• Nie Znaleziono Wyników

Tom XXVIII.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Tom XXVIII."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

JSTo. 13 (1 3 9 9 ). W a rsz a w a , dnia 28 m a rc a 1909 r. Tom X X V III.

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PRENUMERATA „W S Z E C H Ś W IA T A ". PRENUMEROWAĆ MOŻNA:

W W arszaw ie: rocznie rb . 8, kw artalnie rb . 2. ; W Redakcyi „W szechśw iata" i we w szystkich księgar- Z przesyłką pocztow ą rocznie rb . 10, p ó łr. rb . 5. niach w kraju i za granicą.

R edaktor „W szechśw iata'4 przyjm uje ze sprawami redakcy^nemi codziennie od godziny 6 do 8 wieczorem w lokalu redakcyi.

A d r es R ed ak cyi: KR U CZA Jsfe. 32. T elefon u 83-14.

N A J D A W N I E J S Z E D O T Y C H C Z A S Z N A N E S Z C Z Ą T K I S Z K I E L E T O W E

C Z Ł O W I E K A .

W w y d a n e m pod koniec X V III wieku dziele ks. J. P. E sp e ra znajd ujem y n a j ­ da w nie jsz ą wiadomość, o dokonanem przez niego w 1774 r. o d kry ciu szczęki i łop atki ludzkiej, znalezionych razem z kośćmi potężnego niedźwiedzia j a s k i ­ niow ego i in n y c h zwierząt d y lu w ialnych w Sz w a jc aryi frankońskiej. Na p o d s ta ­ wie ty c h szczątków , w raz z n ależącą do nich i wcale dobrze zachow aną czaszką nieco później w ykopaną, E s p e r twierdził, że człowiek, k tó re g o kości leżały obok kości ssak ó w d y lu w ialn y c h pochodzić m usia ł z ty c h sa m y c h czasów co i one.

a w ięc z epoki dyluwialnej. Chociaż w niosko w anie pierwszego tego a n tro p o ­ loga było słuszne i prawdopodobne, mi­

mo tego nie znalazło ono posłuchu u uczonych ów czesnych s k u tk ie m pow sze­

chnie naów czas przy jętego tw ierdzenia J. C uviera, o niemożliwości istnienia czło­

w ieka s ta rsze g o nad aluwialnego.

Cuvier, tw ó rca dzisiejszej, na anatom ii porównawczej opartej, paleontologii, p rz y ­

puszczał w swej teoryi k atastro f, że g w a ł­

tow ne rew olucye geologiczne niszczyły wszystkie isto ty organiczne, żyjące w d a ­ n y m peryodzie, a ziemia ożywiała się po­

w tó rn ie przez now y a k t stw o rz e nia in ­ nych organizmów. K ilk akro tn ie podo­

bne k a ta s tro f y zm ieniały w edłu g niego najzupełniej faunę i florę poszczególnych peryodów i d ały początek pojaw ieniu się typow ych dla przedostatniego p eryodu zwierząt, j a k m am utów , nosorożców, h i­

popotamów, lwów, h y e n i niedźwiedzi jaskiniow y ch. Po kościach ich poznaw a­

no przynależność w a r s tw y do dyluwium , podobnie j a k kości człowieka w skazyw ać m iały aluwium. Istn ieniu człowieka dy- lu w ialnego C uvier zaprzeczał stanowezo i dopiero K. Lyell swoją teo ryą s ta te c z ­ nego działania przy ro d y j a k o przyczyny różnic w świecie roślin ny m i zwierzęcym utorow ał drogę teoryi D arw in a o ewolu- cyi, t. j. te o ry i stopniow ego rozw ijania się isto t organicznych. P o g lą d y głoszo­

ne w nauce D arw in a obaliły tw ierdzenie Cuviera o n ieistnien iu człowieka w epo­

ce lodowej i zwróciły u w agę uczonych n a daw niejsze i nowsze odkrycia szcząt­

ków człowieka w n a jro z m a itsz y c h m ie j­

scowościach Europy.

(2)

194 WSZECHŚWIAT No 13 N iedługo przed u k a z a n ie m się dzieła !

D a rw in a O p ochodzeniu człow ieka o d ­ k r y to w Niemczech, w N e a n d e r ta lu (w 1856 r.), u łam k i szkieletu człowieka, j a k się później pokazało, dyluw ialn eg o ; i

tw ierd zen ie o powolnym, sto p n io w y m rozw o ju niety lko roślin i zw ierząt, ale zarów no i ludzi zyskało p rzez to zn a le ­ zisko w iększe oparcie, a w k a ż d y m razie zachw iało całkiem zdanie C uviera. D a l­

sze po sobie n a s tę p u ją c e o d k ry cia u d o ­ w odniły i stw ie rd z iły nieo m y ln ie i s t n i e ­ nie człowieka c z w artorzędo w eg o (dylu­

wialnego) i przy czyn iły się bardzo, j a k o żywe p rz y k ła d y —do zro z u m ie n ia i w y k a ­ zania dróg, j a k ie m i postępow ał s to p n io ­ w y rozwój ludzkości.

Na czas t r w a n i a geologicznej epoki dy- luw ialn ej, inaczej cz w a rto rzę d o w ą lub l o ­ dow ą zw anej, p rz y p a d a archeologiczny, t. j. do dziejów k u l tu r y ludzkiej należą­

cy, o k res paleolityczny. O kres ten od ­ znaczał się k ilk a k ro tn ie n a p rz e m ia n po sobie nast.ępującemi p e ry o d a m i ciepłemi i m roźnem i, k tó ry m to w a rz y s z y ć m u siały znaczne zm iany w k ró le s tw ie fau n y i flo­

r y i co za tem id z ie —w sto pn iu rozw oju k u l tu r y ludzkiej.

N a js ta rsz e śla d y istn ie n ia człowieka g u b ią się w p om rokach s z e re g u m in io ­ n y c h tysiącoleci, a d a n e n ie k tó r e w s k a ­ z ują, że sz u k ać ich n ależy j u ż w forma- cyi trzeciorzędow ej, p o p rzedzającej c z w a r­

torzędową, r o z p a d a ją c ą się na epokę dy- l u w ia ln ą i do dziś t r w a j ą c ą alu w ialną.

W p ra w d zie nie znaleziono d o ty c h c z a s szczątków kości człow ieka trz e c io rz ę d o ­ wego, ale licznie z n a jd o w an e w tej w a r ­ stw ie mało obrobione krzem ienie, n a z w a ­ ne przez M ortilleta eolitam i, zdają się d o ­ wodzić istn ien ia człow ieka j u ż i w ty c h czasach. • Pra w d z iw o ść podob n ego p r z y ­ p uszczenia u d ow o dni może z czasem szczęśliwe o dkry cie kości jeg o , n a które, podobnie j a k na szczątki szkieletow e czło­

w ie k a d yluw ialnego, dłu gi może jeszcze czas b ędziem y m usieli cierpliw ie czekać.

Od n a jd a w n ie jsz y c h czasów natrafiano w bardzo licznych m iejscow ościach n a og ro m n e w p ro s t n ieraz liczb ą z n a le z isk a kości zw ierząt d y lu w ia ln y c h , ludzież na częste o d k ry c ia w y robó w człow ieka, je- [

d n a k wiele czasu minęło, nim udało się n auce o d k ry ć wr końcu i j e g o sam ego szczątki.

W 1856 rok u rozeszła się po Europie w ieść o t a k długo w y g lą d a n e m przez u czon ych odnalezieniu człowieka c z w a r ­ torzędow ego, d ok o n a n e m wr Niemczech, w pobliżu D usseldorfu w dolinie zw. ne- a n d e rta ls k ą , nad potokiem , w p a d a ją c y m do Renu. W skalistej ścianie doliny zn ajdo w ały się dwie jasjrinie, o bardzo w ą sk iem w ejściu, rozszerzonem dopiero z okazyi rozbicia sk a ły w sąsiednim k a ­ mieniołomie. U su w a ją c glinę z dna j a ­ skini, robotnic y natrafili n a kości, które pokazali w łaścicielowi kamieniołomu, o b e ­ cn em u właśnie w pobliżu. Ten myśląc, że m a do czynienia z kośćmi n ied ź w ie ­ dzia jaskiniow eg o , kazał j e pozbierać i odesłał d-rowi F u h lro tto w i w Eberfeldzie.

Dr. 0. F u h l r o t t i kilku przez niego do oznaczenia znaleziska powołanych uc z o ­ n ych spostrzegli w n et, że m a ją do c zy ­ n ie n ia z kośćmi człowieka, niezwykle p ierw o tnej b u d o w y ciała. Z czaszki z a ­ chowało się tylko górne sklepienie niskie a długie. Czoło bardzo w ty ł cofnięte;

nad oczodołami pa ra potężnie sklepionych łu k o w a ty c h n abrzm ień brw iow ych, p r a ­ wie t a k samo ro zw in ię ty c h j a k u m ałp an tropoidalnych; tw arzy b r a k u je zupeł­

nie. Podobnie pierw otn ej czaszki nie w i ­ d z ia n a dotychczas, ale mimo tego n a zje- ździe przyrodników w Kassel (1857 roku) uczeni p rzyję li j ą dość obojętnie, p o n ie ­ waż dr. F u h lro tt nie mógł poprzeć swego tw ie rd z e n ia o dylu w ialnem pochodzeniu tej czaszki innemi dowodam i, oprócz pie rw o tn e g o je j w y gląd u. S ła w n y a n t r o ­ polog niemiecki, prof. R. V irchow mvażał człowieka n e a n d erta ls k ie g o za r a c h i ty c z ­ nego m ężczyznę przedhistorycznego, inni zaś za zidyociałego p usteln ika, a tylko niew ielu stanęło po stronie d-ra Fuhlrot- ta i to zupełnie słusznie, czego dowiodło n a s tę p n e odkrycie, dokonane 1886 roku w Belgii.

Dwaj profesorow ie z Leodyum , F ra i- p o n t i Lohest, w ja s k in i obok m iejsco­

wości Spy, n iedaleko m ia s ta N a m u r od­

k r y li dwa s z k ie le ty d ojrzałych mężczyzn.

Czaszka je d n e g o zgadza się sw ym w y ­

(3)

Ne 13 WSZECHŚWIAT 195 g lą d e m p raw ie zupełnie z n e a n d e r ta ls k ą ,

j e s t j e d n a k zupełniejsza; d r u g a j e s t n ie ­ co wyższa, krótsza, a n a to m ia s t szersza.

Razem z nielicznemi u łam k am i kości n a ­ leżeć one m usiały do istot dw unogich, obdarzonych pochyloną nieco postaw ą i zbliżonych bardziej do człowieka, niż do m ałpy. Również pojem ność mózgowa zbliża j e bardziej do czaszki ludzkiej; d o ­ sięga ona w nich prawie 1300 cm5, pod­

czas g dy śre d n ia ludzk a wynosi 1500, a w w y ją tk o w y c h razach dochodzi do 1800, spadając u A ustra lc zy k ó w do 1400.

M aximum, o bserw ow ane u małp antropo-

j

idalny ch wynosi 600.

Typ, rep re z e n to w a n y przez d w a te z n a­

leziska, j a k rów nież i późniejsze, o k tó ­ ry ch daiej mowa, za J. Schw alb em n a ­ zwano „człowiekiem p ie r w o tn y m " —Homo prim igenius a ta k ż e nean d ertalsk im .

W 1891 r. dr. Dubois na Ja w ie, w oko­

licach m ia sta Trinil, dokonał nadzwyczaj doniosłego w s w e m znaczeniu dla k w e ­ s ty i pochodzenia człowieka, odkrycia.

Holender ten przyw iózł do E u ro p y w ierz­

c hnią część czaszki, okazującej ty p po*

ś re d n i m iędzy człowiekiem, a małpą;

w ierzch ten, bardzo spłaszczony, miał p o ś re d n ią część znacznie w y stającą, a mózg mniej zajm ował m iejsca niż u czło­

wieka. O tw oru potylicznego (foramen m a ­ g num ) b ra k u je zupełnie, ale musiał on być bardziej w tyle niż u człowieka.

Po upływie ro k u, w odległości 15 m od miejsca, gdzie znaleziono .tę czaszkę, dr.

Dubois o d k ry ł dw a olbrzym ie zęby trz o ­ nowe i kość udową, k tó ra zdaw ała się być ludzką. Uczony ten sądził, że może kości te uw ażać za należące do tego sa­

mego osobnika co i czaszka i z n iezw y­

k łą o dw a g ą od tw orzył g a tu n e k m ałpy, k tó ry nazw ał m ałp olud em (P ithecanthro- pus), uw ażając j ą za przodk a człowieka.

A ntropologow ie n a p rz e m ia n u znaw ali stw orzenie to za na jw yż sz ą małpę albo za najniższego człowieka, a wogóle po­

godzili się z D a rw in e m i ew olucyonista- mi. T yp małpy, repre z en to w a ny przez g a tu n e k z w a n y P ith e c a n th ro p u s , n ieży ­ j ą c y j u ż dzisiaj, nie miał wiele z w y g lą ­ du małp teraźniejszych. P rzyp u szczają tylko, że należał do gru p y antropoidalnej,

której istn ieją cztery odmiany; orang- u ta n g z Borneo, goryl z Gabonu, gibbon z Azyi południowej i szympans, n a j b a r ­ dziej „ludzki" z małp.

Małpy te s to ją blisko człowieka dla b r a k u ogona i z powodu postęp ow ania w pozycyi p raw ie pionowej; oddalają się zaś przez spłaszczenie i m niejszą obję­

tość próżni k o s tn y c h , w y sta ją c e łuki brwiowe, tudzież k ą t twarzow y. K ą t ten praw ie p ro sty u ras wyższych, j e s t dale­

ko mniej o tw a rty u małp antropomorfi- cznych, które j a k inne m ają szczęki b a r ­ dzo naprzód w ystające. N iektóre z tych cech w niższym stop n iu widzieć m ożna u b ardzo ju ż stosunkow o rozw iniętego

„Homo prim igenius", poznanego d o k ła d ­ niej z dalszych, nowszych ju ż odkryć.

O statnie p o w ątpiew ania co do istnien ia człowieka dyluw ialneg o m u siały w koń­

cu pierzchnąć przed now em odkryciem, d okonan em w latach od 1899 - 1903 i to znowu w całkiem innej okolicy, m iano­

wicie w dalekiej Kroacyi, w j a s k i n i doli­

n y poto ku K rapina. Prof. Gorjanowić- K ra m b e rg e r w Zagrzebiu o trz y m y w a ł k il­

k a k ro tn ie z tej j a s k i n i liczne kości, między k tó re m i zwrócił u w ag ę jeg o ząb ludzki.

To spowodowało go do ja k n a jd o k ła d n ie j- szego z b adania jask in i, w której w j e ­ dnej z dziewięciu w a r s tw natrafił na ognisko z rozbitem i nadpalonem i kośćmi ludzkiemi, resz tk am i kanibalskiej u czty tu tejszych m ieszkańców prze d h isto ry cz ­ nych. Są to kości więcej niż dziesięciu osobników, rozm aitego w ie k u — według prof. G orjanow ića—pom ordow anych i zje­

dzonych przez obce plemię, które w t a r ­ gnęło tu ta j. Prócz szczątków człowieka znaleziono rów nież około 2000 kości zwie­

rząt, dowodzących, że m am y tu do czy­

nienia ze znaleziskiem , pochodzącem z epo­

ki dyluw ialnej.

P raw iekow i ci jask in io w c y odznaczali się w edłu g d-ra Hagena niskiemi, pła- skiemi, przyte m dług iem i i szerokiem i czaszkami, p rz y p o m in ają ce m i ty p zwie­

rzęcy, za j a k i też uw ażał ich zrazu prof.

Gorjanow ić-Kramberger. N a b rzm ienia k o ­ ści n a d oczodołami nie są j a k u czaszek ze Spy i N e a n d e rta lu zgrubiałe, lecz ty l­

ko słabo u w yd atnione, a p rzy te m c ie n ­

(4)

196 WSZECHŚWIAT JSfs 18

kie, przy p om inające w ła ściw e dzisiejsze­

m u człowiekowi. Szczególnie c ie k a w a j e s t w y sm uk ła, p ro sta b u d o w a ram io n i nóg, j a k a nie trafia się u i n n y c h tego rodzaju, z n a n y c h n a m okazów dyluw ial- nych.

Na podstaw ie z d o b y te g o przez nauk ę, j u ż nieco obfitszego i p e w n ie jsz eg o rna- t e r y a lu porów naw czego, j e s t e ś m y w s t a ­ nie prze d staw ić sobie w y g lą d tego n a j ­ pierw o tniejszego m ie s z k a ń c a E u rop y . C za­

szk a z N e a n d e rta lu , d w ie n a s tę p n e ze Spy, część dolnej szczęki z j a s k i n i Szyp- k a w Morawii i t a k a sam a część z j a s k i n i L a N a u le tte w Belgii, czaszki z Briix, Gal- ley Hill (Anglia) i G ib raltaru , tudzież k il­

ka zębów z T aub ach, koło W e i m a r u — oto w sz ystko , co może być p om ocnem w n a ­ k re ś le n iu w y g lą d u naszego euro p e jsk ie g o

„ p ra -o jc a “.

N a jd a w n iejszy ten tro g l o d y ta e u ro p e j­

ski odznaczał się k r ę p ą i n ie z g r a b n ą b u ­ dow ą ciała, o k ró tk ic h , ale bardzo s il ­ n y c h członkach. Kość sz p ry c h o w a p rz e d ­ ram ien ia b yła daleko znaczniej w y g ię ta niż u w sz y s tk ic h in n y c h r a s ludzkich.

P o s ta w ą p r o s t ą w yróżniał się od w sz y ­ s tk ic h zw ierząt, chociaż w y ra z t w a rz y z pow odu silnie w t y ł w y s u n ię te g o czoła i znaczniej niż u n a s w y s t ę p u ją c y c h szczęk, mało jeszcze zapow iadał in te lig e n - cyi ludzkiej. D obrze ro z w in ię ty szeroki, spłaszczony nos, zn a cz n ie zbliżał tego p ie rw o tn e g o człow ieka do dzisiejszych , np. m ieszkańców A fry k i lub A u stralii, chociaż pojem ność czaszki, m im o w ty ł cofniętej, płaskiej jej p o k ry w y , w ię k s z a b y ła niż u dzisiejszych dzikusów. N ie ­ k tó re odm ienne w ła ściw ośc i dolnej szczę­

ki i bro d y w y k a z u ją nieznaczne jeszcze rozw inięcie m usk u łó w ję z y c z n y c h (mu- sculi genioglossi), co p rz e m a w ia za b a r ­ dzo słabem w y k s z ta łc e n ie m zdolności p o ­ ro zu m iew an ia się zapom ocą dźw ięków a rty k u ło w a n y c h .

J a k ju ż w spo m n ieliśm y, g eo logicznem u okresow i d y lu w ialn e m u od p ow iada p a le ­ o lity cz n y w archeologii, w y ró ż n ia ją c y się n a rz ę d z ia m i z k rze m ie n ia łu p a n e m i a słu- żącem i j a k o noże, to p ory k a m ie n n e i sie­

k iery surow o ociosane bez śla d ó w g ł a ­ dzenia. N ieliczna ówczesna- lu d n o ść Eu- '

r o p y śro dk ow ej i zachodniej zam ieszki­

w a ła ja s k in ie , j a k o sch ro n ie n ia n a tu ra ln e przed dzikiemi z w ierzętam i, o czem ś w ia d ­ czą licznie we F ra n cy i, N iem czech i Bel­

gii zn ajdow an e, w y ra ź n e ślady ognisk 11 w ejścia do nich.

W iele ty s ię c y lat trw a ją c y okres te n ( d y lu w ia l n y —-paleolityczny) rozpada się n a k ilk a p o d rzędny ch peryodów, o od­

m iennej faunie, florze i klimacie, tudzież zależnym od nich stopniu k u ltu r a ln y m ludzkości. P ie rw sz y p e ry o d nazw. przez G. de M ortilleta szelleńskim (od m ie j­

scowości Chelles), c e ch u je się k am ien n e- mi, k s z ta łtu m igdała, topo ram i z nieró- w n em i ostrem i b rzegam i. W czasach ty c h człowiek, któ re g o szczątków j e s z ­ cze nie znaleziono, żył równocześnie z m a ­ m u te m (Elephas prim igenius), nosoroż­

cem (Rhinoceros Merckii) i h ip o potam em (H ippopotam us maior) w w ilgotnym , cie­

płym klimacie. W n a s tę p n y m peryodzie zw. St. A c h e u ls k im —z ulepszonemi, spi- c z astem i toporam i i do szty letu podobne- mi o strz a m i k a m ie n n e m i—w średniowil- g o tn y m klim acie żył z człow iekiem no ­ w y g a tu n e k nosorożca (Rhinoceros tichor- rhinus), je le ń (Cervus ta r a n d u s i C. me- gaceros), t u r (Bos p rim ig e n iu s) i koń (E ąuus caballus); słoń s ta r o ż y tn y (Ele­

p h a s a n tią u u s ) w y m iera, lub u s u w a się bardziej n a południe.

Trzeci z rzędu, to ta k zw. od m iejsca na jgłó w nie jsz e go o d k ry cia peryod Mou- stiersk i, c h a ra k te r y s ty c z n y z jed n e j s tr o ­ n y obrobionemi, m igdałow ego k s z ta łtu , toporam i; ze zw ierząt najw a żn ie jsz e były h y e n a ja s k in io w a (H y aen a spelaea), jele ń ( C e n us Germaniae), m a m u t (El. p r im i­

genius), nosorożec (Rhinoceros tichorrhi- nus); E le p h as a n tią u u s n a w ym arciu, koń coraz powszechnieje, hipopotam zaś w y ­ miera.

Z pe ry o d e m tym , z m łodszym jeg o o k re ­ sem, z w an ym przez G abry ela de Mortil­

le ta M ousterien superieur, przez R u to ta zaś M ontaiglien, łączy się s o lu treń sk i z m n ó stw e m dzikich koni, reniferów i nadzw yczaj ciekawem i, pierw szem i śla ­ dam i a rty s ty c z n e j twórczości człowieka.

Do niedawma znane szczątki szkieletu

„człowieka pierw otnego" (Homo primige*

(5)

j

Y« 13 WSZECHŚWIAT 197

nius) z N e a n d e rta lu , Spy, Krap‘in y i t. d.

pochodzą z czasów młodszego ok resu pe- r y o d u M oustierskiego, odznaczającego się m roźnym k lim ate m i faun ą ste p o w ą z ma­

m utem , s ta d a m i dzikich koni, tudzież niedźwiedziem ja s k in io w y m w okolicach górzystych. W y g lą d tego tro g lo d y ty eu­

ropejskiego poznaliśm y już z wyżej po­

danego opisu; m im o swego bardzo j e s z ­ cze pierw o tn ego w y g lądu, w y k a z u je on z n aczny stopień w ydoskonalenia w poró­

w n a n iu z m ałpoludem (P ith e c an th ro p u s e re c tu s Dubois) z Trinil i dla tego też pow odu uczeni spodziewali się natrafić z czasem i na kości stw orzenia, o cechach po śre d n ic h między ty m ostatn im , a czło­

wiekiem n e a n d e rta ls k im .

W ielkiego znaczenia, podobne o d k r y ­ cie przypadło w udziale s ła w n em u ju ż z d a w n y c h prac, antropologowi szw a jc a r­

skiem u, Ottonowi Hauserowi, k tóry w 1908 r. badał ja s k in ie przedh isto ryczn e w dolinie rzeki W ezery w dep. Dordogne, w miejscowości Le Moustier. P rzed nim jeszcze prowadzili tu badania, w końcu pierwszej połowy poprzedniego wieku, dwaj archeologow ie fra n c u scy E. L a r te t i H. C h r is ty i o dkryli w a rs tw ę b ogatą w s zczątki k u ltu r a ln e z typow em i w y ro ­ bam i z krzem ienia, w edłu g k tó ry c h od­

niesiono j ą do epoki, nazw anej później przez Mortilleta, Moustierską. Na pod­

staw ie dalszych b adań okazało się, że pionierem tej k u l tu r y był nea n d erta lsk i Homo prim ig en ius, ży jący w epoce Mou- stierskiej w licznych stro nach E uropy zachodniej i środkow ej.

B . Janusz.

(Dok. nast.).

O P A T T. M O B EU X D y re k to r O b serw ato ry u m w B ourges.

K L I M A T O L O G I A M A R S A 1).

W ciągu o sta tn ic h l a t kilku lite r a tu r a n a u k o w a w zbogaciła się wielką liczbą

') R evue G enerale des Sciences z dn ia 30 sty c zn ia 1909 r.

p ra c o Marsie, k t ó r y w p rost ro znam iętnia wiele osób, in te re s u ją c y c h się a stro n o ­ mią. W p ism ach codziennych m ówi się wciąż o kanałach n a Marsie, o istotach, z a m iesz k ując yc h planetę, o sygnałach, przez nie do nas przesyłanych. W szedł w modę romans, osnu ty n a tle s to s u n ­ ków n a Marsie, a dzienniki nie w a h a ją się drukow ać n a jn iepraw dopodobniejszych h istoryj, dla k tó ry c h za podłoże służą szczegółowe opisy tajem niczej planety.

W iększość ty c h eluk ubracy j nie posiada n a w e t zalet sty low y ch , dzięki k tó ry m możnaby j e zalecić czytelnikow i z tego sam ego ty tu łu , co np. Podróż n a księżyc C y rana de B ergeraca; albo Rozmowy F o n te n ella lub wreszcie ta k p ełne h u m o ­ ru dzieła W ellsa, słynnego rom ansopisa- rza angielskiego.

Czemuż przypisać należy tę istną po­

wódź, k tó ra n a s zalewa? Rozpatrzenie w sz y stk ic h przyczyn w yk roczyło by n i e ­ wątpliwie poza ram y niniejszego a r t y k u ­ łu. W y s ta rc z y zaznaczyć, że „K w estya Marsa" z a ostrzyła się ogromnie od czasu uk a z an ia się prac Low ella—p r a c bez w ą t ­ pienia niezm iernie oryg inalny ch . Ten astronom a m e ry k a ń s k i j e s t zdania, że szczegółów, które d o s trz e g a m y n a p la n e ­ cie, nie możemy w y tłu m a c z y ć inaczej, tylko przez przypuszczenie, że są one dzie­

łem is to t rozum nych, mniej lub więcej podobnych do m ieszkańców Ziemi. Do­

wieść, że Mars j e s t zam ieszk aln y i za­

m ieszkany, stało się, j a k się zdaje celem życia Lowella. J e g o o b s e rw ato ry u m w Arizonie, zbudow ane n a wysokości 2 200 m etrów , prace tam przedsiębrane, cała działalność tam rozw ijana nie m iały n i ­ g dy innego celu. Za każdą opozycyą planety, Lowell ogłasza sw e spostrzeże­

nia, a w sz ystk ie one zbieg ają się (widać to z każdego w ie rsz a je g o pism ) ku j e ­ dnej idei, że Mars posiada m ieszkańców.

J a k każde zdanie, oparte n a hypote- zach i n a pew nego rodzaju „ s e n ty m e n ta ­ lizmie", te o ry a Lowella znalazła nie tylk o zwolenników. S ły n n y p rz y ro d n ik a n g ie l­

ski W allace, współzaw odnik D arw ina,

w ystąp ił ja k o szczególnie zd ecyd ow any

przeciw n ik d o k try n y lowellowskiej i nie

zaw ahał się ogłosić sw y ch poglądów w li­

(6)

198 WSZECHSWIAT .NŁ 13 cznych rozp ra w a c h , k t ó r e n a b ra ły w iel­

kiego rozgłosu.

P o m ija ją c ju ż wzgląd, że ośw iadczenie się za j e d n ą lub d r u g ą ze s tr o n b y łoby ja k g d y b y obniżaniem pow agi tej rozna- m iętn iającej dysk u sy i, sądzę, że nie n a d ­ szedł jeszcze czas n a w m ieszan ie się do walki.

U w ażam n a to m ia s t za rzecz n a d z w y ­ czaj pożyteczną z ająć się w y s z u k a n ie m u każdego z a d w e r s a r z y w s z y s tk ic h a r ­ gu m e n tó w , k tó re p r z e m a w ia ją za je g o poglądem , i obliczeniem p u n k tó w , k tó re stanow ić m ogą je g o s ta n czynny. Będę p a m ię ta ł o tem , że a r t y k u ł n in ie js z y p r z e ­ znaczony j e s t zarów n o dla ty ch , k tó rz y in te r e s u ją się s a m ą d y s k u s y ą j a k i d la ty c h , k tó rz y p r a g n ą ty lk o w iedzieć i g o ­ to w i są uw ierzyć, b y le b y im tylk o ze­

chciano d o s ta rc zy ć dowodów. A lbowiem b y ło b y rzeczą n iero z s ąd n ą chcieć się po­

inform ow ać w czasopism ach s p e cy a ln y ch i w b u le ty n a c h to w a rz y s tw , n a w e t a s tr o ­ nom icznych: w y d a w n ic tw a te w y n o sz ą pod niebiosa p race Lowella, co j e s t zre- ! s z tą słuszne, ale p ra w ie że się nie ośmie- i ł a j ą p o d d a w a ć k r y ty c e je g o wniosków, ta k , iż sztuczność k a n a łó w w y g lą d a ta m j a k o coś p raw ie że b e z w zg lędn ie s tw ie r ­

dzonego przez wiedzę. Czyżby od w ie ­ ków ś re d n ic h um y sł c z y te ln ik ó w nie uległ żadnej zmianie, i c z y ż b y ś m y wciąż żyli w epoce, g d y m ówiono „M ag iste r dicit"?

W s tu d y u m , k tó re w y d r u k o w a łe m w Revue Generale des S ciences w r. 1906 !), z e sta w iłe m w yniki pewne, k tó re Areo- grafia zdołała osiągnąć. N a w y n ik i te w y ­ padnie mi nieraz się powołać; cel mój dzisiejszy atoli j e s t bardziej specyalny:

p o s ta r a m się m ianowicie z a sta n o w ić się n a d śro d k a m i, k t ó r e b y pozwoliły p ok u sić się o na k re ś len ie z a ry s u klim atologii Marsa.

I.

Mars n iew ątpliw ie p o sia d a a tm osferę, ale j a k a j e s t jej gęstość? T a k ie jest p ie r ­ wsze zad anie do rozw iązania.

’) P a tr z W s z e c h św ia t za rok 15)07, str. 353, B76, 392.

P la n e ta , pozbawiona powłoki a tm o s fe ­ rycznej, j a k Księżyc, pokazuje nam t a r ­ czę, je d n a k o w o ośw ietloną w śro d k u i po brzeg ach . Obecność w a r s tw y pow ietrza o j a k ie j ta k ie j grubości łagodzi albo n a ­ w e t znosi zupełnie z a ry s y szczegółów, zw łaszcza w pobliżu brzegów. To w ła ­ śnie s p o s trz e g a m y n a Marsie: tarc za pla­

n e ty zd a je się być otoczona b iaław ą a u ­ reolą, w k tórej g in ą w sz y s tk ie szcze­

góły.

Jeżeli teraz zechcem y oznaczyć bliżej gę sto ść tak ie g o ośrodka gazowego, to n a ­ p o tk a m y liczne tru d ności. Możemy, oczy­

wiście, spró bo w ać oprzeć się n a analogii.

W p orów nan iu z naszym globem Mars j e s t ś w ia te m dość niew ielkim . Średn ica j e g o s ta n o w i zaledwie 6 750 kilom etrów , a objętość nie przenosi je d n e j siódmej objętości Ziemi. Ciężar Marsa j e s t m n ie j­

szy, niżli można b yłoby wnosić z ob jęto­

ści, j e s t bowiem 9 | raz a m niejszy od ciężaru Ziemi. Ciało jak ie ko lw ie k, z Zie­

mi na M arsa przeniesione, ulegałoby ta m p rzy c iąg a n iu znacznie słabszemu: w aga s prężynow a, za m iast 1 000 gram ów, w s k a ­ z y w a ła b y tylko 376 gram ów.

W obec tego s ta je się rzeczą p raw d o­

podobną, że, jeżeli n a Marsie istn ieje a t ­ mosfera, podobna do naszej, to w y w ie ra ona n a powierzchnię p lan e ty ciśnienie m niejsze od tego, z jak ie m m am y do czy­

n ienia n a Ziemi: n a Marsie ciśnienie a t ­ m osferyczne wynosiłoby w takim razie z a m iast 760 m ilim etró w zaledwie 286 m i­

lim etrów, a na każdy c e n ty m e tr k w a d r a ­ tow y przypadało by ta m tylk o 410 g r a ­ mów z a m iast n a szy ch 1 033 gram ów. B y ­ łoby to ciśnienie, równe tem u, j a k i e z n a j­

d u je m y n a na jw y ż sz y c h n a szych górach, w z n oszących się na 8 000 m etró w nad poziom oceanu.

Lecz w te d y siłą rzeczy n a s u w a się u w a g a nastę p u jąc a : atm o sfe ra Marsa m u ­ si rozciągać się dalej niż atm osfera ziem ­ ska, poniew aż w s k u t e k słabszego p rz y ­ c ią g a n ia powłoka gazowa j e s t ta m mniej śc iśnięta , a stąd w y nik a , że gęstość jej m usi m aleć wolniej, aniżeli u nas. P o ­ g lą d y te nie są bynajm niej nowe; ju ż przed 20 laty w ygłaszał j e Proctor; obli­

czył 011 np., że n a wysokości 2 0 0 0 0 m e ­

(7)

M 13 WSZECHSWIAT 199 tró w atm osfera Marsa j e s t ju ż g ęstsza

od naszej, a im wyżej, te m różnica ta s ta je się większą. Do podobnego w y n i­

ku d oprow adzają i rozw ażania kosmogo- niczne. Prz y p u ść m y , co j e s t wysoce praw dopodobne, że każda p la n e ta z a trzy ­ m ała pierw otn ie cząsteczki, przeznaczone do utw o rzenia atm osfery, w ilości, pro- porcyonalnej do swej objętości. Otóż, j a k wiadomo, z d w u brył podobnych b ry ła m niejsza m a pow ierzchnię s to s u n ­ kowo większą, s k ą d w ynika, że atm o sfe ­ ra p la n e ty mniejszej musi pok ry ć obszar w iększy i przeto okaże się rzadszą. Ła­

tw o atoli spostrzedz, że tego rodzaju w nioski o parte są na hypotezach całkiem dowolnych; w y p ro w a d z a m y j e logicznie z zasad, k tó ry c h trz e b ab y dopiero do­

wieść.

Chcieć dzisiaj w yrazić w liczbach ści­

słych ilość atm osfery, otaczającej plane­

tę, j e s t to usiłow ać zamienić m arzenie senne n a rzeczywistość. R a c h u n e k Pro- ctora, k t ó r y oblicza gęstość atm osfery Marsa n a 1/ 1 gęstości atm o sfery naszej, j e s t tyleż w a rt, co i obliczenie Lowella, k tó ry gęstość tę podaje n a 1J13. Co do mnie, pisałbym się na jc h ę tn ie j na zdanie Ojca Secchiego, w ypow iedziane jeszcze w rok u 1858: „Zdaje się, że Mars posia da atm osferę. J a sn o ś ć je g o ta rc z y j e s t znacznie m niejsza po brzegach, aniżeli w środku; n adto, czystość kon turów kon- figuracyi zaciera się w sąsiedztw ie b r z e ­ gów, co zdaje się wry k a z y w a ć obec­

ność atm o sfery , lecz atm osfery bardzo rzadkiej, napew no rzadszej od atm osfery Jowisza, a praw dopodobnie n a w e t i od ziemskiej “.

II.

Tu n a s u w a się całkiem n a tu ra ln ie inne p ytanie: Czy n a pow ierzchni M arsa i s t ­ n ieją ch m u ry ? I w tej k w e s ty i znajdzie m y znaczne różnice poglądów.

Zdaniem Lowella, rozrzedzenie p o w ie ­ trza czyni prawrie niepodobnem p o w sta­

wanie c h m u r właściwych. „Pierwszą i n a jw ażniejszą właściwością Marsa pisał on niedaw no, j e s t b rak chm ur. C h m u ra j e s t na tej planecie zjaw iskiem rządkiem i nadzw yczajnem , k tó re byłoby cenione

ta m znacznie więcej, aniżeli n a Ziemi, ponieważ sąsiadka nasza k o rzy sta z po­

gody prawie nieprzerw anej. Od r a n a do wieczora i od początku do końca roku nic nie zasłania n a m bodaj n a jd r o b n ie j­

szej cząstki p l a n e t y / Lowell sądzi, że jeżeli niektórzy obserw atorow ie u tr z y m y ­ wali, że widzą często na planecie c h m u ­ ry, na podstaw ie pew nego rozpływania się lub n a w e t niewidoczności szczegółów, to przy czy ną tego była albo niedo sk on a­

łość narzędzia, albo n iek o rz y stn y dla ob- serw acy i s ta n atm osfery ziemskiej. W a t ­ mosferze czystej i spokojnej, j a k a panuje we Flagstalfie, zasłona t a k a nie u k azu je się nigdy lub praw ie nigdy.

W ty m sa m y m duchu pisał w r. 1864 a stro n o m angielsk i Daw es, „obserw ator o orlim w z ro k u “. Pow iada on, że nigdy nie mógł stw ierdzić z z u pełn ą pewnością obecności mgty lub chm ur, i że w rza d ­ kich tylko w y pad kach do strzeg ał białe plam y, które sp ra w ia ły w rażenie bądź mas śniegowych, bądź gę sty c h obłoków o po­

wierzchni, mocno odbijającej światło sło­

neczne.

Atoli inni ob serw atorow ie są odm ien­

nego zdania, u trz y m u ją bowiem, że czę­

sto zdarzało im się widzieć tarczę Marsa ja k g d y b y zasłoniętą chm uram i, należą- cemi wyraźnie do powierzchni planety.

Tak np. N orm an Lockyer w k o m u n ik a ­ cie, złożonym w roku 1863 Królew skiem u T ow arzystw u A stronom icznem u, mówi o zmianach w k o n tu ra c h szczegółowych, a zwłaszcza w odcieniach różnych części p lan e ty i p rzyp isuje te zm iany p rzecho­

dzeniu chmur; ry su n k i, dołączone do te ­ go k o m u n ik a tu , potw ierdzały podejrzenia co do obecności obłoków, wypowiedziane przez Secchiego ju ż w r. 1858.

Ostatniem i czasy D enning, streszczając obserw acye z ro k u 1903, pisze „Podczas obserw acyj sw y c h zauw ażyłem kilka u d e ­ rz a jąc y c h zmian w w yglądzie przedm io­

tów doskonale widocznych. P rz ycz y n ą tych zmian b y ły prawdopodobnie ruch y atm osferyczne na powierzchni planety.

J e d n ak ż e obecność c h m u r lub p ar zaciem ­ niają cyc h m usiała w yw ierać wpływ n a drobnych je d y n ie przestrzen iach pla­

nety, albowiem pomiędzy j e d n ą nocą a

(8)

•200 WSZECHSWIAT JMa 13

d r u g ą nocą nie było znać w ielk iej różni­

c y w w yglądzie szczegółów".

W rok u 1905 profesor W . H. P ic k e rin g znalazł również dowód p o w s ta w a n ia c h m u r n a pew nej liczbie fotografij Marsa, k t ó ­ ry ch część pochodziła z M a ss a c h u s se tts z ro k u 1888, a część z g ó ry W ilso n a z r.

1890. Na fotografiach t y c h nie było ani kanałów, ani jezior, ale b y ły n a to m ia s t w yraźn e ślady zm ia n n a t u r y m ete o ro lo ­ gicznej.

M ógłbym także p rzy toczy ć w łasne ob- serw acy e, poczynione w czasie opozycyi z r. 1905. U w ażnie b a d a ją c planetę, do­

szedłem do prze k o n a n ia , że siedem razy n a dziesięć b r a k w y ra z is to śc i szczegółów n a Marsie nie daje się w y tłu m a c z y ć n ie ­ d ok ład n o śc ią narzędzi. W samej rzeczy, z darza się b ardzo często, że b rze g i o b ra ­ zu w y s tę p u ją b ardzo w yraziście, bez wszelkich d r g a ń i o d k sz ta łce ń . Jeżeli zaś n ieła tw o j e s t dobrze z a o b serw ow ać szcze­

góły powierzchni Marsa, to p rzy c z y n ą te ­ go są p o p ro stu m gły, p a n u ją c e n a tej planecie. Nie w idziałem n ig d y c h m u r w e w łaściw em znaczeniu teg o w y ra z u , ale raczej p e w n ą n ie w y ra ź n ą powłokę c ałkow itą, p rzy p o m in ają cą w łaśnie mgłę.

j

W odpowiedzi n a te moje s p ostrzeże­

nia Low ell powiada, że nie d o strz e g ł nic podobnego w dnie w sk a z a n e i że z a m azan ie pochodziło je d y n ie ze złego s ta n u naszej atm osfery. T łum aczenie to nie w y d a je mi się w cale z a d aw a la ją c e m , n iepodobna bow iem przypuścić, żeby s ta n naszej a t ­ m osfery m ógł w p ły w a ć na w y g lą d takiej lu b innej części p la n e ty przez cale w ie ­ czory. Z re sz tą w p r a w n y a stro n o m pozna odrazu, czy w d a n y m razie chodzi o d o ­ b r e czy złe zarysy. Otóż j a ogłosiłem tylko te sp ostrzeżenia, w k tó ry c h z a ry s y były bard zo do bre i w ta k ic h właśnie razach zdarzyło się k ilk a k ro tn ie, że całe stre fy p rze d staw ia ły się bardzo n ie w y ra ­ źnie, g d y ty m c z as e m okolice s ąsied nie j

pozw alały rozpoznać m nóstw o drobnych szczegółów.

I w in n y jeszcze sposób stw ierdzono obecność c h m u r n a planecie. Mam tu n a m yśli p ro je k c y e św ietlne, w y s t ę p u ją ­ ce poza s k ra j t a r c z y w te d y , g d y Mars i

z n a jd u je się w położeniu, w k tó re m o k a ­ zuje ju ż p e w n ą fazę.

A z a te m m ożna uw a ż a ć za fakt, że na Marsie is t n i e j ą ch m u ry, albo, mówiąc ś c i­

ślej, m gły , k tó re z a sła n ia ją n iek ie d y z na­

czną część p la n e ty oraz, że istn ieją n a d ­ to c h m u r y inne, gęstsze, k tó re u k a z u ją się poza ob ręb e m b r z e g u tarczy.

W reszcie n a Marsie istn ieją czasze po ­ larne, podobne do czasz biegunow ych zie m sk ic h . Czasze te s ta p ia ją się p r a ­ wie doszczętnie w ciągu la ta m iejsco w e­

go i tw orzą się na nowo w ciągu zimy, co św iadczy, oczywiście, o istnieniu opa­

dów atm o sfery czny ch . K ilkakrotnie zdo­

łano być niejako św ia d k ie m ich p o w s ta ­ w a n ia i uchw y cić m echanizm tego z j a ­ wiska. Low ell poczynił w ty m p rz e d ­ miocie ciekaw e spostrzeżenia. Możnaby sądzić, że z n a s ta n ie m zim y re s z tk a d a ­ wnej czaszy rośnie stopniowo, zw ięk sza­

j ą c się po brzegach. T ym c za se m w rz e ­ czyw istości dzieje się inaczej. W pewnej odległości od plam y głównej tw orzą się nowe j ą d r a , które, rosn ąc stopniowo, d o ­ się g a ją czaszy pierwotnej i, łącząc się z nią, w y t w a r z a ją j e d n ę całość. W cza­

sie obse rw ac y j tego rodzaju, czynionych w lipcu 1903 r., now y osad odróżniał się ja k n a j wyraźniej i p o k r y w a ł znaczną prze­

strz e ń s t r e f a rk ty c z n y c h i u m ia rk o w a ­ nych aż do 55° szerokości. Gdy nowe w a r s tw y białe p okry ły resz tk i daw nej czaszy, czasza t a nie zniknęła zupełnie, a położenie je j łatw o dawało się rozpoznać po s ilniejszym b lasku; św iadczy to o po­

w ie rz c h o w n y m c h a ra k te r z e czaszy b ie g u ­ nowej: s k ła d a się ona z w a r s tw k o lej­

n y c h s u b s ta n c y i, k tó rą w yp ada uw ażać za szron, a w śro d k u z n a jd u je się dro­

bne j ą d r o wiecznego śniegu. Te w a r s tw y s z ro n u dołączają się je d n e do drugich, (o b se rw a c y a w ykazać może przy rost o s a ­ du codzienny), dopóki nie p o k ry ją całej str e fy biegunow ej.

W s z y s tk ie te fakty, razem wzięte:

z m niejszanie się blasku po b rze g a c h t a r ­ czy, c h m u r y i m g ły oraz czasze b ie g u n o ­ we dowodzą raz jeszcze, że Mars posiada atm osferę, że w atm osferze tej o d byw a się krąż e n ie dość żywe, że, je d n e m sło­

wem, o b se rw u je m y ta m zjaw iska, podo­

(9)

JSIŚ 13 WSZECHŚWIAT 201

bne do t y c h , ja k i e zachodzą na Ziemi.

Tylko rozrzedzenie w a r s tw y a tm osferycz­

nej może n a m w ytłu m a c zy ć różnice w ich natężeniu.

III.

Pozostaje n am teraz ro zp a trz y ć skład tej atm osfery. Czy zaw iera ona, j a k n a ­ sza, tlen, azot, d w utlen e k w ęgla i parę wodną? Czy c h m u ry , k tó re dostrzegam y, s k ła d a ją się z k ro pele k wody, a czasze polarne ze śn ie g u takiego, ja k i z n a jd u je ­ my n a Ziemi? N a p y ta n ia powyższe t r u ­ dno j e s t dać odpowiedź kategoryczną, m am y j e d n a k dość d a n ych poważnych do w y s n u w a n ia p rzy p usz c z eń rozsądnych.

P u n k t, n a d k tó ry m astronom ow ie d y s k u ­ tow ali najw ięcej, dotyczę istn ien ia p a ry wodnej w atm osferze Marsa. Rzeczyw i­

ście, k w e s t y a su b s ta n c y i, z której mo­

g ły b y się tw orzy ć chm ury, m g ła i śnieg j e s t k w e s t y ą p ierw szo rzęd ną dla w s z y s t­

kich tych , co u trz y m u ją , że Mars j e s t zam ieszkany. Opierając się na obserwa- cyi tw orów znanych, zarówno zw ierząt j a k roślin, należy przypuścić, że w s z y s t­

kie one p o trz e b u ją w ody nietylko do ży­

cia ale do samej bud ow y swojej.

Z agadnienie to tra k to w a n o w sposób rozm aity, a w b ra k u danych d o św iad ­ czalnych uciek ano się od samego począt­

ku do teoryj bardzo pomysłowych.

Nowsze b a d a n ia w y kazały, że to, co n a z y w a m y ośrodkiem gazow ym ; w rze­

czywistości j e s t tylko zbiorem cząsteczek z b y t drobnych, by j e można było dojrzeć przez najp o tężn iejszy m ikroskop. Każda z ty ch cząsteczek ożywiona j e s t szybkim r u c h e m tak, iż w obrębie danej m asy gazowej k a ż d a cząsteczka spo ty k a się wciąż ze sw em i sąsiadkam i, s k ą d w y n i­

k a ją ud e rz e n ia w zajem ne i ustaw iczne zm ian y t a k co do k i e r u n k u ruchu, j a k i co do je g o prędkości. W każdym atoli d an ym gazie cząsteczki posiadają p e w n ą p ręd k o ść ś re d n ią dla danej te m p e ra tu ry ; g d y zaś ośrodek pew ien, j a k np. nasza atm osfera, s k ła d a się z kilku gazów, to każda cząsteczk a ty ch gazów porusza się z właściwą sobie prędkością. Zdołano zmierzyć te średnie p rędkości cząsteczek, p rzyczem okazało się, że g dy dla tlenu

j

np. prędkość w ynosi zaledwie 400 m e ­ trów na sekundę, to dla wodoru d oc h o ­ dzi do 1600 metrów, przypuszczając, że te m p e ra tu ra , w obu razach je d n a k o w a , wynosi 64° Celsyusza poniżej zera, co odpowiada przyjm ow anej te m p e ra tu rz e kresów naszej atm osfery. P rędkości k r a ń ­ cowe, podług obliczeń Clerka Maxwella, mogą być dziesięć r a z y większe lub mniejsze.

Ze w zrostem t e m p e ra tu ry w z r a s ta ró­

wnież prędkość cząsteczek. Tak np. w te m p e ra tu rz e to pniejącego lodu cząstecz­

k a wodoru, poruszająca się prostolinio­

wo, przebiega, o ile nie n a p o tk a n a swej drodze żadnej przeszkody, nie mniej j a k 2 000 m etrów n a sekundę; cząsteczka tle ­ nu w ty c h sa m y c h w a ru n k a c h w ędru je w przestrzeni z p ręd ko ścią 530 m etrów n a sekundę.

W samej rzeczy, względne ilości r u ­ chu są odw rotnie prop orcyo naln e do p ierw iastk ów k w a d ra to w y c h z gęstości gazów. Otóż, poniew aż tlen j e s t 16 razy j cięższy od wodoru, przeto cząsteczk a te ­ go ostatniego, m ogąc poruszać się swo- j bodnie po linii prostej w przestrzeni, bie­

g łaby z prędkością 4 razy w iększą a n i­

żeli cząsteczka tlenu.

Z drugiej s tro n y , w m iarę obniżania się t e m p e ra tu ry , zm niejszałaby się pręd ­ kość, i w końcu cząsteczka zatrzym ałaby się; zdarzyłoby się to w tem p e ra tu rz e bezw zględnego zera, czyli w te m p e ra tu ­ rze 273 stopni poniżej zera podług skali stustopniow ej.

P rz ed kilka laty dr. Jo h n s to n e Ston ey zastosował pow yższą teo ry ę cy n e ty c z n ą gazów do k w estyi atm osfer p lan e t i ich

| księżyców w sposób n astępujący: J a k wiadomo, ciało, rzucone na powierzchni Ziemi ulega je j przyciąganiu, s k u tk ie m czego prędkość je g o stopniowo m aleje, aż wreszcie ciało sp a d a napowrót. J e d n a k ­ że, g d y b y ciało to było obdarzone p ie r­

wotnie prędkością do statecznie wielką, to m ogłoby pokonać w końcu ciężkość i w yjść poza sferę przy ciągania naszego globu. Prędkość, o której mowa, j e s t tą prędkością, j a k ą m iałoby w chwili ze­

tkn ięcia z Ziemią ciało, sp a d ają ce z

g w iazd na powierzchnię kuli ziemskiej

(10)

202 WSZECHŚWIAT N t 13 i pod d an e w y łącznie je j p rzy c iąg a n ia .

P rę d k o ść ta o trz y m a ła m iano p rędk o ści parabolicznej, poniew aż ciało ta k ie z a to ­ czyłoby dokoła g lo b u n a szego d ro g ę o t­

w a r tą , m a ją c ą p o s ta ć p arabo li. P rę d k o ść p arab oliczn a w y n o si n a p o w ie rz c h n i Zie rai 11,5 k ilo m e tra n a s e k u n d ę . Innem i słowy, p o cisk w y rz u c o n y z ta k ą p r ę d k o ­ ścią, o dd a la łb y się od n a s nieogranicze- nie, b ie g n ą c po drodze parabolicznej.

P o w y ższa p ręd k o ść k r y ty c z n a nie j e s t j e d n a k o w a dla w s z y s tk ic h ciał n ie b ie s ­

kich, zależy bow iem od m asy ciała p r z y ­ ciąg ająceg o: im m n ie jsz a j e s t ta m asa, te m m n iejsza i prędkość. T a k np. n a K siężycu, którego m as a stan o w i zaledwie V80 m a s y Ziemi, ciało, obdarzone pręd-

j

ko ścią 2,4 k ilo m etra n a s e k u n d ę , u m k n ę ­ łoby bezp o w ro tnie w p r ze strz e ń . Dla Słońca, przeciw nie, p ręd k o ść k r y ty c z n a w y nosi 616,4 k ilo m etra n a sek u n d ę. Oto j e s t s z e r e g prędkości p a rab oliczn ych na p o w ierzchni ro zm aitych planet: N a M er­

k u r y m —3,5 kilom etra, na W o n erze 10,16 km; n a Marsie 4,93 km; n a Jow iszu 59 km; n a S a tu rn ie 35 km; n a U ra n ie 20,9 km; n a N eptunie 22 km .

Tium. S. B.

(D ok. nast.)

P R Z E N O S Z E N I E P A S O R Z Y T Ó W , P O W O D U J Ą C Y C H Z I M N I C Ę T R O ­

P I K A L N Ą , N A P T A K I .

W rzędzie badań, p rz e d s ię b ra n y c h osta- tn ie m i cz asy nad h e m o sp o ry d y a m i, po- w o d u ją c em i m ala ry ę , wrażne m iejsce z a j­

m uje p r a c a prof. d -ra Ii. O. N e u m a n n a z H eidelberga, p o d a ją c a now e szczegóły d otyczące p rze w a ż n ie tec h n ik i badań, n i e ­ raz t r u d n y c h i n iep e w n y ch . (U ber Uber- t r a g u n g von P la sm od ium p raeco x a u f K a n arienvogel d urch S te g o m y ia fasciata.

Arch. fu r P ro tis t. r. 1908, tom X X X , str.

23 — 68). N. s tw ie rd z a w niej zdolność p rzenoszenia je d n e g o z n a jg ro ź n ie jsz y c h g a tu n k ó w paso rzy tów zim niczych (Plas- j m odium praecox), po w odu jącego m ala ry ę tro p ik a ln ą n a k a n a rk a , p rzez k o m a r a Ste- ,

| gom yia fasciata, k t ó r y znów m a być p r z e ­ n o śn ik ie m żółtej febry. Do tej pory wie- : dzieliśmy tylko, że m alaryę śród p tak ó w

j

m ogą przenosić k o m a ry z rodziny Culi- cidae, a śród ludzi je d y n ie ty lko ko m ar Anopheles.

Prof. N e u m a n n zajm uje się głównie p rzeb iegiem rozw oju P la sm odium w ciele kom ara, od chwili nap ojen ia go k rw ią chorego k a n a rk a aż do chwili pojaw ien ia się sporozoitów w gru czołach ślinowych.

P r z e b ie g rozw oju tego j e s t w g łów nych ry sa c h p odobny do spraw , o db yw a ją cy c h się u Culex i u Anopheles. Na u w ag ę z a s łu g u ją n iek tó re b adania biologiczne i m etoda. N a 2 573 S tego m yia, k tó ry m N. d aw ał k anarki do ssania, ssało 789 =

= 30,7%; z 501 S tegom yia, k tó re ssały, ty lk o 57 rozwinęło w sobie sporozoity, czyli 11,4%; — u Culex sto sun ki te są znacznie wyższe. Od chwili s s a n ia do p o ja w ie n ia się sporozoitów upływało ś re ­ dnio dni 13 — 15, podczas g d y u Culex tylko 9 —10.

C iekaw e są w y n ik i bad ań n a d zależno­

ścią rozwroju od sto pn ia wilgotności i t e m ­ p e r a t u r y powietrza. Badania były p ro ­ wadzone w 27°C i 75°/0— 80°/0 wilg. W o­

bec wilgotności 40°/0 rozwój j e s t znacz­

nie powolniejszy: g dy n a p rz y kład , wobec 75% c y s ty u k a z u ją ju ż po 3 dniach, w razie 40%, dopiero po 5-ciu. W tak i sam sposób w p ływ a zm niejszenie t e m p e r a t u ­ ry. O pierając się na ty c h w yn ikach, N e u m a n n przypuszcza, że najn ie b ez p ie ­ czniejszym ok rese m dla rozw oju e p id e ­ mii j e s t pora deszczowa w o j c z y z n ie 'k o ­ m arów — pochodzą zaś one z Rio de J a ­ neiro w Brazylii i Togo w Afryce. Szcze­

gółow ym badaniom prof. N. poddał w y ­ tw a rz a n ie się m ikrogam etów ; j a k w ia d o ­ mo, j e s t rzeczą niepew ną, ja k ie wrp ływ y działają n a m ik ro g a m e to c y ty , że r o z w i­

j a j ą się one dopiero przeszedłszy z krwi

p t a k a do żołądka kom ara. N e u m a n n

tw ierdzi, że głów ny wrpływ m a tu ta j s t o ­

pień gęstości otaczającej cieczy, więc

krw i, k tó ry się zmienia z przejściem jej

do żołądka Stegomyii. Mimochodem b a ­

dacz te n podaje ilość krwi, mogącej się

zmieścić w żołądku n a ssa n e j samiczki

kom ara: w yno si ona mianowicie 1,6 mg.

(11)

M 13 WSZECHŚWIAT Kom ary, u ż y te do badań, hodowane

były w E uropie od r o k u 1905 i stanow iły 75-te pokolenie europejskie; w szy stk ie, u żyte do ro z p a try w a n y c h doświadczeń pochodziły z je d n e g o wylęgu; hodowla o d b y w a ła się zawsze w stałej t e m p e ra ­ tu rz e i wobec jed n a k o w ej wilgoci; larw y karm ion e były k u k u r y d z ą i chlebem — rzucając o s ta tn i do wody, trz e b a baczyć, aby się w niej nie zakw aszał — dorosłe ow ady o trz y m y w a ły w zimie miód i ro z ­ tw ór cukru, w lecie wiśnie, banany, słod­

kie gruszki; z a m k n ięte były w dużych skrz y n ia ch o ś c ia n k a c h z gazy i ze szkła.

P r z y s tę p u ją c do bad ań , N eum ann musiał w y b ra ć n a jp ie rw p ew n ą określoną ilość samiczek: w ty m celu chloroformował kom ary w je d n e j skrzy n ce i gdy opadły na dno w yb ie ra ł j e pojedyńczo; n a s tę ­ pnie ocuconym owadom dawał do ssania zarażonego k a n a rk a . Z po czątku sadzał go do małej klatki; gdy je d n a k pożerał pomimo to ze zręcznością zbliżające się k om ary , sporządził dla niego k latk ę b a r ­ dzo szczupłą z cienkiej sia tk i metalowej, w której rusz a ć się już nie mógł — aby ud o stę p n ić kąsan ie, obcinał ptakowi pió­

ra. Kom ary b yły przez o sta tn ie kilka dni bardzo skąpo żywione i głodzo n e—

w s k u te k tego c hętn ie rzucały się na k a ­ n a r k a —a k t ssan ia trw ał zazwyczaj 1 — 4 m inut, po nim ociężałego, ledwo r u s z a ­ jącego się ow ada zab ieran o pip etk ą i u m ie­

szczano w osobnej klatce. J a k dla roz­

woju, t a k i dla procesu s s an ia miał wiel­

kie znaczenie stopień te m p e ra tu ry i w il­

goci - znacznie opadał on ze z m n iejsze­

niem obu czynników; najlepiej ssały w temp. 25° — 28°C; również proces t r a ­ wienia w essanej k rw i najszybciej od by ­ wał się w 2 7 ° - w 2 - 3 dni był uk ończo­

ny; w 20° zaś trw a ł 4 — 6 dni, a n a w e t po 9 — 11 d niac h ślady k r w i znajdow ały się jeszcze w żołądku.

Z badań N e u m a n n a w y n ik a zatem, że optim um działalności kom arów ja k o p r z e ­ nośników m alaryi, a zapew ne także i i n ­ n y c h chorób, j e s t właśnie w tych w a r u n ­ kach, które ja k o norm alne, sp o ty k a m y w k raja ch p od zw rotnikow ych.

Podał Henryk Raabe.

Kalendarzyk astronomiczny na kwiecień r. b.

P lan ety w ew nętrzne— M erkury i W enus—

nie są widzialne; w ciągu m iesiąca obiedwie będą w połączeniu górnem zo słońcem: Mer­

k u ry 21-go, a W enus 28-go. W dnie te p la­

nety przechodzą z zachodniej strony słońoa na wschodnią.

Mars wschodzi wciąż jeszcze późno w no­

cy, o 374 na początku i o 2 74 po półno­

c y —w końcu miesiąca; planeta zbliża się do

i

Ziemi, a w arunki widzialności się polepszają.

Nad ranem świeci nisko na południowo- wschodzie. W pierw szych dniach m iesiąca Mars przechodzi z gwiazdozbioru Strzeloa do Koziorożca, w którym pozostaje do końca miesiąca, szybko podążając na wschód, nieoo ku północy.

Ze w szystkich wielkich planet dogodnie można obserwować jedynie Jowisza, któ ry w krótce po zachodzie słońca ukazuje się j a ­ ko pierwsza gwiazda dość wysoko na polu- dniowo-wschodzie, z każdym dniem coraz to bliżej południka, przez k tó ry przechodzi o 10 tej na początku, i o 8-ej wiecz. — . w końcu miesiąca. P orusza się powoli (i coraz to wolniej) na północo-zachód pomiędzy gw ia­

zdami konstelaoyi Lwa.

S a tu rn 3 go będzie w połączeniu ze słoń­

cem; wobec tego nie je st widzialny.

Minimum [3 P erseusza (Algol) 19 go, około 10 ej wieczorem; wobec niskiego w nocy po­

łożenia gwiazdy na niebie, najbliższo dogo­

dne do dostrzeżeń minimum przypadnie po niem dopiero w drugiej dekadzie lipca. E fe­

m erydy gwiazd zm iennych podaje „annuai- re “ B iura Długości w P aryżu , (cena lV 2 franka); rocznik bieżący zawiera obszerny a popularnie napisany a rty k u ł o gwiazdach zm iennych p. B igourdana.

Pełnia 5-go, o 10-ej wieczorem.

T. B.

S P R A W O Z D A N I E .

C. Snyder. O b r a z ś w i a t a w e d ł u g o s t a t n i c h b a d a ń p r z y r o d n i ­ c z y c h . Przekład z oryginału angielskiego:

„New conceptions of science". W arszawa, w ydaw nictw o „Społeczeństw a44, 1908.

Książka S nydera w sposób um iejętny, choć zupełnie dogmatycznym przedstaw ia wy­

niki najnowszych badań naukow ych. Może

ona stanow ić przyjem ną i pożyteczną le k tu ­

rę dla każdego przyrodnika, a i szerszym

i masom mogłaby wskazać w ogólnym zary-

(12)

•204 WSZECHŚWIAT JSTs 13 sie pole obecnych badań nauko w ych. Za-

stanaw iającem je s t jed n ak , ja k lekkom yślnie tra k tu je się u nas w ydaw nictw o tego ro ­ dzaju rzeczy p o pularnych. Z tłum aczen ia polskiego dow iadujem y się m ianow icie, że:

„W ohler z c y a n a tu am onium stw orzył p ro ­ d u k t m atery i żywej — w łos“ (!) — str. 83;

o ty m włosie W ohlera czytam y też na str.

71. N a str. 9-tej dow iadujem y się, że Lan- gley w ynalazł b aro m e tr milion razy czulszy od term o m etru ; Loebow i udało się „w yna­

leźć rozczyn M agnesium h lo ry d u “ (pisownia tłum acza). M ożnaby p rzytoczyć dużo jesz­

cze teg o rodzaju kw iatków term inologii ch e­

m icznej. Wobeo w ielkiego ubóstw a naszej lite ra tu ry popularnej ogłaszanie tak ich tłu ­ m aczeń je s t bądź-co-bądź potępienia godne.

S t. L.

K R O N I K A N A U K O W A .

Księżyce Jowisza i S atu rna. U kład Zie­

mi z jej jed y n y m księżycem , na którego po­

w ierzchni nie dostrzegam y żadnych zjawisk, św iadczących o jakiejś czynności, w y­

daje nam się czem ś bardzo nędznem w p o ­ rów naniu ze św iatem takiego Jow isza, zło­

żonym z 8 -iu księżyców , w irujących dokoła olbrzym iej ' p lan ety centralnej, na k tó ry c h nowsze obserw acye odsłoniły nam mnóstwo ciekaw ych szczegółów. P odajem y poniżej w streszczen iu uw agi, k tó re w k w esty i ty ch księżyców ogłosił znany astronom Coinas Sola.

Pierw szy z nich Io z pew nością nie je s t

J

k u listy . Je g o postać ellipsoidalna w ystępuje bardzo w yraźnie, albowiem spłaszczenie do-

j

sięga przynajm niej jednej piątej wielkiej osi,

j

k tó re j k ieru n e k nie je s t rów noległy do kie­

ru n k u pasów na Jow iszu lecz tw orzy k ąt p o zycyjn y o 28° większy.

P odobnie ja k większość obserw atorów , Oo- mas Sola m niem a, że dru g i księżyc je st okrągły.

T rzeci, G anym edes, k tó ry posiada obję­

tość, pięć razy większą od objętości naszego księżyca, m a w ygląd niezm iernie interesu - | jący , spraw ia bowiem w rażenie św iata b a r­

dzo ożywionego. N a pow ierzchni jego roz-

j

różnić m ożna doskonale białe śniegi polarne,

J

k tó ry c h rozciągłość i blask zm ieniają się za- | leżnie od p ory, a tak że plam y ciem ne, któ-

j

ry ch wciąż zm ieniający się w ygląd związany je st praw dopodobnie z obrotem tego globu

j

dokoła osi.

Szczegóły pow ierzchni czw artego księżyca ! są dość nieokreślone; jednakże 24 g ru d n ia 1907 ro k u zdołano zaobserw ow ać, aczkol- |

wiek dość niew yraźnie p łat biegunow y pół­

nocny.

Pozostałe cztery księżyce dotąd nie przed­

staw iają nic w ybitniejszego pod względem fizycznym. Jeżeli jed n ak nie znam y szcze­

gółów ich powierzchni, to w ypada zazna­

czyć, że świeżo astronom ow ie w Greenwich zdołali oznaczyć elem enty 8 ego księżyca od krytego w tem że obserw atoryum w dniu 27 styczn ia 1908 roku. W k w estyi tego ostatniego księżyca m iano pierw otnie pew ne wątpliwości, m ianowicie nie deoydowano się uznać w nim praw ow itego członka rodziny Jow isza i przez kilka miesięcy mniemano, że je s t to m ała jak aś p lanetka, zabłąkana w pobliżu olbrzym a planetarnego. Otóż dzi- { siaj stało się rzeCzą pewną, że mam y tu do [ czynienia z 8 -ym księżycem plan ety , k tó ry astronom ow ie z G reenw ich zdołali odfoto- grafow ać w w arun kach bardzo pom yślnych

; 26 sty czn ia roku bieżącego. Położenie jego w owym dniu o godzinie l h 14m 7S rano

| w yznaczały w spółrzędne następujące:

AK (wznoszenie się proste) 10h 56m 46s D (zboczenie) -f- 7° 40'46"

Księżyc ten je st napraw dę m iniaturow y.

1 Średnica jego rzeczyw ista wynosi 56 kilo­

m etrów . W idziany od nas, przedstaw ia się jako gw iazdka 17-ej wielkości, stoi więc u sa- [ mego k resu powiększania najpotężniejszych narzędzi dzisiejszych. Z Jow isza, dla oczu

| ta k zbudow anych ja k nasze, byłaby zupełnie niewidoczna, albowiem blask jej w ty ch wa­

ru nk ach dałby się porównać z blaskiem bla­

dej gw iazdki 9-ej wielkości.

D robne to ciało niebieskie zatacza orbitę bardzo wielką, mocno ekscentryczną, której nachylenie wynosi 31°. Drogę tę przebyw a ono w przeciągu 2 la t i 2 miesięcy, trz y ­ m ając się średnio w odległości 25 milionów kilom etrów od Jow isza. N adto, ru ch zdaje

j

być w steczny, podobnie jak ruch księżyców U rana.

Dodajm y wreszcie, że T y tan , najw iększy z księżyców S atu rn a przedstaw ia się jako oiało nadzw yczaj interesujące. Św iat ten otoczo­

ny je s t bezw ątpienia atm osferą dość gęstą, albowiem k o n tu ry jego brzegów są zawsze ciem nawe i niezbyt w yraźne, gdy ty m cza­

sem środek tarozy je s t mocno błyszczący, a plam y, naw et drobne, są doskonale wido­

czne. 13 sierpnia 1907 r. dwie z pomiędzy ty c h plam miały w ygląd gwiazdy podwójnej.

Ciekawe je s t to, że zdołano wcale nieźle zbadać szczegóły powierzchni niek tó ry ch księżyców, gdy tym czasem pow ierzchnia sa­

m ych p lan et Jow isza i S a tu rn a pozostaje d otąd p o k ry ta zasłoną zupełnej tajem nicy.

S. B .

(R ev u e scientifique).

(13)

M 13 WSZECHŚWIAT 205

Linia p o w ro tn a ziemska w instalacyach do przenoszenia energii elektrycznej. Zie­

mia je st przew odnikiem o oporze właściwym znacznym w porów naniu z oporem m etali, ale zato o przek ro ju poprzecznym p r a k ty ­ cznie nieograniczonym . Pom ysł zużytkow a­

nia ziemi jako części obwodu zam kniętego nie je s t nowy; ja k wiadomo, linie telegrafi­

czne oddawna biegną z powrotem przez zie­

mię, a gd yby nie zbyt wielka ich czułość na prąd y ziemskie, to i linie telefoniczne możnaby urządzać w ten sam sposób.

D otąd, państw o, w obawie zakłóceń szko­

dliw ych dla telegrafii, zabraniało przeprow a­

dzania linij pow rotnych w instalacyach elek­

tryczn y ch . Obecnie polecono Komisyi elek­

try czn ej zbadać ponownie tę kw estyę. W sa­

mej rzeczy je s t to kw estya wielkiej wagi, oszczędność bowiem je s t znaczna, zwłaszcza na w ielkich odległościach, gdy opór ziemi je st praw ie znikomo mały w porów naniu z oporem kabli, wobec czego możnaby na­

dać drutow i pojedyńczem u przekrój poprze­

czny dwa razy mniejszy, ponieważ długość linii spada do połowy. W rezultacie waga spotrzebow anej miedzi spada do czw artej części, a liczba izolatorów do połowy, co znów pozw ala zm niejszyć znacznie rozmiary słupów podpierających. N adto, zmniejsza się znacznie niebezpieczeństw o krótkiego po­

łączenia.

Zbadanie ca ło k sz tałtu tej kw estyi poru- czono specyalnej kom isyi pod przew od nict­

wem Harlego, Barbilliona i Brylińskiego.

Za podstaw ę do badań posłużyły instalaoye tram w aju elektrycznego w Lancey (dep.

Izery); jednocześnie inżynierow ie szw ajcar­

scy zajęli się przeprow adzeniem studyów na linii B ex-Lozanna.

W zasadzie, obwód z linią pow rotną ziem­

ską składa się: z jednej strony z kabla izo- lowauego, z drugiej zaś — z dw u możliwie dużych powierzchni, w puszczonych w ziemię n a krańcach linii. Jeżeli g ru n t je st jedno­

rodny, to prąd rozchodzi się we w szystkich k ieru n k a ch wzdłuż prom ieni półkuli, której środek stanow i owa powierzchnia, w pusz­

czona w ziemię. A zatem , przekrój poprze­

czny przew odzący rośnie, ja k kw ad rat odle­

głości od środka półkuli, wobec czego spa­

dek p o ten ey a łu na jednostkę długości m a­

leje odw rotnie proporcyonalnie do k w a d ratu z tejże odległości.

W doświadczeniach, poczynionych w L a n ­ cey, za pow ierzchnię krańcow ą na stacy i, z k tó rej prąd wychodzi, wzięto szereg ru r z lanego żelaza, wpuszczonych w m uł trz ę ­ sawiska.

W obec prąd u o natężeniu 210 amperów, spadek p o teney ału , w ynikający z oporu g r u n tu dokoła, wynosił 360 woltów, z czego połowa przypadała już w odległości 5 me­

trów , a 9 /i 0 w odległości 100 m etrów . Obli­

czono, że począwszy od prom ienia, przeno­

szącego tysiąc m etrów , spadek poteneyału był mniejszy od w olta na kilom etr.

Stąd wynika, że pow rót przez ziemię je st szczególnie korzystny w tedy, gdy linia je st długa, a napięcie wysokie. W razie li­

nii średniej długości, opór g ru n tu nie może już być uw ażany za znikomo m ały. Tak np. z pomiarów na linii Bex - Lozanna oka­

zało się, że opór g ra n itu wynosił 1,53 ohma, opór zaś d ru tu metalowego 7,8 ohma.

W p ra k ty c e tej m etody n astręczają się rozm aite kw estye. Przedew szystkiem szyb­

kie przeżeranie przez elektrolizę pow ierz­

chni m etalow ych, w puszczanych w ziemię, w ym aga takiego urządzenia, któreby pozwa­

lało zmieniać te powierzchnie bez p rz ery w a­

nia prądu. Z drugiej stro ny zachodzi oba­

wa przeżerania ru r wodociągowych i innych przebiegających w pobliżu, ja k to się zdarza w sąsiedztwie tak ich linij tram w ajow ych, k tó ry ch szyny nie stanow ią dość dogdnej drogi dla p rąd u pow rotnego. W obec tego zjawia się konieozność um ieszczania owych powierzchni w puszczanych w dostatecznej odległości od wszelkich ru r i urządzeń mo­

gących uledz zepsuciu — odległośoi, która, oczywiście, je st funkcyą nalężenia p rzesyła­

nego prądu.

Najw iększą tru d n o ść n astręczają t u linie telegraficzne. Albowiem jasn ą je st rzeczą, że jeżeli linia pow rotna ziemska, służąca do przenoszenia energii w ytw arza różnicę po­

ten ey a łu (ustaw icznie zm ienną) pomiędzy parą powierzchni wpuszczonych na krańcach linii telegraficznej, to linia ta wciąż będzie siedliskiem zakłóceń, m ających swe źródło w prądach pasorzytniczych.

W założeniu, że zdołaliśmy w jakikolw iek sposób ominąć tę pierw szą trud no ść, m usi­

my, pow tóre, uwzględnić oddziaływanie na linię telegraficzną zjawisk indukcyi elek tro ­ m agnetycznej, k tó re wyw ołuje blizka obec­

ność pojedyńozego przew odnika, mogącego przewodzić prąd naprzem ianny lub jedn ok ie­

runkowy'. Obwód o jednym drucie ma w rzeczy samej, postać asym etryczną, tak , iż sk u tk i indukcyi elektrom agnetycznej nie są już kom pensowane, ja k to się dzieje w tedy, gdy weźmiemy obwód o dw u d ru ta c h ró­

wnoległych.

Doświadczenia, poczynione w L an cey , w y­

kazały, że w razie dużej instalacyi o p rą ­ dzie jednokierunkow ym , niezbędna je s t od­

ległość przynajm niej 5 kilom etrow a, aby mo­

żna było z pew nością uniknąć zaburzeń na linii telegraficznej, biegnącej równolegle na znacznej przestrzeni.

W rezultacie, przyznać m usimy, że dale­

ko jeszcze jesteśm y od dokładnej znajom o­

ści całej tej kw estyi. To tylko pew na, że

Cytaty

Powiązane dokumenty

W Suiechowie powstał w latach 1760-1779 zespół kształceniowy składający się z sześciu szkół: niemieckiej szkoły elementarnej dla najuboższych, przygotowującej

Dość często spotykam się bowiem z sytuacją, że na oddziale pra- cuje kilkadziesiąt osób uprawnionych do dokonywania wpisów w dokumentacji medycznej, które mają do- stęp tylko

Końcowy etap badań eksperymentalnych z wprowadzonymi wcześniej wzmocnieniami stopy, okna i miejsca połączenia wysięgnika z pozostałą częścią słupa do

zbity obecność pary wodnej w atmosferze Marsa, albowiem pas A okazał się na nich znacznie mocniejszy aniżeli w widmie księ­.. życa, które, j a k wiadomo,

Tyla mówi szkoła francuska. Zależnie także od głębokości zm ienia się faun a morza.. G.. Fosy podwodne w zachodnim oceanie Spokojnym.. Starożytność rodzaju ludzkiego

Stosuje się także test znaków, zakładamy wtedy, że badana cecha ma rozkład ciągły w otoczeniu mediany. Tak postawione zadanie polega na estymacji funkcji, a nie liczby

Studenci realizujący kurs „Technologie paszowe i nawozowe nowej generacji”, zostali zaproszeni do zrealizowania jednodniowego szkolenia w Kędzierzynie-Koźlu.. Jednym z zadań

Warto´s´c maksy- malnego przep÷ ywu w sieci z wieloma ´zród÷ami i uj´sciami jest równa przepustowo´sci minimal- nego przekroju w tej sieci... Twierdzenie 12 (O przep÷ ywie