Ewa Owczarz
Z powodu kołka historia o...
bezwzględności historii : próba
ponownego odczytania "Historii
kołka w płocie" Kraszewskiego
Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 73/1/2, 25-45
P a m i ę t n i k L i t e r a c k i L X X I I I , 1982, z. 1 /Î P L I S S N 0031-0514
EWA OWCZARZ
Z POWODU KO ŁKA HISTORIA O... BEZW ZGLĘDNOŚCI HISTO RII PRÓBA PONOWNEGO ODCZYTANIA
„HISTORII KOŁKA W PŁOCIE” KRASZEWSKIEGO
S ytu acja K raszew skiego w historii polskiej lite ra tu ry jest dziwna„ z pozoru ustalona, a w zasadzie paradoksalna. Zaliczony do grona k la syków, obdarzony przydom kiem wielkiego nauczyciela czytania, został spokojnie zapom niany przez ludzi profesjonalnie zajm ujących się histo rią lite ra tu ry i dokonujących w jej obrębie coraz to nowej hierarch iza cji zjaw isk. W ty ch przew artościow aniach nie bierze go się najczęściej pod uw agę — trw a na stałych pozycjach na ty le nijakich, że nie w zbu dza em ocji takie lub inne o nim pisanie. Zyskiw ał już m iano fenom e nu, ale także grafom ana, a naw et genialnego grafom ana; jego powieści staw ały się przedm iotem w ielu obiektyw nych rozpraw , ale zaliczony został także — chyba zbyt pochopnie — do grona pisarzy biederm eie- rowskich. N ikt nie szuka dziś ty tu łu do sław y w fakcie znajom ości jego utw orów , n ik t nie dom aga się stałej obecności tego klasyka w księgar niach ani w kanonie le k tu r szkolnych. K raszew ski jest pisarzem nie m odnym , jakkolw iek — dodajm y zaraz — ciągle czytanym : już to ze w zględu na solidne k w an tu m wiedzy historycznej, której dostarczają jego powieści, już to (przez tzw. przeciętnego odbiorcę) dlatego, że zro zum iała dla w szystkich konw encja Χ ΙΧ -w iecznej powieści realistycznej um ożliw ia lek tu rę nieuciążliw ą i przyjem ną.
Ten. paradoks (pozorny zresztą, bo zwykle czujem y się lepiej z tym lub w ty m , co niem odne, „oswojone” i przysw ojone, choć się owym i skłonnościam i nie chw alim y) nie wyw ołał zainteresow ania socjologów. Do dziś nie wiem y, jakie g ru p y czytelnicze i dlaczego w y k upują dzieła tego pisarza z księgarń i antykw ariatów . W takiej sy tuacji rzeczywiście zaskoczeniem może być w ynik an k iety przeprow adzonej w 1979 r. w śród m łodzieży. Ulana K raszew skiego znalazła się na piąty m m iejscu pom ię dzy książkam i w yw ierający m i najw iększe w rażenie na m łodych czytel nikach (po Quo vadis, Potopie, Zapałce na zakręcie, Nocach i dniach). Te p referen cje w iele mówią (także, choć nie tylko, o „niem iłosiernym
ko nserw atyzm ie w lek tu ro w y ch upodobaniach m łodych” *), ale nam jesz cze bardziej znaczące w ydało się opatrzenie w y krzy knik iem przez Zbig niew a B auera, kom entującego w yn ik tej a n k ie ty 2, w łaśnie powieści K raszew skiego. Odczytać m ożna to tak: Quo vadis, Noce i dnie, Potop — no cóż, nie najśw ieższe to, aleć w artościow e, niech czytają; Siesicka — czytelniczy skandal, ale to m oda, przem inie ja k każda; Ulana? Tego ra cjonalnie w yjaśn ić się nie da, bo ani to ak tualne, ani uznane, ani m od ne! N iełatw o być pisarzem , którego zasługi dla rozw oju k rajow ej po w ieści są chętn ie uznaw ane, ale którego żadnej powieści nie w y kreo w ano w stosow nej chw ili n a arcydzieło.
Nil desperandum, K raszew ski jeszcze będzie m odny. Nie w przysz
ły m sezonie, m oże n aw et nie za 5 czy 10 lat, ale też na pewno nie za 100. I nie na kon serw aty zm literack ich gustów i czytelniczą inercję li czym y w ygłaszając tak ie proroctw o, n aw et nie na to, że utalen to w an y reży ser zrobi np. z Ulany stud iu m nam iętności na m iarę B unuela (choć p rzy okazji w yznać m usim y, że dziwi nas niepom iernie b rak z a in tere sow ania dla film ow ych w alorów powieści K raszew skiego — 26 rozdzia łów pierw szej tylko serii Latarni czarnoksięskiej to gotow e scenariusze dla złożonego z ty lu ż odcinków serialu telew izyjnego, z dokładnym i w skazów kam i dla scenografa i kostium ologów , zaw artym i w drobiazgo w ych opisach p rezen tacy jn ych ). P isarz doczeka się „sw ojego” reżysera i „sw ojego” czytelnika. D obrze byłoby — stw ierdźm y p rzy całym sza cunku, jaki żyw im y dla potęgi i w pływ ów X M uzy — aby n a jp ie rw był to „szanow ny i pełen dom yślności czy telnik”, a n astępnie dopiero „czu ją c y ” klasykę reżyser.
Z czego w y nika te n nasz optym izm , to pozytyw ne wieszczenie „pocz ciw em u” K raszew skiem u, k tó ry pojęcia nie m iał o m onologach w e w nętrznych , stru m ie n iu świadom ości i n aw et m ow y pozornie zależnej nie stosow ał? Otóż sądzim y, że większość u tw orów tego pisarza m a do za ofiarow ania coś w ięcej niż „konsum pcyjne u k o n ten to w a n ie ” 3 będące za sadniczym pow odem obecnego poszukiw ania ich w bibliotekach. „O dkry cie” (a raczej „ o d k ry w an ie”) K raszew skiego jako człow ieka o iście re nesansow ych zainteresow aniach, n iek łam any podziw, jak i w yw ołuje w szechstronność i zarazem gruntow ność jego „ z a tru d n ie ń ”, daje szanse stw orzenia now ej p e rsp e k ty w y w podejściu do jego utw orów literackich. W arto bow iem zacząć czytać K raszew skiego inaczej, w b rew założeniu, może nieśw iadom em u, k tó re to w arzyszy jed n ak lek tu rze klasyków : że nic już nie m a w nich do odkrycia, że rozpoznana została cała sem
an-1 Z. B a u e r , W świecie fikcji, czyli le k tu r y młodych. „Życie Literackie” an-1977, nr 45.
2 Ibidem.
8 Jest to określenie H a n d k e g o (Kategoria horyzontu oczekiwań odbiorcy
a wartościowanie dzieł literackich. W zbiorze: P roblem y odbioru i odbiorcy. S tu dia. W rocław 1977, s. 101).
O „ H I S T O R I I K O Ł K A W P Ł O C I E " K R A S Z E W S K I E G O 27 tyczna złożoność utw orów . Ale także bez zdawkowego szacunku, który paraliżu je wszelkie poczynania in terp retacy jn e, szczególnie gdy nie zgadzają się .z dotychczas obow iązującym i odczytaniam i. Skazujem y się bowiem w ten sposób na poruszanie się po terenie m uzeum litera tu ry , gdzie eksponaty opatrzone etykietkam i: „Kochanowski — ojciec poezji polskiej”, „K raszew ski — w ielki nauczyciel czytania”, „Sienkiewicz — pokrzepiciel serc” itp., m ają swoje zakurzone m iejsce i tylko niektórym przychodzi do głowy m yśl ich odpowiedniego przegrupow ania, w raz ze zm ianą podpisu pod eksponatem . A jest to tru d opłacalny n aw et w tedy, gdy nie pow stanie now a jakość na m iarę Polaków portretu własnego.
Oprócz m yśli, k tó re czas i popularność nieubłaganie pozbawiły zna m ion oryginalności, odnaleźć m ożna w utw orach Kraszew skiego pasjo nujące ślady zm agania się z konw encją literacką, zobaczyć, jak „now e” k ry je się za stary m i form am i i z tru d em znajduje w łasne środki eks presji, m ożna prześledzić grę au to ra z czytelnikam i, rozszyfrow ać jego zam iary, ale i docenić nie pozbawioną znam ion tragicznej sam oświado mości rezygnację z now atorstw a na rzecz d y dak tyk i społecznej, można rozsm akow ać się w jego staroświecczyźnie i stylu, ocenić m ądre i m i mo w szystko w yrozum iałe spojrzenie na św iat, choć nie zawsze zgodzić się z jego oceną.
Kraszewski młody i namiętny, europejski i nowatorski, śmiało przeciw stawiający się utartym konwencjom literackim i urągający moralnym kon wencjom obyczajowym. Kraszewski erudyta i Kraszewski awanturnik, szuka jący tem atów do swoich utworów zarówno po starych księgach, jak i po ciem nych zaułkach. Kraszewski entuzjasta Hogartha, Cagliostra i E. Th. A. Hoff manna, których fantazją i przygodami życiowym i usiłow ał jak gdyby roz szerzyć i zwielokrotnić własną osobowość 4.
Taki K raszew ski czeka ciągle na odkrycie. N iem al zupełny b rak w program ach szkolnych zainteresow ania ty m p isa rz e m 5 przy dzisiej szych sposobach „p rz e rab ia n ia ” klasyków (jest to zaiste nad w yraz tra fn e określenie, szczególnie w kontekście frazeologii potocznej: prze rabiać na w łasne kopyto) może tylko sprzyjać now em u spojrzeniu na tę z daw na zaszufladkow aną twórczość.
Nowe sytu acje odbiorcze, inna świadomość estetyczna, potrzeby, oczekiw ania, ale i możliwości percepcyjne czytelnika zdolnego do
od-4 W. G o m u l i c k i , Iskry z popiołów. Warszawa 1959, s. 22od-4. Cyt. za: W. D a n e k , Józef Ignacy Kraszewski. Warszawa 1973, s. 32.
5 W szkole podstawowej Stara baśń to jedyna jego pozycja, zepchnięta zresz tą do roli lektury uzupełniającej; w średniej — literatura krajowa po r. 1830 omówiona została w jednym, niezbyt długim rozdziale, w związku z czym nie m o gą już nawet dziwić upraszczające wykładnie w rodzaju: „Historia kołka w płocie jest artystycznym protestem przeciwko marnowaniu się talentów na w si pańsz czyźnianej”. Zob. S. J e r s c h i n a , Z. L i b e r a , E. S a w r y m o w i c z , Litera
tura polska okresu romantyzmu. Podręcznik dla kla sy II liceum ogólnokształcące go oraz techników i liceów zawodowych. Warszawa 1968, s. 248.
b io ru z h istorycznej p ersp ek ty w y , pozw alającej ocenić, co wniósł do rozw oju polskiej pow ieści K raszew ski w porów naniu ze sw ym i poprzed nikam i, d ają szanse now ych, tw órczych odczytań. „Nie tylko z atracają się w artości dezaktualizow ane i banalizow ane, lecz p rz y ra sta ją no w e ” 6 — p o w tarzam y za R yszardem H andkem , którego optym istyczne nadzieje, że „u tw ó r m ożna na arcydzieło w ykreow ać niezależnie od w y siłków tw ó rcy zm ierzającego do tego celu, czy raczej w ysiłek ten uzu p e łn ia ją c ” 7, trzeb a by zrów now ażyć w ątpliw ościam i, k tó re w sto su n k u do dzieł klasycznych zgłasza Dâm aso Alonso:
Ocena dzieła klasycznego jest sumą nieskończonej ilości ocen częściowych. Próba przełamania tego system u jest bezowocna i w yw ołuje od razu sankcje. Ludzkość nie wyrzeka się oceny w ieków tylko dlatego, że czyjaś żółć wzbu rzy się w danym momencie. Praw ie niem ożliwa jest dewaluacja, nagłe za przeczenie tego, co zostało osiągnięte. Na przestrzeni całych w ieków w ytw o rzyła się intuicja impresywna, będąca w łaśnie sumą tysięcy impresji indy widualnych. Ta-im presja zbiorowa już uzyskała intuicję ważną dla całej ludz kości. Żadna jednostka jej wymazać nie p o tr a fi8.
Nie w y d aje nam się, m imo w szystko, aby z góry, skazana na niepo w odzenie była każda pró b a stopniow ej zm iany opinii o poszczegól ny ch — często niezasłużenie zapom nianych — u tw orach K raszew skie go, jak i całej jego tw órczości, k tó rą w inniśm y oceniać nie w edług m ielizn, ale w edług szczytow ych osiągnięć. Zawsze tru d n ie jsz a jest pró ba dew aluacji, m y zaś p ro p o n u jem y nie gw ałtow ne zaprzeczenie, ale raczej — ja k już w spom nieliśm y — dobudow yw anie now ych w artości przez w skazanie n a te obszary utw oru, k tó re w ym y kały się dotychcza sow ym in te rp re ta c jo m .
M ożliwości in te rp re ta c y jn e w odniesieniu do utw orów K raszew skiego nie w yczerpały się jeszcze, czego p rzy k ład em najlepszym Historia kołka
w płocie. K olejne w ydania, opatrzone w stępam i w y b itn y ch historyków
lite ra tu ry , zw racały uw agę na jeden tylko — społeczno-polityczny i p u blicystyczny a sp ek t powieści, gd y tym czasem istota sukcesu a rty sty c z nego tkw i w szczególnej i dotąd nie w yjaśn ion ej organizacji dzieła. N a w e t w n ajnow szym opracow aniu dotyczącym powieści krajow ej H isto
ria kołka „w ym yka się” M arii Ż m igrodzkiej, nie mieszcząc się w jej
efektow nej koncepcji b ied erm eiery zm u 9. Na nowe odczytanie czeka nie ty lk o Historia kołka w płocie, w k tó rej fab u la rn e pow iązanie w ątku dziejów kołka z losam i S ach ara i obrazem dw oru stanow i praw dziw y
c ru x in te r p r e tu m , ale także Ulana, Jerm oła, przedziw nie kunsztow ne
• H a n d k e , op. cit., s. 103. 7 Ibidem.
8 D. A l o n s o , Esej o metodach i granicach stylistyki. Przełożyła S. C i e - s i e 1 s к a-B о г к o w s к a. W antologii: Współczesna teoria badań literackich za
granicą. Opracował H. M a r k i e w i c z . Т. 1. Kraków 1976, s. 92—93.
®M. Ż m i g r o d z k a , Proza fabularna w kraju. W zbiorze: Literatura kra
O „ H I S T O R I I K O Ł K A W P Ł O C I E ” K R A S Z E W S K IE G O 29 w n aw arstw ian iu się kolejnych płaszczyzn n a rra c ji M etam orfozy i pełne w dzięku opow iadanie J a k się pan Paweł żenił i ja k się ożenił — w y m ieniam y tylk o kilk a z ty ch utw orów , k tóre zasługiw ałyby na świeże spojrzenie. Z dajem y sobie spraw ę, że niew ątpliw ie łatw iej jest w y k re ować n a bestseller choćby jednego sezonu pozycję nową i nikom u nie znaną, niż pizyw rócić blask powieściom daw nym , które, bezpow rotnie być może, zaprzepaściły swoją szansę, swoją chwilę świetności. Pisał K raszew ski:
Ludzie tak są zajęci sobą, tak egoiści, w e wszystkim i wszędzie, że ledwie bliższym i się zajmując, przy ciągłej zmianie wyobrażeń, smaków, form, mogąż dać nieśm iertelną pamięć tym, których dzieła wprędce się stają niezrozumiałe lub niesmaczne. Na grobach ojców dzieci budują sobie świątynie i laury sa dzą dla siebie. Rzadko kto zajrzy do grobu. Każdy w iek sobie stosownych, swoich ma pisarzy, poetów, bohaterów, a poprzednicy dobrze jeszcze, jeśli łas kawą ręką z m ogiły do porównania wyciągnięci, padną w nią nazad, zmniej szeni tylko o połowę porównaniem. Smak wieku zmienia się j a k o s z a t a 10. To, co José O rtega y G asset określa jako proces anulow ania dzieł przez doskonalszych następców , a Stanisław D ąbrow ski jako „bezuży- tecznienie w procesie bycia użytecznym ”, stało się udziałem K raszew skiego, i to nie bez tragicznej samoświadomości z jego strony:
Dumą jest, powiecie mi, wierzyć w posłannictwo swoje. O nie! pokorą, panowie! Jakkolwiek maluczkie ono, zatarte, drobne, pozbawia przecie woli i samoistności, jak skoro jest posłannictwem nieodwołanym; m yśmy z nim wyrobnicy na niw ie wielkiego pana, zmuszeni pańszczyznę odrobić! [...] Niezna ni pracownicy, przyniósłszy siłę naszą w ofierze, pójdziemy spocząć, nie w ie dząc sami, cośmy zrobili u .
A w liście do K azim ierza Kaszewskiego w yznaw ał nie bez rezy gnacji:
W całej mojej krzątaninie, obok kwestii sztuki, która była mi może naj- pierwsza, stała zawsze, niestety, kwestia celu i potrzeb czasu. Dlatego w iele z tych rzeczy zestarzeje się, ale jakkolwiek liche, są to historyczne k a rtk i12. Tragiczna samoświadomość pisarza, k tó ry tem p eram entem p red ys ponow any został do poszukiw ań i now atorstw a, czy tylko próba w ybro nienia się przed n ieuchronnym osądem historii, co w końcu byłoby ta k że św iadectw em niezłej świadomości? Teoretyczne w ystąpienia K raszew skiego i cała jego twórczość dowodzą, że jest to świadom e w yb ranie słu żebności za cenę przem inięcia w raz z czasem, którem u się służyło. I w a r to przy ty m pam iętać, że „m iarą spożytkow ania i rzeczyw istej p rzy d at 10 J. I. K r a s z e w s k i , Studia literackie. W: Wybór pism. Oddział 10: Stu
dia i szkice literackie. Poprzedzone wstępem krytycznym P. C h m i e l o w s k i e
go. ’Warszawa 1895, s. 201.
11 J. I. K r a s z e w s k i , O powołaniu literackim. W: G awędy o literaturze
i sztuce. Lw ów 1857, s. 4—5.
ności (m inionej) jest stopień rzeczyw istego ubezużytecznienia” 1S, a kon sekw en cją — dodajem y — p ro tek cjo n aln e podejście potom nych do dzieł, na k tó ry ch w yrośli. O rtega y G asset proces odchodzenia dzieł w nie pam ięć u jął obrazow o jako zjaw isko śm ierci na polu w alki. W fakcie o krucień stw a arcydzieła „unicestw iającego legiony dzieł, k tó re dotąd cieszyły się u zn an iem ”, d o p atrzy ł się jed n ak swoistego optym izm u (po brzm iew a on rów nież w przyw o ły w an y ch wyżej rozw ażaniach S. Dą browskiego):
To świadczy, że pisarze stopniowo wychow ują publiczność, że kształtują w niej zdolność postrzegania, że w ysubtelniają jej g u s t14.
Doznaje też K raszew ski n iew ątp liw ej pociechy, gdy może wyznać: „Uczucie sztu ki (se n tim e n t de 1’arte) pow olnie się tera z u nas, ale n ie w ątpliw ie w y ra b ia ” 1S. R zadkie to jed n ak chw ile satysfakcji ze spełnie n ia m isji. O w iele częstsze są tak ie w yznania:
Była chwila, gdyśmy w szyscy cieszyli się i w ierzyli w życie literatury naszej i wzrost jej przyszły; dziś patrząc na to, co nas otacza, ledwie nie zwątpić potrzeba. Nie tyle to wina piszących, ile obojętności czytelników, tak w Królestwie, jak w prowincjach naszych. Stara to, powiecie, piosenka — tak, być może; ale i grzech to stary, z którego się poprawić nie możemy. Do tąd nie potrafiliśm y w sobie wyrobić prawdziwego życia umysłowego, żywota ducha, i literatura skazaną jest, dla obudzenia odrętwiałych podniebień wa szych, albo się zaprawiać najpaskudniejszym i kondymentami, albo zaostrzać szkodliwą trucizną. Książki, które mają istotną wartość literacką, naukową, artystyczną, historyczną, jeśli nie drażnią przeciwieństw em opinii lub nie po chlebiają jej niewolniczo, nie budzą najm niejszego zajęcia, przechodzą nie- postrzeżone. Jest to znak, w edług mnie, najsm utniejszego stanu umysłowego naszej sp ołeczn ości1#.
Śledząc początki drogi tw órczej K raszew skiego, jego zm agania z m a te rią powieściową, niedoskonałości w k o nstru ow an iu in try g i powieścio wej, z czego robiono m u za rz u ty i przed czym nie bronił się zbytnio („m y wszyscy, pow ieściopisarze rodzim i, w sztuce, a zwłaszcza w za w iązaniu i prow adzeniu in try g i nie ce lu jem y ” n), odnosim y nieprzeparte w rażenie, że to — niejed n o k ro tn ie — „k lecenie” fab u ły jest w yraźnym ustępstw em n a rzecz „obudzenia odrętw iały ch podniebień”. R ecenzując
M arcina P od rzu tka zarzuca Eugène Suem u, że tylko lekcew ażenie czy
telników m ogło stać się przyczyną, dla k tó rej pozbawił ich „tej złud nej m achiny, k tó ra w inn y ch jego dziełach ta k zręcznie obm yśloną by w a ”. K raszew ski czytelnika nie lekcew ażył nigdy, nigdy też, po niefo r 13 S. D ą b r o w s k i , Sens ubezużytecznienia. (Rozważanie). „Teksty” 1976,
nr 6, s. 175.
14 J. O r t e g a y G a s s e t , Uwagi o powieści. Tłumaczył M. Ż u r o w s k i . „Przegląd Hum anistyczny” 1958, nr 2, s. 80.
15 J. I. K r a s z e w s k i , G awędki o sztuce. W: Wybór pism, oddział 10, s. 153. 16 J. I. K r a s z e w s k i , Listy literackie. W: jw., s. 530.
O „ H I S T O R I I K O Ł K A W P Ł O C I E ” K R A S Z E W S K I E G O 3L tu n n y ch dośw iadczeniach z początku drogi tw órczej, nie zapominał, iż „ogół czytelników nie może się obejść bez in try g i w rom ansie” 18. Będzie się więc zajm ow ał „m aterialn ą m achiną” książki, mimo w ew nętrznego przekonania, że oprócz pobudzenia zainteresow ań czytelniczych nic przez to nie osiąga, „bo cóż dowodzi zm yślenie?” Prześledźm y cierpliw ie i u- w ażnie jeszcze jedną refleksję Kraszewskiego:
Dobre są bardzo powieści dla dzieci, które mogą w prostocie ducha w ie rzyć, że tak było w istocie, jak im piszą, którym nie potrzeba dowodów, że tak było. Lecz chcieć prostą fikcją jako dowód prawd moralnych, jako po wagę, jako rezultat filozoficznego systematu pokładać, fikcją nakręconą do założenia a priori, pytam, co ona dowiedzie? Tylko sposobu widzenia autora. Kiedy jeden pokazuje w romansie na przykład złe skutki występku (jak się to najtryw ialniej dzieje), drugi przy większym talencie, z równym prawdopo dobieństwem, mógłby dowodzić przykładami na wywrót. I to się trafiało. Ale oba dowody równą mają ważność — żadną. Zmyślenie będzie zawsze tylko zmyśleniem, na dowód prawd moralnych, filozoficznych, potrzeba czegoś więcej niż w ysileń im agin acji19.
Długi to wywód, ale jeszcze niew ystarczający dla zrozum ienia in ten c ji pisarza. W ty m sam ym arty k u le w yjaśnia K raszew ski i precyzuje: Inszych trzeba, mocniejszych środków poprawy, inaczej przy prawnej mo ralności praktycznej — silnego rozumowania, ścisłej logiki. Romans filozo- ficzno-utylitarny inaczej nie jest podobny, chyba w ścisłym ożenieniu z hi storią. Kiedy mi kto pokaże: oto są skutki takiej namiętności, takiego po stępku, takich wyobrażeń, takiego błędu, a przykład, jaki mi w ystawia, ist niał rzeczywiście, wówczas będzie to dowód, dowód, spodziewam się, silniej szy od powieści Marmontela i p. Sue n a w e t20.
A u to ry tetem może więc być jedynie historia. Je st to konsekw encja w idzenia historii jako nie tego, co w ydarza się jednokrotnie, lecz tego, co się pow tarza, a więc w idzenie jej w perspektyw ie, k tó rą Cycero określił form ułą „historia m agistra vita e”. Ta w łaśnie perspek tyw a da je szanse akcentow ania związków historii i filozofii m oralnej oraz tra k tow ania te j pierw szej jako ex em p lu m będącego pozytyw ną lub — jak chce w przyw oływ anym wyżej fragm encie K raszew ski — negatyw ną ilu stra c ją u m oralniających wywodów. K arlheinz S tierle rozw ażając „his torię jako e x e m p lu m ” pisze m. in.:
wedle Arystotelesa exemplu m ma charakter rzeczywiście antycypacyjny: moż na rozpoznać własną, jeszcze nie rozstrzygniętą sytuację w św ietle wcześniej szych doświadczeń i podjąć w ten sposób uzasadnioną decyzję, która jest czymś więcej niż tylko następnikiem retorycznego fałszywego w n io sk u 21. 18 Ibidem.
19 K r a s z e w s k i , Studia literackie, s. 250. Pierwodruk: Przeszłość i p r z y
szłość romansu. „Tygodnik Petersburski” 1838, nry 29—30.
20 Ibidem, s. 254.
21 K. S t i e r l e , Historia jako exemplum — exemplum jako historia. O prag
matyce i poetyce te k stó w narracyjnych. Przełożyła M. L u k a s i e w i c z . „Pamięt
Tak zdaje się rozum ow ać K raszew ski, gdy w ątpi w siłę dowodową fik cji i dom aga się arg u m en tó w w postaci rzeczyw istego zdarzenia z przeszłości. W chw ili jednak, gdy pow staw ała opowieść o kołku w pło cie, nik t już nie w ierzy ł w ta k ą siłę oddziaływ ania historii, n ajm niej sam K raszew ski, którego koncepcja powieści historycznej w yrosła ze znacznie głębszego ujm o w an ia dziejów i mocno nie p rzy staw ała do apoteozującego przeszłość szlachecką, podszytego trady cjon alizm em n u r tu gawędowego. To, co historyczne, traciło nie ty le moc arg u m en tu w ogóle, ile p rzestaw ało być arg u m en tem w ygodnym . Nie łączyło się ze współczesnością na zasadzie p rostej analogii, ujaw niało am biw alentn ą możliwość w spom agania różnych racji, co najp ełn iej pokazała dyskusja w okół sp raw y w łościańskiej, gdy k o n serw aty w n y odłam „obyw atelstw a” w łaśnie w h isto rii znalazł a rg u m e n ty sankcjonujące społeczne status
quo. Józef K orzeniow ski stw ierd zał w tedy:
obecne życie nasze jest tak wyłącznym , tak ruchliwym , iż owa magistra vitae przestała być, nie wiadomo na jak długo, naszą nauczycielką, że trudno w niej wynaleźć wskazówki, które by m ierzyły nasze gorączkowe pulsacje, trudno odkryć położenia i obrazy, które by nas tak mocno zajm owały, jak nas zajm uje i pochłania to, co się dziś w nas i wokoło nas dzieje 22.
Rzeczyw iście tru d n o było odnaleźć w przeszłości „położenia i o bra z y ”, a do tego ukazać tak i zw iązek sy tu acji i jej rozw iązania, k tó ry ja ko zw iązek p o w tarzający się n a b ra łb y znaczenia ogólnego, przez co m ógłby pozytyw nie oddziaływ ać na bieg sp raw „tej ciekaw ej chw ili w alki, w k tó re j raz ‘— jak w spom ina K raszew ski w przedm ow ie do
Je rm o ły — w czasie w yborów szlacheckich trzeb a było w e trzech s ta
wać przeciw ko trz y s tu ”. Pozostaw ało już chyba tylko sięgnąć do „ p ra stary ch w ieków ” i „błogosław ionych b arb arzyń skich czasów” , bo w szy stko, co późniejsze, u ży te i zużyte zostało jako racje sankcjonujące ist n iejący sta n rzeczy. G dy żarliw e arg u m en ty w rodzaju:
Są ludzie, niestety, którzy utrzymują, że wieśniaka Pan Bóg stworzył z innymi prawami i przeznaczeniem, z inną prawie naturą i do różnych lo sów; nam się zdawało i zdaje zawsze, iż od przyjścia Chrystusowego na zie mię w szyscyśm y równouprawnieni do światła, do dobrobytu, do cnoty i szczęścia — o ile go na ziemi się m ieści 2S.
— nie znajdow ały oddźw ięku, a tem p e ra m en t pisarski nie pozw alał pa trzeć obojętnie na „gorączkow e pulsacje w ie k u ”, sięgnął pisarz po no w ą broń — ironię, p raw ie zawsze tkw iącą w jego utw orach, ale nigdy w tak im natężeniu, i po bardzo przem yślną form ę, dzięki k tó re j u n a ocznić się dało to, co niepodobieństw em było wysłowić w prost. Czy
szu-22 Cyt. za: J. B a c h ó r z , Realizm bez „chmurnej j a z d y ”. Studia o pow ieś
ciach Józefa Korzeniowskiego. Warszawa 1979, s. 36.
23 J. I. K r a s z e w s k i , wstęp do: Jermoła. W: Powieści ludowe. T. 2. War szawa 1955, s. 345.
O „ H I S T O R I I K O Ł K A W P Ł O C I E ” K R A S Z E W S K I E G O 33 kał rad y u A rystotelesa? Któż to wie. W ielki uczony starożytności tak podpow iadał w swojej R eto ryce:
Bajki nadają się do stosowania przed audytorium ludowym; mają tę do godność, iż stosunkowo łatwo można je w ymyślić, podczas gdy niekiedy trud no znaleźć paralele między wydarzeniami współczesnymi i dawnymi. Należy je obmyślać tak, jak wyszukuje się objaśniające porównania: wymagają zdol ności wynajdywania analogii, zdolności rozwijanej przez ćwiczenia umysło w e 24.
Na pozór tylko odbiegliśm y w ten sposób od zasadniczego toku n a szych rozważań. B ronim y się teraz słowami Kraszewskiego:
Na pozór to wszystko najmniejszego nie ma związku z losem naszego dąbczaka — nieprawdaż, najm ilsi czytelnicy? Otóż m ylicie się najokrutniej i żal mi was, że tak mało znacie świat i dzieje. Wszystko się z sobą łączy, plecie, krzyżuje [...]. [83]25
Otóż właśnie. C hcem y w tym momencfe, w ykorzystując a u to ry te t A ry stotelesa, zaproponow ać potraktow anie dziejów kołka dębowego jako swoistego exem p lum , w k tó ry m nie historia (ze względów wyżej w ska zanych) została w ykorzystana, ale „rodzaj przypow ieści na tem a t u ni w ersalnych sy tu acji m oralno-psychologicznych, charakterów i postaw ” 2e, czyli bajka. K raszew ski w Prolegomenach uspraw iedliw iając zam iar opo w iedzenia dziejów ta k skrom nej istoty m otyw uje żartobliw ie, ale zna m iennie, że w nich „zapraw dę w iele jest ku nauce i zbudow aniu, a w ie le ku rozryw ce nawfet ludzi” (23). P rzyznajem y, że ułatw iliśm y sobie zadanie przez przyjęcie w ygodnej, bo bardzo szerokiej definicji bajki i że posługujem y się term inem w znaczeniu trochę bardziej potocznym niż ściśle słow nikow ym , a więc przede w szystkim jako zm yślenie, opo wieść fantastyczna, fikcyjność, cudowność.
Co najm niej dwie cechy k o n sty tu ty w n e bajki w jej ścisłym znacze n iu jesteśm y jed nak w stanie wskazać. N ajbardziej w ydaje się ta „hi s to ria ” spokrew niona z b ajk ą zwierzęcą, w której, jak wiadomo, za m a skam i zw ierząt k ry ją się określone typy ludzi, relacje m iędzy zw ierzę tam i m ają swój odpow iednik w świecie stosunków ludzkich, a nazw a zw ierzęcia ko jarzy się z określonym i cecham i m oralno-psychiczny- m i i w yw ołuje jednoznaczne, uświęcone trad y cją, skojarzenia: lis ozna cza przebiegłość, m rów ka — pracowitość, lew to siła, a b aran — głupo ta, itp. Dąb, którego potom kiem jest ty tu ło w y kołek, m niej może w tr a d y cji literack iej, a bardziej w k u ltu ra ln e j, religijnej, ludowej funkcjo n u je jako odpow iednik siły, nieugiętości, wielowiekowego trw an ia.
Wo-24 C, Ł. za: S t i e r l e, op. cit., s. 344.
25 W ten sposób odsyłamy do poszczególnych stronic wyd.: J. I. K r a s z e w s k i , Historia kolka w płocie według wiarygodnych źródeł zebrana i opisana. War szawa 1965.
26 J. S ł a w i ń s k i , Bajka. W: M. G ł o w i ń s k i , T. K o s t k i e w i c z o w a , A. O k o p i e ń - S ł a w i ń s k a , J. S ł a w i ń s k i , Słownik terminów literackich. Wrocław 1976, s. 42.
bec tego zm iana dębu w kołek poza znaczeniem dosłow nym zaw iera — w ram ach określonego kom pleksu treści — także sensy konotow ane, co pozw alałoby m ówić o alegorii, g dyby nie fak t, że odczytanie ow ych zna czeń nie w ym aga w ty m w y p ad k u szczególnej eru dycji, znajom ości skonw encjonalizow anych sposobów ich sygnalizow ania, a tylko dobrej w oli czytelnika chcącego uczestniczyć w docieraniu do sensów u k ry tych . Znaczenia te są n a ty le zindyw idualizow ane i tru d n e do jed no znacznego uchw ycenia, że m ożna mówić raczej o sym bolu niż o alegorii. P rzyzw yczajono się, co praw d a, w idzieć w dębie i jego trag iczn ych dzie jac h analogię do losów S achara, ale w ystarczy wskazać na liczne aluzje do sy tu a c ji panów n a D ębinie, k tó ry c h pradziad jeszcze chw alił się udziałem w k o n fed e ra cji b arsk iej, a synow ie (jak kołki w płocie) już ty lk o cicho w kącie siedzieli — w ystarczy, aby się oprzeć chęci pójścia w yłącznie jedny m , choć przyznać trzeba, kuszącym , bo przez sam ego n a rra to ra w skazanym tropem . Rodzina Rogalów K ijew skich — rzecz znam ienna i nie bez analogii do losów k ija dębowego — „dochodziła p ro to p la sty swego w ow ym sław n y m K iju, założycielu K ijo w a” (61). Sym bolicznej w ym ow y n a b ie ra ją losy sosenki, k tó ra w iędnie przen ie siona n a obcy g ru n t, osiczyny uosobiającej chw iejność ch arak teru , brzo zy niezrów now ażonej i p lo tk arsk iej, a także skłóconego m otłochu leśne go, którego losy zaw isły od ty ch , co w górze. N iejednoznaczną wym ow ę m a rów nież opow iadanie stareg o kołka, kunsztow nie w kom ponow ane w całość pow ieści chyba nie tylk o po to, aby ukazać m łodem u i ciąg le jeszcze u fn em u w e w łasną potęgę dąbczakow i, co go nieuchronnie czeka i jak tragiczne jest trw a n ie bez nadziei na zm ianę sytuacji.
A jak je st z m orałem , d ru g ą cechą k o n sty tu ty w n ą, ową bezpośred nią w y k ład n ią sensu dydaktycznego. Nie w y stępu je on w zakończeniu ani n aw et w p a rtiac h początkow ych, ale w postaci sentencji, przysło w ia lub p o rzekadła w przebiegu całego u tw oru , bardzo często za sp ra w ą ironii tra c ąc jednoznaczną wym ow ę. Np. sform ułow ana w eleganckiej sen ten cji n astęp u jąca p raw d a życiowa:
Pom ału wychodzi z ziemi, co ma trwać długo, rośnie nieznacznie, krzepi się z wolna; ludzkie tylko sprawy prędko się jawią, by zniknąć prędzej je szcze.
— zy skuje zaraz m niej ju ż elegancki k om entarz:
Ogólne to prawo stosuje się do w szystkiego widomego pod słońcem, a. mą drość narodów sform ułowała je po swojem u, mówiąc, że co nagle, to po diable. [56]
Nie ta k nonszalancko zw ykło się w ykładać sens m oraln y w bajce. Z b y t ju ż sw obodnie posługiw aliśm y się więc ty m term in em , dlatego też w toku dalszych rozw ażań p ro p o n u jem y przyjęcie w ygodniejszego, jak n am się zdaje, określenia: przypow ieść, ja k bow iem dowodzi M ichał G łow iński,
O „ H I S T O R I I K O Ł K A W P Ł O C I E ” K R A S Z E W S K I E G O 35 Najbardziej z nich podstawowy to właśnie stosunek narracji do otoczenia dys kursy wnego 27.
Tym sam ym tylko częściowo godzimy się ze Stanisław em Burkotem , k tó ry rzecz u jm u je następująco:
Włączenie w strukturę powieściową zasady paralelnego traktowania losów człowieka i zjawisk przyrody powoduje, że utwór przemienia się w rodzaj przypow iastki28.
Nie cały — naszym zdaniem — utw ór uznać m ożna za przypowieść. Je st nią tylko h isto ria kołka dębowego ukazana na szerokim tle „sto sunków leśn ych ”, opow iedziana nie dla niej sam ej, lecz ze względu na to, co oznacza, i służąca do in te rp re ta c ji rzeczyw istych stosunków spo łecznych; przy czym przypow ieść włączona jest w dyskurs w tak i spo sób, że m ożna mówić o kom pozycji p a ra ta k ty c z n e j29.
Co zyskujem y przez potraktow anie losów kołka jako przypow ieści? Otóż m ożem y odczytać te losy nie tylko jako prostą paralelę do dzie jów uzdolnionego arty sty czn ie wiejskiego chłopaka, na czym zw ykle po przestają kom entatorzy. Także M aria Żm igrodzka w najnow szym , p rzy w oływ anym już tu ta j, opracow aniu dotyczącym krajow ej prozy fab u larn e j w yeksponow ała tę w łaśnie paralelę d o p atrując się, zresztą słusz nie, w tak im zestaw ieniu (chłopa i kołka) sym bolu „degradacji w artości ludzkich w system ie społecznym ” i podkreślając, iż owa p aralela służy celom polem icznym . W yjaśnia to, dlaczego te analogie zostały mocno w yakcentow ane w powieści i w ielokrotnie w skazyw ane zw rotam i w ro dzaju: „Z drugim kołkiem naszym (bo ta k m im ow olnie chce się nazy wać S achara)” (122), gdy pozostałe są p o trakto w ane raczej aluzyjnie. K raszew ski zw ykle czuwa n ad eksplikacją sensów zasadniczych dla zro zum ienia w ym ow y utw oru. Nie zm ienia to w niczym naszego przekona nia, że tak ie ujęcie jest jed n ak niedopuszczalnym uproszczeniem. Jeśli rozw ażania o życiu dębu w społeczności leśnej, z któ rej w y rw an y zo s ta ł ta k tragicznie, p o tra k tu je m y jako przypow ieść, okaże się, że jest to w ygodna i nie dotykająca nikogo w prost form a m ów ienia o spraw ach i problem ach współczesnych pisarzowi. W łaściwy cel powieści nie staje się w te n sposób przedm iotem opowiadania, choć w przypow ieści jak w soczewce skupia się m oralno-społeczna p roblem atyka epoki. O so czewce sk upiającej napisała Żm igrodzka w związku z K onradem W allen
rodem. N am się w ydaje, że ta k jak M ickiewicz w ykorzystał historię,
ta k K raszew ski — fan tasty czne i żartobliw ie potraktow ane dzieje koł ka. Dębowego, co w arto w yakcentow ać, bo w ten sposób krąg skojarzeń 27 M. G ł o w i ń s k i , Norwida wiersze-przypow ieści. W zbiorze: Cyprian Nor
wid w 150-lecie urodzin. Warszawa 1973, s. 76.
28 S. B u r k o t , Powieści współczesne (1863—1887) Józefa Ignacego K r a sze w
skiego. Kraków 1967, s. 49.
znacznie się poszerza, zresztą nie bez czujności ze stro n y n a rra to ra , k tó ry ta k ą np. w ygłosi uwagę:
Na nieszczęście nie zawsze ten dąb, z którego bale i wańczosy przypro wadzono do Gdańska, zrodzi równego sobie syna, i trafia się, że z dębową naturą dziecię potężnego mocarza lasów zostanie mizernym kołkiem! Zawsze jednak dębowym. [26]
To już na pew no nie analogia z losem chłopa.
Toteż książkę tę czytać m usim y pilnie i uważnie [...]. Jest to powieść pisana także i m iędzy w iersza m i80.
W w y k o rzy sty w an iu opow iadania fantastycznego dla alegorycznego i sym bolicznego w yłożenia sp raw tru d n y c h , ważnych, lecz zbanalizo- w an y ch jako te m a t literack i, m iał K raszew ski n iejakie doświadczenie. W ystarczy przypom nieć pięk n ą Historię o królewiczu R u m ia n k u i sied
m iu królewnach, p rzy pom ocy k tó rej K o nrad przed staw ia koleje swego
życia, u jaw n ia jąc rów nocześnie nie byle jak i ta le n t literacki. Oczywiś cie fu n k cje ty ch opowieści są bardzo różne. W Metamorfozach chodzi przede w szystkim o urozm aicenie n a rra c ji (każdy z przy jació ł opowiada sw oje dzieje od chw ili opuszczenia m u ró w uczelni) i o nadanie nowego, jednostkow ego, ale i pouczającego sensu dziejom jak b y zaczerpniętym z sen ty m en talnego rom ansu. W Historii kołka w płocie jest troch ę in a czej, a rola przypow ieści jest nieporów nanie w ażniejsza. S praw y, o k tó ry ch m ów ienie w prost odczytane byłoby jako n ach aln y dydaktyzm , a n aw et jako rad y k aln e p róby przebudow y stosunków społecznych, zna lazły w pow ieści odpow iednią form ę: uszczegółowione jako przypadki z niełatw ego życia w gęstw inie leśnej, gdzie „aby oczy ludzkie ściągnąć na siebie i w yróżnić się z tłu m u, p rzy n a jm n ie j ty le p otrzeba zręczności i zasługi, co na naszym św iecie” (78), znajdow ały uogólnienie w świecie ludzkich stosunków .
M ożna powiedzieć, że dokonyw ała się d w u k ro tn a tra n sfo rm ac ja ogol- nego tw ierd zen ia m oralnego (nie zawsze wyłożonego explicite) na szcze gólny p rzypad ek i tegoż ponow nie n a tw ierdzenie ogólne. Dzięki tem u tw ierdzen ie m oralne staw ało się uch w ytn e, uzyskiw ało sw oiste wzm oc nienie, a czasem dobitność p rzestrogi przed postępow aniem zgodnym z opacznie pojm ow aną m ądrością życiową. K iedy sąsiedzi m łodego dąb- czaka — „ sta ra brzoza g arb ata, osiczyna chorow ita, sośninka m łoda, naw et k rzak i p o tu lne — najrozm aitsze robili przypuszczenia o przysz łości dęb u ” (56), k tó ry tym czasem w yrósł sta ją c się dla w szystkich po w ażnym zagrożeniem , pozostało ju ż tylko nierozsądnym lasu m ieszkań com w estchnąć za osiczyną: jakoś to będzie.
P rzysłow ie to (stosunek do „m ądrości n a ro d u ” jest w tej powieści znam ienny — najczęściej dośw iadczenie w ieków okazuje się „nie ze
wszy-80 Z. M i t z n e r , przedmowa w: J. I. K r a s z e w s k i , H istoria kolka w p lo
O „ H I S T O R I I K O Ł K A W P Ł O C I E ” K R A S Z E W S K I E G O 37 stkim g ru n to w n e ”, 27) poddane dokładnej eksplikacji po przeniesieniu w stosunki m iędzyludzkie dostarcza n a rra to ro w i okazji do sform ułow a nia bardzo pesym istycznej diagnozy: „Źle jakoś będzie, bośmy o lepsze starać się nie chcieli, nie um ieli, nie zdążyli, póki była pora” (60). J a k by analogia do rów nie opłakanych skutków stosow ania tej fatalistycznej w ykładni w świecie przyrody nie w ystarczała, na gruncie stosunków m iędzyludzkich ko nkluzja owa zyskuje dodatkow ą egzem plifikację: w odniesieniu do stan u litera tu ry , w yboru urzędników , dźwignięcia sceny narodow ej — przybliżającą, u k o n k retn iającą problem i w yraźnie podporządkow aną celom dydaktycznym . P rz y czym w aga problem u oka zuje się ta k w ielka, że zapow iadane jako „króciuchne epito m e” (58) — rozw ażanie to zajm u je cały osobny rozdział, a postaw a ironisty, zazna czająca się jeszcze we w stępnych partiach tego rozdziału, ustęp uje m iej sca zaangażow aniu m oralisty, którego wysoki ton wypow iedzi mocno odbija od dotychczasow ego zdystansow ania. W rezultacie powieść, jej arch itek to n ik ę — jak by powiedział K raszew ski — ra tu je od niebez piecznego zachw iania zręczna w olta n a rra to ra , która staje się a rg u m en tem także w planie dowodu m oralnego:
Czy ten ustęp należy do historii kołka w płocie, nie wiem, zdaje mi się jednak, że niejaki ma z nią związek, a choćby ni przypiął, ni przyłatał był przyszyty, czemuż nie ma mi być wolno wytłum aczyć się z niego, jak w y co dzień powtarzacie: Jakoś to będzie. [60]
Nie sposób odmówić pisarzow i zręczności — uzasadnił jako celowe coś, co mogło być odczytane jako błąd w sztuce, a rów nocześnie do bitnie unaocznił społeczne sk u tk i m arazm u. F akt, że pouczenie jest tu zaw arte im plicite, nie odbiera m u ostrości, gdy zw erbalizow ane w po stać m orału raziłoby sw oją oczywistością. U cinającego w szelką dysku sję zakończenia rozdziału: „Idziem y dalej...” (60) — nie pow stydziłby się n ajbard ziej w y traw n y reto r. Je st to zwalczenie przeciw nika jego w łas ną bronią.
Ironiczne w ykpienie przysłow ia: „Nie było nas, / Był las, / Nie będzie nas, / Będzie las”, przez kom entarz n a rra to rsk i („Na nieszczęście jednak to hulanie po lesie zadało fałsz przysłow iu i nie ty le nam żal dębiny, co dośw iadczenia w ieków ”, 27) sprow adzone, rzecz ch arak tery sty czna, do sensów denotow anych, jest atak iem na tę sam ą filozofię życiowego w y godnictw a szukającą uspraw iedliw ienia w w ątpliw ych, choć za dośw iad czenie w ieków uchodzących, m ądrościach. Z filozofią tego n u rtu po wieści, k tó ry Żm igrodzka określiła jako biederm eierow ski, niew iele ma to, jak widać, wspólnego. I jeśli naw et trzeba przyznać rację uczonej, kiedy mówi:
Korzeniowski i K raszewski w dłuższych partiach dyskursywnych w yw o dów uzasadniają tezę, że pozorna przypadkowość zdarzeń ludzkich w świecie jest formą przejawiania się Opatrzności — karzącej lub nagradzającej81. 81 Ż m i g r o d z k a , op. cit., s. 185—186.
— to w H istorii kołka i te p raw d y głoszone w cześniej przez siebie bierze pisarz w ironiczny naw ias. N a rra to r powie bowiem (cytujem y jedno z „cy k lu ” w y n u rzeń n a te n tem at):
W szystko się z sobą łączy, plecie, krzyżuje i koniec końcem nie trzeba się dziwować, gdy brzęk much sprowadza upadek kraju lub ożenienie szlach cica śm iercią grozi drzewu w lesie. [83]
N eg aty w n y sto su n ek do trad y cjo n alizm u szlacheckiego przejaw ia się m. in. w łaśnie w tra k to w a n iu p raw d obiegowych i przysłów . M usiały pisarzow i dopiec do żywego a rg u m e n ty k o nserw atystów szukających w tra d y c ji uzasadnienia dla sw oich zaśniedziałych poglądów na spraw ę w łościańską. „Ludzie w spraw ach o w łasną skórę n iezm iernie, radzi trzym ać się tra d y c ji i św ięcie ją szanow ać” (37) — podsum uje K raszew ski ów „ p a tria rc h a ln y ” sposób w ydzielania chłopu tego, co najgorsze, uśw ięcony form ułą: „prima charitas ab ego” .
Być m oże na p rzek ó r tak iem u podejściu w ypow iada się pisarz po zytyw nie o dom inacji kobiet, k tó re u ję ły s te r rządów „w sw oje ręce: i trzeba całować te łapki, które nas w zbawiennych więzach trzymają, pędzą do pracy, hamują, gdy się na głupstwo zbiera, i głaszczą za poczciwą robotę.
[1 0 1]
O dnow ił tu tylko K rasickiego za K atonem S tarszy m pow tórzone po w iedzenie „m y rządzim św iatem , a nam i k o b iety ” , jed n ak w tra d y c ji szlacheckiej przecież nie ta świadom ość dom inow ała, ale raczej p rze konanie, iż „rząd niew ieści nie czyni czci” 82. N a dom ow y u ży tek K ra szew ski też, zdaje się, n ad w yem ancypow aną p a rtn e rk ę przekładał... no, może nie „prozaiczną jejm ość” , ale, powiedzm y, „potuln ą tow arzysz k ę ”, k tó rej wolno pracow ać, n aw et czuć i m yśleć (byle nie za głęboko), ale nie rządzić. F ilu tern o ść, z jak ą n a rra to r dzieli się sw oją reflek sją na tem a t kobiet, pozw ala przypuszczać, że m niej o pochw ałę „kobiecych łap e k ” chodziło, a bardziej o ukazanie skandalicznej zniew ieściałości m ężczyzn i uzm ysłow ienie, jak obosieczną bronią może być tra d y c ja w zależności od pozycji, z k tó ry c h się na nią powoływać, i od tego, do jak iej tra d y c ji sięgać. Je śli do „ p ra s ta re j” , to w szystko m ożna udow od nić. Także panow anie kobiet (am azonki) i wolność chłopa („W p ra s ta ry ch w iekach, za błogosław ionych b arb arzy ńsk ich czasów, jak wszędzie ta k i tu była w spólność m ienia grom adzkiego”, 142). M ożna powoływać się na pow iedzenie „co nagle, to po d iab le ” uspraw ied liw iające bez czynność, ale m ożna n a m n iej chyba p o p ularne i m n iej wygodne: sie dzieć pod pantoflem . Pisze Ju lia n K rzyżanow ski:
przysłow iow e określenie „pantoflarz” czy „pod pantoflem ” jest zwrotem
sto-82 Zob. J. K r z y ż a n o w s k i , „Mądrej głowie dość d w ie słowie”. Pięć cen
O „ H I S T O R I I K O Ł K A W P Ł O C I E ” K R A S Z E W S K I E G O 39 sunkowo niedawnym , u nas spotykanym dopiero w X IX w. i niew ątpliw ie przy- woźnym 8S.
Podziw iać więc trzeb a u Kraszew skiego nie tylk o zdolność w ychw y ty w a n ia i p o dp atry w an ia zjaw isk życia współczesnego, ale i zręczność polem isty, k tó ry obraca na sw oją korzyść każdy argum ent. W ykpiw a się w H istorii kolka w płocie przysłow ia dlatego przede w szystkim , że są form u łkam i zw alniającym i z obowiązku samodzielnego m yślenia.
D oskonałą bronią w walce poglądów okaże się ironia. Ten sam te m at, ta k żarliw ie, jak pokazyw aliśm y wyżej, unaoczniony we w stępie do Jerm o ły, pow róci w H istorii kołka w tak iej np. form ie:
Tradycja ekonomów, sięgająca potopu — gdyż ekonomowie, jak wiado mo, zaraz po wielkim kataklizmie postanowieni zostali (jednego z nich na nasienie m iał z sobą w arce Noe) — dowodzi, że to jest plem ię odrębne . Chama i rodzaj całkiem inny, a nie ludzki. Gdyby to byli ludzie jak my, pytam się, czyżbyśmy im w takiej nędzy, utrapieniu i zaparciu żyć dozwolili i zm agali się na to, aby ich w nim utrzymać na wieki? [39—40]
Z w nikliw ej analizy rzeczywistości w spółczesnej w ypływ a ta gryząca ironia, praw ie obraźliw a kpina. Spojrzenie na boh atera ,,od zew n ątrz”, z p u n k tu w idzenia czytelnika (określonego czytelnika, o czym za chwilę), pozw ala na rozluźnienie więzów sym patii łączących a u to ra z boha terem i w ytw arza ten rodzaj dystansu, którego b rak odbił się niekorzy st nie m. in. na w arstw ie stylistycznej w stępu do Jerm oły, p rzy d ając m u w ydźw ięku n a trę tn ie m oralizatorskiego.
Boris Reizow pisał, że ironia może czasem świadczyć „o spadku b u n tow niczych nastrojów , o pew nym pogodzeniu się, chociażby naw et peł nym pesym izm u i oburzenia, ze »złem św iata«” u. Pogodzenie w cyto w anym wyżej fragm encie okazuje się pozorne, p ytanie bowiem k ieru je pisarz do fikcyjnego czytelnika, k tó ry jest tu ko n stru k cją pomocniczą, pozornym p a rtn e re m n a rra to ra , a w istocie obiektem ironicznej gry, na ty le jaw nej i czytelnej, żeby rzeczyw isty czytelnik, p raw dziw y p a rt ner w tej niby-zabaw ie, odczuł potrzebę zdystansow ania się w obec nie go. Ten, do kogo się mówi, nie jest tożsam y z tym , kom u się mówi. N ar ra to r g ra „kom edię um yślnie p rze jrz y stą ” , łatw ą do zdem askow ania, „przyw dziew a m askę um yślnie dziuraw ą” 85. Odpowiedni kostium p rzy dzielony zostaje także czytelnikow i, ale zza tej m aski starego szlagona, ja k i zza m aski niby to pozostającego z nim na w spólnej płaszczyźnie n a rra to ra w ychy lają się in telig en tne tw arze pisarza i czytelnika, którzy nie tylko doskonale się bawią, ale i porozum iew ają w spraw ach nad w yraz istotnych. „Niezgodność inform acji tekstow ej i podtekstow ej”
88 Ibidem, t. 3, s. 203.
84 B. R e i z o w , Flaubert. Przełożył J. J ę d r z e j e w i c z . Warszawa 1961, s. 230.
jest tu efek tem zam ierzonym . S tan isław B urk ot określił Historię kołka bardzo tra fn ie jako gaw ędę à rebours. Ironia pow oduje rozszczepienie — jak mówi H arald W einrich — k o m u n ik atu językowego:
jeden łańcuch inform acyjny kieruje się do określonego słuchacza i mówi Tak, gdy tymczasem drugi, towarzyszący łańcuch inform acyjny kieruje się do obec nego przy „rozmowie” trzeciego i mówi Nie 8e.
Na w ielu stronicach h istorii „w edług w iarygodnych źródeł zebranej i opisan ej” jesteśm y w ięc św iadkam i gry, do udziału w któ rej zaproszo ny jest tylko w rażliw y i intelig en tn y , gotow y do w spółpracy czytelnik. Jego w łaśnie pobudza się tu do reflek sji n a różne, nie tylko społeczne tem aty , jego p rag n ie się skłonić do sam okrytyki. K iedy n a rra to r zrzuci m askę, powie całkiem serio: wszyscy jesteśm y w inni, „bośm y o lepsze sta ra ć się nie chcieli, nie um ieli, nie zdążyli, póki była p o ra ”. Nie ośm ieszonem u więc czytelnikow i, ale tem u, k tó ry odgadł ironiczną grę, zawiesza się p rzy pom ocy tej powieści zw ierciadło w alkow ie, jak by pow iedział Fielding, aby w bezpiecznym odosobnieniu, nie narażon y na publiczne ośm ieszenie, nie tylk o p rzy jrza ł się sw ojej brzydocie, ale i s ta ra ł się jej zaradzić.
W Historii kołka w płocie jest jeszcze jeden pasjon ujący n u rt, któ ry chętnie o k reślilibyśm y jako au totem atyczny, a więc w ypow iedzi na te m at sposobów k o n stru o w an ia św iata powieściowego, w yjaśnienia na te m a t przyczyn tak iej a nie innej organizacji dzieła. Je st w tym w ie le z ducha oświeceniowego dydaktyzm u: Fielding, D iderot uczyli czy telnik a tak że tego, jak obchodzić się z pow ieściow ym i fikcjam i, a dla K raszew skiego — co ukazyw aliśm y wyżej — zagadnienie to miało nie m niej doniosłą wagę. Z pedagogicznym i zam iaram i a u to ra wiąże się także k o n stru k c ja „życzliw ego”, „szanow nego”, „dom yślnego” czytel nika, k tó rą odbieram y jako w yraźn y chw yt retoryczny. Idealizacja przed staw iciela p o ten cjaln y ch czytelników jest pozorna. W gruncie rzeczy m am y do czynienia z lekcew ażeniem jego konserw atyw n ych gustów i b rak u spolegliwości. D ylem at D iderota:
Prawda, z drugiej strony, iż skoro się pisze dla ciebie, albo się trzeba obejść bez twoich oklasków, albo cię obsłużyć wedle twego smaku, a ten wyraźnie się skłania ku historiom romansowym 87.
— jest tym głębszy, gdy ma się jeszcze zam ierzenia dydaktyczne. Trzeba ustąpić w jednym , aby zyskać drugie. U stępstw o jest zw ykle na ty le widoczne (sygnalizow ane), że nić porozum ienia z czytelnikiem ,,w ym a rzo n ym ” (tym „trzecim ” — w edług określenia W einricha), naw iązana za spraw ą ironii nad głow am i czytelnika „w pisanego”, zostaje u trz y
88 Cyt. za: R. W a r n i n g , Opozycja i kazus — o roli czytelnika w powieści
Diderota „Kubuś jatalista i jego pan ”. Przełożył W. B i a l i k . „Pamiętnik Lite
racki” 1976, z. 4, s. 349.
87 D. D i d e r o t , Kubuś jatalista i jego pan. Przełożył i wstępem opatrzył T. 2 e 1 e ń s к i (В o y). Warszawa 1977, s. 177.
O „ H I S T O R I I K O Ł K A W P Ł O C I E ” K R A S Z E W S K I E G O 41 m ana, a zam ierzenia dydaktyczne realizow ane są w sposób subtelny: jeśli zrozum iałeś, to jesteś lub postarasz się być inny. W kontekście dydak tycznych zam ierzeń ro zp atru jąc kpiny au to ra z konw encji pam iętać jed nak należy, że niew ątpliw ie m anifestuje się w ten sposób także u g ru n tow ana przez rom antyzm swoboda tw órcy i... konieczność, jakiej tw ó r ca podlega, konieczność bycia oryginalnym :
•Zdaje mi się, że szanowny a pełen domyślności czytelnik już musi od daw na niecierpliw ie wyglądać tego zjawienia, które jego doświadczenie przeczu wać mu każe. N awet historia kołka w płocie nie może się obejść bez heroiny,, a choćby mi znowu zadawać miano, że zawsze wybieram chłopkę lub coś po dobnego za bohaterkę powieści, jestże w mojej mocy zmienić twardą przezna czenia wolę?
Sami powiedzcie, mogęż wprowadzić królewnę, księżniczkę, a przyzwoicież by było, żebym go wplątał w romans ze szlachcianką i jakie, uchowaj Boże,, w yw ołał zgorszenie? [123—124]
Dla Kraszew skiego, podobnie jak np. dla Sm olletta, czytelnik to isto ta ciekaw a i chętnie id en tyfik u jąca się z losami bohaterów , do k tó rych zostanie przychylnie usposobiona. Taki czytelnik oczekuje określonych tem atów i określonych sposobów realizacji ty ch tem atów . Ale dla Sm ol le tta zaspokojenie tych oczekiwań daje możliwość pedagogicznego od działyw ania, a dla K raszew skiego spraw a nie jest już tak prosta. P am ię tam y: fikcja niczego nie dowodzi. Z ainteresow any czytelnik, być może, rzeczyw iście — jak chce Sm ollett — „w spółczuje niedoli” b o h atera, „w re oburzeniem na w innych jego nieszczęść” *8 itd., ale dla Kraszew skiego nie ma to w artości, bo on chce nie uległości wobec iluzji i sugestyw nej siły oddziaływ ania sztuki; on pragnie w ytrącić odbiorcę — posłużym y się tu form u łą współczesnego badacza — „z uprzyw ilejow anej pozycji bycia tylko odbiorcą” 89. W przeszło 100 lat później (i niech nie szokuje nas zestaw ienie nazwisk) Julio C ortazar tak pisał:
Po cóż wracać do znanego faktu, że im bardziej książka przypomina fa jeczkę opium, tym większe zadowolenie odczuwa Chińczyk, który ją pali, w najlepszym razie gotów dyskutować jakość opium, ale nie jego efekty usy piające 40.
N u rt rozw ażań au totem atycznych w yrosły z ducha ironii rom antycz nej, tego „złego sum ienia realizm u iluzyjnego”, służył więc będzie m. in. niedopuszczeniu do usypiającego działania sztuki. Pokazanie, jak się coś
18 T. S m o l l e t t , N iezw ykłe przygody Roderyka Randoma. Przełożył B. Z i e l i ń s k i . Warszawa 1955, s. 5.
89 R. H a n d k e , Oddziaływan ie literatury w perspektyw ie odbiorcy. „Teksty’' 1974, nr 6, s. 102.
40 J. C o r t a z a r , W osiemdziesiąt św iatów dokoła dnia. Przełożyła Z. C h ą d z y ń s k a . Warszawa 1976, s. 41. Zestawmy to z takim np. wyznaniem K r a s z e w s k i e g o (List z Magdeburga. „Swit” 1884, nr 17): „Ile jest chwil w życiu, w których powieść działa jak wyborne lekarstwo, jak opium usypiające, jak ła godzący napój!”
w ysm aża w literack iej k u ch n i (zdradza pisarz np., że historie kochanków „m y dla was u kład am y w ciepłym pokoju, po dobrym obiedzie”, 127), je st rów noznaczne z od eb ran iem ty m w ydarzeniom m ocy w yw oływ ania ilu zji i stw arzan ia złudzeń. Takie w dalszym ciągu sn u je n a rra to r roz w ażania n a te m a t swojego bohatera:
Że się zaś zakochać musiał, sami widzicie, najobojętniejsi czytelnicy, nie uchronność.
Bohater, który tak ładnie gra na skrzypcach i w łóczy się, wzdychając, po kątach, po lesie, który nie ma serca, co by go zrozumiało, duszy bratniej i dłoni przyjaznej, m usi w reszcie wyszukać sobie, choćby w garderobie, ko chanki. Wybór jego n ie mógł paść ani na prostą ze w si dziewczynę, z widłami od roztrząsania czegoś powracającą z pola, ani na aksamitną suknię kobiety, która by nań spojrzeć nie raczyła. [124]
N ajp ierw w ięc k re a c ja bo h atera n a w zór rom antyczny: u talen to w a n a jed no stk a w niezgodzie ze św iatem , a potem w ykpienie całego re p e rtu a ru stereotypów : sam otny a rty sta , b ra tn ia dusza, przy jazn a dłoń, se n ty m e n ta ln e w zdychanie i koniecznie miłość, nieszczęśliw a — dodaj m y. I dalsze nieuchronności: ogród w idoczny z okna h ero in y (niezbędny), spacery po tym że (nieodzowne), n a tu ra ln e porozum ienie dusz b ratn ich (co n ajm n iej oczywiste). Takiej „ re sz ty ” rzeczyw iście m ożna się dom y ślić. N iełatw ą sy tu ację m a „ten trz e c i”, do którego kiero w ana jest ko m u n ik acja ironiczna, bo nie o pro ste rozstrzygnięcie typ u: „ ta k ” lub „ n ie ” , chodzi w ty m w padku. A więc o co? Z pozoru o p rzeciw staw ie nie niepraw dopodobnej, rom ansow ej h isto rii — w ydarzenia z życia. Ale przecież opow iadanie nie sta je się bardziej praw dziw e przez fa k t w y b ran ia hero in y odpow iadającej kondycji społecznej bohatera. S ta je się tylk o bardziej praw dopodobne. Pozostaw ienie śladów „zm yślania” jest sygnałem dla „tego trzeciego”, jest próbą w ykształcenia w nim k ry ty c z nego dy stan su do w łasn ej potrzeby iluzji.
Sądzim y, że trzeb a dużej ostrożności w tra k to w a n iu w ą tk u S achara jako typow ego rom antycznego sch em atu fabularnego, bo bliższe w ejrze n ie u jaw n ia bardzo n iero m an ty czn e w y korzystanie schem atu. W nie w ielkim tylk o stopniu jest to n a w ró t do poetyki prozy rom antycznej, a raczej doskonałe w y k o rzystanie osiągnięć powieści X V III-w iecznej, tra d y c ji Fieldinga, D iderota, D ickensa 41.
J a k w szystkie, ta k i ten w ą te k (Sachara i N atalki) m a swoje odbicie, a w łaściw ie an ty cy p ację w przypow ieści. Losy sosenki w yrosłej na gle bie żyźniejszej, ale w śród obcych, i młodego dębu, rów nie jak ona sa m otnego, porozum iew ających się nocam i k u uciesze całego lasu swoją m ow ą „iglasto-liściow atą”, nie łączą się oczywiście z w ątkiem N atalki,
41 Doskonałym pastiszem powieściow ych spisów rzeczy — bardziej jeszcze w Latarni czarnoksięskiej niż w Historii kołka w płocie — są tytuły rozdziałów. Zob. D. D a n e k , Dzieło literackie jako książka. O tytułach i spisach rzeczy w po
O „ H I S T O R I I K O Ł K A W P Ł O C I E ” K R A S Z E W S K IE G O 43 prostej dziew czyny w ychow anej przez pannę A delajdę, i Sachara, u ta lentow anego chłopaka w iejskiego — n a zasadzie prostej analogii. Sym bolizować m ają raczej odwieczny problem inności w śród tak ich sam ych. Przeniesienie problem u na g ru n t stosunków ludzkich nadaje m u w y m iar trag iczn y i jest k ry ty k ą nie tylko nieto leran cji i konserw atyzm u w spraw ach społecznych. Pokazuje — także i na ty m przykładzie — jak obiegowe praw dy, za m ądrość wieków p rzy ję te i przez to zw alniające od m yślenia, mogą się okazać niszczące.
Można by zrobić pełniejszy w ykaz analogii m iędzy w ątk am i kon te k stu a przypow ieścią (np. przyjaźń Sachara i starego m uzyka a „spot k a n ie ” m łodego dębu ze sta ry m kołkiem). P orów nanie jed n ak każdego jej elem entu z każdym elem entem k o n tek stu nie jest celowe. Opowie dzieliśm y się wyżej za trak to w an iem Historii kołka w płocie jako kom pozycji p aratak ty czn ej, bo dobrze oddaje to, naszym zdaniem , że oba ciągi w ydarzeń stanow ią określone całości — spójne i kom pletne, ale rów noległe, odpow iadające sobie, ale na siebie nie zachodzące. P rzy p o wieść stanow i więc całość, k tó re j zadaniem jest ,,u-oczyw istnić” — żeby użyć określenia N orw ida — pew ne praw d y n a tu ry m oralnej, egzysten cjalnej i społeczno-politycznej także. K raszew ski p rez e n tu je w tej po wieści szczególny, acz nie now y, bo głęboko w tra d y c ji osadzony, rodzaj g ry literackiej, z który m , być może, straciliśm y k o n ta k t42, gdyż jakoś nie p o trafim y się z nim uporać. W szyscy zw olennicy p araleli m iędzy losam i Sachara i tytułow ego kołka stają bezradni wobec zakończenia powieści (powiastki? przypow iastki?). Co a u to r chciał powiedzieć? Są
dzim y, że w arto rzecz raz jeszcze przem yśleć, a przy okazji zerw ać z m i tem o przysłow iow ej łatw ości Χ ΙΧ -w iecznej powieści. Pisze K raszew ski:
Chciałoby się, aby literatura była do zbytku przystępną i łatwą, bez żad nej pracy i poprzedniczego usposobienia, każdemu otwartą. To być nie może. Chcąc się usposobić na dobrego czytelnika, chcąc w sobie rozwinąć smak um y słowego zatrudnienia, trzeba poświęcić choć trochę pracy, trzeba się prze zwyciężyć, trzeba się otrząść z lenistwa naprzód 4S.
Może to nie powieść Χ ΙΧ -wieczna jest tak a prosta, uładzona i, jak się n iek tó ry m zdaje, prym ityw n a, ale nasze o niej w yobrażenia? P e w ien stereotyp, z k tó ry m przy stęp u jem y do lektu ry, w pływ a następnie na takie a nie inne odczytanie utw oru.
K raszew ski pow iedział kiedyś:
N ajdoskonalsi pisarze obdarzeni są z przyrodzenia darem szczególnym, i n t u i c j ą jakąś, drugim wzrokiem do natrafiania na kształty. Czujemy w ich utworach, że są tak, jak być powinny, że godzi się w nich duch, myśl, istota z sposobem, w jaki się wyraża 44.
42 Zob. D. L. S a y e r s , O pisaniu i czytaniu utw orów alegorycznych. Prze łożył P. G r a f f . „Pamiętnik Literacki” 1975, z. 3, s. 196.
48 K r a s z e w s k i , Studia literackie, s. 177. 44 Ibidem, s. 183.
Z całą pew nością pow iedzieć to m ożna o H istorii kołka w płocie, przy czym owo tra fie n ie n a k ształt odpow iedni nie odbyło się jedynie za spraw ą in tu icji i „drugiego w zro k u ” : zbyt p recy zyjn ie łączą się tu rzeczy, spraw y, zdarzenia i problem y, nazb yt kunsztow ne jest połącze nie w ątk u S ach ara i kołka w płocie, nadm iern ie w ym ow na w swojej w ieloznaczności jest przypow ieść. To po p ro stu jedn a z n ajlep iej „zro bionych” powieści K raszew skiego. Dla oddania jej spraw iedliw ości m o że w arto czasem n a chw ilę zapom nieć, że z polem ik o spraw ę w łościań ską się zrodziła. Że ta k w łaśnie, a nie inaczej, powieść tę, pow stałą w ogniu w alki o niezbędne refo rm y i opatrzoną w 1874 r. znam ienną przedm ow ą w yznaczającą k ieru n e k in te rp re ta c ji, odczytali współcześni K raszew skiem u — w y d aje się n am zrozum iałe. Dlaczego jed nak przede w szystkim n u r t pub licystyczny (zresztą n iew ątp liw y i ważny) podkreślali późniejsi badacze (w ystarczy tylko prześledzić w stępy do kolejnych w ydań) — jest już m niej jasne.
W term inologii a u to ra U lany jest to powieść hum orystyczna, w yróż niona przez niego obok powieści i rom an su „tylko zabaw nego”.
Humorystyczna powieść jest zbiorem w szystkiego — łez, śmiechu, dowci pu, smętku, dumania, poezji, odczarowania i najpospolitszej prozy. Kto wie, czy przy pozornej łatw ości pow ieści humorystycznej nie jest stworzenie jej trudniejszym niż regularnego romansu, w czterech tomach, z porządną m iłoś cią i ślubem uczciwym lub grobem marmurowym na końcu? Jakiego nade w szystko smaku potrzeba, jakiego dowcipu, jakiej rozmaitości, aby nimi w y mówić i wyprosić przebaczenie za rozmyślną sw aw olę umysłową? 45
Dość n iech ętn y początkowo stosunek pisarza do h u m o ru w lite ra tu rze (naw et felietoniście odm aw ia K raszew ski praw a do lekkości i dow cipu, jeśli te n nie jest Francuzem , ale Polakiem — przez swą p rzy n a leżność narodow ą obciążonym pow ażnym i zadaniam i) u stępu je powoli m iejsca p rzek o n an iu w yrażo nem u m. in. w Listach do nieznajom ego 4\ że „dowcip, uśm iech, szyderstw o, sceptycyzm , negacja — dłużej żyją i pozostają niż n ajw znioślejszych uczuć w y rażen ia”. Jako przy kład po zyty w n y przy w ołan y będzie tu ta j Rabelais. W Historii kołka w płocie kom izm stan ie się narzędziem w alki przez kom prom itow anie, ośm iesza nie, dem askow anie i piętnow anie. „C hw alenie A teńczyków nie przed staw ia tru d n ości w A tenach; przedstaw ia — w S p arcie” — powiedział Sokrates. Nie lada sztuką jest więc nie tylko pochw alić A teńczyków p rzed S p artan am i, ale jeszcze ty m ostatn im powiedzieć p arę słów gorz kiej praw d y o nich sam ych tak , aby ich nie tylko nie obrazić, ale skło nić do popraw y. Ironia, hum or, sa ty ra doskonale się tej spraw ie przy służyły.
Do tego obrazu, kreślonego — przeciw czem u protesto w ali już w spół
45 Ibidem, s. 255. 49 „Kłosy” 1878, nr 685.