szkodą dla konserwacji. W ydawano kolosalne sumy n a odkuw anie romańskich portali i kapiteli, a brakowało funduszów na pokrycie dachów. Po to, by prze prowadzić pełną rekonstrukcję jednego zabytku, zaniedbyw ano prace zabezpiecze n iow e przy dziesiątkach innych. I to był sw oisty rodzaj wandalizmu. Te kilka rozdziałów pióra L. Réau w arto zalecić jako lekturę Wielu w spółczesnym konser watorom w Polsce!
Osobny rozdział w historii wandalizm u stanow i tzw. elginizm czyli w yw ożenie dzieł sztuki z miejsca, gdzie one pow stały lub gdzie zostały zainstalowane. N ie jest to chyba najgroźniejszy gatunek wandalizm u i autor chyba n aw et przesadza jego znaczenie. Ostatecznie trzeba przyznać, iż nieraz korzystniej b yło przewieźć zaby tek do odległego n aw et muzeum, gdzie m ógł on (być n ależycie konserwowany, n iż pozostawiać go na m iejscu na p ew ne zniszczenie. Wzgląd n a (badania naukow e nad zabytkiem rów nież często powoduje konieczność przeniesienia go do m uzeum hub pracowni naukowej. Z drugiej strony jednak trzeba przestrzec przed zbyt lek k o m yślnym przenoszeniem dzieł sztuki z m iejsca na m iejsce, przew ożeniem z m uzeum do muzeum, a zw łaszcza gromadzeniem kolekcji arcydzieł w jednym m uzeum kosztem ogołacania innych.
Jak w idać z 'powyższych rozważań, książka L. Réau jest przede w szystkim historią w andalizm u jako p ew nego zjaw iska społecznego. Jak na tak ie ujęcie jed nak zbyt w ie le je s t tam opisu i w yliczania jednostkowych faktów, za m ało zaś analizy przyczyn wandalizmu, brak szerszego powiązania przejaw ów wandalizm u z aktualną sytuacją historyczną. Ostatecznie n ie dowiadujem y się od autora jakie konkretne przyczyny społeczne, ekonomiczne, polityczne czy ideologiczne spow o d ow ały akcję rozbierania kościołów francuskich ciągnącą się od XVII po X IX w., autor n aw et n ie pow iązał ze sobą poszczególnych faz tej akcji. Czytelnik n ie d ow ie się nawet, czy „wandalizm kanoników ”, „wandalizm królewski” i „wandalizm szlachecki“ — jak to nazyw a autor — w XVII i XVIII w . powodow any był tym i sam ym i przyczynami, czy m oże w yn ik ał w łaśn ie 3e sprzecznych interesów ?
Z drugiej strony praca Réau n ie jest opisem zniszczonych zabytków, n ie została tak zaplanowana ani skonstruowana, jakkolw iek zaw iera ona kolosalny m ateriał rzeczowy, a indeksy (alfabetyczny i chronologiczny ułożony w edług dat niszczenia zabytków) um ożliw iają szybkie odszukanie w szelkich potrzebnych in for
macji. N ie jest to też próba zrekonstruowania stanu posiadanych dzieł sztuki w epokach minionych, aczkolwiek ciekaw e byłoby dowiedzieć się, ile było w rze czywistości kościołów gotyckich w e Francji lub jak naprawdę w yglądały wnętrza X V II-w iecznych châteaux. Tego rodzaju praca czeka jeszcze na swego autora O historii zniszczeń i historii zniszczonych 'zabytków należałoby jeszcze napisać w iele książek, aby wyczerpać w szystk ie w iążące się z tym zagadnienia. Dzieło L. Réau stanow i tu tylko zaczątek, punkt w yjścia do dalszych badań.
A n d rze j W yrobisz
Józef N o w a c k i , D zieje archidiecezji pozn ańskiej t. I, Księgarnia św. Woj-oiecha, Poznań 1959, s. 857, alustr. 145.
Pierw szy tom „Dziejów archidiecezji poznańskiej” stanow i obszerne, w yczer pujące studium historii kościoła katedralnego w Poznaniu od czasów najdaw niej szych do chw ili obecnej.
pośrednio do źródeł. N ie poprzestał na zacytowaniu оріиіі poprzednich badaczy przedmiotu, lecz sam skontrolował ich sądy, w ysuw ając w łasn y 'pogląd na w iele spraw. Znaczne partie dzieła m usiał stw orzyć od (podstaw, gdyż w ie le zagadnień nie b yło dotychczas przedmiotem zainteresow ania historyków.
M imo zwartej konstrukcji i podporządkowania poszczególnych w yw odów całości, praca roapada się na kilka odm iennych co do u jęcia i treści studiów.
Część A pt. „Początki biskupstw a i (katedry poznańskiej” jest krytycznym streszczeniem w yników badań zarówno archeologów jak historyków sztuki nad początkami Poznania i jego rolą w przyjęciu chrześcijaństw a przez Polskę. Pozo stając na ogół w zgodzie z ostatnim i badaniam i zarów no w zakresie topografii pierwotnego Poznania jak i dzieła chrystianizacji Polski, autor w ysuw a pew ne hipotezy w łasne. Stw ierdza m ianowicie, że istnieją poszlaki, pozw alające w yw odzić pierwszego bislkupa polskiego Jord&na z 'klasztoru benedyktyńskiego w stolicy biskupiej Zara (Zadar) w Chorwacji. Główną przesłankę rozum owania stanowi tradycja o zjwiąziku kościelnym tego terenu z Polską, jednak bardzo późna i n ie pewna. Wspólność w ezw ania obu katedr (św. Piotr) oraz parokrotne w ystępow anie im ienia Jordan w śród duchow ieństw a w X I-X III w iek u nie upoważniają chyba do w ysuw ania, naw et hipotetycznie, tezy o ich związku. N ie mniej słu sznie zw rócił autor uw agę na jeszcze jeden teren, z którego m ogli rekrutować się m isjonarze dla Polski.
W dalszym ciągu iks. N o w a c k i referuje dzieje chrztu Mieszika, fundację biskupstwa w Poznaniu oraz dysikusję na tem at stosunku biskupstw a poznańskiego do Magdeburga, przechylając się ostatecznie do zdania, że diecezja poznańska, fun dowana w roku 068, była początkowo egzym owana i podlegała bezpośrednio stolicy apostolskiej. Egzemcję tę zachowała rów nież po rioiku 999, kiedy n ie w łączono Poznania do prow incji gnieźnieńskiej. K iedy zaś podporządkowano tę diecezję m etropolii w Gnieźnie, n ie wiadomo.
N ie w ydaje się celow a em endacja tekstu Thietm ara (s. 37), któremu autor zarzuca tendencyjne w yolbrzym ienie roli cesarza w fundacji arcybiskupstwa gnieź nieńskiego. Jeżeli n aw et uznamy, że pow ołanie do życia now ej m etropolii m usiało być dokonane przez papieża, m ógł cesarz w ystępow ać jako udzielający wraz z Chro brym inw estytury, a także brać bezpośredni udział w obrzędzie złożenia relikwii św. W ojciecha na ołtarzu.
Cenne są rozważania nad pierw otnym i granicami diecezji poznańskiej. Z zesta w ionego m ateriału, dotyczącego głów n ie stanu uposażenia biskupa i kapituły po znańskiej na terenie Kalisza, Lądu i ziem i raw skiej, a także na obszarze archidia konatu czerskiego autor w yciąga jednak zbyt śm iałe w nioski. N ie rozważa m ożli w ości powstania tego uposażenia inną drogą jak tyllko w ten sposób, że tereny te stanow iły niegdyś część diecezji poznańskiej, co n ie w ydaje się m etodycznie słuszne. Jego koncepcja, że pierwotnie trzy diecezje polskie: gnieźnieńska, poznań ska i krakowska rozciągały się rów noleżnikow ym i pasami aż do w schodnich granic państw a piastowskiego, chociaż pociągająca, m usi pozostać w sferze hipotez.
N iew ątpliw ą zasługą autora jest również uporządkowanie pojęć prawnych, dotyczących sytuacji 'kościoła 'polskiego w pierwszych latach jego istnienia (s. 19 i nast.). W ykazuje on bezpodstawność używ ania term inu „biskup dworski” lub
„królewski” w przeciw staw ieniu do (biskupa diecezjalnego, poniew aż w szyscy
biskupi noszący takie tytuły są biskupami norm alnym i diecezji, a tytuł episcopus regalis lub episcopus palacii jest dla nich tytułem dodatkowym , zw iązanym z fu n k cją pełnioną na dworze monarszym.
R ównie przekonywająco rozprawia się autor z pokutującym w literaturze poję ciem biskupstwa m isyjnego. Uważa, że termin ten pow stał z pom ieszania trzech
pojęć: 1) biskupa-misjonarza, 2) biskupstw a prowadzącego m isję w ewnętrzną, 3) biskupstw a egzymowanego.
W pierwszym wypadku imamy do czynienia z terenem n ie zorganizowanym pod w zględem .kościelnym. Biskup działa na prawach zw ykłego misjonarza, tyle tylko, że posiadającego sakrę, uprawniającą do w ykonyw ania oboiwiązków litur gicznych niedostępnych kapłanom, np. udzielania bierzmowania. Praw o w yśw ięca nia kapłanów, ja to w kraczające w zakres obowiązków biskupa-ordynariusza d ie cezji 'bisikup-misjonarz m usi uzyskiwać na podstaw ie odrębnych zezwoleń. Opisana tu sytuacja n ie odpowiada żadnej kanonicznie uznanej form ie adm inistracji koś cielnej, jest tw orem czysto przejściow ym , n ie instytucją.
Wypadek drugi, który Paul H i n i u s określa w łaśn ie term inem M issienbistum , je s t z punktu w idzenia praw a kanonicznego norm alną diecezją, podlegającą władzy m etropolitalnej a tylko zajm ującą się in tensyw n ie Chrystianizacją w łasnego terenu.
W reszcie trzecia m ożliw ość — biskupstwo egzymowaine — jest to biskupstw o w yłą czo n e z e związku m etropolitalnego z najbliższą prow incją kościelną, a pod legające prowincji rzym skiej, zatem bezpośrednio papieżowi.
Te ustalenia praw ne stanow ią obok podsum owania stanu naszej w iedzy o po czątkach diecezji poznańskiej, trw ały dorobek pracy.
Część В zaskakuje podanym w tytu le zestaw ieniem „Tytuł, prawa i mająteik katedry”, bo n ie jest zrozumiałe, dlaczego jednocześnie rozważać sprawy w ezw ania i uposażenia kościoła. Mimo to rozdział o w ezw aniu zaw iera’ zestaw ienie pełnej dokum entacji dotyczącej patrona 'kaitedry — początkowo św. Piotra, a od roku 1821 św. Piotra i Paw ła. Rozdział o prawach katedry (poznańskiej dotyczy głów nie zmian, jakie zachodziły w organizacji kościelnej w Polsce w X IX i X X wieku, a zwłaszcza spraw ę połączenia stolicy gnieźnieńskiej n ajpierw z poznańską, potem z w arszaw ską i w związku z tym w ędrów kę tytułu m etropolitalnego.
Roizczarowuje nieco czytelnika rozdział o m ajątku, brak w nim bow iem opisu czy zestawień uposażenia katedry. Autor w ym ienia w nim jedynie różne źródła dochodów kościoła i w ysokość w p ływ ów uzyskanych z nich w kilku dość przypad kowo w ybranych momentach. W sum ie rozdział n ie d aje obraau pozycji ekono micznej biSkuipstwia ani też jego gospodarki w ciągu w ieków .
Część А і В stanow ią w pew nym sensie odrębne studium, które można by nazwać historycznym sensu stricto. Od strony 73 wkraczam y .w dziedzinę historii sztuki i architektury. O ile w dwóch pierwszych częściach autor m ógł w ■'pewnym stopniu opierać się na w ynikach literatury, teraiz zdany jest praw ie w yłącznie na w łasn e ustalenia. W części С pt. „Dzieje gmachu katedry” podsum ow uje w yniki badań archeologów i historyków sztuki nad najstarszą katedirą a następnie, w yko rzystując zarówno m ateriał drukow any jak i wieiliką ilość źródeł archiwalnych opowiada o przebudowach, upiększeniach, zniszczeniach i klęskach, którym ulegał gm ach katedry łącznie z historią powojennej odbudowy. ‘
W następnych partiach opisuje szczegółowo części katedry oraz w yposażenie w obrazy, naczynia^ param enty i sprzęt liturgiczny. Jest to z punktu widzenia historii kaitedry doskonały inwentarz, oparty zairówno o istniejące zaibytki jak i o w ydobyte z archiwum w zm ianki o zaibytka-ch zaginionych.
Na tym tle historyka przykro uderza fafct, że autor (krótkim, zaledw ie ośm io- stronicow ym rozdziałkiem sk w itow ał archiwa i 'bibliotekę katedralną, które tak wszechsitroonie wykorzystał.
Dużym w alorem pracy jest św ietn y m ateriał ilustracyjny oraz indeksy i do kładny spis w ykorzystanych archiwaliów .
W su m ie praca ks. N o w a c k i e g o zapełnia .poważną lu kę w dziejach koś cioła polskiego i stanow i w zór do naśladow ania dla innych badaczy historii kościoła. P ow itać należy z radością zapowiedź publikacji dalszych dwóch tomów,
traktujących o historii diecezji (granice, podziały administracyjne, rozwój sieci parafialnej i klasztornej) oraz o kapitule poznańskiej.
Do „Dziejów archidiecezji poznańskiej” sięgn ie zarów no historyk jak i historyk sztuki, znajdując W nich 'kopalnię cennych wiadomości.
Julia T azbir ow a
Józef M i l e w s k i , D zieje Starogardu G dańskiego (m iasto i pow iat), W ydawnictwo Morskie, Gdynia 1959, s. 256.
Monografia J. M i l e w s k i e g o przedstaw ia historię powiaitu oraz m iasta
Starogardu od czasów najdaw niejszych aż do ch w ili obecnej. Tak obszerne ramy chronologiczne pracy prowadzą oczyw iście do pew nych uproszczeń, niem niej fakt, że jest to pozycja w pew nym sensie pionierska (dotychczasowa literatura, zresztą nieliczna, jest w znacznej m ierze przestarzała), nadaje jej specjalne znaczenie. Autor w ykorzystał istniejącą literaturę przedm iotu dosyć sum iennie, dom yślać się także należy, że sięgnął do źródeł drukowanych i niektórych przynajmniej archi w aliów (niestety skąpa bibliografia zamieszczona na końcu książki n ie inform uje na ten temat). Jego synteza dziejów Starogardu wykracza w ięc poza ramy zw ykłej kom pilacji i w nosi n o w e elem en ty do naszego poznania przeszłości tego regionu. N iem niej szereg spraw budzi w ątpliw ości recenzenta. Brak aparatu naukowego uniem ożliw ia ustosunkowanie się do licznych tw ierdzeń autora, które choć intere sujące, m ogą stanow ić przedm iot sporu (np. cyfry m ieszkańców Starogardu w XIII i pokxwiel X IV w ., określane przez autora n a 1000 i 1500 osób, dalej struktura zawodowa ludności w X VI w . i zaliczanie 60°/o m ieszkańców do kategorii rze m ieślniczej itd.). Niem ożność śledzenia toku rozum ow ania i podstaw p ew nych itez obniża znacznie ich wartość.
Przedstawienie dziejów średniowiecznego Starogardu jest w yraźnie zawężone. Przy Sizerokim potraktowaniu spraw narodowościowych, ciążenia Pomorza ku Pol sce, problemu agresji krzyżackiej, n ie wspom niano ani słow em o związanej z tym w szystkim mocno akcji i roli Brandenburczyków. W dodatku Starogard i powiat starogardzki w yobcow ane zostały z ogólnej historii m iast pomorskich. Czytając książkę, zapom ina się nieomal, że tuż obok w yrastały na Pomorzu potężne organi zm y m iejskie, których istn ien ie m usiało w siln y sposób rzutow ać na rozwój m ałego miasteczka. Jak np. w pływ ała bliskość Gdańska na kształtow anie się i rozwój Starogardu, zarówno gospodarczy, jak społeczny i ludnościowy? Ten w ażny problem n ie został w ogóle przez autora dostrzeżony.
W pracy uderza także zmacana przew aga historii politycznej. D zieje gospodarcze m iasta, zw łaszcza w średniowieczu, zostały zaled w ie dotknięte. Zapewne zawa żyło tu oparcie się na starszej literaturze i brak solidniejszych poszukiwań archi w alnych. Dopiero dla X IX i X X w ieku (rozwój kapitalistyczmego przemysłu) pro blem atyka ekonomiczna znajduje w łaściw e, obszerniejsze m iejsce.
Sprawa w alki klasowej w epoce feudalizm u rów nież została skwitow ana kilkoma frazesami, bez podania konkretnych faktów (por. s. 64). Podział m ieszczaństwa na patrycjat, pospólstw o i plebs dokonany został w sposób m echaniczny, bez sprecy
zow ania jakichkolw iek kryteriów. W dodatku autor gm atwa podziały klasow e
ówczesnego społeczeństw a, stw ierdzając (na s. 63), ż e kontrola patrycjatu d kon