Bolesław J. Gawecki
Polscy pozytywiści
Studia Philosophiae Christianae 2/1, 7-27
R
O
Z
P
R
A
W
Y
Stu d ia P h ilo so p h ia e C h ristian ae A TK
1/1966
BO LESŁAW J. GAW ĘCK I
POLSCY POZYTYWIŚCI 1
1. P o zy ty w izm w P o lsce. 2. C echy ch a ra k tery sty czn e p ozytyw izm u . 3. P o zy ty w izm a em piryzm . 4. P o ję c ie czy steg o d ośw iad czen ia. 5. Opis i w y ja śn ie n ie . 6. O d rzucenie m eta fizy k i. 7. O taczający n as św ia t
a rzeczy w isto ść. 8. N eop ozytyw izm .
1. D zieje filozofii u p raw ia n e j przez Polaków w X IX w. w k ra ju i poza jego g ranicam i dzielą się na trz y o kresy, k tó ry ch cezuram i są p o w stan ia 30-go i 63-go roku. W pierw szym z ty ch okresów p rzew ażały w p ły w y O św iecenia, d ru g i — m oim zdaniem n ajw ażn iejszy — m iał c h a ra k te r rom antyczny, w trzecim dom inow ał pozytyw izm . Rzecz jasna, że granice ty ch okresów nie są ostre; poszczególne p rą d y p rze n ik ają się w zajem nie, p o jaw iają się i zan ik ają stopniowo.
Pozytyw izm w Polsce w ósm ym i dziew iąty m dziesięcio leciu ubiegłego w ieku nie b ył jed y n ie stanow iskiem filozoficz nym . Zw łaszcza w zaborze ro sy jsk im tzw. pozytyw izm w a r szaw ski m iał c h a ra k te r ru ch u społecznego i ekonom icznego: po k lęskach na polu w alk i orężnej, wobec coraz bezw
zględ-1 W la ta ch u b ieg ły ch autor z a jm o w a ł s ię sta n o w isk iem p o z y ty w isty c z n y m k ilk a k ro tn ie: P o z y t y w i z m r e l a t y w i s t y c z n y J. P e t z o l d t a (au toreferat), „P rzegląd F ilo z o fic z n y ”, r. 28 (1925), z. 3— 4; N i e d o s t a
te c z n o ś ć p o z y t y w i z m u , „M yśl N a ro d o w a ”, r. 8 (1963), nr 13; O f i lo z o f i c z n y c h i a n ty f il o z o f i c z n y c h ■ n ie p o r o zu m ie n ia c h . (Z p ow od u K on gresu
F ilo z o fii N a u k o w ej w P aryżu ), „C zas”, r. 87 (1935), n r 255; Z a ł o ż y
ciel p o z y t y w i z m u A. C o m t e . (W setn ą roczn icę zgonu), „P rob lem y”,
r. 14 (1958), nr 1 (142). N ad to w „ P rzygotow an iu do filo z o fii” (1964), ss. 128— 132.
niejszago ucisku, zaczęło się upow szechniać i u trw ala ć p rz e konanie, że d ążeń do odzyskania niepodległości trzeb a się w y rzec na długo i cały w y siłek obrócić n a „pracę organiczną u podstaw ”. L iteraci ii publicyści, jak· Al. Św iętochow ski, n a w oływ ali do zerw an ia z m arzeniam i ro m an tyk ów , do „trzeź wego” spo jrzen ia na św iat w o p arciu o coraz św ietniej roz w ijające się n au k i ścisłe, o znajom ość p ra w p rzyrody, o po stęp techniczny. B o h aterem p ozytyw nym staje się inżynier. W zaw iedzionym w sw ych nadziej ach i zbiedniałym społe czeństw ie, w śród czytelników „ P ra w d y ” i „P rzeg ląd u Tygod niow ego”, łatw o p rzyjm ow ało się hasło wzbogacania się przez h andel i przem y sł, ma w zór Zachodu (hasło „enrichissez — vous!”). W ierzono w „p ostęp” i walczono z „przesąd am i” . N ajw y b itn iejszy bodaj z pozytyw istów polskich A d a m M a h r b u r g (1855— 1913) 2 pisał w r. 1890 w rozpraw ie
M onizm spółczesny i echa jego u nas: ,,... przed dw udziestu
już przeszło laty pozytyw izm pozyskał u nas liczne d la sie bie um ysły, stał się m od n y m n iejako w yznaniem ... b ył h as łem do ro z b ra tu z m rzonkam i m etafizycznym i i wyłom em , przez k tó ry w ta rg n ę ły p rą d y now ej nauki: upow szechniły się u nas najb ard ziej dostępne idee ew olucjonizm u, przedostały się w p o p u larn e j form ie po jęcia fizyki nowoczesnej, zasm ako w aliśm y iw najogólniejszych zdobyczach psychologii dośw iad czalnej i socjologii. Zasób wiedzy fakty czn ej urósł znacznie, w idnokręgi nasze um ysłow e rozszerzyły się i sta ły się p rzy s tępniejsze dla św iatła now ych fak tó w i m y śli” .
W ty m a rty k u le nie zajm u ję się pozytyw izm em w szer szym, p o p u larniejszym znaczeniu, ograniczając się do scha ra k te ry z o w an ia stanow iska k ilk u w y b itn iejszych polskich przedstaw icieli pozytyw izm u f i l o z o f i c z n e g o na ogólnym tle tego k ieru n k u . Ani zakres, ani treść zam ierzonego p rze glądu nie będą m ogły być w yczerpujące. Nie biorę tu ró w
2 Jego p ogląd y filo z o fic z n e opracow ał N. Ł u b n ick i w „Studiach
nież pod uw agę p rac pozytyw istów z zak resu logiki, psycho logii i in n y ch n a u k specjalnych.
2. Jak o pierw si pozytyw iści polscy b y w ają w ym ieniani: J a n Ś n i a d e c k i (1756— 1830), Staszic i K o łłątaj. Nie w y d aje mi się to tra fn e : m yśliciele ci m ogą być uw ażani jed y n ie za p rek u rso ró w pozytyw izm u, sam i zaś należeli r a czej jeszcze do epoki O św iecenia i byli zw olennikam i „filo zofii zdrow ego ro zsąd k u ” . Głosili oni hasło „trzeźw ości” , ale głoszą je przecież nie ty lk o pozytyw iści. Nie zaliczyłbym do po zytyw istów na p rzy k ład w spółczesnego nam filozofa T. K o tarbińskiego, oid w ielu la t naw ołującego do trzeźw ości w m y śleniu; nie uw ażam go zaś za pozy ty w istę z tego powodu, że — nie zadow alając się „m in im alisty czn ą” koncępcją filo zofii — sta ł się tw órcą poglądu na św iat opartego na oso b istych prześw iadczeniach, k tó re nazyw a swoim „credo” .
Je d n ą z n a jb a rd zie j c h a ra k te ry sty c z n y c h cech p ozyty w izm u jeist ograniczenie zakresu b ad ań filozoficznych do m i nim um : do teo rii n a u k i (epistem ologii), lu b n aw et do lo gicznej analizy języka, w p rzekonaniu, że w y k raczan ie poza te granice pozbaw ia filozofię naukow ości. O ile każdy czło w iek n o rm aln y m usi p rzy jąć (po ich zrozum ieniu) tw ierd z e nia naukow e, tak ie jak tw ierd zen ie P ita g o ra sa lub h y d ro staty czn e praw o A rchim edesa, o ty le w olno m u nie podzie lać su b iek ty w n y ch prześw iadczeń stanow iących podstaw ę różnorodnych filozoficznych poglądów na św iat, na p rzy k ład pansom atyzm u K otarbińskiego, chociażby n a w e t za ich p rzy jęciem zdaw ał się przem aw iać pospolity zdrow y rozsądek. Je st on n a d e r (pożyteczny w życiu codziennym , ale zawodzi nieraz w n auce (teoria mnogości!) a zwłaszcza w filozofii.
Ale nazyw ając J a n a Śniadeckiego pozy tyw istą m ógłby ktoś pow ołać się na to, że opierał on w iedzę na dośw iadcze niu, że b ył e m p iry stą m etodologicznym duch u Fr. B a cona, a u m y sł lu d zki b adał na w zór J. Locke’a. A poza tym na to, że był w rogiem m etafizy ki (jako m etafizy k ę zw alczał filozofię K a n ta , k tó rą znał pow ierzchow nie i k tó re j nie usiłow ał zrozum ieć). D oty k am y tu isto tn ie poglądów bliskich
pozytyw istom ; pozytyw izm jest ściśle zw iązany z em piryz- m em , ale są to m im o w szystko stanow iska odrębne, k tó ry ch utożsam iać nie należy. Śniadecki b y ł w filozofii „m inim a lis tą ” , podobnie ja k później M i c h a ł W i s z n i e w s k i (1794— 1865), rów nież zw olennik Bacona i L ocke’a, a nadto szkoły szkockiej zdrow ego rozsądku. Z ajm ow ał się on m eto dologią i gnoseologią (k ry ty k ą i teo rią poznania). R ealne istn ien ie św iata u znaw ał za pew ne; idąc w ślad y K a n ta u w a żał, że dostępna jest nam jed yn ie zjaw iskow a postać św iata, zaś isto ta rzeczy jest niepoznaw alna.
K u lt faktów , poznaw anych za pom ocą organów zm ysło w ych, n iew y k raczan ie poza fak ty , odżegnyw anie się od m etafizy k i w sensie p rzy n ajm n iej tra d y c y jn y m — oto, co przew ija się najczęściej w pism ach pozytyw istów . N azw a „pozytyw izm ” i obszerne rozw inięcie idei tego stanow iska pochodzą od A u g usta C om te’a (Cours de philosophie positive, 6 t., 1830— 42), lecz k o n sek w entn iejszy m od niego p ozyty w istą był już w X V III wielku d ’A lem bert, a u to r „W stępu do E ncyklopedii” (Discours préliminaire de l’Encyclopédie, 1751), za pierw szego aaś i u ajk o n sek w en tm ejszego ,pozyty w istę uznać należy D aw ida Hulme’a, czołowego p rz e d sta w i ciela em piry zm u b ry ty jsk ieg o (An E n q u iry concerning H u
m a n Understanding, 1748). Z opisu otaczającego nas św iata
u su n ął on całkow icie pojęcie su b stan cji, ograniczając zakres w iedzy ludzkiej do m ate m a ty k i i do w ra ż eń zm ysłow ych (czuć) jako d an y ch dośw iadczenia. P ozytyw iści zgodni są co do tego, że granice dośw iadczenia z ak reślają granice w ie dzy, chociaż — ja k zobaczym y — rozm aicie odpow iadają na p y ta n ia co stanow i p rzed m io t doświadczenia. Podobnie jak H um e i ja k jed en z n a jw y b itn iejszy ch jego następców w X IX stuleciu E rn e st M ach (1838— 1916), grono uczonych specjalistów , k tó rzy w trzecim i czw arty m dziesięcioleciu naszego w ieku utw o rzy li „W iener K re is” , głosiło tezę, iż znajom ość rzeczyw istości m ożna zdobyć w yłącznie przez do św iadczenie, że za p rzedm iot poznania należy uznać to i ty l ko to, co jest nam d an e lu b może być dane w dośw iadczeniu.
3. P ozytyw iści polscy żywo się in tereso w ali poglądam i filozoficznym i J o h n a S tu a rta M illa, a u to ra „S ystem u logiki d ed u k cy jn ej i in d u k c y jn e j” (1843) i H e rb e rta Spencera, tw ó rcy syistem atu ew olucyjnego. Zam ieszkały w e Lw ow ie po zy ty w ista W ł a d y s ł a w K o z ł o w s k i (1832— 1899), po p u la ry z a to r tego k ie ru n k u , zw olennik em p iry zm u i m eto dy in d u k cy jn e j, nap isał książkę o filozofii S p en cera (zbiór a r ty k u łów ogłaszanych w „A ten eu m ” w lata ch 1878— 1881).
M a h rb u rg m ów ił o sobie: „ Jeste m em pirykiem ..., żadnych bow iem ininych źródeł p oznania św iata oprócz dośw iadczenia nie znam d o tąd ” ; a o pięć la t od niego sta rszy J u l i a n O c h o r o w i c z (1850-—1917), a u to r W stę p u i poglądu ogól
nego na filozofię p o z y ty w n ą (1872), nazyw any „naczelnikiem
i słońcem now ego k ie ru n k u ” , u trz y m y w a ł w p rost, iż pozy ty w izm n ie różni się od em piryzm u.
W idzim y, że n a w e t w ram ach zwięzłego szkicu nie da się u n ik n ąć w y jaśn ień term inologicznych.
E m pirycy, ja k G alileusz i N ew ton, tw ó rcy zasad now o czesnego przyro do znaw stw a, op ierali się na dośw iadczeniu, jako na m ocnym i pew nym fun d am en cie w iedźy o świecie; em piryści u p a try w a li jej źródła w dośw iadczeniu bądź ze w n ę trz n y m i w ew n ętrzn y m , jak Locke, bądź ty lk o w ze w n ętrzn y m , zm ysłow ym , ja k Condillac; u p a try w a li w em pirii k ry te riu m praw dziw ości; uczyli ja k się dochodzi do uogól nień, czy to na drodze w yłącznie in d u k cji (Fr. Bacon), czy też stosując zarów no in d u k cy jn y jak d ed u k cy jn y try b p ostę pow ania (J. St. Mili). W spólne było im przekonanie, że w ie dzy o otaczającym mas świeciie rzeczyw istym nie m ożna w y snuć z rozum u, z założeń p rz y ję ty c h a priori, lecz że trzeba zdobyw ać ją m ozolnie, kro k za 'krokiem, na drodze obser w acji i eksperym elntu.
P rzek o n an ia te podzielają pozytywiści,- ale tw ierd zą oni nie tylko, że dośw iadczenie jest źródłem poznania: ich zda niem j e d y n i e to, co je s t lu b m oże być dane w dośw iad czeniu jest poznaw aniu dostępne. W ychodząc zatem z do
św iadczenia, nie podobna dojść do czegoś pozadr .wiadczal- nego.
4. Lecz idzie jeszcze o samo pojęcie dośw iadczenia: o to, co się w nim zaw iera, co jest w nim nam dane, a zwłaszcza, co je s t dane bezpośrednio. Czy dane są w p ro st przedm ioty (ciała) w raz ze w szystkim i sw ym i w łasnościam i, jak m n ie m am y potocznie, czy w rażen ia zm ysłowe, w spółistniejące lub nastę p u jąc e po sobie i d oznania w e w n ę t r z n e (Hufme), czy też — jak tw ierd ził M ach (Die A n a lyse der Em pfin dung en , 1885) — d an e są, jako n e u tra ln e „elem en ty św ia ta ” , barw y, tony, ciśnienia, sm aki etc., ciała zaś są tw o rem pochodnym , jako w zględnie stałe kom p lek sy ty ch elem entów ? Ja k k o l w iek p rzed staw iałab y się ta spraw a, tru d n o zaprzeczyć, że te rm in „dośw iadczenie” nie jest sam przez się od razu zro zum iały. Ju ż Ję d rz e j Śniadecki, lek arz i biolog, m łodszy b r a t Ja n a, uw ażał za niepew ne zdania i n au k i „na dośw iad czeniu fu n d o w an e” , w y k azu jąc w ty m co bezk ryty cznie za dośw iadczenie uw ażam y p ierw iastk i i p rzy d a tk i m yślow e i przy p isu jąc rozum ow i zasadniczą rolę w budow ie nauki. Od daw na ju ż używ a się nazw y „czyste dośw iadczenie” (ex p erien tia m e ra u F r. Bacona), ale dopiero w now szych czasach oceniono w pełni doniosłość poznawczą dośw iadcze nia w olnego od dom ieszek pochodzących z u m ysłu (antici p ationes m entis). Lecz ściśle biorąc, do czystego doświadcze-i n ia m ożna się ty lko zbliżyć; je s t to n au k o w y i d e a ł n a stępców H u m e’a. R yszard A venarius, tw órca „em piryzm u k ry ty czn eg o ” (niew łaściw ie nazw anego kry ty cy zm em em pi rycznym , „E m p iriok ritizism u s”), napisał „ K ry ty k ę czystego dośw iadczenia” (K ritik der reinen Erfahrung, 1890), a jego polski uczeń, W ł a d y s ł a w H e i n r i c h (1869— 1957), p ro fesor U n iw e rsy te tu Jagiellońskiego, uczył filozofow ania bez założeń i uprzedzeń, w ychodząc z „ b e z p o ś r e d n i o ś c i ” . W pew nej fazie istn ien ia „K oła W iedeńskiego” zgrupow ani w nim neopozytyw iści uw ażali, że jed y nie naukow ym p u n k tem w y jścia są zdania zapisujące na p rzy k ład położenia w skazów ki na przyrządzie pom iarow ym („P rotoko llsätze”).
W talfeiich to dopiero zdaniach m a się zaw ierać dośw iadcze nie odbarw ione z w szelkich nieem p iry czn y ch dom ieszek.
Pozytyw izm m ożna b y nazw ać m etodą opisyw ania św iata w oparciu o m ożliw ie czyste dośw iadczenie.
Zachodzi pytan ie, czy stanow isko z ajęte przez H u m e’a słusznie uznano za sceptycyzm ? Czy nie b y ła to raczej trzeź w a ocena m ożliwości poznaw czych człow ieka, k tó ry zm u szony je s t pozostaw ać w g ran icach dostępnego m u dośw iad czenia i pow inien w yrzec się m rzonek o zdobyciu w iedzy ab so lu tn ej? Że zaś na podstaw ie dośw iadczenia m ożem y zdobyw ać w iedzę p rz y d a tn ą dla ludzkich celów, przekonyw a nas o p a rta o tę w iedzę zdolność tra fn eg o przew idyw ania i skutecznego działania (co podk reślił Com te w form ule: savoir p o u r prévoir). N a p rak ty czn y m zatem d o ś w i a d c z e n i u g ru n tu je m y prześw iadczenie, że nie śnim y gdy b ad am y otaczający nas św iat, lecz że m am y w te d y do czy n ien ia z czym ś rea ln y m i czym ś uporządkow anym , to znaczy podległym jak im ś praw om (które n azy w am y p raw am i p rzy rody). S tw ierd zam y , u p raw ia jąc n au k i realn e, pew ien fak tyczny s ta n rzeczy, to co j e s t — nie p rzesądzając tego czy ta k być m u s i . D ośw iadczenie poucza nas, że w o taczają cym nas św iecie zachodzą stałe zw iązki pom iędzy zjaw iskam i, ale nic n am nie m ów i o k o n i e c z n o ś c i tak ich związków. D ośw iadczenie zapoznaje nas z w łasnościam i rzeczy, lecz nie zapoznaje nas z su b stan cją. O b serw u jem y , że ru c h y je d n ych ciał zależą od obecności i zachow ania się in ny ch ciał, nie są nam jed n a k dane w dośw iadczeniu działające siły.
Oczyszczenie n a u k i z pozaem pirycznych w trę tó w i u św ia dom ienie sobie o p a rty c h na dośw iadczeniu najogólniejszych założeń (hypothèses générales) to ru je jej drogę, zdaniem pozytyw istów , do w yk o n an ia w łaściw ego jej zadania: ścis łego opisania stosunków i zależności w otaczającym nas św ie cie.
5. P ozytyw iści bow iem nie kuszą się o w y j a ś n i e n i e św iata; oni p rag n ą go tylko o p i s a ć w sposób ja k najściś lejszy i ja k najzw ięźlejszy („ekonom ia m y śle n ia ” M acha).
W rozpraw ie pt. Teoria celowości ze stanowiska naukowego (1888) M ah rb u rg tw ierdzi, że w y jaśn ian ie przez przyczyny, w szczególności iprzez „przyczyną celow ą” , jest iluzoryczne, pozbaw ione w arto ści naukow ej. M ach żądał całkow itego w y elim inow ania pojęcia przyczy n y i sk u tk u z fizyki i zastą pien ia p ojęcia zw iązku przyczynow ego przez fu n k cję m atem a tyczną. Wł. N atanson, fizyk — teo re ty k , k tó ry M acha w y soko cenił, pisał: „O p r z y c z y n a c h ru c h u fizyka nic nie wie, nie może w iedzieć i w iedzieć nie chce” .
B yłem w K rakow ie uczniem profesorów : H einricha i N a- tansona, ale nie stałem się pozytyw istą. N ie dlatego, bym nie u w ażał za słuszne i pożyteczne uw olnienie n a u k i od nag ro m adzonych przez w ieki an tropom orfizm ów i przesądów , lecz dlatego, że proponow ane przez pozytyw istów refo rm y w n a u ce uw ażałem za zbyt rad y k aln e, a pozytyw istyczne pojm o w anie filozofii — za nie spełn iające u sp raw iedliw ionych a sp ira cji um y słu ludzkiego. Co się tyczy pojęcia przyczyny, sądzę, że zdołałem w ykazać (w rozp raw ie pt. K auzalizm
i fu n k c jo n a liz m w fizyce, napisanej w 1913 r.), że pom ysł
M acha może być przeprow adzony ty lk o w n iek tó ry ch p rzy padkach, w pozostałych zaś należy w dalszym ciągu stoso w ać pojęcie zw iązku przyczynow ego, oczyszczone od d o d a t ków nie o p arty ch na dośw iadczeniu („kauzalizm ” ). W sporze 0 opis i w y jaśn ien ie uw ażam , że pojęcie opisu pow inno być rozszerzone tak , ab y obejm ow ało opisy pośrednie, to znaczy za pośrednictw em hipotez i teorii. Z jaw isko głosu opisujem y m ówiąc, że je s t to fala podłużna w środow isku sprężystym . N ie m ożna uw ażać tego stw ierd zen ia za w yjaśnienie, głos jest nam bow iem zn any z dośw iadczenia bardziej bezpośred nio niż tak a fala. O w iele odleglejsze jeszcze od w yobrażeń potocznych są fale elektrom ag n etyczn e, n ie z m ie rn ie .. k ró tk ie 1 przebiegające przez próżnię z m ak sy m aln ą w przyrodzie prędkością 3.1010- ^ , przez k tó re teo ria u n d u lac y jn a opi su je zjaw isko św iatła. W obec zaś bezapelacyjnego zw ycięstw a
teorii atom ow o-kinetycznej niepodobna uw ażać cząsteczek i atom ów za fikcje, jak k o lw iek ani dotk nąć ani zobaczyć ich
nie można. Ciepło o pisujem y (ale go nie tłum aczym y) jako energię k in ety czn ą ru ch u m olekularnego.
Słyszymy niekiedy, że K e p le r stw ierd ził ty lk o fak t, a do piero N ew ton ten fa k t w y jaśn ił przez teo rię g raw itacji. Ale co n apraw dę pow iedział N ew ton? Pow iedział, że dzieje się tak j a k g d y b y ciała p rzyciąg ały się w zajem nie podług
π , m ,m 2 . . , . podanego przezeń w zoru F = к — ^ — ; m e uw aża jedn ak za m ożliw e (nie z n a jd u jąc na to p odstaw y w dośw iadczeniu) dom yślać się, d l a c z e g o się ta k dzieje („hypotheses non fin g o ” ). N ew ton nie dał więc w y tłum aczen ia praw idłow ości w y k ry ty c h w ru ch a c h p lan e t przez K ep lera, lecz dał ogól niejsze praw o (ciążenia pow szechnego czyli graw itacji), z k tó rego ta m te .tr z y p raw a w y n ik ają. P ozytyw iści u trz y m u ją , iż nic z tego, co z a w ierają teo rie fizyki i in n y ch n au k p rz y ro d niczych, nie w yk racza poza dośw iadczenie.
H ein rich w łączał do teo rii poznania zagadnienia z za k resu n a u k i o nauce (epistem ologii), ja k analiza podstaw o w ych pojęć n aukow ych; w łączał tu też m etodologię nauk, k tó ra stanow iła jed en z g łów nych przedm iotów jego zain tereso w ań (O metodologii nauk, 1901; O rozw oju m etod ba
dań nau ko w ych. „P o rad n ik dla S am ouków ” , cz. VI, 1: „Dzie
je m y śli” , 1907). U podstaw m etodologii k ład ł jednorodność p ra w m yślenia p rzednaukow ego i naukow ego, oraz niezm ien ność p ra w poznaw anego św iata. W ażne jest rozróżnienie po m iędzy fak te m i in te rp re ta c ją fak tu , czyli poglądem . Z opisu bezpośrednio n am danego św iata w szelkie nasze dod atki i in terp reta cje pow inny być usun ięte. Lecz biorąc za p u n k t w yjścia znajom ość zjaw isk, m ożem y tw orzyć pojęciow e uogólnienia, nic od siebie do zjaw isk nie dodając. T ak ą czyn ność nazywa H ein rich „obrazow aniem ” , a jej w y tw ó r - — o b r a z e m . Teorie, w ro d zaju teo rii atom istycznej i k in e ty czn ej, m ają c h a ra k te r obrazów pojęciow ych o d tw a rz a ją cych różnorodność zjaw iskow ą; tw o rzy m y je w celu um ożli w ienia w ykonania pom iarów i obliczeń.
niości” , d ru g im o ry g in aln y m term in em .w prow adzonym do filozofii przez Wł. H einricha.
W cześniej nieco od niego słu chała w ykładów A v en ariu sa w Z u ry c h u J ó z e f a K o d i s o w a (z K rzyżanow skich) (1865— 1941 albo 1942) ii stan ęła rów nież na stanow isku em pi- ryzm u k rytycznego, sta ra ją c się sam odzielnie je rozw inąć
(Studia filozoficzne, 1903). P od k reślając biologiczną genezę
w iedzy ludzkiej, p ow ołuje się na zasadę „ekonom ii m y ślenia” M acha i n|a o k reślen ie filozofii u A ven ariu sa jako „m yślenia o św iecie w edłu g zasady najm niejszego w y d a tk u sił”. „P o ję cie energii... je s t po jęciem m ożliw ie zbliżającym się... do czystego dośw iadczenia”. A by zaoszczędzić swej w italn ej energii, po p rzestajem y n a n ajp ro stsz y m opisyw aniu zjaw isk, w y k ry te zaś zw iązki potmiędzy zjaw iskam i w yrażam y w zwięzłej i ścisłej p o staci w zorów i ró w n ań m atem aty cz nych. M iarą w arto ści pojęć o o taczającym nas św iecie jest możność oparcia n a nich p r z e w i d v w a ń zjaw isk p rz y szłych.
N au ka dąży do w y elim inow ania w pły w u podm iotu po znającego na opis św iata. W iedzę w pełn i obiekty w ną i do ró w n a n ą osiągnęlibyśm y, gdybyśm y w pły w człow ieka na u k ształto w an ie się dośw iadczenia m ogli usunąć całkowicie. Lecz to je s t nieosiągalne. O taczające nas rzeczy m ają z a b ar w ienie podm iotow e; ale p rzedm iotem nau k i są nie rzeczy, lecz fak ty , to znaczy odbarw ione z podm iotow ości s t o s u n k i pom iędzy rzeczam i. Pojęcie su b stan cji nie jest n ie zbędne do opisania św iata. Z naukow ego pojęcia o świecie należy usuw ać ele m en ty poglądow e. W pojęciu czystego do św iadczenia A ven ariu sa a u to rk a d o p a tru je się sprzeczności w ew n ętrzn ej, poniew aż — jej zdaniem — zaw ierają się w ty m pojęciu elem en ty pew nego poglądu n a św iat.
6. N ie zaliczam się do zw olenników m etafizyk i tra d y c y j- nej, w y sn u w an ej „odgórnie” z rzekom o absolutnie pew nych czy koniecznych zasad rozum ow ych; ale jestem zdania, że m etafizy k a (lepiej: ontologia, teoria b ytu), inaczej p o ję ta 3,
stanowi niezbędne ogniwo w filozoficznym poglądzie na świat, b yleby nie chciała uchodzić za n a u k ę w now oczesnym rozum ieniu te rm in u „ n a u k a ” . Uczeni p o znają zapew ne co raz dokładniej s t r u k t u r ę św iata, lecz treść tw ierdzeń naukow ych jest i może być ty lk o w ięcej lu b m n iej p raw d o podobna; zagadnienie zaś „ isto ty ” czy „ n a tu ry ” b y tu jest naukom całkow icie obce. Ale człow iekowi w łaściw e je s t d ą żenie do w iedzy pełnej i do zrozum ienia św iata i życia. Dlatego u siłu je odgadyw ać i w ierzyć tam , gdzie nie m oże wiedzieć.
Idąc za A v enariusem (Philosophie als D enken der W elt
gemäss d e m Prinzip des klein sten Krajtm asses, 1876), H ein
rich określał filozofię jako najw yższe uogólnienie zdobyczy myśli ludzk iej w d an y m okresie historycznym . Zgadzam się z tym , ale nie sądzę, aby tak ie uogólnienie m ogło być osiągnięte na drodze zestaw ian ia ze sobą ogólnych w yników nauk szczegółow ych bez jakiegoś „ośrodka k ry sta łiz ac y jn e - go” w postaci określonej koncepcji b y tu (niem ożliw ej zresztą do zw ery fiko w ania dostępnego każdej n o rm aln ej jednostce). W ydaje' m i się, że n ajogólniejszy obraz św iata, w k tó ry m w ystępow ałyby w yłącznie dane dośw iadczenia, jest utopią. W każdym razie nie m ożna takiego obrazu skonstruow ać z sam ych jvrażeń zm ysłow ych; nieodparcie n arzu ca się bo wiem p y tan ie czym w tak im razie b y łb y św iat zanim zaczęło się życie, a więc zanim jakiek o lw iek je ste stw a organiczne mogły odbierać czucia za pom ocą sw ych zm ysłów. N ie w y starczy tu p rzy ją ć za M illem jak ich ś n iesu bstan cjo n aln y ch „możliwości czucia” (possibilities of sensation)!
N eopozytyw iści są — ze swego stanow iska — konse- kw entniejsi, w yrzek ając się stanow czo usiłow ań tw orzenia filozoficznego poglądu na św iat — w prześw iadczeniu, że tego rodzaju „najw yższe uogólnienie” m usiałoby być po zbawione w szelkiej w arto ści naukow ej, jako o p a rte na hipo tezach niesp raw d zaln y ch in tersu b iek ty w n ie.
M a h rb u rg m etafizy k i nie u znaw ał za n au k ę, przyzn ając zresztą, że m oże ona zaspokajać pew ne po trzeb y ludzkie,
n a tu ry przew ażnie em ocjonalnej, podobnie ja k sztuka — i w ty m ch ara k te rz e m oże być pożyteczna. Za n au k ę uw a żał n ato m ia st filozofię, pisząc, że jej „przedm iotem jest w iedza naukow a, ... zadaniem — teo ria n a u k i” (epistem olo gia). (Filozofia i m e ta fizy ka , „P o radn ik dla Sam ouków ” , czę. IV, 1902).
W yd aje m i się, że H einrich i M ahrburg, zabierając głos w spraw ie syn tezy filozoficznej, k tó rą pierw szy nazyw a „najw yższym uogólnieniem ” , a dru gi m etafizy k ą, m ają na m yśli coś odm iennego: H einrich — otaczający nas św iat ja kościow y, św iat „zdrow ego ro zsąd k u” ; M ah rb u rg — to, cze go ten św iat jest przejaw em . H ein rich m niem ał, że tw orząc sy ntezę w iedzy o otaczającym nas św iecie m ożna unikn ąć założeń m etafizycznych; M a h rb u rg rozum iał, że ten, kogo n a u k a nie zadow ala, kto chce odgadnąć n a tu rę (istotę) bytu, u p raw ia tw órczość o p a rtą na w yobraźni, tw órczość pozanau kow ą. A poniew aż p rzy ją ł p o stu la t naukow ości filozofii, zam knąć ją m usiał w ram ach epistem ologii.
7. C zytelnik zauw ażył zapew ne, że nazw ie „św iat” b y w ają n ad aw an e ro zm aite znaczenia. W edług M acha i A ve- n a riu sa św iat składa się z n e u tra ln y c h elem entów , k tó re m ogą być rozum iane bądź su b iektyw nie, jako czucia (w ra
żenia zmysłowe), bądź o biektyw nie, zależnie od tego co o bieram y za u k ład odniesienia: siebie, czy sw oje otoczenie. H einrich nie u zn aje odrębn y ch „elem en tów ” i ty m głów nie się różni od sw ych poprzedników . Jego p u n k tem w yjścia je s t „bezpośredniość”, rozum iana jako „w szelkie zjaw iska w całej swej różnorodności” , przy czym „zjaw isko” nie jest tu rów noznaczne z kan iow sk im „E rsch einun g” , lecz ogół zjaw isk je s t tra k to w a n y jako niezależna od poznających podm iotów rzeczyw istość. E lem enty są w ty m poglądzie czymś w tó rn y m , co może być w yodrębnione w m yśli z d a nej nam bezpośrednio całości.
Przed m io tem badania jest więc dla n iek tó ry ch pozyty w istów bezpośrednio d an y św iat jakościow y, p o jęty naiw nie jako rzeczyw istość (w sobie). D odajm y zaraz, że nie jest
jed n a k naiw nością p rzyp isy w anie tem u św iatu realności: jako pew ien p r z e j a w rzeczyw istości, je s t on św iatem rze czyw istym (dla nas), a nie jak im ś u ro je n iem .,
Pozytyw iści tacy sto ją na g run cie realizm u potocznego, ig n o ru jąc fak t, że na p rzy k ład barw ność naszego św iata, zaw arta m iędzy czerwienną i fioletem , jest zw iązana z bor dow ą naszego oka; św iat p rzed staw iłb y się w in n y ch b a r w ach (których m y nie p o tra fim y sobie w yobrazić) jestestw om obdarzonym oczym a w rażliw y m i na fale elek tro m ag n ety czn e
o o
dłuższe niż 7800 A albo kró tsze niż 3600 A 4. A przecież m ożliwość istn ien ia we Wsz echś wiecie jestestw , k tó re w procesie ew olu cyjn y m w ykształciły sobie o rg ana zm ysłów od naszych odm ienne, jest niezaprzeczalna. N aiw ność rea liz m u potocznego polega w ięc na tym , że nie uw zględnia za leżności cech jakościow ych otoczenia tak ich czy inn ych pod m iotów poznających od ich organizacji psychosom atycznej oraz od stopniow ego rozw oju tej organizacji i u zn aje m ożli wość jednego ty lk o św iata jakościow ego, a m ianow icie św iata ludzkiego.
Co do m nie, jestem zw olennikiem realizm u k rytyczn ego (i ew olucyjnego) i sądzę w raz z K an tem , że otaczający nas św iat je s t rea ln y m p r z e j a w e m niezależnej od nas rze czyw istości, bezpośrednio dla nas niedostępnej, a p rze jaw ia jącej się nam ta k ja k na to pozw ala nasza organ izacja w d a nym stad iu m rozw ojow ym . R ozw ijający się na Ziem i g a tu nek ludzki sta ł się w spółtw órcą św iata dla nas, ludzkiego jakościow ego „w y g ląd u ” rze c z y w isto śc i5.
Sam o przyjęcie rzeczyw istości tra n sc e n d e n tn e j nie jest o
4 1 A (ongstrem ) = 10—8 cm.
5 S w o je sta n o w isk o w teo rii p ozn an ia p rzed sta w iłem w n a stęp u jących p u b lik acjach : R e a li z m e w o l u c y j n y (odczyt w K om isji F ilozof. P A U w 1949 r., „C haristeria...”, 1960); Z a r y s r e a l iz m u e w o l u c y j n e g o (fragm en t „ F ilo zo fii ro zw o ju ” w red ak cji z 1952 r., „Studia F ilo z o fic z n e ” nr 5/8 (1958). W n o w ej red ak cji „F ilozofii ro zw o ju ”, która ma się ukazać n ak ład em w y d a w n ic tw a P a x , „R ealizm e w o lu c y jn y ” s ta n ow i część p ierw szą dzieła, ob ejm u ją cą sied em rozdziałów .
założeniem m etafizycznym ; na te re n m etafizyki (ontologii) w kroczylibyśm y dopiero w tedy, gdybyśm y postaw ili hipotezę o n a tu rz e tej rzeczyw istości, u znając ją (jak np. Hobbes) za m ate ria ln ą , albo (jak np. B erkeley) za duchow ą, albo w ypo w iad ając jakieś inne jeszcze m ożliw e przypuszczenie na ten tem at. „ K an t — jak p rzypom ina M ah rb u rg 6 — odrzucił m e tafizy k ę p o jętą w znaczeniu ontologii, tj. n au k i o bycie bez w zględnym , o „rzeczy sam ej w sobie” , k tó rą uznał za n ie poznaw alną w g ran icach rozum u teoretycznego, czyli... w obrębie w iedzy n a u k o w e j” . N aukow ości tak iej m etafizy ki obronić nie sposób. N eokantyści uw ażają, że m im o to m e ta fizyka je s t potrzeb n a; pozytyw iści, a zwłaszcza neopozyty- wiści, teimu przeczą.
8. O drodzenie pozytyw izm u w naszym stuleciu wiąże się z postępam i logiki i fizyki i jest k o n ty n u ac ją stanow iska H um e’a i M acha. N eopozytyw izm , zw any rów nież em p iry z- imem logicznym (logistycznym ) lu b logizującym em piryz- m em , przeszedł przez dw ie głów ne fazy, k tó re m ożna z g ru b sza określić jako psychologizm i fizykalizm . „Koło W iedeń sk ie” i jego stro n n icy u nas zm ieniali z biegiem czasu swe poglądy i złagodzili pod n iejed n y m w zględem swą p ierw o t nie bar'dzo rad y k a ln ą ipostawę. P a tro n u je te j g rap ie znako m ity logik i głośny filozof angielski B e rtra n d R ussell (ur. w 1872 r.).
N eopozytyw iści p rzy ję li zrazu poglądy M acha, ale póź niej zbliżyli się do realizm u życia potocznego, co w yraźn ie w y stę p u je np. u K a z i m i e r z a A j d u k i e w i c z a (1890— 1963). Są oni oczywiście em p iry stam i i d om agają się, aby każde zdan ie sy n te ty c zn e 7 tj. o p a rte na dośw iadczeniu, było sp raw dzalne in te rsu b ie k ty w n ie . Z dania, k tó re nie są zda
6 W s p r a w i e n a u k o w o ś c i m e t a f i z y k i (1903).
7 Z dania an alityczn e w y ja śn ia ją zn a czen ie słó w (podając np. d e fi n ic ję „k w ad ratu ” jako „prostokąta rów n ob oczn ego”); zdania s y n te tyczn e za w iera ją coś n ow ego, zaczerp n iętego z d ośw iad czen ia (np. uszk od zen ie przek aźn ik a sp o w o d o w a ło a w a rię s ie c i w U SA w lis to padzie 1965 r.).
niam i an ality czn y m i i k tó ry c h nie m ożna przez dośw iadcze nie ani p otw ierdzać ani obalić, są w edług nich nie ty lk o bezpodstaw ne, lecz b e z s e n s o w n e . N a tej podstaw ie od m aw iają sensu m etafizyce.
Filozofia, zdaniem neopozytyw istów , m a sens jed y n ie jako teo ria (logiczna składnia) języ k a naukow ego, a więc w g ru n cie rzeczy re d u k u je się do jakiegoś działu logiki. S tąd w nio sek, że neopozytyw iści p ro k lam u jący „W issenschaftslogik” chcą być lik w id ato ram i filo z o fii8. Je śli zaś za jm u ją się ja kim ś zagadnieniem filozofii tra d y c y jn e j, to ty lk o w ty m celu aby w ykazać, że jest bezsensow ne, albo że było żle p o sta wione. Na p rzy k ład p y ta ł ktoś o „istotę rzeczy” , a n ap raw d ę chodziło o znaczenie ja k ie jś nazw y w języ ku potocznym ! Oto ja k neopozytyw iści rad zą sobie w tak ich przypadkach. A nalizując „sposób postępow ania B erk eley a” , A jdukiew icz dochodzi do w niosku 9, że „jego idealisty czna teza w cale nie dotyczy ty ch rzeczy, o k tó ry c h w język u przedm iotow ym jest m ow a” . W prow adzony bow iem przez miego w y raz „cia ło” znaczy co innego niż to, co m a na m yśli P olak gdy mówi o ciałach. (To sam o n a tu ra ln ie może się stosow ać do czło w ieka m ów iącego in n y m językiem potocznym ). R ozw iązanie zaskakująco proste, ale czy słuszne? B erk eley niew ątpliw ie dobrze wie, że np. „dom ” oznacza w języ ku potocznym coś co m a realn e istnienie, różne od tego, że um ysł je postrzega, ale s ta ra się w ykazać, że to m niem anie, „ stra n g ly prev ailing am ongst m en ” (dziwnie w śród ludzi rozpow szechnione), za w ie ra w sobie sprzeczność, pow inno zatem być porzucone. Nie w chodząc w to, czy berk eley o w sk ie pojm ow anie sposobu istnienia otaczający ch nais rzeczy jest tra fn e, stw ierdzam , że m a on na m yśli te sam e rzeczy, k tó ry c h — jego zda niem — błędne p rzedstaw ienie zaw iera się w potocznie uży w anej nazw ie „ciało” . Znaczenie słów w potocznym język u
8 W n iosk u teg o b y n a jm n iej n ie obala zak oń czen ie a rty k u łu A jd u - k iew icza O t z w . n e o p o z y t y w i z m i e w „M yśli W sp ó łczesn ej” (1946),
z. 6— 7.
„przedm iotow ym ” , którego głów ną w adą jest w ieloznacz ność nazw , nie może stanow ić k ry te riu m w ocenie tez filo zoficznych. Podobnie rzecz się m a w n au k ach szczegółowych. Fizyk bierze z języka potocznego np. słow a tak ie ja k „siła” , „e n erg ia ” i n a d a je im znaczenie p rzy d a tn e w nauce, ale od biegające od znaczeń ty ch słów w język u potocznym . Dzięki w prow ad zen iu ścisłych d efin icji może o ty c h sam ych z ja w iskach, o k tó ry c h m ów im y n iep recy zy jn ie w życiu co dziennym , w ypow iadać zdania m ające w arto ść naukow ą.
W edług neopozytyw istów — realistó w jakościow a rzecz naszego otoczenia b y tu je całkow icie niezależnie od p oznają cych podm iotów . W edług m nie każda tak a rzecz je s t p rze ja w em dla nas czegoś bezjakościow ego, w zględem nas tr a n scendentnego, jakości sw e zaś zaw dzięcza rea k c ji swoistego dla nas a p a ra tu poznawczego. Stanow isko tak ie nazyw am realizm em k ry ty c z n y m i sądzę, że jest to tra fn ie jsz e pojm o w anie sposobu byto w ania rzeczy w naszym otoczeniu od p oj m ow ania potocznego („realizm n a iw n y ” ) i berkeleyow skiego („idealizm su b ie k ty w n y ” ), pozw ala bow iem pogodzić „w ygląd n a u k o w y ” otaczającego nas św iata z całkow icie odm iennym jego „w yglądem potocznym ” .
W teo rii n a u k i (epistem ologii) A jdukiew icz zajm ow ał s ta now isko „rady k aln ego ko nw encjon alizm u” , naw iązując do poglądów znakom itego m ate m a ty k a francuskiego H. P oin ca- régo i innych. Tezę tego stanow iska m ożna w yrazić tak, że w y daw an e przez nas sądy nigdy nie są w zupełności w yzn a czone prze dośw iadczenie, lecz są rów nież uw aru n k o w an e przez stosow any przez nas a p a ra t p o ję c io w y 10. Jeśli jakieś zdanie podyktow ane jest przez konw encje term inologiczne, czyli m a c h a ra k te r analityczn y , to zdanie tak ie nie m usi być praw dziw e; ab y się przekonać o jego praw dziw ości, trzeba się odwołać do dośw iadczenia. T w ierdzenia powyższe ch a ra k
10 D as W e l t b i l d u n d die B e g r if f s a p p a r a tu r , „ E rk en n tn is” (1934), z. 4.
te ry z u ją rodzaj em p iry zm u rep rezen to w an ego przez A jd u - kiew icza.
S olidaryzując się pod n iejed n y m w zględem z „K ołem W ie d eń sk im ” nie podzielał on jed n ak poglądu na tra d y c y jn ą filozofię, podług któ rego p rzew ażająca jej część to tylko „G edan k en d ich tu n g ” ; uw ażał, że budow ę system ów d ed u k cy jn y ch — co zdaniem neopozytyw istów jest w łaściw ą pracą naukow ą :— m usi poprzedzać praca w stępn a, polegająca na n ad an iu w yraźnego k sz ta łtu rodzącym się koncepcjom — i tą w łaśnie p rzed n au k o w ą ro bo tą m ają się z a tru d n ia ć filo zofow ie u .
W dorobku filozoficznym A jdukiew icza w ażną pozycją je s t a rty k u ł pt. Zm iana i sprzeczność (1948), w k tó ry m udo w odnił, że uzn aw anie zm ian w św iecie w cale nie zm usza do uznania, iż dw a zdania sprzeczne m ogą być zarazem p ra w dziwe. Z m iana nie im p lik u je sprzeczności, w ięc fa k t istn ie nia zm ian daje się pogodzić z podstaw ow ym w logice p ra w em niesprzeczności.
Stanow isko bliskie pozytyw izm u za jm u je profesor U ni w e rsy te tu im. M. S kłodow skiej-C urie w L ub linie N a r c y z Ł u b n i c k i (ur. w 1904 r.). J e s t on p rzeciw nikiem m e ta fizyki pod jak ąk olw iek postacią, w szelkiego dogm atyzm u i absolutyzm u, ale nie m a k u ltu dla przesadnego fo rm aliz m u 12, k tó ry rozw iązanie zagadnień filozoficznych chce za stąpić przez analizę s tru k tu ra ln ą języka, w tłaczając zaś te zagadnienia w sch em aty ra c h u n k u logicznego upraszcza je
11 W a rty k u le sta n o w ią cy m o d p ow ied ź n a zarzu ty A. S ch a ffa („M yśl F ilo zo ficzn a ” (1953), z. 2/8); arty k u ł S ch a ffa u k azał się tam że w z. 1 (3) w rok u poprzednim — A jd u k ie w ic z w y c o fa ł s ię m. in. ze sta n o w isk a ra d y k a ln eg o k o n w en cjo n a lizm u (w sk r a jn ie jsz e j form ie), ogran iczając się do stw ierd zen ia b a n a ln ej praw dy, że „dla zb u d o w a nia ja k ic h k o lw ie k zdań jest n iezb ęd n y jakiś język, a dla zb u d ow an ia ja k ic h k o lw ie k są d ó w je s t n iezb ęd n y jak iś aparat p o jęć” (str. 322, przyp.).
12 Por. m ój artyk u ł pt. P r e t e n s j e l o g i s t y k ó w [„R uch F ilo z .”] t. 12 (1930— 31)], p rzed ru k ow an y w „S zk icach F ilo z o fic z n y c h ” (1935).
po sw ojem u i deform u je. A naliza język a nie m oże zastąpić a n alizy zagadnienia „tkw iącego korzeniam i w rzeczyw is tości” . N ie dziw m y się — pisał M ah rb u rg — jeżeli, w sy paw szy plew y zam iast ziarna, w rezu ltacie otrzy m am y ró w nież plew y przem ielone, nie zaś m ąk ę” .
Z ainteresow ania n auk o w e Ł ubniekiego sk u p ia ją się głów nie około gnoseologii i epistem ologii (zwłaszcza m etodologii
rraulk). ' ;
W P o dstaw ow ych m o m e n ta c h światopoglądu p o z y t y w i
stycznego („K w art. Filozof.” t. 14 (1937), z. 1), m ówiąc o teo
rety czn ej tru dn ości w y jścia z dośw iadczenia bezpośredniego (z „m ojego te ra z ” lub z „solipsyzm u chw ili” ) w skazuje jako w yjście jed y n ie m ożliw e „w yjście przez działanie”. „Na m ocy sam ego działania pow staje w m ej teraźniejszości zróżnico w anie n a podm iot i p rz e d m io t”. P ry m a t p ra k ty k i nad teorią, działania nad poznaniem , je s t m y ślą przew odnią filozoficz nego stanow iska Ł ubniekiego, k tó re nazw ał „praksizm em ” . W ogłoszonej w 1946 r. pracy pt. Teoria poznania. m a t e
rializm u dialektycznego stw ierdza, iż n iew ątp liw ą zasługą tej
teorii poznania je s t „m ocne zaak centow anie w artości d o- ś w i a d c z e n i a i d z i a ł a n i a jako jed y n y ch źródeł i ostatecznych spraw dzianów w artościow ego poznania” .
P y ta n ie , do którego Ł ubnicki zdaje się przyw iązyw ać najw iększą wagę, dotyczy rac ji u znaw ania praw dziw ości w y głaszanych tw ierd zeń teoretycznych. O dpow iada na nie w d u chu p o stu la tu F r. Bacona, aby w arto ść w iedzy m ierzyć sk u tecznością jej stosow ania w działaniu. Tym sam ym zbliża się do tak ich k ieru n k ó w now szej filozofii ja k p ragm aty zm Jam esa, in stru m e n ta liz m D ew eya, operacjonizm B ridgm ana. T akże n iek tó re w spółczesne teorie, ja k teo ria inform acji, możina przytoczyć :n;a poparcie tezy, że m yślenie nie o bej m u je w szystkich postaw aktyw ności człowieka.
N ie zgadzam się z a u to re m M yślenia i działania („S tudia Filozof.” , 1957, z. 2) gdy pisze, że „w logice indu k cy jn ej stale p opełniam y to, co zostało n ap iętn ow an e jako błąd przez logikę” , gdy m ianow icie sto sujem y „aw a n tu rn ic z ą ” in d ukcję
niew yczerp u jącą (niezupełną). B łąd by łb y ty lko w ted y , gdy byśm y ze zdania S i P w n i o s k o w a l i , że S a P. Ale sto su jąc ind uk cję w łaściw ą (niezupełną) b y n ajm n iej nie w nio s k u jem y ; uogólnienie in d u k cy jn e jest ty lk o h i p o t e z ą , k tó ra m usi być spraw dzona em pirycznie. S praw dzenie takiego uogólnienia z w y n ikiem d odatnim pow iększa jego p raw d o podobieństw o, n ie d ając zresztą nigdy zupełnej pewności. Takie postępow anie przyro d n ik ó w jest zupełnie u p raw n ione i tru d n o się w nim d o patrzeć jakiegoś a w a n tu rn ictw a . Po dobna sy tu a c ja zachodzi w p rzy p ad k u ta k płodnego rozum o w an ia przez analogię, którego rów nież nie należy nazyw ać w nioskow aniem 13.
N eopozytyw istą je s t H e n r y k M e h l b e r g (uf. w ... r.), k tó ry przed k ilk u n a stu la ty w yem igrow ał do A m eryki i obec nie zajm u je k a te d rę w U n iv ersity of Chicago po R. C arn a- pie, jed n y m z głów nych przed staw icieli K oła W iedeńskiego. M ehlberg jest a u to re m k ilk u cennych rozp raw i książdk. W rozp raw ie pt. Positivisme et science („S tudia P hiloso p h ica” , t. 3, 1948), część pierw szą pośw ięcił analizie logicznej podstaw ow ego p o stu la tu po zytyw istycznej koncepcji nauki, k tó ry brzm i: praw o o b y w atelstw a w n au k a ch rea ln y ch m ają w yłącznie tw ierd zen ia s p r a w d z a l n e . W trzech k o lej nych fazach rozwcfju d o k try n y po zy ty w istyczn ej (Goimte, M ach, neopozytyw izm ) stosow ano zasadę spraw dzalności z co raz w iększym u m iarem , poniew aż przekonano się, iż zbyt ciasna jej in te rp re ta c ja prow adzi do okaleczenia nauki. Otóż M ehlberg postanow ił ściśle w yznaczyć zasięg tej zasady, oraz zbadać w jak im znaczeniu jej w ażność je st zag w aran to w an a (cz. d ru g a rozpraw y). In te re su ją c e je st w tej g ru n to w n ej p rac y stw ierd zen ie rów now ażności trz e ch sform ułow ań do tyczących p o stu la tu spraw dzalności: „w yłącznym przedm io tem fizyki jest poszukiw anie p raw w iążących ze sobą w iel kości m ie rza ln e ” (lord K elvin); „należy się ograniczyć do
13 Por.: P r o p e d e u t y k a f ilo zo f ii (1938), art. 93—95; P r z y g o t o w a n i e
opisu iak tó w d ający ch się zaobserw ow ać” (Mach); „należy stosow ać w yłącznie pojęcia o p e ra c y jn e ” (Bridgm an).
W a rty k u le z tegoż ro k u pt. O n iespraw dzalnych założe
niach nauki („P rzegląd Filozof.” , r. 44) M ehlberg u trzy m u je,
że w n auce trz e b a się pogodzić z pew nym i w ypow iedziam i niespraw dzalnym i. Rzecz jasna, że nie w szystkie zdania op arte na dośw iadczeniu są spraw d zaln e w całej rozciągłości („fin itystyczn ie” ), np. zdanie „ k a ż d y człow iek u m ie ra ” ; ale w y starcza, że hipoteza śm iertelności człow ieka nieu stan n ie się potw ierdza, aby nie m ieć w ątpliw ości co do tego, że zda nie powyższe je s t praw dziw e. Co się ty czy zdań w k tó ry c h w y stę p u ją w y rażen ia tego ro d zaju jak „ciało doskonale sp rę ży ste” lu b „gaz id ea ln y ” , to należy pam iętać, że o p eru je się tu użytecznym i f i k c j a m i , o k tó ry c h z góry w iadom o, że nic realnego im nie odpow iada. Założenia dotyczące takich tw orów u m y słu są oczywiście em pirycznie niespraw dzalne, ale ta okoliczność dotyczy przecież tylk o pomocniczego a p a r a tu pojęciowego, a nie rzeczy czy stosunków realn y ch s ta now iących przedm iot badania. N ik t nie tw ierdzi, że jakaś obserw ow alna „ k u la ” (a w łaściw ie zawsze niedoskonały m o del k uli g eom etrycznej) je s t doskonale sp rężysta; w olno n a tom iast w ypow iedzieć zdanie p raw d ziw e postaci : „G dyby ta k u la była doskonale sp rężysta, to zachow ałaby się ta k a ta k ” . W ażne to, że od m atem aty czn ej teo rii k u l w yidealizow anych m ożna przejść do bardziej skom plikow anej fizycznej teorii k u l rzeczyw istych, pow iększającej naszą w iedzę o o taczają cym nas świecie.
W dziesięć la t później M ehlberg ogłosił obszerną książkę pt. The Reach of Science („Zasięg n a u k i”), zaw ierającą w y k ład p ozytyw istycznej epistem ologii, k tó re j zasadniczą tezę fo rm u łu je się zazw yczaj tak: spraw dzalność stanow i p ro bierz w y znaczający granice w iedzy ludzkiej. O zdaniach n ie spraw d zaln y ch nie m ożna pow iedzieć ani że są praw dziw e, ani że są fałszyw e; są one „n ieokreślone” . Otóż w edług tego a u to ra zdania tak ie s ą w n a u c e p o t r z e b n e . W zględy
p rak ty czn e pozw alają m u p rzy m k n ąć oczy na pew ne brak i w teorety czn ym o pracow aniu pom ysłu.
Pralktycyzim zidaje się być n a jb a rd zie j c h a ra k te ry sty c z n ą cechą filozofii Polaków , cechą w spólną n aw et ta k przeciw staw n y m stanow iskom w jej obrębie, jak m esjanizm i po zytyw izm .
THE P O L ISH P O S IT IV IS T S (Sum m ary)
The author g iv e s an account of op in ion s of so m e P o lish p o sitiv ists on problem s su ch as p u re ex p e r ie n c e , rea lity , d escrip tio n or e x p la n a tion; etc., a g a in st th e g en era l b ack grou n d of p o sitiv ist assu m p tion s.