• Nie Znaleziono Wyników

Rozum, rozsądek i filozofia

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Rozum, rozsądek i filozofia"

Copied!
27
0
0

Pełen tekst

(1)

Jerzy Kalinowski

Rozum, rozsądek i filozofia

Studia Philosophiae Christianae 9/1, 29-54

(2)

S tu d ia P hilosophiae C h ristian a e ATK

9/1973/1

JER ZY K A LIN O W SKI

ROZUM, ROZSĄDEK I FILOZOFIA

K ilk a uw ag o filozofii i jej m etodologii w zw iązku z D ialectique hégélienne et fo rm a liza tio n D om inika D u b arle’a 1

1. R ozum i rozsądek; 2. F ilozofia (m etafizyka) in te le k tu i filozofia (m etafizyka) rozum u; 3. K u m etodologii filozofii; Zakończenie.

Sw-eża praca o. D u b a rle ’a o dialektyce heglow skiej jest zbyt bogata, by ją tu dyskutow ać w całości. O graniczym y się więc do w y b ran ia z niej jed n ej ty lko tezy, tej m ianowicie, k tó ra wiąże filozofię nowoczesną, a ściślej m ówiąc pew ne filozofie nowoczesne (pow rócim y do tego tem atu), z rozróżnieniem m ię­ dzy rozum em a rozsądkiem , rozróżnieniem , któ re stopniowo, w X V I, X V II i X V III w. w yw arło rozróżnienie m iędzy in te le k ­ tem a rozum em , znane już w staro żytn ej G recji. Teza ta gra ro lę zasadniczą w stud iu m o. D u b arle’a m ającym ostatecznie na celu form alizację — nie logiki heglow skiej (ta z n a tu ry swej um yka fo rm a liz a c ji2) lecz logiki term inów (nazw) inspirow a­ nej m y ślą H egla. Nie będziem y tu dyskutow ali realizacji tego śm iałego p ro je k tu . Może przeb ad am y go później osobno. Ce­ lem naszym obecnym je s t ty lk o zastanow ić się nad pop raw ­ nością p rzedstaw ienia przez o. D u b a rle ’a rozróżnienia, o k tó­

1 D. DUBARLE, D ialectique hégélienne e t fo rm alisation (L ogique et dialectique p a r D. D ubarle et A. Doz, P aris, Larousse, 1971, cz. 1-sza,

1200) .

2 N a te n te m a t p a trz id., Logique fo rm alisante et logique hégélienne, 113 n. (Sém in a ire sur Hegel, P a ris P.U.F., 1970)

(3)

ry m m owa, skonfrontow ać w zw iązku z nim to, co m ożna n a ­ zwać „filozofią ro zu m u ” z tym , co m ożna nazw ać „filozofią ro zsą d k u ” i w skazać w n astęp stw ie dro gę do w ypracow ania

teorii filozofii: m etafilozofii.

1. Rozum i rozsądek.

E. D u barle pow raca do tego tem a tu k ilk a k ro tn ie 3, co nie u łatw ia dokładnego ujęcia w całości jego m yśli w tej spraw ie. Co d la nfej istotne, m ożna by jed n a k uchw ycić m im o to m niej w ięcej łatw o, gdyby nie n astręczała dodatkow ych tru d n o ści term inologia niezupełnie u stalo n a, nieprecy zy jn a a naw et n ie­ kiedy niew łaściw a, zacierająca sku tk iem tego w yrazistość kon­ turów rzeczyw istości oznaczanej odpowiednio przez term in y „rozum ” i „rozsądek” . Podobnie jest z term in am i „rozum ” i „ in te le k t” . I ta k a u to r pisze na przykład: „M yśl daw niejsza i zw iązana z nią teo ria w iedzy — epistem ologia, jeśli kto chce — zna, jeszcze od czasów P lato n a, dw a reży m y i przyzw ycza­ jenia system atyczne w ładzy in te le k tu a ln e j, k tó re oznacza sło­ w am i ’in te le k t’ i ’ro zu m ’. P ierw szeństw o p rzysłu gu je in te le k ­ towi. Rozum jest m u w p ew nym sensie podporządkow any. In­ tele k t jest w ładzą pew nej i niezm iennej apercepcji zasad po- nadzm ysłow ych, pojęciow ych ją d e r p raw d y istotn ej, asercji pierw szych p rzez się oczyw istych i przez się koniecznych, leżących na początku w szelkiej w iedzy. Rozum zaś, k tó ry język g recki zestaw ia z in telek tem ja k dianoia z nous, jest w ładzą d y sk u rsu wychodzącego z zasad” 4.

Przytoczony u stęp w y w o łu je różne uwagi.

P rzed e w szystkim , w edług o. D u b a rle ’a w y razy „ in te le k t” i „rozum ” m ają oznaczać reży m y lub przyzw yczajenia sy ste­ m atyczne. Odnosi się w rażenie, że A uto r m yśli o tym , co A ry ­ stoteles nazyw a a Tom asz z A kw inu „habitus”, a w ta ­ kim razie w y raża się niew łaściw ie. (habitus) bowiem , o ja ­

3 P atrz. D. DUBARLE, D ialectique hégélienne e t form alisation, głów nie roz. I: 1.3, 1.3.1, i 1.3.2, tj. 35—48 i cały roz. III, tj. 83—114.

(4)

kie tu mogło chodzić, są nie reżym am i czy przyzw yczajeniam i system atycznym i, ale sw oistym i dyspozycjam i usposabiającym i duchow ą w ładzę poznaw czą człow ieka do w ykonyw ania w ła ­ ściw ych jej czynności poznaw czych. Lecz pom ijając już to, stw ierdzić należy, że Tom asz z A kw inu, by do niego się ogra­ niczyć, idąc śladam i A rystotelesa, oznacza przy pom ocy te r­ m inów „ in te le k t” i „rozu m ” (chodzi o w ypadki, w któ ry ch in­ tele k t jest przeciw staw iany rozum ow i — gdy odróżnia się in te le k t od nauk i i od m ądrości, spraw a m a się inaczej, zaraz do tego pow rócim y) nie to, co A u to r nazyw a niew łaściw ie „ re ­ żym em ” lu b „przyzw yczajeniem sy stem aty czn y m ”, ale sam ą w ładzę in tele k tu a ln ą , in n y m i słow y wyższą w ładzę poznawczą człow ieka, w ładzę poznaw czą specyficznie ludzką. W n astęp ­ stw ie tego A kw inata używ a w y rażenia „intelectus sive ratio” n a m iejsce „m ens” w znaczeniu węższym, k tó ry m to term inem posługuje się w łaśnie na oznaczenie w yższej w ładzy poznaw ­ czej człow ieka w w ypadkach, w któ ry ch nie wchodzi w roz­ różnienie podstaw ow ych fu n k cji poznaw czych tejże w ładzy: fu n k cji poznania intuicyjnego (bezpośredniego) i fu n k cji pozna­ nia dyskursyw nego (pośredniego)5.

Z kolei zauw ażyć należy, że o. D u b arle określa in te le k t jako „w ładzę apercepcji zasad”, a rozum — jako „w ładzę d y sk u r­ su w ychodzącego z zasad”. A u to r używ a rów nież term in u „w ła­ dza” , gdy przypom ina, czym są dla ludzi czasów now ożytnych rozum i rozsądek. „Lecz ona (sc. filozofia kaniow ska) czyhi rów nież z rozum u w ładzę ducha wyższą w zasadzie od roz­

5 P a trz S ancti THOMAE DE AQUINO Q uaestiones disputatae de v e r i­ tate, Rom ae, ad S anctae S abinae, 1970 (w ydanie leonińskie), X, 5, ad 4 (309b). Sw. Tom asz często używ a te rm in u „m ens” w znaczeniu węższym , ty m w łaśnie, k tó re w zięte je st pod uw agę w tekście niniejszego a rty ­ k u łu ; używ a on go w ów czas n a oznaczenie sam ej w yższej w ładzy poz­ naw czej człow ieka; p a trz np. o. c., X, 4, responsio lub X, 5, 3. P ra e ­ terea. N iekiedy je d n a k n a d a je on tem u term in o w i znaczenie szersze; „ mens” oznacza w ów czas rów nocześnie obie w yższe w ładze człow ieka: w ładzę poznaw czą zw a n ą „in telek te m ” lu b „rozum em ” w zależności od p ełnionej przez n ią fu n k cji i w ładzę pożądaw czą, tj. w olę; p a trz np. o. c. X, 1, ad 2 in fine.

(5)

sądku (...)” — czytam y na s. 35, a na stronie n astępn ej o D u- barle notuje, że czysty i rozum ow y rozsądek „jest w ładzą w ła ­ ściw ą n a u k i” (naw iasem m ów iąc w edług H egla rozum jest w ładzą Pojęcia, a w n astęp stw ie tego w ładzą filozofii). Ten sposób w y rażania się je s t zwodniczy, staw ia nas bow iem wobec

czterech (wyższych) w ładz poznaw czych człowieka, co ro zry w a

jedność poznania istotnie ludzkiego, a ty m sam ym i jedność sam ego c z ło w ie k a 6. Rów nocześnie zm usza nas do przy jęcia zm ian istotnych — nie do pojęcia -— w n a tu rz e ludzkiej. L i­ cząc się bow iem z tym , że rozsądek i rozum w pew nej chw ili zajm u ją m iejsce in te le k tu i rozum u, należałoby uznać, że czło­ w iek ulega istotnej zm ianie albo w tym sensie, że tra c i pew ne w ładze specyficzne początkowo posiadane na rzecz now ych swych w ładz specyficznych, albo w ty m sensie, że w pew nym okresie p rzestaje posługiw ać się jed n y m i w ładzam i specyficz­ nie ludzkim i i zaczyna na ich m iejsce posługiw ać się innym i, z k tó ry ch przedtem nie czynił uży tk u . Nie sposób jed n a k p rzy ­ jąć, iż ulega zm ianie n a tu ra człowieka. A lbow iem jedno z dw oj­ ga. Albo w szystko zm ienia się tak, iż nie m ożna odróżniać istotnego od nieistotnego: wówczas jed n ak nie m a w ogóle n a ­ tu ry ludzkiej zdolnej ulegać zm ianom , a istn ieją tylk o b y ty jednostkow e Ci, C2 .. . Cn podobne do siebie i mogące być s k u t­ kiem tego nazyw ane „lu d źm i” dla w ygody językow ej. Albo n a­ tu ra ludzka istn ieje rzeczywiście, w m ocnym , m etafizycznym znaczeniu słow a „ n a tu ra ” ; w ty m jed n ak w ypad ku siłą rzeczy nie ulega ona zm ianie.

J e s t więc jasne, że m im o posługiw ania się przez a u to ra te r ­ m inem „w ładza”, co jest ty lk o niezszcęśliw ą m etonim ią, nazw y „ in te le k t”, „ro zu m ” (w daw niejszym znaczeniu), „rozsądek i „ro zu m ” (w znaczeniu nowoczesnym ) oznaczają tę samą (wyż­ szą) władzę poznawczą człowieka, każda z nich jed n a k oznacza ją jako spełniającą inną f u n k c ję poznawczą. J a k to już zazna­ czyliśm y ubocznie, „ in te le k t” oznacza w zm iankow aną w ładzę

s W obec tego, że w ładze poznaw cze zm ysłow e człow ieka są „pod­ po rządkow ane” jego w ładzy poznaw czej wyższej, w ielkość ich b y n a j­ m niej n ie ro zry w a jedności poznania ludzkiego i sam ego człow ieka.

(6)

poiznawczą człowieka jako spełniającą fun k cję poznania bezpo­ średniego, intuicyjnego, oczywistego, „ro zu m u ” (w znaczeniu daw niejszym ) oznacza ją jako pełniącą fu n k cję poznania nie oczywistego, dyskursyw nego, pośredniego, „rozsądek” — jako pełniącą fu n k cję naukotw órczą (w znaczeniu now oczesnym w y ­ raz u „ n a u k a ” — poniżej zajm iem y się różnicą m iędzy daw n iej­ szym a now szym znaczeniem tego w yrazu), a „rozum ” (w zna­ czeniu now ożytnym , w zględnie w łaściw ym pew nej ilości auto­ rów now ożytnych) — jako w ykonującą fu n k cję tw orzenia filo­ zofii, a ściślej m ów iąc tw orzenia filozofii pew nego typu. W ty m św ietle łatw o pojąć, że, stosow nie do epok, środow isk i oko­ liczności, te lub inne fu n k cje pełnione przez wyższą w ładzę poznawczą człow ieka ściągają na siebie szczególną uwagę.

Starożytność ograniczyła się do studiow ania fu n k cji pozna­ nia bezpośredniego i fu n k cji poznania pośredniego, a nie roz­ w inęła bad ań n ad fu n k cjam i tw orzenia n au k i i filozofii (w zna­ czeniu now ożytnym tych term inów ), gdyż nie doszła do w y­ pracow ania nau k i i filozofii takich, jak im i je dziś po jm ujem y, tj. jako dyscyplin odrębnych jed n a od drugiej, w zajem nie nie­ zależnych i tak jed n a jak i d ru g a dostatecznie u ko nsty tuo w a­ nych. O bjęte w spólną nazw ą „filozofii” obie dyscypliny długo w spółistniały tw orząc nierozdzielną w spólnotę, z ty m jednak, że elem en t filozoficzny (we w łaściw ym , tj. now ożytnym słowa znaczeniu) przew ażał nad elem entem naukow ym (w now ożyt­ nym rów nież znaczeniu). N au k a — jak ją dziś p o jm u jem y — znajdow ała się u samego początku. Stała się ona św iadom ą siebie dopiero u schyłku średniow iecza i z początkiem czasów now ożytnych. W tenczas to dopiero zaczyna się jej rozkw it. T em at ten n ad er jest znany, by doń pow racać i kłaść nań n a ­ cisk. J e s t więc w pełni zrozum iałe, że fu nk cje tw orzenia nauk i i filozofii sta ją się przedm iotem badań dopiero z początkiem czasów now ożytnych i że dopiero w tej epoce zostają p rzy ję te nazw y „rozsądek” (en te n d e m e n t, understanding, Verstand) i ro­ zum, (raison, reason, V ern unft) na oznaczanie w yższej w ładzy poznaw czej ludzkiej spełniającej odpowiednio w zm iankow ane funkcje.

(7)

Jed n o tylko dziwi, m ianow icie fak t, k tó ry z pozoru uchodzi uw adze o. D u b a rle ’a, iż ludzie czasów now ożytnych, p rz y n a j­ m n iej ci, o k tó ry ch m ówi A utor, dokonaw szy rozróżnienia m ię­ dzy rozum em a rozsądkiem , nie zachow ali i nie przystoso­ w ali do now ej sy tu acji daw niejszego rozróżnienia m iędzy in te ­ lek tem a rozum em . Z daniem n aszym da się w skazać na pew ną okoliczność łagodzącą tow arzyszącą tem u porzuceniu, k tó re jest sam o w sobie nieuzasadnione, a w następstw ach sw ych szkod­ liw e. D aw niejsi m yśliciele, zwłaszcza A ry sto teles i jego kon­ ty n u ato rzy staro ży tn i i średniow ieczni, w szczególności Tom asz z A kw inu i jego uczniowie, w ypracow ali i zachow ali teorię dyspozycji (εξεις, habitus) usposabiających naszą isto tnie ludz­ k ą w ładzę poznawczą do w ykonyw ania głów nych czynności poznawczych. Poniew aż odróżniali poznanie teoretyczn e (spe- kulaty w n e) od poznania praktycznego, dzielili dyspozycje, o k tó ry ch m owa, na dw ie g ru p y . Je d y n ie nas in teresu jący m i tu są dyspozycje sp ek u laty w n e w liczbie trzech w edle nauk i A rysto telesa i Tom asza z A kw inu: in te le k t (trafiam y tu na drugie, uprzednio zapow iedziane znaczenie tego w yrazu), nau k a (w specyficznie arystotelesow skim znaczeniu słowa) i m ądrość (rów nież w znaczeniu w łaściw ym teorii εξεις Stagiry ty). P ierw sza nazw a oznacza dyspozycję usposabiającą do w y d a­ w an ia sądów oczyw istych i w ty m znaczeniu pierw szych; d ru g a — dyspozycję usposabiającą do w yw nioskow ania sądów pochodnych; trzecia —■ dyspozycję usposabiającą do dokony­ w ania syntezy jedn y ch i d ru g ich sądów. Otóż dla autorów daw niejszych — i przez to być może dostarczyli p re te k s tu do w yelim inow ania ich rozróżnienia m iędzy in telek tem a rozu ­ m em (w znaczeniu obu ty ch term inó w przyp om niany m w pierw szej części niniejszego p arag rafu ) — spraw ności ozna­ czane: pierw sza — nazw ą „ in te le k t” , d ru g a — nazw ą „ n a u k a ”, usposabiają nas: ta — do w yw nioskow yw ania d edukcyjnie są­ dów pochodnych, ta m ta — do w ydaw ania sądów analitycznie oczyw istych 7, podczas gdy n a u k a i filozofia (jak je dziś p o j­

(8)

m ujem y) zaw ierają także sądy em piryczne oczywiste i sądy w y w nioskow y w ane nie dedukcyjnie, m ianow icie sądy otrzy ­ m yw ane za pom ocą w nioskow ań analogicznych, indukcyjnych, red u k cy jn y ch lub innych. P e łn a teo ria spraw ności poznaw ­ czych pow inna była brać to pod uw agę.8 Poniew aż teo ria A ry ­ stotelesa, przy n ajm n iej w sw ej części w yeksplicytow anej, zda­ w ała się posiadać pod ty m w zglądem luki, została odsunięta i zapom niana, gdy tym czasem w ym agała jedynie, by b y ła pod­ jęta, uw yraźniona i rozw inięta stosow nie do w ym agań nau ki i filozofii, dyscyplin w yodrębnionych i pojm ow anych tak, jak to m a m iejsce dziś. Rów nocześnie zostało odrzucone rozróżnie­ nie m iędzy rozum em a in telek tem zw iązane ściśle z rozróż­ nieniem m iędzy in telek tem i nauką, spraw nościam i sp ek ula- ty w n y m i, znanym i teorii dyspozycji.

Ale n aw et gdyby okoliczność, o k tó rej m owa, stanow iła rze ­ czywiście okoliczność łagodzącą, odrzucenie i zapom nienie te ­ orii spraw ności nie przyniosłoby zaszczytu ludziom czasów now ożytnych, choć ci zasłu g ują skądinąd na podziw z uw agi n a rozw ój, w naszych czasach niebyw ały, szerokiego w ach la­ rza ta k n a u k ja k i teorii tychże. A w każdym razie jest chyba odpow iedzialne w dużej m ierze za nieistnienie praw dziw ej m etodologii filozofii, k tó re j nie w ypraco w uje się ta k długo, ja k długo nie będzie się brało pod uw agę fak tu , że w każdej filozofii (jest bow iem w iele filozofii, a nie jedn a ty lko — pow rócim y jeszcze do tego), tak jak w każdej nauce, w y stę­ p u ją i sądy pierw sze i sądy w tórne. T eoria zaś spraw ności, gdyby nie poszła w zapom nienie, b y łab y praw dopodobnie po­ m ogła w uśw iadom ieniu sobie tego fa k tu i w w yciągnięciu zeń

z A k w in u w In A n a ly tic o ru m P osteriorum E xpositio (l.IX ) k o m e n tu ją c A n a ly tic a Posteriora I, 4 A rystotelesa.

8 N a te n te m a t G. K A LIN O W SKI, La théorie aristotélicienne des h a bitus in te lle ctu els (R evu e des sciences philosophiques et théologiques 43 (1959), 248—260), w e rsja fra n cu sk a , nieco zm ieniona i poszerzona J. KA LIN OW SKI, A rysto te leso w ska teoria spraw ności in te le ktu a ln ych czyli o d w u pojęciach m ądrości (R o czn iki jilozojiczne, t. V, z. 4 (1955— 57), 45—65).

(9)

w łaściw ych wniosków. Pojaw ienie się rozróżnienia m iędzy ro ­ zum em a rozsądkiem jest czym ś całkiem pozytyw nym . Ale

to, że w yelim inow ało ono rozróżnienie m iędzy in telek tem i rozum em , jest zupełnie niezrozum iałe i pożałow ania godne.

Czym że bow iem są n au ka i filozofia w czasach now ożytnych (z chw ilą obecną włącznie)? Je d n a i dru g a jest uporządkow a­ n y m zbiorem zdań, zaw dzięczającym swą jedność i swą s tru k ­ tu rę sw em u przedm iotow i, sw em u celowi i sw ym środkom (metodzie), a dzielącym się na dw a podzbiory, z k tó rych jeden je s t złożony ze zdań pierw szych, a d ru g i — ze zdań w y­ w nioskow anych. Że zdania pierw sze, czy to naukow e czy to filozoficzne, m ogą być albo em pirycznie oczywiste, albo an a­ litycznie oczywiste, albo n aw et jedynie um ow ne, jest zupełnie in ną spraw ą, podobnie ja k in n ą spraw ą jest fakt, że zdania pochodne, znów czy to naukow e czy to filozoficzne, mogą być zdaniam i w yw nioskow anym i, zależnie od w ym agań w łaści­ w ych dyscyplinie, do któ rej należą, drogą takich czy innych w nioskow ań zaw odnych lub niezaw odnych, dedukcyjnych, in ­ dukcyjn y ch , red uk cy jn y ch , analogicznych czy innych. Rozróż­ nienie zatem m iędzy rozsądkiem a rozum em nie zam ienia by­ n ajm n iej w bezprzedm iotow e rozróżnienia m iędzy in telek tem a rozum em . W yższa w ładza poznawcza człowieka zasługuje bow iem na to, by nosić, zależnie od funkcji, jak ą spełnia, i nazw ę „in telek t n au k o w y ” lu b „in telek t filozoficzny”, i naz­ w ę „rozum n au k o w y ” lub „rozum filozoficzny” , o ile decydu­ jem y się na zachow anie term in ó w „ in te le k t” i „rozu m ” w zna­ czeniach, jakie daw ali im odpowiednio autorow ie daw niejsi. A le ostatecznie m niejsza o term in y używ ane na tym odcinku. Rzeczą jedynie w ażną jest fa k t niezaprzeczalny pełnienia przez w yższą w ładzę poznawczą człowieka, tak na teren ie filozofii ja k na teren ie nauki, i fun kcji poznania bezpośredniego (intu­ icyjnego) i fun k cji poznania pośredniego (dyskursyw nego), fu nkcji, k tó ry m tak filozofia jak n au k a zaw dzięczają swe zda­

nia pierw sze i swe zdania w tórne.

D latego dziw i nas, że o. D u b arle nie w yraża zdziw ienia z powodu luki w y stęp u jącej w epistem ologii filozoficznej, jeśli

(10)

m ożna sią tak w yrazić nie n arażając się na zarzu t posługiw a­ nia się w yrażeniem do tk n ięty m contradictione in adiecto. (Wy­ d aje się nam to możliwe, gdyż znaczenie daw nego „ ε π ι σ τ ή μ η “ nie pokryw a się ze znaczeniem naszego „ n au k a” a rozciąga się rów nież niekiedy i na to, co m y uw ażam y dziś za filozofię).

2. Filozofia (metafizyka) intelektu i filozofia (metafizyka) rozumu.

In telek t jako wyższa w ładza poznawcza człow ieka u sp ra w ­ niona dyspozycją, noszącą tę sam ą nazwę, do w ydaw ania są­ dów analitycznie oczywistych, jako zatem „w ładza pierw szych zasad” w edług w yrażenia A utora, któ re pozw oliliśm y sobie poddać krytyce, jest tw órcą tej filozofii (m etafizyki), stw ierdza on, k tó ra w tej czy inn ej form ie predom inow ała aż po czasy H u m e’a i K an ta. S ty l jej in te le k tu a ln y pochodzi zdaniem dzie­ kana paryskiego w ydziału katolickiego filozofii w łaśnie od in te ­ le k tu jako „w ładzy isto tn y ch i w iecznych intelligibiliów , jak ją nazyw a refe ru ją c poglądy odnośnych autorów now ożytnych. B ędziem y ją wobec tego nazyw ali „filozofią (m etafizyką) in te ­ le k tu ” . D la sw ych now ożytnych k ry ty k ó w była ona jedynie „sp ek u laty w ny m uniesieniem się m y śli” i za podstaw ę m iała „zasady, któ re są w yrazem raczej przekonania niż praw dziw ej, skontrolow anej i przekazyw alnej oczywistości” . W chw ili za­ tem , gdy „człowiek rozsądku dośw iadczył rozdarcia najw yż­ szych przekonań i wie, że trzeb a na długo, może na zawsze na tej ziemi, zrezygnow ać z jednom yślności ta k co do p ierw ­ szych zasad sądu jak co do ostatecznych spełnień m ądrości”,9 okazało się konieczne odrzucić ją.

Lecz cóż m ożna było postaw ić na jej miejsce? Filozofię (me­ tafizykę) rozsądku? To było w ykluczone z uw agi na fakt, że rozsądek jest, ja k w idzieliśm y, „w ładzą n a u k i”, w edle w y ra ­ żenia A utora, a m ówiąc dokładniej, w ładzą poznawczą wyższą

(11)

człow ieka w ykon u jącą fu n k cję poznania naukow ego. Rozsądek rodzi n a u k ę (wiedzę), a nie filozofię (m etafizykę). W ynikało z tego — i K a n t z rozgłosem w niosek te n w yciągnął — że m etafizyka nie jest w iedzą lecz przekonaniem . A jeśli w ogóle jest jeszcze m ożliw a, to jed y n ie jako dzieło rozum u w now ym tego term in u znaczeniu, p rzy k tó ry m oznaczał on: dla K a n ta — „w ładzę” k ry ty k i rozsądku i sam ej siebie, „w ładzę” zatem u sta ­ n aw iającą rozsądek, czynnik tw orzący naukę-w iedzę, i sam ą siebie, czynnik tw orzący m etafizykę-przekonanie; a dla H eg­ la — „w ładzę” Pojęcia, „w ładzę” więc m yśli sp ek u laty w n ej, zdolnej wznieść się ty m sam ym do au ten ty czn ej i pełn ow ar­ tościowej m etafizyki.

W ybitny znaw ca h isto rii filozofii w ogóle, a filozofii K a n ta i, w w yższym jeszcze stopniu, H egla, w szczególności, o. D u- b a rle pokazuje z m aestrią w ysiłek heglow ski zm ierzający rów ­ nocześnie do kontyn u o w an ia i w yjścia poza K anta, do stw o­ rzenia na m iejscu uw ażanym za opróżnione po usunięciu m e­ tafizyki in te le k tu (m etafizyki, k tó rą w oczach Hegla, tak ja k p rzed tem w oczach K anta, a n astęp n ie w oczach Nietzschego, reprezentow ała, niestety, m etafizy k a W olffa) czegoś w ięcej niż kantow ska m etafizyka-przekonanie, m ianow icie m etafizyk i- -w iedzy, lecz w iedzy ty p u nowego, w iedzy-dzieła tym razem już nie rozsądku i jego logiki form aln ej (tego ro d zaju w iedza z n a tu r y swej jest naukow a a nie m etafizyczna) lecz rozum u sp ekulatyw nego i jego logiki dialektycznej. W ysiłek ten w a rt ty le ile w a rt. Było by się niew ątpliw ie w błędzie, gdyby się go m iało za nic, by użyć w y rażen ia A utora, k tó rem u o statecz­ nie m ożna przyznać, że m yśl H egla otw orzyła p ersp ek ty w ę na lepsze rozum ienie rz e c z y 10 o ile ograniczyć zasięg tego tw ierdzen ia do staw an ia się, na k tó re w szczególny sposób uczulił nas w łaśnie Hegel).

Jed n ak że w yniki osiągnięte tą drogą przez sam ego H egla i przez jego licznych naśladow ców , o któ ry ch pisze A. Doz, rzadko kiedy przecież n ap ra w d ę w ierny ch Heglowi, ja k to

(12)

podkreśla w spółpracow nik o. D u b a rle ’a, w niczym nie u m n ie j­ szają rzeczyw istego i trw ałego znaczenia praw dziw ej filozofii (m etafizyki) in telek tu , m etafizyki, na k tó rą zw raca uw agę E. Gilson (szczególnie w L ’Etre et l’essence) a k tó re j h isto rię znaczą A rystoteles, Tom asz z A kw inu, Tom asz Sutton, F ra n ­ ciszek S ilvestris z F e rra ry , Banez ... Wobec tego, że o. D ub arle nie u jaw n ia przed czytelnikiem swego stu d iu m osobistej oceny tej filozofii (m etafizyki), nie będziem y kusili się o jej odgad­ nięcie, ty m m niej, że jej znajom ość m a tu dla nas znaczenie podrzędne, choć skądinąd a u to r om aw ianej rozpraw y jest dla nas cenionym a u to ry tetem .

Stw ierdzam y więc tylko, że sąd u jem n y o filozofii (m eta­ fizyce), o k tó rej mowa, p o d trzy m y w an y przez w iele um ysłów now ożytnych (a nie o d p arty przez o. D ubarle, gdyż p raca jego tego bezw zględnie nie w ym agała), jest rzeczyw iście zdolny w ytw orzyć prześw iadczenie, że filozofia (m etafizyka) in te le k tu (oznaczając ją n ad al tą nazw ą) — i to zarów no w w ersji Tom asza z A kw inu jak w w ersji C hristiana W olffa — s ta ­ nowi jedynie p ro d u k t nierozw ażnego i nieuzasadnionego unie­ sienia się ludzkiej m yśli, p ro d u k t bezw artościow y, zasługujący w pełni na odrzucenie bez żalu. K to by tak sądził, by łby w błędzie. Sam a le k tu ra w zm iankow anej w yżej książki E. Gil- sona L ’Etre et 1’essence, książki, w k tó rej filozofia (m etafizyka) H egla zestaw iona jest z głów nym i filozofiam i (m etafizykam i) idącym i od Eleatów po dzisiejszych egzystencjalistów , pozw ala uchw ycić rów nocześnie całą wielkość i całą nędzę tej gigan­ tycznej w izji um ysłow ej, rozw ijającej się w edle reg u ł nie m niej hipotetycznych niż p u n k t w yjścia ich zastosow ania, z jednej strony, a z drugiej, auten ty czn e i n ieprzem ijalne w a r­ tości m etafizyki Tom asza z A kw inu, by ograniczyć się do niego. Czyż ktoś rzeczyw iście dowiódł, że zasady tej m etafi­ zyki są „w yrazem raczej przekonania niż praw dziw ej, skon­ trolow anej i przekazy w alnej oczyw istości” ? Czyż nie są one przekazyw alne? Czyż n ie podlegają kontroli, n a tu ra ln ie , w sto ­ p n iu w jakilm m ogą być kontrolow ane zasady, k tó ry ch się

(13)

nie dowodzi, lecz k tó re się tylko w skazuje, dlatego w łaśnie, że są oczywiste? 11 O. D ubarle, przem aw iając w im ieniu człow ieka X V I w. — w żadnym w y p ad k u n'ie chcem y stw orzyć choćby pozoru przypisyw ania m u bezzasadnie poglądów tego człow ie­ ka — n o tu je fak t, że człowiek ten odrzucił filozofię (m etafi­ zykę) in te le k tu z tego powodu, że „dośw iadczył rozdarcia n a j­ w yższych przekonań i wie, że trzeb a na długo, może naw et na zawsze na tej ziemi, zrezygnow ać z jednom yślności tak co do pierw szych zasad sądu jak co do ostatecznych spełnień

m ąd rości”.

Stw ierdzenie to w ym aga p rzy n ajm iej dw u uwag.

Po pierw sze, jeśli człow iek X V I w. dośw iadczył rozdarcia najw yższych przekonań, co jest fak tem historycznym , którego n ikt nie będzie przeczył, nie był co do tego ni pierw szy ni ostatni. Ludzkości nie trz e b a było czekać na w iek XVI, by zrozum ieć, że jednom yślność w filozofii, choć teoretycznie,

de iure, możliwa, de facto, w praktyce, jest nieosiągalna.

W ielość rozbieżnych odpowiedzi na p ytanie d o ty cząceg o'/ ή św iata, odpowiedzi, któ re pierw si filozofowie greccy zapropo­ now ali w ciągu niespełna dw u stuleci, i k ryzys filozofii w ok re­ sie sofistów, k tó ry był tej rozbieżności zdań następstw em , stanow iły pod ty m w zględem dośw iadczenie całkiem w y s ta r­ czające.

Po drugie, jedn ą z isto tn y ch różnic zachodzących m iędzy n a u k ą a filozofią jest różnica następ u jąca. W nauce, kiedy się dowodzi, to się rów nocześnie ty m sam ym przekonuje; by oświadczyć, że się nie jest przekonanym , trzeb a być albo nie­ zdolnym do zrozum ienia dowodu, albo człow iekiem złej woli.

11 „W skazanie” n a nie zn a jd u je co n ajw yżej uzupełnienie w dow o­ d ac h apagogicznych ; przy k ład em słynny dow ód p ośredni zasady sprzecz­ ności u A rystotelesa (M eta fizy k a , 4, 1005 b 35 — 1009 a 5), z którym m ożna zestaw ić ostrzeżenie skierow ane, w 1948 r., przez K. A jd u k ie­ w icza do n iektórych m ark sistó w przeciw m ieszaniu zm iany ze sprzecz­ nością (patrz K. A JD U K IEW ICZ, Z m ia n a i sprzeczność (M yśl W sp ó ł­ czesna n r 8/9 (1948), 35—52), p rze d ru k o w an e w J ę z y k i poznanie, W a r­ szaw a, PW N, 1965, t. II, 90—106).

(14)

W filozofii natom iast, dowieść i przekonać, to b y n ajm niej nie jedno i to samo. J e s t to n astęp stw em n a tu ry d y sk u rsu filozo­ ficznego jako takiego. W cale z tego nie w ynika, że zdania filozoficzne nie po d p ad ają pod kategorie p raw d y i fałszu, lub że człowiek nie jest zdolny ustalić ich praw dziw ości czy fał- szywości, że nie jest w stanie pokazać lub w ykazać (dowieść) ich w artości poznawczej w sposób obiektyw ny, tj. subiek­ tyw nie w ażny, pozw alający odtw orzyć odnośny proces poka­ zania czy też w ykazania p raw d y lu b fałszu i tą drogą go skon­ trolow ać. Je d y n y w niosek, jaki stąd płynie, jest tylko ten, iż podobało się naszem u S tw órcy w yposażyć nas w n a tu rę , któ ra, w pew nych okolicznościach, pozw ala nam oświadczyć, iż nie jesteśm y przekonani dow odam i filozoficznym i skądinąd obiektyw nie dow odliw ym i, nie w ystaw iając się ty m sam ym na zarzu t niezdolności ich zrozum ienia lub w p ro st złej woli. Skoro rzeczy m ają się tak, jak się m ają, należy widzieć w ty m dobrodziejstw o, a nie ubolew ać n ad tym . P raw d a filozoficzna jest w ym agająca. W ym agania jej m ogłyby niekiedy ciążyć na ty m czy innym człowieku, z uw agi na jego osobiste w łaści­ wości lu b z rac ji jednostkow ych okoliczności jego życia, cię­ żarem nad siły. Słabość „w zro k u ” filozoficznego, godząca się z w ybitnością um ysłu, a n aw et z p raw dziw ym geniuszem (nie m ów iąc o erudycji), m oże zapobiec upadkow i pod ciężarem p raw d y filozoficznej.12 O graniczam y się do tych kilk u uwag, gdyż p oruszyliśm y już ten tem a t gdzie indziej.13 Chcem y tylko

iż P rzytaczam y poniżej ustęp J. G uittona, u którego n a tra filiśm y na m yśl bardzo bliską naszej : „Otóż postępow anie Boga polega w łaśnie na zobow iązaniu się do pozostaw ienia nam w olności w ierz en ia w eń lub nie w ierzenia. Chcąc być dyskretnym , Bóg w p row adził do naszych w ątpliw ości co do jego istn ie n ia pozór praw dopodobieństw a. Osłonił się m rokam i, by uczynić w iarę naszą bard ziej m iłosną, a także, n ie ­ w ątpliw ie, by przyznać sobie p raw o w ybaczenia n am naszej postaw y k w estionującej. R ozw iązanie przeciw ne w ierze w inno zachow ać p ra w d o ­ podobieństw o, by pozostaw ić zupełnie w o ln ą grę m iłosierdziu”

(J. GUITTON, Ce que je crois, P aris, G rasset, 1971, 111).

13 W szczególności w L e rationnel e t l’argum entation. A propos du T ra ité de l ’arg u m e n tatio n de C haim P erelm an et de Louise O

(15)

lbrechts-dorzucić stw ierdzenie, że praw dziw e pow ołanie filozofa jest być św iadkiem praw dy, przede w szystkim na płaszczyźnie in te le k tu a ln e j, a nie reto rem , zadanie, do którego zdaje się go ograniczać Ch. P erelm an , w yciągający z w ielkości poglą­ dów w dziedzinie m. in. filozofii, m oralności i p raw a w niosek o niem ożliwości osiągnięcia p raw d y poza n a u k ą .14 Otóż rze­ czywiście, istotn a rola filozofa polega na tym , by p a trz y ł na to, co jest, by pokazyw ał, co w idzi lub p rzy n ajm n iej co m u się zdaje, że widzi, i by w ykazyw ał to (dowodził tego), co z tego w ynika, a nie by sta ra ł się na w szelki sposób przekonać drugich, by doprow adzić przecież do jakiej tak iej jednom yśl­ ności. D la jego w łasnego do b ra, dla jego ludzkiej doskona­ łości, by pycha — a któż z nas nie jest pyszny?! —■ nie sta ra ła się zrobić z niego in telek tu aln eg o ty ra n a ludzkości, nie jest m u dane zawsze przekonać. Poznać i jed y n ie św iadczyć praw dzie, nie ciesząc się p rzy w ilejem możności przekonania każdego, to n iew ątp liw ie m niej niż gdy do pierw szego przyłączyłoby się d rugie. Je śli jed n ak zadanie filozofa je s t ostatecznie skrom ­ niejsze niż m ogłoby być, okazuje się w końcow ym ro zrach un ku korzystniejsze dla niego samego, gdyż zyskuje on na w iel­ kości m o raln ej, i dla drugich, gdyż im nie grozi, by włożył na ich b ark i ciężar p raw d y m ogący być niekiedy ponad ich siły. A praw da, raz o d k ry ta i w ypow iedziana, staje się dobrem całej ludzkości i przez sw ą n a tu rę zdolna jest oddziaływ ać sam a n a u m ysły tych, k tó rzy ją n apo ty k ają.

-T yteca (R evu e philosophique de L o u va in — w druku) ; i w L ’E xistence de D ieu et l’expérience de la fo i (o. c. — d ru k u ); ja k też w P hilo­ sophie: savoir ou croyance? (K sięga p a m ią tk o w a k u czci ks. K a rd yn a la - -P rym asa S te fa n a W yszy ń skieg o — w druku).

14 P a trz m. in. Ch. PERELM AN i L. OLBRECHTS-TYTECA, T raité de Vargum entation. La nou velle rhétorique, B ruxelles, Ed. de l’In s titu t de Sociologie, 1970, 2 wyd., głów nie In tro d u ctio n i Conclusion, i Ch. P E ­ RELM AN, Droit, m orale e t philosophie, P aris, L.G.D.J., 1968, seria „B ibliothèque de P hilosophie d u D roit”, vol. V III, w szczególności S cepticism e m oral e t philosophie m orale (73—77) i Ce que le p h ilo ­ sophe p e u t apprendre par l’étude du droit (135—147). B u d u jąc sw ą te o rię arg u m e n tac ji, Ch. P e re lm a n s ta ra się zachow ać w sferze tego,

(16)

H isto ria filozofii, k tó ra w E uropie rozciąga się na p rze­ szło dw a tysiące pięćset lat, staw ia nas przed fak tem p ra k ­ tycznie nieuniknionej wielości filozofii, a n aw et wielości koncepcji filozofii i sam ego sposobu filozofowania. T rzeba się z tym liczyć jako ze zjaw iskiem de facto zw iązanym z n a tu rą reflek sji filozoficznej i rów nie daw nym i trw ały m ja k ona. Z dan iem naszym , o. D ubarle, choć człow iek now ożytny w ydaje m u się bardziej w rażliw y n a wielość i różnorodność poglą­ dów filozoficznych i m etafilozoficznych (poglądów na filozo­ fię) niż człowiek czasów daw niejszych, i choć patrzy, z pozoru n ie reag u jąc, ja k ten człow iek w yciąga ze stw ierdzonego stanu rzeczy w niosek odrzucający filozofię (m etafizykę) in te le k tu na rzecz filozofii (m etafizyki) rozum u, w sty lu K a n ta lub Hegla, wniosek, k tó ry pozw oliliśm y sobie poddać k ry ty ce, sam nie w yciąga b y n ajm n iej tego innego w niosku, k tó ry nam w ydaje się narzucać nieodparcie, a k tó ry dotyczy o rien tacji dociekań n a d m etodą filozofii.

3. Ku metodologii filozofii.

K ilka ju ż razy użyliśm y w yrazu „m etafilozofia”. Obecnie w y p ad a w yjaśnić sens n ad aw an y tem u w yrażeniu. Otóż po­ słu g u jem y się nim w znaczeniu analogicznym do znaczenia, k tó re o trzym ały w X X w. te rm in y „m etalogika” i „m etam

a-co racjo n aln e, to, a-co sceptycyzm i różnego ro d za ju absolutyzm y, ja k się w yraża, opuszczają, każdy n a sw ój sposób, n a rzecz tego, co irra c jo ­ nalne. Skoro nie m ożem y dotrzeć do p raw d y — a nie m ożem y poza n au k ą , tj. w dziedzinie religii, filozofii, m oralności, p raw a, polityki itd. i— zgódźmy się p rzy n a jm n ie j w sposób racjonalny n a to, co b ę­ dziem y uw ażali za praw dopodobne, m ożliw e, pożyteczne... n a każdym z tych odcinków . In te n c ja znam ienitego p ro feso ra brukselskiego je st bez w ątp ien ia szlach etn a bardzo, w zniosła i pozytyw na. Tym niem niej p ra w d ą jest, iż p rzy jm u je on, bez dostatecznej podstaw y, że sądy re li­ gijne, filozoficzne, m o raln e itp. w y m y k ają się bezw zględnie spod k a ­ tegorii p ra w d y i fałszu w m ocnym tych słów znaczeniu, będącym ich znaczeniem w łaściw ym . T en to w łaśn ie pesym istyczny pogląd n a sp raw ę nie w y d aje się obiektyw nie uzasadniony.

(17)

te m a ty k a ”, a k tó re jest też znaczeniem nazw y „sem iotyka”, oznaczającej n aukę języka naukow ego, in ny m i słow y n aukę 0 nauce, jeśli zająć stanow isko Condillaca, dla którego n auka nie jest ostatecznie niczym innym ja k dobrze zbudow anym ję ­ zykiem I5. Przez nazw ę „m etodologia filozofii” rozum iem y z ko­ lei przede w szystkim zespół czynności in telek tu aln y ch , których dokonania w ym aga ukonsty tu ow an ie filozofii, a w następ stw ie tego zespół reg u ł k ieru jący ch ty m i czynnościam i, inn ym i słowy reguł, k tó re w skazują, w jakich okolicznościach m ożna uznać, jed n ą po drugiej, tezy filozoficzne, tzn. sądy filozoficzne pierw ­ sze i pochodne, stanow iące te tezy. S tu d iu m teoretyczne owych reg u ł tw orzy m etodologię filozofii, jaw iącą się w ten sposób jako część m etafilozofii.

To, co zostało dopiero co pow iedziane, w ym aga pew nego uściślenia. P rzy jęliśm y bow iem zw ykły sposób w yrażania się 1 m ów im y tak, jak b y zarów no de facto ja k de iure istn iała tylko jedn a filozofia, podczas gdy w rzeczyw istości jest ich w iele. Z tego powodu jest w skazanym zostawić, p rzy n ajm n iej na razie, na boku filozofię i jej teorię (metafilozofię), a wziąć pod uw agę filozofie daw ne i nowe i m etafilozofie im odpow ia­ dające, a to ty m bardziej, że pozw alam y sobie skierow ać p rze ­ ciw o. D u b a rle ’owi i jego, skądinąd uczonym i głębokim

Réflexions sur la m éthode de philosophie 16 'zarzut nieczynie-

nia w łaśnie tego.

O m aw iany bow iem przez nas a u to r zdaje się być m niej w raż­ liw y niż m y na wielość i rozbieżność filozofii i to tak dalece, że nie mówi o półfilozcfiach lecz o filozofii. Naszym zdaniem , w obecnym stanie rzeczy filozofia istn ieje jedynie w form ie specyficznej p rob lem aty k i zw anej „podstaw ow ą p ro b lem aty ­ k ą filozoficzną” , tzn. w postaci pew nych p y tań form ułow anych w y raźn ie lu b w sposób jedynie dorozum iany, a k tó re są isto t­ nym i pytan iam i filozoficznym i. Tym się tłum aczy nazw a „filo­

15 CONDILLAC, La langue des calculs, I, XVI, p. 469a 14—17 (O euvres philosophiques de Condillac, t. II, P aris, P.U.F., 1948, 417—529).

(18)

zof” daw ana tym , k tó rzy e x professo sta ra ją się na te p y tania odpowiedzieć. Z chw ilą jednak, gdy przechodzi się do koncepcji dociekań, m ających na celu znalezienie tu odpowiedzi, ich przedm iotu, celu, środków , m etod i technik, a zwłaszcza do sam ych dociekań tych w yników , stw ierdza się rozbieżności ta k w ielkie, że o k azują się niem ożliw e sprow adzić analizow a­ ną refleksję, filozoficzną z uw agi na pytania, z k tó ry m i jest związana, do jakiegoś w spólnego m ianow nika. W eźm y dla p rz y ­ kład u p roblem istnienia Boga. W te n lub inny sposób, każdy filozof m ierzy się z nim. Ale cóż za rad y k aln e różnice m iędzy tym i, którzy, jak neopozytyw iści, odm aw iają m u po pro stu sensu, a tym i, k tó rzy go przecież rozwdązują, z tym znów, że podtrzy m y w ane rozw iązania są n ajzupełniej przeciw staw ne: jedne teistyczne, drugie deistyczne, trzecie panteistyczne, a inne jeszcze ateistyczne, sceptyczne lub agnostyczne?! J a k tu m ó­ wić o m etodzie filozofii, o m etodologii filozoficznej, o m eta- filozofii, o filozofii przede wszystkim ?!

Tym czasem o. D u b arle pozostaje p rzy liczbie pojedynczej, gdyż praw dopodobnie p a trz y na ludzi, k tó rzy filozofują, z tak w ysoka i pod takim kątem , że w oczach jego tw orzą zw artą całość, p rakty czn ie jednorodną; daje się w ty m porów nać do astro n au ty , k tó ry w pew nej chw ili traci z oczu oceany i kon­ ty n e n ty naszej ziemi, by widzieć w niej tylko jej jedność p la­ nety. Bezsprzecznie, A utor nasz dostrzega w grupie filozofów pew ien ru ch w ahadłow y, znam ienną oscylację od dogm atyzm u do kryty cy zm u , nieokreślone kołysanie się m iędzy a w a n tu rn i­ czymi próbam i sp ekulacji i rozkładczym i k ry ty k a m i unice­ stw iającym i pozory zdobytych osiągnięć, by posłużyć się jego w łasnym i słow am i. W szystko to jed n ak nie odbiera m u w raże­ nia głębokiej jedności grupy, jedności, k tó rej n a d a ją tejże um ysły w y bijające się ponad przeciętność i stanow iące w sum ie szczyt tej góry, k tó rą jest filozofia, m ianow icie P arm enides, Platon, P lotyn, D escartes, Spinoza, K ant, Hegel...

Jeśli się w ten sposób schem atyzuje i upraszcza w idok rze­ czywistości, red u k u ją c ród filozoficzny do jedn ej tylko gałęzi

(19)

filozofów ,’ to m ożna ostatecznie posługiw ać się liczbą po jedy n­ czą i m ówić o m etodzie filozofii. Lecz n aw et wówczas, cóż m ożna na ten tem a t powiedzieć, jeśli się trzy m a w yłącznie ogólników? Otóż stu diu m o. D u b a rle ’a, jakk olw iek byłoby uczone i in teresu jące, nie jest ani zarysem m etodologii filozofii an i n a w e t szkicem tylko, m eto d y używ anej przez filozofów, na k tó ry c h sk upia się uw aga au to ra. W badanej przez siebie r e ­ fleksji filozoficznej dostrzega on tylko, zarów no gdy bada tę reflek sję u poszczególnych filozofów, ja k gdy zajm u je się nią globalnie, w jej rozw oju historycznym , trz y m om enty n a stę ­ pujące jeden po drugim : fazę zdążania ku zrozum ieniu, m o­ m en t sam ego zrozum ienia i w reszcie organizacji filozoficznej, i kró tk o je analizu je i opisuje. W ykonuje w te n sposób zadanie niew ątp liw ie podstaw ow e, stanow iące nieun ikn ion y początek usiłow ań zm ierzających do w y pracow ania m etodologii filozofii. Nie przekracza ono jed n ak stad iu m w stęp n y ch robót przygoto­ w aw czych. P rzed przy stąp ien iem do w yróżnienia poszczegól­ nych czynności in telek tu aln y ch , k tó ry m zaw dzięczam y uzna­ nie zdań stanow iących razem zespół p rzy ję ty c h tez filozoficz­ nych, i przed p ró b ą sform ułow ania regu ł, w edług k tó ry ch dokonyw ane są w rzeczyw istości w spom niane czynności, nie jest rzeczą bezużyteczną uchw ycić reflek sję filozoficzną w ca­ łości jej i w jej rozczłonkow aniu podstaw ow ym . Jeśli się jed ­ n a k p rag nie w ypracow ać m etodologię filozofii, choćby tylko tej, do k tó rej re d u k u je się filozofie zarejestro w ane przez h i­ storię, pozostaw iając na boku te z nich, k tó re praw dopodobnie uw aża się dorozum ianie, z tego czy innego p u n k tu w idzenia, za m niej w ażne, w ypada posunąć się w głąb rzeczy. P ra k ty c z ­ nie spraw ę tra k tu ją c , m a się jeszcze w łaściw ie w szystko do zrobienia, m im o że stoim y na p rogu ostatniego ćw ierćw iecza naszego stulecia. M etanauka, rep rezen to w an a głów nie przez m etalogikę i m etam atem aty k ę, dostarczyła nam co p raw da p rzy kład ó w bad ań m etateo rety czn y ch. Nie znalazł się jednak dotąd w śród teoretyków filozofii daw niejszych i nowszych nikt,

(20)

kto by spróbow ał był w ypracow ać z kolei m etafilozofię choćby jednej tylko z tak licznych filo z o fii17.

W tym kontekście a rty k u ł o. D u b a rle ’a zasługuje na pow ita­ nie i przyjęcie należne w ażnej i ak tu a ln ej inicjatyw ie. W ymaga jednak, by zaw arte w nim m yśli podjąć, rozw inąć i uzupełnić w sposób zupełnie istotny. Z asługuje on na to rów nież z tego powodu, że to, co pozw oliliśm y sobie uw ażać za jego b rak , m ianow icie pom inięcie filozofii nie należących do w ziętej przez a u to ra pod uw agę tra d y c ji filozoficznej, stanow i rów nocześnie jego dodatnią stronę. Chcieć z m iejsca odkryć m etodę w łaści­ w ą w s z y s t k i m filozofiom to beznadziejnie gonić za nieosią­ galnym celem. Dopiero po w y pracow aniu m etafilozofii w od­ n iesieniu do pew nej liczby filozofii m ożna będzie py tać się rzeczowo o to, co m a ją ew entu aln ie w spólnego i starać się, jeśli się to okaże możliwe, o zbudow anie m etafilozofii ogólnej. S p ra ­ w a więc m etafilozofii nie m a się inaczej niż spraw a sem iotyki: stw orzenie sem iotyki ogólnej, w granicach rzeczowo do stęp­ nych, jest m ożliw e dopiero po w ypraco w an iu sem iotyk poszcze­ gólnych języków . W ym ow ną tego ilu stra c ją jest działalność A. T arskiego na teren ie s e m a n ty k i18.

Tym czasem J. P iag et p ro p on u jący w sw ej książce Sagesse

17 N ależy je d n a k przypom nieć p rac ę pio n iersk ą w ielkiej w artości, choć nie w olną od pew nych usterek, m ianow icie k siążkę St. K A M lK - SKIEGO i M. A. KRĄPCA, Z teorii i m etodologii m e ta fizy k i, Lublin, T ow arzystw o N aukow e K atolickiego U n iw ersy tetu Lubelskiego, 1962. A utorzy jej nie urzeczy w istn iają jeszcze p ro je k tu stw o rzen ia m e tafilo ­ zofii w sto su n k u do określonej filozofii. K ie ru ją się je d n a k w tę stronę, w yk o n u jąc bardzo pożyteczne p rac e przygotow aw cze. W w yn ik u ich u siłow ań te re n pod zabudow anie m etodologii filozofii św. Tom asza został w dużym stopniu przygotow any.

13 P a trz głów nie A. TARSKI, Pojęcie p ra w d y w ję zy k a c h n a u k d e­ d u kc yjn yc h , W arszaw a, N ak ład em T.N.W., 1933 w ra z z P o s ts c r ip tu m z w ersji niem ieckiej (Stu d ia Philosophica I (1935) 393—405 i id. The sem antic conception of tru th and th e found a tio n s of sem antics (P hilo­ sophy and phenom enological research 4(1943/1944), 341—375), p rz e d ru ­ kow ane w R eadings in philosophical analysis, N ew York, 1949 i w S e ­ m antics and philosophy of language, T he U n iw ersity of Illinois, 1952.

(21)

et illusions de la philosophie 19 b y n ajm n iej z ty m się nie liczy.

P o ru szy m y tu spraw ę krótko, gdyż p rzedyskutow aliśm y ją b ardziej szczegółowo gdzie indziej 20. P rzy po m nim y zatem ty l­ ko co istotne. Z nam ienity epistem olog, zachęcony pow odzeniem m etody, k tó rej zawdzięcza w spaniałe w yniki w badaniach, dziś głośnych, nad wszelkiego ro d zaju n a u k a m i21, w ysuw a m yśl zastosow ania jej w celu stw orzenia epistem ologii filozofii (po­ now nie ry zy k u je m y to w yrażenie). W następ stw ie tego au to r

Introduction à I’epistemologie génétique układa zestaw py tań

do odpow iedzenia na k tó re to p y tan ia byliby zaproszeni n a j­ w ybitn iejsi filozofowie różnych tendencji. Oto kw estionariusz J . P iageta:

,,a) N iechaj każdy sfo rm u łuje w sposób m ożliw ie n a jw y ra ­ zistszy (w postaci swego ro d zaju listy hipotez lub aksjom atów ) od trzech do dziesięciu tez, k tó re uw aża za najb ard ziej cen­ tra ln e dla swej m etafizyki.

b) Niechaj w stosunku do każdej z nich uczciwie wskaże, czy uw aża ją za dającą się dowieść, za dostarczoną przez in­ tu ic ję czy też odzw ierciedlającą przekonania in ty m n e spoza dziedziny wiedzy.

c) W ty m ostatnim w y p adk u należy w skazać n a tu rę — m o­ raln ą , społeczną, re lig ijn ą itp. — tych przekonań.

d) W odniesieniu do in tu icji, w y pada sprecyzow ać jej po­ ziom: bezpośrednia, tra n sc en d e n taln a itd.

e) Je śli zaś teza jakaś okazuje się dow odliw a, wskazać sche­ m at dow odu w yróżniając jasno: 1) odw oływ anie się do faktów ; 2) odniesienie się do norm rozum ow ych ze w skazaniem ich n a­ tu ry ; 3) proced urę d ed u k cji logicznej (...).

f) Puścić następnie w obieg uzyskane w ten sposób w ypo­ w iedzi i niechaj każdy zaznaczy, w odniesieniu do każdego

13 P aris, P.U.F., 1965, seria „A la p en sée”.

20 G. K A LIN O W SKI, Philosophie, théologie e t m étathéorie (Recher­ ches de philosophie V III. L a recherche en philosophie et en théologie, P aris, Les E ditions d u Cerf, 1970, 157—205).

21 J. PIA G ET, Intro d u ctio n à I’epistem ologie génétique, P aris, P.U.F., 1950, t. I, II e t III.

(22)

z pow yższych punk tó w tez drugich, sw oją zgodę lub też b rak zgody z k ró tk im um otyw ow aniem odpowiedzi i z ustopniow a- niem jej w edług w ieloszczeblowej skali jakościow ej: uznane, m niej lu b w ięcej praw dopodobne, n ierozstrzygalne i nie do p rzy ję cia ” 22. Nie m am y zam iaru podkreślać zam iaru d a re m ­ ności tego ro d zaju in icjaty w y jako in ic ja ty w y zm ierzającej do odkrycia m etodologii filozofii, choć py tan ia sform ułow ane przez J. P iageta w ychodzą daleko poza n a d e r ogólnikow ą analizę o. D u b a rle ’a i k ie ru ją się w stronę, k tó rą pozw alam y sobie doradzać. P rzed podjęciem p róby stw orzenia syntezy, należy przeprow adzić o w iele dogłębniejszą analizę m etod (w znacze­ niu w skazanym na początku niniejszego p aragrafu) poszczegól­ nych filozofii. P rzedw czesna próba syntezy nie może dać żad­ nego pozytyw nego w yniku. Czymże bow iem m ogłaby być śre d ­ nia odpowiedzi ta k odm iennych, jak odpowiedzi, k tó rych m ożna by się spodziewać na p rzy k ład od A lthussera, A yera, Gilsona, Finka, Foucaulda, H eideggera, M arcuse’a, Naessa i P oppera, gdyby J. P iag et postaw ił im rów nocześnie swe pytania?

Z tego to powodu, jedy n a droga zdolna przybliżyć nas do stw orzenia m etodologii filozofii i m etafilozofii (używ am y z ko­ lei sami liczby pojedynczej m yśląc ju ż teraz o ew entu alnej syntezie końcow ej uprzednich analiz szczegółowych, o ile syn­ teza tak a okazałaby się m ożliwa) prow adzi przez uzyskanie ze stro n y przedstaw icieli, a w ich braku, przez znawców w ażniej­ szych filozofii przedstaw ienia m etod w łaściw ych ich filozofiom i sform ułow ania reguł kieru jący ch czynnościam i in te le k tu a l­ nym i, dzięki k tó ry m uznaw ane są tezy odnośnych filozofii, a w ostatn iej fazie rozbudow ania w ypracow anych w te n spo­ sób m etodologii poszczególnych filozofii w odpow iednie m eta- filozofie, biorąc tu za w zór — m u ta tis m u tandis — m etalogikę i m etam atem aty k ę. W w zm iankow anym już w yżej stu diu m

Philosophie, théologie et métathéorie staraliśm y się omówić tę

spraw ę dokładniej i bardziej szczegółowo. Nie chcem y więc pow racać tu do niej i pow tarzać, na czym polega przyk ład

22 J. PIA G ET, Sagesse et illu sio n s de la philosophie, 91 n.

(23)

dan y przez m etalogikę i m e ta m a tem a ty k ę i w jaki sposób n a ­ leży zeń korzystać p rzy budow aniu m etafilozofii, by nie za­ poznaw ać kolosalnych różnic istn iejący ch m iędzy filozofią z jed n ej a logiką z dru g iej stron y .

R zucam y n ato m iast m yśl sem in arium pojętego nie jako seria refe ra tó w do w ygłoszenia przez specjalistów dostatecznie w y­ bitnych, by organizacja i k ierow nictw o badań stało się p ra k ­ tycznie niem ożliw e, lecz jako g ru p a p rac y zespołowej św ietnie opisanej przez J. de G h e llin c k a 23. W n iejedn ym środow isku u n iw ersy teck im m ożna b y je zorganizow ać, skupiając wokół k w estionariusza w ro d zaju kw estionariusza J. P iageta, uzupeł­ nionego i rozw iniętego n a w zór zespołu p y tań stanow iących tło ro zp raw y sem antycznej A. Tarskiego, m ającej za przedm iot alg eb rę klas, przedstaw icieli lu b znaw ców różnego ty p u filo­ zofii: fenom enologicznej, egzystencjalistycznej, m arksistow skiej, stru k tu ra listy c z n e j, neopozytyw istycznej, tom istycznej, hege- liańskiej, nietzscheańskiej i innych. K ażdy uczestnik lu b każda g ru p a uczestników m iał(a)by za zadanie sprecyzow ać reguły u znaw ania tez pierw szych i tez pochodnych swej filozofii, a w n astępstw ie tego zdefiniow ać, odnośnie do tej filozofii, tezę filozoficzną, zdanie filozoficzne praw dziw e i, w ostatecznym w yniku, sam ą d an ą filozofię. Je ste śm y przekonani, że tego ro d zaju dociekania przeprow adzone n ad szeregiem poszczegól­ nych filozofii i następna, ew en tu aln a k o n fro ntacja ich w y ni­ ków b y łyb y czymś w yjątkow o pouczającym i w zbogacającym . Nie należy jed n a k u k ry w ać przed sobą n iezm iernych trudności tego ro d za ju przedsięw zięcia. U jaw nić, w sposób w yczerpu­ jący, ścisły i dokładny, reg u ły k ieru jąc e uznaniem tez filozofii takiego H egla, M arksa, N ietzsche’go, H eideggera, S a rtre ’a czy choćby H usserla, jakkolw iek a u to r Philosphie als strenge

23 J. de G HELLINCK, Les exercices pratiques de „sém inaire" en théologie, P aris, D esclée de B rouw er, 1934. A u to r te j książki om aw ia re a liza cję idei sem inarium , zrodzoną w Niem czech n a te re n ie historii, w dziedzinie teologii. Ja sn e je st jed n ak , że rozw ażane przezeń zasady organizacji z łatw ością d a ją się przenieść n a każdy in n y odcinek badań, a w ięc w naszym w y p ad k u w sferę dociekań m etafilozoficznych.

(24)

W issenschaft robi w rażenie ściślejszego od innych, nie je s t by­

n ajm n iej p rac ą bez w ielkiego tru d u . A le g ra w a rta świeczki! Zakończenie.

Rozróżnienie m iędzy filozofią a n a u k ą jest jed n ą z w ielkich zdobyczy in te le k tu a ln y c h czasów now ożytnych i nie pow inno być zarzucone. Je d en N ietzsche s ta ra ł się, w pew nej m ierze, obalić je, m ianow icie jako rozróżnienie m iędzy m etafizyką ide­ alistyczną a nauką. Ale i on nie podjął się tego w innym celu niż zam iar podstaw ienia w m iejsce krytykow anego rozróżnie­ nia, rozróżnienia zdaniem jego n ajb ard ziej zasadniczego, m ię­ dzy koncepcją tragiczną a koncepcją teo rety czn ą św iata i w n a ­ stępstw ie tego m iędzy m ądrością tragiczną a racjonalizm em n a­ ukow ym 24. Rozróżnienie m iędzy filozofią a nau k ą w iązane by­ w a z różnym i innym i rozróżnieniam i uzasadniającym i i uzupeł­ niającym i rów nocześnie to pierw sze rozróżnienie H usserl p rze­ ciw staw ia in tu ic ję isto t rzeczy fo rm ułow aniu p raw pozw alają­ cych zachow yw ać się odpow iednio w ś w ie c ie 25, B ergson odróż­ nia in tu icję od inteligencji, P e relm an tw orzy now ą reto ry k ę, by uzupełnić w ten sposób niew ystarczalność logiki form alnej... Rozróżnienie m iędzy rozum em a rozsądkiem , o k tó ry m mówi o. D u barle w sw ym stu diu m na tem a t dialekty ki heglow skiej przypom inając w k ilk u słow ach jego h isto rię osiągającą swój szczyt, po Spinozie m. in. i K ancie, u Hegla, nie jest więc b y­ n ajm n iej jed y ny m rozróżnieniem , na k tó ry m staran o się oprzeć rozróżnienie m iędzy filozofią i nauką.

O ile jed n a k jest uzasadnione i konieczne rozróżniać m iędzy filozofią a nauką, nie jest ani konieczne ani uzasadnione po­ suw ać się aż do daw ania tem u rozróżnieniu za podstaw ę dwoistość w ładz poznaw czych (wyższych) u człowieka, dwoi­

24 P a trz J. GRANIER, Le problèm e de la vé rité dans la philosophie de N ietzsche, P aris, a u x E ditions du Seuil, 1966, se ria „L ’O rd re philo ­ soph iq u e”, 1. I, ch. I, § II, w szczególności 73 n. i 82.

25 P a trz np. L ogische U ntersuchungen, H alle z.d.s., M. N iem eyer, 1913, I B., 254.

(25)

stość, k tó rą z góry w yklucza jedność człowieka. Sądzim y za­ tem , że na ty m odcinku m am y do czynienia ze stro n y o. D u- b a rle ’a jed y nie z n ietrafn y m w yborem term in u „w ładza”, tak by m ówić o rozróżnieniu m iędzy rozum em i rozsądkiem jak i o rozróżnieniu m iędzy in te le k te m a rozum em .

W ydaje się nam nato m iast rzeczyw istym brak iem m ilczenie A utora na tem at roli in te le k tu i ro zu m u zarów no w filozofii ja k w nauce. Nie m a bow iem ani nau k i ani filozofii bez tych dw u k ateg orii sądów: bez sądów pierw szych i bez sądów po­ chodnych, innym i słow y bez podw ójnej roli in te le k tu a ln e j (in­ tu icy jn ej) i rozum ow ej (dyskursyw nej) w ładzy poznawczej istotnie ludzkiej. Z tego to pow odu epistem ologia dzisiejsza zyskałaby naszym zdaniem , g dyby ponow nie przem yślała d aw ną teorię spraw ności in te le k tu a ln y c h rozw ijając ją w edle p otrzeb w spółczesnej nau k i i filozofii. Teoria ta bowiem zm u­ siłaby do liczenia się z ową podw ójną rolą, o k tó re j m owa, a jedynie pod ty m w aru n k iem m ogą się otw orzyć przed teo­ re ty k a m i filozofii p ragnącym i stw orzyć m etodologię filozofii, co w ięcej m etafilozofię, p e rsp e k ty w y pełne nadziei. Czyż nie je s t jed n ak rzeczą konieczną w ypracow ać w tym celu uprzed­ nio m etafilozofię każdej z głów nych filozofii w zorując się —-

m u ta tis m u tandis — na m etateoriach, k tó re m etalogika i m eta -

m atem aty k a b u d u ją odpowiednio dla sw ych w łasnych teorii?

RAISON, ENTENDEMENT ET PHILOSOPHIE

R ésum é 2S.

En 1972, D. D ubarle a publié, e n tre autres, d eux études: D ialectique hégélienne et form alisation et R éflex io n s sur la m éth o d e de la p h ilo ­ sophie. L ’a rticle résu m é en discute quelques idées.

D ans la prem ière, D. D ubarle évoque, en m arg e de son su je t p r in ­ cip al: la logique de Hegel, la distin ctio n e n tre la raison e t l ’e n ten d e m en t

2δ L ’a rtic le résu m é c o n stitu a n t la discussion avec un a u te u r fran çais qui v it e t p u b lie en F rance, il p a ra îtr a , en 1973, in extenso, en v ersion fra n ça ise dans la rev u e p arisien n e A rch ive s de Philosophie.

(26)

qui a su p p lan té, au x tem ps m odernes, l’ancien n e d istinction e n tre l ’in ­ tellect et la raison. C ette p a rtie de l’étude en question a provoqué de n o tre p a rt u n e double rem arque.

Il n ’est pas exact, d ’abord, d ’ap p e le r l ’intellect, la raison (des anciens), la raiso n (des m odernes) et l ’en ten d e m en t des „puissances” au sens p ro p re du term e. C ar cette m a n ière de s’ex p rim er p o u rra it la isse r croire q u e l'hom m e possède quatre puisances cognitives su p é rie u res alors q u 'en ré a lité il n ’en a q u ’une. Les term es en question désignent tous ce tte uniq u e puissance, m ais chacun d ’eux se ré fè re à une a u tre fonction de celle-ci: dans le p rem ier cas — à la fonction de la connaissance im m éd ia te (intuitive), dans le deuxièm e cas — à la fonction de la connaissance m éd iate (discursive), dans le troisièm e cas — à la fonction d ’é lab o ratio n de la philosophie et dans le q u a triè m e cas — à la fonction d ’élab o ratio n de la science.

N ous nous étonnons en su ite de voir n o tre a u te u r ne poin t s’éto n n er de ce que les m odernes, en a d o p tan t la distinction e n tre la raiso n et l’e n ten d e m en t, ont cru devoir r e je tr la d istinction e n tre l ’intellect et la raiso n alors que les d eux d istinctions sont essentiellem ent com plém en­ taires. C ar la philosophie com m e la science est u n ensem ble de ju g e­ m ents, se su b d iv isan t en un ensem ble de jugem ents prem iers (adm is p a r n o tre p uissance cognitive su p é rie u re grâce à sa fonction de connaissance im m édiate) e t en un ensem ble de jugem ents seconds (adm is p a r la m êm e pu issan ce grâce à sa fonction de connaissance m édiate). L a distinction ancienne, liée à la th éo rie aristo télicien n e des Ιςεις s’est tro u v ée r e ­ je té e — au lieu d’ê tre retenue, développée et ad a p té e — parce q u ’on la te n a it p o u r responsable de cette v é rita b le ca ric a tu re de la philosophie a u th e n tiq u e de l’ê tre que fu t la philosophie de style w olfien. Or, si on n e l’a v a it pas élim inée, elle a u ra it v raise m b la b le m en t aidé à concevoir la m éthode — et p a rta n t la m éthodologie — de la philosophie d ’une m a n iè re plus ad é q u ate et plus détaillée que ne le fa it o. D ubarle dans ses R éflex io n s sur la m éth o d e de la philosophie.

En effet, n o tre a u te u r appelle ici „m éthode” l ’artic u la tio n la plus g én é rale de la réflexion philosophique laq u elle com porte selon lui les tro is m om ents su iv a n ts: l’approche de la com préhension, la com pré­ hension e t l’organ isatio n de la com préhension. Le q u estio n n a ire proposé p a r J. P iag e t (Sagesse et illusions de la philosophie) va bien plus au fond des choses, m ais il a l’in co n v én ien t de ne pas te n ir com pte su ffisam m en t de la p lu ra lité des philosophies. A no tre avis, si l ’on veut v ra im e n t av a n ce r dans l ’élab o ratio n de la m éthodologie, philosophique, voire de la m étaphilosophie, il convient en u n p rem ier tem ps d ’a rriv e r à fo rm u ler les règles d'adm ission des jugem ents prem iers et des ju g e­ m ents seconds des philosophies p articu liè res, du m oins principales, telles que les philosophies respectives de Hegel, de M arx, de Nietzsche, de

(27)

H usserl, de H eidegger, de Sartre..., p o u r citer quelques philosophes p a rtic u liè re m e n t connus et discutés de nos jours. C’est seu lem en t en u n second tem ps, si la chose se ré v é la it possible, q u ’on p o u rra it essayer de dégager u n m éthodologie philosophique, voire u n e m étaphilosophie g énérale. C ar la philosophie n ’est u n e q u ’en th é o rie : elle l’est de iure seulem ent, de facto elle est m u ltip le. D. D ub arle s ’en te n a n t à des généralités, J. P iag e t m éco n n aissan t la v a rié té des philosophies et l’im possibilité de le u r red u ctio n à u n d én o m in ateu r com m un, nous nous som m es tro u v é am en é à proposer des rech erch es à la fois p articu liè res e t détaillées.

C hem in faisant, nous avons eu l’occasion de discu ter la conception p ere lm a n ie n n e de la philosophie e t de souligner à son propos q u ’à no tre avis le rô le d u philosophe n ’est pas, essentiellem ent, celui de rh é te u r m ais celui d ’u n tém oin spécifique de la vérité.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Jakie relacje zachodzą (lub zachodzić powinny) pomiędzy wyodrębnionymi wyżej częściami składowymi kultury? Czym różni się kultura od cywilizacji?11 12.. Siódma

Rozum nowożytny, który Habermas w swym Dyskursie określa jako instrumentalny bądź celowy, jest według Hobbesa po prostu kalkulacją, kalkuluje bowiem użycie określo- nych

A) jest więcej liter niż głosek B) samogłosek jest dwa razy mniej niż spółgłosek C) jest pięć spółgłosek D) występuje nieparzysta liczba samogłosek 18. W

Dla Norwida był żołnierzem na miarę starożytnych wodzów, stąd też wiersz swój opatrzył autor słowami wielkiego Kartagińczyka, Hannibala – ,,Przysięgę złożoną ojcu aż

Mózg małego człowieka jest bardzo plastycz- ny, szczególnie w okresie przed- szkolnym jest to najlepszy czas na doświadczenia oraz próby zainteresowania dziecko różny-

Ponieważ, jak już kilka razy wspominałem, depresja jest obecnie rozpozna- niem popularnym, w praktyce stosunkowo często można spo- tkać pacjentów, którzy od razu na

Przed owocami „b$karciej Europy" przestrzegal proroczo Norwid wlas- n$ ich rodzicielkQ, Europe, na wiele lat wczesniej, zanim nas obdarzyla dzie- ckiem hitleryzmu

Wilno, w którym żyje Teodor Bujnicki z rodziną, to miasto zamieszkane w większości przez Polaków i Żydów, pozostałe narodowości stanowią niewielki odsetek jego mieszkańców