D Y S K U S J A
139
n e ” em pirycznie (tzn. na drodze em pirycznego badania) pow iązania czy konsek
w e n c je ; wów czas nastąpi w łaściw e zastosowanie m atem atyki do historii. Lecz czy tylko teorii m nogości i przede w szystkim właśnie teorii m nogości? T a spraw a jest o tw arta.
U czm y się jednak m atem atyki, zapozn aw ajm y z teorią m nogości, w y jd zie to historii jedynie na zdrow ie; nie szu kajm y jednak w tym zasadniczego program u przebudow y naszej nauki, która m a do rozw iązania w iele bardziej podstaw ow ych trudności. U w aga nasza nie dotyczy oczyw iście m etodologii historii le cz jedynie historii. (P ostu laty.w obu dziedzinach m ogą się bow iem nie pokryw ać.
Jerzy T op olsk i
J E S Z C Z E K I L K A S Ł O W O H I S T O R I I , M A T E M A T Y C E I S T A T Y S T Y C E
M im o iż nie w ładam jeszcze m atem atyczną m etodą w yrażania sądów na tem aty historyczne, postaram się sform u łow ać swe uw agi m ożliw ie zw ięźle. Czuję się zm u szony do zrekapitulow ania m ych p ogląd ów w sk u tek bardzo rozm aitego zrozum ienia tez artykułu publicystycznego w „K u ltu rze” , który stanow ił podnietę m . in. dla in au g u ru ją ceg o niniejszą dyskusję artyk ułu Stanisław a ‘Piekarczyka. N iektórzy odczytali m ój artyku ł jako ... atak na statystykę historyczną, inni — jako w ystąpienie prze
ciwko poszukiw aniu now ych m etod badaw czych w historii; n a w et niektórzy b ada
cze historii politycznej poczuli się urażeni Jest to n iew ątpliw ie raczej w ynik mało precyzyjnego sform ułow ania tez w a rtyk u le, niż zbyt pobieżnej jego lek tu ry ' przez
•oponentów.
Stanisław P iekarczyk odczytał jednak tezy w łaściw ie i słusznie u staw ił się w pozycji przeciw nika. T y lk o że m oja p o zycja jest tu dość elastyczna. N azw ałem się „kon serw atystą” — · co chętnie podch w ycili dyskutanci, strojąc m nie w staro świecka tużurek. A le n a czym polega m ó j konserw atyzm ? Na ochronie w artości, wniesionych przeiz starszą historiografię: do najdon ioślejszych zaliczam tu kom u ni
katyw ność. U w ażam , że badania historyczne nie m ogą być oderw ane od zaintere
sowań i potrzeb społeczeństw a. U w ażam też, że przy doborze now ych m etod, w zbo gacających narzędzia badaw cze historyka, n a leży się kierow ać n ie tyle m od ą, naw et n ajśw ieższą paryską, ile rzeczywistą przydatnością m etody dla głębsizego i szerszego poznania przeszłości.
IW pełni się zgadzam ze Stanisław em Piekarczykiem , gdy dom aga się uściślenia język a, jakim posługują się historycy. A le uściślenie języka nie m oże oznaczać sy m - .plifikacji złożonych problem ów , o jakich przychodzi pisać historykow i. W sp o m in a
łem w m y m artykule okres, kiedy historia stanowiła gałąź literatury. Po ty m okre
sie, poza książkam i, do których chętnie w ra cam y, pozostało jedn ak także bardziej problem atyczne dziedzictwo: przyzw yczajenie do częstego operow ania przenośniam i i nieprecyzyjna term inologia. W szy sc y w iem y, jakie trudności i ile zam ieszania spraw ia m anipulow anie przez różnych historyków term inam i takim i jak feudalizm , k ry zys, renesans, im perializm , proletariat, dem okracja, naród, m od el itp. N iektóre z tych term inów w yw odzą się od konkretnych faktów , które zostały dla analogii transponow ane na inne epoki i inne sytu acje; in ne — z poetyckich przenośni, które z czasem uzyskały praw o obyw atelstw a, aw ansując do roli term inów naukow ych, jeszcze inne — przyszły z nauk pokrew nych, zm ieniając po drodze znaczenie. Sądzę,
i J e d e n z m o ic h k o l e g ó w t w ie r d z i n a w e t ,· ż e ,,B . Z ie n t a r a ... w y p o w i e d z i a ł s ię p r z e c iw d r u k o w a n iu w P o l s c e p r a c n a u k o w y c h w j ę z y k a c h o b c y c h ” (A . M ą с z a k , K onfron tując w iek szesnasty, K H , L X X V I I , s . 1971, s. 878). W t e k ś c ie m o j e g o a r t y k u łu n a z w a łe m j e d n a k t y l k o
„ g r o ź n y m i w k o n s e k w e n c j a c h ” p o m y s ły , a b y p o w a ż n ie js z e p r a c e n a u k o w e p u b l i k o w a ć w y ł ą c z n ie w o b c y c h j ę z y k a c h ( ,,K u lt u r a ” 1970, n r 45/387).
MO
D Y S K U S J Aże jeżeli dyskusje m iędzy historykam i m ają doprow adzić do jakichś tw órczych rezu l
tatów , to trzeba dążyć przede w szystkim do uzgodnienia pojęć: zb yt często bowiem ; zdarzają się puste dyskusje, w których uczestnicy spierają się o jakiś term in , rozu
m iejąc pod nim całkiem różne pojęcia. Czy pom oże tu cokolw iek ujęcie zdań tw ier
dzących na tem at przeszłości w fo rm y zapisu m atem atycznego? W dalszym ciągu w ątpię. Do takich ujęć nadają się głów nie truizm y i zdania o faktach jednostkow ych.
Spór polega nie n a tym , czy da się przedstaw ić rzeczyw istość historyczną w ję zy k u m atem atyki, ale na tym , czy taki sposób zapisu pogłębi naszą w iedzę o przeszłości.
Dotychczasow e próby nie u m ożliw iają pozytyw nej odpow iedzi na to pytanie. Są to- m niej lub bardziej udane próby przekładu na język m atem atyczny pew nych odpo
w iednio uproszczonych tw ierdzeń, iktóre przez to nie n ab yw ają b yn a jm n iej w iększej pewności. Ponieważ na kształtow anie się zja w isk historycznych oddziałują niezm ier
nie liczne czynniki, z których tylko pew ne da się ująć w e w zór, zapis będzie zawsze nieadekw atny do rzeczywistości.
Pozostaje wreszcie m ożliw ość kontroli twierdzeń h istoryków przy pom ocy ana
lizy logiczn o-m atem atyczn ej. Postulat ten jest aktualny, jako że popraw ność rozu m ow ania w w ielu pracach historycznych przedstaw ia niem ało do życzenia. A le n a j
częściej pow tarzającym isię grzechem jest ndiewspólmicrność przesłanek z 'rezultatem w nioskow ania lu b uznawania za argum ent tezy, która dopiero powinna zostać udo
wodniona. N ie będzie przesiądą pogląd, że są to grzechy do usunięcia przy zasto
sowaniu tradycjnej logiki arystotelesowskiej..
Przy tej okazji parę słów o m etodach k w an tytatyw n ych w historii: od razu za
znaczam jednak, że jest to zupełnie inny problem . M etody te w zbogaciły niew ątpliw ie naszą w iedzę o przeszłości, choć nie zaw sze były stosow ane w popraw ny sposób.
M a m tu na m yśli przede w szystkim krytykę źródłową statystyki historycznej, która w ciąż jest słabym ogniwem ciągu rozum ow ania, zm ierzającego do liczbow ego ujęcia różnych zjaw isk przeszłości. H istorycy, upajający się pozorną ścisłością m etod staty
stycznych, zapom inają czasem zapytać, jak dalece i w jakim kieru nku liczby, na których dokonują skom plikow anych operacji, są odchylone od rzeczyw istości. Je
żeli czynią tak ci, którzy krytyczn y stosunek do źródeł pow inni b yli m ieć w e k rw i, to trudniej się dziw ić statystykom , dem ografom i ekonom istom , stosującym m etod y współczcenej statystyki do m ateriału historycznego b ez dokładnego rozeznania, w ja ki sposób i w jakich w arunkach ogólnospołecznych i lokalnych pow staw ał ten m a teriał. S tatystyka w o jó w z czasów Chrobrego, oparta na liczbach, w ym ienionych przez G alla, używana n aw et jako podstaw a do oszacowania zaludnienia Polski, jest bardzo problem atyczna — z tym zgodzą się chyba w szyscy. A le trzeba pamiętać- także o krytyce źródłow ej danych współczesnych n am spisów rolnych: każdy w ie ś
niak poin form uje statystyka — ale czysto pryw atnie — w jakim kieru nku biegnie odchylenie od rzeczyw istości. Dane o zm n iejszen iu się alkoholizm u, oparte na s t a - stystyce m onopolu spirytusow ego, w arto zestaw ić z — trudniejszą do ustalenia — statystyką bim brow ni, gdyż bez uwzględnienia tego czynnika obraz m oże w ypaść fałszyw ie. Iren a G i e y s z t o r o w a ukazała na jaskraw ych przykładach, do jakich, w ypaczeń rzeczyw istości historycznej prow adzi brak w nik liw ej krytyki źródłowej,
danych m etrykalnych w badaiach dem ograficznych
A więc nie tylko dla odległych epok stosować należy kryty k ę źródłową danych:
liczbow ych. Pozorna ścisłość oficjalnych statystyk często niestety osłabia św iado
m ość konieczności przeprow adzenia takiej krytyki. Jest to w ażne dla h isto ryk ó w , ale przecież nie tylko.
B e n e d y k t Zientara
ä I. G i e y s z t o r o w a , N iebezpieczeństw a m etod yczn e polskich badań m etryk aln ych XVI I—X V III w ieku, K H K M X I X , 1971, S. 558— 602, z w l. 570.