• Nie Znaleziono Wyników

Polscy pozytywiści

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Polscy pozytywiści"

Copied!
22
0
0

Pełen tekst

(1)

Bolesław J. Gawecki

Polscy pozytywiści

Studia Philosophiae Christianae 2/1, 7-27

(2)

R

O

Z

P

R

A

W

Y

Stu d ia P h ilo so p h ia e C h ristian ae A TK

1/1966

BO LESŁAW J. GAW ĘCK I

POLSCY POZYTYWIŚCI 1

1. P o zy ty w izm w P o lsce. 2. C echy ch a ra k tery sty czn e p ozytyw izm u . 3. P o zy ty w izm a em piryzm . 4. P o ję c ie czy steg o d ośw iad czen ia. 5. Opis i w y ja śn ie n ie . 6. O d rzucenie m eta fizy k i. 7. O taczający n as św ia t

a rzeczy w isto ść. 8. N eop ozytyw izm .

1. D zieje filozofii u p raw ia n e j przez Polaków w X IX w. w k ra ju i poza jego g ranicam i dzielą się na trz y o kresy, k tó ­ ry ch cezuram i są p o w stan ia 30-go i 63-go roku. W pierw szym z ty ch okresów p rzew ażały w p ły w y O św iecenia, d ru g i — m oim zdaniem n ajw ażn iejszy — m iał c h a ra k te r rom antyczny, w trzecim dom inow ał pozytyw izm . Rzecz jasna, że granice ty ch okresów nie są ostre; poszczególne p rą d y p rze n ik ają się w zajem nie, p o jaw iają się i zan ik ają stopniowo.

Pozytyw izm w Polsce w ósm ym i dziew iąty m dziesięcio­ leciu ubiegłego w ieku nie b ył jed y n ie stanow iskiem filozoficz­ nym . Zw łaszcza w zaborze ro sy jsk im tzw. pozytyw izm w a r ­ szaw ski m iał c h a ra k te r ru ch u społecznego i ekonom icznego: po k lęskach na polu w alk i orężnej, wobec coraz bezw

zględ-1 W la ta ch u b ieg ły ch autor z a jm o w a ł s ię sta n o w isk iem p o z y ty ­ w isty c z n y m k ilk a k ro tn ie: P o z y t y w i z m r e l a t y w i s t y c z n y J. P e t z o l d t a (au toreferat), „P rzegląd F ilo z o fic z n y ”, r. 28 (1925), z. 3— 4; N i e d o s t a ­

te c z n o ś ć p o z y t y w i z m u , „M yśl N a ro d o w a ”, r. 8 (1963), nr 13; O f i lo z o ­ f i c z n y c h i a n ty f il o z o f i c z n y c h ■ n ie p o r o zu m ie n ia c h . (Z p ow od u K on gresu

F ilo z o fii N a u k o w ej w P aryżu ), „C zas”, r. 87 (1935), n r 255; Z a ł o ż y ­

ciel p o z y t y w i z m u A. C o m t e . (W setn ą roczn icę zgonu), „P rob lem y”,

r. 14 (1958), nr 1 (142). N ad to w „ P rzygotow an iu do filo z o fii” (1964), ss. 128— 132.

(3)

niejszago ucisku, zaczęło się upow szechniać i u trw ala ć p rz e ­ konanie, że d ążeń do odzyskania niepodległości trzeb a się w y ­ rzec na długo i cały w y siłek obrócić n a „pracę organiczną u podstaw ”. L iteraci ii publicyści, jak· Al. Św iętochow ski, n a ­ w oływ ali do zerw an ia z m arzeniam i ro m an tyk ów , do „trzeź­ wego” spo jrzen ia na św iat w o p arciu o coraz św ietniej roz­ w ijające się n au k i ścisłe, o znajom ość p ra w p rzyrody, o po­ stęp techniczny. B o h aterem p ozytyw nym staje się inżynier. W zaw iedzionym w sw ych nadziej ach i zbiedniałym społe­ czeństw ie, w śród czytelników „ P ra w d y ” i „P rzeg ląd u Tygod­ niow ego”, łatw o p rzyjm ow ało się hasło wzbogacania się przez h andel i przem y sł, ma w zór Zachodu (hasło „enrichissez — vous!”). W ierzono w „p ostęp” i walczono z „przesąd am i” . N ajw y b itn iejszy bodaj z pozytyw istów polskich A d a m M a h r b u r g (1855— 1913) 2 pisał w r. 1890 w rozpraw ie

M onizm spółczesny i echa jego u nas: ,,... przed dw udziestu

już przeszło laty pozytyw izm pozyskał u nas liczne d la sie­ bie um ysły, stał się m od n y m n iejako w yznaniem ... b ył h as­ łem do ro z b ra tu z m rzonkam i m etafizycznym i i wyłom em , przez k tó ry w ta rg n ę ły p rą d y now ej nauki: upow szechniły się u nas najb ard ziej dostępne idee ew olucjonizm u, przedostały się w p o p u larn e j form ie po jęcia fizyki nowoczesnej, zasm ako­ w aliśm y iw najogólniejszych zdobyczach psychologii dośw iad­ czalnej i socjologii. Zasób wiedzy fakty czn ej urósł znacznie, w idnokręgi nasze um ysłow e rozszerzyły się i sta ły się p rzy s­ tępniejsze dla św iatła now ych fak tó w i m y śli” .

W ty m a rty k u le nie zajm u ję się pozytyw izm em w szer­ szym, p o p u larniejszym znaczeniu, ograniczając się do scha­ ra k te ry z o w an ia stanow iska k ilk u w y b itn iejszych polskich przedstaw icieli pozytyw izm u f i l o z o f i c z n e g o na ogólnym tle tego k ieru n k u . Ani zakres, ani treść zam ierzonego p rze ­ glądu nie będą m ogły być w yczerpujące. Nie biorę tu ró w ­

2 Jego p ogląd y filo z o fic z n e opracow ał N. Ł u b n ick i w „Studiach

(4)

nież pod uw agę p rac pozytyw istów z zak resu logiki, psycho­ logii i in n y ch n a u k specjalnych.

2. Jak o pierw si pozytyw iści polscy b y w ają w ym ieniani: J a n Ś n i a d e c k i (1756— 1830), Staszic i K o łłątaj. Nie w y d aje mi się to tra fn e : m yśliciele ci m ogą być uw ażani jed y n ie za p rek u rso ró w pozytyw izm u, sam i zaś należeli r a ­ czej jeszcze do epoki O św iecenia i byli zw olennikam i „filo­ zofii zdrow ego ro zsąd k u ” . Głosili oni hasło „trzeźw ości” , ale głoszą je przecież nie ty lk o pozytyw iści. Nie zaliczyłbym do po zytyw istów na p rzy k ład w spółczesnego nam filozofa T. K o­ tarbińskiego, oid w ielu la t naw ołującego do trzeźw ości w m y­ śleniu; nie uw ażam go zaś za pozy ty w istę z tego powodu, że — nie zadow alając się „m in im alisty czn ą” koncępcją filo­ zofii — sta ł się tw órcą poglądu na św iat opartego na oso­ b istych prześw iadczeniach, k tó re nazyw a swoim „credo” .

Je d n ą z n a jb a rd zie j c h a ra k te ry sty c z n y c h cech p ozyty­ w izm u jeist ograniczenie zakresu b ad ań filozoficznych do m i­ nim um : do teo rii n a u k i (epistem ologii), lu b n aw et do lo­ gicznej analizy języka, w p rzekonaniu, że w y k raczan ie poza te granice pozbaw ia filozofię naukow ości. O ile każdy czło­ w iek n o rm aln y m usi p rzy jąć (po ich zrozum ieniu) tw ierd z e ­ nia naukow e, tak ie jak tw ierd zen ie P ita g o ra sa lub h y d ro ­ staty czn e praw o A rchim edesa, o ty le w olno m u nie podzie­ lać su b iek ty w n y ch prześw iadczeń stanow iących podstaw ę różnorodnych filozoficznych poglądów na św iat, na p rzy k ład pansom atyzm u K otarbińskiego, chociażby n a w e t za ich p rzy ­ jęciem zdaw ał się przem aw iać pospolity zdrow y rozsądek. Je st on n a d e r (pożyteczny w życiu codziennym , ale zawodzi nieraz w n auce (teoria mnogości!) a zwłaszcza w filozofii.

Ale nazyw ając J a n a Śniadeckiego pozy tyw istą m ógłby ktoś pow ołać się na to, że opierał on w iedzę na dośw iadcze­ niu, że b ył e m p iry stą m etodologicznym duch u Fr. B a ­ cona, a u m y sł lu d zki b adał na w zór J. Locke’a. A poza tym na to, że był w rogiem m etafizy ki (jako m etafizy k ę zw alczał filozofię K a n ta , k tó rą znał pow ierzchow nie i k tó re j nie usiłow ał zrozum ieć). D oty k am y tu isto tn ie poglądów bliskich

(5)

pozytyw istom ; pozytyw izm jest ściśle zw iązany z em piryz- m em , ale są to m im o w szystko stanow iska odrębne, k tó ry ch utożsam iać nie należy. Śniadecki b y ł w filozofii „m inim a­ lis tą ” , podobnie ja k później M i c h a ł W i s z n i e w s k i (1794— 1865), rów nież zw olennik Bacona i L ocke’a, a nadto szkoły szkockiej zdrow ego rozsądku. Z ajm ow ał się on m eto ­ dologią i gnoseologią (k ry ty k ą i teo rią poznania). R ealne istn ien ie św iata u znaw ał za pew ne; idąc w ślad y K a n ta u w a ­ żał, że dostępna jest nam jed yn ie zjaw iskow a postać św iata, zaś isto ta rzeczy jest niepoznaw alna.

K u lt faktów , poznaw anych za pom ocą organów zm ysło­ w ych, n iew y k raczan ie poza fak ty , odżegnyw anie się od m etafizy k i w sensie p rzy n ajm n iej tra d y c y jn y m — oto, co przew ija się najczęściej w pism ach pozytyw istów . N azw a „pozytyw izm ” i obszerne rozw inięcie idei tego stanow iska pochodzą od A u g usta C om te’a (Cours de philosophie positive, 6 t., 1830— 42), lecz k o n sek w entn iejszy m od niego p ozyty­ w istą był już w X V III wielku d ’A lem bert, a u to r „W stępu do E ncyklopedii” (Discours préliminaire de l’Encyclopédie, 1751), za pierw szego aaś i u ajk o n sek w en tm ejszego ,pozyty­ w istę uznać należy D aw ida Hulme’a, czołowego p rz e d sta w i­ ciela em piry zm u b ry ty jsk ieg o (An E n q u iry concerning H u ­

m a n Understanding, 1748). Z opisu otaczającego nas św iata

u su n ął on całkow icie pojęcie su b stan cji, ograniczając zakres w iedzy ludzkiej do m ate m a ty k i i do w ra ż eń zm ysłow ych (czuć) jako d an y ch dośw iadczenia. P ozytyw iści zgodni są co do tego, że granice dośw iadczenia z ak reślają granice w ie­ dzy, chociaż — ja k zobaczym y — rozm aicie odpow iadają na p y ta n ia co stanow i p rzed m io t doświadczenia. Podobnie jak H um e i ja k jed en z n a jw y b itn iejszy ch jego następców w X IX stuleciu E rn e st M ach (1838— 1916), grono uczonych specjalistów , k tó rzy w trzecim i czw arty m dziesięcioleciu naszego w ieku utw o rzy li „W iener K re is” , głosiło tezę, iż znajom ość rzeczyw istości m ożna zdobyć w yłącznie przez do­ św iadczenie, że za p rzedm iot poznania należy uznać to i ty l­ ko to, co jest nam d an e lu b może być dane w dośw iadczeniu.

(6)

3. P ozytyw iści polscy żywo się in tereso w ali poglądam i filozoficznym i J o h n a S tu a rta M illa, a u to ra „S ystem u logiki d ed u k cy jn ej i in d u k c y jn e j” (1843) i H e rb e rta Spencera, tw ó rcy syistem atu ew olucyjnego. Zam ieszkały w e Lw ow ie po­ zy ty w ista W ł a d y s ł a w K o z ł o w s k i (1832— 1899), po­ p u la ry z a to r tego k ie ru n k u , zw olennik em p iry zm u i m eto dy in d u k cy jn e j, nap isał książkę o filozofii S p en cera (zbiór a r ty ­ k u łów ogłaszanych w „A ten eu m ” w lata ch 1878— 1881).

M a h rb u rg m ów ił o sobie: „ Jeste m em pirykiem ..., żadnych bow iem ininych źródeł p oznania św iata oprócz dośw iadczenia nie znam d o tąd ” ; a o pięć la t od niego sta rszy J u l i a n O c h o r o w i c z (1850-—1917), a u to r W stę p u i poglądu ogól­

nego na filozofię p o z y ty w n ą (1872), nazyw any „naczelnikiem

i słońcem now ego k ie ru n k u ” , u trz y m y w a ł w p rost, iż pozy­ ty w izm n ie różni się od em piryzm u.

W idzim y, że n a w e t w ram ach zwięzłego szkicu nie da się u n ik n ąć w y jaśn ień term inologicznych.

E m pirycy, ja k G alileusz i N ew ton, tw ó rcy zasad now o­ czesnego przyro do znaw stw a, op ierali się na dośw iadczeniu, jako na m ocnym i pew nym fun d am en cie w iedźy o świecie; em piryści u p a try w a li jej źródła w dośw iadczeniu bądź ze­ w n ę trz n y m i w ew n ętrzn y m , jak Locke, bądź ty lk o w ze­ w n ętrzn y m , zm ysłow ym , ja k Condillac; u p a try w a li w em pirii k ry te riu m praw dziw ości; uczyli ja k się dochodzi do uogól­ nień, czy to na drodze w yłącznie in d u k cji (Fr. Bacon), czy też stosując zarów no in d u k cy jn y jak d ed u k cy jn y try b p ostę­ pow ania (J. St. Mili). W spólne było im przekonanie, że w ie­ dzy o otaczającym mas świeciie rzeczyw istym nie m ożna w y ­ snuć z rozum u, z założeń p rz y ję ty c h a priori, lecz że trzeba zdobyw ać ją m ozolnie, kro k za 'krokiem, na drodze obser­ w acji i eksperym elntu.

P rzek o n an ia te podzielają pozytywiści,- ale tw ierd zą oni nie tylko, że dośw iadczenie jest źródłem poznania: ich zda­ niem j e d y n i e to, co je s t lu b m oże być dane w dośw iad­ czeniu jest poznaw aniu dostępne. W ychodząc zatem z do­

(7)

św iadczenia, nie podobna dojść do czegoś pozadr .wiadczal- nego.

4. Lecz idzie jeszcze o samo pojęcie dośw iadczenia: o to, co się w nim zaw iera, co jest w nim nam dane, a zwłaszcza, co je s t dane bezpośrednio. Czy dane są w p ro st przedm ioty (ciała) w raz ze w szystkim i sw ym i w łasnościam i, jak m n ie­ m am y potocznie, czy w rażen ia zm ysłowe, w spółistniejące lub nastę p u jąc e po sobie i d oznania w e w n ę t r z n e (Hufme), czy też — jak tw ierd ził M ach (Die A n a lyse der Em pfin dung en , 1885) — d an e są, jako n e u tra ln e „elem en ty św ia ta ” , barw y, tony, ciśnienia, sm aki etc., ciała zaś są tw o rem pochodnym , jako w zględnie stałe kom p lek sy ty ch elem entów ? Ja k k o l­ w iek p rzed staw iałab y się ta spraw a, tru d n o zaprzeczyć, że te rm in „dośw iadczenie” nie jest sam przez się od razu zro­ zum iały. Ju ż Ję d rz e j Śniadecki, lek arz i biolog, m łodszy b r a t Ja n a, uw ażał za niepew ne zdania i n au k i „na dośw iad­ czeniu fu n d o w an e” , w y k azu jąc w ty m co bezk ryty cznie za dośw iadczenie uw ażam y p ierw iastk i i p rzy d a tk i m yślow e i przy p isu jąc rozum ow i zasadniczą rolę w budow ie nauki. Od daw na ju ż używ a się nazw y „czyste dośw iadczenie” (ex p erien tia m e ra u F r. Bacona), ale dopiero w now szych czasach oceniono w pełni doniosłość poznawczą dośw iadcze­ nia w olnego od dom ieszek pochodzących z u m ysłu (antici­ p ationes m entis). Lecz ściśle biorąc, do czystego doświadcze-i n ia m ożna się ty lko zbliżyć; je s t to n au k o w y i d e a ł n a ­ stępców H u m e’a. R yszard A venarius, tw órca „em piryzm u k ry ty czn eg o ” (niew łaściw ie nazw anego kry ty cy zm em em pi­ rycznym , „E m p iriok ritizism u s”), napisał „ K ry ty k ę czystego dośw iadczenia” (K ritik der reinen Erfahrung, 1890), a jego polski uczeń, W ł a d y s ł a w H e i n r i c h (1869— 1957), p ro ­ fesor U n iw e rsy te tu Jagiellońskiego, uczył filozofow ania bez założeń i uprzedzeń, w ychodząc z „ b e z p o ś r e d n i o ś c i ” . W pew nej fazie istn ien ia „K oła W iedeńskiego” zgrupow ani w nim neopozytyw iści uw ażali, że jed y nie naukow ym p u n k ­ tem w y jścia są zdania zapisujące na p rzy k ład położenia w skazów ki na przyrządzie pom iarow ym („P rotoko llsätze”).

(8)

W talfeiich to dopiero zdaniach m a się zaw ierać dośw iadcze­ nie odbarw ione z w szelkich nieem p iry czn y ch dom ieszek.

Pozytyw izm m ożna b y nazw ać m etodą opisyw ania św iata w oparciu o m ożliw ie czyste dośw iadczenie.

Zachodzi pytan ie, czy stanow isko z ajęte przez H u m e’a słusznie uznano za sceptycyzm ? Czy nie b y ła to raczej trzeź­ w a ocena m ożliwości poznaw czych człow ieka, k tó ry zm u­ szony je s t pozostaw ać w g ran icach dostępnego m u dośw iad­ czenia i pow inien w yrzec się m rzonek o zdobyciu w iedzy ab so lu tn ej? Że zaś na podstaw ie dośw iadczenia m ożem y zdobyw ać w iedzę p rz y d a tn ą dla ludzkich celów, przekonyw a nas o p a rta o tę w iedzę zdolność tra fn eg o przew idyw ania i skutecznego działania (co podk reślił Com te w form ule: savoir p o u r prévoir). N a p rak ty czn y m zatem d o ś w i a d ­ c z e n i u g ru n tu je m y prześw iadczenie, że nie śnim y gdy b ad am y otaczający nas św iat, lecz że m am y w te d y do czy­ n ien ia z czym ś rea ln y m i czym ś uporządkow anym , to znaczy podległym jak im ś praw om (które n azy w am y p raw am i p rzy ­ rody). S tw ierd zam y , u p raw ia jąc n au k i realn e, pew ien fak ­ tyczny s ta n rzeczy, to co j e s t — nie p rzesądzając tego czy ta k być m u s i . D ośw iadczenie poucza nas, że w o taczają­ cym nas św iecie zachodzą stałe zw iązki pom iędzy zjaw iskam i, ale nic n am nie m ów i o k o n i e c z n o ś c i tak ich związków. D ośw iadczenie zapoznaje nas z w łasnościam i rzeczy, lecz nie zapoznaje nas z su b stan cją. O b serw u jem y , że ru c h y je d ­ n ych ciał zależą od obecności i zachow ania się in ny ch ciał, nie są nam jed n a k dane w dośw iadczeniu działające siły.

Oczyszczenie n a u k i z pozaem pirycznych w trę tó w i u św ia­ dom ienie sobie o p a rty c h na dośw iadczeniu najogólniejszych założeń (hypothèses générales) to ru je jej drogę, zdaniem pozytyw istów , do w yk o n an ia w łaściw ego jej zadania: ścis­ łego opisania stosunków i zależności w otaczającym nas św ie­ cie.

5. P ozytyw iści bow iem nie kuszą się o w y j a ś n i e n i e św iata; oni p rag n ą go tylko o p i s a ć w sposób ja k najściś­ lejszy i ja k najzw ięźlejszy („ekonom ia m y śle n ia ” M acha).

(9)

W rozpraw ie pt. Teoria celowości ze stanowiska naukowego (1888) M ah rb u rg tw ierdzi, że w y jaśn ian ie przez przyczyny, w szczególności iprzez „przyczyną celow ą” , jest iluzoryczne, pozbaw ione w arto ści naukow ej. M ach żądał całkow itego w y ­ elim inow ania pojęcia przyczy n y i sk u tk u z fizyki i zastą­ pien ia p ojęcia zw iązku przyczynow ego przez fu n k cję m atem a­ tyczną. Wł. N atanson, fizyk — teo re ty k , k tó ry M acha w y ­ soko cenił, pisał: „O p r z y c z y n a c h ru c h u fizyka nic nie wie, nie może w iedzieć i w iedzieć nie chce” .

B yłem w K rakow ie uczniem profesorów : H einricha i N a- tansona, ale nie stałem się pozytyw istą. N ie dlatego, bym nie u w ażał za słuszne i pożyteczne uw olnienie n a u k i od nag ro­ m adzonych przez w ieki an tropom orfizm ów i przesądów , lecz dlatego, że proponow ane przez pozytyw istów refo rm y w n a u ­ ce uw ażałem za zbyt rad y k aln e, a pozytyw istyczne pojm o­ w anie filozofii — za nie spełn iające u sp raw iedliw ionych a sp ira cji um y słu ludzkiego. Co się tyczy pojęcia przyczyny, sądzę, że zdołałem w ykazać (w rozp raw ie pt. K auzalizm

i fu n k c jo n a liz m w fizyce, napisanej w 1913 r.), że pom ysł

M acha może być przeprow adzony ty lk o w n iek tó ry ch p rzy ­ padkach, w pozostałych zaś należy w dalszym ciągu stoso­ w ać pojęcie zw iązku przyczynow ego, oczyszczone od d o d a t­ ków nie o p arty ch na dośw iadczeniu („kauzalizm ” ). W sporze 0 opis i w y jaśn ien ie uw ażam , że pojęcie opisu pow inno być rozszerzone tak , ab y obejm ow ało opisy pośrednie, to znaczy za pośrednictw em hipotez i teorii. Z jaw isko głosu opisujem y m ówiąc, że je s t to fala podłużna w środow isku sprężystym . N ie m ożna uw ażać tego stw ierd zen ia za w yjaśnienie, głos jest nam bow iem zn any z dośw iadczenia bardziej bezpośred­ nio niż tak a fala. O w iele odleglejsze jeszcze od w yobrażeń potocznych są fale elektrom ag n etyczn e, n ie z m ie rn ie .. k ró tk ie 1 przebiegające przez próżnię z m ak sy m aln ą w przyrodzie prędkością 3.1010- ^ , przez k tó re teo ria u n d u lac y jn a opi­ su je zjaw isko św iatła. W obec zaś bezapelacyjnego zw ycięstw a

teorii atom ow o-kinetycznej niepodobna uw ażać cząsteczek i atom ów za fikcje, jak k o lw iek ani dotk nąć ani zobaczyć ich

(10)

nie można. Ciepło o pisujem y (ale go nie tłum aczym y) jako energię k in ety czn ą ru ch u m olekularnego.

Słyszymy niekiedy, że K e p le r stw ierd ził ty lk o fak t, a do­ piero N ew ton ten fa k t w y jaśn ił przez teo rię g raw itacji. Ale co n apraw dę pow iedział N ew ton? Pow iedział, że dzieje się tak j a k g d y b y ciała p rzyciąg ały się w zajem nie podług

π , m ,m 2 . . , . podanego przezeń w zoru F = к — ^ — ; m e uw aża jedn ak za m ożliw e (nie z n a jd u jąc na to p odstaw y w dośw iadczeniu) dom yślać się, d l a c z e g o się ta k dzieje („hypotheses non fin g o ” ). N ew ton nie dał więc w y tłum aczen ia praw idłow ości w y k ry ty c h w ru ch a c h p lan e t przez K ep lera, lecz dał ogól­ niejsze praw o (ciążenia pow szechnego czyli graw itacji), z k tó ­ rego ta m te .tr z y p raw a w y n ik ają. P ozytyw iści u trz y m u ją , iż nic z tego, co z a w ierają teo rie fizyki i in n y ch n au k p rz y ro d ­ niczych, nie w yk racza poza dośw iadczenie.

H ein rich w łączał do teo rii poznania zagadnienia z za­ k resu n a u k i o nauce (epistem ologii), ja k analiza podstaw o­ w ych pojęć n aukow ych; w łączał tu też m etodologię nauk, k tó ra stanow iła jed en z g łów nych przedm iotów jego zain­ tereso w ań (O metodologii nauk, 1901; O rozw oju m etod ba­

dań nau ko w ych. „P o rad n ik dla S am ouków ” , cz. VI, 1: „Dzie­

je m y śli” , 1907). U podstaw m etodologii k ład ł jednorodność p ra w m yślenia p rzednaukow ego i naukow ego, oraz niezm ien­ ność p ra w poznaw anego św iata. W ażne jest rozróżnienie po­ m iędzy fak te m i in te rp re ta c ją fak tu , czyli poglądem . Z opisu bezpośrednio n am danego św iata w szelkie nasze dod atki i in ­ terp reta cje pow inny być usun ięte. Lecz biorąc za p u n k t w yjścia znajom ość zjaw isk, m ożem y tw orzyć pojęciow e uogólnienia, nic od siebie do zjaw isk nie dodając. T ak ą czyn­ ność nazywa H ein rich „obrazow aniem ” , a jej w y tw ó r - — o b r a z e m . Teorie, w ro d zaju teo rii atom istycznej i k in e ­ ty czn ej, m ają c h a ra k te r obrazów pojęciow ych o d tw a rz a ją ­ cych różnorodność zjaw iskow ą; tw o rzy m y je w celu um ożli­ w ienia w ykonania pom iarów i obliczeń.

(11)

niości” , d ru g im o ry g in aln y m term in em .w prow adzonym do filozofii przez Wł. H einricha.

W cześniej nieco od niego słu chała w ykładów A v en ariu sa w Z u ry c h u J ó z e f a K o d i s o w a (z K rzyżanow skich) (1865— 1941 albo 1942) ii stan ęła rów nież na stanow isku em pi- ryzm u k rytycznego, sta ra ją c się sam odzielnie je rozw inąć

(Studia filozoficzne, 1903). P od k reślając biologiczną genezę

w iedzy ludzkiej, p ow ołuje się na zasadę „ekonom ii m y ślenia” M acha i n|a o k reślen ie filozofii u A ven ariu sa jako „m yślenia o św iecie w edłu g zasady najm niejszego w y d a tk u sił”. „P o ję­ cie energii... je s t po jęciem m ożliw ie zbliżającym się... do czystego dośw iadczenia”. A by zaoszczędzić swej w italn ej energii, po p rzestajem y n a n ajp ro stsz y m opisyw aniu zjaw isk, w y k ry te zaś zw iązki potmiędzy zjaw iskam i w yrażam y w zwięzłej i ścisłej p o staci w zorów i ró w n ań m atem aty cz­ nych. M iarą w arto ści pojęć o o taczającym nas św iecie jest możność oparcia n a nich p r z e w i d v w a ń zjaw isk p rz y ­ szłych.

N au ka dąży do w y elim inow ania w pły w u podm iotu po­ znającego na opis św iata. W iedzę w pełn i obiekty w ną i do­ ró w n a n ą osiągnęlibyśm y, gdybyśm y w pły w człow ieka na u k ształto w an ie się dośw iadczenia m ogli usunąć całkowicie. Lecz to je s t nieosiągalne. O taczające nas rzeczy m ają z a b ar­ w ienie podm iotow e; ale p rzedm iotem nau k i są nie rzeczy, lecz fak ty , to znaczy odbarw ione z podm iotow ości s t o ­ s u n k i pom iędzy rzeczam i. Pojęcie su b stan cji nie jest n ie ­ zbędne do opisania św iata. Z naukow ego pojęcia o świecie należy usuw ać ele m en ty poglądow e. W pojęciu czystego do­ św iadczenia A ven ariu sa a u to rk a d o p a tru je się sprzeczności w ew n ętrzn ej, poniew aż — jej zdaniem — zaw ierają się w ty m pojęciu elem en ty pew nego poglądu n a św iat.

6. N ie zaliczam się do zw olenników m etafizyk i tra d y c y j- nej, w y sn u w an ej „odgórnie” z rzekom o absolutnie pew nych czy koniecznych zasad rozum ow ych; ale jestem zdania, że m etafizy k a (lepiej: ontologia, teoria b ytu), inaczej p o ję ta 3,

(12)

stanowi niezbędne ogniwo w filozoficznym poglądzie na świat, b yleby nie chciała uchodzić za n a u k ę w now oczesnym rozum ieniu te rm in u „ n a u k a ” . Uczeni p o znają zapew ne co­ raz dokładniej s t r u k t u r ę św iata, lecz treść tw ierdzeń naukow ych jest i może być ty lk o w ięcej lu b m n iej p raw d o ­ podobna; zagadnienie zaś „ isto ty ” czy „ n a tu ry ” b y tu jest naukom całkow icie obce. Ale człow iekowi w łaściw e je s t d ą­ żenie do w iedzy pełnej i do zrozum ienia św iata i życia. Dlatego u siłu je odgadyw ać i w ierzyć tam , gdzie nie m oże wiedzieć.

Idąc za A v enariusem (Philosophie als D enken der W elt

gemäss d e m Prinzip des klein sten Krajtm asses, 1876), H ein ­

rich określał filozofię jako najw yższe uogólnienie zdobyczy myśli ludzk iej w d an y m okresie historycznym . Zgadzam się z tym , ale nie sądzę, aby tak ie uogólnienie m ogło być osiągnięte na drodze zestaw ian ia ze sobą ogólnych w yników nauk szczegółow ych bez jakiegoś „ośrodka k ry sta łiz ac y jn e - go” w postaci określonej koncepcji b y tu (niem ożliw ej zresztą do zw ery fiko w ania dostępnego każdej n o rm aln ej jednostce). W ydaje' m i się, że n ajogólniejszy obraz św iata, w k tó ry m w ystępow ałyby w yłącznie dane dośw iadczenia, jest utopią. W każdym razie nie m ożna takiego obrazu skonstruow ać z sam ych jvrażeń zm ysłow ych; nieodparcie n arzu ca się bo­ wiem p y tan ie czym w tak im razie b y łb y św iat zanim zaczęło się życie, a więc zanim jakiek o lw iek je ste stw a organiczne mogły odbierać czucia za pom ocą sw ych zm ysłów. N ie w y ­ starczy tu p rzy ją ć za M illem jak ich ś n iesu bstan cjo n aln y ch „możliwości czucia” (possibilities of sensation)!

N eopozytyw iści są — ze swego stanow iska — konse- kw entniejsi, w yrzek ając się stanow czo usiłow ań tw orzenia filozoficznego poglądu na św iat — w prześw iadczeniu, że tego rodzaju „najw yższe uogólnienie” m usiałoby być po­ zbawione w szelkiej w arto ści naukow ej, jako o p a rte na hipo­ tezach niesp raw d zaln y ch in tersu b iek ty w n ie.

M a h rb u rg m etafizy k i nie u znaw ał za n au k ę, przyzn ając zresztą, że m oże ona zaspokajać pew ne po trzeb y ludzkie,

(13)

n a tu ry przew ażnie em ocjonalnej, podobnie ja k sztuka — i w ty m ch ara k te rz e m oże być pożyteczna. Za n au k ę uw a­ żał n ato m ia st filozofię, pisząc, że jej „przedm iotem jest w iedza naukow a, ... zadaniem — teo ria n a u k i” (epistem olo­ gia). (Filozofia i m e ta fizy ka , „P o radn ik dla Sam ouków ” , czę. IV, 1902).

W yd aje m i się, że H einrich i M ahrburg, zabierając głos w spraw ie syn tezy filozoficznej, k tó rą pierw szy nazyw a „najw yższym uogólnieniem ” , a dru gi m etafizy k ą, m ają na m yśli coś odm iennego: H einrich — otaczający nas św iat ja ­ kościow y, św iat „zdrow ego ro zsąd k u” ; M ah rb u rg — to, cze­ go ten św iat jest przejaw em . H ein rich m niem ał, że tw orząc sy ntezę w iedzy o otaczającym nas św iecie m ożna unikn ąć założeń m etafizycznych; M a h rb u rg rozum iał, że ten, kogo n a u k a nie zadow ala, kto chce odgadnąć n a tu rę (istotę) bytu, u p raw ia tw órczość o p a rtą na w yobraźni, tw órczość pozanau­ kow ą. A poniew aż p rzy ją ł p o stu la t naukow ości filozofii, zam knąć ją m usiał w ram ach epistem ologii.

7. C zytelnik zauw ażył zapew ne, że nazw ie „św iat” b y ­ w ają n ad aw an e ro zm aite znaczenia. W edług M acha i A ve- n a riu sa św iat składa się z n e u tra ln y c h elem entów , k tó re m ogą być rozum iane bądź su b iektyw nie, jako czucia (w ra­

żenia zmysłowe), bądź o biektyw nie, zależnie od tego co o bieram y za u k ład odniesienia: siebie, czy sw oje otoczenie. H einrich nie u zn aje odrębn y ch „elem en tów ” i ty m głów nie się różni od sw ych poprzedników . Jego p u n k tem w yjścia je s t „bezpośredniość”, rozum iana jako „w szelkie zjaw iska w całej swej różnorodności” , przy czym „zjaw isko” nie jest tu rów noznaczne z kan iow sk im „E rsch einun g” , lecz ogół zjaw isk je s t tra k to w a n y jako niezależna od poznających podm iotów rzeczyw istość. E lem enty są w ty m poglądzie czymś w tó rn y m , co może być w yodrębnione w m yśli z d a­ nej nam bezpośrednio całości.

Przed m io tem badania jest więc dla n iek tó ry ch pozyty­ w istów bezpośrednio d an y św iat jakościow y, p o jęty naiw nie jako rzeczyw istość (w sobie). D odajm y zaraz, że nie jest

(14)

jed n a k naiw nością p rzyp isy w anie tem u św iatu realności: jako pew ien p r z e j a w rzeczyw istości, je s t on św iatem rze ­ czyw istym (dla nas), a nie jak im ś u ro je n iem .,

Pozytyw iści tacy sto ją na g run cie realizm u potocznego, ig n o ru jąc fak t, że na p rzy k ład barw ność naszego św iata, zaw arta m iędzy czerwienną i fioletem , jest zw iązana z bor­ dow ą naszego oka; św iat p rzed staw iłb y się w in n y ch b a r­ w ach (których m y nie p o tra fim y sobie w yobrazić) jestestw om obdarzonym oczym a w rażliw y m i na fale elek tro m ag n ety czn e

o o

dłuższe niż 7800 A albo kró tsze niż 3600 A 4. A przecież m ożliwość istn ien ia we Wsz echś wiecie jestestw , k tó re w procesie ew olu cyjn y m w ykształciły sobie o rg ana zm ysłów od naszych odm ienne, jest niezaprzeczalna. N aiw ność rea liz ­ m u potocznego polega w ięc na tym , że nie uw zględnia za­ leżności cech jakościow ych otoczenia tak ich czy inn ych pod­ m iotów poznających od ich organizacji psychosom atycznej oraz od stopniow ego rozw oju tej organizacji i u zn aje m ożli­ wość jednego ty lk o św iata jakościow ego, a m ianow icie św iata ludzkiego.

Co do m nie, jestem zw olennikiem realizm u k rytyczn ego (i ew olucyjnego) i sądzę w raz z K an tem , że otaczający nas św iat je s t rea ln y m p r z e j a w e m niezależnej od nas rze ­ czyw istości, bezpośrednio dla nas niedostępnej, a p rze jaw ia ­ jącej się nam ta k ja k na to pozw ala nasza organ izacja w d a­ nym stad iu m rozw ojow ym . R ozw ijający się na Ziem i g a tu ­ nek ludzki sta ł się w spółtw órcą św iata dla nas, ludzkiego jakościow ego „w y g ląd u ” rze c z y w isto śc i5.

Sam o przyjęcie rzeczyw istości tra n sc e n d e n tn e j nie jest o

4 1 A (ongstrem ) = 10—8 cm.

5 S w o je sta n o w isk o w teo rii p ozn an ia p rzed sta w iłem w n a stęp u ­ jących p u b lik acjach : R e a li z m e w o l u c y j n y (odczyt w K om isji F ilozof. P A U w 1949 r., „C haristeria...”, 1960); Z a r y s r e a l iz m u e w o l u c y j n e g o (fragm en t „ F ilo zo fii ro zw o ju ” w red ak cji z 1952 r., „Studia F ilo z o ­ fic z n e ” nr 5/8 (1958). W n o w ej red ak cji „F ilozofii ro zw o ju ”, która ma się ukazać n ak ład em w y d a w n ic tw a P a x , „R ealizm e w o lu c y jn y ” s ta ­ n ow i część p ierw szą dzieła, ob ejm u ją cą sied em rozdziałów .

(15)

założeniem m etafizycznym ; na te re n m etafizyki (ontologii) w kroczylibyśm y dopiero w tedy, gdybyśm y postaw ili hipotezę o n a tu rz e tej rzeczyw istości, u znając ją (jak np. Hobbes) za m ate ria ln ą , albo (jak np. B erkeley) za duchow ą, albo w ypo­ w iad ając jakieś inne jeszcze m ożliw e przypuszczenie na ten tem at. „ K an t — jak p rzypom ina M ah rb u rg 6 — odrzucił m e­ tafizy k ę p o jętą w znaczeniu ontologii, tj. n au k i o bycie bez­ w zględnym , o „rzeczy sam ej w sobie” , k tó rą uznał za n ie­ poznaw alną w g ran icach rozum u teoretycznego, czyli... w obrębie w iedzy n a u k o w e j” . N aukow ości tak iej m etafizy ki obronić nie sposób. N eokantyści uw ażają, że m im o to m e ta ­ fizyka je s t potrzeb n a; pozytyw iści, a zwłaszcza neopozyty- wiści, teimu przeczą.

8. O drodzenie pozytyw izm u w naszym stuleciu wiąże się z postępam i logiki i fizyki i jest k o n ty n u ac ją stanow iska H um e’a i M acha. N eopozytyw izm , zw any rów nież em p iry z- imem logicznym (logistycznym ) lu b logizującym em piryz- m em , przeszedł przez dw ie głów ne fazy, k tó re m ożna z g ru b ­ sza określić jako psychologizm i fizykalizm . „Koło W iedeń­ sk ie” i jego stro n n icy u nas zm ieniali z biegiem czasu swe poglądy i złagodzili pod n iejed n y m w zględem swą p ierw o t­ nie bar'dzo rad y k a ln ą ipostawę. P a tro n u je te j g rap ie znako­ m ity logik i głośny filozof angielski B e rtra n d R ussell (ur. w 1872 r.).

N eopozytyw iści p rzy ję li zrazu poglądy M acha, ale póź­ niej zbliżyli się do realizm u życia potocznego, co w yraźn ie w y stę p u je np. u K a z i m i e r z a A j d u k i e w i c z a (1890— 1963). Są oni oczywiście em p iry stam i i d om agają się, aby każde zdan ie sy n te ty c zn e 7 tj. o p a rte na dośw iadczeniu, było sp raw dzalne in te rsu b ie k ty w n ie . Z dania, k tó re nie są zda­

6 W s p r a w i e n a u k o w o ś c i m e t a f i z y k i (1903).

7 Z dania an alityczn e w y ja śn ia ją zn a czen ie słó w (podając np. d e fi­ n ic ję „k w ad ratu ” jako „prostokąta rów n ob oczn ego”); zdania s y n te ­ tyczn e za w iera ją coś n ow ego, zaczerp n iętego z d ośw iad czen ia (np. uszk od zen ie przek aźn ik a sp o w o d o w a ło a w a rię s ie c i w U SA w lis to ­ padzie 1965 r.).

(16)

niam i an ality czn y m i i k tó ry c h nie m ożna przez dośw iadcze­ nie ani p otw ierdzać ani obalić, są w edług nich nie ty lk o bezpodstaw ne, lecz b e z s e n s o w n e . N a tej podstaw ie od­ m aw iają sensu m etafizyce.

Filozofia, zdaniem neopozytyw istów , m a sens jed y n ie jako teo ria (logiczna składnia) języ k a naukow ego, a więc w g ru n ­ cie rzeczy re d u k u je się do jakiegoś działu logiki. S tąd w nio­ sek, że neopozytyw iści p ro k lam u jący „W issenschaftslogik” chcą być lik w id ato ram i filo z o fii8. Je śli zaś za jm u ją się ja ­ kim ś zagadnieniem filozofii tra d y c y jn e j, to ty lk o w ty m celu aby w ykazać, że jest bezsensow ne, albo że było żle p o sta­ wione. Na p rzy k ład p y ta ł ktoś o „istotę rzeczy” , a n ap raw d ę chodziło o znaczenie ja k ie jś nazw y w języ ku potocznym ! Oto ja k neopozytyw iści rad zą sobie w tak ich przypadkach. A nalizując „sposób postępow ania B erk eley a” , A jdukiew icz dochodzi do w niosku 9, że „jego idealisty czna teza w cale nie dotyczy ty ch rzeczy, o k tó ry c h w język u przedm iotow ym jest m ow a” . W prow adzony bow iem przez miego w y raz „cia­ ło” znaczy co innego niż to, co m a na m yśli P olak gdy mówi o ciałach. (To sam o n a tu ra ln ie może się stosow ać do czło­ w ieka m ów iącego in n y m językiem potocznym ). R ozw iązanie zaskakująco proste, ale czy słuszne? B erk eley niew ątpliw ie dobrze wie, że np. „dom ” oznacza w języ ku potocznym coś co m a realn e istnienie, różne od tego, że um ysł je postrzega, ale s ta ra się w ykazać, że to m niem anie, „ stra n g ly prev ailing am ongst m en ” (dziwnie w śród ludzi rozpow szechnione), za­ w ie ra w sobie sprzeczność, pow inno zatem być porzucone. Nie w chodząc w to, czy berk eley o w sk ie pojm ow anie sposobu istnienia otaczający ch nais rzeczy jest tra fn e, stw ierdzam , że m a on na m yśli te sam e rzeczy, k tó ry c h — jego zda­ niem — błędne p rzedstaw ienie zaw iera się w potocznie uży ­ w anej nazw ie „ciało” . Znaczenie słów w potocznym język u

8 W n iosk u teg o b y n a jm n iej n ie obala zak oń czen ie a rty k u łu A jd u - k iew icza O t z w . n e o p o z y t y w i z m i e w „M yśli W sp ó łczesn ej” (1946),

z. 6— 7.

(17)

„przedm iotow ym ” , którego głów ną w adą jest w ieloznacz­ ność nazw , nie może stanow ić k ry te riu m w ocenie tez filo­ zoficznych. Podobnie rzecz się m a w n au k ach szczegółowych. Fizyk bierze z języka potocznego np. słow a tak ie ja k „siła” , „e n erg ia ” i n a d a je im znaczenie p rzy d a tn e w nauce, ale od­ biegające od znaczeń ty ch słów w język u potocznym . Dzięki w prow ad zen iu ścisłych d efin icji może o ty c h sam ych z ja ­ w iskach, o k tó ry c h m ów im y n iep recy zy jn ie w życiu co­ dziennym , w ypow iadać zdania m ające w arto ść naukow ą.

W edług neopozytyw istów — realistó w jakościow a rzecz naszego otoczenia b y tu je całkow icie niezależnie od p oznają­ cych podm iotów . W edług m nie każda tak a rzecz je s t p rze ja ­ w em dla nas czegoś bezjakościow ego, w zględem nas tr a n ­ scendentnego, jakości sw e zaś zaw dzięcza rea k c ji swoistego dla nas a p a ra tu poznawczego. Stanow isko tak ie nazyw am realizm em k ry ty c z n y m i sądzę, że jest to tra fn ie jsz e pojm o­ w anie sposobu byto w ania rzeczy w naszym otoczeniu od p oj­ m ow ania potocznego („realizm n a iw n y ” ) i berkeleyow skiego („idealizm su b ie k ty w n y ” ), pozw ala bow iem pogodzić „w ygląd n a u k o w y ” otaczającego nas św iata z całkow icie odm iennym jego „w yglądem potocznym ” .

W teo rii n a u k i (epistem ologii) A jdukiew icz zajm ow ał s ta ­ now isko „rady k aln ego ko nw encjon alizm u” , naw iązując do poglądów znakom itego m ate m a ty k a francuskiego H. P oin ca- régo i innych. Tezę tego stanow iska m ożna w yrazić tak, że w y daw an e przez nas sądy nigdy nie są w zupełności w yzn a­ czone prze dośw iadczenie, lecz są rów nież uw aru n k o w an e przez stosow any przez nas a p a ra t p o ję c io w y 10. Jeśli jakieś zdanie podyktow ane jest przez konw encje term inologiczne, czyli m a c h a ra k te r analityczn y , to zdanie tak ie nie m usi być praw dziw e; ab y się przekonać o jego praw dziw ości, trzeba się odwołać do dośw iadczenia. T w ierdzenia powyższe ch a ra k ­

10 D as W e l t b i l d u n d die B e g r if f s a p p a r a tu r , „ E rk en n tn is” (1934), z. 4.

(18)

te ry z u ją rodzaj em p iry zm u rep rezen to w an ego przez A jd u - kiew icza.

S olidaryzując się pod n iejed n y m w zględem z „K ołem W ie­ d eń sk im ” nie podzielał on jed n ak poglądu na tra d y c y jn ą filozofię, podług któ rego p rzew ażająca jej część to tylko „G edan k en d ich tu n g ” ; uw ażał, że budow ę system ów d ed u k ­ cy jn y ch — co zdaniem neopozytyw istów jest w łaściw ą pracą naukow ą :— m usi poprzedzać praca w stępn a, polegająca na n ad an iu w yraźnego k sz ta łtu rodzącym się koncepcjom — i tą w łaśnie p rzed n au k o w ą ro bo tą m ają się z a tru d n ia ć filo­ zofow ie u .

W dorobku filozoficznym A jdukiew icza w ażną pozycją je s t a rty k u ł pt. Zm iana i sprzeczność (1948), w k tó ry m udo­ w odnił, że uzn aw anie zm ian w św iecie w cale nie zm usza do uznania, iż dw a zdania sprzeczne m ogą być zarazem p ra w ­ dziwe. Z m iana nie im p lik u je sprzeczności, w ięc fa k t istn ie ­ nia zm ian daje się pogodzić z podstaw ow ym w logice p ra ­ w em niesprzeczności.

Stanow isko bliskie pozytyw izm u za jm u je profesor U ni­ w e rsy te tu im. M. S kłodow skiej-C urie w L ub linie N a r c y z Ł u b n i c k i (ur. w 1904 r.). J e s t on p rzeciw nikiem m e ta ­ fizyki pod jak ąk olw iek postacią, w szelkiego dogm atyzm u i absolutyzm u, ale nie m a k u ltu dla przesadnego fo rm aliz­ m u 12, k tó ry rozw iązanie zagadnień filozoficznych chce za­ stąpić przez analizę s tru k tu ra ln ą języka, w tłaczając zaś te zagadnienia w sch em aty ra c h u n k u logicznego upraszcza je

11 W a rty k u le sta n o w ią cy m o d p ow ied ź n a zarzu ty A. S ch a ffa („M yśl F ilo zo ficzn a ” (1953), z. 2/8); arty k u ł S ch a ffa u k azał się tam że w z. 1 (3) w rok u poprzednim — A jd u k ie w ic z w y c o fa ł s ię m. in. ze sta n o w isk a ra d y k a ln eg o k o n w en cjo n a lizm u (w sk r a jn ie jsz e j form ie), ogran iczając się do stw ierd zen ia b a n a ln ej praw dy, że „dla zb u d o w a ­ nia ja k ic h k o lw ie k zdań jest n iezb ęd n y jakiś język, a dla zb u d ow an ia ja k ic h k o lw ie k są d ó w je s t n iezb ęd n y jak iś aparat p o jęć” (str. 322, przyp.).

12 Por. m ój artyk u ł pt. P r e t e n s j e l o g i s t y k ó w [„R uch F ilo z .”] t. 12 (1930— 31)], p rzed ru k ow an y w „S zk icach F ilo z o fic z n y c h ” (1935).

(19)

po sw ojem u i deform u je. A naliza język a nie m oże zastąpić a n alizy zagadnienia „tkw iącego korzeniam i w rzeczyw is­ tości” . N ie dziw m y się — pisał M ah rb u rg — jeżeli, w sy ­ paw szy plew y zam iast ziarna, w rezu ltacie otrzy m am y ró w ­ nież plew y przem ielone, nie zaś m ąk ę” .

Z ainteresow ania n auk o w e Ł ubniekiego sk u p ia ją się głów­ nie około gnoseologii i epistem ologii (zwłaszcza m etodologii

rraulk). ' ;

W P o dstaw ow ych m o m e n ta c h światopoglądu p o z y t y w i ­

stycznego („K w art. Filozof.” t. 14 (1937), z. 1), m ówiąc o teo­

rety czn ej tru dn ości w y jścia z dośw iadczenia bezpośredniego (z „m ojego te ra z ” lub z „solipsyzm u chw ili” ) w skazuje jako w yjście jed y n ie m ożliw e „w yjście przez działanie”. „Na m ocy sam ego działania pow staje w m ej teraźniejszości zróżnico­ w anie n a podm iot i p rz e d m io t”. P ry m a t p ra k ty k i nad teorią, działania nad poznaniem , je s t m y ślą przew odnią filozoficz­ nego stanow iska Ł ubniekiego, k tó re nazw ał „praksizm em ” . W ogłoszonej w 1946 r. pracy pt. Teoria poznania. m a t e ­

rializm u dialektycznego stw ierdza, iż n iew ątp liw ą zasługą tej

teorii poznania je s t „m ocne zaak centow anie w artości d o- ś w i a d c z e n i a i d z i a ł a n i a jako jed y n y ch źródeł i ostatecznych spraw dzianów w artościow ego poznania” .

P y ta n ie , do którego Ł ubnicki zdaje się przyw iązyw ać najw iększą wagę, dotyczy rac ji u znaw ania praw dziw ości w y ­ głaszanych tw ierd zeń teoretycznych. O dpow iada na nie w d u ­ chu p o stu la tu F r. Bacona, aby w arto ść w iedzy m ierzyć sk u ­ tecznością jej stosow ania w działaniu. Tym sam ym zbliża się do tak ich k ieru n k ó w now szej filozofii ja k p ragm aty zm Jam esa, in stru m e n ta liz m D ew eya, operacjonizm B ridgm ana. T akże n iek tó re w spółczesne teorie, ja k teo ria inform acji, możina przytoczyć :n;a poparcie tezy, że m yślenie nie o bej­ m u je w szystkich postaw aktyw ności człowieka.

N ie zgadzam się z a u to re m M yślenia i działania („S tudia Filozof.” , 1957, z. 2) gdy pisze, że „w logice indu k cy jn ej stale p opełniam y to, co zostało n ap iętn ow an e jako błąd przez logikę” , gdy m ianow icie sto sujem y „aw a n tu rn ic z ą ” in d ukcję

(20)

niew yczerp u jącą (niezupełną). B łąd by łb y ty lko w ted y , gdy­ byśm y ze zdania S i P w n i o s k o w a l i , że S a P. Ale sto ­ su jąc ind uk cję w łaściw ą (niezupełną) b y n ajm n iej nie w nio s­ k u jem y ; uogólnienie in d u k cy jn e jest ty lk o h i p o t e z ą , k tó ­ ra m usi być spraw dzona em pirycznie. S praw dzenie takiego uogólnienia z w y n ikiem d odatnim pow iększa jego p raw d o ­ podobieństw o, n ie d ając zresztą nigdy zupełnej pewności. Takie postępow anie przyro d n ik ó w jest zupełnie u p raw n ione i tru d n o się w nim d o patrzeć jakiegoś a w a n tu rn ictw a . Po­ dobna sy tu a c ja zachodzi w p rzy p ad k u ta k płodnego rozum o­ w an ia przez analogię, którego rów nież nie należy nazyw ać w nioskow aniem 13.

N eopozytyw istą je s t H e n r y k M e h l b e r g (uf. w ... r.), k tó ry przed k ilk u n a stu la ty w yem igrow ał do A m eryki i obec­ nie zajm u je k a te d rę w U n iv ersity of Chicago po R. C arn a- pie, jed n y m z głów nych przed staw icieli K oła W iedeńskiego. M ehlberg jest a u to re m k ilk u cennych rozp raw i książdk. W rozp raw ie pt. Positivisme et science („S tudia P hiloso­ p h ica” , t. 3, 1948), część pierw szą pośw ięcił analizie logicznej podstaw ow ego p o stu la tu po zytyw istycznej koncepcji nauki, k tó ry brzm i: praw o o b y w atelstw a w n au k a ch rea ln y ch m ają w yłącznie tw ierd zen ia s p r a w d z a l n e . W trzech k o lej­ nych fazach rozwcfju d o k try n y po zy ty w istyczn ej (Goimte, M ach, neopozytyw izm ) stosow ano zasadę spraw dzalności z co­ raz w iększym u m iarem , poniew aż przekonano się, iż zbyt ciasna jej in te rp re ta c ja prow adzi do okaleczenia nauki. Otóż M ehlberg postanow ił ściśle w yznaczyć zasięg tej zasady, oraz zbadać w jak im znaczeniu jej w ażność je st zag w aran to w an a (cz. d ru g a rozpraw y). In te re su ją c e je st w tej g ru n to w n ej p rac y stw ierd zen ie rów now ażności trz e ch sform ułow ań do­ tyczących p o stu la tu spraw dzalności: „w yłącznym przedm io ­ tem fizyki jest poszukiw anie p raw w iążących ze sobą w iel­ kości m ie rza ln e ” (lord K elvin); „należy się ograniczyć do

13 Por.: P r o p e d e u t y k a f ilo zo f ii (1938), art. 93—95; P r z y g o t o w a n i e

(21)

opisu iak tó w d ający ch się zaobserw ow ać” (Mach); „należy stosow ać w yłącznie pojęcia o p e ra c y jn e ” (Bridgm an).

W a rty k u le z tegoż ro k u pt. O n iespraw dzalnych założe­

niach nauki („P rzegląd Filozof.” , r. 44) M ehlberg u trzy m u je,

że w n auce trz e b a się pogodzić z pew nym i w ypow iedziam i niespraw dzalnym i. Rzecz jasna, że nie w szystkie zdania op arte na dośw iadczeniu są spraw d zaln e w całej rozciągłości („fin itystyczn ie” ), np. zdanie „ k a ż d y człow iek u m ie ra ” ; ale w y starcza, że hipoteza śm iertelności człow ieka nieu stan n ie się potw ierdza, aby nie m ieć w ątpliw ości co do tego, że zda­ nie powyższe je s t praw dziw e. Co się ty czy zdań w k tó ry c h w y stę p u ją w y rażen ia tego ro d zaju jak „ciało doskonale sp rę ­ ży ste” lu b „gaz id ea ln y ” , to należy pam iętać, że o p eru je się tu użytecznym i f i k c j a m i , o k tó ry c h z góry w iadom o, że nic realnego im nie odpow iada. Założenia dotyczące takich tw orów u m y słu są oczywiście em pirycznie niespraw dzalne, ale ta okoliczność dotyczy przecież tylk o pomocniczego a p a ­ r a tu pojęciowego, a nie rzeczy czy stosunków realn y ch s ta ­ now iących przedm iot badania. N ik t nie tw ierdzi, że jakaś obserw ow alna „ k u la ” (a w łaściw ie zawsze niedoskonały m o­ del k uli g eom etrycznej) je s t doskonale sp rężysta; w olno n a ­ tom iast w ypow iedzieć zdanie p raw d ziw e postaci : „G dyby ta k u la była doskonale sp rężysta, to zachow ałaby się ta k a ta k ” . W ażne to, że od m atem aty czn ej teo rii k u l w yidealizow anych m ożna przejść do bardziej skom plikow anej fizycznej teorii k u l rzeczyw istych, pow iększającej naszą w iedzę o o taczają­ cym nas świecie.

W dziesięć la t później M ehlberg ogłosił obszerną książkę pt. The Reach of Science („Zasięg n a u k i”), zaw ierającą w y ­ k ład p ozytyw istycznej epistem ologii, k tó re j zasadniczą tezę fo rm u łu je się zazw yczaj tak: spraw dzalność stanow i p ro ­ bierz w y znaczający granice w iedzy ludzkiej. O zdaniach n ie­ spraw d zaln y ch nie m ożna pow iedzieć ani że są praw dziw e, ani że są fałszyw e; są one „n ieokreślone” . Otóż w edług tego a u to ra zdania tak ie s ą w n a u c e p o t r z e b n e . W zględy

(22)

p rak ty czn e pozw alają m u p rzy m k n ąć oczy na pew ne brak i w teorety czn ym o pracow aniu pom ysłu.

Pralktycyzim zidaje się być n a jb a rd zie j c h a ra k te ry sty c z n ą cechą filozofii Polaków , cechą w spólną n aw et ta k przeciw ­ staw n y m stanow iskom w jej obrębie, jak m esjanizm i po­ zytyw izm .

THE P O L ISH P O S IT IV IS T S (Sum m ary)

The author g iv e s an account of op in ion s of so m e P o lish p o sitiv ists on problem s su ch as p u re ex p e r ie n c e , rea lity , d escrip tio n or e x p la n a ­ tion; etc., a g a in st th e g en era l b ack grou n d of p o sitiv ist assu m p tion s.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Jest to raczej sensotwórczy Duch, który aktualizuje się w samym procesie objawiania się naszym umysłom, albo też w sens wyposażony Byt, „co staje się, czym jest” dzięki

Tak zwana opinia publiczna domaga się gromkim głosem (patrz opinie internautów o książce Jerzego Przy- stawy Poznaj smak fizyki), aby nauka w szkole była ciekawa, łatwa i

Elektron może poruszać się po takiej orbicie dla której moment pędu jest.. równy wielokrotności

Elektron może poruszać się po takiej orbicie dla której moment pędu jest.. równy wielokrotności

Elektron może poruszać się po takiej orbicie dla której moment pędu jest.. równy wielokrotności

Ponieważ elektron znajduje się w polu siły centralnej, to jego orbitalny moment pędu jest zachowany. ~ L = ~r × ~p = const., gdzie ~r mierzymy od

Co więcej, monada Leibniza wyposażona jest w percepcje, a więc pewne zdolności natury zmysłowej i być może rozumowej (czego trudno się dopatrzeć w koncepcji atomistów), a

Do tej pory najwięcej zastosowań dotyczy wspomagania decyzji w za- rządzaniu stadami bydła i trzody chlewnej, co zaprezentowano w stosunkowo ob- szernym przeglądzie