JV§- 3 9 . Warszawa, d. 26 września 1897 r. T o m X V I.
Adres IKed-ałscyi: ^ralro-wslcie-^rzeciin.Ieście, 3STr S<3.
TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.
PRENUMERATA „W SZEC H$W IA TA “ . W W ars za w ie: ro c zn ie rs. 8, k w a rta ln ie rs. 2 Z p rze s y łk ą pocztow ą: ro czn ie rs. 10, p ó łro c z n ie rs. 5
P ren u m e ro w ać m ożn a w R e d a k c y i .W s z e c h ś w ia ta * i w e w s z y s tk ic h księgarn iach w k ra ju i zagran icą.
Kom itet Redakcyjny W szechświata sta n o w ią P a n o w ie : D e ik e K ., D ick ste in S ., H o y e r H ., J u rk ie w ic z K ., K w ie tn ie w s k i W h , K ra m szty k S ., M o ro z e w ic z J., N a- tanson J., S zto lcm an J ., T r zc iń s k i W . i W r ó b le w s k i W .
0 IZOMORFIZMIE.
Poznanie cech pierwiastków i związków,
•wyświetlenie ich właściwości, zbadanie ich natu ry wewnętrznej je st celem chemii i jej treścią.
Aby ten cel osięgnąć w jak n aj szerszym zakresie, trze b a nietylko znać przymioty każdego ciała zosobna, ale jeszcze drogą ze
stawień wynaleźć i rozumowo przedstawić po
dobieństwa i różnice, jak ie zachodzą pomię
dzy ciałami.
Podobieństwa pomiędzy pierw iastkam i che- micznemi byw ają nadzwyczaj wielostronne.
N p. lityn w wielu względach podobny je s t do sodu, ale jednocześnie ma wiele cech wspól
nych z magnezem, p o ta s—jednocześnie zbli
żony je st do b ary tu i w apnia i t. p.
R eakcye chemiczne nie w ystarczają do ści
słego przedstaw ienia analogii, ja k a zacho
dzić może między pierw iastkam i porównywa- nemi. Abyśmy mogli wnioskować o podo
bieństwie, musimy badać takie cechy, które się dadzą oznaczyć ilościowo i jak o takie wy
kluczają sąd subjektywny.
N iektóre pierw iastki i bardzo wiele związ
ków chemicznych ścinają się w kryształy
o zbliżonej do siebie postaci. T u ju ż może
my mieć pewniejsze dane, gdyż nasam pierw kryształy mogą być poddane ścisłym pom ia
rom, a powtóre pomocną nam będzie k ry sta lografia teoretyczna, k tó ra zaznaczyła ostat- niemi czasy swój postęp doniosłemi uogólnie
niami.
Pierwszym w historyi chemii przekonyw a
jącym dowodem podobieństwa pomiędzy nie- którem i pierw iastkam i była wspólna postać krystaliczna ich związków. Mianowicie w ro
ku 1820 M itscherlich, profesor chemii w B e r
linie, dow iódł: 1) źe odpowiednie sole kwasu arsennego (H 3A s 0 4) i fosfornego (H 3P 0 4) tworzą kryształy z jednakow ą ilością cząste
czek wody krystalizacyjnej, 2) że kryształy tych soli posiadają formy bardzo zbliżone pod względem nachylenia płaszczyzn i osi, 3) że, gdy zmieszamy ich roztwory, to wy
dzielają się z tego płynu kryształy, k tó re są jednorodną m ieszaniną soli. W k rótce po tem odkryciu dostrzeżono podobieństwo siar
ki do selenu, gdyż odpowiednie siarczany (sole kwasu H 2S 0 4) i seleniany (sole kwasu H 2S e 0 4) m ają te same wspólne cechy, ja k arseniany i fosforany. Związki takie, t. j.
ciała o jednakowej lub nieznacznie tylko róż
niącej się postaci kryształów , posiadające w swych cząsteczkach jednakow ą liczbę a to
6 1 0 W SZECHS WIAT. N r 3 9 .
mów
i
podobne do siebie w reakcyach chemicznych, M itscherlich nazw ał izomorficzne- m i (jednopostaciowemi).
Porównajm y skład dwu związków izomor- i ficznych, n p . :
1) . 24H 20
2) K 2A12(/Se04)4 . 24H 20 .
Sól d ru g a tem się tylko różni od pierw szej, że zam iast czterech atomów siarki m a tyleż j selenu. R eszta składu w obudwu solach jest jednakow a. W idoczna, że izomorfizm związ
ków zależy od tych pierw iastków , k tóre s ta nowią różnicę. A więc pierw iastki te są do siebie zbliżone. Takie pierw iastki, których zam iana powoduje izomorfizm związków, ta k że nazywamy izomorficznemi.
Jeżeli w przesyconym roztw orze siarczanu i magnezu (M gS 04) zanurzym y k ry sz ta ł sia r
czanu kobaltu (C o S 0 4) , to siarczan m agnezu 1
n a ra s ta na k rysztale kobaltowym, ja k na swoim własnym. A gdy mieszaninę roztw o
rów tych dwu soli stężam y przez odparow a
nie, to wydzielają, się z niej zupełnie je d n o ro d ne k ryształy o składzie n M g S 0 4 . m C o S 0 4 . Zjaw isko to cechuje wszystkie związki izo
morficzne. J e s tto najczulszy wskaźnik a n a logii, zachodzącej pomiędzy ich cząsteczkam i
i
najbardziej przekonyw ający dowód izom orfizmu pierwiastków. Oto p rz y k ła d : K ry s z ta ły koperwasu żelaznego są jednoskośne
i
zaw ierają siedem cząsteczek wody kry stali- zacyjnej (F e S 0 4 . 7H 20 ) , zaś koperwas m iedziany krystalizuje się z pięcioma cząstecz- kam wody (C u S 0 4 . 5 H 20 ) i należy do u k ła du trój skośnego.
Jeżeli wszakże w roztw orze koperw asu m iedzianego zanurzym y k ry sz ta ł żelazny, to siarczan miedzi ścina się w takim roztw orze w kryształy jednoskośne z siedmioma cząs
teczkam i wody (C u S 0 4 . 7 H 20 ) ‘).
Aby wyjaśnić bliżej, że podobieństwo form
i
własność wywoływania krystalizacyi może służyć jak o środek do wykrycia analogii pomiędzy pierw iastkam i i związkami, przytoczę
') N ie k oń czy się na fem analogia p om ięd zy tem i dwuma siarczanam i : parując m ieszaninę roztw oru F e S 04 z kwasem siarczanym pod zm niejszonem ciśnieniem otrzym ano k ryształy FeSO j . 5H2 0 zupełnie podobne do kryształów C u S 04 . 5H20 .
jeszcze jeden przykład. Gdy z m iesza
niny roztworów siarczanu potasu (K 2S 0 4) i siarczanu glinu [A12( S 0 4)3] ulotni się część wody, osiądą wtedy kryształy ałunu K A 1(S 0 4)3 . 12H 20 . Jeż eli zaś w tem do
świadczeniu zam iast A12( S 0 4)3 użyjemy siar
czanu magnezu (M g S 0 4) , to po odparowaniu otrzym am y nie ałun, ale sól ze wzorem K 2M g (S 0 4)2 . 6H 20 . Stosunek części sk ła dowych tej soli je st zupełnie inny niż ałunów.
W ałunie obok grupy 2 S 0 4 mamy jeden atom potasu i dwanaście cząsteczek wody krystalicznej, tu zaś n a 2 S 0 4 wypada K 2 i 6 H 20 . K ry ształy tego podwójnego s ia r
czanu potasu i m agnezu należą do układu jednoskośnego. Sól ta nie łączy się z a łu n a
mi na mieszaniny izomorficzne, ani też nie wywołuje w ich roztw orze krystalizacyi.
S tąd wnioskujemy, że glin i magnez nie s%
izomorficzne, chociaż w wielu razach daje się pomiędzy niemi zauważyć podobieństwo che
miczne. W y raża się to i we wzorach : ilość atomów w glince (A120 3) 'jest inna niż w magnezyi (M g O ): glin je s t trójw artościo
wy, magnez zaś dwuwartościowy. Gdy otrzy
mamy przeto siarczan podwójny potasu 1 j a kiegoś jeszcze m etalu, to na zasadzie składu i formy soli otrzym anej możemy odrazu s ą dzić, czy m etal badany je s t analogiem glinu czy też m agnezu. N p. siarczan cynku nie d aje ałunów, ale z siarczanem potasu tworzy sól podwójną wzoru K 2Z n (S 0 4)2 . 6 H 20 , k tó ra odpowiada soli K 2M g (S 0 4)2 . 6H 2O r miesza się z nią i wzajem obrasta. Żelazo m a, ja k wiadomo, dwa stopnie utlenie
nia : F eO i F e 20 3 . Dw a też rodzaje p o dwójnych siarczanów ten m etal p o s ia d a : K 2F e (S 0 4)2 . t>H20 — izomorficzny z przy- toczonemi solami m agnezu i cynku i K F e (S 0 4)2 . 1 2 H 20 — ałun żelazny.
Pojęcie izomorfizmu wyświadczyło wielkie usługi m ineralogii. N a niem opiera się dzi
siejsza system atyka m ineralogiczna, gdyż liczne m inerały o bardzo zawiłym składzie nie są ju ż zagadką, ja k dawniej, ale ja k o mieszaniny izomorficzne łatwo d ają się wy
prowadzić ze związków mniej złożonych.
A le obok licznych faktów, stw ierdzających izomorfizm, z biegiem czasu sporo znalazło się przykładów, które znacznie pogm atwały pojęcia nasze o łączności składu chemicznego kryształów i ich postaci.
N r 3 9 . W SZECHS WI AT 6 1 1 N asam przód widzimy kształty zbliżone do
siebie u ciał chemicznie różnych. W iele z tych przykładów można tłum aczyć podo
bieństwem składu atomowego, chociaż nie odpowiada on izomorfizmowi pierwiastków.
N aprzykład widzimy, że siarek kadm u (gree- nokit) (CdS) i jodek sreb ra (A g 2J ); węglan wapnia (C aC 03) (aragonit) i saletra potaso
wa (K N 0 3); kalcyt (C a C 0 3) i sa le tra sodo
wa (N a N 0 3); spat ciężki (B a S 0 4); nadm an
ganian potasu (K M n 0 4) i nadchloran potasu (K C 104); korund (A120 3) i żelaziak ty ta n o wy (F e T i0 3); m arkasyt (F eS 2) i arsenopiryt (F eS A s) oraz wiele innych krystalizują się jelnakow o.
Lecz oprócz takich przypadków widzimy zbliżone formy ciał, niem ających nic wspól
nego w swoim składzie. Cynober (H gS ) i suzanit (P b S 0 4 . 3 P b C 0 3) m ają kryształy bardzo do siebie zbliżone; siarczan kwaśny potasu ( K H S 0 4) krystalizuje się w jednoskoś- ! nym układzie zupełnie ta k samo, ja k orto- j klaz (K 2A laSi0O ,6); k ryształy glauberytu [N a2C a (S 0 4)o], augitu [R S i0 3(R = Ca, Mg)], sody (N a 2C 0 3 . 10H 2O), soli glauberskiej (N a2S 0 4.1 0 H 2O) i boraksu (N a2B40 7 .IOH20 ) nietylko należą do tego samego układu k ry stalograficznego (jednoskośnego), ale nawet są kombinacyami form jednakowych, a od
powiednie ich płaszczyzny d ają kąty bardzo mało się różniące. W spólne formy tych ciał mogłyby się wydawać przypadkowem i, gdyby j nie było przykładów innych, gdzie obok po- j dobieństwa postaci widzimy pewne bliżej nie
wyjaśnione analogie w składzie chemicznym.
Widzimy to na bardzo ciekawym przykła
dzie. N iektóre chlorki metaliczne wzoru R C la, gdzie R oznacza jakikolw iek m etal dwuwartościowy, posiadają wodę krystaliza- cyi, przyczem na każdy atom chloru wypada conajmniej jed n a cząsteczka wody. N a j
więcej znanym przedstawicielem szeregu RCI2 . 2 H 20 je s t wodny chlorek bary tu BaC l2 . 2H 20 . K rystalizuje się on w układzie rombowym. B rom ek bary tu (B aB r2 . 2 H 20 ) i chlorek miedzi (CuCl2 . 2 H 20 ) posiadają formę zbliżoną do chlorku barytu. Praw ie tęż sarnę postać m ają kryształy nadjodanu potasu ( K J 0 4), nadchloranu potasu (K C 104), nadm anganianu potasu (K M n 0 4), siarcza
nów : barytu, wapnia i sodu (B a S 0 4, C a S 0 4, Na_,S04), mrówczanu bary tu (BaCVH20 4)
i wiele innych. Szereg chlorków RC12 . 4 H 2 0 , siarczanów R SO j . 2 H 20 i mrówczanów R C 2H 20 4 . 2 H 20 , który różni się od sze re
gu poprzedniego o 2 H 20 , znowu posiada wspólne formy k ry sz ta łó w : mianowicie wszystkie ciała tego szeregu krystalizują się prawie w jednakowych form ach układ u je d noskośnego. Jeżeli zawartość wody krysta- lizacyjnej w związkach wyżej przytoczonych zwiększa się jeszcze o 2 cząsteczki, to po
wstaje nowy szereg ciał o postaciach po
dobnych, jak to widzimy w kryształach N iCl2 . 6H 20 i M n S 0 4 . 4 H 20 . S tąd wy
nika, że nietylko RCI2 . 2 H 20 , R S 0 4 i R C 2H 20 4 krystalizują się jednakowo, ale i związki ich z 2 H 20 i z 4 H 20 także posia
dają tę właściwość. Jeżeli od tych wszyst
kich związków odejmiemy w myśli pierw iast
ki R i 0 2, to przekonam y się, że postać kryształów pozostaje niezmienioną przy za
mianie grupy Cl2t f 4 na S 0 2 lub C2H 20 2.
Taki sam przykład widzimy w podobień
stwie kryształów chlorku stro n tu i w apnia do niektórych chlorków i fluorków podwój
nych. Mianowicie 0 aC l2 . 6H 20 m a k ą t rom boedru = 129°1' i stosunek osi głównej do bocznych, równy 0,496 : 1; SrCl2 . 6 H 20
— 128°2', 0,508 : 1, a takie związki, ja k N iP tC l6 . 6 H 20 , M gS nF 6 . 6 B 30 , Z n S n F 0 . 6H 20 i t. p. m ają k ą t rom boedru od 127° do 128°17' i stosunek osi od 0,508 : 1 do 0,519 : 1.
P rzykłady te dowodzą, źe własności cząs
teczek, od których zależy postać kryształów , mogą być jednakow e nietylko w razie zam ia
ny pierwiastków izomorficznych i jednakowej ilości atomów w cząsteczce, ale i w razie ro z maitej ich liczby, gdy są jeszcze jakieś szcze
gólne nieznane nam stosunki w ich układzie.
W idzimy np. podobieństwo kryształów ciał chemicznie różniących się, dajm y na to ZnO i A120 3, ale krystalograficznie bardzo zbli
żonych do siebie. Obadwa te tlenki są rom- boedryczne i k ą t rom boedru z płaszczyzną wierzchołkową pierwszego je st 118°7', a d ru giego 118°18'. Pomiędzy kryształam i glinki A120 3 i krzemionki S i0 2 także zachodzi pewna łączność, która daje się spostrzegać i w innych własnościach tych ciał; na tej za
sadzie niektórzy przypuszczają, że w złożo
nej cząsteczce krzemianów glinka może zająć miejsce krzemionki.
612 WSZECHSWIAT K r 39.
Wreszcie dowiedzionem zostało, że krysz
ta ły fłuorocyrkonianu potasu (K 2Z r F 6) są zupełnie izomorficzne z węglanem wapnia (C a C 0 3), gdyż fiuorocyrkonian potasu naw et je s t dwupostaciowy, podobnie ja k w ęglan wapnia. Tenże K 2Z r F 6 je st izomorficzny z niobianami i wolframianam i o wzorach R 2N bO F 5 i R 2W OjF 4 (R = jed en z pota- sowców). Pomiędzy C a C 0 3 i K 2Z r F 5 nie
ma chemicznie nic wspólnego, ale daje się spostrzegać jednakow e w artości składających je atomów, gdyż K 2 je s t równoważnikiem C a, ta k samo C i Z r , F 0 i 0 3 . Z aś co do izomorfizmu R 2N bO F 5 i R 2W 0 2F 4 z solą K 2Z r F 0 , to widzimy w nich, oprócz je d n a kowej zaw artości m etalu alkalicznego, tę sa
rnę ilość atomów i zbliżone własności che
miczne. N ajprostszym zaś przykładem tego, że ciała, jednakow e pod względem reakcyj chemicznych, mogą posiadać wspólną budowę kryształów , chociażby naw et cząsteczki ich znacznie się różniły ilością atomów, je s t zu
pełny izomorfizm analogicznych soli potasu i am onu. (N p. kryształy i KC1 i N H 4C1 należą do hem iedryi gyroedrycznej uk ład u regularnego).
{Dok. nast.).
Z ygm unt Weyberg.
Metoda graficzna w fizjologii.
N auk a, podobnie ja k przem ysł, postępuje jedynie wskutek doskonalenia się metod, spo
sobów bad an ia i stosowanych przy badaniu narzędzi. Dzieje wiedzy są niejako historyą rozwoju instrum entów naukow ych. Dotyczy zaś to nietylko nauk konkretnych, za jm u ją
cych się poznawaniem m ateryi i sił nią rz ą dzących, gdyż i nauki abstrakcyjne m ają swe narzędzia. Isto tn ie bowiem um ysł w yczer
pałby się w wysiłkach nadm iernych, gdyby sam dla siebie nie stw arzał środków zwięk szających jego potęgę przez upraszczanie pracy umysłowej. P om ijając zupełnie rna-
') W edług M areya.
chiny rachunkowe, oddające obecnie tak znaczne usługi, powiedzieć można, źe alg ebra i analiza są prawdziwemi instrum entam i ma- tematycznemi.
W starożytności nau ka polegała na obser
wowaniu przyrody i rozumowaniu o istocie zjawisk. A rystoteles nauczał, że właściwą um iejętnością je s t nauka o zasadach, źe syl- logizm je s t właściwą form ą pracy umysłowej, prowadzącą, przez indukcyą lub dedukcyą, do poznania wszelkiej prawdy. D oktryna ta panow ała przez dwadzieścia stuleci zgórą;
można jej się i dzisiaj jeszcze dopatrzeć u niektórych filozofów. Lecz jałowością swą sam a ona złożyła dowody swej m alej w ar
tości
Inaczej zupełnie postępuje szkoła doświad
czalna, która, zrezygnowawszy z niepewnych poszukiwań najgłębszej istoty zjawisk, in te re suje się tylko faktam i i wzajemnym tych faktów związkiem, k tó ra, niepolegając cał
kowicie n a świadectwie zmysłów naszych, poddaje swe hypotezy najsurowszej kontroli i krokiem pewnym postępuje ustawicznie n a przód.
E k sp erym entato r, powiadamy, nie powi
nien zaufać w zupełności swym zmysłom. Bo istotnie, jeżeli zmysły jedynem i są wrotam i, przez które dochodzą do um ysłu prawdy ob- jektyw ne, to jednocześnie pośredniczą one tak że w przejmowaniu wszelkich złudzeń i błędów. W arto ść ich je st ograniczona, a świadectwo ich ma znaczenie w pewnych tylko granicach, które dobrze należy określić.
W zrok nasz nic nam nie mówi o odległo
ściach gwiazd, ucho nie uczy nas o istocie drg ań dźwiękowych, dotyk nie daje nam żadnej świadomości o ciężarze otaczającej atm osfery. T rz eb a było wynaleźć pomysło
we przyrządy do zmuszenia zmysłów, aby sam e poprawiły swe błędy i aby odróżniły pozory od rzeczywistości.
Czy żałować należy tego, że zmysły nie odkryw ają nam tajem nic wszechświata? G dy
by było inaczej i gdyby praw da dla wszyst
kich bez w yjątku bezpośrednio była przystęp
ną, dla wielu z nas niewątpliwie życie nie miałoby uroku ani celu; byłoby ono bowiem pozbawione najszlachetniejszych swych pobu
dek, polegających na poszukiwaniu prawdy, pobudek, które w ładną nami i doskona
lą nas.
N r 39. W SZECHSWI AT 613 P rag n ą c pomówić nieco o przyrządach [
stosowanych w fizyologii i o niektórych now
szych postępach tej nauki, przedewszystkiem pomówmy o samym fizyologu. W yobrażają go sobie zazwyczaj jako istotę barbarzyńską, powalaną krwią, nieczułą na cierpienia zwie
rz ą t zabijanych i poszukującą, według k la
sycznego już dziś orzeczenia, w śmierci ta j
ników życia. T en p o rtret najzupełniej nie J
je s t podobny do współczesnego oryginału. I Wejdźcie do pracowni fizyologicznej, a zoba
czycie ja k tam m anipulują z najsubtelniejsze- mi przyrządam i fizycznemi i chemicznemi, | ja k analizują gazy, m ierzą ciśnienia, kalorye, j pracę mechaniczną, ja k re g e stru ją lub foto
grafują ruchy. A gdy konieczność wymaga poddania zwierzęcia krwawej jakiej operacyi, cierpienia zawsze bywa łagodzone lub zupeł
nie usuwane zapomocą środków znieczula
jących.
W iwisekcya zresztą, k tó ra dawniej należa
ła do niewielu metod badania fizyologiczne- go, u stąp iła m iejsca metodom subtelniejszym a potężniejszym. Począwszy od G alena aż do KI. B ern a rd a skalpel pozwolił dokonać wielu odkryć, lecz o czynnościach życiowych dostarczył nam tylko wiadomości niejako przygotowawczych, które w czasach naszych muszą być uzupełnione przez stosowanie do
kładnych, precyzyjnych przyrządów.
W eźmy dla przykładu krążenie krwi, od
kryte, ja k wiadomo, przez fla rv e y a , który przy pomocy noża odsłaniał serce żywych zwierząt. K om binując własne swe spostrze
żenia z obserwacyami swych poprzedników, H arvey zrozum iał i dowiódł, że krew płynie j w ciele w podwójnym biegu, którego kieru
nek w yznaczają zastawki serca i żył. Z n a kom ite to odkrycie, które przew rót uczyniło w fizyologii i medycynie i unieśm iertelniło imię swego twórcy, nie je s t całkowicie zasłu
g ą wiwisekcyi. P o trzeb a było całego geniu
szu H arv eya dla objaśnienia budowy anato
micznej narządu krwionośnego, dla odkrycia prawdziwego znaczenia postrzeganych na człowieku zjawisk i dla wywnioskowania stą d o konieczności ruchu obiegowego krwi.
Umysł H arvey a był ju ż przygotowany przez j długie rozmyślania, a teorya jego była już ukształtow ana, gdy wiwisekcya przyszła mu z pomocą jak o kontrola, jak o sprawdzenie niezbędne.
Nie należy wszakże sądzić, że odsłonięcie dla wzroku i dotyku organów ukrytych w cie
le równa się ukazaniu badaczowi wszystkich tajemnic; życia. Zm ysły nasze nie są zdolne do oceniania szybkich zmian tem peratury, objętości, konsystencyi organów, zmian to warzyszących ich czynnościom. W szelkie te zmiany zbyt są nieznaczne lub zbyt zawiłe i dlatego w zupełności prawie wymykają się z pod naszej uwagi. I trzeb a koniecznie uciec się po pomoc do przyrządów mierniczych, aby ujawnić te rozliczne objawy życiowe.
Najwłaściwszym może sposobem dowiedze
nia doniosłego znaczenia przyrządów w fizyo
logii będzie wskazanie ich udziału w postępie naszych wiadomości o krwi obiegu.
H arvey w skazał drogę, ja k ą krąży krew w organizmie. Inni fizyologowie, stosując metody i przyrządy fizyczne, oznaczyli bliżej ch arak ter tego krążenia. Określili oni m ia
nowicie czynność rozm aitych ja m serca i na- stępczość w ich ruchach (skurczach), wymie
rzyli siłę, z ja k ą krew wrzucana je st przez serce do tętnic, oznaczyli ciśnienie, pod któ- rem krew ta bieży, dalej obliczyli szybkość ruchu krwi w rozmaitych punktach na dro
dze ich obiegu, wskazali jej tem p eratu rę w różnych miejscach oraz znaczenie strum ie
nia krwi jako środka ju ż to ogrzewającego już oziębiającego rozm aite części ciała. Im io
na takie ja k Hales, Poiseuille, M agendie, B ernard, Ludwig i V iero rd t przypom inają doniosłe odkrycia, które podporządkow ały ruchy krwi ogólnym praw om hydrodynam iki.
W iadomości najdokładniejsze o zjawiskach życia zawdzięczamy stosowaniu przyrządów piszących lub regestrujących.
Z n aną je st wszystkim zasada budowy tych przyrządów, których najprostszym typem je st barom etr samopiszący. W otw artej gałęzi barom etru na rtęci spoczywa pływak, który podnosi się i opada wraz z rtęcią. Otóż p ły wak ten ma przytwierdzone do siebie pióro, które podczas swych ruchów zapisuje na.
rozwijającym się ustawicznie pasku papieru to, co nazywamy krzywą zmian barom etrycz- nych. K ażde zjawisko, które sprowadza po
dobny ruch pióra, może być zanotowane w postaci linii krzywej. W ten teź sposób przy pomocy odpowiednich przyrządów fizyo
logowie kreślą krzywe tętn a, uderzeń serca, zmian w objętości organów, ciśnienia i szyb
614 W SZBCHS WIAT. N - 39 kości w obiegu krwi, ruchów oddechowych,
Bkurczów mięśniowych i t. d.
Z jaw iska niektóre, jakkolw iek nie z d ra dzają się bezpośrednio rucham i, mogą je d nakże, przy pomocy pewnych urządzeń, być badane graficznie. T ak np. ciepło, rozsze
rzając ciała stałe, ciecze lub gazy, może przenieść ruch na pióro kreślące krzywą; n a tej zasadzie zbudowane są term ografy. P o dobnie z elektrycznością, istnieją bowiem przyrządy elektrom agnetyczne, zapisujące stan elektryczny w woltach i am perach.
P o tę g a tych przyrządów wydaje się nie
ograniczoną i byłoby zuchwalstwem tw ier
dzenie, że zjawisko jakiekolw iek wymknie się nazawsze z pod kontroli naszych przyrządów.
Znakom ity fizyolog J a n M uller popełnił ongi tę niezręczność, orzekając, że nigdy nie powiedzie się zmierzyć szybkości bodźców nerwowych, biegnących wzdłuż naszych n er
wów, czy to przenoszących wrażenie ze
w nętrzne do mózgu, czy też niosących ro z
kazy mózgowe do mięśni. Zaledwie dziesięć la t upłynęło od tego tw ierdzenia, gdy Helm- holtz, powoławszy do pomocy m etodę chro- nograficzną, stosowaną przy pom iarach szyb
kości pocisków, dowiódł, że bodźce ruchowe nerwowe biegną w niciach nerwowych z prze
ciętną szybkością 10 m na sekundę. Od owego czasu pom iary owe stały się zwykłemi zadaniam i doświadczalnemi; zmierzono n a
wet szybkość pobudzeń nerwowych w rdzeniu kręgowym i w rozm aitych warstw ach kory mózgowej. Określono zmiany, jakim szyb
kość ta ulega pod wpływem ciepła lub zimna, poznano skutki, wywierane n a tę szybkość przez pewne ciała obce wprowadzone do or
ganizmu.
P rzez czas długi w celu zapisywania po
dobnego jakiegokolwiek zjaw iska potrzeba było koniecznie bezpośredniego zetknięcia pomiędzy organem badanym a przyrządem piszącym; trzeb a było nawet, ażeby sam ruch badany użyczył części swej siły ruchowej na prowadzenie pióra, kreślącego ślad swój na papierze. Konieczność ta pociągała za sobą wielokrotnie znaczne trudności w układzie doświadczeń. P o trz e b a było zawiłych u rz ą dzeń w celu złączenia n aprzykład każdej n o gi konia z przyrządem zapisującym naprze- mian każde stąpnięcie i każde podniesienie nogi. Trudność jeszcze zwiększyła się, gdy
wypadło przenieść na przyrząd samopiszący ruchy skrzydeł p ta k a ze wszelkiemi fazam i podnoszenia się i opadania i z rozmaitemi na
chyleniami ich powierzchni podczas lotu.
Zastosowanie fotografii usunęło wszystkie te trudności, ta k źe jesteśm y w możności oznaczyć wygodnie wszystkie wykonywane przez zwierzę ruchy bez względu na to, czy ono biegnie, pływ a czy szybuje w powietrzu.
Z n an e są ogólnie dwa zastosowania tej m e
tody, cieszące się znacznem powodzeniem.
M am y tu na myśli kinetoskop Edisona i cy- nem atograf Lum ierea. P rzy pomocy każde
go z tych dwu przyrządów oko widzi szereg następczych obrazów fotograficznych, w in
terw alach czasu ta k krótkich, że wzrok za
chowuje jeszcze wrażenie każdego obrazu wówczas, gdy przedstaw ia się już następny, skutkiem czego niem a dla nas zupełnie przerwy we wrażeniach wzrokowych. Z d ję
cia są tu b ran e w odstępach czasu n iezm ier
nie krótkich, lecz zawsze równych, a obrazy przedstaw iają kolejne stany danego przed
miotu, zwierzęcia czy człowieka podczas s a mego ruchu. W tej formie syntetycznej chronofotografia nie mówi nam nic o naturze ruchu, którego pozory jednakże reprodukuje dla oka. Gdy widzimy n a fotografii takiej lot ptak a, pozostajemy w tej samej niepew
ności co do drogi kreślonej przez jego skrzydła, ja k i wówczas, gdy w naturze p a trzym y na lot prawdziwego p tak a. Jednakże obrazy zachowują bardzo wiernie zapisane wszelkie położenia, jak ie każdy p u n k t ciała lub skrzydeł zajm ow ał w przestrzeni p o d czas szeregu momentów po sobie n astęp u ją
cych, innemi słowy je s t na tych obrazach wszystko, czego potrzeba do analizy tego r u chu pod względem cynematycznym. I na tem właśnie polega prawdziwe zastosowanie n au kowe chronofotografii. B ardzo łatw a meto
da geom etryczna pozw ala przenieść na p a
pier obrazy powiększone, z których wykreśla się nietylko droga, lecz które nadto dają możność obliczenia szybkości skrzydeł w j a kimkolwiek ich punkcie. T a m etoda rzutów następczych pozwala nam dojść do twierdze
nia, że niem a ruchów ani tak szybkich ani ta k zawiłych, których nie moźnaby zanalizo
wać dokładnie, jeżeli u da się je utrw alić za- pomocą chronofotografii.
Ze zjawiskam i zupełnie analogicznemi spo
N r 3 9 . WSZECHSWIAT. 6 1 5 tykam y się przy analizie dźwięków zapomocą
fonografu. Błona, d rg a ją ca pod wpływem dźwięku głosu naszego lub tonów instrum en
tu, ma przytwierdzony malutki sztyfcik m e
talowy, stykający się z cylindrem, powleczo
nym woskiem i wykonywającym ruch obroto
wy. K ażde drgnięcie głosu wytwarza na powierzchni cylindra małe zagłębienie; w m ia
rę trw ania dźwięków, zagłębienia te mnożą się i tw orzą dokoła cylindra dłu g ą linią spi
ra ln ą o rozmaicie karbow anych zagłębie
niach. Niechaj następnie po tej spirali bieg
nie podobny przyrząd, również zaopatrzony w błonę i sztyfcik; w tym razie ju ż cylinder wywoływać będzie wibrowanie błony, która wydawać będzie dźwięki podobne do tych, ja k ie wywołały pierw otnie zagłębienia na cylindrze. Mowa, śpiew, dźwięki instrum en
tów zapisują s.ę w ten sposób na cylindrze, a następnie odtw arzają się z dokładną wier
nością.
Ścisłe odtwarzanie dźwięków dowodzi, źe cylinder zachował wiernie wszystkie elem en
ty tych dźwięków w kształcie zagłębień, z których każde odpowiada pewnej wibracyi dźwiękowej. Słuch wszakże nie mówi nam nic o charakterze tych drgań, odtw arza on nam tylko wrażenie słuchowe z całą tegoż zawiłością. Otóż fizyolog niemiecki, H e r
mann z K rólew ca, podjął zadanie z samych owych śladów na cylindrze fonografu odtwo
rzyć ch a rak ter drg ań dźwiękowych. P rzy pomocy pomysłowego przyrządu naprzód udało mu się owo zagłębienia w wosku p rze
kształcić w krzywą nakreśloną na papierze.
K rzyw a ta wiernie odtw arza profil w szyst
kich owych karbów, powiększając je znako
micie. N astępnie, posiłkując się uproszczo
ną m etodą rachunku, H erm an n z zawiłej krzywej fonografu wydobywa pojedyńcze krzywe każdego tonu i nadtonu, z których tam ta je s t złożona.
Z atem najsubtelniejsze, jak ie wyobrazić sobie można zjawisko, owe tysiące drgań powietrznych wytwarzanych co sekunda przez głos ludzki, owe drgania, których liczba i szybkość w formie nadtonów stanowi o w ła
ściwej barwie głosu, wszystkie te objawy tak szybkie i ta k zawiłe chw ytane są przez przyrząd niejako w locie, utrw alane i uprzy
stępnione dla analizy m atem atycznej. M e
toda graficzna w badaniu takich właśnie z ja
wisk dowodzi najdoskonalej płodności swej i niezmiernie wielkiego dla nauki znaczenia.
Od trzydziestu przeszło la t m etoda ta roz
wija się i wciąż doskonali w fizyologii. P o cząwszy od stosunkowo prostego przyrządu, sfigmografu, który kreśli krzywą tętn a, w ska
zującą szczegóły ruchu krwi w naczyniach, aż do chronofotografu, analizującego n a j
szybsze i najzawilsze ruchy—fizyologia po
sługuje się obecnie bardzo licznemi przy
rządam i samopiszącemi. Podobno niedawno temu, pp. Roux i B althazard w sposób po
mysłowy połączywszy zastosowanie promieni R oentgena z chronofotografią, uwidocznili ruchy żołądka we w nętrzu naszego ciała, oznaczyli fazy tego ruchu i wykazali jego mechanizm.
N a tym jasnym widnokręgu wielkich po
stępów metody graficznej w fizyologii—jedn a tylko chm urka groźnie poczyna się nam u k a
zywać. Zapisywanie zjawisk w formie linij krzywych pozostawione je s t w tej chwili zu
pełnej dowolności. N iektórzy fizyologowie obmyślili nowe przyrządy, nietroszcząc się dostatecznie o owe bardzo ścisłe w arunki, poza którem i dany instrum ent przestaje d a wać wskazówki wierne. Co więcej, m echa
nicy-praktycy, bez najmniejszych wiadomości naukowych, stali się wynalazcami p rz y rz ą dów fizyologicznych. T ak więc np. istnie
je przeszło dwadzieścia rozm aitej budowy sfigmografów, z których zaledwie dwa lub trzy d ają krzywe do siebie podobne, gdy się je stosuje na tętnicy jednego i tego samego osobnika. W yobraźm y sobie obecnie, coby się stało z chemią, gdyby każdy zechciał wa
żyć według dowolnego systemu wag lub gdyby się posługiw ał ciężarkam i niedokład - nemi, coby się stało z fizyką, gdyby kon
struktorom term om etrów np. spodobało się kalibrować je według stopni nierównych, bez możności porównań pomiędzy dwuma przy
rządam i. T aki stan zagraża obecnie fizyolo
gii. Jed n o i to samo zjawisko, zapisane przez dwa rozm aite przyrządy, daje nie
kiedy krzywe ta k różne, źe czytelnik zupełnie zoryentować się nie może; a gdybyśmy w dal
szym ciągu postępowali tą drogą, sam a m e
toda wkrótce zostałaby zdyskredytowaną.
Potrzebne je st koniecznie porozumienie pomiędzy łizyologami w celu kontroli in stru mentów i ujednostajnienie stosowanych po-
616 N r 39, miarów, jeżeli pragniem y uniknąć zam iesza
nia wielce niepożądanego w spraw ach n au kowych.
M. FI.
BAMBUS.
(D ok oń czen ie).
Ponieważ całe źdźbło bam busa je s t odrazu gotowe, przy wzroście rozsuw ają się tylko skupione kolanka.
K a żd ą część łodygi okrywa bardzo tw ard a pochwa, w yrastająca z kolanka znajdującego się u podstawy, podtrzym ująca wyłącznie ło- dygę, złożoną z zupełnie miękkiej tkanki.
D la młodej łodygi podobna ochrona je s t | ta k konieczna, że źdźbło pozbawione pochew
ki ginie.
Gdy źdźbło dosięgnie zupełnej swej wyso
kości, zaczyna drzewnieć i rozgałęziać się.
U większych gatunków zwrotnikowych, g a
łęzie w yrastają dopiero na początku drogiego roku.
G ałęzie w yrastają na osi opadających liści pochewkowatych, tuż nad kolankam i, w dwa naprzem ianległe szeregi, na całem źdźble, lub tylko na górnej jego części i początkowo j są zawinięte w pochewkowate liście o dwu nerwach.
Z a dowód miękkości młodych łodyg mogą | służyć podłużne brózdy, spotykane u wielu gatunków n a każdej części łodygi, a które są odciskami tych dwu nerwów.
Gdy łodyga się wyciągnie, odciski w ydłu
żają się także i tw orzą brózdy.
G ałęzie, w yrastające n ad kolankam i, ro z
gałęziają się z kolei i tw orzą praw dziw ą ko
ronę liści.
Jasno-zielone liście są różnej wielkości;
u większych gatunków spotykam y liście na 60 cm długie i szerokie na dłoń. U n iek tó rych gatunków , ja k np. Bam busa teb a Miq., w yrastają zwrócone nadół ciernie (zmienione gałęzie boczne), u innych tylko na niższych kolankach ta k zwane spuszczające się gałę- i zie, podzielone kolankam i, n a których wy
r a s ta mnóstwo gałęzi przybyszowych, częścią
w rastających w ziemię, częścią zamienionych w ciernie.
Budowa łodyg bambusowych odpowiada ich niezwykłemu w stosunku do objętości wzrostowi (90 cm— 1 m objętości, 30—40 m wysokości). Ź d źb ła bambusowe są walcowa
te, puste wewnątrz, tylko w kolankach po- przegradzane ściankam i grubem i na kilk a milimetrów.
J a k nas uczy m echanika, walec w ydrążo
ny przy zużytkowaniu niewielkiej ilości m ate- ryału, odznacza się największą wytrzym ało
ścią na ciśnienie.
W ytrzym ałość źdźbła bambusowego zwięk
sza się jeszcze przez wytwarzanie poprzecz
nych ścianek.
Schwendener, który powiedział, źe roślina je s t najlepszym budowniczym i dowiódł tegcr zdania n a budowie bam busa, wykazał rów
nież, źe wewnętrzna jego budowa m a na celu wielką wytrzymałość.
W tkance zasadniczej na ścianach łodygi bambusowej przebiegają równomiernie ro z łożone wiązki włóknonaczynne podłużne, oto
czone grubą warstw ą łyka.
Łyko przedewszystkiem nad aje moc drze
wu, ja k w ykazały doświadczenia.
Łyko rozwija się ta k znacznie, źe według
; Schwendenera, może zajm ować połowę całej
! powierzchni przekroju łodygi, co łatwo- sprawdzić.
K rzyżow anie się podłużnych wiązek włók- nonaczynnych w przegródkach kolankowych zwiększa jeszcze trw ałość łodygi.
Ź dźbło gładkie i połyskujące je s t p ocząt
kowo zielone a potem żółte lub brunatne, a naw et czarne, niekiedy plam iste lub p rą ż kowane. T kanka źdźbła przesycona je st krzem ionką, szczególniej w naskórku. N a skórek B am busa longinodis przypom ina w do
tknięciu skórę rek ina z powodu licznych grudek, przesiąkniętych krzemionką. N aw et zw ykła tk an k a je st ta k tw arda, że przy r ą baniu żelazną siekierą sypią się iskry zwłasz
cza z m artw ych i suchych łodyg.
(Jo do wydawania kwiatów i owoców moż
n a podzielić wszystkie gatunki bam busu n a dwie wielkie grupy. G atunki należące do jednej kw itną i w ydają owoce corocznie, ja k nasze traw y, a przynajm niej bardzo często;
należące do drugiej kw itną i w ydają owoce tylko bardzo rzadko.
N r 3 9 WSZECHSW1AT. 6 1 7
Do pierwszych należą : A ru n d in aria Wig- tb ian a Nees w N ilagiris, A ru n d in aria falcata w H im alayach na wysokości 2000 do 3 000 m, A r. H ookeriana, gatunki G u a d u a i Chusquea i t. d. K łosy kwiatów w yrastają u tych roś
lin na krańcach ulistnionych gałęzi. U in nych, ja k np. D endrocalam us strictus Nees, niektóre źdźbła zrzucają liście, pokrywając się kłosami, inne zaś zatrzym ują liście.
Znaczna liczba, szczególnie większych g atun
ków, dopiero po przejściu pewnego szeregu la t staje się zdolną do kwitnienia.
H um boldt opowiada o G uadua angustifo- lia K th. w Nowej G renadzie, która nie kw itła przez la t 20. Schweinfurth mówi, źe afry-
F ig . 5. Cz§ść kw iatostanu Bam busa vulgaris W endland.
kańskie bam busy kw itną rzadko, równie ja k bam busy na Jam ajc e i w Indyach W schod
nich.
R óżne gatunki potrzebują różnego czasu żeby zakwitnąć, pospolicie od 15—30 lat.
K iedy bam busy zaczynają kwitnąć po dłuższym przeciągu czasu, osobliwe zjawisko daje się zauważyć : wszystkie źdźbła jednego gatunku zakw itają wtedy naraz, począwszy od najstarszego, mającego ze 40 la t, aż do najm łodszego, k tóre jeszcze roku nie doszło.
T ak np. na zachodnim brzegu Indostanu za
uważono jednoczesne kwitnięcie Bambusa arundinacea R etz. w przeciągach trzydziesto- dwuletnich, w r. 1804, 1836 i 1868. W ta
kich razach młode rośliny, otrzym ane z sa
dzonek i odkładów kwitną jednocześnie z ro ś
liną macierzystą.
Miejscowość tu taj niem a żadnego wpływu, bo młodziutkie sadzonki przewiezione z A l
gieru, kwitły w Paryżu i innych okolicach F rancyi jednocześnie z rośliną m acierzystą
w A lgierze.
Równie szczególne je st obum ieranie wszyst
kich źdźbeł po wydaniu kwiatów i owoców.
U niektórych gatunków stwierdzono także obumieranie kłącza, poczem roślina musi się znów odradzać z nasienia. Przeważnie je d nak kłącz pozostaje przy życiu i w następ
nym roku wydaje nowe źdźbła, m ałe i nie
pozorne. W następnym roku źdźbła są już większe, a po kilku latach dochodzą znowu zwykłych wymiarów.
F ig . 6. K łosek Bam busa vulgaris W endland.
Dotychczas nie stwierdzono jeszcze napew- no od czego zależą wyżej opisane zjawiska.
W każdym razie wiek drzewa nie stanowi wyłącznie o kwitnięciu. Prawdopodobnie działają tu także czynniki zewnętrzne, może klimatyczne.
P rzy takiem powszechnem kwitnięciu bam busów ilość nasion w zrasta do niezwykłych rozmiarów. N asiona zaw ierają wiele mączki i często, szczególniej w latach głodu używane bywają na pokarm. W Indyach W schod
nich biedniejsi zbierają je ogólnie i jedzą gotowane ja k ryż.
W roku 1812 tylko powszechne kwitnięcie bambusów w Indyach zapobiegło klęsce g ło dowej, ja k opowiada Munro. Schw einfurth pisze, źe mieszkańcy A fryki środkowej zbie
ra ją nasiona (owoce) bambusów podobne do żyta i używ ają ich jako zboża.
6 1 8 WSZECHSWIAT N r 3 9 . Często jed n ak zam iast korzyści zbytnia
•obfitość nasion bambusowych przynosi szko
dę, ja k się już nieraz zdarzyło zarówno w In - dyach, ja k i w Brazylii, gdzie kilkakrotnie m asa nasion leżących bez użytku na ziemi wywołała niezwykłe rozmnożenie się szczu
rów i myszy, które po zjedzeniu nasion rz u ciły się na okoliczne pola i zniszczyły je. To samo zdarza się w koloniach niemieckich w Rio G randę do Sul i St. C atarin a w B ra zylii.
P o d względem k ształtu i wyglądu można podzielić owoce bambusów na dwie wielkie gromady.
Do jednej zaliczamy owoce podobne do ziarn naszych zbóż, tylko dłuższe i cieńsze,
F ig . 7. F ig . 8.
„ , , , Przecięcie podłużne owocu Uwoc M elocanna , * 1 „ , m ■
„ , . , M elocanna .Bambus. I n n .
B am busoides . ,
rp . a ziarno m ączyste, b p ow łoka m ięsista.
do drugiej owoce otoczone oddzielną pochwą (powłoką) suchą lub nabrzm iew ającą podczas dojrzew ania owocu.
Owoce drugiego rodzaju można najlepiej porównać do naszych pestkowców, podobnych szczególniej do gruszek. Fig. 7 przedstaw ia w 3/ł wielkości owoc M elocanna Bam busoides T rin., fig. 8 ten sam owoc w podłużnem prze
cięciu.
Z iarn a podobne do zbożowych m ają A run- dinaceae i E ubam buseae, owoce w pochwie
suchej lub m ięsistej—Dendrocalam eae i Me- tocanneae.
Podczas gdy nasze rośliny po obcięciu pę
dów silnie rozw ijają pozostałe lub nowo wy
rastające, bambusy zachowują się zupełnie przeciwnie. Jeżeli w jednym roku obetnie
my wszystkie źdźbła, lub zawiele ich, to w następnych kilku latach kłącz będzie wy
daw ał źdźbła bardzo nędzne.
W cieplarniach umyślnie obcinają pędy chcąc utrzym ać w niewielkich wym iarach gatunki w yrastające zwykle wysoko. W sk u tek takiej hodowli niektóre olbrzymy rodziny bambusowców zam ieniają się na ozdobne krzewy.
Obok bambusów o prostym pniu sp o ty k a
my inne, z łodygą tak słabą, źe ja k prawdzi
we rośliny wijące, pną się wysoko na drzewa i rozkład ając się na gałęziach ja k wieńcem spuszczają pęki jaskraw o zielonych liści.
T akie wijące się bam busy znajdujem y na M adagaskarze i na Ceylonie, ja k np. B am bu
sa debilis.
Zastosowanie bam busa do użytku domowe
go najlepiej można poznać w Azyi wschod
niej, w Chinach i Japonii, a potem w In- dyach i na archipelagu Indyjskim .
W A fryce mamy tylko kilka gatunków, używanych wyłącznie n a rusztow ania do ch at Podobnie indyanie am erykańscy mało wyzyskują bambus, który zastąpiła dla nich palm a.
W C hinach i Jap on ii każdą chatę wieśnia
czą osłania gaik bambusowy, dostarczający młodych pędów na ulubioną jarzynę, liści na posłanie i opakowania, m ateryału do budowy domów i wyrobu sprzętów.
Z różnych wyrobów zasługują n a uwagę lam py złożone z rozszczepionego źdźbła bam - busu oraz skorupy orzecha kokosowego n a
pełnionej olejem.
G ąbczasty rdzeń z młodych międzywęźli, namoczony w saletrze i ususzony, daje knoty do lam p, a cienkie międzywęźla napełnione żywicą używane są na S um atrze jako świece.
Papierow e latarnie chińskie m ają oprawę z bambusowych pręcików, a z jeszcze cień
szych pręcików plotą kubki, które przez p o ciągnięcie lakierem s ta ją się nieprzem akalne.
Do rozniecania ognia używają także dwu kawałków bam busa, z których jeden ostro zakończony pocierają o grzbiet przepoło
;\'r 3 9. WSZECHSWIAT. 6 1 9
F ig . 9. Dom zbudowany z bambusa.
wionego źdźbła nad pękiem łatw o palnych włókien.
Do rozdm uchiwania ognia służą miechy z bambusów, który je s t tak ogniotrwały, że robią z niego obcęgi dla kowali.
M iędzywęźla używane byw ają jako wiadra, których dno stanowi przegródka kolankowa.
N a Jaw ie urzędową m iarę objętości stanowią międzywęźla bambusowe.
N askórek bambusowy, przesycony k rze
mionką, wybornie się n ad a je do ostrzenia noży oraz do polerow ania żelaza, kości i drzewa.
Z ia rn a bambusowe służą gotowane na po
karm , prócz tego d a ją m ąkę n a chleb, oraz m atery ał do wyrobu piwa, a gruszkow ate owoce jedzą się pieczone.
Bam bus dostarcza ludziom również m or
derczych środków. P odstępni zbrodniarze m ieszają swej ofierze do jedzenia cienkie, haczykowate włoski, które pokryw ają liście bam busu u podstawy. P ołknięte, sprowa
dzają one powolną lecz pewną śmierć, gdyż w bijają się w ściany żołądka i wywołują owrzodzenie.
Dzidy i oszczepy bambusowe odznaczają się lekkością. Do wyrzucania zatru tych strz a ł służą dmuchawki, przygotow ane z d łu gich międzywęźli.
Z bambusowych pali łatw o i szybko można wznosić palisady, zbijać lekkie nosze oraz robić leszczotki, obejm ujące ściśle ręce lub nogi.
Z rozm aitych przetworów zasługuje na wzmiankę papier bambusowy, niezwykle cien
ki, używany do odbić artystycznych.
P ap ier ten w yrabiają w Chinach w sposób n astęp u ją cy : kaw ałki bam busu, długie na 1— l ' / 2 m, obrane z liści, k ła d ą pęczkami w zbiorniki z wodą, rozrzucając między nie
mi wapno.
P o 3—4 miesiącach bam bus staje się z u pełnie miękki, wtedy go rozgniatają na p a p kę, wymywają z wapna i wylewają n a sito, aż warstwy dojdą do pożądanej ciekości.
W arstw a papieru leży na sicie póki nie przeschnie, potem suszą j ą sztucznie, a na samym końcu wystawiają na słońce.
F ig. 10. W iadro (zbiornik) do w ody z bambusa.
WSZECHŚWIAT. N r 39.
Z przem ysłem papierowym łączy się wy
rób wachlarzy, parasoli, oraz kapeluszy, szczególnie ładnie plecionych na Jaw ie, skąd się dostają w wielkich ilościach do Europy, jako kapelusze panam a.
Bambus dostarcza tak że lekarstw a „ta- baschiru”, używanego przeciw żółtaczce, dy- senteryi, chorobom płuc i t. d.
T abaschir znany ju ż lekarzom z czasów cesarstw a rzymskiego je s t substancyą krze
mionkową, zbierającą się w dolnych między- węźlach różnych gatunków bam busa.
Powstawanie jego objaśnia się tem , źe źdźbła, rosnąc szybko p rzyjm ują więcej wo
dy niż mogą spotrzebowaó i grom adzą j ą w pustych międzywęźlach. Prawdopodobnie rozpuszczone w tej wodzie krzem iany po- tasowców zostają rozkładane przez róż
ne kwasy, a z rozłożonych soli alkalicznych powstaje g alareta krzem ionkowa, tw ardnie
ją c a stopniowo n a tabaschir. T abaschir two
rzy kaw ałki o 4 cm średnicy, a długie na 5 cm, k ształtu przestrzeni, w których się utworzyły, przeświecające, czarniawe i po
kryte kredowo-bialą powłoką. N a powie
trzu rozpada się, w stanie świeżym zaw iera 58 —62% wody, l° /0 substancyj organicz
nych, resztę stanowi krzem ionka. P o wypa
leniu stanowi mleczne lub opalowo błękitne ziarna, łatw o się dające rozgryść. Oprócz tego w międzywęźlach znajduje się woda, kryształowo czysta i bardzo smaczna.
Wielkie usługi oddają źdźbła bambusowe jak o m ateryał do budowy lekkich a trw ałych
mostów.
Bam bus, uważany za drzewo święte w Chi
nach i Japonii, je s t z drugiej strony n arzę
dziem kary cielesnej.
Bambusy rozm nażają się z sadzonek, zło
żonych z międzywęźla z dwoma kolankam i, zasadzonego tak, źe górne wystaje nad zie
mię. Z dolnego kolanka w yrasta kłącz i ko
rzenie, a z górnego— źdźbła.
Podobnie ja k nasze wierzby i topole, bam bus posiada ogrom ną siłę żywotną i często się zdarza, źe źdźbła bambusowe użyte za podpórki do innych roślin wydają korzenie i młode pędy. Bam bus żyje 60— 70 lat.
U praw a bambusów wym aga podobnych sta ra ń ja k nasze gospodarstw a leśne. T rzeba reg ularn ie ścinać pnie i zasadzać wśród nich młode rośliny. B am bus łatw o się aklim aty-
zuje, czego dowodem plantaeye w A lgierze.
W e E ran cy i południowej założono oddaw na podobne plantaeye. W iele gatunków, m ię
dzy innemi andine z Him alayów lub północ
nych okolic Chin i Japo nii, przyzwyczajonych do zimna, mogłoby i w E uropie środkowej rosnąć pod odkrytem niebem.
Rozpowszechnienie bam busa w E uropie byłoby bardzo pożądane, gdyż daje się on zastosować do ta k wielu użytków, że J . CIo-
! quet pow iedział: „Bam bus może się kiedyś stać tem d la przem ysłu europejskiepo, czem ziemniak je s t dla wyżywienia lu du ”.
(W edług d-ra Oskara E berdta „D er B am bus” . Prom etheus n r 3 6 8 , 3 6 9 , 3 7 0 . 1 8 9 6 r.).
Z. ś .
Posiedzenie W ydziału M atem atyczno -P rzyrodn iczego Akadem ii Um iejętności.
D nia 5 kw ietnia odbyło się pod przew odnict
wem rektora K reutza posiedzenie W ydziału m a
tem atyczno-przyrodniczego, na którem sekretarz, prof. R ostafiński, referow ał o pracy nieobecnego członka, prof. W ładysław a Natansona : 0 teoryi kinetycznej ruchu w irow ego. Prof. N atanson w yprowadza z kinetycznej teoryi m ateryi, m iano
w icie zaś z jej ogólnej abstrakcyjnej postaci, zwanej teo ry ą m olekularną kinetyczną, równania ruchu w irow ego w płynach, podane w r. 1 8 5 8 p rzez H elm holtza i w r. 1 8 7 4 przez N ansona.
Praw a ruchu w irow ego w płynach ukazują now ą cechę ow ego w ew nę'rznego w materyi działania, t. j. koercyi, tak w ażnej w energetyce. Aby ho- wiem rów nania H elm hohza i Nansona były s p e ł
nione, siły koercyjne m uszą czynić zadość za sa dzie m om entów ilości ruchu. A utor otrzym uje równania H elm hohza i N ansona, pisząc równanie, w yrażające pow yższą zasadę i rozciągając j e d o w szystkich kategoryj czą steczek zapom ocą rów nania B oltzm anna. W interesujący sposób uw y
datniają w zory, podane w ciągu dowodu, pewne znaczenie fizyczne sześciu elem entów deform acyi w płynie małej objętości
Prof. B row icz przed łożył własną pracę pod t y tułem : „O stanie patologicznym jądra kom órki w ątrobowej, przem aw iającym za funkcyą w y- d zieln iczą jąd ra, m ianowicie, że jądro kom órki wątrobowej w ydziela barwniki żółciow e” . D o tw ierdzenia, że jądro kom órki wątrobowej b ierze czynny u d ział w funkcyi w ydzielniczej kom órki
S r 39. WSZECHSWIAT. 621 w ątrobow ej, a m ianowicie, że w ydziela barwniki
żółciow e, pi-of. Browicz dochodzi na podstaw ie znajdowania się złogów różnobarwnych i różno- kształtnych barwników żółciow ych tylko w jądrach kom órek wątrobowych, i zestaw ienia obrazów, które przedstaw iają tak kom órki wątrobowe, jak ich jąd ra oraz protoplazm ę i przew ody żółciow e m iędzykom órkow e w przypadkach w śródkom or
kow ego zastoju żółci. Podobnie ja k w pierw oszczy komórki wątrobowej istnieje sieć kanalików' żó ł
ciowych, tak i wśród jąd ra spoczynkow ego istn ie
j ą stałe przetw ory, u legające rozszerzeniu w s t a nach patologicznych kom órki w ątrobow ej, tw o rząc wakuole różnej w ielkości, m ogące zawierać także złogi barwnikowe, o czem autor poda p ó ź niej bliższe szczegóły.
Prace pow yższe zostały odesłane do komitetu w ydawniczego; w końcu zaś sekretarz zaw iad o
m ił o posiedzeniu Kom isyi antropologicznej, k tó re się odbyło dnia 20 marca pod przewodnictwem prof. d-ra L . M alinow skiego :
N a w stępie przew odniczący podniósł, ja k cięż
ką stratę Kom isya poniosła przez śm ierć ś. p.
Edwarda Jelinka, członka K om isyi, i skreślił w krótkich słowach je g o działalność; obecni u czcili jeg o pam ięć p rzez p ow stan ie.— P r o f Kle- czyński referował o nadesłanej pracy : Obszar ję z y k a litew skiego w guberni w ileńskiej, cennej dla zawartych w niej dat statystycznych; podniósł jednakże potrzebę rew izyi, k łórą K om isya p o w ie rzyła referentowi.— P rof. d r N . Cybulski p o le cił do druku pracę d-rów St. C iechanow skiego i Urbanika p. t.: P rzyczynek do geografii wola i m atołectw a w G alicyi, a prof. H oyer pracę d-ra O lechnow icza p. t.: Crania polonica; pow yższe propozycye Komisya uchw aliła.
N astępnie d-r D em etrykiew icz zdaw ał sprawę z badań i poszukiw ań archeologicznych, dokona
nych przez siebie w pow iecie trem bowelskim . Interesujące groby szkieletow a z epoki rzym skiej z naczyniam i szklanem i, oraz cm entarzysko c ia łopalne z tego sam ego czasu odkryto w T rem bow li w roku ubiegłym przy budow ie kolei; n ie
stety , zabytki te bezm yślnie zniszczono, tak, że d-r D em etrykiew icz zn a la zł tylko je s z c z e kilka charakterystycznych czerepów . W sąsiedztw ie tych zabytków znaleziono głęb ok ie d oły pod z ie mią, wydrążone w glinie, napełnione je sz c z e ziar
nem , którego próbka została posłana p r o f J a n czew skiem u do zbadania. W edług prof. Jan czew skiego je stto proso z m ałą dom ieszką gryki, jednakże z gatunków nieco odm iennych, a mniej szlachetnych, niż gatunki dziś używ ane.
N awpół ju ż zn iszczone cm entarzysko ciało
palne z urnami d-r D em etrykiew icz badał w Zie- leń czu (pod Trem bowlą); urny, tam że znalezione, trzeba również odnieść do czasów w pływ u rzym skiego, o ile z ich k szta łtu można w nioskow ać.
P rzedtem ju ż znaleziono tam piękną i typow ą amforę rzym ską i dwa „skarby” , t. j obfite sk ła d y kółek szklanych kolorow ych, które, ja k w ia domo z badań ś. p. d-ra K opernickiego w Horod-
nicy nad D niestrem , były bardzo w tych ok oli
cach rozpow szechnione w II i w III w. po Chry
stusie. W tej samej w si Z ieleńczu d-r D em etry
kiew icz znalazł zabytki charakterystycznej cera
miki neolitycznej malowanej, podobne typem do tych naczyń, które ś. p. Ossowski znalazł w Bil- czu i W asylkowcach. Takież same zabytki d-r D . znalazł pod m iasteczkiem Budzanowem , na t. zw . Krzemiennej niwie. W obu tych m iejscach stw ierdził, że budowa jam , gdzie się zabytki znajdują, zgadza się z budową, opisaną przez I O ssow skiego, lecz że Ossowski niesłusznie nazy- j wał te jam y ciałopalnem i grobowcami cegłow em i, gdyż ułam ki kości, znajdowano w nich, są według oznaczenia prof. Hoyera resztkam i kości w ołu i świni; podobne spostrzeżenie zrobili i w iedeń
scy uczeni, badając analogiczne zabytki na B u k o w inie i w Rum unii pod Jassami; dlatego p r z y puszczali obecność raczej szczątków m ieszkań i siedzib ludzkich, niż grobów. W dalszym ciągu d-r D em etrykiew icz badał kurhany na polu zw a- nem Pohyblica, pod Budzanowem. Znaleziono w yciągnięte nawzuak szk ielety, lecz wobec braku jakichkolw iek przedipiotów i naczyń, niem ożna
było oznaczyć w ieku cm entarzyska.
N a podstawie zbioru zabytkówT, będącego w p o
siadaniu d-ra O lpińskiego w Trembowli oraz in- form acyj, udzielonych przez starostę trem bowel- sk ieg o ,p . W asilew skiego i nauczyciela tam tejszego p. Baygera, d-r D em etrykiew icz zgrom adził w ie le wiadom ości o zabytkacli znalezionych w tym że pow iecie; z tych w iadom ości okazuje się, że znaj
dują się tam zabytki w szystkich niemal okresów przedhistorycznych, z w yjątkiem śladów kultury keltyckiej (L a Tene) w spółczesnej w tych ok oli
cach i rywalizującej z t. zw . kulturą scytyjską;
znajdowano bowiem groby skrzynkow e i ce r a m i
kę malowaną epoki kam iennej, charakterystyczne w yroby epoki bronzow ej, zabytki grupy scytyj
skiej, wreszcie zabytki kultury rzym skiej oraz pomniki ostatnich czasów epoki przedhistorycznej.
P rzy sposobności w ycieczki na Bukow inę, d-r D em etrykiew icz zebrał w iadom ości o nieznanych dotąd św iatu naukowemu skarbach złotych, o d krytych niedawno pod Michałowem w pow iecie Borszczow skim .
D zięk i zabytkom , zebranym w kolekcyacn czerniowieckich i iiiformacyom tam tejszych b a
daczy, d-r D . rozpoznał charakter archeologiczny Bukowiny i jeg o stosunek do charakteru sąsied
nich pow iatów G alicyi. W ogóle m ożna znaleźć te sam e typy i zjaw iska zabytków po obu stro
nach granicy galicyjsko-bukow ińskiej; uderza jednakże znaczna ilość (t. j . 8) skarbów złotych i srebrnych znalezionych na Bukowinie; skarby te pochodzą z różnych epok przedhistorycznych, począw szy od bronzow ej. N aczynia neolityczne malowane znaleziono dotąd tylk o w trzech m iej
scach na Bukowinie; są one podobne do galicyj
skich, lecz nieco delikatniejsze w wykonaniu.
P ięćd ziesią t m iejscow ości, gd zie dotąd odkryto zab ytk i przedhistoryczne na Bukowinie, grupują
622 WSZEUHSWIAT N r 39.
się na półn ocy przy granicy galicyjskiej i we j wschodniej części kraju przy granicy rum uńskiej, ja k o tem św iadczy mapa archeologiczna B u k o
w iny, wykonana przez d ra D em etrykiew icza.
W dyskusyi nabierali glos : prof. Baudouin de Courtenay co do wyrazu „ciałopalny” , oraz p.
Karol Potkański, k fóry w skazyw ał w zm ianki o na
szych ziem iach w o s ‘atnich czasach p rzed h isto rycznych u pisarzy arabskich; prócz teg o p rze
mawiali : p. P rzew odniczący i p. St. Cercha.
N a w niosek d-ra D em etrykiew icza K om isya uchw aliła przybrać do sw ego grona na członka w spółpracow nika d-ra K. K oehlera z P oznania, w końcu zaś wybrano przew odniczącym na rok
1 8 9 7 prof. d-ra M alinow skiego.
N a posiedzeniu ściślejszem W ydziału m a tem a tyczn ego uchw alono m ięd zy innem i zele cić za rzą dowi A kadem ii dzieło prof. J. P u zyn y do su b - wencyi na dzieła osobne, oraz zatw ierdzono w y
bór d-ra K . K oehlera na członka Komisyi antro
pologicznej.
Z . R .
K R O N I K A N A U K O W A .
— 0 tw o rzen iu się po kładó w soli m orskich.
Badania nad pow staw aniem i rozkładem so li po
dwójnych, zapoczątkow ane w ostatnim dziesiątku la t przez van t ’Hoffa, w ielokrotnie ju ż z o sta ły zastosow ane do owych zw iązków solnych, które spotykam y w pokładach stasfurckich. Tak więc np. badano sól podwójną siarczanu m agnezu i p o
tasu , schónit, K2M g(S04)26H j0 i okazało się, że z roztw orów obudwu j e g o składników wówczas tylko krystalizu je ten m inerał, je ż e li tem peratura roztw oru nie je s t niższa od — 3° i nie w yższa od -j-9 2 °. P oniżej — 3° w yd zielają się oddzielnie siarczan potasu i siarczan m agnezu, powyżf-j zaś 9 2 u k rystalizu je uboższa w w odę sól podw ójna K2M g(S0 4)24H 20 , znana pod nazwą astrakani- tu potasow ego lub leon itu . Podobne mniej więcej rezu ltaty otrzym ano dla astrakanitu N a2M g (S 0 4 )4H 20 , który z roztworów siarczanu sodu i m agnezu w ydziela się tylk o w tem peratu
rach w yższych od 2 2 °, Obecnie przybyw ają je sz c z e badania nad pow staw aniem soli sta sfu r
ckich przez podw ójne rozkłady M ianow icie pan Lowenherz zajął się zbadaniem pytania, ja k też zachow ują się roztw ory nasycone chlorku m agne
zu i siarczanu potasu oraz siarczanu m agnezu i chlorku p otasu , starając się poznać warunki, w jakich z roztw orów takich k ry sta lizu ;ą sole pojedyńcze albo schónit K iM g(S04)-26H i0 lub w reszcie k arnalit K-2M gCl3 6H2O. Gdy zostaną poznane n ależycie warunki istnienia w szystkich soli, w ystępujących w pokładach so li m orskich, oraz sposób ich pow staw ania czy to p rzez łą c z e nie się, czy p rzez rozkład podw ójny so li m o r
skich, to bezw ątpienia p rzyczyn i się to znakom i
cie do w yjaśnienia zagadki geologicznej o po
wstaw aniu pokładów solnych. W pracach, o k tó rych tu mowa, przedew szystkiem znajdujem y ba
dania van t ’Hoffa i M eyerhoffera nad chlorkami ( poł asu i m agnezu i nad karnalitem. Podczas,
j gdy chlorek potasu zaw sze się otrzym uje w sta
nie bezw odnym , natom iast chlorek m agnezu w y
stępuje zależnie od okoliczności z rozm aitą z a w artością w ody ltry s^ liza cy i. Oprócz znanych ju ż wodanów MgCia6H'20 (Bischoffit), MgCl24H 20 i M gCł22H20 , otrzym ano jeszcze w tem peratu
rach niższych M gC l,^H20 i M gC lj^H ^O . Ten o sta tn i wodan w zetknięciu z nasyconym swym roztw orem p r z y — 17, 7° przechodzi w wodan z 8 cząst. wody, który znów przy — 3,4° zam ie
nia się na zw ykły wodan z 6H20 . D o 1 1 6 ,6 ° nasycone roztw ory chlorku m agnezu w ydzielają sól z 6H20 , powyżej zaś tej temperatury do 181°
w ydziela się MgC]-24HiO, a je szcze wyżej k rysta
lizu je MgCl'22H20 . Karnalit w wodzie czystej nie rozpuszcza się bez zm iany, lecz raczej roz
szczepia się w znacznej części na chlorek m agne
zu, przechodzący do r o z lw oru, i chlorek p o ł asu, który ja k o trudniej rozpuszczalny w przew ażnej części pozostaje. P rzy 2 5 ° otrzym uje się np.
roztw ór składu IOOH2 9,9M gC l2, 0,2KC1.
D opiero w zetknięciu z takim roztw orem sól po
dwójna p ozostaje bez zm iany. Ten rozkład czę
ściowy7 zachodzi w m yśl następującego równania : M gCl3K6H20 + 4,1 ELO = 0,98KC1
+ (M gClj, IO .IH jO , 0;02KC1)
Co zaś d otyczy całkow itego rozpadu karnalitu, to zauw ażyć należy, że w soli podwójnej zaw ar
tych je s t ty le cząsteczek w ody k rystalizacyjnej, ile w produktach rozkładu KCl i MgCl-26H-20.
W iadom o w szakże, że rozszczepienie soli pod w ój
nych zachodzi albo z pobieraniem albo z utra*ą w ody. Za przykład w przypadku pobierania wody posłużyć m oże as-rakanit :
M gNa2(SOł )-24HjO -f- 13H 20 = M g S 0 47H20 - p Na2SOł 10H -0.
T utaj rozszczepienie zachodzi przez obniżenie tem peratury. Za p rzykład drugiej kategoryi, utraty wody przy rozpadzie soli podwójnej, p o słu żyć m oże octan m iedzi i wapnia :
CaCu(C2H302)ł 6H'20 = C a(ll2H ,0t)H »0 - r Cu(C2H3Oj)jHaO + 4H>0-
Tutaj zaś rozpad następuje przez ogrzanie (do 77°). Poniew aż w karnalicie, gdyby ro z
szczep ił się na chlorek potasu i sześciow odan chlorku m agnezu, niem a ani pow iększenia ani zm niejszenia zaw artości w ody, przeto ro zszcze
pienie takie nastąpić 1 ie może. C alkow i'y r o z pad zajść m oże tylko w tem peraturach, w k tó
rych istn ieje chlorek m agnezu ub oższy lub bo
g atszy w w odę. A zatem karnalit nie zam ieni się w chlorek potasu i w chlorek m agnezu p o w y żej — 3 ,4 ° z pobraniem wody, ani też poniżej 1 1 6 ,7 ° z utratą wody. D ośw iadczenia potw ier-