• Nie Znaleziono Wyników

"Pan Damazy" Blizińskiego wobec komedii francuskiej Drugiego Cesarstwa : (szkic)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share ""Pan Damazy" Blizińskiego wobec komedii francuskiej Drugiego Cesarstwa : (szkic)"

Copied!
13
0
0

Pełen tekst

(1)

Zygmunt Szweykowski

"Pan Damazy" Blizińskiego wobec

komedii francuskiej Drugiego

Cesarstwa : (szkic)

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 50/3-4, 403-414

(2)

ZYGMUNT SZWEYKOWSKI

„PAN DAMAZY“ BLIZIŃSKIEGO

WOBEC KOMEDII FRANCUSKIEJ DRUGIEGO CESARSTWA (SZKIC)

Ukazanie się w r. 1877 na scenach polskich Pana Damazego i jednoczesny druk tej komedii w T y g o d n i k u I l u s t r o w a ­ n y m wywołały szczerą radość wśród k ry ty k i wszystkich trzech zaborów, a naw et pisarzy pozostających na emigracji. Radość ta w ynikała głównie z przeświadczenia, że wreszcie w okresie pozytywizmu pojawiła się komedia oryginalna, szczerze polska, w k tó rej — o dziwo! — nie było nagminnego niem al naówczas wzorowania się na komedii francuskiej Drugiego Cesarstwa.

Komediopisarze nasi istotnie uważali ówczesną francuską tw ór­ czość komediową za niedościgły wzór a rty sty c z n y *, a zarazem znakom itą podnietę do kształtow ania problem atów i tem atów w ła­ snych utworów. Rzecz charakterystyczna, że komedia ta w yw iera

znacznie większy w pływ na naszych twórców niż poprzednia pro­ dukcja rodzima, niż Fredro czy Korzeniowski, a naw et tam, gdzie te kontakty są widoczne, doprowadzają przeważnie do żałosnych re z u lta tó w 2. Zakres natom iast wpływów jest w prost

nieoczekiwa-1 J. N a r z y m s k i (S łów ko o te a trze , znaczeniu tegoż i o m oralności

scenicznej. T y g o d n i k W i e l k o p o l s k i , 1871, nr 17, s. 214) dawał takie

rady polskim pisarzom: „Pod w zględem formy, m isterności, delikatności od- cieniów , sprytu, dorównajcie Francuzom, n aw et ich naśladujcie w kom edii, bo ich form a jest najodpow iedniejszą dzisiejszem u sm akow i“. H. S i e n k i e ­ w i c z zaś (S p ra w y bieżące. N i w a , 1875, t. 8, s. 391) pisał o Febris aurea S a r n e c k i e g o : „Znać w niej szkołę francuską [...], szkoły zaś nie po­ czytujem y za w adę, bo to dobra szkoła — bardzo dobra. Pow iem nawet, że jedni Francuzi um ieją pisać k om edie“.

2 Jeśli chodzi o Fredrę, to szczególnie uderza ten fak t w twórczości syna naszego komediopisarza, Jana Aleksandra. W prowadzenie np. niektórych m otyw ów i postaci ze Ś lubów panieńskich do D rzem ki pana Prospera czy

(3)

ПУ> gdy np. w N iew innych A leksandra Świętochowskiego w idzi­ my w yraźne kontakty z Zięciem pana Poirier Ludw ika Augiera lub w Pięknej — z Przyjacielem kobiet Dumasa-syna.

Ten rozległy w pływ m a niew ątpliw ie w ielorakie przyczyny. Jedną z najważniejszych (oprócz nikłej pomysłowości naszych au ­ torów) jest fakt, że coraz w yraziściej kształtująca się kapitalizacja k ra ju nasuwała często pisarzom ty p zagadnień analogicznych do francuskich. Tam proces ten był znacznie dalej posunięty. Pisarze Drugiego Cesarstwa dostrzegali w ynaturzenia życia społecznego wcześniej i w kształtach wyrazistszych, stając się dla tw órców pol­ skich niemal odkrywcami. Należy dodać i to, że choć komedia francuska ostro atakowała wyższe w arstw y społeczne, nigdy nie zaczepiała samego ustroju, nie m iała w sobie nic z rew olucjoniz­ m u społecznego. Owszem, na kartach jej przew ija się nieraz k u lt dla cesarstwa. Dogadzało to naszym twórcom dram atycznym , szczególnie gdy w eźm iem y pod uwagę, że większość ówczesnych ko­ mediopisarzy to ludzie wrogo ustosunkowani do postępowych tez pozytywizmu, to w yraźni konserw atyści lub kryptokonserw atyści. Dość wymienić Kazimierza Zalewskiego, Edw arda Lubowskiego, Zygm unta Sarneckiego, Jan a A leksandra F redrę czy W ładysława Koziebrodzkiego.

Zapatrzenie się na komedię francuską, choć niew ątpliw ie przy­ niosło cały szereg plusów, było ze względu na daleko idące naśla­ downictwo niezbyt twórcze, a naw et stało się groźne. Pisarze na­ si, w zorujący się na kom edii Drugiego Cesarstwa, podkreślali wprawdzie zawsze, że chcą dostosowywać problem aty czy tem aty stam tąd przyjm owane do stosunków po lsk ich 3, ale nie zawsze w pełni to stanowisko um ieli zachować. Mimo szeregu podobieństw ze społecznym życiem Francji, widzimy w Polsce i ogromne

róż-M entora dochodzi w prost do niesm acznej karykatury. To samo daje się za­

u w ażyć nieraz i u Kazim ierza Z a l e w s k i e g o . Dodajmy przy okazji, co może w ydaw ać się na pozór bardzo dziw ne, że jedynym komediopisarzem, na którego F r e d r o w yw a rł w p ły w tw órczy, jest Bałucki (nie oznacza to jednak, by i on także nie m iał licznych powiązań z farsą francuską oraz

7 twórczością W iktoryna S a r d o u, które widoczne są w licznych komediach autora G rubych ryb).

3 N a r z y m s k i (op. cit.) w ołał: „D awajcie nam, co chcecie [z kom edii francuskiej], byle to było z naszego w zię te życia. W prowadzajcie dam y z k a- m elią [Dama kam eliow a D u m a s a - s y n a ] , Janiny [Idee pani A u bray tegoż autora] i Julie [Julia F e u i l l e t a ] , ale niech to będą i kamelie, i Janiny, i Julie polskie“.

(4)

„ P A N D A M A Z Y " W O B E C K O M E D II F R A N C U S K IE J 405

nice. Były analogie, lecz nie było znaku równania; a u niektórych pisarzy tak to wyglądało: znak rów nania przystrojony na polski ład. Dlatego też m arginesy brano nieraz za sprawy istotne, dlatego zdarzały się komedie o charak terze kosmopolitycznym, w których poza językiem i lokalizacją niew iele jest polskiego.

Byli naw et i tacy komediopisarze, którzy ze względów „mo­ ralny ch “ chcieli się nieraz przeciw stawiać „rozwiązłej“ — jak mówiono — atm osferze kom edii francuskiej; nie wychodzili oni jednak z jej kręgu. Do nich należał Zalewski, k tó ry ma w prawdzie w sw ym dorobku tak śliską farsę, jak Oj, m ężczyźni, m ężczyźni (nie pow stydziłby się jej żaden z najbardziej podkasanych teatrów bul­ w arowych w Paryżu), ale przechodził także okres surowego pury- tanizm u (robionego zresztą sztucznie, na chłodno), kiedy tw ierdził, że komedia francuska „daje n ajw strętn iejszy realizm, posunięty do bezw stydu“ 4 i przeciw stawiał się tem atom pisarzy Drugiego Ce­ sarstw a (Przed ślubem, Złe ziarno). Nie wychodził jednak praw ie z kręgu techniki tej komedii, praw ie nie umiał się też ‘oderwać od „salonów“, w których głównie przebyw ał d ram at fra n c u sk i5. W arstw y arystokracji, fin ansjery i wielkiego przem ysłu przew aża­ ją w naszej komedii tendencyjnej (szczególnie warszawskiej), o in­ nych często się zapomina. U derzający je st przecież fakt, że ko­ m edia polska — poza kilkom a m elodram atam i i wodewilami — nie poruszyła zupełnie problem atyki chłopskiej, która tak pasjonowała

4 Recenzja w znow ienia J. K o r z e n i o w s k i e g o Okna na p ie rw sz y m

p iętrze ( W i e k , 1875, nr 52), podpisana kryptonim em Z.

6 Zwróćmy uw agę na dekoracje w komediach Z a l e w s k i e g o :

P rzed ślu b em : „Scena przedstaw ia pokój bogato um eblow any“ (akt I);

„Salonik bogato um eblow any“ (akt II); „Sala w spaniale um eblow ana [...] w głębi zasłona podnosząca się do sali b alow ej“ (akt IV, sc. 2). Frie be: „Scena przedstaw ia gabinet bogato u m eblow any“ (akt I); „Sala balow a [...] w głębi kolum nada ze spuszczonym i zasłonam i. Um eblowanie w spaniałe, pa­ łacow e [...]. Wszędzie przepych i zb ytek “ (akt III); „Scena przedstaw ia ga­ binet [...]. U m eblowanie w yk w in tn e, zabytki sztuki, srebra i puchary, na etażerce — m ajoliki“ (akt IV). N asi zięciow ie: „Mały salonik bogato um e­ blow any“ (akt I); „Salon [...] przedzielony kolum nadą od dalszych [...]. U m e­ blow anie pałacow e“ (akt III); „Salonik [...] w głębi [...] z lew ej oranżeria“ (akt IV). M ałżeń stw o A pfel: „Scena przedstaw ia w ielk i salon bogato um e­ blow any“ (akt I); „Scena przedstaw ia salonik m niejszy... U m eblow anie bardzo bogate“ (akt II); „Scena przedstaw ia w ielk i salon na pierwszym piętrze [...] w głębi schody z balustradą dają zejście do dalszych apartam entów — z praw ej i z lew ej w ejście do dalszych salon ów “ (akt III),

(5)

powieść! Problem atyki tej nie było też w komedii Drugiego Cesar­ stw a 6.

Wobec tej nagm innej i rzucającej się w oczy zależności kom e­ dii polskiej od francuskiej radość z ukazania się Pana Damazego była usprawiedliwiona. Bliziński nie wprowadza nas w kosmopoli­ tyczny świat finansjery, kapitalistów czy arystokracji, nie pokazu­ je wielkich spekulacji giełdowych czy przemysłowych, nie bom bar­ duje salonami, lecz przenosi widza na wieś, do środowisk mało- czy średniozamożnych ziemian i mieszczaństwa. Widziano w tym nawiązanie do polskich tradycji literackich. ,,Polskość“ Pana Da­

mazego podkreślano też w głosach ówczesnej k ry ty k i bardzo czę­

sto. Bodaj najsilniej stanowisko to sformułował przebyw ający w Dreźnie Kraszewski, który m. in. pisał o rozw oju ówczesnego dram atu w Polsce:

Nasz teatr zdaje się rozwijać tak św ietn ie, jak tylko w danych okolicznościach m ożliwe 7.

Z komediopisarzy w ym ienia Kraszewski Zalewskiego i Lubow- skiego. Najwyżej jednak staw ia Pana Damazego:

Komedia Blizińskiego (choćby już przyszło się narazić na posądzenie, że mu kadzim y przez w d zięczn o ść8) jest rzeczyw iście m oże z tych w szy st­ kich zjawisk dram atycznych najw ażniejszym , bo ona jedna jest rzeczy­ w iście oryginalną i naszą, z życia w ziętą, samoistną. W innych pism ach odbijają się studia obcych dramaturgów, pew ne naśladow nictw o m imo­ w olne, oglądanie się na form y przyjęte powszechnie; B liziński jeden jest sam ym sobą i naszym 9.

6 N ieliczne postacie pochodzenia chłopskiego w ów czesnych komediach — to bardzo bogaty lekarz, Czesław Wilczura, z S zlach ectw a du szy C h ę c i ń ­ s k i e g o , m ilioner Gardziński lub inżynier architekt M aurycy Kostrzewa z F ebris aurea S a r n e c k i e g o , księgow y Dobek z kom edii Friebe Z a ­ l e w s k i e g o itp., a w ięc jednostki nie m ające nic wspólnego ze środowi­ skiem, z którego wyszły. Jedynie chyba Paw łow a z M arcowego kaw alera sta­ nowiłaby tu wyjątek. Podobnie jest z ludźmi pochodzącymi z proletariatu m iejskiego, np. inżynierem Leonem Granickim z N ietoperzy L u b o w s k i e g o .

7 J. I. K r a s z e w s k i , L is ty z zakątka. B i e s i a d a L i t e r a c k a , 1878, nr 136. Na głos ten zwrócił już uw agę A. D o b r o w o l s k i , Jó­

zef B liziń ski. Kraków 1894, s. 68.

8 Aluzja do faktu, że B l i z i ń s k i Pana D am azego dedykow ał K ra­ szew skiem u, „w dowód głębokiej czci“ i „wdzięczności za zachętę przy staw ia­ niu pierwszych kroków “.

(6)

„ P A N D A M A Z Y “ W O B E C K O M E D II F R A N C U S K IE J 407

Pogląd ten przetrw ał także później i ustalił się w historii lite­ ratu ry . Z ygm unt Tempka-Nowakowski dowodzi, że w epoce, w której wszyscy komediopisarze „stali pod w ybitnym w pływ em Augiera, Dumasa młodszego, Sardou i innych przedstawicieli rea­ listycznej komedii francuskiej“, Bliziński w Damazym nie uległ mu. „Bliziński jest przede wszystkim sobą“ (s. X X X IV )10.

Tymczasem — choć to nie będzie miało na celu obniżenia w ar­ tości Pana Damazego — rzecz ma się nieco inaczej. Komedia Bliziń- skiego nie jest wolna od kontaktów z komedią francuską, a chociaż o biernym naśladownictwie nie będzie tu mowy, trzeba jednak stwierdzić, że narodziła się ona w znacznej mierze pod w yraźnym wpływem pisarzy Drugiego Cesarstwa, głównie Emila Augiera, a jeśli chodzi o jego dorobek, przede wszystkim pod w pływ em pię­ cioaktowej komedii Notariusz Guérin (Maître Guérin).

Prow incjonalny notariusz (rejent) G uérin, człowiek chciwy grosza i znaczenia, w yzyskuje w sposób podstępny, na własną ko­ rzyść, swych klientów, których ujm uje pozorną troskliwością o ich sprawy, udanym współczuciem czy dostojnością praw nika-m yśli- ciela. Związał się on z wdową, ziemianką Cecylią Lecoutellier, która dla pieniędzy poślubiła starca i po jego śmierci chciałaby bezpraw nie zagarnąć cały m ajątek. Guérin, mieszczanin z pocho­ dzenia, chce wejść w środowisko szlachecko-ziemiańskie i um yślił ożenić syna, Ludwika, z piękną i niestarą jeszcze wdową. W tym celu uknuł spisek, do którego wciągnął także Cecylię. Ta, jako ary- stokratka, właściwie rodziną Gućrinów pogardza, ale do uległości wobec rejen ta jest zmuszona. Spisek wymierzony został przeciw niejakiem u Desroncerets — też ziemianinowi, a jednocześnie ma- niakowi-wynalazcy, człowiekowi dziecięco naiwnem u w życiu co­

dziennym — i zmierza do wydarcia mu resztki m ajątku, mianowicie zamku Valtaneuse. Podstęp jednak nie udał się: szlachetny Ludwik odrzuca m achinacje ojca, a żona Guérina, kobieta prosta, przez męża traktow ana lekceważąco i pogardliwie, ujaw nia w poczuciu sprawiedliwości podstępne działanie notariusza i wdowy. Ludwik

10 Tu i dalej oznaczona została w ten sposób lokalizacja cytatów z książ­ ki: J. B l i z i ń s k i , Pan D am azy. Opracował Z. T e r a p k a - N o w a k o w - s к i. Wyd. 2. Kraków 1927. B i b l i o t e k a N a r o d o w a . Seria I, nr 38. J. G a r b a c z o w s k a w e w stęp ie do wyd. 3 Pana Damazego w B i b l i o ­ t e c e N a r o d o w e j (W rocław-Kraków 1956) też zdaje się popieraó to stanowisko.

(7)

postanawia poślubić córkę D esronceretsa, ofiarną i nieszczęśliwą Franciszkę.

Streszczenie to chyba w yraźnie wskazuje kanwę, na k tórej Bliziński osnuł Pana Damazego i którą — odpowiednio do swoich celów — zmodyfikował. W komedii Blizińskiego, jak i u Augiera, głównym motywem działania jest pieniądz i żądza jego zdobycia. Pod wpływem tego pisarza Pan Damazy nabiera stylu komedii intrygi z analogicznym rozkładem ról (tam: G uérin i Cecylia, choć sami często skłóceni i m ający właściwie cele odrębne, k o n tra Des- roncerets; tu: R ejent i Żegocina przeciwko Damazemu). Częściowo Augierowi zawdzięcza Bliziński również przejęcie schem atu charak­ terów kilku postaci: w yraźnie zbliżone, choć nie identyczne, cechy dadzą się zaobserwować w G uérinie i Bajdalskim, żonie G uérina i Tykalskiej; pewne wspólne cechy m ają Cecylia i Żegocina; w Ge- niu widzimy niektóre filiacje psychiki Ludwika i A rtura Lecoutel- lier, kuzyna zmarłego męża Cecylii.

W pływ komedii francuskiej D rugiego Cesarstw a nie ogranicza się do Notariusza Guérina. Ale najpierw , opierając się na tych dwóch utworach, zastanówm y się nad różnicami zachodzącymi m ię­ dzy Blizińskim a Augierem . Augier w Guérinie zagadnienia spo­ łeczne i m oralne form ułuje zdecydowanie, wyraźnie, a naw et ja ­ skrawo. N atom iast w Panu D am azym uderza coś zupełnie innego: m etoda niedomówień, idąca tak daleko, że chwilam i aż dziwi; w całym szeregu spraw, gdzie Augier stawia w yraźnie kropkę nad i, Bliziński każe nam staw iać niem al znaki zapytania, ta k są te spraw y nieuchw ytne. A więc postać Bajdalskiego: czy je st on z pochodzenia mieszczaninem czy szlachcicem? Chyba to p ie rw sze11, w działalności jednak R ejenta nie widzimy zupełnie sugestyj do­ stania się do środowiska społecznie wyższego, do świata ziemiań- sko-szlacheckiego. G uérinow i chodzi przede wszystkim o awans społeczny nie tylko dla syna, ale i dla siebie — do zmiany nazw i­ ska włącznie. Bajdalski nie je st tak drapieżny, ma skromniejsze wym agania: spekuluje tylko na pieniądze dla syna albo dla siebie. Dla syna przez m ałżeństwo Genia z Helenką, a gdy to zawiedzie, przez poślubienie Żegociny. Ale tu od razu nowe pytanie: kim jest Żegocina, jakie je st jej pochodzenie? Znowu sprawa zacie­

11 „ANTONI. Zawsze b yłeś i jesteś bajduś.

„GENIO. Bajduś z bajdusiów, chlubię się z tego... a zresztą, cóż ty sobie myślisz? Bajdalscy to stara szlachta, tak stara, że nie ma ich już nawet w herbarzach“ (s. 61).

(8)

„ P A N D A M A Z Y “ W O B E C K O M E D II F R A N C U S K IE J 409

mniona. Dosyć przypadkowo dow iadujem y się o jej nazwisku pa­ nieńskim; w zapisie testam entu, k tó ry otrzym ała Tykalska, rodzo­ na siostra Żegociny, czytam y: „siostrze m ojej żony, Dorocie z Ru- m iankiewiczów Tykalskiej [...]“ (s. 104). A więc Rumiankiewiczów- na. Nazwisko to, choć brzm i niezbyt pewnie, jeśli chodzi o jego szlacheckość, nie jest atutem , k tó ry by dawał zdecydowaną od­ powiedź. Że jednak pochodzenie Żegociny je st podejrzane, widać z niektórych m om entów preakcji, szczególnie ze sposobu zdobycia na męża zamożnego ziemianina — Żegoty:

ŻEGOCINA gadatliw ie. Pan Damazy, który zawsze darł koty z n ie­ boszczykiem m ężem [kłam stw o!], który, gdy jego brat m iał się żenić ze m ną, nie w styd ził się przez brudną interesow ność [kłamstwo!] odradzać mu tego związku, m alując m nie najczarniejszym i kolorami [Damazy bystrością nie grzeszy; m usiał w ięc dow iedzieć się jakichś skandalicz­ nych historii z życia panny R um iankiew iczów ny, skoro w ystęp ow ał tak zdecydow anie], m nie, która w ychodząc za człow ieka znacznie starsze­ go od siebie, nie żądałam naw et żadnego zapisu... [...]

Szczęściem , że in trygi nie poskutkow ały... mój mąż poróżnił się z tego powodu z bratem , chociaż była to już chw ila, że uwiedziony jego rada­ m i chciał zerwać i żądał ode m nie zwrotu podarowanych mi b rylan­ tów po pierwszej żonie... ale zawiódł się pan brat! Uparłam się i bry­ lantów nie oddałam...

REJENT ironicznie. I tym sposobem m ałżeństw o przyszło do skutku... [s. 19—20]

Jest w tym niew ątpliw ie posmak szantażu; Żegocina to przy tym kobieta pełna obłudy, fałszywa, kom ediantka nie przebiera­ jąca w środkach, despotka i egoistka. Cecylia z Notariusza Guéri-

na, mimo że tak samo na chłodno spekuluje, by za wszelką cenę

w ypłynąć na wierzch, wyżej stoi od Żegociny, która też dobrze jest znana komedii francuskiej, należy jednak do innej kategorii typowych postaci, tak zwanych aw anturnic (term in ustalony przez Augiera). K obiety te tak czy inaczej dostają się, lub naw et w dziera­ ją najczęściej podstępem, do „zacnych“ mieszczańskich, ziem iań­ skich czy arystokratycznych rodzin. Stosunek pisarzy francuskich do tej kategorii kobiet jest dwojaki, zależny od stopnia możliwości odrodzenia się ich: albo proponują przebaczenie, idące naw et w kie­ runku pełnej aprobaty, albo bezwzględne, brutalne potępienie: „Zabij ją!“ wołał — jak wiadomo — D umas-syn, a Augier zade­ m onstrow ał to na scenie w M ałżeństwie Olimpii.

Żegociny chyba do pierwszej kategorii zaliczyć nie można, choć w Panu Damazym jest i taka postać, w prawdzie częściowo tylko

(9)

zrealizowana. To Mańka. Początkowo, jak stw ierdza Dobrowol­ ski 12, miała ona być kokietką, która naw et zaginała parol na re­ jenta. Później porzucił Bliziński ten zamiar, ale coś z niego zo­ stało, mianowicie rom ans z Sew erynem . Nie je st on zupełnie nie­ winny. Sew eryn w prawdzie nie doprow adził M ańki do upadku, lecz częściowo zdeprawował jej psychikę. Oto co mówi ona o sobie:

Już i tak zrobiłeś ze m nie przewrotną obłudnicę, m uszę się kryć, grać komedię, kłam ać [...] [s. 46].

Mańki nie można więc całkowicie ujm ować w ram ach niew in­ nego kopciuszka, ona dopiero zerwawszy z Sew erynem zaczyna się w ew nętrznie odradzać. Rolę lekarza spełnia Genio; rola to też dobrze znana komedii francuskiej (głównie Dumasowi), w któ­ rej pojawiają się przecież nierzadko różni „przyjaciele kobiet“, leczący ich chore psychiki lub ratu jący przed nieszczęściem upadku.

W racając do Żegociny, mógłby ktoś powiedzieć, że w kategorii kobiet aw anturnic chodzi głównie 'o rozwiązłość erotyczną. Czy jednak Żegocina i w tym zakresie nie frym arczy? S praw a znów nie jest zbyt w yraźnie postawiona, a jednak... Od czego Żegoci­ na zaczyna urabianie R ejenta? Nie myślę o jej propozycji poślu­ bienia Bajdalskiego (akt III, sc. 9), ale już o pierw szym zetknię­ ciu się z nim (akt I, sc. 8). Co to znaczy, że po p aru chwi­ lach rozmowy z R ejentem Żegocina „opiera głowę na jego ra ­ m ieniu“ (s. 19), a następnie chw yta go w swoje objęcia? 13 Jeśli Żegocina, wprawdzie jeszcze nie stara, ale i niezbyt młoda, pa­ chnąca piżmem, bierze się na takie sposoby, to jaką była w mło­ dości?

O jakim ś w ew nętrznym przerodzeniu się Żegociny w komedii nie ma mowy, a jednak Bliziński nie tylko nie kończy Pana Dama­

zego ukaraniem aw anturnicy — jak to czynili pisarze francu­

scy — lecz przeciwnie, pozwala jej triumfować! Bo w brew pozo­ rom tak jest w istocie. Żegocina początkowo chce wprawdzie za­ trzym ać cały m ajątek po mężu, rozumie jednak zarówno ryzyko tego przedsięwzięcia, jak i brak stabilizacji takiego stanu rzeczy. Postanaw ia więc skojarzyć m ałżeństw o Sew eryna z Helenką. Gdy­ by do tego doszło, oczywiście kosztem zrzeczenia się na rzecz mło­

12 D o b r o w o l s k i , op. cit., s. 64.

13 B l i z i ń s k i w praw dzie w yraźnie tego nie pisze, ale w ynika to ze słów: „REJENT. A, a!... (u w aln ia się z je j objęć i przech adza się poru szon y)“ (s. 19).

(10)

„ P A N D A M A Z Y “ W O B E C K O M E D II F R A N C U S K IE J 411

dych części m ajątku, Damazy byłby skrępow any w swym dalszym postępowaniu, jednak nie likwidowałoby to możliwości w ykrycia fałszu. A w tedy i Sew eryn zacząłby występować z kategorycznym i żądaniami. Już przecież na początku kom edii mówi, że ma prawo do m ajątk u ciotki, i pow tarza kilkakrotnie, że Żegocina obiecała mu oddać wszystko (s. 8—9). Czy istotnie leżało to w jej inten­ cjach?

Spraw a stosunku Żegociny do Sew eryna też nie wygląda zbyt prosto. Jest tu jakieś histeryczne przywiązanie, jest i bezm ierny despotyzm, ale może i paraw an dla własnych, egoistycznych celów. Bo czy Żegocina istotnie myśli o oddaniu m ajątk u Sewerynowi? W każdym razie w arto podkreślić, że Sew eryn ciotki nienawidzi („dusić się pod maską, k tó ra cięży jak z ołowiu, całując rękę, którą by się gryzło do krw i!“ — s. 9) i nie ufa jej. Bardzo go niepo­ koją tajem nicze rozmowy ciotki z R ejentem : „Co oni za kon­ szachty prowadzą, to mi się nie podoba“ (s. 23). Niepokój jego jest usprawiedliwiony, bo co by było, gdyby Żegocina, nie m ając innego wyjścia, poślubiła Rejenta? M ajątek by przepadł!

Intryga Żegociny wychodzi jednak na jaw. Co wówczas czyni Damazy? Oddaje bratow ej połowę m a jątk u na własność! Żegocina może nim władać bez żadnego lęku, tym bardziej że Damazy uwalnia ją od nagabyw ań rejenta. W prawdzie Żegocina ma zaspo­ koić Tykalską, ale da sobie dęskonale z nią radę. Zwróćmy uwagę na jeden jeszcze fakt. Na postępowanie Sew eryna w tym m om en­ cie: drugą połowę spadku po Żegocie ma dostać A ntoni i dać z tego coś Mańce. Otóż Sew eryn z nią, a nie z ciotką, szuka wów­ czas na gw ałt porozumienia. To w ydaje m u się finansowo pew niej­ sze!

Kilka słów musim y teraz powiedzieć o Damazym. N iew ątpliw ie rację miała krytyka, podkreślając oryginalność tej postaci. Ory­ ginalność tę widzimy nie tylko w powiązaniu z komedią francuską, lecz i z polską. Fredro bardzo rzadko zajmował się hreczkosiejami, każąc nam zwykle obcować z zamożną szlachtą, a jeśli naw et od czasu do czasu pojawiał się i hreczkosiej (np. Orgon w D ożywo­

ciu), autor traktow ał go w zupełnie innych perspektyw ach spo-

łeczno-moralnych; nie było w tych postaciach „złotego serca“, o którym to w związku z Damazym często pisano. À propos jed­ nak owego „złotego serca“ : czy istotnie k ry ty k a miała zupełną słuszność, apoteozując bez zastrzeżeń tę cechę Damazego? W praw ­ dzie okazał je stając w obronie Mańki, nie zapom inajmy jednak,

(11)

że interw encja ta m iała u podstaw w dużej m ierze am bicje ro­ dowe:

No, m uszę ja w to w ejść, panie m ości dzieju, koniec końcem jesteś naszą siostrzenicą i k w ita. [...] Wstyd, hańba, żeby nasza krew na, pa­ nie mości dzieju, była traktowana jak popychadło z kredensu, Mańka jakaś... tfy!... [s. 37]

Gdyby Mańka nie była krew ną Damazego, nie byłoby i in ter­ wencji. Chodzi m i jednak o co innego: o ostateczne rozdzielenie m ajątku. Tu m niem ane „złote serce“ doprowadziło Damazego do absurdu, do decyzji, której właściwe miano jest jedno: głupota!

Damazy, gdy jeszcze nie wie, jak się m a spraw a z testam entem , mówi do Bajdalskiego:

Gdybym m iał prawo do całego m ajątku po nieboszczyku, zabrałbym go jak swój, bez najm niejszego skrupułu, jak m ię żyw ym w idzicie, je­ żeli nie ula siebie, to d la m ojego dziecka [s. 98].

Stanowisko to w ydaje się najzupełniej słuszne, spraw iedliw e i — co więcej — zgodne ze zmysłem praktycznym Damazego, zmysłem, k tó ry — sądząc z poprzedniego przebiegu kom edii — m a on istotnie! Cóż jednak stało się później? Nie wziął dla siebie gro­ sza, grosza też nie dał córce! Uległ Żegocinie, uległ świetnie przez nią zagranej komedianckiej scenie. W prawdzie początkowo oburza się na histeryczne w ybuchy b ra to w e j14, ale je st za słaby na to, ażeby jej atak w ytrzym ać i nie dać się oszukać aw anturnicy. O bracie swoim, który ulegał żonie, odzywa się pogardliwie: „Sła­ by — szlamazara — pantofel!“ (s. 37) A czy on jednak, mimo swego krewkiego tem peram entu, bardzo różni się od zmarłego? Komu przy tym rozdał m ajątek? Poza jedną Mańką, sukcesorami

uczynił ludzi, których rodowe kontakty nie łączą się z Żegotami, lecz z Rumiankiewiczami ! Antoni i Seweryn są synami drugiej siostry Żegociny i z rodem Damazego nie m ają nic wspólnego. Czyż była choćby najm niejsza podstawa m oralna do troszczenia się o nich? Przecież Damazy w yraźnie mówi:

niech [Żegocina] pam ięta o sw oim Sewerynku, zresztą jak sobie chce... dosyć, że ma połowę. Drugą odstępuję tobie... jej rodzonemu siostrzeń­ cowi... nie będą gadać... [s. 112]

14 „a to w ściekłość bierze... [...] N ależy się pani dożywocie na czwartej części, a mnie cały spadek: taka była w ola nieboszczyka i byłoby głupotą zrzekać się tego... mam dziecko...“ (s. 109).

(12)

„ P A N D A M A Z Y 1' W O B E C K O M E D II F R A N C U S K IE J 4 1 3

Ach, więc Damazy boi się „gadania“ (przede wszystkim Żegoci­ ny!) i dlatego córce swej naw et grosza nie przekazuje? W prawdzie tępaw y A ntoni jest jej narzeczonym, ale i cóż z tego? To nie zmienia sytuacji zarówno praw nej, jak i m oralnej.

T ryum fu Żegociny nie można uznać za potknięcie się Bliziń- skiego. Augier dał swej komedii ty tu ł Notariusz Guérin, uważał bowiem, że drapieżność G uérina stanow iła niebezpieczeństwo dla społeczeństwa francuskiego, Bliziński zepchnął Bajdalskiego na plan drugi, w ysuw ając Damazego jako postać tytułową, ale nie dlatego, aby pokazać try u m f „szczerego polskiego serca“ ; chciał chyba zademonstrować tryum f bezczelnych pasożytów, których napiętnować nie był zdolny ograniczony, choć niew ątpliw ie pra­ wy, bohater tytułow y.

Jeśli ktoś istotnie try um fu je w komedii — to Genio Bajdalski. Uderzająca je st sym patia Blizińskiego do tego literata, dzienni­ karza, pisującego arty k u ły z dziedziny „ekonomii politycznej i fi­ lozofii pozytyw nej“ (s. 72), tej filozofii, na którą z taką furią napadł Narzymski w Pozytyw nych. Genio jako przedstawiciel ideo­ logii pozytywistycznej to bodaj jedyna postać żywa i udana w ca­ łej naszej komedii tego okresu. Powiedziałem, że ma on pewne zbieżności z Ludwikiem Guérin, ale znów uderzające są różnice. Ludwik to wojskowy. Dbsłużył się on rangi pułkownika za sw e czy­ ny rycerskie w w ątpliw ej w artości podbojach Napoleona II, a za walki pod Pueblą odznaczony został kom andorskim krzyżem legii honorowej. W postaci Ludwika A ugier gloryfikuje cezaryzm Napo­ leona II. Apoteoza wojskowego (naturalnie w innych perspekty­ wach ideowych) była domeną Fredry. Blizińskiemu to się n aw et nie śniło: autor Pana Damazego w swym realizm ie komediowym uznał, że byłaby to fikcja i zbyteczna, i — uwzględniając ówczesne wa­ runki polityczne — społecznie fałszywa.

Genio jest jednak postacią drugoplanow ą i nie rekom pensuje chyba krytycznego spojrzenia Blizińskiego na społeczeństwo. Nie rekom pensuje n a w e t,, gdy dorzucimy do niego niewątpliwie u jm u­ jącą chwilami Helenkę. Zastosowana przez Blizińskiego technika niedomówień łagodzi ostrość spojrzenia, a postawa hum orysty, nie zaś surowego m oralisty, jeszcze w rażenie to pogłębia, nie upo­ ważnia jednak do przeświadczenia o jakim ś błogim optymizmie autora. Stwierdzenie Dobrowolskiego, że komedia Pan Damazy „sączy w pierś [słuchacza] w iarę w nieskazitelność naszego charak­

(13)

te ru “ 15, jest — poza swoją banalnością — wielkim nieporozum ie­ niem. Podobnie je st z poglądem Nowakowskiego, że w postaci Da­ mazego: „Dochodzimy do duszy, — duszy polskiej“ (s. XXXVI). Należy jednak zaznaczyć, że bezpośrednio po w ystaw ieniu Pa­

na Damazego w T eatrze Rozmaitości w W arszawie odzywały się

o komedii Blizińskiego i inne także głosy. Były one stosunkowo rzadkie, lecz były. Na jeden z nich, opinię W ładysława Noskowskie­ go, chciałbym zwrócić uwagę:

w Panu D am azym przede w szystk im przykuw a do siebie uwagę widza śm iały rysunek i olśniew ający (niekiedy n aw et jaskrawy) koloryt w y ­ prowadzonych na scenę postaci [...]. B liziński jest realistą; m alując nie w ygładza zmarszczek, nie prostuje konturów i dlatego postacie przezeń kreślone pociągają ku sobie nie przez sw oją w artość etyczną, lecz przez praw dę życiową. [...] K ilkakrotnie już, z okazji tak realistycznie trakto­ w anych postaci kom ediow ych, słyszeliśm y zdanie [...], że egzaltujem y się do przywar, ułomności i śm iesznostek przedstaw ianych na scenie, nadając im znaczenie cechy ogólnej, s p e c j a l n i e n a s z e j , z czego w ynika, że tym rysom ujem nym narzucamy w artość dodatnią i otaczamy je sym patią. Tak rozum ować m oże tylko krańcow y subiektywizm . [...] re­ gent i Sew eryn są po prostu w strętn i; lecz [...] oklaskując ich [...] na scenie, nie oddajem y hołdu typom , których są przedstaw icielam i, lecz autorowi, który [...] w yciosał postacie w praw dzie ujem ne lub nieidealne, ale tchnące prawdą [—1

A dalej znamienne skojarzenie:

pom ieszanie tych pojęć m usiałoby w końcu doprowadzić do takiego na przykład absurdu, że: poniew aż „m aître G uérin “ A ugiera jest skończo­ nym typem łotra, a publiczność francuska obsypuje go oklaskami, przeto w e Francji w szyscy notariusze są ludźm i bez czoła [...]ie.

Ale mimo tego, tak widocznie narzucającego się skojarzenia, Noskowskiemu, zapatrzonem u w polskość Pana Damazego, nie przyszło naw et do głowy, żeby kom edia Augiera (znana zresztą do­ brze z przedstawień teatralnych w Polsce) mogła wpłynąć na Blizińskiego.

16 D o b r o w o 1 s к i, op. cit., s. 65.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Metodologicznie chybiony jest pogląd, jakoby nauka powstawała tak, iż najpierw wskazuje się przedmiot zamie- rzonego badania, niczym pole do uprawy; potem szuka się stosownej

Postać bohatera jest przedstawiona w świetle zalet: to nie jest żywy człowiek. Takich wzorowych ludzi od dzieciństwa do starości nie '-potyka się Zresztą

Tolerancja jest logicznym następstwem przyjętego stanowiska normatywnego, jeśli to stanowisko obejmuje jedno z poniższych przekonań: (1) co najmniej dwa systemy wartości

nież błogosławieństwo. Kleiner, który sądził, że poza scenami z Orciem w dramacie obecne jest jedynie cierpienie bohatera jako poety, nie zaś cierpienie hrabiego Henryka

Ty, Wiesiu, zapamiętaj to sobie, ty się dobrze przyglądaj, co ja robię, ty się ucz myśleć, tu jest samochód a nie uniwersytet.. Taki ciężar - powiada

Inni, którzy twierdząc oficjalnie, że produkują szmirę tylko dla pieniędzy, nie przyznają się, że właściwie ten rodzaj sztuki im się podoba.. Wreszcie ci, którzy są na

Tak jak łatwiej niż kiedyś aklimatyzują się przybywający tutaj młodzi lekarze, nauczyciele, farmaceuci.. Ale i tak przez długi jeszcze czas czułby się obco

– Teraz również Polacy będą mogli korzystać z kom- pleksowej opieki zdrowotnej nie tylko w kraju, lecz także za granicą, zyskując dostęp do usług najlepszych lekarzy