• Nie Znaleziono Wyników

BADANIA NAUKOWEGO.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "BADANIA NAUKOWEGO."

Copied!
17
0
0

Pełen tekst

(1)

M 28 . Warszawa, d. 8 Lipca 1888 r. T om V II.

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PRENUMERATA „W S Z E C H Ś W IA T A ."

W W arszawie: rocznie rs. 8 k w artaln ie „ 2

Z przesyłką pocztową: rocznie „ 10 półrocznie „ 5

Prenum erow ać m ożna w R ed ak cy i W szechśw iata i we w szystkich k sięg arn ia ch w k ra ju i zagranicą.

Komitet Redakcyjny stanowią: P. P. D r. T. Chałubiński, J. Aleksandrowicz b. dziek. Uniw., K. Jurkiewiczb.dziek.

Uniw.,mag K.Deike, mag.S. Kramsztyk,Wł. Kwietniew­

ski, W. Leppert, J . Natanson i mag. A. Śldsarski.

„W szechśw iat11 przyjm uje ogłoszenia, k tó ry ch tre ść m a jakikolw iek zw iązek z nauką, n a następujących w arunkach: Za 1 w iersz zw ykłego dru k u w szpalcie albo jego m iejsce pob iera się za pierw szy ra z kop. 7 ’/2j

za sześć następnych razy kop. 6, za dalsze kop. 5.

-^_d.r©s 15©d.a,ls:c3ri: IKIralsowsłsie-IFTzea.mieście, U STr ©S.

O M ETO D ZIE

BADANIA NAUKOWEGO.

Z abierając się do skreślenia a rty k u łu o m etodzie badania naukow ego dla W szech­

świata, p rzystęp uję do roboty w pełnem prześw iadczeniu o zbyteczności takiego w y­

k ła d u dla większości stałych pren u m erato ­ rów tego popularnego pism a naukow ego; nie wolno mi bowiem pow ątpiew ać, że, o cenia­

ją c należycie doniosłość badania naukow e­

go, czytelnicy posiadają dostatecznie jasn e pojęcie o istocie n au k i i w iedzy i znają w y­

bornie trudności, ja k ie w ypada przezw ycię­

żać badaczow i p rz y zbieraniu rzetelnych wiadomości i u k ład an iu ich w system atycz­

ną całość za pośrednictw em logicznie zw ią­

zanych wniosków.

P rzekonałem się je d n a k z wieloletniej nauczycielskiej działalności, że młodzież poświęcająca się zaw odom o partym na ści­

śle naukow ych podstaw ach, opuszczając ła ­ wy uniw ersyteckie n ad e r często nie wynosi ze szkoły jasnego pojęcia o istotnych celach

n au k i i m etodzie naukow ej. P rzeciw nie ży­

wi ona przekonanie, że zabierając w swoich k ajetach czystą esencyją w iedzy będzie ju ż przygotow ana do zaradzenia sobie we wszel­

kich położeniach i potrzebach życia p ra k ty ­ cznego. M am więc praw o przypuścić, że w yjaśnienie w k ró tk ich słow ach znaczenia rzetelnśj metody naukow ej dla wielu z m ło­

dych adeptów n au ki przyniesie istotny p o ­ żytek.—Żyw ię m ianowicie nadzieję, że po­

dane poniżćj wywody nietylko u tw ierd zą w wielu pow ątpiew ających i niezdecydow a­

nych przekonanie o znaczeniu nauki, jak o jedynego pewnego drogoskazu na m anow­

cach życia praktycznego i um ysłowego, ale wskażą im także środki do odparcia za rzu ­ tów, staw ianych bezustannie nauce w po­

staci pozornie niezaprzeczonych tw ierdzeń przez zw olenników m istycznych poglądów i pew ną część prasy, rossiew ającą b ezustan­

nie w publiczności bałam utne wieści i bajki, a to pod pozorem szerzenia „ośw iaty” (?).

N ietrudno też dowieść, że zasób w iado­

mości, k tó ry m a stanow ić istotę wiedzy i w y­

kształcenia ogółu społeczeństw a, sk ład a się z pstrej m ięszaniny n ad e r różnorodnych p o ­ jęć, nieożyw ionych żadną m yślą przew o­

dnią, albo conajw yżćj luźno ze sobą zw iąza­

(2)

434 WSZECHŚWIAT. N r 28.

nych. W iadom ości te tylko w części są za­

czerpnięte z czystych źró d eł naukow ych i trzeźw ych spostrzeżeń codziennego, o ta ­ czającego nas życia, w n a d e r znacznej zaś części opierają się n a pow ierzchow nej ob- serw acyi, m ylnych doniesieniach i płytkiem rozum ow aniu. C odzienna rozm ow a p o to ­ czna dostarcza nam tysiącznych dow odów tego w tw ierdzeniach gołosłow nych, spo­

strzeżeniach pobieżnych, w n ajró żn o ro d n iej­

szych poglądach, dążnościach, sym patyjach i an ty p aty jac h i n a d e r często ujaw niającej się zarozum iałości niek tó ry ch jed n o stek spo­

łeczeństw a, której źródła najczęściej szukać w ypada w zadziw iajacej ignorancyi. N a j­

w ym ow niej zaś świadczą o b ra k u zasad n i­

czych poglądów n ader liczne dziw aczne zja­

w iska w życiu społecznem naw et w śród k las „w ykształco nych”, a m ianow icie zabo­

bony, skłonność do m istycyzm u i s p iry ty z ­ mu, w iara w sztuki szalbierzów i guślarzów , w skuteczność kolorow ej elektryczności i wiele innych. M am nadzieję, że i w tym k ieru n k u a rty k u ł niniejszy w yw rze niejak i w pływ pożyteczny, je śli w padnie w ręce czytelnika w rażliw ego na oddziaływ anie praw dy.

Chcąc zdać sobie spraw ę z istotnego za d a­

nia nauki, należy przed e w szystkiem u w zglę­

dnie, że istn ieją różne n auki czyli raczej różne gałęzie jednój ogólnej nauki. O d p o ­ w iednio do właściw ości za d an ia każdej n a u ­ ki rów nież i stosow ana w niej m etoda b a d a ­ nia byw a odm ienną, w części n aw et w y łą­

cznie je j w łaściw ą. W y starczy tu w spo­

m nieć o naukach historycznych, filologicz­

nych, filozoficznych, przyro dniczy ch. W ię­

ksza i najgłów niejsza część ty ch n au k obję­

ta jest p ro g ram atam i najw yższych zakładów naukow ych czyli u n iw ersy tetó w i akadem ij.

„U n iv ersitas” stanow i w łaśnie głów ny zb io r­

n ik dla w szechstronnej „u n iw e rsaln ej’’ wie­

dzy ludzkiej, z którego roschodzą się u ży ­ źniające strum ienie i odnogi n a w szystkie strony um ysłowo pracującego św iata. T a k i zbiornik centralny nie je s t zew nętrznym tylko czysto form alnym łącznikiem pom iędzy po- jedyńczem i naukam i, ale re p rezen tu je w sa­

m ej rzeczy ośrodek, w którym się schodzą w szystkie prom ienie je d n e j ogólnej n au k i, szukającej czystej, szczerej, bezw zględnej p ra w d y i posługującej się uniw ersalnem n a ­

rzędziem badania, t. j. logiką czyli z d ro ­ wym rozum em .

Lecz czy istnieje w rzeczy samej je d n a zasadnicza i bezw zględna praw d a, czy logi­

ka stanow i jed y n e pew ne narzędzie pozna­

w ania, je d y n y środek do osięgnięcia n ie­

om ylnych wiadomości? P rzecież codzienne dośw iadczenie uczy nas, że ile głów my­

ślących, tyle istnieje różnych poglądów , a „zdrow y ro zu m ” p ła ta ludziom bezustan­

nie niespodziane figle. W ięc pojęcie o bez­

w zględnej praw dzie należy do urojeń, na zdrow y rozum spuścić się nie można? Istn ie­

j ą więc różne postaci praw dy, różne m eto­

dy logiczne o jednakow ej wartości? P rz y ­ puściw szy tak ą różnorodność p ra w d y czyli rów noupraw nienie różnych poglądów i za­

sadność różnych metod logicznych czyli spo­

sobów w nioskow ania, niepodobieństwem będzie w yjaśnić, jak im sposobem człow iek nabyw a zdolności do d ziałania w kieru n k u z g óry obliczonym dla osięgnięcia jasno w y tkniętego celu i ja k w ogólności ludzie, pomimo wręcz przeciw nych poglądów , zd o ­ ła ją porozum iew ać się pom iędzy sobą. N a­

leży więc koniecznie p rzy jąć, że istnieją p rzynajm niej pewne p ra w id ła regulujące bieg objaw ów w świecie fizycznym i ducho­

wym i pew ne zasadnicze form y w nioskow a­

nia. T ak i pogląd w samej rzeczy n a jb a r­

dziej je s t rospow szechniony w społeczeń­

stwie. P rzy p u szczają m ianowicie, że istnie­

j ą n ieprzeb yte przepaści pom iędzy światem nieożyw ionym i żywym, pom iędzy o b jaw a­

mi życia fizycznego i objaw am i duchowem i;

że każda z tych sfer rządzona je s t właści- wemi sobie praw am i i dla rospoznaw ania ich objaw ów należy zastosow ać właściwą logikę, odm ienny sposób badania. P ie rw ­ szą p rzepaść n au k a w ypełniła w ciągu osta­

tniego pół w ieku ju ż w znacznej części za- pomocą m etody badania, k tó ra w zastoso­

w aniu do fizyki i chem ii w ydała ju ż wcze­

śniej najśw ietn iejsze rezu ltaty i okazała się

najskuteczniejszem narzędziem postępu n au ­

kow ego i przem ysłow ego. Nie pozostaje też

żadnej w ątpliw ości, że postępując po raz

w ytk niętej d rodze, zdołam y coraz głębiej

w n ik nąć rów nież i w ta jn ik i procesów ży ­

cia. D ru g a zaś przepaść w ydaje się dotąd

nied ostępną i pozostawia jeszcze szerokie

pole d la bujnej fantazyi i śmiałej spekula-

(3)

N r 28. WSZECHŚWIAT. 435 cyi. Istn ieją je d n a k i tu pew ne pasm a ł ą ­

czące jej brzegi, chociaż dotąd jeszcze zbyt w ątłe, ażeby można po nich śmiało p rz e p ra ­ wić się na przeciw ną niedostępną stronę.

P rzyjm ow ana daw niej fundam entalna różni­

ca pom iędzy um ysłow em i objaw am i u zwie­

rz ą t (niew łaściw ie oznaczanem i zbiorow em m ianem in sty n k tu ) i refleksyją u człow ieka, nie dała się utrzym ać przed sądem surow ­ szej k ry ty k i. Zboczenia um ysłowe u ja ­ w niające się pod wpływem alkoholu i n a r ­ kotyków , p rzy patologicznych zmianach i uszkodzeniach mózgu, w gorączce i przy różnych innych cierpieniach cielesnych do­

wodzą w yraźnie ścisłego, chociaż dotąd jesz­

cze wielce zagadkow ego zw iązku, pom iędzy fizyczną i duchow ą stroną organizm u lu d z ­ kiego.

W e w spom nianych zakresach w iedzy spo­

tykam y się więc z nieprzezw yciężonem i do­

tąd trudnościam i, ze sprzecznościam i w o k re­

ślonych powyżój poglądach, k tóre b y strze j­

szy um ysł stara się w yrów nać i załagodzić.

Zastanaw iając się nad tak zw aną harm oniją w układzie i ru ch u w szechśw iata, nad za­

leżnością św iata organicznego od u stro ju ku li ziem skiej, nad rozw ojem ta k u rozm ai­

conych form życia, nad pow staw aniem spo­

łeczeństw ludzkich, ich mowy, rolnictw a, przem ysłu, urządzeń etycznych, n aro d o ­ wych i politycznych, mimowoli przychodzi­

my do wniosku, że w szystkie ta k rozm aite objaw y zostają w pew nej wzajem nej pi-zy- czynowej zależności i z w ielkiem zadow ole­

niem czytujem y dzieła, w których przeni­

kliw y gienijusz usiłuje nam w skazać nić przew odnią w labiryncie fizycznego i oży­

wionego św iata, w yjaśnić nam praw idłow y bieg i sym etryją w rojącem się m row isku objawów ruchow ych wszechświata.

W spom niane wyżej sprzeczności w poglą­

dach na podstaw y naszej wiedzy, t. j. z j e ­ dnej strony dążność do w ytw orzenia sobie ogólnego harm onijnego poglądu czyli p rz e­

konanie o istnieniu ogólnych praw ideł r z ą ­ dzących całym wszechświatem, jednój ogól­

nej praw dy i możności rospoznaw ania tych praw zapomocą prostej logicznej metody, z drugiej zaś strony przypuszczenie o ró ż­

nych postaciach praw dy, o różnych i rów no­

upraw nionych m etodach logicznych, zniew a­

lają z konieczności dogruntow niejszego b a­

dania różnych źródeł poznawania, staw iają nam jak o najistotniejszy w aru nek poznaw a­

nia wyjaśnienie rozw oju i pow staw ania w ie­

dzy w ogólności. Można tylko w tenczas rosstrzygnąć p ytanie, czy wiedza je s t p e ­ wną, stanow czą i bezgraniczną, czyli też chw iejną, złudną i ograniczoną, jeżeli d o ­ kładnie poznamy je j źródła, rozw ój, w a ru n ­ ki i sposoby je j pow staw ania.

Szczegółowy rozbiór tych kwestyj p rz e ­ kroczyłby je d n a k nietylko zakres zadań n i­

niejszego pisma, ale w ym iary naszego a r ty ­ ku łu w yrosłyby daleko poza objętość a rk u ­ szowego tygodnika. P rócz tego nie ośmie­

lam się w kraczać zb yt daleko w granice nie­

zupełnie sw ojskiej mi dziedziny, t. j. filozo­

fii, a szczególnie m etafizyki, do której w ła­

ściwie należy nietylko rozbiór samego p o ję ­ cia wiedzy i poznaw ania, ale także ro zb iór najistotniejszych pierw iastków poznaw ania, t. j. pojęć przyczynowości, czasu, p rz e s trz e ­ ni, nieskończoności i t. p. O graniczam się tu dlatego na zaznaczeniu najistotniejszych tylko mom entów w tym k ieru n k u , a m iano­

wicie następujących:

C ała nasza wiedza w ypływ a z dośw iad­

czenia (experientia, E rfah ru n g ). D o św iad­

czenie rospoczyna się od początku sam o­

dzielnego życia, powoli się ustala, u ro zm ai­

ca i zapom ocą rozw ijającej się coraz wyżej zdolności dyjalektycznej zam ienia się w po­

znanie i wiedzę. Idee w rodzone nie istn ie­

ją , należy tylko przyjąć w rodzoną zdolność do w ytw orzenia zasadniczych pojęć za po­

średnictw em bezustannie pow tarzających się spostrzeżeń. O statnie pow stają znów p rzy pomocy zmysłów i zostają poczęści odniesione do naszego własnego o rganiz­

mu (ja k o uczucia), poczęści do w pływ ów zzew nątrz na nas oddziaływ ających. Do najpierw otniejszych a zarazem n ajogólniej­

szych i najczęściej pow tarzających się spo­

strzeżeń należą w pierw szej gru p ie uczucia głodu i sytości, bólu lub stan u p rzy k reg o i zadow olenia i t. p., w d ru giej g ru pie p o ­ w stają n ad er szybko pojęcia przyczynow o­

ści, ruchu, przestrzeni, istniejącego zew nątrz nas przedm iotu, wolniej zaś ro zw ijają się pojęcia czasu, liczby, zdolność do ro zró żn ia­

nia kolorów i t. p. Nowe zawilsze pojęcie,

wyższa zdolność rozw ija się przy pomocy

ju ż wcześniej nabytej pierw otnej zdolności.

(4)

(Należy tu mleć na uw adze, że w y ra zy zdol­

ność i pojęcie byw ają używ ane w n ad e r róż- nem znaczeniu; siatków ka czyli zakończenie nerw u w zrokow ego w oku posiada n iew ąt­

pliw ie w rodzoną zdolność do appereepcyi czyli poczucia barw ; zdolność do rozróżnia­

n ia barw ro z w ija się dopiero w pierw szych latach życia; ab stra k cy jn e pojęcie b a rw na­

byw a się ta k samo, ja k i inne abstrak cy jn e pojęcia, dopiero p rz y większej dojrzałości um ysłu i zeb ran iu obszerniejszej wiedzy, ja k w tym p rz y p a d k u np. po oswojeniu się z zasadam i fizyki i optyki).

T ym sposobem nabyw a się pow oli coraz obszerniejszy zasób wńedzy, który w um yśle system atycznie się u k ład a w g ru p y wedle podobieństw a objawów i przy pom ocy zasa­

dniczego pojęcia o przyczynow ości. P rz y ­ zw yczajam y się do szukania przyczyny każ­

dego objawu, a nabyw szy raz tego dośw iad­

czenia zużytkow ujem y j e do celow ego dzia­

łania. (M łode dziecię poznaw szy p rz y czy ­ nę bólu lub innego p rzy k reg o uczucia, stara się je j unikać, poznaw szy źródło zaspokoje­

nia g łodu potrafi je rychło w yszukać i t. d.).

Do ustalenia, p ogłębienia i rosprzestrzenie- nia w iedzy niezm iernie się p rzyczynia u m ie­

ję tn e pokierow anie um ysłu przez inną, już dośw iadczeńszą osobę, w w ieku dojrzałym zaś przez książki.

P rz y takiem kształceniu um ysłu n ajw a ż­

niejsze znaczenie ma n ietylko w ielki zasób pam ięciow ego m atery jału , ale rozw ój b y ­ strej i w ielostronnej d y jalek ty k i czyli w p ra­

wy syntetycznej (zdolności do rozum ow ania t. j. do porów nyw ania objaw ów fizycznych i um ysłow ych pom iędzy sobą i w yszukiw a­

nia w zajem nego i przyczynow ego ich zw iąz­

ku) i zdolności spostrzegaw czej.

W e d le wyżej wyłożonego, nie może więc ulegać w ątpliw ości, że isto ta lud zka, pozo­

staw iona od urodzenia w zupełnej je d n o sta j­

nej samotności, nie b y łab y w stanie zebrać wielostronniejszego dośw iadczenia i ro zw i­

nąć zdolności um ysłowych. C ałego podstaw o­

wego m atery jału dla wiedzy d ostarcza do ­ św iadczenie, pamięć go zachow uje, d y jalek - ty k a zaś m atery ja ł surow y analitycznie ro z ­ biera, um iejętnie porządkuje i przez to p a ­ mięci u ła tw ia u k ład an ie go w system atycz­

nie uporządk ow anych je j skrytkach (kate- g o ry je), z k tó ry ch w razie potrzeby pod

436 N r 28.

| wpływem woli i biblijotekarza „samowie- d zy ” się wydobywa. O objawach, k tó re n i­

gdy nie oddziałały na nasze zm ysły lub n i­

gdy nie w ystąpiły w naszej duszy, nie zd o­

łam y w ytw orzyć sobie pojęcia. C hcąc zdać sobie spraw ę z jak ieg o ś niezrozum iałego objaw u, którego nie zdołam y dostrzedz przy pom ocy zm ysłów, porów nyw am y go z objaw am i dobrze nam znanem i ze św iata fizycznego lub uczuciowego, np. ruch m ole­

k u larn y z ruchem k u l bilardow ych, a tra k cy - j ą ciał niebieskich z przyciąganiem m agne­

su i t. p. L ecz czy nie istnieje także zdol­

ność w ew nętrznej intuicyi, zdolność pozna­

w ania zapomocą natchnienia? W ia ra w ist­

nienie takiej zdolności bardzo je s t rospo- wszechniona: ma ona być p rerog aty w ą szcze­

gólnie uzdolnionych indyw iduów , m ianow i­

cie m ają być nią uposażone m edia spiry ty - stów . Lecz dziw ną je s t rzeczą, że p ro d u k ty natchn ienia tak samo j a k i m arzenia senne noszą zawsze form ę i odzienie ziem skich po­

staci, obracają się w zam kniętem kółku ziem skich pojęć, nie w ytw arzają wcale w y­

obrażeń o objaw ach nigdy niedostrzeganych, a jeże li się odznaczają niezwryczajnością, to tylko pod w zględem szczególnej lub zadzi­

wiającej kom binacyi znanych pojęć, w yo bra­

żeń, postaci i t. p. Co się zaś dotyczy du- j chów osób zm arłych, w yw oływ anych przez m edia spirytystyczne, to ich odezwy odzna­

czają się bez w y jątk u takiem i bredniam i, że wstyd nas bierze, kiedy pom yślim y, że po śm ierci niby to mam y się zam ienić na takich sam ych błaznów.

D la potrzeb życia zw yczajnego w ystarcza w ogólności dość pobieżne uporządkow anie m a te ry ja łu dośw iadczalnego, m ianowicie, gdy się łączy z dostatecznem wychowaniem etycznem lub religijnem . D robne om yłki w życiu codziennem , ja k o w yniki niedo kła­

dnej wiedzy, p rz y trafiają się bezustannie bez w ielkich szkodliw ych następstw . G dy je d n a k zachodzi p o trzeb a zastosow ania pe- ] w nych w yników wiedzy do uskutecznienia w ielkich dzieł, np. do wznoszenia w ielkich gm achów lu b mostów, konstrukcyi złożo­

nych m aszyn lub w ielkich fabryk, gdy cho­

dzi o fundam entalne urządzenia i instytu- cyje społeczne, wogóle o przedsięw zięcia m ogące n arazić życie i byt pojedyńczych je- I d no stek i całych społeczeństw, w tedy nie

WSZECHŚWIAT.

(5)

N r 28. WSZECHŚWIAT. 437 wolno się m ylić, wtedy całe urządzenie m u­

si tak być obliczone, że zam ierzony cel n ie ­ chybnie zostaje osięgniętym . T akie obli­

czenie możliwe je s t tylko wtenczas, gdy ma- te ry ja ły wiedzy, n a któ ry ch pow inno się opierać, zupełnie są pewne. T ak ą pew ność daje tylko nauka czyli m a te ry ja ł spostrze­

gaw czy, zebrany i u p o rządkow any zapomo- cą ścisłój m etody naukow ej.

(d. c. nast.).

P rof. H e n ryk Iioyer.

OGÓLNE ZASADY

WEDŁUG

(Alfreda §ussel Wallacea.

(Dokończenie).

Z kolei przejść nam w ypada do p rz e jrz e ­ nia środków rossiedlania, jak iem i rosporzą- dzają gady i ziem nowodne zw ierzęta. B rak węży na w yspach oceanicznych dowodzić się zdaje, że stw orzenia te ja k i ich ja ja obaw iają się działania wody m orskiój, w sku­

tek czego nie mogą podlegać p rz y p ad k o ­ wym przesiedleniom przez pośrednictw o drzew pływ ających. A poniew aż same nie posiadają odpow iednich środków lolcomocyi, przeto rozm ieszczenie ich je st m niśj wię- cćj ograniczone. W ażną też przeszkodą w rossiedlaniu się ty ch stw orzeń musi być klim at, gdyż węże nie znoszą zimna: na pó ł­

noc sięgają tylko po 62° N, a w A lpach nie p rzekraczają wysokości 6000' nad poz. m o­

rza. W K o rd y lijerach nie spotykałem ich powyżój 9 000'. L ep ićj pod tym względem w ydają się uposażonem i jaszc zu rk i, k tó re w A lpach sięgają 10000' n ad poz. morza;

ja j a ich m niśj też m uszą być czułe na dzia­

łanie wody m orskiój, czego dowodzić się zdaje znajdow anie się jaszc zu re k na niektó­

rych wyspach oceanicznych.

*) Do tego arty k u łu należy m ap a dołączona do dzisiejszego num eru W szechśw iata.

Z w ierzęta ziemnowodne, chociaż m niśj czułe na zimno (sięgają poza koło bieguno­

we), niem niej je d n a k ograniczone m ają ro z ­ mieszczenie, a na wyspach oceanicznych b ra k ich zupełny, co znów nas n ap ro w a­

dza na dom ysł, że woda m orska je s t za­

bójczą zarów no dla nich ja k dla ich ikry.

R yby słodkow odne nie posiadają na p o ­ zór żadnych środków przesiedlania; wydać- by się więc mogło, że są koniecznie o gran i­

czone do tych systemów, w któ ry ch począt­

kowo zam ieszkiw ały. O bserw acyj a je d n a k w ykryła, że silne u rag an y przenoszą na znaczne odległości nietylko ik rę rybią, lecz naw et i same drobne ry b k i. W okolicach znów w ulkanicznych podobne znaczenie m ają w ybuchy w ulkaniczne, ja k to H u m ­ boldt spraw dził dla A m eryki P ołudn iow ej.

W allace nadto podejrzew a jeszcze dw a in ­ ne czynniki, m ogące skutecznie ułatw iać przenoszenie się ryb słodkow odnych z j e ­ dnego system u rzecznego do drugiego. P ie r ­ wszym są p tak i wodne, k tóre na swych n o ­ gach mogą przenosić ikrę rybią; drugim zaś podnoszenie się i opadanie różnych części lądów, k tó re pow odow ać może zm ianę k ie­

ru n k u rzek, a przez to zm ianę system u. R y ­ by m orskie są w stanie swobodniej się p rz e­

siedlać n a nowe siedziby, oprócz je d n a k lą ­ dów napo tyk ają one n a dw ie ważne tam y, ograniczające w znacznym stopniu ich ros- przestrzenienie. W idzieliśm y już, że k li­

m at stanow i d la licznych gatunków n ie ­ przebytą zaporę; d ru g ą tak ą przeszkodą dla m nóstw a ry b są głębie oceaniczne, m iano­

wicie d la gatunków żyjących n a p ły tk ich wodach. Ocean dla wielu ry b je st rów nie ważną tam ą, ja k dla większości ptaków .

Różne g ru py mięczaków różne też posia­

dają środki przesiedlania. M ięczaki m o r­

skie pływ ające (ja k P te ro p o d a lub C ephalo- poda) unoszone byw ają przez p rą d y o cean i­

czne, a rozm ieszczenie ich w a ru n k u je się praw dopodobnie tem p eratu rą w ody i z n a j­

dow aniem się lu b brakiem właściwego k a r ­ mu. Jed n o - i dw uskorupow e muszle go- rzój są napozór uposażone, żyją bowiem przew ażnie na skałach, n a korzeniach dzi- w okli (R hizophorae), lub na dnie m orskiem , poruszając się b ardzo m ało. Lecz swobo­

dnie p ływ ające em bryjony ich z łatwością

mogą być unoszone przez p rą d y m orskie.

(6)

438 WSZECHŚWIAT. N r 28.

M uszle słodkow odne rospow szechniają się zapew ne głów nie przez pośrednictw o pta- stwa wodnego: obserw ow ano ja k zw ierząt­

ko przyczepiało ja ja do nogi kaczki zaw ie­

szonej nad ak w ary ju m , M ięczaki znów lą ­ dowe posiadają ważny środek przesiedlania we własności zap ad an ia w sen letargiczny, k tó ry może trw a ć całe naw et lata. Z w ie­

rzątko zasklepia o tw ó r m uszli rodzajem szklistój błonki, k tó ra w edłu g zrobionych dośw iadczeń w ytrzym uje do 27 dni d z ia ła ­ nie w ody słonej, izolując tym sposobem zw ierzątko od w pływ u w rogiego żyw iołu.

P ew ien egzem plarz m uszli lądowej p rz e b y ł w le ta rg u cztery lata, zanim się dostał do zbiorów M uzeum brytańskiego. D zięki tej szczególnej własności muszle lądow e mogą być przenoszone czy to zapom ocą drzew pływ ających, czy w prost przez p o ś re d n i­

ctwo rzek i prądów m orskich na znaczne odległości. Nic też dziw nego, że sp o ty k a­

my w tym dziale m nóstw o rodzajó w kosm o­

politycznych, czyli rospow szechnionych po całym świecie.

O w ady w reszcie posiadają bodaj ze w szy­

stkich zw ierząt najznakom itsze środki p rz e ­ siedlania. W iększość ich doskonale lata, a lekkość dopom aga do przenoszenia ich przez urag an y na znaczne odległości. W i­

dywano owady nad O ceanem o 300 m il an ­ gielskich od najbliższego brzegu. W ażną też zaletą ow adów je s t w ytrzym ałość ich, ja k rów nież i ja j ow adzich na działanie w o­

dy słonej, co koniecznie ułatw iać m usi p rz e ­ siedlanie p rz y pośrednictw ie p rz y p ad k o ­ wych czynników , ja k np. drzew p ły w a ją ­ cych. N iek tó re z nich ja k np. C urculioni- dae, żyją po kilka godzin w spirytusie b ez­

w odnym , a znam y też pew ne g atu n k i m otyli, które przez długi p rzeciąg czasu op ierają się działaniu kw asu prusk ieg o . D zięki ta ­ kiej oporności na d ziałan ie szkodliw ych o d ­ czynników ow ady m ogą odbyw ać bardzo dalekie przym usow e w ędrów ki. J a k o j e ­ den z przykładów cytuje W allace ow ady przenoszone na orzechach kokosow ych z wysp Seszelskich na S um atrę. L ecz do­

dać należy, że pod innem i w zględam i d ział ten zw ierząt posiada bardzo ograniczone w a ru n k i bytu: niektóre gąsienice np. żyją ty lk o na pew nym ściśle określonym g a tu n ­ k u roślin, rosprzestrzenienie więc zależy

w tym razie bespośrednio od znajdo w an ia się—lub n ie—tej rośliny. O w ady też po­

siadają n iep rzy jació ł n a wszystkie strony, a ta okoliczność ograniczać musi re jo n ich panow ania.

Poznajom iw szy się w grubszych zarysach ze środkam i rossiedlania się zw ierząt, oraz z przeszkodam i, ja k ie te nap o ty k ają p rzy rospow szechnianiu się na p ow ierzchni zie­

mi, będziem y mogli przy stąp ić do drugiego zad ania zoogieografii, a m ianowicie do po ­ d ziału kuli ziemskiej n a tak zw ane obszary (regions) zoogieograficzne. A b y je d n a k le ­ piej zrozum ieć to zadanie, należy przede- wszystkiem rzucić okiem na rosk ład l ą ­ dów i m orza na pow ierzchni naszej p la ­ nety.

Z naną je s t powszechnie ogrom na dyspro- porcyja, ja k a zachodzi w pow ierzchni lą­

dów i m orza n a k uli ziem skiej, pierw sze bowiem zajm ują '/i całej pow ierzchni, gdy pozostałe 3/ i p rz y p a d a ją na ocean. T en niekorzystny stosunek dla obszaru lądów zw iększy się jeszcze na korzyść m orza, gdy porów nam y przybliżone średnie wysokości lądów nad pow ierzchnią m orza i głębokości oceanu pod tąż pow ierzchnią, a m ianowicie, ż;e pierw sza z tych średnich (dla lądów ), obliczona przez H um boldta, wynosi w p rzy ­ bliżeniu 1000 stóp, gdy śred nia głębokość w edług przybliżonego rach u n k u S tanfo rd a ró w n a się 12000 stóp. Tym sposobem obję­

tość sześcienna lądów w zniesionych n ad po­

w ierzchnią m orza ma się do takiej że obję­

tości oceanu ja k 1 : 36. P rzy p u szczają n ie­

którzy, że w bardzo odległych czasach gieo- logicznych ca ła pow ierzchnia k u li ziem ­ skiej p o k ry ta była je d n ą masą O ceanu, a co- najm niej, że ląd y pojedyńczo wzniesione były izolow ane od siebie w iększem i p rze­

strzeniam i m orza, co koniecznie sprow adzić m usiało w ytw orzenie się rozm itych typów zw ierzęcych. In n y m znów ważnym faktem , n a k tó ry L y e ll k ła d ł w ielki nacisk je s t znaj­

dow anie się m ielizn w sąsiedstw ie istn ie ją ­ cych lądów, tak , że nieznaczne tylko pod­

niesienie sprow adzićby mogło ważne zm ia­

ny w konfiguracyi istniejących lądów. O ba w ym ienione przypuszczenia objaśniają nam dw a w ybitne fakty zoogieografii, a m iano­

wicie znajdow anie się form właściw ych

(7)

N r 28. WSZECHŚWIAT. 439 w obszarach, k tó re nie są. dziś od siebie izo­

lowane, oraz obecność form pokrew nych po obu stronach Oceanu.

L ąd y naszój p lan ety nie są jedn ostajnie rozłożone na pow ierzchni ziemi: półkula południow a posiada ich dw a razy m niej, niż północna; toż samo da się pow iedzieć o p ó ł­

kuli azyjatycko-europejskićj, k tó ra posiada dw a razy więcej lądu, aniżeli p ółkula am e­

rykańska. Jeżeli p rzep row adzim y oś ziemi przez k a n a ł S-go Jerzeg o (m iędzy A ngliją a Irla n d y ją ) i prostopadle do tej fikcyjnej osi przeprow adzim y rów nik, to ta półkula dla której k an ał S-go Jerzego je st środkiem posiada stosunek lądów do m orza ja k 1 :1 , gdy na przeciw ległej półkuli ten stosunek będzie ja k 1 : 8. Jednocześnie zauw ażym y ciągłość kon ty nentów n a kuli ziemskiej.

L ąd y g ru p u ją się w trzech głów nych m a­

sach: am erykański, azyjato-afrykański i a u ­ stra lijsk i, które z nieznacznem i przerw am i stanow ią praw ie je d n ę całość; ląd am ery­

k ań sk i oddzielony je s t od azyjatyckiego p ły tk ą cieśniną B erynga, m ierzącą zaledwie 36 mil angielskich, gdy z drugiej strony grupa w ysp M alajskich stanow i, że go tak nazw ę, pom ost m iędzy A u straliją i A zyją.

T ym sposobem m ożna się przedostać z p rz y ­ ląd k a H o rn do S ingapoora, a stam tąd do M elb o u rn u i H ob art-T o w n u drogą lądową, p rz ep ły w ając tylko w p aru m iejscach nie­

znaczne p rzestrzenie m orza. T a ciągłość lądów p rzy czy n iła się głów nie d o je d n o - stajności głów nych typów zw ierzęcych, j a ­ ką obserw ujem y n a pow ierzchni kuli ziem ­ skiej. Niem niej je d n a k przy bliższem zba­

daniu zauw ażym y, że w ybitniejsze działy zoologiczne ugrupow ały się na pow ierzch­

ni ziemi w sposób każący podejrzew ać obe­

cne lub niedaw ne odosobnienie jed n y ch części od drug ich, co w zupełności po­

tw ierdza rz u t oka na m apę gieograficzną, oraz znajom ość gieologii i niedaw nych zmian, ja k ie zaszły w stosunku lądów do morza. A m ianowicie:

A m eryka południow a oddzielona je st od północnej znacznym obszarem m orza z wy­

jątk iem m iędzym orza P anam skiego, które niew ielkie ma znaczenie ja k o łącznik m ię­

dzy obu lądam i, biorąc na uw agę obszerność tychże. A zresztą m nóstw o faktów potw ier­

dza mniemanie, że przed niedaw nym stosun­

kowo czasem istniała p rz erw a (a bodaj naw et dwie) pom iędzy obu kontynentam i. Jed e n z tych kanałów przecinał dzisiejszą N icara- guę, a d rugi Panam ę. W dalszym ciągu widzim y, że jak k o lw iek cieśnina B erynga stanow i nieznaczną przeszkodę w kom uni- kacyi m ieszkańców północnej A m eryki i północnej A zyi, to je d n a k znaczenie tego łącznika bardzo osłabi się, gdy przypom ni- my jeg o położenie w strefie p olarn śj; zw ie­

rzęta więc cieplejszych k ra in nie mogą od­

bywać m igracyi z jed neg o lądu na drugi.

U w aga je d n a k , zrobiona poprzednio, że w niedaw nych czasach część podbiegunow a posiadała k lim at bez porów nania gorętszy niż dzisiaj, musi być pow tórzona tutaj i ob­

jaśn i nam ciekawe pokrew ieństw o, ja k ie za­

chodzi pom iędzy faunam i A m ery ki północ­

nej i północnej części S tarego L ądu.

Posuw ając dalój nasze b adania na L ąd Stary, spostrzeżem y, że pom iędzy A zy ją i E u ro p ą niem asz żadnśj ważniejszej izola­

cyjnej tam y i dlatego fauny oby tych p rz e ­ stw orów są tegoż samego ty pu i jeżeli nie w gatunkach, to przynajm niej w rodzajach praw ie identyczne. Lecz zato ląd samej Azyi rospada się na dw ie w ybitne części dzięki olbrzym iem u pasm u H im alajów , k tó ­ re nietylko stanow ią ważną zaporę dla wielu gatunków , lecz nadto swą pozycyją w ycią­

gnięta ze w schodu na zachód, sprow adzają ważne różnice w krainach położonych po obu ich stronach, a m ianow icie tam ują do- stęp gorącym prądom do części leżących na północ, a n aodw rót chłodnym w iatrom p rz e ­ cinają drogę ku południow ym krainom . Dość je s t powiedzieć, że pas ziemi stu m ilo ­ wej zaledwie szerokości dzieli zupełnie um iarkow ane strefy Tybetu, M ongolii iT u r - kiestanu od gorących Indyj i Indo-C hińskie- go półwyspu.

L ąd afrykański posiada rów nież ważną zaporę, izolującą części zw rotnikow e od b a r­

dziej północnych, a p rzeto um iarko w any ch, lecz zapora ta innego je s t niż góry, c h a ra ­ kteru. S ah ara przecina p raw ie całą sze ro ­ kość północnego lądu A fryki, stanow iąc dla m nóstwa g atunków niep rzeby tą tamę. D zię­

ki tem u północna część k on tynentu posiada faunę analogiczną z azyjato-europejską, gdy części zw rotnikow e o kazują w swych tw o­

rach właściwe sobie cechy.

(8)

440 WSZECHŚWIAT. N r 28.

W reszcie A u stra lija , acz połączona do p e­

wnego stopnia szeregiem w ysp Sondzkich i M alajskich ze S ta ry m L ądem , dostatecznie je st odeń izolow ana m nóstw em cieśnin i od­

nóg m orskich, a odosobnienie to w poprze­

dzających epokach m usiąło być stokroć kom pletniejsze, w skutek czego w ytw orzyły się typy właściwe tej części św iata.

O gólny ten rys sto su n k u lądów jed n y ch do drugich oraz stopnia izolacyi pom iędzy niemi, u spraw iedliw i w zupełności podział ich n a sześć głów nych obszarów (regions) zoogieograficznych, a bliższe poznanie każ­

dego zosobna re g ijo n u przekona czytelnika o do kładności tćj zasadniczej klasyfikacyi.

Z asługa jś j należy się angielskiem u o rn ito ­ logow i p. S claterow i, a system jeg o pow sze­

chnie dziś je s t przyjętym . D zieli on m ian o ­ wicie pow ierzchnię ziem i na n astępujące obszary:

1. O bszar palearktyczny obejm uje całą E uropę, północną A z y ją (po H im alaje) oraz północną A fry k ę (po zw ro tn ik R aka).

2. O bszar etyjopski rosciąga się na po ­ zostałą część A fry k i, n a południow ą A ra - biją, M ad ag ask ar i w yspy M askareńskie.

3. O bszar indyjski zaw iera w sobie In - dyje, Indo-C hiny, B orneo i Jaw ę .

4. O bszar australijsk i obejm uje A u stra - liją, wyspy M alajskie (po L om bok włącznie) oraz całą P olinezyją.

5. O bszar n ea rk ty czn y rosciąga się na całą A m erykę północną po M eksyk.

6. O bszar n eotropikaln y obejm uje pozo­

stałą część A m eryki w raz z A nty llam i.

Z badanie tych obszarów należy do w aż­

nych zadań zoogieografii i dlatego w p rz y ­ szłości postaram się niem zająć czytelników W szechśw iata. O becnie raz jeszcze w rócić m uszę do ogólnego celu, do jak ieg o ta n a u ­ k a dąży.

Zoogieografija b ad a przedew szystkiem okrąg pow ierzchni ziem skiej zajm ow any przez daną grupę zoologiczną, ja k klasę, rzęd, rodzinę, rodzaj lub g atunek. P ie r w ­ sze cztery grom ady stanow ią część zoogieo­

grafii ogólnej; rozmieszczenie zaś gatu n k ó w stanow i dział specyjalny, tow arzyszący, ja k dotychczas, jed y n ie opisom zoologicznym , lecz n ieu jęty jeszcze w sam odzielny system.

W y zn ać bowiem trzeba, że jeżeli m atery jał zoogieograficzny, o ile dotyczy g ru p w ięk ­

szych, dość się bogato przedstaw ia, część śpecyjalna, dotycząca rozm ieszczenia g a tu n ­ ków, dotychczas po macoszemu traktow aną była. M nóstwo okazów zoologicznych do­

chodzi rą k europejskich uczonych drogam i ubocznem i, a tem sam em ojczyzna ich nie je s t znaną dokładnie. Ja k ż e często wśród dzieł opisowych lub katalogów zoologicz­

nych spotykam y w yrazy „p atria ig n o ta” lu b znak zapytania, a dla większości gatunków , chociaż ta ojczyzna je s t znaną, to je d n a k granice rospostarcia danego g atu n k u nie są naw et przybliżenie zakreślone. P raw d a , że te granice dla niektórych form nie są stałe, ja k tego m ieliśm y p rz y k ła d na jask ółce m e­

ksykańskiej (H iru n d o lunifrons), k tó ra w ciągu kilkudziesięciu la t rosszerzyła zn a­

cznie obszar zajm ow any przez siebie. L ecz tego ro d zaju p rz y k ła d y należą do w y ją t­

ków. G łów ną zaś przyczyną nieznacznego m atery ja łu zoogieografii specyjalnej było zb ieranie kolekcyi p rzez ludzi niefacho­

w ych, lub conajm niej niezw racających u w a­

gi n a ten szczegół sw ych zajęć.

B rakow i m atery jału z jednój stron y, a r u ­ chomości g ran ic rozm ieszczenia zw ierząt z drugiej przypisać należy bezw ątpienia tak późne pojaw ienie się zoogieografii, ja k o sa­

m odzielnej nauki. R ośliny posiadają p rze­

ważnie dość stałe g ranice rozm ieszczenia, o ile człow iek nie w spółdziała w ich prze­

noszeniu; zw ierzęta zaś m ogą z ro k u na rok rosszerzać lub ścieśniać okręgi swego ros- przestrzenienia, jeżeli b rak lub obfitość że­

ru zm usi je do tego. P o trzeb a jeszcze w ie­

lu obserw acyj, aby ja k o tako zakreślić g ra ­ nice każdego g atu n k u i dlatego zoogieo- grafiją specyjalną uw ażać należy dzisiaj jeszcze za n ieistniejącą.

J a n Sztolcman.

0 W PŁYW IE LASÓW

NA K L I M A T A U S T R A L I I .

W d ru gim zeszycie „M itteilungen” P e te r-

m anna z r. b. znajdujem y pracę d ra v. L en d e n -

felda o w pływ ie lasów na k lim at A u stralii.

(9)

W s z e c h ś w ia l Tom VII. 1888 r — N® 2 8 .

I n . GTei

G R E L A N D Y J A

Za t o k a JDSONSHJ

M OCHO( KIE BRYT AT I.JAY

J. B a jk a ł

rwfoimdlii

TJówa S zk o jl.CZARpfg

W. B en iru d z k ie

j n i

TO

e z a c h o d n i e

W. Z ie lo n e fo *

| P r z y l a d k i a | o , H O R Z E

'BEIfOAl

A R A B S K IK

OiloTo

' V. F. N oroliha

i z e l s k i e

icension

NV.Trinidad

Z w rot n»Jc_Ko z[qr ęa_

iirbon

Y-a\\\va.Y\

W. J u a n F ernandez

W. Amst

“r d a m

Zelandyj

i T ł i s m a n j a ą v W . O ^ a t h a m

o b j a ś n i e n i a

G łęb o ko ść m o rz a , o d

0-10,000

1 0 ,0 0 0 -1 5 ,0 0 0

p o n iż e j 1 5 ,0 0 0

Z u p o io a iiu e n ia s au to ra. £ t v y d aw com .

p o d łu g A.R WALLACE'A.

LIT. W. G Ł Ó W C Z E W S K I E G O w W A R S Z A W I E .

MAPA O B S Z A R O W Z O O G IE O G R A F IC Z N Y C H z W Y KA2 i N1E m PRZYBLIŻONYCH F A L IS T O S C I DNA M O R S K IE G O .

Długo

IZAC K lt:

i7,r;,n

l<

(10)

N r 28.

Myślę, że czytelnicy W szechśw iata z zaję­

ciem poznają ciekawe, a niedość znane sto­

sunki tam tejszej przyrody, w tak w ie­

lu w zględach zupełnie odm ienne od na­

szych.

W podróżach swoich po A ustralii d r L en- denfeld zauważył, że lasy wywierają, na k li­

m at A ustralii skutek całkiem inny niż w E u ­ ropie. O ddziaływ anie lasu na klim at w k ra ­ jach w ilgotnych strefy um iarkow anej, np.

w E uropie środkow ej, polega n a podnosze­

niu miejscowej wilgotności. M ianow icie las zapomocą wpuszczonych w ziemię korzeni, u trzym uje ją, mocno na pochyłościach i w ten sposób pow strzym uje zbyt szybki od­

pływ wód deszczowych. G dy pochyłości są ogołocone z lasu, w tedy spada po nich woda, tw orzy strum ienie i pierw ej znajdzie się w m orzu, nim je st w stanie w yparować.

M orze zaś niew iele przez to się powiększy, ale woda dla danej m iejscowości została stracona zupełnie. K iedy las p ow strzym u­

je szybki odpływ wody deszczowej, więcej je j dostaje się pow ietrzu zaraz na miejscu w postaci pary w odnej, aniżeli wtedy, gdy woda spada po bezleśnych stokach gór.

Z badań, dokonanych przez d ra L enden- felda okazuje się, że czw artą część opadów deszczowych lesiste miejscowości E uro p y środkowej zaw dzięczają lasowi, inaczej m ó­

wiąc, spadłoby tam o 25% mniej deszczu, w razie, gdyby lasu nie było. G dyby jed n ak miejscowości te p o k ry w ała m uraw a, p a d a ­ łoby tam również mniej deszczu, aniżeli w pierw szym razie, lecz o wiele więcej niż gdyby m uraw y wcale nie było.

W A u stralii je d n a k dzieje się wcale inaczej.

N aw et między m ieszkańcam i A ustralii, któ rzy w tój kwestyi najbliżej są zain tere­

sowani, p an u ją dw a całkiem sprzeczne zd a­

nia o w pływ ie braku lasów na klim at A u ­ stralii. O gólniejszy pogląd utrzym uje, że b ra k lasów czyni klim at suchszym. Inni zaś tw ierdzą wręcz przeciw nie, że pozba­

wienie lasów nie.m a w pływ u na klim at, a gdyby naw et ów w pływ się okazał, to byłby on zupełnie nic nieznaczącym wobec tych wielkich korzyści, których brak lasów dostarcza. To ostatnie zdanie w ygłaszają głów nie skw aterzy, posiadacze owiec, któ­

rych ta kw estyja żywo obchodzi, któ-

441 rych więc o stronność podejrzyw ać nie można.

A u stra lija je s t krain ą niezm iernie suchą, tylko północna jój część otrzym uje rów ni­

kowe deszcze; co się tyczy wzniesienia, to górzystą je st tylko południow o-w schodnia A ustralija, gdyż tylko tutaj znajdują się szczyty przenoszące 2000 m. To wzniesie­

nie, znane pod nazwą A lp australijskich, znakomicie podwyższa ilość deszczu: wznie­

sieniu tem u W alija południow a i W ikto- ry ja zaw dzięczają swoję wielką u rodzaj­

ność.

♦ W yjąw szy więc A lpy i wogóle wybrzeża wschodnie, cała A u stra lija jest wysoce su­

chą. W e w nętrzu jej nigdy p raw ie nie p a­

dają deszcze, a naw et w bliskości wybrzeża, w większej części południow ej W a lii i W i- ktoryi ilość opadów deszczowych je st b a r­

dzo nieznaczną, zaledwie 200 m m na rok, podczas gdy parow anie dochodzi 3 w. D e­

szcze we w nętrzu A u stralii zdarzają się mniej więcej raz na trzy lata. W okoli­

cach więc, gdzie takie susze p anują, nie sposób utrzym ać się roślinom u nas rosną­

cym. W szystkie rośliny pustyń, a tem sa­

mem i drzew a, krzew y i trw ałe traw y ste­

powe A u stralii, posiadają właściwe n a r z ą ­ dy, jed n e aby powiększyć dopływ wody z dołu: są niemi głęboko zanurzające się k o ­ rzenie, inne zaś służące do zm niejszenia p a­

rowania.

T ak np. pory eukaliptusów zwrócone są ku dołowi, a pory spinifexów, żyjących w pustyni, ochraniane są przez oddzielne narządy. P o d łu g L eitgeba porow ate otwo­

ry roślin au stralijsk ich zwężają się coraz b a r­

dziej w m iarę tego ja k cierpienia rośliny pow iększają się w skutku braku wody. L en- denfeld zaś dostrzegł naw et, że podczas go­

rących i suchych wiatrów , porow ate otwo­

ry liści eukaliptusów całkiem się zam ykają, że więc w tedy parow anie wcale się nie od­

bywa. T ak więc ten sam w iatr, któ ry oka­

zuje się tak dalece szkodliwym dla ziół i traw , nie w yw iera najm niejszego wpływu na eukaliptusy. Zdaniem d ra L endenfelda drzew a te, tak przysposobione do suchego klim atu A ustralii, jak o też rośliny pustyń wogóle, po większej części pory m ają zam ­ knięte podczas dnia i dopiero je nocą otw ie­

rają. W tedy to pochłaniają one dw utlenek

WSZECHŚWIAT.

(11)

442 WSZECHŚWIAT.

w ęgla z powietrza, iro sp u szczają go w płynie kom órkow ym jak o też w w odnistej zaw ar­

tości kom órek i naczyń. R ank iem zam y­

kaj ą się po ry i rospoczyna się pi-oces asy- m ilacyjny pod w pływ em św iatła. D w u tle­

n ek w ęgla pochłonięty podczas nocy zostaje rozłożony i tlen u la tn ia się łatw o pom iędzy szczelinam i zam kniętych p or, tak, że te j ostatnie wcale się nie otw ierają. Y olkens dowiódł, że i w p u sty n i podczas drugiej połow y nocy p o w ietrze je s t do pew nego stopnia nasycone wilgocią, a w skutek tego rośliny nie mogą zbytnio ucierpieć n a tem, że w nocy otw ierają swoje pory.

W szy stk ie niem al drzew a i krzew y we w nętrzu A u stra lii w ydają znaczną ilość olejków eterycznych. Otóż olejki te ochła­

dzają liście przez swoje parow anie i rospo- ścierają się ponad lasem w postaci gazow ej.

T y n d all utrzym uje, że pow ietrze nasycone taką p arą m niej przepuszcza p rom ienie cie­

plikow e, aniżeli zw ykłe pow ietrze; tym spo­

sobem drzew o jest ochraniane przez swój płaszcz eterow y zarów no od zbytniego r o z ­ grzan ia, ja k i od p arow ania. Liście eu k a­

liptusów zw raca ją się do słońca nie całą po­

w ierzchnią lecz tylko w ąskim brzeżkiem , co znacznie osłabia działanie słońca.

W idzim y więc, że trw a le rośliny suche­

go w n ętrza A u stra lii po siad ają w szelkie możliwe środki, aby zw ycięsko p rz etrw a ć suszę.

O prócz tych roślin je st je d n a k m nóstw o m ałych traw i ziół, k tó re Y olkens nazyw a w ątłem i (ephem er). Te ostatnie nie m ają żadn ych urządzeń dla ochrony od p a ro w a ­ nia. K o rz o n k i ich za g łę b iają się niedaleko w ziemię, a po ry ich o tw arte są cały dzień.

N asiona ich w niesłychanej liczbie spoczy­

wają w ziemi, po każdej więc ulew ie pusz­

czają one i u b iera ją n ag ą ziem ię w p rz e ś li­

czną świeżą zieleń. O ne to głów nie s ta n o ­ wią pożyw ienie owiec. D opóki w w a r­

stw ach gruntow ych zn a jd u je się cokolw iek wody, „w ątłe” rośliny trzy m a ją się nieźle, lecz gdy jój zabraknie, u m iera ją szybko, gdyż z dołu nie otrzym ują w cale wilgoci.

D rzew a bardzo głęboko w puszczają sw o­

je korzenie. Rozgałęzienia tych korzeni wszędzie ro spościerają się na ja k ie 3 do 5 m etró w pod pow ierzchnią. W głębi z n a j­

d u je się zawsze, naw et po d łu g o trw ałej su­

szy, cokolw iek wilgoci, k tóra, ja k wiadomo, w skutek włosko watego przy ciągania m a­

łych cząsteczek ziemi, podnosi się w górę (jeżeli ty lk o ziem ia nie je s t zbyt ścisłą) i na pow ierzchni zastępuje miejsce wody s tra ­ conej przez parow anie. L ecz głęboko się ­ gające korzenie drzew w ysysają ten w zno­

szący się zasób wody, nie pozostaje więc ju ż wcale wilgoci dla k ró tk ich korzonków

traw i ziół.

U nas — i wogóle w k rajach obfitują­

cych w wodę — w alka o byt m iędzy rośli­

nam i, sprow adza się do w alki o światło. W e w nętrzu A u stra lii i w podobnych do niej ubogich w wodę k rajach podrów nikow ych innych części św iata w ystępuje natom iast w alka o wodę. Następstw em tej w alki o w o­

dę roślin dobrze i źle uzbro jon ych p rz e ­ ciw ko suszy je s t to, że w krótce po deszczu delik atn a traw k a i w ątłe zioła w iędną i zn i­

k a ją i że skądinąd nic innego tam nie ro ­ śnie tylko drzew a.

W swoich podróżach po w nętrzu p o łu ­ dniow ej W alii, L endenfeld nieraz całem i dniam i je c h a ł przez las, n iespotykając n i­

gdzie ani je d n e j traw k i. Ziem ia, po więk- j szej części sk ład a się z czerwonej glinki, j ró w n a je s t i gład ka ja k flizy asfaltow e i tw ard a ja k kam ień. W lesie europejskim je s t tyle w ilgoci i zresztą ziem ia je s t tak

| chroniona od prom ieni słońca, że podobnie

! do ziem i lasu podzw rotnikow ego, zawsze

| je s t m iękką i dziu rk ow atą i pochłania opa­

dy atm osferyczne.

G dy deszcz pada w lesie australijskim , większa część wody pędzi po nagiej po chy ­ łości i spada w zagłębienia. Te ostatnie prędk o zostają zatopione, zdaje się jed n ak , w edług najnow szych badań, że m uszą one zostaw ać w połączeniu z m orzem zapomocą podziem nych kanałów , że więc większe j e ­ ziora nie m ogą się utw orzyć. W iększych też system ów rzecznych niem a w A ustralii.

N ajw iększą rz ek ą je st M u rray , dostępny

• tylko w zim ie dla bardzo płaskich p arow ­

ców. W oda spływ a tak prędko, że nie ma

czasu n a w siąknięcie w g ru n t tw ard y, ró ­

w ny i niedziurkow aty. T utaj więc p rz y ­

rodzony las zup ełnie nie staje na p rzeszko ­

dzie pręd k iem u spływ aniu wody, tak, że

nie w pływ a on wcale na w ilgotność ziemi

i pow ietrza.

(12)

N r 28. WSZECHŚWIAT. 443 W wielu m iejscach, gdy tylko praw o na

to pozwala, zaczęli skw aterzy niszczyć las.

D rzew a bywają, ścinane, a następnie p a­

lone. „

O skutk u lokalnym tego niszczenia lasu L endenfeld w wielu miejscowościach mógł się naocznie przekonać: m a być zdum iew a­

jący. N aga pow ierzchnia odziała się mnó­

stwem traw i tam gdzie poprzednio zale­

dw ie 100 owiec m ogło się utrzym ać, dziś u trzym uje się 1000.

P rzy czy n a tego je s t n ad e r prosta. D rz e ­ wa ju ż nie pochłaniają, wznoszącej się wody zapomocą swych głęboko sięgających ko ­ rzeni i woda dochodzi do k ró tk ich korzon­

ków traw i ziół. Jednocześnie dla drzew i traw niem a miejsca, traw y je d n a k m a­

ją swą w artość, gdy drzew a po większej części są nieużyteczne. A więc precz z d rze­

wami.

U w iędte łodyżki tra w g n iją i pozostaw ia­

ją w ziem i m ałe p ro sto padłe kanały, które w dole przechodzą w inne, pozostaw ione da­

wniej przez drzew a. W ten sposób ziemia staje się dziurkow atą. G dy deszcz pada i woda spływ a po pow ierzchni, zatrzym uje się ona przy każdej łodyżce traw y , a tym sposobem ma czas w siąknąć we wspomniane pory i daleko m niejsza jej część przepadnie dla k ra ju w m orzu.

W oda u trzy m an a w gruncie p aru je i przez to pow iększa w ilgotność pow ietrza.

W końcu d r L end enfeld dochodzi do w niosku, że b ra k lasów w k rajach gorących a suchych, ja k np. we w n ętrzu A u stra lii musi wywołać nie zm niejszenie lecz zw ięk­

szenie wilgoci. W ed łu g niego należy n a ­ w et przypuszczać, że zjaw isko to może się potęgow ać aż do pew nego p u nktu. A w ta ­ kim razie coraz to większe wodne m asy b y ­ łyby ściągane do A u stra lii i tam po części utrzym ane.

Zw ażając na to, że właśnie susza je st n a j­

wyższą, przeszkodą dla rozw oju kolonij au­

stralijskich, pocieszającą rzeczą jest zn ale­

zienie nareszcie jakiegoś środka, któryby choć w części m ógł zapobiedz złemu.

J a k prędko to nastąpi, że w ładze koloni- jaln e w ejrzą w tę spraw ę i odpow iednio do powyższego zastosują praw o, dziś jeszcze nie m ożna przesądzać, lecz autorow i w y d a­

je się rzeczą niew ątpliw ą, że środek taki,

ja k niszczenie lasów, w pew nych okoli­

cach A u stra lii byłby praw dziw ie zbaw ien­

nym.

Stefan Stetkiewicz.

C I i L E B.

P rz y fabrykacyi napojów spirytusowych, takich ja k piw o, wino, miód i w ódka,a więc najpospoliciej używ anych — i w przem yśle piekarskim rozm aite ferm enty m ają pier­

w szorzędne znaczenie. W eźm y naprzykład piwo. W procesie fabrykacyi piw a czyn- nem i są z jed n ej strony dw a ferm enty ros- puszczalne, mianowicie przy zacieran iu ^- dyjastaza (cerealina), a p rzy ferm entow a­

niu — inw ertyna, z drugiej zaś w ystępuje jak o ferm ent grzybek Saccharom yces cere- visiae, a więc przedstaw iciel g ru p y ferm en ­ tów organizow anych. Też same trzy fe r­

m enty są w spółpracow nikam i piekarza.

W czasach, kiedy jeszcze nie znano takiego chleba, ja k i my dzisiaj jem y , pieczono p lac­

ki i podpłom yki zupełnie bez drożdży i cia­

sto takie zupełnie nie było w yrośnięte, ja k je st obecnie nasze.

Obecnie surow e ciasto zarabiają z d roż­

dżami, czyli z grzybkiem Saccharom yces cerevisiae. P rz e z należyte wym ięszanie spraw iam y, że najw ięcej cząsteczek ciasta styka się z grzybkiem , a więc ułatw iam y znakom icie tem u ostatniem u jego zadanie.

Zobaczym y następnie, że cały proces fer- m entacyi p rzy pieczeniu chleba je s t n a jz u ­ pełniej ten sam, co i p rz y fabrykacyi piwa.

Z p u n k tu w idzenia anatom icznego ziarno zbożowe składa się z powłoki, pericarp ium i z właściwego ziarna. W ziarnie w łaściw em zaś rozróżniam y perysperm ę, endosperm ę i em bryjon czyli zarodek. E ndosperm a, n a j­

ważniejsza dla piekarza część ziarna, sk ła­

da się z kom órek zaw ierających g luten ') i m ączkę. W m łynie otrzym ujem y z z ia r­

na otręby i mąkę; na otręby idzie pow łoka, perysperm a i mniej lub więcej grub a zew nę-

') M ianem ty m obejm ujem y w szystkie m ateryje

białkow e ziarna.

(13)

444 WSZECHŚWIAT. N r 28.

trz n a w arstw a endosperm y, m ąkę zaś daje endosperm a. Czem więcej ziarn a puszcza­

my w otręby, tem bielszą m ąkę otrzy m u­

jem y.

S k ład chem iczny ziarn a w ykazuje wodę, tłuszcz, m atery je azotow e '), mączkę, dek­

stry n ę i sole m ineralne.

Skoro tylko rosczynim y m ąkę ciepłą wo­

dą, natychm iast cerealin a zaczyna działać na mączkę, w sk utek czego następuje ros- k ła d m ączki na d ek stry n ę i maltozę, zupeł­

nie tak samo, j a k p rz y zacieraniu w g orzel­

ni lu b w b row arze, tylko w m niejszym bez porów nan ia zakresie. Równocześnie z cu ­ k row aniem się dekstry n y postępuje pepto- nizacyja białek, to jest m ateryje te p rzecho­

dzą w stan rospuszczalny w wodzie.

N astępnie dodajem y do rosczynionego ciasta po pew nym czasie drożdży. G rz y ­ bek drożdżow y zn ajd u je ju ż g ru n t u praw ny d la siebie. Z dw u ciał, pochodzących z ros- k ła d u mączki, dek stry n a nie ulega d ziała­

niu grzybka. M altoza zaś, w przód nim pod działaniem drożdży przeferm entuje na d w u ­ tlenek węgla i alkohol, m usi uledz jeszcze inw ertow aniu. In w e rty n a drożdży zam ie­

nia m altozę na c u k ier inw ertow any, czyli przem ieniony, co n astępuje w skutek tego, że cząsteczka m altozy p rz y b ie ra cząsteczkę wody i daje dw ie cząsteczki glukozy. W e ­ d ług now szych badań inw ertow an ie m a lto ­ zy nie ma miejsca, poniew aż m altoza zdolną je s t jak o b y bespośrednio do ferm entacyi.

Je stto jeszcze kw estyja sp o rn a i dość tr u ­ dna do rozw iązania.

P ow yższą teo ry ją ferm entacyi w ypraco­

wali P ay en , M usculus, 0 ’S ulłivan, B row n, H e ro n i inni. W spraw ozdaniach A k a d e ­ mii um iejętności w P ary ż u z r. 1883 z n a j­

dujem y pracę p. C h ican d ard , w której d o ­ wodzi, że nie m ączka lecz g lu ten w cieście je st substancyją ferm entującą. W e d łu g n ie­

go przy rosczynianiu ciasta nie m a m iejsca ani zam iana m ączki na cukier, ani też fer- m entacyja alkoholow a. G lu ten rosk ład a

1) K aprzykład żyto zaw iera z m ateryj azotow ych n astęp u jące: glutenkazeinę, glutenfibrynę, m uce- d y n ę i białko roślinne, nie zaw iera zaś kleju ro ­ ślinnego, w k tó ry obfituje ziarno pszenicy. Oprócz tego n ieznane bliżej ciało — cerealina, tak że azo­

tow e, znajduje się w każdem ziarn ie,

się pod wpływem działania organizm u m i­

kroskopow ego, bacteridium . N iew yjaśnio­

n ą je s t w jeg o teoryi ro la drożdży dodaw a­

nych do ciasta. Gaz w ydzielający się przy ferm entow aniu g lutenu byłby w takim razie m ięszaniną d w u tlen k u w ęgla w stosunku 70% , w odoru i azotu — 30% .

W idocznym skutkiem działania grzybka drożdżow ego na cu kier w rosczynionem cie­

ście je s t obfite w ydzielanie się dw utlenku w ęgla, innem i słow y, w yrastanie ciasta.

P ozostają nietkniętem i w w iększej części dekstry na i gluten. T e to dw a ciała n ad a­

j ą ciastu lepkość, ciągłość i elastyczność, w skutek czego dw utlenek w ęgla w ydziela­

jący się w całej masie ciasta pozostaje w niem uw ięziony i pow oduje ty lk o nad y ­ m anie się, pęcznienie ciasta, czyli w y ra sta­

nie. Ciasto zarobione z drożdżam i i w któ- rem ju ż one zaczęły swoje działanie, ulega ostatecznem u wym ięszeniu. Z początku k lejk o w ate i przylegające do rą k , stopnio­

wo pod rę k ą w praw nego piek arza traci te cechy. W m iarę ja k m ączka ulega prze­

m ianie, ciasto coraz bardziej staje się elasty- cznem iję d r n e m i w tedy ju ż zupełnie do rą k nie przylega. G lu ten w ystępuje na p ie r­

wszy plan i n ad aje ciastu cechy sobie w ła­

ściwe, jak o to: elastyczność, ciągłość i spoi­

stość, obok tego ciasto w dotknięciu je st tłustaw e i delikatne. Im lepiej ciasto je s t m echanicznie w yrobione, im rów nom ierniej g rzy bek drożdżow y je s t rozdzielony w ca- łój masie ciasta, tem dziurko watość chleba je s t praw idłow sza. C hleb w tedy w cien­

kiej w arstew ce ukrojon y przedstaw ia nam siatkę z rów nem i, drobnem i okam i, p rzeci­

w nie zaś, gd y ciasta należycie nie wymię- szano, oka tój siatki będą w jedn em miejscu zam ałe, w drugiem zaduże.

P o ostatecznem w ym ięszaniu następuje form ow anie bochenków , a potem właściwe pieczenie chleba. Ż ar pieca praw ie w j e ­ dnaj chw ili zap iek a całą pow ierzchnię bo­

chenka, form u je przez to trw a łą pow łokę, k tó ra silnie n apierającem u pod wpływem w ysokiej tem p eratu ry dw utlenkow i w ęgla nie pozw ala uchodzić n a zew nątrz. W tój w alce często d w utlen ek węgla byw a górą, w sk u tek czego widzim y na bochenkach pę­

kn ięcia, a bochenek najzupełniej p ra w id ło ­

wej form y, traci j ą i n ab iera częstokroć

(14)

N r 28. WSZECHŚWIAT. 445 dziw acznych kształtów . M am y tu niejako

w m iniaturze podobiznę w alki w ew nętrznej ognistopłynnój masy ziemi z zew nętrzną j6j pow łoką. Zobaczmy ja k im zm ianom ulega skład chemiczny ciasta pod w pływ em wysokiej tem p eratu ry pieca. N a pow ierz­

chni bochenka, gdzie działanie gorąca je s t najw iększe, zaraz następuje zam iana m ącz­

ki n a dekstrynę. K olor zaś sk ó rk i chleba w ystępuje w skutek form ow ania się w małej ilości ciał takich, ja k karam el, asam ar i in ­ nych.

W sk u tek zupełnej praw ie zam iany m ącz­

ki n a dekstrynę w skórce, ta ostatnia je s t daleko słodszą od reszty chleba. T e same zm iany, ja k ie obserw ujem y p rzy pieczeniu właściwem chleba, możemy w idzieć i przy suszeniu słodu na piwo. Im gorętszy piec, tem chleb zeń wychodzi ciem niejszy, b a r­

dziej zarum ieniony, toż samo m a miejsce i na lasach, p rzy suszeniu słodu: im słód je s t przy wyższej tem p eratu rze suszony, tem piwo zeń w yrobione je s t ciem niejszego koloru.

W ew n ątrz bochenka, gdzie działanie go­

rąca nie je s t tak silne i zam iana mączki n a dek stry n ę nie p rzek racza pewnej granicy, ilość wilgoci stopniow o się zm niejsza i n a ­ stępuje chw ila, przez dośw iadczenie w ska­

zana, kiedy chleb należy wyjmować z pieca.

W ięcej niż 35 % do 4 3 % w ody dobrze w y­

pieczony chleb nie pow inien zaw ierać, w przeciw nym bowiem razie je s t szkodli­

wym dla zdrow ia. A żeby otrzym ać jed en fu n t chleba trzeb a wziąć ciasta mniej w ię­

cej funt i 16 — 20 łutów , poniew aż p rzy pieczeniu woda silnie paruje. Ze 100 fun ­ tów mąki otrzym ujem y 125 funtów chleba pszennego a 130 razowego.

T ak się piecze chleb biały, pytlow y. Co do chleba czarnego, razow ego, kw estyja m a się trochę inaczej, zachodzą tu pew ne obja­

wy, niem ające m iejsca p rzy poprzedniej m anipulacyi. P rz y pieczeniu chleba razo ­

wego nie dodaje się drożdży do ciasta. M ą­

k a tak zw ana razów ka zaw iera dużo otrąb, bogatych w cerealinę i białko, w skutek cze­

go proces ferm entacyi w y stę p u je bardzo energicznie, zwłaszcza, że bywa podniecany zakwasem, czyli ciastem , w któ rem ju ż fer- m entacyja znaczne zro biła postępy. T aki zakw as piekarze m ają ju ż gotow y w dzie­

ży, w której z dnia na dzień pozostaje p e­

w na ilość ciasta i przy bardzo sprzyjającej tem peraturze p iek arn i znacznie przeferm en- tow uje. Zważywszy to, że z jed nej strony energiczn a ferm entacyja odrazu sprzyja ro z ­ wojowi najrozm aitszych organizm ów, a z drugiej — my sami nie zapew niam y g rz y b ­ kow i drożdżowem u przew agi nad współ­

zaw odnikam i, obserw ujem y po niejakim ś czasie w cieście obecność organizm ów, s p ra ­ w iających ferm entacyją octową i mleczną.

Stąd chleb razow y posiada właściwy sobie smak kw aśny, czasam i bardzo ostry.

C hleb taki razow y może służyć tylko za pokarm ludom północnym , u których zmysł sm aku nie jest ta k rozw inięty, ja k u p o łu ­ dniowców. D elik atn y lom bardczyk, ros- pieszczony na polencie ku ku ry dzow ej, lub francuz, jed zący chleb biały drożdżowy, nie mogą bez szkody dla zdrow ia jeść chleba razowego.

D ek stry n a w chlebie razow ym tw orzy się w większej ilości, niż w białym pszennym , a przy wysokiej tem peraturze pieca nabie­

rając ciemnego koloru, udziela go całej m a­

sie chleba. C hleb razow y mniej w yrasta, ponieważ ciasto w skutek obecności otrąb nie je s t tak ciągłe i lepkie, nie może przez to więzić dw u tlen ku węgla. •

G dybyśm y chcieli w ykazać analogiją kwaśnej ferm entacyi chleba razowego do odpowiedniego procesu w arzenia piw a, to musielibyśm y szukać jej w belgijskim spo­

sobie ferm entow ania piwa. K w aśne piwo belgijskie, L am bu k i P h a ro , otrzym ują z a ­ pomocą sam odzielnej ferm entacyi, bez zada­

w ania drożdży.

N astępuje kw estyja, co zyskujem y przez to, że zam iast jeść w prost ziarno, pieczemy zeń chleb i dopiero w tym stanie spożyw a­

my. Z dwu względów je s t to dla nas ko­

rzystne. S tan chleba je s t daleko ko rzy ­ stniejszy dla konsum enta, niż stan ziarna.

U strój zębów człow ieka nie pozw ala mu w ygodnie roscierać ziarna, ja k to czyni koń lub krow a, a obok tego porow aty, gąbcza­

sty chleb je st daleko dostępniejszy działaniu soków traw iących żołądka, niż ciasto z m ą­

ki. Z drugiej stro ny sk ład chem iczny chle­

ba, in ny niż m ąki, je s t zdrow szy dla o rg a­

nizm u ludzkiego. K w estyja wyższości chle­

ba dla organów traw ien ia je s t jeszcze dosyć

Cytaty

Powiązane dokumenty

z pozostałych sylab odczytasz brakującą część pewnej ciekawej informacji, która została podana na dole ćwiczenia.. Nie trzeba zajmować się zwierzętami, same dadzą

Zaufanie moralne jest bezwarunkowe - ludziom po prostu się wierzy i ufa; zaufanie strategiczne oparte jest na pewnym warunku - trzeba dowieść, że jest się go

Zapisać przy użyciu znaku sumy (a) łączny utarg sklepu od maja do września włącznie, (b) średni miesięczny utarg od lutego do lipca włącznie, (c) średni kwartalny utarg w

wej termicznej różnicowej daje się jedynie odcyfrować obecność składnika występującego w próbce w dużej ilości względnie posiadającego bardzo charakterystyczne

Punkt O’ jest pozornym obrazem punktu O, za h jest pozorn grubo ci widzian przez tego obserwatora.. Jest ona

Przez pokręcenie prawym pokrętłem uzyskać ostre, wyraźne, bezbarwne, poziome rozgraniczenie jasnego i ciemnego tła w polu widzenia okularu (wyraźnie rozdzielone, stykające się

da w akw aryjum zupełnie uspokoi, m uł na dno opadnie, bliżćj będziemy się mogli przy ­ patrzyć ty m wszystkim istotom, a w owych dziwacznych, zielonych i

Jeszcze tego samego dnia odby³o siê podsumowuj¹ce zebra- nie plenarne Rady Zak³adowej rozszerzonej o przewodnicz¹- cych rad oddzia³owych.. Taki sk³ad plenum sta³