• Nie Znaleziono Wyników

Nad stawem jasnowidzenia

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Nad stawem jasnowidzenia"

Copied!
48
0
0

Pełen tekst

(1)

Waldemar Dras

Nad stawem jasnowidzenia

Wydawnictwo Lubelskie

(2)

Waldemar Dras

Nad stawem jasnowidzenia

Wydamnictiuo Lubelskie

(3)

o b w o l u t a i s t r o n a t y t u ł o w a K R Z Y S Z T O F R O L L A

r e d a k t o r

A L I C J A Z A G Ó R S K A — C Z A R N E C K A

r e d a k t o r t e c h n i c z n y M A R E K Ł O S

I S B N 83 — 222—0043—9

C o p y r i g h t b y W y d a w n i c t w o L u b e l s k i e L u b l i n 1979

W Y D A W N I C T W O L U B E L S K I E • L U B L I N 1979 W y d a n i e I . N a k ł a d 1000+272 egz. A r k . w y d . 0,8.

A r k . d r u k . 3,25. P a p i e r d r u k . s a t . k l . III, 70 g, 70X100 c m . O d d a n o d o s k ł a d a n i a w m a r c u 1979 r o k u . D r u k u k o ń c z o n o w s i e r p n i u 1979 r o k u .

C e n a zł 10.—

D r u k : L u b e l s k i e Z a k ł a d y G r a f i c z n e i m . P K W N

L u b l i n , ul. U n i c k a 4. Z a m . n r 862. M-6.

(4)

SYRENA

To tak ostatni anioł Zbrodni rytmem na wietrze Nagość swą kołysze.

To tak kosmos przeiskrzenia Ostatni piszcie.

A w nim akwarele Niewidzialnych serc.

W pióropusze bijcie.

5

(5)

PIECZĘĆ

Pod jednym palcem nieskończenie Twoim kościołem będzie sen.

Ulecieć może bębna drżenie I ołtarz wielkim swym bezcieniem.

Tam stanę

Ja Twarz egzekucji jest Żołnierzem.

Na jednym palcu się poruszam.

Błękity biorą pierwszy dzwon Bardzo blisko blisko ode mnie.

8

(6)

WYGNANIE

Nad lustra płomieniem

Pod gołębim cieniem jest kryjówka W której modlisz się półsnem.

Ja półwężem pozy w oknie świętej Stukam do ciebie umarłej.

Lecz książę zmroku również nie spał Dzisiaj więc dosiada światła tren.

Dwóch jest nas zawsze nad ranem.

Dwóch i twój pierwszy dzień.

(7)

ZEJŚCIE MGIEŁ. POŻĄDANIE Jak okręgu przelot

Nad twoją szyją. Nad krzykiem Noc zaczepia się w liście.

Bliżej bliskie Najciszej tylko

Mózgiem przepełnia się.

Jak okręgu przelot te mgły.

Jak kule w osobach i w tobie.

I tylko szeptem.

I tylko świtem.

I tylko pieszczot bezksiężycem.

10

(8)

PRZYJMUJEMY

Piorun i gwiazda krążą przed snem Jak sarna a usta dymią. Śrut skacze Do powiek. Las oczu twoich echem Oddala się jak myśliwy i głos pieśniom Toczy który wołasz. Na deszczu popiół

Czarno dnie rozciąga i świeci.

Król to bowiem barwy jego. Światło armii Wstępuje w pożar żółtym tłem.

11

(9)

DYMIE, SZYKUJ MNIE Rysuj półkolem się księżyca Półkolem się kołysze. Ten ton Uderza. Ten ton przyśpiesza.

W ten ton uderza brzęczenie.

(10)

W IMIĘ TWOJE Ciągną mnie w górę

Trapezów i lin powierzchnie.

Ręka napełnia się tam i szczyt.

O żółty śnie

Żółty szkielet odbija się Ode mnie.

Dłoń za którą mnie zobaczysz.

Swój namiot.

13

(11)

PIEŚŃ O ŚMIERCI Bój

Ale szybsza broń plonie.

Róż ale niebieskich skurcz.

Koni ale woń jeśli drżą

Prowadzone do pierwszych blizn.

Nie możesz tego objąć.

Twój ostatni znicz.

(12)

DAJ IM WŁAŚNIE TO

Dwójkami szarość daj im tylko panie.

Daj im oczy zielone. Daj im tylko śmierć.

Daj im lampy przystań. Daj im zawsze krew.

Dwójkami szarość

Dopełnia się w zwierzynie w której płyniemy.

W skrzydłach w które się wmaszerowujemy.

I oko krąży

Nad stawem jasnowidzenia.

(13)

PEŁNIA

Tak umieranie. Tak biel.

Tak jeszcze w chłodzie

Szukam ciebie od gwiazd szybciej.

Tak umieranie. Biel kryją.

W noc ryczą.

A nas tylko trzech

W tym podeszło.

(14)

RATUJĄCE

Przyszłość i przestrzeń Jak oddech obracają szczeblem Wnętrzności.

Ustaje dal i umieranie.

Żyjący o świcie

Szukają tamtej nocy która idzie I oddalają się od powiek jak dym.

Bowiem uśpieni

Zawsze znikają przymierzając się Tylko.

2 — N a d s t a w e m . . , 17

(15)

KUSZĄCE

Zwilżonych luster parą czoła Pokrętną ramę chce prostować Młodziutka dama z miękką czernią Kryjącą czarne jej podbrzusze.

Lecz twarzy w każdym szuka rogu.

I błądzi dusi się i znika.

I szkło w jej palcach dzisiaj dzwoni

Kiedy się upija.

(16)

KWITNĄCE Jakże oczy

Od lodu błyszczące święci niosą I śmieją się w tobie.

Widzisz kości swoje

Rzucone przez ogień i błękity Jak nektar cię słodzą.

Nie słyszysz tylko nocą Kiedy czarne płonie.

19

(17)

WYGASAJĄCE Mistyczne

Na ogromnie liliowych skrzydłach Odpływa.

Ogień i róża więźniem są Ogniska.

Łucznik oddycha z czarnoksięskiej

Broni i wchodzi w śniegów i par

Legowiska.

(18)

NOKTURN O DOMACH NASZYCH NIEBIESKICH

Ten krzyk w kotlinie który cię tak wzywał Teraz przedzwania białobiały słuch.

I zamiast oka twój sen się przechadza.

21

(19)

NOKTURN NA ZAMKNIĘTE OCZY

Nadchodzi moje serce strudzone na jawie — rozkosz ślepca.

Głośno odmierza koni wschodzące tętno gość który nigdzie me

m i c s z k s

J a k ż e uniesiona przez palce umarłej pierś przybywa w której się modli serca chłód.

22

(20)

NOKTURN DLA WĘŻA

Gdy malowidło dłoni na twarz się wkrada i złotą wargą ten płomień obraca wtedy burza pozdrawia cię nad ogniskiem — w jej błękitne wchodzisz szkło.

Tej tęczy odciśniętej pod brwią nie odbierze ci nikt! Może usta w które patrzysz. Może postać jedwabiu mistrz jak lirę trąca?

W które wstępujemy.

Które nas wieszają.

23

(21)

NOKTURN DLA TYCH KTÓRZY PRZECHODZILI TĘDY O ŚWICIE

Ten który zasnął i ten który wie że nie obudzi się nigdy przechodzili tędy o świcie. W ich ramionach na wzór wspomnienia unosił się medal. W ich czuprynach odnalazłeś wstęgi najładniejszej wieczności — ucałuj je.

Oplącz! W ich sercach ocaleje mijającej pieśni refren — ucałuj je. Niczyje!

Od lat widzimy ponad lasem strumiennie lśniący brzeg nie do zamieszkania. Dłoń i oczy przechwytują tylko zmagający się nieuchwytnie horyzont. Bowiem podnoszą ręce do ust ci którzy wczoraj jedli.

Obudźcie się! Wróci także uśpiona potajemnie godzina!

24

(22)

NOKTURN WE MGLE

Na nożu dymi kukła dnia. Lustra ruszają w twarzach i pocałunki. Mózg w oknie i przeklęte święto.

A pod tą tęczą gra o piersi!

A pod tą tęczą gra o tętno!

Ruszają w tobie i w ołtarzach.

25

(23)

NOKTURN ŚMIERTELNY

Pocałunki wybuchają jak oklaski! Ciało krąży i znika jak kielich! Swoją pętlą dosięga cię błyskawica wspinasz się po niej sterczącej od wieków we krwi! Wrzaskliwej pieśni burza chce! Barwy — w nich mogłeś przetrwać — oddalają się od zmierzchów bowiem jawa nie ustaje nigdy! Sen wyśnił miejsca w których zawsze śnisz.

Spłonął wiatr i spłonie dym na wiosłach. Fiolet przenika dłonie tak niepewnie poruszające się w tym brzmieniu zaledwie odgadniętym. Lustra dźwignięte przez święto kuszą goszczącą lśniąco nieobecność.

26

(24)

ŚPIEW W KORONIE

I

Cieniem bawi się oko w cieniu skryte prawie.

Biały klejnot bezruchu wyobraźnia ściemnia.

Jakiś połysk dopiero ukrył oko w stawie gdy W odcieniu swym płomień szukać przestał cienia.

27

(25)

II

Już przebarwiony kusić przestał dzień.

Czai się w swoim łuku kołyska zostawiona Na chwilę. Pierś pod którą zamieszkał twój Słuch przeraźliwie niebieski o inny błękit Zaostrzono. I z twego ciała sen wilczycy żyje.

28

(26)

VIII

Ust opuszczonych bliznę sam rozgrzewa Kto zasypiając konne głazy woła.

Kto nasłuchując pieśń chce w nich rozśpiewać.

Kto sam ugościć ciało swoje zdoła.

29

(27)

IV

Wy drzemiący na wietrze!

Wy drzemiący na skrzepach!

W niebieskiej twarzy płonie bóg. Dym ogniem a bóg bogiem się zachwyca. Słuch rozszarpuje wirującą ranę

serca —• te bicia. Głody moje!

Ja śniegi wieczorne kształt jego tylko przemycam.

30

(28)

V

Widzisz jak mknie jak się kwitnieniem zanosi Mroku roślina w gwiazdę i oddech przystrojona Jak obejmuje suknią burzy damę ukrytą w zimnych Ramionach. Jak pod przełęczą serca uwięziona.

31

(29)

VI

Wracajcie wy moje. Okaleczone!

Smutnym czarno rozwiane drzew pochodnie Gwiżdżą podróży nieskończony koniec — Zbliżają się wspomnienia umarłych.

Wy którzy wiecie że nie odnajdziemy się Nigdy dłoń ustom swym podajcie. Żadna Modlitwa nie uśpi wargi waszej drżenia.

Uderzając sercem o wodę — zdążajcie!

Niech przebiegną nocą wszystkich zwierząt Cienie. Niech legowisk swych ujrzą. Wielkie Oddalenie.

32

(30)

DOLINA JOZAFATA

(31)

I

Znikaj, bo Harpie blisko i skórą półnagiej straszą tu szarlatanerii, by liście zmroku dostać w kły, by ssać do ogłupienia.

Ona już w Dolinie Jozafata, a w bezkolory ja tu muszę grać i w sądu płótna ostateczne jęcząc nie wstępuję jak w ciało

niegdyś ona, które kształtem dzbanów i wędzideł szczuło.

Nocy, pędząca obręczy, słyszysz to? Cerbera gardziel zdartą liżę!

35

(32)

II

Kuląc się w mroku, by sierść miękką zyskać, odbijam się jak skrzydło. Kuląc się w urodzie uderzenia wiatru, okręcam w pościel senne Łucje i zagubionych w oknie.

Kto uwolni straże? Czarne tu włada, niewidomym straszy.

Podziemia światłem grożą i zabawy!

36

(33)

VIII

Ognie w palcach, gdy szukają świec. Kula, poza którą błyszczy węgiel nocy rzuconej jak czary. I pełnia kuli jak o zmroku schwytany święty.

I jak łodzie w barwy zaczepione mórz nieruchomieją — pejzaż krąży iak konie uwolnione z siodeł.

37

(34)

IV

Tam, gdzie ogrody i w makach myśliwi czają się mierząc do najmłodszej z Gorgon, córki Forkisa, która w pył idzie, chociaż pocisk jeszcze nieprzytomnie krwawy w ręku chirurga zostaje?

Tam, gdzie ogrody w świt wpędzają skrzydlate bydło, świat jest bardzo biały a ja nie doznaję głodu i jak owocom wymieszanym w koszu umarłym tylko życzę boków!

Bo tam, gdzie kamienna droga wpada w mokry piasek, noc już z jawą się zmaga i wzywa mnie, rozparta w obrusach śniegu, wiatrów i widziadeł:

tam, gdzie wariatka rozczesuje włosy, tam, gdzie już konie przy powozach stają, tam, gdzie się milknie i wciąż słychać głosy, tam, gdzie w powiekach węgle się spalają.

Północy przepowiednio, drwij mi, patrząc w oczy, a cuda tego brzasku zostaw strzelbom tych, którzy je teraz właśnie odkładają.

38

(35)

V

Wiosłami muzyk i naczyń wodami bębny i para, jak przed ogniem postać, w konturach orkiestr jawią się i chłodu dla tych co w drodze i czają się teraz.

Wreszcie ten granit w kwiatach i togach staje, i dzwony z płomieniem serca uderzają o siebie jak dłonie!

39

(36)

VI

Jest to ta sama gwiazda oparta o białą broń mojego oka, a ty śpiewająca między pieśniami boisz się strachu, który może wtedy wrzasnąć jak błona.

To błękit jak dziecko wychyla się z kołyski i miażdży nasz sen!

To drzewa zaprzęgnięte w wiosnę maszerują w nas jak ptaki!

To ognie jak krzyże kością dzwonią o kość!

To aniołowie przebrani za tajemnice unoszą koła naszych powozów i ciągną pod skronie!

Nie czas na modlitwę, gdy na ustach spowiedź.

40

(37)

VIII

Jeżeli powitanie to tylko powrót przez tęczę, a przechodzący będą wnet pojmani, to czerwony anioł zamieniony w skrzypce jest symbolem zapatrzonych w cienie.

I jeżeli jeńcy także patrzą w tęczę to znaczy, że pochwyceni w bryłę tylko znieruchomieli.

Oto pejzaż! A idąca umiera ciągnąc wielkie suknie przepla- tane z deszczem!

Ślepcy! To kuszenie ptaków jest przedśmiertną mową, by gołębie zaczepione w łukach ścigać mogły światło strojne w piękną przestrzeń!

41

(38)

VIII

Śnieg jak kotwice głowy rzucone przez mgłę! Jak różaniec przez dłoń wloką się postacie opętane przez czerń. Szybują popychani w sen stojący w- widmach szkła i malowideł.

Jak zabawa! Jak niebiańsko w artyzm pchnięci i mszę!

42

(39)

IX

Bogusławowi Wróblewskiemu Mosty o rzek płynnych i zimnych cięciwach grają cicho na świtach szarpiąc płótnami mielizn. Pejzaż siny i biały jest.

Więc o skórach takich już czają się w przedmieściach, którzy nie powrócili na noc.

W tych błękitach krwawią blizny dnia, zielenie w oczach pnące i dym.

Stroje białe w białe pchnięte ciało, że osoby nie widać!

Bronie mierzące w nas czysto w ostrza i proch jak róże strojne! I loty ptaki łowią, i skrzydła kradną i tracą! Ale wysoko sanie z piór nam kroją ustami żon potężni aniołowie muzyki.

Jakże w sznurach złoconych i klamrach pijani na domów stos wleczemy żółte oddechy, gotowi przecież zawsze pisać do niej list.

43

(40)

X

Czy tylko skupiona, w której rzeźbiarz płacze, nie słyszy?

Bym na cieniu kija wspierać się mógł, idąc właśnie tam — odgadnę! A może w oknach, gdzie jastrzębie skoki, miejsce dziś straszy otwartą powieką bielma?

W czerwonych skokach ich twarze zielone! Padlinę dziobać będą ptaki ciemne!

A może pędzi, by głos pod czółna zanieść i widza posłać pod kolumn otchłanie?

Lamp rozgaszonych już półcienie trawię, gdy ona rusza się i znowu pięknie maszeruje.

44

(41)

XI

Oczy skośne jak uderzenie nożem. Oczy boskie jak uderzenie kolan o mur.

W gorączce pędzącej kuźni poza kołami zawieszonej płonie wiatru rytm i z niebieskim hukiem ktoś w biegu chce otworzyć drzwi.

I gdy turniej ogni ustaje i zamienia się w czoło kobiety, książęta oklaskują jej piersi jak krople krwi.

A ja dym!

45

(42)

X I I

Welon mgły tej panny młodej nocnej wtopiony w pejzaż chudych ramion dziecka oddala się po różach małej cudowności, szarpiącej również jej naskórek już w perły strojny, bransoletki...

Gorzkie karczmy wino, którym poją świętych, rozsadza tajgę tego bezludzia. Być może siekając tylko nagie zmarłych szyje taflą chłodu i mdłej panoramy.

46

(43)

VIII

Nie te ogrody, seledyny nie te, nie te zielenie pnące się od rąk srebrnymi czajnikami łebków. Głosy już nie te od wołań.

Nie te muzyki z armii traw się biorą, orkiestry gdzieś kuszące w nas. Nie te piaski sypane w wieżyczki, nie te pieski do misek wlekące.

Niebo gdzieś w błękit się niesie i matka zielona od burz.

I nie te, nie te barwy odjęte od oczu.

Obrazki z pola gdzieś przechodzą w pętle. Pętle i wody zanurzone wszędzie!

Nie te stukania do ryb.

47

(44)

X I V

Sękatej muszli narośl szara z wiejącym oknem pośród dali, z marmurem dziewczyn w stawach nagich, z kroplami piersi i wołania, z igliwiem białym bardzo w środku, z piejącą sarną przestrzeloną w oku i z barwą mroku wysadzanej nocy kółkami wschodu i zachodu — trawy sekretne wciska w ziemię koń hodowany z czarnych soków.

I porcelany rozpijane czarki sypią sierpniami na skonanych obłoki rączek, chwytów i zabawek.

48

(45)

X V

Już nie chce grać o snach i mowie z dna tej baśni i usta w popiół zagrzebuje, bym się nie budził nigdy sam.

Jak piękne dłonie, jak warkocze, jak deszcze w oczach i w balkonie te noce, które dzisiaj wynajmuję.

W pędzących niebach strzela skroń. Koronę bioder ktoś zdej- muje i głos skrzypiący tam wybucha. Tam zostawiłem straszną broń!

Jak więc usypiać, gdy poluje skończonych muzyk nuta wszędzie? I dna na wierzchu. I nie czuje, jak się zapadam w taką przestrzeń.

19

(46)

X V I

Gdzie z wygaszonych ognisk ptak bajeczny pnie się i wciąż skrzydła jego, jako prorocy przez płomienie skryci, wciągane będą niby noc przez wilki.

Gdzie Elizeusz klątwą pieścił dzieci i zabawy skończone, choć muzyki słyszę.

Gdzie dla wieczności jest z popiołów sokół i wąż gryzący spiral swoje brzusze — a jednak symbol, który wciąż oddycha.

I gdzie jest kamień, co od węża chroni, a ludzie tylko zostają wsłuchani w kształt przeraźliwie obracany w procy.

Gdzie pięknem straszy i niewidzialności róża, co w ziarno sama się przemienia.

Gdzie całowane ukryjemy ciała i stół do czerni podadzą miast wina i berła sztuczne jako nasycenia.

I gdzie kobieta legendarnie znika, by śmiertelności wciąż uchylać czaszę anioł mógł piąty, a królestwo jej także będzie zaciemnione.

Gdzie hebanowe i ogniste strugi łódź ciągle rzeźbią i skracają wiosła, by jak wieczerze ustały i słońca.

Powrócisz tu.

(47)

S P I S U T W O R Ó W

S y r e n a 5 K u l a 6 A r s p o e t l c a d o z n i k a ń " . . . 7

P i e c z ę ć

8

W y g n a n i e 9 Z e j ś c i e m g i e ł . P o ż ą d a n i e 10

P r z y j m u j e m y 11 D y m i e , s z y k u j m n i e 12 W i m i ę t w o j e 13 P i e ś ń o ś m i e r c i W D a j i m w ł a ś n i e t o 15

P e ł n i a

1 6

R a t u j ą c e I

7

K u s z ą c e

1 8

K w i t n ą c e 19 W y g a s a j ą c e 20

N o k t u r n o d o m a c h n a s z y c h n i e b i e s k i c h 21

N o k t u r n n a z a m k n i ę t e o c z y 22

N o k t u r n dla w ę ż a 23 N o k t u r n d l a t y c h k t ó r z y p r z e c h o d z i l i t ę d y o ś w i c i e . . . . 24

N o k t u r n w e m g l e 25 N o k t u r n ś m i e r t e l n y 26 Ś p i e w w k o r o n i e I ( C i e n i e m b a w i s i ę oko...) 27

I I ( J u ż p r z e b a r w i o n y . . . ) 28 I I I ( U s t o p u s z c z o n y c h . . . ) 29 IV (Wy d r z e m i ą c y n a w i e t r z e . . . ) 30

V (Widzisz j a k m k n i e . . . ) 31 V I ( W r a c a j c i e w y m o j e . . . ) 32 D O L I N A J O Z A F A T A

I ( Z n i k a j . . . ) 35 I I ( K u l ą c s i ę w m r o k u . . . ) 36

n i ( O g n i e w p a l c a c h . . . ) 37 IV ( T a m , g d z i e o g r o d y . . . ) 38

V ( W i o s ł a m i m u z y k . . . ) 39

V I ( J e s t t o t a s a m a g w i a z d a . . . ) 40

(48)

VII (Jeżeli p o w i t a n i e . . . )

V I I I ( Ś n i e g j a k k o t w i c e głowy...) . I X (Mosty...)

X (Czy t y l k o s k u p i o n a . . . )

X I (Oczy s k o ś n e . . . ) . . . . X I I ( W e l o n m g ł y . . . ) . . . . X I I I (Nie t e o g r o d y . . . ) . . . .

X I V ( S ę k a t e j muszli...) . . . .

X V ( J u ż n i e c h c e grać...) .

X V I ( G d z i e z w y g a s z o n y c h o g n i s k . . . )

Cytaty

Powiązane dokumenty

Prąd elektryczny, którego używamy w naszych domach jest prądem przemiennym.. Oddziaływanie magnesów z elektromagnesami zostało wykorzystane do konstrukcji

Przyczyny wybuchu postania listopadowego, przebieg i skutki najważniejsze znać bitwy --ruchy konspiracyjne po upadku powstania.

Jednak ta nowa relacja między przedmiotem-człowiekiem a przedmiotem-trawnikiem ma szczególny charakter: zarazem jest mi dana w całości, ponieważ jest tu, w świę ­ cie,

Na początku lipca 1912 roku miała miejsce oficjalna wizyta, podczas której Betrandowi Russellowi przedstawiono siostrę Ludwiga — Hermine [B.R do O.M., 1 VII 1912],

stałych kanonii męskich: Brzeska i Witowa. Dla dziejów klasztoru Witowskiego uczestnictwo w zjezdzie mą- kolneńskim ma znaczenie szczególne - pojawia się pierwszy

[r]

Może Wisła jest większą rzeką, aczkolwiek to obcowanie z przyrodą, to przejście się po bulwarze –ono zawsze jest fajne, bez względu na to, czy rzeka jest duża, czy mała. Tak

Chciała rękami odstraszyć złe duchy albo zabezpieczyć się przed czymś, co mogło się nie- spodziewanie wydarzyć w trak- cie robienia zdjęcia - wyjaśnia Marcin