• Nie Znaleziono Wyników

Na krańcu świata, czyli w sercu drugiego człowieka - Jacek Ponikiewski - pdf, ebook – Ibuk.pl

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Na krańcu świata, czyli w sercu drugiego człowieka - Jacek Ponikiewski - pdf, ebook – Ibuk.pl"

Copied!
18
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

Ja J a ce c e k k P P o o ni n ik k i i ew e ws sk k i i

N N A A K K R R A A Ń Ń C C U U Ś Ś W W I I A A T T A A

c c z z y y l l i i w w s s e e r r c c u u d d r r u u g g i i e e g g o o c c z z ł ł o o w w i i e e k k a a

(3)

Wydawca: Wydawnictwo internetowe e-bookowo www.e-bookowo.pl

Kontakt: wydawnictwo@e-bookowo.pl

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości bez zgody wydawcy zabronione

Wydanie I 2010

(4)

PRZEDSŁOWIE

Książka ta nie ma nikogo dzielić, lecz łączyć. Nie ma na wokandzie wytyczania granic na mapie, której to kreski są tylko marnymi zapiskami, pokazującym kulisty świat, zmusza- jący nas, abyśmy żyli razem, wciąż wchodząc w interakcje. Książka ta nosi się tylko z małą nadzieją, że rzuci snop światła na mury, abyśmy wszyscy mogli dostrzec miejsca, w które należy uderzyć kilofami.

Brnąc przez nią, napotkamy zapewne wiele pytań bez odpowiedzi lub też kości niezgo- dy, co jednak nie powinno nas smucić, lecz zachęcić do tworzenia czegoś dobrego. Może jest tak, że lepiej zamiast walczyć ze złem, jest po prostu szerzyć dobro? Myślę, iż w rzeczy samej, tak.

Na morzu często pojawiają się ptaki i gdy już nie masz siły płynąć, ich widok podaje ci wiosło, choć nie może podać ci lądu. Jednak żeglujesz dalej… Nie wszystkie lądy nam się dziś podobają, ale zauważmy, iż każdy z napotkanych ptaków, zamieszkuje którąś z upragnionych wysp i dlatego warto o nie dbać, pomimo ich nieprzyjaznej fauny. Wyspy są tak różne jak ludzie, z którymi często się nie zgadzamy, ale musimy się zgodzić z tym, że nie trzeba być osobą wierzącą, aby mówić o Chrystusie – On, bowiem, żyje w każdym z nas. To powinno być nadzieją, zawartą w tym zbiorze esejów, który nierzadko gani, ale tak naprawdę jest właśnie pełen nadziei na to, iż istnieje wspólny most, łączący dwa jak- że różne w swych konstytucjach światy.

Zbiór ten mówi o Bogu, a nie można kochać Boga, nie kochając stojącego obok nas czło- wieka, to chyba wszystko, co winniśmy wiedzieć.

(5)

STOIMY OBOK SIEBIE, ALE NASZE SERCA ODDZIELAJĄ BEZDENNE PRZEPAŚCIE

Nie ma dziś dla nas bardziej dzikiego i wyobcowanego krańca świata, niż serce drugiego człowieka.

Niegdyś ludzie wysłuchiwali opowieści podróżników, obieżyświatów i misjonarzy.

Współcześnie byliśmy już wszędzie, choć nienamacalnie, to na pewno zdążyliśmy doko- nać retrospekcji otaczającego nas świata za pomocą mediów takich, jak Internet, telewi- zja, czy prasa. Żyjemy w globalnej wiosce, która już nas nie zaskakuje, a nawet wydaje się być nie taka wyalienowana od naszego świata, jak dawniej.

Człowiek stworzył mapy najdalszych krańców kuli ziemskiej, lecz nigdy nie poku- sił się na sporządzenie mapy ludzkich serc, gdy przemierzał owe dzikie zakątki.

Naszą największą wadą jest to, iż dokonując retrospekcji otaczającego nas świata, zapo- minamy dokonać również introspekcji żyjących w nim ludzi, którzy współtworzą z nami rzeczywistość i nadają jej przeróżne barwy, bez których rzeczywistość ta byłaby niewi- doczna.

W epoce, w jakiej rządzą mechanizmy wolnorynkowe, konsumeryzm, makdonaldyzacja związków międzyludzkich oraz rozproszone w umasowionej egzystencji naszej zachod- niej cywilizacji życie, możemy czuć się naprawdę wyalienowani od siebie nawzajem.

Dziwne, że wciąż oswajamy świat, poznając go dogłębnie, lecz nadal czujemy się samot- ni, ponieważ nie oswajamy serc innych ludzi, a nawet w myślach dehumanizujemy je, nadając im maski lęku przed inwestowaniem swoich emocji, czy uczuć.

(6)

Naszkicowanie mapy czyjegoś serca, wymaga od nas większego wysiłku, niż wie- logodzinna podróż, gdyż nie mamy nigdy pewności, czy z tej wyprawy powrócimy.

Misjonarze, którzy udają się w imię Chrystusa do wszelakich zakątków naszego globu, wiedzą doskonale, iż podróżując po sercach swoich podopiecznych, zmieniają własną mapę, na której pojawia się wiele ludzkiego cierpienia, jak i zakrętów. Poznając ból dru- giego człowieka, sami stajemy na rozdrożach, musząc wybrać dalszą drogę i zawsze winniśmy liczyć się z możliwością, że zabłądzimy, nigdy nie powracając do tego, co było wcześniej. Czasem bowiem, jest tak, iż pewne ścieżki nie prowadzą do Boga, lecz od Nie- go nas oddalają, szczególnie te, które przesycone są cierpieniem i co za tym idzie, zwąt- pieniem.

Jeżeli jednak uda się nam przebyć ową niebezpieczną wędrówkę i sporządzić mapę czy- jegoś serca, możemy z jej pomocą wyjść poza otaczający nas świat. Może nawet dojść do samego Boga?

(7)

ŚMIERĆ, CZYLI NIEPROSZONY GOŚĆ, KTÓRY JEDNAK ODWIEDZA KAŻDEGO

Miłość powinna być jak powieść Franza Kafki Ameryka – pierwsza, ale nigdy nie ukończona.

Pytanie tylko, co kończy miłość, a dokładniej jej istnienie na ziemskim padole. Tym czymś niewątpliwie jest śmierć. To ona zabiera nas i naszą miłość w podróż w jedną stronę. Nie jest specjalnie niczym miłym, że ową podróż musimy odbyć, wsiadając do któregoś z dwóch pociągów. Ciekawe, iż wydrukowano tylko jeden rodzaj biletu, taki, na którym widnieje pieczęć miłości.

Bóg wysadza nas na nieznanej nam stacji z uprzedzeniem, że pewnego dnia po- wróci, zabierając wszystkich, z któregoś z dwóch peronów.

Bileterem okazuje się śmierć. Drogi tych dwóch sił, czyli miłości i śmierci, wciąż się za- tem przeplatają, błądząc po Ziemi, tak jak stale błądzą po niej ludzie, szukając sensu.

Wszystko, co budujemy, a więc cała nasza cywilizacja, to burzenie i budowanie. Śmierć i miłość, idą tu ze sobą ramię w ramię i kiedy jedna przeciera szlak, robiąc miejsce dla swojej przyjaciółki, druga stawia coś pięknego, lecz obarczone pocałunkiem rozkładu, aby po zatoczeniu koła (wychodząc z kulistości naszej planety), śmierć mogła zburzyć piękno.

Od nas tylko zależy, jakie będą proporcje tychże sił w świecie, w jakim wysadzono nas nie wiadomo, po co i nie wiadomo, na ile.

(8)

Jedyny sens w całej tej historii, to pozostawienie po sobie czegoś pięknego na Ziemi, gdyż chyba nic nie ma tu większego sensu, jak tylko zajęcie się samym, po- darowanym nam na jakiś okres czasu dworcem.

Żyje się zazwyczaj tam i tam widzi swój dom, za co warto jest umierać. Na tym dworcu, dostrzegamy zawsze przynajmniej kilka rzeczy, za które można by umrzeć, ponieważ bez nich ciężko będzie nam dalej żyć.

W dziele Wykop Andrieja Płatonowa, wielkiego przeciwnika stalinizmu, budujący komu- nizm wieśniacy, trwają w swojej pracy, gdyż jest przy nich dziewczynka o imieniu Na- stia. Mając za plecami jeszcze tlącą się rzeczywistość, stawiają nową, trzymając się na- dziei, drzemiącej w małej Nastii. Tak to już jest, że kiedy człowiek zaczyna coś budować, musi mieć również coś, co może chwycić sercem.

Jeżeli miłość (nawet obłąkana, jak w książce Płatonowa) musi mieć coś lub kogoś, kogo jest w stanie chwycić sercem, stawiając kolejne budowle, to czy śmierć ma podobnie?

Przerażające, ale nie ma. Może po prostu do nas przyjść pod postacią choroby, czy nie- szczęśliwego wypadku, wyłaniając się z mgły, jak bezgłowy jeździec i zabierając nam naszą. Jej samodzielność, niezależność oraz bezkompromisowość, to tereny, na które raczej wolelibyśmy się nie zapuszczać. O ile miłość potrzebuje drugiej osoby, czy ma- rzeń, o tyle śmierć nie potrzebuje niczego oraz nikogo, co rzeczywiście może natchnąć nas przerażeniem, bo nie tylko nie jest ludzkie, ale i nie jest rozumne. W epoce nauki, logiki i wykresów, chorujemy zatem na bakcyla śmierci, jaki w świecie kontroli, minima- lizowania ryzyka podczas gry na giełdzie, czy życiowego biznesplanu, okazuje się barba- rzyńską falangą, przychodzącą od czasu do czasu zza granic naszego cywilizowanego imperium rozumu i dokonuje w nim totalnego spustoszenia.

(9)

Juan de Valdes Leal: Alegorie marności świata1

1 Hiszpański malarz Juan de Valdes Leal naniósł na dwa, niewielkie płótna coś, co wciąż nas przeraża, gdyż inaczej niż miłość, nie potrzebuje niczego, ani nikogo, a przez to okazuje się najbardziej zdehumanizowaną i oddaloną od człowieka sferą na świecie - śmierć jest samotna i swoją samotnością zrównuje nas wszyst- kich. Umierając bowiem, umieramy bez swoich bogactw, tytułów i przyjaciół, odchodząc zawsze zupełnie sami… „His transit gloria mundi”- tak przeminie chwała świata, głosi pokraczny niczym same stopy śmierci napis.

(10)

ZAGUBIENI W GLOBALNYM SUPERMARKECIE

Ostatnio wpadła mi w ręce książka, jakich teraz wiele: Odpowiedź (Jak stworzyć wymarzoną firmę, osiągnąć finansową niezależność i przeżyć wspaniałe życie).

Książka autorstwa dwóch Panów: John Assaraf i Murray Smith… Brzmi poważnie.

Wszyscy szukamy odpowiedzi na palące problemy i nie znajdując ich, gdy pytamy o sfery takie jak śmierć, czy miłość, uznajemy, że można sprawować nad nimi kontrolę (choć nie wiemy, jak), jeśli tylko osiągnie się finansowy sukces. Ludzie sukcesu bowiem, to ludzie szczęśliwi, a przynajmniej tak mówi nam współczesność.

W Stanach Zjednoczonych, parcie na sukces jest rzeczą nadrzędną. Kto go nie osiąga, jest nikim. Bezdomni Amerykanie, czyli – raczej nie celebryci współczesnych czasów – nie mają prawa głosować, gdyż nie płacą podatków. Zatem tylko pieniądz, a tym samym sukces, jest gwarantem naszej przydatności dla społeczeństwa i samego statusu. Dziś ten status, rozpościera się nie tylko na przestrzeń społeczną, ale także na cały gatunek.

Możemy milczeć i zaprzeczać, lecz wielu z nas, ludzi, uważa osoby bezdomne za gorsze.

Oczywiście nadal istoty człowiecze, ale takie słabszej jakości.

W Odpowiedzi jest podrozdział zatytułowany: Wartość czasu istnienia twojego klienta… Aż zabolało.

„…musisz oszacować jej koszty (działalności) i porównać z oczekiwanymi korzyściami.

Aby dobrze ocenić te korzyści, musisz znać jedną istotną informację: wartość czasu ist- nienia twojego klienta”.

Rzecz jasna jest to zwykły rynkowy bełkot, którego nie rozumiem, ale nie zmienia to faktu, że nie tylko mi się on nie podoba, jak chodzi o estetykę, ale także jak chodzi

(11)

nika.

Chyba oczywistym stało się już dawno temu, iż rynek traktuje nas przedmiotowo, nie patrząc zbytnio na nasze wyprostowane postawy i przeciwstawne kciuki. Smutna praw- da jest taka, że mechanizmy wolnorynkowe, które nakładają się na nasze wartości, ob- rzędy niegdyś religijne oraz samo życie rodzinne, są odczłowieczone do szpiku kości, bo przecież nastawione na pieniądz.

Cała machina rynkowa, nie ma nic wspólnego z człowieczeństwem, choć to wła- śnie człowiek jest jej celem. Wiemy, że były tylko dwie możliwości: Humanizować ową maszynerię, albo zdehumanizować samego człowieka. Wybrano to drugie.

Humanizowanie czego– i kogokolwiek, to zadanie trudne, obarczone wielkim ryzykiem i raczej niezbyt opłacalne. Ludzie już mają tak, iż łatwiej im wybierać czarne, a nie białe.

Łatwiej jest dorysować Mona Lisie wąsy, niż narysować samą Mona Lisę.

Z tego prostego powodu, wybrano opcję drugą, na całe nasze nieszczęście. Obecnie w wolnym rynku nie ma wielu ludzi, a tym samym wiele miłości. Może brzmi to naiwnie, bo przecież każdy z nas doskonale wie, że handel to handel i kropka. Jednak warto się zastanowić nad słowami Jana Pawła II, który powiedział kiedyś: „Tylko miłość może wy- kluczyć używanie jednej osoby przez drugą”. Z tym używaniem mamy dziś spore pro- blemy i takie stwierdzenie nie ma nic wspólnego z socjalizmem, konserwatyzmem, czy skrajnym liberalizmem, ale z rzeczą oczywistą, iż nikt z nas nie chce być wykorzystywa- ny – dość proste i chyba oczywiste. „Chyba”, gdyż są może tacy, którzy lubią, kiedy praca nie jest dla nas, ale my dla pracy.

(12)

Jean Honore Fragonard: Huśtawka2

Nie wiadomo, co bardziej przeraża to, że żyjemy w świecie wszędobylskiej kon- sumpcji, która wchodzi we wszystkie sfery naszego życia, czy to, iż sami siebie traktujemy jak sklepowe wystawy.

(13)

CHOĆ NIE JEDNOJAJOWE

Człowiek wydaje się być połączeniem dwóch, współistniejących ze sobą pier- wiastków: dobra i zła, co sprawia czasem wrażenie zwykłego reductio ab absur- dum (sprowadzenia do niedorzeczności).

Nasza niedorzeczność, emanuje na poziomie postrzegania świata, jako ciągłej wojny, czego najlepszym wyrazem była rewolucja naukowa, dokonana w czasach Kartezjusza.

Natura okazała się wtem nie tylko czymś obcym i przerażającym, ale również dzikim tworem, którego sensem jest jedynie ciągła walka swoich składowych.

Niedorzeczność ludzkiej istoty wyraża się na tym poziomie w sposób wręcz rytualny.

Dwa pierwiastki w żelaznym uścisku, muszą siłą rzeczy zostać przez nas zredukowane, inaczej ich stały spór, może doprowadzić do zagłady nie tylko nas samych, lecz też ota- czającej rzeczywistości. Tu trzeba pójść na kompromis.

Z tego powodu dochodzi do zjawiska okaleczenia oraz rozdziewiczania przez kul- turę tego, co było niegdyś czyste i dziewicze.

Ranienie swoich ciał zębami rekina, czy tatuowanie się od stóp do głów, to jedynie ple- mienne sposoby na okaleczanie swojej jasnej sfery i zaznaczanie obecności sfery ciem- nej. W obrzędach plemiennych, które na celu mają wyjście z formy chłopięcej i stanie się mężczyzną, okaleczanie swego ciała, jest rozdziewiczaniem tego, co właśnie dziewicze.

ułudę nigdy nieosiągalnej utopii. Ową utopię forsuje w naszych czasach świat konsumpcji, który niczym dzieło Fragonadra, napawa nas radością, ofiarowując wieczne szczęście i młodość, lecz i zwykłe kłamstwa.

(14)

Zdaje się zatem, że w naszych pierwszych wspólnotach, mężczyzna był pojmowany jako osoba nacechowana raczej atrybutami tej mrocznej cząstki, niż cząstki czystej.

Arete (zaleta) mężczyzny plemiennego, stanowiła odwaga, agresja i brak strachu.

Biorąc pod uwagę, iż mowa tu o mężczyznach, trzeba sobie jasno powiedzieć, że kobiety, starszyzna oraz już najmłodsi, oczekiwali od nich właśnie takich, a nie innych cech.

Społeczeństwo, jako odzwierciedlenie nas samych, ukazuje nam, że taka wizja mężczy- zny-wojownika, jest nierozerwalnie związana z naszą potrzebą stygmatyzowania (tu nie w sensie normatywnym) tego, co w nas niewinne.

Niegdyś Heidegger uznał, iż zanim będzie nam dana możliwość wyboru, wpierw zosta- jemy w świat wrzuceni i odpowiednio doń nastrojeni. W istocie, zanim powstaje Ja, jest tylko moje jestestwo. Potem dopiero owe Ja, zaczyna stawać się Sobą, lecz poprzedza go właśnie nieświadomy konformizm. Nie jest to suwerenny wybór solidarności społecznej, lecz cicha forma stawiania się częścią tej zbiorowej solidarności, która określa pewne nasze postawy. Widać to doskonale na przykładzie palestyńskich dzieci, które zanim jeszcze nauczą się mówić, już paradują z kałasznikowem w ręku po zatłoczonych ulicach.

Zdaje się, że nasze suwerenne Ja, zostaje niejako w pewnym stopniu wchłonięte przez wspólnotę, w której przychodzimy na świat. Nasze Ja, staje się więc ofiarą cudzych działań.

Ciężko zaprzeczyć temu faktowi. Nie musi to być jednakże fakt z natury przykry, gdyż wchłonięcie naszego Ja przez kulturę, w której to przychodzimy na świat, może być po- zytywne, ba, jest nawet potrzebne, a często i konieczne. Nie zawsze zatem ma to wymiar jedynie negatywny, co jest logiczne, mając na uwadze owe dwa pierwiastki, jakie w nas drzemią i wychodzą na powierzchnię w pewnych okolicznościach.

(15)

CZYLI KRÓTKIE PODSUMOWANIE

Serce drugiego człowieka, pozostaje zatem wciąż nie do końca odkryte, bo jedynie badamy je i dbamy o nie, kiedy doznaje zawału. W innych przypadkach nie zawra- camy sobie nim głowy, a szkoda…

Jeżeli nie nadejdzie dzień, w którym zaczniemy odkrywać i czytać mapy ludzkich serc, to nie nadejdzie dzień, w którym poznamy otaczający nas świat, bo do niego można wyjść tylko, otwierając czyjeś serce. Inaczej pozostaniemy na swoich statkach, nie dotykając stopą napotkanych lądów, a tym samym nie poznając świata, jakiego kształt jasno wska- zuje na to, iż dane nam jest żyć ze sobą razem, ciągle się spotykając nawet wtedy, kiedy staramy się od siebie oddalić, gdyż zmierzając w odwrotnych kierunkach, zmierzamy ku sobie.

Czasem spoglądając na kogoś, trzeba najpierw zajrzeć do serca i dopiero wtedy powiedzieć, co tak naprawdę się widzi.

Trzeba stosować tą regułę jak najczęściej, bo z każdym uderzeniem naszych pomp, ucie- ka cząstka nas, która nigdy już nie powróci. Nie starajmy się jej gonić, lecz przysiądźmy na chwilę, wsłuchując się w organ marzeń drugiego człowieka – może tam odnajdziemy spokój i nadzieję.

(16)

Georges de La Tour: Maria Magdalena3

3Piękno cielesne widziane przez ludzkie zmysły jest tu pozorne. Jedyną prawdą okazuje się to, czego oczy dostrzec nie mogą- tym czymś, jest subiektywna prawda, którą można posiąść zawierzając temu, czego w istocie nie jest nam dane zobaczyć. Nasza wiara winna doprowadzić każdego do samego Boga. Zauważmy, że świeca wypala się, znika i przemija, niczym wszystko, co pozorne na tym świecie…

Lekko, motylu! Ogień to szkodliwy!

Strzeż się tej świece

-pisał Jan Andrzej Morsztyn w sonecie Do Motyla.

(17)

Przedsłowie ... 4

Stoimy obok siebie, ale nasze serca oddzielają bezdenne przepaście ... 5

Śmierć, czyli nieproszony gość, który jednak odwiedza każdego... 7

Zagubieni w globalnym supermarkecie ... 10

Cywilizacja i śmierć – bliźniaki, choć nie jednojajowe ... 13

Przez miłość do śmierci i z powrotem, czyli krótkie podsumowanie ... 15

(18)

O autorze

Zajmuję się pisaniem książek z dziedziny literatury pięknej, które poruszają zagadnienia egzystencjalne i teistyczną sferą życia człowieka, a także eseistyką o charakterze filozoficzno- religijnym.

Z zawodu jestem dziennikarzem i doradcą ds. Prawa prasowego, mającym w dotychczasowym życiu przygo- dę z dziennikiem Polska The Times i współpracę z Darią Widawską, choć samo dziennikarstwo traktującym ra- czej jako nowe doświadczenie i wiążącym swoją przy- szłość ze światem akademickim.

Cytaty

Powiązane dokumenty

czasowy sposób uprawiania historii na drobne okruszki, niezdol- ni uświadomić sobie, że historiografi a francuska skurczyła się do rangi potęgi średniej wielkości, wciąż

Dlatego uznano, że znajduje się on najbliżej czystej świadomości, a więc świadomości sensorycznej, zmysłowej, która jest świadkiem szaleństw umysłu.. Co zadziwiające w

Zmierzamy w nieunikniony sposób do tego, że ludzki mózg jest jak nasza planeta — kiedy jeden las i gatunek znika, pojawia się następny, przy czym informacje, tak jak

To właśnie odejście od pompatyczności, pa- tosu i przerażenia na myśl o zbliżającym się końcu świata oraz kreacja staruszka-proroka, który wpisuje się

- Nie, jest ich dwa razy więcej, bo do parzystych dochodzą jeszcze liczby nieparzyste, których jest tyle samo, co parzystych.. Ale jednocześnie jest ich dwa

Akcja Sprzątanie świata to doskonały moment, aby przyjrzeć się temu, ile śmieci jest w naszym domu i naj- bliższym otoczeniu.. Pamiętając, że działania w skali mikro dają efekty

Interdyscyplinarność stanowi bowiem rodzaj metodologii (często mówi się zresztą o metodzie interdyscyplinarnej), z pewnością jest procesem, a już ponad wszelką wątpliwość

Z tego też względu to, co jest opisywane pod szyldem JOS, jest de facto wizją świata dawnych pokoleń i sta­.. nowi dowód ciągłości