• Nie Znaleziono Wyników

223 SZOPKA PREHISTORYCZNA – 1943-44 ROK

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "223 SZOPKA PREHISTORYCZNA – 1943-44 ROK"

Copied!
18
0
0

Pełen tekst

(1)

[Strona 1– wpis R. Reinfussa – grudzień przed uwol- nieniem Krakowa, szopka grana w Muz. Archeol.

PAU na Sławkowskiej w obecności ok. 70 widzów]

1

[Strona 2 – wpis dr A. Kowalskiej-Lewickiej – Treść dotyczy czasów od lata 1944, kiedy już Niemcom zaczęła palić się ziemia pod nogami. W Muz. Arche- ol. PAU złożone były zbiory etnografi czne z Kijowa i Charkowa, potem wywiezione w głąb Niemiec.

Wciąż groziła też wywózka naszym zbiorom.

Żyliśmy w bliskiej zażyłości z Muzeum Przyrodni- czym PAU (Fudakowski, Wojtusiak + panna Rukser archeolog klasyczny, która tam mieszkała). Przez Muz. Arch. przewijało się wielu zaprzyjaźnionych, tu też odbywały się tajne komplety z Archeologii i różne ref. naukowe.]

[O ile pamiętam pierwsza szopka (autorzy: Re- infuss i Nasz) odbyła się na Boże Narodzenie 1943.

Figurki były plastyczne, po przedstawieniu każdy do- stał swoją kukiełkę. Druga szopka autorzy (przynaj- mniej kukiełek) to Reinfuss i Langner. Miała miejsce na Boże Narodzenie 1944. Tym razem kukiełki były płaskie, wycinane z kartonu. Przechowała je Anna Kowalska-Lewicka i przekazała później do archiwum Muzeum Archeologicznego (AKL).]

1

W nawiasach kwadratowych umieszczono komentarze dopi- sane w większości przez Romana Reinfussa, uzupełnione przez Annę Kowalską-Lewicką.

W całym tekście zachowano oryginalną pisownię i interpunkcję.

MATERIAŁY ARCHEOLOGICZNE XXXIX, 2013

SZOPKA PREHISTORYCZNA – 1943-44 ROK

[Strona 3]

SZOPKA PREHISTORYCZNA Sezon II

S c e n a I .

Na tronie siedzi król Herod i ogryza kość.

Szambelan: Królu Panie! Skończ śniadanie!

Schowaj ogryzanie kości, Bo u stóp naszego zamku, Stanął orszak jakichś gości.

Już spadły na fosach mosty, Już wjeżdżają w nasze bramy, Skończże królu tą wyżerkę, Bo wstyd będzie szambelana Za zwyczaje jego pana Rozejdzie się wieść po świecie Będą pleść przeróżne baje, Że król, co rządzi u stóp Tater Nie wie co to obyczaje.

Herod: Wszystko jedno, naser mater!

Wchodzą trzej królowie:

Gramoli: HH!

Euere Königliche Majëstät!

Das ist ja ein Skandal, Das ist doch eine Schande Man muss in vier Weltrichtungen Verjagen die verfl uchte Bande Wir sind im Reise nach Betlejem,

Wir wolten dem JesusKind ein Goldscnatz schenken Der Schantz ist in Ihren Land gestohlen,

Was jetzt wir alle machen sollen…..

(2)

Sie müssen uns zur Hilfe Kommen, Gold abgeben, Schade lohnen, Ich sage ihnen als Mitglied der Partei, Unbedingt, Ordnung muss sein!!!!

Mein Gott, er versteht mich kein Wort, Er sitzt doch wie Toll!

Herod: Guten Tag, Jawohl!!!

[Na marginesie RR: Lalki Szambelan, Herod, Gramo- li, Durinny, Stiel

Herod = dr Stefan Nosek

Gramoli Niemiec z Reichu miał ewakuować zbiory]

Strona 4

Durinny: HH! Tawariszcz korol!

Myż jichały czeres wasz kraj, Znaczytsia ja, Gramoli toże jichau, My wizły z soboju zołotyj skarb, I tut kudyś, chtosy nam joho skrał.

My dużo dumały i wyjszła z toho tieoria nowa, Szczo złodyj zo skarbom wcik tut do Krakowa.

Koły ne choczyte puiznaty naszyj złosty, Musyte winowatych potiahnut do widpowidal- nosty!

Bar:Stiel: Król milczy. Cha! Wiadomo, milczenie to cnota,

Mnie się jednak zdaje, że król ten tego….

No, Chm, że tak powiem, nie jest poliglota.

HH! Ja jestem baron con Stiel K u K Niemiec ale łaskawy, Taki co to wami nie poniewiera, Król pozwoli, że mu posłużę Za dolmeczera…

Otóż ja i Ci dwaj moi rodacy Herr Gramoli i gaspadzin Durinny, Do Dzieciątka, które pewnej niewieście Urodziło się w Betlejem mieście.

Ostatnio czasy przyszły ponure

Na wszystkich frontach łupią nas w skórę Więc Führer w ghettach zarządził brankę Pirścionki, branzolety, nawet sztuczne zęby Wydzierano niektórym z wyzłoconej gęby.

Zebrał się z tego skarb okazały

Który nam Führer kazał dać Dzieciątku, Może poselstwo nasze cud wyprosi I szalę zwycięstwa przechyli dla osi

Zabraliśmy się piorunem do pracy

To znaczy ja, baron von Stiel i ci dwaj rodacy Dla ojczyzny żaden wysiłek nie nuży

Już przeszło miesiąc jesteśmy w podróży

I właśnie mieliśmy jutrzejszego rana Wręczyć Dzieciątku ten dar….

Herod: Chciałeś rzec k u b a n a!

Stiel: Niech ci będzie kubana, cel uświęca środki Kubany biorą tak szczuki jak płotki, Gorsza, że Gramoli widać bity w ciemię, Pozwolił skarb ukraść, a złodziej Uciekł z łupem, jakby zapadł w ziemię.

Dziś Gramoli w rozpaczy puste pudło tuli Lecz my skarb łatwo znajdziemy

Bo tam gdzie żydowski skarb się znajduje Zawsze unosi się zapach

[Na marginesie AK-L: Kurinny, Ukrainiec z Kijowa lub Charkowa, towarzyszył zbiorom Muz. Etn. jakie Niemcy ukradli w tych 2 miastach i w drodze do Re- ichu zdeponowali w Muz. w Krakowie.

Na marginesie RR - Stil b. dyr. Muz. Przemysłowego]

[Strona 5]

Herod: C e b u l i ! Stiel: Zgadłeś Herodzie!

Cebula zdradzi i skarb i złodzieja

A my właśnie proszę jego wysokości dobrodzieja Przyszliśmy tu za węchem!

Tu aż ! Do pałacu króla!

Wykręty na nic!

Tu pachnie cebula!!!

Gdzie jest skarb!!!

Herod: Nie wiem!

Jakem Uszko, mówię szczerze.

Chociem Król a jednak nie wiem, U nas panie podział pracy, Nie wszyscy całkiem jednacy

Mnie królowi tak wypadło, że należy do mnie:

Reprezentacja, spanie i jadło A rządy państwem, policje , skarb, No słowem wszystko,

Załatwia u nas minister Sitko Stiel: Johan Sitko ministrem.

Ależ drogi panie Toż to Volksdeutsch!

I pan do niego ma zaufanie…

A może to on jest ten złodziej…

Herod: Ależ nie Z mego Tadeusza Chłop dobry, poczciwy, Tylko trochę dusza,

Ale a propos, Czyż nie Volksdeutscherem

(3)

Jest sam pan dobrodziej…

Stiel: Co innego baron Stiel Co innego Sitko

Co innego orzeł, co innego gil, Już ja doświadczenie mam, Już ja dobrze ludzi znam, Gdzie się kradzież trafi jaka Zawsze szukam w niej…

Herod: Rodaka

Stiel: I terazem także wpadł Na właściwy trop, na ślad, Czuje, że na Sitki karb Da się zapisać ten skarb!

A zatem w drogę!

A ja jaj!

Zapomniałem spytać, gdzie teraz jest Sitko…

Herod: Czy ja wiem.

Może w deutsche buecherei!

[Na marginesie A.K-L: Sitko = Przetak Treuchendler Muzeum Volksdeutsch rodem z pod Wadowic (umarł w obozie dla Niemców, po wojnie (?))

Na marginesie A.K-L: w części Bibl. PAU znajdował się magazyn książek niemieckich „Deutschbucherei”]

[Strona 6]

S c e n a II W D. Buecherei.

Głosy: Dolciu!

Co…

Znalazłem drugi tom leksykonu!

Daj mi!

Nie nie dam nikomu!

Spytaj się Hanki czy chce Duerera.

Bierz bez pytania bo ona to zbiera

Roman! Roman! Chcesz „Jak uprawiać ogródek działkowy”…

Nie! to jest wydział pani Reymanowej.

A Ja dla Staszka mam żywot Goeringa On bardzo lubi takie życiorysy Psia krew. Źle czytać gotyckie napisy.

Stefek, tu na półce stoi Kossina…

Mam już pięć egzemplarzy, dej Maryśce Niech se ma dziewczyna.

Śpiew: Kradną książki, kradną papier, I co w rękę wpadnie,

Kradnę ja, kradniesz ty, Kompanija cała A kto nie ukradnie narazi się snadnie Że mu zęby powybija cała kompanija Głos: Cicho! Sza, słychać kroki

Bracia wiać, gdzie kto może W nogi!!!!!!!!!

Gramoli: Sitko, Sitko, Herr Sitko

Donnerwetter Kommen sie doch her Durinny: Tawarisz Sitko, ne bijsia hołubczyk

Pody siuda, pody szwydko Stiel: Herr Sitko, Panie Johanie

Proszę do nas, toż to brzydko Nie przychodzić na wołanie!

Przechodzą dalej.

[Na marginesie RR: lalki Durinny, Kowal, Nosek, Nasz,

Na marginesie A.K-L: Dolcio = Adolf Nasz, ukrywał się w Muzeum Arch. PAU na Sławkowskiej, Hanka = Hanka Kowalska, Roman = Roman Reinfuss, Staszek

= Staszek Buratyński, Stefek = Stefan Nosek, Maryś- ka = Maryśka Trzepaczówna

Na marginesie RR: Poprawnie Kurinny – Ukrainiec, wywoził z Niemcami zbiory z Kijowa, Poławy? i in.

Na marginesie A.K-L: Włamaliśmy się od strony Muz.

Archeolog. do magazynu książek Deutschebücherei i wynosiliśmy stamtąd książki dla siebie, znajomych i przyszłych katedr uniwersyteckich.]

[Strona 7]

Sitko: Uf paskudnie Alem wpadł!

Właśniem sobie Książki kradł

Ale cóż, mniejsze możliwości Niźli ochota

Wszystkie półki

Muzealna obsiadła hołota, Ledwom znalazł kąt zaciszny Gdzie nie było tych z muzeum Bo tu wlazł, ten bydlak Stiel Donnerwetter!

Was er will…

Może to o te książki, Może o palniki do gazu Trudno tak zgadnąć od razu,

Człowiek sobie jak może radzi Wszelkie dobro gromadzi, gromadzi, Nie dla siebie oczywiście!

Jak przystało altruiście

(4)

Mam już pomysł gotowy Jak mnie będą wieszać chcieli Dam ten cały kram.

Na dar zarodowy.

I choćbym nieco uboższy był To przynajmniej będę żył Ha Ha Ha Sitko nie jest głupi Sitko się wykupi.

wchodzi Stiel: Słyszę tu wesoły śmiech Jakże się pan może śmiać Taki pech…

Sitko: Panu chodzi i o ten skarb…

Stiel: Głupstwo skarb, Niech się nim dowoli Trapi ten jołop Gramoli

Gorzej, że zbliża się do nas dzień zapłaty Czytał pan gazety, Znowu bierzemy baty!

Sitko: Hm! Pan baron wybaczy

„M y bierzemy baty”

To znaczy ci „m y” co z Berlina Czy ci co z Lendyna…

Stiel: Berlin bierze w skórę.

Sitko: To nie jest znowu takie ponure, Skoro nasi biją naszych

Johan Sitko idzie spać, Aby T a d e u s z e m wstać!

[Na marginesie A.K-L: Pod koniec wojny Przetak sta- rał się podlizywać Polakom w nadziei, że to go uchro- ni od konsekwencji współpracy z Niemcami.

Na marginesie RR: Nie Sitko tylko Przetak urzędnik z kuratorium, Volksdeutsch.]

[Strona 8]

Sitko zmienia strój i mówi:

Ha,ha,ha,

Sitko panie, nie jest głupi Sitko w łaski znów się wkupi Ha z tego samego błota Ot! i Sitko patriota!

Stiel: Myśl to panie dzieju przednia!

Skoro fronty tak się kruszą, Ludzie gdzieś się schronić muszą Ja gdy myślę gdzie i kędy, Czuję, jak wzbierają we mnie Też propolskie sentymenty.

Sitko wychodzi

Stiel: Dobrze wymyślił ten zbój Zawsze któraś wygra strona I przytuli go do łona Górą jednak genjusz mój Bo to rzecz oczywista

Gdzie się dwu bije, tam trzeci korzysta Kto chce uniknąć zmienności fortony Musi się zabezpieczyć

Na wszystkie trzy strony

Śpiewa: Polak Węgier dwa bratanki Niemiec za Wujaszka

Dla mnie zmieniać narodowość Oczywista fraszka

Dla mnie zmieniać narodowość Oczywista fraszka

wchodzi Durinny: HH Baron von Still No i pro toj skarb

Nyczoho ne czuty…

Stiel: Nie! Ten co go nam zdmuchnął To widać człek kuty

I kpi sobie z nas w żywe oczy, O Polaki naród drański Ale my ich nabierzemy Durinny: Nu a jak..

Stiel: Na sentyment pansłowiański.

Ja tego oczywiście zrobić nie mogę Oni do mnie (rzecz dziwna!) Nie mają dosyć zaufania I mówiąc między nami

Mają mnie hm, no tego , za drania [Strona 9]

Ale pan panie Durinny

W jagnięcą przebierzesz się skórkę Zmieszasz z tym bydełkiem,

I gruntownie przetrząśniesz komórkę.

Zrozumiano…

Durinny: Ot Charaszo!

Stil wychodzi Durinny śpiewa:

Tam na blonju błyszczyt kwittie Stoit kozak na widyttie

A diuczyna jak małyna Neset koszyk róż Sztrukser wchodzi:

Co ja słyszę, pan polskie pieśni śpiewa…

Durinny: Madam Sztrukser nie pani sia ne hniewa

Waszi dumki duże harni

(5)

Jak ja buł na Kijowszczyni Czy na jawi, czy to wo sni Ja nyczoho ne robył Tolko spiwał waszi pisnji

Sztrukser: Jak to pięknie z pana strony Że zamiast, jak to czasem bywa Wstrętu

Ma pan dla naszej kultury Tyle, tyle sentymentu…

Durinny: Toż to nasza słowiańska kultura Wsi Słowiany to odna rodyna, My wsi musymo razom ity, Myż muzymo sia zbłyżyty Musymo nabraty ochoty Do kulturnoho porozuminja Do spilnoj naukowoj roboty Sztrukser: Ha cóż za myśl wspaniała

Toż to dla mnie jest zbawienie

Takie wszechsłowiańskie porozumienie Już od dawna miałam ochotę

Wypompować go troszeczke Nie! Teraz już dłużej nie zmilcze, Panie! Pan mi opowie o Trypoliu A ja panu w zamian pokaże Bilcze.

Maryśka: O Bogowie Nie chcę być złośliwa Ale sądzę, że taka międzynarodowa Współpraca naukowa

Beze mnie jest niemożliwa.

Panie Durinny, jak pan już Bilcze oglądnie Niech pan wstąpi do mnie

Opowiem panu różne chocki klocki A gdy już pana poduczę porządnie

[Na marginesie RR: (Sztrukser =) prof. Rukser wy- siedlona z Poznania archeol. klasyczny

Na marginesie A.K-L: panna Rukser z Poznania miesz- kała w Muzeum Przyrodniczym PAU

Na marginesie RR: (Maryśka =) Maria Trzepacz-Ca- balska, Trzepaczówna (A.K-L)]

[Strona 10]

Zwiedzimy razem muzeum

Dla pana, Dla słowiańskiego zbliżenia Nie istnieją żadne tajemnice

Pokażę nawet magazyn, gdzie stoją Łużyce.

Durinny: Oczeń charaszo

Ja muszczyna, wy dwi kubiety Tres faciunt colegium

Taj my zrobimy takie komitiety Madam Sztrukser bude naczalnykom Panna Tripałka prowadyt bude sekretariat

I spyszet na papier

Wsio szczo nałeżyt do malowany kultury Sztrukser: Nie! Panna Marysia na tym się nie zna

Przyrzekam panu uroczyście Że wszystko, co dotyczy Bilcza

W imię słowiańskiego naukowego braterstwa Zrobię o s o b i ś c i e

Durinny: Otże charaszo

To panna Trepałka spize wsi Szczo u was mate z Ukrainy Switowyda, Keramike, to ricz druha A skarb to ricz tretia

Obydwie: Dobrze dobrze idziemy pisać Durinny: Da , charaszo, wy pyszte

A ja ozmiu do Hochsteta.

[Strona 11]

S c e n a I I I N A R A D A.

R No Staszek i cóż [dopisane ołówkiem]

Staszek: Trudno, zrobiłem wszystko co się dało, Chciał wiórek kupić, zgoda

Dałem mu adresów z dwieście,

Gdzie wiórek nie ma , niech cholera lata!

Choć deszcz, choć niepogoda,

Gramoli jak listonosz goni po mieście, Stracił tydzień czasu, ale gdzieś W dwieście pierwszej fi rmie, Wiórka dostał i zamówił skrzynie, Dałem łapówkę za opóźnienie.

Robili powoli, bardzo powoli,

Ale w końcu dzisiaj ma skrzynie Gramoli Schowałem młotek i obcęgi,

A w zamian jak na żarty

Dałem mu do roboty, dziecinną zabawkę, Młoteczek Marty.

I robił nim cholera!

Zbijał palce zdzierał skórę, Sapał klął, i pomyślcie żółtek taki Spakował już trzy paki.

Pani Reym.: Ja też robię co mogę, A że jestem kobietą postępową Zastosowałam względem niego Walkę bakteriologiczno-g a z o w ą.

Gdzie się Gramoli ruszy Wieszam brudne szmaty,

Tam znowu spleśniały chleb się suszy, W innym kącie cebula gnije,

Lub skisła kasza bakterie mnoży,

(6)

A wszystko to robię w błogiej nadziei Że może która Gramolego złoży.

Niezależnie od tego chcę go wykurzyć!

Najpierw odorem k o n i n y Staram się odurzyć,

Później gotuję kwaśna kapustę, Lub fl aki tłuste,

A gdy zbyt łagodne jest tych zapachów działanie Chwytam za mydło i urządzam pranie.

Głosy: No… no… I co…..

[Na marginesie RR: Gramoli, Z. Goyski, Kurinny, Staszek = Stanisław Buratyński, Pani Reym. = Olga Reymanowa żona przebywającego w niewoli dyrekto- ra Muz. Archeol.

Na marginesie A.K-L: Marta = córeczka St. Buratyń- skiego

Staszek Buratyński robił wszystko żeby opóźnić pa- kowanie zbiorów przeznaczonych do wywiezienia do Niemiec. Pani Reymanowa, powszechnie zresztą lu- biana, do pracowni konserwatorskiej Muzeum Arch.

(sama była konserwatorem) przeniosła swoje gospo- darstwo domowe, a że nie odznaczała się porządkiem ani czystością, wszędzie było pełno resztek jedzenia, brudnych szmat, brudnej bielizny, którą prała też w Pracowni.]

[Strona 12]

Reym.: W tym sęk że nic!

Dotychczas zawsze skutkowało!

Najwytrzymalszy zwiewał już przed kapustą, Nie mówiąc o praniu!

A zabiegi moje, wyobraźcie sobie, Nie dają żadnego skutku przy tym draniu!

Raz widząc, ze ma już bardzo niewyraźną minę Wyszłam z pracowni, by mu ułatwić zwiewania A on nie tylko przez ten czas nie uciekł, Ale skradł mi cebule i zeżarł koninę I pakuje dalej.

A może lepiej udało się Hance? (dopisane ołówkiem) Kowal.: Skoro żadne fortele,

Nie pomogły zbyt wiele Ja zbiory uratuje.!!!

Głosy: Jak że to. No No…

Ona chyba żartuje!!!!

Kowal.: Nie! Ja mówie poważnie, Posłuchajcie chwileczkę A wyłuszczę wyraźnie Dla Muzeum ja jedna Poświęcić się potrafi ę Czynem tego dowiodę,

I Gramolego u w i o d ę Gdy zechcę w objęcia moje Wpadają mężczyzn roje.

U nóg mych Dolciu się ściele, Romana nam za podnóżka, Staszek także jest mój służka.

Stefana choć brykał Jak źrebak bez mała, Teżem w końcu osiodłała, Był oddany mi jak mamka Kiedy miał mnie pytać Jamka.

Gojski (O ja to dobrze widzę) Płoni się od stóp do głowy Gdy spojrzeniem go zaszczycę!

A Jamka !A Fudakowski!!

Wszyscy na moje skinienie!!!

Nawet cnotliwy Wojtusiak Łypie łakomie okiem.

Gdy w zasięgu jego wzroku Pojawi się gdzieś mój buziak.

Nie takie jużem zdobywała forty,

Gdy spojrzą na niego mych oczu bralanty, Gdy uśmiech okrasi usta koralowe,

Już ja do tej germańskiej dobiorę się mordy, I jeśli tylko mieć będę ochotę,

Rzuci Gramoli Führera

I straci swą H H NSDAP- cnotę!!!!

R.: Dolciu stop, powoli! (dopisane piórem) [Na marginesie A.K-L: Kowal. = Hanka Kowalska Z tego wniosek, że w owych czasach koledzy mieli mnie za fl irciarę.]

[Strona 13]

Dolciu: Ja tam nie chcę nic dużo mówić, Ale to podziałać może doskonale, Czego nie zrobił kwas od kapusty Osiągnie Hanka,

Bo Gramoli do muru przyparty, Nastraszy się nie na żarty, Zwieje, i nie wróci wcale!!!

R. Staszek chce coś powiedzieć (dopisane piórem) Staszek: Ja stanowczo protestuję,

Cenimy Hanki poświęcenie, Ale ona nie wie co ryzykuje,

Niemców[y] uwodzenie to gra niebezpieczna I w rezultacie

Wyjdzie jak P. Reymanowa na koninie,

Gramoli zostanie, a krzywdę wyrządzi dziewczynie.

Nie!! Do tego Hanki nie możemy użyć.

Hanka: Jaka szkoda

Dla Muzeum chciałam się zasłużyć!!!

(7)

Roman: Czas porzucić romantyzmy, Szkoda dziewcząt i koniny, Zamiast miecza hełmu, tarczy, Czasem prosty nóż wystarczy Kiedy trzeba działać w masce.

Kiedy Niemiec chce co ukraść Ty mu nigdy nie mów „nie”, Bo on wtedy wyjmie spluwę No i trupem kładzie cię.

Lepiej mu już pomóc w pracy, Nawet i przy pakowaniu, Ale tak, by nic cennego Nie zostało przy tym draniu.

Gdy ci Niemiec coś w Muzeum Wypatrzy i chce brać,

Nie rób miny przerażonej, Nie zdradzaj, że nie chcesz dać.

Uśmiechnijże się wesoło, I zawołaj Herr Gramol!

Recht gern, nehmen się das, Ja wohl!!!

Cichcem szepnij mu na przykład Że to tyko falsyfi kat!

A czerep obok bez ucha i brzucha, Który na wystawę wzięto przez pomyłkę To ozdoba zbiorów, rzadka rzecz, Niemiec ją porwie, i pójdzie precz.

A jeszcze list przyśle czasem Z podziękowaniem i wypominkiem Jak to owocnie w zgodnej harmonii Mimo różnic nacji, pracowaliście razem.

To i wam radzę,

Sposób może niezbyt efektowny, Nikt za to pomnika wam nie wystawi, Nie będą się o was jako bohaterach Uczyć w szkole bachory,

[Na marginesie RR; Dolciu = Adolf Nasz student archeologii, Hanka = Anna Kowalska–Lewicka, Ro- man = Roman Reinfuss, etnograf]

[Strona 14]

Ale koniec końców

Tak najpewniej ocalicie zbiory.

Ja w każdym razie o ile potrafi ę Spróbuję gdzieś do kąta Schować etnografi ę

Wychodzi i śpiewa: Odkądem się ożenił Nabrałem rozumu

Szukam sobie byle pracy, By nie wracać do domu.

Nasz: Ten ma przynajmniej Powód do pracy, Ale z jakiej racji

Mamy stan błogiego nieróbstwa Przerwać my biedacy…

Człek się biedzi Już rok trzeci

I bada w rozwoju dziejowym Stosunek najeźdźcy Do najechanego sąsiada,

Przeglądnąłem już wagon literatury, I teraz właśnie niedługo wlezę,

W ciekawą, prehistoryczno-socjologiczną syntezę, Która o ile wytrzyma próby

W puch rozwali tę prehistorię Opartą o skorupy.

Nie znoszę skorup,

Brązów, żelastwa, krzemieni, Ani niczego co się mieni Prehistorycznym materiałem.

Nigdy tego nie lubiłem ! Myśl lotna, Wolna myśl jaskółka Nie czepia się byle czerepu.

Z papieru sobie gniazdko wije, Wśród książek nowa myśl się lęgnie.

Dla tego dziękują pięknie Za te wszystkie głupie garnki Szare, siwe, w guzki, w prążki, Dla mnie ważna jest rzecz jedna Tylko książki!!!!!!!!!!

Dla tego w razie jakiegoś zamachu na bibliotekę, Albo nawet i bez zamachu

Chętnie dla tutejszych książek Użyczę swego gościnnego dachu.

Ale co się tyczy skorup Na mą duszę,

Palcem nie ruszę,

A co o tym sądzi pan, panie doktorze…

[Strona 15]

Stefan: Zagalopowałeś się Dolciu nieboże!

Ja sam też z literatury zrzynam ile wlezie, Ale materiał muzealny cenię,

Do ukrywania skorup chętnie się dołożę, Ale pak nosić nie będę, niech to robią młodzi, Ja już dźwigać nie mogę, mnie na serce szkodzi.

Do piwnic też zejść nie mogę bo klimat wilgotny, Także źle oddziałuje na mój stan zdrowotny.

Zaś stać tu na górze i pakować graty nie będę Bo układ ciała pionowy,

Przyprawia mnie o przykre zawroty głowy.

Idźcie państwo do pracy, ja tu pozostanę, I przyrzekam tyle,

Że facecjami i dykteryjkami będę wa[y]m umilał Odpoczynku chwile.

Taki mój udział w waszej pracy będzie Ale proszę go nie lekceważyć,

Ani sobie państwo sprawy nie zdajecie

Co to znaczy po pracy przyjemnie pogwarzyć.

(8)

Śpiewa za sceną: Eu juchniem, Euuuuu juchniiiiieeeeem Sapanie

(Przesuwanie paki) Goyski: Taka jest zasada ma

Niosą inni, niosę ja Ale w całej tej mitrędze Muszę wszak zważać na ręce By dla byle jakiej racji Nie utraciły swej karnacji.

To też gdzie inni sapią Stają co kawałek Ja idę lekko, niosąc

Pudełko z zapałek. (wychodzi) Gramoli wchodzi: Ist gut.Wunderbahr!!!

Es geht!

Bald die ganzen Sammlungen Werden schon

In Hochstedt

Los, los , meine Herren und Damen Packen sie alles zusammen

Morgen fahren wir weg!

Staszek: Bodajś się wściekł Jak się pozbyć tego draba…

Stefan: Nie pomoże już nic!

Klapa!

[Na marginesie A.K-L: Stefan Nosek znany był z tego, że nie lubił żadnego wysiłku, zawsze się wymigiwał ze wspólnej pracy.

Goyski, absolutny niedołęga, zawędrował do Muze- um z Jagiellonki. Biedak.]

[Strona 16]

Durinny wpada: H.H Tawaricz Gramoli!

Ja pryjszoł widdaty wam Tieliehram

Tam stoit napysano Szczob wy sofort Z Krakau wyichali fort I w Volkssturmkomando Melduwały sia galanto Dostanete tam giewer I pidete widdaty ducha

Für dem Vaterland und Führer!

Gramoli: Donnerwetter noch a mol Was das alles heisen soll…

Stefan: Co to wszystko znaczy wiecie…

Staszek: Że to żółte bydle jedzie!!!!!

Kurtyna spada Głos z za sceny:

I rozeszło się nowe przysłowie Po krakowskich podwórkach

„Wyszedł na tym , jak Gramoli na wiórkach”.

[Strona 17]

SCENA IV Przed szopką

Anioł/Janusz/Reyman: Jezuniu!

Matko Boska, Józefi e święty!

Nie czekajcie, Uciekajcie, Czy słyszycie te ryki…

To muzealniki Wyją z radości

Że im Gramoli nie zabrał skorup i złotości.

I wykalkulowali w rozumie swoim Że to Jezuniu jest dziełem Twoim, A teraz z hałasem i krzykiem Ciągną tutaj zwartym szykiem Żeby ci bardzo podziękować Żeś się chciał zaopiekować Ha! Za późno

Niech się co chce dzieje Mnie wszystko jedno Ja tak czy siak wieję.

A cóż ty św. Józefi e (dopisane piórem) Święty Józef:

Śpiewa na nutę zbójnickiego:

Jobym także uciekoł Gdybym młodse nogi mioł Aze stare nogi mom Co krok zrobie to się gnom Niekze przyjdzie już ta brać Kie ni mogę uciekać

Niek już powi co mo pedzieć Wkiej jo kołkiem musem siedzieć

[Na marginesie RR: - Goyski, Jakubowski, Dolek, Stefan, p. Olga, Rom]

[Strona 18]

Goyski (śpiewa): Do szopki hej pasterze, do szopki wszyscy wraz,

Syn Boży w żłobie leży, więc bieżmy póki czas!

Właśnie byłem w Ocie na robocie,

Tam na Płaszowie gdzie rośnie ten lasek,

Z Buratyńskim i Noskiem ładowałem piasek,

Cóż za obijacze! Doprawdy aż złości,

Oni nic nie robili, ja nie czuję kości.

(9)

A to nie dla mnie robota, ja pedagogus znany w Krakowie

Zaprzężon do fi zycznej pracy, Czyż nie wstyd…

Niech kto powie!

Co innego światłodawcy rola, wzniosła, za- szczytna,

No i zarobić można obola.

Ja z różnych osobistych racji

Mam w doborze uczniów, skłonność do arysto- kracji,

I mogę rzec bez przechwałek,

Mało czyi uczniowie mają tyle pałek co moi.

Inna rzecz, że te utytułowane pannice i chłopy, To największe jełopy.

Ale ja każdą kreaturę, przeciągnę w końcu przez maturę.

Dzięki mojej metodzie, która powiada,

„Wszystko zaczynaj od początku świata”.

Uczy się ktoś francuskiego,

Niech przez rok wkuwa historię łaciny, Teorię o powstaniu języków w ogóle,

Mały wybór z sanskrytu, poza tym wymagam od niego

Anatomii ustnej jamy,

Żeby sobie zdawał sprawę, czy i jak my gadamy.

Po takim gruntownym wstępie. Potrącam o rze- czy sedno,

Uczeń głupieje do reszty, i jest mu już wszystko jedno.

Prócz światłodawcy wszakże, Bibliotekarzem jestem także.

Jest tu u nas w kancelarii, zbiorek książek nie- zbyt duży,

Tomów 200 może 300

I jak przystało na muzeum, nie spisany oczywista.

Rok już wkrótce minie sobie, Jak mnie tutaj przydzielili,

Abym spisał bibliotekę, ja zaś i tak nic nie robię, Bo przecież mnie nic nie pili, a co nagle to po diable.

Zamiast paprać się książkami, Projektuję katalogi,

Formularze, cyrkularze, Strój dla pedli

Format szafy i regały, A te książki muzealne, Ja były tak zostały.

Ale jakże Boże złoty, Mam się ja wziąć do roboty,

Kiedy mnie dręczy Problem piekielny,

Czy rewers dla wypożyczających Ma być dwu czy też trójdzielny….

[Strona 19]

Fudakowski: Od góry ziemianin, od dołu sportowiec, Brzuch wisi na kręgosłupie, widać naukowiec, Pozwól, że ci się przedstawie Jezusieńku młody, Jestem doktor Fudakowski, docent od przyrody, Urzędowo badam faunę, prywatnie zaś hominidae Z pośród wszystkich hominidów, najchętniej kobite.

A ten drugi, ta twarz blada, co się za mną cicho skrada

Ciało mdłe, fi zys nijaka, to uczciwszy twoje uszy, Postać pana Wojtusiaka.

Chciał ci Jezu, hołd swój złożyć, uścisnąć kolanka, Lecz się boi wyprostować bo dzisiaj łapanka.

Żonę, matkę dziatek tuzin, posłał wpierw na zwiady, Teraz lezie do stajenki drżąc ze strachu blady.

Wojtusiak: Szedłem do szopki, myśląc sobie czule, Że dzieciątku do żłóbka dam własna koszulę, Ale idąc, na skręcie tam koło hydranta,

Zobaczyłem z dala hełm niemieckiego policjanta, I stąd pochodzi

Że mej koszuli Już się dać nie godzi.

Jakubowski: Od pewnego czasu jestem rad, Uśmiecha się do mnie cały świat.

W zimie nie czuję chłodu, Żartuję sobie z głodu.

I czuję się wspaniale, Ja nowonarodzone dziecię.

Nerwy mam jak postronki, Stale jestem spokojny, Mogę lat 10 z okładem Czekać na koniec wojny.

Zapytacie pewnie Skąd u mnie ta zmiana….

Bo mam spokój od Ruxerki Publiczko kochana!

Wysłuchał mnie pan Jezus , A ja mu dziś dziękuję, I na ścianie stajenki Coś mu wymaluję.

[Na marginesie A.K-L: Fudakowski z Muz. Przyrod- niczego.

Roman Wojtusiak z Muz Przyrodniczego.

(10)

Jakubowski Stanisław – Grafi k, pracował w Muz. Ar- cheolog. PAU jako rysownik, stałe konfl ikty z prof.

Rukserówną.]

[Strona 20]

Ruxer: Dzisiaj tu a jutro tam Stale wielki kłopot mam Ludzie ciągle mnie szukają, Mego głosu pożądają.

Każdy swe bóle mi znosi I o radę pięknie prosi Ja jak matka wszystkich tulę Biorę na się wszystkie bóle Zbieram wszystkich kto na drodze Kropelkami życie słodzę,

Dojdę wszędzie dokąd chcecie, Nawet i tam gdzie nie chcecie, Bo ja bliźniego miłuję I nad nim się ulituję.

Co nie mogę zrobić sama Zrzucam ot na tego pana, Niech się trapi sam nieboże, Niech se radzi jako może.

Lubię życie z przygodami Nie musi być z wygodami Czasem pieprzne powiedzonko W moje uszy szybko wsiąka Wszystko mi się też udaje, Bo gdy ktoś przede mną staje Mej wymowy go potoki Zmyją jako rzeka stoki Nikt mi się nigdy nie oparł Każdy moje zdanie poparł, Bo też za mną dyskutować, Ciężej niż z gwoździa gotować.

[Strona 21]

Dolek: Jestem sobie Adolf Nasz, Mówią, żem jest mentekaptus Ale niech poświadczy Reinfuss Ze w tym prawdy nie ma wcale, Państwo zresztą też mnie znacie, Pan mnie zna, i ty mnie znasz.

że mam klepki nie w porządku, To jest fakt na wskroś pozorny, A wynika wszystko z tego, żem okropnie jest przekorny.

Ot w dyskusji rzeknie który:

„Sadza czarna , popiół bury”

I już jest gotowy krach, Ja zaperzę się że strach,

I wygłaszam zdanie śmiałe, że sadza i popiół białe.

Jeśli chodzi o mój fach, Też kłopotów mam że strach.

Prehistoryk pospolity, Świat cały widzi w skorupie.

Ja zabytki materialne, Mam całkiem po prostu w…

Garnek, fi bula, krzemień, Wtedy nabierają racji, Kiedy się o nich przeczyta, W zagranicznej publikacji.

Czasem za to żem jest skory, Z byle racji do przekory, Zrobię coś, co tak wypadło, że złe na mnie rzuca światło.

Raz pod presją fi zjologii Biegnę szybko przez ulicę, Nogi się pode mną plączą, Nagle O O widzę.

O! Nie myślcie żem zboczeniec, Albo żem jest taki drań!!!

Ot po prostu dla przekory, Wlazłem tam, gdzie jest dla pań!

Narobiło się rwetesu, Zawołali policjanta,

Ja tłomaczę – To z przekory, Ale władza bierze z kanta, Protokolik, mandat, kara, I sto złotych dołożyłem Do całego interesu.

Wszyscy schodzą się do szopki Żeby hołd złożyć Dzieciątku, I ja też miałem ochotę, Tak postąpić na początku.

Ale przekora zwycięża.

Nie będę z Dzieciątkiem wdawał się w gadania!

Spojrzę tylko do żłóbka, czy nie ma czego do czytania,

Zażyję parę belergali i pójdę dali.

[Strona 22]

Langner: Jestem grafi k użytkowy, Robię afi sze i drzeworyty.

A teraz od jakiegoś czasu Drukuję cudnie

Kwiatki na płótnie

(11)

Co mi tylko w ręce wpadnie Czy to jedwab czy barchany Nie upłynie minut pięć Już pokryję w barwne plamy Dzięki tej mojej sztuce Gdzie tylko się zwrócę Wszędzie powodzenie mam Zwłaszcza u dam.

[Strona 23]

Hanka: Nie wiem czy mnie państwo poznajecie Zmieniłam się troszkę o tem dobrze wiecie, Ale bo też obecnie trzeba koniecznie, Iść en awant z postępem mody, Dawniej była w modzie arystokracja, Dziś nie wiem jaka jest po temu racja, Ale modna jest wyłącznie demokracja.

Wobec takich prądów na szerokim świecie, Ja nie mogę być zacofana,

I muszę mieć zawsze w komplecie, Wszystkie tej nowej mody arkana.

Bardzo mi przykro, o tym państwo dobrze wiecie Zrezygnować z karety, z lokaja,

Z pięknego buduaru i willi na Krecie.

Z przyjęć o których mówiono by na świecie Z herbu przyszłego męża,

Który jest z arystokracji,

I mogłabym mieć na obrusie herb z tej racji, Ale cóż wobec pochodu ze wschodu Nie mogę dłużej już tych marzeń pieścić.

I muszę się par force w nowy ustrój zmieścić.

A że na dyplomatycznej znam się intrydze żadnych trudności w gruncie nie widzę Jakoś przetrwa ten okres burzy i naporu, Pomogą mi w tym resztki dawnego poloru.

Trzeba się jednak będzie nie bez dreszczyka Nauczyć nowego plebejskiego języka

Wprawdzie to jest okropne tak w prawo i w lewo I bez zmrużenia oka, bez wgl. na dobre maniery Używać co słowo „psia krew do cholery”, Ale zaczęłam się w tym kształcić, i nawet owocnie, Podkreślam czasem jakieś wyrażenie mocniej, Ale gdy mówię „cholera”, kto mądry zrozumie, Że to tylko chęć zgubienia się w tłumie,

Czasem tylko ogarnia mnie melancholia i jakieś tęsknoty

Gdy nie mam nic do roboty

I zamiast myśleć o rzeczach przyjemnych i wzniosłych

Muszę wysilać wielkie me zdolności, Jak uszlachetnić gwarę przyszłości.

Raczej wybaczę złe czyni, niźli brzydkie słowa, Od których nasza piękna arystokratyczna mowa, Zaczyna pospolicieć i tracić na gracji.

Mam na przykład zamiar szczery

Zmienić słowo, które plebs wyraża przez cztery litery

Mogłoby być choć by „fupa”, zamiast pospolicie…

Ach uczułam w sercu trwogę, nie tego j e s z c z e Powiedzieć nie mogę.

[Strona 24]

Staszek: Gdzie ja się tak zawalałem…

Mam całe ręce czerwone, Spodnie, ba! I marynarkę Wszystko szpetnie poplamione!

Jakże się to mogło stać…

Czy w pracowni czy w piwnicy, Ej nie, nie chyba najprędzy

W kliszarni przy liczeniu pieniędzy.

Tam tak jest ciasno, przy mojej tuszy Ledwo się człowiek żywiej ruszy Zaraz się o coś otrze,

O widzę nową plamę na biodrze!

Tak tak, głowę za to dam, Że geneza tych plam

Łączy się z liczeniem w kliszarni pieniędzy, Daj ich Boże jak najwięcej.

Maryśka: A jo jezdem Maryna Bardzo piekno dziewcyna, Na co dzień mom broneta, A na świento blondyna…

Lubiom ci mnie chłopaki I jo chłopców tyz lubie, A tych co mnie nie lubiom Mom jo gdziesi na kupie.

Mom łep od prehistorii Pełen nowych teorii Ale cisne to o płot, Bo mi ftoś materioł skrot Zostawiłam na biurku Teros sukej na murku Wsionkły mi tys rysunki To som moje frasunki Ale jo się pociesom, Ze ony tam gdziesi som, Mówie wom to powoznie, Cytojcie ksionski uwoznie, I te co juz teros som, I te co sie kiejś ukazom.

[Na marginesie A.K-L: Staszek - jedyny z nas, który

handlował i miał nieco więcej pieniędzy.]

(12)

[Strona 26]

Leńczyk: Gdybym był młodszy dziewczyno, Gdybym był młodszy,

Spijałbym z ustek twych wino Dziewczyno

Gdybym był młodszy.

Alem już jest stary By pić z tej złotej czary Więc siedzę w kącie cichcem Nad pustym wiąż kielichem.

I tylko czasem w nocy, Mniej więcej o północy, Sen mnie nawiedza promienny, Szkoda że taki zmienny.

Śni mi się wciąż dziewczyna, Jak do mnie strzela oczyma, Że nawet w moich żyłach Krew żywiej biec zaczyna.

Lecz kiedy dzień przychodzi, Ucieka szybko jak złodziej A ja zaczynam nucić By stale się nie smucić.

Co mnie ta obchodzą ludzie Ja swoje radości mam

Śpiewam, gwizdam lub na dudzie W wolnych chwilach gram.

Ot zobaczyłem dziewczynę, I zapomniałem przyczynę, Poco ja to wszystko niosę Poco wlekę z sobą kozę, Rozeszła się wieść po świecie Że tu gdzieś ma być to dziecię, Ja wprawdzie dzieci nie lubię, A gdy chwycę w skórę łupię,

Ale w końcu nie ma zasady bez wyjątku Postanowiłem coś przynieść Dzieciątku.

Przed wojną, jeśli o tym mowa, Szłaby teraz za mną krowa z Husowa, Dziś skromniejsze z sobą dary niosę, Ot tę dudę i kozę,

Niechże ma ta mała biedy Coś dla ciała, coś dla ducha, To jej się tam zawsze przyda.

[Na marginesie A.K-L: Leńczyk Gabriel – Leńczyk przed wojną uczył w szkole powszechnej Św. Woj- ciecha i był znany z tego, że nie lubił dzieci. Chłop- ców ciągnął za uszy i rozdawał kuksańce. Sam był bezdzietny.

Rano, po przyjściu do Muzeum, stale opowiadał nam swoje sny, których bohaterką była z reguły Maryśka

Trzepaczówna. Właśnie wtedy czytaliśmy Freuda -Teorię snów i te jego alegoryczne sny wprawiały nas w wielką radość.]

[Strona 27]

Stefan: Jestem indywidualistą, To d l a m n i e nie ulega kwestii Wytyczam sobie drogi sam, W akcjach zbiorowych Jestem zrazu w opozycji A później idę tam,

Gdzie poszła reszta ludzkich bestii.

Czemu… Nie z solidarności, Wszak ja pogardzam nimi, Lecz gdy wszyscy robią coś, A ja nie – jest mi nie miło, I boję się żeby mi to, W opinii nie zaszkodziło.

O to teraz także chodzi.

W domu[y] tyle mam roboty Że wałęsać się do szopki Nie mam czasu ni ochoty.

Chętnie bym pozostał w domu Ale nuż mi to zaszkodzi…

Z Dzieciątkiem się liczyć trzeba, Bądź c o bądź, gdy se Go zjednam Mam protegę wprost do nieba.

Skoro tu już większość była Wybrałem się i ja sam

Choć otwarcie przyznać muszę, Że żal do Jezusa mam.

Po co swoje święte palce

Maczał w tej z Gramolim walce….

Gdyby Gramoli wziął z sobą czerepy, Ja miałbym profi t taki,

że na swe prywatne książki Zabrałbym paki

A tak, wciąż gnębi mnie szkaradnie Że skoro zwiozę do Akademii me książki bez pak

może zdarzyć się tak,

że znajdzie się jakiś charakter marny Który to i owo z tych książek mi ukradnie.

[Na marginesie A.K-L: Namiętnie gromadził książki, nie zawsze swoje.]

[Strona 28]

P Olga: Ja jestem muzeum głowa

Ja jestem Olga Reymanowa,

Mam zawiązane oczy i uszy,

(13)

Mnie nic nie wzruszy, Niech się dzieje co chce, Nic nie obchodzi mnie Jak Tadziu z niewoli wróci To swawoli ukróci Ja nie!

Patyna wieków na palec.

Pokryła muzeum calec,

Czasem garnek jakiś się skruszy Mnie nic jednak nie wzruszy Niech się dzieje co chce, Nic nie obchodzi mnie Tak będzie najlepi Jak Tadziu wróci to zlepi Ja nie!

Gdy mysz mi wpadnie do garnka Lub jedzenie kminkiem przyprószy Mnie jednak nic nie wzruszy Niech się dzieje co chce Nic nie obchodzi mnie Gdy Tadziu wróci tyż Wyciągnie z garnka mysz Ja nie !

[Strona 29]

Rudek: Co ja tu właściwie robie, Przecież jestem na urlopie, Z urlopników się mi widzi Tylko człowiek podły szydzi.

Zresztą minął rok mój panie Jakem tutaj w szopce właśnie Dostał takie drańskie lanie Że niechże to piorun trzaśnie.

Na wskroś mnie przenicowali Zaglądnęli w każdą dziurkę Do urągań tych zaś śmieli Wciągnąć nawet moją córkę.

Za to dziś siedzę se godnie Na jednym z foteli

I słucham jak się natrząsają, Z moich przyjacieli.

I przyznać się muszę szczerze Że mnie nawet trochę boli Żem Stefanowi ustąpić Musiał pierwszej roli.

Widać jasno że pomału Strącają mnie z piedestału, Ja intrydze łeb ukręcę, Tylko sprawę wezmę w ręce Nie jest już chyba tak źle, By redakcji

Brakło racji

Do wykpienia mnie Pomijać się nie pozwolę, Materiał dostarczę sam O! Prehistorię Krakowa Do czytania dam.

I znowu dawne względy Odzyskam Jezu kochany, Ja Herod I Nadęty Tj. raczej Nadmuchany.

[Na marginesie A.K-L: Rudolf Jamka]

[Strona 30]

Jasicki: Zanim przystąpię do rzeczy Wygłosić muszę mały prolog

Jestem doktór Jasicki - malarz antropolog, Żaden Matejko nie zna się na kościach tak jak ja Nikt z antropologicznego manszaftu

Nie namaluje lepszego landszaftu Nie widzieliście tu państwo Reinfussa Męczy mnie już tydzień, żebym na wystawę Zaprojektował mu piteca antropusa, Ja się bronie brakiem materiałów I tłomaczę niby,

Że starczy mu przecież gdy spojrzy do szyby, A on w zamian urąga mnie i całej szkole Że zamiast pracować, nic nie robić wolę, Że zamiast wiadomości wszędzie widzę lukę I ze słowa „nie wiem” zrobiłem naukę.

Nie słusznie mnie tak chłop kunieruje Bo ja tylko mistrza mego naśladuje Którego tak boli

Gdy coś niepewnego wypowiedzieć musi Że całą uczynność skrycie w sobie dusi I lat trzydzieści już milczeć woli

Gdy mnie doszło że się Chrystus narodził Człek głowę stracił i do szopki bieży Z instrumentami by pomierzyć czaszkę.

Cóż za cenny przyczynek do mej pracy O rozwoju fi zycznym żydowskiej młodzieży.

[Na marginesie A.K-L: Jasicki, antropolog, asystent prof. Stołyhwy, stały bywalec Muzeum. Wykładał na tajnych studiach antropologię.]

[Strona 31]

Roman: Mom kolitke po Hucułach

Bitom gwoździkamy [gwoziaduiamy],

Buty dziegciem smarowane,

(14)

Z podkuweckamy,

Choć nie zawsy czyste som, Ekunoma odstawiom Biczem trzaskom Głośno wrzaskom Rygor trzymom Bom ekunom Nie do zartów jes Gospodarkem se założuł Tero podwojnom A jak tatom wnet ostanę, Będzie potrójnom Nosa zadre, Wypne brzucho Widzis co moga Dz[u]iewucho, Teros jo i starym Równy jes.

Z różnych krajów sprowadziłem Moje zywizne

Z Uralu i z Ukrainy Gdzie ziemi zyzne, Cało moja gospodarka Po muzeum loto szparko Mom dwa koty do roboty Cztyry myszy dojne.

Mom już lo nich Pomieszczenie Piekne i wygodne

W wielgich salach muzealnych Umiescone godnie.

Majom tam dostatnio słomy Bo ten wieniec dozynkowy Pieknie z śmysem odrobiony W som ros na hodowle zdatny jes W muzeumie mom porzundek Rygor trzymom ino piscy Lubie stale rokazywać I porzundku przypilnować.

Kuzdy niek czyści szoruje Jak umowa nakazuje W umówiony dzień

Aze w moim dniu jest brudno Temu się nie dziwcie,

Bom jo wyzsy nod te rzecy Temu nikt z wos nie zaprzecy, Lubie wszyćkich krytykować Wszyscy wszyćko robiom źle Bo tyż całkiem nie umiejom Naśladować mnie

Głowe wysoko trza nosić

Swe zdanie wokoło głosić, O nic nikogo nie prosić, Za ublige nie przeprosić, Archeologijom gardzić Czasami wszyćkich rozsierdzić Awantore wszcząć znienacko Potem się wycofać gracko, Mówiąc że to tylko taki Ekunomski żart !

[Strona 32]

S C E N A V Sądy

Herod: Czas mój przeminął, Kończę swoje rządy, Zanim odejdę, Nakazuję obowiązek Odprawić sądy Sprawa pierwsza, Panowie zaczynamy!

Wchodzą Fudakowski i Wojtusiak:

Królu Herodzie

Łaski się twojej dopraszamy W muzeum nas krzywda spotkała Żądamy surowej kary dla przykładu, Mieliśmy książki schowane w komodzie I jakiegoś rodu ludzkiego zakała Świsła nam wszystkie książki bez śladu.

Sprawiedliwości!!!!!!

Prokurator: Zawsze mnie to oburza Do samej głębi

Gdy ktoś komuś książkę zbębni, W tym zaś wypadku szkoda jest duża A mówi prawo wyraźnie

„że jeśli ktoś kogoś pozbawia Bezprawnie własności

Tego kat miejski najpierw mieczem trzaśnie A później psom rzuci pozostałe kości.

Jako prokurator żądam w imieniu prawa Żeby wyrok tej treści zachciała wydać Je królewska wysokość łaskawa!

Adwokat: Pełniąc obowiązki obrońcy Przy wysokim trybunale Pozwolę sobie mój prokuratorze Zgłosić pewne „ale”.

Ustawy karnej paragraf czwarty Mówi na stronie dwusetnej.

że „ Jeśli ktoś kogoś pozbawia Bezprawnie w ł a s n o ś c i

Tego kat miejski najpierw mieczem zetnie

A później psom rzuci pozostałe kości.

(15)

Kasus tu zachodzi taki, Książki były lecz zginęły z paki,

[Na marginesie A.K-L: wiecznie autorzy szopki wra- cają do książek kradzionych przez nich z magazynów niemieckich.]

[Strona 33]

Delikt zewnętrznie biorąc jest bezsporny Przy bliższym jednak wglądzie może być pozorny Chodzi bowiem o to czy oskarżyciele

Mogą się wykazać jako prawni Skradzionych książek właściciele.

Prokurator: Czy na to jakie dowody macie Że książki były istotnie wasze…

Jeśli nam na przykład dacie,

Kwit z księgarni lub pisemny dowód podarunku, Winnych się wykryje, według prawa skaże I po frasunku.

Oskarżyciele: Cóż za nieszczęście Nie ma dowodów.

Prokurator: A może były jakieś wpisy, Pieczęcie…

Oskarżyciel: Były

Obrońca: Bardzo dobrze w to mi graj, Cóż za pieczęć…

Wojtusiak: Ono z deutsche buecherei Fudakowski: Sza!!!

Obrońca: A to ładne sposoby A więc książki te były Własnością i to w dodatku Prawnej osoby,

Proszę łaskawie wyjaśnić pytanie Jakim cudem po deutsche buecherei

Weszli panowie w prawne książek posiadanie.

Prokurator: Jeśli nie macie

Jakeście to już zgodnie zapodali Dowodu kupna czy darowizny To znaczy żeście cudzą własnością Bezprawnie zawładnęli

I z oskarżycieli nierozsądnych Zamienicie się w podsądnych.

[Strona 34]

Herod: Oto szach i mat Będzie miał robotę kat

A za chęć zmylenia władzy Skażemy was dodatkowo Że ścięci będziecie n a d z y.

Oskarżyciele: Ależ to złośliwe pozory, My dwa doktory

Cudzą własność… bezprawnie … Sami wiecie

Za nic w świecie.

No ale skargę cofamy, Za turbację przepraszamy,

Prosimy o łaskawe umorzenie sprawy I nie robienie wrzawy.

Prokurator: Kto ma w głowie masło To słońca się boi

Herod: Uciekł występek

Gdy prawo występuje w pełnej zbroi Sadźmy dalej

Sprawa d r u g a

Głośny: Jestem Michał Głośny Muzealny woźny.

Odkąd mnie procesowały o ścieżkę sąsiady, Wiem co to znaczą sądy i psubraty adwokaty, Sam do sądu się nie pcham,

Ale panna Kowalska twierdzi, że z wodociągów w muzeum podejrzanie śmierdzi.

Kazała mi winnych Chwycić na uczynku I ukarać dla wspominku.

Ale mnie taka robota Nie dogadza

Czuć z wodociągu,

Niech se winnych szuka władza.

Dopraszam się tylko Wysokiego trybunału O wydanie dekretu że ten kto opacznie wodociągu używa Ma pić wodę z klozetu.

[Na marginesie A.K-L - Sprawa b. delikatna – Leń-

czyk, żeby uniknąć dalekiej drogi do ubikacji (trzeba

było przejść przez kilka sal muzealnych) używał do

wiadomych celów zlewu wodociągowego w ciemni

fotografi cznej.]

(16)

[Strona 35]

Adwokat: Popieram wniosek strony Prokurator: Weto

To nie rzecz obrony.

Proponuję sprawę umorzyć A wnioskodawcę za żądanie dziwne Skazać na grzywnę.

Herod: życzeniem strony zadość się stanie Dekret wydany będzie

Głośny wychodzi

Prokurator: Czemu wydajesz dekret mój panie Czy słyszałeś opowieść o bumerangu…

Herod: Nie bój się kochanku, Ja głęboko wierzę, że ten dekret

Tak jak i wszystkie inne Będzie tylko na p a p i e r z e.

Sądzimy dalej Sprawa t r z e c i a Policjant z więźniem:

Herod: Cóż to za jeden…

Prokurator: O! to zbrodzień wielki Panie daj go katu.

Dopuścił się zbrodni Obrazy majestatu.

Jeszcze trzy tygodnie temu nie minie Wypisał kredą na murach pałacu Zdanie bluźniercze

„Herod som świnie”

Herod: A łapserdak jeden Zaraz znać po minie!

Czemu on to zrobił…

Obrońca: Przesłuchiwany tłomaczył się niby Że wszystko miało miejsce z powodu ryby, A on nie dostał choć mu się patrzyło.

Prosi też by mieć na oku Przy ferowaniu wyroku

O wyrządzonym despekcie, że działał w afekcie.

[Na marginesie A.K-L - Dawni pracownicy PAU do- stawali w ostatnią wigilię wojenną ryby na Święta z dawnych rybnych gospodarstw PAU.]

[Strona 36]

Prokurator: O widzicie natręta Jakim prawem się szwęda Taki koło ryby…

Co innego gdyby,

Był członkiem uniwersyteckiego ciała, Kto uniwersytetowi służy ten z niego żyje I temu się ryba należy.

Ale z jakiej racji rybę dostać miała Pierwsza z brzegu pała…

Obrońca: Niesłusznie mego klijenta Uważacie za natręta,

Ma on przy sobie pisemne dowody, że pełnił na Ujocie funkcje asystenta.

A co się tyczy prawa do ryby to wedle pogłosek Miał na przykład podobno dostać rybę Nosek.

Z uniwersytetem,

że się w jego prywatne sprawy wedrę Łączy go jedynie nadzieja na przyszłą Katedrę.

Prokurator: Przepraszam ! Pomyliłem się To nie Jagiellońskiej wszechnicy

Ale wyłącznie Akademii Umiejętności pracownicy Ryby dostawali.

Obrońca: To mi się wydaje wątpliwe, Bo jakże to jest możliwe By przez takie ciasne ramki

Przeciągnąć rybkę dla doktora Jamki…

Bo jeśli ryba, dla d a w n y c h pracowników Była premią

Czemu nie dostała jej Pani Reymanowa A dostał Jamka którego

Nic nie łączyło z Akademią…

Oskarżony: Źle bronisz mnie mecenasie Sami przecie widzicie

Nie o rybę tu idzie.

I bez uczonego wsparcia Dosyć na wilję miałem do żarcia Jeśli w czynach Herodów jakieś świństwo widzę To jedno

że robili z tego tajemnice.

[Strona 37]

Herod: Wyprowadzić dziada!

Sądy skończone, rozerwać się wypada

Po tej fatydze !

(17)

Gojski: Gadajmy wice Dolciu: Zgadnij królu kto to:

Był sobie dziad i baba, Bardzo starzy oboje, Ona kaszląca i blada, On skurczony we dwoje.

Mieli chatkę maleńką W akademii na piętrze Lecz cóż z tego skoro Zimne było jej wnętrze.

Zgodną parę sąsiadów Jedna gnębiła zmora

Jak w dwu pokojach jednego Użyć radiatora…

Gojski: Łatwo się domyślić, O kogo chodzi,

Ja mam lepszą zagadkę:

„Włosy jak złoto Cera jak mliko Węglem na papierze szaleje dziko”

Herod: Profesor Jakubowski!

Gojski: Królu Herodzie.

Bist do miszygene To nie poznajesz w tym Panią Irenę…

Trójka z Gramolim: Lewa, prawa, lewa, prawa Tutaj ma być gdzieś wystawa

A jak jej nie zrobią na czas Wtedy popamiętają nas ! Roman (kot): Miau. Miau

Alem się dostau / bis Oni wystawy chcą A w tym cały wic

że ja nie mam nic, Zrobi się kram Cóż ja czynić mam?

Jedna rada taka, Powiem, że się nie udało Przez sabotaż Wojtasiaka Miau. Miau. Miau [Strona 38]

Fudakowski Wojtusiak śpiew: Oj dana Oj dana Boimy się Manna

Ze strachu przed Mannem Żegnamy się z panem Wojtusiak mówi:

Po jutrze zrobi się kram Na co ja czekać mam Zamiast czekać dnia onego Wolę iść na Lubiczstrasse Do Volkssturmu polskiego.

Tam mi dadzą wyćwikę od wieczora do rana Lecz przynajmniej uniknę gniewu pana Manna.

Na osobnej kartce: Niech z papierosów dymem się otoczę,

Niech o młodości pomarzę półsenny, Czuję jak pachną...dalej już wiecie Zbrodnią byłoby na tym nędznym świecie Tak bez pamięci z wielkich mistrzów zrzynać, Lepiej od innych tematów zaczynać,

Własnym potrząsnąć rymem

A zbledną wszystkie dawnych mistrzów blaski A ja sam od tłumu zbiorę oklaski.

Gdybym ja zechciał, Cha, cóż wy znaczycie, Ja przecież mógłbym zmienić me zamiary Porzucić temat stary i ponury

A zamiast nudnawej dosyć prehistorii Zabrać się do pięknej literatury.

Mogłaby to być prehistoria wierszem.

Ale kto to i gdzie kupi…

Altru

(18)

Cytaty

Powiązane dokumenty

Marta Żbikowska i Ewa Adruszkiewicz piszą w „Głosie Wielkopolskim”: „Jeśli planowane przez Ministerstwo Zdrowia zmiany wejdą w życie, leków nie kupimy już ani na

W tym wydaniu katalogu zapraszamy do malowniczej miejscowości położonej w sąsiedztwie polskich gór. Przepiękne widoki jakie można podziwiać z okna bohaterów naszego wywiadu

To nasilało się mniej więcej od czte- rech dekad i było wynikiem przyjętej neoliberalnej zasady, że rynek rozwiązuje wszystkie problemy, nie dopuszcza do kryzysów, a rola

• Ogarnij się i weź się w końcu do pracy -> Czy jest coś, co mogłoby Ci pomóc, ułatwić opanowanie materiału. • Co się z

Każda metoda leczenia wiąże się jednak z większym lub mniejszym ryzykiem nawrotu, dlatego przy wyborze stra- tegii leczenia, należy wziąć pod uwagę cechy nowotworu, jego

Zapowiedziane kontrole ministra, marszałków i woje- wodów zapewne się odbyły, prokuratura przypuszczalnie też zebrała już stosowne materiały.. Pierwsze wnioski jak zawsze:

Mamy po temu same atuty: dobrze wykształconych lekarzy (którzy sprawdza- ją się w Europie), w dodatku – w stosunku do standardów zachodnich – niesłychanie tanich, dostęp do

Wniosek jaki nasuwa się po działaniach wspieranych i współorganizowanych jest taki, że aby miały one sens i aby większa liczba osób z nich skorzystała powinny odbywać się w