• Nie Znaleziono Wyników

Krytyka-pozytywista : kilka uwag o życiu i działalności krytycznoliterackiej Antoniego Gustawa Bema

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Krytyka-pozytywista : kilka uwag o życiu i działalności krytycznoliterackiej Antoniego Gustawa Bema"

Copied!
63
0
0

Pełen tekst

(1)

Zbigniew Żabicki

Krytyka-pozytywista : kilka uwag o

życiu i działalności

krytycznoliterackiej Antoniego

Gustawa Bema

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 49/1, 49-110

(2)

ZBIGNIEW ŻABICKI

KRYTY K - PO ZY TY W ISTA 1

KILKA UWAG O ŻYCIU I DZIAŁALNOŚCI KRYTYCZNOLITERACKIEJ ANTONIEGO GUSTAWA BEMA

1

A ntoni G ustaw Bem należy do ty ch pracow ników pióra, k tó rz y p rzetrw ali swój żyw ot w legendzie, ale zagubili się niem al zupełnie w „oficjaln ej“ tra d y c ji naukow ej. Ju ż u schyłku swej działalności pedagogicznej i p isarskiej a u to r Teorii poezji m iał za sobą dobrą opinię p ubliczną i nie najlepszą prasę naukow oliteracką. K iedy Chm ielow ski w r. 1902 przygotow yw ał do d ru k u swe Dzieje k r y t y k i

literackiej w Polsce i zapew ne już w korekcie w staw iał in fo rm ację

o zgonie pisarza, sąd jego o Bem ie k ształtow ał się raczej n ie p rz y ­ chylnie, m im o całej w yrozum iałości spowodow anej w zględem na pam ięć niedaw no zgasłego k ry ty k a . P isał bowiem:

Uczuciowość gw ałtowna, łatwo przerzucająca się od m iłości do n ie ­ nawiści czy wstrętu, fantazja ruchliwa, niespokojna, do m arzycielstwa i szukania nadzwyczajności skłonna, a przy tym delikatny smak e ste­ tyczny i bezw zględna szczerość w w ypowiadaniu wrażeń i sądów zn a­ mionują jego działalność krytyczną.

Ten o b iek ty w isty czn ie na pozór k reślo ny p o rtre t opatrzony zo­ staje końcow ą c h a ra k te ry sty k ą , w k tó rej w yraźnie pobrzm iew a w y ­ rzut, przyciszony, obw arow any różnym i „ale“ , lecz zawsze w y rzu t: Pew ien radykalizm uczuciowy, kapryśny w sw ych objawach, przeszka­ dzał Bem ow i w spokojnej ocenie ludzi i rzeczy, chociaż śm iałość w w y ­ powiadaniu tego, co za prawdę poczytywał, każe patrzeć pobłażliw ie na te w ybujałości i cenić je literacko wyżej niż niejeden mdły objaw d rew ­ nianego obiektyw izm u 2.

1 Skrót w iększej całości przygotowanej jako w stęp do Wyboru pism

k ry tyc zn y ch Antoniego G ustawa B e m a . W ybór znajduje się w planie w y ­

dawniczym Państw ow ego Instytutu W ydawniczego.

2 P. C h m i e l o w s k i , Dzieje k r y t y k i literackiej w Polsce. Warszawa 1902, s. 419 i 421.

(3)

50 Z B IG N IE W Z A B IC K I

Tuż po C hm ielow skim pojaw ia się głos innego k ry ty k a — ty m razem młodszego, stojącego dopiero u progu św ietnej k a rie ry polo­ nistycznej. M owa o w ypow iedzi Ignacego Chrzanow skiego, k tó ry w r. 1903 pisze Słowo w stępne do w yboru S tu d ió w i szkiców lite­

rackich Bema. O kazjonalny c h a ra k te r tej p u b lik acji określa w p ew ­

n y m stopniu to n w ypow iedzianych w niej ocen; stąd w stęp C h rza­ now skiego m a c h a ra k te r niejako odśw iętny. W praw dzie i tu ta j sp o ty kam y uw agę, że studiom Bem a „brak tch nien ia szerszego, nie o b ejm u ją rozległych w idnokręgów zjaw isk litera c k ic h “ , m im o to sym p atia dla opisyw anej postaci jest u Chrzanow skiego niekłam ana; w idać, że k o m en tato r rzeczyw iście dostrzegał w B em ie „nam iętne um iłow anie p ra w d y “ i chylił przed nim czoła 3.

M inie jednakże jeszcze k ilk a lat i wówczas pad ną pod adresem B em a słowa bardzo ostre, celujące zresztą nie ty le w a u to ra Teorii

poezji, ile w cały k ieru n ek , jak i w sw ych pracach reprezentow ał.

„A ntoni G ustaw Bem żywszego odczucia poezji nie m iał, a w y o b ra­ żenia jego o niej b y ły fa ta ln e “ 4 — to W ilhelm Feldm an, n a m ię t­ n y przeciw nik tra d y c ji pozytyw istycznej i szerm ierz M łodej P o l­ ski. „...nie m iał zdolności in tu icy jn y ch , nie d ostrzegał poza sło­ w em — obrazu, poza obrazem — człow ieka“ 5 — to S tanisław B rzo­ zowski. D odajm y jednocześnie, że analiza „liberalizm u “ Bem a, jak ą p rz y ty m w kilku słow ach rz u tu je tw órca Płomieni, po raz pierw szy tra fn ie sięga do isto ty o rientacji społecznej pisarza, w idzianej n a ­ reszcie „z zew n ątrz“ , a nie z pozycji w jakim ś stopniu do postaw y B em a zbliżonych, choć w w ielu spraw ach przeciw staw nych.

Takiej analizy zabrakn ie już w ostatniej — niestety! — p racy syntetycznej o dziejach polskiej k ry ty k i, w obszernym tom ie pió ra T adeusza G rabowskiego. W niosek ogólny w spraw ie Bem a brzm i tu ta j: „Nie odbijał się zatem [...] k ieru n k iem od K rzem ińskiego i in n y c h “ 6. Na w ysnucie takiej konkluzji, zaskakującej przez ze­ staw ien ie Bem a ze stary m pow stańcem — K rzem ińskim , pozwolił fak t, że za w ypow iedź m iaro d ajn ą dla całej działalności k ry ty k a

3 I. C h r z a n o w s k i , Słowo w stępn e (S tudia, s. 12 i 5. W ten sposób oznaczono tu wyd.: A. G. B e m , Studia i szkice literackie. /Wydanie po­ śmiertne. W arszawa 1904).

4 W. F e l d m a n , Współczesna k r y ty k a literacka, w Polsce. W arszawa 1905, s. 127.

5 S. B r z o z o w s k i , Współczesna k r y ty k a literacka w Polsce. S tanisław ów [1907], s. 85.

6 T. G r a b o w s k i , K r y t y k a literacka w Polsce w epoce realizmu i m o ­

(4)

K R Y T Y K — P O Z Y T Y W IS T A 51

p rz y ją ł G rabow ski w stęp do Teorii poezji, w ydanej dopiero w 1899 roku. W te n sposób zagadnienia estetycznego rozw oju pisarza (a do­ strzeg ał je już Chrzanow ski!) usu n ięte zostały z pola w idzenia, zaś oczom czytelnika ukazała się sylw etka rozdw ojona: trochę u ty li- ta ry sta , tro ch ę idealista, „sum ienny“ , to praw d a, ale z całą swą sum iennością n ajd o kład n iej ginący w szarzyźnie d ru g o rzęd n y ch regionów literack ich epoki.

Jed nak że w opinii publicznej i tra d y c ji spraw a Bem a p rzy b ie ra ła rów nocześnie całkiem in n ą postać. Ja k ą — najlepiej chyba w y jaśn ią słow a „nauczyciel p ry w a tn y “ . Trzeba pam iętać, co oznaczała sy lw e t­ ka „nauczyciela p ry w a tn e g o “ w W arszaw ie ostatniej ćw ierci X IX stulecia. „N auczyciel p ry w a tn y “ to często jed na z n ajp ięk n iejszy ch postaci w dziejach naszej k u ltu ry pod zaboram i, to sym bol oporu narodow ej tra d y c ji i sym bol cichego b o h aterstw a polskiej in te lig e n ­ cji. „ P rzy tu łk ie m polskości w W arszaw ie stały się szkoły p ry w a tn e , głów nie p en sjo n aty żeńskie“ — w spom ina w sw ym p a m ię tn ik u S m o le ń sk i7. W eźm y do ręk i chociażby niew ielką książeczkę T ade­ usza Piniego o C hm ielow skim , a p rzekonam y się, że je] najczystsze, najserdeczniejsze stronice m ówią w łaśnie o p ry w atn ej pracy p ed a­ gogicznej w ielkiego historyka. I o niebezpieczeństw ach, jak im i ta praca groziła:

Dwa razy osadzano Chm ielowskiego w cytadeli, i tylko energiczna in ter­ wencja rodziny i przyjaciół, a przy tym rozgłos i zainteresow anie się społeczeństwa całego, którego Chmielowski b ył ulubieńcem, spowodowały rychłe u w olnienie go. Stan zdrowia jednak, podkopanego nadmierną pra­ cą, teraz, w cytadeli rosyjskiej, tak gw ałtow nie się pogorszył, że groził katastrofą 8.

Bem w p raw d zie ani się na tak ie niebezpieczeństw a nie naraził, ani ta k szerokiej działalności ja k C hm ielow ski nie upraw iał. J e d n a k ­ że trzydzieści la t życia tego człow ieka upłynęło na cichej, żm udnej i ofiarnej p rac y pedagogicznej. Ocena tej p racy nie jest naszy m za­ daniem ; o d d ajm y raczej głos tem u, k to w łaśnie z in ic ja ty w y Bem a siadł do pierw szego swego u tw o ru literackiego z praw dziw ego zda­ rzenia. Mowa, rzecz p rosta, o Ż erom skim jako autorze Dzienników. P isał on w r. 1916:

Co do m nie, chow ałem się rzeczyw iście w szkole, gdzie w szystk ie przedm ioty w ykładano w języku rosyjskim, lecz na szczęście m iałem 7 W. S m o l e ń s k i , Fragment pamiętnika. W tomie: Monteskiusz w P ol­

sce w ieku XVIII. W arszawa 1927, s. 21.

(5)

52 Z B IG N IE W 2 A B IC K I

w niej nauczycieli Polaków o najgorętszej duszy — toteż nie mam prawa powiedzieć, że przeszedłem szkołę rosyjską. Była ona taką tylko z w ierz­

chu. Moim nauczycielem języka polskiego w ciągu w ielu lat był Antoni Gustaw Bem, językoznawca i historyk, krytyk literacki i pierw szorzęd­ ny, wzorowy, nieskazitelny polski stylista. [...] Na szkolnej ław ie, a raczej pod tą ławą, pisane stosy liryk, olbrzymich poem atów i niem niejszych tragedii oraz powieści — ten mój m istrz m łodych lat i n igdy n ie za­ pom niany dobroczyńca duchowy cierpliw ie w ertow ał i okrutnej poddawał krytyce, nie tylko na dalekich sam owtór spacerach, lecz i publicznie na lekcjach. Każdy wów czas rusycyzm, gdyby się był okazał, podlegał w yp a­ leniu białym żelazem szyderstwa, którego mi ten pasjonat nie szczędził, jak w e wszystkim , do czego przykładał r ę k i9.

„N igdy nie zapom niany dobroczyńca duchow y...“ Tak o Bem ie m yślał chyba nie ty lk o Żerom ski. „W iem dobrze, że kochali go jego uczniow ie i uczennice, i śm ierć jego bardzo żywo, bardzo boleśnie odczuli“ — zapew nia Ignacy C h rz a n o w sk i10. M ożem y zaufać tem u św iadectw u, choć C hrzanow ski sam nie był uczniem Bem a. P o tw ie r­ dzają je ludzie, k tó rz y w gim n azjum kieleckim , owej ostoi polszczy­ zny słynnej na całą okolicę, uczyli się w czasach Żerom skiego. C zy­ ta m y w Księdze p am ią tko w ej Kielczan:

Na stanowisku nauczyciela języka polskiego w gim nazjum kieleckim Bem położył ogromne zasługi, ucząc młodzież mimo w szelk ie zakazy i ogromną odpowiedzialność przed władzą nie tylko języka polskiego, ale również i dziejów literatury polskiej. Pokolenie, które kształciło się w Kielcach w latach od 1878—1888, jeśli zna język ojczysty, i to, śm iało rzec można, nie gorzej od tego szczęśliwego, które już korzystało z do­ brodziejstw szkoły polskiej — zawdzięcza to w yłącznie Bem owi n . B yli zaś w tej g eneracji szkolnej dziesięciolecia 1878— 1888 lu ­ dzie, k tó ry ch nazw iska w ym ow nie świadczą o ferm encie u m ysło­ w ym , o żyw ej atm osferze in te le k tu a ln e j, jak a m usiała panow ać w m u ra c h kieleckiej uczelni. P rzed e w szystkim — J a n W acław M achajski, n ajserdeczniejszy przyjaciel m łodego Żerom skiego, od wczesnej m łodości członek nielegalnych kółek, k ilk a k ro tn ie w ięzio­ n y ko n sp irato r, duch niespokojny, którego n am iętn a p asja politycz­ na zaprow adzi kiedyś na m anow ce w ystąpień antyintelig enck ich. D alej — Ja n Stróżecki, w y b itn y działacz robotniczy. D alej — Tom asz Ruśkiew icz, m atem aty k i ekonom ista, działacz niepodległościow y,

9 S. Ż e r o m s k i , O czystość i poprawność ję z y k a [ J ę z y k P o l s k i , III, 1916, z. 5/6]. W tomie: Elegie. Warszawa 1928, s. 190. W klamrze — tu i w niektórych dalszych przypisach — podano m iejsce pierwodruku.

10 C h r z a n o w s k i , op. cit., s. 13.

(6)

K R Y T Y K — P O Z Y T Y W IS T A 53

w ygnany z k ra ju za organizow anie obchodów patriotycznych. I in ­ ni: Z y g m u n t W asilew ski, głośny później endek, lecz jeszcze głośniej­ szy k ry ty k literacki; J a n Z ydler, zasłużony pedagog w arszaw ski; L udw ik K ow alczew ski, przyro dn ik , d y re k to r Szkoły H andlow ej w Lublinie. A za nim i cała plejada czcigodnych zapew ne sędziów, m atem atyków , lekarzy, inżynierów , k tó ry c h przyw odzim y tu na p a ­ mięć nie po to, b y podnosić chw ałę Bema, ale by uprzytom nić, ja k szeroki reflek s posiadała jego działalność w kręg ach intelig encji. Św iadczą o ty m w ym ow nie stro n y Księgi pa m iątko w ej Kielczan, czy też „lista p rzedpłacicieli“ , k tó ry ch sum ptem ukazały się w r. 1904 Stu d ia i szkice literackie Bem a. Na liście tej, k tó ra sk ądin ąd jest p ięk n y m p rzy k ład em roli szkoły w pod trzy m y w aniu tra d y c ji k u ltu ra ln e j pod zaboram i, ileż odnajdziem y nazw isk sam ych ty lk o kieleckich uczniów Bema! Bzowski, C etnarow icz, D obrzański, D u­ nin, G rabow ski, G ru n e rt, G rzegorzew ski, H einrich, Janczew ski, J a - roński, K am iński, K ren n, K rzyżkiew icz... w ykaz się nie kończy, a w szystko to przecież w ychow ańcy, k tó rz y w ten sposób w y razili swą cześć dla pam ięci profesora. Zaś obok nich, łącznie z Ż ero m ­ skim , wiele n ajśw ietn iejszych nazw isk polskiej k u ltu ry . M iał w ięc Bem swoją tra d y c ję ; pow iadają, że jeszcze przed ostatnią w o jną jeden z h arcersk ich kręgów in stru k to rsk ic h nosił jego im ię 12. Z a­ baw ny paradoks, bo do ru ch u skautow skiego nie w iodła przecież od poglądów Bem a żadna droga. T rad ycja B em ow ska odniosła w reszcie now e św ietne zw ycięstw o ju ż po w ojnie, w raz z pu b lik acją

D zienników, k tó re B orow y pięknie nazw ał „uczuciową m o n o g rafią“

postaci nauczyciela 13.

Cały te n splot okoliczności zw iązanych z im ieniem Bem a pow o­ duje, że w spółczesny czytelnik m a przed oczym a dw ie sprzeczne nieraz ze sobą sylw etki: w ielkiego m iłośnika lite ra tu ry ojczystej, k tó ry tą m iłością p o tra fił zapalić m łodzież, i oschłego w całej swej „sum ienności“ k ry ty k a , k tó ry podobno w ogóle „nie m iał żywszego odczucia poezji“ ; uparteg o krzew iciela polskości — i znanego skądinąd w roga lite ra tu ry rom antycznej, a m iłośnika Spasow icza. Praw dę, oczywiście, powiedzieć m ogą ty lko tek sty . Z an im jed n a k przejdziem y do ich om ówienia, kilka n ajprostszych in fo rm acji b io ­ graficznych, zebranych bez am bicji w yczerpania przedm iotu.

12 Wiadomość tę zawdzięczam Janowi Józefow i L i p s k i e m u .

13 W. B o r o w y , O dziennikach młodzieńczych Żeromskiego. Z e s z y t y W r o c ł a w s k i e , IV, 1950, nr 3/4, s. 17.

(7)

54 Z B IG N IE W 2 A B IC K I 2

Bem urodził się 4 czerw ca 1848 w m iasteczku Lipsko n a K ie- lecczyźnie — w ziem i, z k tó rą losy m iały go związać n a całe niem al życie. Ja k ie tra d y c je m usiały panow ać w jego dom u rodzinnym , 0 ty m najlep iej św iadczy żołnierska śm ierć ojca p isarza, K aro la, w p ow staniu w ęgierskim . M łodego chłopca w ychow yw ali dziadek 1 m atk a — Jo a n n a z K rężelew skich. W ro ku 1858 A nto ni G ustaw znalazł się w szkole pow iatow ej w Sandom ierzu, zaś po ukończeniu tej szkoły zapisany został w poczet uczniów radom skiego g im n a­ zjum . W gim n azju m ty m p rzeb yw ał w latach 1862— 1865, a rychło po u p adk u pow stania znalazł się w gronie bojow ych w ychow anków Szkoły G łów nej.

N a w ydział filologiczno-historyczny Szkoły G łów nej w stąpił B em w ro k u 1866. U kończył stu dia w r. 1870, już jako absolw ent rosyjskiego u n iw e rsy te tu w W arszaw ie. Przez trz y lata przeb yw a jeszcze w stolicy, pisując do O p i e k u n a D o m o w e g o i N i ­ w y a rty k u lik i i większe studia, nacechow ane n am iętnością rz e te l­ nego pozytyw isty. W ro k u 1873 przenosi się do K ielc, szukając chleba, i tu ta j u zyskuje posadę w ykładow cy w czteroklasow ym p e n ­ sjonacie p ry w a tn y m H erm an a H illera. P racę pedagogiczną u siłu je am b itn ie łączyć z żyw ą działalnością naukow ą: w ygłasza odczyt o Syrokom li, którego fra g m en ty o pu b lik u je później G a z e t a K i e ­ l e c k a , przy go to w u je obszerne stu diu m o Z aleskim . Je d n ak że p rzegląd chronologiczny pu blikacji Bem a w skazuje, że codzienne tro sk i pedagoga i odcięcie od cen tru m życia k u ltu raln eg o , a p rze­ d e w szystkim od daw n ych przyjaciół, z k tó ry m i łączyły go przecież w ięzy nie tylk o osobiste, ale i ideowe, w pływ ają ujem nie na tem po p rac y k ry ty czn ej. W lata ch 1874— 1877 Bem ogłasza tylk o spora­ dyczne a rty k u lik i, pisane głów nie z p u n k tu w idzenia w ychow aw cy. Do tak ich należy p o p ulary zatorsk i szkic Co to jest plastyczność? ( B i e s i a d a L i t e r a c k a , 1876) oraz korespondencja, nadesła­ n a dla ostrożności pod pseudonim em (Adam a N iem ira), a opubliko­ w an a w P r z e g l ą d z i e T y g o d n i o w y m pt. W sprawie rygoru

szkolnego (1877).

Rok 1878 przynosi w k arierze Bem a ożywczy epizod w arszaw ski. W ty m czasie a u to r Teorii poezji w ykłada w zakładach p ry w a tn y c h stolicy, a jednocześnie naw iązu je zerw ane przez k ilk u letn ią rozłąkę k o n ta k ty literackie. Z ostaje stały m w spółpracow nikiem P r z e g l ą ­ d u T y g o d n i o w e g o i N o w i n oraz — w spólnie z D anielem Z glińskim — po d ejm u je pracę n ad przekładem dzieła liberalnego h i­

(8)

K R Y T Y K — P O Z Y T Y W IS T A 55

sto ry k a francuskiego, E d gara Q uinet, N o w y duch (książka ukazała się d ru k ie m w r. 1881). W krótce jed n ak konieczność życiow a k ie ru ­ je Bem a ponow nie do K ielc, ty m razem na posadę rządow ą. W rok u 1879 o b ejm u je on fu n k cje nauczyciela języka polskiego i h isto rii (potem rów nież nauczyciela języków starożytnych) w kieleckim g im n azju m filologicznym . Na ty m stanow isku p rz e trw a ł całe dzie­ sięciolecie.

D ru g i okres kielecki w życiu Bem a stanow i ze w zględu na zw iązek z m łodzieńczym i latam i Żerom skiego zb yt w ażny epizod z dziejów naszej k u ltu ry , b y m ożna było jego c h a ra k te ry sty k ę o g ra ­ niczyć do suchych d a t biograficznych. Leży zresztą przed nam i p ięk ­ na „m onografia n au czyciela“ — Dzienniki tw ó rcy S y z y f o w y c h

prac. O dtw órzm y z nich p o rtre t Bem a taki, jak i rysow ał się on

w p ełn y ch zachw ytu i egzaltacji, ale zarazem przen ik liw y ch i w m ia rę upływ u lat coraz bardziej kry ty czn y ch oczach m łodego Żerom skiego.

W ięc przede w szystkim — p o rtre t zew nętrzny. G dyby Ż erom ski założył sobie p isanie stu d iu m o Bemie m etodą S ainte-B euv e’a, nie m ógłby chyba lepiej w ypełnić swego zadania. Z k a rt D zienn ików p rzegląd a ku nam człow iek żyw y — tak , ja k rysow ał się on Ż e­ rom skiem u w chw ili, gdy z w arszaw skiego oddalenia czytał Zarys

w y k ł a d u m o w y polskiej dawnego przyjaciela i m istrza:

Przeczytałem sobie Zarys w y k ła d u m o w y polskiej A. G. Bema. [...] Cały on, kochany mój Bem, wyjrzał znowu na mnie, ze strzępiatą brodą, w krótkich spodniach, z ruchami nerw ow ym i rąk ...14

N erw ow iec i sensat — tak i obraz p rzew ija się rów nież w spisy ­ w an y ch na gorąco reflek sjach młodego tw órcy. Nagłe zm iany usposobienia, przeskoki od gorącego zapału do zim nej ironii:

Czy on się zm ienił — czy ja jestem zarozumialcem? — N ie w iem . P a­ m iętam każde jego słowo, wyrzeczone do mnie dawniej, jak wyrocznia mi św iecąca. — Dziś da mi radę, ale takim tonem ją wyrzecze, ty le w p le­ cie w nią szyderskich ogólników, że mimo w oli wierzyć muszę, że m ówi to człow iek obcy — szyderca. A przecież — to Bem, Bem — człow iek, dla którego nie mam słów dla wyrażenia uwielbienia, którego k o ch a m !15

14 Dzienniki, t. 2, s. 92. W ten sposób oznaczono tu wyd.: S. Ż e r o m s k i ,

Dzienniki. T. 1—3. W arszawa 1953— 1956.

(9)

56 Z B IG N IE W Ż A B IC K I

I znowu:

A jest mu dziwnie pięknie ze smutkiem. Twarz ta staje się piękną, twarz ta, która staje się potworną we w ściekłości [...] ten satyr wieczny, ten obraz ironii [...]ł0.

Częściej jed n ak zapaleniec, „ogień w cielony“ niż ironista! T ym przecież „ogniem w ew n ętrzn y m “ poryw ał uczniów:

gdy począł deklamować Grób Agamemnona... [...] łez nie m ogłem już utrzymać i coś, jakby w ielki kamień, jak ciężar spadł mi z serca, gdy śród szyderstwa kolegów serdecznie, serdecznie zapłakałem ...17

Ten sam żyw iołow y tem p eram en t w ikłał Bem a w ciężkie kło­ po ty osobiste. Erosow i służył chętnie; w w arszaw skim „w ielkim św iecie“ naw iązał rom ans z lite ra tk ą M arią Szeligą i in ne m iło st­ ki, o k tó ry ch w p rzy stęp ie szczerości opow iedział uczniow i; a je ­ szcze po sw ym d ru g im pow rocie z Kielc do W arszaw y „ścigał sa r­ ny na P o d w alu “ 18. Z d aje się, że i w K ielcach nie p o tra fił utrzy m ać na wodzy sw ych gorących uczuć, skoro w m aju 1885 Ż erom ski no­ tu je w sw ym dzienniczku m im ow olnie podejrzane „coś w rod zaju

rendez-vous p. Bem a i p. K .“ 19 Godna podziw u subtelność nie po­

zw ala uczniowi zw ierzyć im ienia tej w y b ran k i n aw et k a rto m p a ­ m iętn ik a. R om anse Bem a pogarszają jego pożycie z żoną, osobą o silnych in k lin acjach histerycznych, z któ rą kielecki pedagog k il­ k a k ro tn ie ro zstaje się i do k tó rej znów w raca. W reszcie w r. 1887 w yb u ch a sły n n y n a całe Kielce skandal, k tó ry do reszty b u rzy spo­ kój nauczyciela, każe m u szukać zapom nienia w alkoholu — jak o ty m św iadczą p ełne bólu w zm ianki w Dziennikach — a w resz­ cie d a je now y p rete k st nagonce m iejscow ych k lery k ałó w na w olno- m yślnego w ychow aw cę: p an i Bem owa podczas b alu u siłu je popeł­ nić sam obójstw o, tru ją c się zapałkam i.

W tych ciężkich chw ilach Ż erom ski je st całym sercem po stro n ie nauczyciela — zapew ne i dlatego, że głów nym przyw ódcą p lo t- karsko-politycznego atak u na Bem a sta je się znienaw idzony przez co bardziej lib erty ń sk ich uczniów, ale za to po lata ch kanonizow a­ n y niem al na zjeździe K ielczan, ks. prefek t Teodor C zerw iński. P od d a tą 7 m arca 1887 zapisuje Żerom ski w D zienn ikach :

16 Tamże, s. 324. 17 Tamże, s. 55. 18 Tamże, t. 3, s. 155. 19 Tamże, t. 1, s. 257.

(10)

K R Y T Y K — P O Z Y T Y W IS T A 57

Hej!... Biedny Bem, biedny Bem! Jak go tam opluto, oczerniono, oszkalo- wano, wyszydzono. Duchowieństwo... ksiądz C. kochany, katolickie calu t- kie K ielce, z senatem i plebejuszam i. „Cynik, ateusz, w ariat i... zbrod­ niarz, rzecz prosta“. At... nerwowiec! 20

P orzućm y jed n a k ów w ątek p lo tk arsk i, k tó ry nie jest zresztą w cale n a jisto tn ie jszy w Dziennikach. P rz y p atrzm y się postaci B e- m a-nauczyciela, ukochanego przez uczniów, któ rzy z okazji im ien in profesora p o tra fią w ysupłać ze sw ych niezasobnych kieszeni d w a ­ dzieścia -rubli. Za cóż go tak lubili? R ygor w klasie po trafił p rze­ cież u trzy m ać dość srogi, skoro naw et u swego ulubionego p u p ila — Żerom skiego — nie tolerow ał na teren ie szkoły żadnych w y stąpień m ogących obniżyć jego a u to ry te t n a u c zy c ielsk i21. Był też bardzo nerw ow y, a stan jego pogarszał się z w iekiem . K iedy po latach, tu ż przed zgonem , w y k ładał w W arszaw ie, b ały się go podobno w szy st­ kie p ensjon ark i.

Był poważny, surowy, a jednocześnie chorobliwie pobudliwy. N ie zawsze odpowiadał za sw oje nerwy na lekcjach. N iejeden raz byłam świadkiem , jak w przystępie uniesienia, om awiając źle napisane w ypra­ cowanie, ciskał w przerażoną uczennicę zeszytem.

— w spom ina H elena D uninów na 22. Ale jednocześnie in teresow ał się żywo losem w ychow anków , p racy z nim i nie ograniczał do dw óch oficjalnych godzin, ja k ie w każdym tygodniu oddaw ał m u (w K iel­ cach) p ro g ram szkolny. Spacery, spotkania p ry w a tn e , rozm ow y — z tych przyw ilejów , jakże w ażnych dla dorastającego chłopca, k o rz y ­ stał nie jed e n ty lk o Żerom ski.

P rzed e w szy stkim zaś po trafił Bem zapalić klasę do w y k ład an e­ go przez siebie przedm iotu. J a k ie to m iało znaczenie, niech u p rz y - tom ni fak t, że ju ż w r. 1871 języ k polski w ykreślony został z licz­ by lekcji obow iązkow ych, a w r. 1872 zabroniono uczniom na te r e ­ nie szkoły m ówić po polsku. Również zeszyty uczniów — z lite ra ­ tu ry polskiej! — m usiały być prow adzone w obcej mowie. Bem r y ­ gory te ustaw icznie om ijał, co 1 g ru d n ia 1882 naraziło go na s tra sz ­ liw ą a w a n tu rę z d y rek to rem W oronkow em , k tó ry zagroził n iesfo r­ nem u profesorow i dym isją. O w aru n k ach panujący ch w g im n a­ zjum kieleckim napisze po latach sam Bem, c h a rak tery zu jąc postać następcy W oronkow a — Ław row skiego:

20 Tamże, t. 2, s. 160. 21 Tamże, t. 1, s. 84.

22 H. D u n i n ó w n a . Cieniom profesora Bema. W tomie: Ci, k tó ry c h

(11)

58 Z B IG N IE W Ż A B IC K I

Obaj [tj. Woronkow i inspektor E. F. Stefanow icz] — mimo w ielce różne­ go poziomu uzdolnień — wyborną stanowią parę i dopełniają się n a­ wzajem , niby mąż z żoną i m yśliw y z wyżłem . S tefanow icz przy swej bigoterii, tępocie i nader niskim stopniu kultury um ysłowej odznacza się surowością i żelazną, niezmordowaną energią w w ykonyw aniu prze­ pisów; Ławrowski zaś imponuje rozumem i różnostronnym (filozoficzno- matematycznym) w ykształceniem ; jest czujny, baczny na wszystko, ale łagodny, a bierny z pozoru i powolny. — Gdyby nie Stefanow icz — m a­ w iają w K ielcach uczniow ie — byłoby tu jak w niebie. To nam przy­ pomina jakąś bajkę: „Gdyby n ie ten chart — szeptały m iędzy sobą zające — m ogłybyśm y bezpiecznie po polu biegać“ 23.

W tak im otoczeniu czynił Bem w szystko, b y om ijać ru sy fik a- to rsk i p ro g ram szkolny i krzew ić w uczniach przyw iązanie do pol­ skości. Nie zawsze m ogło m u się to udaw ać; „rola m oja godna poża­ łow ania dzisiaj — czuję co innego, a działać m uszę co innego“ — w yznaw ał wów czas b lis k im 24. N ajpierw przychodziło toczyć w alkę z tendencją osław ionych W yp isó w polskich D ubrow skiego, k tó re w r. 1882 postanow ienie k u ra to ra podniosło do godności jedynego podręcznika m ow y ojczystej w klasach g im nazjalnych. O w ypisach ty ch powie Bem w r. 1891: „potw orne, przepełnione błędam i języko­ w ym i“ 25, zaś Żerom ski jeszcze dosadniej sc h ara k te ry zu je ich tw ó r­ ców i propagatorów : „Nędznicy, szelm y!“ W tej sy tu a c ji cały cię­ żar p racy polonisty spoczyw ał na w ykładzie, k tó ry zresztą lepiej było prow adzić przy drzw iach zam kniętych. Do w ykładów Bem przygotow yw ał się solidnie; daleko w ykraczał poza p ro g ra m szkol­ ny, czyniąc z K ielc m ałą akadem ię. T utaj dysk u to w ał koncepcje sw ych późniejszych prac (np. o G rzegorzu z Sanoka), tu ta j rozsze­ rzał tło porów naw cze w yk ładu aż po K rólodworski rękopis H anki, tu ta j wreszcie — on, pozytyw ista, w róg „m esjanizm u narodow ego“ , ja k nazyw ał ro m an ty zm — w tajem n iczał uczniów w uroki lite ra ­ tu ry rom antycznej. P ierw szy epizod D zienników m ów i o Bernow- skiej d eklam acji Maratonu, od k tórej w życiu m łodego Żerom skiego zaczęła się — ja k sam w yznaj« — „inna epoka, inn a e ra “ 26. Je ste śm y w atm osferze W spom nień niebieskiego m u n d u rk a , ale profesor C habrow ski w książce Gom ulickiego pracow ał przecież u progu lat

23 T. R a c ł a w i c k i [A. G. B e m ] , Spod zaboru rosyjskiego. Seria I. Poznań 1892, s. 40. Dalsze serie: II (Poznań 1893) i III (Poznań 1894). W przy­ pisach następnych oznaczono tę pozycję skrótowo.

24 Dzienniki, t. 1, s. 114.

25 Spod zaboru rosyjskiego, I, s. 32. 26 Dzienniki, t. 1, s. 44.

(12)

K R Y T Y K — P O Z Y T Y W IS T A 59

sześćdziesiątych, w czasach, kiedy nacisk ru sy fik ato rsk i b ył o w iele słabszy niż za działalności Bema.

Ta deklam acja M aratonu stan ie się na cały rok L e itm o tiv ’em m a­ rzeń m łodego Żerom skiego, k tó ry zap ragn ął dorów nać m istrzow i n a koncercie uczniow skim . M arzenie nie spełniło się; po próbie ge­ n eraln ej w tea trz e W oronkow zabronił m łodem u entuzjaście popi­ su. N a ty m tle w y n ik ł tak że zatarg m iędzy nauczycielem a ucz­ niem ; na pozór szło o różne m etody recy tacji (mieszał się tu i in n y w ykładow ca kielecki, W abner), w gruncie rzeczy jed n ak Bem oba­ w iał się zapew ne, b y popis Żerom skiego nie u tru d n ił jego pozycji wobec w ładz m iejscow ych. A u to r S y z y f o w y c h prac by ł w ogóle niebezpiecznym uczniem! M łody zapaleniec nie zawsze p o tra fił od­ naleźć k om prom is m iędzy sw ym podziw em dla profesora a roze­ znaniem realnej sytu acji; w r. 1883 posłał do G a z e t y K i e l e c ­ k i e j a rty k u ł w ysław iający zasługi Bem a. K rótko potem notow ał w dzienniczku w ym ow ną odpowiedź redakcji:

„ P o k l a s k p a ń s k i b y ł b y s z k o d l i w y . S ą d r a p i e ż n e s ę p y . N a j t r w a l s z e p o m n i k i b u d u j e s i ę w s e r c a c h s ł u c h a-c z y “ 27.

Ten „pom nik w sercach słuchaczy“ budow ał sobie Bem nie ty l­ ko deklam acjam i Maratonu, Grobu A g am em no na i Ojca zadżumio-

nych. Uczył ich też trzeźw ego p rak ty cyzm u, liczenia się z w a ru n ­

kam i życia. Po prusow sku napędzał sw ych pupilków do m ate m a ty ­ ki i leczył ich z m łodzieńczego „b ajro n izm u “. Szerzył k u lt wolnej m yśli, snuł sw e całkiem niepraw o w iern e reflek sje p rzy om aw ianiu n a lekcji postaci H usa, w zaufaniu podw ażał „w iarę w zm artw y ch ­ w stanie du sz“ 28. R ozprzestrzeniał „k ieru nek resp u b lik ań sk i“ , tak, ja k go sam rozum iał. A le rów nocześnie s ta ra ł się ubezpieczyć ucz­ niów przed gorączką p atrio ty czn y ch poryw ów . „Milczeć, czekać, p ra ­ cować, nie m ięszać [!] się do św iata, iść sw oją drogą, przyklaskiw ać postępow i, trzy m ać się g ru n tu realnego!“ — tak a była jego de­ wiza 29. O tę dew izę w ybuchnie kiedyś spór m iędzy Żerom skim a Bem em.

Na razie je d n a k m łody adept kieleckiej uczelni żyw i dla swego w ychow aw cy k u lt w p rost bezgraniczny. P o w strzy m ajm y się

27 Tamże, s. 106. Por. także: M. W a r n e ń s k a , Narodzin y pisarza. T r y ­ b u n a L u d u , VIII, 1955, nr 322, wyd. F.

28 Dzienniki, t. 1, s. 157. 29 Tamże, s. 158.

(13)

60 Z B IG N IE W Ż A B IC K I

tu przed przytaczaniem w szystkich pełnych zachw ytu w ypow iedzi

D zienników o Bemie, k tó re m ożna by cytow ać przez całe stronice.

J e d n a ty lk o anegdota: kiedy zrozpaczony chłopiec, przy g n ęb io n y tru d n y m i w aru n k am i, zam ierzył w przypływ ie dziecinnego W elt-

sc h m e rz’u odebrać sobie życie, zapisał w p am iętn ik u sui generis

testa m e n t, w k tó ry m na pierw szym m iejscu czytam y: ,,P anu Be­ m ow i proszę oddać w szystkie m oje k a je ty “ . ..30 T ru d n o o> bardziej w zruszający dowód przyw iązania ze stro n y w ychow anka, którem u

Bem nie szczędził serdecznych zainteresow ań i tro sk i. Nie szczę­

dził ich też pierw szym próbkom literackim pisarza, a co w ażniej­ sze — p o trafił, najw cześniej ze w szystkich, dostrzec w śród tej dzie­ cięcej grafom anii isk rę wielkiego talen tu. T rudno w yliczać w szy st­ kie u tw o ry, jakim i — poczynając od w iersza Do ro ln ikó w (przynie­ sionego Bem owi bodaj przez Ruśkiew icza 31) — zarzucał m łody Że­ rom ski swego w ychow aw cę; trzeb a by je chyba m ierzyć n a k ilo g ra­ m y. Bem czytał cierpliw ie i od czasu do czasu rzucał słow a zachę­ ty, uderzające w ielką przenikliw ością. Tak np. w k w ietn iu 1883 (!) pouczał przyjaciela:

próbki wierszowane są słabym i bardzo — w powieści za to jesteś pan na w łaściw ym gruncie, masz pan talent p ow ieściop isarsk i32.

G dybyśm y nie w iem jak kw estionow ali poczucie estetyczne Be­ m a, te słowa zawsze będziem y m usieli policzyć w jego dorobku k r y ­ tycznym .

Je d n ak że już ,,w roku 1885 — przy całym szacunku i uw ielbieniu d la opiekuna — m łody Ż erom ski zaczyna m yśleć bardziej sam o­ d zielnie“ 33. Z atarg m iędzy nauczycielem a uczniem n a ra sta , a jego źródłem jest zapalczyw y p atrio ty zm m łodzieńca, k tó ry nie może się u trzy m ać w cuglach „zgody ze społeczeństw em “ . Na próżno błaga Bem ulubionego w ychow anka, b y w yzbył się „b ajro n izm u “ . „Ach, g dy by on m ię m ógł nauczyć, ja k żyć w zgodzie z sam ym sobą!“ — tak ą odpowiedź na te nam ow y czytam y w D ziennikach pod datą 20 czerw ca 1885. Nie darm o czytyw ał Ż erom ski nocam i życiorysy Chm ieleńskiego i H auke-Bosaka. Nie darm o też w ysłuchiw ał na lek ­

30 Tamże, s. 91.

31 Por. T. R., Centum bovum. W wyd.: Księga p am iątkow a Kielczan, s. 123. Z Dzienników w ynika, że był to raczej wiersz Na zw aliskach Sw.

Krzyża.

32 Dzienniki, t. 1, s. 157.

(14)

K R Y T Y K — P O Z Y T Y W IS T A 61

cjach d ek lam acji Bema. P o w staje p aradoksalna sytuacja: zakam ie- niały pozyty w ista zbiera teraz nieoczekiw anie owoce prow adzonej przez siebie w cichym , ,,organicznym “ trud zie narodow ej edukacji.

Owoce te będą coraz obfitsze w r. 1887, kiedy Ż erom ski d ostaje się na g ru n cie w arszaw skim w k rąg now ych ludzi i now ych k sią­ żek. W szystkie tom iki D zienników z tego ro ku zaw ierają w łaściw ie ciągłą k ry ty k ę Bema. Czasem bardzo ostrą:

Pan Bem powiedział do jednego z moich znajomych, że z ochotą by nas „w ydusił“. Pan Bem jest organicznikiem i — w ołem roboczym [...]34. Czasem pełną współczucia:

Sm utny ten człow iek przegląda z listu... Gdzie jego dawna ironia? Radzi jak organicznik, ale nie po dawnemu. Znać tu uznane dawno zasady i niechęć do życia, to odstrychnięcie się od wszystkiego 3S.

Zaw sze jed n a k owa k ry ty k a m a sens zdecydow anie polityczny. Żerom ski zestaw ia np. dw a w skazania nauczyciela: „budzić śp ią­ cych“ , a jednocześnie „trzym ać się z dala od w szelkiej p ro p ag an d y ry zy k o w n ej“ — i o p a tru je je w łasnym kom entarzem . Tak p rzyszły a u to r S y z y fo w y c h prac w y k ry w a nierozw iązalne sprzeczności w po­ glądach „org an iczn ik a“ , obnaża istotę d ram a tu polskiego pozytyw i­ sty. Przecież k u lt jego dla profesora nie gaśnie; jeszcze w r. 1903 w ystąpi Ż erom ski w raz z C hrzanow skim w spraw ie edycji pism Bem a 36.

Z resztą i w poglądach profesora zajdą niebaw em znam ienne przem iany. Tłum iona p asja ugodowca z konieczności i z w yboru, ugodowca, k tó rem u coraz tru d n ie j było żyć i pracow ać w n arzuco­ nych sobie granicach, znajdzie u progu lat dziew ięćdziesiątych b u rz ­ liw e ujście w obszernym cyklu korespondencji, k tó re Bem pod p seu ­ donim em Tadeusza Racław ickiego n adsyła do redak cji D z i e n n i ­ k a P o z n a ń s k i e g o . K orespondencje te b y ły dziełem zbiorowego w ysiłku; przygotow yw ał je Bem na zlecenie kółka lib eraln y ch in ­ telektu alistów , grom adzących się w m ieszkaniu Józefa N atansona. B yli w ty m kółku ludzie bardzo różnego pokroju: Sam uel D ickstein obok Sm oleńskiego i Korzona, obok Stanisław a K rzem ińskiego —

34 Dzienniki, t. 2, s. 410. 35 Tamże, s. 146.

36 K s i ą ż k a , III, 1903, nr 4. Por. także list Ż e r o m s k i e g o do Wa­ silew skiego. W tomie: Z. W a s i l e w s k i , Wspomnienia o Janie K a s p r o ­ wiczu i Stefanie Żerom skim. Warszawa 1927, s. 182.

(15)

62 Z B IG N IE W 2 A B IC K I

Św iętochow ski. We w spólnych d y sk usjach zebrani grom adzili m a­ teriały do oskarżycielskich felietonów .

[Bem] Notował [...] komunikowane przez obecnych w iadom ości jako ma­ teriał do artykułu, który na następnym posiedzeniu odczytywał. Przy usta­ laniu tekstu redakcji zam ęczano Bema (świetnego stylistę, lecz słabo orientującego się w kw estiach społecznych) uzupełnieniam i i sprostow a­ niami w celu osiągnięcia ścisłości w obrazowaniu stosunków, panują­ cych w K ró lestw ie37.

Przez dw a i pół roku — do roku 1894 — był to głów ny n u rt pracy p isarskiej zapalczyw ego k ry ty k a . G łów ny, a dla histo ry k a, kto wie, czy nie jeden z najw ażniejszych. W ydane bow iem przez redakcję D z i e n n i k a P o z n a ń s k i e g o w trzech seriach pod w spólnym ty tu łe m Spod zaboru rosyjskiego (w edług ówczesnej o r­ tografii — Z pod zaboru rosyjskiego), k orespondencje te stanow ią niezw ykle bogatą w fak ty i anegdoty kronikę polityki ru sy fik a to r-

skiej w zaborze carskim .

L isty Bem a Spod zaboru rosyjskiego pochodzą ju ż z ostatniego — w arszaw skiego — okresu działalności k ry ty k a . Do W arszaw y

pow rócił Bem w r. 1888 i rozpoczął ponow nie pracę w p ry w a t­

nych zakładach szkolnych. M iędzy innym i pod koniec życia nauczał na słynnej pensji, k tó rą nâ rogu M arszałkow skiej i K rólew skiej p ro ­ w adziła pani Jad w ig a Sikorska. O p en sji tej zachow ało dobrą pam ięć niejedno pokolenie polskiej inteligencji. Ten okres działalności pe­ dagogicznej Bem a przypada n a czas zaostrzenia re p re sji ze stro ny władz rosyjskich; w strząsający obraz owych prześladow ań, k tó re szczególnie w zm ogły się od m aja 1894, po objęciu k o n tro li nad szkolnictw em w arszaw skim przez insp ekto ra Saw ienkow a, zn a jd u ­ jem y w późniejszych korespondencjach N atansonow skiego kółka, p i­ sanych ju ż ręk ą K rzem ińskiego.

Równocześnie a u to r Teorii poezji w znow ił pracę literack ą i za­ 37 S m o l e ń s k i , Fragment pamiętnika, s. 13— 14. A utorstwo B e m a potwierdzają również notatki w K s ięd ze pam iątkow e j Kielczan (s. 122 i 190) oraz stw ierdzenie Ignacego C h r z a n o w s k i e g o w e w stępie do tomu: S. K r z e m i ń s k i , Nowe szkice literackie. Kraków 1911, s. 7 nlb. Bem za­ przestał pisyw ania korespondencji w r. 1894; po nim objął tę funkcję K r z e ­ m i ń s k i , który podpisywał się pseudonimami: „Jan z Zarzewia“, „Narrans“ i — sporadycznie — „A nhelli“. K orespondencje Krzem ińskiego redakcja D z i e n n i k a P o z n a ń s k i e g o drukowała pod tym samym tytułem ; spowodowało to szereg nieporozumień i omyłek, pokutujących do dziś w naszych katalogach bibliotecznych. A utorstwo Bema i Krzem ińskiego roz­ graniczył autorytatyw nie K. G ó r s k i , Stanisław Krzemiński. Człowiek

(16)

K R Y T Y K — P O Z Y T Y W IS T A 63

cieśnił rozluźnione nieco w erze kieleckiej stosunki z P r z e g l ą ­ d e m T y g o d n i o w y m i P r a w d ą . M imo w szystko jed n ak działalność k ry ty c z n a Bem a m a w ty m okresie, zwłaszcza po r. 1892, w dalszym ciągu c h a ra k te r dość doryw czy. W pew nej m ierze tłu ­ m aczy się to złym stan em zdrow ia pisarza, a także jego przygoto­ w aniam i do w y dania Teorii poezji p olskiej (1899), książki, k tó ra jako pierw sza w iększa pozycja w dorobku Bem a po nieud an ych studiach językoznaw czych — Zarysie w y k ła d u m o w y polskiej (1883) i Jak

m ó w ić po polsku (1889) — zjednała m u przychylność k r y ty k i 38. Na Teorii poezji zam yka się w łaściw ie k a rie ra literack a pisarza. Póź­

niej ogłosił jeszcze nieliczne a rty k u ły (m. in. recenzję H istorii litera­

tu r y p o lskiej Chm ielowskiego). Z m arł w W arszaw ie, 15 kw ietnia

1902.

3

D orywczość, pew na chaotyczność p racy kry ty czn ej Bema, b rak ciągłości zainteresow ań, w aru nk o w any ch często przez przypadkow e zam ów ienia red a k c ji — w szystko to w znacznej m ierze u tru d n ia od­ nalezienie d a t gran iczny ch w rozw oju p isarskim au to ra Teorii poezji. N iew ątpliw ie — uprzedzając dalsze analizy m ożna tu stw ierdzić, że w lata ch dziew ięćdziesiątych zachodzą dość w yraźne przem iany zarów no w poglądach Bem a, ja k i w jego w arsztacie k ry ty czn o -li­ terack im . G łęboki k ry zy s przeżyw a jego pozytyw istyczny p rogram społeczny i pozytyw istyczna estetyka. Je d n ak że drogi ty ch przem ian są tru d n e do prześledzenia, i to z k ilk u powodów. P rzed e w szystkim poczynając już gdzieś od połow y lat siedem dziesiątych Bem prze­ sta je w łaściw ie być czynny jak o k ry ty k współczesny. W idocznie w zaprzy jaźn ion y ch red ak cjach n ab iera m ark i „sp ecjalisty “ , skoro i P r a w d a , i P r z e g l ą d T y g o d n i o w y zam aw iają u niego recenzje praw ie w yłącznie z p u b lik acji naukow ych, zresztą tak pow ażnych, jak zary sy dziejów polskich B obrzyńskiego i Szujskiego,

P rzew ró t u m y s ło w y w Polsce w ie k u X V I I I Sm oleńskiego, tom

studiów Bełcikow skiego, książka K ra u sh ara o U nru gu itp. Zw iększa to ciężar g atu n k o w y opinii Bem a, ale zarazem odsuw a go z p ierw ­ szego fro n tu w alk publicystycznych.

S p raw a k o m p lik u je się wreszcie przez to, że re lik ty dawnego, „pozytyw istycznego“ sposobu m yślenia p rze trw a ły u Bem a aż do późnego okresu jego p racy literack iej. T ak np. w r. 1885, ściśle

38 Por. recenzje: Kazimierza R a s z e w s k i e g o ( W ę d r o w i e c , XX XV III, 1900, nr 3 i n.) i Henryka G a l l e g o ( B i b l i o t e k a W a r ­ s z a w s k a , 1904, t. 4, s. 176— 179).

(17)

64 Z B IG N IE W Z A B IC K I

we w rześniu, pedagog kielecki w ydaje się przeżyw ać jak iś przełom , jeśli w ierzyć obserw acjom D zienników . Czytam y:

zaczął w ięc m ówić o sobie i swym obecnym stanie moralnym. Mówił, że jest moralną ruiną, że literatem być już nie potrafi, że życie poza ro­ dziną — w jakie został rzucony — pokryło go pleśnią. Świętochowski, jak mówił, nazwał go tymi epitetam i. Pierw szy raz w idziałem Bem a sm utnym i złamanym. [...] Odbywa się w nim przewrót moralny. Mówiono o nim, że był u spowiedzi... W ydaje się to niepodobieństwem — ja jednak przypuszczam możebność tego faktu, jest to bowiem człowiek serca. Zanotuję jedno jego zdanie: „Wycofałem się ze św iata w arszaw sko-literac- kiego — jest tam za zimno“.

Kończy te reflek sje w ykrzyknik: „Byłże by on id ea listą? “ 39 G otow iśm y już sądzić, że Ż erom ski podchw ycił pierw sze ob jaw y niew ątpliw ego kryzysu. Ale oto za półtora rok u w dokum encie najbardziej w iarogodnym , bo w e w łasnym liście, a u to r Teorii p o e­

z ji zaprezentuje się znów w daw ny m ry n sz tu n k u program ow ym .

W lu ty m 1887 pisze do swego w ychow anka:

Pracować usilnie nad ukształceniem w łasnego um ysłu i charakteru, po­ magać na tej drodze innym, budzić śpiących, pokrzepiać znużonych, piec czarny chleb powszedni i łatać sukm anę w ięzienną (gdy szat obywatelskich przywdziać nie wolno), ciułać nareszcie grosz do grosza, a nade w szystko być samym sobą i z dala się trzymać od wszelkiej maskarady pseudo- patriotycznej — oto dzisiejsze nasze zadanie, nasze „credo“ polityczne. Powtarzasz za innymi plotkę o bezskuteczności tzw. „pracy organicznej“... Powiedz raczej, że była ona, jest i będzie jeszcze długo nieziszczonym marzeniem.

Jed nak że „organicznikostw o“ , będąc m arzeniem , pozostaje nadal programem.:

Iść w ięc trzeba dalej po kamienistej a wąskiej drodze, w krępującym ruchy kaftanie lojalności, nie zrażając się przeciwnościami. Jest to m e­ toda przykra i niewdzięczna, ale je d y n a 40.

Nie cy tujm y już dalej. Analogiczne sprzeczności — także w in ­ nych spraw ach, np. w ocenie roli kleru, choć tu jest Bem sto su nk o­ wo najbardziej k onsekw entny — łatw o m ożna w y kry ć w w ielu w y ­ pow iedziach pisarza, naw et z przełom u lat osiem dziesiątych i dzie­ więćdziesiątych. Dopiero chyba u schyłku w ieku nowe poglądy w yraźnie biorą górę nad uprzedzeniam i człow ieka, którego w ycho­ w ała Szkoła Główna, a w św iat literacki w prow adziły N i w a

39 Dzienniki, t. 1, s. 324-40 Tamże, t.. 2, s. 144 i 145.

(18)

K R Y T Y K — P O Z Y T Y W IS T A 65

i O p i e k u n D o m o w y . A le stąd w łaśnie w ynika, że całą tw ó r­ czość Bem a z dw udziestolecia 1870— 1890 trzeba w łaściw ie p o tra k ­ tow ać en bloc, nie d o p a tru jąc się w niej w yraźnie zaznaczonych ten d en cji rozw ojow ych.

4

Co do fa k tu , że Bem by ł pozytyw istą, n ik t chyba w naszej h istorii lite ra tu ry nie m iał żadnych w ątpliw ości. W ięcej: mówiono naw et, i słusznie, że „Bem reprezentow ał podówczas [w r. 1881, ale to sam o m ożna powiedzieć i o inn y ch okresach] bardziej bezkom pro­ m isow e stanow isko ideologiczne niż C hm ielow ski“ 41. Toteż zada­ n iem naszym będzie nie ty le argum entow ać p raw dy znane, ile spraw dzić, ja k solidaryzacja z pozytyw istycznym program em w pły ­ w ała na system ocen estetycznych, jak ie były p u n k ty jej zetknię­ cia się z żywiołowo przez Bema odczuw aną potrzebą lite ra tu ry rea ­ listycznej, jak w reszcie kształto w ała ona stosunek do określonych tra d y c ji literackich.

Na działalność Bem a z lat 1870— 1890 patrzeć m ożna bowiem z różnych pu n k tó w w idzenia. N ajm niej ciekaw y z nich — to poszu­ k iw anie w ypow iedzi św iadczących o bezpośrednim udziale k ry ty k a w ak tu a ln y ch kam paniach literackich, podejm ow anych przez pozy­ tyw izm w arszaw ski. T utaj narzu ca się od razu m asa faktów n ie­ w ątpliw ych. Tak więc — w r. 1872 jed na z pierw szych recenzji Bem a (O G rudzińskim 42) w kracza od razu w o tw a rty n u rt kam panii przeciw epigoństw u poezji (i szerzej — przeciw uprzyw ilejow anej roli poezji w życiu społecznym ). Bem zwalcza tu „przedrzeźnianie d ru go rzędn ych w zorków baj roni stycznej n iw y “ i naw ołuje podob­ nych G rudzińskiem u auto rów (nb. w stosunku do recenzow anego pisarza całkiem skutecznie), „by porzuciw szy swoję sm utnie w y ­ m ow ną lirę, zaczęli m yśleć i m ówić p ro zą“ . W krótce zresztą — w r. 1873 — k ry ty k poświęci tej spraw ie osobny a rty k u ł (Powołanie

w ie s zc z e 43), k tó ry sw oją obcesowością zakasow ał n aw et p rek u rso ­

ra antyepigońskiej ofensyw y, W iślickiego. Obok tego publicysta angażuje się bardzo silnie w propagandę najnow szych płodów tzw . lite ra tu ry ten d ency jn ej — w czesnych powieści Orzeszkow ej, D wóch

dróg Sienkiew icza. Nieobca je st też Bem owi pozytyw istyczna akcja

41 M. J a n i o n , Z zagadnień wczesnej działalności Chmielowskiego. W książce zbiorowej: P o zy ty w izm . T. 1. W rocław 1950, s. 78.

42 Biblioteczka domowa. O p i e k u n D o m o w y , VIII, 1872, nr 43.

43 Powołanie wieszcze. O p i e k u n D o m o w y , IX, 1873, nr 21.

(19)

66 Z B IG N IE W Ż A B IC K I

przeciw tra d y c y jn y m m etodom w ychow aw czym ; zgodnie z duchem czasu, a u to r Pow ołania wieszczego głosi p otrzebę ed ukacji p ra k ty c z ­ nej, k tó ra m a być najlep szy m lek a rstw em na „zgubne m arzyciel- stw o“ , przyczynę klęsk poprzednich pokoleń. Oto recepty, jak ie bez żadnych w ahań w ystaw ia m łody publicysta:

Nieco mniej powieści o t a j e m n i c a c h i d u c h a c h , nieco m niej do wyuczania się na pamięć bajek i elegii, ostrożny w ogóle i późny szafu- nek skarbów pięknej literatury, a natom iast zaprowadzenie gim nasty­ ki, ulepszone w ykłady arytm etyki, przyrodoznawstwa i historii — oto n ie ­ jednokrotnie już proponowane zm iany w w ychow aniu [...]44.

Toż to przecież najczy stszy k lim at p u b licy sty k i i h u m oresek m łodego Prusa! W in n y m znów m iejscu a rty k u ł o P ow ołaniu w ie sz­

czym n asuw a n ieo d p arte analogie z w cześniejszym i nieco uw agam i

Chm ielowskiego na tem at genezy poetyckiego geniuszu 4 \

Podobne p rzy k ład y m ożna b y cytow ać całym i stronicam i. To­ też p o przestańm y już ty lk o na jed n y m w y stąpien iu, k tó re expressis

verbis fo rm u łu je stosunek Bem a do pozytyw izm u oraz jego ro li k u l­

turo tw ó rczej i społecznej. Mowa o recenzji Z a ry su litera tu ry p o lskiej

z ostatnich lat szesnastu Chm ielowskiego, opublikow anej w P r a w ­

d z i e z lipca 1881. Otóż a rty k u ł ten pisan y jest w łaściw ie n ajdo­ k ładn iej z pozycji już n aw et nie Chm ielow skiego, ale po p ro stu P r z e g l ą d u T y g o d n i o w e g o sprzed lat, pow iedzm y, dzie­ sięciu, z okresu najw iększej ofensyw ności tego pism a. Na „u m iar­ k ow an ą“ p olitykę N i w y , na kom prom isow ość w ielu p ozytyw istów wobec tra d y c ji szlacheckiej Bem p a trz y oczym a człow ieka w spółczes­ nego, żywo zaangażow anego w w alkę po stronie pozytyw istycznej lew icy. Rzecznikom ugody ze „starą p ra s ą “ zarzuca k ręp ow anie swobodnej m yśli „nudną cen zu rą“ . O dcina się także od ubolew ań C hm ielowskiego, iż „przodow nicy czasopiśm iennictw a“ (tj. starzy) nie przysw oili sobie nowej idei i nie opanow ali sw ym a u to ry tete m całego ru ch u 46. Pisze:

Sądzę, że nie ma czego żałować: „starzy“, jak sam autor mówi, do kierow ­ nictw a nie byli zdolni, a choćby naw et przy zachow aw czym charakterze posiadali w yższą nieco od rzeczywistej siłę um ysłową, to i w tedy ich opieka nie na w iele by się przydała [...]47.

44 Tamże.

45 P. C h m i e l o w s k i , Geneza fantazji. N i w a , I, 1872, nry 15—23. Wyd. osobne: Warszawa 1873.

46 Por. P. C h m i e l o w s k i , Zarys literatury polskiej z ostatnich lat

szesnastu. Wilno 1881, s. 52—53.

47 O literaturze polskiej z ostatniego szesnastolecia. (Ocena pracy dra Piotra Chmielowskiego). P r a w d a , I, 1881, nr 30.

(20)

K R Y T Y K — P O Z Y T Y W IS T A 67

J e st więc Bem jeszcze w r. 1881 o wiele bardziej ofensyw ny od sw ych ideow ych i literack ich tow arzyszy. O fensyw ność ta w yw odzi się oczywiście z czasów, kied y w spółpracow nik O p i e k u n a D o ­ m o w e g o bez p ard o n u grom ił w szystkie „niedociągnięcia“ zdarza­ jące się w e w łasn y m obozie. Orzeszkow ej np. z m łodzieńczym o p ty ­ m izm em i pew nością siebie zarzucał, iż nie um iała w yrzec się fa ta - listycznych w estchnień, a jej w yw ody o „d um nym P rom eteuszu, do skały przeznaczeń swoich p rz y k u ty m “ nazyw ał „p rzestarzałym aforyzm em “ 48. P ew n e zastrzeżenia budziły się w k ry ty k u dopiero w tedy, k ied y pozytyw istyczna ten d en cja wchodziła w żyw iołow y spór z p o stu la te m p raw d y w sztuce. Ale długo jeszcze nie d o s trz e g a ł' Bem m iędzy ty m i dw om a dążeniam i pow ażniejszego rozdźw ięku.

Nie dostrzegał go zaś, poniew aż w ydaw ało m u się, iż p ozytyw i­ styczne „p o stu laty n a rzeczyw istość“ są najlepszym p rogram em w skazującym lite ra tu rz e m etodę o dtw arzania, a przede w szystkim przekształcania życia. N ajp ierw dzięki ich ten d en cji dem ok ratycz­ nej i antyszlacheckiej; tę cenił wysoko i doszukiw ał się jej p rz e ja ­ w ów n aw et w u tw o rach pisarzy dość trad ycjonalisty cznych , ja k np. w D uchu i k r w i Pługa. Idąc śladam i Orzeszkow ej, k tó ra książkę tę nazyw ała „jedn ą z n ajp iękn iejszy ch i z n ajw y raźniejszą ten dencją napisanych pow ieści polskich“ 49, chw alił P ługa za „w ym ow ne uzna­ nie w szystkiego, co potw ierdza p raw a ducha, a p raw krw i zap rze­ cza“ . Jednocześnie w szakże m iał za złe autorow i O ficjalisty, że po­ wieści jego ograniczały swą dem okraty czn ą tendencję tylko do sto­ sunków w iejskich, i dom agał się, z pasją godną L istó w o literaturze O rzeszkow ej, aw ansu m iasta do ran g i tem a tu literackiego. P isał o P ługu:

Miasto, jakby zgoła nieznane powieściopisarzowi, jest dla jego bohaterów pew nym rodzajem dantowskiego czyśćca, nieokreślonym, bladym m iejscem próby i w yczekiw ania. Z tą naturalną tamą, wstrzym ującą przypływ i odpływ organicznych strumieni, w m iniaturow ym św iatku w iejskich sadyb i szlacheckich m ieścin łączy się w zasadzie partykularyzm poglą­ dów i uznawanie trzech stanów — chłopstwa, szlachty i pałacowej ary­ stokracji — za trzy składniki całkow itej budowy narodu 59.

Ta sam a ten d en cja an ty feu d aln a określa rów nież w dużej m ierze stosunek Bem a do tra d y c ji literack iej. W ieku X V II nie

zno-48 Eliza Orzeszko [ O p i e k u n D o m o w y , IX, 1873] (Studia, s. 309. W przedruku tytu ł brzmi: Eliza Orzeszkowa).

49 E. O r z e s z k o w a , Kilka uwag nad powieścią. W antologii: O rzeszko­

wa, Sienkiewicz, Prus o literaturze. Wyboru dokonał, posłowiem i przypi­

sami opatrzył Zdzisław N a j d e r . Warszawa 1956, s. 28.

(21)

68 Z B IG N IE W 2 A B IC K I

sił, ale jeśli gotów m u by ł przyznać pew ne zdobycze, to tylk o ze w zględu n a sporadyczne objaw y zainteresow ania p isarzy życiem w a rstw niższych i pojaw iającą się tu i ówdzie k ry ty k ę szlacheckie­ go herbu:

Odczuć tu jeszcze można niekiedy — w wyższych sferach piśm iennic­ tw a — błogi pow iew zdrowej m yśli [pisał w r. 1881]. Skarga natchniony, w iodąc naród w dobrej w ierze po w ytkniętej pochyłości, uderza prze­ cież w strunę demokratyczną i broni w arstw uciśnionych; Szym onow icz w sielankach Żeńcy i Pastuszy płacze w ym ow nie nad ludem; znacznie później — bo już w połow ie XVII w ieku — Opaliński powiada, że „nie to, co na ski zw ykło term inow ać“ i nie herb czyni człow ieka szlachcicem, „ale cnota, przystojność“ ; w kilkadziesiąt lat po w ojew odzie poznańskim — śpiewa jeszcze, niby na nutę dawnych postępowców, dzielny Wacław z Potoka [...]51.

I na odw rót: najbardziej u trw alo n e w tra d y c ji dzieła polskiej li­ te ra tu ry tracą w oczach Bem a swój blask, k iedy tylko dostrzeże w nich pochw ałę czasów sarm ackich. Za to przecież k ilk a k ro tn ie (w recenzji Pana S ta ro sty Kiślackiego z r. 1873 52 i w spraw ozda­ niach z odczytów Spasowicza) a ta k u je „poezję szlachecką“ Pola. Za to grom i „w ielbiciela średniow iecczyzny“ , Zaleskiego, k tó rem u poświęca osobne, doskonałe m iejscam i stu diu m pam fletow e 53. W s tu ­ diu m ty m p ad ają rów nież niechętne aluzje pod adresem K rasiń skie­ go, um iejscow ionego przez k ry ty k a w rzędzie „najzagorzalszych apo­ stołów o b sk u ran ty zm u “ . W ogóle dla Bem ow skiej oceny tra d y c ji sarm ackich m ożna b y śm iało p rzyjąć za m otto „czerep ru b asz n y “ Słowackiego. K ry ty k w idział przecież w szlachetczyźnie nie tylko przyczynę zagłady Rzeczypospolitej, ale i najp o tężn iejszy — obok a u to ry te tu Kościoła — czynnik h a m u jący proces, na k tó ry m zależało m u n ajbardziej: rozwój w olnej m yśli filozoficznej i społecznej.

Jed n ak że nad dem okratyzm em Bem a ciążyły te sam e siły fataln e, k tó ry ch w ykrycie zmusza nas dzisiaj do obniżania historycznej oce­ n y an ty feu d aln y ch kam panii pozytyw istów . Ł atw o bow iem m ożna znaleźć w poglądach k ry ty k a dw ie słabe stro n y , w spólne całem u obozowi liberałów w arszaw skich: odcięcie się od tra d y c ji narodo­ w ow yzwoleńczej i ap ro b atę dla zasadniczych cech społecznego status

quo, ustalonego po ro ku 1864. N iew ątpliw ie w idział Bem , że n aw et

51 O b yw a tel polski z doby rom an tyzm u [ P r a w d a , I, 1881] (Studia, s. 99— 100).

52 Biblioteczka domow a. O p i e k u n D o m o w y , IX, 1873, nr 19. 52 Józef Bohdan Zaleski jako autor pieśni religijnych i erotycznych. T y ­ d z i e ń , 1877, nry 2—9.

(22)

K R Y T Y K — P O Z Y T Y W IS T A 69

w złotym w ieku Rzeczypospolitej szlacheckiej kw estia chłopska była „głów ną ran ą społecznego u stro ju , głów ną czynnego ucisku siedzi­ b ą “ — jak pisał w m łodzieńczym stud iu m o W ize ru n ku R eja 54. Ale wobec współczesności zajm ow ał k ry ty k N i w y stanow isko zgoła odm ienne. N a ty m gruncie n ajw y raźniej ulegał w łaściw em u pozy­ tyw isto m złudzeniu, iż o rozw oju społeczeństw a decyduje krzew ienie postępow ych idei, co w p rak ty ce „na dziś“ sprow adzało się do w ątłego p ro g ram u „ośw iecicielstw a“ . C h arak tery sty czn a jest pod ty m w zględem m łodzieńcza recenzja O brazków z T atrów i Pienin, w ydanych w r. 1872 przez bezim ienną au to rk ę (M arię Steczkow ską; pierw sze w ydan ie książki ukazało się w roku 1858). W a rty k u lik u tym B em zdaje sobie w praw dzie spraw ę, że żyw ot chłopów podha­ lańskich nie jest godny pozazdroszczenia, ale jed yn e środki zarad ­ cze w idzi w „w ezw aniach do pracy, do ru c h u “ ; ubolew a tylko, że w pływ „budzicieli“ na lud jest jak dotąd „w ątpliw y i nieoznaczo­ n y “ 55.

W ogóle w s p ó ł c z e s n a „spraw a lu d u “ bardzo rzadko zaj­ m u je uw agę Bem a. W większości w ypadków k ry ty k , nie widząc rzeczyw istych dróg w yjścia, jest p rzy najm niej wobec tej kw estii n e u tra ln y . N atom iast w spraw ie w alk narodow ow yzw oleńczych i ich tra d y c ji literack iej stanow isko pisarza jest, trzeba to w yraźnie stw ierdzić, nie ty lko niechętne, ale i agresyw ne. Cokolwiek pow ie­ działoby się o roli Bem a jako w ykładow cy polskiej lite ra tu ry czy też o jego późniejszych korespondencjach w D z i e n n i k u P o ­ z n a ń s k i m , w szystko to nie zm ieni ani na jotę p rzy k re j p raw dy, że w dw udziestoleciu 1870— 1890 a u to r Ech m e sja n istyc zn y ch w li­

teratu rze po lskiej należy do najbardziej „spasow iczow skich“ p u b li­

cystów polskiego pozytyw izm u. Nie ulega w ątpliw ości, że w ypo­ w iadając hasła ugodowe, czynił to Bem, zwłaszcza w ósm ym dzie­ sięcioleciu, niejako w b rew sobie, z poczuciem ich przym usow ości, ze św iadom ością w ew n ętrzn ej niezgody; potw ierd zają to dość p rze­ konyw ająco liczne obserw acje D zienników . N iem niej jed n a k w ła­ śnie Bem należy, i to przez lat kilkanaście, do najżyw szych w owej epoce (nie m ów im y oczywiście o skrzydle stańczykow skim ) k ry ty k ó w rom antyzm u. Nie przypadkow o jego nazw isko k o jarzy się w ielo­ k ro tn ie ze Spasowiczem : ta k np. Bem pochlebnie recenzow ał słynne w arszaw skie odczyty Spasowicza, tłu m aczył jego D zieje litera tu ry

54 „Wizeru nk“ Mikołaja Reja z Nagłowic jako u tw ór sztuki i zd ro w e j

myśli [ N i w a , III, 1874] (Studia, s. 78).

(23)

70 Z B IG N IE W Z A B IC K I

p olskiej, a co więcej — Ż ycie i polityką m argrabiego W ielopolskie­ go. O W ielopolskim w spom ni zresztą B em m arginesow o w r. 1881,

wywodząc nie bez racji z refo rm przedstyczniow ych tra d y c ję pozy­ tyw izm u 56.

Toteż nie dziw ią nas w k ry ty c e Bem a gw ałtow ne napaści na a r ­ cydzieła naszej lite ra tu ry rom antycznej. P rz y ty m tem acie opuszcza publicystę reszta tro sk i o jak ik olw iek obiektyw izm history czny. Nie bacząc na rozwój m yśli tw órczej M ickiewicza, Odę do m łodości no n ­ szalancko nazyw a „najczystszym i n ajpo tężn iejszy m w y razem “ ... „m esjanizm u narodow ego“ . W tę spraw ę po lata ch ingerow ać m u ­ siał dopiero sam m istrz duchow y, Spasowicz, p ro stu jąc sądy k r y ty ­ ka i zw racając uw agę, że Oda nie jest dziełem ani „m esjanizm u“ , ani „b ajro n izm u “ (te dw a tylko ty p y w yróżniał bow iem Bem w n a ­ szej poezji rom antycznej), ale pow stała z ducha en tu zjazm u schil- lero w sk ieg o 57. W ta k ie distinguo pam flecista nie m iał jedn ak za­ m iaru się w daw ać; jem u szło po pro stu o a k tu a ln ą fu n k cję politycz­ ną O dy, o rolę, jak ą ten u tw ó r odegrał w m obilizow aniu pow stań narodow ych. P isał dosłownie:

Z tym w szystkim pełna czaru poetycznego, w niebowstępna Oda do m ło ­

dości nie należy do utworów, które błogi w p ływ na społeczeństwo w yw ar­

ły: była ona iskrą, puszczoną na m ateriały palne, haszyszem, napojem odurzającym dla w ielu p ok oleń ...58

J a k sk u tk i owej isk ry oceniał Bem w r. 1881, o ty m świadczy choćby ta k i c y ta t z tegoż sam ego a rty k u łu :

Staliśm y się w niej [w dobie „socjalno-politycznego romantyzmu“] błęd­ nym rycerzem, cyganem narodów. Marnotrawcy w łasnego mienia, błą­ dząc po św iecie wyobrażaliśm y sobie, że jesteśm y odkupicielami, [...] a próby krw awe i wstrząśnienia w ielkie, zamiast przytłumiać, rozwijały ten nastrój chorobliwy [...]59.

Słowa te w y dają się w yczerpyw ać problem stosunku Bem a do rom antyzm u; b ył on ta k i jak stosunek Spasowicza, kiedy k ry ty k ten tw ierdził, że ks. Robak w prow adza „dy sh arm on ię“ do Pana Ta­

deusza. A le czy w yczerpują na pewno?

56 O literaturze polskiej z ostatniego szesnastolecia. P r a w d a , I, 1881, nr 30.

57 W. S p a s o w i c z , Studia i szkice literackie Antoniego Gustawa Bema [Kraj, XXIII, 1904]. W wyd.: Pisma. T. 9. Warszawa 1908, s. 243—244.

58 O b yw a tel polski z do b y romantyzm u, s. 105. 59 Tamże, s. 102.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Wymiar korelacyjny może być wyznaczony nie tylko za pomocą współczynnika Hursta, ale i za pomocą nowszej bardziej dokładnej metody zaproponowanej przez Grassbergera i Procaccia

Są to: Ophiostoma ulmi (Bu- isman) Nannf. novo-ulmi powodujące ho- lenderską chorobę wiązu, gdzie wektorami są owady z rodzaju Scolytus oraz Leptographium wageneri — sprawca

Wszakże, jeśli wziąć pod uwagę szeroki zakres poruszanej tema- tyki, dokumetację źródłową i bibliograficzną, to tom jest w gruncie rzeczy mo- nografią tytułowego problemu,

T exte intégral, établi sur les manuscrits autographes e t publié pour la prem ière fois, avec une introduction, des notes et de nombreux documents inédits

http://www.jisc.ac.uk/whatwedo/programmes/reppres/tools/sword.aspx dostęp: [27.10.2014].. Summon), to warto zadbać o to, aby zasób repozytorium był przez nią

Ironicznie wyrażone pragnienie Pietrek, że „być może pokażą się inne tematy niż praca 42 ” okazuje się zatem trudne do spełnienia, gdyż myślenie kategoriami

Wreszcie na dział trzeci, ostatni, złoz˙yły sie˛, jak w poprzednich edycjach serii ukazuj ˛ acej sie˛ od roku 1986, rozprawy, studia i artykuły autorów lubel- skich b ˛

This much is clear: Socrates does have an opinion (to dokoun emoi) on the ti estin of the Good, but he does not communicate it?. The parousa hormē, the ‘present thrust’ (Bloom)