Philippe Aries
Śmierć drugiego
Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 3 (45), 121-137
1979
Philippe Ariès
Śmierć drugiego
W dw óch poprzednich odczytach pokazaliśm y dw ie postaw y w obec ś m ie rc i1. P ie rw sza z nich, n ajd aw n iejsza, n a jtrw a lsz a i najb ard ziej pow szechna, to p oddaw anie się zbiorow em u losowi g a tu n k u z poczuciem jego zw yczajności. S treszcza ją fo rm u ła: et m o rie m u r — w szyscy um rzem y.. D ru ga p o jaw iła się w X II w. jak o w yraz w ażności p rzy zn aw an ej przez cały okres now ożytności w ła sn em u istn ien iu i m ożna streścić ją w innej form ule: u m iera m ja (la m o rt de soi).
Począw szy od X V III w. w społeczeństw ach zachod n ich człow iek zaczyna nadaw ać śm ierci now e zna czenie. U w zniośla ją i d ram aty zu je, z n a jd u je w niej coś p rzejm u jąceg o i zaborczego. A jednocześnie co raz m niej z a ję ty je s t w łasną śm iercią: śm ierć ro m antyczna, reto ry cz n a to przede w szystkim śm ierć drugiego — drugiego, po k tó ry m żal i pam ięć sta ją się w X IX i X X w. in sp irac ją dla nowego k u ltu grobów i cm entarzy.
M iędzy X V I a X V III w. nastąp iło w ielkie p rzeo b ra
Dwie postawy
1 Tekst niniejszy (La mort de toi) wyjęto z książki P. Ariè- sa Essais sur l’histoire de la mort en Occident du moyen âge à nos jours. Paris 1975 Éditions du Seuil, s. 46—60.
P H IL IP P E A R IÈ S 122
Motywy erotyczno--makabryczne
żenie, o k tó ry m trz e b a p rzy n a jm n ie j w spom nieć, choć n a d okładniejszą analizę nie będzie czasu. Nie dokonało się ono w św iecie realn y ch fak tó w i dzia łań, łatw o dla h isto ry k a uch w y tn y ch i m ierzalnych; dokonało się w m rocznym , pow ikłanym św iecie fa n tazm atów , w św iecie w yobraźn i — h isto ry k pow i nien się tu stać psychoanalitykiem .
Począw szy od XVI, a n a w e t od końca XV w. m o ty w y śm ierci zaczy nają być nasycone znaczeniem erotycznym . W n a jd aw n iejszy ch danses m acabres śm ierć ledw ie d o ty k a żywego, b y ostrzec go i w sk a zać. W now ej ikonografii — od X V I w. — gw ałci go 2. Niezliczone sceny i m oty w y w lite ra tu rz e i sztu ce od X V I do X V III w. k o jarz ą śm ierć z m iłością, T an atosa z Erosem : m o ty w y eroty czn o -m ak ab ry cz- ne, albo po p ro stu chorobliw e, k tó re św iadczą o n a j w yższym upodobaniu do w idow iska u m ieran ia, c ie r pienia, kaźni. Z astępy obnażonych atlety czn y ch katów , k tó rzy o b dzierają ze skóry św iętego B a rtło m ieja. B ernini, k iedy p rze d staw ia m istyczne z je d noczenie św iętej T eresy z Bogiem, nieśw iadom ie upo d ab nia obrazy agonii i m iłosnego uniesienia. B a rokow y te a tr um ieszcza kochanków w grobow cach — n a p rzy k ła d w grobow cu C ap u lettich 3. O siem nasto w ieczna pow ieść grozy łączy m łodego m nicha z p ięk n ą zm arłą, p rzy k tó re j czuw a 4.
Podobnie ja k a k t seksualny, śm ierć tra k to w a n a je st te ra z coraz b ardziej jak o pew ne przekroczenie, k tó re w y ry w a człow ieka z codziennego życia, z ro zu m
2 Por. obrazy Hansa Baidung Grien (zmarłego w 1545 r.):
Rycerz, dziewczyna i śmierć (Luwr) oraz Śmierć i młoda kobieta (muzeum w Bazylei).
8 J. Rousset: La littérature de l’âge baroque en France.
Circé et le Paon. Paris 1954.
4 Wielokrotnie cytowana anegdota, opowiedziana przez dra Louisa w Lettre sur l’incertitude des signes de la m ort (1752), powtórzona w artykule Signes de la mort, napisa nym przez Foedere dla Dictionnaire des sciences médica
123 ŚM IE R Ć D R U G IE G O
nej społeczności, z m onotonnej pracy, by doprow a dziw szy go do paroksyzm u, rzucić w św iat irra c jo naln y , gw ałtow n y i o k ru tn y . Podobnie ja k a k t se k su a ln y u m ark iza de Sade, śm ierć je s t p rze rw a niem (une rupture). Otóż ta idea p rze rw a n ia jest, zauw ażm y, czym ś zgoła now ym . W poprzednich od czytach podkreślaliśm y przecież w łaśnie poczucie zw yczajności śm ierci i zm arłych. To poczucie zw yk łości nie zostało n aru szo n e — n a w e t u bogatych i m ożnych — przez w z ra sta ją c ą począw szy od X II w. św iadom ość in d y w id u aln ą. Śm ierć sta ła się zdarze niem b ardziej doniosłym , o k tó ry m w y p ad a osobno pom yśleć, nie stała się je d n a k an i czym ś p rze ra ża jącym , ani obsesją. Pozostała czym ś zw yczajnym , osw ojonym .
T eraz zaś stała się p r z e rw a n ie m 6.
P ojęcie to pow stało i rozw inęło się w św iecie fa n tazm atów erotycznych. T eraz przechodzi do św iata rea ln y ch fak tó w i działań.
Ale wów czas zatraca, rzecz jasna, sw oje cechy ero tyczne, albo też u leg ają one p rzy n ajm n iej sublim a- cji i red u k c ji w p ojęciu Piękna. Ś m ierć nie będzie w p raw d zie czym ś pożądanym — ja k w czarnej lite ra tu rz e — stan ie się jed nak , przez w łaściw e sobie piękno, godna podziw u. To ta w łaśnie śm ierć, k tó rą będziem y nazyw ali rom an ty czn ą — śm ierć L am ar- tin e ’a w e F ran cji, rodziny B rön te w A nglii, M arka T w aina w A m eryce.
D yspo n ujem y w ielom a św iadectw am i literackim i. M edytacje L a m a rtin e ’a to m ed y tacje o śm ierci. Ale m am y też liczne pam iętn ik i i listy. W lata ch 1840 p ew n a fran cu sk a rod zin a — rodzina L a F erronays, została zdziesiątkow ana przez g ru ź lic ę 6. Je d n a z tych, k tó rz y przeżyli, P a u lin e C raven, opubliko w ała dzienniki in ty m n e oraz listy sw oich braci, sióstr 5 G. Bataille: L’Erotisme. Paris 1957.
6 P. Craven : Récit d ’une soeur. Souvenir de famille. Tom II. Paris 1866, s. 197. Malarstwo akademickie drugiej połowy XIX w. obfituje w tego rodzaju sceny.
Zerwanie
Śmierć romantyczna
P H IL IP P E A R IÈ S 124
Wzruszająca inscenizacja
„Umrzeć — nagroda...”
i rodziców; są to przew ażnie opow iadania o choro bach, agoniach i śm ierciach oraz rozm yślania o śm ierci.
N iew ątp liw ie w iele rysów przyp om ina d aw n e oby czaje. C erem oniał śm ierci w łóżku, k tó re m u p rze w odniczy u m ierający, otoczony k re w n y m i i p rz y ja ciółmi, u trz y m u je się ciągle i tw o rzy ra m y insceni zacji. W idać jed n a k od razu, że coś się zm ieniło. N iegdyś śm ierć w łóżku m iała w sobie solenność, ale tak że banalność obrzędów sezonow ych. Oczeki w ano je j i poddaw ano się w obec tego przew id ziany m przez obyczaj ry tu ało m . W X IX w. n a to m ia st asy stu jący ch ogarn ęła jak a ś now a pasja. P o ry w a ich w zruszenie, płaczą, m odlą się, g esty k u lu ją. Nie od rzu c a ją b y n ajm n iej gestów dy k to w an y ch przez zw y czaj, n ato m iast w y k o n u ją te gesty, pozbaw iając je ich zw yczajnego, b analnego piętna. O pisyw ane są tera z tak , ja k g d yby b y ły gestam i w ym y ślo ny m i po raz pierw szy, spontanicznym i, w y rosły m i z jedynego w sw oim ro d zaju n am iętnego bólu.
W yrażan ie bólu przez otoczenie je s t niew ątp liw ie efek tem pew nej nowego ty p u niezgody n a rozstanie. A le w zruszenie budzi się nie tylko u w ezgłow ia ko nającego lu b na w spom nienie tych, k tó rz y odeszli. Sam a id ea śm ierci budzi w zruszenie.
D la dziew czynki z rodziny L a F e rro n a y s — teenager epoki rom an ty czn ej — było czym ś bardzo n a tu r a l n ym zapisyw anie ta k ic h m yśli: „U m rzeć — to n ag ro da, gdyż to niebo... P rzez całe życie (dziecka) m oją u lub io n ą ideą b y ła śm ierć, k tó ra zawsze kazała mi się uśm iechać... Nic nie m ogło nigdy spraw ić, żeby słow o «śmierć» brzm iało dla m nie żałobnie” .
D w oje narzeczonych z tej sam ej rodziny, n ie m a ją cych jeszcze d w udziestu lat, przechadza się w R zy m ie po cudow nych ogrodach V illa P am phili. „P rzez godzinę rozm aw ialiśm y — n o tu je w sw oim d zien n i k u osobistym m łodzieniec — o religii, n ie śm ie rte l ności i o śm ierci, k tó ra w ty c h p ięk n y ch ogrodach byłaby, ja k sobie m ów iliśm y, słodka”. I dod aje póź
125 Ś M IE R Ć D R U G IE G O
niej: „U m ieram młodo, czego zaw sze p rag n ą łem ” . Został w y słu ch an y — k ilk a m iesięcy po ślubie za b ra ła go choroba w ieku, gruźlica. Jego żona, p ro te s ta n tk a z Niemiec, ta k opow iada o jego ostatn ich chw ilach: „Jego oczy, ju ż nieruchom e, zw róciły się w m oją stro n ę (...) i ja, jego żona, p oczułam coś, czego n igd y bym nie pom yślała: poczułam , że śm ierć je s t szczęściem ”. L edw ie starczy człow iekow i odw a gi, żeby odczytać ta k i te k st w dzisiejszej A m eryce. R odzina L a F e rro n a y s m usi tu robić w rażen ie n a d e r „ch orob liw ej”.
Czy je d n a k w A m eryce w lata ch trzy d ziesty ch X IX w. rzecz w y g ląd ała ta k bardzo odm iennie? W spółczesna rodziny L a F e rro n a y s p iętn asto letn ia dziew czynka, k tó rą M ark T w ain opisuje w P rzyg o dach H u ckelb erry Finna, przeżyw ała ta k ą sam ą ob sesję. M alow ała ona m o u rn in g p ictu res — kobiety płaczące n a d grobem albo czytające list ze sm u tn ą now iną. P ro w ad ziła rów nież d ziennik osobisty, w k tó ry m p rzepisyw ała nazw iska zm arły ch i w ypadki śm ie rte ln e w yczytane w „ P re sb y te ria n O bserv er”, dodając w iersze, k tó re te nieszczęścia jej nasuw ały. B yła niezm ożona. „M ogła pisać o czym kolw iek, byle b y to było sm u tn e ”, k o m en tu je M ark T w ain, śm ie jąc się w k ułak.
N asuw a się idea w y jaśn ien ia tego zalew u m ak a bry czny ch sen ty m en tó w przez relig ię — uczuciow ą religię rom antycznego k atolicyzm u oraz pietyzm u, protestanckiego m etodyzm u. Bez w ątp ie n ia religia m a w ty m swój udział, ale chorobliw e zafascyno w anie śm iercią je s t w yrazem , w form ie relig ijn ej, sub lim acji fan tazm ató w ero ty czn o -m ak abryczn ych z poprzedniego okresu.
T aka je s t pierw sza w ielk a p rzem iana, k tó ra d aje się dostrzec pod koniec X V III w. i k tó ra stan ie się je d n y m z ch a ra k te ry sty c z n y c h rysów rom an tyzm u: upo dobanie do idei śm ierci.
D ruga w ielka p rzem ian a dotyczy sto su n k u m iędzy u m ierający m a jego rodziną.
Mourning pictures
Wielkie przemiany
P H IL IP P E A R IE S 126
Testament
Wieczne inskrypcje
Do X V III w. śm ierć b y ła sp raw ą tego, ko m u groziła i ty lk o jego. Toteż k ażdy człow iek p o w in ien sam w yrazić sw oje idee, uczucia i postanow ienia. I m iał przeznaczone do tego n arzędzie: testa m e n t. Od X II do X V III w. te sta m e n t b y ł środ kiem w yrażan ia, często w sposób bardzo osobisty, sw oich najgłębszy ch przem yśleń, w ia ry re lig ijn ej, p rzy w iązan ia do rze czy i istot, k tó re się kochało, do Boga, w reszcie d e cyzji p o d jęty ch dla zapew nienia duszy zbaw ienia, a ciału spoczynku. T e sta m en t b y ł zatem wów czas dla każdego człow ieka tyleż, a n a w e t b ard ziej śro d kiem zad eklaro w ania n ajgłębszych m yśli i przek o nań, co ak te m p raw n y m służącym do zabezpieczenia p rzek azu dziedzictw a.
Celem pobożnych klauzul, stanow iących n iek iedy w iększą część testa m e n tu , było zaangażow anie p u blicznie w ykonaw cy testa m e n tu , ra d y kościelnej i proboszcza p a ra fii lu b zakonników klaszto ru i zo bow iązanie ich do resp ek to w an ia w oli nieboszczyka. W tej form ie sporządzony te sta m e n t św iadczy w gru n cie rzeczy o p ew nej nieufności, a co n ajm n iej obojętności w sto su nk u do najbliższych sp ad k o b ier ców, ra d y kościelnej i k leru . P rzez te n akt, zdepo no w an y u n o tariu sza i podpisan y najczęściej przez św iadków , te sta to r zw iązyw ał otoczeniu ręce, co zn a czy, że obaw iał się, iż w przeciw nym razie nie po słuchano b y go. W ty m sam ym celu polecał w y ry ć w kościele — w k am ien iu lu b w m e ta lu — fra g m en t te sta m e n tu dotyczący obrządków relig ijn y ch oraz darów przeznaczonych n a ich sfinansow anie. Te w ieczne in sk ry p c je n a m u ra c h lu b kolum nach koś cioła stanow iły obronę p rze d zapom nieniem lu b za n ied b aniem zarów no p arafii, ja k i rodziny. M iały p rzeto w iększe znaczenie niż fo rm u ła „ tu spoczyw a” . Otóż w drugiej połow ie X V III w. n a stą p iły znaczne zm iany w red ag o w aniu testam entó w . M ożna p rz y jąć, że zm iany te b y ły pow szechne n a całym ch rze ścijańskim Zachodzie — i p ro testanckim , i k ato lic kim . N abożne klauzule, w znoszenie grobowca, fu n
-127 Ś M IE R Ć D R U G IE G O
dacje m szy i obrządków relig ijn y ch oraz jałm u żn y znikły, a te s ta m e n t zred uk o w any został do tego, czym je s t dzisiaj: do p raw n eg o a k tu rozdziału spadku. J e s t to n a d e r doniosły fa k t w d ziejach m entalności, zasłu g u jący n a uw agę, ja k ą pośw ięcił m u francusk i h isto ry k M. V ovelle 7.
T estam en t u leg ł w ięc w X V III w. zupełnej laicyza cji. J a k ie je s t w y ja śn ie n ie tego zjaw iska? Sądzono (i ta k a je s t tez a M. V ovelle’a), że ta laicyzacja jest je d n ą z oznak d ech ry stian izacji społeczeństw a. P ro p o n u ję in n e w yjaśn ien ie: te s ta to r oddzielił posta n ow ienia dotyczące p rzek azania sw oich dóbr od tych, k tó re d y k to w a ła m u w rażliw ość, pobożność i p rzy w iązanie. P ierw sze b y ły zawsze zapisyw ane w te s ta m encie; d ru g ie b y ły od tego czasu p rzekazyw ane u stn ie bliskim , rodzinie, w spółm ałżonkow i lu b dzie
ciom. N ie należy zapom inać o w ielk ich p rzeo b ra- Zaufanie dla żeniach rodziny, w w y n ik u k tó ry ch w łaśnie p ojaw iły rodziny się w X V III w. now e stosunki, o p a rte n a uczuciu
i przy w iązaniu . „Złożony niem ocą” okazyw ał teraz swoim b liskim ufność, k tó ra b y ła im n a ogół odm a w ian a aż do końca X V III w. Nie po trzeb a już było w iązać ich przez a k t praw n y .
Z n a jd u je m y się w ięc w obliczu bardzo w ażnego m o m en tu h isto rii po staw w obec śm ierci. D arząc sw ych bliskich zaufaniem , u m ie rają cy p rzek azyw ał im część tej w ładzy, k tó rą dotychczas zazdrośnie zachow yw ał dla siebie. N iew ątpliw ie pozostała m u in ic ja ty w a w cerem oniale um ieran ia. W opow ieściach ro m antycz nych n a d a l je s t w y raźn ie głów ną postacią akcji, k tó rej przew odzi, i pozostanie nią aż do pierw szego ćw ierćw iecza X X w. Co w ięcej, ro m antyczna fa scy nacja dodaje, ja k o ty m m ów iliśm y, em fazy sło w om i gestom um ierającego. N a jb ardziej zm ieniła się n a to m ia st postaw a asystują cych . Jak k o lw iek
7 M. Vovelle: Piété baroque et Déchristianisation. Paris 1973. Zob. tegoż autora (razem z G. Vovelle) Vision de la
mort et de l’au-delà en Provence. „Cahiers des Annales”
P H IL IP P E A R IÈ S 128
Żałobny obyczaj
Spontaniczny żal
u m ierający g ra n ad al głów ną rolę, a sy stu jąc y nie są już, ja k daw niej, b iern y m i fig u ra n ta m i, k tó rz y za m y k ają się w m odłach, a w każdym razie — m iędzy X III a X V III w. — nie okazują takiego bólu, ja k K aro l W ielki czy k ró l A rtu r. N iepoham ow any żal z w czesnego średniow iecza z ry tu alizo w ał się bow iem w X II w. O dtąd żałoba zaczyna się dopiero po stw ie rd z en iu śm ierci, a objaw ia się w sposobie u b ie ran ia i zw yczajach, a tak że w d okładnie u stalo nym przez obyczaj okresie żałoby.
Od końca średniow iecza do X V III w. żałoba m iała zatem zadanie podw ójne. Z jedn ej stro n y zm uszała ona rodzinę zm arłego do okazyw ania, p rzy n ajm n iej przez pew ien czas, bólu — k tó ry n ie zawsze b y ł doznaw any. O kres te n m ógł być zred u k o w an y do m inim um przez szybkie pow tórne m ałżeństw o, nig dy jed n a k nie b y ł całkiem znoszony. Z d ru g iej stro n y celem żałoby było chro nien ie przed n a d m ie rn y m bó lem tych, k tó rz y rzeczyw iście by li głęboko dotknięci. N arzucała człow iekow i pew ien ty p życia to w arzy skiego, obow iązkow e w izy ty krew n ych , sąsiadów i przyjaciół, podczas k tó ry c h jego ból m ógł znaleźć sw obodne ujście, nie p rzekraczając je d n a k stopnia ustalonego przez konw enanse. Otóż w X IX w. sto pień te n p rze stał być respektow any, a żałoba ro zra sta się poza zw yczajow e granice. O kazuje wręcz, iż nie liczy się z obow iązkam i tow arzyskim i, iż je s t n ajb ard ziej spontanicznym , niepoham ow anym zgoła w yrazem głębokiej ran y : pogrążeni w żałobie płaczą, m dleją, słan iają się, odm aw iają jed zen ia — niczym niegdyś tow arzysze R olanda czy Lancelota. J e st to ja k b y pow rót, po siedm iu stuleciach powściągliwości, do spontanicznych i nieu m iark o w an y ch — p rz y n a j m niej n a pozór — d em o n stracji z w czesnego śred n io wiecza. X IX w. je s t epoką żałoby w tak ic h p o sta ciach, k tó re dzisiejszy psycholog nazw ałby h iste ry c z n y m i ; n iek ied y rzeczyw iście graniczy ona z obłędem , ja k w opow iadaniu M arka T w ain a z 1893 r. T h e C alifornian’s Tale, gdzie pew ien człowiek, k tó ry
129 Sm i e rC d r u g i e g o
nigdy nie pogodził się ze śm iercią żony, od dzie w ię tn a stu la t spędza każdą rocznicę tej śm ierci n a oczekiw aniu niem ożliw ego pow rotu, w gronie w spół czujących przyjaciół, k tó rz y pom agają m u p o d trz y m ać jego iluzje.
P rzesadność żałoby w X IX w. m a określone znacze nie: oznacza ona, że pozostałym p rzy życiu tru d n ie j niż niegdyś pogodzić się ze śm iercią drugiego. T ak więc śm ierć budząca lęk to nie śm ierć w łasna, lecz śm ierć drugiego — „ tw o ja śm ierć” (la m o rt de toi). To w łaśnie uczucie tk w i u źródeł współczesnego k u l tu grobów i cm entarzy, k tó ry w y p ad nie n am tera z analizow ać. Chodzi tu o zjaw isko religijne, c h a ra k tery sty c z n e dla epoki w spółczesnej. Jego doniosłość może być n ied o strzeg alna d la w spółczesnych A m e ry kanów , podobnie ja k dla m ieszkańców przem ysłow e go — i p ro testan ck iego — północnego zachodu E u ro py, k tó rzy m ogą uw ażać te n k u lt za obcy ich k u ltu rze. A nglik lub A m e ry k a n in nie om ieszkaliby zaznaczyć sw ojego d y sta n su w sto su nku do naszej a rc h ite k tu ry nagrobn ej w e F ra n c ji lub W łoszech. Je d n ak że zjaw isko to, jak k o lw iek rzeczyw iście nie rozw inęło się u nich ta k bardzo, nie oszczędziło ich przecież całkow icie. W rócim y jeszcze do tego — w a rto dow iedzieć się, co m ianow icie z tej religii zm arły ch przy jęli, a co odrzucili.
P o d k reślm y przed e w szystkim , że k u lt grobów w X IX i X X w. nie m a nic w spólnego ze starożytnym i, przedch rześcijańsk im i k u lta m i zm arły ch ani też z po zostałościam i ty ch p ra k ty k w folklorze. P rzy p o m nijm y, co było ju ż pow iedziane o średniow ieczu, o grzeb an iu ad sanctos w kościele lu b p rzy kościele. Średniow ieczne postaw y um ysłow e wobec zm arłych dzieli od postaw sta ro ż y tn y c h w ielki przełom . W średniow ieczu zm arli by li pow ierzani Kościołowi, a w łaściw ie porzu cani w nim i d o kładne um iejsco w ienie ich grobu, którego najczęściej nie w skazyw ał ani żaden pom nik, ani n a w e t in skry pcja, było n ie istotne. Co p ra w d a od XIV, a zw łaszcza od X V II w.
P H IL IP P E A R IÈ S 130
Kult grobów
Zmarli zatruwają żywych
częściej w idoczna je st i żyw sza dbałość o lokalizację g ro b u i te n d e n c ja ta n iew ątpliw ie św iadczy o now ej postaw ie uczuciow ej, k tó ra m anifestow ana je s t co raz bardziej, choć nie zdołała zapanow ać w pełni. Zbożne albo m elan cholijne odw iedzanie grobu d ro giej osoby było ak tem nieznanym .
W d ru g iej połow ie X V III w. rzecz uleg ła zm ianie; m iałem okazję prześledzić ten p rz e w ró t w e F ra n c j i 8.
Zagęszczenie zm arłych w kościołach lub na m ałych dziedzińcach kościelnych nagle s ta je się w latach sześćdziesiątych X V II w. nie do zniesienia — p rzy n ajm n iej dla um ysłów „ośw ieconych” . Coś, co trw ało przez całe niem al tysiąclecie, nie budząc żadnych zastrzeżeń, p rzestaje b yć tolerow ane i sta je się obiek tem g w ałtow nych k ry ty k . W idać to w całej lite ra tu rze. Z jed nej stro n y zdrow ie publiczne zagrożone je s t przez szkodliwe w yziew y, jako że z grobów w y d o b y w ają się zakaźne odory. Z drugiej stro n y ziem ia kościołów, ziem ia p rzep ełniona cm en tarn y m i zw ło kam i, w y staw a tru p ia rn i — n ieu stan n ie narusza god ność zm arłych.
Z arzucano Kościołowi, że robi w szystko dla duszy, n a to m ia st nic dla ciała, że bierze pieniądze za msze, n a to m ia st nie dba zgoła o groby. Przypom inano p rzy k ła d staro ży tn y ch — ich troskliw ość w stosunku do zm arłych, k tó rej św iadectw em są pozostałości grobów i elokw encja ich epigrafii nagrobnej. Z m arli nie p ow inni zatru w ać żyw ych, żyw i zaś pow inni zm arłym okazywać, przez p raw d ziw y św iecki k u lt, swój szacunek. G roby staw ały się znakam i obecności z m arły ch pom im o śm ierci — obecności, k tó ra nie m usi zakładać nieśm iertelności, o jak iej m ow a w r e ligiach z ideą zbaw ienia, ja k chrześcijaństw o. Obec ność ta b y ła odpow iedzią n a p rzyw iązanie żyw ych 8 P. Ariès: Contribution d l’étude du culte des morts
à l’époque contemporaine. „Revue des Travaux de l’Acadé
mie des Sciences Morales et Politiques” Vol. CIX 1966, s. 25—34.
131 Śm i e r ć d r u g i e g o
i ich nie zn an y dotychczas opór przeciw pogodzeniu się ze zniknięciem drogiej osoby. Czepiano się jej resztek. Posuw ano się n a w e t do tego — ja k N ecker i jego żona, rodzice p a n i de S taël — że zw łoki po zostaw iano w idoczne w naczyniu ze sp irytu sem . N iew ątp liw ie tak ie p rak ty k i, jak k o lw iek zalecane przez n iek tó ry ch a u to ró w u to p ijn y ch koncepcji, n ig dy nie b y ły pow szechnie p rzy jęte. Je d n ak ż e zgodnie z pow szechną opinią chciano sw oich zm arły ch bądź zachow yw ać u siebie, grzebiąc ich w posiadłości ro dzinnej, bądź móc ich odwiedzać — jeśli pochow ani zostali n a cm en tarzu publicznym . Ale żeby m ożna ich było odwiedzać, m usieli być u siebie, podczas gdy w dotychczasow ej p ra k ty c e należeli do Kościoła. D aw niej chow ano pod obrazem M atki Boskiej albo w k ap licy N ajśw iętszego S a k ram e n tu . T eraz chcia no móc znaleźć się dokładnie w m iejscu, w k tó ry m ciało zostało złożone i chciano, żeby to m iejsce n a leżało całkow icie do nieboszczyka i jego rodziny. W ówczas to koncesja n a grobow iec sta ła się pew ną form ą w łasności, w yłączoną z o bro tu handlow ego, ale z g w a ra n cją w ieczystości. J e s t to w ielka innow acja. Będzie się teraz odw iedzać grób tak , ja k odw iedza się kogoś z k rew n y ch albo w łasny dom, pełen wspo m nień. W spom nienie nad aje zm arłem u pew nego ro d zaju nieśm iertelność, zgoła obcą początkom chrze ścijańskim . Począw szy od końca X V III, ale jeszcze w X IX i X X w. do n ajgo rliw iej odw iedzających grob y w e F ra n c ji n ależą an ty k lery k ałow ie, agnostycy i niew ierzący. O dw iedzanie cm en tarza było w e F ra n cji i W łoszech — i nad al je st — w ielkim , n ieu sta jącym ak tem relig ijn y m . Ci, k tó rzy nie chodzą do kościoła, chodzą je d n a k zawsze n a cm en tarz; n a b ran o p rzy ty m zw yczaju przynoszenia kw iatów na grób. Tam sk u p ia ją się, czyli w sp om inają zm arłego i k u lty w u ją jego pam ięć.
A w ięc k u lt p ry w a tn y ; zarazem jed n a k — od po czątku — publiczny. K u lt w spom nień naty ch m iast rozszerzył się, w sk u te k tego sam ego przeobrażenia
Koncesja na grobowiec
P H IL IP P E A R IÈ S 132
park i muzeum
wrażliw ości, z jed n o stk i n a społeczeństw o. O siem nastow ieczni tw ó rcy p ro jek tó w c m e n tarz y pragnęli, Cmentarz jako żeby cm en tarz by ł zarazem p a rk ie m zorganizow a
n y m dla w izyt rodziny i m uzeum sław n y ch m ę żów — ja k k a te d ra św iętego P a w ła w L o n d y n ie 9. G roby b o h ateró w i w ielkich ludzi b y ły b y ta m czczo ne przez państw o. J e s t to k oncepcja o dm ien n a od k oncepcji kaplic lub grobow ców d y n asty czn y ch — ja k Saint-D enis, W estm inster, E sc u ria l czy kościół K apucynów w W iedniu. W końcu X V III w. pow staje now y obraz społeczeństw a, k tó ry rozw inie się w X IX w., a znajdzie swój w y raz w pozytyw izm ie A ugusta Com te’a — uczonej form ie nacjonalizm u. Sądzi się, a n a w e t czuje, że społeczeństw o sk ład a się zarów no z żyw ych, ja k ze zm arłych, p rzy czym zm arli m a ją ta k samo znaczenie i ta k sam o są nie zbędni, ja k żywi. P ań stw o z m arły ch je s t d ru g ą stro n ą społeczeństw a żyw ych, a raczej nie d ru g ą stroną, lecz obrazem — jego ponadczasow ym (in te m porel) obrazem . Z m arli bow iem przeszli m om ent p rzem ian y i ich pom niki są w id zialn ym i znakam i w ieczności społeczeństw a. C m entarz odzyskał w ten sposób w m ieście m iejsce — fizyczne i m oralne zarazem — k tó re stra c ił w e w czesnym średniow ie czu, a k tó re zajm ow ał w starożytności. Co w iedzie liby śm y o cyw ilizacjach staroży tny ch, gd yb y nie p rzedm ioty, in sk ry p cje i ikonografia, znalezione przez archeologów w grobach? Nasze gro b y są puste, ale cm en tarze sta ły się w ym ow ne. J e s t to n a d e r w ażny ry s cyw ilizacji i m entalności.
Od początku X IX w. m yślano o zlikw idow aniu p a ry skich cm entarzy, do k tó ry c h d o tarła rozbudow a m iasta, i p rzen iesieniu ich poza granice m iejskie. A dm in istracja N apoleona III chciała te n p ro je k t Puste groby
i wymowne cmentarze
9 Projekty przedłożone pełnomocnikowi parlamentu pary skiego po wydaniu edyktu w 1776 r. unieważniającego daw ne cmentarze i nakazującego przeniesienie ich poza mia sto: dokumenty Joly de Fleury. Bibliothèque Nationale, ms. f. 1209, folio 62—87.
133 Sm i e rC d r u g i e g o
urzeczyw istnić. M ogła odw ołać się zresztą do p rece densu: pod koniec p an ow an ia L u d w ika X V I sta ry cm en tarz des Innocents, k tó ry b y ł u żytkow any ju ż po nad pięć stuleci, został zniw elow any, p rzeo ran y i p rze ry ty , a p o tem odbudow any p rzy całkow itej obojętności ludności. A le w drugiej połow ie X IX w. m entalność u leg ła zm ianie: cała opinia publiczna pow stała przeciw ko św ięto k rad czem u p ro jek to w i ad m in istra c ji — jedno g ło śn a opinia, w obrębie k tó rej kato licy spotkali się ze sw oim i przeciw nikam i, po zytyw istam i. Obecność cm en tarza b y ła tera z d la spo łeczności niezbędna. K u lt zm arły ch je st dziś jed n ą z form czy też je d n y m z w yrazów patrioty zm u . Rocznica I w o jn y św iatow ej — jej zw ycięskiego zakończenia — tra k to w a n a je st w szak w e F ra n c ji jak o św ięto zm arły ch żołnierzy. O bchodzona je st p rzed pom nikiem zm arłych, k tó ry je s t w każdym n a jm n iejszy m n a w e t fran cu sk im m ieście. Bez ta kiego pom nika niepodobna uczcić Z w ycięstw a. Toteż w now ych m iastach, k tó re stw o rzy ł niedaw no roz w ój przem ysłow y, b ra k pom nika zm arłych staw iał w obec problem ów . W y b rn ięto z nich, an e k tu jąc m o ra ln ie p om nik z sąsiedniej w ylu d n io nej m iejsco w ości 10. P o m n ik te n je s t bow iem grobem , k tó ry jest zapew ne pu sty , ale k tó ry u p a m ię tn ia — a więc m o- n u m e n tu m .
D ochodzim y te ra z do pew nego m om en tu tej długiej ew olucji, w k tó ry m m usim y przerw ać, by w prow a dzić pew ien now y czynnik. Śledziliśm y dotychczas zm ienność w czasie — w skali czasu długiego, lecz przecież zm ieniającego się. N ie w p row adzaliśm y r a czej — z w y ją tk ie m pew ny ch szczegółow ych p u n k tó w — zm iennych p rzestrzen n ych . M ożna powiedzieć, że zjaw iska, k tó re badaliśm y, b y ły w całej zachod n iej cyw ilizacji m niej w ięcej identyczne. Otóż w X IX w. to podobieństw o m entalności zanika i po 10 Przypadek miasta Lacq koło Pau, zbadany przez H. Le- febvre’a.
Kult zmarłych i patriotyzm
P H IL IP P E A R IÈ S 134
Przestrzenne zróżnicowanie
„Tu spoc:ywa”
ja w ia ją się w ażkie odm ienności. A m e ry k a Północna, A nglia i część E u rop y północno-zachodniej oddziela się od F ran cji, N iem iec i W łoch. N a czym to zróż nicow anie polega i ja k i je s t jego sens? W X IX w. i przed w o jn ą 1914 r. (w ielkim p rze w ro te m obycza jow ym ) nie w idać odm ienności ani w p rotokole po grzebu, an i w zw yczajach żałobnych. W y stęp u je n a tom iast w cm en tarzach i w sztuce n agrob nej. Nasi angielscy p rzy jaciele z w racają nam , ludziom z kon ty n en tu , uw agę n a barokow ą ek stra w a g a n cję cm en ta rz y — n a p rzy k ład Cam po Santo w G enui, daw ny ch dziew iętnastow iecznych c m en tarzy w dużych m iastach francuskich, z unoszącym i się n a d grobam i posągam i, k tó re m io tają się, o b ejm u ją i szlochają. Bez najm n iejszej w ątpliw ości w łaśnie w te d y po ja w iła się odm ienność.
Zaczęło się pod koniec X V III w. od m odelu w spól nego. D zisiejszy cm entarz angielski bardzo przypo m ina fran cu sk ie cm entarze z końca X V III w., kiedy to zabroniono grzeb ania w kościołach, a n a w e t w m iastach — takie, jak ie w stan ie nie naruszonym o d n a jd u je m y po tej stro n ie A tlan ty k u , na p rzyk ład w A lek san d rii (W irginia): tro ch ę w si i przyrody, p ięk n y ogród angielski, niek ied y jeszcze — ale n ie koniecznie — obok kościoła, pośród tra w y , m chu i drzew . G roby z tego okresu b y ły zestaw ieniem dw óch elem entów , k tó re przed tem stosow ane b y ły oddzielnie: h o ry zo n talnej p ły ty grobow ej n a ziem i oraz in sk ry p c ji „Tu spoczyw a” albo tab lic y fu n d a cyjnej, przeznaczonej do um ocow ania pionowo n a m u rze lub kolum nie. W e F ran cji, n a nielicznych istn iejący ch jeszcze cm en tarzach z końca X V III w., oba elem en ty są połączone. W A nglii i koloniach am ery k ań sk ich najczęściej zachow ał się w yłącznie e lem en t pionow y w form ie steli, oznaczającej m iejsce grobu, którego stopy b y ły n iek ied y zaznaczane m a ły m k am ien n y m słupkiem .
In sk ry p c ja — b io g raficzna i elegijn a zarazem — to je d y n y luksus ty c h nagrobków , m an ifestacy jn ie
135 ŚM IE R Ć D R U G IE G O
prostych. Od tej p ro sto ty odstępow ano tylko w dw óch w y jątk o w y ch przy p ad k ach : w p rzy p a d k u w y b itn y ch zm arłych, k tó ry ch los d aw an y b y ł za p rzy k ła d n a jak im ś c m en tarzu narodow ym , oraz w przy p ad k u śm ierci dram aty czn y ch i niezw ykłych. C m entarz ten by ł w ynikiem długiego poszukiw ania prostoty, k tó re m ożna prześledzić, w rozm aitych form ach, w ca łej cyw ilizacji zachodniej, n a w e t w papieskim R zy mie, gdzie n aw y k i barokow e są ciągle silne.
P ro sto ta t a nie oznacza b y n a jm n ie j nieczułości —■ przeciw nie, je st ona bardzo dobrze dostosow ana do rom antycznego k u ltu zm arłych. Pierw szego piew cę k u lt ten znalazł w A nglii: T hom as G ray ułożył E le gię napisaną na w ie js k im cm entarzu. The E legy ! Została ona przełożona n a fra n c u sk i — przez A n d ré C hen iera m ianow icie — i sta ła się w zorem . W A m eryce raczej, w W aszyngtonie, niż w p arysk im P an teo n ie znajdziem y pierw sze w y raziste objaw y pogrzebow ego k u ltu boh aterów narodow ych. W h i story czny m c e n tru m m iasta, p ełn ym pom ników kom - m em o raty w n y ch — n a p rzy k ład W ashingtona, J e f fersona, L incolna — k tó re są p u sty m i grobowcam i, w spółczesny E u ro p ejczy k spoty ka in n y osobliw y k rajo b raz: cm en tarz A rlington, w k tó ry m c h a ra k te r narodow y i pu bliczny połączony je s t z tłem p ry w atnego ogrodu dom u Lee-C ustis. A przecież, ja k kolw iek zaskakujący dla w spółczesnego E uropejczy ka, ob yw atelsko-żałobny pejzaż A rlin g to n i M ail w yw odzi się z tej sam ej p ostaw y uczuciow ej, któ ra tak rozm nożyła pom niki zm arłych w e F ra n c ji z la t
1920.
P u n k t w y jścia je st więc, zarów no pod koniec X V III w., ja k i n a początku X X w., ta k i sam — niezależnie od różnic m iędzy katolicyzm em a pro testanty zm em .
S tan y Zjednoczone i północno-zachodnia E uropa po zostaną m niej lu b bard ziej w iern e tem u daw nem u m odelowi, w okół którego zbiegały się p ostaw y uczu ciowe w X V III w. O ddaliła się od niego w łaśnie
Elegia T. Graya
Pejzaż obywatelsko--żałobny
P H IL IP P E A R IÈ S 136
Mały, przenośny grobowiec
Religia...
E uropa k o n ty n en taln a, k tó ra zaczęła budo w ać swoim zm arłym coraz bardziej skom plikow ane grobow ce. D rogę do w y jaśn ien ia w skazałby n a m m oże pew ien zwyczaj am ery k ań sk i: m ou rn in g p ictu res — gdyby zbadać go uw ażnie. W iduje się tak ie o b razk i w m u zeach — są to lito g rafie lu b h a fty przeznaczone do ozdobienia dom u. P e łn ią one jed n ą z ró l grobow ca: rolę obiek tu kom m em oratyw nego; je s t to w ięc coś w rod zaju m ałego przenośnego grobow ca, odpow ied niego dla am ery k ań sk iej m obilności. P odo bn ie w m u zeum Y ork sh ire w A nglii m ożna obejrzeć szereg w ik to riań sk ich m em en to , k tó re są rep ro d u k c ja m i neo
gotyckich kaplic żałobnych — w łaśnie ty c h kaplic, k tó re fran cu sk im budow niczym tej sam ej epoki słu żyły za w zór grobowców. A nglicy i A m ery k anie p rzed staw iali więc n iejako n a papierze i jed w ab iu — czyli w m ate ria ła c h n ie trw a ły c h — to, co E u ro p ej czycy z k o n ty n en tu p rzed staw iali w kam ien iach n a grobnych.
P o w staje oczywiście pokusa, żeby tę odm ienność w iązać z odm iennością religii — z opozycją m iędzy pro testan ty zm em a katolicyzm em .
D la h isto ry k a je s t to w y jaśnienie p od ejrzan e — p rzy n ajm n iej p rzy w stępnym zbadaniu. Podział n a soborze try d e n c k im je st przecież o w iele w cześniej szy od zróżnicow ania zw yczajów pogrzebow ych. Przez cały X V II w. chow ano dokładnie ta k samo (pom inąwszy, rzecz jasna, liturgię) w A nglii S am uela Pepysa, czy w H olandii m alarzy w n ę trz kościołów i w kościołach w e F ra n c ji czy W łoszech. Te sam e b y ły postaw y um ysłow e.
J e s t jed n a k w ty m w y jaśn ien iu przez religię coś z praw dy , jeśli zauw aży się, że w X IX w. katolicyzm rozw inął sen ty m entalne, em ocjonalne fo rm y e k sp re sji, od k tó ry ch oddalił się w X V III w. po w ielkiej reto ry ce b a ro k u — stw orzył coś w ro dzaju ro m a n tycznego neobaroku, bardzo odm iennego od oczysz czanej relig ii reform ow anej X V II i X V III w. Nie p ow inniśm y w szelako zapom inać o tym , że, ja k
137 Ś M IE R Ć d r u g i e g o
to niedaw no pow iedzieliśm y, egzaltow any, em ocjo n a ln y c h a ra k te r k u ltu zm arły ch nie w yw odzi się z chrześcijaństw a. Jego źródło tk w i w pozytyw izm ie; p otem przyłączyli się do niego k ato licy i przysw oili sobie te n k u lt ta k doskonale, że w k rótce zaczęli go uw ażać za rodzim y.
Czy nie należałoby zastanow ić się raczej n a d cha ra k te ry sty k ą ew olucji społeczno-gospodarczej w X IX w .? C zynnikiem d eterm in u jący m byłby w ó wczas raczej stopień ind u strializacji i urbanizacji. N eobarokow a postaw a żałobna ro zw ijałaby się przeto w ty ch ku lturach , w k tó ry ch n aw et w m ałych i w ielkich m iastach w p ły w y w iejsk ie przetrw ały i n ie zostały przez w zrost gospodarczy — nie ta k szybki — w yelim inow ane. K w estia pozostaje o tw ar ta. P ow inna ona, jak m i się w ydaje, zainteresow ać h istoryk ó w m entalności am ery k ań sk iej.
W każdym razie lin ia podziału w y stą p iła i odegra znów pew ną rolę w połow ie X X w. O drzucenie śm ierci w X X w. będzie niezrozum iałe, jeśli się tego nie uw zględni, jako że postaw a ta po w stała i rozw i n ę ła się ty lko po jedn ej stro n ie tej granicy.
i ewolucja społeczno- gospodarcza
Odrzucenie śmierci