• Nie Znaleziono Wyników

Zagadnienie egzystencjalistycznego punktu wyjścia w metafizyce

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Zagadnienie egzystencjalistycznego punktu wyjścia w metafizyce"

Copied!
20
0
0

Pełen tekst

(1)

Bronisław Dembowski

Zagadnienie egzystencjalistycznego

punktu wyjścia w metafizyce

Studia Philosophiae Christianae 10/1, 29-47

(2)

St lid i a P h ilo so p h ia e C h ris tia n a e ATK

10(1974)1 BRO N ISŁAW DEM BOW SKI

ZAGADNIENIE EGZYSTENCJALISTYCZNEGO PUNKTU W YJŚCIA W METAFIZYCE

W stę p . 1. R ozdźw ięk m ięd zy m inim alizm em a m ak sy m alizm em w filozofii. 2. P o stu la t u z u p e łn ie n ia e g z y ste n c ja liz m u i p o zy ty w izm u . 3. F re d e ric k a Son- ta g a p ró b a o p a rc ia m e ta fiz y k i n a d o św ia d c z e n iu e g z y ste n c ja listy c z n y m ,

4. K o n k lu zja — p e rs p e k ty w y .

W stęp

W artykule tym przyjm uję za punkt w yjścia tw ierdzenie, iż istnieje w e w spółczesnej filozofii radykalizujący się rozdźw ięk m iędzy postulatem popraw ności m etodologicznej, doprow adza­ jącym niekiedy do ograniczania przedm iotu badań, a postula­ tem staw iania i rozw iązyw ania w ielkich problem ów, doprow a­ dzającym niekiedy do lekcew ażenia słusznych w ym agań me­ todologicznych. Zjawisko to nazyw am rozdźwiękiem między postaw ą m inim alistyczną a m aksym alistyczną, którego jednym z przejaw ów jest rozdarcie m iędzy pozytywizm em i egzysten- cjalizmem (1). Zwracam potem uw agę na program ow ą niepeł- ność pozytyw izm u i egzystencjalizm u. N astępnie — zauw a­ żywszy, że owa program ow a niepełność uniemożliwia zbliże­ nie ty ch obozów, twierdzę, że należy postulow ać uzupełnienie, oraz, iż tak zwana filozofia klasyczna — mimo swoje rów nież niepełności — może ów postulat w ypełnić, poniew aż zajm u­ je m iejsce pośrednie, bo chce staw iać i rozw iązyw ać w ielkie zagadnienia w sposób możliwie m etodologicznie popraw ny (2). Z kolei przedstaw iam próbję F redericka Sontaga oparcia m etafi­ zyki na doświadczeniu egzystenicjalistycznym(3). Można już tu powiedzieć, iż Sontag pragnie uzupełnić wnioskami m etafi­

(3)

zycznymi myśJ egzystencjalistyczną, niepełną z w łasnego zało­ żenia. W ostatniej części (4) zwracam uw agę na podobne m o­ m enty, jakie dostrzec można w tym, co czynił M aritain form u­ łując tak zwaną ,,VI drogę", oraz w tym, co obecnie czynią w Polsce m iędzy innym i M arian Jaw orski i Józef Tischner, choć każdy z nich zupełnie inaczej. W zakończeniu chcę p o d ­ kreślić, iż tego rodzaju badania mogą stać się punktem w yjścia dla rozw ażań pogłębiających pojęcie przygodności i umożli­ w iających szersze jego w ykorzystyw anie, gdy wzbogacone zo­

stanie o elem ent podmiotowy, nie dość uw zględniony —■ jak

sądzę — w tak zw anej filozofii klasycznej. Umożliwi to — być może — traktow anie myśli fenom enologiczno-egzystencjalisty- cznej jako kontynuacji klasycznego filozofowania upraw iane­ go przez zw olenników tom istycznego realizm u egzystencjalne­ go, i w łaśnie to filozofowanie może wzbogacić o ów niedoce­ niany elem ent podmiotowy.

1. Rozdźwięk m iędzy minimalizmem a maksym ałizmem w filozofii

K ilkanaście lat tem u M orton W hite, profesor U niw ersytetu w H arvard, ch arakteryzując sytuację w filozofii am erykań­ skiej pisał1, iż można tam zauw ażyć dwa obozy, któ re my, po­ sługując się term inologią Tatarkiew icza, możemy nazw ać mi­ nimalizmem i maksymałizmem. Są to z jednej stro n y raczej an­ glosascy zw olennicy filozoficznej drobiazgowości, to jest prag- m atyści, logikalni pozytyw iści i analitycy, oraz z drugiej stro­ ny raczej z kontynentalną Europą związani zw olennicy w ielkiej filozofii upraw ianej w klasyczny, m onum entalny sposób. Ci ostatni, niestety, coraz mniej m ają zrozum ienia dla w ym agań metodologicznych, coraz radykalniej staw ianych przez pierw ­ szych. Tłumaczy ich czasem to, że pierw si staw iają te w ym aga­ nia tak wysoko, iż w ielu zagadnień, po ludzku w ażnych, zgod­ nie z tym i w ym aganiam i nie można uznać naw et za sensowne. W ten sposób nadm ierny rygoryzm m etodologiczny — postulu­ jący ograniczenie przedm iotu badań tylko do tych zagadnień, k tó re można staw iać w sposób zbyt arbitralnie uznaw any za je ­

(4)

dynie sensow ny — może prowadzić, i często prowadzi, do lek ­ cew ażenia naw et słusznych w ym ogów m etodologicznych przez tych myślicieli, k tó rzy nie zgadzają się na w yelim inow anie w imię metodologii z pola badań zagadnień egzystencjalnie ważnych.

N iestety, trzeba powiedzieć, że na razie rozdźw ięk ów — i to nie tylko w A m eryce — raczej się powiększa. N adużyw a­ nie przez filozofów pierw szego obozu słynnej siódmej tezy W ittgensteina „O czym nie można mówić, o tym trzeba mil­ czeć"2, doprow adza niekiedy do iracjonalizm u: ponieważ n ie­ możliwe jest racjonalne dowodzenie, a naw et mówienie, w w ie­

lu dziedzinach egzystencjalnie w ażnych ■—· ja k w myśl owej

zasady w ykazują logikalni pozytyw iści — więc spraw y te — jak sądzą zw olennicy staw iania ow ych w ielkich p ytań — trze­ ba rozstrzygać irracjonalnie. Toteż W alter Kaufmann, profe­ sor filozofii U niw ersytetu w Princeton, charakteryzuje sy tu ­ ację w jeszcze m ocniejszych słowach: „Jedną ze sm utniejszych cech naszej epoki jest to, że jesteśm y postaw ieni w obec cał­ kowicie niekoniecznej dychotomii, rozbicia na dwa skrajne obozy: z jednej strony są ci, k tórych cześć dla intelektualnej jasności i dyscyplina um ysłow a może być staw iana za wzór, ale nie chcą oni podejm ow ać innych problem ów, jak tylko małe i to często zgoła błahe; w drugim obozie zaś są tacy jak Toynbee i niektórzy egzystencjaliści. Ci podejm ują w ielkie i in teresu ­ jące problem y, ale w taki sposób, iż pozytyw iści z tego pierw ­ szego obozu w skazują na nich, jako na żywe dowody, że każdy w ysiłek tego rodzaju jest z góry skazany na niepowodzenie. Obie stro n y świadome błędów swoich oponentów, idą do co­ raz dalszych skrajności. Przepaść się rozszerza, a inteligentny laik pozostaw iony pośrodku w krótce straci obie strony z oczu”3.

Można się zgodzić z Kaufmännern. Istotnie w takiej sytuacji znalazło się wielu, być może znakom ita w iększość w spółczes­ nych am erykańskich myślicieli filozoficznych. Sytuacja ta w y­ w iera taki w łaśnie w pływ na przeciętnego am erykańskiego inteligenta, a jest to sytuacja charakterystyczna nie tylko dla

(5)

Ameryki, toteż przypom inają się m elancholijne słowa rezyg­ nacji w ypow iedziane przez śledzia w znanej fraszce K otarbiń­ skiego z „W esołych smutków": „gdzie jasno, tam płytko; gdzie głęboko, tam ciemno". O graniczając się jedn ak do egzemplifi- kacji am erykańskiej, możemy powiedzieć, iż tam rzeczywiście z jednej stro n y większość katedr ta k zwanej filozofii objęta jest przez uczniów W ittgensteina, C arnapa i Reichenbacha. Są to logikalni pozytywiści, godni podziwu w yznaw cy in telektu­ alnej jasności i dyscypliny um ysłow ej. Przeprow adzane jednak przez nich coraz dokładniejsze analizy języka i m etod dopro­ w adzają laików (i nie tylko laików) spodziew ających się cze­ goś od filozofii do nastro ju rodzącego dow cipy analogiczne do drw in z subtelności scholastycznyCh, a w yrażających rezygna­ cję z nadziei pokładanych w filozofii tego rodzaju. Klasyczne są już dow cipy na tem at „o znaczeniu znaczenia".

Z drugiej strony znajdują się coraz bardziej irracjonalnie upraw iający filozofię egzystencjaliści i inni „filozofowie doli ludzkiej"4. Staw iają oni zagadnienie egzystencjalnie ważne i interesujące, ale często program ow o nie zachow ują koniecz­ nych rygorów metodologicznych. Spraw iają więc w rażenie, iż rzeczyw iście „gdzie głęboko, tam ciemno", a naw et w ięcej: gdzie głęboko, tam ciemno i bez sensu. N atom iast klasyczni filozofowie, którzy u M ortona W h ite'a stanow ili drugi obóz, tu już — w śród tak radykalnie w ykrystalizow anych postaw — nie bardzo się liczą. Dla pierw szych są ciągle za mało ściśli i za mało m etodologicznie popraw ni — za mało racjonalni. Dla drugich zaś są zbyt ściśli, zbyt popraw ni metodologicznie, za mało in teresujący zagadnieniam i — za bardzo racjonalni. A niekiedy pierw si, ta k bardzo rygorystyczni w swej pracy naukow ej, jednocześnie są irracjonalistam i w sferze zagadnień egzystencjalnie w ażnych, a trudnych, czy naw et niemożliwych, do badania tak rygorystycznym i metodami (na przykład w re ­ ligijności — bo byw ają w śród nich pobożni — są fideistami). W tedy łatw o oskarżają filozofów klasycznych o nadm ierny ra ­ cjonalizm lub — co gorzej — o pseudoracjonalizm .

(6)

dw a obozy, zjednoczone tylko niechęcią do klasycznej filozo­ fii. N azw ijm y je pozytyw istam i i egzystencjalistam i. „Dopóki pojm ujem y — pisze M orton W hite — filozofię jako przedm iot podzielony na ściśle izolowane części, dopóki sądzimy, że jed ­ ni filozofowie — jak Sartre — m ają nas tylko wzruszać, a in­ ni — jak C arnap — m ają tylko przeprow adzać ścisłe dowody, filozofia musi się nam w ydaw ać dziedziną pełną konfliktów płynących nie tylko z braku zgody m iędzy filozofami, lecz — rzecz znacznie gorsza — z ich zupełnej niezdolności do w za­ jem nego zrozum ienia się".5 Stoimy w ięc przed problemem, czy rzeczywiście myśl filozoficzna je st absolutnie skazana na trw anie w tej sytuacji; to znaczy, czy nie można w dziedzinie zagadnień egzystencjalnie w ażnych i interesujących tak u p ra­ wiać filozofii, by zadość uczynić przynajm niej podstaw ow ym wym aganiom epistemologiczno-m etodologicznym , staw ianym przez myślicieli z pierw szego obozu, tak by metafizyka, bo o nią przede wszystkim chodzi, naw et jeśliby nie była uzna­ na za naukę sensu stricto, jednak by uznane i intersubiektyw -

nie uzasadnione były jej podstaw ow e twierdzenia?

Problem ten w A m eryce podjął m iędzy innymi Frederick Sontag6. Próbuje on, zwłaszcza w książce The Existentialist

Prolegomena to a Future M etaphysics, Chicago 1969, (dzieło

to dalej zwać będę krótko Prolegomenami) dać podstaw y, m e­ todologicznie możliwie popraw ne, dla metafizyki opartej na analizach doświadczenia przeprow adzonych przez egzysten- cjalistów.

Sontag jak w idzieliśm y w przypisie 6 je st filozofem i teo lo ­ giem protestanckim n ie bojącym się kontaktów z m absym ałi- styczną katolicką myślą metafizyczną. Ponadto możemy pow ie­ dzieć, iż nie boi się kontaktów z minim alistycznym i „pozyty­ wistam i" — myślicielami z pierw szego obozu. Świadczy o tym, a jednocześnie podnosi zew nętrzną rangę Prolegomenów, fakt, iż dzieło to zostało w ydane przez The U niversity oi Chicago

Press, a obecnie W ydział Filozofii U niversity of Chicago

w znacznej m ierze jest reprezentow any przez myślicieli, któ ­ rych nazyw am tu pozytywistam i. K ontynuują oni ostrożne,

(7)

analityczne prace zainicjow ane przez W ittgensteina i Koło W iedeńskie. N atom iast Prolegom ena są w yrazem przeciw nej opinii, że — m ianowicie — można i trzeba staw iać w ielkie pytania metafizyczne, nie rezygnując z podstaw ow ych w ym a­ gań metodologicznych. Powiedzm y — Sontag stara się w ’tym dziele przyw rócić praw a obyw atelstw a klasycznej filozofii pozbaw ionej ich zarów no przez pozytyw istów jak i egzysten- cjalistów. Chce tego dokonać opierając się na bazie em piry­ cznej dostarczanej przez egzystencjalizm . Czyniąc to jedno­ cześnie uzupełnia myśl egzystencjalistyczną, k tó ra jest nie­ pełną z w łasnego założenia. N iepełną jest również myśl pozy­ tyw istyczna, i to przynajm niej z dwóch pow odów. Podwójny b rak egzystencjalizm u to: form alnie — nie przestrzeganie słusz­ nych rygorów m etodologicznych, oraz treściow o — niedocenia­ nie zagadnień przedm iotowych. Podwójnym brakiem pozyty­ wizmu jest natom iast form alnie — postulat ograniczania przed­ m iotu badań odpowiednio do radykalnych reguł m etodologicz­ nych, oraz treściow o — w ynikające z tego postulatu niedoce­ nianie zagadnień podm iotowych, oraz całej klasycznej proble­ m atyki metafizycznej. Rozważania Sontaga nie tyle jednak m ają uzupełniać pozytywizm i egzystencjalizm , co wzbogacić myśl klasyczną o elem enty zaczerpnięte z egzystencjalizm u. To w y­

daje się najciekaw sze.

2. Postulat uzupełnienia

Trzeba przyznać, że w spom niane cechy egzystencjalizm u i pozytywizm u m ają swoje odbicie w e w spółczesnej filozofii klasycznej. N iektórzy jej zwolennicy rezygnują niekiedy ze słusznych w ym ogów m etodologii w imię ważności zagadnień, którym i się zajmują. Inni zaś ulegają p resji rygoryzm u m eto­ dologicznego i nie doceniają pew nych zagadnień. Zwłaszcza problem atyka podm iotu w ydaje się być zaniedbyw ana, ponie­ waż jej badanie w ym yka się z pod rygorów m etodologicz­ nych ustalonych pod kątem badań przedm iotow ych. Trzeba jednak pam iętać o w ażnej, a często przez rygorystów m etodo­

(8)

logicznych zapom inanej przestrodze A rystotelesa: ,,Co się ty ­ czy opracow ania naszego przedm iotu, to w ystarczy może, je ­ śli ono osiągnie ten stopień jasności, na k tó ry ów przedm iot pozwala. N ie we w szystkich bowiem w yw odach należy szu­ kać tego samego stopnia ścisłości, podobnie jak nie we w szy­ stkich tw orach ręki ludzkiej"7. C ytow any już przez nas M or­ ton W hite, jak się w ydaje, o tej przestrodze pam ięta, gdy pisze:

„M oje osobiste sym patie filozoficzne najbliższe są pragm a­ tyzmowi i filozofii analitycznej. M uszę jednak dodać, że sym ­ p atyzuję rów nież z zadaniami, które staw ia sobie filozofia po­ ję ta w sposób bardziej tradycyjny, filozofia na w ielką skalę. D latego sądzę, że jest rzeczą najw yższej wagi, aby zjednoczyć dwa k o n trastujące elem enty w filozofii dw udziestego wieku: analityczna, pragm atyczna, językow a tendencja współczesnej filozofii anglo-saskiej w inna być uzupełniana przez niektóre intuicje i zainteresow ania bardziej hum anistycznej trad y cji filozoficznej na kontynencie europejskim . Dopóki te dwa ele­ m enty pozostają odizolowane, dopóki w yznaw cy ścisłej filo­ zoficznej techniki fabrykują noże służące głów nie do tęgo, by ostrzyć inne noże, narażają się oni na niebezpieczeństw o w y­ w ołania u siebie sam ych i u czytelników poczucia pustki i znużenia. Z drugiej strony, dopóki zw olennicy filozofii po­ jętej bardziej hum anistycznie będą ignorow ać w ielkie osią­ gnięcia Russella, M oore’a, Carnapa i W ittgensteina, — zapo­ minając, że widziani przez mgłę nostalgii w ielcy m yśliciele przeszłości: Platon, A rystoteles, K artezjusz, Locke, Hume, Kant, reprezentow ali nie tylko poryw ające uczucia i wizje, lecz rów nież fachow ą w iedzę — będą oni utrudniać odrodze­ nie w ielkości i potęgi filozofii"8.

W idzim y więc, że niepełność radykalnych stanow isk unie­ możliwia ich w zajem ne zbliżenie się i rozwój fiiozofii. K lasy­ czna filozofia dopomoże w przezw yciężeniu tej trudnej sytu ­ acji, gdy 1° będzie uw zględniała słuszne ry g o ry metodologii, pam iętając jednak o cytow anej przestrodze A rystotelesa, oraz, gdy 2P będzie kontynuow ała swoje badania uzupełniając tra ­

(9)

dycyjną problem atykę przedm iotow ą przez problem atykę podmiotu, a w ięc gdy będzie uw zględniała analizy dośw iad­ czenia przeprow adzane przez fenom enologów i egzystencja- listów.

3. F redericka Sontag a próba oparcia m etafizyki na dośw iadczeniu egzystencjalistycznym

F. Sontag staw ia sobie zadanie rozw ijania filozofii

klasycznej w olnej od braków pozytywizm u „jasnego lecz płytkiego" i egzystencjalizm u „głębokiego lecz ciemnego". Ju ż ty tu ł jego dzieła: The Existentialist Prolegomena to a Fu­

ture M etaphysics zw raca uw agę na ch arakter jego rozwiązań.

N aw iązuje bowiem do Prolegom enów Kanta. Sontag w yraźnie mówi, że pragnie dokonać „przekładu" Prolegom enów Kanta przez zastąpienie podstaw ow ych term inów kaniow skich cen­ tralnym i pojęciam i egzystencjalizm u (2). W ychodzi od stw ier­ dzenia, iż od czasów K anta zachodnia myśl teologiczna i filo­ zoficzna, (i ogólnie cała myśl chrześcijańska) pozbaw iona zo­ stała w łaściw ej i możliwej do przyjęcia bazy metafizycznej (7). To Sontagowe stw ierdzenie możemy przyjąć za słuszne przy­ najm niej w tym znaczeniu, iż od czasów K anta w ielu m yśli­ cieli sądziło, że nie można uznać problem ów m etafizycznych za m etodologicznie popraw ne i że nie można upraw iać teo lo­ gii n aturalnej w sposób racjonalny. Stanowisko agnostyczne przez w ielu uznane zostało za jedynie słuszne w tych dzie­ dzinach. Je st to fakt historyczny. Inni natom iast przeciw nie —

mówi Sontag ■—■ nadal upraw iali m etafizykę i teologię n atu ­

ralną, ale stała się ona w ich ujęciu na w zór H egla oderw aną od egzystencjalnie ujm ow anej rzeczyw istości logiczną analizą konieczności (boć przecież czy można mieć em piryczny kon­ ta k t poznaw czy z rzeczywistością? Świat dany w dośw iadcze­ niu to nie jest rzeczywistość. W ydaw ało się to oczyw iste po kaniow skim „przew rocie kopernikańskim "). Zwróćmy uw agę na to, że Sontag tkw i w nurcie filozoficznym w ytyczonym li­ nią rozw ojow ą: W olf — Kant — Hegel. Obok tego n u rtu

(10)

ist-nieje w A m eryce n u rt neoscholastyczny, z którego przedsta­ wicielam i Sontag jest zaprzyjaźniony. Przypom nijm y choćby czasopismo The M odern Schoolman, w którym w ydaw ał swoje artykuły. Niem niej jednak Sontag raczej tkw i w nurcie filozo­ ficznym borykającym się z problem atyką pokantow ską i prze­ ję ty jest zarów no K anta k ry ty k ą metafizyki, jak i pokantow ską m etafizyką idealistyczną. A w niej po heglow sku pojm ow any logiczny byt konieczny, całkowicie oderw any od rzeczyw istoś­ ci ludzkiego życia i przeżycia, stał się „jedyną rzeczyw istością — rzeczą w sobie". Można tu dodać, że analizy bytu przygod­ nego i koniecznego prow adzone przez tomistów, też zw ykle prow adzone są w oderw aniu od konkretnej rzeczywistości ludzkiego życia i przeżycia. Dostrzec· w nich można ja k g dy­ by przerost przedm iotow ego staw iania zagadnień, a niedosyt podmiotowego. Sontag w yraża przekonanie, że egzystencja­ lizm, w tym co twierdzi, a nie w tym co neguje, jest lekarstw em na ten stan rzeczy, bowiem mimo braki języka w jakim jest w ypow iadany, trw a — w przeciw ieństw ie do wyżej w zm ianko­ w anej filozofii ty pu heglow skiego — w bezpośrednim kontak­ cie z codzienną psychologiczną i em ocjonalną egzystencją zw ykłego człowieka (9). Sontag w yraża nadzieję, iż gdyby ta cecha egzystencjalizm u mogła zapewnić mocną, epistemolo- giczną bazę dla now ej metafizyki, można b y się-w ted y spo­ dziewać, że przekonaliby się o jej praw om ocności naw et fi­ lozofowie em piryści z pierw szego obozu pozytyw istyczno-lo- gikalnego. G dyby w ięc udało się stw orzyć psychologiczno- -em piryczną bazę dla metafizyki, m ogłoby się to okazać — spodziewa się Sontag — zdarzeniem o takiej w adze dla filo­ zofii, jakiego nie było od czasu „kaniow skiego przew rotu ko- pernikańskiego" (9). Sontag, choć ostrożnie często pow tarza owe „gdyby", jednak jest przekonany, że zadanie to można wypełnić, ponieważ można bronić słuszności dwóch tez pod­ staw ow ych dla now ych prolegom enów : po pierwsze, że odro­ dzenie zarów no metafizyki konstruktyw nej, jak on mówi, jak i filozoficznej teologii naturalnej, opartej na metafizyce, zależy od uprzednio zbudow anej psychologii filozoficznej, upraw ia­

(11)

nej jako praw om ocna dziedzina wiedzy; po drugie, że egzy- stencjaliści w ykonali to zadanie, czyli zebrali w ystarczające dane em piryczne do zbudow ania psychologii filozoficznej (10). M ówiąc o tych tezach Sontag zw raca uw agę na to, że dotych­ czasowe próby tw orzenia metafizyki opierały się w pew nym sensie na naukach szczegółowych, m etafizyka była swoistym uogólnieniem doświadczenia zew nętrznego, kosmologicznego. W tym arty k u le nazyw am to przedm iotow ym ujęciem zagad­ nienia. O becnie jednak literatu ra egzystencjalistyczna w inna skłonić nas — mówi Sontag — do szukania bazy dla m etafi­ zyki w dośw iadczeniu w ew nętrznym . Być może — powiedzm y — umożliwi to uzupełnienie m etafizyki o ten moment, k tó ry nazyw am elem entem podmiotowym. W stępnym pytaniem , w e­ dług Sontaga, winno być to, które postaw ił Sartre: ,,Czym m usi być człowiek w swej w ew nętrznej, psychologicznej egzysten­ cji, skoro przez niego przychodziły i ciągle przychodzą na św iat m etafizyczne pytania?" (12). Zagadnieniem podstaw o­ wym stało się więc pytanie, czy i w jaki sposób psychologia introspekcyjna może być podstaw ą em piryczną dla spekulacji metafizycznych? Sontag dodaje: „jeżeli pytania metafizyczne w y rastają bezpośrednio z n atu ry człowieka, to możemy zna­ leźć tam w badaniu n atu ry człowieka podstaw ę em piryczną dla rozw ażań bardziej abstrakcyjnych, ... możemy także zna­ leźć now ą podstaw ą dla metafizyki, inną niźli te, które dają nauki pozytyw ne" (12).

Dalsze analizy doprow adzają Sontaga do czterech pytań, sform ułow anych na wzór kaniow skich w jego Prolegomenach. Do tych pytań sprow adza się całe zagadnienie nowej m etafi­ zyki: „1. Jak to jest możliwe, że pew ne (certain) dośw iadcze­ nia psychologiczne są fundam entalne dla m etafizyki i teolo­ gii? 2. Jak to jest możliwe, że literatu ra ma znaczenie dla filo­ zofii i teologii? 3. Ja k to jest możliwe, że m etafizyka i teo lo ­ gia w yciągają ogólne w nioski z takiego m ateriału? 4. Jak to jest możliwe, że m etafizyka i teologia filozoficzna stają się system atyczne i w iarygodne?" (44—5).

(12)

ty-pu „jak możliwe są sądy syntetyczne a priori?", ponieważ uw a­ żał, że tego rodzaju nauka, jak fizyka new tonow ska, której osnowę stanow iły w edług niego sądy syntetyczne a priori, jest faktem, na którym można i trzeba się oprzeć — faktem, który należy przyjąć jako punkt w yjścia w filozofowaniu. Nie w y ­ kazyw ał w ięc istnienia takich sądów. Podobnie chce postępo­ wać Sontag, o czym świadczy forma staw ianych przez niego pytań. W .pow tarzającej się bowiem form ule „jak to jest mo­ żliwe", podkreśla, że jego zadaniem jest w yjaśnić pew ną rze­ czywistość faktycznie istniejącą. Tą rzeczyw istością jest w e­ dług niego doświadczenie psychologiczne, stw ierdzane przez egzystencjalistów — mające, jako baza em piryczna, zasadni­ cze znaczenie dla m etafizyki i teologii naturalnej, opartej na metafizyce.

Czym jednak jest m etafizyka w ujęciu Sontaga, w jakim znaczeniu on się posługuje tym tak w ieloznacznym pojęciem, jaką znajduje specyficzną cechę poznania metafizycznego?

N a te zasadnicze pytania m ają odpowiedzieć Prolegomena. Sontag chce bowiem w tym dziele określić postulow aną m eta­ fizykę, jej punkt w yjścia, bazę em piryczną i metodę. W ycho­ dzi od jednej z trad y cy jny ch i bardzo ogólnikow ych definicji: „m etafizyka jest to badanie pierw szych zasad" (22). Nieco bliżej określa specyfikę metafizycznego poznania, gdy prze­ prow adza próbę w yodrębnienia w łaściw ego źródła tego po­ znania. Pisze: „gdy przystępujem y do rozw ażania źródeł po­ znania metafizycznego, w łaściw e znaczenie tego terminu, (to jest takie poznanie, które jest poza lub powyżej poznania pro­ cesów fizykalnych) mówi nam, że nie może ono pochodzić bezpośrednio z jakiegokolw iek studium otw artej stru k tu ry fizykalnej. Jego zasady i podstaw ow e pojęcia nie mogą być nigdy w ydobyte z relacji zaobserw ow anych zewnętrznie. Nie może być ono poznaniem zew nętrznym (fizykalnym) lecz w e­ w nętrznym (metafizykalnym), poznaniem takim mianowicie, którego pochodzenie jest w ew nętrzne, różne od dośw iadcze­

nia zew nętrznego” (26).

(13)

proste, zew nętrzne doświadczenie przedm iotów fizykalnych, które jest źródłem nauk pozytyw nych, ani analityczna wiedza

a priori, będąca bazą logiki. Bazą metafizyki, jej em pirycznym

źródłem, jest psychologia introspekcyjna w tej jej części, k tó ­ ra trak tu je doświadczenie i stan y psychiczne jako ogólne w a­ runki (conditions) w łaściw e każdem u człowiekowi (26). M eta­ fizyka proponow ana przez Sontaga jest w ięc swoistym uogól­ nieniem danych w introspekcji, lub inaczej: danych w do­

świadczeniu osobistym.

Sontag przeprow adza dalej w swym dziele analizę tw ier­ dzeń m etafizykalnych. N ajpierw przypom ina znane odróżnie­ nie między zdaniami analitycznym i a syntetycznym i (271. Przypomina, że praw o niesprzeczności jest w spólną zasadą wszelkich tw ierdzeń analitycznych. N atom iast tw ierdzenia syntetyczne, poszerzające naszą w iedzę o rzeczyw istości w y­ m agają innej zasady, choć nie nfoże ona sprzeciwiać się p ra ­ wu niesprzeczności. Tą zasadą jest doświadczenie. Sontag od­ różnia dwa rodzaje w iedzy syntetycznej danej w dośw iadcze­ niu. Jed en pochodzi z narastającego nagrom adzenia w rażeń zm ysłowych i doświadczeń następujących po sobie. Drugi ro ­ dzaj w iedzy zdobyw am y już w jednorazow ym , poszczegól­ nym, intensyw nym przeżyciu. W tym drugim rodzaju sy n te­ tycznej w iedzy dośw iadczalnej widzi Sontag bazę em piryczną

dla metafizyki. W zw iązku z tym odróżnia on dwie psycholo­ gie: najpierw psychologię eksperym entalną, która w edług n ie­ go jest jedną z nauk pozytyw nych (jej sądy są uogólnieniem mnogich doświadczeń i eksperym entów dokonyw anych czę­ sto przy pom ocy m etod statystycznych) oraz psychologię filo­ zoficzną, opartą na syntetycznych ujęciach niezależnych od nagrom adzonego doświadczenia. Tu Sontag w prow adza p o ję­ cie intuicji (insight), zasadnicze dla jego metafizyki. Intuicję ową określa jako: „bezpośrednie i nagłe ujęcie jak iejś istot­ nej stru k tu ry ludzkiej egzystencji" (49—50). Taka m etafizycz­ nie w ażna intuicja dokonyw a się nie w jakim kolw iek dośw iad­ czeniu, lecz „jedynie w m om entach osobistego kryzysu, gdy istota ludzka staje wobec jej ograniczenia. A więc najisto ­

(14)

tniejsze intuicje nie pochodzą z nagrom adzenia em pirycznych doświadczeń" (48), są jakim ś dostrzeżeniem sytuacji k ry ty cz­ nej człowieka. M ożemy znaleźć pew ne analogie dia koncepcji Sontaga w bergsonow skiej „jaźni głębokiej": le moi profond, która to jaźń leż może się w ypow iadać w jednym przeżyciu, jeśli tylko to przeżycie jest głębokie. M ożemy też zwrócić uw agę na intuicję H userla, k tó ra podobnie jest dostrzeżeniem w konkrecie jego strukturalnej istoty.

W edług Sontaga zasługą egzystencjalistów , a zwłaszcza K ierkegaarda, jest zw rócenie uw agi na „przynajm niej dwa ro ­ dzaje doświadczenia, podstaw ow e dla w szelkiej psychologii filozoficznej, i m ające doniosłe znaczenie metafizyczne. Tymi

doświadczeniami są przeżycia niepokoju i lęku" (51).

„W związku z niepokojem i lękiem — pisze dalej Sontag — a konsekw entnie w związku z wszelkim i stanam i psychiczny­ mi w ogóle, spodziewałem się* ustalić ich bezpośredniość i ich w ew nętrzną oczywistość, a może naw et i zew nętrzną, a w ten sposób stwierdzić, że intuicje, któ re one mogą niekiedy tw o­ rzyć, m ają znaczenie m etafizyczne" (66). O statecznie możemy powiedzieć, że Sontag pragnie budow ać m etafizykę jako ogól­ ną teorię bytu, opierając ją na psychicznym przeżyciu, w k tó ­ rym człowiek boleśnie (to cecha charakterystyczna egzysten- cjalizmu typu K ierkegaarda i Sartre'a) uśw iadam ia sobie sw o­ ją przygodność, a zarazem przygodność całej znanej mu rze­ czywistości, Tak w ięc m etafizykę proponow aną przez Sonta­ ga możemy nazwać m etafizyką przygodności, przygodności ujm ow anej subiektyw nie. Przeżycie „niepokoju i lęk u ”, tak mocno akcentow ane i głęboko analizow ane od K ierkegaarda do S artre'a, ma być jako źródło „metafizycznie doniosłej intu­ icji", w ystarczającą bazą em piryczną dla tw orzenia ogólnej teorii bytu, w której „przygodność", „niekonieczność", „skoń- czoność”, „ograniczenie" będą podstaw ow ym i pojęciam i w y ­ jaśniającym i rzeczywistość i dom agającym i się tych korela- tów, k tórych — jak pisał Leszek Kołakowski — praw dziw y egzystencjalista nie chce proponow ać sobie, bo będzie w tym w idział niegodną człowieka ucieczkę w absolut pozaosobisty.

(15)

Zasadnicza różnica m iędzy tym pojęciem przygodności, ja ­ kim — jak się w ydaje — zw ykle operują tomisci, a tym po­ jęciem przygodności, na którym chce oprzeć Sontag metafizy­ kę, jest —· mówiąc najprościej — następująca: tam przygod­ ność ujm ow ana jest obiektyw nie — przedm iotow o — jako ce­ cha rzeczywistości, która jest poza mną — podmiotem — a ja — podmiot — staram się ją w taki czy inny sposób dostrzec. Tu natom iast przygodność ujm ow ana jest w podmiotowym, subiektyw nym przeżyciu swojego w łasnego przem ijania. Jest cechą rzeczyw istości dostrzeganą przez podmiot w podm io­ cie.

4. K onkluzja — perspektyw y

Dostrzeżenie ważności mom entu osobistego — bezpośrednie­ go dośw iadczenia podm iotow ego — i uznanie jego roli w pun­ kcie w yjścia metafizyki możemy nazwać elem entem augustyń- skim w filozofii klasycznej. W ażność tego elem entu dostrzegał Jacques M aritain, gdy przeprow adzał rozw ażania nad naturą intelektu i woli ludzkiej, które nazw ał „VI drogą"9, a które podobnie, jak rozw ażania egzystencjalistów nad „niepokojem i lękiem ”, są stw ierdzeniem w łasnej niew ystarczalności onty­ cznej. Znane są już próby w ykazyw ania, że m etafizyka św. Tomasza (choć tak na pozór przedm iotowa), a zwłaszcza jego „drogi", zaw iera w sobie także w ew nętrzne, psychologiczno- -egzystencjałne, podm iotowe im plikacje typu augustyńskie- go10.

W łaśnie na te m om enty osobistego przeżycia zw raca uw a­ gę. M arian Jaw orski praw ie we w szystkich swoich artykułach o filozofii religii, w których podkreśla potrzebę analizy doś­ w iadczenia religijnego jako punktu w yjścia rów nież dla filo­ zoficznego poznania Boga, a w ięc dla m etafizyki.11

Podobną tendencję, i to w zdecydow anej formie, przejaw ia Józef Tischner. Tak na przykład pisze on o argum encie onto- łogicznym, od czasu Tomasza z A kwinu uw ażanym za logicz­ nie niepopraw ny: „W ydaje mi się, że popularność dowodu

(16)

ontologicznego nie leży w jego nieco dziwacznej logice. Chy­ ba najw łaściw iej ujm iem y sens tego dowodu, sens zresztą cał­ kowicie pozàlogiczny, gdy rozw ażym y go pod kątem sw oiste­ go poglądu Spinozy. Spinoza sądzi mianowicie, iż jest rzeczą niemal bluźnierczą dawać dow ody na istnienie Boga. Jeżeli istnieje cokolwiek, to przede w szystkim istnieje Bóg. Dowóęl ontologiczny jest jednym z przejaw ów persw azji, by zam roczo­ ny sobą człowiek uznał swój m rok i przestał pytać o dow o­ dy ... A rgum ent ontologiczny spełniał, moim zdaniem, funkcję terapeutyczną, gdy idzie o problem idei Boga. M iał za zadanie nie tyle 'udowodnić' istnienie Boga, ile raczej skłonić do uzna­ nia nonsensow ności w postawie, która niczego nie chce zro­ zumieć i tylko woła: dajcie dowody! A rgum ent ontologiczny każe szukać człowiekowi śladów Boga w samym sobie. Juz sam a myśl o Bogu jest śladem Boga w człowieku. Jest to ślad szczególny, ślad odbity w treści idei. Siady takie może zosta­ wić tylko Osoba. Tak się przynajm niej w ydaje niektórym . W perspektyw ie tego poglądu zrozum iałe jest prześw iadcze­ nie, że świat zew nętrzny razem z jego ruchem, przyczyno- wością, celowością, przygodnością i zwodniczą hierarchią w ar­ tość jest w poszukiw aniu Boga tylko zbytecznym balastem "12. W tym dość długim cytacie nie tyle w ażne jest dla nas dość w ątpliw e historycznie tw ierdzenie o roli argum entu ontologi­ cznego, bo przynajm niej dla Anzelm a z C anterbury — jego tw órcy — miał być on jednak zrozum ieniem i dowodem, a nie wołaniem, iż dow ód jest niepotrzebny, oraz niepokój budzące pow oływ anie się na Spinozę, którego Deus sive Natura, nie bardzo pasuje do Tischnerow skiej, w tym kontekście zaskaku­ jącej, konkluzji o śladach, jakie może zostawić tylko Osoba. Tu chcę zwrócić uw agę na podkreślenie mom entu podm ioto­ wego, potrzeby szukania śladów Boga w samym sobie. O sta­ tecznie problem sprow adza się do analizy subiektyw nego prze­ życia — doświadczenia osobistego. Chciałbym tu dodać, iż Tischner ma w ięcej racji w tym co tw ierdzi, niż w tym co n e­ guje. Tw ierdząc — ułatw ia pogłębienie i poszerzenie filozofii klasycznej o zaniedbyw any niekiedy przez nią elem ent

(17)

podmio-Iowy. N egując jednak niepotrzebnie w pada w stosunku do „tom istów " w ton przypom inający antyscholastyczne wypo- widzii myślicieli Renesansu.13 O tych jednak historycy w y d a­ wali niekiedy sąd następujący: „W ielu było filozofów O dro­ dzenia, których życie przeszło w w alce ze scholastyką i k tó ­ rych dorobek naukow y pozostał negatyw ny. Renesans w po­ lemicznym zapale potępiał w czambuł scholastykę nie bacząc, że w ostatnim okresie głosiła już idee podobne do now ożyt­ n y c h ''14.

Różnica w postaw ie Jaw orskiego i Tischnera daje się ująć następująco: Pierw szy chce uzupełniać filozofię klasyczną o elem enty podmiotowe, drugi natom iast postuluje tworzenie now ej filozofii na gruzach dotychczasow ej. Przypom inają się słowa A. D. S ertillanges’a, k tórych E. L. M ascal użył jako mot­ to dla swego w ykładu tradycyjnego teizmu: „Les purs philo­ sophes disent sans cesse: recom m ençons ; Le philosophe chré­ tien peut seul dire: continuons''15. W ydaje się, że istotnie w a­ żny jest postulat kontynuow ania i uzupełniania realistyczne­ go n u rtu klasycznej filozofii bytu. U zupełniania rów nież przez w ykorzystyw anie analiz doświadczenia przeprow adzanych na gruncie fenomenologii i egzystenejalizm u16. Takie postępo­ w anie może przyczynić się do zm niejszenia rozdarcia m iędzy m aksym alizmem i minimalizmem. Można powiedzieć, iż jest to zadanie, do którego w ykonyw ania predysponow ani są w łaśnie kontynuatorzy m yśli Tomasza z A kwinu, jeżeli będą nadal uw rażliw ieni na w ielkie przedm iotow e zagadnienia metafizyki, jeżeli będą liczyć się z historycznym doświadczeniem filozo­ ficznym, jeżeli będą stopniow o coraz bardziej uw rażliw ieni na egzystencjalnie ważne zagadnienia podmiotowe, oraz jeżeli będą coraz bardziej uw rażliw ieni na potrzebę m etodologicznej poprawności.

(18)

1 Por. M o rto n W h ite : Ku zje d n o c z e n iu w iilo z o iii, w: F ilozolia a m e ry ­ k a ń sk a , w y b ó r ro zp ra w i s z k ic ó w h is to r y c z n y c h , B oston 1958, 296— 303.

2 Ludw ig W ittg e n s te in : T ra cta tu s lo g ic o -p h o io so p h ic u s, W a rs z a w a , BKF, 1970, 88.

3 W a lte r K au fm an n : E x iste n tia lism iro m D o s to e v s k y to S a rtre, C le v e la n d an d N e w Y ork26, 1968, 51.

4 O n ie sła b n ą c y m , a m oże n a w e t p o g łę b ia ją c y m się z a in te re s o w a n iu e g z y ste n c ja liz m e m św iad czą ty tu ły n ie k tó ry c h w y d a n y c h o sta tn io w St. Z jed n . lu b w z n o w io n y ch dzieł: Soren K ie rk e g a a rd : T h e C o n cep t o i D read, P rin c e to n 1967; — T ra in in g in C h ristia n ity , P rin c e to n , 1967; — Fear and

T re m b lin g and T h e S ic k n e ss u n to D eath, P rin c e to n , 1968; M a rtin H e id e g g e r: A n In tro d u c tio n to M e ta p h y sic s, C h icag o 1961; — E x iste n c e an d B eing,

C h icag o 6 1968; J e a n -P a u l S a rtre : B ein g and N o th in g n e ss, N ew Y ork3 1968. W a rto ta k ż e w sp o m n ieć c y to w a n ą w p rzy p . 3 k sią ż k ę K a u fm an n a z a w ie ­ ra ją c ą w y b ó r pism n a s tę p u ją c y c h a u to ró w : D o sto je w sk i, K ie rk e g a a rd , N ietzsch e, R ilke, K afka, Ja s p e rs , H e id e g g e r, S a rtre i- C a m u s . P or. też:

R e a lity , M a n a nd E x isten ce: e s s e n tia l w o r k s oi e x is te n tia lism , e d ite d b y

H .J. B lackham , N. Y o rk -T oronto-L ondon, 1965. O z a in te re s o w a n iu e g z y ­ ste n c ja liz m e m w śró d a m e ry k a ń sk ic h i a n g ie lsk ic h n e o sc h o la sty k ó w św ia d ­ czą ta k ie n a p rz y k ła d p o zy cje : Ja m e s C ollins: T h e E x iste n tia lists , C h icag o 1952 w zn o w io n e 1968; te n ż e : C rossroads in P h ilo so p h y , C h icag o 1962, w zn o ­ w ione 1969 (o e g z y ste n c ja liz m ie C zęść I, s tro n y 3— 131); F re d e ric k C ople- sto n : C o n te m p o ra ry P h ilo so p h y , L ondon 1956, w zn o w io n a 1965 (o* e g z y s te n ­ cjalizm ie roz. IX— X II, s tro n y 125— 227).

5 M . W h ite : a rt. cy t. 302.

6 F re d e ric k S o n tag je s t od m n iej w ię c e j 15 la t p ro fe so re m filozofii w P o ­ m ona C o lle g e w K alifo rn ii, m a la t około 45. J e s t p ro te s ta n te m . W 1967 r. b y ł w Ita lii n a sty p e n d iu m R o ck efellero w sk im . J e g o p o b y t w Ita lii p rz e ­ d łu ży ł się n a c a ły ro k a k a d e m ic k i 1967/68, p o n ie w a ż z o s ta ł z a p ro sz o n y z w y ­ k ła d a m i n a te m a t filozofii B oga p rzez A n zelm ian u m , u n iw e rs y te t b e n e d y k ­ ty ń s k i w R zym ie. M e ta fiz y k ą a z w łaszcza filozoficznym p ro b lem em Boga z a jm u je się od d a w n a i g ru n to w n ie . W w ie lu p ra c a c h a n a liz u je ta k ż e m e ta ­ fizyczne a s p e k ty i im p lik a c je e g z y ste n c ja liz m u . P o r. n a p rz y k ła d : D iv in e

P eriection: P ossible Ideas o f G od, N e w Y ork, 1953; H e id e g g e r a nd th e Pro­ b lem o i M e ta p h y s ic s , „ P h ilo so p h y an d P h e n o m e n o lo g ic a l R e se a rc h " 24

(1964) 3, 410— 16; T h e M e a n in g o f „Proof" in A n s e lm 's o n to lo g ica l „ A rg u ­

m en t, „ J o u rn a l of P h ilo so p h y ”, 64 (1967) 15, 459—86; H e id eg g er, T im e and G od, „ J o u rn a l of R elig io n ” , 47 (1967) 4, 279— 94; T h e P ro b lem s oi M e ta ­ p h y sic s, S an F ran cisco , 1969. M o żn a m n iem ać, iż n a jd o jrz a ls z ą je g o p ra c ą

d o ty c z ą c ą ty c h z a g a d n ie ń je s t k sią ż k a T h e E x iste n tia list P ro leg o m en a to

a F u tu re M e ta p h y sis c , C hicago, 1969, k tó r ą w d alszy m c ią g u a rty k u łu zw ać

b ęd ę k ró tk o P ro leg o m en am i. (C yfry p o d a w a n e w n a w ia sa c h o d s y ła ją do stro n te j w ła śn ie k siążk i). P or. m o ją re c e n z ję P ro leg o m en ó w : „St. Phil.

(19)

C h r." 7 (1971) 1, 210— 16). D zieło to p o w sta w a ło — ja k p isze S o n tag w P rz e d ­ m o w ie (s. V II) — p rz y n a jm n ie j d ziesięć lat. F ra g m e n ty w y d a w a ł w „The J o u r n a l of R elig io n " (1967) w „T he P h ilo so p h y a n d P h e n o m e n o lo g ic a l R e­ se a rc h " (1964) a ta k ż e w „T he M o d ern S ch o o lm an " (1964) c z aso p iśm ie w y ­ d a w a n y m przez J e z u itó w w St. Louis, k tó re g o re d a k to re m je s t o b ecn ie G eo rg e P. K lu b e rta n z S. J., a u to r lic z n y c h p o d sta w o w y c h dzieł neotom i- sty czn y ch .

7 E ty k a N ik o m a c h e js k a , tłum . D. G rom ska, W a rs z a w a , BKF, 1956, s. 5 (1094 b 10 nn).

8 M. W h ite : art. cy t. 302.

9 P o r. Ja c q u e s M a rita in : A p p r o c h e s de D ieu, P aris, bd. 81— 93.

10 Por. A. B ogliolio SDB: O za ło że n ia c h d róg, k tó r y m i św . T o m a sz d o ­

w o d zi is tn ie n ia Boga, w : S tu d ia z iilo z o iii Boga, pr. zb. re d . bp B. Bejze,

W -w a ATK, 1968, 94.

11 P or. zw łaszcza: P ro b lem iilo z o iii relig ii, „St. P hil. C h r." 3 (1967) 2, 169— 94; R e lig ijn e p o zn a n ie Boga w e d łu g R om ana G u a rdiniego, W -w a 1967, 154— 9; P rze d iiło zo iic zn e i iilo z o iic zn e p o zn a n ie B oga, w: S tu d ia z iilo z o iii Boga, W -w a 1968, 333—47; Bóg iiło z o ió w i Bóg w ie rz ą c y c h , w : O B ogu i o czło ­

w ie k u , t. II, W -w a 1969, 97— 106; D o w o d y istn ie n ia Boga a fe n o m e n religii,

w : A n a le c ta C ra c o v ie n sia , t. II K ra k ó w 1970, 53—80. P o d o b n e m y śli w re fe ­ ra c ie w y g ło szo n y m 15-11-1972 w A TK :Z ag a d n ien ie r e in te rp r e ta c ji p u n k tu

w y jś c ia iilo z o iic zn e g o p o zn a n ia Boga.

12 Jó z e f T isch n er: W p o s z u k iw a n iu d o św ia d c ze n ia Boga, „Z nak" ~213, 1972, 317—8.

13 Z w ró ćm y u w a g ę c h o ć b y n a „ zb y te czn y b a la s t” w c y to w a n y m fra g m e n ­ cie w o d n ie s ie n iu do p o ję ć p o d sta w o w y c h d la „P ięciu d ró g " T o m asza z A k­ w inu. C h a ra k te ry s ty c z n y je s t te ż to n a rty k u łu S c h y łe k c h rz e śc ija ń stw a to-

m is ty c z n e g o , „Z n ak ” 187, 1970, 1— 20.

14 W ła d y s ła w T a ta rk ie w ic z : H istoria iilo z o iii, t. II, W -w a 6 1968, 9. 16 E. L. M ascall: T en , k tó r y je s t, W -w a 1958, 8.

16 In n e g o ro d z a ju w y ra z e m te n d e n c ji do u z u p e łn ia n ia filozofii k la s y c z ­ n e j e le m e n te m p o d m io to w y m są n a w ią z u ją c e do p ra c J. M a ré c h a la p ró b y tw o rz e n ia „m etafizy k i tr a n s c e n d e n ta ln e j" (R ahner, C o reth , Lotz) w k tó ry c h a n a liz o w a n e są p o d m io to w e w a ru n k i m o żliw o ści p o zn an ia .

(20)

LA QUESTION DU POINT DE DÉPART EXISTENTIALISTE EN

MÉTAPHYSIQUE

R ésum é

L 'a u te u r de c e t a rtic le p a r t d 'u n e c o n s ta ta tio n q u e d an s la p h ilo so p h ie c o n te m p o ra in e e x is te u n e d iv e rg e n c e d e p lu s e n p lu s ra d ic a le e n tr e le p o ­ s tu la t d e la c o rre c tio n m é th o d o lo g iq u e qui m è n e p arfo is a u n e lim itatio n de l'o b je t des étu d e s, e t le p o s tu la t d e la ré s o lu tio n de g ra n d e s q u e stio n s qui, lui, m èn e p arfo is a u n d é d a in des ju s te s e x ig e n c e s m éth o d o lo g iq u e s. Ce p h én o m èn e , n o u s l'a p p e lo n s u n e d iv e rg e n c e e n tre u n e a ttitu d e m in im a­ listę et m a x im a liste ; la r u p tu re e n tre le p o sitiv ism e e t e x iste n tia lism e en est u n e m a n ife sta tio n . L 'a u te u r d e l'a rtic le n o u s fa it v o ir e n su ite qu e le p o ­ sitiv ism e et l'e x is te n tia lis m e o m et v o lo n ta ire m e n t c e rta in e s q u e stio n s, ce q u i re n d im p o ssib le ra p p r o c h e m e n t de ces d e u x o rie n ta tio n s. Il fa u d ra it donc les c o m p lé te r et d 'a p rè s l'a u te u r c 'e s t la p h ilo so p h ie c la ssiq u e , p o u r la no m ­ m er ainsi, d o n t nous p o u v o n s n o u s se rv ir, c a r e lle o ccu p e u n e p la c e m é ­ d ia n e e t p a rc e q u 'e lle v e u t p o se r e t ré s o u d re les g ra n d s p ro b lèm es d 'u n e m a n iè re m é th o d o lo g iq u e m e n t c o rre c te , d a n s la m e s u re ou c ’est p o ssib le. C 'e st de F re d e ric k S o n tag q u e l'a u te u r n o u s p a rle e n s u ite e t d ’u n e te n ta ­ tio n q u 'a fa ite celu i-la d e b a se r la m é ta p h y s iq u e su r l'e x p é rie n c e e x is te n ­ tia liste . O n p e u t d ire d é jà q u e S o n tag v e u t c o m p lé te r la p e n sé e e x is te n tia li­ ste q u i n ’e st p as co m p lète p a rc e q u 'e lle se v e u t te lle , p a r les co n clu sio n s m é ta p h y siq u e s. L 'a u te u r n o u s fa it v o ir a u ss i le s m o m en ts a n a lo g u e s d an s M a rita in fo rm u la n t ce q u 'o n a p p e lle „La V l-è m e v o ie " e t d a n s ce q u e fo n t a c tu e lle m e n t e n P o lo g n e e n tre a u tre s M. J a w o rs k i e t J. T isch n er, b ie n q u e ch acu n d 'e u x p ro c è d e d 'u n e m a n iè re d iffé re n te . D es re c h e rc h e s p a re ille s p o u rra ie n t, d 'a p re s l'a u te u r, d e v e n ir u n p o in t d e d é p a rt d 'u n e é tu d e a p p ro ­ fo n d issa n t la n o tio n de l'a c c id e n te l e t p e rm e tta n t son e x p lo ita tio n plus la r ­ ge si n o u s y a jo u to n s u n é lé m e n t su b je c tif q u i n 'é ta it p a s suffisam m ent pris en c o n s id é ra tio n d a n s la p h ilo so p h ie q u 'o n a p p e lle cla ssiq u e . T o u t c e la p e rm e ttra p e u t ê tr e de v o ir la p e n sé e fén o m e n o lo g iq u e e t e x is te n tia lis te com m e u n e c o n tin u a tio n de la p e n sé e c la s siq u e des p a rtis a n s du ré a lism e th o m iste e x is te n tie l qui, lui, p e u t ê tre e n ric h i p a r c e t é lé m e n t su b je c tif so u s-estim é ju s q u 'a m a in te n a n t.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Z Gilsona koncepcją relacji filozofii i teologii wiąże się nierozerwalnie pojęcie filozofii chrześcijańskiej, jako refleksji, która „uznaje objawienie.. chrześcijańskie

[r]

Czy wiadomo ile barw wystarcza do pokolorowania wierzchołków grafu tak, aby wierzchołki sąsiednie miały różne barwy, jeśli znany jest największy stopień

Można wykazać, (dowód pomijamy; wymaga on policzenia pewnego wyznacznika typu Vandermon- de’a), że te rozwiązania są istotnie liniowo niezależne, czyli że każde

Każda podprzestrzeń skończeniewymiarowa jest podmo- dułem skończenie generowanym.. (12) Niech A będzie addytywną

Z twierdzenia 1.1 wynika, że q jest dzielnikiem liczby −1, więc jest równe ±1, a to oznacza, że liczba x jest całkowita. Zaznaczyć wypada, że to czy jakaś liczba jest

Wartość siły, która należy działać, przesuwając ciało na równi pochyłej jest tyle razy mniejsza od wartości jego ciężaru, ile razy wysokość równi jest mniejsza od

Czy istnieje taki ostrosłup czworokątny oraz taka płaszczyzna przecina- jąca wszystkie jego krawędzie boczne, że pole uzyskanego przekroju jest więk- sze od pola podstawy