Józef Obrębski
O METODZIE FUNKCJONALNEJ BRONISŁAWA M ALINOW SKIEGO1
Prezentowany tekst, zachowany w spuściźnie archiwalnej Józefa Obrębskie
go w postaci maszynopisu referatu, został opracowany do druku p rzez Annę En
gelking.
W obszernym referacie o metodzie badawczej swojego nauczyciela i mistrza, wygłoszonym w 1939 roku, Obrębski przedstawił interpretację funkcjonalizm u Malinowskiego, ukazując j ą w kontekście zarówno ówczesnej myśli antropolo
gicznej, ja k i własnej biografii naukowej. Referatowi towarzyszy dyskusja z gło
sami m.in. Tadeusza Kotarbińskiego i Stanisława Ossowskiego oraz odpowiedzią prelegenta.
Pozostałe archiwalne teksty Obrębskiego to zamieszczone w Aneksie fra g menty dwóch nieukończonych lub niezachowanych większych jeg o prac dotyczą
cych Malinowskiego z końca lat trzydziestych X X wieku.
1 N iniejszy tekst Józefa Obrębskiego, ja k rów nież dalsze fragmenty, zam ieszczone w Aneksie, zostały opracow ane redakcyjnie, opatrzone przypisami i inform acją bibliograficzną przez Annę Engelking. Ich ortografia i interpunkcja została uw spółcześniona zgodnie z obow iązującą normą.
W szystkie pozostałe ingerencje redaktorskie oznaczono naw iasem kwadratowym.
Referat „O m etodzie funkcjonalnej Bronisław a M alinow skiego” był, sądząc po stylistyce, ra
czej m ów iony niż czytany. Redagując go do druku, redaktorka zachow ała m aksym alną wierność oryginałow i, usuw ając jedynie niektóre, w łaściw e tokowi mówienia, pow tórzenia i kolokw ializm y oraz fragm enty niejasne - praw dopodobnie źle odtw orzone z zapisu stenograficznego. N aturalne dla toku m ów ienia skróty oraz niekonsekwencje składniowe, które w tekście pisanym pow odują iw anie się toku wywodu, zostały uzupełnione lub uproszczone.
Oryginalny m aszynopis prezentowanego tekstu znajduje się w O brębski Collection, Special Collections and Archives, W. E. B. Du Bois Library, U niversity o f M assachusetts, Am herst, M as
sachusetts, USA, box 33.
Zastosowano skróty:
AR: A rchiw um Rodzinne. A rchiwum A ntoniny O brębskiej-Jabłońskiej obecnie w posiadaniu Anny Engelking. Warszawa.
OC: Obrębski Collection. Special Collections and Archives. W. E. B. Du Bois Library. U niver
sity o f M assachusetts. Amherst, M assachusetts, USA.
Opracowanie - pierwodruk nieznanych dotychczas badaczom archiwaliów Obrębskiego i zarazem świadectwo pierwszych polskich badań nad Malinow
skim — stanowi interesujący przyczynek do historii polskiej etnologii i socjologii.
Główne pojęcia: historia etnologii i socjologii, funkcjonalizm.
Pojawiające się w ostatnich czasach na łamach naszych wydawnictw i w od
dzielnych publikacjach książki Malinowskiego wskazują na to, że zarysowuje się u nas wzmożone zainteresowanie światem i zagadnieniami społeczeństw i kultur pierwotnych. Niewątpliwie było ono zawsze żywe, jednakże ten sposób przyję
cia, z jakim spotykają się ostatnio prace Malinowskiego, wskazuje na wyraźny wzrost i wzmożenie tego zainteresowania. Książki M alinowskiego, jego artyku
ły, jego prace, spotykają się z na ogół przychylną czasem nawet entuzjastyczną o cen ą ale poza fachową krytyką socjologiczną w specjalnych publikacjach rów
nocześnie uderza jedna rzecz: bardzo często recenzent czy krytyk wydaje się nie
zdecydowany, w czym upatrywać ich szczególnej wartości czy wagi naukowej.
Zaznacza się to dobitnie w recenzjach, dotyczących jednej z najsłynniejszych książek Malinowskiego, jakie wydano u nas dotychczas, a mianowicie Życia se
ksualnego dzikich. Rzecz charakterystyczna, że nie jest to bynajmniej zjawisko bez precedensu. Z zupełnie podobnym przyjęciem spotkały się książki M alinow
skiego na gruncie angielskim i takiej ich recepcji towarzyszyło nieodłączne roz
czarowanie autora.
Wc wstępie do Życia seksualnego dzikich pisał Malinowski: „(...) pomimo na ogół bardzo życzliwego przyjęcia, z jakim się moja książka spotkała, przyniosła mi ona pewien zawód. (...) Rozczarowany jestem przyjęciem tej książki w tym sensie, że pragnąłem, by potraktowano j ą jako rezultat i pozytywne osiągnięcie pracy terenowej i pewnej metody przedstawienia - jeśli nie osiągnięcie, to próbę czy eksperyment, który wywołałby zarzuty, ożywione dyskusje, krytykę, która by, być może, wiele odrzuciła - lecz nie tego, by książka przeszła bez echa. Te jednak śmiałe i może zbyt ambitne cele, które przez sobą postawiłem, nie spo
tkały się z takim przyjęciem i u w ag ą jakich pragnąłem”2. Otóż ten zawód auto
ra nie jest bynajmniej tylko natury osobistej; w książkach Malinowskiego spoty
kamy się w gruncie rzeczy z przejawami tego, czym w dzisiejszej nauce jest et
nologia. A zatem niezrozumienie prac Malinowskiego przez niefachową krytykę równoznaczne jest z brakiem zrozumienia tego, czym jest współczesna etnolo
gia. Etnologia nie jest dziś wyjątkowym, szczególnym sposobem traktowania za
2 B ronisław M alinowski, Życie seksualne dzikich vr północno-zachodniej Melanezji. Miłość, m ałżeństwo i życie rodzinne u krajowców z wysp Trobrianda Brytyjskiej N owej Gwinei. J. Chała
siński, A. W aligórski (tłum.) W: B. M alinowski. Dzieła. T. 2. Warszawa: PW N, 1980, s. 117.
C ytat ten je st w stenogram ie zasygnalizow any jedynie początkowym w yrazem „pom im o” . Re
daktorka rozw inęła go według w łasnego uznania, kierując się kontekstem.
gadnień świata i kultur pierwotnych. M etoda Malinowskiego tak weszła w krew i ciało etnologii współczesnej, że jest niemalże z nią równoznaczna.
Dlatego też, kiedy zastanawiamy się nad nieporozumieniami, wzbudzanymi przez dzieła M alinowskiego, musimy zadać sobie pytanie, w czym tkwi ich przy
czyna. Otóż przyczyna owych nieporozumień, przyczyna niezrozumienia, na które się autor uskarża, tkwi przede wszystkim w tym, że książki M alinowskie
go to w olbrzymiej większości opisy. Wszystkie jego klasyczne prace, które we
szły do dzisiejszej nauki właściwie jako dzieła pionierskie, są niczym więcej niż opisami - opisami jednego tylko plemienia, jednego ludu, opisami nie wykracza
jącymi poza wąski skrawek terytorialny, poza nieliczną grupę plemion pierwot
nych. Co więcej, są to opisy skonstruowane w taki sposób, że czytelnik, studiu
jący dzieła Malinowskiego, nie natrafia w gruncie rzeczy - poza mniejszymi trudnościami natury etnologicznej - na żadne poważne trudności w ich odbiorze.
W szystko, co spotyka w książce, zdaje się naturalne, jasne, oczywiste. I właśnie ta łatwość książek M alinowskiego, ta ich pozorna łatwość, sprawia, że najczę
ściej czytelnik zupełnie nie dostrzega istotnej wartości, istotnego znaczenia nau
kowego tych dzieł, które tkwi w metodzie badawczej, jak ą się autor posługuje - w metodzie przedstawiania faktów, której rezultatem są właśnie te pozornie ła
twe opisy.
Dzisiejszy referat chciałbym ograniczyć tylko do wskazania na tę stronę m e
tody funkcjonalnej M alinowskiego, która wiąże się z zagadnieniami pracy tere
nowej etnografa, stawiającego sobie za zadanie skonstruowanie pełnego, jasne
go i kompletnego opisu. Przyznam się, że stawiając sobie to zadanie, jeszcze przed obecną prelekcją, napotkałem na szereg osobistych, subiektywnych trud
ności. Stykając się od wielu lat z m etodą funkcjonalną, będąc uczniem M alinow
skiego, który przeszedł u niego swój główny trening etnologiczny i socjologicz
ny3, dziś - po szeregu lat, które dzielą mnie od studiów u Malinowskiego - tak właściwie przyswoiłem sobie te zasadnicze założenia metodologiczne, że trudno mi niejednokrotnie podejść do nich z tą świeżością, z którą podchodziłem w cza
sie stykania się na gruncie londyńskim ze szkołą i kierunkiem reprezentowanym przez Malinowskiego. Dlatego dla odświeżenia własnych wrażeń, dla nadania te
mu, co mówię, ciągłości i realności, będę posługiwał się m etodą historyczną.
Metoda ta jest często używana w socjologii, dlatego mam nadzieję, że tu jej uży
wanie nie będzie mi wzięte za złe.
Otóż, aby scharakteryzować, na czym polega metoda funkcjonalna, przenio
słem się m yślą w czasy, kiedy byłem jeszcze młodym studentem, adeptem etno
logii czy etnografii na jednym z uniwersytetów, kiedy metoda funkcjonalna była
3 Studia doktoranckie u Bronisław a M alinow skiego w London School o f Econom ics and Poli
tical Science O brębski odbywał m ięd2y listopadem 1930 roku a końcem 1933 roku (w tym okre
sie prow adził rów nież przez 10 miesięcy badania terenowe w M acedonii).
dla mnie czymś nieistniejącym, kiedy przebywałem w świecie innych badań, in
nych metod badawczych. Przeniosłem się w czasy, kiedy studiowałem etnologię słowiańską [i obracałem się] w środowisku studenckim w Krakowie.4
Ośrodek ten nie był bynajmniej podrzędny. Kraków był wówczas w gruncie rzeczy m ekką etnologii słowiańskiej, bodaj na całą Europę Środkową. Właśnie istniejące przy uniwersytecie Studium Słowiańskie5 znane było w świecie uni
wersyteckim innych krajów jako najbardziej zainteresowane problem atyką i m e
todami etnologii. Jak przedstawiała się etnologia w ośrodku krakowskim?
Każdy z nas, studentów, przychodził na uniwersytet w pewnym sensie obar
czony obciążeniem teoretycznym: miał do czynienia z etnologią przez pryzmat mających swą długą historię i wciąż jeszcze istotnych teorii ewolucjonistycz- nych. Byli wśród nas zwolennicy kierunku materialistycznego, byli tacy, którzy trwali w kręgu zagadnień ewolucjonistycznych. Przychodząc na uniwersytet, pierwszy raz spotkaliśmy się z krytyką wszystkich naszych zainteresowań i kon
cepcji, jakieśm y przyjęli z istniejącej etnologii. Spotkaliśmy się z krytyką ostrą i bardzo konsekwentną, a produktywną w tym sensie, że rozpocząwszy studia nad etnologią, w krótkim czasie uświadomiliśmy sobie, że teoria ewolucjoni- styczna, cała teoria, ujmująca rozwój kultury w określone stadia, jest spekulacją, dla której nie ma miejsca w nauce. Równocześnie spotkaliśmy się z now ą meto
dą: historyczno-kulturalną, reprezentowaną przez szkołę kulturalno-historyczną niemiecką, określaną u nas skromniejszą nazwą: metoda kulturalno-historyczna.
Okazało się, że istnieje droga, którą moglibyśmy dojść do uzyskania właściwych kryteriów chronologizacji: metoda etnologiczna czy dyfuzjonistyczna, którą wła
śnie posługuje się ten historyczny kierunek etnologii. Pierwszą zasadą z którą spotkaliśmy się, była zasada rozbijania, rozkładania poszczególnych instytucji na składniki, elementy prostsze i śledzenia tych elementów w ich zasięgach geogra
ficznych. Śledzenie owo miało prowadzić nas przez porównanie tych zasięgów, porównanie układu przestrzennego, do wniosków co do wieku i chronologizacji
4 O brębski studiow ał na Uniw ersytecie Jagiellońskim w latach 1925-1930. Przedm iotem jego studiów była etnografia Słowian pod kierunkiem Kazim ierza M oszyńskiego i filologia słowiańska pod kierunkiem K azim ierza Nitscha. W latach 1926-1930 był asystentem w kierowanej przez M o
szyńskiego katedrze etnografii Słowian, brał udział w redagow aniu ukazującego się od roku 1929 (pod redakcją N itscha i M oszyńskiego) „Ludu Słow iańskiego” . W 1930 roku uzyskał stopień m a
gistra filozofii w zakresie filologii słowiańskiej na podstawie pierwszej części rozpraw y Rolnictwo ludowe wschodniej części Półwyspu Bałkańskiego, opublikowanej w „I.udzie Słow iańskim ” (1929,
1930). O brębski był uw ażany za najzdolniejszego ucznia M oszyńskiego.
5 Studium Słowiańskie zostało zorganizowane na Uniw ersytecie Jagiellońskim w 1925 roku przez K azim ierza Nitscha. Obejmowało katedry językoznaw stw a, filologii, historii sztuki narodów słowiańskich i etnografii Słowian. Zob.: Jadw iga K limaszewska, Katedra etnografii Słowian (1926-1964) na tle rozwoju etnografii w Uniwersytecie Jagiellońskim w latach 1811-1925. W: Stu
dia z dziejów Wydziału Filozoficzno-H istorycznego UJ. Zeszyty N aukow e UJ. Prace Historyczne.
Ki‘aków: U niw ersytet Jagielloński, 1967.
poszczególnych elementów. Zasadę tę można scharakteryzować następująco.
Oto mamy do czynienia z szeregiem typów narzędzi rolniczych. Klasyfikujemy te narzędzia według typów i w zależności od form, jakie spotykamy. Rzućmy te poszczególne typy na mapę. W tedy zauważymy, że układają się one w odpowie
dnie zasięgi. Jedne występują w postaci rozrzuconych wysp, inne w postaci za
sięgów, ograniczonych do części zachodniej czy wschodniej terytorium badane
go. W ten sposób, analizując poszczególne wytwory kultury, śledząc jak naj
większą ich ilość w układzie przestrzennym, możemy dojść do ustalenia pew
nych zespołów, zajmujących określone teiytorium, które bądź wskazują następ
nie na istniejące kręgi czy fale kultury, bądź też pozw alają przez szerokie prze
badanie ich układu przestrzennego, na ustalenie chronologii.
[Jak widać], nie obracaliśmy się w zagadnieniach, związanych z instytucjami form ustrojowych poszczególnych społeczeństw. Jako jedyną naukową metodę stosowaliśmy badanie elementów w różnych układach przestrzennych, ustalanie ich chronologii, ich pochodzenia, ustalanie ich przypuszczalnej genezy. Oczywi
ście tego rodzaju studia i badania wymagały niesłychanej erudycji, wymagały prześledzenia olbrzymiego materiału. I jakiej nagrody spodziewaliśmy się z tych studiów?
Ostateczne zadanie było skierowane nie na kulturę ludow ą którą mieliśmy zastać w poszczególnych wsiach krakowskich czy innych, ale na odległą epokę, którą mogliśmy na podstawie tej analizy skonstruować z przeszłości, na kulturę prasłow iańską bądź na inne warstwy kultury, później zanikłe. W ten sposób na
sze badania, nasze studia etnograficzne, które z założenia miały być studiami nad kulturą Słowiańszczyzny, z punktu były nastawione w sposób wybitnie prehisto
ryczny. W związku z tym oczywiście kształtował się nasz świat zainteresowań naukowych. Zainteresowania te, wykształcane przez problematykę natury gene
tycznej i archeologicznej, odrywały nas od bezpośredniego otoczenia sąsiednich wsi krakowskich i zwracały stale i nieodmiennie do hipotetycznych przeszłych kultur czy społeczeństw dziś już zanikłych. I w związku z tym oczywiście, to co w nas się zaznaczyło, to bardzo wyraźna pogarda dla wszelkich badań m onogra
ficznych, dla poczynań, które miały na celu badanie życia społeczności, kultury ludności wsi, sąsiadujących z naszym uniwersyteckim miastem. Cały nasz tre
ning uniwersytecki, trening naukowy, w gmncie rzeczy odrywał nas od bezpo
średnich zagadnień życia społecznego i kulturalnego, które moglibyśmy obser
wować, gdybyśmy potrafili się otrząsnąć z metodologicznych założeń, które w nas wpajała nasza szkoła etnologiczna. Toteż kiedy na przykład wyruszaliśmy na wycieczkę etnologiczną do sąsiednich wsi krakowskich, wtedy - rzecz cha
rakterystyczna - nasze obserwacje nic szły w kierunku badania teraźniejszości tych wsi, tego, co się aktualnie, współcześnie działo, ale w kierunku uchwycenia tych elementów, tych form kulturalnych, które wskazywałyby na dalekie, odle
głe związki. W ten sposób, dochodząc do wsi podkrakowskiej, nie widzieliśmy
wsi podkrakowskiej, ale widzieliśmy tu Tybet, tu Chiny, tam Afrykę Północną - te elementy, które rzucone na mapę, układały się w ten olbrzymi dawny świat i przypominały tamte [dawne] czasy. Rejestrowaliśmy [dane] terenfowe] i odkry
waliśmy poszczególne fakty, wskutek czego do tej pozornie obojętnej wsi wkra
czały jakieś odległe światy, odległe społeczeństwa i bliżej nieznane systemy kul
turalne.
Jakiż był rezultat tych studiów? I tutaj trudno mi również nie powiedzieć te
go, co bezwzględnie, mam wrażenie, trafnie sądzę i czuję - że w takiej sytuacji, w takich badaniach, w takich studiach, przy takim treningu uniwersyteckim, wy
rastaliśmy na dysponujących kolosalną erudycją ignorantów człowieka i kultury.
Jeżeli w ten cokolwiek może ostry sposób scharakteryzowałem swoje studia, to nie w tym celu, aby rzucić paszkwil na jeden z naszych ośrodków uniwersy
teckich. Zaznaczyłem bowiem, że był to ośrodek cieszący się sławą i popularno
ścią w Niemczech, Rosji, Rumunii i Bułgarii - w ogóle w wielu krajach słowiań
skich i niesłowiańskich. Ale jeżeli scharakteryzowałem swoje studia w ten spo
sobów pewnym sensie kalając własne gniazdo, to dlatego, aby uwypuklić tę sy
tuację w etnologii, z której wyłoniła się metoda funkcjonalna.
Jeżeli cofniemy się do czasów, w których metoda funkcjonalna jeszcze nie ist
niała, kiedy Malinowski nic przeprowadził jeszcze swoich studiów, to zauważy
my, że w ówczesnej etnologii wybijają się trzy kierunki. Z jednej strony jest to kierunek ewolucjonistyczny, mający za sobą sławne autorytety, z drugiej szkoła kulturalno-historyczna, a z trzeciej strony metoda socjologiczna, reprezentowana przede wszystkim przez Durkheima. M iędzy tymi poszczególnymi metodami, kierunkami, czy szkołami istniało, zaznaczam, pewne podobieństwo w dziedzi
nie problematyki oraz pewne podobieństwo - i różnice - w dziedzinie metod.
M am wrażenie, że mogę nie poświęcać tutaj więcej czasu charakterystyce metody szkoły ewolucjonistycznej i szkoły kulturalno-historycznej. Chciałbym [jedynie] zwrócić uwagę na pewną zasadniczą rzecz, która wiąże się z tymi szko
łami. W kierunku ewolucjonistycznym przedmiotem badania była kultura, poj
mowana jako pewien szereg, pewna ciągłość rozwoju. Kierunek ten stawiał so
bie za zadanie zbadanie praw rozwojowych kultury i badania te przeprowadzał za pom ocą metody porównawczej, biorąc pod uwagę różne typy instytucji, róż
ne formy kultury, ułożone w pewien szereg na podstawie kryterium kolejności tych form. W ten sposób zasadnicza orientacja problematyczna kierunku ewolu- cjonistycznego była orientacją genetyczną. Zadaniem uczonego było badać for
my, które zastał w całym świecie społeczeństw pierwotnych, i formy te wyja
śniać, doszukując się ich zasięgu ze stadiów jeszcze pierwotniejszych. Metoda, którą szkoła się posługiwała, była m etodą porównawczą. Ta procedura została bardzo szybko zakwestionowana przez kierunek kulturalno-historyczny, który słusznie widząc kruchość podstaw chronologizacji wytworów poszczególnych kultur, starał się do metody badania zasięgu kręgów przestrzennych wprowadzić
myślenie chronologiczne. Mamy tu [więc] do czynienia z jednej strony z m eto
dą porów naw czą z drugiej — z problematyką typowo genetyczną.
Odmiennie przedstawia się sprawa z m etodą socjologiczną reprezentowaną przez Durkheima. Wychodząc z założenia, że kultura w całości jest - w ramach [swoich] fonu i przejawów - wytworem grupy społecznej i musi być traktowana jako wytwór tej grupy, Durkheim wiązał w całość fakty, które stanowią tę kultu
rę i określoną grupę społeczną, którą był pierwotnie klan czy plemię. To prowa
dziło z wędrówek po rozmaitych szerokościach i długościach geograficznych do badania jednego określonego terytorium, jednego ludu, jednego społeczeństwa.
Ta metoda monograficzna Durkheima występuje bardzo wyraźnie chociażby w [jego] sposobie badania elementarnych form życia religijnego6.
Jeżeli teraz zadamy sobie pytanie, co poszczególne z tych kierunków ukaza
ły nam w rzeczywistości społecznej i kulturalnej ludów pierwotnych, to uderzy nas jedna rzecz: zarówno kierunek cwolucjonistyczny, jak i kulturalno-historycz- ny, stojące na stanowisku, że przedmiotem ich badań są szeregi form w rozwoju kultury, pojmowanej jako całość, niezależnie od jej związku z określoną struktu
rą czy grupą społeczną, tym samym prowadzą do heterogenicznego ujmowania rzeczywistości kulturalnej plemion i ludów pierwotnych. Skoro bowiem zada
niem uczonego było ustalić chronologię czy intensywność poszczególnych ele
mentów, tym samym nie potrzebował się koncentrować na jednym społeczeń
stwie i ludzie; wystarczało, jeżeli uchwycił pewne elementy i przeniósł je w rze
czywistość teoretyczną w postaci teorii ewolucjonistycznej czy różnych odmian kierunku kulturalno-historycznego.
Zupełnie odwrotnie przedstawia się sprawa u Durkheima, który wiążąc okre
ślone formy i treści kulturalne z historycznie istniejącą grupą społeczną, tym sa
mym kładł nacisk na ich badanie jednorodne, nie prowadzące do umiejscowienia poszczególnych elementów kultury danego społeczeństwa w istniejącym poza tym społeczeństwem kompleksie.
W związku z tym, że ówczesna etnologia była reprezentowana tylko przez kierunek ewolucjonistyczny i świeżo się form ującą szkołę kulturalno-historycz- ną, ówczesne badania charakteryzowały się wybitnym rozdziałem prac badaw
czych teoretyka od zbieracza-etnografa. W gruncie rzeczy była to wyraźna spe
cjalizacja funkcji, w tym sensie, że specjalistą był teoretyk, któremu faktów do
starczał przygodny zbieracz, od którego nie wymagało się ani metody naukowej, ani orientacji w problematyce. Bardzo charakterystycznie ujmuje ten stan rzeczy jeden z ówczesnych etnologów czy antropologów, Myres, pisząc w jednej ze swoich przedwojennych prac: „Są dwa rodzaje etnologów, podobnie jak dwa ro
6 Emile D urkheim , Les form es elementaires de la vie religieuse. Le system e totemique en A u
stralie. Paris, 1925. F. Alcan; tenże: Elem entarne fo r m y życia religijnego. System totem iczny w A u stralii. A. Zadrożyńska (tłum.). Warszawa: PW N, 1990.
dzaje pracowników w każdej dziedzinie nauki. Ale w tak młodej nauce, jak na
sza, istnieje między nimi bardziej istotna różnica. Jest etnolog, do którego udaje
my się po dane: cierpliwy, dokładny obserwator faktów, magazynier rozlicznych szczegółów. Czasem jest nim podróżnik i odkrywca, chytrą m ow ą lub jeszcze mądrzejszym milczeniem otwierający nieufne serca krajowców; czasem znów jest nim kupiec, dyskontujący zdobycze podróżnika, ciągle chciwy nowości, który w rozpoznaniu fałszywej lnonety, w ocenie drogocennej perły, nie błądzi przez instynkt raczej aniżeli dzięki doświadczeniu. Do niego idziemy po fakty.
Jego poglądy m ogą nie mieć większego znaczenia, jego dzieło może być oparte na zupełnie przypadkowej hipotezie. Jego teorię poznajemy, tak jakbyśm y uczy
li się zasady ułożenia indeksu; ów indeks prowadzi nas do danych, których po
trzebujemy. (...) I jest jeszcze etnolog, u którego szukamy wyjaśnienia. Jego eru
dycja może być fragmentaryczna, jak według niektórych każda erudycja; pamięć - zawodna; niedokładność - nieulegająca najmniejszej wątpliwości; brak konse
kwencji - je d y n ą konsekwentną cechą. Ale przy pomocy roztrzęsionych i kośla
wych narzędzi dochodzi on do swoich wyników. Niepomny równoleżników, nie liczący się z równikiem, przekazuje swoje paradoksy do uznania przyszłym po
koleniom. Może nie wiedzieć lub nie rozumować, ale nauczył się widzieć - i to, co widzi, mówi”7. Otóż z tego rozdziału prac teoretyka i badacza w terenie w y
nikało to, co widziała ówczesna etnologia. Brzmiało to niejednokrotnie wprost fantastycznie, gdyż właśnie owemu rozdziałowi zawdzięczamy cały szereg teo
rii, które m ówią nam, jak przedstawia się społeczeństwo pierwotne, które mówią
7 John Linton M yrcs, H erodotus and Anthropology. W: R. R. M arett (ed.) A nthropology and the Classics. Six Lectures D elivered before the University’ o f Oxford. Oxford: The Clarendon press, 1908, s. 124-125.
Cytatu tego nie ma w stenogramie. Redaktorka odtw orzyła go według pięciu w ariantów w tłu
maczeniu Obrębskiego (od słów „Jest etnolog” do „idziem y po fakty” oraz od „I je st jeszcze etno
log” do końca), jakie znajdują się w jego spuściźnie archiwalnej, uzupełniając w edług tekstu ory
ginału w e w łasnym tłumaczeniu. Trzy fragmenty wariantów przekładu znajdują się na luźnych kartkach w archiwum rodzinnym (AR). Czwarty pochodzi z zachow anego w maszynopisie (we fragmentach) artykułu Zadania w spółczesnej etnologii (około 1945 -1946, OC box 33), w którym Obrębski następująco kom entuje słowa M yresa: „Praktyka badaw cza etnologów z okresu ewolu- cjonizmu zakładała z góry jako proceder słuszny i racjonalny rozdział spekulacyjnych myślow ych prac badacza-teoretyka i obserwatora-odkrywcy. Tylko pierw szych obow iązyw ały kw alifikacje na
ukowe - kategoria odkryw ców m ogła składać się z naukowo nieprzygotow anych wolontariuszów : kupców, podróżników, m isjonarzy i przygodnych obserwatorów, dostarczających faktów i danych dla ew olucjonistycznych konstrukcji myślowych uczonych. Jeszcze w 1908 roku na kongresie B ry
tyjskiej A socjacji prof. M yres zaakceptował ten podział w swojej inauguracyjnej przem owie, rolę dostarczyciela faktów dla etnologii w yznaczając podróżnikom i eksploratorom , kupcom i eksploa
tatorom odkryć podróżnika, kierującym się w swoich naukow ych odkryciach »bardziej instynktem niż dośw iadczeniem « i przypisując zadanie ostatecznej syntezy i interpretacji tych faktów uczone
mu posiadaczowi arkanów ewolucji społecznej” .
nam o indolencji myślowej czy o magicznym myśleniu człowieka pierwotnego, które tego człowieka przedstawiają w taki sposób, że gdybyśmy musieli uznać go za swego przodka, to musielibyśmy dziwić się, w jaki sposób doszliśmy do tego stanu cywilizacji i kultury, który dziś reprezentujemy.
Otóż trzeba tutaj zwrócić uwagę na jedną rzecz, mianowicie: niezależnie od tego, że oficjalnie i pozornie badania terenowe miały być zbieraniem prostych faktów przez ludzi nieuprzedzonych, przez ludzi teoretycznie nieprzygotowa
nych, w gruncie rzeczy w ówczesne badania terenowe wkradała się, tą czy inną drogą, problematyka danego kierunku - kierunku ewolucjonistycznego czy kul- turalno-historycznego. Stale i nieodmiennie wskazówki czy kwestionariusze, mające prowadzić badacza w terenie, były formułowane z punktu widzenia okre
ślonej selekcji faktów, tak, aby ta selekcja była potwierdzeniem istniejącej teorii.
Tak więc etnograf szedł w teren dla zbierania tych faktów, które podtrzymywały istniejącą teorię, i z rzeczywistości, którą miał zbadać, wybierał tylko te fakty.
Dokonywała się w ten sposób bezustanna selekcja, która nie powiększała naszej znajomości konkretnej, określonej grupy czy ludu pierwotnego.
Z tego stanu rzeczy może nikt bardziej aniżeli Malinowski nie zdawał sobie sprawy. W łaściwie, jeżelibyśmy chcieli sięgnąć do bezpośredniej genezy m eto
dy funkcjonalnej, to musielibyśmy wziąć pod uwagę jed ną z mniej znanych ksią
żek M alinowskiego, mianowicie The Family among the Australian Aborigines8, poświęconą opisowi rodziny australijskiej, książkę, która - wyszedłszy w 1913 roku — przeminęła właściwie bez echa, jakkolwiek przez szereg badaczy była przyjęta przychylnie. Co jest w tej książce zasadniczym założeniem metody funkcjonalnej? Występuje tutaj przede wszystkim krytyka istniejących teorii, krytyka faktów i metody ujmowania tych faktów. Ze stanowiska ówczesnej szko
ły ewolucjonistycznej Australia była siedliskiem małżeństwa grupowego, kom u
nizmu rodzinnego i różnych innych form, które się definiowało, ale których nikt konkretnie nie badał. Ze stanowiska szkoły Durkheima rodzina nie wchodziła [w grę] jako zagadnienie socjologiczne, ponieważ jedyną rzeczywistością spo
łeczną miał być klan. Konsekwentnie Durkheim traktował rodzinę indywidual
nie, jako rzeczywistość biologiczną, a nie społeczną i nie poświęcał jej w swoich rozważaniach specjalnej uwagi.
Materiały, którymi operowali ówcześni etnologowie, wskazywały na takie formy małżeńskie, (...) które pozwalały definiować rodzinę australijską jako gru
pową, jako komunistyczną. M alinowski sięgnął do materiałów, w których wzmianki czy informacje dotyczące życia rodzinnego były bardzo często pom i
8 B ronisław M alinow ski, The Fam ily am ong the Australian Aborigines. A Sociological Study.
London: U niversity o f London Press, 1913; tenże: Aborygeni australijscy. Socjologiczne studium rodziny. K. Olechnicki, T. Szlendak (tłum.) W: B. M alinowski. Dzieła. T. 11, Warszawa:
W ydawnictwo Naukowe PWN, 2002, s. 19-350.
nięte lub ukryte, dlatego że nie wnosiły nic do istniejącej teorii, [żadnych] sensa
cyjnych cech, z których można by wnosić o pierwotności życia tych społe
czeństw. Dlatego też badania nad rodziną australijską poprowadziły M alinow
skiego bezpośrednio do krytyki faktów i materiałów, którymi dysponowała ów
czesna etnologia. I właśnie stąd zrodziła się koncepcja długoterminowej pracy badacza terenowego - pracy, która nie miała polegać na krótkich czy dłuższych podróżach zbieracza-amatora, ale na dłuższym pobycie [w terenie] i badaniu ży
cia [społeczności pierwotnej] przez etnologa, wykształconego naukowca. Począ
tek badań Malinowskiego skierowany był na zagadnienie rodziny, które wów
czas go interesowało, i [właśnie] zagadnienia rodziny pierwotnej wysunęły się w nich na pierwszy plan. M alinowski rozpoczął badania, nie zdając sobie spra
wy, jakie problemy czy zagadnienia metodologiczne wynikną [w ich trakcie].
Dopiero pobyt w terenie, pierwsze miesiące pobytu, zaczęły mu ukazywać istot
ne perspektywy badawcze, które ten typ badań przed nim otwierał. W tych wła
śnie długoterminowych badaniach, ograniczonych do jednego [społeczeństwa], narodziła się metoda funkcjonalna. W jaki sposób to nastąpiło?
Głównym zadaniem etnologa jest takie zebranie materiałów, faktów i danych, jakie w zupełności wyczerpałoby wszystko, co stanowi życie społeczne i kultu
ralne danego ludu. Teoretycznym ideałem zbieracza jest wyzbierać w ten sposób wszystko, tak, aby nikt nie potrzebował [już] po nim szukać i ponawiać pracy.
Tak w każdym razie przedstawia się zasada pracy naukowca, który jedzie w te
ren. Tu musimy zadać pytanie, co zastaje badacz w terenie, kiedy zjeżdża do eg
zotycznej wsi, rozbija namiot i rozpoczyna obserwować wszystko, co się dzieje naokoło niego? Zastaje przede wszystkim, z jednej strony, materialny i wizualny wyraz kultury społeczeństwa, to wszystko, co w życiu tego społeczeństwa posia
da jakąś m aterialną formę; dalej - zastaje naokoło siebie rzeczywistość dyna
m iczną w nieustannym procesie stawania się, wypadki i zdarzenia, których zna
czenia nie rozumie, a które dopiero ma zbadać i wyjaśnić. To, co widzi bezpośre
dnio, znalazłszy się w egzotycznym świecie, to są izolowane fakty i zdarzenia, które właściwie dają wrażenie absolutnego chaosu, pozornego braku konsekwen
cji, braku związku między jednym zdarzeniem a drugim, jednym faktem a dru
gim. I tu zasadniczą rzeczą, która przesądza o toku jego badań, jest jego podsta
wowa orientacja badawcza.
Jeżeli - powiedzmy - wychodząc z założeń jednego z kierunków historycz
nych etnologii, kierunku ewolucjonistycznego czy kulturalno-historycznego, bę
dzie się starał wyjaśniać poszczególne fakty czy zdarzenia genetycznie, odnosząc je bądź do różnych stadiów kultury, różnych epok rozwoju, bądź do różnych krę
gów i zasięgów kultury, to oczywiście ten chaos, który zastał w dziedzinie fak
tów dziejących się w grupie społecznej, mało go wzrusza. W gruncie rzeczy ten chaos może pozostać rzeczą, którą zaakceptuje, ponieważ poszczególne fakty i zdarzenia stara się wytłumaczyć heterogenicznie, przez odniesienie do zewnę
trznego kontekstu. Ale może się dziać i inaczej. Badacz może stanąć na stanowi
sku, że chaos, który pozornie go otacza, jest tylko wynikiem jego ignorancji, je go chwilowej nieuwagi, że poszczególne elementy, zdarzenia, fakty, które obser
wuje, m ają jednak jakieś znaczenie. I ta podstawowa orientacja badawcza, którą Malinowski zwykle się posługuje w swoich badaniach, to była orientacja, traktu
jąca poszczególne fakty, elementy czy zdarzenia jako rzeczy, które m ają pewne funkcje, które są w pozornym chaosie tylko dlatego, że znaczenia tych funkcji nie znamy jeszcze. Wiązało się to niewątpliwie z ogólnym pragmatycznym na
stawieniem Malinowskiego, które zawdzięczał Jamesowi9. W pracach Jamesa pierwszą zasadą etnografa czy etnologa była analiza poszczególnych elementów kultury, którą ma badać w terenie, nie przez związek faktów kulturalnych czy społecznych z istniejącym społeczeństwem, z istniejącą kulturą, ale przez posta
wienie pytania, jak ą funkcję spełnia w społeczeństwie izolowany fakt czy wypa
dek, który obserwuje.
Ta interpretacja funkcjonalna mogła również wyprowadzić badacza na ma
nowce, [podobnie] jak interpretacja ewolucjonistyczna czy kulturalno-historycz- na. Jeżeli stanę na stanowisku, że tłumacząc fakty przez funkcje, muszę odnosić dany element kultury bądź do jednostki, bądź do grupy społecznej, i będę prze
prowadzał interpretację, wysuwającą społeczne funkcje danego wytworu, ele
mentu czy instytucji, które traktuję w izolacji, to mogę wszystko tłumaczyć za pom ocą teorii ju ż istniejących. I w gruncie rzeczy jeden z funkcjonalistów, Radc- liffe-Brown, najważniejsze swoje prace traktuje w podobny sposób10. Z jednej strony opisuje rzeczywistość społeczno-kulturalną plemienia, a z drugiej — stara się poszczególne elementy, obrzędy, wierzenia, tłumaczyć bądź w kategoriach Durkheima - jako funkcje życia społecznego, bądź w kategoriach rites de passa
ge van Gennepa11.
(...) Funkcje mogę badać tylko w odniesieniu danego elementu do innych składników systemu kulturalnego - bądź do tych, które upatruję w psychice jed nostek, bądź tych, które wyrażają się w określonych instytucjach i formach spo
łeczno-kulturalnych. Izolacja faktu, wypadku, z którym mamy do czynienia, mu
si być przełamana; muszę ten wypadek odnieść do szerszego kontekstu - przy
najmniej wtedy mogę wytłumaczyć jego znaczenie. Postulat badania funkcjonal
nego łączy się z postulatem odnoszenia poszczególnych elementów kulturalnych do ich właściwego kontekstu. Wysunięcie zagadnienia kontekstu prowadzi nas do dalszych sformułowań metodologicznych. Jeżeli mianowicie stawiamy sobie
9 M ow a o Edwinie O liverze Jam esie (1886-1972), brytyjskim religioznaw cy i antropologu, ba
daczu mitu i rytuału.
10 Zob.: M ariola Flis, Antropologia społeczna R a d cliffe’a-Browna. Z wyborem pism . Kraków:
Nomos, 2001.
11 Arnold van Gennep, Les rites de passage. Paris: E. Nourry, 1909.
za zadanie zbadanie elementów kulturalnych w ich kulturalnym kontekście, to tym samym musimy zorientować się, jakie granice ma ten kontekst, czy dany ele
ment należy do tej czy innej instytucji, jak wiąże się z tą instytucją, jak ą rolę speł
nia w tej instytucji i jak ą rolę spełnia w życiu jednostek, składających się na da
ne społeczeństwo. To znaczy, muszę badać zarówno kontekst, który wyraża się w obiektywnej stronie życia kulturalnego i w zorganizowanych formach życia społecznego, jak i stronę subiektywną, która wyraża się w popędach, impulsach, pomysłach jednostek i poszczególnych grup społecznych. W ten sposób postulat funkcji i kontekstu prowadzi nas do ujmowania rzeczywistości od dwóch stron:
obiektywnej i subiektywnej, które w równym stopniu m uszą być uwzględnione, i dopiero z których powiązania możemy poznać ważniejsze elementy czy zespo
ły, składające się na instytucje w zorganizowanym systemie czynności danego społeczeństwa.
Z postulatu funkcji i kontekstu wynika, że poszczególne fakty, które dotych
czas w mojej obserwacji badacza były izolowane, m uszą być teraz ujęte w związ
ki i zależności (...). To znaczy, że wychodzę poza samo rejestrowanie poszcze
gólnych faktów, że stawiam [sobie] za zadanie ustalenie ich związku i zależno
ści funkcjonalnej. I tutaj pojawia się pytanie, w jaki sposób dochodzę do ustale
nia związków i zależności funkcjonalnych poszczególnych faktów, czym się kie
ruję w ich selekcji i doborze.
Poza tą ogólną orientacją metodologiczną, poza zasadniczymi postulatami ba
dania rzeczywistości kultury przez funkcje i przez kontekst, występuje tutaj je szcze inna orientacja, która pozwala mi organizować aktywnie tę selekcję fak
tów. Na czym ona polega?
W łaściwie w pracach Malinowskiego występują trzy podstawowe orientacje myślowe, za pom ocą których dokonuje [on] selekcji i doboru faktów. Pierwsza orientacja wynika ze znajomości faktów i ze świadomości, że są one niekomplet
ne, że istnieją luki w naszych informacjach, że badania nasze wym agają uzupeł
nienia faktów. Druga - to orientacja teoretyczna, wynikająca z istniejącej proble
matyki etnologicznej, wyrażająca się w takiej czy innej teorii rodziny, gospodar
ki, psychologii człowieka pierwotnego itp. Obojętne jest, czy te teorie są prawdzi
we czy fałszywe; ważne jest, że kiedy mam do czynienia z faktami, które mam usystematyzować, ułożyć, określić hierarchię zależnie od ich wartości, instrumen
tem, który umożliwi mi ich przebadanie, jest orientacja teoretyczna; z punktu mam te fakty ujęte w pewną określoną całość. Wreszcie trzecia orientacja, niewąt
pliwie ważna, to orientacja zdrowego rozsądku - to znaczy, wszystkie moje poję
cia, wyobrażenia o kulturze czy o społeczeństwie, które przenoszę w badanie spo
łeczeństwa egzotycznego z własnej mojej cywilizacji i z własnego społeczeństwa.
Najważniejsza niewątpliwie jest orientacja teoretyczna, gdyż z niej wynika, że badania terenowca, badania etnologa w terenie nie m ają charakteru tylko i wy
łącznie rejestracji, nie m ają charakteru zadania stenograficznego czy zdjęć foto
graficznych. W ogóle etnograf nie stenografuje ani nie fotografuje, ale musi się odnosić do faktów w sposób konstruktywny. Musi je porównywać ze sobą, kla
syfikować, uogólniać, musi je ujmować w poszczególne pojęcia, musi wszystko to, co się dzieje w przebiegach zdarzeń, ujmować w poszczególnych abstrak
cjach.
I tutaj trzeba zwrócić uwagę na jedną [trudność], którą niewątpliwie w każ
dych badaniach terenowych etnolog musi przezwyciężyć - otóż, posługując się szeregiem pojęć ogólnych, pod które podciąga poszczególne fakty i zdarzenia, stale znajduje się w niebezpieczeństwie popełnienia omyłki semantycznej. Mogę to wywieść z przykładu, który podają w swojej książce Ogden i R ichards12. Cho
dzi o zdarzenie w szkole dla dzieci murzyńskich: misjonarz puka palcem w stół i pyta: „co to jest?” Na to pytanie otrzymuje szereg odpowiedzi: „stół”, „palec”,
„pukanie” itd. Otrzymuje szereg odpowiedzi, które wynikają stąd, że w intencji pytającego było co innego, aniżeli w rozumieniu tych, do których się zwraca.
Otóż w bardzo podobnej sytuacji znajdzie się terenowiec z chwilą, kiedy mając do czynienia z faktami, w jego oczach ważnymi, zwraca się do krajowców lub sięga do zapasu swoich pojęć i stara się odpowiednio te fakty zdefiniować. Jako przykład podam chociażby praktyki wymiany u Trobriandczyków. Jedna wieś pozostaje stale w stosunkach wymiennych z drugą - do wsi rybackiej w czasie połowu ryb przychodzą z sąsiedniej wsi rolnicy i otrzym ują pęki ryb, które zano
szą do siebie. Cała transakcja dokonywa się bez żadnej bezpośredniej zapłaty, i na kimś, kto przyjedzie z własną kulturą i cywilizacją, sprawia wrażenie cze
goś, co zaprzecza wszelkim pojęciom o handlu czy kupiectwie. Oczywiście w społeczeństwie pierwotnym mamy do czynienia z całym szeregiem tego rodza
ju wypadków. Na podobnej definicji była oparta hipoteza komunizmu ludów pierwotnych, którego ojczyzną miała być, według Riversa, M elanezja13. Tymcza
sem z chwilą, kiedy terenowiec rozpoczął badania, w których nie ogranicza się do zdefiniowania faktu według pojęć, którymi dysponuje, ale stara się je rozpo
znać na nowo, dochodzi do szeregu wniosków, które obalają takie hipotezy.
N a jakiej drodze badacz dochodzi do tego? [Otóż] wszystko, co składa się na [badaną] rzeczywistość pierwotną, definiuję nie w ogólnych pojęciach abstrak- cyjnych, ale staram się definiować - jak to określa Malinowski - w kategoriach faktów konkretnych. To znaczy, kiedy klasyfikuję [n.p.] pojęcia pokrewieństwa czy inne, muszę je odpowiednio odnieść do zarejestrowanych faktów konkret
nych, składających się na to pojęcie w społeczeństwie. Z chwilą, kiedy przycho
12 Charles K ay Ogden i Ivor Arm strong Richards. The M eaning o f M eaning. A Study o f the In
fluence o f Language upon Thought and o f the Science o f Symbolism. London: K. Paul, Trench, Trubner and co, ltd. N ew York: H arcourt, Brace and co. inc, 1936.
13 W illiam Halse Rivers, The H istoiy o f M elanesian Society. Cambridge: U niversity Press, 1914.
dzę z pojęciem komunizmu i określam dany zwyczaj jako komunistyczny, to m o
gę z tego pojęcia wydedukować dalsze pojęcia komunizmu, [ale też] m ogę po
wiedzieć, że chwilowo definiuję to jako komunizm, ale badam dalsze fakty, i kie
dy określę dalszy szereg faktów, które występują w kontekście, mogę uznać to pojęcie za nieodpowiednie, wykoślawiające, deformujące rzeczywistość i [wte
dy] sięgnę do konkretnego ekwipunku, który pozwoli je określić [w sposób] bar
dziej zgodny z rzeczywistością.
Z postulatu opisywania danej rzeczywistości w kategoriach faktów konkret
nych wynika książka o charakterze opisu. W każdym razie należy pamiętać, że to, co się składa na opis, to nie jest fotografowanie i składanie faktów, które ist
nieją w rzeczywistości, ale powolny proces konstruowania faktów przez odpo
wiednią selekcję i syntetyzowania tych faktów, które zgodnie z analizą przepro
wadzającego badania należą do siebie.
Otóż, jeżeli sięgniemy do książek Malinowskiego, to nie zobaczymy w nich bardzo problematycznych opisów, naginających do faktów niepowiązanych, ale konstrukcję, która przez odpowiednie ustalenie faktów, przez ich definicję, uka
zuje nam związki przyczynowe i funkcjonalne bez nazywania tego po imieniu.
Doskonałym przykładem metody funkcjonalnej jest krótka książka M alinow
skiego Crime and Custom in Savage Society14. Można j ą uważać za reprezenta
tywny przykład, bo całą metodę dokonywania obserwacji i dochodzenia do osta
tecznych wniosków widać bardzo wyraźnie w przebiegu opisu i w konstrukcji książki.
M ówiłem dotychczas o Malinowskim jako o badaczu terenowym, który ogra
nicza się do określonego terenu, który za zadanie stawia sobie opis życia społecz
nego i kulturalnego danej społeczności. Otóż byłbym pominął jedn ą ważną stro
nę dorobku Malinowskiego, gdybym nie uwzględnił tutaj również tego, co się wyraża w ogólnych teoriach kultury Malinowskiego. Malinowski bowiem w swoich pracach - nie w opisach, ale na marginesie tych prac - niejednokrotnie dochodzi do ogólnych sformułowań, do ogólniejszych myśli, dotyczących teorii kultury.
Nie charakteryzując bliżej teorii Malinowskiego (zresztą łatwo się do niej od
nieść - chociażby w Encyklopedii Seligmana jest artykuł poświęcony ogólnej charakterystyce funkcjonalnej teorii kultury15), zaznaczam tylko jedn ą rzecz.
Funkcjonalna teoria kultury jest sformułowaniem, które komuś, kto do tej pracy
14 Bronisław M alinowski, Crime and Custom in Savage Society. London: K. Paul, Trench, Trub- ner and co, ltd. N ew York: Harcourt, Brace and co, inc, 1926; tenże: Zwyczaj i zbrodnia w społecz
ności dzikich. J. Obrębski (tłum.). „Przegląd Socjologiczny” 1938, 3-4: 307-380.
15 B ronisław M alinowski. Culture. W: E. R. A. Seligman (ed.) Encyclopedia o f the Social Sciences. Vol. 4. N ew York: The M acm illan Company, 1931, s. 621-645; tenże Kultura. A. Wali
górski (tłum.). W: B. M alinowski. D zieła. T. 8. Warszawa: W ydawnictwo N aukow e PW N, 2000, s. 82 140.
nie jest odpowiednio nastawiony, przyniesie zawód - bo nie jest ona bynajmniej pomyślana jako wytłumaczenie zjawisk kulturalnych. Teoria ta powstawała na tle pedagogicznych, dydaktycznych zadań Malinowskiego. Wiązała się z kształ
ceniem uczniów do dalszych badań i takim zorganizowaniem nastawienia ba
dawczego terenowca, aby uchronić go od przejmowania się kierunkami w tych badaniach fałszywymi. Toteż gdybyśmy mieli scharakteryzować zasługi M ali
nowskiego w dziedzinie etnologii, to musielibyśmy powiedzieć, że polegają one nie na wkładzie ściśle etnologicznym, ale przede wszystkim metodologicznym.
Ukazał on etnologom możliwość badania społeczeństwa, kultury pierwotnej, ja ko rzeczywistości, której zagadnienia i problematy otwierają się nie w tych per
spektywach, które są dostępne na podstawie ogólnie przyjętych pojęć, ale które istnieją wszędzie tam, gdzie dochodzimy do zamkniętej społeczności, której ży
cie chcemy zbadać. Te zasługi Malinowskiego polegają w gruncie rzeczy na zin
tegrowaniu tendencji, które były żywe w etnologii, ale które nie były dopuszczo
ne do naukowego głosu. Zasługi jego polegają i na tym, że dzięki opisom, które ukazały nam rzeczywistość społeczną i kulturalną grup pierwotnych, człowiek pierwotny został podniesiony do należytej godności, został równouprawniony z innymi ludźmi, innymi cywilizacjami, kulturami. Stosunkowo najważniejszą zasługą jego szkoły jest to, że reprezentuje ona tendencje stworzenia wspólnej miary badawczej dla kultur pierwotnych, niezaawansowanych, dzikich i rozw i
niętych.
Jeżeli etnologia kiedykolwiek mogła myśleć o tym - a ma takie aspiracje - żeby być kolebką innych nauk, żeby być tym źródłem, z którego m ogą wyrastać teorie i problemy innych nauk humanistycznych, to niewątpliwie mogła nią być tylko etnologia, którą reprezentuje szkoła funkcjonalna, wyrażająca się w szere
gu opisów i analiz poszczególnych społeczeństw i kultur - bo tylko te badania m ogą otworzyć dostateczne perspektywy na różnorodne, odmienne formy spo
łeczne i kulturalne, które leżą w kręgu zainteresowań humanisty.
[Głosy w dyskusji]
Dr [Jakub] Raj grodzki
(...) Chciałbym postawić kilka zapytań. Nie wiem, czy dobrze zrozumiałem zadania i treść metody funkcjonalnej, dlatego może w moich zapytaniach będzie coś niedorzecznego. Ja zrozumiałem metodę funkcjonalną w tym sensie, że (...) nadaje się [ona] do badania statycznego stanu rzeczy. Bierze się np. jakąś grupę i bada się j ą w tym stanie, w którym ta grupa obecnie się znajduje, przy czym ba
da się różne instytucje ze względu na te funkcje, które są właśnie w tym stanic przez te instytucje wykonywane.
(...) Ta metoda jest przeciwstawiona metodzie socjologicznej i metodzie hi
storycznej, o ile przez metodę historyczną rozumiemy zarówno metodę cwolu- cjonistyczną, jak geograficzną.
Po pierwsze - chodzi o znaczenie terminu „funkcja” . Jak ten termin rozu
mieć? Czy np. instytucja funkcjonuje w czyimś interesie? Czy w interesie po
szczególnych jednostek, czy w interesie społeczeństwa? Chyba zarówno je d nych, jak drugich. A zatem nie może być całkiem wyeliminowana metoda socjo
logiczna. Poza tym ta metoda jest metodą czysto statyczną, w przeciwieństwie do metody historycznej. W takim razie zupełnie eliminuje się historię funkcji po
szczególnych instytucji w różnych znaczeniach. Np. dla tego samego celu dana instytucja funkcjonowała przedtem tak, a teraz tak. To może rzucić światło [na]
zrozumienie jej obecnego stanu. Następnie, dawniej ta instytucja funkcjonowała w zupełnie innym znaczeniu, miała np. zadowolić interesy religijne, m iała sens sakralny, obecnie - utylitarny jakiejś grupy.
Więc mnie się zdaje, że jednak metoda funkcjonalna, jeżeli ma być, to trzeba, po pierwsze, (...) rozumieć termin „funkcjonalna”, że w tym znaczeniu zawiera i metodę socjologiczną, a po drugie - musi być uzupełniona przez m etodę histo
ryczną. Jeżeli np. Pan Prelegent powiedział, że metoda funkcjonalna postawiła człowieka pierwotnego na równi z cywilizowanym, to właśnie to zaniedbanie metody historycznej równouprawnienia tego nie wprowadziło. M oże tu się nada
je taka eliminacja do badań nad kulturą człowieka pierwotnego, bo człowiek pierwotny nie ma historii w tym sensie, że możemy sobie to jakoś wiarygodnie wytłumaczyć. Ale mnie się zdaje, że zasadniczo ta metoda funkcjonalna powin
na być przez elementy historyczne uzupełniona. Pan Prelegent powiedział, że może być wzorem dla metody historycznej. Owszem, ale brak tej metody histo
rycznej powinien być uzupełniony. Pan Prelegent mówi o różnych orientacjach, z którymi badacz w terenie dochodzi do stosowania tej metody do zastanych zja
wisk. I tu Pan Prelegent powiedział, że się wyróżnia pewne organizacje, że w y
różnia się pewne luki orientacji, porównywa się z własnym społeczeństwem i wreszcie orientacja teoretyczna, najważniejsza, służy do uporządkowania zja
wisk. Ale powiedział Pan Prelegent, że przy tym nie odgrywa roli, czy te teorie, którymi się badacz posługuje, są prawdziwe, czy nie, byłe nadawały się do kla
syfikowania, porządkowania zjawisk. Może niedobrze zrozumiałem Pana Prele
genta?
[Dyskutant anonimowy; brak nazwiska w Stenogramie]
Przedmówca słusznie podkreślił zasadniczą różnicę pomiędzy m etodą funk
cjonalną Malinowskiego a innymi metodami stosowanymi w socjologii. Różnica polega na tym, że te inne metody są metodami genetycznymi, dotyczącymi teo
rii kultury i cywilizacji, natomiast metoda funkcjonalna jest m etodą typowo sta
tyczną. Poszedłbym dalej jeszcze, bo mam wrażenie, że nie jest pewne, czy to
jest metoda dotycząca socjologii albo etnologii, czy socjografn. M am wrażenie, że główny nacisk położony tu jest na etnologię, na zbadanie stanu, na opis. To jest pewna różnica wynikająca z treści naukowej nauki opisowej i socjologii.
Wartość i zasługa Malinowskiego polega na tym, że on przystąpił do badania opi
sowego. Dawna etnologia była - można powiedzieć - nienaukowa, była uszere
gowaniem faktów dostatecznie nie sprawdzonych. I bodajże Malinowski wpro
wadził naukową m etodę badania przez zastosowanie metody funkcjonalnej - przez badanie, jakie znaczenie m ają te instytucje. W związku z nimi potrafifł]
opisać życie plemion pierwotnych tak dokładnie, jak tego nie robiono, jak nie ro
biły tego te dawniejsze badania, które opierały się na metodzie historycznej i te błędy m usiały popełniać, bo nie m iały faktów. To jest tak, jak w jakiejś teorii kul
tury i cywilizacji, gdybyśmy nie mieli napisanej dokładnie historii. Otóż prace Malinowskiego polegają właśnie na dobrym napisaniu historii. Oczywiście, nic to nie ujmuje tej metodzie, gdybyśmy ją tak interpretowali, bo historia też wy
maga m etody precyzyjnej i trudnej. Dlatego wydaje mi się, że metoda funkcjo
nalna jest m etodą dotyczącą etnografii, a nie etnologii.
Chciałbym zapytać Referenta, czy jest ta metoda tylko m etodą przedstawia
nia, opisywania faktów? Bo z tego, co Prelegent powiedział, nie wynika jednak, czy można jej dać ogólne znaczenie, czy na podstawie metody funkcjonalnej można stworzyć system indywidualny. Bardzo [byłjbym rad, aby Prelegent był łaskaw uzupełnić referat i wyjaśnić swoje stanowisko, czy to jest metoda mająca zastosowanie wyłącznie w nauce opisowej, czy mająca zastosowanie w nauce te
oretycznej.
Dr H eyse16
Ja przysłuchiwałem się odczytowi Prelegenta z wielkim zainteresowaniem i sympatią, ale i ze zdziwieniem. M ianowicie tam, gdzie Prelegent mówił z oso
bistego, biograficznego punktu widzenia. Gdybym miał sam napisać swoją bio
grafię, ze zdziwieniem stwierdzam, że wyglądałaby podobnie. Mam wrażenie, że podkreślanie etnologii Malinowskiego wykazuje pokrewieństwo z tendencjami i przeobrażeniami naukowymi w naukach humanistycznych, zwłaszcza socjolo
gii i psychologii końca XIX wieku, trzech [jego ostatnich] dziesiątków lat. Jeże- libym spróbował skreślić podstawowe tendencje, które Prelegent, mówiąc o M a
linowskim, przytoczył, to mam wrażenie, że gdybym napisał historię socjologii XIX wieku, wyglądałaby podobnie.
Podkreślam następujące rzeczy: przede wszystkim tendencje opisowe i prze
ciwstawianie socjologii XIX wieku, która tłumaczyła, a nie opisywała. Czy te opisy nie są także pewnego rodzaju konstrukcją, aczkolwiek inną jak ta konstmk-
16 Takiej osoby nie udało się zidentyfikować. Jeżeli założyć błąd w stenogramie, m oże tu cho
dzić o Sergiusza H essena lub M ariana Heitzmana.
cja, na której polegała struktura socjologii? To jest inna sprawa. Zgadzam się z Prelegentem, że to jest też konstrukcja, aczkolwiek opiera się na innej struktu
rze.
Druga rzecz to to, że Malinowski stara się ująć strukturę społeczności i prze
ciwstawia się ewolucjonistycznym tendencjom. I to jest charakterystyczna cecha współczesnej socjologii, że stara się ująć raczej pewną strukturę [w] przekroju, aniżeli tłumaczyć, jak to powstało.
Trzecią rzecz[ą] jest całkowicie inne ujęcie - to znaczy, nie analiza i ustalanie elementów, tylko wyznaczanie funkcji tych elementów.
Czwarta tendencja, która też się silnie zaznacza, zwłaszcza we współczesnej socjologii, [to] odmienne ustosunkowanie się do całej kwestii poznawania tera
źniejszości i przeszłości. Jak dawniej w XIX wieku panowało przekonanie, że aby zrozumieć teraźniejszość, trzeba pójść przez przeszłość, to istniejąca tenden
cja we współczesnej socjologii i droga jest odwrotna - że najpierw należy zrozu
mieć strukturę społeczeństwa obecnego, aby zrozumieć strukturę dawnego spo
łeczeństwa.
Wreszcie rzeczą, z którą też zgadzam się, jest wspomnienie Prelegenta na te
mat tego, że opuszczając seminarium uniwersyteckie miał wrażenie, że stał się wielkim erudytą, a jednocześnie wielkim ignorantem. Przypominam twierdzenie jednego socjologa [brak nazwiska w Stenogramie], że jeżeliby się nawiązało kontakt z przedstawicielami psychologii [czy] socjologii z końca XIX wieku, to miałoby się wrażenie, że bardzo przeciętny dziennikarz co do zrozumienia zja
wisk życia społecznego i psychicznego stoi wyżej niż większość przedstawicieli tego typu nauki; że student z drugiej połowy XIX wieku, który opuścił semina
rium, posiadał przecięt[ną] znajomość psychiczną człowieka, której nie można porównać ze znajom ością psychiczną człowieka u szewców i krawców.
Mam wrażenie, że Malinowski i Prelegent stoją na odmiennym stanowisku - że jeżeli nauka tak wygląda, że wytwarza intelektualny sposób, który uniem ożli
wia zrozumienie rzeczywistości, to jest coś nie w porządku i należałoby stworzyć inny typ nauki: typ, który służył[by] zrozumieni[u] rzeczywistości, a nie odwrot
nie.
Prof. [Tadeusz] Kotarbiński
Chciałbym z początku powiedzieć parę ogólników, a te ogólniki dlatego po
wiem, że one tak często się narzucają że raz chciałbym je powiedzieć w gronie koleżeńskim. A potem przystąpię do kwestii detalicznych.
Co się tyczy tych ogólników - wydaje mi się, że ciągle ma się dowody zwal
czania się dwóch wielkich tendencji metodologicznych. Jedna tendencja to jest dążność do zrozumienia tego, co się bada, w sposób jak najgłębszy i na tle jak najszerszym; druga dążność - to jest robienie swojej roboty jak najpoprawmej.
I teraz mnie się zdaje, że przeżywa się okres potężnej reakcji przeciwko tym
pierwszym wielkim tendencjom pod sztandarem tego drugiego postulatu.
I w czym bym tu widział dowody tego?
Więc jeżeli się obserwuje dotychczasowe nastawienie humanistów współcze
snych, jak się rozmawia z nimi, jak się czyta artykuły metodologiczne, to się wi
dzi pewne pogardliwe traktowanie zagadnień tzw. wpływołogii. Dzisiaj hum ani
sta wstydzi się zagadnienia takiego, pod czyim wpływem to i to się zrobiło. Przy
puśćmy — jest gra Wojskiego na rogu w Panu Tadeuszu, [którą] co do poszcze
gólnych fragmentów, co do zasadniczego opisu [można] porówna[ć] z pewnym opisem w [Przemianach Owidiusza], mianowicie gry trytona, który w ten sposób oznajmia zakończenie burzy morskiej. Myślano nad tym: wpływ czy nie wpływ?
Takie postawienie zagadnienia spotyka się w chwili obecnej z zupełną obojętno
ścią. To jest niemodne; wpływ to jest nieważna rzecz. To jest odwrócenie od za
gadnień genetycznych, to jest przypadek odwrócenia się od wielkich perspektyw ewolucyjnych. Dlaczego? Bo ewolucjonizm socjologiczny zbankrutował, bo ewolucjonistyczne teorie, które w zbyt uproszczony sposób starały się wszędzie, w każdej dziedzinie wskazywać: „to jest robota Spencera” - zbankrutowały.
Przykład tego pamiętam z przemówień i wykładów profesora Krzywickiego, który zawsze przeciwstawiał Spencera Herberta i Spencera Baldwina. Baldwin Spencer17, badacz, który dostarczył materiału na [brak fragmentu] i Herbert Spencer18, który i;ozbudował pojęcie wielkiej ewolucji: z góry można było wie
dzieć, jakie fakty opuszcza, które opuszcza, a które uwzględnia, bo fakty służy
ły tylko (...) ilustrowa[niu] jego teorifi], I Krzywicki założył się z kimś, że na
szkicuje recenzję z książki Spencera, której temat znał, a treść można było prze
widzieć. Krzywicki mówił, że jak był młodzieiicem, marzył o napisaniu dzieła o socjologii, a kiedy doszedł do lat dojrzałych, to jak zobaczy książkę z tytułem
„socjologia”, to jej nie bierze do ręki.
Więc tu już poszliśmy szerzej. To nie tylko odwrócenie się od ewolucjonizmu, ale w ogóle odwrócenie się od wielkiej teorii, od dania jakiejś doktryny, która próbowałaby chociaż drogą hipotetyczną tę całość ująć. Ja myślę, że teraz między innymi coś podobnego jest z ekonomizmem dziejowym. Jest jakieś degout ze stro
ny ścisłych naukowców jako przeciwko zbyt symplicystycznej wielkiej doktrynie.
Więc mnie się zdaje, że jeżeli chodzi o humanistykę, to to jest dość wyraźne.
W tym samym duchu (...) idzie się i tu, a mnie się zdaje, że to jest w związku z ogólną tendencją podobną [do tej] na terenie państwa humanistycznego. Jak da
leko postawa metodologiczna Malinowskiego jest czysto fachowa, etnologiczne
go pochodzenia? Jak dalece ona wynika z jego wielkich studiów poprzednich, (...)
17 Baldw in Spencer (1860-1929), brytyjsko-australijski antropolog, autor (w spólnie z F. J. Gil- lenem) fundam entalnych m onografii o pierw otnych mieszkańcach Australii.
18 H erbert Spencer (1820-1903) brytyjski filozof, tw órca socjologii, przedstaw iciel ew olucjo
nizm u i organicyzmu w naukach społecznych.
fizykalno-matematycznfych]? Kiedy miałem zaszczyt znać go w Krakowie, to wtedy właściwie nie śniło się o perspektywach metodologicznych. Wtedy przeży
wało się Kirchhoffa19, który również głosił zasadę opisu. Zawsze miałem wraże
nie, że to jest ta reakcja, która sięga genetycznie aż do newtonizmu, a mianowicie jest to przeciwstawianie się doktrynie, która chce być tylko opisowa. Tutaj ta re
akcja ma w sobie to piętno, że z jednej strony jest tendencja do jak najlepszej ro
boty, z drugiej strony jest tendencja do wyzbycia się tego, co jest istotne dla tej drugiej tendencji - (...) prowizorycznefgo] chociażby tłumaczeni[a] wszystkiego na wielką skalę, i w najszerszym zakresie, i jak najgłębszego.
W związku z tym jeszcze zaniechanie porównawczości w humanistyce. Jeże
li się rozmawia z przedstawicielami kultury starej, (...) taki stosunek do badania porównawczego przedstawiają filozofowie staroindyjscy, tam nie ma tego w pro
gramie. Dlaczego? Dlatego, że obawiamy się, że badanie porównawcze będzie zabójcze dla czynności terenowego opisu - bo przenosząc pojęcia europejskie na filozofię staro indyjską, tym samym ju ż się j ą fałszuje.
Mnie się wydaje, że strasznie drogo się płaci w tym przypadku. Ja specjalność mam w tym podziale pracy tę, że muszę pilnować poprawności. Tu wcale nie rozstrzyga się zależnie od zasadniczej sympatii czy antypatii do danego prądu na
ukowego. Mnie żal tych wielkich perspektyw metodologicznych. Ja się oba
wiam, że tylko opisowość - to nas zubaża. Czy nie można by powiedzieć: opi
sujmy, ale nie wyrzekajmy się wielkich hipotez? Opisując doskonale, nie mów
my, że wszelka problematyka genetyczno-ewolucyjna już jest pokusą ku błędo
wi. Tego bym się bał strasznie.
Więc to w ogóle, co tu było powiedziane, szczególnie pewne rzeczy dotyczą
ce inteipretacji, to wszystko było niezmiernie ciekawe. M ianowicie chodzi o ta
ką rzecz, dotyczącą owej funkcjonalności. Bo przecież powiedzieć sobie, że me
toda badawcza np. Malinowskiego charakteryzuje się właśnie tendencjami do te
go opisu, w przeciwieństwie do rozmaitych tłumaczeń, to jeszcze nie charaktery
zuje funkcjonalności. Funkcjonalność leży w sposobie opisu - mianowicie w tym, że opisuje się z [takiego] punktu widzenia, jak ą funkcję ma dana instytu
cja w życiu całości. Mnie się zdaje, że istotne jest to, że jak się zabiera do opisu z punktu widzenia funkcji, to się wchodzi w konstrukcję ogólnopsychologiczną.
Ale to jest inna sprawa.
Chciałbym natomiast poruszyć co innego - ( ...) związek tego pojęcia funkcjo
nalności z tym (...), które się zadomowiło w językoznawstwie porównawczym.
M ianowicie mówi się tam o metodzie funkcjonalnej, i tak samo się mówi o m e
todzie funkcjonalnej w etnologii. Ale doszedłem do przekonania, że to jest zu
19 Chodzi praw dopodobnie o G ustaw a Kirchhoffa (1824—1887), niem ieckiego fizyka, który sform ułował podstawow e praw a dotyczące obwodów elektrycznych i prom ieniow ania tem peratu
rowego oraz opracow ał m etodę analizy spektralnej.
pełnie co innego tu, a zupełnie co innego tam. Odwraca się też od ewolucjoni- zmu powszechnego, natomiast powiada się, że jest doskonałe porównanie roz
maitych języków ze względu na to, jak one załatwiają to samo zadanie. Ludzkość w każdym narodzie ma te same zadania — m usimy je nazwać, musimy je porów
nać za pom ocą rozmaitych charakterystyk, w jaki sposób tu się odróżniają roz
maite ludy - więc się prowadzi badania tej samej funkcji na różnych terenach.
Otóż zdaje mi się, że w dzisiejszym rozumieniu metody funkcjonalnej (...) to po
równanie pewnych chwytów, pewnych sposobów załatwiania tych samych zadań u rozmaitych ludów nie wchodzi w grę. To jest zadanie dalsze.
[To] były ogólniki, dotyczące wielkich tendencji etnologicznych. [Z jednej strony] przeciwstawiłem tendencje, które tłumaczą rzeczywistość jak najgłębiej, jak najszerzej. Chodziło o charakterystykę odwrócenia się od porównywalności, od wielkich hipotez tłumaczących ewolucję. Z drugiej strony przeciwstawiłem tendencję do zupełnej poprawności roboty, która sama w sobie jest niewątpliwie cenna, ale niebezpieczna, jeżeli ma być kosztem zrzeczenia się tych wielkich per
spektyw. Druga część (...) dotycz[yła] przede wszystkim jednej sprawy - (...) czy rzeczywiście funkcjonalna metoda w etnologii, [tak,] jak jest rozumiana przez badacza, który używa tego terminu, nie ma w sobie tego, co ma w sobie metoda funkcjonalna w językoznawstwie, mianowicie badania tego, w jaki sposób zała
twia się analogiczne zadania w różnych kulturach? To ma charakter interpelacji w stosunku do odczytu, który dał bardzo dużo i bardzo ciekawie i plastycznie przedstawił zagadnienie.
[Dyskutant anonimowy; brak nazwiska w Stenogramie]
Ja nie wejdę w szczegółowe rozważania konstatacji Pana Prelegenta, przede wszystkim nie będę poruszał zagadnienia, czy funkcjonalizm jest statyczny czy dynamiczny. (...) Zajmę się ostatnią kwestią, jak ą poruszył Pan Profesor Kotar
biński, a mianowicie porówn[aniem] tych teori[i] z tym typem badań nad języ
kiem, które przeprowadza funkcjonalizm. O ile ja znam teorie funkcjonalne ję zyka, one wychodzą z pewnego typu działania ludzkiego, starają się odpowie
dzieć, jak w tym wypadku wkracza język i jakie funkcje on spełnia w danych kul
turach. I przede wszystkim jako punkt wyjścia brana jest pewna sytuacja socjo
logiczna i pewien typ działalności ludzkiej od strony języka. Na przykładzie kon
kretnym weźmy to. Jeżeli porównamy dwa typy, jakie mamy w języku - typ, który bezpośrednio formuje ludzką działalność, język typu musztry wojskowej i weźmiemy wyraz „maszerować” jako rozkaz wydany pewnemu oddziałowi wojska, to zobaczymy, że to jest język, który określa konkretnie daną działal
ność. Ale jeżeli weźmiemy inny typ języka przy użyciu tego samego wyrazu
„maszerować”, tylko użytego w plakacie wyborczym, to zobaczymy, że tu ma działać inna funkcja. Ma to oczywiście pośrednią drog[ę] oddziaływania na psy
chikę ludzką i dopiero przez nią [może] wprowadzać te zmiany w rzeczywisto