M cew nit Śląska
2 1 3 2 7 7
I
W S
Wielka zbrodnia
czy li:
Jaki aczynek,"tata, zapłata.®
Smutne zdarzenie z nowszego ezasn.
i
%) Racibórz, B:
^ Drukiem Pr. L i n d n e r . " K*
_____
W iedeńskie dzienniki donosiły w o statn im czasie o okrutnej zbrodni, k tó r ą popełniła pew n a m a tk a wobec sw ych tro je dzieci. P a n i A m an d a B ellem ont ozdobioną b y ła cielesnemi pięknościam i i liczyła dopiero 28 la t.
M ia ła cói k ę od w ieku la t jed en aście i dw óch chłopaków od dziew ięć i sześć la t. M ąż jej był k a p itan em w iel
kiego o k rę tu zakupnego, k tó r y to w a ry z In d y i do T u r cy! przew oził i w calem ro k u przyszedł ty lk o n a p a rę dni w koło sw ej rodziny. O d o sta tn ie j podróży sw ojej B 'lle m o n t je d n a k niepow rócił z sw ym okrętem , mógło być, że o k rę t zg in ął n a m orzu lub że z calem bogactw em go o k rutnicy zrabow ali.
Zioną jego A m a n d a B ellem ont je d n a k się z tego nic nie robiła. M ąż j<j pozostaw ił te sta m e n t, tre śc i te j, źe dzieci* m jego z a jis a r o cały m ajątek i po śm ierci tychże c a ła posiadłość przejdzie w ręce m a tk i. L ecz m a tk a t a b y ła plugastw em , biedne dzieci m ęczyła ja k bydło, ona sam a zaś chodziła p r całych dniach i w nocy n a kon
certu i bale. O b rzy d ła osoba ta u trz y m y w a ła sto su n ek miłosny z pew nym nicponiem, i nie chodziło jej o pie
niądze, m iała ich bowiem za n ad to i d lateg o podobało
sie bardzo łajd ak o w i u niej. T e ra z g d y nie słyszano
już trz y la ta o k a p ita n ie B ellem ont, z am ierzała iść za
m ąż młodego g a la n a . L ecz te n d ał zakochanej bardzo
w niego zrozumieć, że m a jątek c a ły należy d la dzieci,
on sam je s t ubożuchny i m usieliby potem p ro w ad zić życie
nędzne. T o w y starczy ło i w m ózgu zbestw ionej k o b .ety
po w stał zam iar, dzieci te borokie zabić, w ja k i sposób
się tylko uda. Z djabelną surow ością, n a d k tó rą się
n a w e t W cudzołożnik oburzył, tr a p iła i m ęczyła d ziatk i
sw e w sposób b arb arzy ń sk i. W rz u c iła ich do w ilgotnej
piw nicy, n ie d rw sz y im k ilk a dni je ść i pić U bogie
isto ty te w sk u te k teg o sch u d u iaiy bard zo , potem ciężko
zachorow ały, lecz nie u m a rły . P ew n eg o d n ia pojeenała z
niemi na z a w a rty m w azie do odległego lasu. N ie p rz y trzy m ali nigdzie, aż w reszcie d a la się w idzieć ja k a ś zbńjnicza k arczm a. R o z k a z a ła tu więc dzieciom w ysiąść.
D oszli do ogromnej przepaści, w k tó rą ch ciała w rzucić d z ia tk i sw e. J u ż chw yciła najm łodszego synaczka, lecz oboje sta rsz e dzieci rzu ciły się n a k o la n a i b łag ając o k ru tn ą m a tk ę : „ M a tu siu , n ajk o ch ań sza n asza najlepsza m atko, nie w rzuć n a s do tego o k ru tn eg o p ad du, zaw rzy j n a s, nie daw aj nam jeść w ciemnej piw nicy, bij n as, lecz nie uśm ierć n as. '
W zruszająco b y ło b ła g a n ie d ziatek ty ch m izernych, a je d n a k niew innych, stra sz n ą b y ła t a scena, k tó ra się tu ta j o d g ry w ała, k tó re j n a w e t bezbożny g a ia n nie mógł się p rz y p a try w a ć. „ D a ru jż e im ży c ie '1, zaw ołał z drzącem głosem , „ n ie mogę ty ch biedaków dalej wi
dzieć cierpieć, zrób k ró tk o .“ „ W ię c ," za w o ła ła kobieta surow a, ..nie chcę w as w rzucić do tego padołu ciem
nego. J e ż e li się opow ażycie za nam i p o b ie g n ą ć ," w ten czas w as n a ty c h m ia st zabiję o k ru tn ie .“
Śpiesznem krokiem p oszła t a rz a d k a p a r a m iłosna, dzieci pozostaw szy w swej n ę d /y , w siad ła n a wóz i j e chali czem prędzej do sw ej posiadłości. P ła c z ą c rz e w liw ie, u klęknęli d zieciątk a, łzy p ły n ęły obficie, jed n ak me m iały odw agi, pow rócić do domu m niem anego. Słońce:
ju ż schodził", eiem niło się coraz więcej je d n a k m a tk a jej nie pow róciła. P ła k a ły coraz głośn ei, aż w reszcie, od głodu i p rz e stra c h u zm ęczeni, od boleści i osłab ien ia padli i usnęli. Z im ne ra n o w zbudziło w cześnie n iesz
częśliw ych śpiących. Z n o w y m dniem zaś odnow iły się
m ęki biednych sie ró t ty c h nieszczęśliw ych, „ J a k ż y s z
mi zimno, ach jak b y m c h ciała jeść,“ w o łały m aluteńko-
wie, „ach dobro m atulko, pośpiesz do "nas, dajżesz nam
ty lk o krom eczka suchego chleba. A ch g łó d ta k bard zo
b o li!‘‘ L ecz t a „ d o b ra ,“ ale bezbożna o k ru tn a m a tk a nie
przychodziła, b y ła ona daleko oddaloną. „P ójdźcie, moi
mili b ra te rk o w ie ,“ za w o ła ła d w u n a sto le tn ia siostrzyczka,.
,,chcem y iść a m a tn lk ę sz u k a ć .“ A zb iedniałe u b o g ie dzieci chw yciw szy się z a lę k i i pośpieszyły n a słabych nóżkach w przódy C oraz silniejszy d a ły się płaczliw e ję k i słcszeó, błądziły ty lk o dalej do ciem nego la su ; n ie
było w idzieć a n i domu, ani czło w iek a żadnego, coraz głośniej łk a ły biedaczki, bo głód ich m ęczył o k ro p n ie.
Z nów się zbliżał w ieczór, a te r a z sp o strzeg łszy ja k iś dom ek, z o statn iem i siłam i dążyli do tegoż „M oże k to będzie ta k i m iłosierny, a daje nam k a w a łk a ehleba,“
pocieszała sio strzy czk a sw oich b r a tó w L ecz złu d zo n a ufność, b y ł to zupełnie z a p a d n ię ty dom ek, ja k a ś s ta r a k ap lica, n a to w sk a z y w a ły o łta rz y zap ad n ięte.
D w oje dzieci ju ż n ie m ógty dalej iść, zupełnie osłabieni upadli n a ziem i, już p ła k a ć nie zd M y , fe b ra przy ch o d ziła n a nich. P r z y nich k lęczała sio strz y c z k a k tó r a . jeszcze była najsilniejszą. „A ch moi biedni b raciszk o
w i e “ p ła k a ła głośno, nie płaczcie I A ch, ju ż nie m ów i
cie — mój Boże, jużeście są całkiem zimni. A ch matko,, dobra m atko, przydźże ju ż, bo um ierają. A ch F ra n c is z k u , P a w e łk a , ju ż nie mówicie, jużeście t u z m a r z li.( I u p a d la nieprzytom nie b ied a c z k a z złożonemi rączk am i obok dwóch m alut ńkich tru p ó w .
A ch ty nieszczęśliw a o k ru tn ico bez w szelkiego m a
cierzyńskiego uczucia, żebyś była to w id z ia ła ! Jesz c z e raz p o w stała dziew eczka i p y tając s i ę : , , 0 moi b racisz
kow ie kochani, je ste śc ie dopraw dy nieżyw i ? A ch żebym m ógła z wami u m rz e ć !“ T u sp o strz e g ła o b raz zb aw iciela n a k rz y ż u w iszącego, u k lę k ła n a k o la n a i m odliła się : A ch najm ilszy P a n ie J e z u C h ry ste , czemuś w ziąłeś nam O j c \ dla czegi ż nie zow ołasz m atk i naszej, te ra z u m a rli mi moi bracia, o P a n ie Jezu sie, pozwólże mi też um rzeć 1“
„B ied n e dziecię,“ zaw o łał głos ja k iś znajom y, „ n ie
um rzesz, mam jeszcze dla ciebie k a w a łe k ehleba,“ i do
dziecięcia przybliżył się chłop w o d arty m odzieniu, pod
d a ł biedaczce k a w a łe k chleba, t a k t e m ięsa i k ro p e lk ę w ina. P łaczac jeszcze o p ow iadała dziew czyna w szystko, eo się stało . Z a d rż a ł i łzy mu się lały. ,,E m m a, ko
chane dziecię
n n j ę ,nie poznasz tw ego o jc a ? " „O jcze mój k o ch an y 1 ‘ zaw ołało dziewczę, o b łapiając ojca B oleśnie p a trz ą c p rzy stąp ił do dw óch m ałych trupów , podźw ignął ich, p rzy cisn ął do piersi sw y ch i m ó w ił: „M o je ubogie dzieci, ta k znalazłem w a s ! L ecz tobie b e z w sty d n a m atk o o k ru tn a ; rzysięgam nag ro d ę, ja k ą ś z a słu ż y ła , m asz j ą ty sią c k ro tn ie odczuw ać. N iepem nem krokiem poszedł z sw ym dzieckim jedynie żyjącym do pobliskiej miejcowości. tam opow iadał o tej straszn ej zbrodni, po
chow ał sw oich synów i u d ał się do W ie d n ia T u do
w iedział się że żona jego zam ierza n a now o pójść z a mąż z iakim ś łajdakiem . N iepoznano go w tern o bdar
ty m odzianu i przez wąz sp istoszony, p o stą p ił do domu, g dzie się m iało w esele o d b ić . C órkę sw oją ow inął do szm atów i przybl żal się do stołu w esela.
,.N ajp ięk n iejsza mł d a p a n i“ , przem ów ił do niej się u k ła n ia ją c , ..przychodzę z d a le k a n ad oceanem , tr z y la ty byłem uw ięziony u o k ru tn ik ó w tu znalazłem po
między niew olnikam i p rzy jaciela, b y ł to m ąż ślicznej m łodej pani, z d ie h L m z nim radość i u tra p ie n ie U ciek liśm y ob je , lecz k u la nieprzyjaciela p rz e b iła mu serce, u m arł w moich objęciach ! P rzy jacielu , m ów ił um ierają- co pośpiesz do W ie d n ia do żony m ojej, p rzy n ieś je j o s ta tn ie pozdrow ienie moje. ona C ię w ynagrodzi J e s te m tu ta j z moim dzieciem , k tó re w szy stk o ponosiło w ra z xe m ną, com u cierp iał !“
Sannjąc się szyderczo z a w o ła ła pijana b ez b o ż n ic a :
,,A w y m yślicie rzeczyw iście o w y n ag ro d zen iu ? “ H a ,
h a, Bell m ont przyob ecał wiele, lecz j a tego nie chcę
trz y m a ć ; toby mi było w krom , w as żebraków filtro w ać,
precz
7,w a m i! Z g in ą ł, to je s t dobre zao p atrzo n y .
T a m siedzi mój“ , w sk a z y w a ła n a m łodego pan a, te n je s t
w tej chw ili moim m ę ż e m ! — — , J e s t e ś b e z w s ty d n i codzołoźinicą !“ zaw o łał B ellem ont, „t& kieg i jeszcze ż a d n a k o b ieta nie d o k o n ała P rzyszedłem po moją należytuśó- i - — „ T u j ą m asz, b e z w sty d n y ż e b r a k a ! " za- w rz a sła ta b e sty a w postaci ludzkiej, i u d e rz y ła go flaszką z w i n a ; lecz on pięść ścisną! i z a w o ła ł: „ Z o baczę cię jeszcze, ty sm oku“ i poszedł z swmn d z ie c kiem. D n ia n a stęp n eg o m iał się odbyć ś nb tejże p a r y
w kościele J u ż s ta n ę ła m łoda pani p rzed plebanem , i w raz p o w sta ł ja k iś szm er p rzed kościołem w tłu m ie ludu. „ Z ró b c ie m iejsce p o m sty '4, zaw o ła! p rz e ra ż a ją c y g ło s, cisn ął się ja k iś o d a rty człow iek przez ludzi do kościoła, za nim szli chłopi, niosąc tru m ę n a p lecach sw ych W re sz c ie doszli do o łta rz a , gdzie k sią d z c h c ia ł złączy ć n a ca łe życie m łodą p arę. M łodej p a n i n a p r z e ciw ko s ta n ą ł ż e b ra k „ A m an d a B Remont, p ew n ie mnie jeszcze z n a sz “ « zaw oł J grzm iącym głosem , „ d ziś p rzychodzę inaczej, je ste m A n to n i B Remont, mąż tw ój I“
K o b ie ta p o w aliła się o ziemię. „ W ię c p y tam się j a k o ojciec moich d z iatek , g d zie m asz d z ia tk i m e ? “ K o b ie ta się k rę c iła n a ziemi, ja k o m ąż ja d o w ity „ U m a r ły ! od
p a rła . — — „ T a k , u m a rły , z a w o ła ł boleśnie, lecz k to ich z a m o rd o w a ł
iT y bezbożna m a tk a s z a ta ń sk a , p a tr z “ , w o ła ł z obliczem zabledniałym , o tw orzyw szy w ieki tr u m ny, „ tu l żą tw e nieszczęsne ofiary i t u “ , zaw ołał, s z a r
piąc je j k w ia ty z w ieńca ślubnego i posadziw szy je j z w ię d łą k o ro n ę zm arły ch , „ tu ta j m asz tw ój ślubny w ie
niec. W a m w sz y stk im t u zgrom adzonym pow iadam
te r a z , że t a bezbożnica j e s t n a jo k ru tn iejszą isto tą , j a k a
k ie d y k o w iek is tn ia ła i istn ie ć będzie. N ie ty lk o , że nie
b y ła m i n ie w ie rn ą , nie, jeszcze m ęczyła d z ia tk i m oje
p rz e z głód i w ięzienie b iła ich aż ich zam ordow ała. P a t r z
cie t e tru p y , stra sz n ie im dokuczała, potem ich z a p ro
w a d z iła do la s u aż od g łodu u m arły , /m a jd łe m p rz e z
B o sk ą O p a trz n o ść ich i to żyw e jeszcze dziecię, n a w po
m a rtw e , u rato w ałem go od śm ierci ab y było św iadkiem tej nieszczęsnej m atk i. T a k sobie p o stąp iła m a tk a . B y łe m niew olnikiem przez k ilk a la t u o k ru tn ik ó w , ażem u ciek ł do mojej dziedziny. M iałem p rag n ien ie do żony i dzieci J a k o się z m y liłe m ! ‘ „Z ab ijcie j ą “ zaw o łał tłu m lu d u w kościele i w szyscy chcieli się ju ż rzu cić n a
« k ro tn ic ę , lecz słow o k a p ła n a złagodziło zb u n to w a n ą ludność. „ N ie sądźe e w domie B ożym 1 , z a w o łał, „n ie przeszkadzajcie spraw iedliw ości 1“ P o licy an ci popadli zbrodnicę i wrzucili d
>w ięzienia, gdzie odczekiw a w y ro k u śm ierci zasłużonej w raz z jej n iew styduym k o c h a n
kiem , k tó ry się dał od niej obałam ucie.
Ś p i e w .
P e w ien k a p ita n b aw ił w d alek ich k ra ja c h M u siał zostaw ić żonę i dzieci,
A zn ał się te ż n a inn y ch obyt I jego żona z inuem i kw ieci B ied n e s ie ro tk a znają, Ż e ojca ju ż nie m ają
M u siały cierpieć biedę i głód
B e z w sty d n a m a tk a ich bez w szelk ich cnót.
A g d y biedne dzieci jeszcze nie po m arły O n a ich bije. tłucze aże s tra c h
A te sta m e n tu sw ego nie o tw a rły O n a popełnić chce ja k iś zam ach.
W lasu ciem nym ich zostaw i,
A
kochankiem sw oim sp raw i,
D w o je dzieci zam k n ęły oczy sw e
A c h B uże to się s ta ło źle.
T y lk o s ta rs z e jeszcze w gło s p łak ało , B y ło to dziew czę od d w u n a stu la t, O pomoc B o sk ą w k a p lic y w ołało
A ch ten n iew inny biedny k w ia t, U sły sz a ł k to ś zdaleka
Z pomocą nie odw leka,
A b y przyniósł rabunek dziecu sw em , J e s te m j a ojcem, ostrzeżę cię p rzed złem.
W ię c B ó g u sły sz a ł je g o w o łan ie, P o w ró c ił zdrow o do sw ej dziedziny, W ziąw szy ze sobą całe sw e kochanie A ja k ie ż by ły te odw iedziny.
P rz y w eselnym sto le żona N ie poznała go ona,
A m an d a nie zm iarkow aw szy w cale W n et będziesz przed try b u n ale.
P rz e d o łtarzem mąż p o k azu je sw oje K o ch an e dzieci co zam ordow ała, A ch cóż c z y n ią za o kropne zbroje G dy już innego sobie ślubow ała.
Z a nim pow iedziała słow o, T łum zb u n to w an y n a now o
Chce n a ty c h m ia st j ą surow o k a ra ć , L ecz k a p ła n tego n ie śm ie pozw alać.
S zerg o w ie j ą n a ty c h m ia st pochw ycili D o kajdanów j ą też w łożyw szy
D a j B oże żeby serce jej sk ru szy li A jej pi k u tę otw orzyw szy.
B oże m iły, od złego, Z achow aj nas każdego
Ż ebyśm y w zbrodniach ta k ic h n ie żyli
T y lk o się to b ą ^ ą ^ y m łączyli.
E}:W
:
:
Biblioteka Śląska w Katowicach Id: 0030000444466