a r ó w n o a n o n i m o w e g ło sy { W arszaw y, jak cała w a r s z a w sk a p r a s a wysi lał y się, by do cu du tego nie d o puścić.
J ak o jeden z g ł ó w n y c h z a r z u t ó w r o bi on yc h r zą dowi rosyjskiemu, u w a ż a a u t o r f i k c j i ugodow ych:
»korzystanie z nieuregulow anych stosunków społecznyc h dla wprowadzenia do społeczeństwa niezdrowych fe rm e n tó w ; dla usunięcia klas nie k ulturalnych z pod naturalnego w p ły w u i przew odnictw a klas historycznie w yrobionych. Cała przy
szłość n aro d u zabija się w zarodku z z u p e łn ą świadomością celu a (str. 69).
Z d a j e się więc, że zejście r z ą d u z tego zabójczego dla n as zego n a r o d u s t a n o w i s k a , jeżeli k t o , to a u t or f i k c j i ugodow ych po wi ni e n u w a ż a ć za s t a n o w cz y punkt z w r o t n y w p o s t ę p o w a n i u r z ąd u w zg lę de m naszego n a rodu. W i e d z i a ł e m ja o tern »(e rozwiązanie kw estyi włościańskiej, należało w tu te jszy m kraju do rzędu tych środków, których rząd u zn a ł za stosowne u ż y ć po nie
szczęsnych zaburzeniach i 863 ro k u , w celu zapobieże
nia ich pow ta rza n iu się,« w i ed zi ał em, źe cel ten p o ciągnął b y ł za sobą ciężkie społeczne i ekonomiczne do
legliwości b.
’) W sprawie kredytu włościańskiego str. 6 — 7.
16
T o też po d w u dz ie s to kilkoletniej p r a c y n a d l ud e m w r o d z i n n y m m o i m m a j ą t k u z bijącem s er ce m z a b r a łem się do p r o p a g a n d y m i ę dz y o b y w a t e l s t w e m p r z e konania. że
»nie utyskiwanie nad brakami, ale korzystanie z dobrych stron p raw nego stanu naszych wiejskich stosunków jest n a szym pierwszym i najw ażniejszym o b o w ią z k ie m ;« że »dobrą jest gm ina zbiorowa, dobremi sądy gm inne, d obrą jest nie
podzielność g runtów , do b ry m jest zakaz w ykupyw ania ich przez osoby nie należące do stanu włościańskiego, dobrą jest tam a staw iana żydowskiem u wyzyskowi, d obrem jest jednem słowem zachowanie zorganizowanej siły stanu w ło ściańskiego;« że »są to dobrodziejstwa ustawodawcze, od których w bardzo znacznej części zależy ekonomiczne i m o ralne zdrowie społeczeństw a; są to dobrodziejstwa będące ram am i ład u i harm o n ii s p o łe c z n e j,« ale że »wypełnienie tych ram pracą m o raln ą i ekonom iczną zależy już tylko od dzielności społeczeństwa« (str. 71).
Z bijącem s er cem w y g ł as z ał e m zdanie, że dzi e
dzicowi
»w społeczności gminnej, po proboszczu, należy się najszersze pole działania, jako jednostce najwięcej wykształconej i ucy
wilizowanej, a zarazem żyjącej w śró d lu d u i bezustannie z nim obcującej« (str. 18), że »tylko związanie się ścisłe d w oru z lu dem na polu ekonomicznej i moralnej pracy, tylko -wnikanie w ogólne interesa, potrzeby i trudności, w y tw arza bliższe poznanie się i rodzi t r w a łą spójnią społe
czną« (str. 29); że »w dobrej woli dw orów , leży rozwiąża- nie zarów no m oralnych jak ekonomicznych trudności pię
trzących się dziś na całym świecie w spraw ach lu d u w iej
skiego« (str. 30).
A serce mi biło nie z o b a w y , b y m mi a ł być nie z r o z u m i a n y m przez w s p ó ł r o d a k ó w moich, ale z n i e p e
>7 wności, czy zgodzi się na publiczną tą p r o p a g a n d ę rząd, kt ór ego cenz ur a do n i e d a w n a w y m a z y w a ł a każde słówko, które m o g ł o b y się było stać o g n i w e m mi ędzy d w o r e m a włością. T o też w n aj wi ększ ym niepokoju o c ze k iw ał em t ygodni e po tygo dn iach na w y r o k c e n zury. Nar eszcie o d d a n y m został do d r u k u mój m a n u skrypt, bez jednego s ł ow a ^kreślenia. I cóż się p o k a z a ł o ? Słow o u tr zy m u j ą c e ze m n ą od lat wielu najści
ślejsze stosunki, g r o b o w y m moj ą b ro szur kę pokr ył o milczeniem, to s a m o uczyniły inne p o l i t y c z n o - s p o ł e czne p is ma w a r s z aw sk i e .
Z polskich, w a r s z a w s k i c h pism jedna tylko l u d o w a
»Zorza« dał a s p r a w o z d a n i e o mojej broszurce, ale na to tylko, by n a p i ę t n o w a ć ją m i a n e m m or al n ie ws tr ęt ne go s a m o c h w a l s t w a . Z r e s z t ą opisał t echniczną s tr onę mojej działalności K raj, obdzi er ając ją skrzętnie ze w s z y s t kiego, co m o gł o s t a n o w i ć szerszy polityczny i społeczny jej interes.
F a k t e m jest, że w W a r s z a w i e jeden tylko »War- s\aw skij D niewnik« umieścił szersze s p r a w o z d a n i e z m o jej b r o s z u r k i , w y r a ż a j ą c się z u z n a n i e m z a r ó w n o o jej społecznej, jak politycznej tendencyi. Oczywiście, że p o w ą tp i e w a n i a , czy ogół polskiego o b y w a t e l s t w a pójdzie za m o j e m w e z w a n i e m , nie m og ł y mnie razić w piśmie rósyjskiem, k tór ego nie jest rzeczą u r zą dz a ni e p r o p a g a n d y o b o w i ą z k ó w n a r o d o w y c h w polskiem s p oł ecz eń stwie. T o p e w n a , że w t y m w y p a d k u r ząd zostawił n a m wszelką s w o b o d ę p r o p a g a n d y jedności n a r o d o w e j m i ę dz y szlachtą a lud em polskim, a więc dał d o w ó d p r a w d z i w e j dla naszego n a r o d u życzliwości, gdy t y m czasem pu bl i cy st yka n as za skor zy st ał a z tej s w o b o d y tylko w k i e r u nk u pr ze mi lc z an ia lub p r ze s zk ad z an iu z a k or zeni aniu się mojej myśli w ś r ó d naszego ziemian-
s twa. Słowo p r z e r w a ł o do pi ero w ó w c z a s u p o r c z y w e s woje milczenie w tej s p r aw i e, gdy na posiedzeniu sekcyi rolnej w y p o w i e d z i a ł e m o twar ci e, że ze w s z y s t kich gazet w a r s z a w s k i c h p o p a r ł mię tylko »W ars\aw - skij D n iew n ik« .
W i d z i m y więc, że a u t o r fik c y i ugodow ych nie z u p eł ną m a słuszność, twierdząc, że
«o ile zm iana, która w nas zaszła u su n ęła przeszkody do zgodnego pożycia w jednem państw ie d w óch narodów nie
rów nych siłą i zadanie to uczyniła stosunkow o ł a t w e m ; o tyle zm iana zaszła w Rosyi nagrom adziła tych trudności m nóstw o i uczyniła zadanie nierozw iązalnem . F a t u m cią
żące nad stosunkami polsko-rosyjskiemi nie przeszło w dzie
dzinę historyi i nic nie wskazuje, żeby przejść miało« (64).
Be zw ą t p i e n i a b o w i e m j e d n ą z n aj wi ę ks z yc h t r u d n o ści, s t a n o w i tu o d w a g a tych ludzi, strzelających za płotu, któ rzy osłaniając się s a mi a n o n i m e m p r z e d wszelką o d p o w i e d z i a l n o ś c i ą , z a r ó w n o s ą d o w ą , ja.k m o r a l n ą , nie o b a w i a j ą się bynaj mniej , tak z w a n ą p r a w d ą , t. j. n ie p r ze j e d n a n ą nie nawi śc ią do Rosyi
»ściągnąć na swój naród złych następstw« (str. 95),
a jednocześnie wszelkich n a to u ż y w a j ą s p o s o b ó w , by nie dopuścić do jakiejkolwiek płodnej p r a c y nas zego n a r o d u w zwi ąz ku z Ros yą.
N a szczęście nasze jednak, p o za t ymi a n o n i m o w y m i b oh a t e r a mi , i po za r e d a k c y a m i gazet w a r s z a w skich, s t ar aj ący ch się u t r z y w a ć s po łe cz e ńs tw o w stanie bezmyślnej apatyi, w ś r ó d której l ad a czczy frazes d z i e n nikarski, m ó g ł b y o d g r y w a ć rolę s ter u i wyr oczni, ist
nieje cały za s tę p ludzi p r a c y i czynu, któ rzy czują p o
19 t rzebę życia i dzi ałani a na r e a l n y m gruncie istnieją
cych poli tycznych s t o s u n k ó w i którzy potrafią s tw or zy ć sobie pole do tego działania, w b r e w w i e j ą ce m u z re- dakcyi gazet zn iechęcaniu i w b r e w p r o t e s t o m a n o n i m o w y c h b o h a t e r ó w z za płotu.
K r a k ó w , 18 M a r c a . 1898 r.
J e r s y M oszyński.
■
MMśm i- .. s
WS;
.
Ilf
II!
TI;;;:::;:-
: I gaj
1 1 1
■'i;::-.;
Tl:
Wm
-img;:! : =