Po z n a ń s k i e Sf u m a Ti o k k .i» z n e ro m 1 8 , 2 0 0 ii
KATARZYNA SO KO ŁO W SKA Uniwersytet im. Adama M ickiew icza W ydział Filologii Polskiej i Klasycznej Zakład Nauk Pom ocniczych i Edytorstwa
Samotność w sytuacjach egzystencjalnych
Doświadczenie Thomasa Mertona
loneliness in Existential Situations. The Experience of Thomas Merton
Samotność, podobnie ja k w spólnota, w pisana je st w egzystencjalne dośw iadcze nie człowieka - Pascalowskiej trzciny. Sam otnością naznaczona jest egzystencja ludz ka od narodzin aż po śmierć. Thom as M erton, dla którego dośw iadczenie sam otności w życiu osobistym m iało tak w ielkie znaczenie, poświęca tem u zagadnieniu w sw oich pismach sporo uwagi. M ożna by się pokusić o sform ułowanie M ertonow skiej definicji samotności. Dla trapisty jednak pojęcie to nie było m artw ym term inem , ale stanowiło część życia. Myślę, iż dlatego lepiej będzie przyjrzeć się konkretnym sytuacjom egzy stencjalnym, które dla M ertona w iązały się z przeżyw aniem sam otności, takim jak: życie społeczne, życie pustelnicze, doświadczenie cierpienia i śmierci.
I. SPOŁECZEŃSTWO
S połeczeństw o je s t dla człow ieka podstaw ow ym środow iskiem je g o rozw oju.
Człowiek bowiem - naucza Sobór - z głęb i sw ej natury j e s t istotą społeczną, toteż
bez stosunków z innym i nie m oże ani żyć, ani rozw inąć sw oich uzdolnień (K D K 12). To w społeczeństw ie w łaśnie dośw iadcza on zarów no w spólnoty ja k i paradoksalnie sam otności.
M erton zw raca uw agę, iż sam otność potrzebna je s t zarów no dla jed n o stk i, ja k i dla społeczeństw a, które w inno um ożliw iać j ą sw oim c z ło n k o m 1. S połeczeństw o, które w łaściw ie w y p ełn ia sw oje zadania to takie, w którym rozw ija się i w ciąż
1 Por. T. M e r t o n , N ikt nie je s t samotną wyspą, przeł. M. M orstin-Górska, Poznań 1997, s. 189; por. t e n ż e , M yśli w sam otności, przel. F. Zielińska, Kraków 1975, s. 9.
292
KATARZYNA SOK O ŁO W SK Au rasta in dyw idualna w olność i osobista n ienaruszalność składających się na nie o só b 2.
W edług m nicha z K entucky osoba, która m oże się w społeczeństw ie rozwijać, do czego potrzebna je s t w olność, jednocześnie przyczynia się do pom yślności całe go społeczeństw a3. Jednostka rozw ija się dzięki społeczeństw u, kiedy m oże w nim odkryw ać i tw orzyć sw oją p raw dziw ą tożsam ość. Problem ten był rów nież podsta w o w ą k w estią dla trapisty z G ethsem ani. U w ażał on, iż człow iek je st w ręcz pow o łany do tego, aby w raz z B ogiem tw orzyć sw ą tożsam ość4. W tym odnajdyw aniu praw dziw ego siebie człow iek je s t sam otny - nie m oże on liczyć na pom oc żadne go stw orzenia w e w szechśw iecie5. W edług M ertona człow iek odkryw a siebie, od kryw ając sw ego Stw órcę. Tajemnica m ojej p ełn ej tożsam ości - pisze m nich z G e thsem ani - je s t IV Nim ukryta. Jedynie On m oże uczynić m nie tym, kim je stem , lub ra czej kim będę, kied y w reszcie w p ełn i za czn ę być. A le dopóki nie zapragnę tej tożsam ości i nie będę pracow ać, by j ą znaleźć z N im i w Nim, ta p ra ca nigdy nie zostanie w ykonana6. To odkryw anie B oga przez człow ieka m a prow adzić do tożsa m ości z N im tak, aby człow iek m ógł powiedzieć: Ju ż nie j a żyję, lecz żyje we mnie
C hrystus (G a 2,20). W ów czas, pisze M erton: Bóg, noszący w sobie tajem nicę tego,
kim je ste m , za czyn a we m nie ży ć nie tylko ja k o m ój Stwórca, ale ja k o m oja inna i pra w d ziw a ja ź ń 1.
W praw dzie jed n o stk a poszukuje swojej praw dziw ej tożsam ości autonom icznie, ale nie m oże jej odnaleźć w izolacji od innych ludzi. C złow iek im bardziej identy
fik u je się z Bogiem , tym bardziej zidentyfikuje się z w szystkim i innymi, którzy się z N im u tożsam iają8. Z dobycie w łasnej tożsam ości je st d ro g ą do osiągnięcia przez
człow ieka św iętości9. T rapista definiuje św iętość w sposób bardzo prosty i w ym ow ny, pisze: D la m nie bycie św iętym oznacza bycie so b ą '0. D latego tak w ażne dla człow ieka je s t poznanie sam ego siebie, swej w łasnej jednostkow ej tożsam ości, o czym doskonale w iedzieli starożytni, a przypom inały im to słow a w yryte na por talu św iątyni delfickiej: Poznaj sam ego siebie. W podobny sposób św ięta je st cała przyroda, która nie chce być niczym innym niż tym , czym stw orzył j ą Bóg. M er ton ujął to w dość poetycki sposób: Wielka, pobrużdżona, p ó łn a g a góra je s t je szc ze
je d n ą z B ożych św iętych. N ie ma innej, która byłaby do niej podobna. Jest sam a je d n a w sw oim rodzaju; nic innego na św iecie nigdy nie naśladow ało i nie będzie
naśladow ać Boga w p o d o b n y sposób. To je s t j e j św iętość".
2 Jw., N ikt nie je s t..., s. 188.
3 Por. tamże, s. 188.
4 Por. t e n ż e , N owy posiew kontemplacji, przeł. L. Zielińska, Bydgoszcz 1999, s. 46. 5 Por. tam że, s. 50.
6 Tamże, s. 47. 7 Tamże, s. 54.
8 Tamże, s. 75; por. t e n ż e , Nowy człowiek, przeł. P. Ciesielski, Kraków 1996, s. 45. 9 Por. t e n ż e . Nowy posiew... s. 73.
10 Tamże, s. 45. " Tamże, s. 45.
SAMOTNOŚĆ W SY TU A CJA CH EG ZY STEN CJA LN Y CH
293
1. Fałszywa samotność
G dy społeczeństwo uniem ożliw ia jednostce realizow anie potrzeby sam otności, w ów czas szuka ona fałszywej sam otności. Rodzi się pytanie: ja k odróżnić praw d zi w ą sam otność od fałszyw ej? A utentyczna sam otność znajduje w sobie dobro, dzie li się z innymi ludźmi, zaś fałszyw a sam otność je st egocentryczna12. M erton ujął to w obrazow y sposób: Fałszyw a sam otność zam yka drzw i p r z e d w szystkim i ludźm i
i ślęczy n a d swoim w łasnym nagrom adzonym ru p iec iem l3. C złow iek żyjący w fa
łszywej samotności, choć posiada św iadom ość m ożliw ości naw iązania relacji z in nymi ludźmi, nie podejm uje w tym kierunku żadnych działań. Zatem fałszyw a sa m otność je st według trapisty przeszkodą w m iłości b liźniego14.
M nich przestrzega przed fałszy w ą sam otnością człow ieka, który zam yka się przed innymi ludźmi, często łudząc siebie, że w ten sposób bardziej kocha Boga.
Dla M ertona sam otnik w żadnym w ypadku nie je s t indyw idualistą, ale in d y widualnością. Sam otność indyw idualisty je st egoistyczna, potrzebna jem u po to, aby m ógł się zająć sobą. F ałszyw ą sam otność nazyw a trapista z G ethsem ani schronie niem indywidualisty, p raw dziw ą zaś dom em o so b y 15. Sam otność będąca schronie niem jest czymś prow izorycznym , ucieczką, izolacją, dom zaś im plikuje pew ność, stałość, otw artość, autentyzm . Praw dziw a sam otność nie je s t skupiona na sobie,
należy do świata i do Boga i m a do w ypełnienia pew ne zad an ia16. F ałszyw a sam ot ność staje się fetyszem sam a w sobie, prow adzi do zam knięcia człow ieka nie tylko w obec innych ludzi, ale także w obec B o g a17. T rapista opisuje osobiste p rzebudze nie z fałszywej sam otności: W Louisville, (...) w centrum dzielnicy sklepow ej, nagle
uderzyło m i do głow y nieodparte przekonanie, że p rze cie ż kocham tych w szystkich ludzi, że oni są moi, a j a je ste m ich, że naw et gdybyśm y byli kom pletnie nieznajo mi, to nie ma praw a istnieć obcość m iędzy nami. To było coś w rodzaju p rze b u d ze nia ze snu o odrębności, fa łs z y w e j autoizołacji w specyficznym św ie c ie ...u . C zło w iek sam otny, który nie zam yka się na innych, staje się każdym . U czestniczy on w sam otności i ubóstw ie każdego człow ieka19. D zięki duchow ej w spólnocie z inny mi ludźm i m ożliw a je st praw dziw a sam otność, która z kolei przełam uje barierę ob cości i prow adzi do utożsam ienia „oni” z ,j a ”20.
12 Por. t e n ż e , N ikt nie je s t ..., s. 189. 13 Tamże, s. 189.
14 Por. t e n ż e , Ślub konwersacji, D ziennik 1964-1965, przeł. A. Gomola, Poznań 1997, s. 33. 15 Por. t e n ż e , Nowy posiew..., s. 65.
16 Por. t e n ż e , D om ysły współwinnego widza, przeł. Z. Ław rynow icz, W arszawa 1972, s. 26-27.
17 Por. t e n ż e , O kontem placji dla wszystkich, przeł. S. Bista [w:] Szukanie Boga, Kraków 1988, s. 308; i d e m , Pierw otny ideal karm elu, przeł. J. S. M roczkowska [w:] Szukanie Boga, s. 247.
18 T e n ż e, D om ysły..., s. 150.
19 Por. t e n ż e , W natarciu na niewypowiadalne, przeł. E. E. Nowakowska, Bydgoszcz 1997, s. 30.
294
KATARZYNA SOKOŁOW SKAN ied o sk o n ałą sam otność, w edług M ertona, narzuca rów nież bogactw o, które separuje ludzi od siebie21. Trapista zw raca uw agę na zw iązek ubóstw a i sam otności. Z jednej strony bez sam otności nie m a ubóstw a, ale z drugiej strony bez ubóstw a nie m a sam otność. Sam otność daje człow iekow i oderw anie od w szystkiego, co przeszkadza w życiu w ew nętrznym 22. Jednocześnie ubóstw o w arunkuje praw dziw ą sam otności. W poetycki sposób M erton pisze: Wy kw iaty i drzewa, wy wzgórza
i dzikie ptaki, w y książki, w iersze i wy ludzie - je ste m niew ypow iedzianie sam otny p o ś r ó d w as23. N asza chęć posiadania dotyczy nie tylko rzeczy m aterialnych, ale rów nież w szystkiego z czym kolw iek się zetkniem y. C złow iek pragnie posiadać nie tylko przedm ioty, ale w iedzę, w iarę, m iłość, zdrow ie, innych ludzi, a także Boga. Sam otność natom iast pom aga człow iekow i żyć w m odusie być, a nie m ieć24. Pra gnąc żyć z B ogiem , człow iek nie m oże zajm ow ać sw ego serca ch ęcią posiadania w szystkich stw orzonych rzeczy, choć ich piękno pochodzi od Niego. O blicze Jego - pisze trapista - j e s t we w szystkich rzeczach, j a k blask słońca je s t w czystej w o
dzie; ale je ż e li spróbuję napić się św iatła z tej wody, zm ącę tylko odbicie. A więc ży ję ta k sa m o tn y i nienaruszony p o ś r ó d św iętej p iękn o ści w szystkich stw orzonych rzeczy, w iedząc, że co ko lw iek widzę, słyszę i dotykam , nigdy do m nie należeć nie będzie (...)25. Tak ja k bogactw o oddziela od innych ludzi, narzucając fałszyw ą sa m otność, tak ubóstw o m a otw ierać na bliźniego. Trapista pisze, iż praw dziw e ubó stw o nie p olega n a nieposiadaniu pew nych przedm iotów , ale na postaw ie, która czyni człow ieka gotow ym do dyspozycji innych26. M ów iąc o ubóstw ie m nicha, tra pista stw ierdza, że pow inien on dzielić ubóstw o kraju, w którym m ieszka. Ubóstw o zaś m nicha, który m oże posiadać w szystko, co je st m u potrzebne, tylko i w yłącz nie dzięki prośbie o d a n ą rzecz nie je st autentycznym ubóstw em . Czy człow iek - zapytuje M erton - który stra c ił p ra c ę i nie ma pieniędzy, aby zapłacić rachunki,
który w idzi żo n ę i dzieci coraz chudsze i którem u lęk i gn iew zżerają serce, m oże zd o b yć najp o trzeb n iejsze rzeczy je d y n ie p ro szą c o nie? N iech spróbuje! A je d n a k my, którzy m ożem y m ieć w iele rzeczy nam niepotrzebnych, a naw et takich, których p o sia d a n ie nas gorszy, je s te ś m y ubodzy, bo m am y j e «za pozw oleniem ». Ubóstwo oznacza potrzebę. Ślubow anie ubóstw a i posia d a n ie wszystkiego, czego się p o trze buje, nieodczuw anie braku, bo każdy je s t zaspokojony, to drw iny z Żyw ego Boga21.
M erton w ym ieniając w artości, od których w spółcześni ludzie starają się uciec, pisze o sam otności, w ew nętrznej ciszy, obcow aniu z rzeczyw istością, prostocie w relacjach z innym i i kontem placji. Jednocześnie podkreśla on, że wyżej w ym ie
21 Por. t e n ż e , Znak Jonasza, przel. K. Poborska, Kraków 1962, s. 255-256. 22 Por. tamże, s. 64.
23 Tamże, s. 218.
24 Więcej na tem at m odusu mieć i być por. E. F r o m m , Mieć czy być?, przeł. J. Karłowski, Poznań 1997.
25 T. M e r t o n, Z nak Jonasza, s. 218. 26 Por. t e n ż e , M yśli w sam otności, s. 52.
27 Tamże, s. 53-54; por. t e n ż e , Pokój monastyczny, przeł. A. Swiderkówna [w:] Szukanie
SA M O TN O ŚĆ W SYTU A CJA CH EG ZY STEN CJA LN Y CH
295
nione przez niego w artości są w e w spółczesnym społeczeństw ie prak ty czn ie n ie osiągalne28. Może w łaśnie dlatego, w jed n y m ze sw oich dzienników , zanotow ał, iż:
M ilczenie i sam otność to najw iększe luksusy ży cia !29T rapista m iał jed n ak św iado m ość, że wartości te nie p ow inny być luksusem , ale k o n ieczn o ścią zarów no dla zwykłego przetrw ania, ja k i doskonałości30.
Ucieczka od trudu szukania w łasnej tożsam ości skazuje ludzi i społeczeństw o na życie w alienacji, na co zw racał uw agę w sw oich p ublikacjach także M erton. U ważał on, iż w spółcześni ludzie ży ją w społeczeństw ie w yalienow anym , w którym
idąc pow szechnie aprobow anym i drogami, nie m ożna żyć w łasnym życ iem 31. Jednak
czym w zasadzie je st alienacja? W edług From m a, którego stanow isko było bliskie rozum ieniu alienacji przez M ertona, je s t to taki rodzaj przeżycia, w którym osoba
doświadcza siebie sa m ej ja k o obcej. M ożna by rzec, że się od sieb ie w yobcow ała. N ie doświadcza sieb ie sa m ej ja k o ośrodka świata, ja k o tw órcy w łasnych czynów, lecz j e j czyny i ich skutki zaczynają nad nią panow ać, je s t im p o słu szn a lub m oże naw et j e wielbić32. A utor Z drow ego społeczeństw a zauw aża, iż alienacja dotyczy niem al każdej sfery życia człow ieka, jeg o pracy, konsum pcji, stosunku do państw a, bliźnich i sam ego siebie33. M erton zw raca m .in. uw agę na alienację człow ieka w społeczeństw ie, czy też w y alien o w an ą konsum pcję. Jednostce żyjącej w takim społeczeństwie ktoś (bliżej nieokreślony autorytet) w yznacza działania i decyduje za nią jak żyć. Ludziom natom iast nie przeszkadza to, że nie ży ją w łasnym życiem .
N asze społeczeństw o - pisze M erton — odpow iednio w ynagradza po tu łn o ść, w ięc
godzim y się na p roponow any układ p o d warunkiem, że dostajem y sam ochód, tele wizor, dom, je d ze n ie i p ic ie oraz inne w ygody34. M erton, pisząc o społeczeństw ie, odwołuje się do kategorii m ieć i być. Jednostka nastaw iona na ilość (na m ieć) co raz bardziej staje się uzależniona od chęci posiadania i tych, którzy tę chęć w yw o łują, tym sam ym zrzeka się swojej aktyw ności, w yalienow uje się od siebie.
Thomas M erton pisze rów nież o alienacji m ającej sw e źródło w b ałw o ch w al stwie, stwierdza on: idol to podstaw a alienacji35. Warto w tym m iejscu zacytow ać autora Zdrowego społeczeństw a, który analizuje także pojęcie alienacji w odniesie niu do bałw ochw alstw a. Twierdzi on m ianow icie, iż nazyw anie przez proroków sta rotestam entalnych religii pogańskich bałw ochw alczym i nie w ynikało z ich w ielobó- stwa, ale z faktu sam oalienacji. Rzeźbiarz - pisze From m - w ydatkuje energię,
sw oje zdolności artystyczne na w yrzeźbienie bożka, by następnie go wielbić, a p r z e
28 Por. t e n ż e , D om ysły..., s. 309.
29 Te n ż e, Znak Jonasza, s. 89; por. t e n ż e , Źródła kontemplacji. Rekolekcje w opactwie Ge-
themani, pod red. J. M. Richardson, przeł. T. Bieroń, Poznań 1998, s. 32; 109: ... sam otność to luksus. Tylko paru m ilionerów może sobie na nią pozwolić, i paru włóczęgów; oczyw iście wielu włóczęgów dobrowolnie wybiera ten los. Jest to drastyczny wybór, ale niektórzy chcą wolności, którą ten wybór daje. N ie tylko nie tkwią w pułapce, ale też mają pew ną swobodą ruchów. Jednak muszą zapłacić za to określoną ceną: je s t to życie brudne, niepewne i przygnębiające.
30 Por. t e n ż e , D om ysły..., s. 95. 31 T e n ż e , Źródła k o n t e m p l a c j i . s. 114.
32 E. F r o m m , Zdrowe społeczeństwo, przeł. A. Tanalska-Dulęba, Warszawa 1996, s. 128. 33 Por. tamże, s. 132.
296
KATARZYNA SO K OŁOW SKAcież bożek ten to tylko w ynik je g o w łasnego ludzkiego wysiłku. Siły życiow e człow ie ka p rzep łyn ęły w «rzecz», a rzecz ta, staw szy się bożkiem, nie je s t j u ż dośw iadcza na ja k o rezultat w łasnego wysiłku, lecz ja k o coś w obec człow ieka zew nętrznego, co w ielbi i czem u się poddaje. ( . . . ) B ałw ochw alca bije p o k ło n y dziełu rąk własnych. B o żek p rzed sta w ia je g o siły życiow e w fo r m ie w yalienow anej36. T rapista zauw aża,
że człow iek przebyw ający w sam otności posiada du żą św iadom ość potrzeb świata, w którym żyje. D latego też je g o zadaniem je st odpow iadać na te potrzeby i m.in. zm agać się z alienacją37.
2. Samotność a tłum
A by w sposób pełnow artościow y być członkiem społeczeństw a konieczne je st w yodrębnienie się z tłum u innych ludzi. Jeśli nie p o tra fię odróżnić się od m asy
innych ludzi - pisze m nich z Kentucky - nie zdołam nigdy szanow ać ich i kochać
tak, j a k m i nakazuje obow iązek. Jeśli nie odłączę się o d nich na tyle, by wiedzieć, co je s t ich. a co moje, nie dojdę nigdy do rozeznania, co im pow inienem dać i nie dam im nigdy sp o so b n o ści do obdarzenia m nie tym, co m i się o d nich należy38. M erton przestrzega przed w topieniem się jednostki w tłum , który p o żera w nas
człow ieczeństw o, a by uczynić z nas członki w ielogłow ej bestii39. W edług M ertona
człow iek w m asie traci sw o ją osobow ość, charakter, a często i godność osoby. Z jednej strony, zbiorow ość stw arza złudne poczucie w szechm ocy człow ieka. A le z drugiej strony kreuje i podsyca potrzeby jed n o stk i, które nigdy nie będ ą w stu procentach zaspokojone, co przynosi nieuchronnie poczucie zaw odu i skłania do dalszego uczestnictw a w tym błędnym kole. W iek, w którym przyszło żyć M erto- now i, nazyw a on w iekiem tłum ów , w którym ukształtow ał się m odel człow ieka m a sowego. K ażda jed n o stk a w m asie - pisze trapista - je s t odizolow ana grubym i w ar
stw am i obojętności, nie zw raca uwagi, nie słyszy, nie myśli. N ie działa, j e s t p o p y chana. N ie rozm aw ia, w ydaje je d y n ie konw encjonalne odgłosy w odpow iedzi na stym ulację odpow iednim i dźw iękam i. N ie myśli, p o w iela stereotypy40.
D latego też, w edług M ertona, potrzebne są w społeczeństw ie duchow e narodzi ny człow ieka ja k o dojrzałej jednostki, która potrafi sam odzielnie m yśleć, nie ulega ją c fikcyjnym potrzebom . M nich w skazuje dw ie drogi duchow ych narodzin czło w ieka: vita activa i vita contem plativa. W życiu aktyw nym narodziny do dojrzało ści społecznej p o leg ają na zauw ażeniu drugiego człow ieka z je g o potrzebam i i służeniu mu. N atom iast w życiu kontem placyjnym człow iek ma odpow iednie w a
34 T. M e r t o n, Źródła..., s. 104; por. t e n ż e , D om ysły. .., s. 243: Społeczność powoduje alie
nację człowieka, a równocześnie nawołuje go do współudziału w pracy, której rezultatem je s t je g o alienacja. Człow iek buntuje się wówczas zaciska się mechanizm alienacyjny, a kontrola społeczna staje się coraz bardziej i bardziej arbitralna.
35 T e n ż e, Ślub konw ersacji. .., s. 87. 36 E. F r o m m , Z drow e..., s. 129. 37 Por. T. M e r t o n, D om ysły..., s. 27. 38 T e n ż e, N ikt nie j e s t . .., s. 189.
SA M O TN O ŚĆ W SYTU A CJA CH EG ZY STEN CJA LN Y CH
297
runki, aby poszukiw ać praw dy i zm ierzyć się z iluzją. Podobnie ja k C hrystus na pustyni, który był kuszony złu d ą bezpieczeństw a, sław y i w ładzy41.
K onflikt m iędzy sam otnością jednostki a zbiorow ością w yraża, w edług trapisty z G ethsem ani, nurt egzystencjalizm u oraz teatr absurdu. W jed n y m z esejów anali zuje on pod tym kątem sztukę Ionesco pt.: N osorożec. M ów i ona o m ężczyźnie, który okazuje się być ostatnim człow iekiem w stadzie nosorożców i tym sam ym potw orem -odm ieńcem . M erton konkluduje: Oto problem , ja k i Ionesco kreśli p rze d
nam i z tragiczną ironią: sam otność i odstępstw o od tłum u stają się coraz bardziej niemożliwe, coraz bardziej a b s u r d a ln i2. Jednocześnie ta zm iana w nosorożca, któ
rej ulegają poszczególni ludzie, je s t spow odow ana w łaśnie brakiem autentycznej sam otności jednostek.
M erton podkreśla jed n o cześn ie, że nikt z nas nie je s t sam o tn ą w y sp ą i czło w iekow i potrzebna jest, prócz sam otności, pełna integracja ze społecznością ludz ką. Jednak jej ceną nie m oże być roztopienie się i zanik osobow ości, ja k to m a m iejsce w tłumie, ale w prost przeciw nie potw ierdzenie jej i udoskonalenie43. T rapi sta pisze o konieczności afirm acji człow ieka, aby nie był on li tylko trybikiem w bezosobowej m achinie św iata, w m asie, która pozbaw ia go je g o indyw idualnych pragnień, myśli i sądów. W yrazem zaś tego afirm atyw nego stosunku do człow ieka je st m.in. poszanow anie je g o sam otności, czy praw a do sam odzielnego m yślenia44. Praw dziw a integracja ze społeczeństw em polega rów nież na zerw aniu zw iąz ków sym biotycznych45. Istnieją dw a typy relacji sym biotycznej: podporządkow anie i dom inacja46. W relacji podporządkow ania (m asochizm ) człow iek p rzekra cza od
rębność sw ojej je d n o stko w ej egzystencji, stając się częścią kogoś lub czegoś w ięk szego niż on sam 41.N atom iast w relacji dom inacji (sadyzm ) człow iek stara się osią gnąć jedność ze św iatem przez zdobycie nad nim w ładzy48.
K westie, z jednej strony, podporządkow yw ania się jed n o stk i tłum ow i, a z dru giej jej indyw idualizm u, przybliża nam w sw oich pracach Erich From m , którego tw órczość M erton uw ażnie śledził49. Pisze on o tzw. tożsam ości stadnej, gdzie p o
czucie tożsam ości opiera się ( . . .) na p o czu ciu niekw estionow anej p rzyn a leżn o ści do tłumu. N ie zm ienia tego fa k t, iż ta uniform izacja i konform izm często nie są rozpo
39 T e n ż e, Życie w m ilczeniu, przeł. Benedyktyni tynieccy, K raków 1995, s. 55; por. t e n ż e ,
D om ysły..., s. 232.
40 T e n ż e, Nowy posiew kontem placji, s. 67, por. t e n ż e , Znak Jonasza, s. 330. 41 Por. t e n ż e , W natarciu..., s. 28-31.
42 Tamże, s. 32.
43 Por. t e n ż e , N ikt nie j e s t ..., s. 61. 44 Por. t e n ż e , D om ysły..., s. 83-84. 45 Por. t e n ż e , Źródła kontem placji..., s. 61.
46 Por. E. Fromm, Zdrowe społeczeństwo, s. 44-45; por. t e n ż e , O sztuce m iłości, przeł. A. Bogdański, Warszawa 1973, s. 32-34.
47 T e n ż e, Zdrowe społeczeństwo, s. 44. 48 Por. t a m ż e , s. 44.
298
KATARZYNA SOKOŁOW SKAznaw ane ja k o takie i przykryw a j e złudzenie indyw idualności50. W spółczesny świat
kładzie duży nacisk na indyw idualizm jed n o stk i, ale jed n o cześn ie, ja k w ynika z rozw ażań From m a, w iększość ludzi m yśli, czuje, i działa w sposób stadny, uzna ją c jednocześnie, że taka je s t ich tożsam ość. Tę iluzję poczucia tożsam ości je d n o st ki tw orzy, w edług autora U cieczki o d w olności, kultura m asow a, a w ięc reklam y, film , telew izja, gazety51. Thom as M erton doskonale rozum iał tę propagandę konfor m izm u p ły n ącą z m ass mediów. T rapista używ ał m etafory pustyni, aby zobrazow ać życie m nichów w klasztorze, którzy odcinali się od kom unikacji ze św iatem , od prasy i radia, będących często głosem ogrom nej zbiorow ości, g d zie j e s t coś, co
p o n iża człow ieka52.
A by odkryć sw ą praw dziw ą tożsam ość, człow iek m usi w pierw poznać sam ego siebie, zaś identyfikacja z grupą je st tożsam ością fałszywą. Przyw ołajm y jeszcze raz Fromma: c zło w iek w yrzeka się siebie, staje się częścią i fra g m en te m stada ( ...) .
C zęsto określa się g o innym m iłym słow em : «w spólnota»53.Jak zauw ażyliśm y autor użył słow a w spólnota w cudzysłow ie, m ając na myśli fałszyw e poczucie wspólno- tow ości. T hom as M erton stw ierdza, iż je st podstaw ow a różnica m iędzy w spólnotą a tłum em : W spólnota j e s t organizm em , którego życie opiera się na wyższym ja k o b y
tonie niż życie poszczególnego członka. Tłum zaś je s t zgrom adzeniem , gdzie poziom życia w spólnego j e s t tak niski j a k p o zio m najpodlej szych w nim jed n o stek. Wcho dząc do w spólnoty każdy indyw idualnie staw ia sobie za cel żyć p o n a d swoim p rze ciętnym poziom em , doskonalić sw oje istnienie, żyjąc p e łn ie j dzięki w ysiłkow i na rzecz innych, którzy są obok54.
3. Samotnos'c a wspólnota
K w estia relacji m iedzy sam otnością a w spólnotą m iała dla M ertona w ym iar bardzo praktyczny. N a kartach je g o książek problem ten pojaw ia się dość często i ciągle na now o je s t przez trapistę przem yśl i wany. M erton m iał poczucie przyna leżności do pew nej określonej w spólnoty, i chociaż czasam i przynależność ta nie była dla niego satysfakcjonująca, pisał, iż bez w spólnoty rów nież sam otność była by po prostu iluzją. M erton nie pragnął ucieczki przed w spólnotą w ciszę pustelni, tw ierdził, iż członkow i w spólnoty potrzebna je st relacja z innym , aby m ógł stawać się sobą, i aby w tym sam ym procesie pom agał innym 55. Sw oją jed n ak drogę uznał ostatecznie za drogę życia pustelniczego. Jeśli chodzi o m nie - pisał - mam wraże
nie, że ( . . . ) w ew nętrzne strum ienie nie p o p łyn ą dla m nie w e w spólnocie i że po prostu spędzam czas w ciężkiej, bezpiecznej, pogm atw anej neutralności wspólnoty, chociaż być m oże dla innych źródła tryskają-’6. W dniu zaś pięćdziesiątych urodzin
50 Tamże, s. 73. 51 Por. tamże, s. 169.
52 T e n ż e, Życie w milczeniu, s. 55. 53 E. F r o m m , dz. cyt., s. 164-165. 54 T. M e r t o n, dz. cyt., s. 55.
55 T e n ż e, Ślub konw ersacji..., s. 35, 119. 56 Tamże, s. 143; por. s. 138.
SA M O TN O ŚĆ W SYTU ACJACH EG ZY STEN CJA LN Y CH
299
pisał, że to, iż spędza je w pustelni je st dla niego najw iększym pow odem w dzięcz ności57. W zw iązku ze sw oim osobistym dośw iadczeniem autor Siedm iopiętrow ej
g ó ry postulował, że w spólnota pow inna gw arantow ać w iększą sam otność, tym k tó rzy jej pragną58.
D ostrzegał także M erton w szelkie niedoskonałości życia w spólnotow ego. Z a rzucał mu swego rodzaju sztuczność w przeciw ieństw ie do rzeczyw istego - w peł ni ludzkiego życia w pustelni. We wspólnocie - pisał trapista - koncentruje się ono w um yśle i je s t w ym uszone. M ożna zobaczyć, j a k n iektórzy «m yślą» (o czym ?). M ożna też zobaczyć innych, u których za uniesionym i brw iam i zabrakło j u ż m iejsca na myśli. Jedynie napięcie bycia «złożonym w ofierze» i utraty w szystkiego59. Tra pista przyznaw ał jed n o cześn ie, że życie w klasztorze zaw iera w iele realności, ale odczuw ał również, iż rzeczyw istość je s t tam dław iona i że j e j substytutem są słow a, pew ien rodzaj idealizm u60. D la M ertona przebyw anie w rzeczyw istości to istnienie tu i teraz, jest to sam ośw iadom ość w spaniałej teraźniejszości6I. Tylko w teraźniej szości także, m ożliw e je s t odnalezienie sam otności. Sam otność nie j e s t czymś, cze
go m asz oczekiwać w przyszłości. Raczej je s t to p o g łęb ien ie teraźniejszości i o ile nie szukasz j e j w teraźniejszości, nigdy j e j nie znajdziesz62. D latego też M erton sta rając się szukać sam otności w łaśnie tu i teraz, tw orzył różne jej teorie, w kon tek ście jego aktualnego stanu. I tak na przykład, prow adząc trudne zm agania w poszu kiw aniu głębszej sam otności, w czasie kiedy pow staw ał diariusz Z n a k Jonasza, odnalazł j ą paradoksalnie w pracy ze scholastykam i (studentam i - w spółbraćm i), których został opiekunem i kierow nikiem w m aju 1951 roku. W dzienniku pod datą 29 listopada zapisał: odkryłem ( ...) , że ten rodzaj pracy, którego się kiedyś obaw ia łem, bo myślałem, że b ędzie kolidow ał z «sam otnością», j e s t napraw dę je d y n ą praw dziw ą ścieżką do sam otności. Trzeba ju ż być w p ew n ym sen sie pustelnikiem , żeb y opieka nad duszam i m ogła w prowadzić dalej na pustynię. A le skoro B óg raz p o w ołał cię do sam otności, wszystko, czego się dotkniesz, p ro w a d zi cię coraz g łę biej w samotność. Wszystko, co cię spotka, tw orzy z ciebie pustelnika, j a k długo nie upierasz się robić p ra c y sam em u i budow ać p u ste ln i w sw oim w łasnym g u ściea .
Pustynią w pracy ze scholastykam i okazało się dla M ertona w spółczucie. N ie ma
granic - pisał - które by zam ykały m ieszkańców tej sam otności, w ja k ie j żyję sam, tak odosobniony j a k H ostia na ołtarzu, p okarm w szystkich ludzi, n a leżący do wszystkich i nie należący do nikogo, gdyż B óg je s t p r z y m nie i sied zi na ruinach m ego serca, opow iadając E w angelię ubogim M.
Trapista usiłow ał rów nież przezw yciężyć dualizm sam otność - w spólnota od w ołując się do rzeczyw istości Trójcy Świętej, k tórą tak przedstaw iał: Bóg, w p o d
57 Por. tamże, s. 177.
58 Por. t e n ż e , Źródła kontem placji..., s. 52. 59 T e n ż e, Ślub konwersacji, s. 135. 60 Tamże, s. 247.
61 Tamże, s. 31; por. t e n ż e , M yśli w samotności, s. 87-88. “ T e n ż e , Znak Jonasza, s. 241.
63 Tamże, s. 307. 64 Tamże, s. 307.
300
KATARZYNA SO K OŁOW SKAtrzym ujących się naw zajem relacjach Sw ej Trójcy, nieskończenie p rzekracza każdy odcień egoizm u. Bow iem Jed yn y B ó g nie istnieje osobno i sam w Sw ej N aturze; istnieje On ja k o O jciec i Syn, i D uch Święty. Te Trzy O soby są jednością, ale B óg nie istnieje też p o za N im i ja k o Jeden. N ie je s t On Trzema O sobam i p lu s je d n ą na turą, zatem czterem a! J e st On Trzema Osobami, ale Jednym Bogiem . J e st On je d n ocześnie nieskończoną sam otnością (jedną naturą) i doskonałą społecznością (Trzem a O sobam i)65. T rapista analizuje jednocześnie, czym je s t sam otność Boga.
J e st to m etafizyczna transcendencja, która je s t Jego Istnieniem66. Bóg je st sam otny ze w zględu na sw o ją transcendencję w obec św iata, ale jed n o cześn ie przenika go sw oją im m anencją tw orząc z nim w spólnotę. M nich sw oim pow ołaniem , stw ierdza M erton, uczestniczy w tej doskonałej sam otności i w spólnocie Trójjedynego Boga. W B ogu bow iem m nisi są tak ściśle w zajem nie zjednoczeni, że tw orzą je d n e g o
C złow ieka - C hrystusa67. C złow iek, który identyfikuje się z Bogiem , będzie także utożsam iał się z tym i, którzy z N im się identyfikują. W ten sposób żyjąc w sam ot ności z B ogiem , m ożna żyć rów nocześnie w e w spólnocie z innym i ludźmi. Bycie
sam em u - stw ierdza M erton - to tylko inna fo r m a bycia z ludźmi. K w estia fiz y c z nej obecności na ogól je s t w łaściw ie nieistotna. A lbo je ste ś z ludźmi, albo nie jesteś. F izyczna obecność nie czyni w iększej różnicy, bo je s te ś m y zjed n o czen i w D uchu Św iętym . Tak w łaśnie będzie w niebie68.
T rapista dośw iadczał, iż m ożna kochać sw oich w spółbraci, przebyw ając je d nocześnie w oddaleniu od nich69. Tak też M erton coraz bardziej utw ierdzał się w przekonaniu, że je g o rzeczyw istą „w spólnotą” je st las, nie G ethsem ani. W 1967 roku pisał w liście do teolożki R osem ary Ruether: obecnie, p o dw udziestu p ięciu
latach, zajm uję j u ż pozycję, na której je ste m pra ktyczn ie zlaicyzowany, z utraconym p o czu ciem instytucjonalnym , żyją c p o d o b n ie j a k inne sam otne «stare nietoperze» w pagó rko w a tych , w iejskich rejonach kraju, i p o n o w n ie czuję się istotą ludzką. M oje p u steln icze życie j e s t w yraźnie życiem św ieckim . N igdy nie noszę habitu, chy ba że p rzeb yw a m na terenie klasztoru, a staram się żyć własnym życiem , ile tylko można, i zachow yw ać się podobnie, j a k otaczający nas ludzie na wsi10.W liście tym bardzo w yraźnie uw idacznia się aw ersja M ertona w obec sztuczności i teatralności życia pustelniczego. W jed n y m z esejów pisał on o konieczności unikania przez erem itę teatralnych atrybutów : kaptura, specjalnego stroju, św ity pobożnych p taków
i w iew iórek (chociaż m ogą one być wszędzie), p ostu o chlebie i wodzie, kam iennej poduszki, różańca ze sznurka, łóżka z ga łęzi1'.
65 T e n ż e, Now y p o sie w ..., s. 77-78; por. t e n ż e , Znak Jonasza, s. 70. “ T e n ż e , Znak Jonasza, s. 247.
67 T e n ż e, Pokój monastyczny, s. 274-275; por. t e n ż e , Uwagi na tem at filo zo fii sam otno
ści, przeł. M. Bielawski, „W drodze” , 1990, nr 3, s. 59.
“ T e n ż e , Źródła kontem placji..., s. 89; por. t e n ż e , Nowy p o sie w ..., s. 76. 69 Por. t e n ż e , Ślub konw ersacji..., s. 119.
70 T e n ż e, W dom u na całym świecie. Listy T. M ertona i R. Radford Ruether, Warszawa 1997 s. 40.
SA M O TN O ŚĆ W SYTU A CJA CH EG ZY STEN CJA LN Y CH
301
Nie oznacza to, że m iał zam iar opuścić G ethsem ani. Składał, podobnie ja k w szyscy trapiści, cystersi i benedyktyni, ślub stałości m iejsca, przew idziany w re gule św. Benedykta. Ślub ten nie pozw ala m nichow i zm ieniać w spólnoty bez spe cjalnej dyspensy papieża. Św ięty Benedykt tym sposobem chciał ograniczyć złud ne poszukiw ania przez m nichów klasztoru doskonałego. Wprowadził [on] do sw o
j e j reguły to ślubow anie w łaśnie dlatego, że zdaw ał sobie spraw ę, iż ograniczenie postaw ione m nichow i i ograniczenie postaw ione społeczności, w której żyje, tw orzą część Bożego planu uśw ięcania razem je d n o ste k i społeczności1 2 . W spółbrat, b io g raf M ertona przybliża nam je g o rozum ienie tego w łaśnie ślubu, na podstaw ie o so b i stych notatek trapisty sporządzonych do konferencji w ygłaszanych dla now icjuszy. W edług M ertona, ja k zresztą w edług w spółczesnego rozum ienia w tradycji b en e dyktyńskiej, ślub stałości oznacza przede w szystkim w ierność w sp ó ln o cie73. W ostatnim dzienniku M ertona z podróży do A zji m am y św iadectw o, iż nie był on zdecydow any opuścić sw ojej wspólnoty. 18 listopada zanotował: Chyba nie p o w i
nienem się całkow icie separow ać o d Gethsemani, naw et gdybym m ia ł nadal oficjal nie tam m ieszkać tylko w sen sie praw nym . Sądzę, że tam p o w in ien em ostatecznie dożyć swoich dni. N a w iele sposobów za nim tęsknię. N ie chodzi o to, że chcę p o prostu «wyjechać z G ethsem ani». To m ój klasztor, i to, że przebyw am z daleka o d niego, pom ogło m i p o p a trze ć na niego z p e w n e j p e rsp ektyw y i tym m o cn iej go pokochać1*.
Więź M ertona-pustelnika ze w spólnotą polegała na rozum ieniu sam otności jak o m onastycznego erem ityzm u. B yła to sam otność nie dla sam ej idei ani też dla za spokojenia sw ojego egoizm u albo ucieczka przed w spólnotą, ale sam otność dla w spólnoty m onastycznej, która w yraziła zgodę na taki rodzaj życia je d n eg o ze swoich członków. M onastyczny eremita - pisze trapista - zd a je sobie spraw ę z tego,
że posiada swą sam otność dla w spólnoty i posiada j ą na w ięcej niż je d e n sposób. Przede wszystkim w spólnota obdarza go nią w akcie m iłości i zaufania. Po drugie, wspólnota pom aga m u w n iej trw ać oraz w spiera go m odlitew nie i m aterialnie. O statecznie eremita «posiada sw ą sam otność» dla w spólnoty w tym sensie, że je g o sam otne życie ze sw ą głęb ią m odlitw y i p ełn ią św iadom ości j e s t je g o w kładem do wspólnoty, czymś, co oddaje «m onastycznem u K ościołow i» w zam ian za to, co od Niego otrzym uje15. W m odelu erem ityzm u m onastycznego w idział M erton rów nież rozw iązanie kw estii podporządkow ania się regule benedyktyńskiej, która nie zakła dała życia pustelniczego. M erton ja k o erem ita czuł się nadal zw iązany re g u łą św. Benedykta oraz ślubam i zakonnym i. Pustelnik - pisał p o zo sta je p o słu szn y sw ojem u
72 T e n ż e, Znak Jonasza, s. 11.
73 Por. M. B. P e n n i n g t o n , Thomas M erton - brat, mnich. W poszukiw aniu praw dziw ej
wolności, przeł. E. Nartowska, Bydgoszcz 1999, s. 216.
74 T. M e r t o n , D ziennik azjatycki, przeł. E. Tabakowska, Kraków 1993, s. 147. Podobną in formację zawiera pryw atny list Thom asa M ertona do Dom Flawiana Burnsa z 9 listopada 1968:
Często myślę o pustelni w Gethsemani i o licznych łaskach, których tam doznałem. M yślę też je d nak, że powinienem przenieść się gdzie indziej, nadal pozostając członkiem naszej zakonnej rodzi ny [w:] D ziennik azjatycki, s. 147.
302
KATARZYNA SO K OŁOW SKAopatowi, zachow uje sw ój sta tu t w e w spólnocie oraz żyje m niej w ięcej w edług p lanu dnia innych mnichów. A le j e s t to bardzo p łyn n e16.
II. DO ŚW IADC ZENIE PUSTYNI
P ustynia je s t w ażnym pojęciem w term inologii duchow o-m istycznej. Źródeł jej zn aczenia ja k o m iejsca próby, ale jed n o cześn ie przeżyw ania ścisłej zależności od Jahw e należy szukać w dośw iadczeniu Izraelitów przekazanym w tekstach b ib lij nych. Pustynia pozostaw ała rów nież istotnym m iejscem dla chrześcijaństw a schyłku starożytności. Stała się ona schronieniem dla erem itów (gr. erem os - sam otny, p u
stynny). B yła przez nich traktow ana ja k o m iejsce ucieczki od św iata w raz z jeg o m arnościam i, gdzie anachoreta obcow ał tylko z B ogiem , aniołam i i dem onam i. A spekt ucieczki od św iata zaw arty je s t w greckim źródłosłow ie w yrazu anachoreta
(anachdrein - w ycofyw ać się). Z czasem rów nież w okół pustelników zaczęli grom a dzić się uczniow ie, co ostatecznie doprow adziło do narodzin życia cenobitycznego. O czyw iście dla pierw szych erem itów był rów nież aktualny pozytyw ny aspekt pusty ni, ja k o pow ierzenia się w yłącznej opiece Bożej. Stw arzało to podstaw y do sym bo licznego trak to w an ia pustyni ja k o każdego m iejsca, w którym prow adzi się życie erem ity77.
We w spółczesnych badaniach nad zjaw iskiem tak bujnego rozw oju ruchu p u stelniczego z p o czątkiem IV w. podkreśla się fakt, iż m oże pow stał on nie tyle z chęci „m ęczeń stw a” tych rzeszy ludzi, co raczej z pow odu ogólnego obniżenia poziom u m oralnego chrześcijaństw a, kiedy stało się ono relig ią m asow ą. Thom as M erton w łaśnie w takich przyczynach zdaje się upatryw ać narodzin erem ityzm u, pisze on: Z ycie na p u sty n i było życiem nonkonform istycznym , było protestem . D zi
siaj brzm i to j a k banał, p ie rw si pow iedzieli to protestanci, tacy j a k Harnack. Ludzie p u sty n i p ro testo w a li p rzeciw ko unii K ościoła i cesarstw a za K onstantyna. K iedy K o śció ł sta ł się establishm entem , ludzie zaczęli odchodzić na pustynię. Tłumaczyli, że nie m a j u ż m ożliw ości m ęczeństwa, więc m uszą cierpieć w ja k iś inny sposób, ale w g ru n cie rzeczy chcieli p o p ro stu w yrw ać się ze struktury, która przesta ła być autentyczna. Z p ew n o śc ią chcieli uciec o d biskupów, chociaż p ropaganda nigdy tego nie przyznała. A ta n a zy naw iązał kontakt z m nicham i i w ciągnął ich w struktu rę, a by p o m o g li m u w w alce z arianam i. Z nów w ięc należeli do establishm entu. M nisi egipscy tkw ili p o uszy w p o lityce i za Orygenesa spraw y p rzedstaw iały się ju ż bardzo źle. J e d n a k m nisi syryjscy trzym ali się o d p o lity k i z daleka, p o d o b n ie j a k w iele grup, które m iały niew iele w spólnego z resztą K o ścio ła 1*. M erton początki erem ityzm u w iąże oczyw iście nie tylko z ucieczką od św iata (struktur społecznych), ale rów nież ze szczerym poszukiw aniem przez pustelników C hrystusa oraz pragnie
76 Tamże, s. 23.
77 N a tem at pustyni por. hasło Pustynia [w:] Słow nik teologii biblijnej, pod red. X. Leon-Du- four, przeł. K. Romaniuk, Poznań 1994; M. L u r k e r , Słow nik obrazów i sym boli biblijnych, Po znań 1989; W. K o p a l i ń s k i , Słownik symboli, Warszawa 1990.
SAMOTNOŚĆ W SY TU ACJACH EGZYSTENCJALNYCH
303
niem poddania się przez nich próbie. Z ostają oni przez D ucha w yprow adzeni na p ustynię podobnie jak C hrystus, aby być kuszonym i przez diabła79.
W raz z nastaniem cenobityzm u, pustynia nie je st ju ż konkretnym m iejscem geograficznym , ale sposobem życia. W podobny sposób rozum ie p ustynię trapista z G ethsem ani. Jego zdaniem , w spółczesna pustynia nie je st m iejscem na m apie, ale sam otnością serca, którą m ożna znaleźć wszędzie. Pisze on: K ied y człow iek i je g o
p ien ią d ze i maszyny w prow adzają się na p u styn ię i m ieszkają tam - nie w alcząc z szatanem , ja k Chrystus to czynił, ale w ierząc je g o obietnicom m ocy i bogactw, w ielbiąc je g o anielską mądrość, w tedy sam a pustynia wnika wszędzie™. D la trap i sty tak ą współczesną p u sty n ią są slum sy w ielkich miast. Jest to p ustynia skrajnej sam otności, niepewności i bezradności, której paradoksem je s t przelu d n ien ie81. Przyjęcie przez M ertona założenia, że pustynię m ożna odnaleźć w każdym m iejscu, uśw iadam ia mu również, że cały w szechśw iat je st jeg o dom em , a on stanow i jeg o integralną część. Do podobnej św iadom ość prow adzi jed en ze ślubów, w yw odzący się z tradycji benedyktyńskiej - ślub stałości miejsca, który M erton oczyw iście ró w nież składał. To zadom ow ienie, którego M erton dośw iadczył m iędzy innym i dzięki pustelni, pomaga m u uniknąć r a f solipsyzm u i jednocześnie odnaleźć autentyczne istnienie w Bogu. Prow adzi to w życiu trapisty do akceptacji konkretnych w aru n ków jego egzystencji, w których życie z naturą przeplata się z obecnością techniki. B yło to dla niego o tyle w ażne, iż w cześniej nie m ógł poradzić sobie z praktycznym rozw iązaniem tego problem u82.
K onsekw encją nieutożsam iania pustyni z m iejscem geograficznym je s t m ożli w ość odniesienia życia na pustkow iu do życia chrześcijańskiego. M erton tak w ła śnie ujm uje życie chrześcijańskie, pisząc, iż je st ono pustkow iem , na które D uch prow adzi człowieka, aby tam poddany został próbie. O czyw iście je st to próba, k tó rą każdy musi przejść indyw idualnie, a w ięc w sam otności.
Należy odpow iedzieć sobie na pytanie, czym dla M ertona je s t pustynia? Przede w szystkim jest ona dla niego m iejscem uśw ięconym przez C hrystusa83. M iejscem , na które człowiek na w zór C hrystusa zostaje w yprow adzony przez D ucha, aby zo stać poddany próbie (M t 4,1-11). Z adaniem pustelnika je st poszukiw anie C hrystu sa, czy jak w innym m iejscu pisze trapista, poszukiw anie praw dy84. C zym że jed n ak je s t prawda, jeże li nie sam ym C hrystusem . Przeciw ieństw em praw dy je s t fałsz, a jeg o ojcem szatan, którego schronieniem , w edług tradycji erem ickiej, je s t w łaśnie pustynia. Ta konfrontacja ze Złem, które zagnieździło się w szczelinach naszych
serc, dokonyw ana na pustyni, je st m ożliw a do podjęcia raczej w sam otności niż we
79 Por. t e n ż e , Kierownictw o duchowe i medytacja, przel. W. Grzybowski, K raków 1995, s. 10.
80 T e n ż e, M yśli w sam otności, s. 14; por. t e n ż e , Znak Jonasza, s. 49. 81 Por. t e n ż e , Chrześcijańska sam otność, s. 18.
82 Por. t e n ż e , Ślub konw ersacji..., s. 194. 83 Por. t e n ż e , Z nak Jonasza, s. 258.
304
KATARZYNA SOKOŁOW SKAw spólnocie85. Ż yjąc w e w spólnocie człow iek z łatw ością m oże się poddać zbioro wej iluzji, k tóra zajm uje m iejsce prawdy. W sam otności człow iek zostaje odarty z w szelkich iluzji i zm uszony, by odkryw ać praw dę. W edług M ertona życie erem i ty nie toleruje sam ooszukiw ania się i kłam stw a, gdyż zdziera z człow ieka w szelkie m aski i prow adzi do autentyzm u i życia w praw dzie86. Pustynia (...) - pisze trapi sta - zo sta ła stw orzona p o to, aby zaw sze p o została tym, czym je st, aby ludzie nie
p rzem ien ia li j e j w nic innego. ( . . . ) S tą d też p u styn ia j e s t - logicznie - m iejscem p o b ytu dla człow ieka, który nie chce być niczym innym, j a k tylko sobą, to znaczy stw orzeniem sam otnym , ubogim, od nikogo niezależnym oprócz Boga?1.
Jak zauw ażam y M erton rozum ie rów nież przebyw anie na pustyni w biblijnym sensie, ja k o czas szczególnej opieki, ja k ą B óg roztacza nad człow iekiem . Pustynia - pisze m nich - była obszarem, p rze z który Wybrany N a ró d w ędrow ał czterdzieści
lat, a je d y n ie B ó g się nim opiekow ał. M o g li dotrzeć do Z iem i O biecanej w kilka miesięcy, g d yb y p o d ró żo w a li p ro stą drogą. B óg je d n a k zaplanow ał, aby w łaśnie na p u sty n i nau czyli się Go m iłow ać i aby na zaw sze zachow ali w p a m ięci p o b y t na p u sty n i ja k o idylliczny okres p rzeżyty je d y n ie z Nim™. Także w spółczesny pustelnik, w tym dośw iadczeniu pustyni w historii Ludu B ożego, m oże odnaleźć w łasne prze życia: poszukiw ania, ryzykow ania, czy ufności w now e, nieznane m ożliw ości89.
D la M ertona pustynia je st także zw yczajną d rogą do kontem placji. W ejście na ten obszar je s t zw iązane z początkow ym uczuciem zagubienia, z prześw iadczeniem , że oddalam y się od B oga, a sam a w iara w to, że pustkow ie m a kres, w ydaje się absurdalna. P erspektyw a tej pustyni - stw ierdza M erton - odstręcza w iększość lu
dzi do tego stopnia, że p o rzu ca ją m yśl o w ejściu na j e j g orące p ia sk i i wędrów ce w śró d skał. N ie p o tra fią uwierzyć, by m ieli odnaleźć kontem plację i św iętość na p ustkow iu, g d zie b ra k ja k ie g o k o lw ie k pożyw ienia, schronienia, p o krzep ien ia dla w yobraźni, intelektu i p ra g n ień ludzkiej natury90. Tak w ięc pustynia w kontem pla
cji obrazuje stan oczyszczenia rozum u, w oli i um ysłu, czyli tzw. noc zmysłów. Skoro w iem y ju ż , czym była pustynia dla T hom asa M ertona, należy zastanow ić się nad konkretnym i m iejscam i, w których j ą znajdow ał. Pow yżej pisałam ju ż, że przyjm ow ał, podobnie ja k tradycja poerem icka, iż pustynia je st w szędzie tam, gdzie p row adzi się życie pustelnicze. W szerokim znaczeniu nazyw ał pustkow iem życie chrześcijańskie, n ato m iast w w ęższym znaczeniu z p u sty n ią utożsam iał życie klasztorne, pisał on, iż klasztor j e s t św iątynią stojącą na p u styń i9'.M erton przyjm o w ał m .in. rajsk ą tradycję w spojrzeniu na życie m onastyczne, w yrastającą z greckiej tradycji pustynnej92. T radycja ta m ów iła o odnow ie człow ieka w C hrystusie, który
85 Por. t e n ż e , Ślub konw ersacji..., s. 144.
86 Por. tamże, s. 141-142; 251; por. t e n ż e , Chrześcijańska sam otność, s. 22. 87 T e n ż e, M yśli w sam otności, s. 13.
88 Tamże, s. 13; por. t e n ż e , N ow y p o sie w ..., s. 231; idem, D om ysły..., s. 144. 89 Por. t e n ż e , Chrześcijańska sam otność, s. 22.
90 T e n ż e, N ow y p o sie w ..., s. 229. 91 T e n ż e, Życie w milczeniu, s. 48.
SA M O TN O ŚĆ W SY TU ACJACH EG ZY STEN CJA LN Y CH
305
dzięki tem u był zdolny tw orzyć harm onię z n atu rą i przem ieniać p ustynię w raj. W tradycji tej pow staw ały opow iadania ojców pustyni o obłaskaw ionych dzikich zw ierzętach93.
M erton porów nuje także Kościół m onastyczny do N iew iasty z A pokalipsy, k tó ra schroniła się na pustyni. Tak rozum iany m onastycyzm byłby u cieczką od św iata, ale ucieczką, która ma na celu uchronienie dla niego Dobrej N ow iny94. M am y tutaj do czynienia z przeciw staw ieniem św iat - pustynia, pojaw iającym się w pisarstw ie trapisty z G ethsem ani. Jednakże przeciw staw ienie to nie m a u niego w yrażać idei zbaw ienia od św iata, ale ja k najbardziej zbaw ienie św iata. M erton przyznaje, że monastycyzm je st odepchnięciem świata, ale nie w sensie dobrego stw orzenia B o żego, lecz w sensie chylącego się ku upadkow i im perialnego społeczeństw a, w któ
rym K ościół zaaklim a tyzo w a ł się do atm osfery w ręcz bałw ochw alczej9S. Trapista
analizuje dokładniej teologiczne pojęcie „św iata” w perspektyw ie subiektyw nej. O sobiście dla niego „św iat” je s t tym , co pozostaw ił w stępując do klasztoru, czyli sposób pojm ow ania sam ego siebie, który ukształtow ał się w kontekście św ieckiego
społeczeństwa, a konkretniej utożsam ianie się z celam i tego społeczeństw a96. Pisze dalej trapista, że „św iat” , nie oznaczał dla niego bogactw , luksusu, czy kariery (m oże prócz literackiej), ale było to utożsam ianie się ze społeczeństw em , które
uważa się za szczęśliw e, p o n iew a ż m oże p ić coca-colę albo whisky, lub je d n o i d ru gie, i znajduje się p o d ochroną bomby. Społeczeństw em , które znajduje sw oje odbi cie w środkach m asow ego przekazu, w film a ch , w telewizji, w bestsellerach, w bie żących nowinkach, we w szystkich pom patycznych i błahych m aseczkach, p o d k tó iy
-R. Wiśniewski, pow ołując się na A. Guillaumonta mówi o dwóch koncepcjach pustyni: obie [kon cepcje] sięgające korzeniam i do obrazów biblijnych. Pierwsza - idylliczna, która od Filona Alek-
sandtyjskiego, poprzez Klem ensa i Orygenesa dotarla do dzieł ascetycznych pisarzy IV i V w. - Bazylego, Grzegorza z Nazjanzu i Hieronima, widziała w pustyni miejsce uprzywilejowane - wypeł nione spokojem i czyste, w przeciw ieństw ie do hałaśliwych i brudnych (w dosłownym i przenośnym sensie tego słowa) miast. Druga koncepcja - realistyczna i pesym istyczna, sięgająca raczej do bez pośredniego doświadczenia pustyni u ludów stykających się z nią na co dzień niż do tradycji lite rackiej, postrzegała j ą ja k o złowrogie miejsce śmierci, gdzie mieszkają jed yn ie dem ony i nieprzyja zna człowiekowi zwierzęta: hieny, szakale, węże i przerażające stwory fantastyczne. Podczas gdy najbarwniejszą ilustracją tej drugiej koncepcji je s t Vita Antonii Atanazego, pierw szą - idealistycz ną, spośród dziel hagiogrąficznych najlepiej oddaje właśnie Vita Pauli Hieronima. (...) Vita Pauli daje nam odwrócony w stosunku do Vita A ntonii obraz geografii demonicznej. U Atanazego dem o ny wypędzone z m iast przez chrześcijan chronią się na pustyni. U Hieronima na pustyni przebyw a j ą istoty dzikie, czasam i nieco dziwne, ale znające prawdziwego Boga. Złych duchów tam nie ma. Zamieszkują one natomiast, wraz z omotanymi przez siebie czcicielami dziwadel, Aleksandrię. Por.
R. W i ś n i e w' s k i, Bestiae Christum loquuntur czyli o mieszkańcach pustyni i m iast w „ Vita P au
li" świętego Hieronima, [w:] Chrześcijaństwo u schyłku starożytności. Studia żródłoznaw cze,
t. 2, pod red. T. Derda, E. W ipszycka, Kraków 1999, s. 278 i 291.
93 Por. t e n ż e , W domu na całym św iecie..., s. 52; t e n ż e , Zen i p ta ki żądzy, przeł. A. Szo- stakiewicz, Warszawa 1988, s. 115.
94 Por. t e n ż e . Życie w milczeniu, s. 14-15. 95 T e n ż e, W domu na całym świecie, s. 53. 96 T e n ż e. D om ysły..., s. 50.
306
KATARZYNA SO K OŁOW SKAm i kryje się gruboskórność, zm ysłow ość, hipokryzja, okrucieństw o i stra ch 91. Dla M ertona odejście w sam otność na pustynię je st „doskonalszą drogą”, jed n ak że ci, którzy d ecy d u ją się j ą w ybrać, doskonaląc się w m iłości, m ają przeciw staw ić się egoizm ow i św iata i zw yciężać zło dobrem albo też żyć nadal w braterskiej w spól nocie i w ten sposób daw ać św iadectw o C hrystusow i98. O czyw iście sam otność pu styni o tyle w ydaje się doskonalsza od życia w św iecie, o ile w ybór m iłości je st doskonalszy niż życie nieautentyczne.
Z czasem Thom as M erton zaczął osobiście utożsam iać pustynię z życiem w pustelni, której tak bardzo pragnął. Pustelni M erton nie traktow ał jak o sposobu ucieczki od świata, ale zakładał, że wym aga ona zerw ania w ielu więzi i kontaktów, które łączą człow ieka ze św iatem naw et takich, które są w pełni uspraw iedliw ione i owocne. Pustelnia dla autora Ślubu konw ersacji to m iejsce w yrzeczenia się siebie i m iejsce m odlitw y99. W życiu pustelnika m usi istnieć trud, surow ość i rygor. Samo
w sobie życie to je s t surowe i surowości nie trzeba do niego wprowadzać. Zimno, sa motność, oddzielenie o d innych ludzi, praca, konieczność ubóstwa, by utrzymać wszystko w prostocie i zapanow ać nad wszystkim, potrzeba dyscypliny, długiej m edy tacji w milczeniu, ale nie zbiorowe samobiczowanie, patos, który m oże być udawany i budzić pow ątpiew anie'00.D latego też M erton nie starał się w jakiś szczególny, czy sztuczny sposób „być pustelnikiem ”, ale po prostu „być”, dośw iadczając tego w szyst kiego, co oznacza człow ieka i co należy do codzienności takiego rodzaju życia. Pu
stelnik - pisze trapista - nie je s t to ani zakonnik, ani wyróżniający się człow iek św iec ki, je s t to p o p rostu najzw yklejszy człowiek, który nie stanow i wzoru i nie spełnia kryterium «w ałczącego o doskonałość duchową», sprow adzony do czystej postaci człow iek w punkcie startu, od którego wszystko ma się zacząć; a jednocześnie niepeł ny i niew ystarczający w sensie trwania po za ram am i społecznymi. Jednak wtedy, gdy w ybiera tę drogę, m a to czynić w sposób w olny i chętny, w sposób badawczy, aby ustalić now e p ro ste stosunki ze światem, nie ja k o doktor, bankier, p o lityk lub ktoś podobny, ale ja k o «zwyczajny człowiek». ( ...) To, co innym m oże wydawać się końco
wym stopniem prow adzącym do całkowitego wyobcowania, m nie wydaje się p ocząt kiem porzucenia w szelkiego wyobcow ania i przygotow aniem rzeczyw istego powrotu do św iata ja k o zw ykły człowiek bez m aski i postaw y obronnej101.
W arto zadać sobie pytanie, czy pustynia niesie jeszcze jak ieś treści dla człow ie ka początku X X I w ieku? C złow ieka w ydaw ałoby się nieczułego na duchow e sen sy, które n io są ze sobą pew ne m iejsca, przestrzeń, czy czas. W spółczesny reporter, Ryszard K apuściński, który w swoich licznych podróżach m iędzy innym i kilka razy przem ierzał Saharę, tak pisze o dośw iadczeniu pustyni: K ocham pustynię. M a coś
m etafizycznego, transcendentnego. N a p u styn i cały kosm os je s t zredukow any do kil ku elementów. J e st to p e łn a redukcja wszechśw iata: piasek, słońce, gw iazdy w nocy,
97 Tamże, s. 50-51.
98 Por. t e n ż e , P okój m onastyczny, s. 253-254. 99 Por. t e n ż e , Ślub konw ersacji..., 75; 116-117. 100 Tamże, s. 190.
SA M O TN O ŚĆ W SYTU ACJACH EG ZY STEN CJA LN Y CH
307
cisza, gorąco dnia. M a się koszulą, sandały, coś bardzo zw ykłego do jed zen ia , odro binę w ody do picia, p e łn a pro sto ta . N ie m a niczego m iędzy tobą a Bogiem , tobą a wszechświatem. Zawsze, g d y przyjeżdżałem do A fryki i m iałem czas, szukałem j e dynego w swoim rodzaju dośw iadczenia p u sty n il02. W ydaje się, że potrzeba pustyni
- tej realnej, czy też pustyni serca - będzie tak długo obecna w ludzkim życiu, ja k długo pozostanie w nim pragnienie Transcendencji.
III. CIERPIENIE I ŚMIERĆ 1. Samotność w obec cierpienia
W ciągu wieków ludzie różnych kultur zastanaw iają się nad sensem cierpienia w świecie. Człowiek niejednokrotnie w ydaw ał się igraszką w rękach złośliw ego, czy okrutnego Boga. N iejeden poeta, podobnie ja k M iłosz, zapytywał: jak m ogłeś? N ie
pojmuję, ja k mogłeś stw orzyć taki świat, / Obcy ludzkiemu sercu, bezlitosny. / W któ rym kopulują monstra i śm ierć / Jest niemym strażnikiem czasu. / N ie potrafię uw ie rzyć, że Ty tego chciałeś, / To musiała być ja k a ś przed-kosm iczna katastrofa, / Z w y cięstwo inercji silniejszej niż Twoja wola / ( . . . ) 103. Pytanie o obecność cierpienia w świecie jest częścią fundam entalnego pytania - unde m alum ? - pytania filozofów i teologów stawianego po dziś dzień. Dla wielu odpow iedzią na obecność cierpienia je st uznanie Boga tylko i w yłącznie za W ielkiego Zegarm istrza, który po puszczeniu w ruch maszyny dziejów ju ż więcej nie interesuje się swoim tworem . Inni zaś uznają cierpienie za podstaw ow e zło, z którego stworzenie musi się wyzwolić.
Człowiek - pisze trapista z G ethsem ani - je s t najbardziej sam otny w cierpieniu.
D latego je s t ono testem i spraw dzianem ja k o osoby. J a k m ożem y staw ić czoło temu straszliw em u badaniu? Co odpow iem y na zapytanie bólu? B ez p o m o cy Boga przestajem y być w tedy osobami. P od obuchem cierpienia p rzem ien ia m y się w tępe zwierzęta, szczęśliw i, je ś li m ożem y być niem i j a k one i um ierać sp o ko jn iel04. M er
ton dotyka tutaj istotnej kw estii. Przede w szystkim cierpienie, ja k zresztą rów nież śmierć, pow oduje niew ypow iedzianą sam otność człow ieka. Jest to najczęściej sa motność, będąca opuszczeniem lub niezrozum ieniem przez najbliższych, ale je st to także sam otność m im o obecności tych, którzy kochają. Takiej sam otności dośw iad czył Jezus - um ierając na krzyżu. Boże mój, Boże mój, czem uś M nie opuścił? (M t 27,46) - je st to w ołanie człow ieka cierpiącego i um ierającego.
Dzięki C hrystusow i dla chrześcijan cierpienie nie je st pozbaw ione sensu. Jest ono nie tyle sam o w sobie ofiarą dla Boga, ale sam człow iek staje się tym , który ofiarow uje się S tw ó rcy 105. W chrześcijańskim cierpieniu nie m a rów nież zupełnej sam otności, gdyż chrześcijanin cierpiąc jednoczy się z C hrystusem . P oznać K rzyż - pisze trapista - to nie tylko pozn a ć w łasne cierpienie. Bo K rzyż je s t także znakiem
102 R. K a p u ś c i ń s k i , Lapidaria, Warszawa 2002, s. 230-23 !. 103 C. M i ł o s z , Ja k mogłeś [w:] Druga przestrzeń, Kraków 2002, s. 52. 104 T. M e r t o n, Nikt nie j e s t . .., s. 72; por. t e n ż e , Uwagi na tem at. .., s. 59. 105 Por. tamże, s. 70.
308
KATARZYNA SOKOŁOW SKAzbaw ienia, a nikt nie zo sta je zb a w io n y m ocą w łasnej boleści. P oznać K rzyż - to wiedzieć, że zostaliśm y zbaw ieni p rze z cierpienie C hrystusowe; i w ięcej je szc ze - to p o ją ć m iłość Chrystusową, która przyjęła M ękę i śmierć, ażeby nas zbawić. To więc p o zn a ć sam ego C hrystu sa106. M erton podkreśla zw iązek cierpienia z kontem placją,
bo zarów no poprzez cierpienie, ja k i kontem plację poznajem y C hrystusa107. Trapi sta m ówi rów nież o bezużytecznym cierpieniu, kiedy zw iązane je st ono z grzechem , prow adząc do niego, czy w ynikając z niego. N atom iast cierpienie staje się owocne dzięki łasce C hrystusow ej. N ie chodzi jed n ak o to by upajać się w łasnym cierpie niem , czy w ystaw iać je na w idok publiczny w skargach i lam entach. O w ocnie cier pieć, w edług M ertona, to dostrzegać C hrystusa zarów no w cierpieniu, ja k i w tych, którzy p o m ag ają cierp iącem u 108.
N ie je st w ięc tak, że chrześcijaństw o m a jak ieś szczególne upodobanie w cier pieniu. Chrześcijanin - stw ierdza Thom as M erton - pow inien zrobić wszystko, aby
w każdy g o d ziw y sposób ulżyć cierpieniom bliźnich, a także nie zaniedbyw ać starań o zm niejszenie niektórych cierpień w łasnych — p o n iew a ż one są okazją do grzechu. (...) m ożem y odczuw ać w spółczucie dla innych także i dlatego, że cierpienie je s t sam o w so b ie rzeczą zlą. Takie w spółczucie je s t rów nież dobrem .
2. Samotność w obec śmierci
K ażdy człow iek pew ne etapy swojej egzystencji przechodzi w zupełnej sa m otności. I tak, sam przychodzi na ten św iat i sam przekracza próg śm ierci. N auka K ościoła katolickiego przyjm uje, iż śm ierć człow ieka je st konsekw encją grzechu pierw o ro d n eg o 110. W sw oim nauczaniu papież Jan Paw eł II zw raca uw agę na to, że poprzez śm ierć, będącą konsekw encją w yboru człow ieka, odkrył on now y w ym iar sam otności - sam otność śm ierci. To o d niego - pisze papież - ostatecznie zależało,
o d je g o s a m o sta n o w ie n ia i wyboru, czy wkroczy sw ą sam otnością rów nież w krąg tej antytezy, którą objaw ił m u Stw órca w raz z drzew em pozn a n ia dobra i zła, czy w śla d za tym uczyni sw oim rów nież dośw iadczenie um ierania i śmierci. Słuchajcie słó w Ja h w e Boga, czło w iek m usiał zrozum ieć (...), że to tajem nicze drzew o kryje w sobie ów nieznany je s z c z e w ym iar sam otności, ja k im obdarzył go Stwórca w śród św iata istot ży ją c y c h 11
Także Thom as M erton postrzegał śm ierć jak o coś najbardziej osobistego, coś czym nie m ożna podzielić się z innymi, co nas od nich w pew nym sensie izoluje. Trapista w yprow adzał rów nież pew ną analogię m iędzy sam otnością a śmiercią. Choć nie było to konw encjonalne traktowanie egzystencji pustelnika jak o śmierci za życia. W prost przeciw nie, pustelnik - według M ertona - nie ma um ierać za życia, ale osią
106 Tamże, s. 78. 107 Tamże, s. 78. 108 Por. tamże, s. 80-81. 109 Tamże, s. 75.
110 Por. tamże, s. 78; D om ysły..., s. 226.
" ' J a n P a w e ł II, M ężczyzna i niewiastą stworzył ich. Cluystus odwołuje się do «począt