• Nie Znaleziono Wyników

Baśka, Barbara, Barbarita : wygnanie w powojennej emigracyjnej prozie kobiecej

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Baśka, Barbara, Barbarita : wygnanie w powojennej emigracyjnej prozie kobiecej"

Copied!
21
0
0

Pełen tekst

(1)

Bożena Karwowska

Baśka, Barbara, Barbarita : wygnanie

w powojennej emigracyjnej prozie

kobiecej

Teksty Drugie : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 3 (111), 68-87

2008

(2)

Jo asi ija s o n o w i

Baśka, Barbara, B arb a rita ...

W yg n a n ie w p o w o je n n e j em igracyjnej

pro zie kobiecej

W swoim n ieom al już k anonicznym eseju Refleksje o wygnaniu E dw ard S aid 1 p odkreśla, że podstaw ow ą różnicą m iędzy odw iecznym m item „w ygnańca” a wy­ g n an iem jako zjaw iskiem X X w ieku jest skala tego fenom enu. W naszych czasach w ygnanie dotyczy bow iem nie tylko w ybranych jednostek (pisarzy, artystów czy intelektualistów ), ale staje się losem dużych gru p społecznych, często pozbaw io­ nych nie tylko w łasnego m iejsca, ale także „opow iadalnej h is to rii” . K om isja do Spraw U ciekinierów (ONZ) podaje, że 75-80% światowej p o p u la cji „m igrantów ” to kobiety i dzieci - czyli w łaśnie ludzie „pozbaw ieni opow iadalnej h is to rii” 2 . D la w ielu z n ic h osiedlenie w k ra ju w ygnania p o przedzone było tragicznym i dośw iad­ czeniam i wojny, u tra ty lu b p oniżenia, przem ocy, to rtu r czy gwałtów3 . N ie ulega w ątpliw ości, że w ygnańcze opowieści (czy wręcz historie) kobiet i m ężczyzn róż­ n ią się znacznie. M it w ygnańca - ciągle silnie obecny w k u ltu rz e i lite ra tu rz e - jest p rzede w szystkim efektem w izeru n k u zw iązanego z opow ieścią m ęską,

doty-E.W. Said Reflétions on E xile, w: tegoż Reflections on Exile and Other Essays, H arv ard U niv ersity Press, C am bridge 2002, s. 173-186.

Por. The World o f Refugee Women. Some Facts, „Women’s In te rn a tio n a l N etw ork N ew s”, W in te r 2003 vol. 29 ssue 1, s. 84.

Por. J. L an g er Introduction, do: Crossing the Border. Voices o f Refugee

and Exiled Women, ed. J. Langer, Five Leaves P ub licatio n s, N o ttin g h a m 2002,

s. 1-19. 1 2 00 «о 3

(3)

czy bow iem głów nie obszarów sfery społecznej (in te lek tu a ln e j), przyporządkow a­ nej w k u ltu rz e p atriarch a ln ej m ężczyźnie. I jakkolw iek kategoria w ygnania stoi u podstaw rozw ażań n a d tożsam ością konstruow aną, pły n n ą, a zatem w ychodzą­ cych n aprzeciw w spółczesnej, p ostkolonialnej wizj i człow ieka, badacze n ad al p o d ­ kreślają że w ygnańcze/em igracyjne dośw iadczenia ko b iet4 zbyt często są m a rg i­ nalizow ane lub po m ijan e m ilczen iem 5 .

Jak wygląda po/w ojenne w ygnanie6 , a raczej jego w izja literacka, opisanie p ro ­ blem ów em igracyjnych przez p isa rk i polskie, których utw ory często oparte były na osobistych przeżyciach? Jest ona z pew nością in n a niż in te le k tu aln y obraz wy­ gnania kreow any p rzez m ężczyzn (włączając w to postacie ta k istotne dla polskiej lite ra tu ry em igracyjnej, jak M iłosz czy G om brow icz)7, choć nie tylko ta inność jest tu te m atem w artym refleksji. In teresu jąc e jest naw et sam o zasygnalizow anie pola tem atów , charakteryzujących em igracyjną prozę kobiecą i „kobiece” p rze d ­ staw ienie problem ów , z jak im i na co dzień b o rykali się Polacy (kobiety i m ężczyź­ n i), których pow ojenne losy ro zrzuciły po świecie. N ie wyjątkowe jed n o stk i tw ór­ cze poszukujące tożsam ości8 w kosm opolitycznej trad y cji „w ygnańca”, nie p isa­ rze, którzy „skoncentrow ani są na sobie, gdyż p rzede w szystkim dbają o w łasny rozw ój”9 , z n a tu ry swojej w yjątkow i i kapryśni, ale w łaśnie kobiety, których gen- derow e ko n stru k cje budow ane są wokół fu n k cji m a tk i, a zatem zapew nienia cią­ głości (rodzenia i wychowywania dzieci).

We w stępie do swojej wydanej w 1994 ro k u wpływowej antologii Altogether E l­

sewhere'10 M arc R obinson w interesujący sposób podzielił okres p o bytu w ygnańca

4 Por. H. G h orashi When the Boundaries are Blurred, „E u ro p ean Jo u rn a l o f W om en’s S tu d ies” A u gustus 2005 vol. 12 issue 3, s. 363. D. Kay The Polities o f Gender in Exile, „Sociology” F e b ru a r 88 vol. 22 issue 1, s. 1-21.

5 Rodzące się zainteresow anie dotyczy głównie kobiet-w ygnańców i u ciekinierów z krajów tzw. Trzeciego Św iata w o statn ic h d ekadach ubiegłego w ieku. W zw iązku z tym prace krytyczne pośw ięcone sytuacji k obiet na em igracji m ają ograniczone zastosow anie do prezentow anego tu m ateriału.

6 T em atem rozw ażań są pisarki, które tw orzyły na em igracji b ezpośrednio po zakończeniu d rugiej w ojny światowej. G enerację tę nazyw am po/w o jen n ą em igracją dla zaznaczenia istotności dośw iadczenia w ojennego jako tożsam otw órczego.

7 O ew olucji kategorii w ygnania pisałam w arty k u le Kategoria wygnania

w anglojęzycznych dyskursach krytycznoliterackich, w: Pisarz na emigracji. Mitologie, style, strategie przetrwania, red. H. Gosk, A.S. Kowalczyk, D om W ydaw niczy E lipsa,

W arszaw a 2005, s. 79-95.

8 K o n strukcji tożsam ości postm igracyjnej pośw ięciłam Tożsamośćpostmigracyjna -

przypadek (między innymi) Czesława M iłosza, „Przegląd H u m a n isty czn y ” 2005

n r 4, s. 1-12.

9 J. F a n g e r Introduction, s. 15.

Altogether Elsewhere. Writers on Exile, ed. by M. R obinson, Faber and Faber, ^

(4)

(pisarza) za g ra n ic ą 11. Złożony proces, jakim jest w ygnanie (czy em igracja), opi­ sał jako etapy określające p rze m ian y tożsam ości, któ re w skrócie m ożna określić jako p rzem ian ę „em ig ran ta” w „ im ig ra n ta ”. Jed n ak Jenifer L an g er12 zauw aża, że tru d n ie j jest stosować kategorie w ynikające z ta k ich podziałów w sto su n k u do p i­ sarstwa kobiet niż do tw órczości m ężczyzn. T łum aczyć to m oże tradycyjne w k u l­ tu rze Z achodu ro zgraniczanie terytoriów - m ęskiej sfery „ p u b licz n ej” i kobiecej p rze strzen i „dom ow ej”, któ re rządzą się in n y m i p raw am i, i nakierow anie z a in te ­ resow ania krytycznego w łaśnie na w ygnańczą opowieść m ęską. W iele k ategorii zw iązanych z „e ta p am i” w ygnania po p ro stu nie pasuje do dom owej, pryw atnej perspektyw y, nie pozw ala na opis procesów następujących w e/im igranckiej ro ­ dzinie, a tym sam ym spycha ją w krytyczny niebyt. Z resztą naw et w tek stach „wy­ gnańczych” pisanych przez k o b ie ty 13 perspektyw a domowa - jako „p ryw atna” - często nie była postrzegana jako istotna i au to rk i prezentow ały się p rzede wszyst­ kim jako p isarze-intelektualiści, a zatem w ram ach m ęsko nacechow anej p rze strze­ n i p u blicznej. W p rzy p a d k u om aw ianej tu polskiej lite ra tu ry em igracyjnej posta- ciam i-n a rrato ra m i utworów pisanych przez kobiety nie są je dnostki w ybitne (twór­ cze), w yjątkowe, skoncentrow ane na działalności w p rze strzen i p ubliczn ej, ale tzw. zw ykli ludzie pokazan i p rzede w szystkim w p rze strzen i dom owej, pryw atnej.

Z auw ażm y przy okazji, że „dom ow y” ch a rak te r polskiej em igracyjnej prozy kobiecej tłum aczyć m oże m iędzy in n y m i fakt, że w Polsce, głów nie z pow odu d łu ­ giego okresu b ra k u państw ow ości, sfery pryw atna i pub liczn a uform ow ały się w in ­ ny niż na Z achodzie, sw oisty sposób. Jak zauw aża M ałgorzata F idelis, m iejsce (M atki?) P olki definiow ane było p rzed e w szystkim przez jej fu nkcje narodow e (a zatem społeczne), a idee p o d ziału genderow ego zachodniej middle class nie m ia ­ ły w iększego w pływ u na społeczeństw o p o lsk ie14. O ile m odel w ik to riań sk i zakła­

11 Pierwsza faza to u stalenie, jakiego rodzaju w ygnania się dośw iadcza i w ytw orzenie tożsam ości em igracyjnej. D ru g a to okres d efiniow ania nowej sytuacji, form ow ania i w yboru lojalności w sto su n k u do k u ltu r wyjścia i przybycia. W trzeciej fazie tw órcy przech o d zą p rzez okres zw ątpienia, sam otności, a w ytyczone przez nich zad an ia w ydają im się zbyt ciężkie, codzienność z dala od znanych m iejsc zbyt tru d n a i beznadziejna. Faza czw arta to odnajdow anie dom u (w sensie w łasnej tożsam ości) w języku - bądź to ojczystym , bądź nabytym w nowym k raju. N astęp n a faza to powolne godzenie się z rzeczyw istością. Faza o sta tn ia łączy się też

z p ytaniem , czy m ożliw y jest pow rót, który czasem staje się dozw olony

ad m in istracy jn ie. W ygnanie staje się bow iem czasem d ru g ą n atu rą, uniem ożliw ia „zakorzenienie się”, pow roty są zaś często źródłem rozczarow ań.

12 J. L an g er Introduction.

13 A ntologia M. R obinsona - złożona z tekstów „k an o n iczn y ch ” - zaw iera prace m .in. M ary M cC arthy, M ary A n tin , M a rin y Cw ietajew ej, H a n n a h A ren d t, M adam e de Staël, H ilde D o m in i Ewy H offm an.

14 M. F idelis „Participation in the Creative Work o f the N ation”. Polish Women Intellectuals

in the Cultural Construction o f Female Gender Roles, 1864-1890, „Jo u rn al o f W om en’s

(5)

dał, że kobieta w dom u wywiera dzięki „kochającej opiece” i „poradom m o ra l­ n y m ” w pływ na m ężczyznę, i w te n sposób rów nież oddziałuje na zarezerw ow aną dla m ężczyzn sferę społeczną, w Polsce obie sfery - p u b lic zn ą i dom ową - łączyło w spólne zaangażow anie w spraw ę narodow ą. Co więcej,

[n]iezależne państw o byio identyfikow ane z ży c ie m rodzinnym , działalność polityczna byia często prow adzona w d om u i obejm ow ała rów nież kobiety. W E u ro p ie Z achodniej obie sfery były rozłączne, ale w spierały się w zajem nie: państw ow a opieka nad sferą p ry ­ w atną służyła zachow aniu społecznego i ekonom icznego porządku b urżuazyjnego. W Pol­ sce, w o d ró żn ien iu , św iat publiczny, kontrolow any przez w rogi rząd, był w idziany jako obcy, podczas gdy sfera pryw atna była źródłem wolności i niepodległości [...] P olski dom był państw em sam w sobie, tw ierdzą opo ru przeciw politycznej i kulturow ej d om inacji rozbiorców. W ysokie uzn an ie dla roli kobiet jako m atek i pań d om u m iało im p lik acje przekraczaj ące znaczenia literackie; [...] kobiety zarządzały duchow ą P olską w d o m u .15

Tak więc dla Polek, także - a m oże szczególnie - na em igracji, „dom ” stanow ił te ry to riu m skupiające w sobie zarówno sferę pryw atną, jak i społeczną.

Choć w edług R obinsona w pierw szym okresie dla w ygnańca istotne jest okre­ ślanie, jakiego rod zaju w ygnania dośw iadcza, refleksje na te n tem at n ie stanow ią charakterystycznej te m aty k i kobiecej prozy. D ecyzje pozostania poza k rajem wy­ dają się n ieom al bezrefleksyjne, a jeśli naw et pojaw iają się w tek stach literackich, to głów nie jako problem , o którym m yślą (i decydują) m ężczyźni. Z perspektyw y p rozy kobiecej wydawać się m oże, że polscy em ig ran ci p o /w o je n n i są w sensie w yboru p rze strzen i n ieom al pozbaw ieni podm iotow ości i jedynie podlegają wy­ darzeniom polityczno-historycznym , które przenoszą ich z m iejsca na m iejsce, przy czym „uprzed m io to w ien ie” kobiet w iązać się m oże nie tylko z ich p atria rc h a ln y m p o dporządkow aniem m ężczyźnie (jego h isto rii i decyzjom ), ale rów nież z reakcją na przejścia w ojenne.

K rytycy zajm ujący się kobiecym i św iadectw am i literac k im i w ygnania p o d k re­ ślają, że e /im ig ra c ję p o p rz e d z a ją przew ażn ie tra u m a ty c z n e w yd arzen ia, k tó re w pływ ają w znaczący sposób na sytuację (również rodzinną) k o b ie t16. 1 choć pol­ ska lite ra tu ra w ydaje się w zasadzie odgraniczać od siebie tem atykę w ojenno-oku­ pacyjną i em igracyjną, proza kobiet przyw ołuje n ie jed n o k ro tn ie dośw iadczenia w cześniejsze, poniew aż m ają one wpływ na sytuację b o h aterek literackich. Teresa, n a rra to rk a cyklu pow ieści Gringa Ja n in y Surynow ej-W yczółkow skiej17, przeżyła zbiorow y gwałt; m ąż p a n i D ubielow ej - jednej z b o h aterek Pogranicza Ja n in y Ko­ w alskiej - „gdzieś się zaw ieruszył w Sowieckim S ojuzie” 18 - te przykłady p ok azu ­ ją n ajb ard ziej typow e z dośw iadczeń.

15 Tam że, s. 110.

16 J. L anger Introduction.

17 J. Surynow a-W yczółkowska Gringa, Polska F un d a cja K u ltu raln a, L ondyn 1968.

(6)

T raum atyczne dośw iadczenia w ydają się jednak dla pokolenia em igracji p o / w ojennej no rm ą (tem atem sam ym w sobie ciekawym , po ru szan y m często, ale zbyt w ażkim , aby traktow ać go tylko „u bocznie”, a m oże rów nież przyw ołującym zbyt ciężkie w spom nienia?), stąd znaczący staje się dla b ohaterów pow ieści w łaśnie ich brak. Teresa, n arrato rk a Gringi, p rzekłada b ra k dośw iadczeń na „nie-dorosłość”, k iedy pisze o swoim narzeczonym : „M iałam zawsze w rażenie, że jest ode m nie m łodszy. M łodszy o całą w ojnę i ciężkie przeżycia. O n n igdy nie cierpiał. N a pew ­ no, mój Boże, n igdy nie był g łodny” 19 . W Tristanie 46 M a rii Kuncewiczowej ty tu ­ łowy bohater, którego m atka spędziła okres okupacji w A nglii, podczas gdy on obciążony był dośw iadczeniam i w arszaw skim i, zauważa: „Cóż to znaczy m atka i syn, jak te lata u niej były inne i u m n ie in n e ”20. K ilka stron później dodaje:

żebym ja n apraw dę m iai tak ą m iodą m atkę, to sobie nie w yobrażałem . [...] Pow stała ku p a tru d n o ści. G dyby ona była stara, gdyby m iała b iu st jak m aterac, może bym się popłakał, w ygadał, w ykłócił i bym o siadł przy niej jak zw yczajny syn. A ta k to się tylko n apuszyłem i albo eleg an ta odstaw iam , albo uciekam od n iej.21

Przeżycia w ojenno-okupacyjne sprawiały, że kobiety d orastały i starzały się szyb­ ciej niż ich żyjące w bezpieczeństw ie rów ieśniczki. N ieprzypadkow o też przyw o­ łałam tu o pinie m łodej dziew czyny o narzeczonym i dziecka o m atce, gdyż w łaś­ n ie sfera ro d zin n a jest te ry to riu m , po k tórym p isa rk i po ru szają się najczęściej i najspraw niej. W sytuacji w ygnania b o h a te rk i prozy kobiecej - niezależnie od b agażu dośw iadczeń - sta ra ją się p rzede w szystkim odbudow ać swoje domowe te ­ ry to riu m , zajm ując w n im tradycyjne pozycje żony i m atk i. I to niezależnie od geograficznego te ry to riu m , na jakim się znalazły.

E m igracyjna proza kobieca jako geograficzne tery to ria „em igracji” pokazuje p rzede w szystkim Anglię, A m erykę Południow ą (Argentynę) i S tany Zjednoczone (co nie oznacza, że nie pojaw iają się inne kraje, jak F rancja czy K anada). A nglia to okres „ p io n iersk i” . W spom inając po la tac h Ja n in a Kowalska, pisała:

Były to w czesne pow ojenne lata, gdy z w ojennego uchodźctw a przed zierzg n ęliśm y się w em ig ran tó w politycznych niew racających do k raju z w łasnego w yboru - okres obozów i hosteli, o których nasze cokolw iek m łodsze pokolenia, urodzone i wychow ane w A nglii, słu ch ają d ziś jak o żelaznym w ilku; od daw na jesteśm y tu zadom ow ieni i staliśm y się ogólnie zaakceptow aną częścią krajobrazu. N ajb ard ziej naw et ksenofobicznem u A nglo- sasowi nie przyszłoby do głowy w ykrzykiw ać - jak było pow szechne w tam tych latach -

Poles go homel22

Sytuację Polaków w A nglii w ta m ty m okresie porów nuje p isa rk a z późniejszym podejściem do inn y ch m niejszości narodow ych (a w łaściwie rasow ych), dodając:

19 J. Surynow a-W yczółkow ska Gringa, s. 95.

20 M. K uncew iczowa Tristan 46, C zytelnik, W arszaw a 1968, s. 67.

21 Tam że, s. 73.

(7)

N asze ówczesne m iejsce u d o iu d ra b in y społecznej od daw na zajęli kolorow i i onże kse­ nofob, p am iętający daw ne lata, a teraz zakneblow any ustaw ą o harm o n ijn y m w spółżyciu ras, nie odw aży się zalecać czarnym i b ru n a tn y m przybyszom , aby sobie poszli precz. Przy p o m n ijm y m u, że ongiś wzywał do tego nas, b ąd ź co b ąd ź na oko m aio różniących się od tubylców, a w estchnie s m ę tn ie ...23

S tosunek do Polaków jako „niższej” g ru p y narodow ościowej pojaw ia się rów nież w utw orach, których akcja toczy się w USA. W „ in telek tu a ln ie zorientow anej opo­ w ieści w ygnańczej” polscy em igranci często sam i w spierali swój p o litycznie zo­ rientow any obraz, a w iązało się to - szczególnie w USA - z b rak ie m poczucia w ię­ zi z ro d ak am i, z niew ykształconą przedw ojenną em igracją zarobkow ą24. N acisk na w aru n k i polityczne pozw alał now ym em ig ran to m na zam ianę tożsam ości n a ro ­ dowej na tożsam ość em igracyjną, na w łączenie się do gru p y społecznej, która jak­ kolw iek n ad al w idziana była jako „ In n i”, to m iała bez porów nania wyższy status społeczny na Zachodzie niż em igracyjne narodow ościowe diaspory. Jed n ak opo­ wieść „kobieca” nie odgranicza polskiej em igracji zarobkow ej, a raczej w idzi ją jako „pionierów ” borykających się z podstaw ow ym i pro b lem am i, jako poprzed n ie pokolenie. Jak opisała D an u ta M ostw in - starsza, „chłopska”, em igracja spotkała się z irla n d zk im i im ig ra n tam i, którzy traktow ali Polaków z góry. Tym sam ym „in­ n ość” nowych em igrantów w idziana jest nie tylko w o d n ie sie n iu do Am erykanów, ale też do „in n y ch ” im ig ran ck ich d iaspor (głównie Irlandczyków ). W opow iada­ n iu Stryjcio z Am eryki25 tru d n y m zadaniem okazuje się naw et znalezienie m iesz­ kania:

Z ach o d zili tylko do dom ów w yglądających skrom nie i kieru jąc się w ystaw ioną w o knie lub p rzy b itą na drzw iach kartką: „Room for re n t”. O tw ierały zwykle kobiety. Aż dziw ile byio tych starszaw ych kobiet, wysokich, kanciastych o spojrzeniu św idrująco-badaw czym . - W here are you from? - pytaiy. Polaks? N o, no, - cofały się zam ykając drzw i. C h o lera - p rzek lin ał tow arzysz K ram arza - cholera, stara w iedźm a A jriszka!26

N aw et kiedy w k ońcu dzięki pom ocy kolegi udało im się w ynająć pokój u jego m a tk i, w ejście do dom u nie było łatwe:

N ie użyła obraźliw ego „P olaks” tylko n o rm aln e i właściwe określenie: „Pools”. Potem tłum aczyła coś diugo towarzyszowi K ram arza, śm iejąc się i gestykulując. [...] W re z u lta ­ cie tej rozm ow y K ram arz i jego kolega zdjęli z siebie caią b ieliznę i sp alili ją uroczyście na podw órku. Potem w k o m órce-graciarni p rzeb rali się w nowe kalesony kup io n e przez b ra ta Peggy i do p iero w tedy w olno im byio przekroczyć próg d o m u .27

23 Tamże.

24 Por. H. S tep h an Introduction. The L ast Exiles, w: Living in Translation. Polish Writers in

America, red. H. S tep h an , R odopi, A m ste rd am -N ew York 2003.

25 D. M ostw in „Stryjcio z A m eryki”, K u ltu ra (Paryż) 1959 n r 5 (139), s. 61-88.

26 Tam że, s. 69.

(8)

„N ow a”, p o /w ojenna fala im ig ran tó w przyjeżdżających do A m eryki, rów nież n ie była przyjm ow ana z otw artym i rękam i. Choć USA - w o d ró żn ien iu od A nglii - dla polskich em igrantów były w yborem , krajem , do którego p rzyjeżdżali z wy­ b o ru własnego, a nie tylko „n iesien i falą historycznych w ydarzeń”, rzeczywistość, jaka na n ic h czekała na nowym k ontynencie, daleka była od m arzeń. Przede wszyst­ k im jednak przybysze nie m ie li poczucia, że dokonyw ali w yboru, a raczej, że byli do m ig ra cji zm uszeni. W iśniew ski, b o h a te r opow iadania D a n u ty M ostwinowej

Córki, ta k m yśli o „swojej” decyzji:

W iśniew ska wzdychała: D o Am eryki! G dzie m ieli w racać? D o Polski? D o gruzów? W i­ d ział sam przecież jak dom się palił, w aliły ściany. Stali oboje, patrzy li na ginące m iesz­ kanie. [...] N ie m iał odw agi wrócić. To już los decydow ał o w szystkim , pch ał go naprzód. N ajp ierw pieszo w tłu m ie rozbitków pow stańczych, potem pociągam i na zachód [...] M iał wracać, gdy sta m tąd uciekali ludzie? [...] Co robić? [...] T ęsknota czy obawa? N iezdecy­ dow anie? [...] nie chcę, aby m oje dzieci m iały przechodzić przez podobne okropności. K ręciły się koło niego dwie roześm iane frygi. K arm ił je i odziew ał. O d g rad zał od d aw n e­ go i z daw nym związywał. - E m ig ru jm y do A m eryki - zachęcała W iśniew ska.28

Praca, jaką m ogli dostać nowi em igranci, nie zawsze odpow iadała ich am bicjom , p la n o m i eu ro p ejsk iem u (dokładniej: polskiem u, uzyskanem u w przedw ojennej Polsce lu b w A nglii) w ykształceniu. P okazuje to w w ielu swoich opow iadaniach - szczególnie w yczulona na pro b lem w ykształcenia w śród am erykańskiej Polonii - D an u ta M ostw in29 . U jaw nia się tu przy okazji rów nież różnica pom iędzy P olaka­ m i i A m erykanam i w podejściu do k ształcenia i pracy zawodowej kobiet. W iśniew ­ ski, którego ro dzinie drogę do A m eryki utorow ała córka, w spom ina z goryczą:

Pojechała do A m eryki sam a, ksiądz L ipkę m ów ił na stu d ia i co? N a służącą poszła za 30 dolarów na m iesiąc. G dybym w iedział, to bym jej n igdy nie puścił. I jeszcze - rozrzew nił się - z tego oszczędzała i nam paczki przysyłała do N iem iec i na drogę nam u c iu łała.30

P rzyjeżdżając z Polski w odw iedziny do córki, W anda W ernerow a, jedna z postaci opow iadania Dwanaście lat31, rów nież nie m oże zrozum ieć, dlaczego Ewa, jej cór­ ka, zam iast pracow ać zawodowo (realizując m odel polski) zajm uje się dom em i wy­ chow uje czworo dzieci (a zatem realizuj e powoj enny kobiecy m odel am ery k ań sk i). K łopoty ze znalezien iem p racy nie są jed n ak pro b lem em nacechow anym gen- derowo. W ernerow a n ie bardzo rozum ie sytuację w ygnańców, co pozw ala autorce na p o kazanie „typow ych” em igracyjnych bolączek:

In ży n ier [...] u śm iech n ął się sm utno. [...] Z m ien iłem się - pow iedział - i czuć m nie „ szry m p am i”.

28 D. M ostw in Córki, „ K u ltu ra ” (Paryż) 1962 n r 7 (177)-8 (178), s. 64.

29 Por. D. M ostw in Trzecia wartość, R edakcja W ydaw nictw K atolickiego U niw ersytetu L ubelskiego, L u b lin 1985.

30 D. M ostw in Córki, s. 65.

(9)

- „S zry m p am i”?

- Ja zaraz p an i w ytłum aczę. Mój znajom y założył tu tak ą przetw órnię m ałych racz- ków-shrimps. Pom agam m u. Pracuję dosłow nie w lodówce, obieram „szrym py”. [...]

- N ie p racu je pan jako inżynier?

S pojrzał na n ią z pobłażliw ym uśm iechem .32

M ostw inow a często p rzypom ina, że ci, któ ry m udało się znaleźć m iejsce w swoim zaw odzie, nie zawsze kw apili się do w yciągnięcia pom ocnej ręki now ym przyby­ szom. Jak profesor X, postać opow iadania Pierwszy krok33 :

- Poznaję. Czym mogę służyć? Potem rozłożył ręce.

- N ie m am żadnych m ożliwości, każdy próbuje sam. [...]

- N o, idź już prędzej - w ydaw ał się mówić - nie w idzisz, że tam to m inęło? Czy są­ dzisz, że polski E dy n b u rg i N ow y Jo rk pokryw ają się na m apie?

- N iech p an i próbuje! - odezw ał się.

Życzliw y uśm iech, bezradne rozłożenie ram ion. Ż adnej rad y ani w skazów ki.34

In n y m przy k ład em jest Sławek, absolw ent bostońskiego uniw ersytetu, k tó ry p o d ­ czas odw iedzin u państw a Ż uław skich w ich „lanczenecie” (jadłodajni) myśli: „L u­ b ię tych lu d z i [...], ale przecież nie m ogę im pom óc. Pomóc? N ie p o trze b u ją p o ­ mocy. To oni pow inni m nie pom óc. R ep rezen tu ję ich na wyższych szczeblach spo­ łecznych”35 . Jedyne, co ich łączy, to zwykłe zrozum ienie, jakie rodzi się pom iędzy kobietam i, że nie każdy m a w aru n k i do „wydobycia się” poprzez uzyskanie wy­ kształcenia. I k iedy Sławek pyta Bogę:

- A ty? N ie m yślisz o k ończeniu studiów?

Bogę porywa złość. Z ara z się zacznie. Z araz wszyscy przeciw ko niej. O jciec powie: no przegapiła. Trzeba się było uczyć, jak m ogła...

- N ie wszyscy m ogą kończyć stu d ia - ra tu je ją niespodziew anie d o k to r M łodecka - w idzi pan, doktorze, że pom aga rodzicom . B ledziutka p a n i...

Boga czuje w oczach łzy w dzięczności i upokorzenia. - Z d z ie ćm i... - b ro n i się nieśm iało [...]

Oczy d o k to r M łodeckiej w szerokiej białej tw arzy w ęd ru ją za Bogą. W ydaje się m ó ­ wić: Ale m ęczą tę b ied n ą d ziew czynę... I Bodze bardzo jest p rz y je m n ie ...36

Zw róćm y uwagę, że w ykształcenie wyższe nie jest w świecie opisyw anym przez em igracyjną prozę kobiecą zarezerw ow ane dla m ężczyzn, choć w okresie pow o­ jennym naw et w ykształcone A m erykanki po w yjściu za m ąż przew ażnie nie p ra ­

32 Tam że, s. 91.

33 D. M ostw in Pierwszy krok, tam że, s. 146-156.

34 Tam że, s. 148.

35 D. M ostw in „Lanczeneta”przy A lei Północnej, „ K u ltu ra ” (Paryż) 1959 n r 12 (146), s. 56.

(10)

cowały zawodowo. Przy tym rów nież ro dzina (a szczególnie dzieci) są przeszkodą nie tylko dla kobiet, ale rów nież dla m ężczyzn - jak choćby m ęża Bogi, A ndrzeja - w u zyskaniu am erykańskiego w ykształcenia. W podanych p rzykładach, jak zresz­ tą rów nież w w ielu innych tekstach, w ykształcenie uniw ersyteckie w iąże się z m oż­ liw ością społecznego aw ansu poprzez pracę zawodową i jest w artością, do której k ulturow o dostęp k obiety m ają na rów ni z m ężczyznam i, choć w realiach em igra­ cyjnych niezw ykle tru d n ą do osiągnięcia. D odajm y tu , że w o d ró żn ien iu od ich zachodnio eu ro p ejsk ich koleżanek, P olki - zdaniem M ałgorzaty F idelis - od lat 80. X IX w ieku w idziały edukację jako isto tn y elem ent działalności nie tylko dla dobra w łasnego, ale i całego społeczeństw a. W polskich w aru n k ach historycznych edukacja córek w idziana też była jako najlepsze „w iano”, a zarazem przygotow a­ nie do roli p ań dom u. W ystarczy przyw ołać tu przy k ład M a rii Skłodow skiej-C u- rie, aby móc dodać, że nau k a nie stanow iła „przeszkody” w m ałżeństw ie i m acie­ rzyństw ie.

N iezależnie od w ykształcenia i am bicji, niezo rien to w an i now i polscy przyby­ sze w am erykańskich m ia sta ch często znajdow ali m iejsce w d zielnicach b iednych i „kolorow ych”, skąd tru d n o było się w ydostać - jak b ohaterow ie opow iadania

„Lanczeneta” przy Alei Północnej D a n u ty M ostwin:

W rzuciło ich tu po prostu. Ż uław ski d o sta ł n ajp ie rw pracę jako nocny kasjer. Pieniądze oszczędzone w A nglii to p n ia ły i trzeba byio n aty ch m iast je ulokować. M yśleli o zabez­ pieczeniu k a p ita łu i o skrom nym chociażby dochodzie. N ie znali się na niczym , m iasto w ydawało się obce, św iat w rogi, ludzie n ieprzystępni. Ż uław ska u m iała gotować, k u pili więc restau rację przy Alei Północnej i ju ż ... u grzęźli.37

Zw róćm y przy okazji uwagę, że decyzja otw arcia resta u racji budow ana była na „dom ow ych” um iejętnościach kobiety.

O taczający polskich im igrantów świat am erykański zaskakiw ał ich swoim skom ­ plikow anym układem narodowościowo-rasowym , k tóry nie zawsze rozum ieli i który przew ażnie um iejscaw iał ich trochę tylko wyżej n iż „kolorow ych” - co też nie za­ wsze pojm ow ali. D la poszukującej p racy m łodej b o h aterk i Pierwszego kroku M o- stwinowej zetknięcie się z pro b lem em kolorow ych jest zaskoczeniem :

- A czy p an i zdaje sobie spraw ę - pow iedział - że to jest dzielnica mieszana? - spojrzał na m nie i b ad ai w yraz twarzy.

Ale ja nie w iedziałam , co to jest dzie ln ica m ieszana i dlatego w zrok mój nie odpow ie­ d ział mu.

- M am kolorow ych pacjentów - szepnął ze w stydem , jakby się tłum acząc - n iek tó ­ rzy ...

- To mi nie przeszkadza - przerw ałam .

N ie w iedziałam , że dotykam problem u. P odniosłam go lekko i bez onieśm ielenia. [...] S pojrzałam na tw arz lekarza i przestraszyłam się. N ie w ierzył m i.38

37 Tam że, s. 37.

(11)

Zauw ażm y, że dla w ielu Polaków em igracja była pierw szym b ezp o śred n im spo­ tk a n ie m z „kolorow ym i”, okazją do refleksji na tem at „innego” . N a rra t orka Pierw­

szego kroku opisuje to w następ u jący sposób:

Idąc ulicą, przyglądałam się m ijającym m nie M urzynom . N ie znam ich. C zy cierp ien ie ich jest in n e [...] A może oni m nie nien aw id zą za to, że jestem biała? Jakim napraw dę jest ten człow iek o błyszczącej skórze, gru b y ch w argach i oczach w ilgotnych i w y p u ­ kłych?39

M urzyni, bo do n ic h ogranicza się cały „kolorow y” świat A m eryki Północnej opi­ sany przez polskie au to rk i pow ojennej em igracji, przyw ołani są przede w szyst­ k im , aby pokazać am erykańską inność (brak rasizm u) Polaków n ieróżniących się p rzecież w yglądem od A m erykanów . Jed n o cześn ie refleksja n a d „ M u rz y n am i” uśw iadam ia w spółczesnem u czytelnikow i naiw ność now ych em igrantów i ich ko­ lon ialn e m yślen ie40. Co ciekawe, in n y obraz Polaka (też jako „innego”), p rze d sta­ wia dopiero w um iejscow ionej w A rgentynie Grindze Ja n in a Surynowa-Wyczółkow- ska. W iąże się to bez w ątp ien ia z „ró żnieniem się na oko od tubylców ”, by po słu ­ żyć się raz jeszcze frazą Ja n in y Kow alskiej, a dokładniej - jaśniejszym kolorem skóry, poniew aż - dość typowo dla społeczeństw a kolonialnego - „każdy należący do elity chce wybielić swoje potom stw o i żeni się z kobietą o białej skórze”41. Dodać tu trzeba, że b o h aterk a książki jest w łaśnie m łodą, niezam ężną córką dość zam oż­ nego ojca. Jej cielesna inność połączona jest jednak rów nież z innością kulturow ą, z zachow aniam i odbiegającym i od n o rm w ytyczonych dla zam ężnych kobiet przez latynoską k u ltu rę . Prow adzić to m u si do k o n flik tu z kob ietam i w k raju , gdzie - jak m ów i po la tac h Teresa - „wdowy nie w ychodzą ponow nie za m ąż” . N aw et n a j­ bliższa przyjaciółka, niezależna tw órczyni artystycznych kilim ów, nie p o trafi zro­ zum ieć kulturow ej inności, k iedy oskarża Teresę o św iadom e uw odzenie mężczyzn:

U nas tańczy się tylko z w łasnym m ężem i chodzi się pod rękę tylko z w łasnym m ężem. Co w tobie siedzi? Co tobą k ieruje, kiedy ta k kokietujesz i uwodzisz? P rz ek lin am nieraz, patrząc na ciebie, ten twój czar i w dzięk, ten spryt, dow cip, tę elegancję, z k tó rą nosisz to swoje tan ie futerko i te spodnie na tych dłu g ich nogach.42

Słowa, włożone w usta argentyńskiej kobiety, stanow ią opis bliskiej Polkom ko ­ biecości, różniącej się przecież nie tylko od m o d e lu argentyńskiego, ale także angloam erykańskiego, co rów nież było pow odem w ielu nieporozum ień.

D la pokolenia p o/w ojennych em igrantek szczególnie istotne było m ałżeństw o. O pisując Crow ley (a w łaściwie angielskie hostele i obozy), Kowalska

charaktery-39 Tamże.

40 Por. E. Said Orientalism, V intage, N ew York 1979.

41 J. Surynow a-W yczółkow ska Gringa, s. 66.

42 1. Surynow a-W yczółkowska Jesień Gringi, Polska F un d acja K u ltu raln a, L ondyn 1976, s. 157.

(12)

żuje kobiety poprzez ich sta tu s m atrym onialny: są ta m m ężatk i (i m atk i), cztery p an n y na w ydaniu i jedna stara p an n a. Zw iązek Polaka z A ngielką postrzegany jest przez „crowleyow skie” Polki negatyw nie. Polacy są atrak cy jn i dla A ngielek, ale one nie sp ełniają roli „żony”. Jakkolw iek nie jest to tem at osobno podejm ow a­ ny przez em igracyjne p isark i, w arto zacytować tu „m arginesow e” obserwacje Ja n i­ ny K ow alskiej, której zd a n ie m m łodzi Polacy z obozów w ojskowych dla obcokra­ jowców

p alili się do żeniaczki i szybko łap ali, co im lazło w łapy, a w iadom o, że d obry tow ar sam p cha się raczej rzadko. Trzaskali kopytam i i całow ali rączki, co było nowe i zachwycające [...]. N ic dziw nego, że dziew częta leciały na nich. [...] Ale po generalnym ra ch u n k u su m ien ia, któ ry przy n ió sł koniec wojny, w śród nowożeńców nie zab rak ło i tak ich , co w zajem nie m ów ili jeden o d ru g im , że gdzie on takie coś w ygrzebał jak p ies łapą. Każdy wie, że kobieta m a się znać na barszczach i pierożkach, p ra n iu , sp rz ąta n iu i d zieciach .43

M atry m o n ialn e ta len ty p olskich m ężczyzn w kontekście em igracji stanow ią osob­ ny - i do tego bardzo ciekaw y - tem at, przekraczający jednak ram y niniejszej p ra ­ cy. Jeśli n ato m iast chodzi o kobiety, Polki w ydają się zdecydow anie preferow ać i stawiać wyżej tradycyjne p a tria rc h a ln e domowe role, z których A ngielki zaczy­ n ały w ychodzić w p rzestrzeń (bardziej) p ubliczną. W n a rra c ji Kowalskiej p rze­ strzeń „p u b licz n a” przyw ołana w kontekście angielskich kobiet daleka jest od jej fem inistycznego ro zu m ien ia i obejm uje - n ieom al prześm iew czo - głównie skle­ py, p u b y i ulice. P odobne zresztą p o d tym w zględem są uwagi na te m at „szkockiej żony” zaw arte w „Lanczenecie” przy Alei Północnej M ostw in owej. Choć nie ulega w ątpliw ości, że różnice k ulturow e (a b ardziej precyzyjnie - różnice genderowej k o n stru k cji kobiecości) nie pozw alały Polkom na zaakceptow anie „obcych” ko ­ b iet jako żon Polaków, nie m ożna w ykluczyć rów nież elem en tu w spółzaw odnictw a czy też zazdrości, gdyż owe cudzoziem ki odbierały polskim em ig ran tk o m m ęż­ czyzn, których uw ażały za „sw oich” potencjaln y ch mężów. T łum aczyć to m oże też fakt, że polskie n a rra to rk i i b o h a te rk i łagodniej oceniały dopiero „am ery k ań sk ie” synowe i - co ciekawe - w ydaje się, że m a tk i przedstaw ione w utw orach lite ra c ­ kich łatw iej znosiły anglojęzyczne m ałżeństw a synów n iż córek, szczególnie jeśli nie było jeszcze wnuków.

Syn generałow ej o żenił się z dziew czyną z upper middle class. M ów iła do generałow ej mo­

ther i starała się uczyć po polsku, ale n ik t tego przecież od niej nie wym agał. G dy tylko

zjaw iała się w pokoju rozm ow a n aty ch m iast p rzechodziła na język angielski. [...] - L u b ię ją - m yślała generałow a - ale czuję się zm ęczona. L ubię ją - zw ierzała się znajom ym - jest taka łagodna, a jednocześnie chłopięca. M aszeruje w ielkim i krokam i nieśw iadom a p otrzeby kok ieterii, a w oczach m a tyle troskliw ej słodyczy.

G dy była sam a płakała. D laczego nie mogę pokochać jej bez reszty?44

43 Tam że, s. 98.

(13)

W róćm y tu raz jeszcze do uwag M ałgorzaty Fidelis dotyczących p o d ziału p rze­ strzen i (sfera pryw atna i p u bliczna) i genderow ego ich przyporządkow ania. Ba­ daczka zauw aża, że

kobiety w E u ro p ie Z achodniej z czasem zdobyły praw o do zajęcia w p rzestrzen i p u b licz­ nej pozycji, jaką obdarzono je w świecie pryw atnym . Przekroczyły granice pom iędzy p rz e ­ strzen iam i, w prow adzając spraw y pryw atne na forum pu b liczn e.45

N ato m iast fakt, że insty tu cje pub liczn e w Polsce długo należały do zaborców i re­ prezentow ały ich in teres (rów nież kulturow y), spraw ił, że Polki odizolow ane były od publicznej przestrzen i, a okres m iędzyw ojennej niepodległości był zbyt krótki, aby wiele w tej spraw ie zm ienić. Poza tym , dzięki u czestnictw u w „spraw ie n a ro ­ dow ej” nie czuły owego odizolow ania i nie uw ażały dom u za p rze strzeń wyłącznie p ryw atną. W rezu ltacie nie rozu m iały p otrzeby przenoszenia w łasnych („kobie­ cych”) spraw w p rze strzeń społeczną - na czym polegały pierw sze (pre)fem ini- styczne postaw y - ale też nie rozu m iały p atriarch a ln eg o , całkow itego zam knięcia się w p rze strzen i domowej. Tak więc negatyw nie oceniały postępow anie „zagra­ n ic zn y c h ” k obiet (zarów no p a tria rc h a ln ie podporządkow anych m ieszkanek A r­ gentyny, jak i „em ancypow anych” A ngielek czy A m erykanek) - co jest szczegól­ n ie w idoczne, jeśli chodzi o ich role jako m atek.

W po/w ojennej em igracyjnej prozie kobiecej rola żony w iąże się b ezpośrednio z rolą m atk i, odpow iedzialnej za stw orzenie dom u i utrzy m an ie polskości n a s tę p ­ nego pokolenia. W ychowywanie dzieci „na w y gnaniu” - a zatem zm ierzenie się z „oczekiw aniem ” społecznym i w łasnym - jest być m oże najciekaw szym tem atem zw iązanym z em igracją w prozie kobiecej i w łaściwie w ystępującym tylko w opo­ wieści. Presja trad y c ji p atriotycznej była ta k silna, że prow adziła do definiow ania dom u jako te ry to riu m „polskości”, n iezależnie od narodow ości w spółm ałżonka. Stąd żony n ie-P olki z założenia nie m ogły spełniać p o kładanych w M atce Polce nadziei. N ato m iast „dobry” m ąż to ten, k tó ry pozw ala stworzyć (i fizycznie zb u ­ dować) polski dom , jak Jose M aria w pow ieści Gringa, k tóry

uważa, że [...] dzieci zaw dzięczają swojej m atce nie tylko jasne włosy i b iałą cerę, ale i m yśl europejską, i dziedzictw o polskiej niezależności. Jose b u d u je w c en tru m m iasta dom i m a złu d zen ia, że to jest dom polski. A więc dom m a bardzo sp adzisty i czerw ony dach. G aneczek na słupkach. Facjatkę. O kiennice w ycięte m ają otw ory w kształcie serca.

[.··]

Przy naszym polskim d om u tuje im itu ją św ierki. P atio im itu je w erandę. H all im itu ­ je sień. B asen im itu je staw. A garaż w ozownię i stajnię.46

Zarów no dla b ohaterów Gringi, jak i dla innych postaci literac k ich jasne jest, że polskość nie ogranicza się do języka. Jed n ak gdy pojaw ia się kw estia dzieci i ich narodow ego w ychow ania, najczęściej pojaw ia się w łaśnie pro b lem języka. Zw iąza­ ne jest to być m oże z uto ż sam ian ie m narodow ości z językiem jako elem entem ,

45 M. F idelis „Participation in the Creative Work o f the N ation”, s. 111.

(14)

„zn ak iem ” w yraźnie odróżniającym Polaków od innych narodow ości. Przyw ołaj­ m y tu zresztą ponow nie obserw ację R obinsona, że w ygnanie zwiększa w artość ję­ zyka jako łącznika ze starym i now ym św iatem . I n ie chodzi tu tylko o sytuację twórców, bow iem będąc jednym z elem entów tożsam ości, język jest też głównym m e d iu m k o m unikacyjnym pozw alającym na k o n ta k ty z in n y m i ludźm i. N atom iast sam otność - zd an iem krytyka - jest najw iększym lękiem wygnańca.

W iele obserw acji na te m at językowo uw arunkow anych p rze m ian św iadom ości (i tożsam ości) narodow ej zaw artych w anglojęzycznym b e stsellerze urodzonej w Polsce Ewy H offm an Zgubione w przekładzie^1 pojaw ia się k ilka dziesięcioleci w cześniej w łaśnie w utw orach polskich pisarek em igracyjnych. Z an im jed n ak b o ­ h a te rk i opow iadań i pow ieści zderzą się z pro b lem em języka u dzieci, zauw ażają go u siebie (lub innych dorosłych). Teresa, n a rra to rk a Gringi, jeszcze jako n ie za­ m ężna m łoda kobieta ze zd u m ien iem zauw aża autom atyczne w trącenia słów h isz­ pańskich:

I n araz uśw iadom iłam sobie, że jestem przyw iązana do tam tego m iasta pod K ord y liera­ m i i że zapach jego w m yśli nazyw am „p erfu m e”, a świeżość „frescu ra ”. Bo ta k w łaśnie jest m i pom yśleć poręczniej i łatw iej (nie po polsku).

„W ynaradawiasz się, T ereso” - myślę idąc do a u to k a ru .48

P roblem języka nie jest zresztą an i nowy, an i zw iązany w yłącznie z em igracją, o czym Teresie, córce Polki i niem ieckiego C zecha, uśw iadam ia rozm owa z ojcem:

ja w krzyk, że nie m oże tu w chodzić w rach u b ę żadne „negocio”, „ asu n to ” czy „com er- cio ”, bo jestem „m uy feliz”. „D ich o za”.

- M ówi się „szczęśliw a” - popraw ił. Z decyduj się, T ereniu, w jakim języku m am y mówić? Z a takie m ieszanie słów czeskich z niem ieck im i dostaw ałem w dzieciństw ie baty.

A ja: - O d dwóch lat mówię tylko po „castellan o ”, czasem po angielsku i nie zdaję sobie z tego sprawy, że zapom inam słów polskich.

Przerw ał mi: - T ak - pow iedział. W ynarodow ienie przychodzi chyłkiem , nieznacz­ n ie.49

Różnice pom iędzy językową sytuacją ojca i córki są kolejnym te m atem w artym osobnego stu d iu m , tu m ożna jedynie zaznaczyć, że czystość językowa w ym agana od dzieci na te re n ie w łasnego k ra ju (na przy k ład w czasie rozbiorów czy w śród m niejszości narodow ych) oznaczała u trzy m an ie narodow ej tożsam ości, n ie p o d le­ głości, ciągłości kulturow ej. N ato m iast Teresa o Buenos A ires (stolicy k ra ju gdzie zam ieszkała) m yśli „przyszła stolica m oich argentyńskich dzieci”50, zdaje sobie spraw ę z n ie u c h ro n n o śc i procesów asym ilacyjnych, z różnicy narodow ościow ej p om iędzy n ią sam ą i jej „arg en ty ń sk im i” dziećm i.

47 E. H offm an Lost in Translation. Life in a N ew Language, W iliam H ein em an n L td., L ondon 1979.

48 J. Surynow a-W yczółkow ska Gringa, s. 137.

49 Tam że, s. 141.

(15)

M ałe dzieci uw iecznione w em igracyjnej prozie autorstw a kobiet przew ażnie uczone są polskości - chodzą do polskiego przedszkola, śpiew ają polskie piosenki, dek lam u ją w ierszyki, u b ie ra ją w stroje ludowe. Przede w szystkim jed n ak uczone są języka i jest to z zasady w ynik św iadom ych decyzji ich rodziców. Proces ten opisuje znakom icie Zofia Rom anow iczow a w pow ieści Baśka i Barbara pośw ięco­ nej w ychow yw aniu córeczki we francuskojęzycznym środow isku.

D zisiaj ofiarow ałam Basi księżyc. A m ogłabym la lune.

Praw dę m ówiąc, na ten problem zwrócili nam uwagę in n i. N am się w ydawało, że nie ma problem u.

Ja k to? Uczycie dziecko po polsku? O dcinacie je od środow iska... Z am ykacie przed nim m ożliw ości... W pędzacie w kom pleksy...

Bo jesteśm y w położeniu rodziców, którzy n ib y m ają m ożliwość w yboru. Z apisać jej to, cośm y sam i dostali, czy w ydziedziczyć. K iedy będzie szczęśliw sza?51

Rom anow iczow a w yjaśnia rów nież m otyw y „decyzji” utrzym yw ania w dom u języ­ ka polskiego:

D ookoła obcy świat. D om nasz jak łu p in a na oceanie. M am y sam i w tej łu p in ie drążyć dno, żeby pogrążyła się, żeby nie było dom u? Zeby, w racając kiedyś, za p arę lat, z jakiejś szkoły, z jakiejś w ycieczki, nasza córka B arbara zw alniała kroku na schodach na myśl, że za drzw iam i czeka na n ią p ara cudzoziem ców ?

I to m iałoby być dla jej dobra? Przecież i tak nauczy się tego drugiego języka od dzieci na skw erku, od przechodniów na ulicy, od e k sp e d ien tk i w sklepie, z pow ietrza. N ie b ędziem y jej p rzeszkadzali, nie będziem y jej zam ykali uszu, przeciw nie. To m iasto, dla nas gościnne tylko, jest przecież m iastem jej dzieciństw a.

Ale n ajp ie rw m usi m ieć dom . I w tym d om u wszyscy m u sim y być u siebie. M y - i o n a .52

Baśka i Barbara obejm uje jedynie opis pierw szych lat życia dziecka i decyzje

zw iązane z w ychow aniem córki nie są jeszcze w eryfikow ane przez wpływ, jaki za­ cznie na Baśkę w ywierać środow isko rów ieśnicze oraz k u ltu ra k ra ju osiedlenia, zam ieniając naw et jej im ię na akcentow ane na końcow ą sylabę „B arb ara” . Z anim to n astąp i, najp ierw rodzą się py tan ia, jak w „Lanczenecie”przy Alei Północnej M o- stwinowej:

- Boziu, daj zdrowie m am usi, tatusiowi, babci i dziadkowi i daj żebyśmy wrócili do P olski... - M am u siu - odw raca się M a rek - co to znaczy „żebyśm y w ró cili”?

- W racać - tłu m aczy Boga - no to jak ty z Paw ełkiem w racacie z p rzedszkola do dom u.

- Ja nie mogę wracać! - D laczego nie możesz?

- A le m am usiu, przecież ja tam nigdy nie byłem , ja tam nigdy nie byłem w tej Polsce.53

Z. Rom anow iczow a Baśka i Barbara, L ibella, Paryż 1956, s. 51.

Tamże.

(16)

O dpow iadając na pytania dorosłych już potom ków na te m at decyzji, w jakim ję­ zyku m ają oni wychowywać swoje w łasne dzieci, Jose M aria, m ąż G ringi, mówi:

R odzice pod tym w zględem nie m ają żadnej pew ności ani gw arancji. Bo dzieci robią, co chcą. N ajp ierw chodzi im o kolorow ą piłkę. Potem o plastykow ego łab ęd zia na basenie. Z kolei trzeba im dać konto bankow e, sam ochód. Ż ądają. W ym agają. Proszą. [...] N ie pozw alają sobie nic w ypersw adow ać ani narzucać. Jeśli więc b ęd ą mówić takim czy in ­ nym językiem , to nie dlatego, że m y ich tego języka nauczymy, ale dlatego, że Bibi łask a ­ wie zechce mówić po hiszp ań sk u , A n te k po angielsku, a B arb arita po p o lsk u .54

Z auw ażm y przy tym , że lite ra tu ra kobieca nie p o trafiła dać w yraźnej i spójnej odpow iedzi na pytan ie, dlaczego zachow anie języka polskiego m iałoby być istotne dla em igracyjnych dzieci. Czy m ia ły w racać do Polski? Czy m iały m ieć lepszy k o n ta k t z rodzicam i? M ożliwość uczestniczenia w k u ltu rz e, z której się wywodzi­ ły? A m oże uczenie języka pozw alało kobietom (m atkom ) w pisać się w tradycję m odelu M a tk i Polki, walczącej o zachow anie n aro d u naw et pom im o w ielu op ad a­ jących je wątpliw ości? Jedna z postaci „Lanczenety”przy Alei Północnej, Żuław ska, nie jest przecież w yjątkiem , k iedy myśli:

Ach ta w alka rozpaczliw a o zachow anie języka! Ta w alka, tragiczna, p rzeg ran a niby n ie ­ u stępliw y ogienek topniejącej p arty z an tk i. Z czym się na to porywać? Kto pom oże? Ż u ­ ław ska myśli: N auczyła go m atka: dzień dobry, kiełbasa, m am cię w d . .. O ch, m am to w szystko w d e .. . 55

N ie dając jednoznacznej odpow iedzi na pytanie o korzyści, utw ory literackie kobiet pokazały w ynikające z tej w alki konflikty, któ re p rzychodzą p rzed e w szystkim w w ieku, kiedy dzieci fo rm u ją swoją osobowość - często przeciw swoim rodzicom .

K onflikty z dziećm i opisane są zresztą p rzede w szystkim jako kon flik ty z cór­ kam i. B ohaterki i n a rra to rk i p o /w ojennej p rozy em igracyjnej nie m ają jeszcze świadom ości, że ich p roblem y z dziećm i są rów nież w ynikiem szerszych zagad­ n ień , któ re w przyszłości krytyka fem inistyczna określi jako „stosunki pom iędzy m a tk ą i có rk ą” . Ź ródłem konfliktów jest w ich p rze k o n an iu w alka o polskość, b o ­ w iem n ie jed n o k ro tn ie dla dzieci polskość staje się przeszkodą odnalezienia się we „w łasnym ” k ra ju (m iejscu zam ieszkania), w którym czują się p rzynajm niej czę­ ściowo „obcym ” . W ygnanie - w kobiecej w ersji - to już nie tylko przepaść p om ię­ dzy „sobą” i k rajem pochodzenia - jak to nazyw ał Said - ale pom iędzy w łasną tożsam ością kultu ro w ą a kultu ro w ą przynależnością dzieci. O znacza to, że dzieci „uczą się k u ltu ry ” w m ałżeństw ach m ieszanych głów nie od przodków ojca (jak na p rzykład B arbarita, córka G ringi) lub od rówieśników, a na k u ltu rę narodow ą m a tk i p atrz ą nie zawsze chętnie.

- Oh! - K rzyczy B arbarita. - Jesteś w strętn a G ringa! S toim y teraz na w prost siebie. P o ­ dobne jed n a do dru g iej. O bie m am y jasne w łosy i suknie w wesołe, kolorowe paski. O bie poruszam y czubkiem nosa.

54 J. Surynow a-W yczółkow ska Jesień Gringi, s. 193.

(17)

- I ty jesteś G ringa - mówię tw ardo - bo jesteś m oją córką.

Z ie spojrzenie spod roztarganej grzywki i krzyk: - W stydzę się, że jestem córką G rin- gi. C ó rk ą de una Polaca (córką Polki).

Z przerażeniem patrzę na m oje dziecko, ta k jak kiedyś m am a m usiała patrzeć na m nie. „N ajw iększych krzywd w życiu d oznajem y od w łasnych dzieci - pom yślałam . Z rąk o poobgryzanych paznokciach i o p oplam ionych p alcach ”. - W olałabym - krzyczy Baśka - być A rg en ty n k ą jak ojciec. U na p u ra cepa (czystą lato ro ślą).56

P orozum ienie z m a tk ą - a w łaściw ie zauw ażenie praw idłow ości konfliktów p o m ię­ dzy g eneracjam i - n astęp u je dopiero, gdy m a się w łasne dzieci. I choć kw estia różnic narodow ości w przyw ołanym p rzykładzie nie m a znaczenia, przedfem ini- styczna świadomość nie pozwala em igracyjnym p isarkom na zauw ażenie „ponadna- rodow ości” problem u.

K onflikty z córkam i (pozornie) nie m uszą bezpośrednio dotyczyć polskości, m ogą obejm ow ać też kw estię na p rzy k ła d niezależności, często w yrażoną jako m ałżeństw o z A m erykaninem , co - zd an iem rodziców - n ie u ch ro n n ie prow adzi do „w ynarodow ienia” . I to zarów no w sferze „językowej”, jak i genderowej ko n ­ stru k cji kobiecości, choć to w łaśnie zm iany językowe opisać było najłatw iej. W opo­ w iad a n iu Córki M ostwinowa pisze:

C órka odeszła pierw sza, wyszła za m ąż za kolegę z college’u, A m erykanina. Było to o d ej­ ście nie jednorazow e, odejście, jakby przez szereg następ u jący ch po sobie bram , drzwi, furtek. N ie pożegnanie, nie rozłąka, jeden cios, jedno przekręcenie klucza w zam ku - ale n ieu sta n n e od d alan ie się, n ie u s ta n n y zgrzyt klucza. Za każdym sp otkaniem córka w yda­ w ała się jej coraz bardziej odległa, jej język polski n a b rał am erykańskiego akcentu. C o ­ raz częściej zatrzym yw ała się w połowie zd an ia szukając odpow iedniego słowa. G en era­ łowa z w ysiłkiem w słuchiw ała się w angielski szczebiot w nuków .57

W tym sam ym opow iadaniu kłopoty rodziców z dorastającym i córkam i spro­ w adzają się w łaściw ie do w ydania ich za m ąż za Polaków. W yjazd do A m eryki z N iem iec staje się koniecznością, gdy „O leńka zrobiła m a tu rę, oglądała się za chłopcam i. Jeszcze im za jakiego N iem ca w yjdzie?”. A z kolei w USA ich zm ar­ tw ieniem jest, że „O leńka m ówi, że w yjdzie za A m erykanina, za Żyda, za p ro te ­ stan ta, pójdzie so b ie ...”58.

W sp o m n ian e tu có rk i - O leńka i G rażyna - należą do grupy, nazw anej przez R uben G. R u m b au ta „generacją p ó łto ra ”59, o b ejm ującą dzieci em igrantów , k tó ­ re zm ien iają c kraj za m ie szk a n ia , były na tyle duże, aby p am ię ta ć k u ltu rę , z k tó ­ rej w ychodziły i (m niej lu b b a rd z iej) św iadom ie w chodzić w k u ltu rę k ra ju osied­

56 J. Surynow a-W yczółkow ska Gringa, s. 215.

57 D. M ostw in Córki, s. 67.

58 Tam że, s. 65.

59 R.G. R um baut, R. R u m b au t S e lf and. Circumstance. Journeys and Visions o f Exile, w:

The Dispossessed. A n A natom y o f E xile, ed. by P.I. Rose, U niversity o f M assach u setts

(18)

le n ia, ale jedno cześn ie na tyle m łode, aby w chodzić w g ru p y rów ieśnicze w n o ­ w ym k ra ju i w iązać z n im i całą swoją tożsam ość społeczną. D zięk i te m u m ogą spraw nie poruszać się p o m ięd zy obydw om a k u ltu ra m i, choć p isa rk i em igracyj­ ne p o k az u ją także ich tru d n o śc i ze z n a le zie n iem m iejsca w obu. W o d ró żn ie n iu od „pierw szej g e n e ra c ji”, należący do tej g ru p y im ig ra n ci pozb aw ien i są, z d a ­ n ie m R u m b au ta , „ im p u lsu sam o u tw ie rd z an ia się (self-justification), n a p ę d z a ją c e ­ go w ygnańczą w izję ich rodziców ” 60. W sytuacjach opisanych przez em igracyjne p isa rk i rów nież dzieci uro d zo n e na obczyźnie (lub zbyt m ałe w m om encie o p u sz­ czenia k ra ju by go p am iętać) m a ją w iele cech „gen eracji p ó łto ra ” . Z am iast w spo­ m n ie ń z P olski m am y w ich p rz y p a d k u do cz ynienia ze w sp o m n ie n ie m /w y o b ra­ że n ie m polskości (przede w szystkim zw iązanym z dzieciństw em i dom em ) b u ­ dow anym i p rzez p a trio ty c z n ą opowieść em igracyjną. Polskość p rz e strz e n i p u ­ b licznej to dla tej g en e racji jedynie em igracyjne, p o lo n ijn e d ia sp o ry często rz ą ­ dzące się w łasnym i p raw am i i p o siad ające w łasną d ynam ikę. N iezb y t p rzy c h y l­ n y jest zre sztą ich obraz w kobiecej p ro zie - aby przyw ołać tu choćby Pogranicze K ow alskiej czy Córki M ostw inow ej.

Pozostaje więc - p odobnie jak w p rzy p a d k u uczenia dzieci języka - zadać py­ tan ie, czy w tek stach literac k ich pojaw ia się refleksja n a d m otyw acją i zasad n o ­ ścią n arz u can ia polskości dzieciom , skoro procesy asym ilacyjne n astęp u ją w cześ­ niej niż w d ru g im pokoleniu? Z achow anie tożsam ości narodow ej jest spraw ą dla b ohaterów literac k ich ta k oczywistą, że często o tym nie w spom inają. Z auw ażm y tu , że „polskość” pow ojennej em igracji jest zatrzym ana w pew nym m om encie h i­ storycznym - tym , w któ ry m n astąp iło w ygnanie - a zatem innym niż ew oluująca p o d w pływ em nowej rzeczyw istości „krajow a” tożsam ość narodow a, ta k więc - nie zdając sobie zresztą z tego spraw y - em igracyjne rod zin y m ogą jedynie przekazać dzieciom polski w arian t tożsam ości m igracyjnej. Przy czym jedyną słow nie sfor­ m ułow aną m otyw acją jest m ożność p orozum ienia się z w nukam i. To jednak zale­ ży rów nież od narodow ości zięciów i synow ych...

A jed n ak m ałżeństw o córki z P olakiem - teoretycznie gw arantujące zachow a­ n ie polskości rod zin y i dzieci - nie pojaw ia się w prozie kobiecej jako scenariusz

happy endu. N aw et dzieci polskich rodziców rozum iejące język polski zw racają się

do n ic h po angielsku, co czasem b u d z i oburzenie tylko babci, która mówi: „syn człow ieka, k tó ry tyle pośw ięcił dla Polski, m ów i z ojcem w swoim dom u po A N ­ G IELSK U !”61 . N astęp n e „generacje” em igrantów z P olski ró żnią się od w ygnań­ ców w ojennych, ich h isto ria jest już in n a n iż h isto ria tych, którzy n ie znali co­ dzienności Polski Ludow ej. K iedy zatem B arbarita (córka G ringi) inform uje m a t­ kę o zaręczynach z P olakiem , k tó ry został zm uszony do em igracji (na fali antyse­ m ity zm u PRL) w 1968 roku, okazuje się, że p orozum ienie m iędzy zięciem a te ­ ściową nie było proste.

60 Tam że, s. 332.

(19)

I n araz B arb arita postanaw ia zagrać w otw arte k a rty i pyta:

- A więc? Jeżeli w Polsce nie m a antysem ityzm u, to dlaczego ty, R icardo, obaw iasz się, że m am ita, pom im o w szelkiej amistad (przyjaźń), jaką m a dla ciebie, może być n ieza­ dow olona z naszego m atrym onio (m ałżeństw a)?

Padło to, co najgorsze. Przew rotność tej sytuacji w alnęła m nie w głowę. Gorycz tych polskich słów zm ieszanych w zdenerw ow aniu z h iszp ań sk im i ściska m nie za gardło. Psia krew - klnę w d u c h u po daw n em u .62

R óżne g eneracje em ig ran tó w to ró żn e św iaty i różne problem y, i w iele utw orów (zwłaszcza „ a m e ry k a ń sk ie” o p ow iadania M ostw inow ej) p o k az u je b ra k p o ro z u ­ m ie n ia m iędzy p o lsk im i e m ig ra n ta m i i P o lak am i „krajow ym i” . A uto m aty czn ie nasuw a się tu p o ró w n a n ie z uw agą M arca R obinsona na te m a t w ygnańczej n ie ­ m ożności p o w ro tu do k ra ju . W p rz y p a d k u w izji kobiecej, „dom ow ej”, jest to analogiczny, choć jeszcze n ien azw an y p ro b lem stw orzenia m igracyjnej to żsam o ­ ści, różniącej się od tej, k tó rą w ytw orzyli rodacy w k ra ju lu b em ig ran ci innych pokoleń.

K obiety je d n ak w ydają się łatw iej godzić z rzeczyw istością em igracyjną niż m ężczyźni. C i o sta tn i często nie p o trafią - w oczach prozy kobiecej - pozbyć się n iep rz y sta jąc y ch do św iata zew nętrznego ty tułów „prezesów ”, „pułkow ników ”, „generałów ”, „m ajorów ” - fu n k cji żołnierzy, pow stańców czy patriotów . Role te m ogą zresztą pełnić jedynie w p rze strzen i „dom ow ej” lub w em igracyjnych stow a­ rzyszeniach i ugrupow aniach. Tym sam ym zam ykają się w d iasporach pozw alają­ cych im na zachow anie przedm igracyjnej tożsam ości genderowej (p atrio ty w al­ czącego o niepodległą Polskę). D odajm y tu , że em igracyjne życie społeczne ce­ chow ało się zaw ężeniem p rze strzen i p u b liczn ej, sk u p ie n ie m w m ałych gru p ach o partych na w ięziach b ezpośrednich. W sensie te m p o raln y m „społeczne” życie em igrantów charak tery zu je, typowe dla społeczeństw tradycyjnych, życie czasem lokalnym , a d o k ła d n ie życie tożsam ościotw órczą h isto rią w łasnych (a zarazem w spólnych) przeżyć w ojenno-okupacyjnych. Z perspektyw y k ra ju osiedlenia z n a j­ dow ali się więc członkow ie polskich w ygnańczych diaspor na m arg in esach p rze­ strzen i społecznej. N ic dziwnego, że nie był to m odel atrakcyjny dla następnego pokolenia, które przyjm owało k u ltu rę k raju osiedlenia za własną. N iato, syn G ringi, w dyskusji z „w ujciem ” (w eteranem spod M onte C asino) mówi:

Ty byś m nie, w u jciu , ch ciał z am k n ąć w p olskim getcie, a ja nie m ogę być obcym w k ra ­ ju m ojego ojca! Z rozum ! Ja jestem d u m n y z p o ch o d zen ia m ojej m am y [...], ale nie m ogę w kółko słuchać, ja k ciotkę Fafę b ili w gestapo [...], jak tyś w alczył pod M onte C asino. Z ro zu m , Dios mio, ja m am obow iązki w sto su n k u do k ra ju , w którym się u r o ­ d z iłe m .63

K rytycznie też na em igrancką p rze strzeń społeczną p atrz y G rażyna z opow iada­ nia M ostw inowej Córki. N ie podziela ojcowskiego zachw ytu em igracyjnym balem :

62 J. Surynow a-W yczółkowska Jesień Gringi, s. 65.

(20)

- Bal! - roześm iała się - bal! A to mi d o p iero bal. Taniec szkieletów! Ty m yślisz, że ja się tu bawię? Ze ja tu chcę należeć? M yślisz, że dam się wyswatać jakiejś generałow ej, że m nie obchodzi jakiś generał? Ja chcę żyć norm alnym życiem .64

Zauw ażm y, że w obu p rzy p ad k ach stanowcze odepchnięcie przez m łode po k o ­ lenie narzucanej im roli społecznej n astęp u je w rozm ow ie z o d najdującym w owej p rze strzen i w łasną tożsam ość m ężczyzną. I jakkolw iek postacie kobiece są praw ie w yłącznie pokazane w p rze strzen i domowej i w zw iązanych z nią funkcjach żony i m atk i, to w łaśnie kobiety łatw iej ak ceptują „podw ójny k rajo b raz” - b y posłużyć się te rm in e m Skvoreckiego65. O dw ołując się raz jeszcze do obserw acji R obinsona, m ożna też pow iedzieć, że łatw iej k o n stru u ją lojalność w sto su n k u do obu k u ltu r - w łasnej (k u ltu ry wyjścia) i sw oich dzieci (k u ltu ra k ra ju osiedlenia). Przy czym genderow e przyporządkow anie pryw atnej i publicznej p rze strzen i zostaje w świe­ cie em igracyjnym zakłócone. M ężczyźni swoją „społeczną” tożsam ość m ogą „od­ grywać” tylko w p rze strzen i pryw atnej, podczas gdy kobiety z p rze strzen ią spo­ łeczną (kraju osiedlenia) łączą dzieci...

K obiety - p o stacie lite ra c k ie z dzieł em ig racy jn y ch au to re k - b ard z o b o le­ śnie n a to m ia st odczuw ają sam otność. P rz y p o m n ijm y tu , że p o stk o lo n ializm w i­ d ział w ygnanie nie tylko jako etos twórcy, lecz ta k że zw racał uw agę rów nież na stojące za n im lu d z k ie trag e d ie, bow iem w ygnanie - zd a n ie m Saida - to p rzede w szystkim sam otność, b ra k p rzy n ależn o ści, w yobcow anie - nie b ra k tożsam ości czy tożsam ość kosm o p o lity czn a, ale ciągłe poczucie w łasnej inności, n iep rzy sta- w alność do otaczającej k u ltu ry i obyczajów. E m ig racja pozbaw ia godności zw ią­ zanej z poczuciem p rzy n ależn o ści, pew ności w ynikającej z osadzenia w m iejscu i c z a sie 66. Z d a n ie m R obinsona, wszyscy em ig racy jn i tw órcy p rze ch o d zą przez okres zw ątp ien ia i sam otności, a choć z czasem przyzw yczajają się do nowej rze­ czyw istości, poczucie w yobcow ania tow arzyszy im zawsze. W p rz y p a d k u kobiet w ygnańcza sam otność jest sam otnością w ro d zin ie. O dczuw ają ją siln ie naw et b o h a te rk i ta k ie jak Teresa (Gringa) czy Boga Ç,Lanczeneta”), k tó re otoczone są dużą, w ielopokoleniow ą ro d zin ą. W zw iązku z k u ltu ro w y m i ró żn ic am i p o m ię­ dzy ro d zic am i i dziećm i p rz e strz e ń dom ow a p rze staje być obszarem , w któ ry m kobiety, za m ie n ia jąc e się z czasem z m a tek w bab cie, m ogą spełniać się, odgry­ w ając role w yznaczane im przez p atrio ty cz n ie zorien to w an ą p olską p a tria rc h a l- n ą tradycję. A w w a ru n k a c h em igracyjnych dom często okazyw ał się dla kobiet jedyną p rz e strz e n ią , ta k jak i jedyną tożsam ością okazyw ały się role ro d z in n e - żony i m a tk i. S tąd po n ie o m al 25 la ta c h m ałżeństw a (i p rzy czw orgu dorosłych już dzieci) T eresa, b o h a te rk a Surynow ej-W yczółkow skiej ża łu je daw no p o g rze­ b an y c h naukow ych am bicji:

64 D. M ostw in Córki, s. 77.

66 O. O verland Visions o f Home. Exiles and Immigrants, w: The Dispossessed..., s. 7.

(21)

W szyscy [...] p o kładali we m nie ta k zw ane „in te le k tu a ln e nad zieje ”. I ja sam a zaczyty­ w ałam się w naukow ych książkach, latałam na konferencje do S orbony i chciałam stu ­ diow ać histo rię sztuki.

To po p ro stu nie do wiary, że skończyło się na kosm etyce, garnkach, kołyskach i lek ­ cjach angielskiego.

O dkryw ałam w sobie zadaw nione żale. W saldo życiowym zn ajd u ję się po stronie zwyciężonych [...]. Pocieszałam się tylko tym , że jeżeli w ykoleiłam się, to nie z mojej winy. [...] To w łaśnie w ojna w ykoleiła tysiące em igrantów . Ale czy m ogło to być pociesze­ niem ? Oczyw iście, że nie. Było tylko - tru d n ą do pogodzenia się rzeczyw istością.67

Pokrzyżow ane plany, n ie sp ełn io n e am bicje, zakłócone p rze strzen ie - domowa i społeczna - i „p rz esta rz ała” tożsam ość, a p rzede w szystkim bolesna sam otność - to b ila n s p o /w o je n n ej kobiecej n a rra c ji w ygnańczej. O kreślona św iadom ością „p rzedfem inistycznego” pokolenia twórczość polskich pisarek em igracyjnych po ­ kazuje wielowarstwowość inności, z jakim i b orykały się e /im ig ra n tk i po/w ojenne. In n e od (polskich i nie tylko) m ężczyzn, od (kobiet, ale także m ężczyzn) k u ltu r przybycia, od innych im igrantów , od Polaków (i Polek) w k raju , od M urzynów, In d ia n , M etysów ... In n e od w łasnych rodziców, ale też in n e od swoich dzieci, nie zauw ażające jeszcze, że wiele z problem ów , z jak im i się na co dzień borykają, łą­ czy je z kob ietam i innych ras i narodow ości i nie p o trzebujące z n im i p orozum ie­ n ia, p isa rk i em igracyjne stworzyły w swoich utw orach h isto rię tych, którzy tra d y ­ cyjnie pozbaw ieni b yli „opow iadalnej h isto rii” . D alsze rozdziały dopisały n a s tę p ­ ne pokolenia em ig ran tek - w ygnańczy rozpad domów, p roblem y zawodowe, uza­ leżn ien ia alkoholow e i narkotykow e. Ale to kolejny te m at na osobną refleksję.

Abstract

Bożena KARWOWSKA

University of British Columbia (Vancouver)

Baśka, B arbara, B a rb a rita ... Exile in P ostw ar Polish W o m e n ’s Prose The article deals w ith the lives o f postwar Polish emigration as portrayed in literary works by Polish émigré w om en writers. It begins w ith the „domestic” them e whose prom i­ nence in the works in question can be at least partly explained by the fact that in Poland, fo r historical and political reasons, public and private spheres had acquired a different character than in the West. The blurring o f the line separating the tw o spaces and the image o f Matka

Polka (a patriotic m other) are then used as points o f departure fo rth e description and analy­ sis o f the role o f w om en o f the first generation o f postwar émigrés as wives and mothers.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Na domiar złego również rodzice podczas wymu- szonych sytuacją dziecka spotkań stwierdzają z rozbrajającą szczerością: nigdy nie umiałem fizyki i dla syna też

Przestrzenią dla tego rodzaju badań reprezentacji we wskazanym okresie może być wyłącznie prasa kobieca (już dobrze rozwinięta, skupiona wokół jednego tytułu: „Mody i

Jedną wrzynającą się w lesistą północ szeroką odnogę zdobiła duża, lasem okryta wyspa, druga - wąska jak rzeka - przełamywała się na zachodzie za

A preliminary search of library and museum holdings in Poland, USA and Great Britain showed that only The Art Col- lection of University Library in Toruń and Victoria &

Wed- ług Spivak wyrobiona najpierw militarno-prawną, a dziś – ekonomiczną prze- wagą Zachodu dominacja utrzymuje się w redukowaniu Innego do tego, co zachodnia intelektualistka

(pisma te zaczęły ukazywać się dopiero od roku 1951), to może się okazać, że „Moda i Życie” to jedyne w historii kraju pismo, które docierało jednocześnie

To, co tomistyczny punkt wi- dzenia na moralność pozwala nam powie- dzieć, to to, że w każdej sytuacji, w której się znajdziemy, gdy podejmowane są dane decyzje

3RZLHĤFLNRELHFHRGQRWRZXMĈUyİQHPRG\NXOLQDUQHÅQDPXIILQNLµ Sta- teczna i postrzelona 6]ZDL GLHW\QDSU]HVWU]HQLWU]HFKUR]G]LDãyZZSercu na