• Nie Znaleziono Wyników

Józef Obrębski

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Józef Obrębski"

Copied!
29
0
0

Pełen tekst

(1)

Józef Obrębski

O METODZIE FUNKCJONALNEJ BRONISŁAWA M ALINOW SKIEGO1

Prezentowany tekst, zachowany w spuściźnie archiwalnej Józefa Obrębskie­

go w postaci maszynopisu referatu, został opracowany do druku p rzez Annę En­

gelking.

W obszernym referacie o metodzie badawczej swojego nauczyciela i mistrza, wygłoszonym w 1939 roku, Obrębski przedstawił interpretację funkcjonalizm u Malinowskiego, ukazując j ą w kontekście zarówno ówczesnej myśli antropolo­

gicznej, ja k i własnej biografii naukowej. Referatowi towarzyszy dyskusja z gło­

sami m.in. Tadeusza Kotarbińskiego i Stanisława Ossowskiego oraz odpowiedzią prelegenta.

Pozostałe archiwalne teksty Obrębskiego to zamieszczone w Aneksie fra g ­ menty dwóch nieukończonych lub niezachowanych większych jeg o prac dotyczą­

cych Malinowskiego z końca lat trzydziestych X X wieku.

1 N iniejszy tekst Józefa Obrębskiego, ja k rów nież dalsze fragmenty, zam ieszczone w Aneksie, zostały opracow ane redakcyjnie, opatrzone przypisami i inform acją bibliograficzną przez Annę Engelking. Ich ortografia i interpunkcja została uw spółcześniona zgodnie z obow iązującą normą.

W szystkie pozostałe ingerencje redaktorskie oznaczono naw iasem kwadratowym.

Referat „O m etodzie funkcjonalnej Bronisław a M alinow skiego” był, sądząc po stylistyce, ra­

czej m ów iony niż czytany. Redagując go do druku, redaktorka zachow ała m aksym alną wierność oryginałow i, usuw ając jedynie niektóre, w łaściw e tokowi mówienia, pow tórzenia i kolokw ializm y oraz fragm enty niejasne - praw dopodobnie źle odtw orzone z zapisu stenograficznego. N aturalne dla toku m ów ienia skróty oraz niekonsekwencje składniowe, które w tekście pisanym pow odują iw anie się toku wywodu, zostały uzupełnione lub uproszczone.

Oryginalny m aszynopis prezentowanego tekstu znajduje się w O brębski Collection, Special Collections and Archives, W. E. B. Du Bois Library, U niversity o f M assachusetts, Am herst, M as­

sachusetts, USA, box 33.

Zastosowano skróty:

AR: A rchiw um Rodzinne. A rchiwum A ntoniny O brębskiej-Jabłońskiej obecnie w posiadaniu Anny Engelking. Warszawa.

OC: Obrębski Collection. Special Collections and Archives. W. E. B. Du Bois Library. U niver­

sity o f M assachusetts. Amherst, M assachusetts, USA.

(2)

Opracowanie - pierwodruk nieznanych dotychczas badaczom archiwaliów Obrębskiego i zarazem świadectwo pierwszych polskich badań nad Malinow­

skim — stanowi interesujący przyczynek do historii polskiej etnologii i socjologii.

Główne pojęcia: historia etnologii i socjologii, funkcjonalizm.

Pojawiające się w ostatnich czasach na łamach naszych wydawnictw i w od­

dzielnych publikacjach książki Malinowskiego wskazują na to, że zarysowuje się u nas wzmożone zainteresowanie światem i zagadnieniami społeczeństw i kultur pierwotnych. Niewątpliwie było ono zawsze żywe, jednakże ten sposób przyję­

cia, z jakim spotykają się ostatnio prace Malinowskiego, wskazuje na wyraźny wzrost i wzmożenie tego zainteresowania. Książki M alinowskiego, jego artyku­

ły, jego prace, spotykają się z na ogół przychylną czasem nawet entuzjastyczną o cen ą ale poza fachową krytyką socjologiczną w specjalnych publikacjach rów­

nocześnie uderza jedna rzecz: bardzo często recenzent czy krytyk wydaje się nie­

zdecydowany, w czym upatrywać ich szczególnej wartości czy wagi naukowej.

Zaznacza się to dobitnie w recenzjach, dotyczących jednej z najsłynniejszych książek Malinowskiego, jakie wydano u nas dotychczas, a mianowicie Życia se­

ksualnego dzikich. Rzecz charakterystyczna, że nie jest to bynajmniej zjawisko bez precedensu. Z zupełnie podobnym przyjęciem spotkały się książki M alinow­

skiego na gruncie angielskim i takiej ich recepcji towarzyszyło nieodłączne roz­

czarowanie autora.

Wc wstępie do Życia seksualnego dzikich pisał Malinowski: „(...) pomimo na ogół bardzo życzliwego przyjęcia, z jakim się moja książka spotkała, przyniosła mi ona pewien zawód. (...) Rozczarowany jestem przyjęciem tej książki w tym sensie, że pragnąłem, by potraktowano j ą jako rezultat i pozytywne osiągnięcie pracy terenowej i pewnej metody przedstawienia - jeśli nie osiągnięcie, to próbę czy eksperyment, który wywołałby zarzuty, ożywione dyskusje, krytykę, która by, być może, wiele odrzuciła - lecz nie tego, by książka przeszła bez echa. Te jednak śmiałe i może zbyt ambitne cele, które przez sobą postawiłem, nie spo­

tkały się z takim przyjęciem i u w ag ą jakich pragnąłem”2. Otóż ten zawód auto­

ra nie jest bynajmniej tylko natury osobistej; w książkach Malinowskiego spoty­

kamy się w gruncie rzeczy z przejawami tego, czym w dzisiejszej nauce jest et­

nologia. A zatem niezrozumienie prac Malinowskiego przez niefachową krytykę równoznaczne jest z brakiem zrozumienia tego, czym jest współczesna etnolo­

gia. Etnologia nie jest dziś wyjątkowym, szczególnym sposobem traktowania za­

2 B ronisław M alinowski, Życie seksualne dzikich vr północno-zachodniej Melanezji. Miłość, m ałżeństwo i życie rodzinne u krajowców z wysp Trobrianda Brytyjskiej N owej Gwinei. J. Chała­

siński, A. W aligórski (tłum.) W: B. M alinowski. Dzieła. T. 2. Warszawa: PW N, 1980, s. 117.

C ytat ten je st w stenogram ie zasygnalizow any jedynie początkowym w yrazem „pom im o” . Re­

daktorka rozw inęła go według w łasnego uznania, kierując się kontekstem.

(3)

gadnień świata i kultur pierwotnych. M etoda Malinowskiego tak weszła w krew i ciało etnologii współczesnej, że jest niemalże z nią równoznaczna.

Dlatego też, kiedy zastanawiamy się nad nieporozumieniami, wzbudzanymi przez dzieła M alinowskiego, musimy zadać sobie pytanie, w czym tkwi ich przy­

czyna. Otóż przyczyna owych nieporozumień, przyczyna niezrozumienia, na które się autor uskarża, tkwi przede wszystkim w tym, że książki M alinowskie­

go to w olbrzymiej większości opisy. Wszystkie jego klasyczne prace, które we­

szły do dzisiejszej nauki właściwie jako dzieła pionierskie, są niczym więcej niż opisami - opisami jednego tylko plemienia, jednego ludu, opisami nie wykracza­

jącymi poza wąski skrawek terytorialny, poza nieliczną grupę plemion pierwot­

nych. Co więcej, są to opisy skonstruowane w taki sposób, że czytelnik, studiu­

jący dzieła Malinowskiego, nie natrafia w gruncie rzeczy - poza mniejszymi trudnościami natury etnologicznej - na żadne poważne trudności w ich odbiorze.

W szystko, co spotyka w książce, zdaje się naturalne, jasne, oczywiste. I właśnie ta łatwość książek M alinowskiego, ta ich pozorna łatwość, sprawia, że najczę­

ściej czytelnik zupełnie nie dostrzega istotnej wartości, istotnego znaczenia nau­

kowego tych dzieł, które tkwi w metodzie badawczej, jak ą się autor posługuje - w metodzie przedstawiania faktów, której rezultatem są właśnie te pozornie ła­

twe opisy.

Dzisiejszy referat chciałbym ograniczyć tylko do wskazania na tę stronę m e­

tody funkcjonalnej M alinowskiego, która wiąże się z zagadnieniami pracy tere­

nowej etnografa, stawiającego sobie za zadanie skonstruowanie pełnego, jasne­

go i kompletnego opisu. Przyznam się, że stawiając sobie to zadanie, jeszcze przed obecną prelekcją, napotkałem na szereg osobistych, subiektywnych trud­

ności. Stykając się od wielu lat z m etodą funkcjonalną, będąc uczniem M alinow­

skiego, który przeszedł u niego swój główny trening etnologiczny i socjologicz­

ny3, dziś - po szeregu lat, które dzielą mnie od studiów u Malinowskiego - tak właściwie przyswoiłem sobie te zasadnicze założenia metodologiczne, że trudno mi niejednokrotnie podejść do nich z tą świeżością, z którą podchodziłem w cza­

sie stykania się na gruncie londyńskim ze szkołą i kierunkiem reprezentowanym przez Malinowskiego. Dlatego dla odświeżenia własnych wrażeń, dla nadania te­

mu, co mówię, ciągłości i realności, będę posługiwał się m etodą historyczną.

Metoda ta jest często używana w socjologii, dlatego mam nadzieję, że tu jej uży­

wanie nie będzie mi wzięte za złe.

Otóż, aby scharakteryzować, na czym polega metoda funkcjonalna, przenio­

słem się m yślą w czasy, kiedy byłem jeszcze młodym studentem, adeptem etno­

logii czy etnografii na jednym z uniwersytetów, kiedy metoda funkcjonalna była

3 Studia doktoranckie u Bronisław a M alinow skiego w London School o f Econom ics and Poli­

tical Science O brębski odbywał m ięd2y listopadem 1930 roku a końcem 1933 roku (w tym okre­

sie prow adził rów nież przez 10 miesięcy badania terenowe w M acedonii).

(4)

dla mnie czymś nieistniejącym, kiedy przebywałem w świecie innych badań, in­

nych metod badawczych. Przeniosłem się w czasy, kiedy studiowałem etnologię słowiańską [i obracałem się] w środowisku studenckim w Krakowie.4

Ośrodek ten nie był bynajmniej podrzędny. Kraków był wówczas w gruncie rzeczy m ekką etnologii słowiańskiej, bodaj na całą Europę Środkową. Właśnie istniejące przy uniwersytecie Studium Słowiańskie5 znane było w świecie uni­

wersyteckim innych krajów jako najbardziej zainteresowane problem atyką i m e­

todami etnologii. Jak przedstawiała się etnologia w ośrodku krakowskim?

Każdy z nas, studentów, przychodził na uniwersytet w pewnym sensie obar­

czony obciążeniem teoretycznym: miał do czynienia z etnologią przez pryzmat mających swą długą historię i wciąż jeszcze istotnych teorii ewolucjonistycz- nych. Byli wśród nas zwolennicy kierunku materialistycznego, byli tacy, którzy trwali w kręgu zagadnień ewolucjonistycznych. Przychodząc na uniwersytet, pierwszy raz spotkaliśmy się z krytyką wszystkich naszych zainteresowań i kon­

cepcji, jakieśm y przyjęli z istniejącej etnologii. Spotkaliśmy się z krytyką ostrą i bardzo konsekwentną, a produktywną w tym sensie, że rozpocząwszy studia nad etnologią, w krótkim czasie uświadomiliśmy sobie, że teoria ewolucjoni- styczna, cała teoria, ujmująca rozwój kultury w określone stadia, jest spekulacją, dla której nie ma miejsca w nauce. Równocześnie spotkaliśmy się z now ą meto­

dą: historyczno-kulturalną, reprezentowaną przez szkołę kulturalno-historyczną niemiecką, określaną u nas skromniejszą nazwą: metoda kulturalno-historyczna.

Okazało się, że istnieje droga, którą moglibyśmy dojść do uzyskania właściwych kryteriów chronologizacji: metoda etnologiczna czy dyfuzjonistyczna, którą wła­

śnie posługuje się ten historyczny kierunek etnologii. Pierwszą zasadą z którą spotkaliśmy się, była zasada rozbijania, rozkładania poszczególnych instytucji na składniki, elementy prostsze i śledzenia tych elementów w ich zasięgach geogra­

ficznych. Śledzenie owo miało prowadzić nas przez porównanie tych zasięgów, porównanie układu przestrzennego, do wniosków co do wieku i chronologizacji

4 O brębski studiow ał na Uniw ersytecie Jagiellońskim w latach 1925-1930. Przedm iotem jego studiów była etnografia Słowian pod kierunkiem Kazim ierza M oszyńskiego i filologia słowiańska pod kierunkiem K azim ierza Nitscha. W latach 1926-1930 był asystentem w kierowanej przez M o­

szyńskiego katedrze etnografii Słowian, brał udział w redagow aniu ukazującego się od roku 1929 (pod redakcją N itscha i M oszyńskiego) „Ludu Słow iańskiego” . W 1930 roku uzyskał stopień m a­

gistra filozofii w zakresie filologii słowiańskiej na podstawie pierwszej części rozpraw y Rolnictwo ludowe wschodniej części Półwyspu Bałkańskiego, opublikowanej w „I.udzie Słow iańskim ” (1929,

1930). O brębski był uw ażany za najzdolniejszego ucznia M oszyńskiego.

5 Studium Słowiańskie zostało zorganizowane na Uniw ersytecie Jagiellońskim w 1925 roku przez K azim ierza Nitscha. Obejmowało katedry językoznaw stw a, filologii, historii sztuki narodów słowiańskich i etnografii Słowian. Zob.: Jadw iga K limaszewska, Katedra etnografii Słowian (1926-1964) na tle rozwoju etnografii w Uniwersytecie Jagiellońskim w latach 1811-1925. W: Stu­

dia z dziejów Wydziału Filozoficzno-H istorycznego UJ. Zeszyty N aukow e UJ. Prace Historyczne.

Ki‘aków: U niw ersytet Jagielloński, 1967.

(5)

poszczególnych elementów. Zasadę tę można scharakteryzować następująco.

Oto mamy do czynienia z szeregiem typów narzędzi rolniczych. Klasyfikujemy te narzędzia według typów i w zależności od form, jakie spotykamy. Rzućmy te poszczególne typy na mapę. W tedy zauważymy, że układają się one w odpowie­

dnie zasięgi. Jedne występują w postaci rozrzuconych wysp, inne w postaci za­

sięgów, ograniczonych do części zachodniej czy wschodniej terytorium badane­

go. W ten sposób, analizując poszczególne wytwory kultury, śledząc jak naj­

większą ich ilość w układzie przestrzennym, możemy dojść do ustalenia pew­

nych zespołów, zajmujących określone teiytorium, które bądź wskazują następ­

nie na istniejące kręgi czy fale kultury, bądź też pozw alają przez szerokie prze­

badanie ich układu przestrzennego, na ustalenie chronologii.

[Jak widać], nie obracaliśmy się w zagadnieniach, związanych z instytucjami form ustrojowych poszczególnych społeczeństw. Jako jedyną naukową metodę stosowaliśmy badanie elementów w różnych układach przestrzennych, ustalanie ich chronologii, ich pochodzenia, ustalanie ich przypuszczalnej genezy. Oczywi­

ście tego rodzaju studia i badania wymagały niesłychanej erudycji, wymagały prześledzenia olbrzymiego materiału. I jakiej nagrody spodziewaliśmy się z tych studiów?

Ostateczne zadanie było skierowane nie na kulturę ludow ą którą mieliśmy zastać w poszczególnych wsiach krakowskich czy innych, ale na odległą epokę, którą mogliśmy na podstawie tej analizy skonstruować z przeszłości, na kulturę prasłow iańską bądź na inne warstwy kultury, później zanikłe. W ten sposób na­

sze badania, nasze studia etnograficzne, które z założenia miały być studiami nad kulturą Słowiańszczyzny, z punktu były nastawione w sposób wybitnie prehisto­

ryczny. W związku z tym oczywiście kształtował się nasz świat zainteresowań naukowych. Zainteresowania te, wykształcane przez problematykę natury gene­

tycznej i archeologicznej, odrywały nas od bezpośredniego otoczenia sąsiednich wsi krakowskich i zwracały stale i nieodmiennie do hipotetycznych przeszłych kultur czy społeczeństw dziś już zanikłych. I w związku z tym oczywiście, to co w nas się zaznaczyło, to bardzo wyraźna pogarda dla wszelkich badań m onogra­

ficznych, dla poczynań, które miały na celu badanie życia społeczności, kultury ludności wsi, sąsiadujących z naszym uniwersyteckim miastem. Cały nasz tre­

ning uniwersytecki, trening naukowy, w gmncie rzeczy odrywał nas od bezpo­

średnich zagadnień życia społecznego i kulturalnego, które moglibyśmy obser­

wować, gdybyśmy potrafili się otrząsnąć z metodologicznych założeń, które w nas wpajała nasza szkoła etnologiczna. Toteż kiedy na przykład wyruszaliśmy na wycieczkę etnologiczną do sąsiednich wsi krakowskich, wtedy - rzecz cha­

rakterystyczna - nasze obserwacje nic szły w kierunku badania teraźniejszości tych wsi, tego, co się aktualnie, współcześnie działo, ale w kierunku uchwycenia tych elementów, tych form kulturalnych, które wskazywałyby na dalekie, odle­

głe związki. W ten sposób, dochodząc do wsi podkrakowskiej, nie widzieliśmy

(6)

wsi podkrakowskiej, ale widzieliśmy tu Tybet, tu Chiny, tam Afrykę Północną - te elementy, które rzucone na mapę, układały się w ten olbrzymi dawny świat i przypominały tamte [dawne] czasy. Rejestrowaliśmy [dane] terenfowe] i odkry­

waliśmy poszczególne fakty, wskutek czego do tej pozornie obojętnej wsi wkra­

czały jakieś odległe światy, odległe społeczeństwa i bliżej nieznane systemy kul­

turalne.

Jakiż był rezultat tych studiów? I tutaj trudno mi również nie powiedzieć te­

go, co bezwzględnie, mam wrażenie, trafnie sądzę i czuję - że w takiej sytuacji, w takich badaniach, w takich studiach, przy takim treningu uniwersyteckim, wy­

rastaliśmy na dysponujących kolosalną erudycją ignorantów człowieka i kultury.

Jeżeli w ten cokolwiek może ostry sposób scharakteryzowałem swoje studia, to nie w tym celu, aby rzucić paszkwil na jeden z naszych ośrodków uniwersy­

teckich. Zaznaczyłem bowiem, że był to ośrodek cieszący się sławą i popularno­

ścią w Niemczech, Rosji, Rumunii i Bułgarii - w ogóle w wielu krajach słowiań­

skich i niesłowiańskich. Ale jeżeli scharakteryzowałem swoje studia w ten spo­

sobów pewnym sensie kalając własne gniazdo, to dlatego, aby uwypuklić tę sy­

tuację w etnologii, z której wyłoniła się metoda funkcjonalna.

Jeżeli cofniemy się do czasów, w których metoda funkcjonalna jeszcze nie ist­

niała, kiedy Malinowski nic przeprowadził jeszcze swoich studiów, to zauważy­

my, że w ówczesnej etnologii wybijają się trzy kierunki. Z jednej strony jest to kierunek ewolucjonistyczny, mający za sobą sławne autorytety, z drugiej szkoła kulturalno-historyczna, a z trzeciej strony metoda socjologiczna, reprezentowana przede wszystkim przez Durkheima. M iędzy tymi poszczególnymi metodami, kierunkami, czy szkołami istniało, zaznaczam, pewne podobieństwo w dziedzi­

nie problematyki oraz pewne podobieństwo - i różnice - w dziedzinie metod.

M am wrażenie, że mogę nie poświęcać tutaj więcej czasu charakterystyce metody szkoły ewolucjonistycznej i szkoły kulturalno-historycznej. Chciałbym [jedynie] zwrócić uwagę na pewną zasadniczą rzecz, która wiąże się z tymi szko­

łami. W kierunku ewolucjonistycznym przedmiotem badania była kultura, poj­

mowana jako pewien szereg, pewna ciągłość rozwoju. Kierunek ten stawiał so­

bie za zadanie zbadanie praw rozwojowych kultury i badania te przeprowadzał za pom ocą metody porównawczej, biorąc pod uwagę różne typy instytucji, róż­

ne formy kultury, ułożone w pewien szereg na podstawie kryterium kolejności tych form. W ten sposób zasadnicza orientacja problematyczna kierunku ewolu- cjonistycznego była orientacją genetyczną. Zadaniem uczonego było badać for­

my, które zastał w całym świecie społeczeństw pierwotnych, i formy te wyja­

śniać, doszukując się ich zasięgu ze stadiów jeszcze pierwotniejszych. Metoda, którą szkoła się posługiwała, była m etodą porównawczą. Ta procedura została bardzo szybko zakwestionowana przez kierunek kulturalno-historyczny, który słusznie widząc kruchość podstaw chronologizacji wytworów poszczególnych kultur, starał się do metody badania zasięgu kręgów przestrzennych wprowadzić

(7)

myślenie chronologiczne. Mamy tu [więc] do czynienia z jednej strony z m eto­

dą porów naw czą z drugiej — z problematyką typowo genetyczną.

Odmiennie przedstawia się sprawa z m etodą socjologiczną reprezentowaną przez Durkheima. Wychodząc z założenia, że kultura w całości jest - w ramach [swoich] fonu i przejawów - wytworem grupy społecznej i musi być traktowana jako wytwór tej grupy, Durkheim wiązał w całość fakty, które stanowią tę kultu­

rę i określoną grupę społeczną, którą był pierwotnie klan czy plemię. To prowa­

dziło z wędrówek po rozmaitych szerokościach i długościach geograficznych do badania jednego określonego terytorium, jednego ludu, jednego społeczeństwa.

Ta metoda monograficzna Durkheima występuje bardzo wyraźnie chociażby w [jego] sposobie badania elementarnych form życia religijnego6.

Jeżeli teraz zadamy sobie pytanie, co poszczególne z tych kierunków ukaza­

ły nam w rzeczywistości społecznej i kulturalnej ludów pierwotnych, to uderzy nas jedna rzecz: zarówno kierunek cwolucjonistyczny, jak i kulturalno-historycz- ny, stojące na stanowisku, że przedmiotem ich badań są szeregi form w rozwoju kultury, pojmowanej jako całość, niezależnie od jej związku z określoną struktu­

rą czy grupą społeczną, tym samym prowadzą do heterogenicznego ujmowania rzeczywistości kulturalnej plemion i ludów pierwotnych. Skoro bowiem zada­

niem uczonego było ustalić chronologię czy intensywność poszczególnych ele­

mentów, tym samym nie potrzebował się koncentrować na jednym społeczeń­

stwie i ludzie; wystarczało, jeżeli uchwycił pewne elementy i przeniósł je w rze­

czywistość teoretyczną w postaci teorii ewolucjonistycznej czy różnych odmian kierunku kulturalno-historycznego.

Zupełnie odwrotnie przedstawia się sprawa u Durkheima, który wiążąc okre­

ślone formy i treści kulturalne z historycznie istniejącą grupą społeczną, tym sa­

mym kładł nacisk na ich badanie jednorodne, nie prowadzące do umiejscowienia poszczególnych elementów kultury danego społeczeństwa w istniejącym poza tym społeczeństwem kompleksie.

W związku z tym, że ówczesna etnologia była reprezentowana tylko przez kierunek ewolucjonistyczny i świeżo się form ującą szkołę kulturalno-historycz- ną, ówczesne badania charakteryzowały się wybitnym rozdziałem prac badaw­

czych teoretyka od zbieracza-etnografa. W gruncie rzeczy była to wyraźna spe­

cjalizacja funkcji, w tym sensie, że specjalistą był teoretyk, któremu faktów do­

starczał przygodny zbieracz, od którego nie wymagało się ani metody naukowej, ani orientacji w problematyce. Bardzo charakterystycznie ujmuje ten stan rzeczy jeden z ówczesnych etnologów czy antropologów, Myres, pisząc w jednej ze swoich przedwojennych prac: „Są dwa rodzaje etnologów, podobnie jak dwa ro­

6 Emile D urkheim , Les form es elementaires de la vie religieuse. Le system e totemique en A u­

stralie. Paris, 1925. F. Alcan; tenże: Elem entarne fo r m y życia religijnego. System totem iczny w A u ­ stralii. A. Zadrożyńska (tłum.). Warszawa: PW N, 1990.

(8)

dzaje pracowników w każdej dziedzinie nauki. Ale w tak młodej nauce, jak na­

sza, istnieje między nimi bardziej istotna różnica. Jest etnolog, do którego udaje­

my się po dane: cierpliwy, dokładny obserwator faktów, magazynier rozlicznych szczegółów. Czasem jest nim podróżnik i odkrywca, chytrą m ow ą lub jeszcze mądrzejszym milczeniem otwierający nieufne serca krajowców; czasem znów jest nim kupiec, dyskontujący zdobycze podróżnika, ciągle chciwy nowości, który w rozpoznaniu fałszywej lnonety, w ocenie drogocennej perły, nie błądzi przez instynkt raczej aniżeli dzięki doświadczeniu. Do niego idziemy po fakty.

Jego poglądy m ogą nie mieć większego znaczenia, jego dzieło może być oparte na zupełnie przypadkowej hipotezie. Jego teorię poznajemy, tak jakbyśm y uczy­

li się zasady ułożenia indeksu; ów indeks prowadzi nas do danych, których po­

trzebujemy. (...) I jest jeszcze etnolog, u którego szukamy wyjaśnienia. Jego eru­

dycja może być fragmentaryczna, jak według niektórych każda erudycja; pamięć - zawodna; niedokładność - nieulegająca najmniejszej wątpliwości; brak konse­

kwencji - je d y n ą konsekwentną cechą. Ale przy pomocy roztrzęsionych i kośla­

wych narzędzi dochodzi on do swoich wyników. Niepomny równoleżników, nie liczący się z równikiem, przekazuje swoje paradoksy do uznania przyszłym po­

koleniom. Może nie wiedzieć lub nie rozumować, ale nauczył się widzieć - i to, co widzi, mówi”7. Otóż z tego rozdziału prac teoretyka i badacza w terenie w y­

nikało to, co widziała ówczesna etnologia. Brzmiało to niejednokrotnie wprost fantastycznie, gdyż właśnie owemu rozdziałowi zawdzięczamy cały szereg teo­

rii, które m ówią nam, jak przedstawia się społeczeństwo pierwotne, które mówią

7 John Linton M yrcs, H erodotus and Anthropology. W: R. R. M arett (ed.) A nthropology and the Classics. Six Lectures D elivered before the University’ o f Oxford. Oxford: The Clarendon press, 1908, s. 124-125.

Cytatu tego nie ma w stenogramie. Redaktorka odtw orzyła go według pięciu w ariantów w tłu­

maczeniu Obrębskiego (od słów „Jest etnolog” do „idziem y po fakty” oraz od „I je st jeszcze etno­

log” do końca), jakie znajdują się w jego spuściźnie archiwalnej, uzupełniając w edług tekstu ory­

ginału w e w łasnym tłumaczeniu. Trzy fragmenty wariantów przekładu znajdują się na luźnych kartkach w archiwum rodzinnym (AR). Czwarty pochodzi z zachow anego w maszynopisie (we fragmentach) artykułu Zadania w spółczesnej etnologii (około 1945 -1946, OC box 33), w którym Obrębski następująco kom entuje słowa M yresa: „Praktyka badaw cza etnologów z okresu ewolu- cjonizmu zakładała z góry jako proceder słuszny i racjonalny rozdział spekulacyjnych myślow ych prac badacza-teoretyka i obserwatora-odkrywcy. Tylko pierw szych obow iązyw ały kw alifikacje na­

ukowe - kategoria odkryw ców m ogła składać się z naukowo nieprzygotow anych wolontariuszów : kupców, podróżników, m isjonarzy i przygodnych obserwatorów, dostarczających faktów i danych dla ew olucjonistycznych konstrukcji myślowych uczonych. Jeszcze w 1908 roku na kongresie B ry­

tyjskiej A socjacji prof. M yres zaakceptował ten podział w swojej inauguracyjnej przem owie, rolę dostarczyciela faktów dla etnologii w yznaczając podróżnikom i eksploratorom , kupcom i eksploa­

tatorom odkryć podróżnika, kierującym się w swoich naukow ych odkryciach »bardziej instynktem niż dośw iadczeniem « i przypisując zadanie ostatecznej syntezy i interpretacji tych faktów uczone­

mu posiadaczowi arkanów ewolucji społecznej” .

(9)

nam o indolencji myślowej czy o magicznym myśleniu człowieka pierwotnego, które tego człowieka przedstawiają w taki sposób, że gdybyśmy musieli uznać go za swego przodka, to musielibyśmy dziwić się, w jaki sposób doszliśmy do tego stanu cywilizacji i kultury, który dziś reprezentujemy.

Otóż trzeba tutaj zwrócić uwagę na jedną rzecz, mianowicie: niezależnie od tego, że oficjalnie i pozornie badania terenowe miały być zbieraniem prostych faktów przez ludzi nieuprzedzonych, przez ludzi teoretycznie nieprzygotowa­

nych, w gruncie rzeczy w ówczesne badania terenowe wkradała się, tą czy inną drogą, problematyka danego kierunku - kierunku ewolucjonistycznego czy kul- turalno-historycznego. Stale i nieodmiennie wskazówki czy kwestionariusze, mające prowadzić badacza w terenie, były formułowane z punktu widzenia okre­

ślonej selekcji faktów, tak, aby ta selekcja była potwierdzeniem istniejącej teorii.

Tak więc etnograf szedł w teren dla zbierania tych faktów, które podtrzymywały istniejącą teorię, i z rzeczywistości, którą miał zbadać, wybierał tylko te fakty.

Dokonywała się w ten sposób bezustanna selekcja, która nie powiększała naszej znajomości konkretnej, określonej grupy czy ludu pierwotnego.

Z tego stanu rzeczy może nikt bardziej aniżeli Malinowski nie zdawał sobie sprawy. W łaściwie, jeżelibyśmy chcieli sięgnąć do bezpośredniej genezy m eto­

dy funkcjonalnej, to musielibyśmy wziąć pod uwagę jed ną z mniej znanych ksią­

żek M alinowskiego, mianowicie The Family among the Australian Aborigines8, poświęconą opisowi rodziny australijskiej, książkę, która - wyszedłszy w 1913 roku — przeminęła właściwie bez echa, jakkolwiek przez szereg badaczy była przyjęta przychylnie. Co jest w tej książce zasadniczym założeniem metody funkcjonalnej? Występuje tutaj przede wszystkim krytyka istniejących teorii, krytyka faktów i metody ujmowania tych faktów. Ze stanowiska ówczesnej szko­

ły ewolucjonistycznej Australia była siedliskiem małżeństwa grupowego, kom u­

nizmu rodzinnego i różnych innych form, które się definiowało, ale których nikt konkretnie nie badał. Ze stanowiska szkoły Durkheima rodzina nie wchodziła [w grę] jako zagadnienie socjologiczne, ponieważ jedyną rzeczywistością spo­

łeczną miał być klan. Konsekwentnie Durkheim traktował rodzinę indywidual­

nie, jako rzeczywistość biologiczną, a nie społeczną i nie poświęcał jej w swoich rozważaniach specjalnej uwagi.

Materiały, którymi operowali ówcześni etnologowie, wskazywały na takie formy małżeńskie, (...) które pozwalały definiować rodzinę australijską jako gru­

pową, jako komunistyczną. M alinowski sięgnął do materiałów, w których wzmianki czy informacje dotyczące życia rodzinnego były bardzo często pom i­

8 B ronisław M alinow ski, The Fam ily am ong the Australian Aborigines. A Sociological Study.

London: U niversity o f London Press, 1913; tenże: Aborygeni australijscy. Socjologiczne studium rodziny. K. Olechnicki, T. Szlendak (tłum.) W: B. M alinowski. Dzieła. T. 11, Warszawa:

W ydawnictwo Naukowe PWN, 2002, s. 19-350.

(10)

nięte lub ukryte, dlatego że nie wnosiły nic do istniejącej teorii, [żadnych] sensa­

cyjnych cech, z których można by wnosić o pierwotności życia tych społe­

czeństw. Dlatego też badania nad rodziną australijską poprowadziły M alinow­

skiego bezpośrednio do krytyki faktów i materiałów, którymi dysponowała ów­

czesna etnologia. I właśnie stąd zrodziła się koncepcja długoterminowej pracy badacza terenowego - pracy, która nie miała polegać na krótkich czy dłuższych podróżach zbieracza-amatora, ale na dłuższym pobycie [w terenie] i badaniu ży­

cia [społeczności pierwotnej] przez etnologa, wykształconego naukowca. Począ­

tek badań Malinowskiego skierowany był na zagadnienie rodziny, które wów­

czas go interesowało, i [właśnie] zagadnienia rodziny pierwotnej wysunęły się w nich na pierwszy plan. M alinowski rozpoczął badania, nie zdając sobie spra­

wy, jakie problemy czy zagadnienia metodologiczne wynikną [w ich trakcie].

Dopiero pobyt w terenie, pierwsze miesiące pobytu, zaczęły mu ukazywać istot­

ne perspektywy badawcze, które ten typ badań przed nim otwierał. W tych wła­

śnie długoterminowych badaniach, ograniczonych do jednego [społeczeństwa], narodziła się metoda funkcjonalna. W jaki sposób to nastąpiło?

Głównym zadaniem etnologa jest takie zebranie materiałów, faktów i danych, jakie w zupełności wyczerpałoby wszystko, co stanowi życie społeczne i kultu­

ralne danego ludu. Teoretycznym ideałem zbieracza jest wyzbierać w ten sposób wszystko, tak, aby nikt nie potrzebował [już] po nim szukać i ponawiać pracy.

Tak w każdym razie przedstawia się zasada pracy naukowca, który jedzie w te­

ren. Tu musimy zadać pytanie, co zastaje badacz w terenie, kiedy zjeżdża do eg­

zotycznej wsi, rozbija namiot i rozpoczyna obserwować wszystko, co się dzieje naokoło niego? Zastaje przede wszystkim, z jednej strony, materialny i wizualny wyraz kultury społeczeństwa, to wszystko, co w życiu tego społeczeństwa posia­

da jakąś m aterialną formę; dalej - zastaje naokoło siebie rzeczywistość dyna­

m iczną w nieustannym procesie stawania się, wypadki i zdarzenia, których zna­

czenia nie rozumie, a które dopiero ma zbadać i wyjaśnić. To, co widzi bezpośre­

dnio, znalazłszy się w egzotycznym świecie, to są izolowane fakty i zdarzenia, które właściwie dają wrażenie absolutnego chaosu, pozornego braku konsekwen­

cji, braku związku między jednym zdarzeniem a drugim, jednym faktem a dru­

gim. I tu zasadniczą rzeczą, która przesądza o toku jego badań, jest jego podsta­

wowa orientacja badawcza.

Jeżeli - powiedzmy - wychodząc z założeń jednego z kierunków historycz­

nych etnologii, kierunku ewolucjonistycznego czy kulturalno-historycznego, bę­

dzie się starał wyjaśniać poszczególne fakty czy zdarzenia genetycznie, odnosząc je bądź do różnych stadiów kultury, różnych epok rozwoju, bądź do różnych krę­

gów i zasięgów kultury, to oczywiście ten chaos, który zastał w dziedzinie fak­

tów dziejących się w grupie społecznej, mało go wzrusza. W gruncie rzeczy ten chaos może pozostać rzeczą, którą zaakceptuje, ponieważ poszczególne fakty i zdarzenia stara się wytłumaczyć heterogenicznie, przez odniesienie do zewnę­

(11)

trznego kontekstu. Ale może się dziać i inaczej. Badacz może stanąć na stanowi­

sku, że chaos, który pozornie go otacza, jest tylko wynikiem jego ignorancji, je ­ go chwilowej nieuwagi, że poszczególne elementy, zdarzenia, fakty, które obser­

wuje, m ają jednak jakieś znaczenie. I ta podstawowa orientacja badawcza, którą Malinowski zwykle się posługuje w swoich badaniach, to była orientacja, traktu­

jąca poszczególne fakty, elementy czy zdarzenia jako rzeczy, które m ają pewne funkcje, które są w pozornym chaosie tylko dlatego, że znaczenia tych funkcji nie znamy jeszcze. Wiązało się to niewątpliwie z ogólnym pragmatycznym na­

stawieniem Malinowskiego, które zawdzięczał Jamesowi9. W pracach Jamesa pierwszą zasadą etnografa czy etnologa była analiza poszczególnych elementów kultury, którą ma badać w terenie, nie przez związek faktów kulturalnych czy społecznych z istniejącym społeczeństwem, z istniejącą kulturą, ale przez posta­

wienie pytania, jak ą funkcję spełnia w społeczeństwie izolowany fakt czy wypa­

dek, który obserwuje.

Ta interpretacja funkcjonalna mogła również wyprowadzić badacza na ma­

nowce, [podobnie] jak interpretacja ewolucjonistyczna czy kulturalno-historycz- na. Jeżeli stanę na stanowisku, że tłumacząc fakty przez funkcje, muszę odnosić dany element kultury bądź do jednostki, bądź do grupy społecznej, i będę prze­

prowadzał interpretację, wysuwającą społeczne funkcje danego wytworu, ele­

mentu czy instytucji, które traktuję w izolacji, to mogę wszystko tłumaczyć za pom ocą teorii ju ż istniejących. I w gruncie rzeczy jeden z funkcjonalistów, Radc- liffe-Brown, najważniejsze swoje prace traktuje w podobny sposób10. Z jednej strony opisuje rzeczywistość społeczno-kulturalną plemienia, a z drugiej — stara się poszczególne elementy, obrzędy, wierzenia, tłumaczyć bądź w kategoriach Durkheima - jako funkcje życia społecznego, bądź w kategoriach rites de passa­

ge van Gennepa11.

(...) Funkcje mogę badać tylko w odniesieniu danego elementu do innych składników systemu kulturalnego - bądź do tych, które upatruję w psychice jed ­ nostek, bądź tych, które wyrażają się w określonych instytucjach i formach spo­

łeczno-kulturalnych. Izolacja faktu, wypadku, z którym mamy do czynienia, mu­

si być przełamana; muszę ten wypadek odnieść do szerszego kontekstu - przy­

najmniej wtedy mogę wytłumaczyć jego znaczenie. Postulat badania funkcjonal­

nego łączy się z postulatem odnoszenia poszczególnych elementów kulturalnych do ich właściwego kontekstu. Wysunięcie zagadnienia kontekstu prowadzi nas do dalszych sformułowań metodologicznych. Jeżeli mianowicie stawiamy sobie

9 M ow a o Edwinie O liverze Jam esie (1886-1972), brytyjskim religioznaw cy i antropologu, ba­

daczu mitu i rytuału.

10 Zob.: M ariola Flis, Antropologia społeczna R a d cliffe’a-Browna. Z wyborem pism . Kraków:

Nomos, 2001.

11 Arnold van Gennep, Les rites de passage. Paris: E. Nourry, 1909.

(12)

za zadanie zbadanie elementów kulturalnych w ich kulturalnym kontekście, to tym samym musimy zorientować się, jakie granice ma ten kontekst, czy dany ele­

ment należy do tej czy innej instytucji, jak wiąże się z tą instytucją, jak ą rolę speł­

nia w tej instytucji i jak ą rolę spełnia w życiu jednostek, składających się na da­

ne społeczeństwo. To znaczy, muszę badać zarówno kontekst, który wyraża się w obiektywnej stronie życia kulturalnego i w zorganizowanych formach życia społecznego, jak i stronę subiektywną, która wyraża się w popędach, impulsach, pomysłach jednostek i poszczególnych grup społecznych. W ten sposób postulat funkcji i kontekstu prowadzi nas do ujmowania rzeczywistości od dwóch stron:

obiektywnej i subiektywnej, które w równym stopniu m uszą być uwzględnione, i dopiero z których powiązania możemy poznać ważniejsze elementy czy zespo­

ły, składające się na instytucje w zorganizowanym systemie czynności danego społeczeństwa.

Z postulatu funkcji i kontekstu wynika, że poszczególne fakty, które dotych­

czas w mojej obserwacji badacza były izolowane, m uszą być teraz ujęte w związ­

ki i zależności (...). To znaczy, że wychodzę poza samo rejestrowanie poszcze­

gólnych faktów, że stawiam [sobie] za zadanie ustalenie ich związku i zależno­

ści funkcjonalnej. I tutaj pojawia się pytanie, w jaki sposób dochodzę do ustale­

nia związków i zależności funkcjonalnych poszczególnych faktów, czym się kie­

ruję w ich selekcji i doborze.

Poza tą ogólną orientacją metodologiczną, poza zasadniczymi postulatami ba­

dania rzeczywistości kultury przez funkcje i przez kontekst, występuje tutaj je ­ szcze inna orientacja, która pozwala mi organizować aktywnie tę selekcję fak­

tów. Na czym ona polega?

W łaściwie w pracach Malinowskiego występują trzy podstawowe orientacje myślowe, za pom ocą których dokonuje [on] selekcji i doboru faktów. Pierwsza orientacja wynika ze znajomości faktów i ze świadomości, że są one niekomplet­

ne, że istnieją luki w naszych informacjach, że badania nasze wym agają uzupeł­

nienia faktów. Druga - to orientacja teoretyczna, wynikająca z istniejącej proble­

matyki etnologicznej, wyrażająca się w takiej czy innej teorii rodziny, gospodar­

ki, psychologii człowieka pierwotnego itp. Obojętne jest, czy te teorie są prawdzi­

we czy fałszywe; ważne jest, że kiedy mam do czynienia z faktami, które mam usystematyzować, ułożyć, określić hierarchię zależnie od ich wartości, instrumen­

tem, który umożliwi mi ich przebadanie, jest orientacja teoretyczna; z punktu mam te fakty ujęte w pewną określoną całość. Wreszcie trzecia orientacja, niewąt­

pliwie ważna, to orientacja zdrowego rozsądku - to znaczy, wszystkie moje poję­

cia, wyobrażenia o kulturze czy o społeczeństwie, które przenoszę w badanie spo­

łeczeństwa egzotycznego z własnej mojej cywilizacji i z własnego społeczeństwa.

Najważniejsza niewątpliwie jest orientacja teoretyczna, gdyż z niej wynika, że badania terenowca, badania etnologa w terenie nie m ają charakteru tylko i wy­

łącznie rejestracji, nie m ają charakteru zadania stenograficznego czy zdjęć foto­

(13)

graficznych. W ogóle etnograf nie stenografuje ani nie fotografuje, ale musi się odnosić do faktów w sposób konstruktywny. Musi je porównywać ze sobą, kla­

syfikować, uogólniać, musi je ujmować w poszczególne pojęcia, musi wszystko to, co się dzieje w przebiegach zdarzeń, ujmować w poszczególnych abstrak­

cjach.

I tutaj trzeba zwrócić uwagę na jedną [trudność], którą niewątpliwie w każ­

dych badaniach terenowych etnolog musi przezwyciężyć - otóż, posługując się szeregiem pojęć ogólnych, pod które podciąga poszczególne fakty i zdarzenia, stale znajduje się w niebezpieczeństwie popełnienia omyłki semantycznej. Mogę to wywieść z przykładu, który podają w swojej książce Ogden i R ichards12. Cho­

dzi o zdarzenie w szkole dla dzieci murzyńskich: misjonarz puka palcem w stół i pyta: „co to jest?” Na to pytanie otrzymuje szereg odpowiedzi: „stół”, „palec”,

„pukanie” itd. Otrzymuje szereg odpowiedzi, które wynikają stąd, że w intencji pytającego było co innego, aniżeli w rozumieniu tych, do których się zwraca.

Otóż w bardzo podobnej sytuacji znajdzie się terenowiec z chwilą, kiedy mając do czynienia z faktami, w jego oczach ważnymi, zwraca się do krajowców lub sięga do zapasu swoich pojęć i stara się odpowiednio te fakty zdefiniować. Jako przykład podam chociażby praktyki wymiany u Trobriandczyków. Jedna wieś pozostaje stale w stosunkach wymiennych z drugą - do wsi rybackiej w czasie połowu ryb przychodzą z sąsiedniej wsi rolnicy i otrzym ują pęki ryb, które zano­

szą do siebie. Cała transakcja dokonywa się bez żadnej bezpośredniej zapłaty, i na kimś, kto przyjedzie z własną kulturą i cywilizacją, sprawia wrażenie cze­

goś, co zaprzecza wszelkim pojęciom o handlu czy kupiectwie. Oczywiście w społeczeństwie pierwotnym mamy do czynienia z całym szeregiem tego rodza­

ju wypadków. Na podobnej definicji była oparta hipoteza komunizmu ludów pierwotnych, którego ojczyzną miała być, według Riversa, M elanezja13. Tymcza­

sem z chwilą, kiedy terenowiec rozpoczął badania, w których nie ogranicza się do zdefiniowania faktu według pojęć, którymi dysponuje, ale stara się je rozpo­

znać na nowo, dochodzi do szeregu wniosków, które obalają takie hipotezy.

N a jakiej drodze badacz dochodzi do tego? [Otóż] wszystko, co składa się na [badaną] rzeczywistość pierwotną, definiuję nie w ogólnych pojęciach abstrak- cyjnych, ale staram się definiować - jak to określa Malinowski - w kategoriach faktów konkretnych. To znaczy, kiedy klasyfikuję [n.p.] pojęcia pokrewieństwa czy inne, muszę je odpowiednio odnieść do zarejestrowanych faktów konkret­

nych, składających się na to pojęcie w społeczeństwie. Z chwilą, kiedy przycho­

12 Charles K ay Ogden i Ivor Arm strong Richards. The M eaning o f M eaning. A Study o f the In­

fluence o f Language upon Thought and o f the Science o f Symbolism. London: K. Paul, Trench, Trubner and co, ltd. N ew York: H arcourt, Brace and co. inc, 1936.

13 W illiam Halse Rivers, The H istoiy o f M elanesian Society. Cambridge: U niversity Press, 1914.

(14)

dzę z pojęciem komunizmu i określam dany zwyczaj jako komunistyczny, to m o­

gę z tego pojęcia wydedukować dalsze pojęcia komunizmu, [ale też] m ogę po­

wiedzieć, że chwilowo definiuję to jako komunizm, ale badam dalsze fakty, i kie­

dy określę dalszy szereg faktów, które występują w kontekście, mogę uznać to pojęcie za nieodpowiednie, wykoślawiające, deformujące rzeczywistość i [wte­

dy] sięgnę do konkretnego ekwipunku, który pozwoli je określić [w sposób] bar­

dziej zgodny z rzeczywistością.

Z postulatu opisywania danej rzeczywistości w kategoriach faktów konkret­

nych wynika książka o charakterze opisu. W każdym razie należy pamiętać, że to, co się składa na opis, to nie jest fotografowanie i składanie faktów, które ist­

nieją w rzeczywistości, ale powolny proces konstruowania faktów przez odpo­

wiednią selekcję i syntetyzowania tych faktów, które zgodnie z analizą przepro­

wadzającego badania należą do siebie.

Otóż, jeżeli sięgniemy do książek Malinowskiego, to nie zobaczymy w nich bardzo problematycznych opisów, naginających do faktów niepowiązanych, ale konstrukcję, która przez odpowiednie ustalenie faktów, przez ich definicję, uka­

zuje nam związki przyczynowe i funkcjonalne bez nazywania tego po imieniu.

Doskonałym przykładem metody funkcjonalnej jest krótka książka M alinow­

skiego Crime and Custom in Savage Society14. Można j ą uważać za reprezenta­

tywny przykład, bo całą metodę dokonywania obserwacji i dochodzenia do osta­

tecznych wniosków widać bardzo wyraźnie w przebiegu opisu i w konstrukcji książki.

M ówiłem dotychczas o Malinowskim jako o badaczu terenowym, który ogra­

nicza się do określonego terenu, który za zadanie stawia sobie opis życia społecz­

nego i kulturalnego danej społeczności. Otóż byłbym pominął jedn ą ważną stro­

nę dorobku Malinowskiego, gdybym nie uwzględnił tutaj również tego, co się wyraża w ogólnych teoriach kultury Malinowskiego. Malinowski bowiem w swoich pracach - nie w opisach, ale na marginesie tych prac - niejednokrotnie dochodzi do ogólnych sformułowań, do ogólniejszych myśli, dotyczących teorii kultury.

Nie charakteryzując bliżej teorii Malinowskiego (zresztą łatwo się do niej od­

nieść - chociażby w Encyklopedii Seligmana jest artykuł poświęcony ogólnej charakterystyce funkcjonalnej teorii kultury15), zaznaczam tylko jedn ą rzecz.

Funkcjonalna teoria kultury jest sformułowaniem, które komuś, kto do tej pracy

14 Bronisław M alinowski, Crime and Custom in Savage Society. London: K. Paul, Trench, Trub- ner and co, ltd. N ew York: Harcourt, Brace and co, inc, 1926; tenże: Zwyczaj i zbrodnia w społecz­

ności dzikich. J. Obrębski (tłum.). „Przegląd Socjologiczny” 1938, 3-4: 307-380.

15 B ronisław M alinowski. Culture. W: E. R. A. Seligman (ed.) Encyclopedia o f the Social Sciences. Vol. 4. N ew York: The M acm illan Company, 1931, s. 621-645; tenże Kultura. A. Wali­

górski (tłum.). W: B. M alinowski. D zieła. T. 8. Warszawa: W ydawnictwo N aukow e PW N, 2000, s. 82 140.

(15)

nie jest odpowiednio nastawiony, przyniesie zawód - bo nie jest ona bynajmniej pomyślana jako wytłumaczenie zjawisk kulturalnych. Teoria ta powstawała na tle pedagogicznych, dydaktycznych zadań Malinowskiego. Wiązała się z kształ­

ceniem uczniów do dalszych badań i takim zorganizowaniem nastawienia ba­

dawczego terenowca, aby uchronić go od przejmowania się kierunkami w tych badaniach fałszywymi. Toteż gdybyśmy mieli scharakteryzować zasługi M ali­

nowskiego w dziedzinie etnologii, to musielibyśmy powiedzieć, że polegają one nie na wkładzie ściśle etnologicznym, ale przede wszystkim metodologicznym.

Ukazał on etnologom możliwość badania społeczeństwa, kultury pierwotnej, ja ­ ko rzeczywistości, której zagadnienia i problematy otwierają się nie w tych per­

spektywach, które są dostępne na podstawie ogólnie przyjętych pojęć, ale które istnieją wszędzie tam, gdzie dochodzimy do zamkniętej społeczności, której ży­

cie chcemy zbadać. Te zasługi Malinowskiego polegają w gruncie rzeczy na zin­

tegrowaniu tendencji, które były żywe w etnologii, ale które nie były dopuszczo­

ne do naukowego głosu. Zasługi jego polegają i na tym, że dzięki opisom, które ukazały nam rzeczywistość społeczną i kulturalną grup pierwotnych, człowiek pierwotny został podniesiony do należytej godności, został równouprawniony z innymi ludźmi, innymi cywilizacjami, kulturami. Stosunkowo najważniejszą zasługą jego szkoły jest to, że reprezentuje ona tendencje stworzenia wspólnej miary badawczej dla kultur pierwotnych, niezaawansowanych, dzikich i rozw i­

niętych.

Jeżeli etnologia kiedykolwiek mogła myśleć o tym - a ma takie aspiracje - żeby być kolebką innych nauk, żeby być tym źródłem, z którego m ogą wyrastać teorie i problemy innych nauk humanistycznych, to niewątpliwie mogła nią być tylko etnologia, którą reprezentuje szkoła funkcjonalna, wyrażająca się w szere­

gu opisów i analiz poszczególnych społeczeństw i kultur - bo tylko te badania m ogą otworzyć dostateczne perspektywy na różnorodne, odmienne formy spo­

łeczne i kulturalne, które leżą w kręgu zainteresowań humanisty.

[Głosy w dyskusji]

Dr [Jakub] Raj grodzki

(...) Chciałbym postawić kilka zapytań. Nie wiem, czy dobrze zrozumiałem zadania i treść metody funkcjonalnej, dlatego może w moich zapytaniach będzie coś niedorzecznego. Ja zrozumiałem metodę funkcjonalną w tym sensie, że (...) nadaje się [ona] do badania statycznego stanu rzeczy. Bierze się np. jakąś grupę i bada się j ą w tym stanie, w którym ta grupa obecnie się znajduje, przy czym ba­

da się różne instytucje ze względu na te funkcje, które są właśnie w tym stanic przez te instytucje wykonywane.

(16)

(...) Ta metoda jest przeciwstawiona metodzie socjologicznej i metodzie hi­

storycznej, o ile przez metodę historyczną rozumiemy zarówno metodę cwolu- cjonistyczną, jak geograficzną.

Po pierwsze - chodzi o znaczenie terminu „funkcja” . Jak ten termin rozu­

mieć? Czy np. instytucja funkcjonuje w czyimś interesie? Czy w interesie po­

szczególnych jednostek, czy w interesie społeczeństwa? Chyba zarówno je d ­ nych, jak drugich. A zatem nie może być całkiem wyeliminowana metoda socjo­

logiczna. Poza tym ta metoda jest metodą czysto statyczną, w przeciwieństwie do metody historycznej. W takim razie zupełnie eliminuje się historię funkcji po­

szczególnych instytucji w różnych znaczeniach. Np. dla tego samego celu dana instytucja funkcjonowała przedtem tak, a teraz tak. To może rzucić światło [na]

zrozumienie jej obecnego stanu. Następnie, dawniej ta instytucja funkcjonowała w zupełnie innym znaczeniu, miała np. zadowolić interesy religijne, m iała sens sakralny, obecnie - utylitarny jakiejś grupy.

Więc mnie się zdaje, że jednak metoda funkcjonalna, jeżeli ma być, to trzeba, po pierwsze, (...) rozumieć termin „funkcjonalna”, że w tym znaczeniu zawiera i metodę socjologiczną, a po drugie - musi być uzupełniona przez m etodę histo­

ryczną. Jeżeli np. Pan Prelegent powiedział, że metoda funkcjonalna postawiła człowieka pierwotnego na równi z cywilizowanym, to właśnie to zaniedbanie metody historycznej równouprawnienia tego nie wprowadziło. M oże tu się nada­

je taka eliminacja do badań nad kulturą człowieka pierwotnego, bo człowiek pierwotny nie ma historii w tym sensie, że możemy sobie to jakoś wiarygodnie wytłumaczyć. Ale mnie się zdaje, że zasadniczo ta metoda funkcjonalna powin­

na być przez elementy historyczne uzupełniona. Pan Prelegent powiedział, że może być wzorem dla metody historycznej. Owszem, ale brak tej metody histo­

rycznej powinien być uzupełniony. Pan Prelegent mówi o różnych orientacjach, z którymi badacz w terenie dochodzi do stosowania tej metody do zastanych zja­

wisk. I tu Pan Prelegent powiedział, że się wyróżnia pewne organizacje, że w y­

różnia się pewne luki orientacji, porównywa się z własnym społeczeństwem i wreszcie orientacja teoretyczna, najważniejsza, służy do uporządkowania zja­

wisk. Ale powiedział Pan Prelegent, że przy tym nie odgrywa roli, czy te teorie, którymi się badacz posługuje, są prawdziwe, czy nie, byłe nadawały się do kla­

syfikowania, porządkowania zjawisk. Może niedobrze zrozumiałem Pana Prele­

genta?

[Dyskutant anonimowy; brak nazwiska w Stenogramie]

Przedmówca słusznie podkreślił zasadniczą różnicę pomiędzy m etodą funk­

cjonalną Malinowskiego a innymi metodami stosowanymi w socjologii. Różnica polega na tym, że te inne metody są metodami genetycznymi, dotyczącymi teo­

rii kultury i cywilizacji, natomiast metoda funkcjonalna jest m etodą typowo sta­

tyczną. Poszedłbym dalej jeszcze, bo mam wrażenie, że nie jest pewne, czy to

(17)

jest metoda dotycząca socjologii albo etnologii, czy socjografn. M am wrażenie, że główny nacisk położony tu jest na etnologię, na zbadanie stanu, na opis. To jest pewna różnica wynikająca z treści naukowej nauki opisowej i socjologii.

Wartość i zasługa Malinowskiego polega na tym, że on przystąpił do badania opi­

sowego. Dawna etnologia była - można powiedzieć - nienaukowa, była uszere­

gowaniem faktów dostatecznie nie sprawdzonych. I bodajże Malinowski wpro­

wadził naukową m etodę badania przez zastosowanie metody funkcjonalnej - przez badanie, jakie znaczenie m ają te instytucje. W związku z nimi potrafifł]

opisać życie plemion pierwotnych tak dokładnie, jak tego nie robiono, jak nie ro­

biły tego te dawniejsze badania, które opierały się na metodzie historycznej i te błędy m usiały popełniać, bo nie m iały faktów. To jest tak, jak w jakiejś teorii kul­

tury i cywilizacji, gdybyśmy nie mieli napisanej dokładnie historii. Otóż prace Malinowskiego polegają właśnie na dobrym napisaniu historii. Oczywiście, nic to nie ujmuje tej metodzie, gdybyśmy ją tak interpretowali, bo historia też wy­

maga m etody precyzyjnej i trudnej. Dlatego wydaje mi się, że metoda funkcjo­

nalna jest m etodą dotyczącą etnografii, a nie etnologii.

Chciałbym zapytać Referenta, czy jest ta metoda tylko m etodą przedstawia­

nia, opisywania faktów? Bo z tego, co Prelegent powiedział, nie wynika jednak, czy można jej dać ogólne znaczenie, czy na podstawie metody funkcjonalnej można stworzyć system indywidualny. Bardzo [byłjbym rad, aby Prelegent był łaskaw uzupełnić referat i wyjaśnić swoje stanowisko, czy to jest metoda mająca zastosowanie wyłącznie w nauce opisowej, czy mająca zastosowanie w nauce te­

oretycznej.

Dr H eyse16

Ja przysłuchiwałem się odczytowi Prelegenta z wielkim zainteresowaniem i sympatią, ale i ze zdziwieniem. M ianowicie tam, gdzie Prelegent mówił z oso­

bistego, biograficznego punktu widzenia. Gdybym miał sam napisać swoją bio­

grafię, ze zdziwieniem stwierdzam, że wyglądałaby podobnie. Mam wrażenie, że podkreślanie etnologii Malinowskiego wykazuje pokrewieństwo z tendencjami i przeobrażeniami naukowymi w naukach humanistycznych, zwłaszcza socjolo­

gii i psychologii końca XIX wieku, trzech [jego ostatnich] dziesiątków lat. Jeże- libym spróbował skreślić podstawowe tendencje, które Prelegent, mówiąc o M a­

linowskim, przytoczył, to mam wrażenie, że gdybym napisał historię socjologii XIX wieku, wyglądałaby podobnie.

Podkreślam następujące rzeczy: przede wszystkim tendencje opisowe i prze­

ciwstawianie socjologii XIX wieku, która tłumaczyła, a nie opisywała. Czy te opisy nie są także pewnego rodzaju konstrukcją, aczkolwiek inną jak ta konstmk-

16 Takiej osoby nie udało się zidentyfikować. Jeżeli założyć błąd w stenogramie, m oże tu cho­

dzić o Sergiusza H essena lub M ariana Heitzmana.

(18)

cja, na której polegała struktura socjologii? To jest inna sprawa. Zgadzam się z Prelegentem, że to jest też konstrukcja, aczkolwiek opiera się na innej struktu­

rze.

Druga rzecz to to, że Malinowski stara się ująć strukturę społeczności i prze­

ciwstawia się ewolucjonistycznym tendencjom. I to jest charakterystyczna cecha współczesnej socjologii, że stara się ująć raczej pewną strukturę [w] przekroju, aniżeli tłumaczyć, jak to powstało.

Trzecią rzecz[ą] jest całkowicie inne ujęcie - to znaczy, nie analiza i ustalanie elementów, tylko wyznaczanie funkcji tych elementów.

Czwarta tendencja, która też się silnie zaznacza, zwłaszcza we współczesnej socjologii, [to] odmienne ustosunkowanie się do całej kwestii poznawania tera­

źniejszości i przeszłości. Jak dawniej w XIX wieku panowało przekonanie, że aby zrozumieć teraźniejszość, trzeba pójść przez przeszłość, to istniejąca tenden­

cja we współczesnej socjologii i droga jest odwrotna - że najpierw należy zrozu­

mieć strukturę społeczeństwa obecnego, aby zrozumieć strukturę dawnego spo­

łeczeństwa.

Wreszcie rzeczą, z którą też zgadzam się, jest wspomnienie Prelegenta na te­

mat tego, że opuszczając seminarium uniwersyteckie miał wrażenie, że stał się wielkim erudytą, a jednocześnie wielkim ignorantem. Przypominam twierdzenie jednego socjologa [brak nazwiska w Stenogramie], że jeżeliby się nawiązało kontakt z przedstawicielami psychologii [czy] socjologii z końca XIX wieku, to miałoby się wrażenie, że bardzo przeciętny dziennikarz co do zrozumienia zja­

wisk życia społecznego i psychicznego stoi wyżej niż większość przedstawicieli tego typu nauki; że student z drugiej połowy XIX wieku, który opuścił semina­

rium, posiadał przecięt[ną] znajomość psychiczną człowieka, której nie można porównać ze znajom ością psychiczną człowieka u szewców i krawców.

Mam wrażenie, że Malinowski i Prelegent stoją na odmiennym stanowisku - że jeżeli nauka tak wygląda, że wytwarza intelektualny sposób, który uniem ożli­

wia zrozumienie rzeczywistości, to jest coś nie w porządku i należałoby stworzyć inny typ nauki: typ, który służył[by] zrozumieni[u] rzeczywistości, a nie odwrot­

nie.

Prof. [Tadeusz] Kotarbiński

Chciałbym z początku powiedzieć parę ogólników, a te ogólniki dlatego po­

wiem, że one tak często się narzucają że raz chciałbym je powiedzieć w gronie koleżeńskim. A potem przystąpię do kwestii detalicznych.

Co się tyczy tych ogólników - wydaje mi się, że ciągle ma się dowody zwal­

czania się dwóch wielkich tendencji metodologicznych. Jedna tendencja to jest dążność do zrozumienia tego, co się bada, w sposób jak najgłębszy i na tle jak najszerszym; druga dążność - to jest robienie swojej roboty jak najpoprawmej.

I teraz mnie się zdaje, że przeżywa się okres potężnej reakcji przeciwko tym

(19)

pierwszym wielkim tendencjom pod sztandarem tego drugiego postulatu.

I w czym bym tu widział dowody tego?

Więc jeżeli się obserwuje dotychczasowe nastawienie humanistów współcze­

snych, jak się rozmawia z nimi, jak się czyta artykuły metodologiczne, to się wi­

dzi pewne pogardliwe traktowanie zagadnień tzw. wpływołogii. Dzisiaj hum ani­

sta wstydzi się zagadnienia takiego, pod czyim wpływem to i to się zrobiło. Przy­

puśćmy — jest gra Wojskiego na rogu w Panu Tadeuszu, [którą] co do poszcze­

gólnych fragmentów, co do zasadniczego opisu [można] porówna[ć] z pewnym opisem w [Przemianach Owidiusza], mianowicie gry trytona, który w ten sposób oznajmia zakończenie burzy morskiej. Myślano nad tym: wpływ czy nie wpływ?

Takie postawienie zagadnienia spotyka się w chwili obecnej z zupełną obojętno­

ścią. To jest niemodne; wpływ to jest nieważna rzecz. To jest odwrócenie od za­

gadnień genetycznych, to jest przypadek odwrócenia się od wielkich perspektyw ewolucyjnych. Dlaczego? Bo ewolucjonizm socjologiczny zbankrutował, bo ewolucjonistyczne teorie, które w zbyt uproszczony sposób starały się wszędzie, w każdej dziedzinie wskazywać: „to jest robota Spencera” - zbankrutowały.

Przykład tego pamiętam z przemówień i wykładów profesora Krzywickiego, który zawsze przeciwstawiał Spencera Herberta i Spencera Baldwina. Baldwin Spencer17, badacz, który dostarczył materiału na [brak fragmentu] i Herbert Spencer18, który i;ozbudował pojęcie wielkiej ewolucji: z góry można było wie­

dzieć, jakie fakty opuszcza, które opuszcza, a które uwzględnia, bo fakty służy­

ły tylko (...) ilustrowa[niu] jego teorifi], I Krzywicki założył się z kimś, że na­

szkicuje recenzję z książki Spencera, której temat znał, a treść można było prze­

widzieć. Krzywicki mówił, że jak był młodzieiicem, marzył o napisaniu dzieła o socjologii, a kiedy doszedł do lat dojrzałych, to jak zobaczy książkę z tytułem

„socjologia”, to jej nie bierze do ręki.

Więc tu już poszliśmy szerzej. To nie tylko odwrócenie się od ewolucjonizmu, ale w ogóle odwrócenie się od wielkiej teorii, od dania jakiejś doktryny, która próbowałaby chociaż drogą hipotetyczną tę całość ująć. Ja myślę, że teraz między innymi coś podobnego jest z ekonomizmem dziejowym. Jest jakieś degout ze stro­

ny ścisłych naukowców jako przeciwko zbyt symplicystycznej wielkiej doktrynie.

Więc mnie się zdaje, że jeżeli chodzi o humanistykę, to to jest dość wyraźne.

W tym samym duchu (...) idzie się i tu, a mnie się zdaje, że to jest w związku z ogólną tendencją podobną [do tej] na terenie państwa humanistycznego. Jak da­

leko postawa metodologiczna Malinowskiego jest czysto fachowa, etnologiczne­

go pochodzenia? Jak dalece ona wynika z jego wielkich studiów poprzednich, (...)

17 Baldw in Spencer (1860-1929), brytyjsko-australijski antropolog, autor (w spólnie z F. J. Gil- lenem) fundam entalnych m onografii o pierw otnych mieszkańcach Australii.

18 H erbert Spencer (1820-1903) brytyjski filozof, tw órca socjologii, przedstaw iciel ew olucjo­

nizm u i organicyzmu w naukach społecznych.

(20)

fizykalno-matematycznfych]? Kiedy miałem zaszczyt znać go w Krakowie, to wtedy właściwie nie śniło się o perspektywach metodologicznych. Wtedy przeży­

wało się Kirchhoffa19, który również głosił zasadę opisu. Zawsze miałem wraże­

nie, że to jest ta reakcja, która sięga genetycznie aż do newtonizmu, a mianowicie jest to przeciwstawianie się doktrynie, która chce być tylko opisowa. Tutaj ta re­

akcja ma w sobie to piętno, że z jednej strony jest tendencja do jak najlepszej ro­

boty, z drugiej strony jest tendencja do wyzbycia się tego, co jest istotne dla tej drugiej tendencji - (...) prowizorycznefgo] chociażby tłumaczeni[a] wszystkiego na wielką skalę, i w najszerszym zakresie, i jak najgłębszego.

W związku z tym jeszcze zaniechanie porównawczości w humanistyce. Jeże­

li się rozmawia z przedstawicielami kultury starej, (...) taki stosunek do badania porównawczego przedstawiają filozofowie staroindyjscy, tam nie ma tego w pro­

gramie. Dlaczego? Dlatego, że obawiamy się, że badanie porównawcze będzie zabójcze dla czynności terenowego opisu - bo przenosząc pojęcia europejskie na filozofię staro indyjską, tym samym ju ż się j ą fałszuje.

Mnie się wydaje, że strasznie drogo się płaci w tym przypadku. Ja specjalność mam w tym podziale pracy tę, że muszę pilnować poprawności. Tu wcale nie rozstrzyga się zależnie od zasadniczej sympatii czy antypatii do danego prądu na­

ukowego. Mnie żal tych wielkich perspektyw metodologicznych. Ja się oba­

wiam, że tylko opisowość - to nas zubaża. Czy nie można by powiedzieć: opi­

sujmy, ale nie wyrzekajmy się wielkich hipotez? Opisując doskonale, nie mów­

my, że wszelka problematyka genetyczno-ewolucyjna już jest pokusą ku błędo­

wi. Tego bym się bał strasznie.

Więc to w ogóle, co tu było powiedziane, szczególnie pewne rzeczy dotyczą­

ce inteipretacji, to wszystko było niezmiernie ciekawe. M ianowicie chodzi o ta­

ką rzecz, dotyczącą owej funkcjonalności. Bo przecież powiedzieć sobie, że me­

toda badawcza np. Malinowskiego charakteryzuje się właśnie tendencjami do te­

go opisu, w przeciwieństwie do rozmaitych tłumaczeń, to jeszcze nie charaktery­

zuje funkcjonalności. Funkcjonalność leży w sposobie opisu - mianowicie w tym, że opisuje się z [takiego] punktu widzenia, jak ą funkcję ma dana instytu­

cja w życiu całości. Mnie się zdaje, że istotne jest to, że jak się zabiera do opisu z punktu widzenia funkcji, to się wchodzi w konstrukcję ogólnopsychologiczną.

Ale to jest inna sprawa.

Chciałbym natomiast poruszyć co innego - ( ...) związek tego pojęcia funkcjo­

nalności z tym (...), które się zadomowiło w językoznawstwie porównawczym.

M ianowicie mówi się tam o metodzie funkcjonalnej, i tak samo się mówi o m e­

todzie funkcjonalnej w etnologii. Ale doszedłem do przekonania, że to jest zu­

19 Chodzi praw dopodobnie o G ustaw a Kirchhoffa (1824—1887), niem ieckiego fizyka, który sform ułował podstawow e praw a dotyczące obwodów elektrycznych i prom ieniow ania tem peratu­

rowego oraz opracow ał m etodę analizy spektralnej.

(21)

pełnie co innego tu, a zupełnie co innego tam. Odwraca się też od ewolucjoni- zmu powszechnego, natomiast powiada się, że jest doskonałe porównanie roz­

maitych języków ze względu na to, jak one załatwiają to samo zadanie. Ludzkość w każdym narodzie ma te same zadania — m usimy je nazwać, musimy je porów­

nać za pom ocą rozmaitych charakterystyk, w jaki sposób tu się odróżniają roz­

maite ludy - więc się prowadzi badania tej samej funkcji na różnych terenach.

Otóż zdaje mi się, że w dzisiejszym rozumieniu metody funkcjonalnej (...) to po­

równanie pewnych chwytów, pewnych sposobów załatwiania tych samych zadań u rozmaitych ludów nie wchodzi w grę. To jest zadanie dalsze.

[To] były ogólniki, dotyczące wielkich tendencji etnologicznych. [Z jednej strony] przeciwstawiłem tendencje, które tłumaczą rzeczywistość jak najgłębiej, jak najszerzej. Chodziło o charakterystykę odwrócenia się od porównywalności, od wielkich hipotez tłumaczących ewolucję. Z drugiej strony przeciwstawiłem tendencję do zupełnej poprawności roboty, która sama w sobie jest niewątpliwie cenna, ale niebezpieczna, jeżeli ma być kosztem zrzeczenia się tych wielkich per­

spektyw. Druga część (...) dotycz[yła] przede wszystkim jednej sprawy - (...) czy rzeczywiście funkcjonalna metoda w etnologii, [tak,] jak jest rozumiana przez badacza, który używa tego terminu, nie ma w sobie tego, co ma w sobie metoda funkcjonalna w językoznawstwie, mianowicie badania tego, w jaki sposób zała­

twia się analogiczne zadania w różnych kulturach? To ma charakter interpelacji w stosunku do odczytu, który dał bardzo dużo i bardzo ciekawie i plastycznie przedstawił zagadnienie.

[Dyskutant anonimowy; brak nazwiska w Stenogramie]

Ja nie wejdę w szczegółowe rozważania konstatacji Pana Prelegenta, przede wszystkim nie będę poruszał zagadnienia, czy funkcjonalizm jest statyczny czy dynamiczny. (...) Zajmę się ostatnią kwestią, jak ą poruszył Pan Profesor Kotar­

biński, a mianowicie porówn[aniem] tych teori[i] z tym typem badań nad języ­

kiem, które przeprowadza funkcjonalizm. O ile ja znam teorie funkcjonalne ję ­ zyka, one wychodzą z pewnego typu działania ludzkiego, starają się odpowie­

dzieć, jak w tym wypadku wkracza język i jakie funkcje on spełnia w danych kul­

turach. I przede wszystkim jako punkt wyjścia brana jest pewna sytuacja socjo­

logiczna i pewien typ działalności ludzkiej od strony języka. Na przykładzie kon­

kretnym weźmy to. Jeżeli porównamy dwa typy, jakie mamy w języku - typ, który bezpośrednio formuje ludzką działalność, język typu musztry wojskowej i weźmiemy wyraz „maszerować” jako rozkaz wydany pewnemu oddziałowi wojska, to zobaczymy, że to jest język, który określa konkretnie daną działal­

ność. Ale jeżeli weźmiemy inny typ języka przy użyciu tego samego wyrazu

„maszerować”, tylko użytego w plakacie wyborczym, to zobaczymy, że tu ma działać inna funkcja. Ma to oczywiście pośrednią drog[ę] oddziaływania na psy­

chikę ludzką i dopiero przez nią [może] wprowadzać te zmiany w rzeczywisto­

Cytaty

Powiązane dokumenty

Mowa dziecka może przypominać typowe jąkanie, jednak jąkanie rozwojowe jest całkowicie innym zaburzeniem płynności mowy i wobec takich dzieci, z punktu widzenia

Poniżej pokażemy, że powyższa opinia jest nieuzasadniona, a logicy modalni nie mają się tu w gruncie rzeczy czym niepokoić (być może ogólne krytyczne

Kiedy wszystkiego się nauczyłem i swobodnie posługiwałem się czarami, to czarnoksiężnik znów zamienił mnie w człowieka... 1 Motywacje i przykłady dyskretnych układów dynamicz-

Jednym z dowodów na istnienie atomów i cząsteczek jest mieszanie się substancji lub rozpuszczanie się substancji stałych w cieczach.. Mniejsze cząsteczki wchodzą wtedy w

Rozwiązania należy oddać do piątku 5 kwietnia do godziny 14.00 koordynatorowi konkursu panu Jarosławowi Szczepaniakowi lub przesłać na adres jareksz@interia.pl do soboty 6

I chociaż Cię teraz z nami nie ma, bardzo Cię kochamy.. Julka Bigos

dobierać – w zależności od stanu klinicznego i funkcjonalnego pacjenta – i wykonywać zabiegi z zakresu fizjoterapii u osób po urazach w obrębie tkanek miękkich układu

Mimo że się tego nie widzi, to jest tylko wyczucie, czasem można było lusterkami pomagać, żeby coś podpatrzeć.. Ja byłem taki specja- lista, że już przez dwie