• Nie Znaleziono Wyników

Mistyczne Ciało Chrystusa a charaktery sakramentalne : studyum dogmatyczne / napisał Włodzimierz Piątkiewicz.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Mistyczne Ciało Chrystusa a charaktery sakramentalne : studyum dogmatyczne / napisał Włodzimierz Piątkiewicz."

Copied!
86
0
0

Pełen tekst

(1)

tm

ooffl

% i

d 8282 H k iN

i

• ł .

m

K £

BflBR W W W W

m am

W

II

WwŁXXMJiJi«ifw

B8MBM

i uguKKnuoD

yO O O O C O uC l

W flO OM P M

M W W W W

wwoOoflO BOffOOOGD

iflOOP

*

mm t M k

j 1 tiu l -u P**

Kwwwr

&

2

. m- P

K

*

i

1

l i

>1 %-

■■■

j p

ip*

P Ł ^

j

d a

s * .

_; w Ml

(2)
(3)
(4)

MISTYCZNE CIAŁO CHRYSTUSA

A

CHARAKTERY SAKRAMENTALNE.

STUDYUM DOGMATYCZNE

i t / i /ii t

NAPISAŁ

KS. WŁODZIMIERZ PIĄTKIEWICZ T. J.

e—2^5—»' 9 .

BKłlD GŁÓW1TT

KSIĘGARNI M. SZCZEPKOWSKIEGO

W A R S Z A W A , N O W O G R O D Z K A t*.

KRAKÓW.

N A K Ł A D E M ^PR Z E G L Ą D U PO W SZECHN EGO *.

D R U K IE M W . L. A N CZY CA I SPÓ ŁK I.

1903 .

(5)

/ ł u - A - ^ - ^ - A - A - A - A - i - ł ^ Vł ^ '^ -i%S c

c

<Ł=

l

-A —A —A _ ^ _ A —&— A—A -

^ r r r r

H l ś y -

(6)

SŁOWO WSTĘPNE

Na treść niniejszej pracy złożyły się cztery artykuły, d ru ­ kow ane w Przeglądzie Powszechnym, w lutym i kw ietniu 1902 r., w m arcu i kw ietniu 1903 r. Ogłaszając je obecnie — z niezna- cznem i tylko zmianami i dopełnieniam i — w oddzielnej broszurze, n a to jed n o chcielibyśmy zwrócić tu uwagę, co podniósł tak trafnie w ostatniem swem przedśm iertnem dziele ś. p. ks. Maryan M oraw ski:

„Nie jest prawdą, żeby teologia tylko dla teologów była.

Tylko teolog pisać o niej może, ale każdy wykształcony chrze­

ścijanin może zrozumieć z niej wszystko, co mu się w sposób odpowiedni wyłoży. K ażd y też chrześcijanin może być święcie ciekaw wielkich rzeczy, których teologia uczy. Jeżeli ta k pozy­

ty w n y myśliciel, ja k Arystoteles, zrobił tę uwagę, źe wiadomość choćby tylko praw dopodobna o zagadnieniach wyższych, więcej człowieka zadowalnia, niż najpew niejsza wiedza o rzeczach poziomych — o ileż bardziej obchodzić człowieka może, i umysł i serce jego pociągać, przedm iot cieszący się w głów nych swych

zarysach pewnością absolutną — a tak wysoki, źe aż do zetknię­

cia z Bogiem dochodzi — a przytem nie abstrakcyjny, lecz silnie i wielorako z życiem zw iązany4* i.

1 „Świętych Obcowanie1*, część 1, str. 23, 24,

1*

(7)
(8)

Kościół katolicki naucza, ja k wiadomo, źe w trzech sakra­

m entach: chrzcie, bierzmowaniu i kapłaństwie tajemnicze jakieś i nadprzyrodzone znamię, zwane ju ż od czasów św. A ugustyna charakterem sakram entalnym , wyciska się na duszy i ta k silnie z nią spaja,~iź nigdy ju ż startem ani usuniętem być nie może, i skutkiem tego nie dopuszcza ponownego przyjęcia tych sakra­

mentów, jeśli tylko raz ważnie, choćby naw et poza prawdziwym Kościołem były przyj ęte.| Nauka ta je s t ju ż od daw na dogm a­

tem wiary katolickiej,, określonym uroczyście na soborze T ry ­ denckim I.

Jeśli je d n a k chcemy pójść dalej i pytam y się: czem je s t właściwie to nadprzyrodzone znamię, co ono wyraża, co daje duszy, co sprawia w niej — w kraczam y odrazu w kwestyę bardzo subtelną i trudną, ja k to stwierdzają jednozgodnie wybitni te o ­ logowie, zarówno dawniejsi, ja k nowsi*. Trudność nietylko stąd

1 Sess. vii. can. 9: „Si quis dixerit, in tribus sacram entis: Baptismo scilicet, Confirmatione et Ordine non imprimi characterem in anima, hoc est, signum ąuoddam spirituale et indełebile, u n d e ea iterari non possunt, anathem a s it“. Denzinger: Enchiridion, nr. 734.

* „P ost quaestionem : an est, succedit ąuaestio: quid sit character.

E t non m inor occurrit in huius resolutione theologorum varietas, quam fiu t circa illud prim um catholicorum concordia. Im m o tam spissa e st sen- te n tia ru m seges, ta n ta opiniorum farrago, u t vel sola illarum recensio fastidium possit afferreu. Salmanłicenses, disp. 5, dub. 2.

„Seinem innersten W esen nacb, is t der sakram entale C harakter etwas iiberaus V erborgenes u n d Geheimnissvolles — j a dem menschlichen For- schen u n d E rkennen noch w eit m ehr entruckt, ais die heiligmachende

G nadeu. Dr. Nikolaus Gihr: Die heiligen Sacramenie, 1897, tom i, str. 111.

(9)

6

pochodzi, źe charaktery sakram entalne są rzeczą nadprzyrodzoną i tajemniczą, rozumowi zatem ludzkiemu, podobnie j a k wszystkie tajemnice naszej wiary, w pojęciu swem właściwem niedostępną;

ale i stąd jeszcze, źe źródła objawienia, k tó re treść i istotę innych tajem nic objaśniają nieraz dość szczegółowo za pomocą różnych pojęć analogicznych, zapożyczonych z najbliższego nam otoczenia, o istocie i przeznaczeniu charakterów sakram ental­

nych bardzo tylko skąpe i luźne podały nam wskazówki.

Mimo tych trudności, katolicka nauka długą i sumienną pracą, n a pierwszem miejscu gruntow nem badaniem tych nie-

p

licznych, nieraz je d n a k bardzo cennych rysów, ja k ie o chara­

kterach przechowały się w pismach Ojców Kościoła, a rów no­

cześnie drogą pracowitych rozum ow ań, zestawień i analogii doszła w końcu po wielu dyskusyach i sporach do częściowego przynajm niej wyświetlenia kwestyi i sformułowania pewnej liczby poglądów, na które godzą się dzisiaj wszystkie, o ile

wiemy, szkoły i kierunki teologiczne.

y ' W edle tej ustalonej ju ż nauki, charakter sa k ram e n ta ln y ,1 ja k to sama je g o nazwa dość jasn o zdaje się wskazywać, nie

może być uw ażany ani za jakiś tylko tytuł, czy prawo, z w a­

żnego przyjęcia sakram entu nabyte, ani za inną tego rodzaju odnośnię, m ającą b y t i znaczenie w sferze wyłącznie logicznej lub moralnej. Koniecznie pojąć go trzeba realnie, jako coś

| fizycznego, nie m ateryalnego oczywiście, lecz duchowego; coś w rodzaju piętna, lub — ja k mawiali Ojcowie Kościoła — „misty- l cznej pieczęciu, k tó rą moc Boża wyciska n a samej fizycznej I istocie duszy naszej, i skutkiem tego wywołuje w tej duszy

realną przemianę, nadając jej nowy jakiś wygląd i ja k b y blask, prawdziwy i rzeczywisty, chociaż nadprzyrodzony.

W praw dzie i łaska uświęcająca, k tó ra przez wszystkie sa- k ram en ta spływa dziś n a nas, je s t również jakim ś blaskiem Bo­

żym, przeobrażającym na wskroś duszę czło w iek a— charakter jed n ak sakram entalny je s t wedle kościelnej nauki darem zupełnie

różnym i niezależnym od łaski. Łaska, jeśli tak powiedzieć można,

nie tylko powierzchownie stroi i uświetnia, ale i wewnętrznie

u ś w i ę c a dusze. Ona daje stworzeniu współudział w świętości

(10)

z nich odpowiedni charaktor, a mm o to dla przeszkód i braków w ew nętrznych nie otrzymać uświęcającej łaski; można również łaskę raz uzyskaną stracić, a mimo to nie traci się charakteru, raz wyrytego n a duszy. C h arak ter dom aga się wprawdzie łaski, będąc niejako formą, n a jej przyjęcie zgotow aną — rzekłbyś, tą złotą opraw ą w pierścieniu, czekającą n a drogi klejnot, k tó ry m a być w nią ujęty — nie pociąga je d n a k łaski za sobą z bez­

względną koniecznością: może, ja k wspomnieliśmy, i bez niej istnieć w duszy, i niejednokrotnie też istnieje, n a większą hańbę i potępienie złych.

Czemźe więc je s t ostatecznie ten charakter, n a czem polega je g o zadanie i znaczenie, jeśli nie je s t darem równorzędnym

z łaską i w ew nętrznem uświęceniem dusz?

J e s t on, wedle Ojców Kościoła i teologów, jakiem ś realnem ukształceniem duszy n a wzór i modłę Chrystusa, o ile Chrystus je s t królem i arcykapłanem Nowego Zakonu. J e s t —

słowy — częściowem upodobnieniem do Chrystusa, nie w jego świętości i łasce, ale w jego g o d n o ś c i i w ł a d z y , czyli, co na jed n o wychodzi, współuczestnictwem w Chrystusowych funkcyach i urzędach! J©st> ja k lubieli mawiać średniowieczni pisarze, ja k ą ś ja k b y inw estyturą Bożą n a różne urzędy i stopnie w królestwie Chrystusowem, k tó ra dokonyw a się nie przez

innemi sprawiedliwości Bożej; je s t zatem, jak o taka, anty tezą wszelkiej złości i nieprawości moralnej, i skutkiem tego razem z grzechem ostać się w duszy nie może. Przeciwnie charakter. On nie daje uczestnictw a w Bożej świętości; sam przez się wcale nie tyka strony moralnej d u s z y — chw yta się tylko fizycznej jej istoty;

niema więc zasadniczego przeciwieństwa między nim a grzechem, ani nieodzownego związku między nim a łaską. Stąd, j a k ju ż

D onatystom ciągle wykazywał św. Augustyn, charakter może 1 być i w ludziach najgorszych K Można przyjąć ważnie sakram ent chrztu, bierzm owania lub kapłaństw a i otrzymać w każdym

1 Por. Mignę: Patr. L a t., tom XXXIII, kol. 362; tom x x x v , kol. 2015;

tom XLUI, kol. 72, 73, 193, 204, 207, 208, 342, 343; nadto n a wielu innych

miejscach.

(11)

czysto zew nętrzną ceremonię, w yraz i symbol nadania praw, ale przez realne piętnowanie dusz nadprzyrodzoną cechą godności Bożej. C hrzest daje cechę poddanych i obywateli Chrystusowego królestw a, bierzmowanie cechę jego zapaśników i obrońców, kapłaństw o wreszcie cechę pasterzy i ojców duchownych, obda­

rzonych w ładzą i mocą rozszerzania tego królestw a przez przy­

sparzanie nowych dusz Chrystusowi^ Są to te „trzy stany wiary “, ja k je nazywali starzy Scholastycy: stan wiary zrodzonej, um o­

cnionej i rozmnożonej, oparte o trzy charaktery. W pierwszym, ja k mówili, chrześcijanin oddziela się od E g iptu, t. j. od nie­

wiernych, w drugim mocny od słabych, w trzecim sługa ołtarza od osób świeckich l.

Oto mniej więcej wszystko, czego dziś uczy teologia o cha­

rak terach sakram entalnych: teologiczne uzasadnienie i bardziej szczegółowe rozwinięcie tych poglądów znaleźć można w ka­

żdym gruntow ni ej szym podręczniku dogm atycznym *.

Ale czy to całe tłumaczenie istoty i zadań charakterów sakram entalnych nie dałoby się jeszcze dopełnić? Nam się zdaje, źe n aw et w tak pięknem i głębokiem przeprow adzeniu tej

kwestyi, jakie spotykam y u Franzelina, czuć raz po raz potrzebę takiego dopełnienia, lub — jeśli kto woli — może tylko domó­

wienia. Bzecz sama prawie się prosi, aby główne jej linie i za-

8 -

1 „E st statu s fidei primus, quando d a tu r fides, u t d istin g u an tu r fideles in sortem populi Dei — et hoc p er characterem baptism alem ; secundus, quando in tirones confirmantur, u t fides in eis s te t et defendatur — e t hoc est character confirmationis; tertiu s autem , u t propagentur — et hoc est ordinis. E t non su n t plures statu s e t ideo non su n t plures characteres“.

B. A lbertus M., iv, dist. 6, ar. 5 e t 6.

„Tres su n t sta tu s fidei, scilicet: genitae, ro b o ratae et iam multipli-

* c a ta e ... T ria ta n tu m su n t sacram enta, quae respiciunt statu m fidei deter- m inatum : b a p tism u s... quia ibi fides gignitur et homo ab Aegyptiis sepa- ra tu r; confirm atio... quia ibi fides ro b o ra tu r et u t pugil homo in u n g itu r...

e t ab infirmis discernitur; o rd o ... quia ibi yirtus m ultim oda d a tu r e t homo, u t sanctus, ad m inisterium templi a laicis sep aratu rw. S. Bonavent., iv, dist. 6, p. 1, q. 4.

* Najlepszem może ujęciem rzeczy i zestawieniem m ateryalu odzna­

cza się z nowszych a u to r ó w — obok F ranzelina i wspomnianego ju ż Gihra —

J. Sasse T. J., Insłitutiones iheologicae de sacramentis, 1897, t. i, str. 108—120.

(12)

rysy choć trochę jeszcze dociągnąć i pogłębić, a równocześnie ująć j e razem w pewien ściślejszy, w prost się nieomal narzuca­

ją c y całokształt, i przedstawić to wszystko w więcej h arm o n ij­

nym związku z całym onym światem nadprzyrodzonych taje­

mnic, którego charaktery sakram entalne są jednym tylko, czę­

ściowym czynnikiem.

Takiem dopełnieniem przedm iotu wydaje nam się myśl, rzucona nie tak dawno przez jed n eg o z największych teologów świeżo ubiegłego wieku — Scheebena. W genialnem swem, nie- dość jeszcze cenionem dziele o „Tajemnicach chrześcijaństwa**

wpadł on na bardzo szczęśliwy i rów nie głęboki pomysł, obja­

śnienia charakterów sakram entalnych przez określenie ich sto­

sunku do ta k zwanego w teologii „mistycznego ciała Chrystu­

sow egou *. P ew ne ślady i zawiązki tej myśli, tu i owdzie ja k b y mimochodem rzucone, spotkać ju ż można u dawnych pisarzy;

w yraźne atoli sformułowanie jej i wysunięcie na pierwszy plan w nauce o charakterach jest, o ile nam wiadomo, zasługą Schee­

b en a — chociaż i on, co prawda, naszkicował tylko ogólne kontury tego poglądu. K ilka la t temu myśl Scheebena podjął na nowo i w paru p u n k tach nieco więcej rozwinął, zbyt prędko zgasły dla teologii niemiecki Jezuita, ks. Lingens w cennem i samodzielnie napisanem dziełku o „W ew nętrznej piękności Chrześcijaństwa** *—

ale i je g o praca w ym aga jeszcze dopełnień.

A warto napraw dę o te dopełnienia się pokusić—myśl bowiem przez Scheebena i L ingensa poruszona, nie tylko dziwnie uderza­

jąco się zgadza z całą teologiczną nauką o charakterach sakram en­

talnych i innych dogmatach, do charakterów zbliżonych, ale, co ważniejsza, wszystkie — nieco może luźne — szczegóły tej nauki tak pięknie wiąże w je d n ą harm onijną cało ść8, że trudno się

i

- 9 -

1 Die Mysterien des Christenthums, von Dr. M atth. Jos. Scheeben, 2. Aufl. F reib u rg im Br., H erder, 1898 83, 84.

* Emil Lingens S. J., Die innere Schtinheit des Christenthums, 64 Er- ganzungsheft zu den Stimmen aus Maria-Laach, Freiburg im Br., Herder,

1895. Głównie str. 93 i nast.

8 Czuje to dobrze sam Scheeben: „Man wird sehen — pow iada on —

dass diese Idee m it allem, was die Kirche und. die bew ahrtern Theologen

(13)

oprzeć pewnemu zdziwieniu, dlaczego dawniejsi teolodzy na myśl tę nie wpadli, a przynajmniej należycie jej nie wyzyskali.

W obec tego, źe najnowsze naw et podręczniki dogmatyczne, zajmujące się zresztą wyczerpująco całokształtem katolickiej nauki o sakramentach, nic o tłumaczeniu Scheebena nie w spo­

m in a ją 1, zdaje nam się, źe spopularyzowanie, bardziej szczegó­

łowe rozwinięcie i teologiczne uzasadnienie jego myśli, wraz z uwzględnieniem pewnych możliwych przeciw niej zarzutów, będzie tu na miejscu i na czasie.

W ywodom naszym brakowałoby niezbędnej podstawy, gdybyśm y — w głównych przynajmniej z a r y s a c h — nie dali od­

powiedzi n a pytanie: co to je s t mistyczne ciało Chrystusowe, i ja k a treść ściśle dogm atyczna w tem pojęciu się mieści.

Od tego więc zacząć musimy.

iiber den C harakter lehren, ubereinstim m t u n d sogar dieses alles e rst recht in harm onische Verbindung b rin g t“. Mysterien, str. 518.

1 O ileśmy zauważyli, jed e n tylko Gihr, a u to r bardzo oczytany i skąd­

inąd niezwykle obszernie i szczegółowo streszczający głosy katolickiej nauki o sakram entach, zaledwo w paru wierszach narzuca dodatkowo i epizody­

cznie myśl, o którą nam tu chodzi; wcale jej jed n ak nie rozwija, ani nawet nie akcentuje dostatecznie. Por. Die hi. Sacram., t. i, § 17, str. 119.

1 0 - -

(14)

Pojęcie m istycznego ciała Chrystusowego bierze się czasem za jed n o z treścią katolickiego dogmatu o „obcowaniu czyli wspólności Świętych W tern znaczeniu używa niekiedy tej nazw y n aw et św. Augustyn, a za nim niektórzy z dawniejszych scholastyków. T ak pojęte mistyczne ciało Chrystusa oznacza społeczność wszystkich dusz, uświęconych nadprzyrodzonym i darami łask i cnót, a przez to samo zjednoczonych z Chrystusem i w Chrystusie, przez Chrystusa zaś z Bogiem, niewidzialnymi tylko, czysto w ew nętrznym i i duchowymi węzłami. Taka olbrzy­

mia duchowa społeczność istnieje bez w ątpienia i stanowi od­

rębny, wielki te m a t teologicznego b a d a n ia ł. W tej społeczności pod Chrystusem, głową i pierworodnym wszelkiego stworzenia, łączą się w je d n ą żywą, duchową całość, niezależnie od wszel­

kich granic miejsca i czasu, wszystkie istoty stworzone i rozu­

mne, nadprzyrodzonem życiem żyjące: a więc ludzie i aniołowie, Święci tak Nowego ja k i Starego Zakonu, mieszkańcy nieba i w ybrani na ziemi i dusze w czyścu cierpiące. Poniew aż to związek duchowy — zbyteczne są w nim spójnie i węzły organi- zacyi zew nętrznej; ponieważ to związek świętych — wykluczeni są z niego grzesznicy i potępieni.

Nie ulega je d n a k wątpliwości, źe takie pojęcie mistycznego c i a ł a Chrystusowego nie dość odpowiada bezpośredniem u i ści­

ślejszemu znaczeniu tej nazwy. Gdzie je s t mowa o ciele, czyli o r g a n i z m i e , choćby tylko m o raln y m , tam w pierwszym rzędzie ma się n a myśli jakąś w i d z i a l n ą łączność i spoistość

1 Ks. M. M orawskiego: „Świętych Obcowanie4*, część I, str. 20 i 299'

(15)

12

jego części składowych; tam chce się zaakcentować jakieś z e ­ w n ę t r z n e łączniki i węzły, od których, jako od niezbędnych warunków, sama w ew nętrzna jedność zależy. I dlatego, jak trafnie podnoszą teo lo g o w ieł, nazwa mistycznego ciała Chry­

stusowego w dalszem tylko i bardziej rozszerzonem znaczeniu stosowaną być może do dogm atu o „obcowaniu Św iętych“ — w znaczeniu bezpośredniem , więcej zatem właściwem, oznacza ona zawsze w teologii organizm w i d z i a l n e g o Kościoła Chrystusowego n a z i e m i .

Pojęcie Kościoła, jako ciała Chrystusowego, nie je s t dowol­

nym i nieco może w ybujałym — ja k się czasem przypuszcza — wynalazkiem scholastyki, czy też mistyki: katolicka n au k a wzięła je w formie gotowej bezpośrednio z pierwszych źródeł O bja­

wienia. Św. Paw eł, który głębsze i bardziej tajem nicze strony dogm atu o Kościele najobszerniej i najjaśniej z pisarzy n a ­ tchnionych wyłożył, raz po raz w listach swoich tę myśl pod­

nosi i n a różne sposoby obrabia, że wszyscy wierni, którzy tu na ziemi jeszcze pielgrzymują, i wszystkie kościelne urzędy, którym ci wierni podlegają, i sam wreszcie Chrystus, n a p ra ­ wicy Ojca siedzący, którem u służą i żyją — to łącznie jedno wielkie ciało moralne, je d e n zbiorowy, żywy organizm, którego Chrystus je s t głową.

Oto niektóre z tych miejsc:

„Bóg, P an a naszego Jez u sa Chrystusa o jc i e c ... wszystko poddał pod nogi jego, a jego dał głową nad wszystkim Kościo­

łem, który je s t ciałem je g o w 8.

„Jako ciało jedno je s t a członków ma wiele, a wszystkie członki ciała, choć ich wiele jest, wszakże są jed n em ciałem:

takżeć i C h r y s tu s ... W y jesteście ciałem Chrystusow em u *

„Nigdy żaden ciała swego nie miał w nienawiści, ale je wychowywa i ogrzewa, ja k o i Chrystus Kościół: bo jesteśm y członkami ciała jego; z ciała je g o i z kości je g o “ *.

1 Lingens, Innere Schónheit, str. 82.

* L ist do Efez., i, 17, 22, 23.

3 L ist 1. do K o r , xn, 12, 27.

* L ist do Efez., v, 29, 30.

(16)

„ J e d e n B óg i Ojciec w sz y stk ic h ... dał niektóre Apostoły, a niektóre P ro ro k i, a drugie Ewanielisty, a inne pasterze i do- k to ry ku wykonaniu ś w ię ty c h ..., ku budow aniu ciała C hrystu­

sowego..., żebyśm y rośli w nim we wszystkiem, k tó ry je s t głowa Chrystus; z którego wszystko ciało, złożone i spojone przez wszystkie stawy... podług miary każdego członka czyni pom no­

ż e n i e . . . ku zbudowaniu samego siebieu \

W po d ob n y sposób w yraża się św. Paw eł na wielu innych jeszcze m ie js c a c h 2.

Nie może ulegać wątpliwości, źe nazwa ciała, nadana ko­

ścielnej społeczności wiernych, je s t przenośnią. W tych jed n ak tekstach Apostoła, na które się powołujemy, nie m ożna jej uw a­

żać za zw ykłą przenośnię stylistyczną, je d n ę z tych, jakich się często używ a li tylko dla ozdoby lub większej wyrazistości mowy, dla oddania myśli oderwanych w formie naszem u po­

znaniu bliższej i pochwytniejszej. P rzenośnia św. Paw ła ma 0 wiele głębsze znaczenie. J e s t to je d n a z tych doktrynalnych, że ta k powiem, przenośni, któremi niejednokrotnie posługuje się Pismo św. dla odsłonięcia nam samej treści i istoty tych prawd objawionych, które przechodząc zupełnie zakres wiedzy ludzkiej, pojęciami właściwemi w sposób nam zrozumiały oddane być nie mogą. Są to ta k zwane a n a l o g i e biblijne. Między tak ą

analogią a rzeczą, k tó rą m a wyrażać, zachodzi o wiele głębsze 1 znacznie dalej idące podobieństwo, niż to byw a w zakresie

zw ykłych naszych przenośni i porównań; tego rodzaju bowiem analogie biblijne — nie dla upiększenia rzeczy, ale w celu po­

uczenia nas o praw dach objawionych podaje nam sam P a n Bóg, który przenikając zarówno istotę tajemnic, ja k i naturę naszego poznania, takich z pewnością przenośni i pojęć analo­

gicznych dobiera, które są zdolne najlepiej, o ile to być może, u p rzy stęp n ić nam treść Objawienia.

Źe o ta k ą analogię chodzi i w naszym wypadku, wątpić

13 —

1 L is t do Efez., rv, 6—16.

* L is t do Uzym., x n , 4, 5 — do Koloss., i, 18; II, 19; i i i , 15 — do Efez.,

V, 23, 31 — 1. do Kor.. x, 17 i t. d.

(17)

ni© można wobeo tego, źe św. Paw eł nazwę ciała Chrystusowego nadaje Kościołowi ustawicznie, nieomal stale, i z jakim ś w yją­

tkowym akcentuje j ą naciskiem — czego nikt nie czyni przy prostych tylko przenośniach czy porównaniach. Co więcej, A po­

stoł tę ulubioną analogię rozbiera raz po raz bardzo dokładnie, poszczególnym częściom ludzkiego organizmu przeciwstawia różne urzędy i czynności kościelne, z praw i właściwości tegoż organizmu wysnuwa konkluzye dogm atyczne o stosunku w zaje­

m nym Chrystusa i Kościoła, wnioskuje o prawach i obowiązkach wiernych... i t. d. \ Nie m ożna zatem wątpić, źe ludzki organizm, jego jedność i układ, jego stosunki i odnośnie, praw a je g o życia i rozwoju chce nam podać ja k o źródło i norm ę poznania tego

drugiego organizmu, jak im je s t Kościół Chrystusowy n a ziemi.

Nazwa zatem „mistycznego ciała C hrystusow ego4*, to — ja k widzimy — ściśle dogm atyczna formuła, k tó rą teolog nie tylko

może, ale i powinien analizować dokładnie i rozbierać dość szczegółowo, choć oczywiście do pewnych tylko granic, wska­

zanych w yraźną różnicą, ja k a między jednym a drugim organi- zmem zachodzi.

Powie kto może, źe treść i znaczenie tej dogmatycznej formuły bez głębszego rozbioru dostatecznie j e s t znane; wszy­

stkie bowiem związki ludzkie, nieco ściślej zespolone i rządzone, nazywam y raz po raz, naw et w mowie potocznej, ciałami zbio- rowemi lub moralnymi organizmami, i wszyscy doskonale rozu­

miemy tę nazwę, do tego stopnia, źe ju ż prawie zatraciła cechę przenośni.

U w aga byłaby słuszną, gdyby św. Paw eł nazw ę ciała czyli organizm u stosował do Kościoła w tem samem znaczeniu, w j a ­ kiem my j ą do związków czysto ludzkich stosujemy. T ak jed n ak nie jest. Dość rzucić okiem — nieco tylko uważniej — na przy­

toczone powyżej tek sty św. Pawła, aby się przekonać, źe inną jakąś, o wiele ściślejszą spójnię i jedność głowy z członkami

m a on na myśli, kiedy mówi o m istycznem i tajem niczem ciele _ 14 -

1 Por. L ist 1. do Kor. x u — do Rzym. x i i — do Kolos, i i i — do Efez.

xv i V i t. d.

(18)

Kościoła Chrystusowego. Czytelnika musi od razu uderzyć, źe Apostoł nie tylko nazywa Kościół ciałem, a Chrystusa P an a głową tego ciała, ale nadto cały Kościół nazyw a w prost c i a ł e m C h r y s t u s o w e m . W iernych nie tylko mieni być członkami Kościoła, ale także c z ł o n k a m i C h r y s t u s a — czemś zatem ja k b y organicznie przynależnem do samej Boskiej je g o osoby.

Chrystus te członki uważa za swoje, pieści je i ogrzewa, ja k własne ciało; oni są z krwi je g o i kości je g o ; są je d n ą z Chry­

stusem ju ry d y c z n ą osobą, tak, że naw et nazwani być m ogą własnem Chrystusa imieniem. „Jako ciało jed n o jest, a członków m a wiele, a wszystkie członki ciała, choć ich wiele jest, wszakże są jednem ciałem — t a k ź e ć i C h r y s t u s 4* 1.

K iedy mówimy o innych związkach ludzkich, nasuwają nam się co m om ent wyrażenia przenośne o głowie, czyli rządzie tych związków, o ich członkach, o ich organizmie lub ciele moralnem — ale nikomu z nas przez myśl nie przejdzie, żeby np. państwo i je g o obywateli nazwać ciałem króla, wojsko or­

ganizmem dowódcy, poddanych czy żołnierzy członkami króla lub wodza, kością z jego kości i krwią z krwi jego. Nie pozwala nam na to pewien zdrowy in sty n k t językow y, n a dnie którego kryje się zawsze wiele ścisłej filozofii. Czujemy po prostu, że do tego rodzaju wyrażeń, które koniecznie nasunąć m uszą myśl

o jakiejś bardzo blizkiej i bezpośredniej łączności między człon­

kami a głową, brakuje nam w naturze czysto ludzkich związków dostatecznej podstawy.

Na czemźe tedy polegać będzie ta niezwykła łączność głow y i członków, ja k ą widocznie ciągle m a na myśli Apostoł, ilekroć mówi o Chrystusow em ciele Kościoła?

Chcąc j ą bliżej określić, zwrócić się trzeba do tego, co stanowi p u n k t wyjścia i oparcia analogii Apostolskiej — do naszego ludzkiego ciała — i zapytać: ja k ie to w arunki w ytw a­

rz a ją tę ży w o tn ą w niem jedność, tę przynależność w zajem ną głow y i członków, to przedziw ne zespolenie ducha z m atery ą —

15 —

* L ist 1 do Kor., X II, 12

(19)

innemi słowy, jakie dane składają się n a to, źe o pewnej, ściśle określonej m ateryi, prawdziwie mogę mówić jako o własnem żywem ciele, jako o własnych mych członkach?

To przede wszy stkiem, źe się czuję tego ciała i tych człon­

ków je d n ą wspólną siłą ożywczą. Mam i muszę mieć świado­

mość, źe pierw iastek życia, k tó ry tkwi we m nie—owszem, zlewa się ze m ną i identyfikuje — przenika i podtrzym uje całą m ateryę ciała mego i wszystkie z osobna jej części; muszę czuć, źe j a sam, osobiście, czynnie, bezpośrednio dosięgam żyw otnym w pły­

wem do wszystkich członków i kom órek organizm u, stanowiąc w te n sposób pierwiastek życia każdej z nich.

To je d n a k nie wystarcza. T en czynnik ożywczy, k tó ry tkwi we mnie i ze mnie wypływa, jeśli m a razem z ciałem dzielić wspólność indyw idualnego istnienia, musi być nadto zam knięty w swoim bycie i działaniu w arunkam i i granicam i tegoż ciała, i skutkiem tego, jeśli nie w samej istocie swojej, to przynaj­

mniej faktycznie od niego zależeć. Innem i słowy, cały jego wpływ ożywczy obracać się musi n a gruncie organizmu, w je g o obrębie i z pew nem z jego strony współdziałaniem.

Tam jedynie, gdzie spotykam y tak ą obustronną zależność i wzajemne dopełnianie się niewidomego czynnika, k tó ry ożywia, i widomego, który je s t ożywiany, może być m owa o ścisłej jedności organicznej; tam dopiero m am y do czynienia z żywą

istotą złożoną, której widome części składowe, choć w sobie różne, tw orzą je d n a k ścisłą i jednolitą całość, pod wpływem zamkniętej w ich łonie wspólnej siły życiowej, to je s t duszy, która wszystko w swem niejako ręku dzierży, wszystko w sobie kojarzy i spaja — a k tó rą mowa ludzka zwykła sobie uzmysło- wiać pod nazwą i obrazem głowy, jak o najw ybitniejszego n a zew nątrz siedliska tej niewidzialnej siły życiowej.

Otóż twierdzimy, źe podobna jedność i wspólność życiowa, n a takim samym mniej więcej stosunku członków i głowy oparta,

m a miejsce i w tej świętej społeczności kościelnej, k tó rą nazy­

wamy m istycznem ciałem Chrystusa.

Chrystus Bóg-Człowiek je s t i będzie zawsze, aż do końca wieków, głow ą tego ciała. I to nietylko w tem słabem i odległem

16 —

(20)

17

znaczeniu, w ja k ie m król np. je s t głow ą państwa, wpływając n a je g o życie polityczne wpływem wyłącznie moralnym, czy to

przez własne akty swej władzy, czy to przez urzędy i instytucye, sobie podległe, k tó ry m członkowie państw ow ego organizmu, w rzeczach do dobra całości należących, winni ulegać. W p ra ­ wdzie i taką głowę m a Kościół, ale je s t nią nie Chrystus, lecz papież. Chrystus, niewidzialna głowa ciała kościelnego, je s t duchem ożywczym Kościoła, w ścisłem, choć tylko mistycznem te g o słowa znaczeniu. Jakkolw iek niewidomie, nie mniej przeto prawdziwie w ywiera on ciągły w pływ żyw otny na wszystkie członki Kościoła, wlewając w nie i ciągle w nich podtrzymując własnem swem, t. j. osobistem i bezpośredniem działaniem to wszystko, co samą treść i istotę nadprzyrodzonego życia tych członków i tego ciała stanowi.

O życiu Kościoła mówi się i myśli nieraz w ten sam mniej więcej sposób, ja k o życiu społecznem narodów, lub politycznem

państw. U p atru je się to życie w czysto zew nętrznych je g o prze­

j a w a c h — a więc: w rozw oju praw i instytucyi kościelnych, w ró- żnorodnem działaniu władzy duchownej, w rosnącym raz po raz wpływie katolickiej nauki, w podejmowaniu coraz to nowych dzieł przez Kościół... i t. d. Takie pojęcie życia Kościoła, gdyby było wyłącznem, b y ło b y tem samem błędnem. Najgłębsza istota tego życia, którą n a dnie wszystkich urządzeń i działalności Kościoła każe nam widzieć wiara, je s t czemś zupełnie szcze- gólnem i nigdzie zresztą w ludzkich związkach nie spotykanem;

czemś bardzo realnem i rzeczywistem, chociaż niewidzialnem, tajem niczem i n ad p rz y ro d zo n e m — je s t to szereg ciągłych prze­

mian w duszach przez stopniowe ich przetwarzanie n a wzór i modłę Bożą.

T ak określone życie Kościoła zasadza się n a różnych czyn­

nikach nadprzyrodzonych, głównie n a łasce uświęcającej, która, j a k g d y b y druga, now a natura, wlaną byw a wraz z pokrewnymi sobie darami do każdej z osobna duszy. P rzez tę łaskę staje się człowiek, ja k mówi Pismo św., nowem stworzeniem; przez n ią rodzi się B ogu do całkiem nowego i nieznanego sobie

dotychczas życia. — Otóż to ożywianie i przeobrażanie dusz

M IS T Y C Z N E CIAŁO. 2

(21)

18

naszych przez łaskę odbywać się nie może bez czynnego i bez­

pośredniego współudziału Chrystusa. Jeśli się nieraz mówi, że Chrystus po dziś dzień rządzi Kościołem, nie m ożna tęgo zdania ta k rozumieć, ja k g d y b y w każdym akcie rządów kościelnych konieczną była osobista, choć niewidzialna interw encya i współ­

działanie Chrystusa. Również kiedy mówimy, że Chrystus je s t nauczycielem Kościoła, do usprawiedliwienia tej nazwy, w wielu przynajmniej wypadkach, wystarcza fakt, że Chrystus kiedyś przed wiekami osobiście nauczał, a potem ustanow ił swoich zastępców, k tó rzy dalej Boską je g o n aukę w je g o duchu i imie­

niu przedkładają. K iedy je d n a k mówimy, że Chrystus uświęca i ożywia Kościół — zdanie to ma zupełnie inne znaczenie. Nie może się ono odnosić do działalności samych tylko zastępców Chrystusa P a n a w jego arcykapłańskim urzędzie, t. j. do bisk u­

pów i kapłanów Nowego Zakonu; dary bowiem łaski przez samego tylko Boga wlane do duszy być mogą. K apłan, żywe narzędzie Boga-Uświęciciela, spełnia zew nętrzny tylko obrządek sakramentalny, do którego z woli Bożej łaska uświęcająca j e s t przywiązana; niewidome namaszczenie i przeobrażenie dusz sp ra ­ wia bezpośrednio mocą swą Bożą najwyższy A rcykapłan No­

wego przymierza, Chrystus Zbawiciel nasz, Bóg i Człowiek w jednej osobie. On w tajem niczy sposób udziela się każdej z osobna duszy, i przenikając j ą jakiem ś prom ieniowaniem swej Bożej świętości, tem samem uświęca j ą i czyni uczestniczką wyższego, Bożego p o r z ą d k u — owszem samej Bożej natury, ja k śmiało i bez wahania wyraża się św. P io tr A p o s to ł1.

Oto je d e n z sposobów tego osobistego i bezpośredniego oddziaływania Chrystusa na Kościół i je g o członki, o którego

wykazanie nam tu chodzi.

Nie brak i innych. W szystkie te dary nadprzyrodzone, które, ja k powiedzieliśmy, ożywiają, przeobrażają i do wyższego porządku podnoszą dusze nasze, zależne są nietylko od Boga, jako sprawcy i dawcy ich, ale też i od wysług Chrystusa, ja k o

Odkupiciela rodzaju ludzkiego. Ilekroć zatem dary łaski z rąk

■ i1 1 ■ ■ - ■

1 2 list, i, 4.

(22)

Bożych n a Kościół i na dusze wiernych spływają, spływają zawsze mocą działania zasług Chrystusowych. A dzieje się to nietylko w tern znaczeniu, źe te zasługi kiedyś w przeszłości były zebrane i raz za wszystkich ludzi Bogu zaofiarowane, a B óg przy rozdawnictwie łask o tej wysłudze i ofierze p a m ię ta — ale w znaczeniu o wiele głębszem i źywszem, w którem się zawiera nowy sposób, a zarazem nowy dla nas dowód osobistego i ciągle czynnego współudziału Chrystusa w życiu i rozwoju Kościoła. Chrystus mianowicie w charakterze kapłana i ofiar- nika, który, jako pouczyło nas Objawienie, zachowuje na wieki, ofiarę raz na K alw aryi złożoną i wszystkie przez nią zebrane zasługi przedkłada ciągle Ojcu Niebieskiemu, na którego p ra ­ wicy siedzi, jako wiecznie żywy m otyw miłosierdzia i łaski nad Kościołem, jako dosadny wyraz i wymowny głos „pokropienia

krwi, lepiej mówiącej niźli A blow au 1.

To Chrystusowe wstawiennictwo nie je s t wprawdzie ściśle wziętą ofiarą niebieską, ja k mylnie utrzym uje paru nowszych te o lo g ó w 2; Chrystus bowiem, wedle w yraźnych słów św. Paw ła

„wszedł... do nieba, aby się okazował' przed oblicznością Bożą za nami, a nie iżby często ofiarował samego siebieu 3 — je s t je d n a k pew nem realnem, wiecznie trw ającem uprzytomnieniem

ofiary raz złożonej, skoro ten sam Baranek, który cierpiał nie­

gdyś na krzyżu, i ten sam zarazem ofiarni k, który tam ofiaro­

wał, stoi ciągle w je d n e j i tej samej osobie przed stolicą Bożą i przedstaw ia swoje zasługi dla zbawienia i uświęcenia naszego.

Oto słowa samego Pism a św. o tem ciągłem wstawiennic­

twie niebieskiem Chrystusa, wiecznego A rcykapłana naszego:

„Takiego m am y najwyższego K apłana, k tó ry usiadł na prawicy stolice wielmożności n a niebiesiechu. — nNie wszedł do świątyni, rę k ą uczynionej... ale do samego nieba, aby się teraz

okazował przed oblicznością Bożą za n am i“. — „W iekuiste ma

19

1 L ist do Żyd., xii, 24.

* Głównie Thalhofer i Zill; obszerniej zbija ich zdanie Chr. Pesch:

Praelectiones dogmaticae, tom IV, nr. 549.

* L ist do Żyd., ix, 24, 2&, 26; por. VII, 27.

L L 2*

(23)

20

kapłaństwo, przetoź i zbawić n a wieki może przystępujące przez niegoź do Boga, zawsze żywiąc, aby się wstawiał za nam iu ł.

Idźm y dalej. D ary łaski, uświęcającej i ożywiającej dusze nasze, płyną nietylko z wysług Chrystusowych i z jego na p ra ­ wicy ojcowskiej wstawiennictwa — wogóle zależą one jeszcze i od administracyi sakram entów na ziemi. W szechmoc Boża, która sama je d n a je s t sprawczą przyczyną łaski, i Chrystus Od­

kupiciel, który przemawiając do tej W szechmocy głosem swych zasług, je s t tem samem przyczyną tejże łaski moralną, nie dzia­

łają, w zwykłych przynajm niej wypadkach, ta k długo, dopokąd tu n a ziemi nad duszą ludzką, do przyjęcia łaski sposobną i go­

tow ą, nie u jrz ą jednego z siedmiu znaków sakramentalnych.

Otóż i w tych naw et ziemskich, sakram entalnych znakach znowu osobiście, choć w inny nieco sposób, współczynnym je s t

Chrystus Pan. W edle katolickiej nauki wszystkie główne i istotne czynności sakram entalne są w rozumieniu moralnem czynno­

ściami samego Chrystusa. A w tej nauce kościelnej nie ta tylko myśl je s t zawarta, źe sakram enta administrować m ogą jedynie ci ludzie, którym Chrystus dał na to władzę — ale ta przede- wszystkiem, że ilekroć ci ludzie spełniają sakram entalne czyn­

ności, tylekroć przestają być samymi tylko urzędnikam i Chry­

stusowymi, a stają się „drugim niejako Chrystusem", w znacze­

niu moralnem i prawnem. Na czas bowiem trw ania akcyi sakra­

mentalnej przywdziew ają oni Chrystusową osobę do tego sto­

pnia, źe ich czynności wobec nieba i ziemi Chrystusowi samemu przyczytane być muszą, i w nadprzyrodzonym porządku taką samą mają wagę i znaczenie, ja k gdyby przez niego fizycznie i własnoręcznie spełnione były. „On jest, który chrzci w Duchu świętym — pisze św. A ugustyn — i nie przestał chrzcić, ja k Pe- tylian powiada, ale czyni to ciągle; nie posługą ciała, lecz nie- widomem działaniem M ajestatu4* *.

Gdziekolwiek więc po świecie woda chrztu spływa na głowy wiernych, gdziekolwiek krzyźmem namaszcza się czoła,

1 L ist d o ż y d . , v i n , 1 — IX , 2 4 — V II, 2 4 , 25.

* Contra litt. PetU., 1. 3 , c. 4 9 , n r . 5 9 . Mign©, t. x l i i i , k o l , 379.

(24)

lub inne obrzędy sakram entalne się spełnia, tam wszędzie w wi­

domym znaku, ręką ludzką czynionym, widzi Bóg czynność samego Chrystusa, k tó ry ciągle niejako się mnoży w tysiącach i w setkach tysięcy swoich przedstawicieli, i chrzci przez ich ręce, bierzmuje, konsekruje, namaszcza... stanowiąc w wszystkich ty c h akcyach je d n ą z nimi moralną osobę.

Owszem nie brak teologów, którzy s ą d z ą 1 — a przeciw tem u mniemaniu nie można podnieść żadnego teologicznego za­

rzutu — źe przy każdorazowej administracyi sakramentów C hry­

stus P an, siedzący na prawicy Ojca, współdziała jeszcze żywiej i czynniej; ma on bowiem, ja k utrzym ują ci autorzy, każdą

czynność sakram entalną spełnianą tu na ziemi w jego imieniu, aprobować niejako i za swą własną uznawać wyraźnym i za każdym razem odrębnym aktem swej woli. W tem przypuszcze­

niu znaki sakram entalne byłyby tylko widomym wyrazem ciągle czynnego aktu woli Chrystusowej; byłyby uświęcającem n arz ę ­ dziem, nie tylko kiedyś puszczonem, że tak powiem, w ruch przez Chrystusa i obdarzonem zdolnością dalszego, nieprzerw a­

nego funkcyonowania, ale ciągle i ustawicznie poruszanem i ja k b y w ruch wprawianem — widomie ludzką ręką i wolą C hrystuso­

wych zastępców na ziemi; nie widomie Boską ręką i wolą sa­

m ego Chrystusa.

Id źm y jeszcze dalej. Rozdaw nictw o łask Bożych, jeśli nie w całej rozciągłości — ja k mniemali, nie bez pewnego może prawdopodobieństwa, niektórzy z teologów 2 — to przynajmniej w bardzo znacznej części, zależy jeszcze i od ofiary Mszy św., którą w myśl soboru Trydenckiego 8 pojąć trzeba, jako ofiarną aplikacyę zasług na krzyżu zebranych, ciągle ponaw ianą n a ziemi w obrębie widzialnego Kościoła i do aktualnych jego potrzeb zastosowaną.

I oto znowu w tej ofierze ołtarza Chrystus P an dla uświę­

cenia i zbawienia naszego osobiście w ystępuje i działa, jużto

1 Między innym i S te n tru p : Soterologia, t. II, str. 609, 670.

2 Głównie Oswald, i Thalhofer. Zwalcza icli Sasse, tom i, str. 568.

5 Sess. xxn, cap. 1., Denz. nr. 816.

— 21

(25)

jako żywy i dobrowolny przedm iot tej ofiary, ju źto jako speł­

niający j ą Arcykapłan, w jedn ej i tej samej osobie. Chociaż bowiem widzialną ofiarę eucharystyczną zastępca Chrystusowy odprawia, to je d n a k ró w n o c z e śn ie — ja k głosi katolicka n auka — przez ręce ziemskiego kapłana ofiaruje się B ogu Ojcu sam C hry­

stus, sposobem wprawdzie niewidzialnym i bezkrwawym, n ie­

mniej jed n ak prawdziwym i rzeczywistym. Msza św. zatem je s t znowu bezpośrednią akcyą samego Chrystusa; je s t nowem, źy- wotnem jeg o tętnem w organizmie Kościoła. Przez nią Chrystus, źródło naszego życia, je s t raz po raz pomiędzy nami i rzeczy­

wiście obecny i najprawdziwiej czynny, a to w nowy i cudowny sposób: bo choć i tu niewidomie działa na dusze nasze z ołta­

rzy, na których się odbywa najświętsza ofiara, j e s t je d n a k na tych ołtarzach widoczny dla nas i dotykalny za pośrednictwem eucharystycznych postaci, pod którem i się — ja k mówi Sobór T r y d e n c k i1 — prawdziwie, realnie i substancyalnie, z duszą i cia­

łem. z Bóstwem i człowieczeństwem ukrywa.

A ta czynna i przez eucharystyczne obsłony widoma jego obecność wpośród ziemskiego Kościoła nie ogranicza się do samej tylko Ofiary Ołtarza. W szedłszy raz w czasie Mszy św.

pod sakram entalne spowicie chleba. nie opuszcza ju ż tych wi­

domych i dotykalnych postaci tak długo, ja k długo trwają, i każe się pod niemi przechowywać w Kościele na niezliczo­

nych miejscach, tak źe go m am y ciągle ju ż obecnego pomiędzy nami, obecnego równie realnie i substancyalnie, z Boską i ludzką n a tu rą , ja k we Mszy św., a obecnego wszędzie nieomal, gdzie tylko zechcemy. Niema ta k drobnej cząstki w owczarni Chrystu­

sowej, niema w kościelnym organizmie tak drobnej komórki, gdzieby nikłe światełko lampki, płonącej dniem i nocą przed tabernaculum, nie świadczyło o tej ustawicznej obecności i taje- mniczem działaniu Boga-Człowieka.

Zda się, źe odwieczna D obroć Boża, chcąc najściślejszymi węzłami łączności skojarzyć dusze ludzkie z ich Odkupicielem i Życiem-Chrystusem, wyczerpała wszystkie możliwe sposoby

*22

1 Sess. X III, cap. 1., Denz. n r . 763

(26)

i formy, jakim i Bóg-Człowiek j e s t w stanie zespolić się z swojem stworzeniem, złożonem z ciała i duszy. D la wytw orzenia tej prze­

dziwnej i takiej ścisłej jedności nie wystarczał ju ż ani Chry­

stus historyczny, który żył i działał dla tych ludzi przed X I X wiekami; ani też Chrystus żywy wprawdzie i ciągle dla nich czynny, ale albo daleko gdzieś w niebie na Ojcowskiej prawicy,

albo jeśli z blizka Bożą swą mocą obecny, to przecież niewi­

dzialny, i przez to właśnie naturze i poczuciu ludzkiemu za mało blizki i za mało uchw ytny. Owszem, nie wystarczał n a w e t i Chry­

stus widomy pod postaciami, ale tylko w czasie Mszy św. zstę­

pujący n a ołtarze — trz e b a było aź takiej obecności, któraby, Chrystusa, rozm nożonego pod osłoną Hosfcyi prawie w nieskoń­

czoność po wszystkich częściach ciała kościelnego, ciągle i usta­

wicznie utrzym yw ała pomiędzy nami, ja k o nadprzyrodzone źró­

dło życia, widzialnie bijące w Kościele bez żadnej ju ż zgoła przerwy.

Zdawałoby się, że to ju ż chyba dosyć, mieć Gro ciągle obe­

cnego i ciągle czynnego po świątyniach i po ołtarzach naszych;

mieć do Niego wolny zawsze przystęp; owszem, mieć nawet możność m ateryalnego w pewnem znaczeniu k o n tak tu z Nim, skoro pod tajem niczą obsłoną chleba daje się nam widzieć oczym a i rękoma dotykać i przenosić z miejsca n a miejsce —

ale m y wiemy, że to jeszcze nie wszystko. Chrystus euchary­

styczny nie tylko je s t ciągle obecny w obrębie swego Kościoła — On nadto w eucharystycznej Kom unii daje się Kościołowi na pokarm. Do wiernych dusz, które będąc członkami Kościoła,

chcą żyć zarazem pełnią jego życia, nie tylko wpływ ożywczy Chrystusa niewidomie dochodzi, nie tylko skutki i owoce jego w ysług — nadprzyrodzone dary łaski: udziela im się fizycznie i bezpośrednio sama przyczyna tego wpływu, sam dawca i sprawca tych łask, a udziela w sposób niepojęcie cudowny, do wymagań n atu ry ludzkiej przedziwnie przystosowany, kryjąc pełnię Bó­

stw a pod powłoką ludzkiej swojej natury, a ludzką swą naturę, p rzy b y tek tającego się w niej B óstw a, osłaniając postaciami chleba i wina, a przez te wreszcie postacie, widomą osłonę tak Bóstw a ja k człowieczeństwa, jednocząc się z nami fizycznie

— 23

(27)

i ja k b y w jedno zlewając, drogą najściślejszego w zakresie naszej n atu ry zespolenia, ja k ą j e s t pożywanie.

Czyż trzeb a dodaw ać, ja k czynną, ja k życiodajną, ja k w błogie skutki obfitą... je s t ta realna i substancyalna obecność Boga-Człowieka w Kościele, oparta na takiem ścisłem i takiem

żywem J e g o zespoleniu z duszami, naw et z ciałami członków Kościoła! Jeżeli wszystkie sakram enta są cudownemi strugami, przez które do dusz naszych spływa tak hojnie życie łaski, lub jego pomnożenie, to ileż więcej odnosić się to musi do Eucha- rystyi, przez której pożywanie samo źródło wszelkiego życia nadprzyrodzonego w łonie naszem bić poczyna. „Chleb Boży jest, który z nieba zstąpił i dawa ż y w o t św iatuu — powiada

o Komunii sam C h r y s tu s 1. „Jana je s t chleb ż y w o t a — dodaje parę wierszy dalej — jeślibyście nie jedli ciała Syna Człowie­

czego i nie pili krwie jego, nie będziecie mieć ż y w o t a w sobieu *.

K tóż wypowie, ileto nadprzyrodzonych łask, ile sił i bla­

sk ó w ... z tego eucharystycznego źródła wytryska! J a k te n Chry­

stus, nakształt pokarm u przyjęty, zespalać się musi z nam i i nas zespalać z Bogiem, w sposób tak niepojęcie ścisły i cudowny, że wszelka myśl ustaje! J a k on musi przesiąkać i stopniowo p rz e ­ tw arzać i przebóstwiać te dusze, które Go w sobie godnie i m i­

łośnie noszą; ja k wiecznie odmładnia, uświęca i opromienia ten Kościół, w którego żyw y skład te dusze wchodzą; ja k umie n a­

w et do wyższego, nadprzyrodzonego życia dostrajać i podatnem i czynić te skazitelne ciała, w których one dusze m ie s z k a ją ...

Głębsze wyjaśnienie tajem nic tego życia — życia Chrystusa w duszach naszych, a dusz naszych w nim; życia, którego kul­

m inacyjnym punktem i najściślejszym zarazem węzłem j e s t eu­

charystyczna K om unia — leży już poza polem tej pracy. W k ra ­ cza ono w te wysokie, niebotyczne sfery, gdzie teologia prze­

chodzi w m istykę, a dokąd się zapuszczać nie m am y ani od­

wagi, ani zresztą potrzeby. Odpowiednio do celu naszej pracy, dość nam było narzucić grubsze tylko ko ntu ry tych kwestyi,

1 Ewang. św. Jan a , vi, 33.

* Tamże vr, 48, -53.

— 24 —

(28)

- 25

któreśm y tu poruszyli, aby dostarczyć teologicznego dowodu, ja k wogóle głęboką i pełną treści j e s t analogia św. P aw ła o C hry­

stusie-Głowie Kościoła, mało niestety znana poza kołem zawo­

dowych teologów; aby też w szczególności wykazać, ja k tra- fnem było twierdzenie, że Chrystus sam, osobiście, czynnie i b ez­

pośrednio je s t siłą ożywczą całego Kościoła i wszystkich je g o członków, wlewając w ich dusze życie nadprzyrodzone łaski, i ciągłem a wielorakiem działaniem pomnażając to życie i pod­

trzym ując K

To miał być pierwszy, ja k mówiliśmy, w arunek żywotnej jedności organicznej w mistycznem ciele Chrystusowem.

Ale niezbędnym j e s t jeszcze drugi.

1 Pojęcie rzeczy, zupełnie identyczne z tem, cośmy mówili dotych­

czas, odnaleźć m ożna w tym treściwym schemacie F ranzelina: „In his mi- nisteriis e t m ysteriis visibilibus C hristus i p s e suis m eritis, suaque d m n a virtute, e t in m ysterio principali etiam su b stan tialiter residet, suaeąue eccle-

siae unitur, e t in e a m ... vitam supem aturalem , nempe veritatem e t cari-

tatem , gratiam e t sanctificationem a c t i y e seu s e c u n d u m o p e r a t i o -

n e m diffundit, auget e t conservat in m ensuram uniuscuiusąue m em bri“ .

De Ecclesia, th. x v m , nr. ii. 3. a., pag. 313.

(29)

G dyby życie nadprzyrodzone wlewał i podtrzym yw ał w du­

szach swych wiernych Chrystus własnem w y ł ą c z n i e działa­

niem, niezależnie od wpływu i współdziałania Kościoła, byłby On dla nas i w tedy bez w ątpienia siłą ożywczą — ale ta siła nie tkw iłaby w samym organizmie kościelnym, lecz poza nim;

działałaby n a niego jedynie z zewnątrz, tak mniej więcej, jak w naturalnym porządku rzeczy Bóg-Stwórca, który, choć wlewa życie w martwe ciała swych stworzeń i ciągle je podtrzymuje, nie staje się je d n a k wewnętrznym pierwiastkiem ożywczym tych istot, które do życia powołał; albo ja k słońce, co pobudzając w zrost i wegetacyę roślin, nie je s t je d n a k w ew nętrzną siłą żyw otną samego organizmu rośliny, spojoną z nim w je d n ą żywą, razem współdziałającą całość.

Otóż Chrystus P a n — wedle tego, co w myśl nauki św. P a ­ wła zaznaczyliśmy na początku tej pracy — m a być w stosunku do Kościoła tak ą właśnie siłą żyw otną i organiczną, co bije

w samem w nętrzu kościelnego ustroju; co je g o granicami je s t zam kniętą, z jego bytem spojoną, od w arunków jego istnienia, rozw oju i współdziałania zależną.

Tak j e s t w istocie.

J a k b y t i cała działalność duszy naszej, chociaż ta dusza

z natury swej m ogłaby istnieć i działać niezawiśle od ciała,

faktycznie je d n a k je s t z tem ciałem sprzęgnięta i od niego

ciągle zależy — ta k mniej więcej rzecz się m a z Chrystusem

i Kościołem. Nadprzyrodzona, ożywcza moc, która w duszach

(30)

ludzkich życie łaski stw arza i zachowuje, m ogłaby bez kwestyi spływać na nas z rąk Bożych i wysług Chrystusow ych nieza­

leżnie od wszelkich widzialnych warunków i współczynników ziemskich: faktycznie je d n a k z woli Najwyższego, który taki obecnie ustanow ił porządek rzeczy, spływa — zwykłą p rzy n aj­

mniej drogą — nie inaczej, ja k tylko w obrębie widzialnego K o ­ ścioła, i nie inaczej, ja k tylko zależnie od pew nych tegoż K o ­ ścioła czynności i urządzeń. Takie jest, powtarzamy, z woli Bożej o g ó l n e i z w y c z a j n e prawo obecnego porządku rzeczy; czy zaś to prawo w pewnych w arunkach dopuszcza j a ­

kichś wyjątków , kiedy te w yjątki zachodzą, ja k im podlegają prawidłom; ja k ą w szczególności drogą i w ja k ic h okoliczno­

ściach dochodzi wiara i łaska do pogan lub heretyków, ży ją­

cych w dobrej wierze poza widomym organizm em Kościoła — tego tu roztrząsać nie mamy potrzeby. W niniejszej rozprawie chodzi nam tylko o tę zwyczajną, j a k mawiali Ojcowie, ekono­

mię Bożą, k tó ra wskazaną je s t obecnie rodzajowi ludzkiemu ja k o norm alna droga zbawienia, nie zaś o wyjątkowe drogi Opatrzności, którem i ona posługiwać się może, kiedy chce, przede- wszystkiem w nadzwyczajnych wypadkach.

Powiedzieliśmy, źe dusza ludzka, sprzęgnięta z ciałem, je s t tem samem granicam i teg o ż ciała w swojem działaniu zamkniętą.

Zaznaczam y atoli zaraz dla uniknięcia nieporozumień, źe tego zdania nie chcemy i nie możemy odnosić do każdej bez wy­

ją tk u działalności duszy, ale wyłącznie tylko do tej, którą na­

zwaliśmy o ż y w c z ą , która zatem na wlaniu życia w m artw ą m ateryę polega. Innych oddziaływań i wpływów n a zewnątrz nie odmawiamy ani duszy naszej, która tysiącznemi drogami sięga ciągle poza granice ciała, ani też duszy Kościoła, która rów nież poza obrębem widzialnego ustroju kościelnego roztacza nieraz szeroko swoje promienie, przyciągając nimi umysły i serca tych, co stoją z dala od mistycznego ciała Chrystusowego i ró­

żne jeszcze fazy przejść m uszą, nim się staną materyałem, jakokolw iek sposobnym, do żywej budowy Bożej 1.

1 P rzy taczam y tu trafne słow a H u rte ra : „Nisi Christus, Ecclesiae

caput. multiplici modo in eos, qui extra yisibilem Ecclesiae coetum sunt, II

(31)

28

Ale ja k dusza nasza, chociaż zdolna do wywierania prze­

różnych wpływów i skutków poza obrębem ciała, nie może j e ­ dnak wnosić ż y c i a w żadne inne części materyi, tylko w te, które ju ż weszły w skład organizmu i przyswojone przezeń zo­

stały; ja k dalej to życie do przyswojonej naw et przez orga­

nizm m ateryi nie dochodzi inaczej, ja k tylko za pośrednictwem i przy ciągłem współdziałaniu najróżnorodniejszych narządów, dróg i łączników, w skład organizmu wchodzących — tak i w pro­

cesie ożywczego uświęcania dusz naszych łaska poświęcająca i inne nadprzyrodzone dary — wedle tego ogólnego i zwyczaj- nego prawa, o którem była mowa powyżej — na tych tylko ludzi zstępują, którzy w jakiś, mniej lub więcej ścisły sposób weszli już w skład Kościoła, i nie inaczej zstępują, ja k tylko

przez pośredniczące i pomocnicze czynności innych ludzi, bę­

dących czyto ściśle wziętymi organam i Kościoła, czy też przy­

najm niej jakiemś chwilowo przybranem przez Kościół narzę­

dziem, w każdym je d n a k razie działających zawsze z ramienia i władzy Kościoła, w jego imię i po jeg o myśli.

Twierdzenie to nie je s t żadnym sztucznym i pracowicie skonstruow anym pomysłem:, opiera się ono na całym szeregu prawd, zawartych niewątpliwie w nauce katolickiej i powsze­

chnie zresztą znanych.

Żeby o najgłówniejsze tylko dowody potrącić, dość przy­

pomnieć naukę, zawsze w Kościele głoszoną, n a czwartym so­

borze Laterańskim uroczyście zdefiniowaną, a niedawno temu przypom inaną raz po raz z szczególnym naciskiem całemu chrześcijańskiemu społeczeństwu przez Piusa IX, że dla tych,

in flu e re t... eos vocaret, disponeret, aptosąue redderet, u t corpori suo my*

stico in se ra n tu r, sicut architectus lapidesjprius expolit, ąuibus ad ex- struendam domum u titu r — nullus adultorum Ecclesiae se a d iu n g e re t...

Quare Ecclesiae anim a non solum corpus Ecclesiae p e rm e a t... sed ulterius efłusa, eos qui adhuc ad m ateriam p ertin en t rem otam , invadit e t effingit, u t m ateries proxim a esse p o s s i n t ...“

„ I t a ... spiritus bonus alicuius coetus vel ordinis religiosi cor iuyenis invadit, allicit, a ttra h it; spiritus malus perversae cuiusdam factio n is...

copias au g et ex iis, quos prius inficit. Idem considera vel in anima hum anau.

H u rte r: Theol dogm. c o m p e n d tom I, nr. 231 (wyd. 10).

(32)

co świadomie i dobrowolnie żyją i um ierają poza jed n y m pra­

wdziwym Kościołem, niema żadnej zgoła nadziei zbawienia. Oto słowa głośnej allokucyi papieskiej z dnia 9 grudnia 1854 roku:

„W ierzyć należy, źe nikt poza Apostolskim, Rzymskim Kościo­

łem zbawiony być nie może; j e s t to je d y n y korab zbawienia — i kto nie wnijdzie do niego, te n zginie w wodach potopu" K

Dalszych dowodów dostarczyć nam mogą różne partye ka­

tolickiej nauki o sakram entach.

S akram en ta są, ja k wiadomo, zwyczajnymi środkami i jak b y narzędziami w ręku Bożym do uświęcania dusz. Albo wlewają życie łaski, albo je pom nażają i potęgują. Otóż te przedziwne narzędzia Boże — wedle tego, co ciągle głosili wiernym n aj­

starsi ju ż Ojcowie — to drogocenna spuścizna i ja k b y królewskie wiano, przekazane Kościołowi-Oblubienicy przez odchodzącego ze ziemi Oblubieńca*Chrystusa na jej wyłączną i niepodzielną

własność. Piętno przynależności do Kościoła jest od sakram en­

tów nieoddzielne; zachowują j e zawsze i wszędzie, gdziekolwiek i przez kogokolwiek, choćby poza Kościołem, ważnie admini­

strow ane bywają. H eretykom i odszczepieńcom, chełpiącym się z posiadania praw dziw ych sakramentów, wykazywał w dosa­

dnych wyrazach św. A ugustyn, ja k śmiesznem j e s t to ich prze­

chwalanie się obcą własnością, zagarniętą całkiem bezprawnie, drogą prostej grabieży i rab un k u z Chrystusowego Kościoła, zawsze zatem, naw et g d y j e s t w obcych rękach, należącą do tegoż Kościoła, jako do jedynego właściciela i pana.

W iadom o, źe wedle katolickiej nauki, większej części sa­

k ram entów nikt inny ważnie administrować nie może, tylko ten, k to otrzym ał konsekracyę kościelną na k ap łana lub biskupa.

Jeżeli katolicy w pew nych razach u znają ważność E ucharystyi, Bierzm owania, K apłań stw a u sek t heretyckich lub odszczepień- czych, to czynią to tylko dlatego, źe w tych oderwanych pseudo- kościołach biskupia i kapłańska ordynacya je s t w ażną, t. j. że ostatecznie daje się sprowadzić, ja k o do swego źródła, do kon-

sekracyi, danej kiedyś prawidłowo w obrębie i przez w ładzę

29

1 D enzinger: Enchiridion, nr. 1504

(33)

BO

prawdziwego Kościoła. Innem i słowy, musi być pewnem, źe biskupia i kapłańska władza, istniejąca w łonie sekty, wyszła początkowo z prawdziwego Kościoła, i źe następnie przecho­

dziła z pokolenia na pokolenie co do istoty rzeczy w ten sam sposób, w ja k i się je j udziela z Chrystusowego ustanowienia

w Kościele katolickim.

Nasuwa się tu trudność, źe konsekracya k ap łań sk a nie j e s t potrzebną do ważności wszystkich sakram entów ; owszem nie je s t wym aganem do tej ważności żadne szczególne ze strony Kościoła posłannictwo, ani naw et jakakolwiek, choćby najluźniejsza przy­

należność do niego. W szak sakram entu chrztu, k tó ry je s t przecie początkiem i podstawą całego życia nadprzyrodzonego, może wedle katolickiej nauki udzielić ważnie każdy, kto m a po tem u wolę, choćby to był Żyd, albo poganin, całkiem n aw et świa­

domie i dobrowolnie stojący poza Kościołem, i żadnym szcze­

gólnym ze strony Kościoła aktem do tej czynności nie um o­

cowany.

T ak je s t bez kwestyi. Ale pam iętać trzeb a i o innej, r ó ­ wnie wyraźnej katolickiej nauce, źe do ważności czy to chrztu,

czy któregokolwiek innego sakram entu niezbędnem je s t, aby te n , który spełnia obrzęd sakram entalny, chociaż może sam osobiście oddzielony j e s t od Kościoła, w tym je d n a k akcie, który spełnić zamierza, jednoczył się w pew nem rozum ieniu z Ko­

ściołem myślą i wolą. Musi on koniecznie, j a k mówi u tarta w teologii formuła, mieć intencyę, czyli szczerze chcieć „czynić to, co chce Chrystus i je g o K ościółu *, choćby zresztą w treść obrzędu, k tó ry ma spełnić, nie wierzył, albo jej n aw et dokładnie nie rozumiał.

D odajm y i to, źe chociaż chrzest, udzielony przez osoby, obce Kościołowi, w sposób określony powyżej, zawsze je s t ważnym, dozwolonym je d n a k nie jest, ja k tylko z konieczności,

1 „S aeram enta tribus perficiuntur, yidelicet: rebus tan ąu am materia, verbis tanąuam. forma, e t persona m inistri/.conferentis sacram entum , cum intentione faciendi, quod facit E cclesia: ąuorum si aliąuod desit, non per- ficitur sacram entum u. Sobór Florencki, Decr.pro Armenis (Denz., Enchiridion,

nr. 590).

Cytaty

Powiązane dokumenty

W

Dokładna analiza wskazała na obecność DNA kobiety (24–48% preparatu), chromosomu Y (zapewne płodu) i genomów bakterii: Staphylococcus saprophyticus (gronkowiec) (37–66%)

Zwróciłem jego uwagę na to, że wystarczy jedy- nie na początku dotknąć magnesu przewodem, a następ- nie można go odsunąć (tutaj pewna uwaga: nie należy utrzymywać

Considering process conditions and requirements, Pressure Swing Adsorption appears as a suitable technology for POG-purification. The fact that PSA operates most favorable at lower

[r]

Z tych właśnie trzech zjawisk wysnuło wielu egzegetów wniosek, że tekst pierwotny omawianego ustępu świętego Jana uległ w toku przepisywania pewnemu zniekształceniu,

Owocem badań w dziedzinie teologii pastoralnej jest artykuł na temat roli i znaczenia osób niepełnosprawnych we współczesnej rodzinie.. Czwarta część to różnorodna

A preliminary search of library and museum holdings in Poland, USA and Great Britain showed that only The Art Col- lection of University Library in Toruń and Victoria &amp;