• Nie Znaleziono Wyników

O Franiciszku Siedleckim wspomnienie

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "O Franiciszku Siedleckim wspomnienie"

Copied!
13
0
0

Pełen tekst

(1)

Kazimierz Budzyk

O Franiciszku Siedleckim

wspomnienie

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 36/3-4, 375-386

(2)

O FRANCISZKU SIEDLECKIM W SPO M N IENIE Na p a rę lat przed w ojną m iały m iejsce w W arszaw ie dwa jubileusze, jakże sym ptom atyczne dla sytuacji; w jakiej z n aj­ dow ała się w tedy polska nauka o literaturze. Jeden jubileusz zw iązany był z rocznicą działalności naukow o-pedagogicznej Józefa Ujejskiego, drugi, nie oglądając się na żadne rocznice, stał się m anifestacją kierunku naukowego, którem u w m ło­ dych sw ych latach bezskutecznie torow ał drogę Kazim ierz W óycicki. O rgan izacy jn a opraw a jubileuszu U jejskiego by ła na jak n ajw y ższym poziomie. O dbyła się w spaniała u ro czy ­ stość, obecni byli w szy scy przedstaw iciele nauki i w ładz a k a ­ demickich, w szy scy dostojnicy państw ow i i cały legion uczniów. Godnie hołd oddano zasłudze. Zw yczajow o w takich razach przew iduje się w ydanie księgi' pam iątkow ej. W ty m w ypadku o fundusze nie potrzebow ano się troszczyć. U konstytuow ał się kom itet red ak cy jn y , odbył parokro tn ie zebrania* a le koniec końcem księga nie w yszła. Uczniów P ro fe so ra było stosun­ kowo dużo; gd y jednakże zaczęli się oni m iędzy sobą rozglą­ dać, okazało się, że ten już się literatu rą nie zajm uje oddaw na, tam ten głów ną uw agę od lat pośw ięca pedagogice, ów odbiegł od czynnej p ra c y naukow ej, inny wreszGie reprezentuje zainte­ resow ania odbiegające od praw d, głoszonych przez M istrza. Jednym słow em : był nauczyciel, przecież w cale nie tak p o ­ śledniej m iary, było też sporo jego dość uzdolnionych uczniów, ale nie było szkoły — oczyw iście szkoły w znaczeniu nauko­ wym, takiej jak n. p. szkoła histo ry czna krakow ska, czy słynna na cały św iat filozoficzna w arszaw ska. Niemal rów nocześnie z tym ab surdalnym w w arunkach przedw ojennych wypadkiem , że nie m ogła pow stać tego typu publikacja nie z braku fundu­ szów, lecz z braku autorów — rów nocześnie z tym , w m ałej drukarence w arszaw skiej, w niesłychanie ciężkich w arunkach (45 zł za arkusz wobec 150-ciu norm alnie) pow staw ała impo­ nująca nie tylko rozmi'arami księga poświęcona Kazimierzowi W óycickiem u, im preza w ydaw nicza, której duszą" był F ran ci­ szek Siedlecki. Z publikacji tej zrobił Siedlecki m anifestację pewnej ściśle określonej szkoły badaw czej, k tó ra rozw ijała się sam orzutnie i bez kierow nictw a profesorskiego. W óycicki był nie tyle jej m istrzem , co Nestorem , w spom inającym swe w ła­

(3)

3 7 6 K a z im ie r z B u d z y k

sne boje prow adzone w imię w iedzy teoretycznej przeciw ko panującej w szechw ładnie m etodzie przyczynkarsko-filologicz- nej. B ardzo skrom na, ale jak że w z ru sza ją ca b yła uroczystość w ręczenia jubilatow i księgi. W p ry w a tn y m m ieszkaniu jednej z n aszych koleżanek, bez uniw ersyteckich przedstaw icieli na­ uki, bez dostojników państw ow ych — ale za to z serdecznością i oddaniem , k tó re było dla W óycickiego nie mniej w ażne niż oficjalne przem ów ienia, podnoszące położone przez niego za­ sługi. P a trz y ł w ted y W óycicki na n as m łodych z dum ą i dużą w y ro zu m iałością dla zaciętości polem icznej n aszy ch w y s tą ­ pień, p a trz y ł z uczuciem człow ieka, k tó ry widzi zb liżający się k res w łasnej swej działalności i1 żałuje, że w łaśnie tera z nie jest o dw adzieścia p arę lat m łodszy.

N asza g ru p a polonistyczna w y w alczy ła sobie sam o­ dzielną pozycję, choć pozbaw iona b y ła kierow nictw a dośw iad­ czonego i p rzo d u jąceg o jej w w ysiłkach m istrza. W czasach kiedy żaden z w ybitnych profesorów polonistyki nie p otrafił stw o rz y ć w łasnej szk o ły badaw czej, m y tw orzy liśm y ją bez p rofesora. Bez profesora, ale z a to z Siedleckim . K ażdy z nas rep rezen to w ał oddzielną dziedzinę teo rety czn ą, u której po­ dłoża tkw iły w praw dzie w spólne w szy stkim przesłanki m eto­ dologiczne, ale bez Siedleckiego w ysiłki k ażdego z. nas luzem by sobie chodziły. Nie osiągnęlibyśm y żadn y ch rezultatów 0 c h a ra k te rz e społeczno-naukow ym , nie zdołalibyśm y p rze ła ­ m ać niechęci, a niekiedy w rogiego nastaw ienia, jakie wobec teorii lite ra tu ry żywiii oficjalni przedstaw iciele nauki — g dy by w łaśnie nie Siedlecki. On był duszą całej gru py , on pierw szy u zy sk ał nieprzeciętne osiągnięcia pozy ty w n e w dziedzinie, k tó rą reprezen tow ał i przez to był w zorem nam w szystkim , k tó rz y śm y przecie w y ra sta li dopiero z atm o sfery sem inarium , on n ad aw ał ton każdem u w ystąpieniu na zew nątrz, on w reszcie organizow ał i prow adził naszą studencką jeszcze na początku akcję w ydaw niczą. B ył to duży szm at jego życia. K apitał en­ tuzjazm u, pośw ięcenia i w ysiłku w łożony w „ro botę“ sięgał tak wielkich rozm iarów , że nie sposób pom inąć tego milczeniem, choćby naw et w yniki w ocenie postronnego o b serw ato ra nie sięg ały tego poziomu, do jakiego chciał je podnieść Siedlecki. 1 dlatego słuszną w y d aje mi się rzeczą odtw orzyć w ty m w s p o ­ mnieniu p ośm iertnym dzieje ty ch bojów o lepsze ju tro polskiej nauki o literatu rze, k tó re Siedlecki inicjow ał i k tó ry m zaw sze w pierw szym szeregu przew odził.

T ak isię złożyło, że rok akadem icki 1929/30, k tó ry był pierw szy m rokiem studiów uniw ersyteckich Siedleckiego, p rzyniósł stosunkow o wiele nieprzeciętnych jednostek. S zczę­ śliw ym zbiegiem okoliczności od razu już na pierw szych ćwi­ czeniach p ro sem in ary jn y ch zetknęli się w sz y sc y ci, k tó rz y niedługo potem odnaleźli się we w spólnej pracy , św iadom ie już organizow anej. Siedlecki b y ł od nas o parę lat sta rsz y , toteż

(4)

O F ra n c is z k u S ie d le c k im w sp o m n ien ie 3 7 7 w szyscyśm y silę dokoła niego skupiali. Byli tam : Stefan Żół­ kiewski, S tanisław W est fal, Ludw ik F ry de, Janina K ulczycka, no i ja tak że — p rzy tło czo ny w ted y różnicą, jaka istniała m ię­ d z y ich w ykształceniem napraw dę bardzo wysokim, a pozio­ m em prow incjonalnego gim nazjum , w k tórym zaledwie p o sły­ szane nazw iska Kasprow icza, W yspiańskiego i Żerom skiego reprezentow ały najnow szy etap rozw ojow y naszej literatury. Z m łodszego rocznika dołączyli się: Józef Kuroczycki, Jan B aculew ski i Zdzisław Libin, a prócz nich naw et sto w arzyszyli się z nam i starsi' od nas: W ład y sław Bieńkowski i Daw id Ho- pensztand. K ontakty osobiste b ard zo prędko zacieśniły się o r­ ganizacyjnie. Z w yjątkiem W estfała, któ reg o pochłonęło bez resz ty językoznaw stw o, w szy scy znaleźliśm y się w Kole P o ­ lonistów, będącym w ted y w punkcie zw rotnym prądów , n u rtu ­ jących ów czesne pokolenie studenckie. M yśm y natrafili w łaś­ nie na sam koniec dość długiego okresu, w który m m łodzież polonistyczna p ozostaw ała pod nieprzepartym urokiem Żerom ­ skiego. S ekcja badania tw órczości Żerom skiego nadaw ała ton całem u Kołu Polonistów ; zebrania naukowe tej sekcji1 b y łv spontanicznym i m anifestacjam i uczuć społecznych. Na naszych oczach Żerom ski w jednym roku nagle sie skończył. P rz esta ło nas bawić to zbiorowe podniecanie sie snołeczne. gdyż rom an­ ty czn y c h a ra k te r społecznej ideologii Żerom skiego zaw ieszał

w próżni w szystkie te problem y, których jakże o strą i bez­ w zględną w y razisto ść m ogliśm y w latach potężniejącego k r y ­ zysu obserw ow ać na codzień. O dw róciliśm y sie wiec od Że­ rom skiego i staliśm y się bałw ochw alczym i czcicielam i nauki'. V ice-prezesem naukow ym Koła został Żółkiewski, zaś Siedlecki rozpoczął Intensyw na działalność naukow o-organizacyiną. Na noczatek pow stała sekcja teorii literatu ry i m etodologii badań literackich, której kierow nictw o objął Żółkiewski, w ted y iuż zaaw ansow any w tei trudnej dyscvplînie badaw czei. Puchlir wość Siedleckiego doprow adziła w krótce do now stania dal­ szych dwu sekcyj: teatrologiCznej pod kierunkiem Kuroczyc- kiego i socjologii literatury, k tó rą prow adził łJonensztand. F ry d e stw o rzy ł swą w łasną sekcję: k ry ty k i literackiej i w net zgrom adził dookoła siebie zw arte grono uczniów, m łodszych od siebie kolegów, z k tórych w trw alszy sposób zapisali się: A ndrzejew ski, Król, Lichański, Skw arczyński.

D ziałalność Koła Polonistów coraz to pogłębiała się i z a ­ taczała szersze kręgi. N ajw iększe znaczenie naukow o-w ycho- waw cze m iała dla nas w szystkich p raca Żółkiewskiego, k tó ry udostępnił nam poznanie najnow szych osiągnięć w spółczesnej myśli m etodologicznej. K ażdy z nas s ta ra ł się stosow ać je na terenie swojej specjalności, wiele też p rzejął z tego Siedlecki. Propagow aniem tej w iedzy w śród liczniejszego już au dyto­ rium polonistów zajął się głównie Jan Baculewski, z jednej stro ny w ram ach zebrań naukow ych kierow anej p rzez siebie

(5)

3 7 8 K a z im ie r z B u d z y k

sekcji historii literatu ry , z drugiej zaś przez świadom ie o rg a ­ nizow aną akcję na terenie sem inariów w yższy ch obydw u pro­ fesorów : U jejskiego i K rzyżanow skiego.

D yskusje nad p racam i m agisterskim i d aw ały wdele oka- zyj do kom prom itow ania bezsensow nej biografistyki czy d e­ m askow ania psychologizm u w raz ze w szystkim i jego k o n sek ­ w encjam i, jakie za sobą pociągał. B aculew skiem u dzielnie w ty m sekundow ał T adeusz ’Szulc, późniejszy au to r książki na tem at „M uzyki w dziele literack im “. Niezależnie od nich dużą -ruchliwość na terenie sem inarium p ro fesora U jejskiego przejaw iał F ry de, k tó ry rów nież dużo k o rz y sta ł od Żółkiew­ skiego, zanim nie p rzeszedł całkiem n a teren k ry ty k i literackiej, gdzie już m iał na stałe pozostać. B ardzo pow ażne w yniki osią­ g ał tak że Józef K uroczycki na sw ych zebraniach sekcji tea- trologicznej. P o d d aw an o tam gruntow nej analizie tkw iące w dziele d ram a ty c z n y m w artości sceniczne, k tó ry ch w y dob y ­ cie szło się potem obserw ow ać w teatrze. W n astępujących po k a ż d y m p rzedstaw ieniu zebraniach k ażdo razo w e dzieło sztuki scenicznej znajdow ało w y czerpu jące omówienie w duchu n a j­ now szych teo ry j teatrologieznych. K uroczycki zainicjow ał także i' w espół z kierow nictw em R ed uty rozpoczął realizow a­ nie nowego ty p u im prez kultu ralny ch. B y ły to cykle w spółcze­ snej poezji w opracow aniu naukow o-łiterackim członków Koła Polonistów', urzeczy w istn ian e p rz y w spółudziale takich w yko­ nawców, jak W ierciński, W iercińska, Kunina, M ałyniczów na, W y rzy k o w sk i. Te nasze poranki’ niedzielne w Reducie ode­ grały’ dużą rolę na tym odcinku naszej kultury . O pracow aniem rec y tac y jn y m kierow ali nasi prelegenci, a że rep re z en to w a ­ liśm y pewien określony stosunek do w iersza, pow stał w ten sposób nowy sty l rec y tac y jn y , w którymi tępiliśm y patos de- klam ato rsk i à la R ychterów na, na rzecz w ydobycia z tek stu jego istotnej z a w a rto ś c i

N ajw iększe jednak znaczenie i najw iększą popularność p o siad ały organizow ane przez nas o d czy ty i zebranila publi­ czne o c h a ra k te rz e ideologicznym . Koło Polonistów było istot­ nie kuźnicą m yśli dem okratycznej na terenie studenckim . Jej najżyw iej b ijącym ogniskiem była oczyw iście sekcja socjolo­ gii litera tu ry , p ro w adzona przez H opensztanda, z p o ry w a ją ­ cym i zaw sze w ystąpieniam i Bieńkow skiego. Obok odczytów dla szerszej publiczności organizow aliśm y tak że w ieczory a u ­ torskie, pośw ięcone takim poetom , jak Tuwim, Słonim ski, W itthn.

Broniewski,, w ieczo ry w k raczające nieraz w dziedzinę poezji sowieckiej. Niedługo jednak trw a ły te czasy, kiedy K ruczkow ­ ski m ógł u nas, wobec w ypełnionej po brzegi auli/, in terp reto ­ wać społeczny sens tw órczości M ajakow skiego. Od roku 1935 potężnieją siły reak cji tak że i na uniw ersytetach, nasza oozy- cja sta je się coraz trudniejsza, zw łaszcza gdy straciliśm y opiekuna i w ielkiego obrońcę w profesorze U jejskim , k tó ry zo­ stał pow ołany w tym czasie nä stanow isko p o d sek retarza stanu

(6)

w Min. O św iaty. G dy na walne zebrania nasze usiłow ały w ta r­ gnąć uzbrojone bojówki endeckie, w ystarczyło, by p o ja w ia sie dostojna postać P ro fesora, k tó ry sw ym autorytetem i olimpij­ ską godnością spychał precz naw et najbardziej rozzuchwaloг nych pałk arzy . P otem zabrakło tej tarczy , za k tó rą bezpiecznie m ogliśm y się chronić.

W e w szystkich im prezach Koła Siedlecki zaw sze b rał jak n ajży w szy udział. Nie na ty m jednak polega wielkie zn a­ czenie jego działalności. C enny niezw ykle był jego osobisty w kład płom iennych uczuć społecznych do ogólnej atm osfery, jak a u nas panow ała, jednakże organizow anie p rac nauko^- w ych, tw orzenie biblioteki i ak cja w ydaw nicza b y ły tą n aj­ pow ażniejszą legitym acją, jaką dzięki Siedleckiem u mogło sie Koło nasze w ykazać. Na polu naukowrym byliśm y zaw sze pro<- p agatoram i potępianego zrazu now atorstw a, które — jak się później okazyw ało — niejednokrotnie potrafiło zwyciężać. N a­ sza polem ika z dotychczasow ą wiedzą o literaturze ujaw niała jej p o zy ty w isty czn y ch arak ter, k tó ry z jednej stro n y w y rażał się w p rzypadkow ym dobieraniu faktów, poddaw anych niby to „naukow ej“ , bo przecie ścisłej opisowo obróbce, z drugiej zaś polegał na p ro sty m zestaw ianiu tak spreparow anych faktów dla ustalenia praw , rząd zących dostrzegalnym przebiegiem zdarzeń. M yśm y dopominali się o praw o budowania teorii w y ­ jaśniających , które poza ty m poddaw aliśm y surow ym rygo>- rom w spółczesnej metodologii. Jak że łatw o niestety m ogliśm y ponad w szelką w ątpliw ość udow adniać niepopraw ność m eto­ dologiczną p rac naukow ych naszych wielkich uczonych: Ileż niew zruszonych pow ag rozsypało się tam na tych naszych z e ­ braniach! Nie przepuszczaliśm y nikomu. Obok m etody filolo­ gicznej zw alczaliśm y niemiecką duchologię idealistyczną i wczu- w alnietw o estetyki, poddaw aliśm y surowej kontroli naukowej k a ż d y sąd p o k ry w an y pow agą togi profesorskiej, a nie posia­ d ający odpowiedniej dokum entacji m erytorycznej czy popraw ­ ności form alnej. W e w łasnych sw ych pracach pozostaw ialiśm y na boku dziedzinę historyczno-literacką, pośw ięcając się cał­ kowicie badaniom t. zw. form alnym . Siedlecki najwięcej sobie używ ał w tych naszych i tak już nazbyt ostrych dyskusjach — pierw szy z resztą przeniósł je na łam y pow ażnej p ra s y nauko­ wej. Dzielnie mu sekundow ał Żółkiewski, k tó ry — szczerze po­ w iedziaw szy — najw ięcej w ty m w szystkim „zaw inił“, przez to, że dał każdem u z nas w rękę niezawodne narzędzie kry ty k i, ooarte na dorobku w spółczesnej m yśli metodologicznej Za­ chodu i naukoznaw czej analizie dotychczasow ych osiągnięć, które k ażd y z nas na swoim odcinku poznał w ten sposób na w ylot. K ry ty k a nieprzebierająca w słow ach była jednak do pewnego stopnia tylk o sposobem w y rażan ia się i stylem by cia — jak p rzy sta ło na m łodych i bezkom prom isowych adeptów nauki. Głów ny w ysiłek szedł na osobiste kształcenie sie oraz w kierunku stw orzenia odpowiedniego w arsztatu p ra c y i form

(7)

3 8 0 K a z im ie r z ß u d z y k

w ypow iedzi na zew nątrz. Siedlecki najw ięcej w tym w szystkim dokonał. P ra w d ę m ówiąc, on sam był tw órcą jedynej w P olsce biblioteki specjalnej, zaopatrzonej bogato w publikacje z z a ­ k resu teorii litera tu ry , teorii jęz y k a i teorii nauki, nabyw ane za ciułane gro sze z m izernych funduszów w arszaw skieg o Koła Polonistów , — on rów nież powołał do życia i osobiście pro w a­ dził „A rchiw um tłum aczeń z zak resu teorii lite ra tu ry i m etodo­ logii badań literack ich“ . M yśm y mu tylko w m iarę sw ych sil pom agali.

A rchiw um tłum aczeń rozpoczęło się w roku 1934 od skrom nego rozm iaram i „W stępu do p o etyk i“ V iktora Żirmun- skiego. Siedlecki tak ok reśla sw oje zadan ia: „Celem w y d aw ­ nictw a jest w ypełnienie jednej z najbardziej u derzający ch luk polskiej nauki o 'Literaturze: podczas gd y z ag ran icą i u nas od daw na rośnie potrzeba pogłębienia p odstaw teo retyczn y ch i m etodologicznych — jako koniecznej podbudow y badań lite­ rackich, polska lite ra tu ra praw ie w cale nie posiadała dzieł, k tóre by m ogły tej potrzebie zadośćuczynić. Z apoczątkow ana tym zeszy tem seria, udostępniając polskiem u czytelnikow i wyniki badań n ajw ybitniejszych uczonych obcych, pragnie częściow o przynajm niej zaspokoić owe po trzeb y i pobudzić do d alszych studiów w tej dziedzinie“.

O ceną polskiej tw órczości w ty m zak resie w cale nie była przez Siedleckiego przesad zo na. N ajlepszym tego dowodem jest fakt, że p ro feso r U jejski, k tó ry zgodził się patronow ać w y ­ daw nictw u, podobnie rzecz tę ujm uje. W idać to najw yraźniej z jego przedm ow y, k tó rą napisał jak o ów czesny k u ra to r Koła Polonistów i życzliw y opiekun w szystkich tych swoich uczniów, co z zam iłow aniem oddaw ali się p racy , p rzy czym życzliw ość ta w cale nie m alała w w y p adk u gd y kierunek studiów był inny, niż jeg o w łasny. U jejski tak oto sy tuację ocenia: „A utor tej książki, w ydanej w roku 1923. stw ierdza jak o fakt, że w o sta t­

nich latach nau k a o litera tu rz e rozw ija się pod znakiem poe­ tyki. C zy ż n ap raw d ę jest to (lub było w ów czas) zjaw isko ogólne? U nas w k ażd y m razie dziś jeszcze m ożna o nim mor­ wie jak o o czy m ś in potentia co najw yżej, nie in actii. Objawem w zro stu zainteresow ań ściśle estetyczny ch w śród m łodzieży studiującej litera tu rę jest już choćby to, że Koło P olonistów S. U. W . uznało za rzecz pilną i postanow iło w ydać w łasnym nak ład em książk ę teo rety czn ą z teg o zakresu. Św iadectw em zaś ubóstw a naszego w tej dziedzinie jest to, że nie udało się znaleźć takiej książki dość świeżej d a ty w języku polskim i trz e b a ją było po życzyć od sąsiad ó w “. Sam o sform ułow anie tei k o rzy stn ej przecie dla nas opinii U jejskiego św iadczy do­ bitnie, jak m ało kto się w ty m u n a s orientow ał. W tej sam ej nublikacji Siedlecki pisze o konieczności „pogłębienia podstaw teo rety czn y ch i m etodologicznych badań literackich “, a Uiej- ski n azy w a to „zainteresow aniam i ściśle e stety czn y m i“ ! N a­

(8)

O F r a n c is z k u S ie d le c k im w sp o m n ien ie 3 8 1 wet Ujejski, przecie nie b y lę,k to i nam poza tym przych yln y! Czegóż się więc było spodziew ać od innych.

P ierw szy num er „Archiwum tłum aczeń“ przyniósł p ozy ­ cję spoza w schodniego kordonu. W ówczesnej sytuacji poli­ tycznej na U niw ersytecie w arszaw skim było to pociągnięcie odw ażne i ryzykow ne zarazem . T rzeba pam iętać, że był to okres opanow ania życia akadem ickiego przez endeków, okres g h etta ław kow ego i1 p rześladow ania każdego przejaw u p o ­ staw y dem okratycznej. W Kole Polonistów m yśm y prow adzili w praw dzie działalność przede w szystkim naukową, a nie po­ lityczną, nie mniej jednak byliśm y stale narażeni na brutalne ataki, na w łam ania i dem olowanie naszego lokalu i n a nieu­ stanną nagonkę ze stro n y endeckich bojówek. T rudno się było na tej placów ce utrzy m ać, ty m bardziej, że na U niw ersytecie w arszaw skim byliśm y jed y n y m kołem naukow ym nieopano­ w anym p rzez elem enty reakcyjne społecznie. T rzeb a p rz y ­ znać, że im ponow ały nam osiągnięcia nauki sowieckiej, zw ła­ szcza na polu teorii i socjologii literatu ry , nie mniej jednak sta ­ raliśm y się być obiektywni. Najlepszymi tego dowodem było. że Sied lecki'już w pierw szym num erze ..Archiwum“ zapow iedział w ydanie pism Spitzera, V osslera, Dibelihsa, L ukacsa i W al- zeia. W y ra z e m tego obiektyw izm u było nie tylko urzeczyw ir stnienie tych zapowiedzi, ale — żeby już nikt nie w ątpił — do­ bitnie sform ułow ana d ek laracja zam ieszczona w „Posłow iu“ do drugiego tom u „A rchiw um “ : „Zajm ując w naszej akcji przekładow o-w ydaw niczei nostaw ę nie wyznaw ców , lecz refe­

rentów, k tó rz y p rag n ą jedynie uprzystępnić polskiem u czy ­ telnikowi n iejako „próbki“ różnych podstaw ow ych kierunków badaw czych, nurtujących literaturoznaw stw o współczesne, i w ten tylko sposób s ta ra ją się w płynąć na ożywienie polskiej m yśli badaw czej (a C zytelnik niechaj już sam sobie w yrobi opinię o poszczególnych referow anych mu teoriach, m eto­ dach...), zajm ując tak a postaw ę, świadomie i celowo um iesz­ czam y w jednym tom ie prace, reprezentujące tak biegunowo różne stanow iska, jak „neoidealizm “ V osslera i S oitzera z jed ­ nej strony, a „form alizm “ V inogradow a z drugiej“.

W szystk ie tego rodzaju deklaracje nie m ogły nas obronić nrzed zła wolą i b rutalna napaścia. Toteż z biegiem czasu roz­ luźniły sie nasze stosunki z ty m terenem i, choć żal nam było porzucać dobrze zorganizow any w a rszta t pracy, oddaliśm y te placów kę m łodszym , k tó rz y mniej byli „skom prom itow ani“ w oczach rozpanoszonej endecji.

W dwa łata po w ydrukow aniu pierw szego num eru „A r­ chiwum tłum aczeń“ byliśm y św iadkam i nieoczekiw anego z ja ­ wiska. k tó re zaskoczyło dosłownie w szystkich. Jeden z po­ w ażniejszych profesorów polonistyki potępił w czam buł całv swój dość dużv i w artościow y dorobek naukow v i „naw rócił się“ na teorię literatu ry , w ystępując z podstaw ow ym dziełem,

(9)

3 8 2 K a z im ie r z B u d z y k

k tóre na n aszy m gruncie istotnie odegrało rolę program ow ego „W stęp u do b adań nad dziełem literack im “. K siążka ta uka­ zała się jako pierw szy num er serii „Z zagadnień poety ki“ , w której profeso r Kridl — to o nim w łaśnie m ow a — chciał dać sw y m uczniom m ożność publikow ania w łasnych na ty m potu osiągnięć. W ten sposób pow stało drugie w P olsce ognisko no • wego kierunku naukow ego, choć jeśli chodzi o uczniów P ro fe ­ sora, ci więcej byli w ted y jego wielbicielami niż sam odzielnym i k o n ty n u ato ram i nowej m yśli badaw czej. Siedlecki w lot z o ­ rientow ał się w sytuacji. P o p a ru odbytych w ścisłym gro ­ nie n a ra d a c h n aw iązał k o n tak t z Kridlem i niedługo potem z trium fem m ogliśm y sobie pow iedzieć: habem us Papam . Choć nas z Kridlem dzieliły dość istotne różnice teoretyczne, choć nowo p rz y b ra n y m istrz w niejednym już w ów czas mógł od nas sk o rzy stać, in icjaty w a Siedleckiego ok azała się bardzo sz czę­ śliwa i dla obydw u stron k o rzy stn a. N a szalę świeżo zaw artego przym ierza rzucił Siedlecki dw a tom y sw ych „Studiów z m e­ try k i polskiej“ , a rów nocześnie rozpoczął robotę red ak cy jn ą nad dalszym num erem Kridlow skiej serii, k tó ry m były w spo­ m niane już „ P ra c e ofiarow ane Kazim ierzowi W óycickiem u“.

K sięga W /iycickiego b y ła nie ty lko m anifestacja nowych na naszym gruncie kierunków badaw czych. B ył to również cenny dla n as dowód w spólnoty naukow ej ze słynna na cały św iat P ra s k ą Szkoła Fonologiczną. W toku p rac red akcyjn ych Siedlecki naw iązał k o n tak t z Jakobsonem , Trubeckifn i H ra- bakiern, zaś rezu ltatem było nie ty lk o nadesłanie p rac przez tych trzech znakom itych uczonych do Księgi, ale też bardzo pozy tvw ne zajęcie się świeżo przez Siedleckiego ogłoszonym i „Studiam i z m etryk i polskiej“ na łam ach ..Slova a slovesnosti“ — organu S zk o ły Fonologów w P ra d ze . D alszym , skrom nym zre sz tą dow odem w y pływ ania naszej g rupy na szersze forum, było opublikow anie w tym że „Slove a slovesnosti“ m ojej ro z ­ praw ki p. t. „M etodologia sty listy k i w Polsku. P okus o cha- rak teristik u a ocenienie“. M uszę ieszcze raz podkreślić, że nie kto inny, a wdaśnie Siedlecki był inicjatorem w szystkich tych poczynań, k tó re w rezultacie po m ag ały nam w ydobyć się poza rodzinne podw órko naukowe.

N a n aszy m o jczy sty m terenie byliśm y za to jak najostrzej zw alczani. B y ły m om enty, k ied y stosow ało się w zeledem nas w cale nie ry ce rsk ie chw yty, na ogół jednak potrafiliśm y sobłe w yw alczy ć trw a łą pozycję, a do pew nego stopnia także i sza­ cunek. G dyby nie Siedlecki, k tó ry w net urósł na pow ażny auto­ ry te t w reprezentow anej p rzez siebie dziedzinie, wystapienita polem iczne, w k tó ry ch nie liczyliśm y się z nikim i z niczym , o siągnęłyby m oże rezu ltat w ręcz przeciw ny od zam ierzonego. B yły te nasze w y stąp ien ia nieraz rzeczyw iście za ostre. C zę­ ściow o trzeb a je położyć na k arb niedow arzonej jeszcze mło­ dości, a częściow o w y jaśn iać koniecznościam i tak ty k i. Nie

(10)

clicie-O F r a n c is z k u S ie d le c k im w sp o m n ien ie

3 8 3

liśm y dopuścić do tego, żeby pow tórzyły się dzieje poprze­ dzającego nas pokolenia, którego przedstaw icielem był w łaśnie W óycicki, tak łagodnie upom inający się o „Jedność stylow ą utw oru literackiego“ czy „Form ę dźwiękową prozy 1 w iersza polskiego“, że choć u znaw any był w tow arzystw ach nauko-1 wych, nie zdołał mimo to realizow anem u przez siebie kierun­ kowi nadać w ażności, na jak ą w istocie zasługiw ał.

To, że nasza grupa zdołała sobie w yw alczyć odpowiednią pozycję i szacunek u przeciw ników , było zasługą głównie S ie­ dleckiego. I nie tylko dlatego, że jego trudno już było bez skom ­ prom itow ania się atakow ać za pseudonaukow e doktrynerstw o, ale też z powodu zw iązanego z osobą Siedleckiego układu sto­ sunków z najpow ażniejszym i u nas przedstaw icielam i nauki'. Siedlecki potrafił w yrobić nam m ożnego opiekuna, z k tórym w szyscy w P olsce musieli się liczyć, w Zygm uncie Łempickim, wbrew diam entralnie różnym poglądom teoretycznym w nauce i na przekór odmiennemu stanow isku, jakieśm y zajm ow ali na płaszczyźnie społecznej. Łem picki, w spółpracow nik „K uriera W arszaw sk ieg o “ i sk ra jn y reprezentant praw icy, nie zaw ahał się poprzeć sw ym au tory tetem naszych publikacyj, uczestniczył w organizow anych przeź Siedleckiego m anifestacjach w ydaw ­ niczych, w yraźnie sam patronow ał, chociaż, a może w łaśnie dlatego, że z drugiej stro n y g ro m y na nas padały. B ardzośm y sobie cenili tę bezinteresow na p rzy jaźń Łempickiego, — dużo serca w nią w kład ał Siedlecki'.

Mniej może bezpośrednie, bo na dystans, jaki dzielił W a r­ szaw ę i Kraków, ale również bardzo serdeczne były stosunki Siedleckiego z grupą językoznaw ców krakow skich z Kazimie­ rzem Nitschem na czele. Językoznaw stw o polskie miało w nas naturalnego sprzym ierzeńca, g d yż w gronie specjalistów „od li­ te ra tu ry “ m y jedni naw oływ aliśm y do oparcia badań literackich na ścisłej w iedzy lingw istycznej. Najlepiej realizow ał ten po­ stulat w sw ych pracach w łaśnie Siedlecki, zaś mój w łasny od­ cinek — sty listy k a — pom yślany bvł w prost jako gałaź badań językoznaw czych, o n arta na fundam encie nauki o składni i zna­ jomości różnorodnych system ów językow ych, istniejących w spół­ cześnie i historycznie w polszczyźnie. Sw oją droga m ieliśmy szczęście do profesorów , k tó rz y na terenie studenckim ucho­ dzili za wcielenie tyranii. Podobno przed drzw iam i gabinetów Łem pickiego i N itscha d rża ły kolana naw et najodw ażniejszym studentom . Jak to było możliwe, m y nilgdy nie m ogliśm y tego zrozum ieć — tak miłe i serdeczne właśnie z nimi nas łączy ły stosunki.

Kiedy w roku 1934 u k azyw ał się drukiem „W stęp do p o ­ ety k i“ jako pierw szy num er „Archiw um “, tw ierdził U jejski w przedm owie, że tego rodzaju badania są u nas „in potentia co najw yżej, nie in actu“. Jakżeż gruntow nie m usiałby zmienić

(11)

3 8 4 K a z im ie r z B u d z y k

ten sąd nieodżałow anej pam ięci P rofeso r, g d y b y mu przyszło wypow iedzieć sw oją na ten tem at opinię już choćby w roku 1987! W a rto ść w ysiłków n aukow o-organizacyjnych Siedleckiego trzeb a m ierzyć rozm iaram i tych przem ian, jakie się w p r z e ­ ciągu tych trz e ch lat dokonały. Siedlecki osiągnął nie byle ja­ kie w yniki. O prócz dwu sp orych tom ów „Studiów z m etryki p o lsk iej“ z jego nazw iskiem w iąże się w ty m okresie drugi i trzeci num er „Archiw um tłum aczeń “ („Z zagadnień sty listy k i“ i „M orfologia pow ieści“) i „ P rac e ofiarow ane Kazim ierzowi W óycickiem u“ , nie licząc arty k u łó w ogłaszan ych w p ow aż­ nych czasopism ach naukow ych. Rów nolegle z ty m w szy stk im red ago w ał Siedlecki p iąty tom sw ego „A rchiw um “, zbiór ro z ­ p raw członków „rosy jsk iej szkoły form alnej“. Mimo w yjazdu do P a r y ż a p ra c y nad ty m w ydaw nictw em nie p rzerw ał i n a d ­ sy łał sta m tą d tłum aczone przez siebie tek sty , k tó re m yśm y drukow ali w W arszaw ie. P ub likacja ta stale się ro zrastała. R edak cy jn e „P osłow ie“ p rzekształciło się w dwie gruntow ne ro zp raw y , h isto ry czn ą H open sztan da i m etodologiczną Żół­ kiew skiego. K siążka już, już m iała się ukazać na półkach księ­ g arskich, g dy w łaśnie w ybuchła w ojna. N akład zniszczony czę­ ściow o w ro ku 1939, zm arn iał do re s z ty w czasie okupacji, w zw iązku z w prow adzeniem ghetta, skąd mimo w ysiłków S ie­ dleckiego nie udało się go w ydobyć. Je d y n y zachow any egzem ­ plarz pochłonęło totalne zniszczenie W a rsz a w y po pow staniu sierpniow ym . L o sy tego w ydaw nictw a w spom inam dlatego, że by ła to publikacja, z k tó rą Siedlecki długie lata się pieścił i duże do niej p rzy w ią z y w a ł znaczenie. Obok księgi W óycickiego m iała to być druga, jeszcze potężniejsza m anifestacja now ych z a in te ­ resow ań badaw czych, któ ry m n asza grup a hołdow ała pod ż a r­ liw ym przew odnictw em Siedleckiego.

Jeśli1 już m ow a o niezrealizow anych, mimo w ysiłków , p racach red ak cy jn y ch Siedleckiego, w arto wspom nieć nową, oficjalnie zapow iedzianą serię w ydaw niczą p. n. „L iteratu ro ­ zn aw stw o “. O to ty tu ły pierw szych czterech zeszytó w : 1. Z a ­ sadnicze ty p y dyscyplin hum anüstycznych (Żółkiewski), 2. Główne kierunki języ k o znaw stw a w spółczesnego (B udzyk), 3. Z problem atyki socjologii litera tu ry (H opensztand), 4. P r z e ­ łom w nauce o w ierszu (Siedlecki). C iężka s y tu a c ja finansow a Koła P olonistów i brak jakiejkolw iek pom ocy z zew n ątrz spo­ w odow ały, że ten plan w yd aw n iczy Siedleckiego nie został nigdy zrealizow any. Z tych sam ych now odów nie uk azał sie p rzy g o ­ to w y w an y zbiór rozp raw „M orfologia noweli“, k tó ry m iał w y jść jak o c z w a rty num er „A rchiw um “ . W sferze m arzeń p o ­ z o stał rów nież na zaw sze zam iar w ydaw ania w łasnego pism a.

Na jednym z zebrań Klubu Polonistów , założonego z infc c ja ty w y Siedleckiego i Żółkiewskiego, w d yskusji n ad k tó ry m ś 7 naszvch referatów', p rzy p ie ra n y do m uru Irzykow ski w y rz u ­ cił z siebie pod naszy m ad resem jak obelgę: ..tak, ale panowie nie kochacie lite ra tu ry “ . Istotnie — co do tego, w szystkie p ozory

(12)

O F ra n e is z k u S ie d le c k im w sp o m n ien ie 3 8 5 .świadczyły przeciw ko nam, bośm y przecie byli bałw ochw al­ cami popraw nych m etodologicznie badań teoretycznych, zaś troskę o sam ą literatu rę zasadniczo pozostaw ialiśm y k ryty ko m . Kto znał choć trochę Siedleckiego, wiedział doskonale, że p o ­ zo ry te p o k ry w ały wielkie umiłowanie piękna, nie ty lko zresztą tego, co jest zaklęte w słowie. Siedlecki m iał niezw ykle żyw y stosunek do sceny, a szczególnie do filmu, którego był niepo­ ślednim znaw cą. Co zaś do sam ej litera tu ry — tutaj Siedlecki m askow ał się jeszcze usilniej: któż go znał jako dużej m iary arty stę , jako tw órcę p rzeuroczych w ierszy dla dzieci, z którym i zd ra d z a ł się tylk o p rzed najbliższym i!

ilekroć we wspom nieniach przyw ołuję na pam ięć te p arę lat swojej w spółpracy z Siedleckim , zaw sze uderza mnie nie­ sły chan a żarliw ość wszelkich jego przekonań i bezkompromi- sowość w walce o zw ycięstw o um iłow anych idei naukow ych czy społecznych. B y ła to w alka prow adzona w w arunkach, które podkopyw ały i tak już nie tęgie jego zdrowie. S tale omal w nędzy studenckiej, a mimo to cały od dan y spraw ie i nigdy nie m yślący o sobie, wiecznie gotów do jak najostrzejszego p ro testu przeciw ko w szystkiem u, co godne potępienia, p ry n c y ­ pialnie nieprzejednany w sw ym stanow iśku — a p rzy tym sub­ telny w codziennym w spółżyciu i przesadnie delikatny w sto ­ sunkach p ry w atn y ch , zaw sze pełen najrozm aitszych pom ysłów organizacyjnych, często nieopartych na trzeźw ej ocenie m ożli­ wości ich realizacji — a mimo to w y trw ały w raz podjętej p rac y i ofiarny do ostateczności', g d y chodzi o przeprow adzenie roz­ poczętej akcji — jednym słow em był to szaleniec boży, k tó ry raczej z a trac i się w służbie idei, niżby kiedykolw iek m iał się jej sprzeniew ierzyć.

T akim był F ran ek Siedlecki.

Na ty m chyba zakończę. Nie chcę bowiem dotykać zaw sze żyw ej treści wspomnień, będących w łasnością tych, dla k tó­ ry ch śm ierć Siedleckiego b y ła w strz ą sa ją c y m przeżyciem , czy ciosem ponad norm alną w y trzym ało ść człowieka.

* * *

Siedlecki urodził się 6 czerw ca 1906 roku w Kamieńcu Podolskim . W y k ształceniem jego kierow ał ojciec, sędzia, gdyż już w tedy zdrow ie F ra n k a nie pozwoliło na norm alną naukę szkolną. P o pierw szej wojnie światow ej Siedleccy p rzy jeżd żają do Polski, przeby w ając kolejno w R ajgrodzie, O strołęce, Kuez- borku, Górznie, W arszaw ie. Do gim nazjum (od VI-ej klasy ) uczęszcza F ran ciszek w Mławie. T ych czasów , jeszcze uczniow­ skich, sięgają początki jego działalności: p rzodujący w klasie F ranek zak ład a pism o literackie, które zresztą nie pozostało bez wpływ u na dorosłą część m iejscow ego społeczeństw a. Na Uni­ w e rsy te t W arszaw sk i w stąpił Siedlecki w r. 1929 i w net siebie odnalazł, ro zpoczynając już od drugiego roku gruntow ne stu ­

(13)

3 8 6 K a z im ie r z B u d z y k

dia w ersy fik acy jn e i ogólno-teoretyczne. B y ły to dociekania prow adzone niezależnie, a częstokroć w brew norm alnym w y ­ m aganiom uniw ersyteckim . P o p a ru latach zdobył Siedlecki gruntow ną w iedzę w o b ranym przez siebie zakresie, a p oza ty m oczyw iście rych ło opanow ał m ateriał z a k re śla n y ryg oram i egzam inacyjnym i, choć pod koniec upraw iał uporczy w y sabo>- taż przeciw ko sw em u dyplom ow i m agisterskiem u. D latego form alne ukończenie studiów nastąpiło dopiero w roku 1936. Z a jęty p rac ą naukow ą i akcją w ydaw niczą, o p artą na sk ro m ­ nych funduszach Koła Polonistów , żył nie b ardzo wiadom o z czego i p raco w ał w w arunkach, k tó re g ran ic zy ły z kom pletną nędzą. Z byt był bowiem am bitny, żeby zabiegać o protekcje, konieczne w ów czesnym system ie dla uzysk an ia pom ocy z in­ stytu cji, e x officio obow iązanych popierać naukę. A bsurdalność tej sy tu acji i trudności życiow e Siedleckiego d o strzeg ał jeden ty lk o Julian K rzyżanow ski, k tó ry poza doraźnie podsuw aną p ra c ą zarobkow ą w yrobił mu stypendium do F ran cji na okres od listopada 1937 do czerw ca 1938. P o pow rocie z P a r y ż a S ie­ dlecki w d alszy m ciągu w szystkie swe siły oddaw ał pracom red a k c y jn y m ( 5-ty tom „A rchiw um tłu m aczeń “ : „R o sy jsk a szk oła fo rm aln a“) i naukow ym , będąc zatrudnionym jednocze­ śnie w dziale sta ry c h druków Biblioteki N arodow ej, jako luźno z tą in sty tu cją zw iązan y pracow nik, choć w roku 1935/36 odbył k u rs bibliotekarski organizow any w łaśnie przez tę bibliotekę.

W ojna, w ędró w ka z okrążanej przez Niemców W arszaw y , pow rót po kapitulacji; w szystkie ciężary okupacyjnego życia, w tłaczaneg o w podziem ia, śm ierć ukochanego b ra ta Je rz y k a — w szy stk o to w y k ru sz y ło stopniow o i tak już słabe siły Siedlec­ kiego, zaś w arunki nie p ozw alały na racjonalne ratow anie zdro- \\Ha. Kilka pow ażniejszych przeziębień, g ry p a, z której tyle ra z y organizm zw ycięsko w ychodził, i d alszy ciąg całkiem „nor­ m aln y “ : zapalenie opłucnej i gruźlica. Nie pom ogły w ysiłki le ­ k a rz y ani sta ra n ia najlepszej F ra n k a przyjació łki — Dody Knisplówny. Z gasł Siedlecki dn. 10 lutego 1942 r. Pochow any na P o w ązk ach w grobie rodzinnym spoczął po p racow itym i' p eł­ nym nieustannych w ysiłków życiu, którego kres zam knął wcale nie tak błahy rozdział polskiej nauki o literaturze.

W obiiczu now ych zagadnień, w skali nieproporcjonalnie w iększej ry ch ło m oże pam ięć o ty m zaginąć. Siedlecki pozo ­ sta łb y w ted y jako au to r dwu książek i kilkudziesięciu a rty k u ­ łów, co w sposób b ard zo k rzy w d z ąc y um niejszyłoby znaczenie jego działalności i w ysiłków nad m iarę. Niechże niniejsze w spo­ m nienie tę zro śn iętą z m łodym pokoleniem polonistycznym sy l­ w etkę u ratu je od niepam ięci dla p rzy szły ch generacji1, nauko­ w ych, bo m y, cośm y z nim w spółpracow ali, nigdy go nie p o ­ tra fim y zapom nieć.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Dyrekcja zastrzega sobie prawo zwołania posiedzeń Rady Pedagogicznej w innych terminach, wynikających z potrzeb

Dyrekcja zastrzega sobie prawo zwołania posiedzeń Rady Pedagogicznej w innych terminach, wynikających z potrzeb

Dyrekcja zastrzega sobie prawo zwołania posiedzeń Rady Pedagogicznej w innych terminach, wynikających z potrzeb

Funkcje takie nazywamy funkcjami jednej zmiennej o wartościach wektorowych..

jest

W z³o¿u Janiszew znajduj¹ siê i³y neogeñskie, które do 2007 roku wykorzystywa³a cegielnia w Wieleninie.. W czasie prowadzenia badañ terenowych, we wrzeœniu 2012 roku, z³o¿e

Nornik zwyczajny jest najważniejszym składnikiem pokarmu płomykó~ki ~e w~ględu n_a wysoką masę ciała i wysoką dostępność w okresie opiekowarna się

b) Nie wolno było wyznawać różnych bożków, nie można było składać krwawych ofiar, zapalać zniczy, składać kadzidła, zawieszać wieńce lub budować ołtarze.. c) Do