• Nie Znaleziono Wyników

Wieś w twórczości Słowackiego

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Wieś w twórczości Słowackiego"

Copied!
44
0
0

Pełen tekst

(1)

Mieczysław Piszczkowski

Wieś w twórczości Słowackiego

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 55/1, 105-147

(2)

MIECZYSŁAW PISZCZKOWSKI

Z agadnienie w ym ienione w ty tu le m a rozm aite „ a sp e k ty ” . W p rac y obecnej chodzi o w ieś jak o tem a t, jako obraz życia chłopskiego i szla­ checkiego w osiedlach rolniczych n a ziem iach daw nej R zeczypospolitej. Nie będzie tu ta j m ow y o m o tyw ach ludow ych w sensie ogólniejszym , w y stę p u ją c y m np. w poezji m iłosnej, w o jenn ej, relig ijn ej, ani też o m o­ ty w a c h o p a rty c h n a folklorze h Chodzi t u o k ra jo b ra z i o ludzi w ie j­ skich, a w ięc o w ieś sensu stricto i o jej arty sty czn e, in d y w id u aln e od­ bicie w poezji w ielkiego ro m a n ty k a.

1

„D ośw iadczenie społeczne” Słow ackiego było, jak w iadom o, jed n o ­ stro n n e, m iejsk o -in telig en ck ie. Środow isko K rzem ieńca i W ilna, w k tó ­ ry m p o eta u ro d ził się i w ychow ał, nie m iało żyw szych zw iązków z w sią chłopską, w ołyńską, b iało ru sk ą czy litew ską. D zięki stosunkom ro d zin - no -to w arzy sk im było ono dość bliskie ziem iaństw u polsk iem u n a W oły­ niu, P o do lu i L itw ie. Słow acki m ało znał chłopów i ich życie, ale w z ra ­ sta ją c i po d ró żu jąc po w schodnich ziem iach daw nej R zeczypospolitej poznał isto tn e cechy egzy stencji szlacheckiej na wsi, dobrze zap am iętał c h a ra k te ry sty c z n e postacie i ogólną a u rę kresow ego z ie m ia ń s tw a 2.

O bok dośw iadczeń w y niesionych z „ k ra ju m łodości” n a p ierw o ciny poetyckie J u liu sz a Słow ackiego, zw iązane z w sią, oddziałał n u r t ludo­ wości w lite ra tu rz e la t d w udziestych X IX w ieku. S tą d ludow a te m a ty k a

WIEŚ W TWÓRCZOŚCI SŁOWACKIEGO

1 Por. J. K r z y ż a n o w s k i , Polskie m o t y w y baśn iowe w tw órczości Juliusza

Słowackiego. „Pam iętnik L iteracki”, XLI, 1950, z. 1.

* Okruchy tych w spom nień znajdują się w korespondencji, np. w liście do m atki z 15 IX 1830 Słow acki opisuje „wieczór k aw alerski” w ydany przez kogoś ze znajom ych w W arszawie (ex re urodzin poety 23 VIII) i dodaje, że na tym przyjęciu „winogrona, kaw ony, m elony Wołyń m nie przypom inały” (w. 30—31). W szystkie cytaty podajem y za wydaniem : J. S ł o w a c k i , Dzieła. Pod redakcją J. K r z y ­ ż a n o w s k i e g o . Wyd. 2. T. 1—14. W rocław 1952.

(3)

i środow isko w D um ce u k ra iń sk ie j (1826). J e j bo h ater, R uńko „hoży”, „K ozak zrodzon w U k ra in ie ” , „gierm ek w ojew o d y” a zarazem „chluba Z aporoża”, i jego ukochana, H anka, dziew czyna z „chatki b ia łe j” nad D nieprem , w dzięczna ja k „ k w ia t polnej ró ży ” , a w reszcie d ra m a t ich obojga spow odow any nap adem T ataró w — w szystko to o braca się w k rę g u m elan ch o lijn o -n astro jo w ej ludow ości w zorow anej n a Marii M alczew skiego. N aśladow nictw o to jeszcze dosyć p ry m ity w n e, nie m a cech głębszych, in d y w id u aln ych . N a stylizacji u tw o ru znać też pew ne w pływ y poezji X V III w. i s ty lu rokokow ego: „hożość” R uńka, co „słynie z w dzięków i z u ro d y ”, to k o n ty n u ac ja „hożych” i urodziw ych w ieśnia­ ków, A n tk a i A nusi, z sielanki Józefa Szym anow skiego, a poniekąd echo n iek tó ry ch liry k ó w K arpińskiego i K niaźnina. N a zw iązek te n doty ch­ czas nie zwrócono uw agi.

O gólnikow a ludowość u k raiń sk a p a n u je w Piosnce d z ie w c z y n y k o ­ za ckiej (1829) o p łak u jącej lubego i w poem acie o Żm ii (1831) — „h e t­ m anie niżow ym ” . W ty m o sta tn im utw o rze zasłu g u ją na uw agę szkice pejzażow e, kreślo n e z przejęciem i zachw ytem , z jak im Słow acki będzie zawsze pisał o przy ro d zie i urodzie U krainy , o brzozach nadm ogilnych czy nadrzecznych, o k w iatach stepow ych, o bezk resn ych p rzestrzeniach i tajem n iczy ch oczeretach, o „dziko szum iącym ” D nieprze, gdy „w jego łonie sto w ysp zielonych w iosną zaton ie” .

Pow ieść o J a n ie B ieleckim (1830) w iąże się, ja k w iadom o, dość blisko z Marią. M alczew ski daw ał w szkicow ych ry sach su g esty w n y k o n tra st dw u aspektów życia polskiego n a wsi u k raiń sk iej: m agnacki zam ek z p a n u ją c ą n a nim p o n u rą despotycznością lub „w sp an iałą o cho tą” oraz d w orek szlachecki p rzy „ro so ch aty ch ” lipach, pod k tó ry c h cieniem oglą­ d am y M iecznika z córk ą (w. 183, 247) i z zięciem (w. 458). Wsi jako osiedla rolniczego M alczew ski obszerniej nie p rzed staw ił; z n a jd u jem y tylko je j uboczną, sy n te ty c zn ą sugestię w opisie p rzy ja zd u kozaka do dw ork u M iecznikow ego (w. 363— 364):

Za w rotam i koń grzebie, a w e w si psów wrzawa. Skąd to kozak przypędził, że taka kurzawa?

Oprócz k o n k retó w podanych tu w y raźn ie p oeta za pom ocą szkico­ w ych ry só w su g e ru je odległość d w o ru od wsi; skoro słychać jeszcze u jad a jąc e psy, to w idocznie kozak dopiero co przez w ieś p rzejech ał, a w ięc m u siała o n a być niedaleko fo lw a rk u i d w o r u 3.

Słow acki, podobnie ja k a u to r M arii, opisyw ał zam ek brzeżański cią­ żący despotyzm em w łaściciela n a d okolicą — i dw orek Bieleckiego,

3 Innym rysem , znam iennym dla niespokojnej Ukrainy, są zawarte w rota obejś­ cia dworskiego, skoro „za wrotam i koń grzebie”. W spokojnych okolicach kraju wrota byw ały gościnnie „na w ciąż otw arte”, jak nakazywał stary obyczaj.

(4)

W IE S W T W Ó R C Z O Ś C I SŁ O W A C K IE G O 107 p rz y b y te k cichego szczęścia, n ad k tó ry m „co w iosny bocian now e gniazdo w ije ” (w. 114). D okładniej w idzim y „ubogie szlacheckie kom ­ n a ty ” w dom u C ześnika (w. 226— 241). Ściany drew n iane, n a nich obi­ cia w schodnie „w ró żn e obrazy, w różne chińskie k w ia ty ” , z ra m p o rtre ­ tów „poczerniałe p a trz ą a n te n a ty ” , przed obrazem M atki Boskiej „jed n a lam p a płon ie” . N astrojow ość w ieczornej ciszy ud erza ty m m ocniej, że „gło śn ym ” w ah ad ło m zegarów w tó ru ją n a dziedzińcu „ sm u tn ie ” szu­ m iące lip y i osiny. E fe k tu słuchow ego dopełnia b zykanie św ierszcza i odzew psa na poszczekiw ania z pobliskiego sioła. W końcow ym u stępie B ieleckiego z a ty tu ło w an y m Kościół w ie jsk i, podobnie ja k w Marii, p o eta w prow adził m o ty w cerk w i u k raiń sk ie j. W M arii cerkiew błyszczy trz e m a w ieżam i. W B ie le c k im c erk iew m a „z m o d rzew iu ” ściany, w idać stare, bo „ju ż pochylone, w sp a rte n a p o d p o ry ”, dach blaszany lśni „p ro m ie­ niem słońca” w dzierającego się przez kolorow e „szyby drżące” ; n a d św ią ty ń k ą „ trz y brzozy płaczące” , p rzez k tó ry c h szczyt w yniosły „p rz e ­ g ląd a się” krzyż. D okoła cerk w i „cm en tarz k w iatam i zaro sły ” (w. 459— — 468).

W poezji Słow ackiego, w ielkiego p o ety h isto rii Polski, w cześnie w y ­ stę p u je te n d e n c ja do w skrzeszania przeszłości dziejow ej, w idzianej — n a razie — po w a lte rsk o to w sk u od stro n y niezw y kły ch w y d arzeń i ze­ w n ętrzn eg o w y g lą d u ludzi i m ie s z k a ń 4. W yobraźnię poety pociągają re p re z e n ta ty w n e ośrodki historycznego życia Polski: p yszny zam ek m ożnow ładczy, dw o rek ziem iański o w n ę trz u sk ro m n y m „ ja k niegdyś naszych p rzodków życie” i m alow nicza w iejsk a św iątyń ką. T e m aty k a chłopska pojaw ia się ty lk o ubocznie i — d ram aty cznie. O fiarą ty r a ­ nii m ag nack iej Sieniaw skiego sta je się nie ty lko ry cerz-ziem ian in B ie­ lecki, ale pośrednio tak że chłop, k tó re m u kazano zaorać m iejsce, gdzie s ta ł zb urzo n y z w oli sta ro sty dom żeniącego się szlachcica. Z am iast d w o ru p a n a m łodego orszak w eselny zastaje orzące pługi: „W ieśniak o sta tn ie j m iedzy do o ry w a” (w. 200). Bielecki, o g a rn ię ty rozpaczą i sza­ leń stw em g niew u — zanim się zemści na prześladow cy — zab ija n ie ­ w innego k m iecia (w. 216— 217).

Nazajutrz rano pochowali w grobie Starca, co orał grunt ostatniej m iedzy

O ro zw ija n iu się w ty m czasie s e n ty m e n tu p o ety dla w si chłopskiej św iadczy fra g m e n t z M arii S tu a rt (akt IV, sc. 4), w izja rodzinnej c h a ty N icka, ale je s t to w ieś szkocka, co p raw d a spolszczona:

„W idzę ta m w końcu sioła tę ch atę ubogą, Szczerniałe dym em ścia­ n y ” , „N ad c h a tą d ąb sp ró ch n iałe podnosi k o n a ry ” , „pies w ró t c h a ty

(5)

strz e ż e ” , s ta ry ojciec n ap raw ia pług n a progu, m a tk a „u sia d ła do p rzę ­ d z y ” (w. 264— 270). T ru d n o się t u dopatrzyć k o lo ry tu lokalnego szkoc­ kiego.

W p ow stańczym K u lik u (1831) Słow acki użył p o p u la rn e j zabaw y szlacheckiej jako śro d ka ag itacji w erb u n k o w ej. Opis dw orów o b jeżd ża­ n y c h k ulig iem — w jed n y m w esele, w d ru g im żałoba, w trzecim gra ■w k a rty , w zam k u m ask arada, w o sta tn im dom u pusto, bo w szyscy „w yszli n a w ro g a” — je s t dość p rju n ity w n y , ogólnikow y. T ylko w ra ­ żenie ru c h u i gestu, zam aszystości, m a pew ne cechy indyw idualizacji p o ety ck iej.

D rob n e ry sy autobiograficzne, w spom nienia p rzy ro d y podw ileńskiej, z n a jd u je baczny czy teln ik G odziny m y ś li (1832); są to „ciem ne” bory i „dzikie w rzo sy ” oglądane podczas konnych spacerów . D la „ k ra ju m ło­ dości” Ju liu sz a Słow ackiego bardziej znam ien na będzie je d n a „m aleńka w ieś p e łn a ru czajó w ”, do k tó re j odw oła się później z żyw ym uczuciem w B en io w sk im .

P o d olsk o -u k raiń sk ie w spom nienia Zofiów ki i M inkow iec posłużyły za m a te ria ł tw ó rczy w K ró lu L a d a w y (1832). Rozdział III tego fra g ­ m e n tu pow ieści p rzed staw ia zw ykły dw ór „dostatniego szlachcica pol­ skieg o” , d rew n ian y , „ n ie reg u la rn e j s tr u k tu r y ” , z podw órzem o w iel­ k ich w ro tach , do k tó ry c h w iedzie (częsta n a Podolu) a le ja topolow a. Poza ty m — gołębnik „p a n u ją c y n ad b u d yn kam i, ja k w ieża starego zam ku, z tu z in kom inów n ierów nej w ysokości, h e rb w łaściciela w ym alo­ w a n y różnym i koloram i n a fasadzie [...]” (w. 12— 14). N ie m a w ty m ■wszystkim nic godnego uw agi. C iekaw sze rzeczy c zy tam y o sąsiednim d o m k u oficjalistów . W ieczorną p o rą prześw ieca on b lask iem „z otw orów wry cięty ch w kształcie serca w o k ien nicach ” . Z rea listy cz n ą p recy zją o pisał a u to r scenę ro dzajo w ą: s ta ry rząd ca B ielaw ski g ra z proboszczem w d ru ż b a rta , grę „bardzo rozpow szechnioną w niższych w a rstw ac h spo­ łec z e ń stw a ” . Z aznaczając w yborem zabaw y środow isko socjalne u czest­ ników , pisarz sn u je drobiazgow ą c h a ra k te ry s ty k ę owego d ru ż b a rta , d a ­ jącego okazję do różnych k onceptów rysu n k o w y ch . Nie b ra k też r e a ­ lizm u — i h u m o ru — w opisie podniecenia, niepokoju, z jak im m iesz­ k a ń c y rządców ki p rzeży w ają (Bielaw ski ze św iecą w je d n e j ręce, a „za­ rd ze w ia łą szablicą” w d ru g iej) nocny, nagły, hałaśliw y p rzy ja zd e m ira A b u G iaffira, recte J a n a Rogoży, recte W acław a R zew uskiego.

In n y dziw ak podolski, M archocki z M inkow iec, w szedł do ro m an su jak o p a n L ad aw y o rg an izu jący groteskow e, pseud o rzym sk ie dożynki. K aże on obchodzić św ięto „użyteczności p rac ro ln iczy ch ” pod p a tro ­ n a te m C erery , ale z księdzem — n a w szelki w y p ad ek — k ropiącym zboże św ięconą w odą. U roczystość zaszczycona przem ow ą „k ró la L ad a­ w y ” i jego p a tria rc h a ln y m , w łasnoręczn ym zaoran iem „d ług iej sk ib y ”

(6)

W IE S W T W Ó R C Z O Ś C I S Ł O W A C K IE G O 109 u d e rz a kom izm em o za b arw ie n iu społecznym , zaw iera k ry ty k ę sobie- p ańskiej w ielm ożności i kaprysów , ja k stylizow anie w si podolskiej X IX w. n a m odłę an ty czn ej idylli.

S p ró b u jm y n a podstaw ie zgrom adzonych spostrzeżeń ocenić r e z u lta ­ ty osiągnięte w p ierw szy m o kresie tw órczości Słowackiego.

W m łodzieńczych u tw o rac h p o ety b ra k pogłębienia p ro b le m aty k i ideow ej i a rty sty c z n e j w opisach w si i życia w iejskiego, są już jed n a k ele m en ty c h a ra k te ry sty c z n e , k tó re w dalszej tw órczości Słow ackiego z n a jd ą k o n ty n u ac ję. Je śli chodzi o m a te ria ł obserw acji, u d erza ogólni­ kowość w u jęciu postaci chłopskich, a rów nocześnie w y ra ź n a d la nich sym patia, p o zy ty w n y sto su n ek do lu d u w iejskiego. Z w y ją tk ie m M arii S tu a rt (w spom nianej t u ubocznie), w k tó re j w y stę p u je oczyw iście w ieś szkocka w w izji Nicka, chłopi Słow ackiego to lud uk raiń sk i, K ozacy, u trz y m a n i n a ogół w ty p ie M alczew skiego, w idziani zw ykle w ru c h u , n a tle m alow niczej scenerii stepów . W sty lizacji ro m an ty czn ej a u to ra D u m k i u k ra iń sk ie j znać echo lite r a tu r y rokokow ej.

B ardziej zindyw idualizow ane, o p a rte n a lepszej znajom ości p rz e d ­ m iotu , są szkicow e o b razy życia szlacheckiego. P o eta za jm u je w nich pozycję negacji w obec d esp o tyzm u m ożnow ładztw a kresow ego, chociaż ta k niedaw no s ta ra ł się je w ybronić B ro d z iń s k is. Słow acki poszedł w B ie le c kim drog ą w y tk n ię tą przez pesym izm M alczew skiego i przez rad y k a liz m społeczny Goszczyńskiego. W konflikcie m iędzy m ag n a tem a szlachcicem serce p o ety je s t po stro n ie jednow ioskow ego ziem ianina, a życie ziem iańskie zostało naszkicow ane z żyw ym se n ty m e n te m . A le nie zaw sze ta k będzie. W K ró lu L ad a w y, jako czynnik now y, zaznacza się h u m o r sa ty ry c zn y w p rzed staw ien iu dziw actw szlacheckich i fa n a ­ berii półm agnackich.

W ogóle w m etodzie obrazo w an ia wsi u Słow ackiego p rze jaw ia się od w czesnych początków , bo od D u m k i u k ra iń sk ie j — h isto ry zm (w alki z T a tara m i, w y p ra w y kozackie). W K u lik u w iąże się on z p a trio ty c z n ą w alką narodow ow yzw oleńczą. P ejzażem poeta jeszcze się baczniej nie zajm u je, ale rzu ca ju ż su g esty w n e ry sy i k o n k retn e szczegóły bud zące asocjacje obrazow e. M etoda ta rozw inie się bogato w późniejszej tw ó r­ czości Słow ackiego.

5 S ł o w a c k i nie ulegał idyllizm ow i ani J. B. Zaleskiego, ani też Brodzińskiego jako poety i jako teoretyka literatury. W rozprawie O idy lli pod w z g lę d e m m o ra ln y m (1823) spotykam y aprobatę tradycyjnego życia ziem iańskiego w rodzaju Pana P od-

stolego, a naw et pochwałę roli m agnatów kresowych (cyt. za: K. B r o d z i ń s k i , Pisma e s te ty c z n o - k r y ty c z n e . Opracował A. Ł u c k i . T. 1. Warszawa 1934, s. 413):

„Czemużby nie m iał być rów nie w ystaw ionym idyllicznie pan polski, patriarcha okolicy, opiekun uboższej szlachty, ojciec rolników, który po zam kach naddniepr- skich czuw ał jak orzeł na napady Tatarów

(7)

2

Po klęsce p o w stania r. 1830/1831, w czasie którego w iększość sejm u i opinii szlacheckiej b y ła za u trz y m an ie m pańszczyzny i o b aw iała się u d ziału chłopów w w alce o w yzw olenie narodow e, ab y n ie trz e b a było za to płacić co n a jm n ie j uw łaszczeniem , sp ra w a w si p o lskiej n a b ra ła now ej w ym ow y, o w iele b ardziej ra d y k a ln ej, niż w lite ra tu rz e la t d w u ­ dziestych w. X IX — pom im o II cz. D ziadów i Z a m k u kaniow skiego. Z a­ g adn ien ie w ielorakich n a stę p stw k a ta s tro fy w ojen nej i politycznej p o w stan ia listopadow ego je st zb y t dobrze znane, ab y t u szerzej tę k w estię rozw ażać. Słow acki należał, jak w iadom o, do ty c h p isarzy em i­ g racy jn y ch , k tó rz y przyczynę k a ta stro fy narodow ej w idzieli w poło- w iczności działań szlacheckich przyw ódców ru c h u . P o tę p ia ją c po lity kę szlachecką, Słow acki odczuw ał przede w szy stkim trag izm losów n a ro ­ du; ani cieszył się k o m p ro m itacją szlachty, ja k C zyński w Jakobinach polskich, ani też p rag n ą ł ją odrodzić, ja k K rasińsk i. Z decydow anie, lecz stopniow o n a ra s ta an ty fe u d aln e i antyszlacheckie stanow isko poety. N a jego u g ru n to w an ie oddziałała też w pew nej m ierze a tm o sfe ra z a ­ chod n io-eu ro p ejsk a. P rzełom w. X V III i X IX sta ł pod znak iem k ry zy su wsi, em ancy p acji chłopów i o graniczenia p ra w w iększych w łaścicieli ziem skich. W e F ra n c ji po rew olucji lipcow ej a ry s to k ra c ja w iąże się z b o g aty m m ieszczaństw em rosn ącym w potęgę, chłopi zaś — a po części też p ro w in cjo n aln a b u rżu a z ja — u m acn iają swój s ta n posiadania n a wsi, ja k to p rzed staw ił Balzac w swoich Chłopach. W A nglii w r. 1832 w ychodzi A k t R eform y, kład ący k res przew adze tzw . landlords, ob szar­ ników . K o n tra st A nglii w iejskiej i m iejsko -p rzem y słow ej znajdzie p óź­ n iej odbicie a rty sty c z n e w pow ieściach Tom asza H ardy. W P ru sa c h re ­ fo rm a ro ln a p rzy n io sła uw łaszczenie zam ożniejszym chłopom . W arto przypom nieć, iż sy tu a c ja n a wsi poznańskiej zain tereso w ała baw iącego (tuż p rzed uw łaszczeniem ) w gościnie u B rezy H e n ry k a H einego (Über Polen). N aw et w k o n serw aty w n ej A u strii położenie chłopów było lepsze niż w daw n ej R zeczypospolitej. P rz em ian y te zapoczątkow ała n a w ielką sk alę rew o lu cja fra n c u sk a r. 1789, a propagow ał je w E uropie kodeks napoleoński, n a k tó ry ju n k rz y p ru sc y skarży li się, że „nie pozw alał szlachcie bić służb y po p y sk u ” .

W atm osferze k ry z y su ziem iaństw a i n a ra sta ją c e j k ry ty k i a n ty - szlacheckiej ro zw ija się tw órczość Słow ackiego w now ym okresie ro z­ poczętym K ordianem . (1833). W pierw szych scenach d ra m a tu tłe m akcji je s t d w ó r szlachecki z „w ielką lipą na w iejskim dziedzińcu” , ja k czy tam y w o b jaśn ie n iu od auto rsk im . L ipy p rzy dom u ziem iańskim m a ją dla Sło­ w ackiego zawsze ak cen t typow ości i siln y to n em ocjonalny. Leżący pod lipą K o rd ian przeżyw a in ten sy w n ie n a stró j jesiennego w ieczoru; je s t to ju ż nie se n ty m e n ta ln a czy groteskow a sielankow ość ani b ie rn a k o n ­

(8)

W IE S W T W Ó R C Z O Ś C I SŁ O W A C K IE G O 111 te m p la c ja przy rod y , lecz ro m an ty czn ie egzaltow any pesym izm człow ieka nie zw iązanego ze środow iskiem . Jak k o lw iek pozn ajem y K o rd ian a na tle skrom nego „d o m u w iejskiego” , jak k o lw iek W ioletcie b o h a te r opo­ w iad a o swoim „zam k u w ieko w y m ” gdzieś n a północy (akt II, w . 118) — ani pierw szy, ani d ru g i K o rd ian nie m a żadnych cech zn am ien ny ch m łodego ziem ianina polskiego. S am a jazda k o n n a (w spom nienie space­ ró w z L udw ik ą Ś niadecką n a Z a k rę t w W ilnie) o niczym nie św iadczy. W zw iązku z zagad n ien iam i innego ro d zaju pow iedziano tra fn ie , że K ordianow i b ra k „podstaw ow ego w życiu człow ieka czynnika: otocze­ n ia ” 6. Otóż jak k o lw iek K o rd ian pochodzi ze wsi, nic go nie łączy z gospo d arstw em — b ra k m u otoczenia w iejskiego. N ap raw d ę w si w d ra ­ m acie nie m a.

S pośród osób w y stę p u ją c y ch w K ordianie najb liższy w si je s t sta ry G rzegorz. P ostać tę k reślił p o eta ze szczerym sen ty m e n te m ; G rzegorz nie je s t szablonow ym dobrym , p ro sty m k m iotkiem ani w zorcow ym w ie rn y m sługą, jak ich zn ała lite r a tu r a O św iecenia. G rzegorz to p rz y ja ­ ciel i op iek u n m łodego „pan icza” , szlachetny, p e łe n oddania, człow iek tk liw y i bezin tereso w n y. T akie postacie z lu d u w p row adzał W a lter S cott, np. K aleb B ald ersto n e w Ł u c ji z L a m m erm o o r, sług a-p rzy jaciel o statn ieg o z ro d u R avensw oodôw . T ak ą postacią będzie też Saw ielicz w P u szkinow skiej Córce kapitana, o p iek u n m łodego G riniow a. W pro­ w adzan ie postaci tego ro d za ju było jed n y m z p rzejaw ó w d em o k raty cz­ n y ch te n d e n c ji ro m a n ty zm u europejskiego, n a w e t u p isarzy zacho­ w aw czych, ja k W a lte r S cott. G rzegorz z K ordiana, s ta ry w ąsal nap o ­ leoński, spełnia jeszcze in n ą w ażną fu n k cję jako p rzedstaw iciel tra d y c ji, m ą d re j, sensow nej pow ieści i pieśni „ g m in n e j” . W scenie 1 a k tu I G rze­ gorz opow iada m łod em u b a jk ę „szlach etnie b o g a tą ” i o b jaśn ia słuchacza (w. 49— 50):

Mam ja w szkatule mózgu dykteryjki, czary Po babce m ojej starej, co w Bogu spoczywa.

W „szk atu le m ózgu” m a G rzegorz nie tylk o pouczającą opow ieść o J a n k u , ale i pieśni, gdyż p y ta K o rd ian a: „Chcesz p a n tej, co się gada, czy tej, co się śp iew a?” (w. 51). G rzegorz je st w tw órczości Słow ackiego pierw szą pogłębioną psychologicznie, jak ko lw iek d rugoplanow ą, p o sta­ cią z ludu, postacią ty m w ażniejszą, iż w yprzedza ona G erw azego Rę- b a jłę z Pana Tadeusza, sługę i p rzy ja cie la Horeszków . P rz y ty m G rze­ gorz to prostaczy sy n wsi chłopskiej, gdy G erw azy, pochodzący z za­ ścian k a szlacheckiego, wysoko ceni sw oją przynależność do k lasy u p rz y ­ w ilejo w an ej, a służąc panom H oreszkow a służy pon iek ąd w łasn ej klasie społecznej. O fiarność, b ezinteresow ność i uczuciowość G rzegorza jęst

(9)

w yższej p ró b y etycznej niż m otyw y d ziałania R ębajły, gdyż G rzegorz nie służy żadnym in tereso m swego stan u.

W liście do m atk i z 18 g ru d n ia 1834 pisał Słow acki o B alladynie (1834) jako tra g e d ii ułożonej tak, „ ja k b y ją gm in u k ła d a ł” (w. 74). Dzieło zaw iera a ta k n a despotyzm uzu rp ato rsk i, p otępiony ze stan ow iska ludow ego poczucia spraw iedliw ości. A k cja n a ob u kondygnacjach, f a n ­ tasty czn ej i rea ln ej, m a c h a ra k te r baśniow y i ro zg ry w a się n a tle b aśnią zapraw ionej p rzy rod y . L ud polski m iędzy G opłem i G nieznem cierpi pod rząd am i ty ra n a -u z u rp a to ra podw ójnie, p rzede w szystkim z pow odu jego okru cień stw , po w tó re — z pow odu nieszczęść sp adających n a k ra j, odkąd w y g n an y „p rzyjaciel g m in u ”, p raw o w ity w ładca P opiel III, uwiózł w puszczę m agiczną koronę Lecha, od k tó re j zależy los k ra ju .

W iejski, chłopsko-królew ski je s t obraz obfitości, ja k ą niegdyś zastał w Polsce Scyta, trzeci z k rólów w racający ch z B etlejem (akt. I, sc. 1, w. 105— 110):

Ów król północny zaszedł w nasze żyta, Zabłądził w zbożu jak w lesie — bo zboże Rosło w ysokie jak las w kraju Lecha;

Więc zabłądziwszy rzekł: „Wyprowadź, Boże!” Aż oto przed nim odkrywa się strzecha

K rólew skiej chaty — bo Lech m ieszkał w chacie. —

W te n hiperboliczny, a zarazem p ry m ity w iz u ją c y sposób, w zoro­ w an y n a legendach ludow ych, tw o rzy Słow acki w izję staro d aw n ej w si polskiej jako tło h isto rii narod u . N a ty m tle dw ie postacie z ludu: w ład ­ cza, zbrodnicza chłopiank a-k ró low a i kom iczny g b u r odcin ają się ró w nie w yraziście, ja k postać ry ce rz a „ g ra fa ” K irk o ra n a tle czterow ieżow ego zam k u i p ańskiej d ru ży n y . Skoro tra g e d ia m iała być napisana ta k , „ja k b y ją gm in u k ła d a ł”, to niezw ykłość m a te rii treściow ej i jaskraw ość konflik tó w w iąże się w B alladynie k o n sek w en tn ie i logicznie z założe­ niem . „G m in ” lu b u je się w baśniow ych nadzw yczajnościach i w lite r a ­ tu rz e działającej silnie n a w yobraźnię, n a to m ia st stro n i od p rzed staw ień codzienności w iejsk iej. Słow acki m ało zn ający życie chłopskie — i to jeszcze w W ielkopolsce — tra fn ie dokonał w y b o ru tem a ty k i i a u ry d r a ­ m a tu i tra fn ie w p row adził w nim to n lekcew ażenia pospolitości życia „za b ru d n y m przypieckiem , M iędzy garn kam i, babą szczerbatą i dziec­ k iem ” , jak to z przek ąsem m ów i C hochlik (akt I, sc. 2, w. 278—279). W ogóle pom im o całej „gm inności” B a lla d y n y chłopów tr a k tu je się w niej często bez cerem onii i bez m odnego rom antycznego nabożeństw a. K irk o r, jak k o lw iek kocha życie w iejsk ie i żeni się z „pann ą u b og ą” spod strz e ch y słom ianej, o chłopach sw oich m ów i stale „ c h am y ” , zresztą bez po g ard y („U zbrajam cham y i lecę do G nezna”, a k t I, sc. 1, w. 51; „C ham y, n a koń!” a k t III, sc. 2, w . 146). L udzie dw orscy o dzy­ w a ją się o chłopach pogardliw ie: „h oło ta” , „ jak iś g b u ra ”, „gm inn e

(10)

W IE S W T W Ó R C Z O Ś C I SŁ O W A C K IE G O 113

szo łd ry ” , B allad y n a nazyw a G rab ca „podłym chłopem ” (akt III, sc. 5, w. 744). O tym , że postać G rab ca jest s a ty rą n a p ły tk ą a m odną chłopo­ m anię, n ie trz e b a się tu rozw odzić n a nowo, gdyż sp raw a ta została już d aw niej p rzeb ad an a. D odaję ty lk o — ze stano w isk a h isto ry cz n o -lite ­ rackiego — iż b u rlesk o w a scena, w k tó re j dziew częta i dzieci w iejskie n a ig ra w a ją się z G rab ca ustrojonego w w ieniec grochow y (akt III, sc. 1), m a zg rab n ą, choć raczej groteskow ą, poprzedniczkę w „operze w ie j­ s k ie j” K n iaźn in a pt. T r z y g ody 7, gran ej w P u ław ach, a n astęp n ie d ru ­ kow anej w edycji G röllow skiej z la t 1787/1788 i w w y d a n iu D m ochow ­ skiego z la t 1828/1829, p rzed ru k o w an ej przez Bobrow icza w L ipsku (1835— 1837) 8.

B alladow y c h a ra k te r m a c h a ta i rodzina W dow y m arzącej o k ró ­ lew iczach dla sw oich córek — białej, naiw n ej an ielicy i czarnej, m ąd re j diablicy, co nie lu b i ro b ó t p o ln y ch ani p rze m y słu dom owego („tłoczyć olej Z kolących siem ion i z brzy d k ich m ak ó w ek” , a k t II, sc. 1, w . 179— — 180), a pożąda w ładzy. W spraw ie sto su n k u sw ych córek do K irk o ra jako k a n d y d a ta n a m ęża W dow a w y raża sy m p to m aty czn y pogląd kobiet w iejskich (akt I, sc. 3, w. 709— 713):

Zapewne, Że m uszą kochać !... toż by to dopiero, Gdyby nie kochać rycerza, co szczerą Mógłby za żonę w ziąć sobie królewnę, Piękny i śm iały.

W y jątk o w e na wsi stanow isko reprezentuje* A lina, nie po ddająca się czarow i fizycznem u przybysza, czarow i „aw ansu społecznego” , ani u ro ­ kom zbroi ry cersk iej, gotow a za dobre słowo oddać siostrze u zbierane m a lin y (ak t I, sc. 3).

7 W scenie 2 aktu V Trzech godów zausznik ekonom a Bartek, „plotka” i „tru­ teń ”, zostaje ostatecznie odpalony przez rezolutną Basię, a gromada chłopska śp ie­ w a piosenkę o niefortunnym zalotniku i o sym bolizującym starokaw alerstw o w ieńcu grochowym : „Jakże mu przystał do głow y W ieniec grochow y!” Por. M. P i s z c z ­ k ó w s к i, W o d e w ile Kniaźnina. „Pam iętnik T eatralny”, 1952, z. 1/2, s. 70.

8 S ł o w a c k i znał z pew nością to wydanie, które w yszło w siedm iu m ałych tom ikach, skoro w artykule O poezjach Bohdana Zaleskiego wspom ina lekceważąco o „w ielotom ow ym K niaźninie”. L ekcew ażenie to jest zresztą nieuzasadnione. S ło­ w acki czyni zarzut Zaleskiem u, iż jego ludowość nie ma cech w ielkiej epiki („mogąc być A riostem K ozaków dnieprowych [...] dobrowolnie prawie stanął przy w ieloto­ m owym K niaźninie”, w. 251—266), lecz raczej zbliża się do ludowości sentym entalno- -rokokow ej. Zarzut wobec Zaleskiego słuszny, ale określenie Kniaźnina jako „w ielo­ tom ow ego” gaduły — niesłuszne. Surowy krytyk nie uwzględnia faktu, iż w ieloto- m owość K niaźnina pochodzi z jego obowiązków poety nadwornego (takie np. bajdy, jak Gala w ie lk a ), a nie z gadulstw a. „D worstwo” poem atów XVIII w. nie było ich winą, lecz form ą egzystencj!i w owej epoce, podobnie jak w X IX w. em erytury urzędnicze, z czego m. in. korzystał — jak wiadom o — sam Słowacki, a em erytura jego m atki była w yjątkow o w ysoka ze względu na „zasługi” doktora Bécu.

(11)

C h a ta W dow y, niby „lich a”, została w ystylizow ana z e w n ę trz n ie na d w o rek drobnoszlachecki, gdyż m a ganek „ocieniony lip ą ” i alkowę, w k tó re j K irk o r nocuje n a łożu i pachn ącym sianie „ z a k ry ty m bielizną” . G ro m ad ę w iejską, sw aty i d ru zki z m uzy ką p rzy b y w a ją c e pod koniec a k tu II do ch aty B alladyny, p o trak tow an o krótk o, su m ary czn ie; po­ dobnie też K irk o r jak b y m im ochodem w spom ina o o b rzędach w eselnych. Poecie nie chodziło o p rzed staw ien ie obrzędów ludow ych, m iał inne cele niż B ogusław ski w K rakow iakach i góralach, B rodziński w W iesła­ w ie, a także inne niż M ickiewicz w II cz. Dziadów.

O bszerniej i z głębszym sensem ideow o-społecznym p o tra k to w a n a z o stała g rom ada chłopska przed dopalającym się dom em W dow y (akt III, sc. 1). Z e b ran a „przed pogorzeliskiem g a rstk a w ieśniaczego lu d u ” speł­ n ia ro lę opinii, ocenia i sądzi postępow anie W dowy, „ sta ru sz k i podczci-

w e j”, co „ubogie leczyła”, oraz B allad yn y, k tó ra jako p a n n a m łoda „zad zierała no sa”, zam iast „ró w n ia n k i” białych róż w p ięła sobie we w łosy róże złote, a na licach m iała „uśm iech h a rd y ” . S tarzec, dośw iad­ czony i m ąd ry , od gaduje, że ch atę kazano spalić, aby zatrzeć pam ięć chłopskiego pochodzenia: „W idać, że się w sty d zą C haty , słom y, bła­ w a tk ó w i nas...” (w. 21—22). Poczucie różnic i antagonizm ów klasow ych je s t ogólne w grom adzie: „oni z biednych chłopków szy dzą” — m ówi P ie rw sz a K ob ieta (w. 23). G dy D ruga K o bieta i jed n a z d ru że k posta­ n a w ia ją jechać w odw iedziny do zam ku K irk o ra, re sz ta w ieśniaków o d rad z a im tę w yp raw ę, a D ziew czyna szydzi z obelżyw ego przyjęcia, jak ieg o zapew ne doznają. N iebaw em okazuje się, że pesym iści w iejscy m ieli słuszność: przedsiębiorcza B arbara, k um a W dow y, zostaje pogardli­ w ie o d p raw io n a przez B alladynę, k tó rej m a tk a nie śm ie się oprzeć, ale szu k a jakiegoś u sp raw ied liw ien ia dla p o stęp k u „ g ra b in i”, bodaj cienia słuszności. B allad yn a nienaw idzi sw ej chłopskiej przeszłości, o m atce m ów i: „ ta k o bieta g m in n a” (sc. 2, w. 252); gdy G rabiec — n iedaw ny ko ch anek — zgłasza się do zam k u (zanim G oplana zrobi z niego króla), p a n i w y k rz y k u je w gniew ie: „Tego chłopstw a ch m u ra To jak sz ara ń ­ cza” (w. 287— 288). N ow a „ g ra b in i” p rz y jm u je skw ap liw ie fa k t podziału sta n ó w i przepaść m iędzy p anam i a ty m i, „co n a niw ie w iejsk iej w y ­ ro śli” . P o eta p ię trz y zbrodnie, p rzestęp stw a i w szelakie zło czynione p rzez b o h aterk ę, ab y potępić nie tylk o ją sam ą, ale i u stró j społeczny o p a rty na k rzyw dzie i niespraw iedliw ości, n a p rzy w ile ja c h z jed n ej stro n y , a upośledzeniu z d ru giej. Z n a jd u je w ty m w y raz zarów no ideolo­ gia rad y k aln eg o n u r tu lite r a tu r y ro m an tyczn ej, ja k i tra d y c y jn a m o ral­ ność ludow a.

O prócz w izji staro d aw n ej w si chłopskiej B allad yn a przynosi fra g ­ m e n ta ry c z n ą w izję daw nego życia szlachecko-ziem iańskiego. K irk o r to n ie ty lk o baśniow y ry cerz w alczący o fia rn ie o n a p ra w ie n ie cudzej

(12)

W IE S W T W Ó R C Z O Ś C I SŁ O W A C K IE G O 115 k rzy w d y , lecz rów nież polski szlachcic, k tó ry w najg o rętszy ch m o m en ­ ta c h b itw y m arz y o złożeniu p rzy łb icy i pow rocie do żony (akt V, sc. 2). N ie w o jn a i nie p olity k a, lecz dom i wieś, zbożny żyw ot, rodzina, zaci­ sze ogrodow e — oto k lim a t K irk o ra . Z iro n ią m ów i o nim G rab iec-k ró l

(ak t IV, sc. 1, w . 246— 247):

Poczciw y! Poczciwy! Zam iast panować w oli jeść m aliny.

K irk o r zazdrości W dow ie „cichego I w iejskiego życia” (ak t II, sc. 2, w. 436— 437) 9, a sam c h a ra k te ry z u je w łasne upodobania (w rela cji G ońca, a k t IV, sc. 1, w . 152— 155):

Jam stw orzony do ciszy w iejskiej i prostoty, Dla m nie za ciężką naw et była godność grafa I zniżyłem ją szczeblem , pojąw szy w m ałżeństwo Zam iast jakiej królew nej ubogą chłopiankę;

K irk o ro w i nie w sm ak zam kow e grafostw o; nie zadow oliłoby go też m n iej anachro n iczne gródkow e żu państw o, sw ojsko czułby się zapew ne w e dw orze strz e ch ą k ry ty m , ja k piastow scy i jagiellońscy jednow ioskow i „dziedzice” . W b rew sw ojej a m b itn e j, rw ącej się do aw an su społecznego i do w ładzy m ałżonce pow iedziałby chętnie z K ochanow skim : „W iodłem sw ój żyw ot ta k skrom nie, Że ledw ie kto w iedział o m n ie ” . K ied y P u ­ stelnikow i skradziono cudow ną koronę, K irk o r śpieszy n a ty c h m ia st do G niezna, ale b y n a jm n ie j nie pow odow any żądzą akcji p olitycznej, k tó rą w p ro st nazyw a „pań szczyzną” . Ja k o człek „szczero-sum ien ny ” i ry c e rsk i u zn aje obow iązek w alki w słusznej spraw ie swego praw ow itego w ładcy, ale chce ją ja k n ajszybciej „odrobić”, aby w rócić do dom u i „żyć szczęśliw y z drogą m ałżo n k ą” . P ośpiech w sp ełn ian iu p rac publicznych, z m y ślą o „m iły m dom a” (jak je nazw ał K ochanow ski w C arm en m aca- ro n icu m de eligendo vita e genere) to jed en z typ ow y ch ry só w zie- m iańszczyzny szlacheckiej w życiu i w lite ra tu rz e . W szystkie k ło poty polityczne, „całą ojczyznę” chce K irk o r „włożyć na b a rk i” P opielow i III, a sam rad się cieszyć sw obodą człow ieka w iejskiego spoczyw ającego w chłodzie lipow ym (akt IV, sc. 2).

K w iety sty czn a sielskość w błogim d o sta tk u i niezm ąconej pogodzie ro d zin n ej, w yniesiona ponad los m onarszy, to zn am ienn a i tra d y c y jn a idealizacja b y tu daw n ych ziem ian polskich, jako dob rych ojców i do b ry ch gospodarzy. K irk o r nie w spom ina w y raźn ie o p racach rolniczych, ale m iody, raź n y ziem ianin zapew ne n ie będzie się lenił; cały ro k pod lipą leżeć nie m ożna 10.

* Tej sym patii dla życia w iejsk iego i chłopskiego nie przeczy oczyw iście satyra na rom antyczną chłopomanię w postaci Grabca.

10 Motyw lipow ego cienia wróci w Podróży na Wschód (p. VI, w . 49—54, 61—66). Jak żyw o Słow acki odczuw ał czar idylli, o tym świadczą nie tylk o jego

(13)

Z am knięcie się w e w łasn ym k rę g u dom ow ym i fam ilijn y m tchnie aro m a te m w yidealizow anej wsi p rzedpańszczyźnianej, „złoto-pszczołej”, jak to poetycznie o kreślił N orw id. Idylla p ańsko-chłopska b rzm iała fał­ szyw ie w lite ra tu rz e X IX w. w śród nap ięcia now oczesnych antago­ nizm ów socjalnych. Słow acki tego b łęd u nie popełnił; przesu n ąw szy sie­ lan k ę K irk o ra w odległą, leg e n d a rn ą przeszłość w ydobył je j p ierw o tn y sens h isto ry czn y i w dzięk p ry m ity w u . Chodziło poecie o to, ab y w po­ staci K irk o ra ożyw ić m u ta tis m u ta n d is p ro to ty p szlachcica-ziem ianina w p o jęciu n a ogół dodatnim , jakie ro m an ty cy w iązali z epoką renesensu. W iadom o, ja k w ysoko cenili oni R e ja 11 i jak gorąco odnosił się do K o­ chanow skiego sam S ło w a c k i12. K irk o r ginie jak b o h ater, ale chce żyć ja k „człow iek poczciw y” , jak w cześniejszy dziedzic nagłow icki lub czar­ noleski. Przeszłość bajeczn ą szlach ty polskiej w B a lla dynie w idzim y w n a św ietlen iu pozytyw nym , przez p ry zm a t idylli ziem iańskiej z epoki p iasto w sk o -jag iello ń sk iej. W L ilii W enedzie, pisanej rów nocześnie z d ru ­ k iem B a lla d y n y (1839), będziem y ją oglądali w n a św ietlen iu n eg aty w ­ nym , ja k b y z p e rsp e k ty w y P a m ię tn ik ó w Paska, w ięc realizm u , b a ro k u sarm ackiego, a tak że z p ersp e k ty w y stosunków a k tu a ln y c h w X IX w ie­ ku. Do sp ra w y te j jeszcze pow rócim y.

Ludow ość polska i w iejskość p a n u ją c a w B alladynie osnuw a chw ila­ m i n a w e t postać niem ieckiego n a je m n ik a i dw o rak a F o n K ostryna, k tó ry n a zam ku w y szukanym i kom plem en tam i obsypyw ał żonę K irkora. P o d koniec trag ed ii, n a p o lu b itw y, K o stry n m ów i tak im językiem , j a ­ kim m ó głb y m ów ić każdy polski „w o j” pod m u ra m i G niezna. Oto o b ra ­ zow a m e ta fo ra (ak t V, sc. 3, w. 119— 123):

Gdzie młócą żyto, tam p lew y z om łotku Lecą pod niebo. Stój za gumna progiem I nie rozplątuj znów na kołowrotku Szczero-sum iennym — zaplątanych pasem Dziwnej przeszłości.

Czyż nie je s t to sty l człow ieka, co uległ a tra k c y jn e j sile polskiej w iejszczyzny? I jeszcze w y raźn iej, gdy odzyw a się po zw ycięstw ie (w. 209— 212):

Pierw si buntownicy Już zgromadzeni pod m aćkową gruszę; A ta się cieszy, że do siego roku Dwa razy będzie nosiła owoce.

listy, lecz i p. IX P odróży na Wschód. Zwrócił na to uwagę K l e i n e r w kom en­ tarzu do B alladyn y (Kraków 1922, s. 194. BN I, 51).

11 Por. np. przedm owę (prawdopodobnie napisaną przez B r o d z i ń s k i e g o ) do „nowego w ydania R eja” w „Zbiorze Pisarzów P olsk ich ” (Warszawa 1828).

(14)

W IE S W T W Û R C Z O S C I S Ł O W A C K IE G O 117

C zytając te zd ania p rzy zn ajem y jeszcze raz słuszność zapew n ieniu , że B alladyna została n ap isan a tak , „ ja k b y ją gm in u k ła d a ł”, p rz y n a j­ m niej w ty m sensie, w jak im to sobie w yobrażał w ielki ro m a n ty k p o ety z u jąc y przeszłość dziejow ą.

Przeszłość niedaw na, schyłek X V III w. i pow stanie Jasińskiego w W ilnie tw o rzy h isto ry czn e tło d ra m a tu w H o rszty ń sk im (1335). P ro ­ b le m a ty k a w iejsk a w y stę p u je t u ubocznie, ja k zresztą ubocznie tr a k to ­ w ano ją w spółcześnie w lite ra tu rz e o statn ich dw óch la t niepo dleg łej Polski; lite ra tu ra ow ych czasów b y ła zaabsorbow ana p o lity k ą bieżącą i ak tualn ościam i stołecznym i. W pew nym sensie w y ją te k stw o rzy ł B ogu­ sław ski w K rako w ia ka ch i góralach.

Ja k o ele m en ty h isto rii narodow ej w y stę p u ją w H o rszty ń sk im zno­ w u, ja k w B ie le c k im , zam ek m ożnow ładczy, siedlisko desp o ty zm u i przem ocy, o raz sk ro m n y dom szlachecki. Z n an ą nam już m eto d ą a r ty ­ sty czn ą przedstaw iono za pom ocą k ilk u su gesty w nych ry só w k o m n atę stareg o barszczanina: n a ścianie p o rtre t rodzinny, n a d d rzw iam i k r u ­ cyfiks „ze słoniow ej kości n a hebanow ej desce” , pod k ru cy fik se m p a ra pistoletów ; stolik, a w nim „rożek z prochem i k u le ” (akt III, sc. 1). W ty m p ok o ju oślepiony przez w rogów szlachcic ro zp raw ia z ojcem P ro k o p em o sw ojej szkółce owocowej (akt I, sc. 2). Rozm owa nie m a

je d n a k w ydźw ięku pogodnego; w ogóle d ra m a t życia i zgonu H o rsz ty ń ­ skiego trag izm em n asyca drobne fra g m en ty pejzażu i gospodarstw a p rzesu w ające się w to k u akcji, zwłaszcza w akcie III. W scenie w y ­ zw an ia Szczęsnego n a p ojed y n ek H o rsztyński m ów i (w. 15— 18, pod­ k reśle n ie M.. P.):

Jeden pistolet w sandał, drugi w jabłeczne drzewo oprawny... Nabij pan... C z u j ę z a p a c h l i p k w i t n ą c y c h p o d o k n a m i — m yślałem , że będę spokojny na starość.

D rzew a i zapach lipow y, będące w poezji Słow ackiego sy m bolem idyllizm u, ziem iańskiej pogody, tw o rzą tu ta j o s try k o n tra s t z ro z g ry ­ w a ją cy m się d ram a te m s ta rc a 13. W in nej chw ili, w śród szarpiącej roz­ paczy H orszty ński z pozornym opanow aniem d aje żonie polecenia, aby żeńcom w racający m z pola w ytoczyć na dziedziniec beczkę piw a, a żni­ w iarce dać „ k ra śn ą w stą żk ę ” . Zapew nia, że chce, aby chłopi się ro zh u la li i b y li w eseli. W m om encie przyg o to w y w an ia dla siebie tru c iz n y starzec sły szy daleką pieśń w racający ch żeńców: „Pożęli żyto, pożęli ja r k ę ” (akt III, sc. 1, w. 286). P ieśń w yw ołu je w ślepym człow ieku asocjacje w zrokow e: „W te j pieśni w idzę m oje żółte ła n y — i zielone lasy...”

13 Por. też w opowiadaniu Horsztyńskiego o egzekucjach na jeńcach polskich, opis m iejsca kaźni, którym był „cmentarz cały ocieniony lipam i” (akt I, sc. 2) oraz śniadanie „pod lipą ogrodową” (akt II, sc. 1) w sytuacji, kiedy starzec po rozprawie z H etm anem zaczyna podejrzewać żonę> o romans ze Szczęsnym.

(15)

(w. 287). Śpiew dożynkow y, zazw yczaj b rzm iący radośnie i radość b u ­ dzący w sercach słuchaczy, ro zd rażn ia serce starca, a potem ucisza je jak pieśń śpiew ana dziecku. P rz y ro d a i gospodarstw o w y stę p u je w H or­ s z ty ń s k im jako czynnik dysonansow o ró w noległy do przeżyć b o h a te ra, p o tęg u jąc jego trag izm . W yraz bezpośredni znalazło to w n a stę p u jąc y m dialogu: H o rsztyński p y ta Św iętosza: „co ta m się dzieje w p olu?” i o trz y ­ m u je odpow iedź w tak im że tonie: „A t — pszenica niezła i ży ta dzięki Bogu dosyć”, n astęp n ie objaśnia, iż żeńcy żną „od c h a ty S zew ru k a aż do nagolickiego kopca” . W ty m m om encie zw ykła ziem iańska rozm ow a gospodarska n a b ie ra nagle c h a ra k te ru dram atycznego. Św iętosz rzu ca nieoględnie uw agę, jak ą zau fany sługa m oże zrobić opieszałem u szlachci­ cowi: „N ie rozum iem , czem u się też p a n konno nie w ybierze n a pole zobaczyć ż y ta ” (w. 182— 187). N a to ślepy starzec z goryczą p rzyp om ina m u sw e m ęczeństw o i kalectw o: „G łupi! — a czy nie pam iętasz, ja k m i grom nicam i oczy w y k a p a li? ” (w. 187— 188). W in n y m m ie jsc u te j sam ej sceny, podczas p isan ia o statniego listu przez ślepca, Św iętosz k ie ­ r u je ru ch a m i jego ręki, robiąc uw agi sw oim w iejskim , obrazow ym ję z y ­

kiem (w. 229— 232):

Niech panisko jedzie... stąd... do góry... zawróć pan!... Dalibóg pan cudow nie pisze, dw ie ryguly, jedna przy drugiej, by kolej od kałamaszki... — Noga w tył... nie zjeżdżaj!...

T rzeb a życie spędzić p rzy k oniach i n a koźle, a b y w lin ijk ach („ry - g u łac h ”) pism a ujrzeć koleiny tzw . „p o lsk iej” albo „m ięk k iej” drogi, k tó rą p rzejech ał pojazd („k ałam aszk a”), zostaw iając rów noległe ślad y kół. Pogodny, nieom al jo w ialny ton, jak im Św iętosz w ypow iada sw e uw agi, o d b ija boleśnie od fizycznego m ozołu ślepca i od d ram a ty c z n e j treści listu . Poniew aż w spom niałem o jęz y k u w iejsk im Św iętosza, w y ­ p ad a tu ta j zw rócić uw agę n a w iejsk ą m ow ę i w y obraźnię jego pan a. W dialogu ze Szczęsnym (akt III, sc. 1) H orsztyński, o k reślając w rogi, niszczycielski sto su n ek ro d zin y K ossakow skich do siebie, d aje w y ra z sw ej p ostaw y m o ra ln ej, używ ając p rzy ty m znam iennych, z życia z ie ­ m iańskiego w zięty ch przenośni:

Zdaje mi się, że Bóg w ybrał rodzinę twoją, aby była ogniem strzechy m o ­ jej — trucizną studeń moich — w ichrem obrywającym sady moje... W alczy­ łem — teraz upadam jak robak rozciśniony nogami — szczęśliw y, ilekroć sobie pow iem na pociechę: „Oto kraj w ali się: nie dziw, że gruzy zasypały dom s ta ­ rego szlachcica”.

B ib lijn a groza i podniosłość — zaszczepiona n a glebie polskich n iesz­ część — p rze b ija z posępnych m e ta fo r starego ry ce rz a w m om encie w y ­ zw ania Szczęsnego n a p o jedynek. R ów nież w iejskim , i to chłopskim , żebraczym o brazem p rzed staw ia sobie H orszty ński sw oją klęskę życio­

(16)

W IE S W T W Ó R C Z O Ś C I SŁ O W A C K IE G O 119 w ą pokonanego przeciw nika, w yzutego z ojcow izny szlachcica i zh ańb io­ nego m ęża n iew ie rn ej żony (w. 167— 172):

N igdy tak blisko nie w idziałem n ę d z y ,i śmierci... Co robić na św iecie? — S iąść przy drodze pod krzyżem i śpiew ać kantyczkową piosenkę: D ajcie grosz ślepem u! — Żebrak przynajmniej ma psa wiernego, co go zaprowadzi pod krzyż, do karczmy — i odw iedzie do w si wieczorem ... a ja...

J u ż w Kordianie w y stą p iły silnie sy m p atie Słow ackiego d la rew o ­ lu c ji fra n c u sk ie j r. 1789, dla „w ielkich południa T y tan ó w ” , co pow stali

„przeciw Bogu — królo m — i niew oli” , i dla ich ideałów społecznych. S tanow isko to w w a ru n k a c h polskich zaznaczyło się swoiście w Horsz- t y ń s k i m jako w zro st k ry ty c y z m u poety wobec feu d aln y ch stosunków n a w si p ańszczyźnianej. Z nalazł on w y raz w scenie m iędzy Szczęsnym a w yznaczoną m u p rzez H etm an a d ruży ną. W śród szaleńczej p o chw ały despoty zm u i dem onicznego zła m łody K ossakow ski rzu ca w ch o robli­ w ym w y b u c h u w izję ty ra n ii szlacheckiej w obec chłopów (ak t IV, sc. 2, w . 362— 369):

Pow iedzcież, żaden z w as nie doznał niebieskiej rozkoszy? nie czuł się w yższą istotą, kiedy go chłopi w ioski jego czcili jak Boga i przyznawali zw ie­ rzęcym instynktem w yższość natury? — Szaleńcy i przeklęci, co chcą pozba­ w ić następne pokolenia tego uroku, tej spuścizny dawanej przez los szczęścia, zaczętego w kołysce, a skończonego w spaniałością m arm urowych grobowców!

U m ieszczenie ty c h zdań w m ow ie człow ieka nie pan ującego n ad sobą, w m ow ie apo teo zującej zdradę narodow ą — w b re w zasadniczem u s ta ­ n ow isku m ów cy, św iadczyłoby samo za siebie, gdyby nie w ątpliw ości d y sk re tn ie zaznaczone w zakończeniu sceny, w dialogu Szczęsnego z N ieznajom ym . R ew olucjonista zrozum iał w ybuch Szczęsnego jako m ask ę polityczną: „K łam ałeś sobie i ty m ludziom ” . „K to w ie?...” — odpow iada Szczęsny — „Może w ty ch w y razach b yła część n a jp r a w ­ dziw sza m y śli m ojej — ”, n a co znów N ieznajom y: „N ie w ierzę... nie w ie­ rzę, n a Boga i” (w. 467— 470). Postać Szczęsnego je s t k on sek w en tn ie u trz y m a n a w atm osferze w a h a ń i zawiłości psychicznych, stą d jego odezw anie p rze ra ża jąc e N ieznajom ego. Szczęsny m a pew ne o d ru ch y despotyczne, m ożnow ładcze, ale jego szlachetność i b u n t przeciw o ta ­ czającej rzeczyw istości każe n am rozum ieć w ybuch m łodzieńca jako pośrednie potępienie feu d alizm u i pańszczyzny będących p od staw ą tego w szystkiego, co budzi w Szczęsnym w s trę t i p ro te st.

A tm o sfe ra tra g izm u ro zsn u ta nad dom em H orsztyńskiego i n a d zam ­ kiem K ossakow skich og arn ia też postać dziew czyny w iejsk iej, M aryny . O je j istn ien iu jako poddanki w dobrach h etm ańskich d o w iad u jem y się, gdy ślep y k o n fe d e ra t opow iedziaw szy o to rtu rz e zadanej przez M oskali ry b ak o w i z pobliskiej w ioski Grzegorzow i, zw raca się z apelem o opiekę n ad dziećm i tego chłopa-żołnierza (akt I, sc. 2). Szczęsny doznaje

(17)

w strząsu , gdyż córkę G rzegorza M arynę uczynił sw ą m iłośnicą. Postać M ary n y u ją ł Słow acki w jask ra w y c h k o n tra sta c h . Z ew n ętrzn ie u sty li- zow ana na boginkę w w ian k u z bław atków , na N ereid ę W ilii, z k tó re j się w y ła n ia w końcow ej scenie a k tu I, p rzy księżycu i śpiew ie słow i­ ków, m o raln ie M ary n a je st dość ty po w ą k o b ietą z w ioski pańszczyźnia­ nej. „P an icz” o rew o lu cy jn y ch zapałach intereso w ał się ład n ą poddanką, przychodził do chaty, zaczął M aryn ę uczyć czytać „ ja k b ak ałarz — i śm iał się — i żartow ał...” (akt II, sc. 2), książki do czy tan ia jej p rzy ­ nosił, ale skończyło się n a pospolitym rom ansie. D ow iedziaw szy się, że M ary n a je s t siero tą po chłopskim ry c e rz u kon federack im , Szczęsny doznaje w y rzu tó w sum ienia, tra g izu je swój stosu nek z M aryną, w y p y ­ tu je ją o ojca i p ró b u je rozbudzić w niej poczucie niem oralności ich zw iązku.

P o e ty zu ją cy życie a ry s to k ra ta dopiero pod w p ły w em cierp k iej trz e ź ­ wości chłopskiej spostrzega całą pierw otność i pańszczyźnianą ety k ę ko b iety w iejsk iej. M ary n a je s t do niego p rzy w iązan a ja k do królew icza z b ajk i, ale wie, że jej losem nie może być nic innego ja k m ałżeństw o z parob k iem . Szczęsny, w y chow any w pojęciach racjo n alisty czn y ch i se n ty m e n ta ln y c h doby O św iecenia, nie rozum ie m en taln o ści i ety k i lu du , jak ko lw iek z niej korzysta. Z arzuca M arynie oschłość, b rak uczuć („to k a m ie ń ”) — gdy jej profil uczuciow o-m oralny je s t sym ptom em rzeczyw istości histo ry czno -sp o łeczn ej.

R ealizm Słow ackiego w u jęciu postaci M ary n y św ięci p raw dziw y try u m f, zw łaszcza jeśli p o ró w nam y jego k re a c ję z m odą se n ty m e n ta ln ą sk azu jącą uw iedzione k o b iety w iejskie n a śm ierć lu b szaleństw o — od B ie d n e j L i z y K aram zin a do Ulany K raszew skiego i H alki W olskiego— — M oniuszki. Obok G rzegorza z Kordiana M aryn a z H orsztyńskiego je s t w dotychczasow ej tw órczości Słow ackiego postacią chłopską zarysow aną całkiem o ry g in aln ie i k o n k retn ie, jakk olw iek obydw ie te postacie m a ją ty lk o znaczenie epizodów. N iejako p a ra le lą do ty ch dw ojga, do rz e te l­ nego i dobrego s ta rc a o raz uroczej p rak ty c zn e j dziew czyny, są ich „pan icze” — K o rd ian i Szczęsny, szlachetni, zbun to w an i przeciw p a n u ­ jąc y m stosunkom , ale osam otnieni i zawodni, gd y przychodzi stanąć do w alk i o now ą rzeczyw istość.

A b y w yczerpać przedm iot, n ależy jeszcze w spom nieć, że w ieś i p r z y ­ ro d a je s t w p ew n y m sto p n iu tłe m dla postaci Salom ei H o rszty ń sk iej i dla A m elii, sio stry Szczęsnego. Salom eę w idzim y, jak „chodzi sam a je d n a po lipow ej a le i” (akt I, sc. 2, w. 209), ja k p rzy g o to w u je m ężowi śniad an ie pod „lipą ogrodow ą” (akt II, sc. 1, w. 165— 166). Słyszym y, że jad ąc k olaską każe zatrzy m ać konie: „Sw iętoszu, z a trzy m a j no konie, bo w idzę m nóstw o konw alii — zeżnę sobie b u k iecik a” (ak t III, sc. 1, w. 222— 224). P ospolite sp raw y, ale jak że ożyw ione c h a ra k te re m języ k a

(18)

W IE S W T W Ó R C Z O Ś C I S Ł O W A C K IE G O 121 (w trącan ie p a rty k u ły „no” p rzy w y d aw an iu poleceń i reg io n aln a sk ła d ­ n ia „zeżnę b u k iecik a”). N a tle dw oru m ężow skiego S ally w y g ląda n a j­ w dzięczniej p rzy pracy, p rz y pieczeniu chleba, jak to opow iada H o rszty ń sk i (ak t III, sc. 1, w. 145— 151):

pam iętam , jak w yjeżdżałem z m oim i ludźmi na barską wyprawę, sama piekłaś nam chleb — w idziałem ciebie, jak z zakasanymi po łokieć rękoma m iesiłaś czarne ciasto... a kiedy w szedłem do kuchni — schowałaś ręce i podałaś się cała ku m nie różaną i lilijow ą twarzyczką, abym ciebie pocałował... zawsze pam iętam tę scenę...

S alom ea sam a p rzy g o to w u je dla m ęża śniadania, zb iera poziom ki i „św ieżą śm ie ta n k ę ” (akt II, sc. 1, w. 165— 167). W ogóle e le m en ty w iejszczyzny służą do u w y d a tn ie n ia m alow niczości postaci i dobroci pani H o rszty ńskiej.

A m elię o glądam y p rzelo tn ie n a tle w spom nień d zieciństw a je j i Szczęsnego (ak t II, sc. 4, w. 562— 565):

pamiętam te chw ile, kiedy dziećm i będąc, razem biegaliśm y po nadw ilejskich łąkach za m otylam i w iosny, kiedy jesięnią w zasypanych liściem alejach lu ­ biliśm y chodzić razem i dumać...

To je s t k lim a t w iejski h o d u jący polskie postacie pow ażnych a m e ­ lan ch o lijn y ch dziew czątek ro m an ty czn y ch i sam o tny ch rew olu cjon istów

szlacheckich.

W ieś polska jako te m a t i obraz o d g ry w a stosunkow o n iew ielk ą rolę w s tru k tu rz e d ra m a tu H o r s z ty ń s k i, niem niej je s t ona m o ty w em pogłę­

b iający m ideologię i a rty z m dzieła w sto p n iu w iększym , niż to się n a pozór w yd aje.

Słow acki, głęboko w ż y ty w historię, ulegał w p ew nych o k resach b u jn e m u urokow i i patosow i przeszłości, był zakochany w „ śm ie rteln e j tw a rz y ” sw ojej „d aw n ej ojczy zn y ” , m iał ro m an ty czn ą sy m p a tię d la „czerepu ru b aszn eg o ” jako w spółczynnika dziejów naro du . N iem niej przyszłość w idział w sztan d arze z napisem „ L u d ” (Anhelli). W im ię „du szy a n ie lsk ie j” potępiał u jem n e cechy sarm aty zm u , p iętn o w ał i ośm ieszał a n ty k u ltu ra ln ą sam oy/ładność szlach ty i ucisk chłopów , zw alczał egoistyczny ty p egzy sten cji oraz lekkom yślny, choć nieraz p ełen te m p e ra m e n tu ty p działan ia szlacheckiego, odruchow ość, m a rn o ­ w anie energii, b ra k k o nsekw encji i stanow czości w w alce o b y t (Poema Piasta D a n ty szk a , Grób Agam em nona). O sp raw ach ty ch pisało w ie lu p u b licy stó w i poetów polskich od czasów renesansu, poprzez m en ip e jsk ą s a ty rę Ł u kasza O palińskiego, aż do Pieśni Janusza W incentego P o la i Don Juana poznańskiego R y szarda B erw ińskiego. Słow acki n ad ał sw ym inw ek ty w o m k sz ta łt k lasyczny pod w zględem lotności in te le k tu ­ a ln ej, przenikliw ości h isto ry czn ej i b lask u poetyckiego.

(19)

K ry ty cy z m i s a ty ra antyszlachecka p rz e p la ta się n a p rzem ian z o d ru ­ cham i żarto b liw ej sy m p atii dla w italizm u, dla tęży zn y sarm ack iej w Preliminariach peregrynacji do Z iem i Ś w i ę te j J. O. Księcia Radziwiłła S iero tk i i w Ś w ię c o n y m u J. O. Księcia R adziwiłła S iero tk i (1839). W u tw o rac h ty c h p o eta nie gorszy się p rzep y ch em i ro zrzutn o ścią m agnacką, lecz z zaintereso w aniem h isto ry k a k u ltu ry , z h u m orem o b se rw ato ra i z sa ty sfak c ją a rty s ty o d tw arza sty l życia ludzi b arok u . W śród b a rw n y c h splendorów zam ku i k u chn i książęcej n a p lan ie n a jd a l­ szym w idzim y — bibliotekę, a w niej książki zakurzone, bo „długo nie c z y ta n e ”. O ste n ta c ja relig ijn y ch cerem onii m a lu je jask raw o czasy k o n trre fo rm a c y jn e . Barokow e, k ro tochw ilne „ in w e n cje ” dw o rak ów i sa­ m ego S ie ro tk i — co p raw d a w ystylizow anego n a K aro la P a n ie K ochan­ k u — kończące się p ija ń stw e m i g ru b iań stw em p rzy p o m in ają oczyw iście a tm o sferę pam iętn ik ó w K itow icza oraz świeżo w ów czas w y d an y ch Pa­ m i ę tn ik ó w P a sk a i P a m ią te k Soplicy Rzew uskiego.

N ow y u je m n y obraz szlachty -ziem ian p rzy no si w izja L echitów w Lilii W enedzie (1840). P lem ię Lecha ogląd am y w tra g e d ii w e n e d y j- sk iej przez p ry z m a t c h a ra k te ry sty c z n y c h cech P olak ów b aro kow o -sar- m ack ich i P o lakó w z epoki pow stan ia listopadow ego: im p ulsy w nych , krótkow zrocznych, pozbaw ionych siły in te le k tu , p rzy pozorach nie- spożytości — m ięk k ich i n aiw nych. S a ty ra n a ziem iańszczyznę dźw ię­ czy ostro w słow ach Ślaza (ak t IV, sc. 4, w. 561— 566):

Czy ja Lechita... Cóż to? czy m i z oczu Patrzy gburostwo, pijaństwo, obżarstwo, Siedem śm iertelnych grzechów, gust do wrzasku, Do ukwaszonych ogórków, do herbów?

Zwyczaj przysięgać in ve rb a m a g is tri? Owczarstwo —

W iersze te b y w ały często cytow ane jak o k ry ty k a ziem iaństw a, m . in. w Rodzinie Połanieckich (rozdz. XX X I). Sienkiew icz w k ła d a ją c je w u s ta „ d e k a d e n ta ” Bukackiego odciął się pośrednio od suro w ej oceny ziem ian polskich, ja k ą dał Słow acki.

A k cja d ram aty czn a w Mazepie (1840) rozg ry w a się w całości w re z y ­ d en cji w iejsk iej W ojew ody; zam ek „nad jeziorem położony cudnie” lśni p rz y stro je m lam p i „pozłotow in” n a p rzy jęcie kró la, k tó ry będzie się „toczył po drodze lip o w ej” . Ze sp raw m ogących nas tu zainteresow ać (oprócz p o d k reślan ej zw ykle, kom icznej, bo p rzesad n ej grzeczności szla­ checkiej w akcie I, sc. 2) n o tu je m y tylko, że W ojew oda w śród rozm ai­ ty c h gościnnych zarządzeń i s ta ra ń tro sk a się rów nież: „Czy włość pije, m ospanie? czy upiek li w ołu?” (akt I, sc. 7, w. 152). N ie m a to zresztą znaczenia przekraczająceg o zw ykłą m iarę p a ń sk ie j w ystaw ności, a b y „ k ró l zobaczył” w spaniałość W ojew ody tak że w obec chłopów .

(20)

W IE S W T W Ó R C Z O Ś C I SŁ O W A C K IE G O 123 3

L a ta 1839— 1841 p rzy n io sły pogłębienie sto su n k u Słow ackiego do swego n a ro d u i do jego roli w śród in n y ch narodów euro pejsk ich. R ezul­ ta ty p rzem y śleń b y ły n a ogół pełn e goryczy. Nie tylko w słow ach: „p a­ w iem narod ó w b y łaś i p a p u g ą ” p rze jaw iła się ta gorycz. W dram acie 0 B eniow skim k ry ty c y z m w obec w ad polskich n a b ie ra szczególnej e k sp re sji w c h a ra k te ry sty c e a n ty in te le k tu a liz m u szlacheckiego. Be­ niow ski w k ażdej chw ili gotów sta n ą ć w obronie kogoś, kto walczy, zw yk le nie w ie, o co w alczy — b y le w alczyć (akt I, sc. 4, w. 411— 412):

L ecę m ścić się... tam jacyś... w alczyli duchowie, O co — nie wiem ... lecz krew mi zawrzała nam iętnie.

P a m filu s rad z i m u rozsądnie (w. 415—418):

Sied ź i m yśl

t... 1

Dobra rada — pom yśl pierw ej nad tym, co zam yślasz.

R acjo n alizm i logika P a m fila je s t przek o nu jąca, ta k jak i jego iro n ia w obec om dlałego ry ce rz a (w. 428— 431):

Opór sam m yśli kosztow ał cię dwa lata życia i pozbawił kochanki... a ty m yślisz, że m yślą można przelecieć nieskończoność — w yleciaw szy z rana i po­ w rócić jeszcze na obiad.

W akcie II now e oskarżen ie P o lsk i w k łada p oeta w u sta C h ry stu sa w ieszczącego ru in ę m u ro m i w ieżom „ Je ru z a le m sła w ia ń sk ie j” za ich a p a tię m y śli (w. 7— 9):

— S tałyście na m iejscu — jako m orze bez fali... zasypiałyście jako trumny ołow iane; gdzie była praca i kuźnia nowych m yśli... nie było was.

A le „ Je ru z a le m sław iań sk a” nie m a być ostatecznie potępiona, m a z m artw y ch w sta ć „przez dzieci” sw oje. D ra m a t pozostał nie dokończony, toteż tru d n o w nioskow ać o ty m , ja k m iało w yglądać zm artw y ch w stan ie 1 k tó re z „dzieci” „ Je ru z a le m sła w ia ń sk ie j” m a ją być zaczynem tw órczej przyszłości. Nie o to m i zresztą tu ta j c h o d z i14. W każdy m razie — po­ m im o drw iącego to n u P a m fila — w izja w iększej, lepszej przyszłości w iąże się nie ty lk o z ry cerzem B eniow skim , lecz rów nież z lud em i jego tw órczością. K o m en tato rzy w idzą zw ykle w diable P a m filu kusiciela, k tó ry zwodzi B eniow skiego, herosa i u talentow anego poetę. O tóż P am fil

14 O znaczeniu dramatu B e niow ski dla rozwoju ideologii narodowej Słow ackie­ go zob.: I. C h r z a n o w s k i , Z m a r tw y c h w s ta n ie Polski w dramacie Słowackiego

„B e n io w sk i”. (Z w y k ła d ó w w U n iw er syte cie Jagiellońskim). W: Studia i szkice.

T. 2. K raków 1939, s. 94—99. — S. P i g o ń , Własny dram at Słowackiego. „Zycie i M yśl”, 1950, nr 7/8, s. 711. I nadbitka.

(21)

może n iezupełnie da się podciągnąć pod m iano w nik M efistofela, a co najw ażniejsze — P am filu s zna przyszłość, nie zn aną Beniow skiem u. Z agadnienie w si i lu d u w dram acie trz e b a jed n a k przeanalizow ać od początku.

W scenie 2 a k tu I Beniow ski przynosi ra n n ą w b itw ie 15 Księżniczkę do k u rn e j ch a ty położonej w puszczy. K azaw szy otw orzyć w ro ta zw raca się do chłopa i b ab y (w. 37— 40):

cokolwiek macie, S taw cie na stole... co? kwas z piołunem?...

Spiesz m i się prędzej, ojcze z kołtunem , I przynieś jasnej w ody źródlanej.

Z anim chłop odpow ie po b iało rusk u: „Nie m a ju w ad y ...” , w iem y, że tam , gdzie za n apój pow szedni służy kw as robio ny z razow ego chleba i gdzie k o łtu n w y d aje się nieodzow ny n a głowie ojca ro d zin y — jesteś­ m y n a kresach północno-w schodnich daw nej R zeczypospolitej. Puszcza litew sk a tw o rzy k ra jo b ra z ubogi i posępny (w. 42— 45):

Chata podobna łodzi oblanej Staw y smutnym i... zwalone kłody, Sosny ponure... i m uchy czerwone...

M okradeł pełno, ale źród ła czystej w ody nie m a. A w chacie: „Co tu ta j śm iecia, co tu ta j b ru d u ” — biad a K siężniczka (w. 54— 55). Z am iast w y jaśn ien ia chłopka n arzek a: „N ie m a ju hroszy...” (w. 56). W ty m oto­ czeniu nędzy, n a „o k ro p n ej ziem i”, Beniow ski zachw ycony u ro kiem oca­ lonej przez siebie sio stry K aro la R adziw iłła osądza, że chłop białoruski w porów naniu z K siężniczką „nie je st n a w e t człow iekiem ” (w. 105— 106). D alekosiężnie w idzący P am fil u k azu je m u nowe, odległe h ory zo nty przyszłości (w. 107— 109):

O! jakże ty daleko epoki w ielkich gawęd, która nadejdzie — i to, co teraz m ówisz, poczyta za bluźnierstwo. Że też się ludziom przyszłość nie przyśni.

I dodaje (w. 109— 113):

— C ośkolwiek bądź, nie gardź m itologiją chłopa... Ja ci powiadam, że gdyby Homer z harfą złotą stał na twoim miejscu, stroiłby teraz pieśni na­ rzędzie i słuchał, co ten niedźw iedź zarosły w łosam i opowie... Chodź tu, po­ tomku Gedymina.

P olsk o -w ęg iersk iem u szlachcicow i zapow iada P am fil, św iadom idea­ łów rew o lu cji fra n c u sk ie j, nadejście epoki d em o k raty cznej, epoki zrów ­ n an ia chłopów — niegdyś k o łtu n iasty c h — z księżniczkam i i zw raca m u uw agę n a w a lo ry epickie podań ludow ych. N a stęp u je k a p ita ln a

15 Chodzi tu, jak wiadom o, o bitw ę pod Słonim em , którą stoczył Radziw iłł „Panie K ochanku” z w ojskam i rosyjskim i.

Cytaty

Powiązane dokumenty

W uchwale z 22 lipca 2005 r., III CZP 52/05 Sąd Najwyższy rozstrzygał wątpliwość, czy dopuszczalne jest postępowanie na skutek skargi o wznowienie postępowania w sprawie o rozwód,

The Hotterdam research project is a case study of the urban heat island effect in the Dutch city of Rotterdam with a distinct focus on the city’s social, mor- phological, and

We derive a generic phenomenological model of a Majorana Josephson junction that accounts for avoided crossing of Andreev states, and investigate its dynamics at constant bias

okala wieniec z suszonych roślin, kwiatów szarotki, mchu i liści paproci oraz drobnych czerwonych kwiatuszków wykonanych z tkaniny. Nad fi- gurką znajduje się siedem gwiazd

Pod wpływem Słowa serce zdolne jest nie tylko do wypowia- dania tego, co się w nim dzieje, ale także tego, co przeżywa.. Różnica wydaje się trudna

Z problematyki nieformalnych umów o przeniesienie własności. nieruchomości Palestra

W ymagając dużo od innych, najbardziej w ym agający był w stosunku do siebie samego. W kilka dni później koledzy-adwokac), sędziowie, prokuratorzy, urzędnicy i

W arkot narastał, zbliżał się, rozsze­ rzał, samoloty nadlatyw ały i zdawały się być zupełnie blisko.. Dźwięk zbliżającego się niebezpieczeństwa. Jeden,