Bronisław Dembowski
Zagadnienie egzystencjalistycznego
punktu wyjścia w metafizyce
Studia Philosophiae Christianae 10/1, 29-47
St lid i a P h ilo so p h ia e C h ris tia n a e ATK
10(1974)1 BRO N ISŁAW DEM BOW SKI
ZAGADNIENIE EGZYSTENCJALISTYCZNEGO PUNKTU W YJŚCIA W METAFIZYCE
W stę p . 1. R ozdźw ięk m ięd zy m inim alizm em a m ak sy m alizm em w filozofii. 2. P o stu la t u z u p e łn ie n ia e g z y ste n c ja liz m u i p o zy ty w izm u . 3. F re d e ric k a Son- ta g a p ró b a o p a rc ia m e ta fiz y k i n a d o św ia d c z e n iu e g z y ste n c ja listy c z n y m ,
4. K o n k lu zja — p e rs p e k ty w y .
W stęp
W artykule tym przyjm uję za punkt w yjścia tw ierdzenie, iż istnieje w e w spółczesnej filozofii radykalizujący się rozdźw ięk m iędzy postulatem popraw ności m etodologicznej, doprow adza jącym niekiedy do ograniczania przedm iotu badań, a postula tem staw iania i rozw iązyw ania w ielkich problem ów, doprow a dzającym niekiedy do lekcew ażenia słusznych w ym agań me todologicznych. Zjawisko to nazyw am rozdźwiękiem między postaw ą m inim alistyczną a m aksym alistyczną, którego jednym z przejaw ów jest rozdarcie m iędzy pozytywizm em i egzysten- cjalizmem (1). Zwracam potem uw agę na program ow ą niepeł- ność pozytyw izm u i egzystencjalizm u. N astępnie — zauw a żywszy, że owa program ow a niepełność uniemożliwia zbliże nie ty ch obozów, twierdzę, że należy postulow ać uzupełnienie, oraz, iż tak zwana filozofia klasyczna — mimo swoje rów nież niepełności — może ów postulat w ypełnić, poniew aż zajm u je m iejsce pośrednie, bo chce staw iać i rozw iązyw ać w ielkie zagadnienia w sposób możliwie m etodologicznie popraw ny (2). Z kolei przedstaw iam próbję F redericka Sontaga oparcia m etafi zyki na doświadczeniu egzystenicjalistycznym(3). Można już tu powiedzieć, iż Sontag pragnie uzupełnić wnioskami m etafi
zycznymi myśJ egzystencjalistyczną, niepełną z w łasnego zało żenia. W ostatniej części (4) zwracam uw agę na podobne m o m enty, jakie dostrzec można w tym, co czynił M aritain form u łując tak zwaną ,,VI drogę", oraz w tym, co obecnie czynią w Polsce m iędzy innym i M arian Jaw orski i Józef Tischner, choć każdy z nich zupełnie inaczej. W zakończeniu chcę p o d kreślić, iż tego rodzaju badania mogą stać się punktem w yjścia dla rozw ażań pogłębiających pojęcie przygodności i umożli w iających szersze jego w ykorzystyw anie, gdy wzbogacone zo
stanie o elem ent podmiotowy, nie dość uw zględniony —■ jak
sądzę — w tak zw anej filozofii klasycznej. Umożliwi to — być może — traktow anie myśli fenom enologiczno-egzystencjalisty- cznej jako kontynuacji klasycznego filozofowania upraw iane go przez zw olenników tom istycznego realizm u egzystencjalne go, i w łaśnie to filozofowanie może wzbogacić o ów niedoce niany elem ent podmiotowy.
1. Rozdźwięk m iędzy minimalizmem a maksym ałizmem w filozofii
K ilkanaście lat tem u M orton W hite, profesor U niw ersytetu w H arvard, ch arakteryzując sytuację w filozofii am erykań skiej pisał1, iż można tam zauw ażyć dwa obozy, któ re my, po sługując się term inologią Tatarkiew icza, możemy nazw ać mi nimalizmem i maksymałizmem. Są to z jednej stro n y raczej an glosascy zw olennicy filozoficznej drobiazgowości, to jest prag- m atyści, logikalni pozytyw iści i analitycy, oraz z drugiej stro ny raczej z kontynentalną Europą związani zw olennicy w ielkiej filozofii upraw ianej w klasyczny, m onum entalny sposób. Ci ostatni, niestety, coraz mniej m ają zrozum ienia dla w ym agań metodologicznych, coraz radykalniej staw ianych przez pierw szych. Tłumaczy ich czasem to, że pierw si staw iają te w ym aga nia tak wysoko, iż w ielu zagadnień, po ludzku w ażnych, zgod nie z tym i w ym aganiam i nie można uznać naw et za sensowne. W ten sposób nadm ierny rygoryzm m etodologiczny — postulu jący ograniczenie przedm iotu badań tylko do tych zagadnień, k tó re można staw iać w sposób zbyt arbitralnie uznaw any za je
dynie sensow ny — może prowadzić, i często prowadzi, do lek cew ażenia naw et słusznych w ym ogów m etodologicznych przez tych myślicieli, k tó rzy nie zgadzają się na w yelim inow anie w imię metodologii z pola badań zagadnień egzystencjalnie ważnych.
N iestety, trzeba powiedzieć, że na razie rozdźw ięk ów — i to nie tylko w A m eryce — raczej się powiększa. N adużyw a nie przez filozofów pierw szego obozu słynnej siódmej tezy W ittgensteina „O czym nie można mówić, o tym trzeba mil czeć"2, doprow adza niekiedy do iracjonalizm u: ponieważ n ie możliwe jest racjonalne dowodzenie, a naw et mówienie, w w ie
lu dziedzinach egzystencjalnie w ażnych ■—· ja k w myśl owej
zasady w ykazują logikalni pozytyw iści — więc spraw y te — jak sądzą zw olennicy staw iania ow ych w ielkich p ytań — trze ba rozstrzygać irracjonalnie. Toteż W alter Kaufmann, profe sor filozofii U niw ersytetu w Princeton, charakteryzuje sy tu ację w jeszcze m ocniejszych słowach: „Jedną ze sm utniejszych cech naszej epoki jest to, że jesteśm y postaw ieni w obec cał kowicie niekoniecznej dychotomii, rozbicia na dwa skrajne obozy: z jednej strony są ci, k tórych cześć dla intelektualnej jasności i dyscyplina um ysłow a może być staw iana za wzór, ale nie chcą oni podejm ow ać innych problem ów, jak tylko małe i to często zgoła błahe; w drugim obozie zaś są tacy jak Toynbee i niektórzy egzystencjaliści. Ci podejm ują w ielkie i in teresu jące problem y, ale w taki sposób, iż pozytyw iści z tego pierw szego obozu w skazują na nich, jako na żywe dowody, że każdy w ysiłek tego rodzaju jest z góry skazany na niepowodzenie. Obie stro n y świadome błędów swoich oponentów, idą do co raz dalszych skrajności. Przepaść się rozszerza, a inteligentny laik pozostaw iony pośrodku w krótce straci obie strony z oczu”3.
Można się zgodzić z Kaufmännern. Istotnie w takiej sytuacji znalazło się wielu, być może znakom ita w iększość w spółczes nych am erykańskich myślicieli filozoficznych. Sytuacja ta w y w iera taki w łaśnie w pływ na przeciętnego am erykańskiego inteligenta, a jest to sytuacja charakterystyczna nie tylko dla
Ameryki, toteż przypom inają się m elancholijne słowa rezyg nacji w ypow iedziane przez śledzia w znanej fraszce K otarbiń skiego z „W esołych smutków": „gdzie jasno, tam płytko; gdzie głęboko, tam ciemno". O graniczając się jedn ak do egzemplifi- kacji am erykańskiej, możemy powiedzieć, iż tam rzeczywiście z jednej stro n y większość katedr ta k zwanej filozofii objęta jest przez uczniów W ittgensteina, C arnapa i Reichenbacha. Są to logikalni pozytywiści, godni podziwu w yznaw cy in telektu alnej jasności i dyscypliny um ysłow ej. Przeprow adzane jednak przez nich coraz dokładniejsze analizy języka i m etod dopro w adzają laików (i nie tylko laików) spodziew ających się cze goś od filozofii do nastro ju rodzącego dow cipy analogiczne do drw in z subtelności scholastycznyCh, a w yrażających rezygna cję z nadziei pokładanych w filozofii tego rodzaju. Klasyczne są już dow cipy na tem at „o znaczeniu znaczenia".
Z drugiej strony znajdują się coraz bardziej irracjonalnie upraw iający filozofię egzystencjaliści i inni „filozofowie doli ludzkiej"4. Staw iają oni zagadnienie egzystencjalnie ważne i interesujące, ale często program ow o nie zachow ują koniecz nych rygorów metodologicznych. Spraw iają więc w rażenie, iż rzeczyw iście „gdzie głęboko, tam ciemno", a naw et w ięcej: gdzie głęboko, tam ciemno i bez sensu. N atom iast klasyczni filozofowie, którzy u M ortona W h ite'a stanow ili drugi obóz, tu już — w śród tak radykalnie w ykrystalizow anych postaw — nie bardzo się liczą. Dla pierw szych są ciągle za mało ściśli i za mało m etodologicznie popraw ni — za mało racjonalni. Dla drugich zaś są zbyt ściśli, zbyt popraw ni metodologicznie, za mało in teresujący zagadnieniam i — za bardzo racjonalni. A niekiedy pierw si, ta k bardzo rygorystyczni w swej pracy naukow ej, jednocześnie są irracjonalistam i w sferze zagadnień egzystencjalnie w ażnych, a trudnych, czy naw et niemożliwych, do badania tak rygorystycznym i metodami (na przykład w re ligijności — bo byw ają w śród nich pobożni — są fideistami). W tedy łatw o oskarżają filozofów klasycznych o nadm ierny ra cjonalizm lub — co gorzej — o pseudoracjonalizm .
dw a obozy, zjednoczone tylko niechęcią do klasycznej filozo fii. N azw ijm y je pozytyw istam i i egzystencjalistam i. „Dopóki pojm ujem y — pisze M orton W hite — filozofię jako przedm iot podzielony na ściśle izolowane części, dopóki sądzimy, że jed ni filozofowie — jak Sartre — m ają nas tylko wzruszać, a in ni — jak C arnap — m ają tylko przeprow adzać ścisłe dowody, filozofia musi się nam w ydaw ać dziedziną pełną konfliktów płynących nie tylko z braku zgody m iędzy filozofami, lecz — rzecz znacznie gorsza — z ich zupełnej niezdolności do w za jem nego zrozum ienia się".5 Stoimy w ięc przed problemem, czy rzeczywiście myśl filozoficzna je st absolutnie skazana na trw anie w tej sytuacji; to znaczy, czy nie można w dziedzinie zagadnień egzystencjalnie w ażnych i interesujących tak u p ra wiać filozofii, by zadość uczynić przynajm niej podstaw ow ym wym aganiom epistemologiczno-m etodologicznym , staw ianym przez myślicieli z pierw szego obozu, tak by metafizyka, bo o nią przede wszystkim chodzi, naw et jeśliby nie była uzna na za naukę sensu stricto, jednak by uznane i intersubiektyw -
nie uzasadnione były jej podstaw ow e twierdzenia?
Problem ten w A m eryce podjął m iędzy innymi Frederick Sontag6. Próbuje on, zwłaszcza w książce The Existentialist
Prolegomena to a Future M etaphysics, Chicago 1969, (dzieło
to dalej zwać będę krótko Prolegomenami) dać podstaw y, m e todologicznie możliwie popraw ne, dla metafizyki opartej na analizach doświadczenia przeprow adzonych przez egzysten- cjalistów.
Sontag jak w idzieliśm y w przypisie 6 je st filozofem i teo lo giem protestanckim n ie bojącym się kontaktów z m absym ałi- styczną katolicką myślą metafizyczną. Ponadto możemy pow ie dzieć, iż nie boi się kontaktów z minim alistycznym i „pozyty wistam i" — myślicielami z pierw szego obozu. Świadczy o tym, a jednocześnie podnosi zew nętrzną rangę Prolegomenów, fakt, iż dzieło to zostało w ydane przez The U niversity oi Chicago
Press, a obecnie W ydział Filozofii U niversity of Chicago
w znacznej m ierze jest reprezentow any przez myślicieli, któ rych nazyw am tu pozytywistam i. K ontynuują oni ostrożne,
analityczne prace zainicjow ane przez W ittgensteina i Koło W iedeńskie. N atom iast Prolegom ena są w yrazem przeciw nej opinii, że — m ianowicie — można i trzeba staw iać w ielkie pytania metafizyczne, nie rezygnując z podstaw ow ych w ym a gań metodologicznych. Powiedzm y — Sontag stara się w ’tym dziele przyw rócić praw a obyw atelstw a klasycznej filozofii pozbaw ionej ich zarów no przez pozytyw istów jak i egzysten- cjalistów. Chce tego dokonać opierając się na bazie em piry cznej dostarczanej przez egzystencjalizm . Czyniąc to jedno cześnie uzupełnia myśl egzystencjalistyczną, k tó ra jest nie pełną z w łasnego założenia. N iepełną jest również myśl pozy tyw istyczna, i to przynajm niej z dwóch pow odów. Podwójny b rak egzystencjalizm u to: form alnie — nie przestrzeganie słusz nych rygorów m etodologicznych, oraz treściow o — niedocenia nie zagadnień przedm iotowych. Podwójnym brakiem pozyty wizmu jest natom iast form alnie — postulat ograniczania przed m iotu badań odpowiednio do radykalnych reguł m etodologicz nych, oraz treściow o — w ynikające z tego postulatu niedoce nianie zagadnień podm iotowych, oraz całej klasycznej proble m atyki metafizycznej. Rozważania Sontaga nie tyle jednak m ają uzupełniać pozytywizm i egzystencjalizm , co wzbogacić myśl klasyczną o elem enty zaczerpnięte z egzystencjalizm u. To w y
daje się najciekaw sze.
2. Postulat uzupełnienia
Trzeba przyznać, że w spom niane cechy egzystencjalizm u i pozytywizm u m ają swoje odbicie w e w spółczesnej filozofii klasycznej. N iektórzy jej zwolennicy rezygnują niekiedy ze słusznych w ym ogów m etodologii w imię ważności zagadnień, którym i się zajmują. Inni zaś ulegają p resji rygoryzm u m eto dologicznego i nie doceniają pew nych zagadnień. Zwłaszcza problem atyka podm iotu w ydaje się być zaniedbyw ana, ponie waż jej badanie w ym yka się z pod rygorów m etodologicz nych ustalonych pod kątem badań przedm iotow ych. Trzeba jednak pam iętać o w ażnej, a często przez rygorystów m etodo
logicznych zapom inanej przestrodze A rystotelesa: ,,Co się ty czy opracow ania naszego przedm iotu, to w ystarczy może, je śli ono osiągnie ten stopień jasności, na k tó ry ów przedm iot pozwala. N ie we w szystkich bowiem w yw odach należy szu kać tego samego stopnia ścisłości, podobnie jak nie we w szy stkich tw orach ręki ludzkiej"7. C ytow any już przez nas M or ton W hite, jak się w ydaje, o tej przestrodze pam ięta, gdy pisze:
„M oje osobiste sym patie filozoficzne najbliższe są pragm a tyzmowi i filozofii analitycznej. M uszę jednak dodać, że sym p atyzuję rów nież z zadaniami, które staw ia sobie filozofia po ję ta w sposób bardziej tradycyjny, filozofia na w ielką skalę. D latego sądzę, że jest rzeczą najw yższej wagi, aby zjednoczyć dwa k o n trastujące elem enty w filozofii dw udziestego wieku: analityczna, pragm atyczna, językow a tendencja współczesnej filozofii anglo-saskiej w inna być uzupełniana przez niektóre intuicje i zainteresow ania bardziej hum anistycznej trad y cji filozoficznej na kontynencie europejskim . Dopóki te dwa ele m enty pozostają odizolowane, dopóki w yznaw cy ścisłej filo zoficznej techniki fabrykują noże służące głów nie do tęgo, by ostrzyć inne noże, narażają się oni na niebezpieczeństw o w y w ołania u siebie sam ych i u czytelników poczucia pustki i znużenia. Z drugiej strony, dopóki zw olennicy filozofii po jętej bardziej hum anistycznie będą ignorow ać w ielkie osią gnięcia Russella, M oore’a, Carnapa i W ittgensteina, — zapo minając, że widziani przez mgłę nostalgii w ielcy m yśliciele przeszłości: Platon, A rystoteles, K artezjusz, Locke, Hume, Kant, reprezentow ali nie tylko poryw ające uczucia i wizje, lecz rów nież fachow ą w iedzę — będą oni utrudniać odrodze nie w ielkości i potęgi filozofii"8.
W idzim y więc, że niepełność radykalnych stanow isk unie możliwia ich w zajem ne zbliżenie się i rozwój fiiozofii. K lasy czna filozofia dopomoże w przezw yciężeniu tej trudnej sytu acji, gdy 1° będzie uw zględniała słuszne ry g o ry metodologii, pam iętając jednak o cytow anej przestrodze A rystotelesa, oraz, gdy 2P będzie kontynuow ała swoje badania uzupełniając tra
dycyjną problem atykę przedm iotow ą przez problem atykę podmiotu, a w ięc gdy będzie uw zględniała analizy dośw iad czenia przeprow adzane przez fenom enologów i egzystencja- listów.
3. F redericka Sontag a próba oparcia m etafizyki na dośw iadczeniu egzystencjalistycznym
F. Sontag staw ia sobie zadanie rozw ijania filozofii
klasycznej w olnej od braków pozytywizm u „jasnego lecz płytkiego" i egzystencjalizm u „głębokiego lecz ciemnego". Ju ż ty tu ł jego dzieła: The Existentialist Prolegomena to a Fu
ture M etaphysics zw raca uw agę na ch arakter jego rozwiązań.
N aw iązuje bowiem do Prolegom enów Kanta. Sontag w yraźnie mówi, że pragnie dokonać „przekładu" Prolegom enów Kanta przez zastąpienie podstaw ow ych term inów kaniow skich cen tralnym i pojęciam i egzystencjalizm u (2). W ychodzi od stw ier dzenia, iż od czasów K anta zachodnia myśl teologiczna i filo zoficzna, (i ogólnie cała myśl chrześcijańska) pozbaw iona zo stała w łaściw ej i możliwej do przyjęcia bazy metafizycznej (7). To Sontagowe stw ierdzenie możemy przyjąć za słuszne przy najm niej w tym znaczeniu, iż od czasów K anta w ielu m yśli cieli sądziło, że nie można uznać problem ów m etafizycznych za m etodologicznie popraw ne i że nie można upraw iać teo lo gii n aturalnej w sposób racjonalny. Stanowisko agnostyczne przez w ielu uznane zostało za jedynie słuszne w tych dzie dzinach. Je st to fakt historyczny. Inni natom iast przeciw nie —
mówi Sontag ■—■ nadal upraw iali m etafizykę i teologię n atu
ralną, ale stała się ona w ich ujęciu na w zór H egla oderw aną od egzystencjalnie ujm ow anej rzeczyw istości logiczną analizą konieczności (boć przecież czy można mieć em piryczny kon ta k t poznaw czy z rzeczywistością? Świat dany w dośw iadcze niu to nie jest rzeczywistość. W ydaw ało się to oczyw iste po kaniow skim „przew rocie kopernikańskim "). Zwróćmy uw agę na to, że Sontag tkw i w nurcie filozoficznym w ytyczonym li nią rozw ojow ą: W olf — Kant — Hegel. Obok tego n u rtu
ist-nieje w A m eryce n u rt neoscholastyczny, z którego przedsta wicielam i Sontag jest zaprzyjaźniony. Przypom nijm y choćby czasopismo The M odern Schoolman, w którym w ydaw ał swoje artykuły. Niem niej jednak Sontag raczej tkw i w nurcie filozo ficznym borykającym się z problem atyką pokantow ską i prze ję ty jest zarów no K anta k ry ty k ą metafizyki, jak i pokantow ską m etafizyką idealistyczną. A w niej po heglow sku pojm ow any logiczny byt konieczny, całkowicie oderw any od rzeczyw istoś ci ludzkiego życia i przeżycia, stał się „jedyną rzeczyw istością — rzeczą w sobie". Można tu dodać, że analizy bytu przygod nego i koniecznego prow adzone przez tomistów, też zw ykle prow adzone są w oderw aniu od konkretnej rzeczywistości ludzkiego życia i przeżycia. Dostrzec· w nich można ja k g dy by przerost przedm iotow ego staw iania zagadnień, a niedosyt podmiotowego. Sontag w yraża przekonanie, że egzystencja lizm, w tym co twierdzi, a nie w tym co neguje, jest lekarstw em na ten stan rzeczy, bowiem mimo braki języka w jakim jest w ypow iadany, trw a — w przeciw ieństw ie do wyżej w zm ianko w anej filozofii ty pu heglow skiego — w bezpośrednim kontak cie z codzienną psychologiczną i em ocjonalną egzystencją zw ykłego człowieka (9). Sontag w yraża nadzieję, iż gdyby ta cecha egzystencjalizm u mogła zapewnić mocną, epistemolo- giczną bazę dla now ej metafizyki, można b y się-w ted y spo dziewać, że przekonaliby się o jej praw om ocności naw et fi lozofowie em piryści z pierw szego obozu pozytyw istyczno-lo- gikalnego. G dyby w ięc udało się stw orzyć psychologiczno- -em piryczną bazę dla metafizyki, m ogłoby się to okazać — spodziewa się Sontag — zdarzeniem o takiej w adze dla filo zofii, jakiego nie było od czasu „kaniow skiego przew rotu ko- pernikańskiego" (9). Sontag, choć ostrożnie często pow tarza owe „gdyby", jednak jest przekonany, że zadanie to można wypełnić, ponieważ można bronić słuszności dwóch tez pod staw ow ych dla now ych prolegom enów : po pierwsze, że odro dzenie zarów no metafizyki konstruktyw nej, jak on mówi, jak i filozoficznej teologii naturalnej, opartej na metafizyce, zależy od uprzednio zbudow anej psychologii filozoficznej, upraw ia
nej jako praw om ocna dziedzina wiedzy; po drugie, że egzy- stencjaliści w ykonali to zadanie, czyli zebrali w ystarczające dane em piryczne do zbudow ania psychologii filozoficznej (10). M ówiąc o tych tezach Sontag zw raca uw agę na to, że dotych czasowe próby tw orzenia metafizyki opierały się w pew nym sensie na naukach szczegółowych, m etafizyka była swoistym uogólnieniem doświadczenia zew nętrznego, kosmologicznego. W tym arty k u le nazyw am to przedm iotow ym ujęciem zagad nienia. O becnie jednak literatu ra egzystencjalistyczna w inna skłonić nas — mówi Sontag — do szukania bazy dla m etafi zyki w dośw iadczeniu w ew nętrznym . Być może — powiedzm y — umożliwi to uzupełnienie m etafizyki o ten moment, k tó ry nazyw am elem entem podmiotowym. W stępnym pytaniem , w e dług Sontaga, winno być to, które postaw ił Sartre: ,,Czym m usi być człowiek w swej w ew nętrznej, psychologicznej egzysten cji, skoro przez niego przychodziły i ciągle przychodzą na św iat m etafizyczne pytania?" (12). Zagadnieniem podstaw o wym stało się więc pytanie, czy i w jaki sposób psychologia introspekcyjna może być podstaw ą em piryczną dla spekulacji metafizycznych? Sontag dodaje: „jeżeli pytania metafizyczne w y rastają bezpośrednio z n atu ry człowieka, to możemy zna leźć tam w badaniu n atu ry człowieka podstaw ę em piryczną dla rozw ażań bardziej abstrakcyjnych, ... możemy także zna leźć now ą podstaw ą dla metafizyki, inną niźli te, które dają nauki pozytyw ne" (12).
Dalsze analizy doprow adzają Sontaga do czterech pytań, sform ułow anych na wzór kaniow skich w jego Prolegomenach. Do tych pytań sprow adza się całe zagadnienie nowej m etafi zyki: „1. Jak to jest możliwe, że pew ne (certain) dośw iadcze nia psychologiczne są fundam entalne dla m etafizyki i teolo gii? 2. Jak to jest możliwe, że literatu ra ma znaczenie dla filo zofii i teologii? 3. Ja k to jest możliwe, że m etafizyka i teo lo gia w yciągają ogólne w nioski z takiego m ateriału? 4. Jak to jest możliwe, że m etafizyka i teologia filozoficzna stają się system atyczne i w iarygodne?" (44—5).
ty-pu „jak możliwe są sądy syntetyczne a priori?", ponieważ uw a żał, że tego rodzaju nauka, jak fizyka new tonow ska, której osnowę stanow iły w edług niego sądy syntetyczne a priori, jest faktem, na którym można i trzeba się oprzeć — faktem, który należy przyjąć jako punkt w yjścia w filozofowaniu. Nie w y kazyw ał w ięc istnienia takich sądów. Podobnie chce postępo wać Sontag, o czym świadczy forma staw ianych przez niego pytań. W .pow tarzającej się bowiem form ule „jak to jest mo żliwe", podkreśla, że jego zadaniem jest w yjaśnić pew ną rze czywistość faktycznie istniejącą. Tą rzeczyw istością jest w e dług niego doświadczenie psychologiczne, stw ierdzane przez egzystencjalistów — mające, jako baza em piryczna, zasadni cze znaczenie dla m etafizyki i teologii naturalnej, opartej na metafizyce.
Czym jednak jest m etafizyka w ujęciu Sontaga, w jakim znaczeniu on się posługuje tym tak w ieloznacznym pojęciem, jaką znajduje specyficzną cechę poznania metafizycznego?
N a te zasadnicze pytania m ają odpowiedzieć Prolegomena. Sontag chce bowiem w tym dziele określić postulow aną m eta fizykę, jej punkt w yjścia, bazę em piryczną i metodę. W ycho dzi od jednej z trad y cy jny ch i bardzo ogólnikow ych definicji: „m etafizyka jest to badanie pierw szych zasad" (22). Nieco bliżej określa specyfikę metafizycznego poznania, gdy prze prow adza próbę w yodrębnienia w łaściw ego źródła tego po znania. Pisze: „gdy przystępujem y do rozw ażania źródeł po znania metafizycznego, w łaściw e znaczenie tego terminu, (to jest takie poznanie, które jest poza lub powyżej poznania pro cesów fizykalnych) mówi nam, że nie może ono pochodzić bezpośrednio z jakiegokolw iek studium otw artej stru k tu ry fizykalnej. Jego zasady i podstaw ow e pojęcia nie mogą być nigdy w ydobyte z relacji zaobserw ow anych zewnętrznie. Nie może być ono poznaniem zew nętrznym (fizykalnym) lecz w e w nętrznym (metafizykalnym), poznaniem takim mianowicie, którego pochodzenie jest w ew nętrzne, różne od dośw iadcze
nia zew nętrznego” (26).
proste, zew nętrzne doświadczenie przedm iotów fizykalnych, które jest źródłem nauk pozytyw nych, ani analityczna wiedza
a priori, będąca bazą logiki. Bazą metafizyki, jej em pirycznym
źródłem, jest psychologia introspekcyjna w tej jej części, k tó ra trak tu je doświadczenie i stan y psychiczne jako ogólne w a runki (conditions) w łaściw e każdem u człowiekowi (26). M eta fizyka proponow ana przez Sontaga jest w ięc swoistym uogól nieniem danych w introspekcji, lub inaczej: danych w do
świadczeniu osobistym.
Sontag przeprow adza dalej w swym dziele analizę tw ier dzeń m etafizykalnych. N ajpierw przypom ina znane odróżnie nie między zdaniami analitycznym i a syntetycznym i (271. Przypomina, że praw o niesprzeczności jest w spólną zasadą wszelkich tw ierdzeń analitycznych. N atom iast tw ierdzenia syntetyczne, poszerzające naszą w iedzę o rzeczyw istości w y m agają innej zasady, choć nie nfoże ona sprzeciwiać się p ra wu niesprzeczności. Tą zasadą jest doświadczenie. Sontag od różnia dwa rodzaje w iedzy syntetycznej danej w dośw iadcze niu. Jed en pochodzi z narastającego nagrom adzenia w rażeń zm ysłowych i doświadczeń następujących po sobie. Drugi ro dzaj w iedzy zdobyw am y już w jednorazow ym , poszczegól nym, intensyw nym przeżyciu. W tym drugim rodzaju sy n te tycznej w iedzy dośw iadczalnej widzi Sontag bazę em piryczną
dla metafizyki. W zw iązku z tym odróżnia on dwie psycholo gie: najpierw psychologię eksperym entalną, która w edług n ie go jest jedną z nauk pozytyw nych (jej sądy są uogólnieniem mnogich doświadczeń i eksperym entów dokonyw anych czę sto przy pom ocy m etod statystycznych) oraz psychologię filo zoficzną, opartą na syntetycznych ujęciach niezależnych od nagrom adzonego doświadczenia. Tu Sontag w prow adza p o ję cie intuicji (insight), zasadnicze dla jego metafizyki. Intuicję ową określa jako: „bezpośrednie i nagłe ujęcie jak iejś istot nej stru k tu ry ludzkiej egzystencji" (49—50). Taka m etafizycz nie w ażna intuicja dokonyw a się nie w jakim kolw iek dośw iad czeniu, lecz „jedynie w m om entach osobistego kryzysu, gdy istota ludzka staje wobec jej ograniczenia. A więc najisto
tniejsze intuicje nie pochodzą z nagrom adzenia em pirycznych doświadczeń" (48), są jakim ś dostrzeżeniem sytuacji k ry ty cz nej człowieka. M ożemy znaleźć pew ne analogie dia koncepcji Sontaga w bergsonow skiej „jaźni głębokiej": le moi profond, która to jaźń leż może się w ypow iadać w jednym przeżyciu, jeśli tylko to przeżycie jest głębokie. M ożemy też zwrócić uw agę na intuicję H userla, k tó ra podobnie jest dostrzeżeniem w konkrecie jego strukturalnej istoty.
W edług Sontaga zasługą egzystencjalistów , a zwłaszcza K ierkegaarda, jest zw rócenie uw agi na „przynajm niej dwa ro dzaje doświadczenia, podstaw ow e dla w szelkiej psychologii filozoficznej, i m ające doniosłe znaczenie metafizyczne. Tymi
doświadczeniami są przeżycia niepokoju i lęku" (51).
„W związku z niepokojem i lękiem — pisze dalej Sontag — a konsekw entnie w związku z wszelkim i stanam i psychiczny mi w ogóle, spodziewałem się* ustalić ich bezpośredniość i ich w ew nętrzną oczywistość, a może naw et i zew nętrzną, a w ten sposób stwierdzić, że intuicje, któ re one mogą niekiedy tw o rzyć, m ają znaczenie m etafizyczne" (66). O statecznie możemy powiedzieć, że Sontag pragnie budow ać m etafizykę jako ogól ną teorię bytu, opierając ją na psychicznym przeżyciu, w k tó rym człowiek boleśnie (to cecha charakterystyczna egzysten- cjalizmu typu K ierkegaarda i Sartre'a) uśw iadam ia sobie sw o ją przygodność, a zarazem przygodność całej znanej mu rze czywistości, Tak w ięc m etafizykę proponow aną przez Sonta ga możemy nazwać m etafizyką przygodności, przygodności ujm ow anej subiektyw nie. Przeżycie „niepokoju i lęk u ”, tak mocno akcentow ane i głęboko analizow ane od K ierkegaarda do S artre'a, ma być jako źródło „metafizycznie doniosłej intu icji", w ystarczającą bazą em piryczną dla tw orzenia ogólnej teorii bytu, w której „przygodność", „niekonieczność", „skoń- czoność”, „ograniczenie" będą podstaw ow ym i pojęciam i w y jaśniającym i rzeczywistość i dom agającym i się tych korela- tów, k tórych — jak pisał Leszek Kołakowski — praw dziw y egzystencjalista nie chce proponow ać sobie, bo będzie w tym w idział niegodną człowieka ucieczkę w absolut pozaosobisty.
Zasadnicza różnica m iędzy tym pojęciem przygodności, ja kim — jak się w ydaje — zw ykle operują tomisci, a tym po jęciem przygodności, na którym chce oprzeć Sontag metafizy kę, jest —· mówiąc najprościej — następująca: tam przygod ność ujm ow ana jest obiektyw nie — przedm iotow o — jako ce cha rzeczywistości, która jest poza mną — podmiotem — a ja — podmiot — staram się ją w taki czy inny sposób dostrzec. Tu natom iast przygodność ujm ow ana jest w podmiotowym, subiektyw nym przeżyciu swojego w łasnego przem ijania. Jest cechą rzeczyw istości dostrzeganą przez podmiot w podm io cie.
4. K onkluzja — perspektyw y
Dostrzeżenie ważności mom entu osobistego — bezpośrednie go dośw iadczenia podm iotow ego — i uznanie jego roli w pun kcie w yjścia metafizyki możemy nazwać elem entem augustyń- skim w filozofii klasycznej. W ażność tego elem entu dostrzegał Jacques M aritain, gdy przeprow adzał rozw ażania nad naturą intelektu i woli ludzkiej, które nazw ał „VI drogą"9, a które podobnie, jak rozw ażania egzystencjalistów nad „niepokojem i lękiem ”, są stw ierdzeniem w łasnej niew ystarczalności onty cznej. Znane są już próby w ykazyw ania, że m etafizyka św. Tomasza (choć tak na pozór przedm iotowa), a zwłaszcza jego „drogi", zaw iera w sobie także w ew nętrzne, psychologiczno- -egzystencjałne, podm iotowe im plikacje typu augustyńskie- go10.
W łaśnie na te m om enty osobistego przeżycia zw raca uw a gę. M arian Jaw orski praw ie we w szystkich swoich artykułach o filozofii religii, w których podkreśla potrzebę analizy doś w iadczenia religijnego jako punktu w yjścia rów nież dla filo zoficznego poznania Boga, a w ięc dla m etafizyki.11
Podobną tendencję, i to w zdecydow anej formie, przejaw ia Józef Tischner. Tak na przykład pisze on o argum encie onto- łogicznym, od czasu Tomasza z A kwinu uw ażanym za logicz nie niepopraw ny: „W ydaje mi się, że popularność dowodu
ontologicznego nie leży w jego nieco dziwacznej logice. Chy ba najw łaściw iej ujm iem y sens tego dowodu, sens zresztą cał kowicie pozàlogiczny, gdy rozw ażym y go pod kątem sw oiste go poglądu Spinozy. Spinoza sądzi mianowicie, iż jest rzeczą niemal bluźnierczą dawać dow ody na istnienie Boga. Jeżeli istnieje cokolwiek, to przede w szystkim istnieje Bóg. Dowóęl ontologiczny jest jednym z przejaw ów persw azji, by zam roczo ny sobą człowiek uznał swój m rok i przestał pytać o dow o dy ... A rgum ent ontologiczny spełniał, moim zdaniem, funkcję terapeutyczną, gdy idzie o problem idei Boga. M iał za zadanie nie tyle 'udowodnić' istnienie Boga, ile raczej skłonić do uzna nia nonsensow ności w postawie, która niczego nie chce zro zumieć i tylko woła: dajcie dowody! A rgum ent ontologiczny każe szukać człowiekowi śladów Boga w samym sobie. Juz sam a myśl o Bogu jest śladem Boga w człowieku. Jest to ślad szczególny, ślad odbity w treści idei. Siady takie może zosta wić tylko Osoba. Tak się przynajm niej w ydaje niektórym . W perspektyw ie tego poglądu zrozum iałe jest prześw iadcze nie, że świat zew nętrzny razem z jego ruchem, przyczyno- wością, celowością, przygodnością i zwodniczą hierarchią w ar tość jest w poszukiw aniu Boga tylko zbytecznym balastem "12. W tym dość długim cytacie nie tyle w ażne jest dla nas dość w ątpliw e historycznie tw ierdzenie o roli argum entu ontologi cznego, bo przynajm niej dla Anzelm a z C anterbury — jego tw órcy — miał być on jednak zrozum ieniem i dowodem, a nie wołaniem, iż dow ód jest niepotrzebny, oraz niepokój budzące pow oływ anie się na Spinozę, którego Deus sive Natura, nie bardzo pasuje do Tischnerow skiej, w tym kontekście zaskaku jącej, konkluzji o śladach, jakie może zostawić tylko Osoba. Tu chcę zwrócić uw agę na podkreślenie mom entu podm ioto wego, potrzeby szukania śladów Boga w samym sobie. O sta tecznie problem sprow adza się do analizy subiektyw nego prze życia — doświadczenia osobistego. Chciałbym tu dodać, iż Tischner ma w ięcej racji w tym co tw ierdzi, niż w tym co n e guje. Tw ierdząc — ułatw ia pogłębienie i poszerzenie filozofii klasycznej o zaniedbyw any niekiedy przez nią elem ent
podmio-Iowy. N egując jednak niepotrzebnie w pada w stosunku do „tom istów " w ton przypom inający antyscholastyczne wypo- widzii myślicieli Renesansu.13 O tych jednak historycy w y d a wali niekiedy sąd następujący: „W ielu było filozofów O dro dzenia, których życie przeszło w w alce ze scholastyką i k tó rych dorobek naukow y pozostał negatyw ny. Renesans w po lemicznym zapale potępiał w czambuł scholastykę nie bacząc, że w ostatnim okresie głosiła już idee podobne do now ożyt n y c h ''14.
Różnica w postaw ie Jaw orskiego i Tischnera daje się ująć następująco: Pierw szy chce uzupełniać filozofię klasyczną o elem enty podmiotowe, drugi natom iast postuluje tworzenie now ej filozofii na gruzach dotychczasow ej. Przypom inają się słowa A. D. S ertillanges’a, k tórych E. L. M ascal użył jako mot to dla swego w ykładu tradycyjnego teizmu: „Les purs philo sophes disent sans cesse: recom m ençons ; Le philosophe chré tien peut seul dire: continuons''15. W ydaje się, że istotnie w a żny jest postulat kontynuow ania i uzupełniania realistyczne go n u rtu klasycznej filozofii bytu. U zupełniania rów nież przez w ykorzystyw anie analiz doświadczenia przeprow adzanych na gruncie fenomenologii i egzystenejalizm u16. Takie postępo w anie może przyczynić się do zm niejszenia rozdarcia m iędzy m aksym alizmem i minimalizmem. Można powiedzieć, iż jest to zadanie, do którego w ykonyw ania predysponow ani są w łaśnie kontynuatorzy m yśli Tomasza z A kwinu, jeżeli będą nadal uw rażliw ieni na w ielkie przedm iotow e zagadnienia metafizyki, jeżeli będą liczyć się z historycznym doświadczeniem filozo ficznym, jeżeli będą stopniow o coraz bardziej uw rażliw ieni na egzystencjalnie ważne zagadnienia podmiotowe, oraz jeżeli będą coraz bardziej uw rażliw ieni na potrzebę m etodologicznej poprawności.
1 Por. M o rto n W h ite : Ku zje d n o c z e n iu w iilo z o iii, w: F ilozolia a m e ry k a ń sk a , w y b ó r ro zp ra w i s z k ic ó w h is to r y c z n y c h , B oston 1958, 296— 303.
2 Ludw ig W ittg e n s te in : T ra cta tu s lo g ic o -p h o io so p h ic u s, W a rs z a w a , BKF, 1970, 88.
3 W a lte r K au fm an n : E x iste n tia lism iro m D o s to e v s k y to S a rtre, C le v e la n d an d N e w Y ork26, 1968, 51.
4 O n ie sła b n ą c y m , a m oże n a w e t p o g łę b ia ją c y m się z a in te re s o w a n iu e g z y ste n c ja liz m e m św iad czą ty tu ły n ie k tó ry c h w y d a n y c h o sta tn io w St. Z jed n . lu b w z n o w io n y ch dzieł: Soren K ie rk e g a a rd : T h e C o n cep t o i D read, P rin c e to n 1967; — T ra in in g in C h ristia n ity , P rin c e to n , 1967; — Fear and
T re m b lin g and T h e S ic k n e ss u n to D eath, P rin c e to n , 1968; M a rtin H e id e g g e r: A n In tro d u c tio n to M e ta p h y sic s, C h icag o 1961; — E x iste n c e an d B eing,
C h icag o 6 1968; J e a n -P a u l S a rtre : B ein g and N o th in g n e ss, N ew Y ork3 1968. W a rto ta k ż e w sp o m n ieć c y to w a n ą w p rzy p . 3 k sią ż k ę K a u fm an n a z a w ie ra ją c ą w y b ó r pism n a s tę p u ją c y c h a u to ró w : D o sto je w sk i, K ie rk e g a a rd , N ietzsch e, R ilke, K afka, Ja s p e rs , H e id e g g e r, S a rtre i- C a m u s . P or. też:
R e a lity , M a n a nd E x isten ce: e s s e n tia l w o r k s oi e x is te n tia lism , e d ite d b y
H .J. B lackham , N. Y o rk -T oronto-L ondon, 1965. O z a in te re s o w a n iu e g z y ste n c ja liz m e m w śró d a m e ry k a ń sk ic h i a n g ie lsk ic h n e o sc h o la sty k ó w św ia d czą ta k ie n a p rz y k ła d p o zy cje : Ja m e s C ollins: T h e E x iste n tia lists , C h icag o 1952 w zn o w io n e 1968; te n ż e : C rossroads in P h ilo so p h y , C h icag o 1962, w zn o w ione 1969 (o e g z y ste n c ja liz m ie C zęść I, s tro n y 3— 131); F re d e ric k C ople- sto n : C o n te m p o ra ry P h ilo so p h y , L ondon 1956, w zn o w io n a 1965 (o* e g z y s te n cjalizm ie roz. IX— X II, s tro n y 125— 227).
5 M . W h ite : a rt. cy t. 302.
6 F re d e ric k S o n tag je s t od m n iej w ię c e j 15 la t p ro fe so re m filozofii w P o m ona C o lle g e w K alifo rn ii, m a la t około 45. J e s t p ro te s ta n te m . W 1967 r. b y ł w Ita lii n a sty p e n d iu m R o ck efellero w sk im . J e g o p o b y t w Ita lii p rz e d łu ży ł się n a c a ły ro k a k a d e m ic k i 1967/68, p o n ie w a ż z o s ta ł z a p ro sz o n y z w y k ła d a m i n a te m a t filozofii B oga p rzez A n zelm ian u m , u n iw e rs y te t b e n e d y k ty ń s k i w R zym ie. M e ta fiz y k ą a z w łaszcza filozoficznym p ro b lem em Boga z a jm u je się od d a w n a i g ru n to w n ie . W w ie lu p ra c a c h a n a liz u je ta k ż e m e ta fizyczne a s p e k ty i im p lik a c je e g z y ste n c ja liz m u . P o r. n a p rz y k ła d : D iv in e
P eriection: P ossible Ideas o f G od, N e w Y ork, 1953; H e id e g g e r a nd th e Pro b lem o i M e ta p h y s ic s , „ P h ilo so p h y an d P h e n o m e n o lo g ic a l R e se a rc h " 24
(1964) 3, 410— 16; T h e M e a n in g o f „Proof" in A n s e lm 's o n to lo g ica l „ A rg u
m en t, „ J o u rn a l of P h ilo so p h y ”, 64 (1967) 15, 459—86; H e id eg g er, T im e and G od, „ J o u rn a l of R elig io n ” , 47 (1967) 4, 279— 94; T h e P ro b lem s oi M e ta p h y sic s, S an F ran cisco , 1969. M o żn a m n iem ać, iż n a jd o jrz a ls z ą je g o p ra c ą
d o ty c z ą c ą ty c h z a g a d n ie ń je s t k sią ż k a T h e E x iste n tia list P ro leg o m en a to
a F u tu re M e ta p h y sis c , C hicago, 1969, k tó r ą w d alszy m c ią g u a rty k u łu zw ać
b ęd ę k ró tk o P ro leg o m en am i. (C yfry p o d a w a n e w n a w ia sa c h o d s y ła ją do stro n te j w ła śn ie k siążk i). P or. m o ją re c e n z ję P ro leg o m en ó w : „St. Phil.
C h r." 7 (1971) 1, 210— 16). D zieło to p o w sta w a ło — ja k p isze S o n tag w P rz e d m o w ie (s. V II) — p rz y n a jm n ie j d ziesięć lat. F ra g m e n ty w y d a w a ł w „The J o u r n a l of R elig io n " (1967) w „T he P h ilo so p h y a n d P h e n o m e n o lo g ic a l R e se a rc h " (1964) a ta k ż e w „T he M o d ern S ch o o lm an " (1964) c z aso p iśm ie w y d a w a n y m przez J e z u itó w w St. Louis, k tó re g o re d a k to re m je s t o b ecn ie G eo rg e P. K lu b e rta n z S. J., a u to r lic z n y c h p o d sta w o w y c h dzieł neotom i- sty czn y ch .
7 E ty k a N ik o m a c h e js k a , tłum . D. G rom ska, W a rs z a w a , BKF, 1956, s. 5 (1094 b 10 nn).
8 M. W h ite : art. cy t. 302.
9 P o r. Ja c q u e s M a rita in : A p p r o c h e s de D ieu, P aris, bd. 81— 93.
10 Por. A. B ogliolio SDB: O za ło że n ia c h d róg, k tó r y m i św . T o m a sz d o
w o d zi is tn ie n ia Boga, w : S tu d ia z iilo z o iii Boga, pr. zb. re d . bp B. Bejze,
W -w a ATK, 1968, 94.
11 P or. zw łaszcza: P ro b lem iilo z o iii relig ii, „St. P hil. C h r." 3 (1967) 2, 169— 94; R e lig ijn e p o zn a n ie Boga w e d łu g R om ana G u a rdiniego, W -w a 1967, 154— 9; P rze d iiło zo iic zn e i iilo z o iic zn e p o zn a n ie B oga, w: S tu d ia z iilo z o iii Boga, W -w a 1968, 333—47; Bóg iiło z o ió w i Bóg w ie rz ą c y c h , w : O B ogu i o czło
w ie k u , t. II, W -w a 1969, 97— 106; D o w o d y istn ie n ia Boga a fe n o m e n religii,
w : A n a le c ta C ra c o v ie n sia , t. II K ra k ó w 1970, 53—80. P o d o b n e m y śli w re fe ra c ie w y g ło szo n y m 15-11-1972 w A TK :Z ag a d n ien ie r e in te rp r e ta c ji p u n k tu
w y jś c ia iilo z o iic zn e g o p o zn a n ia Boga.
12 Jó z e f T isch n er: W p o s z u k iw a n iu d o św ia d c ze n ia Boga, „Z nak" ~213, 1972, 317—8.
13 Z w ró ćm y u w a g ę c h o ć b y n a „ zb y te czn y b a la s t” w c y to w a n y m fra g m e n cie w o d n ie s ie n iu do p o ję ć p o d sta w o w y c h d la „P ięciu d ró g " T o m asza z A k w inu. C h a ra k te ry s ty c z n y je s t te ż to n a rty k u łu S c h y łe k c h rz e śc ija ń stw a to-
m is ty c z n e g o , „Z n ak ” 187, 1970, 1— 20.
14 W ła d y s ła w T a ta rk ie w ic z : H istoria iilo z o iii, t. II, W -w a 6 1968, 9. 16 E. L. M ascall: T en , k tó r y je s t, W -w a 1958, 8.
16 In n e g o ro d z a ju w y ra z e m te n d e n c ji do u z u p e łn ia n ia filozofii k la s y c z n e j e le m e n te m p o d m io to w y m są n a w ią z u ją c e do p ra c J. M a ré c h a la p ró b y tw o rz e n ia „m etafizy k i tr a n s c e n d e n ta ln e j" (R ahner, C o reth , Lotz) w k tó ry c h a n a liz o w a n e są p o d m io to w e w a ru n k i m o żliw o ści p o zn an ia .
LA QUESTION DU POINT DE DÉPART EXISTENTIALISTE EN
MÉTAPHYSIQUE
R ésum é
L 'a u te u r de c e t a rtic le p a r t d 'u n e c o n s ta ta tio n q u e d an s la p h ilo so p h ie c o n te m p o ra in e e x is te u n e d iv e rg e n c e d e p lu s e n p lu s ra d ic a le e n tr e le p o s tu la t d e la c o rre c tio n m é th o d o lo g iq u e qui m è n e p arfo is a u n e lim itatio n de l'o b je t des étu d e s, e t le p o s tu la t d e la ré s o lu tio n de g ra n d e s q u e stio n s qui, lui, m èn e p arfo is a u n d é d a in des ju s te s e x ig e n c e s m éth o d o lo g iq u e s. Ce p h én o m èn e , n o u s l'a p p e lo n s u n e d iv e rg e n c e e n tre u n e a ttitu d e m in im a listę et m a x im a liste ; la r u p tu re e n tre le p o sitiv ism e e t e x iste n tia lism e en est u n e m a n ife sta tio n . L 'a u te u r d e l'a rtic le n o u s fa it v o ir e n su ite qu e le p o sitiv ism e et l'e x is te n tia lis m e o m et v o lo n ta ire m e n t c e rta in e s q u e stio n s, ce q u i re n d im p o ssib le ra p p r o c h e m e n t de ces d e u x o rie n ta tio n s. Il fa u d ra it donc les c o m p lé te r et d 'a p rè s l'a u te u r c 'e s t la p h ilo so p h ie c la ssiq u e , p o u r la no m m er ainsi, d o n t nous p o u v o n s n o u s se rv ir, c a r e lle o ccu p e u n e p la c e m é d ia n e e t p a rc e q u 'e lle v e u t p o se r e t ré s o u d re les g ra n d s p ro b lèm es d 'u n e m a n iè re m é th o d o lo g iq u e m e n t c o rre c te , d a n s la m e s u re ou c ’est p o ssib le. C 'e st de F re d e ric k S o n tag q u e l'a u te u r n o u s p a rle e n s u ite e t d ’u n e te n ta tio n q u 'a fa ite celu i-la d e b a se r la m é ta p h y s iq u e su r l'e x p é rie n c e e x is te n tia liste . O n p e u t d ire d é jà q u e S o n tag v e u t c o m p lé te r la p e n sé e e x is te n tia li ste q u i n ’e st p as co m p lète p a rc e q u 'e lle se v e u t te lle , p a r les co n clu sio n s m é ta p h y siq u e s. L 'a u te u r n o u s fa it v o ir a u ss i le s m o m en ts a n a lo g u e s d an s M a rita in fo rm u la n t ce q u 'o n a p p e lle „La V l-è m e v o ie " e t d a n s ce q u e fo n t a c tu e lle m e n t e n P o lo g n e e n tre a u tre s M. J a w o rs k i e t J. T isch n er, b ie n q u e ch acu n d 'e u x p ro c è d e d 'u n e m a n iè re d iffé re n te . D es re c h e rc h e s p a re ille s p o u rra ie n t, d 'a p re s l'a u te u r, d e v e n ir u n p o in t d e d é p a rt d 'u n e é tu d e a p p ro fo n d issa n t la n o tio n de l'a c c id e n te l e t p e rm e tta n t son e x p lo ita tio n plus la r ge si n o u s y a jo u to n s u n é lé m e n t su b je c tif q u i n 'é ta it p a s suffisam m ent pris en c o n s id é ra tio n d a n s la p h ilo so p h ie q u 'o n a p p e lle cla ssiq u e . T o u t c e la p e rm e ttra p e u t ê tr e de v o ir la p e n sé e fén o m e n o lo g iq u e e t e x is te n tia lis te com m e u n e c o n tin u a tio n de la p e n sé e c la s siq u e des p a rtis a n s du ré a lism e th o m iste e x is te n tie l qui, lui, p e u t ê tre e n ric h i p a r c e t é lé m e n t su b je c tif so u s-estim é ju s q u 'a m a in te n a n t.