Lech Krzyżanowski
Program na miarę potrzeb
Ochrona Zabytków 37/2 (145), 99-100
zawsze trzeba pokazać granicę m iędzy uzupełnianym a uzupełnieniem ; mimo to kierow ał pracam i nad od budow ą w arszaw skiego S tarego M iasta i nie p ro te stował, gdy zaprojektow any przez Niego żelbetowy szczyt K a te d ry W arszaw skiej został „uhistorycznio- n y ” później przez oblicow anie cegłą. Z kolei często mówił, że gdy pisze swe prace, nie posługuje się fiszkam i i w yciągam i, ale w takich pracach, jak np. o arch itek tu rze K a ted ry G nieźnieńskiej, niew ątpliw ie nie opierał się tylko na sw ej intuicyjnej in terp retacji obiektu.
Dziś jestem przekonany, że adresując w 1971 r. owe py tan ie do P rofesora popełniłem zasadniczy błąd — próbow ałem określić Jego osobowość za pomocą jed nej form uły. Dziś jestem pew ien, iż niepow tarzal ność Jego osobowości w ynikała w łaśnie z u m iejęt ności jej przekształcania, lecz bez odstępow ania od
uznaw anych przez Niego pryncypiów — prow adzone przez Niego badania nad architek tu rą historyczną nie przesłaniały Mu aktualnych zagadnień arch itektury, a w yznaw ane zasady konserw atorskie — istotnych zadań k o nk retny ch prac rew aloryzacyjnych.
Sądzę, że Profesor swe prace i nad historią, i nad konserw acją widział jedynie jako środek w iodący do celu nadrzędnego. — do unaocznienia za pomocą a rc h ite k tu ry przyszłym pokoleniom ich korzeni i do robku ich przeszłości. Był to cel, w którego słusz ność P rofesor w ierzył stale, a którego realizow anie uw ażał za swą powinność, jeśli nie wręcz za swoje powołanie.
Grudzień 1983
prof, dr Czesław Krassowski W ydział A rchitektury Politechniki W arszaw skiej
LECH KRZYŻANOWSKI
PROGRAM NA MIARĘ POTRZEB
Należę do pokolenia, k tó re dojrzew ało na studiach, gdy realizow ano w skali urbanistycznej pow ojenne rekonstru kcje historycznych dzielnic m iast Polski. W ielkie dyskusje i polem iki nad program em P ro fe sora Ja n a Zachw atow icza odbyły się, zanim zw iąza łem się z historią sztuki, następnie zaś — z k o nser w acją i ochroną zabytków . Mogę zatem uważać sie bie za należącego do generacji, k tórej udziałem była w praw dzie w ojna i idąca z nią zagłada, lecz pokole nia, k tó re zaledwie zdołało włączyć się nie tylko do przesądzonej, ale i zaaw ansow anej fazy re k o n strukcji zabytków . P rogram Ja n a Zachw atow icza po znałem w 1955 r., gdy podjąłem działania zawodowe w G dańskim Oddziale P racow ni K onserw acji Z ab y t ków.
Ja k większość ludzi w ykonujących zawód ko nserw a tora zabytków , przeżyw ałem kolejne fazy osobistego stosunku do dzieła rekonstrukcji. Jed n a k już w 1950 r., gdy po m aturze pracow ałem przy odgruzo w yw aniu Długiego T argu w G dańsku, dotarło do m o jej świadomości przekonanie, że usuw am y ruiny, aby umożliwić odbudow ę „tak, jak daw niej było”. O tym podejściu dowiedziałem się z lakonicznej inform acji m ajstra na budowie. Dla niego też nie było w ą tp li wości i sposób m yślenia mojego przełożonego był jas ny — „ot, zniszczono nam Gdańsk, to m y odbudu jem y, jak było”. A trzeba dodać, że piękną, śpiew ną mową w ileńską w ydaw ał swoje polecenia, od n ie daw na utożsam iał się z Gdańskiem . Nie w iedzieliśm y o tym , a m ój m ajster pew nie nigdy się nie dow ie dział, że realizow aliśm y program J a n a Zachw ato wicza sform ułow any w 1946 г., choć m otyw acja była uproszczona i dostosowana do poziomu nam dostęp nego.
D rugie m oje sp otkanie z realizacją program u n astą piło w 1953 r., gdy w w arszaw skim , radosnym , a za razem w zruszonym tłum ie zw iedzałem Starów kę
kilka dni po uroczystym otw arciu. I m nie przejął ów podniosły nastrój, w y rastający z przekonania, że m ożna przyw rócić to, co zniszczono, że potrafim y to zrobić w spólnym i siłami. Daleki jeszcze od rozum ie nia teorii konserw atorskich, nie znający naw et n az w iska Profesora, przeżyw ałem radość z ukończonego dzieła. Podobną radość przeżyw ałem w racając co ro ku na w akacje do Gdańska, gdzie rosły dom y rek o n struow anego Głównego Miasta.
Dopiero praca zawodowa, w czytanie się w program Ja n a Zachw atow icza i wypowiedzi dyskusyjne u ja w niły m i przesłanki tego, co dotychczas znałem tylko w skali realizacji przestrzennej. I odtąd, w m iarę nabyw ania wiedzy i doświadczenia ulegał m odyfika cji m ój stosunek do rekonstrukcji historycznych form arch itek tu ry . Wiele trzeba było odbyć dyskusji i po lem ik, jeszcze zaś więcej poznać i na chłodno prze- analizowć krajow ych i zagranicznych prac z pogra nicza konserw acji, restau racji i współczesnego kształtow ania kw artałów historycznych, by dostrzec w szechstronność owego program u.
A rty k u ł Program i zasady konserw acji za b ytkó w ukazał się w 1946 r. i mógł być trak to w a n y przez w spółczesnych, przytłoczonych ogrom em zniszczeń w ojennych, jako doraźny program w ym uszony n a kazem chw ili, odpowiedzialnością za spuściznę histo- storyczną narodu. Do takiego odbioru arty k u łu m o gła skłaniać zarówno funkcja G eneralnego K o nser w atora Zabytków, którą piastow ał A utor, jak i pierw sze bodajże w dziejach fachowych opracow ań teoretycznych tak o tw arte i pryncypialne uznanie zasady rek on stru k cji zabytków za jedyne rozw iąza nie w dram atycznych realiach Polski pow ojennej. Także i w ielkie działania rekonstrukcyjne podjęte w latach n astępnych w płynęły niew ątpliw ie n a po w ierzchow ny, jednostronny odbiór tego dokum entu. Odwaga ogłoszonych publicznie tez oraz skala ich
realizacji spowodowały potraktow anie arty k u łu z 1946 r. li tylko jako program u rekonstrukcji.
Biorąc pod uw agę odstęp czasu, k tó ry nas dzieli od tam tych dokonań, wobec dram atycznego im pulsu, ja kim jest odejście P rofesora i pewność, że już nie skom entuje tam tego program u, godzi się zwrócić uw agę na szersze tezy program u z 1946 r., w ycho dzące poza rekonstrukcję, nie dostrzegane dotych czas we w łaściw ych proporcjach.
„Naród i jego po m n iki k u ltu ry to jedn o” — stw ier dza we w stępie Zachwatowicz. Dziś słowa te brzm ią jak aksjom at. Zostały jednak sform ułow ane w cza sie gdy w zrujnow anym k ra ju w ładza ludowa dopie ro ugruntow yw ała się, lasy nadal rozbrzm iew ały strzałam i, a społeczeństwo zbierało siły do odbudo wy. Ja n Zachw atow icz nie tylko postaw ił zagadnie nia konserw atorskie na najw yższym piedestale, lecz dał młodej w ładzy argum ent do działań w spólnych z całą społecznością. W tym sam ym w stępie w y jaś nia, że „Do kształtow ania now ych w artości ku ltu ra l nych niezbędna jest ciągłość, oparta o św iadom y sto sunek do przeszłości...". Form ułując zaś dalej tezę o społecznej funkcji zabytków i ich użytkow ym cha rakterze, w pisał problem atykę konserw atorską w po lityczne i gospodarcze działanie państw a, które owe nowe w artości program ow o zamierzało tworzyć. Można tu oczywiście zrwócić uwagę, że pow ojenne pokolenie m usiało rozwiązać problem odbudowy zniszczeń i był to w arunek sine qua non, ale działa nia praktyczne wcale nie m usiały przebiegać tak, jak je realizowano, gdyby argum entacja Ja n Za chwatowicza nie trafiła do wszystkich. Je st rzeczą oczywistą, że w zależności od poziomu dyskutantów argum enty były m odyfikowane. M ojemu gdańskie m u m ajstrow i w ystarczało stw ierdzenie „odbuduje my, jak było”, m nie również.
Tylko Profesorow i w ciągu naszych czterdziestolet nich już pow ojennych dziejów udało się sprecyzować program ow ą argum etację na tyle tra fn ą i lapidarną, że poza drobnym i w y jątkam i wszyscy się z nią iden tyfikow ali. A przecież i później, gdy Go już nie stało u sterów polityki konserw atorskiej, cytow ane wyżej aksjom aty były powszechnie aprobow ane, nie zostały jednak w ystarczająco jasno określone cele.
Gdy uw ażnie czyta się a rty k u ł z 1946 r., zaskoczyć może fakt, że uzasadnienie d yrektyw y reko nstru kcji stanow i znacznie m niej niż połowę tek stu (a była to dyrektyw a — Zachw atow icz wziął na sw oje barki całą odpowiedzialność). Cała druga część artyk ułu jest poświęcona k ształtow aniu k ra jo b razu i prze strzeni zurbanizow anej. Nie m a term in u „przestrzeń k u ltu ro w a” i innych podobnych, a jakże dziś m od nych. W ystarczy jednak w kilk u m iejscach udeko rować w yw ody P rofesora ow ym i term inam i, nie zm ieniając ani na jotę sensu wywodów — b y po w stał tekst w edle najnow szej m ody. P rogram ow anie ładu przestrzennego przy zachow aniu w artości prze kazanych przez dzieje narodow e pojm ow ał A utor identycznie jak współcześni. Jed y n ie w ywód Jego był jaśniejszy, pozbaw iony rutynow ych i żargono w ych ozdobników. Tu także, jeśli kto chce, może znaleźć akapit m ów iący o dram atycznym problem ie ginących dworów, co zadaje kłam opinii, że nie dostrzegano wówczas tego zagadnienia.
Szczególnie w ażkim stw ierdzeniem jest wym óg n au kowego ch a rak teru prac konserw atorskich, przez co A utor rozum iał także badania, studia i inne elem en ty przedreaiizacyjne. Gdy nie bez racji m ów i się o poważnym dorobku m etodologicznym polskich konserw atorów , o obiektyw nych k ry teria ch rozpoz nania zabytku, w artościow ania i dokum entow ania, w arto pam iętać, że tak ten kom pleks zagadnień do strzegał P rofesor w 1946 r. i staw iał jako podstaw o wy w arun ek sukcesów.
Sum ując ów pro gram Zachw atow icz przypom inał, że „Sprawa zab ytkó w jest podstaw ow ym zagadnieniem społecznym — zagadnieniem k u ltu ry narodu”, a kończył „Tylko w te d y zn a jd ziem y oddźw ięk społecz n y i w yg ra m y w ielką spraw ę k u ltu r y ”.
Jako G eneralny K on serw ato r Z abytków P rofesor J a n Zachwatowicz jedyny po 1944 r. sform ułow ał program , k tó ry w znacznym stopniu d an e Mu było zrealizować. O ty m też trzeb a pam iętać.
Styczeń 1984
dr Lech K rzyżanow ski redaktor naczelny „Ochrony Z abytków ” W arszawa
STANISŁAW LORENTZ
WSPOMNIENIE Z DAWNYCH LAT
Pisano i ja pisałem o Jan ie Zachwatowiczu i w iel kiej roli, jaką odegrał w dziejach konserw acji zabyt ków, zwłaszcza w okresie pow ojennej odbudowy Polski. W tym w spom nieniu chcę sięgnąć do czasów daw niejszych, gdy Zachwatowicz — urodzony w G at- czynie pod P etersb urgiem — po studiach w In sty tu cie Inżynierów C yw ilnych w L eningradzie zdecydo w ał się w 1924 r. na pow rót do Polski. Po k ró tk iej asystenturze w K atedrze R ysunku Odręcznego na W ydziale A rc h itek tu ry P olitechniki W arszaw skiej u
prof. Zygm unta K am ińskiego zw iązał się z K a te d rą i Zakładem A rc h ite k tu ry Polskiej prof. O skara S os nowskiego, k tó ry p o trafił stw orzyć doskonały ośro dek bad ań nie tylko nad arch itek tu rą, ale i n ad sztuką polską, a zatrud nił w swym Zakładzie prócz m łodych architektów i historyków sztuki.
Zakład prof. Sosnowskiego podjął odw ażną akcję w ydaw niczą. Jedn ym z bardzo w ażnych p rzed się wzięć było zainicjow anie w 1932 r. w ydaw nictw a periodycznego, k w a rtaln ik a zatytułow anego „B iu le