• Nie Znaleziono Wyników

Budujmy Polskę wewnątrz

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Budujmy Polskę wewnątrz"

Copied!
88
0
0

Pełen tekst

(1)

t l í l LwioÁ .

Budujmy Polskę wewnątrz

przez autora

„Poznania i kształcenia charakteru“

„Najważniejszym czynnikiem po­

myślności narodu jest sam człowiek.

Trzeba go więc wychować do nowego współżycia i nowych warunków po wojnie, w których pierwiastek współ­

działania społecznego zdobędzie prze­

wagę nad dominującym dotychczas pierwiastkiem współzawodnictwa“

1684l i U

WE LWOWIE

NAKŁADEM AUTORA

Skład główny w księgarni Gubrynowicza i Syna

1917

(2)

7

Czcionkami „Drukarni Udziałowej“, Lwów, ul. Kopernika 1. 20.

(3)

Młodzieży polskiej,

która jest nadzieją narodu, a w tych czasach przeło­

mowych stać się ma jego chlubą, pracę tę poświęca M n io r .

(4)
(5)

Ą

m

Ą

Przedmowa.

P rzeżyw am y w ielką dziejow ą c h w ilę : w oczach na­

szych z ni ar tw ych w staje Polska, z rąk i nóg jej o pad ają * zw o lna dotychczasow e kajdany.

Nie te luli ow e rządy ją w skrzeszają, jakby się zda­

w ało na pozór, ale w skrzesza ją konieczność dziejow a, czyli sani Bóg rządzący św iatem , k tó ry przed w iekam i w yznaczył Polsce w zniosłe posłan n ictw o w dziejach św iata, w iódł ją do chw ały przez całe wieki, gdy była w iern ą sw em u p rze­

znaczeniu ; któ ry dopuścił na nią potem dni ciężkie, gdy m u się chw ilow o sprzeniew ierzyła, a teraz gdy d opełniła się m iara jej cierpień, pow ołuje ją znów do spełnienia swego zadania na świecie.

W takiej chw ili nie dość jest w ielbić i podziw iać sp ra­

w iedliw ość Bożą, ale trzeba w yrozum ieć Jego plany, w nik­

nąć w Jego zam iary, trzeba w spółdziałać z Bogiem i sam e­

m u przyłożyć rękę do od budow y n aro d u .

„Stoimy w przededniu ogólnego o d rodzenia n aro d o w e­

go“, — m ów i słusznie p. Stanisław D zikow ski — „dlatego pow ażną trosk ą stać się m usi dążenie do stw o rzen ia z a tra ­ conej od lat w ielu o b y c z a j n o ś c i n a s z e j . I dlatego trzeba m yśleć o bezzw łocznem b ud ow an iu tego w szystkiego, co się składa na obyczajność n aro d u , co, przenikając do w szystkich um ysłów i zadow alając w szystkie potrzeby, p rzy ­ czyni się do pogłębienia i do spow szechnienia tak bardzo leżącej odłogiem k u ltu ry n a ro d o w e j“ . (Tyg. illu str. z dn ia 31/III 1917).

W tym celu w łaśnie poruszyć p ragn ę tu trzy kw estye.

(6)

6

N aprzód chcę w ykazać związek, zachodzący m iędzy obecną p rzeb u d o w ą św iata, a w skrzeszeniem Polski, którą uw ażano już za u m a rłą i na zaw sze w y kreślo n ą z państw europejskich. N astępnie pragnę ocenić dostojność naszego n aro d u , rozw ażyć jego niezw ykłe przym ioty, poruszyć jego cechy i określić jego znaczenie dla k u ltu ry europejskiej.

W reszcie zam ierzam opisać słabe stro n y naszej psychiki narodow ej i niep raw idłow o ść naszej stru k tu ry społecznej, k tó re to czynniki u tru d n iają nam w ykorzystanie naszych niezw ykłych przym iotów , a k u ltu rę naszą czynią jed no ­ stronną.

N aród, który chce być sobą, m usi być silny nie tylko m o raln ie i duchow o, ale fizycznie i ekonom icznie, bo tylko w ted y ostoi się w obec w roga i spełni sw e zadanie naziem i.

M usimy przeto stw orzyć sobie takie w aru n k i bytu, w których każda jednostka m ogłaby żyć szczęśliwie i roz­

w ijać się p raw id ło w o na pożytek ogółu, a w szystkie razem w spółdziałałyby dla d o b ra Ojczyzny, bo tylko w tedy Polska spełni sw e posłannictw o na świecie, stanie się znów p rzed­

m urzem chrześcijaństw a i krzew icielką cyw ilizacyi zachod­

niej na północy i w schodzie E uropy.

Obecnie, gdy św ita nam jutrzenka w olności, p o trz e b a nam przedew szyslkiem m yśli przew odniej i planu przyszłej bud ow y społecznej, aby zabiegi, prace i w ysiłki w szystkich P olaków skoncentrow ały się w jednem dążeniu: o d b u d o ­ w y w o l n e j O j c z y z n y .

Ku tem u w łaśnie zm ierza niniejsza praca. — A p onie­

w aż przyszła form a rządu w Polsce zależy od nas sam ych t. j. od ch ara k teru i obyczajów naszych, przeto praca ta w pierw szy m rzędzie z d ą ż a d o o d r o d z e n i a n a s s a ­ m y c h i p o p r a w y n a s z e g o c h a r a k t e r u .

„N arodzie!“—m ów i słusznie T adeusz K ościuszko— „zie­

m ia tw oja będzie w olną, niech tylko duch tw ój w yższym będzie nade w szystko“.

L w ów , w kw ietniu 1917 r.

(7)

W ojna obecna a sprawa polska.

N arzekam y wszyscy na okropności w ojny obecnej, na spustoszenie i zniszczenie, jakie ona niesie ze sobą, na zdzi­

czenie, jakie szerzy w śró d ludzi, na nędzę i choroby, jakie idą w ślad za nią, ale... czy nie była ona czasam i nieunik­

nioną, a naw et konieczną?.. Co było przed w o jn ą? L udność E u ro p y uginała się pod jarzm em nędzy i niew oli pań stw o­

w ej, bo m ilitaryzm przygniatał w szystkie narody i p o chła­

niał lw ią część ich zarobku.

Mniejsze narodow ości nie m iały głosu ani p raw , sw oich bo w E u ro p ie istniały tylko w ielkie narody, a raczej w ielkie, olbrzym ie państw a, któ re w spółzaw odniczyły ze sobą, przy­

gotow ując się jednocześnie do dzisiejszej w ojny.

D obrem było to wszystko, co służyło do rozw oju p ań ­ stw a i zw iększało jego siły m ilitarne. W szystkie inne, choćby

najśw iętsze p ra w a istniały o tyle tylko, o ile potrafiły się przystosow ać do w ym agań i potrzeb państw a.

Człowiek w takich w aru n k ach nie był w olnym ob y w a­

telem swego kraju, ale raczej w ołem roboczym , który, ciężko pracu jąc dzień cały, zarab iał zaledw ie na życie, a o po trze­

bach k u ltu ra ln y c h ducha nie m iał naw et czasu pom yśleć.

T ytoń i alkoho l — te dw ie najstraszniejsze trucizny — to jedyne przyjem ności, jakich obficie dostarczały m u państw a, ciągnąc z tego olbrzym ie zyski.

Z d ru g iej stro n y żądza rozkoszy i chęć użycia za w szelką cenę były tak pow szechne m iędzy ludźm i, że staczali oni w alki ze sobą o każden grosz, przy czem podstęp, zdradę, w yzysk i nieuczciw ą konkurencyę spotkać m ożna było na każdym n iem al kroku. W stosunkach ludzkich zabrakło zw y ­ kłej uczciw ości, nie m ów iąc już o m iłości chrześcijańskiej, bo tej daw no już w yzbył się dzisiejszy spoganizow any czło w iek. T ra fn ie ch arak tery zu je te stosunki W ojciech hr. Dzie- duszycki. „B ogiem “ — pisze on — „obw ołano p aństw o

(8)

8

nieosobiste, sztuczne i m a rtw e, a w raz z niem t. z. postęp, rozum iejąc pod tern słow em w yrzeczenie się w szelkich d ó b r duchow ych, a w zgardę d la pociech religijnych i gonitw ę za w yłączną rozkoszą zm y słó w “.

„Od p ań stw a żądano, aby było narzędziem postępu, i ludzi czyniono niew olnikam i p ań stw a, w y ry w ając im d u ­ szę i sum ienie, a narody krając sam ow olnie. Jeżeli zaś p ań ­ stw o jakie chciało się pokłonić Bogu, w n et uczyniono spisek ogrom ny po giełdach i puszczano na nie p siarnię dzienni­

ków i przestrzegano narody, że ktoś chce im odeb rać w ol­

ność w ystępku i przyw rócić w olność cn o ty ; a w tedy n a ro ­ dy sam e zm uszały to państw o, aby znów stało się bez- w olriem narzędziem bezbożnych lichw iarzy, w ładnących ziem ią“.*)

Takie stosunki m usiały w końcu dop ro w ad zić do p o w ­ szechnego zm ateryalizow ania i zaprzeczen ia ducha. Ludzie przestali w ierzyć w Boga i n ieśm iertelność duszy, a naw et publicznie głoszono z a s a d ę : siła p rzed p raw em . Bagnety i arm a ty uznano za „ultim a ratio r e r u m “ — one m iały ro z ­ strzygać o p r a w a c h i spraw iedliw ości św iata

W takich w a ru n k ach m usiało w końcu przyjść do pow szechnej w ojny europejskiej, bo m o raln a atm osfera była zbyt ciężka i duszna, aby m ożna było nią oddychać. P o dob ­ n a była ona do pow ietrza p rzed burzą, naładow anego elek­

trycznością, któi-a za lada pow iew em gotow a jest do w y­

buchu.

I nic nie m ogło zapobiedz tej katastrofie, grożącej całem u św iatu.

Nie m ógł zapobiedz jej kościół C h ry stusow y , bo sk rę­

p o w any i ujarzm iony przez p ań stw a pozbaw iony był w p ły ­ w u na bieg polityki, a głow a jego w id zialn a — ojciec całego chrześcijaństw a—od szeregu lat stał się w ięźniem W atykanu.

Nie m ogła rów nież zapobiedz tej katastrofie k u ltu ra now ożytna, bo — pom im o niesłychanego postępu na polu techniki — zbyt m ało posiadała ona w sobie w alo ró w etycz­

ny ch i duchow ych. Zbyt w iele zajm o w ała się ona ziem ską pow łoką człowieka, aby m ogła pam iętać o jego duszy.

Zbogaciła ona w praw d zie człow ieka m ateryalnie, ale zubożyła go duchow o, bo nie była o p a rta o Boga. Człowiek now ożytny — oszołom iony niebyw ałym dotąd postępem na

') W o j c i e c h hr. D z i e d u s z y c k i : „Messyanizm polski, a praw­

da dziejowa“. Str. 104.

(9)

9 polu technicznem — w zbił się w dum ę, liczył w yłącznie ty l­>

ko na siebie i w sobie sam ym szukał jedynie oparcia, ale dlatego w łaśnie nie mógł dźw ignąć się ponad siebie, nie m ógł w yjść z ciasnego koła sam olubstw a, zm ysłow ości i próżności, w których był pogrążony. O panow ał on p rzy­

rodę, ale nie um iał o panow ać s ie b ie : zm ogła go jego w łasna pycha, sam olubstw o, chciw ość i zm ysłow ość, i one to p o ­ częły w końcu rozdzierać go, jak niegdyś sępy rozdzierały pierś P rom eteusza.

Aż w reszcie te straszne furye rozpętały się nad E u ro ­ pą, ogarnęły św iat cały i doprow adziły do tej w ojny gigan­

tycznej, która jest prostym tylko w ynikiem dotychczasow e­

go zm echanizow ania życia i zm ateryalizo w ania św iata.

Groza tej w ojny otw orzyła jed n ak ludziom oczy na niesłychany upadek m oralny św iata, na b rak etyki i m iłości w życiu, na spoganizow anie E u ro p y i b ra k najprostszych zasad C hrystusow ych w m iędzynarodow ych stosunkach.

Żyjemy obecnie w chw ili przełom ow ej, kiedy duch ludzki pod w pływ em tych gigantycznych zm agań budzi się z dotychczasow ego uśpienia i poczyna się dom agać p ra w sw oich. W oła on już nie o p ra w a człow ieka, które p rzy ­ w róciła nam rew o lucy a francuska, ale o p raw a narodów , 0 spraw iedliw ość i w olność pow szechną; żąda ró w n o ­ u p raw n ien ia i sam odzielności dla w szystkich narodów , sło­

w em dom aga się przy w rócen ia zasad C hrystusa i za p ro w a ­ dzenia ich w stosunkach m iędzynarodow ych.

1 oto dlaczego sp raw a polska w y p ły n ęła obecnie na w ierzch i stała się sp raw ą m ię d z y n a ro d o w ą ; oto dlaczego przypom niano sobie dziś o Polsce i zaczęto m ów ić o niej pow szechnie.

S praw a bow iem polska schodzi się i zlew a najzupeł­

niej ze sp raw ą w olności, d o b ra i spraw ied liw o ści pow szech­

nej, styka się ona z linią najw yższych ideałów i najszlachet­

niejszych dążeń ludzkości. Idea daw nej P olski to id ea n a j­

bardziej chrześcijańska m iędzy politecznem i ideam i św iata całego. Była to idea pokojow a, o p a rta na przyjacielskich stosunkach z sąsiadam i, dążąca do zach ow an ia w olności 1 spraw iedliw ości pow szechnej. Idea ta pociągnęła ku nam L itw ę i Żmudź, które z rą k P olski przyjęły w iarę i chrzest św ięty.

P olska w yrosła z ch rześcijań stw a i zachodniej ku ltu ry, m iała też szerzyć je na w sch ó d i północ.

(10)

10

„ P o w o ł a n i e m P o l s k i “ — m ów i W. Dzieduszycki —

„jest orędow nictw o m oralności w życiu m iędzynarodow em i społecznem , w prow adzenie tej m oralności w czyn, w p ro ­

w adzenie do dziejów zasad ch rześcijań stw a“.’)

P olska historyczna w iern ą była tem u posłannictw u, choć m u siała nieraz b ron ić zasad C hrystusow ych z uszczerb­

kiem w łasnego interesu. I w tem jej pierw sza zasługa.

Dla k u ltu ry europejskiej P olska położyła nie m niejszą zasługę. Zachodnia E u ro p a splam iła się fanatyzm em i nie- to lerancyą re lig ijn ą : inkw izycya pochłonęła tam tysiące ofiar, a w ojny religijne k rw ią ludzką szafow ały jeszcze ob­

ficiej.

W szystkiego tego Polska nie znała. C echow ała ją zaw ­ sze w ielka w yrozum iałość i toleran cya religijna. W czasie

w ojny trzydziestoletniej sam a jedna w obec całej E uropy zajm ow ała odm ienne stanow isko — „jedynie ludzkie i szla­

c h e tn e “ — jak m ów i B rückner.

Na soborze w K onstancyi Polska p ierw sza w ystąp iła przeciw n aw racaniu m ieczem do w iary św iętej i głosiła po­

szanow anie w olności w rzeczach w iary i przekonaniach religijnych, w yprzedzając tem inne narod y o całe wieki.

W sto su n k ach m iędzynarodow ych na Zachodzie do końca XIX. w. p anow ała t. z. „racya sta n u “, usp raw ied li­

w iająca w szelką niegodziw ość i legalizująca w szelkie z b r o d ­ nie. Ona tu zatru ła naszą cyw ilizacyę i chrześcijaństw o n a Zachodzie, bo stała się kolebką dzisiejszego m ilitaryzm u i p ro k lam o w an ia siły przed praw em .

Nic podobnego nie spotykam y w daw nej Polsce, dlate­

go m ożem y być d um ni z naszej przeszłości, pom im o błędów i w in naszych. Po upadku zaś sw oim Polska tem hardziej w ie rn ą była zasadom chrześcijaństw a i k u ltu ry zachodniej,, bo udziałem jej odtąd było cierpienie, które pogłębiło w niej jeszcze poczucie w olności i spraw iedliw ości pow szechnej.

W tradycyi sw ojej posiada ona przeto to w łaśnie, czego b ra k dzisiejszem u zm ateryalizow anem u św iatu t. j. zam iło ­ w anie w olności i spraw iedliw ości pow szechnej, w iarę i m i­

łość chrześcijańską, ducha pośw ięcenia się i ofiarności, ja­

kiej próżnobyś szukał u innych narodów . Polska wcześniej

W. Dzieduszycki: „Messyanizm polski, a prawda dziejowa. Str. 139-

(11)

11 i lepiej od innych n arod ów rozw inęła w sw em życiu p u - hlicznem idee w olności politycznej i sw obód obyw atelskich.

Z ło n a P olski jeszcze przed półtysiącem lat w yszła idea, której dom ag a sję obecnie św iat cały : i d e a u n i i n a r o- d ó w na zasadzie w olności i rów ności pow szechnej, idea w spółżycia, a nie tępienia się w zajem nego, idea w spółdzia- nia, a nie w alki, idea pom ocy w zajem nej, a nie w yzysku i zniszczenia.

Idei tej Polska w iern ą była przez czas swego dziew ię- ciow iekow ego pan ow an ia, dlatego obecnie m a ona coś do pow iedzenia E uropie.

„D aw na P o lsk a“ — pisze K onstanty B alm ont w piśm ie rosyjskiem „Utro Rossii — „była krajem w olności pośród p ań stw despotycznych. W dniach swojej zguby posiadała ona taką sum ę sw obód, jakiej nie znało w tedy żadne p ań ­ stw o eu ropejskie.“

To sam o pow iedzieć należy o naszej literatu rze i poe- zyi: przew yższa ona sw ym idealizm em w szystkie inne literatu ry.

„U szanow anie dla każdej n arodow ości“, — pisze A. Ciesz­

kow ski — „dla niepodległości ludów , rów nież jak dla w o l­

ności osobistej, jest w aru n k iem skojarzenia ludzkości.“

„Z arów no lite ra tu ra jak nauk a pełnią u nas służbę n a ­ rodow ą. Cechuje je w iara w św iętość i najw yźszość ideału m oralnego, głębokie przekonanie, że w szystkie bez w yjątku ideały ducha ludzkiego prędzej czy później uznają nad sobą zw ierzchnictw o ideału etycznego. W iara ta w żadnej litera­

turze nie dźw ięczy tak silnie, jak w polskiej, ho żaden n a­

ród nie dośw iadczył na sobie w tym stopniu, co my, po­

gw ałcenia ideału m oralnego, to też ani jeden tak m ocno nie odczuw a jego doniosłości życiow ej.“ *)

Oto dlaczego odrodzenie św iata zw iązane jest tak silnie z odbudow ą Polski i p rzyw róceniem jej daw nego stanow iska w dziejach św iata. Z m artw y chw staje z nią razem idea m i­

łości i spraw iedliw ości chrześcijańskiej, idea w olności i zb ra­

tania się ludów E u rop y , idea w spółdziałania i w spółzaw o­

dnictw a w do brem na chw ałę Boga i na pożytek w szyst­

kich narodów .

') Ign. Chrzanowski: „O literaturze polskiej“, wykład wstępny,.

Str. 28.

(12)

12

Dlatego to Bóg w skrzesza dziś Polskę i pow ołuje ją do pełnienia dalej roli „p r z e d m u r z a c h r z e ś c i j a ń - s t w a “.

Nie skończyła ona jeszcze swego zadania, nie spełniła jeszcze swej m isyi dziejow ej, dlatego Bóg — po stuletniej niew oli — p rzy w raca jej znów b y t sam odzielny i p o w ołuje ją do now ej p racy w e w szechśw iecie.

Zobaczmy, w czem tkw i siła Polski i czego potrzeba, aby spełniła ona sw oje zadanie w tej now ej fazie rozw oju, w jaką w stępuje obecnie.

i P s S D

(13)

ii.

W czem siła nasza ?

Zrozum ieć, w czem leży siła człowieka, a tern bardziej narodu, to tyle co odkryć tajem nicę jego pow odzenia i io z - w oju, a w dniach krytycznych u ch ro nić go od rozbicia i w skazać m u drogę do zw ycięstw a.

Każdy człowiek, a tern bardziej naród, posiada swoją o d ręb n ą psychikę, w skutek czego u każdego siła tkw i w czem innem . U N iem ców na p rzykład siła tkw i w ich ścisłej, że­

laznej organizacyi p a ń s tw o w e j; w Rosyi w silnym w szech­

w ładnym rządzie, któ rem u w szyscy bezw zględnie ulegają : w Angli w ró w n o m iern y m rozw oju w szystkich w arstw na­

rodu, k tó rj' w skutek tego doszedł do niezw ykłej potęgi i zdo­

łał opano w ać połow ę św iata.

A u nas w czem tkw i ta siła odrębna, w yróżniająca nas od innych narodów ?

Q P olakach u tarło się zdanie, że są n arodem kobiecym , że są podobni do F rancuzów , tak, że nazw ano nas „F ran ­ cuzam i p ó łn o c y “, w reszcie h isto ry a dała nam przydom ek

„p rze d m u rza ch rześcijań stw a“. R ozw ażm y p okró tce te trzy określenia, a poznam y, w czem tkw i siła nasza, nasza nie­

zw ykła odporność, jakiej liczne dow ody daliśm y w ciągu stuletniej z górą niew oli i w ciągu w ojny obecnej.

K obieta tern różni się od mężczyzny, że u niej serce i uczucie przew aża nad głow ą i rozum em . Siła jej tkw i w sercu, skąd p ły n ie w rod zo na jej szlachetność, zapał, en - tuzyazm do w szystkiego, co p iękne i w zniosłe, zdolność do ofiar i pośw ięceń bez granic, aż do sam ozaparcia się i ca­

łopalenia... K obieta przez sw e m acierzyństw o większy bierze udział w akcie tw ó rczy m P an a Boga, dlatego bliższą Mu jest niejako niż mężczyzna.

(14)

14

Skłonna też jest bardziej od niego do życia w e w n ę trz ­ nego i religijnego, choć nie d o ró w n y w a m u ro zum em i p rzed ­ siębiorczością.

W szystkie te cechy i zalety w łaściw e są Polakom . I u nas siła leży w sercu, a nie w głowie, jak u Niemca lub Anglika. W sercu P olaka znajdują się skarby p rzedziw ­ ne, nieznane innym narodom , jak p erły u k ryte na dnie m o ­ rza, a przedew szystkiem poczucie piękna, p raw d y i dobra, -zam iłowanie w olności i spraw iedliw o ści pow szechnej. Za­

borczość nie leży w jego charakterze, u kształtow anym przez pracę tw órczą na roli, n ato m iast p rag n ien iem w ybiega on poza św iaty, bytuje w nieskończoności i dosięga nieba sw em w yczuciem .

P olak żyje w służbie idei, w służbie p raw d y i sp raw ie­

dliwości, dla których chętnie gotów w szystko pośw ięcić a n aw et um rzeć w potrzebie. Stąd p rzed staw ia on dosko­

nały m atery ał na żołnierza, na b o h atera i świętego, byle um iał w ydobyć z serca w łaściw y ton, czyli napięcie m o­

ralne.

I w tem w łaściw ie tkw i nasza siła duchow a, na tern polega nasza niezw ykła o dporność i w ytrzym ałość, tem u też głów nie zaw dzięczam y, że pom im o stuletniej niew oli i niesłychanych katuszy, jesteśm y dziś silniejsi i liczniejsi niż przed upadkiem p ań stw a polskiego.

P odobieństw o nasze z F ran cu zam i jest raczej p o w ie rz ­ ch o w ne: leży ono w tem peram encie, a nie w psychice, która u nich jest bardziej skom plikow ana, gdyż złożyły się na nią trzy p ierw iastki — rom ański, germ ański i celtycki, podczas gdy m y przedstaw iam y czysty i jednolity typ słow iański.

Z arów no Polacy jak F rancu zi m ają te m p eram en t san- gw inistyczny z dom ieszką nerw ow ego, ró żn ią się jednak w y b itnie sw oją stro ną duchow ą.

F ran cu z jest bardziej praktyczny i przew idujący a w sk u ­ tek tego daleko pracow itszy i oszczędniejszy, niż Polak.

Ma on rów nież odczucie piękna, form y i zm ysł este­

tyczny, m a w rodzony entuzyazm i um iłow anie d o b ra p o w ­ szechnego, ale w szystko to bierze raczej ze stron y zew n ętrz­

nej, praktycznej, niż duchow ej, podczas gdy P olak szuka piękna, p raw d y , d o b ra i w olności w ew n ętrzn ej, co nadaje m u głębsze piętno duchow ości i pozw ala lepiej odczuć Boga.

(15)

15 W artość P olak a m ierzy się w arto ścią jego jako czło­

w ieka, co tak trafnie w y raził S ło w a c k i:

„K arty się dają w szystkie w ytłom aczyć tuzem,

„Niemcy N iem cem — F rancu z ptaszkiem i F rancuzem ,

„Polak się nie rozum ie, choć żyje od wieka,

„Bo m u si w przó d rozw iązać zadanie człow ieka“.

To sam o m iał n a m yśli Mickiewicz, pisząc swój znany aforyzm o człow ieku w iecznym , jako p ierw ow zorze P o ­

laka.

„Co w nas jest postępującego ciągle“,— m ów i on —

„to nasz człow iek w ew nętrzny, nasz duch. Postęp zależy na rozw ijaniu się naszego jestestw a w ew nętrzego, na jego zbli­

żaniu się ku Bogu. Jesteśm y w postępie, kiedy czujem y się być m ocniejszym i, bośm y bliżsi Boga, który jest w szech- m o c n o śc ią ; jesteśm y w postępie, kiedy czujem y się być lepszym i, a tern sam em zbliżonym i bardziej do najwyższej d o b ro ci; jesteśm y w postępie, kiedy nam jaśniej i szczęśli­

w iej, jako połączonym ściślej ze źródłem św iatła i szczęścia...

„P osuw ać się i w stępow ać, to treść w szystkich zalecań n auki chrześcijańskiej. Każden z nas m a p raw o rozw iązać rzecz, tyczącą się jego zbaw ienia, staw iąc się jako c z ł o ­ w i e k w i e c z n y . “*)

A więc być P olakiem — to znaczy rozw iązać zadanie człow ieka, stw orzyć typ chrześcijanina na w zó r człow ieka wiecznego, k tóry w zoruje się na Bogu i dąży wciąż do Niego !

W idzim y stąd, ja k szczytne m am y zadanie na świecie, jak w ielką jest nasza duchow ość, skoro przew yższam y na­

w et F rancuzów .

Przyczyna tej różnicy tk w i p raw d o p o d o b n ie w tern, że w e F ran cy i p rzy ro d a jest żywsza, bujniejsza i bogatsza, a tern sam em bardziej upająca, niż w Polsce, gdzie w p rzy ­ rodzie rozlany jest pew ien sm utek i tęsknota, zwłaszcza, że na pół roku życie w niej zam iera i p o k ry w a ją białym c a ­ łunem .

Zm usza to nas w ejść w siebie, zam knąć się niejako w głębi swego d u ch a i tam szukać tego piękna, k tó re F ra n ­ cuzi w idzą rozlane na około siebie.

Stąd w łaśnie płynie nasza najw ażniejsza o d r ę b n o ś ć : pew ne głębsze uduchow nienie, którego próżnobyś szukał

') A. Mickiewicz: „Kurs literatury słowiańskiej1-, rok IV, lekcya 12.

(16)

16

u praktycznych F rancuzów , system atycznych i p u n k tu al­

nych N iem ców , a n aw et religijnych i szerokopatrzących Anglików.

W d u c h o w o ś c i t e j t k w i n a s z a s i ł a i t a ­ j e m n i c a n a s z e j w i e l k o ś c i , w n i e j l e ż y ź r ó d ł o n a s z e j p o e z y i i s z t u k i . W idać to najlepiej na na­

szych geniuszach narodow ych, jak Kościuszko luh Mickie­

wicz, który ch cechow ało w ysokie uduchow nienie.

Od uduchow nienia zaś krok już tylko do religijności, bo jedno bez drugiego w łaściw ie istnieć nie może. D ucho­

w ość człow ieka pozbaw ionego religii w iędnie i zam iera, jak k w iat zerw any, lub roślina, w yjęta z ziemi. Religia u św ia­

dam ia nam naszą duchow ość, rozw ija nasze dusze i dlatego pom aga nam do głębszego uduchow nienia, duchow ość zaś prow adzi nas do religijności, ho uśw iadam ia nam istnienie Boga: jedno i drugie ogniskuje się w życiu w ew n ętrzn em człow ieka. Otóż praw dziw y P olak to człow iek w ew nętrzny, żyje on życiem w ew nętrznem , żyje w służbie idei. Życie to stanow i jego cechę odrębną, a zarazem jego moc i siłę ta ­ jem ną.

Dlatego to religijność i duchow ość tak pow szechne są w Polsce, w ypływ ają one niejako z n atu ry Polaka i stan o ­

w ią jego nieodzow ne przym ioty.

Poezya i lite ra tu ra nasza przepojona jest m yślą o Bogu i duchow ością człow ieka tak dalece, że w yróżnia ją to od p łodów poetyckich innych narodów .

Te to niezw ykłe przym ioty, dane nam od Boga dla sp eł­

nienia naszej m isyi dziejow ej, uczyniły z nas p rzed m u rze ch rześcijaństw a — „antem u rale ch ristian itatis“.

Byliśm y niegdyś ob roń cam i w iary św iętej przeciw ko napadom tu rk ó w i ta taró w i oddaliśm y tem niespożyte za­

sługi cyw ilizacyi zachodniej!

P rzedstaw ialiśm y olbrzym ią siłę duchow ą, o k tó rą roz­

biły się dzikie ho rd y tatarskie i zastępy tureckie, ho była w nas przedziw na w iara, nadzieja i m iłość chrześcijańska.

Z osłabieniem tych cnót po d staw ow ych nastąp ił upadek ducha, zanik ch ara k teró w i rozkład w ew nętrzny, a jako n a­

stępstw o tego stanu przyszła bezsilność i niem oc polityczna, co d oprow adziło nas w końcu do upadku i niewoli.

Z daw nej potęgi ducha pozostało tylko m arzycielstw o, ckliw a, przesadna czułostkow ość, tęsknota i m elancholia, gra­

nicząca nieraz z rozpaczą.

(17)

17 Dziś pom im o w rodzonego idealizm u i w ybitnej du cho ­ w ości, jesteśm y m ało udo ch o w n ien i i dalecy od ideału czło­

w ieka.

Słow acki trafnie pow iedział o nas, „że d u s z ę a n i e 1- s k ą w i ę z i m y w r u b a s z n y m c z e r e p i e , “ którego n ie chcem y opan ow ać, dlatego duchow ość nasza nie m oże się należycie rozw inąć.

Z ygm unt Dębicki zauw ażył kiedyś, ze w nas ścierają się dw a zasadnicze p ie rw ia s tk i: „dobrotliw a psyche P iasta- kołodzieja, który w łasne serce dać gotów gościom zam iast kołacza, oraz św arliw a, niesforna, hyperkrytyczna, niezdolna do skoordynow anych czynów , w iecznie protestu jąca dusza

sejm ikow ieża, z której się rodzi polska a n a rc h ia “.

P olak z n atu ry w rażliw y jest na w szystko, co piękne, w zniosłe i szlachetne, ale ta jego w rażliw ość łatw o przech o ­ dzi w d r a ż l i w o ś ć , czyli przeczulenie na punkcie am b i- cyi, m iłości w łasnej i sp raw osobistych, skoro tylko nie czuw a i nie pracu je nad sobą.

W tedy próżność, sam olubstw o i am bieya bierze w nim górę nad sp raw ą ogólną i zam iłow aniem do b ra pow szech­

nego. Polak, który ulegnie tej pokusie, łatw o stacza się już w przepaść, staje się w archo łem i gotów jest p rzefry m ar- czyć w łasną ojczyznę, bo p ry w ata stała się jego bo­

żyszczem.

H istorya nasza dostarcza nam w iele podobnych p rzy ­ kładów . Ludzie tacy p o trafią łączyć się z w rogam i naro d u,

będą zw alczać i podkopyw ać się w zajem nie, choć czynią to zawsze, pod hasłem m iłości ojczyzny i w im ię rzekom ego d o b ra publicznego.

P ycha lub nienaw iść, am bieya w y górow ana lub zaw iść popchnęła ich na dno przepaści.

Nie zm ienia to jednak zasady, że siła nasza tkw i w u d u ­ chow ieniu i praw dziw ej religijności, bo one jedne ustrzedz nas m ogą od tych nam iętności.

T rze b a tylko do nich pow rócić, pow rócić do w iary ojców i przo dków naszych.

„Człowiek“ — m ów i Mickiewicz — „o tyle tylko ulega nędzy m ateryalnej, o ile traci sw oją siłę m o raln ą, to jest w ia rę “.

L ud nasz dlatego tylko p rz e trw a ł w szystko i dotąd przedstaw ia niespożytą siłę, że jest głęboko religijny, że za-

duchow ość swoją.

2

(18)

18

Jeżeli inteligencya nasza m a p rzetrw ać b urzę óbecną, a po w ojnie dźw ignąć się i odrodzić w ew nętrznie, to m usi w rócić do w iary przodków i ojców sw oich, m u si uśw iad o ­ m ić sobie sw ą duchow ość.

U św iadom ić sobie sw ą duchow ość to tyle, co odkry ć w sobie siłę niezw ykłą i niezniszczalną; w rócić do religii i w iary przodków , to znaczy um ocnić i spotęgow ać w sobie tę siłę.

A w ięc bądźm y s o b ą !

U św iadom ijm y w sobie pierw astek duchow y, kształćm y go i rozw ijajm y przez p raw d ziw ą pobożność, a Bóg p rzy ­ w ró ci nam utracone siły duch a i daw ną dzielność p rzod ­ k ó w naszych.

T rzeba nam tylko żyć w iarą, nadzieją i m iłością C h ry ­ stusow ą, a w rócą daw ne, lepsze czasy, P olska zaś stanie się jeszcze sław niejszą, niż przedtem .

O S S )

/

(19)

111.

Budujmy Polskę od podstaw.

Mówi się dziś w iele i pisze o przyszłej Polsce, w olnej, sam odzielnej i niepodległej. W szyscy o niej m yślą i w zdy­

chają do niej, niem a chyba Polaka, k tó ryby jej nie pragnął.

A jednak iluż z nas stara się o nią p ra w d z iw ie ?

W szak w olna i niepodległa Polska składać się może jedynie z sam odzielnych i niezależnych Polaków , ho tylko

tacv ludzie tw o rzą w olne i niepodległe państw o.

Armia, o której m ów i się dziś i pisze tak w iele, d o b ra jest dla obrony kraju, rząd polski p otrzebn y jest nam dla k ierow nictw a, ale p o dstaw ą niezależnego p a ń s tw a są sam o­

dzielne, tw órcze i uspołecznione jednostki, bez których ono p o p ro stu istnieć nie może.

Zobaczmy, co znaczy jednostka tw órcza, sam odzielna uspołeczniona, a w reszcie m atery aln ie niezależna.

Jednostka t w ó r c z a to tyle, co sam odzielna, stojąca na w łasnych nogach, um iejąca sobie dać rad ę w e w szystkiem i sam a sobie zaradzić. W sobie sam ej posiada o n a siłę tw ó rczą: sam a zarabia na sw oje utrzym anie i tw orzy k ap i­

tał, z którego inni jeszcze korzystać mogą. Daje ona inn y m zarabiać około siebie i w ten sposób przyczynia się do p o ­ w szechnego dobrobytu.

Jednostka u s p o ł e c z n i o n a zna swmje p raw a, ale zarazem i obow iązki sw oje w obec społeczeństw a i p rze­

strzega ich sk ru p u latn ie. Cechuje ją k arność i solidarność n arodow a. U społecznienie bow iem jest to zrzeszenie się na­

rodu tak silne, żeby każda jednostka czuła się zw iązaną z innem i i w spółdziałała w ich rozw oju. W narodzie nale­

życie uspołecznionym nie m a interesów niezależnych od siebie, bo zarówmo pow odzenie jak upadek jednego czło-

(20)

20

w ieka pociąga za sobą rozw ój lub niepow odzenie drugiego- Jak rolnik będzie m iał w ięcej grosza, to i m ieszczanin zyska na tern, a rozw ój handlu i przem ysłu w k raju w płynie znów dodatnio na stan rolnictw a.

Jest to zasada narodow ej solidarności i w spólnego inte­

resu w szystkich w arstw społecznych, k tó ra decyduje o w ię k - szem pow odzeniu danego narodu.

W reszcie jednostka n i e z a l e ż n a to posiadacz nieza­

leżnego m ajątku czy to w postaci ziemi, k tó rą upraw ia, p o ­ siadłości, którą adm inistru je, fabryki, którą kieruje, w a r­

sztatu lub przedsiębiorstw a, na którem zarab ia i l. p.

Kto posiada m ajątek lub kapitał, ale nim nie zarządza i nie obraca, jest w praw d zie jednostką m ateryalnie nieza­

leżną, ale już nie sam odzielną. Dzieci zaś czy w nuki jego nie będą już m atery aln ie niezależni, bo k ap itał ten zje się w drugiem lub trzeciem pokoleniu.

Ten w ięc tylko przedstaw ia p raw d ziw ą w arto ść spo­

łeczną, kto pracuje i zarabia na siebie, a przez to zw iększa swój m ajątek, przyczyniając się tern do ogólnego dob ro bytu.

P raca, oszczędność i poszanow anie p ra w cudzych — oto cechy człow ieka uspołecznionego, k tó rem u m ajątek daje z czasem praw d ziw ą niezależność. Tacy dop iero ludzie tw o ­ rzą w olne, niezależne i sam odzielne państw o.

A iluż takich liczym y m iędzy sobą ?

Bardzo niew ielu, bo u nas ci, którzy są niezależni m a­

jątkow o, są m ało sam odzielni, a tym którzy są sam odzielni i tw órczy, b ra k kapitałów i środków do w yzyskania należy­

tego pracy i zdolności sw oich. P ierw si kapitały sw oje lo­

kują w zagranicznych bankach, zam iast obrócić je na p rzed ­ siębiorstw o, a m ajątki sw oje w ydzierżaw iają ż y d o m ; d ru ­ dzy nie m ają kapitału na założenie w łasnej fabryki lub w a r­

sztatu, dlatego m uszą w ysługiw ać się obcym kapitałom . Je­

dni i dru dzy są m ało solidarni, nie przestrzegają zasady , s w ó j d o s w e g o “, dlatego nie p rzyczyniają się należycie do podniesienia ogólnego dobrobytu.

D obrobyt jest p o d staw ą now ożytnej kultury. O tę p o d ­ staw ę w alczyć u nas m uszą jeszcze w arstw y najszersze, a w alczą nieraz napróżno.

P rzed w ojną sto tysięcy ludzi co rok em igrow ało z P o l­

ski do Am eryki, nie mogąc znaleść zarobku w kraju.

Gdzie przyczyna tego u b ó stw a ?

(21)

21 Z pew nością nie w k raju sam ym , bo kraj to bogaty, zaopatrzony w węgiel, sól, naftę, źró d ła m ineralne i obfite

lasy, był niegdyś spichlerzem E uropy, a w ięc w czein ? Oto w niskim stanie naszego rolnictw a, a obok tego w b raku rodzinnego h an d lu i przem ysłu.

P rzyjrzyjm y się bliżej tej gorzkiej praw dzie, k tó ra p o ­ w inn a być lekarstw em na nasze próżniactw o.

„Ani K rólestw o, ani (ialicya nie p ro d u k u je tyle zbożą, ile potrzebuje do w yżyw ienia swojej ludności,“ m ów i p ro fe­

s o r A. Górski.

„Deficyt zbożow y K rólestw a o b raca się w dość stałych granicach trzech m ilionów cetn arów ; Galicya w yw ozi w p ra w ­ dzie trochę zboża na zachód, ale za to po k ry w a p raw ie

■czwartą część swej konsum cyi m ąką z W ęgier“.

„K rólestw o i Galicya razem w zięte nie m ogłyby się w yżyw ić sw oim i p ro d u k ta m i“.*)

Prof. Bujak oblicza, że „Galicya p ro duk u je dw a do trzy razy m niej zboża jadalnego, niż go potrzebuje w edług norm zachodnio-europejskich. Deficyt swój po k ry w a im p o rtem około dw u i pól m iliona cetn aró w m etrycznych m ąki z W ę­

g ie r“.**)

A dlaczego? Bo ziem ia w Galicyi nie w ydaje tego, coby mogła i pow inna w ydać przy dobrem gospodarstw ie. W Ga­

licyi jest przeszło dw a m iliony m orgów ziemi, k tó rą trze - baby zdrenow ać, co pow iększyłoby produkcyę o 5 m ilionów cetnarów m etrycznych zboża, czyli że dochód z ziem i w zrósłby o 80 m ilionów koron rocznie.

Ziem ia nasza daje się podzielić na dw ie kategorye. D a pierw szej należy Poznańskie, P ru sy Zachodnie i Śląsk P r u ­ ski, gdzie urodzaje stoją na rów ni z urodzajam i w zachod­

niej E uropie.

Do drugiej należy K rólestw o, Galicya i Śląsk A ustryac- ki, gdzie urodzaje pozostają znacznie w tyle za zachodnią Europą.

W P oznańskiem śred n i zb ió r pszenic)' z hek taru w y­

nosi 120 pudów , w K rólestw ie 80, a w Galicyi zaledw ie (5(5 pudów .

Owsa urodzaj z hek taru w Poznańskiem w ynosi 110 pudów , w K rólestw ie 80, a w Galicyi zaledw ie 65 pudów .

') Dr. A. G ó r s k i : „Braki krajowej produkcyi w Galicyi“. Str. 31.

") Tamże, str. 34.

(22)

22

O w sa urodzaj z hek taru w P oznańskiem w ynosi 110 pu dów , a w K rólestw ie tylko 60.

W edle obliczeń p. F eliksa W ojew ódzkiego w referacie*

w ygłoszonym w W arszaw ie w r. b. na zeb ran iu członków centralnego T ow arzystw a Rolniczego, w r. 1913 z h ek taru z e b r a n o :

a) Żyta — w K sięstw ie Poznańskiem 19.3 cetn. na Rusi 11.1, w K rólestw ie 10.7, w Galicyi 8.7 na L itw ie 7.3.

b) Pszenicy — w K sięstw ie 23.6 cetn.. Na Rusi 13.1, w K rólestw ie 12.3, na L itw ie 9.5, a w Galicyi 9.4.

c) Jęczmienia w K sięstw ie 23.9 cetn. w K rólestw ie 12.5*

na Rusi 11,8,I w Galicyi 9.9, na L itw ie 8.8.

Św iadczy to w ym ow nie o olbrzym iej różnicy k u ltu ry ro ln ej w P oznańskiem , a w K rólestw ie i Galicyi. P rodu k cy a K rólestw a nie dosięga naw et połow y w ydajności K sięstw a Poznańskiego.

W P ro d u k c ji zaś w szechśw iatow ej K rólestw o Polskie pod w zględem w ydatności ziem i co do żyta i kartofli zaj­

m uje piąte miejsce, a co do pszenicy i jęczm ienia... ósm e!

W idzim y stąd jak bardzo zacofane jest nasze ro ln ictw o , a te ra z zastanów m y się nad stanem naszego przem ysłu i handlu.

W Galicyi przed w o jn ą p rzem ysł rozw ijał się dość p o ­ m yślnie, ale bynajm niej nie w ystarczał na pokrycie naszych p otrzeb gospodarczych.

„Żaden z trzech głów nych działów czynności gospodar­

skich, rolnictw o, rękodzieło i p rzem y sł“ — m ów i tenże proL Górski — „nie w ystarcza na pokrycie naszych potrzeb go- sp o d a rc z y c h ;... gospodarstw o krajo w e cierpi na stały i w iel­

ki niedobór, chociaż w aru n k i n atu ra ln e nie są złe i kapita­

łów w kraju jest pod dostatkiem . W ina m ałej p rodukcyi nie leży po stron ie ziemi, ani po stro nie brak u kapitału, ale po stro nie pracy. P r a c a z b i o r o w a j e s t (u n a s ) n i e ­ u m i e j ę t n a i n i k ł a“ .*)

Społeczeństw o, które nie po k ry w a sw oich potrzeb w ła­

sną p ro d u k cy ą ro ln iczą i przem ysłow ą, nie m oże przez dłuższy czas utrzym ać się na pew n y m stopniu zam ożności, m u si zubożeć, bo ono zjada swój k ap itał zapasowy'.

D odajm y do tego, że przem ysł nasz przew ażnie znajdu­

je się w rękach obcych. W K rólestw ie i Galicyi p ra w ie ') Tamże, Str. 73.

(23)

t 23 1

cały w ielki przem ysł jest w ręku niem ców i żydów , na Śląsku zaś cały w rękach niem ieckich kapitalistów . N aw et w P oznańskiem i P rusach W sch. i Zachodnich przem ysł roln y znajduje się w ręk ach niem ieckich. H andel zaś w ca­

łej .w Polsce przew ażnie jest w rękach żydow skich, którzy o p an o w ali głów ne jego gałęzie i rządzą na naszych rynkach, I dyktując nam ceny tow arów , przez nas sam ych w y p ro d u k o ­

w anych !

W ten sposób n ajrentow n iejsze i najpew niejsze zaw o­

dy — handel i przem ysł — znajdują się w rękach obcych a naw et w rogich naszej narodow ości.

Pam iętajm y, że jeżeli ro ln ik przy najlepszym urodzaju zarab ia 6 do 8% swego kapitału, to handel przynosi co najm niej 33% czystego zysku, nie m ów iąc już o p rak ty k o ­ w anej tak często lichw ie i wyzysku.

'Pen b ra k rodzim ego h andlu i przem ysłu to najsłabsza, najboleśniejsza stro n a naszego ustro ju społecznego. N aród nasz ubożeje w ciąż w skutek tego i popada w coraz w iększą

¡j, zależność. Żyw ioł polski zostaje w y p ieran y ze sw oich p la­

ców ek, a m iasta nasze coraz bardziej żydzieją.

N astępstw em tego jest ten sm u tn y fakt, że nie jesteśm y już pan am i w e w łasnym kraju i nie m y sami, ale inn i obok nas decydow ać będą o losach przyszłej Polski.

Być u siebie, to znaczy być p an em sw oich rynków zb y tu : h an d lu i przem ysłu swego, a nam do tego bardzo daleko.

Siła i niespożytość naro d u opiera się na pod staw ie ekonom icznej, a ta u nas jeszcze bardzo słaba. W m iarę bow iem jak obce żyw ioły ro zrastają się u nas coraz b a r­

dziej, m y ekonom icznie upad am y coraz niżej i popadam y w coraz w iększą zależność finansow ą, a co za tern idzie

m o raln ą i polityczną.

Ziem ia coraz bardziej z pod nóg nam się usuw a i p rze­

chodzi w ręce obce. W P oznańskiem m am y już tylko p o ­ łow ę ziem i w naszych rękach, na Śląsku O polskim 30% , na Śląsku Cieszyńskiem już tylko 25%, co będzie jak tak pójdzie dalej?

Staniem y się n ie w o ln ik am i w e w łasnym kraju, zależ­

nym i w zupełności od sw oich chlebodaw ców , a cóż w tedy pom ogą nam nasze ideały?...

') Tamże, str 73.

(24)

24

Bóg tch n ął w duszę polską — jak w idzieli m y nie­

w yczerpane skarby m oralne, ale do głoszenia i w ykonania ich trzeba m ieć ręce w olne i g ru n t pod nogami, trzeba do­

b ro b y tu i ekonom icznej niezależności, inaczej te nasze skarby d u ch o w e eksploatow ać będą obcy, jak eksploatują już naftę, węgiel i drzew o nasze.

Niestety, olbrzym ia w iększość naro du tego nie rozu­

m ie, nie zdaje sobie sp raw y z krytycznego położenia, w ja­

kiem się n aró d nasz znajduje pod w zględem ekonom icznym , i przy w ychow aniu dzieci p op ełnia dalej błędy, k tó re do­

prow adziły nas do tego stanu.

N aród nasz nie jest należycie św iadom dróg, w iodą­

cy ch do odrodzenia, i dlatego położenie jego staje się co­

raz tragiczniejszem . To w łaśnie zm usza nas do rew izyi za­

sad naszego w ychow an ia i przy staw an ia ich do potrzeb chw ili obecnej.

(25)

N a błędnej drodze.

Po wszech nem już stało się u nas h asło : p r z e z o- ś w i a t ę d o o d r o d z e n i a n a r o d u , co jednak przez ośw iatę rozum ieć należy, z tego m ało kto zdaje sobie do­

kładnie spraw ę, a przecież od tego zacząćby należało.

Czy przez o ś w i a t ę w ogóle rozum ieć należy um ie­

jętność czytania i pisania, czy też u m i e j ę t n o ś ć p r a c y , do której um iejętność czytania i pisania jest tylko środkiem pom ocniczym — oto co przedew szystkiem rozstrzygnąć

należy.

„ A b y m ó d z s k u t e c z n i e p r a c o w a ć , — m ów i słusznie grof. B ujak — „trzeba nie tylko chcieć pracow ać, ale t r z e b a n a u c z y ć s i ę p r a c o w a ć i m i e ć s i ł y

<i o p r a c y . “

„Tym czasem u nas tak rozpow szechniony jest d y l e - t a n t y z m , b rak um iejętności zaw odow ej, że niem al nie jest paradoksem p o w ied zieć: iż u nas się niczego p o rz ą d ­ nie nie robi, poniew aż się niczego porządnie nie um ie.

„W śród chłopów , rzem ieślników , kupców i p edag o ­ gów przew aża typ praco w nika nieobeznanego należycie ze w spółczesnym stanem swego zaw odu, nieznającego w sp ó ł­

czesnych środków i narzędzi pracy. B rak system atyczności i gruntow ności w nauce, a n astępnie w w ykonyw aniu za­

w odu, spraw ia, że u nas p raca tak um ysłow a, jak fizyczna, jest m ało w ydatna, m im o znacznego jej n ak ład u .“

„Dość przypom nieć, że w naszym przem yśle bud o w la- , nym w ydajność pracy jest praw ie o połow ę niższa, niż na

Zachodzie. P odobnie jest i na innych połach naszego życia gospodarczego. Nasz rob o tn ik ro ln y pracu je m niej w y d atn ie,

(26)

2(5

niż zachodnio-europejski, a n aw et niż on sam na fo lw ark u zachodnio-europejskim .“*)

Co jest przyczyną tego tak pow szechnego u nas dyletan- tyzm u? tej nieum iejętności pracy?...

Oto błędny kierunek naszej ośw iaty przez którą poj­

m ują u nas pow szechnie oczytanie, a nie um iejętność pracy.

Aby się o tem przekonać, dość jest zajrzeć do szkół naszych, p o ró w n ać je ze szkołam i zagranicą i zapytać, czego one uczą.

„W A ustryi w r. 1914 osób płci m ęskiej, pob ierający ch w ykształcenie handlow e, b y ło : w szkołach niem ieckich 16.153, co stanow i 16% uczącej się tam m łodzieży, w szko­

łach czeskich 5,443 czyli 12,6%, a w polskich 1,213, co sta­

now i 2,5°/0 kształcącej się u nas m łodzieży.“**)

Za to w Galicy! w óslatniem dziesięcioleciu t. j. od r. 1900 do 1910-go liczba gim nazyów w zrosła z 30 na 86,, a w ięc p raw ie trzykrotnie, liczba szkół realnych w zrosła dw u krotnie, a nie założono w tym czasie ani jednej szkoły handlow ej. W roku 1916/17 m ieliśm y w Galicyi aż 123 gim na­

zyów a tylko 14 szkół realnych.

Cóż dziwnego, że pod w zględem fachow ym jesteśm y tak upośledzeni, iż naw et robotników i przedsiębiorców b u ­ dow lanych trzeba sprow adzać z zagranicy ?

W czasach, gdy wszyscy się specyalizują, m y pcham y m łodzież do gim nazyów , gdzie w y cho w u ją się na b iu ro k ra ­ tów i urzędników , a nie przygotow ują się do sam odzielnej, tw órczej p ra c jr. W e L w ow ie m am y ośm gim nazyów i d w ie filie, a w ięc razem dziesięć gim nazyów , a jedną tylko szkołę h an d lo w ą i jedn ą przem ysłow ą, podczas gdy w Lipsku, przew yższającym L w ów ludnością, stosunek jest w p ro st

odw rotny: dw a gim nazya, a dziesięć szkół fachow ych.

Cóż dziw nego że N iem cy zasypują nas sw ym i to w a­

ram i.

Rękodzieła niepodobna uczyć się z książki, ale w p ra ­ cow ni i przy w arsztacie pod kierunkiem w ykształconych fa­

chow ców .

N arzekam y na op anow anie u nas h an dlu przez żydów,, a ilu z nas pośw ięca się tem u zajęciu, ilu kształci się w tym zaw odzie ?

') I'r. Bujak: Myśli o odbudowie. Sir. 13—14.

'*) Dr. A. Holland: O szkolnictwie handlowym w Galicyi, Kra­

ków 191«, Str. 30.

(27)

27

„Na sto osób płci m ęskiej, k tó re w r. 1914 w A ustryi pobierały w ykształcenie h an d lo w e p rzy p ad a 71 niem ców , 24 czechów i... 5 p o la k ó w “.

„Na sto kobiet w A ustryi, posiadających w ykształcenie handlow e, p rzy p ad a 59 niem ek, 32 czeszki i 9 po lek “.

„W r. 1914 było w A ustryi kobiet, pobierających w y­

kształcenie h an d lo w e: w szkołach niem ieckich 3,854, w cze­

skich 2,063, a w polskich 590*).

„Tym czasem jeślibyśm y chcieli osiągnąć w Galicyi p o ­ ziom przeciętno-austry acki pod w zględem h andlow ym i w y ­ tw ó rczy m “, — pisze tenże a u to r — „w innoby w kraju w y ­ kształcić się handlow o w najbliższej przyszłości około...

60.000 osób“**).

Liczba nie do uw ierzenia, a jednak udow odniona przez a u to ra na p odstaw ie ostatniej statystyki austryackiej z 1907 r., z której w ynika, że Galicya w stosunku do A ustryi m a za m ało o 23.000 przed siębio rstw han dlow ych i 126 000

przedsiębiorstw w ytw órczych.

A teraz zobaczm y, ilu uczniów uczęszcza w e L w ow ie do jedynej tu akadem ii handlow ej. Otóż przy końcu szkolnego roku 1915/16 w czterech klasach było tam uczniów... 36, co w raz z dw udziestom a uczniam i kursu ab itu rien tó w czyni razem 56, w czem rz. kat. 33.

N atom iast dziesięć gim nazyów w e L w ow ie literaln ie są przepełnione tak, że uczniow ie duszą się form alnie po kla­

sach i pow szechnie zapadają na anem ię.

Z pow odu tej niechęci do zaw odów praktycznych sta­

jem y dziś w obec faktu, że m im o istnienia w Galicyi dw u średnich szkół p rzem ysłow ych i całego szeregu szkół zaw o­

dow ych, przem ysłow cy nasi fachow o w ykształconych pra­

cow ników w k raju znaleść nie m ogą i m uszą ich s p ro w a ­ dzać z zagranicy.

W K rólestw ie rów nież daje się odczuć w ielki b rak zdol­

nych pracow ników w kółkach rolniczych, kooperatyw ach oraz instytucyach kredy tow ych, k tó re dla odbudow y i o d ro ­ dzenia kraju m ają znaczenie pierw szorzędne*).

') Tamże, str. 31.

”) Tamże, str. 38.

•) „Akcya tworzenia szkół zawodowych“ — pisze

tor Kurpiel — „powinna postępować równorzędnie z zakładaniem ta- brvk, kooperatyw, sklepików i t. p., a wtedą zniknie przepełnienie gimnazyów, jak zniknęło na Zachodzie. (Muzeum za czerwiec str. 218),

słusznie dyrek- r. li.

(28)

‘28

1 kii sam błędny kieru n ek w ykształcenia opan o w ał dziś kobiety nasze, które bez w zględu na zdolności, a naw et na zdrow ie garną się dziś n iepom iernie do gim nazyów , nie ba­

cząc na to, że takow e w cale nie są przystosow ane do p rzez n a­

czenia i zaw odów kobiecych.

P rofesor W achholz w ykazał nied aw no” ), że na sto słu­

chaczek zw yczajnych filozofii tylko 16 zdaje u nas ostatnie egzam ina i może zatem praktycznie zużytkow ać sw ą wiedzę.

W idzim y z tego, że rezultat studyów kobiet nie o dpow iada ich w ysiłkom i że pow inny one gdzieindziej skierow ać sw e am bicye, a m ianow icie do zaw odów praktycznych, gdzie 0 w iele prędzej i z m niejszym kosztem i w ysiłkiem do re- rezultatu dojść mogą.

W' dziedzinie gospodarczej, w dziedzinie drobnej w y­

tw órczości przem ysłow ej, w handlu i k ooperaw ie o tw iera dziś się dla kobiet szerokie pole pracy, zwłaszcza, że tylu męż-' czyzn w pracy tej ubyło.

Do tego jednak trzebaby je przygotow ać w szkołach w ydziałow ych, jak to czynią szkoły zagranicą, a czego w ła­

śnie w naszych szkołach b rak zupełnie. K ształcą one um y­

słow o, ale nie uczą pracy, nie w drażają do niej, a nieraz naw et w szczepiają fałszyw y w styd przed pracą.

Zagranicą do szkół w ydziałow ych w pro w adzon o w szę­

dzie pracę fizyczną, ręczną, jako niezbędny czynnik w ycho­

w awczy, kształczący wolę, rozw ijający rozum praktyczny 1 budzący zm ysł obserw acyjny w dzieciach.

l ezą tam porządków , szycia, gotow ania, sprzątania, ogrodow nictw a, sadow nictw a, kw iaciarstw a, sto la rstw a i ślu ­ sarstw a niezależnie od istniejących tam bez liku szkół za­

w odow ych.

r nas uczą dzieci z książki, stąd tyle u nas g rafo m a­

nów i pseud o-Iiteratów bez kaw ałka chleba, a b rak coraz w iększy ludzi do pracy.

„\Y Polsce m am y obecnie około dziesięciu tysięcy piszą­

cych i drukujących, z czego p ra w ie połow a to poeci. Nie m niej zw olenników m ają różne gałęzie sztuki. Tysiące m alarzy, aktorów , pianistów i pianistek nie m ają co jeść, ani gdzie mieszkać, a pole pracy realnej, pew nej, dobrze się opłacają­

cej, bądź leżą odłogiem, bądź też zajęli je inni*“).

") W artykule: „Studya wyższe kobiet".

') Kazimierz Jaworski: Droga do dobrobytu. Sir. 15.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Na miejscu okazało się, że osobą zakłócającą ciszę nocną jest 54-letni Jeremiasz S., który w chwili interwencji Policji znajdował się w stanie wskazującym.. Ponadto groził im

procesu, w którym ludzie motywowani przez różnorodne interesy starają się przekonać innych o swoich racjach, w taki sposób aby podjęto publiczne działania zmierzające

Zaprojektuj maskę wprowadzania dla pola Numer telefonu w ten sposób, aby można było wpisać numer telefonu stacjonarnego lub komórkowego.. Zaprojektuj maskę wprowadzania

Istotnie, gdyby dla którejś z nich istniał taki dowód (powiedzmy dla X), to po wykonaniu Y Aldona nie mogłaby udawać przed Bogumiłem, że uczyniła X (gdyż wówczas Bogumił wie,

Jest to dla mnie rewolucja, bo pojawia się pomysł, który jest zupełnie, ale to zupełnie nieoczywisty?. Ba, podobno Oded Goldreich zawsze swój kurs kryptologii (w Instytucie

Nie mogłam się dostać, no to już wiele lat było po [aresztowaniu ojca], do żadnego gimnazjum, po skończeniu podstawówki.. Dopiero, ponieważ ciotki moje kończyły szkołę-

Najogólniej rzecz ujmując, jest to problem tego, jak to się dzieje, że nasz umysł składa się przede wszystkim, jeśli nie wyłącznie, ze stanów, które mają

W dniu 22 maja 2007 roku, już po raz czwarty odbyły się warsztaty studenckie „Miasta bez Barier”, orga−. nizowane przez Wydział Architektury